1249
Szczegóły |
Tytuł |
1249 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1249 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1249 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1249 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
HISTORIE DZIWNE, STRASZLIWE
I PRZERA�AJ�CE
Swoim pi�rem opisa�, ale te� i z r�nych Autor�w zebra� i
opracowa�
Andrzej J. Sarwa
I. Historie dziwne
LUDZIE O NADLUDZKICH MOCACH
Dwie rzeczywisto�ci
Wszyscy z nas rodz� si�, �yj� i umieraj� na �wiecie, kt�ry sam w sobie jest czym�
cudownie niezwyk�ym, lecz tej jego niezwyk�o�ci na og� nie dostrzegaj�, a je�li ju�, to
bardzo rzadko.
Rzeczywisto��, kt�rej do�wiadcza jak�e wielu z nas, ogranicza si� prawie wy��cznie do
zdobywania �rodk�w s�u��cych biologicznemu przetrwaniu samych siebie oraz potomstwa i
do niczego wi�cej. Niekiedy tylko wzruszamy si� pi�knem kwiatu, barw� motylich skrzyde�,
b��kitem jeziornej toni marszczonej podmuchami ciep�ego wietrzyku... Lecz przecie�
natychmiast te duchowe doznania dusimy w sobie, aby czym pr�dzej powr�ci� do szarej
codzienno�ci i w pocie czo�a zdobywa� chleb powszedni.
Czy to dobre, czy z�e? C�, niech�e ka�dy sam sobie na to pytanie odpowie. Ja wspomn�
tylko, �e jest to naturalne, bo zgodne z podstawowymi prawami biologii: prawem do
zachowania �ycia w�asnego danego osobnika i prawem do zachowania �ycia gatunku.
Egzystujemy zatem w jak�e ciasnych ramach szarej i rzadko weso�ej powszednio�ci, na
og� nie pr�buj�c si� nawet zastanawia� nad tym, czy mo�e by� poza ni� co� innego jeszcze.
Niekt�rym z nas przecie� (a mo�e i wi�kszo�ci nawet?) zdarza si� o t r z e � w ci�gu
jednostajnego biegu �ywota o co� co burzy wewn�trzny - zda si� trwa�y, nie podlegaj�cy
nigdy �adnym zmianom - obraz rzeczywisto�ci jakiej do�wiadczali od momentu gdy ich uszy
wy�owi�y pierwszy d�wi�k, a ich oczy spostrzeg�y pierwszy obraz.
I wtedy si� buntujemy! Nie chcemy przyj�� do wiadomo�ci, i� opr�cz tej naszej -
swojskiej, prza�nej - mo�e istnie� r�wnocze�nie rzeczywisto�� inna. Co prawda niekiedy
rejestrowana zmys�ami, lecz r�na od tego co znamy i niemo�liwa do wyt�umaczenia przy
pomocy rozumu, kt�remu znane s� tylko do�wiadczenia rzeczywisto�ci "zwyczajnej".
Jest to reakcja tak typowa i tak powszechna, �e nie spos�b wyobrazi� sobie nawet, aby
by�a inna. Oto zetkn��em si� z czym�, czego nie jestem w stanie wyja�ni� przy pomocy z n a
n y c h mi praw natury. Co wi�c czuj�? Ano najpierw szukam jakiegokolwiek - byle
racjonalnego, czy cho�by pseudoracjonalnego - wyja�nienia zjawiska, a kiedy go nie znajduj�
(bo znale�� nie mog�!) zaczynam odczuwa� niepok�j, przeradzaj�cy si� w strach, a przeciw
temu ju� si� buntuj�, nie akceptuj�c i odrzucaj�c niewyt�umaczalne.
Ludzie, kt�rym zdarzy�o si� do�wiadczy� czego� niepojmowalnego i ponadzwyk�ego, na
og� nie rozpowiadaj� o tym na prawo i lewo. Ba! Bywa, �e nie informuj� nawet najbli�szych
krewnych, z tej prostej i jak�e prozaicznej przyczyny: l�ku przed o�mieszeniem.
To te� typowe i te� normalne: boimy si� - prawie wszyscy - tego, i�by nam, co nie daj
Bo�e, nie przypi�to etykietki niezr�wnowa�onych psychicznie. W normalnym �wiecie jest
bowiem miejsce tylko dla normalnych. Ka�dy, kt�ry czymkolwiek lub jakkolwiek wyr�nia
si� w jednolitej masie cz�owieczej nie tylko intryguje swoj� inno�ci�, ale pozosta�ych pobudza
do agresji (cz�sto zreszt� nie do ko�ca i nie w pe�ni u�wiadomionej).
Niestety, nie ma tak dobrze w naszym �wiecie, kt�rego si� nie l�kamy dlatego, i� jest nam
przyjazny, lecz dlatego, �e jest nam po prostu znany, a przez to swojski; �e wszystko i zawsze
toczy si� t� sam� kolein�, w takim samym rytmie.
Zdarza si� bowiem, �e oto ju� nie jednostka (kt�ra mog�aby owo dok�adnie i skutecznie
utai�) lecz ca�a s p o � e c z n o � � napotyka z j a w i s k o niepojmowalne dla
ograniczonego prawami doczesno�ci rozumu. Zdarza si�, �e w danej spo�eczno�ci pojawia si�
o s o b a tak r�na od przeci�tnej i normalnej (w pozytywnym znaczeniu s�owa), i� poczyna
na siebie zwraca� powszechn� uwag�.
I w�wczas - po prostu - nie pozostaje nic innego, jak - przyj�wszy do wiadomo�ci -
uzna� owo za realne, chocia� niepojmowalne i niewyt�umaczalne. Jednocze�nie przybieraj�c
jak�� poz�, czy mo�e przywdziewaj�c mask� oboj�tno�ci. Udaj�c, �e to nas nic, a nic nie
obchodzi. Po prostu - wm�wi� sobie, �e n i e z w y k � e tak naprawd� jest z w y c z a j n e.
5
Dopiero wtedy nasz �wiat wraca do zachwianej uprzednio r�wnowagi, chocia� jednak nie
maj�c innego wyj�cia, przez �ycie samo jeste�my zmuszeni do uznania faktu, i� tak naprawd�
istnieje nie tylko ta jedna, powszednia, rzeczywisto��, ale niejako dwie rzeczywisto�ci
(chocia� tak naprawd� jest ona tylko jedna, cho� ma r�ne wymiary).
S�dz�, �e Czytelnika bez w�tpienia zainteresuje zaznajomienie si� cho�by tylko z
niekt�rymi przejawami niezwyk�o�ci, jakie zdarza si� - niekiedy - napotka� na zwyk�ej,
wyboistej, zapylonej drodze �ywota, wiod�cej nas nieodmiennie i nieuchronnie od chwili
narodzin, ku chwili zgonu.
6
Cuda szaman�w
Ameryka�ski psycholog Max Freedom Long obejmuj�c w 1917 roku posad� nauczyciela
w Honolulu na Hawajach, po raz pierwszy us�ysza� o kahunach - tajemniczych kap�anach
staro�ytnego kultu Polinezyjczyk�w. Poniewa� tubylcy niezbyt ch�tnie udzielali mu sk�pych
informacji na ich temat, nie tylko nie zaspokoili ciekawo�ci Amerykanina, ale jeszcze
bardziej j� rozpalili.
Ju� w tamtych czasach kasta kahun�w zanik�a na skutek zaciek�ego zwalczania jej przez
misjonarzy chrze�cija�skich z jednej strony, a przez krzewicieli "najwspanialszej" kultury
bia�ych ludzi z drugiej.
Poniewa� nie ma nic gorszego od rozbudzenia ciekawo�ci cz�owieka i niezaspokojenia jej,
zrozumia�e si� staje, �e Long nie zadowoli� si� informacjami podawanymi mu p�g�bkiem i
rozpocz�� badanie huny - owej tajemnej religii i r�wnocze�nie wiedzy krajowc�w z wielkim
zapa�em i ogromnym zaanga�owaniem.
Wkr�tce trafi� na �yw� kopalni� wiadomo�ci o hunie i kahunach w osobie dra Brighama -
kustosza Muzeum im. P. Bishop w Honolulu.
Cz�owiek ten - w�wczas ponad osiemdziesi�cioletni starzec - przyja�ni� si� swego czasu z
kap�anami hawajskimi i bywa� �wiadkiem ich nieprawdopodobnych wyczyn�w. Jednym z
najbardziej widowiskowych by�o chodzenie bosymi stopami po roz�arzonej, ledwie skrzep�ej
lawie wulkanicznej. Co ciekawsze, dr Brigham sam bra� udzia� w takim spacerze pod opiek�
kahun�w.
