12460
Szczegóły |
Tytuł |
12460 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12460 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12460 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12460 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Connie Willis
List od Clearys�w
a poczcie by� list od Clearys�w. W�o�y�am go do torby razem z
czasopismem pani Talbot i wysz�am odwi�za� Stitcha.
Rozci�gn�� swoj� smycz jak tylko si� da�o i si�dzia� za rogiem, na
wp� przyduszony, przygl�daj�c si� drozdowi. Stitch nigdy nie
szczeka, nawet na ptaka. Nawet nie pisn��, kiedy ojciec zszywa� mu
�ap�. Po prostu si�dzia� na ganku, tak jak go znale�li�my, dr��c
wyci�gaj�c �ap�, �eby ojciec m�g� j� obejrze�. Pani Talbot m�wi, �e
�aden z niego str� domu, ale ja si� ciesz�, �e nie szczeka. Rusty
szczeka� bez przerwy i co mu z tego przysz�o?
Musia�am zaci�gn�� Stitcha z powrotem za r�g, �eby odwi�za� smycz.
Wymaga�o to troch� wysi�ku, bo drozd naprawd� mu si� spodoba�.
- To znak, �e nadchodzi wiosna, co ma�y? - powiedzia�am, pr�buj�c
rozlu�ni� w�ze�. Nie uda�o mi si�, ale za to z�ama�am paznokie�.
Wspaniale. Mama zn�w b�dzie si� gniewa�a.
Moje r�ce s� w op�akanym stanie. Tej zimy ze sto razy oparzy�am
sobie wierzch d�oni o ten nasz g�upi piec. Jedno miejsce, tu� nad
nadgarstkiem, parze sobie ci�gle, tak �e nie zd��y si� nawet zagoi�.
Piec jest za ma�y i kiedy pr�buje wpakowa� do niego zbyt d�ugi
kawa�ek drewna, za ka�dym razem dotykam tym samym miejscem do
drzwiczek. A m�j g�upi brat nigdy nie tnie odpowiednich kawa�k�w.
Prosi�am go i prosi�am, �eby ci�� kr�tsze, ale on nie zwraca uwagi
na to, co m�wi�.
Poprosi�am Mam�, �eby mu kaza�a ci�� kr�tsze kawa�ki, ale nic nie
powiedzia�a. Ona nigdy nie krytykuje Dawida. Jej zdaniem nic, co on
zrobi nie mo�e by� z�e tylko dlatego, �e ma dwadzie�cia trzy lata i
by� �onaty.
- On specjalnie tak robi - powiedzia�am jej. - Ma nadzieje, �e
poparz� si� na �mier�.
- Paranoja to cz�sty przypadek w�r�d czternastoletnich dziewczynek -
odpowiedzia�a mama. Zawsze tak m�wi. Doprowadza mnie to do takiej
w�ciek�o�ci, �e mam ochot� j� zabi�. - Nie robi tego specjalnie. Po
prostu musisz bardziej uwa�a� kiedy dok�adasz do pieca. - Ale przez
ca�y czas trzyma�a moj� r�k� i patrzy�a na nie goj�c� si� ran�,
jakby to by�a bomba zegarowa.
- Potrzebny jest nam wi�kszy piec - powiedzia�am i wyrwa�am r�k�.
Naprawd� potrzebny jest wi�kszy. Tata od��czy� kominek i wstawi�
piec, gdy przesta�y przychodzi� rachunki za gaz. Jest on taki ma�y,
bo mama nie chcia�a, �eby zajmowa� za du�o miejsca w pokoju. Poza
tym mieli�my go u�ywa� tylko wieczorami.
Nie b�dziemy mieli nowego. Oni wszyscy s� zbyt zaj�ci t� idiotyczn�
szklarni�. Mo�e wiosna zacznie si� wcze�niej i moja r�ka b�dzie
mia�a wi�ksz� szans� na zagojenie si�. W zesz�ym roku �nieg trzyma�
do po�owy czerwca, a teraz mamy dopiero marzec. Drozd Stitcha
odmrozi sobie ogonek, je�li nie odleci na po�udnie. Tata m�wi, �e
zesz�a zima by�a wyj�tkowa, w tym roku pogoda z powrotem b�dzie taka
jak przedtem, ale sam w to nie wierzy, bo inaczej nie budowa�by
szklarni.
