12498

Szczegóły
Tytuł 12498
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12498 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12498 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12498 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Zawistowska Helena Tajemnica Zatopionej Wyspy Z�oty W��. Kraj Rado�ci i Smutku Kiedy�, przed wiekami by�o gdzie� na �wiecie wielkie i pi�kne kr�lestwo, a mieszka�cy jego �yli szcz�liwie w dostatku i pokoju. Nie wiedzieli, co to bieda i wojna, nie znali te� innych nieszcz��. A dzia�o si� tak dlatego, �e rz�dzi� tym krajem kr�l m�dry i sprawiedliwy. Umia� broni� granic swego pa�stwa i pomna�a� bogactwa kraju, a jego poddani kochali go i szanowali. Nast�pca tronu, m�ody kr�lewicz Wit by� r�wnie dzielnym i szlachetnym rycerzem jak jego ojciec, a c�rka � �liczna, zawsze pogodna i weso�a kr�lewna Halszka, kt�r� wszyscy otaczali mi�o�ci� � nie zna�a trosk ani zmartwie�. Gdy dzieci kr�lewskie by�y jeszcze ma�e, mia�y nianie. Ach � c� to by�a za nadzwyczajna staruszka! Potrafi�a bez ko�ca snu� dziwne opowie�ci, a dzieci zapominaj�c o zabawach siedzia�y zas�uchane nieraz przez wiele godzin. Kiedy� staruszka powiedzia�a: Czy wiecie, �e zna�am pewn� wr�ke, kt�rej ukaza� si� Duch Puszczy? Opowiedz, nianiu, opowiedz! � prosi�y dzieci. � Czy zdarzy�o si� to naprawde? Tak, naprawde, jak prawd� jest, �e istnieje Duch Puszczy. Ale opowiem wam t� ciekaw� histori�, gdy doro�niecie. Teraz nawet nie pro�cie � tu niania westchn�a i zamilk�a. Halszka pami�ta�a dobrze o obietnicy niani i gdy sko�czy�a pietna�cie lat, uzna�a, �e jest doros�a i mo�e razem z Witem � starszym od niej o dwa lata � dowiedzie� si� o tej tajemniczej sprawie. Niania mieszka�a w ma�ym domku na ko�cu ogrodu, daleko od pa�acu kr�lewskiego, bo ju� nie trzeba by�o opiekowa� si� dzie�mi. To kr�lowa otacza�a j� teraz trosk�, tote� niczego jej nie brakowa�o. Halszka bardzo lubi�a biega� do niani; zawsze si� u niej znalaz�y jakie� smako�yki i nowe opowiastki. Ale historii o Duchu Puszczy i wr�ce niania nie chcia�a opowiedzie�. Jeszcze jeste�cie za mali, jeszcze�cie nie doro�li... � m�wi�a i dodawa�a tajemniczo � niech czas rado�ci trwa jak najd�u�ej dla wszystkich w tym kraju. Tak, to by� prawdziwy Kraj Rado�ci, a ludzie my�leli, �e tak b�dzie zawsze. Ali�ci sta�o si� inaczej, a sprawc� nieszcz��, kt�re spad�y na kr�lestwo, by� straszny czarnoksi�nik Grum. Ogromny i ponury siedzia� w g�rach na niedost�pnych ska�ach, po�r�d podniebnych szczyt�w, gdzie nie docierali ludzie ani nawet zwierz�ta. Jedn� nog� wspiera� si� o gra�, drug� o ska��, a na najwy�szej g�rze ustawi� olbrzymi� lunet�, przez kt�r� widzia� ca�y �wiat i m�g� ogl�da� ka�dy kraj, jaki tylko chcia�, i ka�de morze, a tak�e bieg rzek i ruchy gwiazd. Podpatrywa� ludzi we wszystkich zak�tkach ziemi i wybiera� sobie to, co mu si� podoba�o, a potem zagarnia� dla siebie. Bo trzeba wiedzie�, �e umia� unosi� si� w powietrzu, na wyczarowanych skrzyd�ach, ale czyni� to tylko w ciemne, ponure, bezksi�ycowe noce. Wtedy lecia� w�r�d chmur jak czarny, z�owrogi, ogromny ptak i potajemnie zagarnia� upatrzon� zdobycz. Nikt nigdy go nie widzia�, nikt nawet nie wiedzia� o jego istnieniu, a gdyby nawet wiedzia�, nie m�g�by w �aden spos�b odebra� swoich skarb�w rabusiowi, bo niechybnie by zgin��. Kiedy� dawno zdarzy�o si�, �e zobaczy� go pewien dzielny rycerz, kt�ry chcia� dosi�gn�� mieczem czarownika. Lecz Grum uni�s� si� w g�r� i zabi� go jednym uderzeniem skrzyd�a. Nikt nigdy nie dowiedzia� si�, dlaczego m�ny rycerz straci� �ycie. Tak wi�c Grum bez przeszk�d zape�nia� skarbami swe skalne groty i by� zadowolony. Ale po pewnym czasie znudzi� si� z�otem le��cym w jaskiniach i zapragn�� czego� wi�cej: zapragn�� rz�dzi� w�r�d ludzi. Pozazdro�ci� szcz�cia rodzinie kr�lewskiej i ludziom w Kraju Rado�ci. Postanowi� zaw�adn�� tym pa�stwem, a syna swego uczyni� kr�lem. Syn jego zwa� si� Wielkolud-Czarnolud. I tak te� wygl�da�: ogromny, zwalisty i nieokrzesany, czarny jak noc, przy tym g�upi, ale za to pos�uszny woli ojca. My�la� Grum d�ugo, obmy�la� r�ne sposoby, a gdy wreszcie u�o�y� plan, wezwa� Czarnoluda i pouczy� go, co ma czyni�, aby zdoby� kr�lestwo. Potem przez szereg dni pokazywa� mu przez lunete Kraj Rado�ci, rodzine kr�lewsk� i kr�lewicza Wita, nakazuj�c, aby wszystko dobrze zapami�ta�. Wreszcie pewnej nocy przypi�� skrzyd�a, wzi�� syna za r�k� i polecieli. Zatrzymali si� w lesie, kt�ry niby pier�cieniem otacza� stolic� i si�ga� ogrod�w kr�lewskich. Wiedzia� Grum dobrze, �e Wit zwyk� wczesnym rankiem przechadza� si� po ogrodzie, a nierzadko zapuszcza� si� do lasu, gdy� lubi� samotne w�dr�wki. Tak by�o i tego dnia. O �witaniu szed� kr�lewicz le�n� dr�k�, weso�o pogwizduj�c, gdy nagle, ni z tego, ni z owego pojawi� si� przed nim, jakby jaka� zjawa, straszliwy czarnoksi�nik. Kr�lewicz nie zl�k� si�, doby� miecza, ale zanim dosi�gn�� ostrzem wroga, Grum czarami strasznymi zakl�� go i przemieni� w z�otego w�a. Potem wyprowadzi� na dr�k� syna swego, by zn�w u�y� swej mocy czarnoksi�skiej. I oto potworny Czarnolud sta� si� pi�knym kr�lewiczem Witem, a ojciec rzek� do niego:� Jeste� teraz kr�lewiczem i wiesz, co masz robi�. Id� do pa�acu, nikt nie pozna, kim jeste� naprawd�. Tymczasem w�� zwija� si� i sycza�, bo wszystko rozumia�, ale nie m�g� nic powiedzie�. Grum za�mia� si� i rzek�:� Dlaczego si� skar�ysz? Ciesz si�, �e �yjesz, mog�em przecie� ci� zabi�, ale wol� mie� ci� �ywym, bo jeszcze mi si� przydasz. Tak, tak, z pewno�ci� b�dziesz mi jeszcze potrzebny. A teraz dam ci nawet na mieszkanie m�j wspania�y Bagienny Zamek. Aby� si� nie nudzi�, b�d� ci� tam czasem odwiedza�. Ha, jeste� nawet �adny, masz z�ote �uski, ale oczy twoje wcale mi si� nie podobaj�. S� za m�dre jak na takiego gada. Przyznaj�, to mi si� nie uda�o, ale trudno, ju� nic nie poradz�. Potem chwyci� w�a za ogon i wpakowa� go do worka. Ca�y dzie� przesiedzia� w najwi�kszym g�szczu le�nym, a noc� polecia� wraz ze z�otym w�em do Bagiennego Zamku. A tymczasem w pa�acu przygotowywano si� do uroczysto�ci, bo akurat w tym dniu przypada�y urodziny kr�lewicza. Ju� od rana zje�d�ali go�cie, a w po�udnie nakryto sto�y do uczty. Tylko jeszcze Wita brakowa�o, ale wszyscy my�leli, �e chce si� pokaza� w ostatniej chwili. A Czarnolud kr��y� po lesie, przypatrywa� si� z daleka go�ciom i zwleka�, bo nigdy dot�d nie by� w�r�d ludzi i teraz ba� si�, �e zostanie rozpoznany. Wreszcie zebra� si� na odwag� i ruszy� do pa�acu. I oto kr�lewicz niekr�lewicz wkroczy� do sali. A nikt nie wiedzia�, kim jest naprawde ten pi�kny m�odzieniec, u�miechni�ty i strojny. Powitano go g�o�nymi okrzykami: �Hura! Wiwat! Niech nam �yje!