1243
Szczegóły |
Tytuł |
1243 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1243 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1243 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1243 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ADOLF HOLL
HERETYCY
Panorama dziej�w my�li kacerskiej i ruchu dysydenckiego w chrze�cija�stwie
Prze�o�y�a El�bieta Ptaszy�ska-Dutkiewicz
Tytu� orygina�u: Die Ketzer Copyright (c) 1994 by Hoffmann und Campe Verlag, Hamburg
Copyright (c) for the Polish edition and translation by Wydawnictwo URAEUS, Gdynia 1997
SPIS TRE�CI
WST�P ADOLF HOLL 9
POSTACIE
PIOTR ABELARD ADALBERT PODLECH 21
PIOTR WALDES GlORGIO TOURN 26
JOACHIM Z FIORE
GERT WENDELBORN . 31
PIOTR OLIVI GERT WENDELBORN . 45
MA�GORZATA PORETE URSULA BAATZ .. 50
MISTRZ ECKHART
JOHANNES THIELE ... 55
JAN WIKLIF FRANZ W�HRER 66
JOANNA D'ARC BARBARA BEUYS 76
GIROLAMO SAYONAROLA HORST HERRMANN .. 84
THOMAS MUNTZER HORST HERRMANN .. 99
JAKOB HUTTER RALPH LUDWIG . 115
SEBASTIAN FRANCK CHRISTOPH BOCHINGER . 120
MICHA� SERVET ALFRED PAFFENHOLZ ... 126
MENNO SIMONS
RALPH LUDWIG . 133
GIORDANO BRUNO
GOTTFRIED HIERZENBERGER 138
JAKOB B�HME EIKE CHRISTIAN HIRSCH . 144
PHILIPP JAKOB SPENER ANTJE SCHRUPP . 152
WILLIAM PENN VERA NUNNING . 158
RUCHY
BOGOMILI
DANIELA MULLER ... 165
KATAROWIE
DANIELA MULLER ... 170
RUCH UBOGICH
HELMUT FELD ... 181
WALDENSI
ANTJE SCHRUPP . 189
BEGINKI HILDE SCHM�LZER .. 199
BICZOWNICY
JOHANNES THIELE ... 209
WYZNAWCY WOLNEGO DUCHA MATTHIAS BENAD ... 217
HUSYCI ANTJE SCHRUPP . 225
ANABAPTY�CI
HANS-JURGEN GOERTZ .. 235
RӯNOWIERCY
VERA NUNNING . 243
WIELKO�CI STA�E
REFORMIZM JOHANNES BROSSEDER .. 253
SPIRYTUALIZM URSULA BAATZ .. 261
TWORZENIE SEKT CHRISTOPH BOCHINGER . 277
ASCEZA PETER DINZELBACHER .. 287
EGALITARYZM
BURGHART SCHMIDT 294
EZOTERYKA
THOMAS MACHO 299
INKWIZYCJA LOTHAR BAIER .. 310
PROCESY CZAROWNIC HILDE SCHM�LZER .. 318
PERSPEKTYWY
INDYWIDUALIZM
PETER STRASSER 333
NONKONFORMIZM
HEINZ-ROBERT SCHLETTE ... 342
PRZE�YCIE RELIGIJNE PETER DINZELBACHER .. 348
RADYKALIZM DOROTHEE S�LLE ... 357
DZIEJE HEREZJI ADOLF HOLL 363
AUTORZY . 374
ADOLF HOLL
WST�P
Przed oko�o dwudziestu laty po raz pierwszy przysz�a mi do g�owy my�l, by napisa� ksi��k� o heretykach i heretyczkach. Zamiar ten mia� swe �r�d�o w tym, �e ja sam - w toku mych konflikt�w ze zwierzchno�ci� Ko�cio�a rzymskokatolickiego - te� by�em niekiedy nazywany heretykiem. Agresywny ton tego okre�lenia nie wydawa� mi si� bynajmniej niemi�y, zacz��em wi�c czyta� ksi��ki na ten temat, robi� dyspozycje i wyobra�a� sobie, co by si� ze mn� sta�o przed 400 lub 600 laty. Czy przyjaciele przekupiliby kata, aby �cisn�� mi garot� szyj� jeszcze przed podpaleniem stosu? Czy te� i tak udusi�bym si� w dymie, zanim p�omienie zacz�yby liza� mi stopy?
Mimo tych fantazji niebawem si� okaza�o, �e m�j projekt mia� pewne luki. No bo jak przybli�y� i wyja�ni� dzisiejszym czytelnikom zawi�o�ci scholastycznych dysput, dziwaczne s�ownictwo ekstatycznych mniszek i chaos politycznych intryg na jakich� tam synodach?
Poza tym cz�sto odczuwa�em niedosyt kolorytu. Ch�tnie opisa�bym, na przyk�ad, wn�trze m�yna w odleg�ym zak�tku Piemontu ok. 1200 r., w kt�rym spotykali si� katarscy �piewacy uliczni z niepokornymi ch�opami i waldensowskimi kaznodziejami. Albo przygody skazanej beginki, z kacerskim krzy�em na pelerynce, podczas nakazanej jej pielgrzymki do Rzymu. W literaturze fachowej, do kt�rej si�gn��em, tego rodzaju detale nie by�y w og�le uwzgl�dnione. Ich rekonstrukcja sprawi�aby, �e moja ksi��ka zamieni�aby si� w grub� powie��, o niesko�czenie d�ugiej li�cie postaci, w "niebezpieczn� wypraw� pe�n� tragicznych zak��ce�, wrz�c�, bogat� w skoki, wybuchy, samotne obietnice", jak okre�li� to Ernst Bloch.
Ksi��ka nie zosta�a napisana. Mimo to nie przesta�em zbiera� materia�u, pozna�em te� filmowca Alfreda Jungraithmayra, zajmuj�cego si� tematyk� kacersk�, i zawar�em ten i �w epizod z dziej�w �redniowiecznego kacerstwa w moich ksi��kach Mistyka dla pocz�tkuj�cych (1977) i Ostatni chrze�cijanin (1979).
Im bardziej przybli�a�em si� do mych zmar�ych koleg�w i kole�anek z teologicznej opozycji, tym s�abiej odczuwa�em
10
pragnienie, aby za pomoc� jakiego� wehiku�u czasu zawrze� z nimi osobist� znajomo��. Wi�kszo�� z nich wywodzi�a si� z "drobnomieszcza�stwa wszystkich czas�w", jak stwierdzi� Max Weber. Ich "quasi-proletariacki intelektualizm", powszechny w�r�d w�drownych �piewak�w, gaw�dziarzy i prelegent�w, w�r�d wegetuj�cych robotnik�w akordowych cechu tkackiego, drobnych rzemie�lnik�w i nauczycieli, zrodzi� agitator�w klas spo�ecznie uciskanych, pod�egaczy i inspirator�w, wszystkich tych prorok�w ko�ca �wiata, pieniaczy i m�drk�w z charakterystyczn� dla nich zawzi�to�ci� i bezpo�rednim kontaktem z Duchem �wi�tym. Gottfried Keller, kt�ry spotka� ostatnich epigon�w tych osobliwych �wi�tych w Szwajcarii, sportretowa� ich w noweli Urszula tak dok�adnie, �e cz�owiek nie ma szczeg�lnej ochoty przebywa� w ich towarzystwie d�u�ej ni� jedn� chwilk�.
Po co wi�c nowa ksi��ka o heretykach?
Poniewa� bli�sze przyjrzenie si� bezlitosnej surowo�ci, z jak� prze�o�eni zwalczali pogl�dy zielarek czy rzemie�lniczych czeladnik�w, jest nadal bardzo przydatne jako �rodek wychowawczy pomagaj�cy wykszta�ci� nieufno�� wobec wszystkiego, co niezmordowanie pr�buj� narzuca� w�adze. Poniewa� dramat produkcji prawdy jest bardzo wyra�ny i przejrzysty z perspektywy nast�pnych pokole�, a tak�e o wiele bardziej banalny, ni� wygl�da na szkolnej scenie tzw. dziej�w ducha. Poniewa� moc buntowniczej my�li, na jej drodze, przez stulecia a� po ko�cowe uog�lnienie, ma w sobie co� pi�knego i pocieszaj�cego.
