12437
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 12437 |
Rozszerzenie: |
12437 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 12437 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 12437 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
12437 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Rabindranath Tagore
Poezje
�WIAT POEZJI � POEZJE �WIATA
Rabindranath Tagore (1861-1941) laureat nagrody Nobla w 1913 roku, by�
propagatorem
idei zbli�enia Wschodu z Zachodem. Dzi�ki niemu filozofia indyjska w��czy�a si�
w tradycje
kultury �wiatowej nie trac�c przy tym nic ze swojej wielowiekowej tradycji.
Najwa�niejsz� rol� w bogatej tw�rczo�ci literackiej tego piewcy indyjskiego
�wiatopogl�du
odegra�a poezja. Tagore by� przede wszystkim lirykiem i st�d niniejsza
prezentacja jego
tekst�w, b�d�ca przekrojem przez ca�y dorobek poetycki, gdzie zar�wno przyroda,
jak i
mi�o�� maj� swoje miejsce, a ponad tym unosi si� refleksja nad sensem �ycia.
For Polish edition copyright by �C&T Editions�, Toru� 1995
Opracowanie graficzne: Zbigniew Morzy�ski
Redaktor wydania: Pawe� Marsza�ek
Korekta: Magdalena Marsza�ek
Opracowanie komputerowe: S�awomir Kozera
ISBN 83-85318-60-7
Wydawnictwo �C&T Editions� ul.�w. J�zefa 79, 87-100 Toru�
Toru� 1995. Wydanie I.
Spis tre�ci
Pie�ni ofiarne
przek�ad: Jan Kasprowicz
Ogrodnik
Przek�ad: Julia Dickstein
Zb��kane ptaki
Przek�ad: Jerzy Bandrowski
Dar mi�uj�cego
Przek�ad: Stanis�aw Schayer
Ostatki my�li
Przek�ad: Jerzy Bandrowski, Witold Hulewicz
PIE�NI OFIARNE
1912
Przek�ad: Jan Kasprowicz
8
Dziecko w ksi���ce odziane szaty, z klejnotnym na
szyi �a�cuchem, traci wszelk� przyjemno�� w zabawie,
str�j jego na ka�dym przeszkadza mu kroku.
W trwodze, aby go nie rozedrze� lub nie zabrudzi�,
trzyma si� z dala od �wiata, l�ka si� niemal porusza�.
Matko, nie na dobre wychodzi ten przymus strojenia,
je�li oddziela cz�owieka od zbawczego py�u ziemi, je�li
pozbawia go prawa wkraczania na wielkie targowisko
pospolitego �ycia ludzkiego.
11
Daj spok�j tym zawodzeniom, tym �piewom, temu
odmawianiu r�a�ca. Do kog� ty si� modlisz w tym
ciemnym k�cie �wi�tyni, w obr�bie tych bram zamkni�-
tych?
Otw�rz oczy i patrz, B�g tw�j nie stoi przed tob�.
On ci przebywa, gdzie oracz tward� przeoruje ziemi�
i gdzie kamieniarze t�uk� kamienie. Przebywa z nimi
w s�o�cu i na deszczu, a szata jego pokryta jest py�em.
Zdejmij z siebie p�aszcz ten �wi�ty i jak on zst�p na
zakurzon� ziemi�!
Wyzwolenie? Gdzie� znale�� to wyzwolenie? Mistrz
nasz wzi�� rado�nie na siebie wi�zy stworzenia: zwi�za�
si� z nami na wieki.
Wyjd��e ze swoich rozmy�la� i zostaw w spokoju
kwiaty i kadzid�a! Co szkodzi, �e potargasz i zbrukasz
swe suknie? Id� ku niemu i w pocie czo�a trud� si�
z nim razem.
90
W dniu, w kt�rym �mier� zapuka do twych wr�t,
c� ty jej ofiarujesz?
Postawi� przed go�ciem pe�ne naczynie mojego
�ywota: nie puszcz� go z pr�nymi r�koma!
Ca�e s�odkie winobranie mej jesieni, mych nocy
letnich, ca�e �niwo i wszystkie zyski pracowitego �ywota
po�o�� przed ni� u schy�ku moich dni, gdy �mier�
zapuka do mych wr�t.
OGRODNIK
1913
Przek�ad: Julia Dickstein
1
S�UGA
Zmi�owanie miej nad s�ug� twoim, kr�lowo!
KR�LOWA
Przemin�o �wi�to i rozeszli si� wszyscy s�udzy moi.
Czemu przychodzisz o tej p�nej godzinie?
S�UGA
Skoro oddali�a� innych, moja nadesz�a pora.
Pyta� przychodz�, co czyni� mo�e ostatni tw�j s�uga.
KR�LOWA
I czeg� to oczekujesz o tak p�nym czasie?
S�UGA
Uczy� mnie ogrodnikiem twojego ogrodu.
KR�LOWA
Jakie� wyrzek� szale�stwo?
S�UGA
Poniecha� chc� dawnej pracy mojej.
W proch rzucam miecz i w��czni�. Nie �lij mnie odt�d
na dalekie dwory, nie ka� na nowe wychodzi� zwyci�-
stwa. Uczy� mnie ogrodnikiem twojego ogrodu.
KR�LOWA
Jakie� by by�y obowi�zki twoje?
S�UGA
S�u�y� ci w dni odpoczynku twego.
Piel�gnowa� b�d� �cie�k� r�an�, po kt�rej b��dzisz
o poranku i gdzie kwiaty, schn�ce w �miertelnej
t�sknocie, ka�dy krok st�p twoich witaj� weselem.
Ko�ysa� ci� b�d� na hu�tawce pod konarami sapta-
parny. A ksi�yc, co wczesnym wyp�ywa wieczorem,
s�czy� si� zacznie przez listowie, ��dny ca�owa� r�bek
twojej szaty.
Wonn� oliw� nalewa� b�d� lamp�, kt�ra pali si� u
�o�a twojego, a podn�ek st�p twoich zdobi� sanda�em
i szafranem w przedziwne wzory.
KR�LOWA
Co ci b�dzie nagrod�?
S�UGA
Male�kie pi�stki twoje m�c tuli� jak �liczne p�czki
lotosu, sznurami kwiecia osnuwa� posta� twoj�, stopy
twe barwi� szkar�atnym sokiem p�atk�w a�oki i
sca�owywa� ostatni kurzu py�ek, kt�ry lgnie do nich
jeszcze.
KR�LOWA
S�ugo m�j, pro�by twoje b�d� wys�uchane. Oto jeste�
ogrodnikiem mojego ogrodu.
2
Poeto, wiecz�r p�ynie na ziemi�; w�os tw�j szronieje.
Czy w swoich dumaniach samotnych s�yszysz pos�a-
nie z za�wiata?
Wiecz�r jest � rzek� poeta � i nas�uchuj�, albowiem
we wsi mo�e kto� zawo�a, cho� p�na pora.
Czuwam, czy odnajd� si� dwa b��dz�ce serca i czy
dwie pary oczu rozt�sknionych nie zaczn� �ebra� o
muzyk�, kt�ra prze�amie ich milczenie, za nich m�wi�
b�dzie.
Kto za� prz�d�by im pie�� rozgorza��, gdy ja, u �ycia
nabrze�y posiad�y, w �mier� i za�wiaty si� potopi�?
Zachodzi wczesna gwiazda wieczoru.
Domiera zwolna syk pogrzebowego stosu nad milcz�c�
rzek�. Wyje ch�r szakali w podw�rzu osamotnia�ego domostwa
pod nik�ym �wiat�em ksi�yca.
Je�li w�drowiec, porzucaj�c strony rodzinne, przyj-
dzie tu czuwa� noc� i ze spuszczon� g�ow� ws�ucha si�
w szelest mrok�w, kto tajemnice �ycia podszepnie
mu w ucho, gdy ja, zawar�szy drzwi moje uwolni� si�
zapragn� od wi�z�w ziemi?
Nie ma znaczenia, �e w�os m�j szronieje.
Zawsze lat mam tyle, ile najm�odszy i najstarszy
cz�owiek tego sio�a.
U jednych w oczach u�miech �yczliwy i s�odki, u
innych chytre mruganie.
Jednym stoj� �zy, co wzbieraj� w dziennej jasno�ci,
innym �zy, kt�re si� taj� w mrokach.
A ja im wszystkim potrzebny jestem i czasu nie mam
w za�wiaty si� pogr��y�.
Wszem r�wny jestem � co z tego, �e w�os m�j
szronieje?
3
O poranku zarzuci�em sie� moj� w morze.
Z czarnej topieli �upy doby�em dziwnej postaci i o
rzadkiej krasie � jedne �wieci�y jak u�miech, drugie
l�ni�y jak �zy, a inne jeszcze pa�a�y, niby jagody m�odej
narzeczonej.
Kiedym z dnia plonem w domu progi wraca�,
umi�owana moja siedzia�a w ogrodzie, leniwie p�atki
obrywaj�c z kwiatu.
Waha�em si� chwil�, po czym do st�p jej z�o�ywszy
ca�e moje brzemi�, sta�em w milczeniu.