Jak tylko wypu�ci�am smycz z r�ki, Stitch wr�ci� grzecznie za r�g i
usiad�, czekaj�c a� przestan� ssa� palec i odwi��e go.
- Lepiej b�dzie jak si� po�pieszymy - powiedzia�am. - Mama si�
w�cieknie.
Mia�am i�� do sklepu po nasiona pomidor�w, ale s�o�ce by�o ju� dosy�
nisko, a do domu mia�am p� godziny drogi. Je�li wr�c� do domu po
zmierzchu, wy�l� mnie do ��ka bez kolacji, a wtedy nie b�d� przy
czytaniu listu. Poza tym, je�li nie p�jd� do sklepu dzisiaj, b�d�
musieli wys�a� mnie tam jutro i nie b�d� musia�a pracowa� w tej
g�upiej szklarni.
Czasami mam ochot� wysadzi� j� w powietrze. Wsz�dzie pe�no trocin i
b�ota, a Dawid upu�ci� kawa�ek plastyku na piec i �mierdzia�o jak
diabli. Ale nikt opr�cz mnie nie zauwa�a ba�aganu, zbyt s�
poch�oni�ci opowiadaniem jak wspaniale b�dzie mie� w�asne kawony i
kukurydze, i pomidory w lecie.
Nie daje mi si�, �eby uda�o si� lepiej ni� w zesz�ym roku. Wyros�a
jedynie sa�ata i kartofle. Sa�ata by�a niewiele wi�ksza od mojego
ma�ego palca, a kartofle twarde jak kamienie. Pani Talbot m�wi�a, �e
to z powodu wysoko�ci, ale tata powiedzia�, �e to ta dziwaczna
pogoda i warstwa granitu, kt�ra przechodzi przez gleb�. Poszed� do
ma�ej biblioteki na ty�ach sklepu, przyni�s� ksi��k� o szklarniach i
zacz�� wszystko przerabia�, a teraz nawet pani Talbot ma bzika na
tym punkcie.
- Paranoja to cz�sty przypadek na tej wysoko�ci - powiedzia�am im
kt�rego� dnia, ale byli zbyt zaj�ci przycinaniem listewek i
przypinaniem plastyku, �eby zwr�ci� na mnie uwag�.
Stitch bieg� przede mn�, ci�gn�c smycz i jak tylko przeszli�my
szos�, zdj�am mu obro�e. On nigdy nie ucieka tak jak Rusty. Poza
tym zawsze pcha si� na drog� i je�li trzymam go na smyczy zawsze
wyci�ga mnie na sam �rodek, a potem mam przepraw� z tat� o
zostawianie �lad�w. Wiec teraz ja trzymam si� zamarzni�tych brzeg�w
drogi, a on biednie sam, zatrzymuj�c si� od czasu do czasu, �eby cos
obw�cha� i kiedy zostaje w tyle, gwi�d�e na niego i od razu mnie
dogania.
Sz�am szybko. Robi�o si� zimno, a mia�am tylko sweter. Zatrzyma�am
si� na szczycie wzg�rza i gwizdn�am na Stitcha. Musieli�my przej��
jeszcze mile. Z miejsca, w kt�rym sta�am widzia�am szczyt Pike. Mo�e
tata ma racje, �e idzie wiosna. Na szczycie nie by�o ju� prawie
�niegu, a spalona cze�� wygl�da�a na ja�niejsz� ni� rok temu, tak
jakby znowu pojawi�y si� tam drzewa.
W zesz�ym roku o tej porze ca�y szczyt by� zupe�nie bia�y. Pami�tam
dobrze, bo to w�amie wtedy tata, Dawid i pan Talbot poszli na
polowanie. Codziennie pada� �nieg, a ich nie by�o przez prawie
miesi�c. Mama niemal zwariowa�a. Ci�gle wychodzi�a na drog�,
wygl�da� czy id�, chocia� le�a ze dwa metry �niegu i zostawia�a
�lady wielkie jak Kr�lowa �niegu. Bra�a ze sob� Rusty'ego, mimo �e
nie cierpia� �niegu, tak jak Stitch nie cierpi ciemno�ci. Bra�a te�
ze sob� strzelb�. Kt�rego� dnia potkn�a si� o ga��� i upad�a w
�nieg. Zwichn�a sobie nog� w kostce i niemal zamarz�a nim dotarta
do domu. Mia�am ochot� powiedzie� �paranoja to cz�sty przypadek
w�r�d matek", ale wtr�ci�a si� pani Talbot, stwierdzaj�c, �e
nast�pnym razem ja b�d� musia�a z ni� p�j�� i �e tak w�amie ko�cz�
si� samotne w�dr�wki, na przyk�ad moje wyprawy na poczt�.