� � i za�piewano: �Sto lat, sto lat niech �yje, �yje nam...�. Zdziwi�a Czarnoluda ta uroczysto��, bo nic nie wiedzia� o urodzinach kr�lewicza. Grum, taki przebieg�y i sprytny, zapomnia� mu o tym powiedzie�! Ca�y dzie� min�� przyjemnie na zabawach i rozmowach. Czarnolud nie spodziewa� si�, �e udawanie Wita b�dzie tak proste. Teraz bardzo mu si� to podoba�o i zapragn�� zosta� jak najpr�dzej kr�lem. Wieczorem, gdy go�cie ju� si� rozjechali, a kr�l i kr�lowa, uca�owawszy go, poszli spa�, Czarnolud zosta� sam z Halszk�. Wtedy spyta� nierozwa�nie: � Powiedz mi, Halszko, dlaczego �piewano na moj� cze��, po co by�y wiwaty, uczta i ca�e to �wi�to? Halszka by�a niezmiernie zdziwiona tym pytaniem, a nawet przestraszona. � Jak to? Co z tob�, braciszku? Och, czy�by� straci� pamie�, �e zapomnia�e� o swoich w�asnych urodzinach? Czarnolud spostrzeg�, �e pope�ni� b��d, wi�c za�mia� si� i powiedzia�, �e �artowa�, uca�owa� siostr� i poszed� do swojej sypialni. Od tego dnia dobrze si� wiod�o Czarnoludowi na dworze kr�lewskim. Ale Halszka, kt�ra nikomu nie powiedzia�a o swojej rozmowie z Witem, by�a troche niespokojna i zacz�a przygl�da� mu si� pilnie. Kocha�a bardzo swego brata i odczu�a, �e nie jest on dla niej tak czu�y jak dawniej, a tak�e dostrzeg�a drobne r�nice w ruchach i w mowie, czego nie zauwa�yli inni. Raz nawet pomy�la�a: �Wit to, czy nie Wit? Niby on, ale jakby nie on�. Lecz zaraz odrzuci�a t� my�l. A. pewnego dnia zrozumia�a z przera�eniem, �e nie jest jej bratem, bo nic nie wiedzia� o tym, �e niania obieca�a im opowiedzie� histori� o Duchu Puszczy, a przecie� oboje czekali z niecierpliwo�ci� a� dorosn�, aby us�ysze� t� niezwyk�� opowie��. Istotnie, tak�e Grum nie wiedzia� o tej obietnicy, mo�e dlatego, �e Duch Puszczy by� jego najwiekszym wrogiem, z kt�rym nieraz musia� si� �ciera�. P�nym wieczorem kr�lewna wymkn�a si� z pa�acu i pobieg�a do ma�ego domku. Niania powita�a j� z rado�ci�, ale odrazu zauwa�y�a, �e sta�o si� nieszcz�cie, bo kr�lewna by�a blada i przestraszona. Przytuli�a si� do staruszki i powiedzia�a:� Ach, nianiu, ratuj. M�j ukochany brat znikn��, a na jego miejsce przyby� z lasu kto� obcy, tak podobny do Wita, jak jedna kropla wody do drugiej. Jestem tego pewna, pozna�am po wielu znakach, cho� nikt inny niczego nie zauwa�y�. C� si� sta�o z mym braciszkiem i co czeka nas wszystkich? � Spokojnie, dziecinko � niania pog�aska�a j� po g�owie. � Zaraz wszystko sprawdzimy. Rozpali�a ogie� na kominku i poczeka�a a� polana si� zw�gl�. Potem d�ugo patrzy�a w tl�ce si� g�ownie i rozsypane iskry.� Widz�, Halszko, widz�. W jakiej� sali na kobiercu skr�cony w k��bek �pi z�oty w��. To tw�j brat. Ten, kt�ry przyby� tu jako Wit, nie jest prawdziwym Witem. Ale na razie nic nikomu nie m�w. Przyjd� jutro wieczorem, zn�w rozpal� ogie� i na pewno zobacz� co� wi�cej, a wtedy b�d� wiedzia�a, co nale�y robi�. Wr�ci�a kr�lewna do pa�acu, wesz�a do sali jadalnej, a tam para kr�lewska z dworzanami i go��mi zasiada�a w�a�nie do wieczerzy. Wit, weso�y i u�miechni�ty, prowadzi matk� do sto�u, ca�uje w r�k�, potem w policzek. Nie wytrzyma�a biedna Halszka i krzykn�a: Nie jeste� mym bratem! Jeste� jakim� z�ym czarownikiem, skoro potrafi�e� przybra� jego posta�. Oddaj mi mego brata! Wszyscy struchleli, porwali si� z miejsc, kr�lowi korona spad�a z g�owy i potoczy�a si� po posadzce, a Czarnolud stan�� jak skamienia�y. Wtem czar prys� i oto na oczach wszystkich zebranych kr�lewicz w jednej chwili zmieni� sw� posta�. Z pi�knego ch�opca nic nie pozosta�o � twarz szpetna, wykrzywiona, w�osy czarne, nos gruby, oczy wy�upiaste, zza warg b�ysne�y ostre k�y, a ca�a posta� ros�a i ogromnia�a, a� kud�at� g�ow� dosi�g�a sufitu. Wszyscy krzyczeli z przera�enia i grozy, kr�lowa zemdla�a, Halszka wybuchn�a p�aczem, niekt�rzy uciekali z sali, jedni przez drzwi, inni przez okna. A Czarnolud mrucza� co� niezrozumiale, jak nied�wied�, i spogl�da� po sali dzikim wzrokiem. Potem wyczo�ga� si� przez podwoje pa�acu i wielkimi krokami odszed� w stron� g�r. Rozgniewa� si� strasznie czarnoksi�nik Grum, �e syn jego nie potrafi� zosta� kr�lem. � Precz z moich oczu! � krzykn��. � Id� do Bagiennego Zamku i zabij Wita, ale cz�owieka, nie w�a. Ach, c� si� dzia�o na dworze kr�lewskim tej nocy! Kr�lowa ci�ko zachorowa�a, kr�l zebra� nadzwyczajn� rad�, a Halszka o �wicie zn�w pobieg�a do niani i o wszystkim jej opowiedzia�a. Mo�e to i dobrze, �e si� tak sta�o � rzek�a staruszka. � Przynajmniej mog� si� domy�la�, jaki to czarownik na nas nast�puje. B�d� teraz przez siedem nocy patrze� w ogie�. Musisz cierpliwie czeka�. Potem powiem ci, co trzeba robi�. I tak jak powiedzia�a, rozpali�a ogie� na kominku i przez siedem nocy od wieczora do �witu patrza�a w �ar i iskry na palenisku. Gdy kr�lewna przysz�a �smego dnia, staruszka rzek�a: � Spotka�am r�ne dziwne rzeczy w swym d�ugim �yciu, ale tak niezwyk�ych jak te, kt�re mi si� ukaza�y, jeszcze nie widzia�am. S�uchaj wi�c: w nocy tw�j brat jest cz�owiekiem i walczy na szpady z Wielkoludem, kt�ry chce go zabi�. O �wicie staje si� zn�w z�otym w�em, a Wielkolud zasypia na dzie� ca�y. Je�li kr�lewicz cho� o chwil� d�u�ej ni� trwa noc pozostanie cz�owiekiem, zabije Wielkoluda, bo ten, cho� du�y, jest s�aby, a o �wicie tak zm�czony, �e nie mo�e ruszy� r�k�. To chyba ten sam Wielkolud, kt�ry tu udawa� Wita. Ale on jest g�upi i leniwy. Na pewno kto� inny nim kieruje i teraz kaza� mu zabi� kr�lewicza. Kto to jest � tego dobrze nie wiem, mog� si� tylko domy�la�, lecz wiem, co mo�e uratowa� Wita. Przyszed� czas, abym ci opowiedzia�a o Duchu Puszczy. Wr�ka, o kt�rej wspomnia�am, by�a moj� babk�, nazywa�a si� Nona. Dlatego i ja znam niekt�re tajemnice i umiem troch� wr�y�. Ale Nona by�a prawdziw�, wielk� wr�bitk� i zna�a sprawy, o kt�rych nie wiedzieli zwykli ludzie, zna�a si�y tajemne dobre i z�e, ale nie mia�a mocy, aby nimi kierowa�. Ot� zdarzy�o si�, �e spotka�a Ducha Puszczy, kt�ry powiedzia�: �Wydar�em potworowi z g�r