Spojrzenie jej pad�o na m�j �up o rzek�a: �C� to za
dziwotwory? Nie wiem zaiste czemu s�u�y� maj�!�
Sk�oni�em g�ow� w zadumie, my�l�c: �Nie walczy�em
o to wszystko, na targowisku tego nie kupi�em, nie
s� to dla niej odpowiednie dary>�
Przez ca�� d�ug� noc jedno po drugim wyrzuca�em
na ulic�.
Nad ranem przechodzili pielgrzymi, pozbierali zdo-
bycze i zanie�li w cudze kraje.
4
Ach, czemu zbudowali dom m�j na ulicy, co do
rynku wiedzie!
�adowne cz�na swoje uczepiaj� u moich drzew.
Id�, biegn�, w�druj�, jako im si� zwidzi.
Siedz� i patrz� na nich, �ycie moje mija.
Odprawi� ich nie mog�. Tak dni mi si� tocz�.
Dzie� i noc krok ich t�tni ko�o moich wr�t.
Na pr�no mi wo�a�: �Nie znam was.�
W jednych palce moje czuj� znajomych, innych czuj�
nozdrza, krew w moich �y�ach zna ich, jak si� zdaje,
a s� i tacy, kt�rych widz� w snach.
Odprawi� ich nie mog�. Wo�am ich i m�wi�: �Niech
w dom m�j wnejdzie, kto mo�e. Tak, tak � chod�cie.�
Rankiem zad�wi�czy dzwon w �wi�tyni.
Przychodz� oto z koszami w d�oniach. Stopy ich po-
czerwienia�e s� niby r�e. Wczesna jasno�� �witu pada
im na twarze.
Odprawi� ich nie mog�. Wo�am ich i m�wi�: �Wejd�cie
kwiaty rwa� w ogrodzie. Przychod�cie.�
W po�udnie w dzwon bij� w pa�acowej bramie.
Nie wiem dlaczego wstaj� od roboty, skupiaj�c si�
ko�o mego �ywop�otu.
Kwiaty w ich w�osach pe�zn� i wiotczej�. W�tle gra
ton ich fletni.
Odprawi� ich nie mog�. Wo�am ich i m�wi�: �Ch�odny
jest cie� drzew moich. Chod�cie, przyjaciele.�
Noc� �wierkaj� �wierszcze po lasach.
Kto tak wolno do drzwi mych si� zbli�a i lekko
stuka?
Ledwo twarz widz�, nie padnie s�owo, spokojne niebo
nad wszystkim le�y.
Odprawi� mego milcz�cego go�cia nie mog�. Patrz�
w twarz jego poprzez mrok i godziny marzenia si�
tocz�.
5
Niespokojny jestem. Czuj� pragnienie rzeczy dalekich.
Dusza moja rwie si� w t�sknocie, aby musn�� o kraj
ciemnej oddali.
O wielki bezkresie, o fletni twoja, natr�tnie kusz�ca!
Zapominam, zapominam wiecznie, �e nie mam
skrzyde� do lotu, �e do tego ziemi skrawka przywi�zano
mnie na wieki.
Pe�en po��da� jestem ale czujny, przybyszem jestem
w obcej krainie.
Tchnienie twe dobiega mnie i szepcze nieziszczalne
nadzieje.
Mowa twoja dzwoni sercu mojemu, jakoby w�asna.
O celu w oddalach! o fletni twoja, natr�tnie kusz�ca!
Zapominam, zapominam wiecznie, �em nie�wiadom
drogi, �e mi nie wystarcza skrzydlatego bieguna.
Niespokojny jestem, p�tnikiem jestem w sercu.
W s�onecznej mgle leniwych godzin jak pot�nym
widmem �ciele si� twa posta� w b��kitnej topieli nieba!
O najdalszy kresie! o fletni twoja, natr�tnie kusz�ca!
Zapominam, zapominam, wiecznie, �e zewsz�d za-
parto bramy domu, w kt�rym mieszkam samotny.
6
W klatce mieszka� oswojony ptak, wolny ptak
mieszka� w lesie
Kiedy przysz�a im pora, spotka�y si� � tak chcia� los.
Wolny ptak wo�a: �Le�my w las, najdro�szy!�
Ptak w klatce �wiergoce: �Chod� do mnie, w klatce
b�dziemy �y�y razem.�
M�wi ptak wolny: �Gdzie� przestrze� mi�dzy pr�tami,
abym skrzyd�a pr�y�?�
�Biada mi � ptak w klatce wo�a � bo gdzie w
chmurach spocz�� m�g�bym bez grz�dy?�
M�wi ptak wolny: �Luby, zanu� pie�ni le�ne.�
Ptak w klatce rzecze: �Si�d� przy mnie, chc� ci prawi�
w j�zyku uczonych.�
�Nie, o nie � odpowie ptak lasu � nie da si� nigdy
naby� pie�ni uczeniem.�
M�wi ptak w klatce: �Wstyd mi! Ja nie wiem, co s�
pie�ni le�ne.�
Mi�o�� ich p�onie i pragnieniem dyszy, lecz skrzyde�
nigdy nie z�o�� na skrzyd�a.
Patrz� na siebie przez pr�ty klatki i p�onne s� ich
zabiegi, by si� pozna� nawzajem.
Bij� skrzyd�ami w t�sknocie i �piewaj�: �Zbli� si�,
ukochanie.�
Wolny ptak wo�a: �Niestety! Zamkni�te drzwi klatki
mnie trwo��.�
Ptak w klatce �wiergoce: �Biada! Omdla�e i martwe
mam skrzyd�a.�
7
O matko, m�ody kr�lewicz ma przejecha� przed
naszymi drzwiami. I jak�e mi dzi� pilnowa� roboty?
Powiedz mi, jak mam w�osy ple��, jak� przyodzia�
sukienk�?
Czemu w zdziwieniu tak patrzysz na mnie, matko?
Wiem, �e jednego spojrzenia w okno moje nie zwr�ci,
wiem, �e w mgnienie jedno zniknie oczom moim, tylko
gasn�ca flet�w pie�� b�dzie westchnieniem dobiega�
mnie z dali.
Ale kr�lewicz m�ody musi przejecha� ko�o naszych
wr�t i na to mgnienie wdzia� chc� najpi�kniejsze stroje.
O matko, kr�lewicz przejecha� przed naszymi drzwiami,
a s�o�ce poranne przegl�da�o si� w jego kolasie.
Zdar�am zas�on� z twarzy, �a�cuch rubin�w zerwa�am
z szyi i rzuci�am na jego drog�.
Czemu tak zdziwiona patrzysz na mnie, matko?
Wiem dobrze, �e nie podni�s� mojego �a�cucha, �e
prys� sznur w kruszyny pod ko�ami karocy, czerwony
�lad znacz�c w kurzawie go�ci�ca, i nikt nie zgadnie,
czym by� m�j dar, ani komu by� niesiony.
A m�ody kr�lewicz przejecha� ko�o naszych wr�t i
ja mu klejnot z piersi rzuci�am na drog�.
8
Kiedy zgas�a lampa u mojej po�cieli, przebudzi�am
si� razem z ptasz�tami.
Siad�am przy oknie ze �wie�ym wiankiem na rozpu-
szczonych w�osach.
M�ody pielgrzym szed� drog� w r�anej mgle poranka.
Sznur pere� mia� na szyi, a promienie s�oneczne w
blask mu bra�y g�ow�.
Stan�� u drzwi moich i natarczywie pyta� si�: �Gdzie
ona?�
A mnie zawstydzenie nie da�o odrzec mu: �Ja ni�
jestem, m�ody pielgrzymie, to ja ni� jestem.�
Zmierzch ju� by�, a lampa jeszcze nie p�on�a.
Nie my�l�c o niczym, zaplata�am w�osy.
Podjecha� m�ody pielgrzym w �unach gasn�cego s�o�ca.
Rumaki jego by�y spienione, kurz bieli� mu szaty.
Wysiad� u drzwi moich i zapyta� znu�onym g�osem:
�Gdzie ona?�
A mnie zawstydzenie nie da�o odrzec mu: �Ja ni�
jestem, zdro�ony pielgrzymie, to ja ni� jestem.�
Jest noc kwietniowa. W pokoju moim lampa si� pali.
Wp�ywa spokojny powiew po�udniowy. Krzykliwa pa-
puga ju� zasn�a w klatce.
Stanik mam barwy pawiego podgardla, p�aszcz m�j
jest zielony jak m�oda murawa.
Przysiad�am na ziemi u okna, wbita okiem w pust�
ulic�.
I nie przestaj� powtarza� w noc ciemn�: �Ja ni�
jestem, zw�tpia�y pielgrzymie, to ja ni� jestem.�
9
Gdy spiesz� noc� na widzenie z ukochanym, nie
�piewaj� ptaki, wiatr si� nie poruszy, domy z obu
stron drogi stoj� oniemia�e.
Tylko bransolety u n�g moich dzwoni� przy ka�dym
kroku.
Tak mi wstyd...
Gdy nas�uchuj� z ganku jego krok�w, li�cie nie
szeleszcz� na drzewach, a woda cichnie w rzece, jak
miecz na kolanach �pi�cych wartownik�w.