Powiedzia�am, �e sama wiem co mam robi�, ale mama kaza�a mi by�
grzeczn� dla pani Talbot i doda�a, �e pani Talbot ma racje i musze
i�� z ni� nast�pnym razem. Nie czeka�a a� noga wyzdrowieje.
Zabanda�owa�a j� i posz�y�my ju� nast�pnego dnia. Przez ca�� drog�
nie powiedzia�a ani s�owa, tylko tak kula�a w �niegu. Nie podnios�a
nawet g�owy, a� dotar�y�my do drogi. �nieg przesta� pada� i chmury
podnios�y si� na tyle, �e mo�na by�o zobaczy� szczyt. Widok
przypomina� bia�o-czarne zdj�cie: szare niebo, czarne drzewa i bia�a
g�ra. Szczyt by� ca�kowicie pokryty �niegiem. Drogi wcale nie by�o
wida�.
Mieli�my i�� na wycieczk� na te g�r� razem z Clearysami. Kiedy
wr�ci�y�my do domu powiedzia�am:
- Dwa lata temu Clearysowie nie przyjechali tak jak obiecali. Mama
zdj�a r�kawiczki i sta�a przy piecu, otrzepuj�c je z kawa�k�w lodu.
- Rzeczywi�cie tak by�o, Lynn - powiedzia�a.
�nieg spada� z mojego palta na piec i sycza�, topniej�c.
- Nie o to mi chodzi. Mieli przyjecha� w pierwszym tygodniu czerwca.
Zaraz jak Rick sko�czy� szko��. Wiec co si� sta�o? Zmienili plany?
- Nie wiem - odpowiedzia�a zdejmuj�c czapk� i otrz�saj�c w�osy.
Grzywk� mia�a zupe�nie mokr�.
- Mo�e napisali do was - wtr�ci�a pani Talbot - a na poczcie zgubili
list.
- To nie ma znaczenia - powiedzia�a mama.
- Mnie si� wydaje, �e musieli napisa� - doda�am.
- Mo�e listonosz wrzuci� list do z�ej skrzynki - upiera�a si� pani
Talbot.
- To nie ma znaczenia - powt�rzy�a mama i posz�a powiesi� p�aszcz na
sznurze w kuchni. Nie chcia�a rozmawia� na ten temat. Kiedy tata
wr�ci� do domu, zapyta�am go o Clearys�w, ale nie zwr�ci� uwagi na
moje pytanie, zaj�ty opowiadaniem o wyprawie.
Stitch nie przybieg� na moje wo�anie. Zagwizda�am jeszcze raz i
wr�ci�am po niego. Znalaz�am go dopiero u podn�a pag�rka. - Chod� -
powiedzia�am i ju� mia�am si� odwr�ci�, kiedy spostrzeg�am dlaczego
do mnie nie przybieg�. Zapl�ta� si� w jeden z urwanych przewod�w
elektrycznych. Drut owin�� si� wok� jego n�g, tak jak czasem smycz
i im bardziej si� szamota�, chc�c si� uwolni�, tym mocniej zaciska�
peta.
Tkwi� dok�adnie po�rodku drogi. Sta�am na jej brzegu, kombinuj�c jak
si� do niego dosta� nie zostawiaj�c �lad�w. Na szczycie wzg�rza
droga by�a zamarzni�ta, ale tu, na dole, �nieg stopnia� i woda
p�yn�a ni� strumieniami. Postawi�am jedn� nog� na b�ocie, ale
trampek zanurzy� si� dobre p�tora centymetra, wiec cofn�am stop�,
zatar�am �lad tek� i wytar�am r�k� w d�insy. Zastanawia�am si� co
zrobi�. Ojciec ma bzika na punkcie �lad�w, tak jak mama na punkcie
moich r�k, ale gorszego jeszcze je�li chodzi o moje powroty po
zmierzchu. Jak nie wr�c� na czas, mo�e nawet zabroni� mi chodzenia
na poczt�. Stitch wydawa� z siebie d�wi�ki przypominaj�ce
szczekanie. Omota� sobie szyje drutem i dusi� si�.