Aby wyja�ni�, co mam na my�li, pragn� pos�u�y� si� konkretnym przyk�adem, a nie tylko papierowym okre�leniem poj�cia kacerstwo. Buntownicza my�l, o kt�rej ma tu by� mowa, sformu�owana jest w postaci pytania: Jak to mo�liwe, aby za grzechy pope�nione w ci�gu dziesi�ciu lub dwudziestu lat by� karanym wiecznie?
Pytanie to zawarte jest w li�cie, jaki pewien m�ody mnich otrzyma� od swego duchowego przyjaciela. Ten, urodzony ok. 480 r. w syryjskim mie�cie Edessa (dzi� Urfa, Turcja), zakonnik nazywa� si� Stephan bar Sudaili. To on postawi� wspomniane pytanie. Jakob von Serugh, autor listu, nie zdo�a� odwie�� od niego swego przyjaciela. Stephan zosta� ekskomunikowany w Syrii i musia� opu�ci� Edess�; uda� si� do Palestyny, gdzie, przyj�ty przez pokrewnych mu duchem zakonnik�w, pr�bowa� zaprowadzi� porz�dek w swych my�lach.
11
Pewnego dnia, jak podaje jedna z relacji, spotka� on przy grobie Abrahama pewnego �yda, nawi�za� z nim rozmow� i powiedzia�: Nie b�j si�, gdy l�� ci� mordercy Boga, albowiem i ty zasi�dziesz przy stole wraz z Abrahamem.
M�g� tak powiedzie�, poniewa� wierzy� w odnowienie wszelkich rzeczy, czyli w Apokatastatis Panton, owo wszechpojedna-nie aleksandryjskiego mistrza Orygenesa, kt�ry naucza� o nim jako pierwszy. Zosta�o ono uroczy�cie pot�pione przez dostojnik�w Ko�cio�a na synodzie w Konstantynopolu w 543 r., potem na IV soborze latera�skim w 1215 r. i p�niej jeszcze kilka razy, poniewa� wieczny charakter kar piekielnych nale�a� do podstawowego wyposa�enia dogmatycznych twierdze�. Przewodnia ideologia chrze�cija�skiego Zachodu opiera�a si� na odwieczno�ci z�a jako instrumentu dyscyplinuj�cego, u�ywanego niezale�nie przez patriarch�w, kap�an�w i pop�w, kt�rzy" przez tysi�c lat, albo i d�u�ej, straszyli piek�em.
Orygenes, nazywany "diamentowym", by�' innego zdania. Jako teolog chcia� by� cz�owiekiem Ko�cio�a, poszed� wszak�e w�asn� drog�. "Nie ma w historii Ko�cio�a drugiego my�liciela", pisa� teolog katolicki Hans Urs von Balthasar, "kt�ry sta�by si� tak niewidzialnie wszechobecny jak Orygenes". Jego produktywno�� - niekt�re ze �r�de� podaj� 6000, inne 2000 publikacji - by�a osza�amiaj�ca. Wymieniaj�cym si� stenografom dyktowa� niemal dzie� i noc. Zachowa�y si� wszak�e jedynie nieliczne pisma tego niezmordowanego filozofa, np. Zach�ta do m�cze�stwa z 235 r., napisana w okresie prze�ladowania chrze�cijan za Maksyminusa Traka.
Orygenes �y� w ponurych czasach. Gdy mia� 17 lat, jego ojciec zosta� stracony z powodu swej wiary chrze�cija�skiej. Sam Orygenes w wieku 65 lat, podczas nagonki na chrze�cijan, trafi� do wi�zienia, gdzie by� torturowany. Mieszka� pocz�tkowo w Aleksandrii, a potem w palesty�skim mie�cie portowym Cezarea. By� kap�anem i �y� w celibacie, co nie stanowi�o dla niego wielkiego problemu, poniewa� w m�odo�ci sam si� wykastrowa�.
Jego nauka o wszechpojednaniu da si� zrekonstruowa� jedynie w zarysach na podstawie g��wnego dzie�a tego filozofa O pocz�tkach: dobro� Boga za po�rednictwem Chrystusa doprowadzi ca�y �wiat do pierwotnej jedno�ci. Albo: ci, kt�rzy znajduj� si� we w�adzy szatana i pos�uszni s� jego z�u, w przysz�ym �yciu wiecznym b�d� mogli nawr�ci� si� ku dobru, poniewa� mieszka w nich wolna wola.
12
Jest to wystarczaj�co wymowne. W �wiecie Orygenesa istnia�y co najmniej trzy poziomy: jeden dla anio��w, drugi dla ludzi, trzeci dla demon�w. Pomi�dzy nimi znajdowa�y si� schody, tote� diabe� m�g� wznie�� si� ku archanio�owi, i odwrotnie, cz�owiek m�g� sta� si� diab�em b�d� te� anio� cz�owiekiem. Ca�y ten ruch podporz�dkowany by� okre�lonej tendencji, kt�ra prowadzi�a z powrotem do prapocz�tku - a ten by� dobry. Co� w rodzaju ognia czy��cowego oczyszcza�o grzeszne cia�a od z�a w ograniczonym, okre�lonym czasie, w konsekwencji czego mo�na by�o sobie wyobrazi� kosmiczny happy end, taki �smy dzie� bez ko�ca, wieczn� ojczyzn�, w kt�rej znajdowali miejsce najgorsi oprawcy i �otrzy - po swej reedukacji.
Wszystko to nie pozosta�o bynajmniej jedynie martw� liter� na papierze, lecz wywar�o wp�yw na mnich�w i mniszki, kt�rzy zacz�li osiedla� si� na pustyniach Egiptu, Palestyny i Syrii jako zapa�nicy Chrystusa, z zamiarem prowadzenia �ycia podobnego do �ycia anio��w. Ich program wymaga� teoretycznej perspektywy, i takiej dostarczy�a im nauka Orygenesa o wzniesieniu si� cz�owieka do poziomu anio�a, co oczywi�cie �atwiej jest powiedzie�, ni� wykona�.
Dlatego te� jeden z nast�pc�w Orygenesa, niejaki Ewagriusz Pontyjski, opracowa� szczeg�owe wskaz�wki dotycz�ce �ycia doskona�ego. S� one zawarte w ksi��ce Kephalaia Gnostica. Ich autor, urodzony w 346 r. w prowincji Pontus (p�nocno-zachodnia Turcja), jako m�ody m�czyzna przyby� do Konstantynopola, gdzie po wy�wi�ceniu na diakona zosta� znanym kaznodziej�. Mia� kontakt ze swymi s�ynnymi rodakami Bazylim z Cezarei, Grzegorzem z Nazjanzu i Grzegorzem z Nyssy, czyli tzw. ojcami kapadockimi, po czym w 382 r. osiad� w�r�d mnich�w w Egipcie, gdzie sp�dzi� reszt� �ycia.
W sto lat po �mierci Orygenesa nauki "diamentowego" mistrza dotar�y a� nad Morze Czarne, sk�d pochodzili Ewagriusz i wspomniani ojcowie kapadoccy. Okres prze�ladowania chrze�cijan dobieg� ko�ca. Wyznanie katolickie przekszta�ci�o si� w Ko�ci� cesarstwa, w kt�rym ojcowie kapadoccy odegrali czo�ow� rol�. Wszyscy trzej byli zwolennikami Orygenesa, ale raczej umiarkowanymi, podczas gdy Ewagriusz nada� doktrynie "diamentowego" mistrza radykaln� posta�, co doprowadzi�o do rzucenia na niego kl�twy, lecz dopiero po jego �mierci.
Kephalaia Gnostica zachowa�y si� w przek�adach syryjskim i arme�skim. Jest to sze��set sentencji zawieraj�cych ezoteryczne
13
m�dro�ci, zawi�ych i mrocznych, "aby nie zarzuca� �wi�to�ci psom", jak wyja�nia autor. Opisuje on powstanie z�a jako proces poznawczo-teoretyczny, zaczynaj�cy si� od zm�czenia kontemplacyjnego ducha. Wkr�tce potem rozpoczyna si� �w kosmiczny ruch, polegaj�cy na przej�ciu od wciele� anielskich, demonicznych i ludzkich i na przemieszczaniu si� pomi�dzy odpowiednimi sferami, podobnie jak u Orygenesa.