cz�stk� jego mocy, kt�r� umie�ci�em w tym talizmanie. We� go i pilnuj jak �renicy oka, a by�mo�e b�dzie potrzebny, gdy cz�owiek wyjdzie z w�a, aby do� nie wr�ci��. Duch Puszczy, je�li si� ujawnia, m�wi bardzo tajemniczo. Nona, wiedz�c o tym, stara�a si� zrozumie�, o co chodzi, ale nawet ona nie potrafi�a rozwi�za� tej zagadki. Umieraj�c, powt�rzy�a mi s�owa Ducha Puszczy i kaza�a strzec talizmanu. Spe�nia�am jej wol�. Przeczucie mi m�wi�o, �e wydarzy si� co� z�ego, cho� r�wnie� nie rozumia�am znaczenia tamtych s��w. Teraz sta�y si� one dla mnie jasne: talizman jest broni� przeciw czarom. Trzeba zawiesi� go na szyi kr�lewicza tu� przed �witem, wtedy nie przemieni si� on w w�a i b�dzie m�g� zabi� Wielkoluda. Ale kto p�jdzie z talizmanem? � Ja p�jde, nianiusiu! � zawo�a�a Halszka. � A czy wiesz, dziecko, jaka to droga? Trzeba przej�� przez knieje pe�n� dzikich zwierz�t i strach�w. A zamek �w, gdzie jest tw�j brat, stoi na moczarach. Trzeba przej�� przez grz�zawiska, bagna zdradliwe, wci�gaj�ce. Nikt tam dot�d nie by�, nikt nie widzia� Bagiennego Zamku, nikt nie wie, co si� tam dzieje, bo jest on we w�adaniu czarownika z g�r. To nic, p�jde, niczego si� nie boj�. Daj mi ten talizman, nianiu, i nie pr�buj odradza�, ufam, �e mi si� powiedzie. Staruszka zawiesi�a na jej szyi �a�cuszek z talizmanem i rzek�a: � B�g ci� poprowadzi, dziecko. Jeste� dobra i dzielna. Mo�e twoje gor�ce serce pokona z�e czary, bo nikt inny nie b�dzie m�g� ci pom�c. Nast�pnego dnia, jeszcze przed �witem, kr�lewna wymkn�a si� potajemnie z pa�acu i posz�a lasem w stron� wschodz�cego s�o�ca, tak jak nakaza�a jej niania. Od tej pory nikt jej nie widzia�. Szukano kr�lewny wiele dni i nocy, wreszcie zaprzestano. Gdy stracono wszelk� nadziej�, stary kr�l i kr�lowa z rozpaczy umarli. Niania nic nikomu nie powiedzia�a, tylko co noc patrzy�a w ogie� i czerwone w�gle, ale ju� nigdy nic nie zobaczy�a. Wreszcie i ona umar�a. Min�� rok, dwa i pi��. Pa�ac opustosza�, dworzanie si� wynie�li; jeszcze tylko ogrodnik uprawia� ogr�d, a str� nocny odp�dza� wilki, jeszcze drwale r�bali las, kt�ry wdziera� si� do parku, ale i ci wreszcie odeszli lub umarli, nie wiadomo. Dzika ro�linno�� pokry�a ogr�d, nied�wiedzie spacerowa�y po salach pa�acu i szuka�y tam legowisk na zim�, w wie�y trzepota�y nietoperze i kruki. I w ca�ym kraju �le si� dzia�o, bo c� to za kr�lestwo bez kr�la. Nikt nie pilnowa� porz�dku i przestrzegania praw. Na drogach grasowali rozb�jnicy, w miastach rozplenili si� z�odzieje i oszu�ci. A czarnoksi�nik Grum m�ci� si� za syna i cho� nie potrafi� samego siebie przemieni� w kr�la, rz�dzi� z ukrycia: posy�a� z g�r w doliny z�e duchy, kt�re m�ci�y w�r�d ludzi, popychaj�c ich do z�ych czyn�w i niszcz�c potajemnie dobytek. �Czary, czary � m�wili ludzie. � By�o byde�ko na ��ce � i nie ma�. �Dziwy, dziwy � m�wili inni. � By� pi�kny dzwon na wie�ycy ko�cielnej � i nie ma dzwonu�. Tak, teraz to by� prawdziwy Kraj Smutku. Duch Puszczy A tymczasem, gdzie� w ma�ej wiosce pod lasem, nad rzek�, dorasta� ch�opiec imieniem Bolko. Dobry to by� ch�opak, kocha� swych rodzic�w, by� im pos�uszny i pomaga� w pracy. Zim� chodzi� do wiejskiej szk�ki, latem w wolnych chwilach gania� z ch�opakami po ��kach, p�ywa� ��dk�, �owi� ryby i w�a�ciwie niczym nie r�ni� si� od swych r�wie�nik�w. Ale i tu, w tym oddalonym zak�tku s�yszano o tym, �e nie ma kr�la, �e �le si� dzieje w kraju, cho� jak dot�d nikt nie niepokoi� biednych kmieci w le�nej wioseczce. Tote� Bolko �y� beztrosko, a z ka�dym rokiem stawa� si� silniejszy i m�drzejszy; coraz bardziej te� lubi� samotne w�dr�wki. Najbardziej upodoba� sobie las. Lubi� b��ka� si� w�r�d drzew, s�ucha� szumu wiatru w listowiu i �piewu ptak�w. Zaprzyja�ni� si� ze zwierz�tami le�nymi, pozna� �ycie kniei. Ale by� ciekaw, co jest dalej, w g��bi lasu, i marzy� o tym, �e kiedy� p�jdzie daleko, daleko, by dotrze� do serca puszczy, by pozna� jej tajemnice. Razu pewnego zaszed� w las dalej ni� zwykle, a gdy si� zm�czy�, spocz�� na s�onecznej polanie. Nagle zobaczy� co� niezwyk�ego, co� przedziwnego. Oto spod zwalonego, omsza�ego pnia wype�z� powoli ogromny w��. Gdy znalaz� si� w miejscu, gdzie s�o�ce pada�o na murawe, cielsko jego zab�ys�o w skr�tach, ka�da �uska zal�ni�a z�otem. A na g�owie �uski by�y podniesione � jakby korone z�ot� tworzy�y na �bie w�a. Bolko sta� znieruchomia�y, zdumiony, nie mog�c oczu oderwa�, nie mog�c s�owa wyrzec. A w�� podni�s� �eb i patrza� na Bolka d�ug� chwil�. Potem spu�ci� g�ow�, ruszy� w las i znikn�� w g�stwinie. Bolko przetar� oczy, zn�w spojrza�, ale w�a ju� nie by�o, pozosta� tylko �lad na wygniecionej trawie. Strach ogarn�� ch�opca. Przecie� nigdy nie s�ysza�, aby w�� m�g� by� z�oty i nigdy nie widzia� podobnego, cho� zna� wszystkie zwierz�ta le�ne, widywa� r�ne w�e i nie ba� si� ich. Ale ten? Bolko pogna� bez tchu przez las, przez ��k� do domu. Tam opowiedzia� rodzicom i s�siadom o z�otym w�u. Ale nikt mu nie uwierzy�, a nawet �miano si� z tego przywidzenia i radzono, by nie chodzi� do ciemnego lasu. A Bolko nic, tylko my�la� o swym w�u. Pami�ta� dobrze jego zielone oczy, kt�re tak si� w niego wpatrywa�y, jakby chcia�y co� powiedzie�, co� wyrazi�, ale co, Bolko nie wiedzia�. Od tego czasu sta� si� dziwny jaki�, to niespokojny, to cichy bardzo. Min�a jesie�, zima i wiosna. Podrostkiem by� ju� Bolko, gdy pewnego razu pasa� z innymi ch�opakami konie pod lasem. O zmroku rozpalili ognisko, ziemniaki piekli, �piewali, gwarzyli. A� zasn�� ch�opczyna, a po przebudzeniu nikogo przy nim nie by�o. Tylko konie parska�y, mg�a snu�a si� od rzeki, a nad borem zachodzi�o s�o�ce w czerwieni. Zaduma� si� Bolko, zapatrzy� na to zachodz�ce s�o�ce. Wtem wyszed� z lasu stary cz�owiek, drwal chyba, bo z siekier� w r�ce. Ale niezwyczajny to by� starzec: ogromny, a d�ugie, bia�e w�osy i bia�a jak �nieg broda prawie zas�ania�y mu twarz i piersi. Bolka ogarne�o przera�enie, ale cz�owiek �w u�miechn�� si�, siad� przy ognisku, popatrza� chwil� na niego i rzek�: � C� to, Bolko, sam tu zosta�e�, patrzysz w niebo, a c� tam widzisz? � S�o�ce si� pi�knie chowa za las, dziadku. Ob�oki rozpostarte mieni� si� wok� niego czerwono, a wy�ej leg�y chmurki siwe, dymne, po brze�kach jak poz�ot� poci�gni�te. Niebo za� niby cicha woda nad piaszczystym dnem, jakby przezroczyste, a dalej ciemnieje, a. na