- Dobra - powiedzia�am. - Id�.
Skoczy�am najdalej jak mog�am do jednego ze strumieni i brn�am w
stron� Stitcha, ogl�daj�c si�, by sprawdzi� czy woda zmywa moje
�lady.
Wypl�ta�am Stitcha i odrzuci�am koniec drutu na drog�. - Ty g�upku -
powiedzia�am. - Teraz po�piesz si�!
Ruszy�am biegiem na brzeg drogi i dalej na wzg�rze. W butach
chlupota�a woda. Stitch przebieg� kawa�ek i zatrzyma� si�, �eby
obw�cha� drzewo.
- Chod�! -- ponagli�am go. - Robi si� ciemno. Ciemno!
Ruszy� jak strza�a, wyprzedzaj�c mnie. Boi si� ciemno�ci. Wiem, �e z
psami tak nie jest. Ale Stitch naprawd� si� boi. Zwykle m�wi� mu:
�paranoja powoduje du�� �miertelno�� w�r�d ps�w", ale tym razem
chcia�am, �eby po�pieszy� si� zanim stopy zaczn� mi zamarza�.
Zacz�am biec i dogoni�am go.
Stitch stan�� przy drodze prowadz�cej do domu Talbot�w. Nasz dom by�
zalewie o �wier� mili od tego miejsca, po drugiej stronie wzg�rza.
Nasz dom stoi jakby na dnie studni, utworzonej przez wzg�rza. Tak
g��boko i tak schowany, �e nikt nie podejrzewa�by, �e tam jest. Nad
wzg�rzem Talbot�w nie wida� nawet dymu z naszego komina.
Mo�na przej�� skr�tem przez posiad�o�� Talbot�w i las do naszych
bocznych drzwi, ale ju� tamt�dy nie chodz�.
- Ciemno, Stitch - postraszy�am go i znowu ruszy�am biegiem. Stitch
bieg� tu� przy mojej nodze.
Zanim dotar�am do naszej drogi, szczyt ju� si� zar�owi�. Stitch
zd��y� obsiusia� �wierk ze sto razy zanim zdo�a�am zaci�gn�� drzewo
z powrotem w poprzek drogi. To naprawd� wielkie drzewo. Ostatniego
lata tata i Dawid �cieli je i u�o�yli tak, �eby wygl�da�o, jakby
upad�o w poprzek drogi. Zakrywa zupe�nie miejsce, w kt�rym dojazd do
naszego domu ��czy si� z drog�, ale pie� jest poszarpany i
podrapa�am sobie r�k� dok�adnie w tym samym miejscu co zawsze.
Wspaniale.
Upewni�am si�, �e nie zostawili�my ze Stitchem �adnych �lad�w na
drodze (poza znakami, kt�re on zawsze zostawia - jaki� pies m�k�by
nas znale�� bez trudu, pewnie w ten spos�b Stitch pojawi� si� u nas
- poczu� Rusty'ego), a potem szybko schowa�am si� za wzg�rzem. Nie
tylko Stitch czuje si� nieswojo po zmierzchu. A poza tym bola�y mnie
nogi. Stitch naprawd� dosta� bzika. Nie przesta� biec nawet wtedy,
gdy ju� by�o wida� dom. Przed domem by� Dawid. Ni�s� nar�cze drewna.
Wystarczy�o, �e na nie spojrza�am i ju� wiedzia�am, �e kawa�ki s� za
d�ugie.
- Wracasz w ostatniej chwili, co? - odezwa� si�. - Znalaz�a� nasiona
pomidor�w?
- Nie - odpowiedzia�am. - Ale przynios�am wam co� innego. Ka�demu
co� przynios�am.
Wesz�am do �rodka. Tata rozwija� plastyk na pod�odze w pokoju.
Pomaga�a mu pani Talbot. Mama trzyma�a rozk�adany stolik, czekaj�c
a� sko�cz�, �eby go rozstawi� przed piecem do kolacji. Nikt nawet
nie podni�s� g�owy. Zdj�am plecak i wyci�gn�am pismo pani Talbot i
list.