Tylko serce moje bije jak oszala�e i jak je uspokoi� �
nie wiem.
Gdy przyjdzie mi�owany i przy mnie usi�dzie, dr�y cia�o
moje, tul� si� powieki, ciemno�� g�stnieje, wiatr zdmuchuje
lamp�, a chmury zas�on� nachodz� na gwiazdy.
Tylko drogi kamie� l�ni i �wiat�o sieje na mojej piersi.
A jak go ukry� � nie wiem.
10
Poniechaj roboty, oblubienico. Patrz, go�� tw�j
nadchodzi.
S�yszysz, jak lekko ko�acze �a�cuch u bramy?
Bacz, aby sprz�czki u st�p twych nie dzwoni�y zbyt
dono�nie i by nadto �pieszny by� krok, jakim mu
wyjdziesz naprzeciw.
Poniechaj roboty, oblubienico. Go�� tw�j nadszed�
wraz z wieczorem.
To nie wiatr z siedziby duch�w, oblubienico, nie
trwo� si�.
Jest pe�nia w noc kwietniow�.
Cienie mdlej� na dziedzi�cu, nad nimi �wiat�e niebo.
Spu�� na twarz zas�on�, gdy inaczej nie mo�esz, i
id� z lamp� do bramy, je�eli l�k w tobie.
Nie, to nie wiatr z krainy duch�w, oblubienico, nie
trwo� si�.
Nie m�w do� s�owa, je�eli� nie�mia�a, odst�p od
drzwi, gdy zajdzie ci drog�.
Kiedy ci� zagadnie, mo�esz, je�li zechcesz, spu�ci�
oczy, milcz�ca.
Niechaj nie dzwoni� naramienniki twoje, gdy go
wprowadza� b�dziesz z lamp� w d�oni.
Nie m�w do� s�owa, je�eli� nie�mia�a.
Jeszcze nie zostawi�a� pracy swej, oblubienico?
S�uchaj, go�� tw�j przyby�.
Czy� nie za�wieci�a lampy w oborze?
Czy kosz ofiarny nie got�w na wieczorne mod�y?
Czerwony znak szcz�cia z�o�y�a�-li na g�owie i na
noc gotowa�?
Oblubienico, s�yszysz? go�� tw�j przyby�.
Poniechaj roboty!
11
Przyjd� jak jeste�, nie sp�nij si� strojeniem.
Mog� si� rozwia� zaplecione w�osy, mog� ci pukle
zwichrzy� si� na skroni i rozsznurowa� mo�e si� kaftan
- ty nie bacz na to.
Przyjd�, jak jeste�, nie sp�nij si� strojeniem.
Szybkimi kroki przebie�aj darnin�.
C�, �e rosa sp�ucze ci barwiczk� ze st�p, dzwoni�ce
zapinki u n�g si� rozlu�ni�, �e z naszyjnika per�y ci
opadn� � ty nie bacz na to.
Szybkimi kroki przebie�aj darnin�.
Widzisz, jak chmury t�ocz� si� na niebie?
Stada �urawi ci�gn� si� od dalekich brzeg�w rzeki,
wiatr nawiewami bije w po�onin�.
Strwo�one trzody do ob�r si� chroni�.
Widzisz, jak chmury t�ocz� si� po niebie?
Daremnie zapalasz lamp� na stole; migoce i ga�nie
na wietrze.
Kto dostrze�e wtedy, �e� nie poczerni�a powiek? Oczy
twe czarniejsze, ni� chmury deszczowe.
Daremnie zapalasz lamp� na stole; migoce i ga�nie
na wietrze.
Przyjd�, jak jeste�, nie sp�nij si� strojeniem. C�,
�e warkocz nie spleciony jeszcze na twych w�osach,
�e� nie owiod�a ramion chust�?
Niebo si� w chmury otuli�o � pora ci. Przyjd� jak
jeste�, nie sp�nij si� strojeniem.
12
Gdy ci gorliwa powie my�l, by dzban nape�ni�,
przyjd�, o przyjd� nad moje jezioro.
Woda �asi� si� b�dzie do st�p twoich, baj�c swe
tajemnice.
Cie� nadci�gaj�cego deszczu le�y na piasku, chmury
wisz� nisko na modrych obrysach drzew, jak ci�kie
sploty nad twoimi brwiami.
Znam dobrze rytm twych krok�w � w sercu mi
uderza.
Przyjd�, o przyjd� nad moje jezioro, gdy nape�ni�
dzbanek b�dzie czas.
Gdy odpoczynku zapragniesz i dzbanek pu�ciwszy
na wod�, poton�� zechcesz w zadumie, przyjd�, o
przyjd� nad moje jezioro.
Trawiaste zbocze u�miecha si� zieleni�, a kwiecie
polne w bezliku si� mai.
My�li z twych czarnych oczu wybiegn�, jak ptaki z gniazd.
Zas�ona z twarzy do st�p ci upadnie.
Przyjd�, o przyjd� nad moje jezioro, gdy odpoczynku zapragniesz.
Kiedy znudzisz sobie igraszki i zanurzy� si� w wodzie
zechcesz, przyjd�, o przyjd� nad moje jezioro.
P�aszcz tw�j b��kitny z�o�ysz na brzegu, a modra
woda op�ynie ci� i os�oni.
Fale wespn� si� na palce, by ci ca�owa� szyj� i
szepta� w uszko.
Przyjd�, o przyjd� nad me jezioro, gdy zechcesz
zanurzy� si� w wodzie.
Je�li sza� ci� owieje i o �miertelny skok si� pokusisz,
przyjd�, o przyjd� nad moje jezioro.
Ch�odne jest i bez dna g��binne...
Czarne jest jak sen bez widze�.
W jego g��biach noc i dzie� s� jednym, jednym pie��
i g�usza.
Przyjd�, o przyjd� nad moje jezioro, je�li w �mier�
pogr��y� si� zechcesz.
13
O nic nie prosi�em; u skraju lasu stan��em za
drzewem.
T�sknota czai�a si� jeszcze w oczach zmierzchu, w
powietrzu sta�a rosa.
Rozleniwiaj�cy zapach wilgotnej trawy unosi� si� w
rzadkiej mgle nad ziemi�.
Pod drzewem figi ujrza�em ciebie: doi�a� krow�
r�czkami jak kwiaty.
Patrzy�em niemy.
Nie rzek�em s�owa. To ptak niewidzialny �piewa� w
g�stwinie.
Drzewo mangowe strz�sa�o p�atki na wiejsk� drog�,
przelatywa�y z pobrz�kiem pszczo�y.
W �wi�tyni �iwy, za stawem, otwarte by�y wrota i
pobo�ni rozpocz�li pienia.
Ze skopkiem u kolan widzia�em ciebie, zaj�t� udojem.
Ja sta�em jeszcze z pustym wiadrem.
Nie podszed�em do ciebie.
Niebo wstrz�sa�o si� odg�osem �wi�tynnego dzwonu.
Drog� p�dzono stado i spod kopyt jego buchn�� ob�ok
dymu.
Od rzeki wraca�y kobiety z czubatymi dzbanami, wspartymi o biodro.
Naramienniki brz�cza�y, przela� si� dzban.
Tak min�� ranek � nie podszed�em ku tobie.
14
B��dzi�em drog�, nie wiem dlaczego, kiedy przesz�o
po�udnie i ga��zie bambus�w zaszemra�y na wietrze.
Nadchodz�ce cienie wyci�gni�tymi r�kami czepia�y
si� st�p uciekaj�cego �wiat�a.
S�owiki utrudzi�y si� �piewaniem.
B��dzi�em drog�, sam nie wiem dlaczego.
Pochy�e drzewo ocienia chatynk� u wody.
Krz�ta si� w niej m��dka przy robocie, naramienniki
dzwoni�y muzyk�.
Sta�em przed chat� ow�, nie wiem czemu.
W zakr�ty dro�yna si� wije w�r�d p�l gorczycy i
gaj�w mangowych.
Ko�o �wi�tyni wiejskiej przebiega i ko�o targu u
rzecznej przystani.
Sta�em przed chat� ow�, nie wiem czemu.
Przed laty to by�o, w wietrzny dzie� marcowy, w
szmerach wiosennych nios�a si� t�sknota, drzewa
mangowe w kurz roni�y kwiecie. Swawolna woda
pryskaj�c liza�a mosi�ne wiaderko, kt�re rzucono na
schodach przystani.
My�l� o owym wietrznym dniu marcowym � nie
wiem czemu.
G�stniej� cienie i trzody ci�gn� do zagr�d.
Szaro�� le�y na os�pia�ych b�oniach, a ch�opi czekaj�
na prom u przejazdu.
Zawracam z wolna drog� moj� � nie wiem czemu.
15
Biegam, jak biega w cieniu lasu pi�mowiec, oszala�y
od w�asnego zapachu.
Noc dzisiejsza, to noc majowa, powiew, to oddech
po�udnia.
Gubi� drog� i b��dz�, szukam, czego znale�� nie
mog�, znajduj�, czegom nie szuka�.
W sercu wzbiera mi i wiruje obraz w�asnej t�sknoty.