Oto fragment jego opowiadania zanotowany przez Longa:
Kiedy kamienie rzucone przez nas na powierzchni� lawy nie zapad�y si�, z czego
wywnioskowali�my, �e lawa by�a ju� dostatecznie twarda, aby mog�a (...) unie�� nasz ci�ar,
kahuni wstali i zeszli z usypiska. Gdy zeszli na d�, upa� sta� si� wprost nie do zniesienia. By�o
tam bez por�wnania gor�cej ni� w piecu piekarskim. Lawa ciemnia�a na powierzchni mieni�c
si� r�nymi barwami, jak stygn�ce �elazo, nim je kowal zanurzy w kadzi dla zahartowania.
Teraz �a�owa�em mej ciekawo�ci. Sama my�l przera�a�a mnie, gdy uprzytomni�em sobie, �e
b�d� musia� przebiec na drug� stron� po tym p�askim piekle. (...)
Kahunowie zdj�li sanda�y i przywi�zali sobie li�cie ti (draceny - przyp. A.S.) doko�a st�p,
bior�c po trzy li�cie na stop�. Usiad�em i zacz��em przywi�zywa� li�cie po zewn�trznej
stronie mych podkutych but�w.
To si� kahunom nie podoba�o. Mia�em zdj�� buty oraz dwie pary skarpet. Bogini Pele
(bogini ognia i wulkan�w - przyp. A.S.) nie zgodzi�a si� uchroni� moich but�w przed
spaleniem i pozostawienie ich na nogach mog�o j� obrazi�. (...) opiera�em si� stanowczo
odmawiaj�c zdj�cia obuwia.
Wyobra�a�em sobie, �e je�li Hawajczycy mogli chodzi� po gor�cej lawie bosymi stopami
maj�cymi tward� sk�r�, to i ja mog�em przej�� w moich ci�kich sk�rzanych butach o
grubych podeszwach, kt�re by mnie chroni�y przed gor�cem.
Prosz� wzi�� pod uwag�, �e opisywana tu przygoda zdarzy�a si� wtedy, gdy jeszcze
przypuszcza�em, i� istnieje jakie� fizyczne wyt�umaczenie owego zjawiska.
W ko�cu kahuni zacz�li uwa�a� moje obuwie na nogach jako doskona�y dowcip. Je�eli
jestem got�w po�wi�ci� je bogom, to mo�e nawet jest i dobra my�l. U�miechali si� do siebie
porozumiewawczo i pozwolili mi przywi�za� li�cie ti do podeszew, gdy rozpocz�li nucenie
jakiej� pie�ni. S��w nie mog�em niestety zrozumie�, bo tekst by� w jakim� archaicznym,
nieznanym mi hawajskim narzeczu. By�a to (...) "mowa bog�w" przekazywana z pokolenia na
pokolenie od niepami�tnych czas�w. Zrozumia�em tylko, �e tre�ci� pie�ni by�y proste
wzmianki o legendarnej historii, przeplatane pochwa�ami dla boga lub bog�w.
Nim kahuni sko�czyli �piewa�, ju� by�em omal �e �ywcem upieczony, cho� �piew nie trwa�
d�u�ej ni� kilka minut. Wtedy nadszed� czas wej�cia na law�. Jeden z kahun�w uderzy� w
7
migoc�c� powierzchni� lawy wi�zk� li�ci ti, i uprzejmym gestem da� mi pierwsze�stwo
wej�cia na law�. Lecz u mnie natychmiast odezwa�o si� dobre wychowanie i da�em
pierwsze�stwo starszemu ni� ja kahunowi. (...)
Stary cz�owiek bez wahania wst�pi� na t� przera�aj�co gor�c� powierzchni�. Patrzy�em na
niego z otwartymi ustami. By� ju� prawie na drugiej stronie, a odleg�o�� od drugiego brzegu
wynosi�a oko�o pi��dziesi�ciu metr�w. Nagle mnie kto� pchn�� tak, �e mia�em do wyboru albo
pa�� na twarz, albo uchwyci� rytm biegu.
Nie wiem jakie szale�stwo mnie op�ta�o, lecz bieg�em. Gor�co by�o straszliwe.
Wstrzymywa�em oddech, a umys� m�j przestawa� pracowa� (...) po pierwszych kilku krokach
zacz�y mi si� pali� podeszwy (...) Szwy pu�ci�y i jedna podeszwa urwa�a si�, a druga k�apa�a
trzymaj�c si� jeszcze obcasa. (...)
Wreszcie skoczy�em na miejsce bezpieczne.
Spojrzawszy na stopy spostrzeg�em, �e (...) pal� si� skarpetki. Kahuni pokazywali sobie
le��c� opodal na lawie dymi�c� podeszw� mego buta (...) i tarzali si� ze �miechu.
Ja te� si� �mia�em. Nigdy w �yciu nie by�em tak szcz�liwy, �e ju� jestem poza zasi�giem
niebezpiecze�stwa, i �e na mych stopach nie ma �lad�w skutk�w ognia, nawet w miejscach
gdzie pali�y si� skarpetki. (...) R�wnie� �aden z kahun�w nie odni�s� oparzenia, cho� li�cie ti
przywi�zane do n�g dawno si� by�y spali�y. (Max Freedom Long, Cuda w �wietle wiedzy
tajemnej, Krak�w 1983, cz. I. s. 14 - 15)
Czytaj�c �w opis, mimo woli nie dowierzamy realno�ci tego, czego do�wiadczy� dr
Brigham, staraj�c si� znale�� jakie� racjonalne wyja�nienie fenomenu. A poniewa� nie
jeste�my w stanie ani zagadki rozwik�a�, ani wyja�ni� przy pomocy dost�pnej nam wiedzy,
najch�tniej sk�aniamy si� ku pogl�dowi, �e by�o to albo oszustwo, albo zbiorowa halucynacja.
Czyli �e nic z tego, o czym pisze Long, nie mia�o miejsca w rzeczywisto�ci. Ba! Gdyby� to
by� przypadek odosobniony i sz�o wy��cznie o relacj� Brighama. Niestety tak dobrze nie ma.
Poniewa� sztuka chodzenia po ogniu znana by�a nie tylko dawnym Polinezyjczykom, ale
tak�e praktykowana w innych rejonach globu ziemskiego, na przyk�ad w Indiach, a najbli�ej
nas w Bu�garii.
Istnieje wiele relacji europejskich �wiadk�w, liczne filmy i fotografie. Mo�e da si� oszuka�
zawodne zmys�y cz�owieka, ale przecie� nie obiektyw kamery. Tak wi�c w ko�cu uznano za
bezsporne i nie podlegaj�ce dyskusji chodzenie po roz�arzonych w�glach, kamieniach,
lawie... Nie wiedziano natomiast jak wyja�ni� fakt, i� taki spacer nie powoduje poparzenia
n�g, a� kto� w zacisznym gabinecie wykoncypowa�, �e jest to mo�liwe, poniewa� id�c nie
przyciska si� ca�ej powierzchni stopy do pod�o�a, i id�c szybko, mo�na unikn�� poparzenia.
Wielka szkoda, �e ten kt�ry to wyduma�, nie sprawdzi� hipotezy w praktyce. Jestem
ca�kowicie przekonany, �e pr�dziutko by j� odwo�a�, kuruj�c si� z b�bli na podeszwach.
Poniewa� jednak tego nie uczyni�, pl�cze si� ona w wielu pracach jako "racjonalne
wyja�nienie zjawiska" (�e te� wi�kszo�� "racjonalnych, naukowych wyja�nie�", zjawisk
niewyt�umaczalnych, to podobne do tego idiotyzmy).
C� zatem powoduje, �e niekt�rzy ludzie mog� bezkarnie chodzi� po ogniu? Czy�by li�cie
draceny, kt�rymi polinezyjscy czarodzieje obwi�zuj� sobie stopy mia�y jakie� szczeg�lne
w�a�ciwo�ci? Poniewa� wiem, i� t� ro�lin� mo�na spotka� na niejednym parapecie, z g�ry
ostrzegam przed podejmowaniem pr�b chodzenia po �arze w domowym zaciszu. Dracena nie
pomo�e - mo�na mi wierzy�.