Teoria ta zostaje zradykalizowana i skonkretyzowana u Ewa-griusza przez jej zastosowanie do klasztornej kontemplacji. Najpierw konieczne jest okre�lenie miejsca. Kto bowiem udaje si� w podr� ku prapocz�tkom, powinien widzie� siebie jako ogniwo po�rednie mi�dzy anio�ami i demonami. Aby unikn�� upadku w sfer� diabelsk�, on lub ona musz� podda� si� dyscyplinie postu, czuwania w nocy, milczenia, a� po osi�gni�cie apatheia, czyli beznami�tno�ci i oboj�tno�ci wobec tego wszystkiego, co czyni �ycie przyjemnym. Przedmiotem �wicze� kontemplacyjnych - jak poleca Ewagriusz - jest niewzruszony Chrystus', na kt�rego skinienie dokonuje si� przej�cie od jednego stadium kontemplacji do nast�pnego, wy�szego.
Podczas gdy Ewagriusz medytowa� na Pustyni Nitryjskiej (80 km na p�nocny zach�d od dzisiejszego Kairu), przeprowadzono pierwszy atak na wyznawc�w Orygenesa; uczyni� to niejaki Epifaniusz z Salaminy, wyj�tkowo za�arty wr�g heretyk�w, kt�ry w 393 r. uda� si� ze swej biskupiej siedziby na Cyprze do Palestyny, jego ojczyzny, gdzie w Jerozolimie zacz�� wyg�asza� kazania przeciwko zwolennikom Orygenesa, ku niezadowoleniu miejscowego biskupa, r�wnie� nale��cego do tej frakcji. �wi�ty Hieronim, kt�ry �y� w Betlejem jako przeor za�o�onego przez siebie klasztoru, dokona� ideologicznego zwrotu i, by tak rzec, z dnia na dzie� przekszta�ci� si� z wielbiciela Orygenesa w jego wroga - z l�ku przed podejrzeniem o herezj�.
Historia ta znalaz�a sw�j dalszy ci�g. Ru�n z Akwilei, wybitny teolog, przeciwstawi� si� Hieronimowi, dokonuj�c wyg�adzonego �aci�skiego przek�adu Peri Archon, z kt�rego usuni�to najbardziej gorsz�ce fragmenty. Hieronim odpowiedzia� dos�ownym t�umaczeniem i przes�a� je do Rzymu. W wyniku tego epizodu przyja�� obu wielkich mistrz�w za�ama�a si�, nad czym z kolei bardzo bola� �wi�ty Augustyn.
W tym czasie zmar� tak�e patriarcha Aleksandrii, kt�ry mia� k�opoty natury dyscyplinarnej z mnichami - wyznawcami Orygenesa, �yj�cymi na Pustyni Nitryjskiej. W 400 r. doprowadzi� on
14
do pot�pienia na jednym z synod�w orygenizmu, a nast�pnie, w listach czytanych podczas nabo�e�stw wielkanocnych, ostrzeg� chrze�cijan egipskich przed blu�nierstwami, ob��dem i zbrodniczymi pomy�kami Orygenesa, kt�rego nazwa� hydr� wszelkich herezji.
I poniek�d mia� racj�. "Diamentowy" g��wny teolog m�g� bowiem pochwali� si� przede wszystkim bardzo prominentnymi przyjaci�mi. Na przyk�ad w Konstantynopolu w spraw� zosta� zamieszany �wi�ty Chryzostom, poniewa� udzieli� azylu kilku zbieg�ym z Egiptu mnichom ze stronnictwa proorygenowskiego. W konsekwencji musia� uda� si� na wygnanie do Armenii, sk�d ju� nie wr�ci�.
Ostatecznie biskup Rzymu tak�e pot�pi� kilka zda� z pism Orygenesa, przy czym, jak si� okaza�o, oskar�one fragmenty by�y sfa�szowane. Stary Ewagriusz ju� tego nie do�y�. Zmar� w 399 r. w swoim klasztorze nazywanym dzi� Wadi-an-Natrun. Wspomniany ju� teolog Hans Urs von Balthasar zauwa�y� w 1939 r., "�e Ewagriusz jest nie tylko nieograniczonym panem ca�ej mistyki syryjskiej i bizantyjskiej, lecz wp�yn�� tak�e w istotny spos�b na mistyk� i ascetyk� zachodnioeuropejsk�". Von Balthasar umar� w 1989 r., na dwa dni przed otrzymaniem godno�ci kardynalskiej. Pr�buj�c ratowa� cze�� Orygenesa i Ewagriusza odsun�� oczywi�cie dyskretnie w cie� kacersk� nauk� o wszechpojednaniu.
Ale ona i tak nie da�a si� nigdy ca�kowicie wyprze�. Wspomniany Stephan bar Sudaili, autor wnikliwego pytania zacytowanego na pocz�tku, uwa�any jest za tw�rc� pisma, kt�re jako Ksi�ga Heroteusza przetrwa�o tamten czas. W dziele tym znajduje si� fragment, kt�rego radykalny charakter jest wr�cz zadziwiaj�co intensywny i nosi znamiona obecnej postchrze�cija�skiej bezradno�ci: "Karanie, m�j synu, b�dzie mia�o sw�j kres, biczownik przestanie ch�osta�, s�dzia nie b�dzie s�dzi�, wi�zie� zostanie uwolniony. Demony i ludzie b�d� u�askawieni, anio�owie zako�cz� sw� bosk� s�u�b�, serafiny zako�cz� swe �piewy pochwalne, trony nie b�d� czuwa� ju� nad ich rz�dami. Porz�dek nadprzyrodzony zniknie tak samo jak naturalne r�nice, i wszystko stanie si� jedno�ci�. B�g przeminie, Chrystus si� rozp�ynie, Duch nie b�dzie ju� nazywany Duchem. Przemin� nazwy, ale nie ich istota. Je�li bowiem znikn�yby wszystkie r�nice, to kto pyta�by, i o co? Kto by odpowiada�, i na co?"
Inna przepowiednia tej ksi��ki tymczasem rzeczywi�cie si� spe�ni�a: "Piek�a poznikaj�". Chrze�cija�skie piek�o zosta�o
15
definitywnie usuni�te, przynajmniej z umys��w ludzi, i �aden papie� nie zdo�a go ju� na nowo zaludni�. I oto nagle teolodzy, w�r�d nich, na przyk�ad, uznany biblista Wilhelm Michaelis, dochodz� do przekonania, �e nauka o wszechpojednaniu "w Pi�mie po�wiadczona jest w najrozmaitszych miejscach, i to z godn� uwagi jednomy�lno�ci�, nie zak��con� przez �adn� nauk� o wiecznym pot�pieniu". Sprawdziwszy starannie wszystkie dowody w Biblii, Michaelis dochodzi do nast�puj�cego wniosku: "Niezale�nie od tego, jak silnie lub s�abo po�wiadczone jest wszechpojedna-nie, stanowi ono jedyn� informacj�, jak� Pismo daje na temat ostatecznych cel�w planu zbawienia przez Boga."
Pozostaje tylko pytanie, dlaczego narody europejskie musia�y tak d�ugo wierzy� w te niedorzeczno�ci, skoro m�ody mnich oburza� si� przeciw nim ju� na pocz�tku ery chrze�cija�skiej. To nie on by� heretykiem, jak si� potem okaza�o, lecz w b��dzie by�o 400 biskup�w i 800 opat�w, kt�rzy przyj�li- dogmat o wiecznym charakterze kar piekielnych; a nast�pi�o to w listopadzie 1215 r. w Rzymie za papie�a Innocentego, kt�ry sze�� lat wcze�niej doprowadzi� do krucjaty przeciwko francuskim albigensom - pierwszego aktu ludob�jstwa, u kt�rego �r�de� le�a�y przekonania.
Przyjmuj�c taki punkt widzenia, dzieje nauki o wszechpojednaniu kojarz� si� z ponurym malowid�em zamroczonego umys�u, rozja�nionym zaledwie kilkoma b�yskawicami. �wiat�o z nieba, jak nazwa� je Miko�aj Lenau, od czasu do czasu przedziera na� z wielkim trudem. Lektura dziej�w kacerstwa uczy cierpliwo�ci.