wschodniej stronie podobne do wody w czas burzy: mroczne i gro�ne, a� strach patrze�. � Pi�knymi s�owy opowiedzia�e� mi to, czego moje stare oczy ju� nie widz�. A czy wiesz, do jakich rzeczy jeste� przeznaczony? � Ja? Przeznaczony? � A czy wiesz, �e kr�la nie mamy i �le si� dzieje w kraju? � Cosik s�ysza�em, nie wiem... � Trzeba ratowa� kr�la. �A gdzie. on jest? Patrzy Bolko, a drwal robi si� coraz wi�kszy, brwi bia�e nastroszy�, r�ce roz�o�y�. Zl�k� si� Bolko, ledwo wyj�ka�: � Dziadku, kto ty? O jakim ratowaniu m�wisz? Dziad zacz�� m�wi�, lecz Bolko nic nie rozumia�: Hen, gdzie� na moczarach, Na bagnach, na mszarach, Po�r�d trz�sawiska Wida� cie� zamczyska. Tam w ka�d� noc skrycie Walcz� o swe �ycie Rycerz z Wielkoludem Strasznym Czarnoludem... I dalej ci�gn�� dziad: � Id� w las prosto na wschodz�ce s�o�ce, a d�ugo i�� b�dziesz, a. zajdziesz tam, gdzie nikt nie doszed�, ni cz�owiek, ni zwierz, ni ptak... Podni�s� r�ce do g�ry, rozczapierzy� palce, by� ju� ogromny, stawa� si� ca�y bia�y jak jego w�osy. � Dziadku, co wam? � wyszepta� Bolko w przera�eniu wielkim. � Jaki rycerz? Co za Czarnolud? A starzec swoje: Rycerz � kr�l zaczarowany, Pe�za z�oty w�� lasami, Szuka tego co zgubione, Dawno, dawno utracone...� Z�oty w��, z�oty w��... � be�kota� Bolko. � Jest, widzia�em... Czego� szuka? Co zgubione? Ale starzec jakby si� rozp�ywa� i nie by� ju� podobny do cz�owieka, lecz do bia�ego ob�oku, ale wci�� m�wi�: Li�� d�bu str�cony, Talizman zgubiony, Wraca w sk�re w�a Cz�owiek bez or�a. Kto� znajdzie zgubione, W lesie porzucone, Kto� znajdzie zgubione, Dawno utracone... Bia�y ob�ok zacz�� si� rozp�ywa�, a� stopi� si� z mg�� wieczorn� i tylko jeszcze s�ycha� by�o cichn�cy g�os: Kto� znajdzie zgubione, W lesie porzucone... Bolko krzykn�� strasznie i pad� bez �ycia na ziemi�. Przybiegli ch�opcy, zanie�li go do chaty. I le�a� Bolko w gor�czce przez trzydzie�ci dni. Bredzi� o Czarnoludzie, co� o w�u, o czarach i moczarach, o kr�lu, a nikt nie m�g� zrozumie� jego s��w. Kiedy wreszcie gor�czka go opu�ci�a i oprzytomnia�, zapad� Bolko w milczenie. Nie odzywa� si� do nikogo, nawet do swych ukochanych rodzic�w, a ci�gle my�la�. O czym? Nikt nie wiedzia�. A. kt�rego� dnia przynie�li mu ch�opcy siekierk�. � W popiele ogniska j� znale�li�my, pewnie twoja, ale niezwyczajna jaka� � rzekli. A tak, �elazny obuch stopiony by� razem z �ele�cem, nieosadzony na drzewcu jak zwykle. To drwala � przypomnia� sobie Bolko. Dajcie mi j� � powiedzia�. Tej�e nocy zawi�za� bochenek chleba w chust�, przygotowa� mocny kij, siekierk� za pas wsun��. Potem, �eby nie martwi� rodzic�w, napisa� na drzwiach w�glem wyj�tym z pieca: �Nie turbujcie si�, wr�c� zdrowy� i cichcem wyszed� z domu o �wicie. Szed� Bolko borem, a s�o�ce wschodz�ce zagl�da�o mu w oczy spomi�dzy drzew, ptaki ranne �piewa�y, rosa nogi moczy�a. Ale nie by�o mu lekko na duszy. Id�c, rozpami�tywa� zdarzenie przy ognisku, przypomina� sobie s�owa przedziwnego starca, ale nie umia� ich powi�za�, bo nie wiedzia�, co si� zdarzy�o ongi� na dworze kr�lewskim. A kim by� �w niby-drwal: czarownikiem? Z�ym czy dobrym duchem? I czemu jasno nie rzek�, co i jak? Ale nakaza� i��, wi�c Bolko szed�. Jedno rozumia�, �e musi p�j�� na moczary, musi znale�� jaki� talizman i pom�c kr�lowi, kt�ry jest zakl�ty w w�a. Ale jak tego dokona� i co oznaczaj� s�owa drwala, nie wiedzia�. Czu� tylko, �e jest jaka� straszna tajemnica, kt�r� on rozwi�za� musi. Szed� dzie� ca�y, a wieczorem zm�czony wielce siad� pod roz�o�ystym d�bem i zasn�� twardym snem. Obudzi� si� o �wicie i c� ujrza�? Oto wiele male�kich niebieskich ludzik�w biega�o po ga��ziach d�bu, a tak lekko, jakby to by�y puszki gnane wiatrem. Przypatrywa� im si� Bolko ze zdumieniem, bo nigdy nie widzia� nic podobnego, cho� przecie� zna� las i kocha� drzewa. Nagle us�ysza� jaki� d�wi�czny, cie�ki g�osik, kt�ry co� wy�piewywa�. Po chwili ukaza� si� na pobliskiej ga��zce male�ki ch�opiec, nie wi�kszy od d�oni Bolka. By� ubrany ca�y na zielono, a w r�ce trzyma� ma�� szabelk�, kt�r� zr�cznie wymachiwa�, odganiaj�c owady i motyle, je�li tylko podlatywa�y do drzewa. �mia� si� przy tym, pod�piewywa� i niezwykle zr�cznie przeskakiwa� z ga��zi na ga���. Wtem zobaczy� Bolka i zawo�a�: � Cz�owiek! W jednej chwili niebieskie ludziki znikn�y, ale zielony malec pozosta� i ciekawie przygl�da� si� Bolkowi. � Kto� ty? � spyta� Bolko. � Jak to? Widzisz mnie? � Widz� i s�ysz�, a te tam niebieskie czemu uciek�y? � Nie uciek�y, ale sta�y si� niewidzialne. Widzisz nas, a to znaczy, �e jeste� wybrany przez Ducha Puszczy. Ja jestem Rycerzem D�bowego Drzewa, nazywam si� Ro, a to by�y Duszki Koronne, czyli Dzienne, bo w nocy �pi�. Dbaj� o korone drzewa, aby listki nie usycha�y, aby �o��dzie nie spada�y za wcze�nie; a s� jeszcze inne duszki � Korzenne, Nocne, te pilnuj� korzeni, a s� tak ma�e, �e nazywam je Duszki-Maluszki. Wszyscy jeste�my niewidzialni dla zwyk�ych ludzi, zreszt� prawie nigdy ich tu nie spotykamy. � A dlaczego odganiasz owady? � Chroni� m�j d�b � powiedzia� Ro z dum�. � Wiesz chyba, �e motyle sk�adaj� jajeczka na li�ciach. Z jajeczek wychodz� g�sienice, kt�re zjadaj� li�cie. S� te� okropne muchy galas�wki. Robi� b�ble na li�ciach, z nimi staczam nieraz ca�e bitwy. Ale ja umiem walczy�! Patrz, jaki m�j d�b jest zielony i zdrowy. Tote� jest mi rado�nie, �piewam i �artuj�, roz�mieszam innych. Weso�o jest w lesie, tylko ludzie o tym nie wiedz�. Tu Ro machn�� szabelk� a� zamigota�o. Potem zawo�a�: � Nie b�jcie si�, ten cz�owiek nale�y do lasu! W jednej chwili Duszki Koronne sta�y si� widzialne, a Korzenne, cho� w dzie� �pi�, wysz�y spod korzeni d�bu, aby popatrze� na cz�owieka. Bolko zauwa�y�, �e duszki i rycerzyki innych drzew siad�y na ga��ziach i patrzy�y ciekawie, co tu si� dzieje. � A jak ty si� nazywasz? � spyta� Ro. � Bolko. � O, patrzcie, idzie paj�czyca � szczebiota� dalej Ro. � Wiesz, Bolko, ona �wietnie prz�dzie paj�czyne, ale jest straszn� z�o�nic�. Dlatego nazywam j� J�dz�-Prz�dz�, c�, kiedy ona nie zna si� na �artach. Czasem czai si� na biedne �uczki i spada na nie z g�ry na swojej nici. Wi�c uprzedzam je i wo�am: Uwaga�a! J�dza-Prz�dza Paj�czyca Zje�d�a z ksi�yca!... �uczki w nogi, a ona ze z�o�ci� targa nici�. Raz ni� si� zerwa�a, paj�czyca spad�a i pot�uk�a si�. Nie mog�a mi darowa�. Patrz, patrz, nosi