Je�li nie dracena to co? Wiadomo, i� czarodzieje przed spacerem po ogniu wprowadzaj�
si� w pewnego rodzaju trans przy pomocy �piewu i ta�ca. To w�a�nie ma najwi�ksze
znaczenie, doprowadzaj�c uczestnik�w obrz�du do stanu b�d�cego pograniczem jawy i snu, a
�ywo przypominaj�cego zachowanie si� ludzi znajduj�cych si� pod wp�ywem sugestii
hipnotycznej. Chocia� nadal nie wiadomo czym w�a�ciwie jest hipnoza, to od pewnego czasu
z powodzeniem stosuje si� j� mi�dzy innymi w medycynie. Cz�owiek znajduj�cy si� w
8
transie, na rozkaz hipnotyzera przestaje odczuwa� b�l, co samo w sobie jest nie mniej
tajemnicze od spacer�w po ogniu, i nie odczuwa oparze� - nawet miejsc szczeg�lnie bogato
unerwionych - czego sam niejednokrotnie by�em �wiatkiem. Nie reaguje na dotyk
roz�arzonego papierosa, ani p�omienia zapa�ki i to na dowolnie d�ugi czas. Niestety, mimo
nieodczuwania b�lu dochodzi do poparze�, lub w najlepszym wypadku do mocnego
zaczerwienienia sk�ry poddanej dzia�aniu bod�ca termicznego. Poniewa� podobnych efekt�w
nie obserwuje si� u szaman�w chodz�cych po ogniu. Zatem wyja�nienie za pomoc� hipnozy
czy autosugestii mo�na z ca�ym spokojem odrzuci�. Chyba, �e... nie wszystko jeszcze wiemy
o ich dzia�aniu. Ale przecie� wyja�nianie zagadek innymi zagadkami nie jest w�a�ciwie
�adnym wyja�nieniem.
Tak wi�c ko�o si� zamkn�o. Chodzenie po ogniu jest faktem, za� na rozwik�anie tajemnicy
tego fenomenu trzeba b�dzie jeszcze poczeka�, o ile oczywi�cie ono w og�le nast�pi.
***
Czarodziejami-szamanami czyni�cymi podobne cuda byli nie tylko hawajscy kahuni.
Ludzi posiadaj�cych niewyja�nione, sprzeczne z naukowym obrazem �wiata i zjawisk na nim
zachodz�cych, w�a�ciwo�ci mo�na by�o napotka� - a nawet spotyka si� ich dzi� jeszcze - w
r�nych cz�ciach �wiata.
Pewien m�ody europejski lekarz by� �wiadkiem wydarzenia nie mniej tajemniczego ni�
chodzenie po ogniu.
Ot�, w�r�d afryka�skiego plemienia Gola dokonano zab�jstwa, kt�rego sprawc�
konwencjonalnymi metodami �ledczymi nie da�o si� wykry�. W�wczas w�dz plemienia
postanowi� poprosi� o pomoc szamank�.
Na rozkaz wodza wszyscy mieszka�cy wsi zgromadzili si� na wielkiej polanie, gdzie
zaproszona przyst�pi�a do szukania winnego po�r�d zebranych.
Wygl�da�o to tak: stan�a przed t�umem trzymaj�c w d�oni d�ugi drewniany pr�t,
opuszczony pochy�o ku ziemi. Po obydwu jej stronach przykucn�y dwie stare kobiety, z
kt�rych jedna na znak dany przez wodza pocz�a, zrazu wolno, a p�niej coraz szybciej,
rytmicznie uderza� kr�tk� pa�eczk� w pr�t dzier�ony przez czarownic�. Ta ostatnia jakby
zesztywnia�a, oczy jej zasz�y mg��, a ca�ym cia�em zacz�y wstrz�sa� dreszcze. Po chwili j�a
pr�tem uderza� o ziemi�, a kurcze targaj�ce jej cia�em nasili�y si� do tego stopnia, �e straci�a
r�wnowag� i upad�a na bok. Wida� by�o, i� znajduje si� w transie, na co wskazywa� zar�wno
jej wygl�d, jak i zachowanie. Nadal tocz�c si� rytmicznie po ziemi, niczym automat, uderza�a
pr�tem o jej powierzchni�. Otaczaj�cy j� ludzie z przera�eniem cofn�li si�. W�wczas
szamanka porwawszy si� na nogi dopad�a jednej z kobiet - krewnych zamordowanego i z
dzik� furi� pocz�a j� bi� trzymanym pr�tem. Winowajczyni w ten spos�b wskazana, bez
najmniejszego sprzeciwu, bez oporu, przyzna�a si� do zbrodni.
Chocia� ca�y obrz�d wyda� si� obserwuj�cemu go Europejczykowi prymitywny i dziki, to
jednak przyni�s� oczekiwany rezultat. By� mo�e nie ma w tym nic nadprzyrodzonego, a
sukces w wykryciu morderczyni nale�y przypisa� wy��cznie doskona�ej znajomo�ci
zachowa� ludzkich i spostrzegawczo�ci szamanki, kt�ra obserwuj�c zebranych ludzi potrafi�a
bezb��dnie wskaza� winn�, opieraj�c si� na jakim� specyficznym jej zachowaniu,
nacechowanym l�kiem przed zdemaskowaniem, czy te� niepewno�ci�. Chocia� maska
pozornego spokoju, jak� przybra�a zab�jczyni, mog�a j� os�oni� przed wszystkimi innymi
mieszka�cami wioski, to nie spe�ni�a tego zadania w spotkaniu z czarownic�. (wg.: Emmanui�
Swiet�ow, Magizm i jedinobo�ije, Bruxelles 1971, s. 51 - 52)
A oto przyk�ad niezwyk�ych psychicznych si� szaman�w zawarty w relacji rosyjskiego
etnografa W. Bogoraza:
9
Prowadz�c badania na jednej z wysp u wybrze�y Alaski spotka� si� tam z szamanem.
Poniewa� w tamtych rejonach szamanizm znajdowa� si� ju� w zaniku, uczony ucieszy� si�
maj�c mo�no�� zobaczenia na w�asne oczy pokazu legendarnych umiej�tno�ci czarownik�w.
Zgodzi� si� je zademonstrowa� ostatni potomek szama�skiego rodu, starzec Assunnarak.
On to stan�wszy przed badaczem ze skrzy�owanymi na piersi r�koma rozkaza� mu
narzuci� na jego go�e plecy ko�ce wielkiego czerwonego ameryka�skiego pledu, na kt�ry
najwyra�niej mia� ochot�. Mimo i� staruszek trzyma� r�ce na piersiach i z ca�� pewno�ci� ich
nie u�y�, pled przylgn�� do jego plec�w niczym �elazo do magnesu.
Badacz ci�gn�c z ca�ej si�y za drugi koniec nie by� w stanie go oderwa�. P�niej szaman
pocz�� wlec etnografa, kt�ry w ko�cu zapar� si� nogami o poprzeczk� ��cz�c� boki namiotu,
ale Assunnarak nie dawa� za wygran�. Pled nadal by� jak przyklejony.
Kiedy w czasie tego si�owania si� Bogoraz ani my�la� ust�pi�, szaman sprawi�, �e namiot
dos�ownie "stan�� d�ba". Sterta naczy� znajduj�cych si� w k�cie z brz�kiem polecia�a na
ziemi�, a garnek, a garnek z topniej�cym �niegiem si� przewr�ci�, zalewaj�c ca�e wn�trze.
W�wczas badacz da� spok�j, puszczaj�c ko�ce pledu, a szaman, kt�ry najwyra�niej czeka�
na taki obr�t rzeczy, natychmiast wype�zn�� z namiotu, triumfalnie krzycz�c: "Pled jest m�j!"
(wg.: W. Bogoraz, Einstein i religia. Primienienije principa otnositielnosti k issledowaniu
religjoznych jawlenij, Moskwa 1923, s. 6)
Trudno chyba podejrzewa� powa�nego badacza o zmy�lenie ca�ej historii. Trudno r�wnie�
wszystko wyja�ni� dzia�aniem hipnozy, chocia� kto wie, czy stary Assunnarak nie skorzysta�
z niej w opisanym przypadku. Z drugiej jednak strony relacja badacza jest zbyt rzeczowa, aby
przypuszcza�, i� w czasie "pokazu" nie posiada� pe�nej �wiadomo�ci.
My�l�, �e by�a to demonstracja wspania�ych zdolno�ci telekinetycznych (przemieszczanie
przedmiot�w w przestrzeni bez u�ycia si�y fizycznej) szamana. Skoro zaobserwowano i takie
historie, jak np. zginanie stalowych sztu�c�w "si�� woli", to czarownikowi mog�o si� uda�
"przylepienie" pledu do w�asnych nagich plec�w i wstrz��ni�cie namiotem.
Jeszcze lepszy przyk�ad wskazuj�cy na u�ywanie telekinezy przez szaman�w podaje
badacz ameryka�ski F. Mowet, kt�ry d�ugie lata sp�dzi� mi�dzy Eskimosami.
Kt�rego� jesiennego popo�udnia, gdy Mowet wraz z przyjacielem siedzia� w chacie
delektuj�c si� herbat�, odczu� silny wstrz�s. Domek zachwia� si� w posadach. M�czy�ni
przekonani, i� nast�pi�o trz�sienie ziemi, przestraszeni wybiegli na dw�r. Tam jednak
panowa� zupe�ny spok�j, a stadko jeleni odpoczywa�o, bynajmniej nie sp�oszone. Wr�cili
zatem do chaty i na nowo zabrali si� do herbaty. Ledwo jednak usiedli, wstrz�s si� powt�rzy�.