�wietlista zjawa rozp�ywa si�.
Staram si� j� schwyta�, wymyka mi si� i ci�gnie na
bezdro�a.
Szukam, czego znale�� nie mog�, znajduj�, czegom
nie szuka�.
16
D�onie zadzierzgaj� si� o d�onie, �renice zwisaj� u
�renic, tak si� poczyna naszych serc historia.
Jest miesi�czna noc marcowa, s�odk� woni� henny
dyszy wiew, flet m�j zapomniany wala si� po ziemi,
splot kwiecia twego niedoko�czony.
Mi�o�� mi�dzy nami prosta jest jak pie��.
Twa szafranowo-z�ota zas�ona upaja moje oczy.
Wieniec ja�min�w, kt�ry� mi uwi�a, przejmuje dre-
szczem serce me jak chwa�a.
Gra to mieni�ca si� od dar�w i wyrzecze�, ods�onie�
i powrotnych utaje�, drobin u�miechu, onie�mielenia
i kilku s�odkich, niepotrzebnych zwad.
Mi�o�� mi�dzy nami prosta jest jak pie��.
Nie ma w niej tajemnic za dzie� dzisiejszy si�
wymykaj�cych, nie ma gonitw w nieziszczalno��, powab
nie w��czy za sob� cienia i nie szukamy po g��biach
mroku.
Mi�o�� mi�dzy nami prosta jest jak pie��.
Nie odbijamy od ka�dego s�owa w wieczyste milczenie,
nie wznosimy r�k w pr�ni� ku rzeczom nie zespolonym
z nadziej�.
Nam starczy to, co da� mo�emy i otrzyma�.
Nie wycisn�li�my rado�ci po ostatek, aby z niej
wyt�oczy� wino cierpienia.
Mi�o�� mi�dzy nami prosta jest jak pie��.
17
Z�ocisty ptak �piewa w jej gaju, a moje serce uderza
weselem.
Oboje w jednym mieszkamy siole i to jest cala rado��
nasza.
Dwa jagni�ta, jej ulubie�ce, przychodz� pa�� si� w
cieniu naszych drzew.
Gdy w j�czmie� pob��dz�, wynosz� je na r�kach.
Miano naszej wioski jest Khanjana, a Anjana zowi�
nasz� rzek�.
Moje imi� zna ca�e sio�o, a jej imi� jest Ranjana.
Tylko jedno pole nas rozdziela.
Pszczo�y, co w naszym lasku maj� ule, lec� miodu
szuka� w jej ogrodzie.
Kwiaty, rzucone ze schodk�w jej przystani, woda
niesie do miejsca, gdzie si� k�piemy.
Koszyki z suszonych p�k�w kuszumby na nasz targ
przynosz� z jej p�l.
Miano naszej wioski jest Khanjana, a Anjana zowi�
nasz� rzek�.
Imi� moje zna ca�e sio�o, a jej imi� jest Ranjana.
�cie�ka, co si� wije do jej domu, pachnie wiosn�
mangowym kwieciem.
Kiedy len u niej dojrzewa pod �niwo, na naszym
polu ��c� si� konopie.
Gwiazdy, co �miej� si� nad jej chat�, i nam tym
samym mrugaj� spojrzeniem.
Deszcz, co wype�nia po brzeg jej beczk�, orze�wia i
nasz lasek kadambowy.
Miano naszej wioski jest Khanjana, a Anjana zowi�
nasz� rzek�.
Moje imi� zna ca�e sio�o, a jej imi� jest Ranjana.
18
Dwie siostry, kiedy po wod� chodz�, na to miejsce
przyszed�szy, u�miechaj� si� obie.
Wida� dostrzeg�szy, �e za drzewami kto� si� ukrywa,
ilekro� one id� po wod�.
Szepcz� dwie siostry do siebie, skoro t�dy przecho-
dz�.
Odgadn�� musia�y tajemnic� cz�owieka, kt�ry za
drzewami staje, ilekro� one id� po wod�.
Dzbanki przechylaj� im si� i woda rozlewa, skoro
t�dy przechodz�.
Wykry� musia�y, �e bije serce cz�owieka, kt�ry za
drzewami staje, ilekro� one id� po wod�.
Dwie siostry patrz� na siebie, skoro t�dy przechodz�.
I chichot jest w chy�ym miganiu ich st�pek, co m�ci
my�li cz�owiekowi, kt�ry za drzewami stoi, ilekro� one
id� po wod�.
19
Sz�a� nadrzeczn� drog�, dzban pe�en wody opar�szy
o biodro.
Dlaczego szybko odwr�ci�a� g�ow�, �ledz�c mnie zza
powiewnej zas�ony?
Ten promienny wzrok dobieg� mnie z ciemno�ci, jak
podmuch, kt�ry dreszczem marszczy wod� i dalej
pomyka na cienisty brzeg,
Przyszed� do mnie, niby ptak wieczorny, kt�ry w
mroczn� izb� wpadnie, od okna do okna przeleci i w
ciemno�� zatonie.
Ukryta jeste� jak gwiazda za wzg�rzami, a ja
przechodniem jestem na drodze.
Ale dlaczego przystan�a� na chwil�, patrz�c przez
zas�on� w twarz moj�, kiedy nadrzeczn� przechodzi�a�
drog�, dzban pe�en wody opar�szy o biodro?
20
Dzie� w dzie� przychodzi do mnie i odchodzi.
P�jd� i kwiat z w�os�w mych mu daj, o bracie.
Je�li zapyta, kto mu go przysy�a, nie m�w, prosz�,
mojego imienia, bo on przychodzi i odchodzi znowu.
Siedzi w kurzu przydro�nym pod drzewem.
Z kwiat�w i li�ci zr�b mu tam pos�anie, o przyjacielu.
Smutne s� jego oczy i smutek nios� sercu mojemu.
Nie m�wi, o czym my�li, przychodzi tylko i odchodzi
znowu.
21
Czemu on, w�drowiec m�ody, do drzwi zapragn��
podej�� mych, gdy dnia�o?
Kiedy z domu id�, albo w dom powracam, mijam go
zawsze i oczy moje wi�zn� w jego licach.
Nie wiem, czy m�wi� winnam z nim, czy milcze�?
Czemu zapragn�� podej�� po me wrota?
Ciemne s� i chmurne noce lipcowe, niebo jest
blado-b��kitne w jesieni, dni wiosny powiew po�udnia
zam�ca.
On z nowych wiecznie melodii dzierga swoje pie�ni.
Odwracam si� od roboty i oczy zachodz� mi mg��.
Czemu zapragn�� podej�� pod me wrota?
22
Kiedy mija�a mnie szybkimi krokami, musn�� mnie
r�bek jej szaty.
Z nieznanej wyspy czyjego� serca przebieg� nag�y
ciep�y podmuch wiosny.
Musn�o mnie przelotne dotkni�cie i znik�o, jak
zerwany li��, kt�ry wiatr p�dzi.
Na serce pad�o mi niby westchnienie jej cia�a i szept
jej serca.
23
Dlaczego siedzisz tu, naramiennikami dzwoni�ca, dla
p�onnej tylko igraszki?
Nape�nij dzbanek. Czas ci w dom powr�ci�.
Dlaczego wody dotykasz r�koma i raz w raz za kim�
pozierasz na drog�, dla p�onnej tylko igraszki?
Nape�nij dzbanek. Czas ci w dom powr�ci�.
Mijaj� ranne godziny, ciemna woda p�ynie i p�ynie.
�miej� si� fale i szepcz� ze sob� dla p�onnej tylko
igraszki. Chmury w�drowne zbi�y si� u widnokr�gu,
aby si� znowu unie�� ponad ziemi�.
Zwlekam i w twarz tw� patrz�, i �miej� si�, dla
p�onnej tylko igraszki.
Nape�nij dzbanek i wracaj do domu.
24
Nie chowaj dla siebie tajemnicy serca twojego, o
mi�y.
Mnie j� powierz, mnie tylko, i skrycie.
Ty, co masz takie powabne u�miechy, szeptaj po
cichu, serce moje s�ysze� b�dzie, nie uszy.
Noc jest g��boka, dom stoi niemy, gniazda ptasze
owi� sen.
Przez skrywane �zy, przez tamowane u�miechy, przez
s�odkie zawstydzenie i udr�k�, powierz mi tajemnic�
serca twojego.