do dziupli jakie� �miecie. � I za�piewa� na ca�y g�os: Nasza mi�a paj�kowa Wielkie skarby w dziupli chowa, Przyjdzie dzi�cio�, zje paj�ka, Smutna dla nas to roz��ka. Wszyscy si� �miali, nawet Bolko, a paj�kowa a� dygota�a ze z�o�ci i pobieg�a truchtem jak najdalej od z�o�liwca. Wkr�tce pracowite duszki wr�ci�y do swych obowi�zk�w, a Ro biega� po ga��zkach, macha� szabelk�, walczy� z motylami, a jednocze�nie rozmawia� i �piewa�. Bolko powiedzia�: � S�uchaj, Ro, powiedz mi, jak wygl�da Duch Puszczy? � On nie ma postaci. Mo�e wygl�da� jak cz�owiek, albo jak dym. � W takim razie masz racj�. On by� u mnie i nakaza� mi i�� daleko w g��b puszczy. Czy s� tam moczary? � S�. � Powiedz mi, Ro, mo�e co� wiesz o kr�lu zakl�tym? O z�otym w�u? Ja du�o wiem, ale gdy zaczynam m�wi� o sprawach tajemnych, zawi�zuj� mi si� j�zyk i nie mog� nic powiedzie�. � �artujesz chyba! � Nie wierzysz? Zaraz zobaczysz. Rycerzyk pomy�la� i zacz�� �piewa�. Or�y czarne przylecia�y, Li�cie d�bu postr�ca�y... Ale w tej chwili skrzywi� si� i zamilk�. Potem zabe�kota� pr�dko: Bije skrzyd�em kania bystra, Walczy z or�em o talizman... Zamilk� na dobre i wyci�gn�� j�zyk. Rzeczywi�cie! Jego cienki j�zyczek by� zawi�zany na supe�ek. Biedny, dzielny rycerzyk Ro! Po dobrej chwili m�g� ju� m�wi�. � Sam widzisz, nie wolno mi. Wi�cej powie ci Duch Puszczy, ale te� nie wszystko, bo czarownik Grum jest mocniejszy � tu uderzy� si� d�oni� w usta. � Nic wi�cej nie powiem. � Wiesz co? � Bolko wpad� na pomys�. � Nie musisz nic m�wi�. Ja b�d� pyta�, a ty kiwaj g�ow�: tak lub nie. � Dobrze, doskonale! � Czy talizman zdejmie czar z kr�la? Ro energicznie kiwn�� g�ow� na �tak�.� Czy mam szuka� talizmanu w drodze na moczary? Ale Ro nie m�g� poruszy� g�ow�. Ca�y znieruchomia�, zdr�twia� i chwyci� si� za kark. Szyja mi zesztywnia�a � j�kn��. � Co teraz b�dzie? Bolko stropi� si� bardzo.� Biedaku, ju� nie b�dziemy o tym rozmawia�. Och, co ja zrobi�em! Nawet kiwn�� g�ow� ci nie wolno! Ale po chwili sztywno�� min�a i Ro sta� si� znowu ruchliwy i weso�y. � To nic � rzek�. Wtem spostrzeg� siekierk� za pasem Bolka. � Jeste� wybra�cem � powiedzia� z powag� � las b�dzie ci� szanowa�. Musisz ju� i��, bo to daleko, daleko... � Tak, p�jde ju�. Pomog�e� mi, rycerzyku, b�d� zdr�w, polubi�em ci� szczerze. Bolko wsta�, ale gdy odchodzi�, dobieg� go jeszcze �piew rycerzyka: Czarny diabe� wszystko wie Co to by�o, jak i gdzie... Ro zakrztusi� si�, zakaszla� i umilk�. Bolko odwr�ci� si�, lecz ju� nie zobaczy� rycerzyka, kt�ry skry� si� w g�stym listowiu. Szed� Bolko, szed� i sk�ada� w my�li wszystko, co widzia� i s�ysza�. Duch Puszczy mnie wybra� � rozmy�la� � wi�c musz� ufa�, �e mi dopomo�e, bo tylu rzeczy nie rozumiem i nie b�d� wiedzia� w przysz�o�ci, jak mam post�pi�. Ach, i jeszcze ten diabe�, jakby ma�o mi by�o czarnoksi�nika. Ale trzeba b�dzie tego diab�a jednak poszuka�, nie na pr�no Ro o nim gada�, cho� musia� przy tym cierpie�, biedak. B�r stawa� si� coraz g�stszy, a� wszed� Bolko w mroczn� kniej�, w dziki ost�p. Nierzadko nied�wied� ogromny drog� mu zagradza� lub wilk chy�kiem goni� z ty�u. Bolko macha� siekierk� dla obrony i dziwi� si�, �e zwierz dziki zaraz mu ust�powa�. Ci�� chaszcze cierniste przed sob�, a droga zaraz wolna i g�adka przed nim si� s�a�a. Tak szed� dni czterdzie�ci. Sypia� na mchu, jad� jagody, piek� grzyby. Widzia� na ka�dym drzewie duszki i rycerzyki biegaj�ce po ga��ziach, pozdrawia� je i u�miecha� si� do nich, czasem co� zagada�, a one dziwi�y si�, �e je widzi. A� czterdziestego dnia w po�udnie zobaczy�, �e niedaleko w zaro�lach jakby si� co� ruszy�o. Chyba zwierz jaki � pomy�la� � pewnie du�y. Stan��, a z g�stwiny wysz�o pokraczne jakie� stworzenie. Cz�owiek to by�, stary, przygarbiony, ca�y czarny, w�osy mia� kud�ate, a oczy zal�knione. � Kto� ty? � zawo�a� zdumiony Bolko. Cz�ek przestraszy� si� i wskoczy� do wykrotu, po chwili jednak wylaz�, kucn�� pod krzakiem i powiedzia�: � Ja, paniczu, stary smolarz. P� wieku tu siedz�, smo�� z karczy wytapiam, alem nigdy ludzi tu nie widzia�. Smo�� raz do roku odnosz� na skraj lasu. Dlatego jest taki czarny � pomy�la� Bolko, a g�o�no rzek�: � A czemu to, staruszku, nie mieszkasz mi�dzy lud�mi? Sam tu jak zwierz siedzisz. � Prawd� rzek�e�, ale� do ludzi nie wr�c�. Wol� by� zwierzem ni� diab�em. Za m�odu tak mnie przezwali, bo guzy mam na g�owie, ale to nie rogi i diab�em nie jestem. Tu smolarz rozgarn�� w�osy i pokaza� swoje guzy. � Wierz�, �e� nie diabe�, dobry staruszku � rzek� Bolko i naraz zrozumia�, �e to w�a�nie o nim �piewa� dzielny rycerzyk Ro. A smolarz powiedzia�: � B�g ci zap�a� za dobre s�owo, l�ej mi b�dzie. Siekierk� masz pi�kn�, niezwyczajn� � doda� bez zwi�zku i u�miechn�� si�, a twarz mu jakby rozja�nia�a i nie by�a ju� taka czarna. � A wiecie co, staruszku � odezwa� si� Bolko � przypomnia�em sobie, co mi powiadano, �e widzia�e� czarne or�y i kanie. M�g�by� mi opowiedzie� o tym zdarzeniu?� Czemu nie? � odpar� smolarz. � Tylko pami�� nie dopisuje, mo�e co i zapomnia�em. Niedaleczko st�d jest polana. Na niej d�b onegdaj r�s�. Patrz� razu jednego, jaka� panna pod d�bem siedzi. Sk�d ona tu, po co, sama w tej g�uszy, nie wiem. Chcia�em si� jej spyta�, a. tu s�ysz� � za�opota�o co� okropnie. A to dwa czarne or�y spad�y na d�b, w ga��ziach zatrzepota�y, a. li�cie jak deszcz si� posypa�y. Potem or�y odlecia�y. A wtem piorun z hukiem trzasn�� w d�b, cho� pogoda by�a na niebie. Patrz� � gdzie panna � nie ma! A z �aru i z dymu kania wylecia�a, w mig dopad�a or�y i bi�a si� z nimi, a� pi�rami sypn�o. I tak kot�uj�c si� � odlecieli precz i ju� nic nie widzia�em. A d�b sp�on�� do cna. Miejsce po nim wypalone, czarne, nic tam nie ro�nie, cho�by trawka jaka�, a przecie ju� z pi�� wiosen min�o. Tak to by�o � zamy�li� si� Bolko i rzek�: A talizmanu nie widzia�e� u panny, albo potem gdzie w trawie? Czterdzie�ci dni szed�em, aby go znale��. � A co takiego jest ten talizman, panie m�ody? � Hm, ja te� dobrze nie wiem, ale szukam go. � Niczego takiego nie widzia�em, co nie wiadomo czym jest i jakie jest � tu smolarz zn�w si� u�miechn��. � W lesie zawsze wiadomo, co jakie jest. � Ot� to � powiedzia� Bolko � zwykle talizman to obrazek z blachy wyci�ty, �adnie oprawiony, co szcz�cie przynosi, ale ten... nie wiem. Siad� Bolko na korzeniu jakim� i tak m�wi� dalej: � Oto, smolarzu, je�li nie wiesz, to ci powiem. Or�y odebra�y pannie talizman, a ona w kani� przemieniona zosta�a. Bi�a si� dzielnie, aby go odebra�, ale nie zdo�a�a. Orze� w walce upu�ci� talizman, kt�ry spad� w las i gdzie� si� zagubi�, ale nikt nie wie gdzie. Ja mam go odnale��. � A na co ci on, panie m�ody? Po co by�o i�� dni czterdzie�ci i po co tyle wrzawy o blaszk� ow�? � Niezwyczajna to blaszka. Ma wielk� moc czarodziejsk�. � A c� z ni� zrobisz, je�eli i znajdziesz? � Nie wiem jeszcze. � I tego nie wiesz? � Ano nie wiem. R�nych rzeczy po kolei si� dowiaduj� i sk�adam w my�li, a� wszystko z�o�� i tajemnic� odkryj�. Nie pytajcie mnie wi�cej, staruszku. Ale prosi� ci� chc� jak o �ask�, aby� mi pokaza� miejsce, gdzie pod d�bem panna siedzia�a. � Czemu nie, p�jdziemy. Poszli, a po nied�ugim czasie smolarz zatrzyma� si�.