12460

Szczegóły
Tytuł 12460
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12460 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12460 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12460 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Connie Willis List od Clearys�w a poczcie by� list od Clearys�w. W�o�y�am go do torby razem z czasopismem pani Talbot i wysz�am odwi�za� Stitcha. Rozci�gn�� swoj� smycz jak tylko si� da�o i si�dzia� za rogiem, na wp� przyduszony, przygl�daj�c si� drozdowi. Stitch nigdy nie szczeka, nawet na ptaka. Nawet nie pisn��, kiedy ojciec zszywa� mu �ap�. Po prostu si�dzia� na ganku, tak jak go znale�li�my, dr��c wyci�gaj�c �ap�, �eby ojciec m�g� j� obejrze�. Pani Talbot m�wi, �e �aden z niego str� domu, ale ja si� ciesz�, �e nie szczeka. Rusty szczeka� bez przerwy i co mu z tego przysz�o? Musia�am zaci�gn�� Stitcha z powrotem za r�g, �eby odwi�za� smycz. Wymaga�o to troch� wysi�ku, bo drozd naprawd� mu si� spodoba�. - To znak, �e nadchodzi wiosna, co ma�y? - powiedzia�am, pr�buj�c rozlu�ni� w�ze�. Nie uda�o mi si�, ale za to z�ama�am paznokie�. Wspaniale. Mama zn�w b�dzie si� gniewa�a. Moje r�ce s� w op�akanym stanie. Tej zimy ze sto razy oparzy�am sobie wierzch d�oni o ten nasz g�upi piec. Jedno miejsce, tu� nad nadgarstkiem, parze sobie ci�gle, tak �e nie zd��y si� nawet zagoi�. Piec jest za ma�y i kiedy pr�buje wpakowa� do niego zbyt d�ugi kawa�ek drewna, za ka�dym razem dotykam tym samym miejscem do drzwiczek. A m�j g�upi brat nigdy nie tnie odpowiednich kawa�k�w. Prosi�am go i prosi�am, �eby ci�� kr�tsze, ale on nie zwraca uwagi na to, co m�wi�. Poprosi�am Mam�, �eby mu kaza�a ci�� kr�tsze kawa�ki, ale nic nie powiedzia�a. Ona nigdy nie krytykuje Dawida. Jej zdaniem nic, co on zrobi nie mo�e by� z�e tylko dlatego, �e ma dwadzie�cia trzy lata i by� �onaty. - On specjalnie tak robi - powiedzia�am jej. - Ma nadzieje, �e poparz� si� na �mier�. - Paranoja to cz�sty przypadek w�r�d czternastoletnich dziewczynek - odpowiedzia�a mama. Zawsze tak m�wi. Doprowadza mnie to do takiej w�ciek�o�ci, �e mam ochot� j� zabi�. - Nie robi tego specjalnie. Po prostu musisz bardziej uwa�a� kiedy dok�adasz do pieca. - Ale przez ca�y czas trzyma�a moj� r�k� i patrzy�a na nie goj�c� si� ran�, jakby to by�a bomba zegarowa. - Potrzebny jest nam wi�kszy piec - powiedzia�am i wyrwa�am r�k�. Naprawd� potrzebny jest wi�kszy. Tata od��czy� kominek i wstawi� piec, gdy przesta�y przychodzi� rachunki za gaz. Jest on taki ma�y, bo mama nie chcia�a, �eby zajmowa� za du�o miejsca w pokoju. Poza tym mieli�my go u�ywa� tylko wieczorami. Nie b�dziemy mieli nowego. Oni wszyscy s� zbyt zaj�ci t� idiotyczn� szklarni�. Mo�e wiosna zacznie si� wcze�niej i moja r�ka b�dzie mia�a wi�ksz� szans� na zagojenie si�. W zesz�ym roku �nieg trzyma� do po�owy czerwca, a teraz mamy dopiero marzec. Drozd Stitcha odmrozi sobie ogonek, je�li nie odleci