25
�Chod� do nas, m�odzie�cze, m�w szczerze, dlaczego
ob��d z oczu ci wyziera?�
Nie wiem, z jakiej mak�wki dzikiej wino pi�em, i�
ten ob��d z oczu mi wyziera.�
�O wstydzie!�
�C�, ludzie bywaj� m�drzy i g�upi, pieczo�owici i
niefrasobliwi. U�miech jest w oczach jednych, �zy w
innych, a z moich �renic ob��d wyziera.�
�M�odzie�cze, czemu tak cicho stoisz w cieniu
drzewa?�
�Stopy moje omdla�y od ci�aru serca mojego i stoj�
cicho w cieniu.�
�O wstydzie!�
�Tak, jedni ludzie id� drog�, inni zwlekaj�,
Jedni s� wolni, inni w okowach, a moje stopy omdla�y
od ci�aru serca mojego.�
26
�Co z twych ochoczych p�ynie r�k, to bior�. O nic
zreszt� nie prosz�.�
�Tak, tak, znam ci�, �ebraku skromny, o wszystko
prosisz, co tylko jest.�
�Je�li si� znajdzie kwiat uroniony, b�d� go nosi� na
sercu.�
�A je�eli mie� b�dzie ciernie?�
�Potrafi� znie�� je.�
�Tak, tak, znam ci�, �ebraku skromny, o wszystko
prosisz, co tylko jest.�
�Gdyby� raz jeden oczy kochaj�ce podnios�a ku mej
twarzy, �ycie by mi s�odkie by�o a� za zgon.�
�A gdyby mia�y tylko surowe spojrzenia?�
�Pozwoli�bym im przeszy� moje serce.�
�Tak, tak, znam ci�, �ebraku skromny, o wszystko
prosisz. co tylko jest.�
27
�Zaufaj mi�o�ci, nawet gdy zgryzot� niesie. Nie
zamykaj serca swojego.�
�O nie, najmilszy, s�owa twe s� ciemne, zrozumie�
ich nie mog�.�
�Serce mamy po to, by�my je sk�adali w darze, ze
�z� lub pie�ni�, o ukochana.�
�O nie, najmilszy, s�owa twe s� ciemne, zrozumie�
ich nie mog�.�
�Rozkosz wiotka jest jak kropla rosy: gdy si�
u�miecha � kona.
Ale zgryzota twarda jest i d�uga. Niech mi�o�� pe�na
troski stra� w twych oczach trzyma.�
�O nie, najmilszy, s�owa twe s� ciemne, zrozumie�
ich nie mog�.�
�Lotos kwitnie w obliczu s�o�ca i wszystko, co ma,
roni. Nie mia�by si�y p�k�w nie�� w wieczystej mgle
zimowej.�
�O nie, najmilszy, s�owa twe s� ciemne, zrozumie�
ich nie mog�.�
28
Smutna s� twoje, pyta� pe�ne, oczy. Pragn� my�l
m� zg��bi�, jak ksi�yc, kiedy przenikn�� chce morze.
Obna�y�em �ycie moje przed twymi oczyma od ko�ca
do ko�ca, nic nie ukry�em, nic nie utai�em. Przeto
znasz mnie.
Gdyby ono by�o tylko drogim kamieniem, rozbi� bym
je m�g� na sto kawa�k�w i na ni� nawlec na twoj�
szyj�.
Gdyby by�o tylko kwiatem �wie�ym, drobnym, miodo-
wym, zerwa�bym je z �odygi, by wetkn�� ci w warkocze.
Ale to serce jest, umi�owana. Gdzie jego brzegi s�,
gdzie jego dno?
Nie znasz granic tego kr�lestwa, a jednak jeste� jego
kr�low�.
Gdyby ono by�o tylko chwil� rozkoszy, zakwit�oby w
u�miech wdzi�czny, a ty by� dojrze� je mog�a i czyta� w tej jednej chwili.
Gdyby by�o b�lem jedynie, rozp�yn�oby si� w jasne
�zy i bez s�owa odbi�o najg��bsz� tajemnic� swoj�.
Ale to mi�o�� jest, o ukochana.
Jej rado�� i jej b�l s� bez granic, a niesko�czone
s� roszczenia jej i skarby.
Tak bliska ciebie jest, jak �ycie twoje, a jednak nigdy
ca�ej pozna� jej nie zdo�asz.
29
M�w do mnie, luby! S�owami powiedz to, co �piewa-
�e�...
Noc czarna le�y. Gwiazdy pogin�y w chmurach.
Wiatr wzdycha w li�ciach.
Rozpuszcz� w�osy. B��kitna opo�cza, op�ynie mnie
jak noc. Przycisn� g�ow� tw� do piersi mojej, daj w
samotno�ci s�odkiej m�wi� sercu. Ja oczy przymkn�,
s�ucha� chc�. Nie b�d� w twarz tw� patrzy�a.
A kiedy sko�czysz, pomilkniemy oboje. Tylko drzewa
szepta� b�d� w ciemno�ci.
Noc sp�owieje. Dzie� za�wita. Spojrzymy sobie w oczy
i ka�de p�jdzie swoj� drog�.
M�w do mnie, luby! S�owami powiedz to, co �piewa�e�!
30
Jeste� chmura wieczorna, kt�ra przep�ywa niebem
moich marze�.
Barwi� ci� i stroj� zawsze w pragnienia mojej mi�o�ci.
Moja� jest, moja, mieszkanko moich niesko�czonych
sn�w!
Stopy twoje r�ane kra�niej� od �aru rozt�sknionego
serca mojego, �niwiarko moich wieczornych pie�ni.
Wargom twym da�o gorzki i s�odki posmak wino
cierpie� moich.
Moja� jest, moja, mieszkanko moich samotnych
sn�w!
Cie� nami�tno�ci mojej pociemni� ci oczy, go�ciu
codzienny w g��binach mego spojrzenia.
Pojma�em ci� i wsnu�em, umi�owana, w sie� mej
muzyki.
Moja� jest, moja, mieszkanko moich nie�miertelnych
sn�w!
31
Serce moje, ptak puszczy, niebo znalaz�o w twoich
oczach.
One s� ko�ysk� poranku, one s� kr�lestwem
gwia�dzistym.
Pie�ni moje zagubi�y si� w ich otch�aniach.
Daj mi wyfrun�� w to niebo, w jego samotne
przestrzenie.
Niechaj rozcinam jego chmury i skrzyd�a pr�� w
jego s�oneczno�ci.
32
Powiedz, czy to prawda, umi�owany, po-
wiedz, czy to wszystko prawda?
Kiedy me oczy ciskaj� b�yskawice, ciemne chmury
w twej piersi odpowiadaj� burz�.
Prawda-li, �e wargi moje s� s�odkie jak rozchylaj�cy
si� p�k pierwszej wyznanej mi�o�ci?
Czy w postaci mojej taj� si� wspomnienia minionych
maj�w?
Dr�y-li ziemia, jak arfa, pie�ni�, pod dotkni�ciem
st�p moich?
Prawd�-�e jest, i� krople rosy padaj� z oczu nocy,
kiedy si� jawi�, i �e ranna zorza raduje si�, op�ywaj�c
cia�o moje?
Czy prawd� jest, jest-li prawd�, �e mi�o�� twoja
w�drowa�a samotna przez wieki i �wiaty, mnie szuka-
j�c?
A gdyby� mnie spotka� wreszcie, d�uga t�sknota
przysta� ostatni� znalaz�a w cichej mojej mowie, w
oczach mych i wargach, w faluj�cych splotach?
Prawda-li, �e tajemnica niesko�czono�ci tkwi wypi-
sana na tym drobnym czole?
Powiedz, czy to wszystko prawda, umi�owany?
33
Kocham ci�, najdro�szy. Wybacz mi mi�o�� moj�.
Pojmana jestem jak ptak, co zatraci� drog�.
Zadr�a�o serce me, zgubi�o zas�on� i nagie oto stoi.
Okryj je wsp�czuciem, kochany, i wybacz mi mi�o��
moj�.
Je�li nie mo�esz mnie kocha�, najdro�szy, wybacz
mi moje cierpienie.
Nie pogardzaj mn� z oddali.
W k�cik si� zaszyj�, w cieniu siedzie� b�d�.
Obiema r�kami wstyd m�j nagi okryj�. Odwr�� ode
mnie twarz, ukochany i wybacz mi m�k� moj�.
Je�li nie mo�esz mnie kocha�, najdro�szy, wybacz
mi moj� rado��.
Kiedy fale szcz�cia serce mi unosz�, nie �miej si�
z niebezpiecznego mego odosobnienia.
Gdy na tronie siadam i tyrani� mi�o�ci mej nad tob�
rz�dz�, kiedy, jak bogini, zlewam ci �aski moje, znie�
m� dum�, najdro�szy i wybacz mi rado�� moj�.
34
Nie odchod� ode mnie bez po�egnania, luba.
Czuwa�em ca�� noc i teraz senno�� oczy �ci�ga.
Nie odchod� ode mnie bez po�egnania, luba.
Zrywam si�, wyci�gam r�ce, by ci� dotkn��. Pytam:
�Czy to sen?�
O, gdybym m�g� zaczarowa� sercem twoje stopy i
do piersi mojej je przytroczy�!
Nie odchod� ode mnie bez po�egnania, luba!
35
Abym ci� nie odgad� zbyt szybko, igrasz ze mn�.
O�lepiasz mnie b�yskawicami �miechu, aby �zy utai�.
Znam, znam chytro�� twoj�.
Nigdy nie m�wisz s�owa, kt�re powinna�.
Abym nie zdo�a� szybko ci� os�dzi�, wymykasz mi
si� na tysi�c sposob�w.
Abym ci� nie ��czy� z wieloma, stronisz od ludzi.
Znam, znam chytro�� twoj�.
Nigdy nie idziesz drog�, kt�r� powinna�.
O wi�cej kusisz si�, ni� inne, przeto� milcz�ca.