Blaszane kubki spad�y ze sto�u, zatkni�te za krokwie prawid�a do naci�gania sk�r z trzaskiem
potoczy�y si� po pod�odze. Tym razem przestraszeni ju� nie na �arty zn�w wybiegli na
zewn�trz i zn�w nie dostrzegli niczego niezwyk�ego. Jelenie pas�y si� dalej. Og�upiali
podr�nicy pobiegli ku sza�asowi Eskimos�w s�dz�c, i� oni mog� im wyja�ni� owe wstrz�sy.
Ale ci o niczym nie wiedzieli i skierowali bia�ych do szamana Kakuni. Gdy stan�li przed jego
obliczem, ten - nim zd��yli otworzy� usta - �miej�c si� powiedzia�, i� oczekiwa� ich
przybycia i wiedzia� po co przyjd�.
To Apopa (duch) trz�s� ich chat� - wyja�ni� szaman.
(wg.: E. Swiet�ow, dz. cyt., s. 55)
A oto kolejny opis, zdaj�cy si� dowodzi� realno�ci niewyt�umaczalnych psychicznych
zdolno�ci czarownik�w:
Francuski dziennikarz, pisarz i podr�nik Pierre-Dominique Gaisseau przebywaj�cy w�r�d
afryka�skiego plemienia Toma by� �wiadkiem niesamowitego wydarzenia.
Pewnego razu Gaisseau wraz z dwoma towarzyszami i czarownikiem Waune odpoczywali
w chacie. Naraz wszyscy trzej biali us�yszeli dziwne d�wi�ki. Drzwi skrzypi�c przera�liwie
otworzy�y si� na ca�� szeroko�� i w progu stan��... szaman Waune. Francuzi wystraszyli si�
nie na �arty, bo szaman r�wnocze�nie nadal spoczywa� na swoim pos�aniu umieszczonym za
10
pos�aniem Gaisseau. Podr�nik nie o�mielaj�c si� poruszy� i wstrzymuj� oddech, w �wietle
lampy, kt�ra sta�a na pod�odze, przypatrywa� si� niesamowitemu zjawisku. Przybysz przez
chwil� ko�ysa� si� w miejscu, po czym pochylony przelaz� pod hamakami Francuz�w i wszed�
- wnikn�� w pogr��one we �nie cia�o czarownika. Biali dyskutuj�c zawzi�cie na temat tego,
czego byli �wiadkami, doszli do wniosku, �e zjawiska nie da si� w �aden rozumowy spos�b
wyja�ni�.
Wreszcie na koniec zostawi�em spraw� chyba najciekawsz� i budz�c� najwi�ksze
niedowierzanie u sceptyk�w, a najwi�kszy podziw u ludzi prze�wiadczonych o realno�ci
zjawiska.
Mowa tu o lewitacji, czyli zdolno�ci do unoszenia si� cz�owieka w powietrzu, co przeczy
powszechnemu prawu ci��enia. Temu prawu, bez kt�rego niemo�liwe by�oby �ycie na Ziemi
i bez kt�rego rozpad�by si� Wszech�wiat.
Bajki! Mog� zaprotestowa� Czytelnicy.
Bynajmniej. Przypadki lewitacji zdarza�y si� (i zdarzaj� nadal) stosunkowo cz�sto, a co
wi�cej, dysponuje si� zeznaniami �wiadk�w, a ostatnimi czasy tak�e fotografiami
(autentycznymi, a nie trikowymi), kt�re w spos�b bezsprzeczny dowodz� tego, i� zjawisko
lewitacji wyst�pi�o rzeczywi�cie.
Lewitacja by�a znana i praktykowana przez kap�an�w polinezyjskich, a ich popisy
obserwowa� mogli przybyli na wyspy biali, dzi�ki kt�rym w�a�nie wiemy o tym dzisiaj.
Jeden z opis�w m�wi, jak pewien kap�an, odpychaj�c si� lekko od stromej �ciany skalnej
dwoma cienkimi patykami, "wyp�yn��" w ten spos�b na sam szczyt.
Unosi� si� w powietrzu, drwi�c sobie z praw fizyki potrafili tak�e �wi�ci m�owie, jogini
w Indiach. Pod koniec ubieg�ego wieku, �wiadkiem niezwyk�ego zdarzenia by� holenderski
lekarz, doktor van Leuven, kt�re m�g� dok�adnie zaobserwowa�, goszcz�c kt�rego� dnia w
celi pewnego hinduskiego mnicha. A oto co pisze na ten temat:
"Siedzia�em nieporuszony, wzrok mia�em wlepiony w mnicha, by skontrolowa�, co robi;
by�em bowiem zdecydowany ka�d� pr�b� omamienia mnie z ca�� stanowczo�ci�
zdemaskowa�. Ale nic nie zasz�o. Cierpliwo�� moja by�a nara�ona na d�ug� pr�b�. Mnich w
og�le nie porusza� si�; sta� jakby pos�g. Nie wiem, jak d�ugo to trwa�o.
Nagle - nie umiem poda�, jak to si� sta�o - mia�em wra�enie, �e mnich nie znajduje si�
wi�cej tam, gdzie by� dotychczas, a o p� metra nad ziemi�. Nie mog� inaczej tego wyrazi�:
buja� w powietrzu! Pod nim by�a pusta przestrze�... Omy�ka, lub z�udzenie optyczne by�o
wykluczone. Wpatrywa�em si� bystro; fenomen trwa�! Ba, po chwili posta� mnicha wznios�a
si� wy�ej jeszcze, mniej wi�cej o 30 centymetr�w. Mnich przez ca�y czas nie zmieni� postawy
cia�a, nie porusza� si�.
Skupi�em g�ownie uwag� na sw�j w�asny stan. Stwierdzi�em, �e moje zmys�y dzia�aj�
normalnie, �e moja w�adza my�lenia jest normalna. Nie znajdowa�em si� w transie; widzia�em
wszystko dok�adnie. Zauwa�y� musz�, �e by�o jasno; mog�em zauwa�y� nawet cie� bujaj�cej
w powietrzu postaci."
(cyt. za: MEB, Tajemnice Jog�w. Cudowny �wiat mi�dzy rzeczywisto�ci� a sfer� uroje�,
Warszawa brak roku wydania, s. 54 - 55)
Ale i u nas w Europie zjawisko lewitacji nie nale�y wcale do rzadko�ci. Po dzi� dzie�
zachowa�y si� �wiadectwa, m�wi�ce o tej zdolno�ci �wi�tej Teresy z Avila, Doktora Ko�cio�a
(1515 - 1582), kt�ra unios�a si� niejednokrotnie w powietrzu nie tylko w zaciszu swej celi
klasztornej, ale i podczas uczestnictwa we mszy, w ko�ciele, na oczach t�umu. Co ciekawe, tej
swojej nadnaturalnej umiej�tno�ci wstydzi�a si� mocno, prosz�c Boga, aby j� od niej uwolni�.
Nasz rodak, b�ogos�awiony �adys�aw z Gielniowa, pewnego razu w Wielki Pi�tek 1505
roku, podczas wyg�aszanego przez siebie kazania, w obecno�ci zebranych w �wi�tyni
wiernych, popad� w ekstaz�, uni�s� si� ponad ambon�, budz�c tym oczywi�cie ca�kiem
11
zrozumia�� sensacj�. (por.: Joanna Ottea, �wi�ci i b�ogos�awieni polscy, Sandomierz 1987, s.
139)
�yj�cy wcze�niej ni� oboje z wymienionych wcze�niej �wi�tych, �wi�ty Franciszek z
Asy�u (ok. 1182 - 1226) tak�e lewitowa�, czego �wiadkiem by� jego ucze� i wsp�brat
zakonny, Leon.
"(...) brat Leon z czysto�ci� wielk� i z dobrym zamiarem [zacz��] bada� i rozwa�a� �ycie
�wi�tego Franciszka i dzi�ki czysto�ci swej zas�u�y� sobie, �e widzia� coraz cz�ciej �wi�tego
Franciszka zachwyconego w Bogu i wzniesionego nad ziemi�, niekiedy na trzy �okcie
wysoko, niekiedy na cztery, kiedy indziej a� na wysoko�� buka, a kilkakrotnie widzia� go tak
wzniesionego wysoko nad ziemi� i takim otoczonego blaskiem, �e ledwo m�g� go dojrze�. A
c� czyni� ten brat pe�en prostoty, kiedy �wi�ty Franciszek tak ma�o by� wzniesiony nad
ziemi�, �e �w m�g� go dosi�gn��? Podchodzi� cicho, ujmowa� nogi jego, ca�owa� je i m�wi�
ze �zami: 'Bo�e m�j, miej lito�� nade mn� grzesznikiem i przez zas�ugi tego cz�owieka
�wi�tego pozw�l mi znale�� Tw� �ask�'."