na po�udnie. Tata m�wi, �e zesz�a zima by�a wyj�tkowa, w tym roku pogoda z powrotem b�dzie taka jak przedtem, ale sam w to nie wierzy, bo inaczej nie budowa�by szklarni. Jak tylko wypu�ci�am smycz z r�ki, Stitch wr�ci� grzecznie za r�g i usiad�, czekaj�c a� przestan� ssa� palec i odwi��e go. - Lepiej b�dzie jak si� po�pieszymy - powiedzia�am. - Mama si� w�cieknie. Mia�am i�� do sklepu po nasiona pomidor�w, ale s�o�ce by�o ju� dosy� nisko, a do domu mia�am p� godziny drogi. Je�li wr�c� do domu po zmierzchu, wy�l� mnie do ��ka bez kolacji, a wtedy nie b�d� przy czytaniu listu. Poza tym, je�li nie p�jd� do sklepu dzisiaj, b�d� musieli wys�a� mnie tam jutro i nie b�d� musia�a pracowa� w tej g�upiej szklarni. Czasami mam ochot� wysadzi� j� w powietrze. Wsz�dzie pe�no trocin i b�ota, a Dawid upu�ci� kawa�ek plastyku na piec i �mierdzia�o jak diabli. Ale nikt opr�cz mnie nie zauwa�a ba�aganu, zbyt s� poch�oni�ci opowiadaniem jak wspaniale b�dzie mie� w�asne kawony i kukurydze, i pomidory w lecie. Nie daje mi si�, �eby uda�o si� lepiej ni� w zesz�ym roku. Wyros�a jedynie sa�ata i kartofle. Sa�ata by�a niewiele wi�ksza od mojego ma�ego palca, a kartofle twarde jak kamienie. Pani Talbot m�wi�a, �e to z powodu wysoko�ci, ale tata powiedzia�, �e to ta dziwaczna pogoda i warstwa granitu, kt�ra przechodzi przez gleb�. Poszed� do ma�ej biblioteki na ty�ach sklepu, przyni�s� ksi��k� o szklarniach i zacz�� wszystko przerabia�, a teraz nawet pani Talbot ma bzika na tym punkcie. - Paranoja to cz�sty przypadek na tej wysoko�ci - powiedzia�am im kt�rego� dnia, ale byli zbyt zaj�ci przycinaniem listewek i przypinaniem plastyku, �eby zwr�ci� na mnie uwag�. Stitch bieg� przede mn�, ci�gn�c smycz i jak tylko przeszli�my szos�, zdj�am mu obro�e. On nigdy nie ucieka tak jak Rusty. Poza tym zawsze pcha si� na drog� i je�li trzymam go na smyczy zawsze wyci�ga mnie na sam �rodek, a potem mam przepraw� z tat� o zostawianie �lad�w. Wiec teraz ja trzymam si� zamarzni�tych brzeg�w drogi, a on biednie sam, zatrzymuj�c si� od czasu do czasu, �eby cos obw�cha� i kiedy zostaje w tyle, gwi�d�e na niego i od razu mnie dogania. Sz�am szybko. Robi�o si� zimno, a mia�am tylko sweter. Zatrzyma�am si� na szczycie wzg�rza i gwizdn�am na Stitcha. Musieli�my przej�� jeszcze mile. Z miejsca, w kt�rym sta�am widzia�am szczyt Pike. Mo�e tata ma racje, �e idzie wiosna. Na szczycie nie by�o ju� prawie �niegu, a spalona cze�� wygl�da�a na ja�niejsz� ni� rok temu, tak jakby znowu pojawi�y si� tam drzewa. W zesz�ym roku o tej porze ca�y szczyt by� zupe�nie bia�y. Pami�tam dobrze, bo to w�amie wtedy tata, Dawid i pan Talbot poszli na polowanie. Codziennie pada� �nieg, a ich nie by�o przez prawie miesi�c. Mama niemal zwariowa�a. Ci�gle wychodzi�a na drog�, wygl�da� czy id�, chocia� le�a ze dwa metry �niegu i zostawia�a �lady wielkie jak Kr�lowa �niegu. Bra�a ze sob� Rusty'ego, mimo �e nie cierpia� �niegu, tak