- Na poczcie by� list - powiedzia�am. - Od Clearys�w. Wszyscy
spojrzeli na mnie.
- Gdzie go znalaz�a�? - zapyta� tata.
- Na pod�odze, w�r�d r�nych papier�w. Szuka�am pisma dla pani
Talbot.
Mama opar�a stolik o kanap� i usiad�a. Pani Talbot nie wiedzia�a o
co chodzi.
- Clearysowie byli naszymi najlepszymi przyjaci�mi - wyja�ni�am. -
Z Illinois. Mieli do nas przyjecha� dwa lata temu. Mieli�my i�� na
wycieczk� na szczyt.
Wszed� Dawid trzaskaj�c drzwiami. Spojrza� na siedz�c� na kanapie
marne, na tat� i pani� Talbot, kt�rzy stali jak jakie� pos�gi,
trzymaj�c plastyk.
- Co si� sta�o? - zapyta�.
- Lynn m�wi, �e znalaz�a list od Clearys�w - powiedzia� tata. Dawid
rzuci� drewno na palenisko. Jedno polano upad�o na dywan i potoczy�o
si� a� pod nogi mamy. �adne z nich nie schyli�a si�, �eby je
podnie��.
- Przeczyta� go na g�os? - zapyta�am, patrz�c na pani� Talbot Ci�gle
jeszcze trzyma�am jej pismo. Otworzy�am kopert� i wyj�am list.
- Kochana Janice i Todd i dzieciaki - przeczyta�am. - Co s�ycha� na
wspania�ym Zachodzie? Nie mo�emy si� ju� doczeka� przyjazdu do was,
ale chyba nie damy rady przyjecha� tak wcze�nie jak my�leli�my. Jak
si� maj� Cyryla, Dawid i ma�y? Ciekawa jestem jak wygl�da ma�y
Dawid. Czy ju� chodzi? Babcia Janice pewnie szaleje z rado�ci.
Dawid sta� przy kominku. Opar� o niego r�ce i schowa� g�ow� w
ramiona.
- Przepraszam, �e Msze dopiero teraz, ale takie by�o zamieszanie z
powodu egzamin�w Ricka i my�la�am, �e wcze�niej przyjedziemy. Ale
wygl�da na to, �e b�dziemy musieli zmieni� plany. Rick postanowi�
wst�pi� do armii. Pr�bowali�my z Richardem mu to wyperswadowa�, ale
tylko pogorszyli�my spraw�. Nie mo�emy go nawet nam�wi�, �eby to
od�o�y� na potem, po wyprawie do Colorado. M�wi, �e przez ca�y czas
staraliby�my si� przekona� go i chyba ma racje. Tak si� o niego
martwi�. Wojsko! Rick m�wi, �e za bardzo si� przejmuje i to te� jest
prawda, ale co b�dzie jak wybuchnie wojna?
Mama schyli�a si�, podnios�a polano, kt�re Dawid upu�ci� i po�o�y�a
je obok siebie na kanapie.
- Je�li wam to odpowiada, zaczekamv a� Rick b�dzie mia� za sob�
pierwszy tydzie� w lipcu i potem wszyscy przyjedziemy. Napiszcie,
czy si� zgadzacie. Przepraszam, �e w ostatniej chwili zmieniam
plany, ale sp�jrzcie na to inaczej : b�dziecie mieli jeszcze ca�y
miesi�c, �eby przygotowa� si� do wspinaczki. Nie wiem jak wy, ale
mnie przyda si� ten czas na poprawienie kondycji.
Pani Talbot pu�ci�a plastyk. Tym razem nie wyl�dowa� na piecu, ale
bardzo blisko i zacz�� si� zwija� od ciep�a. Tata tylko sta� i
patrzy�. Nawet si� nie ruszy�, �eby go podnie��.
- Jak si� maj� dziewczynki? Sonia ro�nie jak na dro�d�ach. Ostro
trenuje w tym roku i przynosi do domu medale i brudne, przepocone
skarpety. Gdyby� widzia�a jej kolana! Ci�gle zabanda�owane. Ju�
chcia�am z ni� i�� do lekarza. M�wi, �e t�ucze je sobie przy biegu
przez p�otki, a jej trenerka twierdzi, �e nie ma si� czym martwi�,
ale ja si� martwi�. One w og�le si� nie goj�. Czy masz takie
problemy z Lynn i Meliss�? Wiem, wiem. Za bardzo si� przejmuje. Z
Soni� jest wszystko w porz�dku. I z Rickiem te�. Nic z�ego si� nie
stanie i zobaczymy si� w lipcu. Uca�owania. Clearysowie.