(Kwiatki �wi�tego Franciszka z Asy�u, prze�o�y� Leopold Staff, Warszawa 1959, s. 218)
Jak wspomnia�em wcze�niej, zjawisko lewitacji jest r�wnie� obserwowane wsp�cze�nie i
utrwalone nawet na ta�mie filmowej. To ostatnie najbardziej chyba winno przekona�
sceptyk�w. Oszuka� mo�e da si� zawodne zmys�y ludzkie, ale fotokom�rk�?
***
Czarownicy, szamani, znachorzy-cudotw�rcy, czy jak ich tam jeszcze nazwa�,
nieodwo�alnie opatrzeni przez Europejczyk�w etykietk� oszust�w �eruj�cych na naiwno�ci
ludzkiej i ci�gn�cy z tego spore zyski, po zapoznaniu si� z wcze�niej przytoczonymi
przyk�adami wydaj� si� ju� chyba mniej odra�aj�cy.
Nie mo�na oczywi�cie twierdzi�, �e w s z y s c y czarownicy byli (i s�) lud�mi
uczciwymi. Na pewno trafia�o si� mi�dzy nimi tak�e sporo oszust�w, ale w kt�rym� to
zawodzie ich nie ma? Jednak wi�kszo�� obiektywnych relacji badaczy i podr�nik�w
spotykaj�cych si� z szamanami wydaje o nich jak najlepsze �wiadectwo. Etykiet�
darmozjad�w przypi�li im ci, kt�rzy s�dzili, i� sprawowanie przez szaman�w obrz�d�w jest
tak samo zrutynizowane, jak w przypadku wielkich religii.
Ot� nic bardziej b��dnego od takiego pogl�du. Przede wszystkim szamanem mo�e zosta�
wy��cznie osoba w y b r a n a przez d u c h y. Sama ch�� cz�owieka nie ma tu �adnego
znaczenia.
Pewien czarownik, imieniem Igiugariuk opowiada� znanemu badaczowi Knudowi
Rasmussenowi, �e w m�odo�ci nawiedza�y go cz�sto widzenia senne, podczas kt�rych
rozmawia�y z nim n i e z n a n e istoty. Kiedy si� budzi�, mia� je nadal przed oczyma.
Wsp�plemie�cy wyja�nili mu, i� posiada w�a�ciwo�ci potrzebne do kontaktowania si� z
duchami i postanowili, �e musi zosta� szamanem. Igiugariuk bezskutecznie usi�owa�
przeciwstawi� si� swojemu powo�aniu, ale w ko�cu musia� ulec.
Gdy osoba wybrana sprzeciwia si� woli duch�w, mo�e spodziewa� si� zaburze�
psychicznych, omam�w i halucynacji. W przypadku dalszego uporu mo�e doj�� do ci�kiej
choroby, a nawet zgonu.
Przygotowuj�c si� do pe�nienia funkcji szamana musi przej�� jeszcze wielk� pr�b�. Oddala
si� od rodzinnej osady i w samotno�ci poddaje si� ci�kim �wiczeniom ascetycznym, my�l�c
r�wnocze�nie o sprawach duchowych. Post mo�e nieraz trwa� kilkadziesi�t dni, na skutek
czego adept zapada cz�sto w stan podobny do �mierci. Z chwil� zupe�nej psychicznej
metamorfozy cz�owieka, ko�cz�cej si� objawieniem ducha opieku�czego staje si� on
szamanem.
12
Czym wi�c jest szamanizm? Chocia� s�owo to zaczerpni�to z j�zyka Ewenk�w
mieszkaj�cych na Syberii, nie znaczy �e tylko tam nale�y go szuka�. Szamanizm bowiem jest
mo�e nie tyle religi� (chocia� bazuje na animizmie), ile s p o s o b e m na kontaktowanie si�
ze �wiatem duch�w. Rol� po�rednika mi�dzy t�, a tamt� stron� spe�nia w�a�nie szaman,
kt�rego psychika jest do tego specjalnie predysponowana. Tak rozumiany szamanizm
wyst�powa� na ca�ej prawie kuli ziemskiej: na Syberii, w Ameryce P�nocnej, Tasmanii,
Ziemi Ognistej, Australii, Afryce, Polinezji oraz w Europie, gdzie najd�u�ej utrzyma� si�
w�r�d Lapo�czyk�w.
Kontaktom czarownik�w ze �wiat�em pozazmys�owym s�u�� specjalne obrz�dy, kt�rych
nieod��cznym atrybutem jest b�ben odgrywaj�cy rol� narz�dzia do przywo�ywania duch�w.
Przy jego u�yciu szaman w czasie kam�ania (jest to r�wnie� s�owo syberyjskiego pochodzenia
oznaczaj�ce wzywanie duch�w) wprowadza si� w trans, podczas kt�rego wydaje mu si�, �e
odbywa podr� w Za�wiaty.
Walenie w b�ben, �piew i wrzaski czarownika, wbrew utartym opiniom, wcale nie maj�
s�u�y� wywarciu odpowiedniego wra�enia na widzach, lecz s� potrzebne do wprowadzenia
si� w stan katalepsji, kt�ry szaman uwa�a za mistyczny.
Po "przyj�ciu do siebie" szaman zna ju� odpowied� na zadane w wcze�nie pytania, potrafi
rozwi�za� problemy swych wsp�plemie�c�w, przepowiada� przysz�o��.
Czy s� to tylko i wy��cznie k�amstwa? "Dzicy" stawiaj� szamanowi konkretne pytania, na
kt�re musi dawa� konkretne odpowiedzi. Biada mu je�eli si� oka�e, �e jego rady s� z a w s z
e z�e, a przepowiednie zawsze fa�szywe Taki czarownik musi opu�ci� swoj� spo�eczno��. To
fakt, i� sporo spo�r�d nich zostaje wyp�dzonych - szczeg�lnie ci, kt�rzy trudni� si�
leczeniem - ale jeszcze wi�cej dzia�a, ciesz�c si� doskona�� opini�. Czy zupe�nie
bezpodstawnie?
W literaturze bardzo cz�sto spotyka si� pogl�d, �e szamani wyzyskiwali wsp�plemie�c�w
w kra�cowy spos�b. Nic b��dniejszego. Dawna przysi�ga szama�ska zawiera takie zdanie:
"Je�li wezw� ci� jednocze�nie do bogatego i biednego, to id� najpierw do biednego i nie
��daj wiele za sw�j trud."
(cyt. za: W.M. Michaj�owskij, Szamanstwo. Srawnitielno-etnograficzeskoje oczerki,
Moskwa 1892, s. 75), a Bronis�aw Pi�sudski (brat J�zefa) badacz �ycia Ajn�w i sam zreszt�
o�eniony z Ajnusk�, tak pisa�:
"Za swoj� praktyk� szaman powinien, wed�ug poj�� Ajn�w, bra� zap�at�, nawet od
najbli�szych krewnych. W przeciwnym bowiem razie duchy pomocnicze odm�wi� mu swej
pomocy (...) Nie by�o przyk�adu, by szaman wzbogaci� si� znoszonymi mu datkami. (...)"
(cyt. za: A.F. Majewicz, Ajnu. Lud, jego j�zyk i tradycja ustna, Pozna� 1984, s. 67)
***
Obiegowe s�dy i opinie o czarownikach, szamanach nie zawsze musz� by� prawdziwe i
s�uszne, a ich niezwyk�e umiej�tno�ci i wiedza, cho� zagadkowe i niewyt�umaczalne, mog�
si� okaza� jednak realn� rzeczywisto�ci�.
Dawno min�y czasy, kiedy rzeczywi�cie niewyja�nione si�y ludzkiej natury wolno by�o
wy��cznie wykpiwa�. Coraz wi�cej powa�nych badaczy - nie boj�c si� kpiny i etykietki
heretyka - zajmuje si� badaniem owych zjawisk z pogranicza �wiata realnego i �wiata ba�ni.
Pomy�le�, �e jeszcze tak niedawno temu hipnoza, kt�ra znajduje szerokie zastosowanie we
wsp�czesnej medycynie, uwa�ana by�a za cyrkow� sztuczk� i jawne oszustwo! Dzi� jest
inaczej. Nie tylko hipnoza, ale i lewitacja, jasnowidzenie, prekognicja, telepatia, telekineza
czy telegnoza wywalczy�y sobie uznanie ich realnego istnienia.
13
Znaczna liczba badaczy nie obawia si� �mieszno�ci, rozumiej�c, i� wiedza jak� dzi�
dysponuj�, nie wyja�nia bynajmniej wszystkiego. Nie�yj�cy ju� prof. dr Stefan Manczarski,
zas�u�ony polski badacz zjawisk paranormalnych tak pisa� przed laty:
"Powt�rzmy raz jeszcze za Boltzmanem, i� w naturze nie ma nic niemo�liwego, mog� by�
tylko wydarzenia w najwy�szym stopniu ma�o prawdopodobne. (...) Musimy wi�c liczy� si� z
tym, �e i my mo�emy w �yciu codziennym napotka� fakt, kt�ry tak dalece odbiega od norm
naszego zwyk�ego do�wiadczenia, i� nale�y nazwa� go "wydarzeniem nieprawdopodobnym".