jak Stitch nie cierpi ciemno�ci. Bra�a te� ze sob� strzelb�. Kt�rego� dnia potkn�a si� o ga��� i upad�a w �nieg. Zwichn�a sobie nog� w kostce i niemal zamarz�a nim dotarta do domu. Mia�am ochot� powiedzie� �paranoja to cz�sty przypadek w�r�d matek", ale wtr�ci�a si� pani Talbot, stwierdzaj�c, �e nast�pnym razem ja b�d� musia�a z ni� p�j�� i �e tak w�amie ko�cz� si� samotne w�dr�wki, na przyk�ad moje wyprawy na poczt�. Powiedzia�am, �e sama wiem co mam robi�, ale mama kaza�a mi by� grzeczn� dla pani Talbot i doda�a, �e pani Talbot ma racje i musze i�� z ni� nast�pnym razem. Nie czeka�a a� noga wyzdrowieje. Zabanda�owa�a j� i posz�y�my ju� nast�pnego dnia. Przez ca�� drog� nie powiedzia�a ani s�owa, tylko tak kula�a w �niegu. Nie podnios�a nawet g�owy, a� dotar�y�my do drogi. �nieg przesta� pada� i chmury podnios�y si� na tyle, �e mo�na by�o zobaczy� szczyt. Widok przypomina� bia�o-czarne zdj�cie: szare niebo, czarne drzewa i bia�a g�ra. Szczyt by� ca�kowicie pokryty �niegiem. Drogi wcale nie by�o wida�. Mieli�my i�� na wycieczk� na te g�r� razem z Clearysami. Kiedy wr�ci�y�my do domu powiedzia�am: - Dwa lata temu Clearysowie nie przyjechali tak jak obiecali. Mama zdj�a r�kawiczki i sta�a przy piecu, otrzepuj�c je z kawa�k�w lodu. - Rzeczywi�cie tak by�o, Lynn - powiedzia�a. �nieg spada� z mojego palta na piec i sycza�, topniej�c. - Nie o to mi chodzi. Mieli przyjecha� w pierwszym tygodniu czerwca. Zaraz jak Rick sko�czy� szko��. Wiec co si� sta�o? Zmienili plany? - Nie wiem - odpowiedzia�a zdejmuj�c czapk� i otrz�saj�c w�osy. Grzywk� mia�a zupe�nie mokr�. - Mo�e napisali do was - wtr�ci�a pani Talbot - a na poczcie zgubili list. - To nie ma znaczenia - powiedzia�a mama. - Mnie si� wydaje, �e musieli napisa� - doda�am. - Mo�e listonosz wrzuci� list do z�ej skrzynki - upiera�a si� pani Talbot. - To nie ma znaczenia - powt�rzy�a mama i posz�a powiesi� p�aszcz na sznurze w kuchni. Nie chcia�a rozmawia� na ten temat. Kiedy tata wr�ci� do domu, zapyta�am go o Clearys�w, ale nie zwr�ci� uwagi na moje pytanie, zaj�ty opowiadaniem o wyprawie. Stitch nie przybieg� na moje wo�anie. Zagwizda�am jeszcze raz i wr�ci�am po niego. Znalaz�am go dopiero u podn�a pag�rka. - Chod� - powiedzia�am i ju� mia�am si� odwr�ci�, kiedy spostrzeg�am dlaczego do mnie nie przybieg�. Zapl�ta� si� w jeden z urwanych przewod�w elektrycznych. Drut owin�� si� wok� jego n�g, tak jak czasem smycz i im bardziej si� szamota�, chc�c si� uwolni�, tym mocniej zaciska� peta. Tkwi� dok�adnie po�rodku drogi. Sta�am na jej brzegu, kombinuj�c jak si� do niego dosta� nie zostawiaj�c �lad�w. Na szczycie wzg�rza droga by�a zamarzni�ta, ale tu, na dole, �nieg stopnia� i woda p�yn�a ni� strumieniami. Postawi�am jedn� nog� na b�ocie, ale trampek zanurzy� si� dobre p�tora centymetra, wiec cofn�am stop�, zatar�am �lad tek� i wytar�am r�k� w d�insy. Zastanawia�am si� co zrobi�. Ojciec ma