Tym samym poruszona tu zosta�a kwestia, czy historia kacerstwa powinna by� opowiedziana jako sko�czona czy nie sko�czona. W stuleciu oboz�w koncentracyjnych i ekstradycji �yd�w zbie�no�ci mi�dzy inkwizytorami i tajn� policj�, stosami i komorami gazowymi s� niezwykle namacalne. Dopiero ten, kto si� nauczy� - pisa� filozof Max Horkheimer - przeciwstawia� z�ej rzeczywisto�ci w imieniu prawdy, b�dzie to�samy z samym sob�. Niekwestionowanych osobowo�ci szuka� Horkheimer nie w�r�d tzw. wielkich historii, lecz w obozach koncentracyjnych.
Tak rozumiane dzieje kacerstwa, pisane, by tak rzec, pod szubienic�, zaczyna�yby si� od Sokratesa i si�ga�yby a� po dzie� dzisiejszy, z uzupe�nieniem: ci�g dalszy nast�pi. Hans Jurgen Schulz, wydaj�c zbi�r portret�w kacerzy (Prawda heretyk�w, 1968), poszed� w�a�nie t� drog�: galeri� otwiera Jezus Chrystus, a zamyka j� posta� Reinholda Schneidera, pomi�dzy nimi za� znajduje si�
16
pi�tna�cie innych nazwisk m�skich. "Historii heretyk�w nie da si� opowiada� bez zak�opotania", czytamy w s�owie wst�pnym do ksi��ki.
Ton niniejszej ksi��ki mia� by� nieco mniej patetyczny, tego by�em pewien. Nie zamierza�em zaczyna� od Adama i Ewy, lecz od �redniowiecza, kiedy pojawili si� pierwsi radykalni chrze�cijanie nowego od�amu wiary - oko�o po�owy XI w. we Francji, W�oszech, Niemczech, Niderlandach. Wtedy powsta�o s�owo "heretyk".
Zamierza�em doprowadzi� moj� histori� mniej wi�cej do po�owy XVII w., zamykaj�c j� na innowiercach czasu Cromwella. Pocz�wszy od 1648 r., ko�ca wojny trzydziestoletniej, "prawo ka-cerskie" stanowi�o ju� jedynie materia� archiwalny.
�ledz�c kronik� kacerstwa mi�dzy 1050 r. i 1650 r., dostrzec mo�na wyra�n� tendencj�. W owym czasie na scen� dziej�w wkroczy� tzw. stan trzeci, prowadz�c sw� d�ug� walk� przeciwko arystokracji i klerowi. Zniszczony zosta� zarazem porz�dek rzeczy, funkcjonuj�cy raz gorzej, raz lepiej przez pi�� tysi�cy lat w u�ytkowych pod wzgl�dem rolniczym strefach klimatycznych Ziemi, pod panowaniem kr�l�w i duchowie�stwa.
Strona reprezentuj�ca tron i o�tarz do�� szybko dostrzeg�a, jak niebezpieczne by�o to nowe, kt�rego aposto�owie szerzyli swe nauki w uprzywilejowanych pod wzgl�dem ekonomicznym regionach Europy. W walce z heretykami nie chodzi�o bynajmniej o teologiczn� dysput� na temat liczby wewn�trznych boskich objawie�, lecz o by� albo nie by� feudalizmu. St�d te� wynika�a nies�ychana surowo�� - w por�wnaniu z pierwszym tysi�cleciem chrze�cija�stwa - z jak� zar�wno duchowe, jak i �wieckie autorytety wyst�pi�y przeciwko kacerstwu.
Znamienny jest przy tym daleko id�cy brak wyra�nie politycznych program�w walki w doktrynach kacerskich. Na pierwszy rzut oka chodzi w nich o "religi�". Brzmi to - przynajmniej dla uszu dzisiejszych szef�w partii i deputowanych do parlament�w - raczej niewinnie, jakby by�a to sprawa czysto prywatna. Jednak�e w kontek�cie epoki wcze�niejszej, kt�rej racja istnienia mia�a swe zakotwiczenie w sferze Boskiej - jak to jest do dzi� u muzu�man�w - ka�dy inaczej postawiony akcent dotycz�cy tego co �wi�te dzia�a� jak dynamit. Mistyczka odczuwaj�ca jedno�� z Bogiem i w konsekwencji nie potrzebuj�ca po�rednictwa kap�ana by�a bardziej niebezpieczna dla w�adz ni� ca�y hu�ec zbuntowanych ch�op�w. Gdy jednak kobieta ta zachowywa�a sw�
17
wiedz� dla siebie, nie dzia�o si� jej zupe�nie nic. Ale je�li m�wi�a o niej lub, co gorsza, pisa�a, nie czeka�o jej nic dobrego.
Albowiem z punktu widzenia spo�eczno-politycznego prawda przyjaci�ki Boga nie mog�a podlega� uog�lnieniu, poniewa� podkopywa�aby pozycj� Ko�cio�a - notabene Ko�cio�a, bez kt�rego b�ogos�awie�stwa nie utrzyma�by si� �aden tron. W dziejach kacerstwa walka dotyczy�a zawsze mo�liwo�ci generalizacji: z�o�enia przysi�gi lub odm�wienia jej, chrztu dzieci lub chrztu doros�ych, s�u�by w wojsku lub pacyfizmu.
W przypadku reformator�w (Luter, Kalwin, Zwingli) okaza�o si� niemal natychmiast, �e prawdy przez nich wyznawane dawa�y si� uog�lni�. W sto lat po wyst�pieniu tych innowierc�w Rzym utraci� na ich rzecz p� Europy. Z tego te� powodu nie w��czy�em tych postaci do mojego zbioru.
M�czy�ni i kobiety postawieni przed trybuna�em inkwizycji bardzo cz�sto zaskoczeni byli twierdzeniem, �e'ich pogl�dy s� niechrze�cija�skie. Dziewica Orlea�ska stanowi najlepsz� ilustracj� takiej sytuacji, kt�ra znalaz�a zreszt� swe odbicie w dziele Kafki. Nigdy nie zapomn� wi�zienia pokazywanego na Starym Mie�cie we francuskim Sens, mieszcz�cego si� w gotyckiej budowli tu� obok katedry. W �cianie male�kiej celi wyryty jest pi�kny krucyfiks, wykonany podobno przez jednego z wi�ni�w, podejrzanego o herezj� i zapomnianego w lochu przez inkwizytor�w w celu skruszenia jego sumienia. M�czyzna mia� zatem czas, by odbywa� dialog z Bogiem, w kt�rego imieniu zosta� uwi�ziony.
W obliczu takich wspomnie� milknie �wawa paplanina uczonych interpretacji. Buntuj�cy si� cz�owiek - powo�uj� si� tu jeszcze raz na Maxa Horkheimera - musi wzi�� na siebie ryzyko absolutnej samotno�ci. Jest to gorzka pigu�ka, kt�r� tylko nieliczni s� w stanie prze�kn��.
Autorkom i autorom, kt�rych zdo�a�em pozyska� do realizacji mojego projektu, nie narzuca�em �adnych ogranicze� tre�ciowych. Poprosi�em ich jedynie, by pisali bez "erudycyjnych zawi�o�ci", "wprost i bez upi�ksze�, trafiaj�c w sedno sprawy, nie szcz�dz�c barwnych detali i nie oddalaj�c si� zbytnio od tematu, ale tak�e nie poddaj�c si� przymusowi bezwarunkowego w��czenia do eseju najdrobniejszych wariant�w danego zjawiska". W ten oto spos�b powsta�, zgodnie z zamiarem, zbi�r opracowa� opartych na r�nych sposobach podej�cia do z�o�onego tematu, rzetelnie przemy�lany, niedogmatyczny, maj�cy charakter raczej do�� swobodny, nie za� mentorsko-profesorski.
18
Uk�ad ksi��ki m�wi sam za siebie; nikt nie musi zaczyna� lektury od pierwszej strony. Czytelnik odczuwaj�cy potrzeb� uzupe�nienia swej wiedzy znajdzie na ko�cu ka�dego rozdzia�u wskaz�wki odsy�aj�ce go do cytowanej literatury. Poniewa� inicjatywa powstania tej ksi��ki zosta�a wysuni�ta przez wydawnictwo, odbieram to jako pozytywn� oznak� rozbudzonego na nowo zainteresowania my�l� kacersk�.