Uprzytomnienie sobie realnej mo�liwo�ci takiego faktu stanowi niew�tpliwie powa�ny
wstrz�s. Mimo woli nasuwa si� pytanie: czy niekt�re spo�r�d tzw. cud�w i objaw�w
nadprzyrodzonych lub - inaczej m�wi�c - paranormalnych nie nale�� do zjawisk tej
kategorii?"
(K. Boru�, S. Manczarski, Tajemnice parapsychologii. Eksperymenty - hipotezy - zagadki,
Warszawa 1977, s. 7)
Ot� w�a�nie, chyba mo�na zaryzykowa� twierdzenie, i� "sztuczki" szaman�w nale�a�oby
uzna� za przejaw ich paranormalnych predyspozycji i podda� gruntownemu badaniu przez
psychotronik�w. Jednocze�nie za� obawiam si�, i� mo�e si� to ju� okaza� niemo�liwe,
poniewa� ekspansja europejskiej cywilizacji sprawia, i� nieliczni z jeszcze ocala�ych
prawdziwych czarownik�w w niezbyt d�ugim czasie na zawsze odejd� w niebyt, jak to si�
sta�o z wieloma przejawami kultury lud�w pierwotnych. Informacje, jakie o nich przetrwaj�
na kartach ksi��ek, uwa�ane b�d� za r�wnie bajeczne jak opowie�ci o kr�lu Arturze,
Rycerzach Okr�g�ego Sto�u i poszukiwaniach �w. Graala.
14
Szymon Czarnoksi�nik
"A Filip dotar� do miasta Samarii i g�osi� im Chrystusa. Ludzie za� przyjmowali uwa�nie i
zgodnie to, co Filip m�wi�, gdy go s�yszeli i widzieli cuda, kt�re czyni�. Albowiem duchy
nieczyste wychodzi�y z wielkim krzykiem z wielu, kt�rzy je mieli, wielu te� sparali�owanych i
u�omnych zosta�o uzdrowionych. I by�o wiele rado�ci w owym mie�cie.
A by� w mie�cie od jakiego� czasu pewien m��, imieniem Szymon, kt�ry zajmowa� si�
czarnoksi�stwem i wprawia� lud Samarii w zachwyt, podaj� si� za kogo� wielkiego. A
wszyscy, mali i wielcy, liczyli si� z nim, m�wi�c: Ten cz�owiek to moc Bo�a, kt�ra si� nazywa
Wielka. Liczyli si� za� z nim dlatego, �e od d�u�szego czasu wprawia� ich w zachwyt
magicznymi sztuczkami. Kiedy jednak uwierzyli Filipowi, kt�ry zwiastowa� im dobr� nowin� o
Kr�lestwie Bo�ym i o imieniu Jezusa Chrystusa, dawali si� ochrzci�, zar�wno m�czy�ni, jak i
niewiasty. Nawet i sam Szymon uwierzy�, gdy za� zosta� ochrzczony, trzyma� si� Filipa, a
widz�c znaki i cuda wielkie, jakie si� dzia�y, by� pe�en zachwytu.
Gdy aposto�owie w Jerozolimie us�yszeli, �e Samaria przyj�a S�owo Bo�e, wys�ali do nich
Piotra i Jana, kt�rzy przybywszy tam, modlili si� za nimi, aby otrzymali Ducha �wi�tego. Na
nikogo bowiem z nich nie by� jeszcze zst�pi�, bo byli tylko ochrzczeni w imi� Pana Jezusa.
Wtedy nak�adali na nich r�ce, a oni otrzymywali Ducha �wi�tego.
A gdy Szymon spostrzeg�, �e Duch bywa udzielany przez wk�adanie r�k aposto��w,
przyni�s� im pieni�dze. I powiedzia�: Dajcie i mnie t� moc, aby ten, na kogo r�ce w�o��,
otrzyma� Ducha �wi�tego.
A Piotr rzek� do niego: Niech zgin� wraz z tob� pieni�dze twoje, �e� mniema�, i� za
pieni�dze mo�na naby� dar Bo�y. Co si� za� tyczy tej sprawy, to nie masz w niej cz�stki ani
udzia�u, gdy� serce twoje nie jest szczere wobec Boga. Przeto odwr�� si� od tej nieprawo�ci
swojej i pro� Pana, czy nie m�g�by ci by� odpuszczony zamys� serca twego; widz� bowiem,
�e� pogr��ony w gorzkiej ��ci i wi�zach nieprawo�ci.
Szymon za� odpowiedzia� i rzek�: M�dlcie si� wy za mn� do Pana, aby nic z tego na mnie
nie przysz�o, co powiedzieli�cie."
(Dzieje Apostolskie 8, 5-24 - cyt. za: Biblia to jest Pismo �wi�te Starego i Nowego
Testamentu, tzw. Nowy Przek�ad, Warszawa 1979)
Tak� oto relacj� dotycz�c� Szymona Czarnoksi�nika (zwanego tak�e Szymonem
Magiem) znajdujemy zapisan� w Ksi�dze Dziej�w Apostolskich Pisma �wi�tego Nowego
Testamentu. Jest ona do�� kr�tka, zwi�z�a i nie zajmuje si� szerzej osob� Samarytanina,
ograniczaj�c si� wy��cznie do stwierdzenia faktu, �e Szymon nie nawr�ci� si� szczerze i
chcia� kupi� m o c (czy mo�e raczej � a s k �) udzielania ludziom dar�w Ducha �wi�tego po
to, aby jeszcze bardziej rozszerzy� i udoskonali� swe czarnoksi�skie umiej�tno�ci.
Mocy, czy �aski Bo�ej oczywi�cie kupi� nie mo�na, zreszt� sam taki pomys� jest z gruntu
nie tylko g�upi, ale i blu�nierczy, st�d oburzenie chrze�cijan i surowa nagana, jaka spotka�a
Szymona ze strony �w. Piotra Aposto�a.
Ale czy opr�cz zapisk�w w Nowym Testamencie, do naszych czas�w dochowa�y si� jakie�
inne informacje zawieraj�ce wi�cej danych dotycz�cych tego niezwyk�ego cz�owieka?
Owszem, lecz niezbyt wiele. S� one jednak na tyle intryguj�ce, by pokusi� si� o - cho�by
kr�tkie, z konieczno�ci - zaprezentowanie postaci Szymona.
Kiedy si� urodzi� i kim byli jego rodzice, niestety nie wiadomo. Jedno jest pewne, �e
przyszed� na �wiat na terytorium Palestyny, a dok�adniej w Samarii, w miejscowo�� Gitton,
gdzie �y� i dzia�a� (zanim nie przeni�s� si� gdzie indziej) na prze�omie starej i nowej ery.
Podobno - co wcale nie jest w stu procentach pewne - jako m�odzieniec przysta� do
uczni�w pewnego m�a nosz�cego imi� Dositheus, kt�ry sam siebie nazywa� Mesjaszem -
Pomaza�cem Najwy�szego, a kt�ry - zgodnie z tym co przez wieki i tysi�clecia
przepowiadali patriarchowie i prorocy - przyszed� wybawi� Izraela i �wiat ca�y razem z
15
narodem wybranym. (wg.: Stanis�aw A. Wotowski, Tajemnice �wiata magii, Sosnowiec 1992,
s. 5)
Tak naprawd� jednak �w Dositheus nie by� kim� a� tak niezwyk�ym, skoro Szymon
poduczywszy si� ode� co nieco, bez skrupu��w porzuci� mistrza, widz�c i� pozostawanie w
jego otoczeniu nie pozwoli mu ani zdoby� rzetelnej wiedzy magicznej, ani - co chyba
zrozumia�e - wyp�yn�� na szersze wody.
A Szymonowi marzy�y si� i moc, i s�awa, i rozkosze, i bogactwa.
Jak si� wydaje, do�� wcze�nie musia�o u tego ostatniego doj�� do rozwini�cia si� zdolno�ci
paranormalnych skoro zdecydowa� si� na prowadzenie "dzia�alno�ci czarodziejskiej" na
w�asn� r�k�.
I chyba owe predyspozycje musia�y by� niema�e, skoro o Szymonie Magu pami�ta si� po
dzi� dzie�, natomiast imi� Dositheusa dochowa�o si� wy��cznie dlatego, bo przez jaki� czas
by� on mistrzem tego, kt�ry w p�niejszym okresie zab�ysn�� nawet w samym Rzymie:
stolicy i sercu imperium. Ale nie uprzedzajmy fakt�w.