bzika na punkcie �lad�w, tak jak mama na punkcie moich r�k, ale gorszego jeszcze je�li chodzi o moje powroty po zmierzchu. Jak nie wr�c� na czas, mo�e nawet zabroni� mi chodzenia na poczt�. Stitch wydawa� z siebie d�wi�ki przypominaj�ce szczekanie. Omota� sobie szyje drutem i dusi� si�. - Dobra - powiedzia�am. - Id�. Skoczy�am najdalej jak mog�am do jednego ze strumieni i brn�am w stron� Stitcha, ogl�daj�c si�, by sprawdzi� czy woda zmywa moje �lady. Wypl�ta�am Stitcha i odrzuci�am koniec drutu na drog�. - Ty g�upku - powiedzia�am. - Teraz po�piesz si�! Ruszy�am biegiem na brzeg drogi i dalej na wzg�rze. W butach chlupota�a woda. Stitch przebieg� kawa�ek i zatrzyma� si�, �eby obw�cha� drzewo. - Chod�! -- ponagli�am go. - Robi si� ciemno. Ciemno! Ruszy� jak strza�a, wyprzedzaj�c mnie. Boi si� ciemno�ci. Wiem, �e z psami tak nie jest. Ale Stitch naprawd� si� boi. Zwykle m�wi� mu: �paranoja powoduje du�� �miertelno�� w�r�d ps�w", ale tym razem chcia�am, �eby po�pieszy� si� zanim stopy zaczn� mi zamarza�. Zacz�am biec i dogoni�am go. Stitch stan�� przy drodze prowadz�cej do domu Talbot�w. Nasz dom by� zalewie o �wier� mili od tego miejsca, po drugiej stronie wzg�rza. Nasz dom stoi jakby na dnie studni, utworzonej przez wzg�rza. Tak g��boko i tak schowany, �e nikt nie podejrzewa�by, �e tam jest. Nad wzg�rzem Talbot�w nie wida� nawet dymu z naszego komina. Mo�na przej�� skr�tem przez posiad�o�� Talbot�w i las do naszych bocznych drzwi, ale ju� tamt�dy nie chodz�. - Ciemno, Stitch - postraszy�am go i znowu ruszy�am biegiem. Stitch bieg� tu� przy mojej nodze. Zanim dotar�am do naszej drogi, szczyt ju� si� zar�owi�. Stitch zd��y� obsiusia� �wierk ze sto razy zanim zdo�a�am zaci�gn�� drzewo z powrotem w poprzek drogi. To naprawd� wielkie drzewo. Ostatniego lata tata i Dawid �cieli je i u�o�yli tak, �eby wygl�da�o, jakby upad�o w poprzek drogi. Zakrywa zupe�nie miejsce, w kt�rym dojazd do naszego domu ��czy si� z drog�, ale pie� jest poszarpany i podrapa�am sobie r�k� dok�adnie w tym samym miejscu co zawsze. Wspaniale. Upewni�am si�, �e nie zostawili�my ze Stitchem �adnych �lad�w na drodze (poza znakami, kt�re on zawsze zostawia - jaki� pies m�k�by nas znale�� bez trudu, pewnie w ten spos�b Stitch pojawi� si� u nas - poczu� Rusty'ego), a potem szybko schowa�am si� za wzg�rzem. Nie tylko Stitch czuje si� nieswojo po zmierzchu. A poza tym bola�y mnie nogi. Stitch naprawd� dosta� bzika. Nie przesta� biec nawet wtedy, gdy ju� by�o wida� dom. Przed domem by� Dawid. Ni�s� nar�cze drewna. Wystarczy�o, �e na nie spojrza�am i ju� wiedzia�am, �e kawa�ki s� za d�ugie. - Wracasz w ostatniej chwili, co? - odezwa� si�. - Znalaz�a� nasiona pomidor�w? - Nie - odpowiedzia�am. - Ale przynios�am wam co� innego. Ka�demu co� przynios�am. Wesz�am do �rodka. Tata rozwija� plastyk na pod�odze w pokoju. Pomaga�a mu pani Talbot. Mama trzyma�a rozk�adany stolik, czekaj�c a� sko�cz�, �eby