POSTACIE
ADALBERT PODLECH
PIOTR ABELARD
Piotr Abelard urodzi� si� prawdopodobnie w 1097 r. jako najstarszy syn jednego z rycerzy w Le Pallet na po�udnie od Nantes w �wczesnej Bretanii. Dosy� wcze�nie zosta� w�drownym scho-larem, interesuj�cym si� g��wnie logik�. Na prze�omie stulecia przybywa do Pary�a, gdzie zaczyna si� dla niego �ycie obfituj�ce w nieprzejednane boje, podporz�dkowane nauce pozostaj�cej na s�u�bie polityki. W 1114 r. obejmuje kierownictwo paryskiej szko�y przykatedralnej, prze�ywa mi�o�� do Heloizy, zostaje wykastrowany, po czym wybiera dla siebie i ukochanej �ycie w klasztorze - on sp�dza je jako mnich w St. Denis, ona jako mniszka w Ar-genteuil pod Pary�em.
Abelard naucza jako teolog; na synodzie regionalnym w So-issons zostaje w 1121 r. po raz pierwszy pot�piony jako heretyk. Po licznych dalszych walkach opuszcza wreszcie klasztor i na ca�kowitym pustkowiu, niedaleko Nogent-sur-Seine w Szampanii, zak�ada "paraklet" (duch pocieszyciel), po��czenie eremu i wolnej szko�y wy�szej. Wskutek wizji prze�ladowczych za�amuje si� i w 1127 r. przyjmuje powo�anie do opactwa St. Gildas-de-Rhuys w Bretanii. Gdy w roku 1129 opat Suger z St. Denis usuwa mniszki z Argenteuil, Abelard darowuje Heloizie i jej wsp�towarzyszkom opuszczony paraklet, kt�ry zamierza� przekszta�ci� w klasztor dla mnich�w i mniszek, czego jednak nie uda�o mu si� zrealizowa�.
Uciekaj�c przed prze�laduj�cymi go mnichami z jego klasztoru, znika, po czym wreszcie zaczyna naucza� ponownie na Wzg�rzu �w. Genowefy w Pary�u. Jest to najp�odniejszy i najbardziej udany pod wzgl�dem wywieranego wp�ywu okres jego dzia�alno�ci publicznej. Z powodu prekursorskich zapatrywa� w dziedzinie teologii wyst�puje przeciwko niemu Bernard z Clairvaux i doprowadza do ponownego pot�pienia Abelarda na synodzie w Sens w 1140 r. Papie� Innocenty II potwierdza wyrok skazuj�cy go na wieczne wi�zienie i milczenie, jego pisma za� na spalenie. Po drodze do Rzymu, gdzie Abelard mia� podj�� pr�b� rehabilitacji, opat Petrus Venerabilis przyjmuje go za przyzwoleniem papieskim do klasztoru w Ciuny, umo�liwiaj�c mu tym samym
22
doko�czenie dzie�a, a tak�e godn� �mier�. Abelard umiera 21 kwietnia 1142 r.
Abelard, jak wiele postaci �redniowiecza, dzia�a� na r�nych polach. Jego najwybitniejsz� chyba jak na tamte czasy w�a�ciwo�ci� by�a fascynacja nauczycielskim powo�aniem, niepor�wnywalny wr�cz w�wczas talent w dziedzinie logiki i analizy j�zykowej. Ponadto by� on tak�e metodykiem, teologiem, za�o�ycielem zakonu, poet�, kompozytorem i autobiografem. Niespokojny na zewn�trz i w �yciu naukowym, �ywi� przekonanie, �e jedynie Bogu w�a�ciwa jest wieczna prawda, ludzie za� musz� jej ci�gle szuka� zar�wno w swym indywidualnym �yciu, jak i w �yciu ca�ych generacji. "W�tpi�c dochodzimy do sprawdzenia, sprawdzaj�c dochodzimy do prawdy."
Zwalczaj�cy go i prze�laduj�cy teolodzy tamtej epoki nie byli w stanie ogarn�� ca�ego zakresu kwestionowanych przez niego wsp�czesnych przekona� r�wnie� z tego powodu, �e pogl�d o zasadniczej zb�dno�ci widzialnego Ko�cio�a przekaza� on jedynie mniszkom parakletu, a jego dzie�o tolerancji Dialog mi�dzy filozofem, �ydem i Chrystusem pozosta�o nie doko�czone i po �mierci autora uleg�o zapomnieniu. Z drugiej za� strony, Abelard by� oskar�any i pot�piany za pogl�dy, kt�re pozostawa�y w zgodzie z �wczesn� doktryn� ko�cieln�, a kt�re po prostu fa�szywie odczytywano z jego tekst�w lub kt�rych wr�cz w nich nie by�o.
Abelard jest m�czyzn�, a Heloiza kobiet�. W epoce �redniowiecza oznacza to, �e on bada, naucza i przewodzi, ona za� ma s�ucha�, s�u�y� i by� pos�uszna. Oboje odziedziczyli taki w�a�nie porz�dek jako co� naturalnego, r�wnocze�nie jednak oboje odrzucili jego g��wne struktury, pr�buj�c stworzy� nowe. Na podstawie istniej�cych materia��w �r�d�owych trudno jest nam dzisiaj ustali�, jak du�y by� udzia� Heloizy we wsp�lnym dziele tej pary. Jej wk�ad jest jednak niew�tpliwy, mimo �e ze wspomnianych tekst�w najcz�ciej przemawia do nas Abelard.
Podstaw� i my�l� przewodni� ich dzie�a jest nauka g�osz�ca, �e B�g tak bardzo kocha ludzi wszystkich czas�w, �e chce im ofiarowa� zbawienie, a jedynym istotnym nakazem jest przykazanie mi�o�ci (por. Mk 12, 30). B�g nie ��da dzie� (opera), lecz duszy (animus); ka�demu cz�owiekowi, kt�rego dusz� jest mi�o��, w sytuacji dzia�ania sumienie (consciencia) podpowiada, kt�re dzia�anie jest dobre, a kt�re z�e. Abelard i Heloiza s� tw�rcami etyki sumienia; Abelarda doprowadzi�a ona przede wszystkim do odrzucenia Augusty�skiej nauki grzechu pierworodnego,
23
albowiem "nie jest grzechem nic, co nie zosta�o uczynione wbrew sumieniu", oraz do zaakceptowania wykl�tego przez ni� po��dania: "Uwa�am, �e �adna rozkosz cielesna nie jest grzechem". Tym samym Abelard podwa�y� g�oszon� przez Ko�ci� moralno�� dotycz�c� spraw p�ci. Ponadto etyka sumienia zrodzi�a te� nowy spos�b uzasadnienia wiary. To nie wykupienie si� ze zniewolenia przez diab�a (nauka Augustyna o zbawieniu, zwi�zana z niewolniczym spo�ecze�stwem epoki staro�ytnej) ani zado��uczynienie obra�onemu Bogu (doktryna satysfakcji Anzelma von Canterbury, zwi�zana z feudalnym spo�ecze�stwem �redniowiecza), lecz wzorzec mi�o�ci, zrozumia�y we wszystkich spo�ecze�stwach, stanowi przyczyn� tego, �e B�g sta� si� cz�owiekiem: "Chrystus umar� jedynie dlatego, aby zaszczepi� nam i upowszechni� prawdziw� wolno�� mi�o�ci".
Przyjmuj�c za podstaw� powy�sze pogl�dy, Abelard i Heloiza atakuj� wsp�czesny im porz�dek - Abelard nauczaj�c i dzia�aj�c, Heloiza z pewno�ci� udzielaj�c mu wsparcia*, by� mo�e r�wnie� rozstrzygaj�c i wskazuj�c kierunek. Etyka Abelarda i Heloizy skierowana jest przeciwko pi�ciu porz�dkom ich czas�w, przeciwko porz�dkom i ich instytucjom. W�adza, regimen, ko�cielna czy �wiecka, wykonywana jest w tej epoce przez m�czyzn ku temu namaszczonych, wy�wi�conych. Protest obojga wymierzony jest przeciw tej zasadzie. Ko�ci� sta� si� instytucj� roszcz�c� sobie prawo do regulowania codziennego �ycia w detalach i w ca�o�ci za pomoc� ci�gle nowych regu�. Abelard i Heloiza protestuj� przeciwko uzurpowaniu sobie prawa do definiowania z�a i dobra przez prawo ko�cielne. Podstaw� wszelkiego �wieckiego porz�dku jest ma��e�stwo, rodzina, stworzona przez m�czyzn dla podtrzymania ich porz�dku. Przeciwko takiej postaci relacji m�czyzny i kobiety skierowany jest protest obojga. Ko�ci� okre�la wszystkie porz�dki tego �wiata. �aden cz�owiek nie mo�e mie� dost�pu do Boga bez po�rednictwa Ko�cio�a, �aden cz�owiek nie mo�e dost�pi� jego �aski r�wnie� bez po�rednictwa Ko�cio�a. Ponadto wszystkie porz�dki, i ko�cielne, i �wieckie, charakteryzuje podzia� w�asno�ci okre�laj�cy, kto jest bogaty i zdolny do �ycia zgodnie z w�asnymi pragnieniami, kto za� jest biedny i skazany na s�u�enie innym lub na �mier� g�odow� - co wywo�a�o kolejny protest Abelarda i Heloizy.