Gdy Filip, a p�niej tak�e aposto�owie Piotr i Jan przybyli do Samarii, s�awa Szymona
jako cudotw�rcy i przepowiadacza przysz�o�ci by�a ju� ugruntowana. Niemniej jednak,
widz�c rzeczywist� i wielk� moc, jak� dysponowali uczniowie Jezusa Chrystusa, nie
omieszka� on skorzysta� z okazji, by spr�bowa� posi��� te - jak mu si� zdawa�o - sekrety,
kt�re zdecydowa�y o umiej�tno�ci uzdrawiania, wyrzucania demon�w, m�wienia w obcych
j�zykach, kt�rych wcze�niej si� nie uczono, prorokowania...
Szymon jednak omyli� si� srodze mniemaj�c, i� moc Bo�� - tak samo jak sekrety mag�w -
mo�na ot tak sobie, zwyczajnie kupi� za pieni�dze.
Skarcony i odrzucony przez Aposto��w - co bole�nie ugodzi�o w jego dum� - zapa�a� tak
ogromn� nienawi�ci� do Chrystusa i chrze�cijan, �e od tej pory wsz�dzie gdzie m�g� i jak
m�g�, stara� si� zohydzi� ich nauk�, nauce Jezusa przeciwstawiaj�c swoj� w�asn�.
Po rozstaniu si� z chrze�cijanami Czarnoksi�nik pozna� pewn� pi�kn� dziewczyn�
trudni�c� si� prostytucj�, nosz�c� imi� Helena. I od tej pory spotyka�o si� ich zawsze razem.
Szymon ca�kowicie zanurzy� si� w rozpu�cie, w niej upatruj�c sposobu na zdobycie
jeszcze wi�kszej "mocy" ni� ta, kt�r� dysponowa� wcze�niej.
P�niej w przysz�o�ci, znalaz� w tym wiernych na�ladowc�w, ale to ju� inna historia.
Mniemam, �e zainteresuje Czytelnika czego te� uczy� Szymon. Ano g�osi� on - ni mniej ni
wi�cej - i� jest najwy�sz� moc� Bo��, kt�ra nie tylko ogarnia �wiat, lecz r�wnocze�nie
przenika ludzkie dusze.
Powiada� jeszcze, �e drugim z nadprzyrodzonych, niezb�dnych �wiatu i ludzko�ci istot,
jest jego kochanka, kt�r� nazwa� greckim mianem ENNOIA, co oznacza pierwsz� my�l
b�stwa, a kt�ra w dziejach by�a Helen� troja�sk�.
Wed�ug nauki Szymona Czarnoksi�nika od Heleny wzi�li pocz�tek anio�owie, eony i si�y
kosmiczne. Lecz anio�owie b�d�c wrogo usposobieni do niej stali si� przyczyn� opuszczenia
przez ni� �wiata duchowego i zej�cia do �wiata materii (wg.: "Encyklopedia ko�cielna pod�ug
teologicznej encyklopedii Wetzera i Weltego, z licznemi jej dope�nieniami, przy
wsp�pracownictwie kilkunastu duchownych i �wieckich os�b", wydana przez X. Micha�a
Nowodworskiego, Warszawa 1905, tom XXVIII, s. 130) i przymusili j� do przyobleczenia si�
w ludzkie zniszczalne cia�o i zamieszkania poni�ej sfery gwiazd - w�a�nie na naszej Ziemi,
gdzie da�a pocz�tek rodzajowi ludzkiemu, kt�ry jako niedoskona�y z samej swej natury
podlega bezwzgl�dnemu prawu �mierci.
Widz�c co si� sta�o z kochank�, Szymon jako najwy�sza moc Bo�a, zst�pi� rych�o za ni�
na nasz glob, przyj�wszy u �yd�w posta� Syna, u Samarytan Ojca, a u pogan Ducha
�wi�tego, aby uwolniwszy partnerk� z wi�z�w materialnego cia�a i konieczno�ci umierania,
na powr�t zabra� ze sob� ponad niebiesk� powa�� do swego kr�lestwa. W tej powrotnej
drodze maj� im towarzyszy� niekt�rzy wybrani przez nich ludzie.
16
Wybra�cami za� "boskich" Szymona i Heleny mogli by� jedynie ci, kt�rzy ze wszystkich
si� starali si� zburzy� ustalony od zarania dziej�w �ad i porz�dek. (por.: S.A. Wotowski, dz.
cyt., s. 6)
A jak mieli to robi�? Ano, jak si� s�dzi, przez d��enie do zr�wnania stan�w, do absolutnej
r�wno�ci i sprawiedliwo�ci spo�ecznej. Dalej, winni oni ca�ym swym �yciem wyst�powa�
tak�e przeciw tradycyjnemu porz�dkowi moralnemu. Najwi�ksz� z zas�ug za� by�o
ho�dowanie lubie�no�ci i niczym nieokie�znanej rozpu�cie. Czyli, u�ywaj�c wsp�czesnego
s�ownictwa, winni oni uprawia� "woln� mi�o��".
Natomiast ci z ludzi, kt�rzy trzymali by si� dawnych nakazanych DEKALOGIEM praw
moralnych, mieli - wesp� ze str�conymi na Ziemi� Anio�ami - pozostawa� w
niezmienionym stanie istot podleg�ych cierpieniom i konieczno�ci umierania.
Teraz przejd�my wreszcie do opowiedzenia o ponadnaturalnych zdolno�ciach i
umiej�tno�ciach Samarytanina.
Ot� Szymon Mag lubi� popisywa� si� owymi paranormalnymi umiej�tno�ciami. O tych�e
zdolno�ciach za� opowiadano niezwyk�e historie.
Oczywi�cie potrafi� przepowiada� przysz�o��, jak r�wnie� posiada� dar jasnowidzenia.
Inn� ze zdolno�ci, jakie Szymon rzekomo posiada�, a kt�ra mia�a dowodzi� jego
ponadnaturalnych mocy, by�a umiej�tno�� lewitacji, czyli unoszenia si� w powietrzu, wbrew
- czy mo�e na przek�r - prawu przyci�gania.
Wreszcie jego cia�o okazywa�o si� odporne na dzia�anie ognia, a opr�cz tego potrafi� - jak
twierdzi� on sam i jego zwolennicy - uzdrawia� ludzi ze �miertelnych chor�b.
Je�li w tym miejscu budz� si� w Czytelniku jak�e uzasadnione w�tpliwo�ci, co do
prawdopodobie�stwa tego, o czym napisa�em wy�ej, to - z ca�� odpowiedzialno�ci� za s�owo
- mog� zapewni�, �e przynajmniej dwie z wymienionych umiej�tno�ci Samarytanina m�g� on
rzeczywi�cie posi���. Nie tylko znane s� inne przypadki lewitacji, jak r�wnie� chodzenia po
ogniu, ale i zarejestrowane przez fotokom�rk�. Nie ma zatem powodu niedowierza�, �e umia�
robi� to r�wnie� i Szymon.
Bez w�tpienia jego �ycie by�o nadzwyczaj barwne i ciekawe, niestety, zachowa�y si� o nim
wiadomo�ci tak nik�e, �e na ich podstawie nadzwyczaj trudno mo�na by powiedzie� co�
wi�cej na temat osoby maga. Nie b�d� si� wi�c bawi� w spekulacje.
Teraz natomiast wspomn�, jak wygl�da� jego w�asny koniec, opowiedziany przez
chrze�cija�skiego dziejopisa.
Rzecz dzia�a si� Rzymie, na dworze cesarza Nerona, gdzie po raz ostatni spotkali si� ze
sob� �w. Piotr Aposto� i Szymon Czarnoksi�nik.
Przed obliczem w�adcy i licznych dworzan Piotr - jak g�osi chrze�cija�ska legenda - mia�
broni� prawdziwo�ci swojej wiary, za� Szymon dowodzi� swych nadnaturalnych
umiej�tno�ci, na poparcie g�oszonych przez siebie nauk religijnych
Jako koronnego argumentu przemawiaj�cego na jego korzy�� mia� Szymon przedstawi�
sw� zdolno�� do lewitacji.
I rzeczywi�cie tak uczyni�. Oto stoj�c przed cesarzem i wieloma innymi �wiadkami -
olbrzymim t�umem ��dnym sensacji - Samarytanin wzni�s� si� w powietrze.
Na ten widok �w. Piotr nak�oniony pro�bami �w. Paw�a j�� zaklina� demony aby opu�ci�y
cia�o Czarnoksi�nika, a gdy tak si� rzeczywi�cie sta�o, Szymon z wysoko�ci run�� na
kamienie i pogruchota� nogi, a wkr�tce potem zmar� na r�kach lekarzy. (wg.: S�ownik
apologetyczny wiary chrze�cija�skiej, w opr. X.W. Szcze�niaka, Warszawa 1896, t. III, s.