Z udan� oboj�tno�ci� unikasz mych dar�w.
Nigdy nie chcesz przyj��, co powinna�.
36
Szepta�: �Najdro�sza, podnie� oczy!� Z�aja�am go
ostro, rzek�am: �Odejd�!�, ale si� nie ruszy�.
Sta� przede mn� i trzyma� obie moje d�onie. M�wi�am:
�Pu�� mnie!�, ale nie odchodzi�.
Przysun�� mi twarz do ucha. Spojrza�am na� i
rzek�am: �Wstyd� si�!�, lecz on si� nie przej��.
Wargi jego musn�y mi policzek. Drgn�am i rzek�am:
�Nazbyt jeste� �mia�y�, ale on si� nie wstydzi�.
Wpi�� mi kwiat we w�osy. Rzek�am: �Nic to nie
pomo�e�, ale on nie drgn�� nawet.
Wzi�� z mojej skroni wianek i odszed�. P�acz� i pytam
serca: �Czemu nie powraca?�
37
Czy tw�j wonny wianek w�o�ysz mi na skronie, o
pi�kna?
Ale wiedz, �e wieniec, kt�ry ja uwi�em, nale�y do
wielu tych, co mijaj� przelotnie, co niezbadane
zamieszkuj� kraje, lub �yj� w piersiach poety...
Za p�no jest ��da� zamiany serc naszych.
By� czas, gdy �ycie moje by�o jak p�k kwiatu, i
zapach ca�y zamyka� si� w ziarnie.
Dzisiaj na wszystkie rozwija� si� dale.
Kto zna zakl�cie, aby go zgarn�� i zamkn�� na nowo?
Serce moje nie do mnie nale�y. Zbyt wielu czyni�em
z niego podarek, abym m�g� je ofiarowa� jednej.
38
Najdro�sza, kiedy�, dawno, poeta tw�j wielki wy�pie-
wa� poemat.
Biada, niebaczny by�em; do n�g ci upad�, pod
sprz�czki dzwoni�ce.
Rozprys� si� na piosenki i le�a� tak u twych st�p.
Ca�e �adownie mojego okr�tu, dzieje starych wojen,
rozchybota�y si� na �miej�cych si� falach, nasi�k�y
�zami i posz�y na dno.
T� strat� musisz mi umili�, luba.
Zgas�y marzenia o pozgonnej chwale, ty nie�miertel-
nym czy� mnie, p�ki �yj�.
A nie b�d� op�akiwa� straty mej, ni ciebie wini�.
39
Przez ca�e rano pr�buj� sple�� wianek, lecz kwiaty
wysuwaj� si� i spadaj�.
Przygl�dasz mi si� chy�kiem, k�cikami uporczywych
oczu.
Zapytaj tych oczu, co ciemne knuj� usidlenia, czyja
w tym wina.
Pie�� pr�buj� zanuci�, ale nadaremnie.
Przyczajony u�miech dr�y na twoich wargach. Spytaj
go, czemu pie�� mi si� nie sk�ada.
Niech pod przysi�g� wargi twe u�miechni�te powie-
dz�, jak g�os m�j zagubi� si� w ciszy, niby upojona
pszczo�a w lotosie.
Daj mi si��� przy boku twoim i pozw�l mym wargom
to uczyni�, co w milczeniu tylko czynione by� mo�e i
w s�odkim �wietle gwiazd.
40
U�miech niedowierzania przemyka przez oczy, gdy
przychodz� si� �egna�.
Tylekro� to czyni�em, i� mniemasz, �e wkr�tce
powr�c�.
Wyznam ci, ja t� sam� niepewno�� mam w my�li.
Bo dni wiosenne wracaj� w kolei czas�w, pe�nia
przenika, aby znowu zawita� na niebie, kwiecie
powraca i rok za rokiem r�owi si� po ga��ziach, mo�e
wi�c ja tak�e �egnam si� z tob�, abym wr�ci� jeszcze.
Ale przez chwil� tul mar� zwodnicz�, nie odganiaj
jej z wrogim po�piechem.
Kiedy m�wi�, �e porzucam ci� wiecznie, miej to za
prawd� i niech mg�a �ez na chwil� pog��bi czarny cie�
oczu twoich.
A potem u�miechnij si� przebiegle, jako� rada czyni�,
kiedy si� zjawi� znowu.
41
Pragn��bym m�wi� ci najg��bsze s�owa, jakie powie-
dzie� mog�, ale nie wa�� si� z l�ku, �e je wy�miejesz.
Dlatego sam �miej� si� z siebie i tajemnic� moj�
zdradzam w �arcie.
Lekcewa�� b�l w�asnej trwogi, by� ty go nie
zlekcewa�y�a.
Pragn��bym m�wi� ci najwierniejsze s�owa, jakie powie-
dzie� mog�, ale nie wa�� si� z l�ku, �e nie dasz wiary.
Dlatego oblekam je w nieprawd� i m�wi� to, co
sprzeczne z my�lami moimi.
Jak niedorzeczny przedstawiam m�j b�l, z trwogi,
by� ty tego nie uczyni�a.
Pragn��bym najkosztowniejsze m�wi� s�owa, jakie
mam dla ciebie, ale nie wa�� si� z l�ku, ze mi nie
b�dzie r�wno odp�acone.
Tedy ci szpetne daj� imiona i che�pi� si� m�
szorstko�ci�.
Krzywdz� ci� z trwogi, �e nie poznasz, czym jest
cierpienie.
Pragn��bym milcz�co siedzie� przy tobie, lecz si� nie
wa��, bo serce wybieg�oby na wargi moje.
Dlatego bajam i bredz� bezmy�lnie i ukrywam serce
za s�owami
Bezwzgl�dnym czyni� m�j b�l z trwogi, �e ty go takim
zrobisz.
Pragn��bym odej�� od twego boku, lecz si� nie wa��
z l�ku, �e tch�rzostwo moje jawnym ci b�dzie.
Dlatego g�ow� nosz� wysoko i wes� staj� przy tobie.
Przez nieustanne uk�ucia twych �renic, b�l m�j si�
j�trzy wiecznie.
42
Szalony, wspania�y opilcze!
Kiedy rozwalasz drzwi i g�upca grasz przed gawiedzi�,
Kiedy w noc jedn� trzos tw�j wypr�niasz i dajesz
kuksa�ca rozs�dkowi,
Kiedy w��czysz si� po dziwnych drogach i zabawiasz
sprawami bez celu,
Nie troskaj si� o rym i prawo.
Kiedy przed burz� rozwijasz �agle i �upiesz ster,
Chc� p�j�� za tob�, druhu, by� pijanym i zej�� na
psy.
Strwoni�em dni i noce w�r�d s�siad�w trze�wych i
rozumnych.
Od wiedzy wielkiej w�os m�j oszronia�, od czuwa�
wielu zmrocznia�o oblicze.
Lat wiele zbiera�em okruchy i strz�py.
Pomia�d� je i ta�cz po nich, rozwiej je na wsze
wiatry.
Bo wiem, �e najwy�sza m�dro�� pijanym by� i zej��
na psy.
Niech pierzchn� wszystkie kr�te zw�tpienia, niech
beznadziejnie drog� m� zatrac�.
Burza niech nadleci dzikimi k��bami i urwie mnie z
kotwic moich.
�wiat zamieszkany jest przez d�wigaj�cych honory i
pracownik�w po�ytecznych a rozwa�nych.
S� ludzie, kt�rym �atwo przypada pierwsze�stwo i
ludzie, kt�rzy skromnie ci�gn� za tamtymi.
Niechaj szcz�liwi b�d� i uszcz�liwiaj�, ja chc�
szale�cem by� bezu�ytecznym.
Bo wiem, �e kresem wszelkiego dzia�ania jest by�
pijanym i spa�� na psy.
Wyrzekam si� w tej chwili wszelkich przywilej�w,
aby si� liczy� w�r�d porz�dnych ludzi.
Odtr�cam dum� z wiedzy mej i s�d o z�ym i dobrym.
Rozbij� naczynie pami�ci, wylej� z niego ostatnie
krople �ez.
Wyk�pi� si� w krwawej pianie perlistego wina i
ja�niejszym uczyni� m�j �miech.
Rozmy�lnie w kawa�y rozedr� mask� statecznego
obywatela.
Uczyni� �wi�ty �lub, aby godno�ci poniecha�, pija-
nym by� i zej�� na psy.
43
Nie, przyjaciele, nie b�d� nigdy pustelnikiem, m�wcie,
co chcecie.
Nie b�d� nigdy pustelnikiem, je�eli ona ze mn�
�lub�w nie wykona.
To wola moja niez�omna, je�li cienistej strzechy i
towarzyszki pokut mych nie znajd�, nie b�d� nigdy
pustelnikiem.
Nie, mili moi, nie rzuc� nigdy domu, ni ogniska i
nie usun� si� w lasu samotnie, gdy w jego cieniach
nie b�dzie dzwoni� �miech pogodny i ��ta suknia nie
zaigra na wietrze, je�eli ciszy nie pog��bi jeszcze
st�umione szeptanie.
Nie b�d� nigdy pustelnikiem.