go rozstawi� przed piecem do kolacji. Nikt nawet nie podni�s� g�owy. Zdj�am plecak i wyci�gn�am pismo pani Talbot i list. - Na poczcie by� list - powiedzia�am. - Od Clearys�w. Wszyscy spojrzeli na mnie. - Gdzie go znalaz�a�? - zapyta� tata. - Na pod�odze, w�r�d r�nych papier�w. Szuka�am pisma dla pani Talbot. Mama opar�a stolik o kanap� i usiad�a. Pani Talbot nie wiedzia�a o co chodzi. - Clearysowie byli naszymi najlepszymi przyjaci�mi - wyja�ni�am. - Z Illinois. Mieli do nas przyjecha� dwa lata temu. Mieli�my i�� na wycieczk� na szczyt. Wszed� Dawid trzaskaj�c drzwiami. Spojrza� na siedz�c� na kanapie marne, na tat� i pani� Talbot, kt�rzy stali jak jakie� pos�gi, trzymaj�c plastyk. - Co si� sta�o? - zapyta�. - Lynn m�wi, �e znalaz�a list od Clearys�w - powiedzia� tata. Dawid rzuci� drewno na palenisko. Jedno polano upad�o na dywan i potoczy�o si� a� pod nogi mamy. �adne z nich nie schyli�a si�, �eby je podnie��. - Przeczyta� go na g�os? - zapyta�am, patrz�c na pani� Talbot Ci�gle jeszcze trzyma�am jej pismo. Otworzy�am kopert� i wyj�am list. - Kochana Janice i Todd i dzieciaki - przeczyta�am. - Co s�ycha� na wspania�ym Zachodzie? Nie mo�emy si� ju� doczeka� przyjazdu do was, ale chyba nie damy rady przyjecha� tak wcze�nie jak my�leli�my. Jak si� maj� Cyryla, Dawid i ma�y? Ciekawa jestem jak wygl�da ma�y Dawid. Czy ju� chodzi? Babcia Janice pewnie szaleje z rado�ci. Dawid sta� przy kominku. Opar� o niego r�ce i schowa� g�ow� w ramiona. - Przepraszam, �e Msze dopiero teraz, ale takie by�o zamieszanie z powodu egzamin�w Ricka i my�la�am, �e wcze�niej przyjedziemy. Ale wygl�da na to, �e b�dziemy musieli zmieni� plany. Rick postanowi� wst�pi� do armii. Pr�bowali�my z Richardem mu to wyperswadowa�, ale tylko pogorszyli�my spraw�. Nie mo�emy go nawet nam�wi�, �eby to od�o�y� na potem, po wyprawie do Colorado. M�wi, �e przez ca�y czas staraliby�my si� przekona� go i chyba ma racje. Tak si� o niego martwi�. Wojsko! Rick m�wi, �e za bardzo si� przejmuje i to te� jest prawda, ale co b�dzie jak wybuchnie wojna? Mama schyli�a si�, podnios�a polano, kt�re Dawid upu�ci� i po�o�y�a je obok siebie na kanapie. - Je�li wam to odpowiada, zaczekamv a� Rick b�dzie mia� za sob� pierwszy tydzie� w lipcu i potem wszyscy przyjedziemy. Napiszcie, czy si� zgadzacie. Przepraszam, �e w ostatniej chwili zmieniam plany, ale sp�jrzcie na to inaczej : b�dziecie mieli jeszcze ca�y miesi�c, �eby przygotowa� si� do wspinaczki. Nie wiem jak wy, ale mnie przyda si� ten czas na poprawienie kondycji. Pani Talbot pu�ci�a plastyk. Tym razem nie wyl�dowa� na piecu, ale bardzo blisko i zacz�� si� zwija� od ciep�a. Tata tylko sta� i patrzy�. Nawet si� nie ruszy�, �eby go podnie��. - Jak si� maj� dziewczynki? Sonia ro�nie jak na dro�d�ach. Ostro trenuje w tym roku i przynosi do domu medale i brudne, przepocone skarpety. Gdyby� widzia�a jej kolana! Ci�gle zabanda�owane. Ju� chcia�am