� Id�, paniczu, dalej sam. Za tymi jode�kami m�odymi jest owa polana. Nie lubi� tam chodzi�. To� to diabe�, czy za� inny czarownik cisn�� wtedy piorunem. Ja tu zostan�. Poszed� Bolko sam. Patrzy, �rodek polany wypalony do cna, czarny, popio�em osypany. Po�rodku zgorzeliska kamie� du�y le�y, a na kamieniu siedzi sobie rycerzyk i r�k� brod� podpiera, szabelka na ziemi le�y. � Hej! � zawo�a� Bolko. � Witaj Rycerzu Spalonego D�bu. Jak sie nazywasz? � Co� podobnego! � wykrzykn�� malec. � Cz�owiek tutaj? I w dodatku mnie widzi i wie kim jestem! Nazywam si� Do, a ty? � Bolko. A czemu tak siedzisz sm�tnie. Mo�esz wszak znale�� inne drzewo. Niby mog�, ale to nie b�dzie moje drzewo � odrzek� smutnie. � Spalony jest m�j dom. Gdzie. si� podziej�? Czy wiesz, co to znaczy nie mie� domu? Dlatego tu siedze i czekam, a� wyro�nie nowy d�b, kt�ry b�dzie dla mnie domem. Obieca� mi to Duch Puszczy. � Na razie nawet trawa nie ro�nie na tym pogorzelisku. � Na razie, ale nastanie �wi�to i dla mnie. O nic nie pytaj, to tajemnica. � Wiem, wiem � odpar� Bolko. � Nie wolno wam m�wi�, ani nawet kiwa� g�ow�. Rozejrza� si� dooko�a, popatrza� na jod�y, zaro�la i krzaki okalaj�ce polan�, poduma�, potem rzek�: � Rycerzyku Do, musz� ci� prosi�, aby� jednak zszed� z tego kamienia i poczeka� na sw�j d�b w innym miejscu. �Zabawnie to powiedzia�e�. Oczywi�cie, mog� zej��, ale nie na d�ugo. Do zeskoczy� z kamienia, podni�s� szabelk� i wspi�� si� na ga��zk� ja�owca. Bolko odwali� kamie�. Wida� d�ugo on tam le�a�, bo pod nim w piasku i popiele roi�o si� od robak�w, paj�k�w, ston�g i innych �yj�tek. Ale on nie przejmowa� si� tym. Wzi�� kawa�ek u�amanej ga��zi i zacz�� grzeba� w tym rojowisku. Nagle ziemia si� osun�a, a patyk zag��bi� si�. Wtedy Bolko wsun�� r�ke a� po �okie� w g��b ziemi i d�ugo grzeba� mi�dzy korzeniami spalonego d�bu. Wreszcie j� wyci�gn��, a na jego d�oni, po�r�d piasku i popio�u pob�yskiwa� jasno srebrny talizman! � Huraaa! � zakrzykn�� Do, a za nim rycerzyki innych drzew rosn�cych dooko�a. Okrzyk ten szed� lasem i wspania�a nowina obieg�a szybko ca�� puszcz�, a wszystko co �yje, radowa�o si�. Bolko uszcz�liwiony usiad� na ziemi, a Do wspi�� si� mu na kolano i chcia� obj�� za szyj�, ale przecie� by� za ma�y, wi�c chwyci� Bolka za ucho i poca�owa� ch�opca w policzek. � S�uchaj � szczebiota� weso�o rycerzyk � ju� mog� wszystko m�wi�, cokolwiek zechc�, bo wyzwoli�e� nas. Je�li chcesz, opowiem ci ca�� histori�. � Oczywi�cie, �e chc�. � By�o to tak: Duch Puszczy pokona� kiedy� okrutnego czarnoksi�nika Gruma, z kt�rym walczy od wiek�w, i zabra� mu czarodziejski talizman. Potem podarowa� go ludziom. Grum przez zemst� rzuci� na nas kl�tw� i z kolei pogn�bi� Ducha Puszczy. Gdy kr�lewna sz�a z talizmanem na moczary, Grum przys�a� czarne or�y, a kr�lewn� zamieni� w kani� i spali� d�b. Ale or�y zgubi�y talizman w czasie bitwy z kani�. Grum, kt�ry nie chcia� ju� wojowa� z Duchem Puszczy, zostawi� talizman, ale przywali� go kamieniem, a czar rzucony na nas mia� trwa�, p�ki kto� z ludzi nie znajdzie talizmanu. Duch Puszczy przepowiedzia� mi to, tylko nie wiedzia�em, co to jest �junak�. My�la�em, �e to zwierz� jakie� i ci�gle si� dziwi�em. � Czemu junak? � zdziwi� si� z kolei Bolko. � Wiesz, Duch Puszczy nigdy nie m�wi wprost, trzeba si� domy�la�, co oznaczaj� jego s�owa. Powiedzia� tak: Py� i popi� szary kryje To, co teraz jest niczyje. Lecz gdy przyjdzie junak m�ody Znajdzie skarb ten utajony, Zgliszcza �wie�a dar� pokryje I wyro�nie d�b zielony. Wi�c to ty jeste� tym junakiem! A jak�e� si� domy�li�, �e pod kamieniem trzeba szuka�? � Ot, pomy�la�em sobie tak: g�az mo�e le�e� wsz�dzie, tylko nie w miejscu, w kt�rym wyrasta�o drzewo. Wi�c kto� musia� go tu po�o�y� ju� po spaleniu d�bu. A kto, je�li nie ma ludzi. Smolarz? Jest za s�aby, by d�wign�� taki wielki ci�ar. Wi�c czarownik. Ot i wszystko. Ale na mnie ju� czas, rycerzyku. �egnajcie wszystkie duszki! Id� dalej. � Poczekaj! � zawo�a� Do. � Na moczarach panuje jeszcze Grum. Jak tamt�dy przejdziesz? � Nie wiem, ale dam sobie rad�. P�jd� za dnia, wyszukam przej�cie. � Za dnia? A nie wiesz tego, �e trzeba tu� przed �witem zawiesi� talizman na szyi rycerza? Musisz i�� noc�. Mog� ci tylko powiedzie�, aby� odszuka� rycerza Mu. � Gdzie. on jest? � Gdzie� w pobli�u bagien, dok�adnie nie wiem. B�dziesz szed� trzy dni. Och, oby ci si� uda�o, junaku! � Dzi�kuj� ci z serca, rycerzyku. Bolko ruszy� spiesznie, �ciskaj�c w r�ce sw�j skarb. W�drowa� przez trzy dni. Ale trzeciego dnia ju� od rana zacz�y si� dzia� niedobre rzeczy: niebo si� zachmurzy�o, powia� zimny wiatr, a potem rozszala�a si� burza. Wicher wy� w konarach drzew, deszcz zacina�, b�yskawice lata�y po niebie, grzmoty dudni�y w chmurach. Mokre ga��zie bi�y go po twarzy, rosochate krzaki czepia�y si� ubrania, d�ugie �odygi i usch�e ga��zie pl�ta�y nogi. Wszystko zdawa�o si� przeszkadza� mu w drodze, nie puszcza�, zatrzymywa�. Ale on szed� wytrwale i bez l�ku. Wreszcie pod koniec trzeciego dnia b�r zacz�� rzedn��, drzewa stawa�y si� kar�owate jakie�, pokr�cone, niby chore, a nawilg�a ziemia ugina�a si� pod nogami. Gdzieniegdzie mi�dzy krzakami po�yskiwa�y bajora rozlane po deszczu. Burza ucich�a. Bolko przebrn�� przez zaro�la, min�� samotnie rosn�c� olch� i stan�� na brzegu trz�sawiska. Moczary Ponuro tu by�o i strasznie. Szara, ci�ka mg�a i opary bagienne rozci�ga�y si� nad ziemi� i zlewa�y z o�owianym niebem. Rzeczywi�cie � pomy�la� Bolko � nic nie wida�, nawet ksi�yca nie b�dzie. Co robi�? Poczu� si� naraz tak osamotniony i zagubiony w tym strasznym pustkowiu, �e po raz pierwszy ogarn�� go l�k. Sta� bezradnie, nie m�g� i�� dalej i nie m�g� wraca�. Nagle, zupe�nie niespodziewanie us�ysza� za sob� kichni�cie. Prawdziwe kichni�cie! Odwr�ci� si� gwa�townie i c� ujrza�?! Oto na ga��zi olchowego drzewa siedzia� rycerzyk. Szabelka wisia�a na s�ku, a on poci�ga� czerwonym, spuchni�tym noskiem. Oczy mia� za�zawione, mink� smutn�. Bolko ucieszy� si� niezmiernie, �e jest tu jednak jaka� �ywa dusza, i wtedy dopiero przypomnia� sobie o radach Do.