44
Ojcze czcigodny, wybacz grzesznej parze. Wiatr
wiosenny miota si� dzi� dziko, miecie kurzaw� i martwe
listowie; z nim ulecia�y wszystkie twe nauki.
Nie m�w, ojcze, �e �ycie to marno��.
Albowiem nareszcie zawarli�my rozejm ze �mierci� i
na kilka wonnych godzin stali�my si� oboje nie�mier-
telni.
Nawet gdyby wojska kr�lewskie napad�y nas gniew-
nie, potrz�sn�liby�my smutnie g�owami i rzekli: �Bra-
cia, wadzicie nam. Skoro konieczna wam ta krzykliwa
zabawa, id�cie gdzie indziej poszcz�kiwa� broni�.
Przecie� my�my tylko na nik�ych chwil par� stali si�
nie�miertelni�.
Gdyby przyjazny nadszed� lud i obst�pi� nas, sk�oniliby-
�my si� przed nim nisko i rzekli: �To przera�liwie wielkie
szcz�cie osza�amia nas. Sk�po jest miejsca w nie-
sko�czonym niebie, gdzie mieszkamy. Bowiem wiosn�
t�umem id� kwiaty i pracowite skrzyd�a pszcz�
potr�caj� si� nawzajem. Nasze niebo, w kt�rym
nas dwoje tylko nie�miertelnych �yje, jest �miesznie
ciasne.�
45
Go�ciom, kt�rzy odchodzi� musz�, rzeknij: �Z Bo-
giem� na drog� i zamie� wszelkie �lady ich krok�w.
W u�miechach garnij do piersi wszystko, co s�odkie,
proste jest, a bliskie.
Dzi� �wi�to duch�w, kt�re nie wiedz�, kiedy pomr�.
Niechaj �miech tw�j b�dzie beztre�ciow� rado�ci�, jak
iskrz�ce �wiat�o fali.
Niechaj �ycie twoje pl�sa zwiewnie na rubie�ach
czasu, niby rosa na czubku li�cia.
Z harfy twojej dob�d� w akordach rytmy, jakie
poddaje ci chwila.
46
Porzuci�a� mnie i posz�a� swoj� drog�.
My�la�em, �e �a�ob� wdziej� po tobie i w serce obraz
tw�j wstawi�, zmieniony w z�ot� pie��.
Lecz, z�a dolo moja, czas jest kr�tki.
M�odo�� rok za rokiem ulata, pierzchliwe s� dni
wiosny, w jednej godzinie gin� �liczne kwiaty, a
m�drzec przestrzega mnie, �e �ycie to tylko kropla
rosy na p�atku lotosowym.
Mam-�e poniecha� wszystkiego i zmartwie� przeto,
bo ona mnie porzuci�a?
Niedorzeczne by�oby i �mieszne, bowiem czas jest
kr�tki.
Chod�cie wi�c do mnie, noce deszczowe, pluskaj�cymi
stopami, �miej si�, z�ocista jesieni, p�jd� beztroski
kwietniu i poca�unki rozsiej po tej ziemi.
I ty chod� tak�e, i ty, i ty!
Wy wiecie, drodzy, �e�my �miertelni. Czy roztropnie
by�oby serce rozkruszy� dla tej, kt�ra je wzi�a? Przecie�
czas jest kr�tki.
S�odko jest w k�ciku posi��� i duma�, i w rytmy
wlewa� wie��, �e wy jeste�cie ca�ym moim �wiatem.
Bohatersko jest weseli� si� trosk� swoj� i postano-
wienie mie�, nie szuka� pociechy.
Ale oto nowa twarz zagl�da do drzwi i do mych oczu
podnosi oczy.
Mog� tylko �zy otrze� i odmieni� nut� mej piosenki.
Bo czas jest kr�tki.
47
Gdy ��dasz tego, poniecham �piewania.
Je�eli budzi ci niepok�j w sercu, mog� odwr�ci� oczy
od twej twarzy.
Je�li ci� nagle zastrasza na drodze, p�jd� uboczem,
innej szuka� �cie�ki.
Je�eli niepokoi ci�, kwiaty wij�c�, omija� b�d� ogr�d
tw�j samotny.
Je�eli wod� wichrzy i podnosi, nie przep�yn� cz�nem
ko�o twego brzegu.
48
Uwolnij mnie od wi�z�w s�odyczy twojej, mi�a! Do��
wina poca�unk�w.
Mg�a ci�kich kadzide� t�oczy serce moje.
Rozewrzyj drzwi, niech wp�ynie jasno�� poranka.
Zatraci�em si� w tobie, uwi�ziony w obj�ciu twej
pieszczoty.
Wyswobod� mnie spod czaru swojego i wr�� mi moc,
bym ci raz jeszcze z�o�y� uwolnione serce.
49
Trzymam jej r�ce i cisn� do piersi.
Chc� ramiona moje przepoi� jej powabem, jej s�odki
u�miech rozora� poca�unkami i pi� oczyma ciemne jej
spojrzenia.
Ach, lecz daremnie! Kto mo�e b��kit odj�� niebiosom?
Pr�buj� pochwyci� pi�kno � wymyka mi si� i tylko
cia�o w r�kach mych zostawia.
Zawiedziony i znu�ony wracam do domu.
Jak mo�e cia�o da� tkn�� si� kwiatu, kt�rego tylko
dusza dotyka� winna?
50
Luba, serce dzie� i noc marzy o spotkaniu z tob�
-spotkaniu, co jest jak wszechpo�eraj�ca �mier�.
Zmie� mnie jak burza, bierz wszystko, czym jestem, w�am
si� w m�j sen i rozgrab me widzenia... Z�up mi m�j �wiat.
Niech w spustoszeniu, w ostatniej nago�ci duszy
staniemy si� jednym w pi�knie.
Ach, pr�na t�sknota! Gdzie nadzieja po��czenia, czy
tylko w tobie, Bo�e?
51
Sko�cz wi�c pie�� ostatni� i rozejd�my si�.
Zapomnij t� noc, kiedy noc minie.
Kogo staram si� okoli� ramiony? Sny pojma� si� nie
daj�.
Chciwe r�ce pustk� przyciskaj� do serca i pier� moja
taje.
52
Dlaczego lampa zgas�a?
Otula�am j� p�aszczem, by przed wiatrem os�oni�,
przeto zagas�a lampa.
Dlaczego powi�d� kwiat?
Przycisn�am go do serca w trwo�nej mi�o�ci, przeto
powi�d� kwiat.
Dlaczego wysch�a krynica?
Przerzuci�am grobl�, by j� mie� dla siebie, przeto
wysch�a krynica.
Dlaczego p�k�a struna harfy?
Chcia�am ton doby�, co by� nad jej si�y, przeto p�k�a
struna harfy.
53
Czemu rumieni� si� pod twym spojrzeniem?
Jam nie przyszed� jak �ebrak.
Tylko znikom� godzin� sta�em w progu twego dzie-
dzi�ca za �ywop�otem.
Czemu rumieni� si� pod twym spojrzeniem?
Jednej r�y nie wzi��em z twojego ogrodu, nie
zerwa�em jednego owocu.
Skromnie sta�em w cieniu go�ci�ca, gdzie ma prawo
sta� ka�dy w�drowiec.
Nie zerwa�em jednej r�y.
Tak, stopy moje by�y zdro�one. Deszcz pocz�� zacina�.
�wisn�y wiatry w chwiejnych bambusach.
Chmury cwa�owa�y niebem, jakby uchodz�c przed
podbojem.
Moje stopy by�y zdro�one.
Nie wiem, co� my�la�a o mnie lub kogo-li czeka�a�
u bramy?
�lepe b�yskawice �arzy�y twe �ledz�ce oczy.
Jak wiedzie� mog�em, �e� mnie wypatrzy�a w cieniu,
gdzie sta�em?...
Nie wiem, co� my�la�a o mnie.
Dzie� si� pochyla. Deszcz na chwil� usta�.
Opuszczam drzewo twojego ogrodu, miejsce me na
trawie.
Mrok pad�, zawrzyj wrota, id� moj� drog�.
Dzie� si� pochyla.
54
Dok�d �pieszysz, kosz nios�ca, p�nym wieczorem,
kiedy targ sko�czony?
Wszyscy wr�cili z zakupem. Ksi�yc przegl�da przez
drzewa sio�a. Echo g�os�w u promu ciemn� wod� si�
niesie a� po bajoro, gdzie �pi� dzikie kaczki.
Dok�d �pieszysz, kosz nios�ca, kiedy targ sko�czony?
Sen po�o�y� palce na oczach ziemi.
Scich�y gniazda wronie, usta� szmer bambus�w.
Wr�cili z p�l �niwiarze: �ciel� maty na dziedzi�cach.
Dok�d �pieszysz, kosz nios�ca, kiedy targ sko�czony?
55
Popo�udnie by�o, kiedy� odchodzi�.
S�o�ce sta�o gorej�ce na niebie.
Sko�czy�am robot� i sama siedzia�am na balkonie,
kiedy� odchodzi�.
Wiatr kapry�nym skrzyd�em bi� przez wonny prze-
stw�r wielu dalekich p�l.