Wyj�tkowa jak na te czasy jest podj�ta przez nich pr�ba przypisania kobietom nowego miejsca w ma��e�stwie i Ko�ciele. Maj� one ju� nie by� obiektami podporz�dkowanymi planom
24
maj�tkowym i stanowym m�czyzn i rodzin, lecz powinny zawiera� zwi�zki jedynie wtedy, gdy kochaj�. Oboje szukaj� w pismach �wi�tych tekst�w po�wiadczaj�cych inny pogl�d na kobiety ni� ten, jaki reprezentowa� zdominowany przez m�czyzn Ko�ci� ich czas�w. Abelard, opieraj�c si� na fragmentach Starego Testamentu, wa�y si� nawet my�le� o godno�ci kap�a�skiej dla kobiet: "By� mo�e nale�a�oby z tego wywnioskowa�, �e do stanu kap�a�skiego nale�a�y te� pobo�ne kobiety. W ka�dym razie pewne jest to, �e kobiety i m�czy�ni kap�ani byli zwi�zani r�wno�ci� stosunk�w."
Je�li B�g wszystkim ludziom wszechczas�w ofiarowuje zbawienie, to nie mo�e by� ono ograniczone przez po�rednictwo Ko�cio�a. Je�li jedynie dzia�anie, pozostaj�ce w zgodzie z sumieniem i powodowane mi�o�ci�, zaliczane jest cz�owiekowi jako przyczynek do zbawienia, to nie jest �adn� zas�ug� fakt urodzenia si� we w�a�ciwym porz�dku Ko�cio�a i chrztu. Dla pogan epoki staro�ytnej droga do Boga sta�a otworem, jest ona ca�kowicie dost�pna r�wnie� - jak uwa�a Abelard - wsp�czesnym mu muzu�manom, i oczywi�cie �ydom. Ko�ci� spe�nia po�yteczn� rol� wtedy, gdy za po�rednictwem kaza� i nabo�e�stw prowadzi cz�owieka do mi�o�ci do Boga i bli�nich. Je�li jednak tego nie czyni lub gdy cz�owiek �yje w czasowym b�d� przestrzennym oddaleniu od Ko�cio�a, wtedy - jak ma nadziej� i o co prosi Abelard w modlitwie - Duch �wi�ty "przez wewn�trzne tchnienie" (per internom aspirationem) przekazuje mu nauk� i �ask�. Tego zwi�zku Boga ze wszystkimi lud�mi i ludzi z Bogiem, wytworzonego przez Ducha �wi�tego jako "dusz� �wiata" (anima mundi), nie wolno narusza� ludziom przemoc�. Wiara zawarta jest w sumieniu. W jednym z wierszy Abelard tak pisze do swego syna:
Nikogo nie powiniene� zmusza� przemoc� do twej wiary,
jedynie rozum jest w stanie tego dokona�,
zmusza� mo�esz do u�udy sprzecznej z wiar�,
do wiary wszak�e nie prowadzi przemoc, lecz rozum.
To, �e wsp�lnoty religijne, zwalczaj�c si� nawzajem, �yj� w zamkni�tych grupach, wynika z wygody lub tch�rzostwa ludzi. Jedynie pojedynczy cz�owiek, bogaty w rozum, potrafi szuka� prawdy i zdecydowa� si� na to, co znajdzie:
Na tak wiele sekt wiary podzielony jest �wiat, �e droga �ycia zamienia si� w manowce. Poniewa� w �wiecie istnieje tyle nauk wiary
25
zaprzeczaj�cych sobie nawzajem, ka�dy post�puje zgodnie z tradycj� swego narodu. Nikt jednak�e nie wa�y si� spyta� o to rozum, my�l�c jedynie o tym, by �y� w spokoju.
Czyli: weryfikacja doktryn wiary wed�ug kryterium rozumu - oto program z po�owy XII w., sformu�owany w spos�b kompletny dopiero przez Immanuela Kanta na pocz�tku XIX w.
Ostatnim porz�dkiem zwalczanym przez Abelarda i Heloiz� jest spo�ecze�stwo feudalne i panuj�ca w nim struktura w�asno�ci. Ich epoka dostrzega po raz pierwszy w Europie kontrast bogactwa i biedy jako rozleg�y problem spo�eczny. Abelard stwierdza, �e przy sk�pych zasobach charakteryzuj�cych wsp�czesne mu czasy ka�dy nadmiar jest mordem dokonywanym na biednych:
Kto zatrzymuje dla siebie wi�cej, ni� potrzebuje do �ycia, ten chwyta biednych �elaznym u�ciskiem za gard�o.
Taka zatem jest wizja Abelarda i Heloizy: m�czy�ni i kobiety nieskr�powani w swej mi�o�ci, ludzie zjednoczeni w zwyk�ym �yciu, ich dobra wsp�lne wszystkim, dzieci wychowywane tak�e wsp�lnie bez r�nic stanowych, bez przyrodzonego prawa do bycia panami innych ludzi, "paraklet" jako klasztor wolnych ludzi, bieda w powszednim �yciu nie jako wynik pogardy dla �wiata i wrogo�ci do cia�a, lecz ograniczenie maj�ce swe �r�d�o w mi�o�ci do bli�nich, jeden klasztor, jednocz�cy duchem nauki i Ducha �wi�tego m�czyzn i kobiety, pierwsza utopia europejska, bardziej humanistyczna ni� Miasto s�o�ca Campanelli, spokrewniona z my�l� Tomasza Morusa i, tak jak jego nauka, maj�ca swe korzenie w tekstach autor�w antycznych. Ko�ci� jednak nie jest ju� zdolny panowa�, nie uciekaj�c si� do represji: Abelard zostaje skazany, jego dzie�o ulega zapomnieniu. A epoka inkwizycji i palenia czarownic dopiero si� zbli�a.
L i te rat u r a
M. Fumagalli: Heloisa und Abaelard, Miinchen 1986; L. Grane: Peter Abaelard. Philosophie und Christentum im Mittelalter, G�ttingen 1964; R. Pemoud: Heloisa und Abaelard. Ein Frauenschicksal im Mittelalter, Miinchen 1991; A. Podlech:
Abaelard und Heloisa. Eine Theologie der Liebe, Miinchen 1990.
3 - Heretycy
GlORGIO TOURN
PIOTR WALDES
Informacje dotycz�ce tej postaci s� tak sk�pe, �e niemo�liwe jest spisanie jej biografii; Waldes nie pozostawi� po sobie �adnych pism, �adnych swych wizerunk�w, nie znamy te� ani miejsca, ani daty jego urodzenia i �mierci, nie wiemy nic o jego �yciu, charakterze, wykszta�ceniu, rodzinie; nie znamy nawet jego w�a�ciwego nazwiska. Nieliczne dane, jakie mamy do dyspozycji, to informacje zebrane przez nas w miejscach jego pobytu i po cz�ci maj�ce charakter legendy opowiadania, przekazane nam przez polemi-st�w i inkwizytor�w ukazuj�cych go jako heretyka.