� Witaj! � zawo�a�. � Czy to ty jeste� Mu, Rycerz Olchowego Drzewa? � Tak � odpar� malec zachrypni�tym g�osem. � Przezi�bi�em si� okropnie na tym deszczu. Widzisz, jak mi leci z nosa? Boli mnie gard�o i mam dreszcze � tu rycerzyk znowu kichn�� siarczy�cie i wytar� nos czerwon� chusteczk�. � Chyba mam gor�czk�. Czekaj, biedaku, pomog� ci � Bolko oddar� kawa�ek koszuli i owin�� nim rycerzyka. � Cieplej ci? � Tak, cieplej, ale b�d� musia� si� po�o�y�, nie ma rady. � Gdzie. ty mo�esz si� po�o�y�? � Jak to gdzie? W ��ku, w dziupli mego drzewa. � Wi�c czemu siedzia�e� na ga��zi w czasie burzy? � Nie wiesz? � rycerzyk pokiwa� g�ow�. � Czeka�em na ciebie. Jak si� nazywasz? � Bolko. Ach, jaki by�em g�upi, zdawa�o mi si�, �e sam sobie poradz�. A c� bym zdzia�a� bez was, rycerzy le�nych?! � Nie mo�esz i�� teraz przez moczary. To jeszcze nic, �e pada� deszcz i bi�y pioruny, ale bagno si� burzy. � Co to znaczy? � Grum broni dost�pu do zamku. Woda wyp�ywa z g��bi ziemi i b�oto wzbiera, robi si� prawdziwa topiel. � Wi�c co robi�? � Poczekaj, niech zbior� my�li. Och, g�owa mi p�ka � tu znowu kichn��. � Sekwoja � wymamrota� wycieraj�c nos. � Sekwoja? C� to takiego? � Drzewo. � Co m�wisz?! Nie ma drzewa o takiej nazwie, znam ca�y las. � Tak, ale Duch Puszczy przyni�s� nasionko znad ciep�ych m�rz, zasadzi� i wyros�o olbrzymie drzewo, wiecznie zielone. A Duch Puszczy powiedzia�: Sekwoja, sekwoja, To tajna moc moja. Wi�c my�l�, �e co� w tym jest. � Nadal nie rozumiem. � Ja te� bym nie wiedzia�, ale kiedy� Duch Puszczy da� mi kawa�ek kory brzozowej i powiedzia�: �Schowaj to dobrze i pilnuj, przyjdzie czas, �e si� przyda�. Tam jest co� napisane, ale ja nie umiem czyta�, wi�c zwin��em i wsadzi�em pod ��ko. Dot�d tam le�y. Tu biedny Mu zani�s� si� kaszlem, a. �zy pociek�y mu z oczu. Potem poskar�y� si�: � W piersiach mnie boli, wszystko przez tego piekielnika. Poczekaj. Wsta� z trudem z ga��zi i wspi�� si� po konarach do dziupli. Po chwili wyni�s�, d�wigaj�c obur�cz, zwitek bia�ej kory. � Czytaj na g�os. Bolko rozwin�� rulonik i przeczyta�: Na bezdro�ach u rubie�y, U bagiennych gdzie� pobrze�y, Na pustynnym uroczysku, Przy urwisku, Gdzie tr�jpienna sosna, Gdzie gor�ce �r�d�o bije, Tam sekwoja �yje. A w jej cieniu kania czeka Na cz�owieka. A w�r�d bagien �mier� wci�� kr��y, Czar rzucony dooko�a, Nikt do zamku doj�� nie zdo�a, �mia�ka otch�a� z�a pogr��y. Zetnij ga���, mocno �ciskaj, Ona tajn� drog� wska�e do zamczyska. I c� ty na to? � spyta� Mu szeptem, bo by� ju� ca�kiem zachrypni�ty. � Poczekaj, teraz ja musz� zebra� my�li. Tak, tak, z tego wida�, �e musz� zdoby� ga��� sekwoi, inaczej zgin�, a cu�. komu przyjdzie z mojej �mierci? Musz� �ywy dotrze� do zamku. Ale jak odnale�� ow� sekwoj�? Wskaz�wek jest niby du�o, jednak... w kt�r� stron� si� uda�, aby znale�� uroczysko � nie wiadomo. To mo�e by� bardzo daleko. A kania... to chyba kr�lewna? � Wiesz, Bolko, przysz�o mi na my�l, �e mo�e Czarny Diabe� zna to miejsce, cho� nie jestem tego pewien. Ale ty nie wiesz, kto to taki. � Wiem! � zakrzykn�� Bolko. � Spotka�em go. Nic mi nie m�wi� o tym nadzwyczajnym drzewie, a ja nie pyta�em, bo sk�d mog�em wiedzie�, �e trzeba pyta� o sekwoj�? Ale nie b�d� teraz szuka� smolarza. Po pierwsze nie wiadomo, czy on wie, gdzie ro�nie sekwoja, a po drugie to by by�a zbyt du�a strata czasu. � Wi�c co zamierzasz robi�? � Je�li pozwolisz, przenocuj� pod twoj� olch�, a jutro znajd� sekwoj�. � Jak tam trafisz? � Patrz�c w niebo. � W niebo? � Tak, przecie� ptaki nie siedz� bez przerwy w koronach drzew, lecz kr��� nad nimi. W ten spos�b znajd� kani� � patrz�c w niebo. To prawda. � I gor�ce �r�d�o. Bywaj� takie. Dlatego sekwoja mo�e �y� z dala od ciep�ych m�rz, bo znalaz�o si� tutaj gor�ce �r�d�o. Mo�e natrafi� na strumie� ciep�ej wody? � Dobrze to wszystko obmy�li�e�, Bolko, nabieram nadziei. Bez s�o�ca nie wyzdrowiej� � po�ali� si�. � Id� si� po�o�y�. Zaprosi�bym i ciebie, ale chyba nie zmie�cisz si� w dziupli. � Id�, a ja przygotuj� ci lekarstwo. � Jakie lekarstwo? � Zobaczysz. Mu kichn�� i powl�k� si� do swej dziupli, a Bolko poszed� na poszukiwanie lekarstwa. Ja�owe tu by�y krzewiny, z trudem znalaz� ledwie kilka malin. Gdy wr�ci�, zapada�a ju� noc. Wdrapa� si� na drzewo i zajrza� do dziupli. Biedny Mu le�a� w hamaku uplecionym z ga��zek, zagrzebany w suchych li�ciach, przykryty kawa�kiem Bolkowej koszuli. Ch�opak wsun�� r�k� i powiedzia�: � Otw�rz buzi�. Rycerzyk pos�usznie spe�ni� polecenie, a Bolko wycisn�� mu na j�zyk sok z malin. � Teraz �pij, ja te� si� u�o��. Zszed� z drzewa i zasn�� pod olch�. Rankiem obudzi� si� zzi�bni�ty. Nadal d�� wiatr i k��bi�y si� chmury. Bolko poskaka� dla rozgrzewki, potem wlaz� na drzewo i zajrza� do dziupli. Mu siedzia� przy male�kim stoliku i gryz� bukowy orzeszek. � Czuj� si� lepiej � o�wiadczy�. � Nabra�em nawet apetytu. A co ty b�dziesz jad�? We� to ze sob�. � Mu wygrzeba� z k�tka garstk� orzeszk�w i poda� Bolkowi, co � prawde m�wi�c � by�o dla niego na jeden z�b. Dzi�ki ci, rycerzyku, za dobre serce. Ciesz� si�, �e jeste� zdrowszy. Ruszam w drog�. � B�d� ci�gle my�la� o tobie � rzek� Mu. � Mo�e ci to co� pomo�e? To m�wi�c, wyszed� z dziupli, spojrza� w dal i chwyci� si� za g�ow�. � Ach, Bolko, patrz, bagno si� tak burzy, a� kipi, wkr�tce woda podmyje korzenie i moja olcha upadnie. Co ja biedny wtedy poczn�? Umr� � za�ka� rycerzyk. � Nie zginiesz � powiedzia� twardo Bolko. � Jeszcze tej nocy b�d� w zamku. Nie tra� wiary i po�� si� z powrotem, aby� przypadkiem nie umar� z przezi�bienia. No, g�owa do g�ry! Do widzenia, dzielny Rycerzu Olchowego Drzewa. � Do widzenia! � szepn�� Mu i u�miechn�� si� przez �zy. Bolko zeskoczy� z drzewa i odszed� szybkim krokiem. Nie by� ju� tak bezradny jak