P. S. Czy kto� spad� kiedy� ze szczytu Pike?
Nikt nic nie m�wi�. Z�o�y�am list i wsun�am go z powrotem do
koperty.
- Powinnam by�a do nich napisa� - odezwa�a si� mama. - Powinnam by�a
im powiedzie�, �eby przyjechali od razu. Byliby tutaj z nami.
- I pewnie weszliby�my na szczyt i zobaczyliby�my jak wszystko
zmienia si� w dym i my te� - powiedzia� Dawid podnosz�c g�ow�.
Roze�mia� si�, za�ama� mu si� g�os. - My�l�, �e powinni�my by�
zadowoleni, �e nie przyjechali.
- Zadowoleni? - powiedzia�a mama. Pociera�a r�kami o d�insy. S�dz�,
�e powinni�my by� zadowoleni, �e Cyrla tego dnia zabra�a Melisse i
dziecko do Colorado Springs i mieli�my mniej �o��dk�w do zapchania.
- Tar�a tak mocno, jakby chcia�a zrobi� w d�insach dziur�. - S�dz�,
�e powinni�my by� zadowoleni, �e ci z�odzieje zastrzelili pana
Talbot.
- Nie - odezwa� si� tata. - Ale powinni�my si� cieszy�, �e nas
wszystkich nie wystrzelali. Powinni�my by� zadowoleni, �e zabrali
tylko puszki i zostawili nasiona. Powinni�my by� zadowoleni, �e nie
dotar� tu po�ar. Powinni�my by� zadowoleni...
- �e nadal dostajemy listy? - przerwa� mu Dawid. - Czy z tego te�
powinni�my si� cieszy�? - Wyszed�, zamykaj�c za sob� drzwi. - Kiedy
nie by�o od nich wiadomo�ci, powinnam by�a zadzwoni� - odezwa�a si�
mama.
Tata ci�gle patrzy� na zmarnowany plastyk. Poda�am mu list. Co z tym
zrobi�? - zapyta�am.
- My�l�, �e ju� spe�ni� swoje zadanie - powiedzia�. Zgni�t� go,
wrzuci� do pieca i zatrzasn�� drzwiczki. Nawet si� nie oparzy�. -
Chod� pomo�esz mi w szklarni, Lynn.
Na dworze by�o zupe�nie ciemno i coraz zimniej. Moje trampki zacz�y
sztywnie�. Trzymaj�c latark� w r�ku, tata naci�ga� plastyk na
drewniane ramy. Spina�am plastyk co dwa centymetry. Kiedy
sko�czyli�my jedn� ram�, zapyta�am czy mog� i�� za�o�y� inne buty.
- Przynios�a� nasiona pomidor�w? - powiedzia�, jakby nie s�ysza�
mojego pytania. - Czy nie mia�a� czasu, bo szuka�a� listu?
- Nie szuka�am go - odpowiedzia�am. - Po prostu znalaz�am. My�la�am,
�e b�dziecie zadowoleni, kiedy dostaniecie list i dowiecie si� co
si� sta�o z Clearysami.
Tata naci�ga� plastyk na nast�pn� ram�, tak mocno, �e porobi�y si�
zmarszczki.
- Ju� wiedzieli�my - powiedzia�. Poda� mi latark� i wzi�� zszywacz.
- Chcesz, �ebym ci powiedzia�? - m�wi� dalej. Chcesz, �ebym ci
dowiedzia� co si� z nimi sta�o? Dobrze. S�dz�, �e byli wystarczaj�co
blisko Chicago, �eby wyparowa�, kiedy spad�y bomby. Je�li tak by�o,
to mieli szcz�cie. Bo w pobli�u Chicago nie ma g�r. Wi�c inaczej
dostaliby si� w burz� ogniow�, albo umarli od poparze� czy
promieniowania, albo zabiliby ich z�odzieje.
- Albo ich w�asna rodzina - powiedzia�am.