Zacznijmy od nazwiska. Teksty, oczywi�cie �aci�skie, nazywaj� naszego bohatera Valdus, Yaldesius, Valdensis, co prawdopodobnie by�o odpowiednikiem dialektowej formy imienia Valdes lub Vaudes. Imi� Pi�tro, najcz�ciej mu przyporz�dkowywane, pojawia si� o wiele p�niej. Wszystkie �r�d�a wspominaj� o nim jako obywatelu miasta Lyon, zamieszka�ym w dzielnicy Saint Nizier, gdzie prowadzi� dzia�alno�� kupieck�; wed�ug jednego ze �r�de�, by� �onaty i mia� dwie c�rki. By� on osob� zamo�n�, nale��c� do �rednich lub wy�szych warstw mieszcza�stwa i utrzymuj�c� stosunki towarzyskie z kapitu��; niekt�rzy twierdz�, �e uprawia� lichw�.
Te nieliczne informacje wystarczaj� jednak w zupe�no�ci, by opisa� ow� posta� i jej �wiat: Lyon to miasto feudalne, pe�ne napi�� natury politycznej i spo�ecznej; jego w�adca, arcybiskup Gui-chard, wasal cesarstwa, d��y do rozszerzenia swego dominium, tote� wspiera papiestwo przeciwko cesarstwu. Waldes jest mieszczaninem, nale�y zatem do nowych, powstaj�cych warstw spo�ecznych, kt�re dopiero szukaj� swego miejsca w odziedziczonym hierarchicznym spo�ecze�stwie p�nego �redniowiecza, sk�adaj�cym si� wy��cznie z arystokracji, duchownych i ch�op�w pa�szczy�nianych.
Oko�o roku 1170 do 1173 Waldes prze�ywa kryzys sumienia, b�d�cy powodem radykalnego przewrotu w jego �yciu. Dane r�nych �r�de� dotycz�ce genezy i przyczyn tego kryzysu s� bardzo mgliste i prawdopodobnie wi�cej w nich legendy ni� prawdy.
27
Wed�ug jednej z wersji, pewnego dnia zostaje on skonfrontowany ze swym losem, gdy s�yszy na ulicy minezingera �piewaj�cego histori� bogatego i szcz�liwego szlachcica Alessiusa, kt�ry w dniu swych za�lubin postanawia odwr�ci� si� od �wiata i wyruszy� do Ziemi �wi�tej. Po latach licznych wyrzecze� na obczy�nie, pewnego dnia prosi o schronienie w swym w�asnym domu, gdzie oczywi�cie nikt go nie rozpoznaje; umiera, opuszczony przez wszystkich. Znacznie m�odszej daty jest wersja zmar�ego przyjaciela:
podczas biesiady Waldes mia� by� rzekomo �wiadkiem �mierci jednego ze swych s�siad�w przy stole. Wydarzenie to wstrz�sn�o nim g��boko i unaoczni�o mu, �e taki los m�g�by by� jego w�asnym wiecznym przeznaczeniem. Wersje te w sugestywny spos�b wywo�uj� atmosfer� �redniowiecznego miasta: minezingerzy, luksus bogaczy, g��d prostych ludzi. I odzwierciedlaj� kultur� �redniowiecza, kt�rej wiarygodno�� jest raczej krucha: upodobanie do dramatyzmu i zmiany czasu, wszechobecno�� �mierci.
Waldes rozwi�zuje sw�j kryzys egzystencjalny podejmuj�c radykaln� decyzj�: postanawia ofiarowa� wszystko, co ma, biednym i �y� z ja�mu�ny. Jest to wyb�r sposobu �ycia, jakiego wiele os�b dokona�o ju� przed nim. Dlatego nie stanowi on mo�e a� tak du�ego zaskoczenia, w jego przypadku jednak wykazuje kilka cech szczeg�lnych.
Przede wszystkim tak�, �e Waldes nie poszed� tradycyjn� drog�, nie zamkn�� si� w klasztorze ani nie uciek� w samotne �ycie na wsi, jak to zazwyczaj w�wczas bywa�o. Pozosta� w mie�cie, co jest ju� znacznie mniej zrozumia�e i rodzi problemy. Poniewa� jego �ona - wed�ug jednego ze �wiadectw - uskar�a�a si�, �e musi przygl�da� si�, jak jej m�� �ebrze, otrzyma�a pozwolenie od biskupa na dostarczanie mu chocia� jedzenia do jego domu. Interesuj�cy jest tak�e spos�b, w jaki dokona� on tej wielkiej zmiany: kieruj�c si� racjonalnymi wzgl�dami, stara si� o zabezpieczenie swej �ony; c�rki zostaj� umieszczone w opactwie Fontevrault (ufundowanym zreszt� przez pewnego eremit�, kt�ry podj�� tak� sam� decyzj� jak Waldes), pozosta�e �rodki przeznacza na zapewnienie po�ywienia dla cierpi�cych g��d biedak�w w mie�cie. Nie trwoni pieni�dzy, lecz znajduje dla nich po�yteczne zastosowanie.
Nowy charakter jednak ma relacja mi�dzy jego wyborem a przes�aniem Ewangelii. Wed�ug kroniki z Laon, takie w�a�nie rozwi�zanie kryzysu podpowiedzia� mu pewien teolog, cytuj�c s�owa Jezusa skierowane do bogatego m�odzie�ca: "Je�li
28
pragniesz by� doskona�y, wsta�, sprzedaj wszystko, co posiadasz, daj to biednym i p�jd� za mn�." Waldes uwa�a, �e s�owa te skierowane s� wprost do niego. Lecz zwi�zek mi�dzy naszym kupcem a Pismem �wi�tym jest o wiele g��bszej natury; wszystkie �r�d�a po�wiadczaj�, �e stara� si� on o to, by ewangelie, jak r�wnie� fragmenty Biblii, przet�umaczono razem z cytatami Ojc�w Ko�cio�a, aby sta�y si� og�lnie dost�pne. Dominikanin Stefano von Bourbon twierdzi nawet, �e jego nawr�cenie mia�o sw�j pocz�tek w lekturze tych pism. A zatem u podstaw przemiany Waldesa le�y nie idea� ascetycznej doskona�o�ci, ale raczej pos�usze�stwo s�owom Ewangelii.
�lubowanie ub�stwa nie wywo�uje �adnych negatywnych nast�pstw ze strony Ko�cio�a lio�skiego. Mo�e ono s�u�y� jako przyk�ad, pozostaje jednak w ramach tradycji i nie rozbudza te� szczeg�lnego zainteresowania Pismem �wi�tym. Biblia nie jest jeszcze rozpowszechniona w takim stopniu, w jakim p�niej stanie si� dost�pna dzi�ki sztuce druku; obywatel ma jednak prawo posiada� Pismo �wi�te i je studiowa�. Znamienne dla wyboru dokonanego przez Waldesa i wywo�anej przez niego reakcji kurii jest co innego: g�oszenie kaza�. "Grzesz�c pych�", czytamy w dokumencie inkwizycji, "o�mieli� si� g�osi� Ewangeli� na ulicach i placach, pos�uguj�c si� w tym celu licznymi wsp�lnikami, kt�rych tam posy�a�."
W tym miejscu musimy od razu wyja�ni�, �e zwrot "g�osi� kazanie" ma tutaj znaczenie odmienne od tego, jakie jest mu przypisywane obecnie: wej�� na kazalnic� i wyg�osi� kazanie. Tu rozumiane jest ono po prostu jako nawo�ywanie kogo�, kierowanie do niego pos�ania, tak jakby pochodzi�o ono wprost od Boga. Waldes nie jest teologiem, nie komentuje tekst�w Biblii, lecz raczej opowiada ludziom o swym do�wiadczeniu i, powo�uj�c si� na tekst Ewangelii, zach�ca ich i wzywa do p�j�cia w jego �lady. W jednym z dokument�w czytamy, �e rozdawszy sw�j ca�y maj�tek tak przem�wi� do ludzi: "My�licie, �e zwariowa�em, ale tak nie jest. Jak powiada Ewangelia, nie mo�na s�u�y� Bogu i mamonie, i oto ja wyzwoli�em si� dzi� od w�adzy mamony."
Ze wszystkich tych element�w - �lubowanie ub�stwa, lektura Biblii, kazania - wynika wyra�nie, �e Waldes pragn�� realizowa� wiar� chrze�cija�sk� tak, jak czynili to uczniowie Chrystusa; jego celem nie jest ascetyczne doskonalenie si�, umartwianie, rezygnacja z �ycia doczesnego, lecz �ycie na podobie�stwo tego, jakie prowadzili aposto�owie w czasie g�oszenia Ewangelii.