z ni� i�� do lekarza. M�wi, �e t�ucze je sobie przy biegu przez p�otki, a jej trenerka twierdzi, �e nie ma si� czym martwi�, ale ja si� martwi�. One w og�le si� nie goj�. Czy masz takie problemy z Lynn i Meliss�? Wiem, wiem. Za bardzo si� przejmuje. Z Soni� jest wszystko w porz�dku. I z Rickiem te�. Nic z�ego si� nie stanie i zobaczymy si� w lipcu. Uca�owania. Clearysowie. P. S. Czy kto� spad� kiedy� ze szczytu Pike? Nikt nic nie m�wi�. Z�o�y�am list i wsun�am go z powrotem do koperty. - Powinnam by�a do nich napisa� - odezwa�a si� mama. - Powinnam by�a im powiedzie�, �eby przyjechali od razu. Byliby tutaj z nami. - I pewnie weszliby�my na szczyt i zobaczyliby�my jak wszystko zmienia si� w dym i my te� - powiedzia� Dawid podnosz�c g�ow�. Roze�mia� si�, za�ama� mu si� g�os. - My�l�, �e powinni�my by� zadowoleni, �e nie przyjechali. - Zadowoleni? - powiedzia�a mama. Pociera�a r�kami o d�insy. S�dz�, �e powinni�my by� zadowoleni, �e Cyrla tego dnia zabra�a Melisse i dziecko do Colorado Springs i mieli�my mniej �o��dk�w do zapchania. - Tar�a tak mocno, jakby chcia�a zrobi� w d�insach dziur�. - S�dz�, �e powinni�my by� zadowoleni, �e ci z�odzieje zastrzelili pana Talbot. - Nie - odezwa� si� tata. - Ale powinni�my si� cieszy�, �e nas wszystkich nie wystrzelali. Powinni�my by� zadowoleni, �e zabrali tylko puszki i zostawili nasiona. Powinni�my by� zadowoleni, �e nie dotar� tu po�ar. Powinni�my by� zadowoleni... - �e nadal dostajemy listy? - przerwa� mu Dawid. - Czy z tego te� powinni�my si� cieszy�? - Wyszed�, zamykaj�c za sob� drzwi. - Kiedy nie by�o od nich wiadomo�ci, powinnam by�a zadzwoni� - odezwa�a si� mama. Tata ci�gle patrzy� na zmarnowany plastyk. Poda�am mu list. Co z tym zrobi�? - zapyta�am. - My�l�, �e ju� spe�ni� swoje zadanie - powiedzia�. Zgni�t� go, wrzuci� do pieca i zatrzasn�� drzwiczki. Nawet si� nie oparzy�. - Chod� pomo�esz mi w szklarni, Lynn. Na dworze by�o zupe�nie ciemno i coraz zimniej. Moje trampki zacz�y sztywnie�. Trzymaj�c latark� w r�ku, tata naci�ga� plastyk na drewniane ramy. Spina�am plastyk co dwa centymetry. Kiedy sko�czyli�my jedn� ram�, zapyta�am czy mog� i�� za�o�y� inne buty. - Przynios�a� nasiona pomidor�w? - powiedzia�, jakby nie s�ysza� mojego pytania. - Czy nie mia�a� czasu, bo szuka�a� listu? - Nie szuka�am go - odpowiedzia�am. - Po prostu znalaz�am. My�la�am, �e b�dziecie zadowoleni, kiedy dostaniecie list i dowiecie si� co si� sta�o z Clearysami. Tata naci�ga� plastyk na nast�pn� ram�, tak mocno, �e porobi�y si� zmarszczki. - Ju� wiedzieli�my - powiedzia�. Poda� mi latark� i wzi�� zszywacz. - Chcesz, �ebym ci powiedzia�? - m�wi� dalej. Chcesz, �ebym ci dowiedzia� co si� z nimi sta�o? Dobrze. S�dz�, �e byli wystarczaj�co blisko Chicago, �eby wyparowa�, kiedy spad�y bomby. Je�li tak by�o, to mieli szcz�cie. Bo w pobli�u Chicago nie ma g�r. Wi�c inaczej dostaliby si� w burz� ogniow�, albo umarli od