- Albo ich w�asna rodzina. - Przy�o�y� zszywacz do drewna i nacisn��
guzik. - Mam swoj� teori� tego, co si� sta�o dwa lata temu - m�wi�.
Przesun�� zszywacz. - Nie s�dz�, �eby to zacz�li Rosjanie; ani Stany
Zjednoczone. My�l�, �e jaka� ma�a grupa teroryst�w, a mo�e nawet
tylko jedna osoba. Wydaje mi si�, �e nie zdawali sobie sprawy z
tego, co mo�e si� sta�, kiedy rzucili t� bomb�. Byli po prostu tak
rozz�oszczeni, roz�aleni i przera�eni sytuacj�, �e nie wytrzymali i
zaatakowali. Rzucaj�c bomb�. Sko�czy� jedn� stron� ramy i
wyprostowa� si�, �eby przypi�� drugi bok. - Co my�lisz o tej teorii,
Lynn?
- M�wi�am ci - powiedzia�am. - Znalaz�am ten list, kiedy szuka�am
pisma pani Talbot.
Odwr�ci� si� i wycelowa� we mnie zszywacz.
- Niezale�nie od tego, po co to zrobili, to ich wina, �e ca�y �wiat
zwali� im si� na g�owy. I czy chcieli, czy nie - musieli pogodzi�
si� z konsekwencjami.
- Je�li prze�yli. Je�li ich nie zabili.
- Nie mog� pozwoli�, �eby� chodzi�a na poczt�. To zbyt
niebezpieczne.
- A co b�dzie z pismami dla pani Talbot? - Id� dorzuci� do ognia -
powiedzia�.
Posz�am do domu. Dawid wr�ci� i znowu sta� przy kominku, wpatruj�c
si� w �cian�. Mama rozstawi�a stolik i krzes�a przed kominkiem. Pani
Talbot kroi�a w kuchni kartofle, a p�aka�a tak, jakby kroi�a cebul�.
Ogie� prawie zgas�. Wsadzi�am do pieca kilka zgniecionych kar tek,
�eby go rozpali�. B�ysn�y b��kitno-zielone p�omienie. Dorzuci�am
lalka szyszek i kilka patyk�w. Jedna szyszka stoczy�a si� na bok i
le�a�a w popiele. Si�gn�am po ni� i dotkn�am r�k� rozgrzanych
drzwiczek.
Dok�adnie w tym samym miejscu. Wspaniale. Na miejscu starego strupa
b�dzie b�bel i wszystko zacznie si� od nowa. I oczywi�cie mama sta�a
tu� obok z garnkiem kartoflanki. Postawi�a go na piecu i schwyci�a
moj� r�k�, jakby to by� dow�d przest�pstwa. Nic nie powiedzia�a. Po
prostu sta�a tak trzymaj�c j� i mrugaj�c oczami.
- Oparzy�am si� - powiedzia�am. - Zwyczajnie si� oparzy�am. Dotkn�a
strupa jakby ba�a si�, �e si� czym� zarazi.
- To oparzenie! - krzykn�am wyrywaj�c r�k� i pakuj�c krety�skie
polana Dawida do pieca. - To nie choroba popromienna. To oparzenie!
- Czy wiesz, gdzie jest tata, Lynn? - zapyta�a.
- Z ty�u, na ganku - odpowiedzia�am - buduje swoj� krety�sk�
szklarni�.
- Poszed� gdzie�. Zabra� Stitcha.
- Nie m�g� zabra� Stitcha - zaprzeczy�am. - Stitch boi si�
ciemno�ci. - Milcza�a. - Czy wiesz jak ciemno jest tam, na dworze?
- Tak- odezwa�a si� i wyjrza�a przez okno. - Wiem jak jest ciemno.
Zdj�am kurtk� z wieszaka i ruszy�am do drzwi. Dawid z�apa� mnie za
r�k�.
- Gdzie idziesz, do diab�a? Wyrwa�am mu si�.
- Poszukam Stitcha. On boi si� ciemno�ci. - Jest za ciemno. Zgubisz
si�.
- No to co? Bezpieczniej ni� tutaj - powiedzia�am i zatrzasn�am mu
drzwi przed nosem.
Z�apa� mnie, zanim dosz�am do sk�adu drewna.
- Pu�� mnie. Id� sobie st�d. Poszukam jakich� innych ludzi.