dnia poprzedniego, gdy. teraz wiedzia�, co ma robi�. Spogl�da� w niebo, ale bure chmury niemal dotyka�y ziemi. Szed� brzegiem trz�sawiska. Rzeczywi�cie, woda bulgocz�c wydobywa�a si� na powierzchnie i zatapia�a k�py traw i porost�w bagiennych, powoli dosi�ga�a nadbrze�nych zaro�li. Musz� si� spieszy� � pomy�la� Bolko � oby si� starczy�o. Zacz�� biec, ale wkr�tce bagno zagrodzi�o mu drog�. Brn�� w wodzie i b�ocie, przedziera� si� przez szuwary i chaszcze, kolczaste ga��zie rani�y mu nogi. Tak mija�y godziny. Niebo z szarego zacz�o si� stawa� sine, dzie� powoli si� ko�czy�. Bolko nie rozpacza�, ale z zaci�ni�tymi ustami wci�� szed� naprz�d. Tak jak zapowiada� Duch Puszczy, nie s�ycha� tu by�o ani zwierz�t, ani g�osu ptak�w, tylko wycie wiatru w szuwarach i bulgotanie wody w bagnie. Zapada� ju� zmierzch. Nagle przez zwa�y chmur przedar�y si� ostatnie promienie s�o�ca, o�wietli�y wierzcho�ki drzew i skrawek nieba nad nimi. I tam w�a�nie, w tej ja�niej�cej szczelinie mi�dzy chmurami Bolko ujrza� ptaka. � To kania � szepn��. � Nareszcie! A ptak kr��y�, wzbija� si� wysoko, to zn�w obni�a� lot i zn�w kr��y�, a potem wolno opad� i skry� si� za wierzcho�kami drzew. Teraz nogi same nios�y Bolka. Nie czu� zm�czenia ani g�odu, tylko zapatrzony w miejsce, gdzie zapad� ptak, bieg� bez tchu. W pewnej chwili potkn�� si�, upad� i nie m�g� wsta�, tak by� wyczerpany. Gdy wreszcie d�wign�� si� na kolana, zobaczy� ze zdumieniem, �e jest na jakim� rozleg�ym pustkowiu. Twarda, ja�owa ziemia usiana by�a kamieniami, gdzieniegdzie stercza�y g�azy, a mi�dzy nimi samotne kopczyki ziemi. To mogi�y � przemkne�o mu przez my�l. � To uroczysko! � zawo�a� g�o�no. Wsta� �piesznie i wtedy zobaczy� wszystko: tr�jpienn� sosn� rosn�c� na stoku urwiska, �r�d�o ciep�ej wody wytryskaj�ce ze zbocza, a dalej, na wzg�rzu, olbrzymie drzewo. Jego czerwony pie� odbija� si� na tle szarej ziemi, a zielona korona si�ga�a chmur. � Wi�c taka jest sekwoja � szepn�� Bolko i zbli�y� si�. Wtedy spo�r�d ga��zi wylecia�a kania, kr��y�a czas jaki� nad jego g�ow� i polecia�a w dal. Bolko wyj�� zza paska siekierk� i �ci�� najni�ej rosn�c� ga��� sekwoi. Potem ruszy� na moczary. I zn�w, jak dnia poprzedniego, stan�� nad bagniskiem okrytym mg��. Noc ju� zapad�a i jedynie czerwona tarcza ksi�yca rozja�nia�a nieco mrok, rzucaj�c ponury blask na bezkresne moczary. Bolko odwa�nie wkroczy� w bagnist� topiel. Ale po kilku krokach nogi ugrz�z�y mu w b�ocie i musia� stan��. Wtedy zobaczy�, �e co� przes�ania mu ksi�yc. C� to takiego? Jaka� ogromna posta� zacz�a wy�ania� si� przed nim z bagna. Strach �cisn�� Bolka za gard�o. To Z�y Duch Bagienny � pomy�la� ze zgroz� � albo sam czarownik Grum. B�oto tak oblepia�o ow� tajemnicz� posta�, �e nie by�o wida� nawet jej twarzy, tylko r�ce. A r�ce te, och, wyci�gn�y si� w stron� Bolka. Rozczapierzone, zakrzywione palce chwyci�y ga��� sekwoi, pr�buj�c wyrwa� j� ch�opcu. Bolko, cho� zdr�twia�y z przera�enia, w czas przypomnia� sobie nakaz Ducha Puszczy. Z ca�ych si� �cisn�� ga��� w d�oniach i tak mocowali si� czas jaki�. A� nagle zjawa znikn�a, a Bolko uczu�, �e stoi na suchej k�pie mchu bagiennego. Ksi�yc rozsrebrzy� si� i w jego �wietle ch�opiec zobaczy� przed sob� w�sk� grobl� w�r�d bagna. A daleko, daleko, w nik�ej po�wiacie rysowa�a si� widmowa wie�a Bagiennego Zamku. I poszed� Bolko przed siebie, a nie musia� szuka� dr�g. Ga��� go prowadzi�a, a nogi nios�y po suchym szlaku a� do wr�t zamkowych. Ksi�yc ju� zblad�, gdy stan�� pod murami. A wtedy �elazne wrota otworzy�y si� z trzaskiem i �oskotem. Bolkowi zdawa�o si�, �e �ni i �e to we �nie wchodzi po granitowych schodach do ogromnej sali zamkowej, �e to, co tam ujrza�, to te� sen jaki� niezwyk�y! Oto rycerz ca�y zakuty w zbroj� walczy z olbrzymem, kt�ry czarn�, kud�at� g�ow� si�ga powa�y. Rycerz przy nim ma�y si� wyda�, ale miecz jego krwawo l�ni�cy w �wietle pochodni odbija ciosy olbrzyma i naciera na� z furi�. Walcz�cy biegaj� po sali, wspinaj� si� na kr�te schody, na kru�ganki: ci�gle krzy�uj�c miecze przeskakuj� przez por�cze, i zn�w s� w sali, i zn�w si� �cieraj�, wzbijaj�c py� z pod�ogi. Brz�czy stal, chrz�ci zbroja. Bolko patrzy jak urzeczony. Nie pami�ta, po co tu przyby�, jak si� tu znalaz�. Nagle rozleg� si� szum skrzyde�. To przez otwarte podwoje wlecia�a kania i g�o�no zakwili�a. Bolko oprzytomnia�... to nie sen! Si�gn�� po talizman i jednym ruchem zarzuci� �a�cuszek na szyj� rycerza. Walcz�cy jeszcze raz przyskoczyli do siebie. Wtem pochodnie zgas�y i nasta� �wit, a wtedy Wielkolud wypu�ci� z r�ki miecz. Rycerz ci�� straszliwie i zabi� Czarnoluda. Potem zdj�� he�m, puklerz i r�kawice. Spojrza� dooko�a nieprzytomnie, jakby nie rozumia�, co si� sta�o i dlaczego nie zamieni� si� w w�a. Patrza� na Bolka jak na ducha, jakby nie wierzy�, �e mo�e to by� prawdziwy cz�owiek. Nagle zad�wi�cza�y lekkie kroki na kamiennej posadzce. To kr�lewna bieg�a przez sal�, wo�aj�c: � Bracie m�j! Jeste�my uratowani!!! Teraz dopiero Wit poj�� wszystko, a potem d�ugo wita� si� z siostr�. I nie wr�ci� ju� w sk�r� w�a, a pi�ra ptasie wiatr rozrzuci� po moczarach. Wit z wyci�gni�tymi r�kami podszed� do Bolka. Ale c� to za pomruki w oddali, niby tocz�cy si� grzmot? Wszyscy troje zacz�li z niepokojem nas�uchiwa�. Po chwili dobieg� ich uszu narastaj�cy szum i �wist. To wicher z wyciem obi� si� o �ciany zamczyska i zawirowa� dooko�a mur�w. Zatrzasn�y si� podwoje, posypa�y z brz�kiem szyby, a przez wybite okno wlecia� z wiatrem i dymem straszny czarnoksi�nik Grum. Okry� czarnym p�aszczem swego martwego syna i zakrzykn��: � Odebrali�cie mi w�adz� i zabili�cie mego syna, ale zamek wci�� jest m�j! Nie wyjdziecie st�d nigdy, umrzecie na dnie otch�ani! � za�mia� si� straszliwie i wylecia�, unosz�c ze sob� cia�o Czarnoluda. A gdy by� pod chmurami, zarzuci� sw�j p�aszcz na wie�� zamkow�. Zadr�a�y mury, wie�a run�a z �oskotem, a ca�y zamek zacz�� pogr��a� si� w bagnie. Bolko pierwszy oprzytomnia� i g�o�no zawo�a�: Uciekajmy! Ruszy� do drzwi, ale nie m�g� ich otworzy�. Chwyci� wi�c kr�lewne na r�ce i wyskoczy� z ni� przez okno. Wit po�pieszy� za nimi. Byliby niechybnie uton�li w topieli, ale mieli przecie� zbawcz�, cudown� ga��� sekwoi. Wprawdzie zapadli po kolana w grz�zawisku, lecz wkr�tce poczuli pod stopami twardszy grunt i wydostali na �cie�k�. Bolko od