poparze� czy promieniowania, albo zabiliby ich z�odzieje. - Albo ich w�asna rodzina - powiedzia�am. - Albo ich w�asna rodzina. - Przy�o�y� zszywacz do drewna i nacisn�� guzik. - Mam swoj� teori� tego, co si� sta�o dwa lata temu - m�wi�. Przesun�� zszywacz. - Nie s�dz�, �eby to zacz�li Rosjanie; ani Stany Zjednoczone. My�l�, �e jaka� ma�a grupa teroryst�w, a mo�e nawet tylko jedna osoba. Wydaje mi si�, �e nie zdawali sobie sprawy z tego, co mo�e si� sta�, kiedy rzucili t� bomb�. Byli po prostu tak rozz�oszczeni, roz�aleni i przera�eni sytuacj�, �e nie wytrzymali i zaatakowali. Rzucaj�c bomb�. Sko�czy� jedn� stron� ramy i wyprostowa� si�, �eby przypi�� drugi bok. - Co my�lisz o tej teorii, Lynn? - M�wi�am ci - powiedzia�am. - Znalaz�am ten list, kiedy szuka�am pisma pani Talbot. Odwr�ci� si� i wycelowa� we mnie zszywacz. - Niezale�nie od tego, po co to zrobili, to ich wina, �e ca�y �wiat zwali� im si� na g�owy. I czy chcieli, czy nie - musieli pogodzi� si� z konsekwencjami. - Je�li prze�yli. Je�li ich nie zabili. - Nie mog� pozwoli�, �eby� chodzi�a na poczt�. To zbyt niebezpieczne. - A co b�dzie z pismami dla pani Talbot? - Id� dorzuci� do ognia - powiedzia�. Posz�am do domu. Dawid wr�ci� i znowu sta� przy kominku, wpatruj�c si� w �cian�. Mama rozstawi�a stolik i krzes�a przed kominkiem. Pani Talbot kroi�a w kuchni kartofle, a p�aka�a tak, jakby kroi�a cebul�. Ogie� prawie zgas�. Wsadzi�am do pieca kilka zgniecionych kar tek, �eby go rozpali�. B�ysn�y b��kitno-zielone p�omienie. Dorzuci�am lalka szyszek i kilka patyk�w. Jedna szyszka stoczy�a si� na bok i le�a�a w popiele. Si�gn�am po ni� i dotkn�am r�k� rozgrzanych drzwiczek. Dok�adnie w tym samym miejscu. Wspaniale. Na miejscu starego strupa b�dzie b�bel i wszystko zacznie si� od nowa. I oczywi�cie mama sta�a tu� obok z garnkiem kartoflanki. Postawi�a go na piecu i schwyci�a moj� r�k�, jakby to by� dow�d przest�pstwa. Nic nie powiedzia�a. Po prostu sta�a tak trzymaj�c j� i mrugaj�c oczami. - Oparzy�am si� - powiedzia�am. - Zwyczajnie si� oparzy�am. Dotkn�a strupa jakby ba�a si�, �e si� czym� zarazi. - To oparzenie! - krzykn�am wyrywaj�c r�k� i pakuj�c krety�skie polana Dawida do pieca. - To nie choroba popromienna. To oparzenie! - Czy wiesz, gdzie jest tata, Lynn? - zapyta�a. - Z ty�u, na ganku - odpowiedzia�am - buduje swoj� krety�sk� szklarni�. - Poszed� gdzie�. Zabra� Stitcha. - Nie m�g� zabra� Stitcha - zaprzeczy�am. - Stitch boi si� ciemno�ci. - Milcza�a. - Czy wiesz jak ciemno jest tam, na dworze? - Tak- odezwa�a si� i wyjrza�a przez okno. - Wiem jak jest ciemno. Zdj�am kurtk� z wieszaka i ruszy�am do drzwi. Dawid z�apa� mnie za r�k�. - Gdzie idziesz, do diab�a? Wyrwa�am mu si�. - Poszukam Stitcha. On boi si� ciemno�ci. - Jest za ciemno. Zgubisz si�. - No to co? Bezpieczniej ni� tutaj - powiedzia�am i zatrzasn�am mu drzwi przed nosem. Z�apa� mnie, zanim dosz�am do sk�adu drewna. - Pu�� mnie. Id� sobie