- Nie ma innych ludzi! Na Boga, w zesz�ym roku doszli�my a� do South
Park. Nikogo nie spotkali�my. Nawet bandyt�w. A co b�dzie jak
trafisz na nich, na z�odziei, kt�rzy zastrzelili pana Talbot?
- No co b�dzie? W najgorszym razie zastrzel� mnie. Ju� kiedy� do
mnie strzelano.
- Zachowujesz si� jak wariatka. Wiesz o tym, prawda? - powiedzia�. -
Przysz�a� jak gdyby nigdy nic. Tym cholernym listem trafi�a� ka�dego
w bol�ce miejsce!
- Trafi�am krzykn�am, by�am tak w�ciek�a, �e ba�am si�, �e si�
rozp�acz�. - Trafi�am ! A co by�o rok temu? Do kogo wtedy
chcieli�cie trafi�?
- To twoja wina, �e sz�a� skr�tem - uspokaja� mnie Dawid. -Tata
m�wi� ci, �eby� tamt�dy nie chodzi�a.
- A czy to pow�d, �eby do mnie strzela�? Czy to pow�d, �eby zabi�
Rusty'ego?
Dawid �ciska� moj� r�k� tak mocno, �e my�la�am, �e przetnie j� na
dwie cz�ci.
- Z�odzieje mieli ze sob� psa. Znale�li�my jego �lady przy Talbocie.
Kiedy sz�a� tamt�dy i us�yszeli�my szczekanie psa, my�leli�my, �e to
z�odzieje. - Spojrza� na mnie. - Mama ma racj�. Paranoja zabija. W
zesz�ym roku wszyscy zachowywali�my si� jak wariaci. My�l�, �e
ci�gle jeste�my troch� zwariowani. A teraz ty przynosisz ten list,
przypominasz wszystkim co si� sta�o, kogo stracili�my... - Pu�ci�
moj� r�k�.
- M�wi�am ju�, �e znalaz�am ten list, kiedy szuka�am pisma.
My�la�am, �e ucieszycie si�, �e go znalaz�am.
- Taak - powiedzia�. - Tak my�la�a�.
Wszed� do domu, a ja zosta�am tam jeszcze d�ugo, czekaj�c na tat� i
Stitcha: Kiedy wreszcie wesz�am, nikt nawet nie spojrza�. Mama
jeszcze sta�a przy oknie. Nad jej g�ow� zobaczy�am gwiazd�. Pani
Talbot przesta�a p�aka� i nakrywa�a do st�. Mama nala�a zup� i
usiedli�my. Kiedy zacz�li�my je�� wszed� tata.
By� z nim Stitch. Tata przyni�s� wszystkie pisma.
- Przepraszam, pani Talbot - powiedzia�. - Je�li pani chce, to
po�o�� je pod schodami i Lynn b�dzie pani przynosi�a jedno co jaki�
czas.
- To niewa�ne - odpowiedzia�a. - Nie mam ju� ochoty ich czyta�.
Tata po�o�y� pisma na kanapie i usiad� przy stole. Mama nala�a mu
zupy.
- Mam nasiona - powiedzia�. - Nasiona pomidor�w zmok�y, ale
kukurydza i dynia s� dobre. - Spojrza� na mnie. - Musia�em zabi�
deskami drzwi poczty, Lynn. Rozumiesz mnie, prawda? Rozumiesz, �e
nie mog� ci ju� pozwala� tam chodzi�? To zbyt niebezpieczne.
- M�wi�am ci - powt�rzy�am. - Znalaz�am go. Kiedy szuka�am pisma.
Ogie� ga�nie - powiedzia�.
Kiedy zastrzelili Rusty'ego, przez miesi�c nie pozwalali mi nigdzie
chodzi�, boj�c si�, �e mnie zastrzel� jak b�d� wraca�a do domu,
chocia� obieca�am, �e b�d� chodzi�a d�u�sz� drog�. Ale potem pojawi�
si� Stitch i nic si� nie dzia�o, wi�c znowu mog�am wychodzi�. Do
ko�ca lata chodzi�am codziennie, a potem kiedy mi pozwolili.
Wszystkie listy przejrza�am pewnie ze sto razy zanim znalaz�am ten
od Clearys�w. Pani Talbot mia�a racj�. List by� nie w naszej
skrzynce.
przek�ad : Anna Mikli�ska