194)
Tak oto odszed� z tego pado�u m��, kt�ry uzurpowa� sobie MOC BOSK�, i kt�ry w czasie
kiedy �y�, dla wielu uchodzi� za BOGA.
Umar� Szymon Czarnoksi�nik, umar� "ojciec wszelkiej herezji", lecz pozostawi� licznych
uczni�w i na�ladowc�w...
17
Apolloniusz z Tyany
Inn� z niezwyk�ych, intryguj�cych postaci antycznego �wiata jest posta� pewnego Greka -
Apolloniusza z Tyany w Kappadocji. Podobnie jak poprzedni nasz bohater, �y� on na
ziemiach cesarstwa rzymskiego, na prze�omie starej i nowej ery, by� wi�c wsp�czesny
Jezusowi. Data jego narodzin nie jest znana, podobnie zreszt� jak data jego �mierci. Jedni
utrzymuj�, �e �y� on osiemdziesi�t, inni �e a� sto siedemna�cie lat. Trudno tak�e powiedzie�,
w kt�rym z miast staro�ytnego �wiata zako�czy� swoj� ziemsk� w�dr�wk�. S�dzi si� wszak�e
- do�� powszechnie - �e mia�o to miejsce w Efezie w Azji Mniejszej, b�d� te� w Puteoli,
gdzie niegdy� nagle i niespodziewanie objawi� si� dwom swoim uczniom Damisowi i
Demetrianowi, mimo i� w rzeczywisto�ci mia� on si� znajdowa� w�wczas gdzie indziej (a
zatem by�by to przyk�ad bilokacji).
Apolloniusz by� autorem prawie nie znanej nam doktryny religijnej, kt�r� przez jej
wyk�adanie wszystkim ludziom - bogatym i n�dzarzom - chcia� wprowadzi� w �ycie tak, aby
doprowadzi� do zmiany zastanych przeze� struktur porz�dku spo�ecznego. "Przekszta�cenie"
ludzi mia�o - zgodnie z intencjami tego reformatora religijnego i filozofa (ale tak�e
wybitnego maga) - p�j�� w takim kierunku, by ka�dy m�g� zazna� szcz�cia o tyle, o ile
mo�liwe to jest w naszej materialnej rzeczywisto�ci.
A mo�liwo�ci i umiej�tno�ci posiada� sporo. I to nie byle jakich!
By�y one tak niezwyk�e i tak niesamowite, �e ju� �yj�cy wsp�cze�nie temu cz�owiekowi
uznali, i� jest on istot� ponadnormaln� i u b � s t w i l i Apolloniusza.
Najcz�ciej - i chyba najch�tniej - prezentowa� on niesamowit� zdolno�� bilokacji
(inaczej: duolokacji), czyli u�ywaj�c prostego, zrozumia�ego dla wszystkich j�zyka, potrafi�
on w spos�b widzialny (co nie koniecznie oznacza� musi, �e r�wnie� i w materialny)
przebywa� w dw�ch - nieraz znacznie od siebie oddalonych - miejscach jednocze�nie (o
czym wspomnia�em ju� wcze�niej).
Jak wielu tamtoczesnych m�drc�w, r�wnie� i Apolloniusz uprawia� sztuk� lekarsk�. Tyle,
i� posiada� rozwini�t� do perfekcji, a ponadto r�wnie� - co chyba b�dzie normalne i naturalne
w przypadku cudotw�rcy - uzdrawia� wszelkie rodzaje chor�b i dolegliwo�ci przy u�yciu
swych niezwyk�ych mocy.
Bezkrytyczni apologeci m�drca twierdzili nawet, �e potrafi� tak�e przywraca� �ycie
umar�ym i na temat jego zdolno�ci opowiadano wiele, pos�uguj�c si� mniej czy bardziej
prawdopodobnymi przyk�adami.
Tak czy inaczej jednak, ju� sama zdolno�� bilokacji, uzdrawiania przez dotyk,
jasnowidzenia, czy czytania w sercach i sumieniach ludzkich przysporzy�y mu tak wielkiej
s�awy, �e pami�� o owym filozofie przetrwa�a przez dwa tysi�ce lat, a� do dnia dzisiejszego.
Poniewa� w literaturze, przy opisach postaci owego niezwyk�ego cz�owieka zawsze jako
szczeg�lny przyk�ad nadnaturalnych mocy, przytacza si� relacj� o jego jasnowidzeniu �mierci
cesarza Domicjana, i to dok�adnie w tej samej chwili, gdy imperator by� mordowany, musz� o
tym przypadku wspomnie�. Dla ciekawych: Apolloniusz prze�ywa� �mier� Domicjana, i
opowiada� o niej przerwawszy - niezwykle przy tym poruszony - wyk�ad, jaki prowadzi�
pod�wczas w Efezie, podczas gdy cesarza zabijano w... Rzymie.
Ma�o tego, Apolloniusz opowiada� o owym krwawym wydarzeniu, jakby stoj�c po�r�d
Efezjan, jednocze�nie sta� i patrzy� na to, co odbywa�o si� tysi�ce kilometr�w na zachodzie.
I to w zasadzie by�oby wszystko, co m�g�bym ciekawego powiedzie� na temat owego
niezwyk�ego cz�owieka.
"- Niewiele!" - zawo�a Czytelnik. C�, chyba b�dzie mia� racj�. W ko�cu jasnowidzenie,
czytanie w my�lach, leczenie dotykiem tak nam ju� spowszednia�o - przez wielo�� literatury
traktuj�cej o tych zjawiskach - �e nie robi� na nas wi�kszego wra�enia. Zastan�wmy si�
18
jednak nad prawdziwym sensem, nad prawdziwym znaczeniem tych s��w i po namy�le
zapytajmy siebie samych: Czy to aby na pewno nic wielkiego?
Nie za darmo stawiano przecie� Apolloniuszowi ju� za jego �ycia pos�gi w poga�skich
�wi�tyniach. I chyba tamtocze�ni chrze�cijanie nie bez powodu uznali owego cz�owieka za
s�ug� i za narz�dzie szatana...
Apolloniusz z Tyany by� bez w�tpienia cz�owiekiem nietuzinkowym, w spos�b jaskrawy
odr�niaj�cym si� od t�a otoczenia - od ludzi na og� zepsutych, rozpustnik�w, �ar�ok�w i
opoj�w. I pami�tajmy, �e w�wczas t�umy ��da�y i oczekiwa�y jednego: "Igrzysk i chleba"
(jak zawsze zreszt�, ale to ju� m�j cyniczny komentarz, za kt�ry - je�li kogo� z czytaj�cych te
s�owa urazi�em - prosz� o wybaczenie.)
Tymczasem filozof, kt�ry w rozlicznych i d�ugich podr�ach, jakie odbywa� po ziemiach
cesarstwa w poszukiwaniu m�dro�ci, po poznaniu wszystkich wa�niejszych szk�
filozoficznych, gdy w ko�cu przysta� do neopitagorejczyk�w, sta� si� wiod�cym surowe �ycie
ascet�, a przez to samo tak bardzo odr�nia� si� od reszty spo�ecze�stwa. (wg.: "Encyklopedia
ko�cielna pod�ug teologicznej encyklopedii Wetzera i Weltego", wydana przez X.M.
Nowodworskiego, Warszawa 1873, t. I, s. 338)
I to zreszt� zapewnia�o mu szacunek oraz podziw i to sprawia�o, �e dzi�ki temu znalaz�
licznych uczni�w i na�ladowc�w.
Mo�na domniemywa�, i� jego ponadnaturalne zdolno�ci by�y w y u c z o n e podczas
d�ugich podr�y do jakich� odleg�ych krain. Czy wolno przypuszcza�, �e by� to Daleki
Wsch�d? By� mo�e, ale pewno�ci nie ma i by� nie mo�e.
Po powrocie z odleg�ych krain odwiedza Azj� Mniejsz�, potem Kret�, gdzie zjednuje sobie
str��w publicznego kultu. W ko�cu wyrusza do Rzymu. Jednak w mie�cie cesarskim nara�a
si� imperatorowi Neronowi i musi ratowa� si� ucieczk�, p�niej jednak udaje mu si� oczy�ci�
z zarzut�w i zn�w jest bezpieczny.
W jego w�dr�wkach s�awa niezwyk�o�ci ro�nie do tego stopnia, �e nie tylko lud prosty, ale
r�wnie� mo�ni tego �wiata poczynaj� uznawa� go za boga.
W ko�cu za boga uznali go te� i w�adcy Rzymu. Cesarz Karakalla wybudowa�
Apolloniuszowi z Tyany �wi�tyni�, a cesarz Aleksander Sewer stawia� mu pos�gi.
Tak naprawd� na temat nauki Apolloniusza z Tyany do naszych czas�w - poza tym o
czym wspomnia�em wcze�niej - nic wi�cej nie dotrwa�o.
I - rzecz szcz