st�d. Poszukam jakich� innych ludzi. - Nie ma innych ludzi! Na Boga, w zesz�ym roku doszli�my a� do South Park. Nikogo nie spotkali�my. Nawet bandyt�w. A co b�dzie jak trafisz na nich, na z�odziei, kt�rzy zastrzelili pana Talbot? - No co b�dzie? W najgorszym razie zastrzel� mnie. Ju� kiedy� do mnie strzelano. - Zachowujesz si� jak wariatka. Wiesz o tym, prawda? - powiedzia�. - Przysz�a� jak gdyby nigdy nic. Tym cholernym listem trafi�a� ka�dego w bol�ce miejsce! - Trafi�am krzykn�am, by�am tak w�ciek�a, �e ba�am si�, �e si� rozp�acz�. - Trafi�am ! A co by�o rok temu? Do kogo wtedy chcieli�cie trafi�? - To twoja wina, �e sz�a� skr�tem - uspokaja� mnie Dawid. -Tata m�wi� ci, �eby� tamt�dy nie chodzi�a. - A czy to pow�d, �eby do mnie strzela�? Czy to pow�d, �eby zabi� Rusty'ego? Dawid �ciska� moj� r�k� tak mocno, �e my�la�am, �e przetnie j� na dwie cz�ci. - Z�odzieje mieli ze sob� psa. Znale�li�my jego �lady przy Talbocie. Kiedy sz�a� tamt�dy i us�yszeli�my szczekanie psa, my�leli�my, �e to z�odzieje. - Spojrza� na mnie. - Mama ma racj�. Paranoja zabija. W zesz�ym roku wszyscy zachowywali�my si� jak wariaci. My�l�, �e ci�gle jeste�my troch� zwariowani. A teraz ty przynosisz ten list, przypominasz wszystkim co si� sta�o, kogo stracili�my... - Pu�ci� moj� r�k�. - M�wi�am ju�, �e znalaz�am ten list, kiedy szuka�am pisma. My�la�am, �e ucieszycie si�, �e go znalaz�am. - Taak - powiedzia�. - Tak my�la�a�. Wszed� do domu, a ja zosta�am tam jeszcze d�ugo, czekaj�c na tat� i Stitcha: Kiedy wreszcie wesz�am, nikt nawet nie spojrza�. Mama jeszcze sta�a przy oknie. Nad jej g�ow� zobaczy�am gwiazd�. Pani Talbot przesta�a p�aka� i nakrywa�a do st�. Mama nala�a zup� i usiedli�my. Kiedy zacz�li�my je�� wszed� tata. By� z nim Stitch. Tata przyni�s� wszystkie pisma. - Przepraszam, pani Talbot - powiedzia�. - Je�li pani chce, to po�o�� je pod schodami i Lynn b�dzie pani przynosi�a jedno co jaki� czas. - To niewa�ne - odpowiedzia�a. - Nie mam ju� ochoty ich czyta�. Tata po�o�y� pisma na kanapie i usiad� przy stole. Mama nala�a mu zupy. - Mam nasiona - powiedzia�. - Nasiona pomidor�w zmok�y, ale kukurydza i dynia s� dobre. - Spojrza� na mnie. - Musia�em zabi� deskami drzwi poczty, Lynn. Rozumiesz mnie, prawda? Rozumiesz, �e nie mog� ci ju� pozwala� tam chodzi�? To zbyt niebezpieczne. - M�wi�am ci - powt�rzy�am. - Znalaz�am go. Kiedy szuka�am pisma. Ogie� ga�nie - powiedzia�. Kiedy zastrzelili Rusty'ego, przez miesi�c nie pozwalali mi nigdzie chodzi�, boj�c si�, �e mnie zastrzel� jak b�d� wraca�a do domu, chocia� obieca�am, �e b�d� chodzi�a d�u�sz� drog�. Ale potem pojawi� si� Stitch i nic si� nie dzia�o, wi�c znowu mog�am wychodzi�. Do ko�ca lata chodzi�am codziennie, a potem kiedy mi pozwolili. Wszystkie listy przejrza�am pewnie ze sto razy zanim znalaz�am ten od Clearys�w. Pani Talbot mia�a racj�. List by� nie w naszej skrzynce. przek�ad : Anna Mikli�ska