Go��bie grucha�y w cieniu nieznu�enie, a pszczo�a,
zab��kana w moim pokoju, brz�cza�a wie�ci wielu
dalekich p�l.
Wie� drzema�a w popo�udniowej spiekocie. Droga biela�a
bezludna.
W nag�ym podrywie budzi� si� szum w li�ciach i gas�
na nowo.
Spojrza�em w niebo i wprz�d�am w b��kit litery znajomego
imienia, gdy wie� drzema�a w po�udniowym skwarze.
Zapomnia�am zaple�� w�osy. Lekki je podmuch wwia�
mi na policzek.
Rzeka sun�a nieska�on� g�adzi� pod ciemnym
brzegiem. Ospa�e, siwe chmury wisia�y bez ruchu.
Zapomnia�am zaple�� w�osy.
Po�udnie by�o, kiedy� odchodzi�.
Kurz na drodze rozpalony by�, a pola zia�y.
Go��bie grucha�y w listowiu.
Siedzia�am sama na balkonie, kiedy� odchodzi�.
56
By�am jedn� z wielu niewiast, co dzie� dnia zabiegaj�
ko�o �a�osnych spraw.
Czemu� wyszuka� mnie i wyni�s� za cich� ostoj�
codziennego �ywota?
Nie wyznana mi�o�� jest u�wi�cona. B�yszczy jak
drogi kamie� w �unie ukrytego serca. W �wietle
ciekawego dnia jest op�akanie markotna.
Ach, przebi�e� kor� mego serca, wywlok�e� dr��c�
mi�o�� moj� na rynek, rozbi�e� na wieki cienist� ustro�,
gdzie mia�a gniazdo.
Inne niewiasty s�, jak by�y.
�adna nie spojrza�a w dno w�asnej istoty, same nie
znaj� swojej tajemnicy.
Pewnie �miej� si� i p�acz�, gwarz� i pracuj�, co
dzie� s� w �wi�tyni, zapalaj� lampy, wod� nosz� z
rzeki.
Ufa�am, �e mi�o�ci mojej oszcz�dzony b�dzie wstyd
i zi�b bezdomno�ci, ale� ty twarz odwr�ci�.
Tak, przed tob� le�y otwarta droga, mnie przeci��e�
odwroty i zostawiasz mnie nag� przed �wiatem, co
oczyma bez powiek wbija si� noc i dzie�.
57
Zerwa�em kwiat tw�j, o �wiecie!
Przycisn��em go do serca i kolec mnie zrani�.
Gdy dzie� uchodzi� i zmierzch�o, postrzeg�em, �e
kwiat uwi�d�y by�, lecz b�l pozosta�.
Nowe ci wzejd� kwiaty z woni� i dum�, �wiecie!
Lecz dla mnie godzina rwania kwiecia przemin�a i
na noc d�ug� nie starcza mi r�y, b�l tylko zosta�.
58
Jednego dnia niewidoma dziewczynka ofiarowa�a mi
w ogrodzie wianek kwiecia w li�ciu lotosowym.
W�o�y�am kwiecie na skro�, w oczach stan�y �zy.
Poca�owa�em dziewczynk� i rzek�em: �Jeste� niewi-
doma, jak te kwiaty.
Nie wiesz nawet, jaki pi�kny jest tw�j dar.�
59
Kobieto! nie tylko Boga jeste� tworem, ale i ludzi:
oni, wraz z pi�knem, siej� ciebie z serc.
Poeci prz�d� dla ciebie motek ze z�otych nici
wyobra�ni, malarze wiecznie now� nie�miertelno�ci�
darz� twoj� posta�.
Morze daje per�y, kopalnie � z�oto, ogrody letnie �
kwiecie, by ci� otuli�, okry�, bardziej drogocenn�
uczyni�.
Po��danie serc m�skich rzuci�o blask na m�odo�� twoj�.
Jeste� p�-kobiet�, p�-marzeniem.
60
Po�r�d po�piechu i wrzawy �ycia stoisz niema i
nieporuszona, samotna i daleka, o pi�kno�ci ukuta w
kamieniu.
Wielki Czas siedzi zakochany u twych st�p i szepce:
�M�w, m�w do mnie, umi�owana, m�w oblubienico
moja!�
Ale twoja mowa wkuta jest w g�az, o niez�omna
pi�kno�ci.
61
Spokojnie, serce! niech czas rozstania s�odko�ci owionie.
Niechaj nie �mierci� b�dzie, ale dope�nieniem.
Mi�o�� niech we wspomnienie sp�ynie, a b�l w pie��.
Lot niebieski niech si� sko�czy sk�onieniem skrzyde�
na gniazdo.
Ostatnie dotkni�cie r�k twych niechaj b�dzie mi�kkie
jak kwiat nocy.
Przysta� na chwil�, o Przedziwny Ko�cu, i ostatnie
s�owa twoje wym�w milczeniem.
Pochylam si� przed tob� i wznosz� lamp�, aby
o�wieci� ciebie i tw� drog�.
62
Mrocz�c� si� �cie�k� snu szed�em kochanki szuka�,
co moj� by�a w jednym z dawniejszych �ywot�w.
Dom jej sta� na ko�cu odludnej ulicy.
W wieczornym powiewie paw jej ulubiony siedzia�
senny na p�ocie, go��bie milcza�y.
Postawi�a lamp� nisko u furtki i sta�a przede mn�.
Podnios�a wielkie oczy ku mej twarzy z g�uchym
pytaniem:
�Jak �yjesz, luby?�
Pr�bowa�em odpowiedzie�, ale mowa nasza rozp�y-
wa�a si� i ton�a w niepami��.
My�la�em i my�la�em, nie mog�em przypomnie� sobie
naszych imion.
�zy zaszkli�y si� w jej oczach. Wyci�gn�a ku mnie
praw� r�k�. Uj��em j� i sta�em milcz�cy.
Lampa nasza w nocnym wietrze zamigota�a i zgas�a.
63
Pielgrzymie, czy ju� czas ci w drog�?
Noc jest spokojna i ciemno�� zapada nad lasem.
Jasno p�on� lampy na naszym balkonie, kwiaty
jeszcze �wie�e, a m�ode oczy snem nie utulone.
Czy przysz�a dla ciebie godzina rozstania?
Pielgrzymie, czy ju� czas ci w drog�?
Nie oku�y�my st�p twoich prosz�cymi ramiony.
Jasno p�on� lampy na naszym balkonie, kwiaty
jeszcze �wie�e, a m�ode oczy snem nie utulone.
Czy przysz�a dla ciebie godzina rozstania?
Pielgrzymie, czy ju� czas ci w drog�?
Nie oku�y�my st�p twoich prosz�cymi ramiony.
Otwarte nasze wrota, ko� osiod�any czeka ci� u
bramy.
Kiedy ci� odwie�� chcia�y�my od drogi, czyni�y�my
to tylko pie�ni�.
Gdy�my chcia�y ci� zatrzyma�, czyni�y to tylko nasze
oczy.
Pielgrzymie, si�y czar�w nam nie staje. �zy tylko
mamy.
Jaki� niegasn�cy ogie� pali twoje lica?
Jaka nieukojona gor�czka roz�arza ci krew?
Co za g�os z ciemno�ci ci� przyzywa?
Jakie� straszne zakl�cie w gwiazdach
niebieskich, �e noc sercu tajne rzuci�a pos�anie, obca
i niema?
Je�li� nie rad biesiadnej uciesze, gdy spokoju pragnie
utrudzone serce, zgasimy lampy nasze i harfy pocichn�.
Siedzie� b�dziemy cichutko w ciemno�ci przy pogwa-
rze li�ci, a ksi�yc mdlej�cy nik�� po�wiat� wleje w
okno twoje.
Jaki� bezsenny duch z g��bin p�nocy, musn�� ci�,
pielgrzymie?
64
Dzie� przeszed� mi w rozpra�onej kurzawie dro�nej.
Teraz o wieczornym ch�odzie stukam do drzwi
gospody. Zapad�a jest i opuszczona.
Ponure, g�odne drzewo a�watthy pe�znie chwytliwymi
korzeniami po sp�kanym murze.
By�y czasy, kiedy podr�ni zachodzili tu, omy�
zdro�one stopy.
Roz�cie�ali maty na podw�rzu w md�ym �wietle
wczesnego miesi�ca i gwarzyli o dalekich krainach.
Budzili si� rze�cy rano, gdy ich ptactwo weseli�o
�wiergotem, a kwiaty przyja�nie k�oni�y si� znad drogi.
Lecz mnie, gdym przyszed�, nie czeka�a lampa
zapalona.
Czarne plamy z sadzy po dawnych, zapomnianych
wieczorach, wpatruj� si� jak �lepe oczy ze �cian.
Robaczki �wi�toja�skie migoc� w zaro�lach nad
wysch�� sadzawk�, a ga��zie bambus�w cie� rzucaj�
na zaros�� �cie�k�.
Niczyim go�ciem nie jestem u schy�ku dnia mojego.
D�uga noc przede mn� i w znu�eniu stoj�.
65
Czy znowu twe wo�anie?
Wiecz�r jest. Zm