29
Koncepcj� t� bardzo dobrze obja�ni� Durando, jeden z uczni�w Waldesa: "Aby naszych my�li nie kr�powa�a mi�o�� do bogactwa, z �ask� Bosk� celem naszym uczynili�my oddanie si� modlitwie i g�oszeniu kaza�; zgodnie z nakazem Pana, jako robotnicy wys�ani po zebranie plon�w, czyli jako kaznodzieje pos�ani mi�dzy lud: postanowili�my zach�ci� (czytaj: do pokuty) i zawr�ci� ludzi do prako�cio�a, kontynuuj�c dzie�o zlecone przez Pana siedemdziesi�ciu uczniom." Odniesienia do Ewangelii s� oczywiste:
wys�anie dwunastu aposto��w (Mt 10) i siedemdziesi�ciu uczni�w (�k 10). Nieodparcie nasuwa si� pytanie: Jak z tego poczucia, �e jest si� wys�anym przez Jezusa jako aposto� mi�dzy lud, mog�o wyrosn�� zagro�enie dla Ko�cio�a?
Istniej� po temu powody historyczne i niezale�ne od biegu historii. G�oszenie kaza�, traktowanych jako miarodajne przes�anie w kwestiach nauki wiary i moralno�ci, tradycyjnie zastrze�one jest biskupom. Wyobra�enie, �e m�czy�ni (f kobiety!), a wi�c ludzie �wieccy bez wykszta�cenia, mog� te� aposto�owa�, jest g��boko rewolucyjne. Je�li jednak g�oszenie kaza� stanowi cech� przypisan� autorytetowi o strukturze hierarchicznej, w�wczas ten, kto to czyni, uzurpuje sobie funkcj�, kt�ra mu nie przys�uguje. Wyra�aj�c przekonanie, �e s�owo Bo�e i Duch �wi�ty mog� dzia�a� poprzez ka�dego wiernego, Waldes zaprzecza tym samym apostolskiemu na�ladownictwu rozumianemu w spos�b tradycyjny.
Ale istnieje te� pow�d wynikaj�cy z okoliczno�ci. W obr�bie Ko�cio�a powsta� bowiem w owym czasie silny ruch reformatorski krytykuj�cy najwy�sze warstwy kleru, jego bogactwo i w�adz�, i domagaj�cy si� duchowej odnowy. R�wnie� nauka katar�w, szerz�ca si� w Langwedocji, odwo�uje si� do tego programu, stanowi�c coraz wi�ksze zagro�enie dla kleru w po�udniowej Francji. Wszyscy ci zwolennicy programu reform, a tak�e bons hommes katar�w g�osz� kazania - do kogo zatem przy��czy si� nawr�cony kupiec?
Arcybiskup Guichard przywo�uje wreszcie Waldesa do porz�dku, jednak�e problem nie da si� ograniczy� do indywidualnego przypadku. Ma on wymiar o wiele szerszy i dotyka Ko�cio�a jako ca�o�ci, o czym �wiadcz� dwa kolejne epizody z �ycia Waldesa.
Pierwszy z nich to sob�r latera�ski 1179 r., na kt�ry przybywa tak�e delegacja uczni�w Waldesa (wed�ug innego �r�d�a, r�wnie� on sam), aby przedstawi� tam swe �yczenia - z pewno�ci� chodzi o prawo do g�oszenia kaza�. Delegacja zostaje przyj�ta,
30
wys�uchana i wprawdzie z powodu swej naiwno�ci wydrwiona, ale nie pot�piona. Papie� Lucjusz III, kt�remu uczniowie przedk�adaj� sw�j zbi�r fragment�w Biblii, chwali ich i dodaje otuchy, pozostaje jednak raczej nieprzyst�pny i odsy�a ich z powrotem do arcybiskupa.
Drugi epizod to synod diecezjalny w Lyonie, kt�ry odby� si� w 1180 r. z udzia�em legat�w papieskich. Od wezwanego tam Wal-desa ��da si�, by dowi�d� swego pos�usze�stwa wobec Ko�cio�a, podpisuj�c wyznanie wiary. Chodzi�o tu o tradycyjny tekst zawieraj�cy najwa�niejsze dogmaty religii chrze�cija�skiej, do kt�rego doda� on jedynie sw�j pogl�d na �ycie: "Rozdali�my ca�y nasz maj�tek mi�dzy biednych, aby te� sta� si� biednymi [...] zobowi�zali�my si� przestrzega� wskaza� Ewangelii jak przykaza�."
Podpisanie tego tekstu nie oznacza bynajmniej, �e Waldes wypar� si� swej nauki, jak twierdzi wsp�czesny mu autor, lecz po prostu, �e uznaje warto�ci chrze�cija�skie. Z jednej strony potwierdza on ch�� pozostania w Ko�ciele, z drugiej jednak podkre�la, �e nie chce mie� nic wsp�lnego z innymi ruchami - na przyk�ad z katarami.
W obliczu napi�� i kryzys�w, jakim podlega Ko�ci�, roz�am jest nie do unikni�cia. Gdy Waldes poddany zostaje obowi�zkowi milczenia, odpowiada w�wczas s�owami aposto�a Piotra: "Lepiej jest by� pos�usznym Bogu ni� ludziom." Jego zamiarem jest nie zerwanie z Ko�cio�em i za�o�enie w�asnego ruchu, lecz potwierdzenie wolno�ci Ewangelii. Nie zdaj�c sobie jednak z tego sprawy, powo�uj�c si� na Pismo �wi�te, zakwestionowa� system zachodnioeuropejskiego Ko�cio�a. Przeciwstawiaj�c sobie nawzajem Boga i cz�owieka oraz uznaj�c Ojc�w Ko�cio�a za ludzi, kt�rym mo�na tak�e wypowiedzie� pos�usze�stwo, odmawia klerowi prawa do bycia jedynymi str�ami prawdy i zaprzecza, jakoby Duch �wi�ty objawia� si� jedynie przez nich. Wyp�dzony z Lyonu wraz ze swymi uczniami i przyjaci�mi, a nast�pnie ponownie ekskomunikowany, Waldes znika, nie pozostawiwszy po sobie �adnego �ladu.
GERT WENDELBORN
JOACHIM Z FIORE
�ycie Joachima z Fiore da si� opowiedzie� bardzo szybko. Spekulacje dotycz�ce daty jego urodzenia obejmuj� okres od 1130 do 1145 r., ale urodzi� si� on prawdopodobnie ok. 1135 r. By� dzieckiem najodleglejszych po�udniowych kra�c�w W�och - urodzi� si� w Celico pod Cosenza w Kalabrii jako syn notariusza. Wywodzi� si� zatem z wy�szej, wykszta�conej klasy �redniej, a dorasta� na norma�skim dworze kr�lewskim. Opu�ci� po�udniowe W�ochy tylko raz, w m�odo�ci, z powodu d�u�szej wyprawy na Wsch�d;
najpierw zatrzyma� si� w Konstantynopolu, a potem przez pewien czas �y� jako pustelnik w Palestynie i Syrii. Po powrocie do ojczyzny dalej wi�d� �ycie pustelnika - najpierw na Sycylii, pozostaj�c pod wp�ywem greckich mnich�w, kt�rzy tam, na styku kultury bizantyjskiej i �aci�skiej, odgrywali niema�� rol�. Nast�pnie wst�pi� do zakonu cysters�w i �y� w klasztorach Sambucina i Casamari, wspieranych przez Norman�w g��wnych o�rodkach wiary katolickiej w po�udniowych W�oszech.
W biednym klasztorze benedykty�skim w Corazzo by� najpierw przeorem, a pocz�wszy mniej wi�cej od 1177 r. przez wiele lat opatem. Jednak�e z powodu swych sk�onno�ci do kontemplacji i nauki zosta� w 1188 r. na w�asn� pro�b� zwolniony z tej godno�ci i obowi�zku. Powodem jego ucieczki do pustelni Pietra-lata by�y tak�e napi�te stosunki z mnichami. W 1189 r. opu�ci� cysters�w i w poprzerzynanych rozpadlinami g�rach Sil� za�o�y� w odludnym miejscu we Fiore klasztor, stanowi�cy zacz�tek zakonu florens�w, b�d�cego w jego zamiarze nie przeciwie�stwem zakonu cysters�w, ale czym� od niego lepszym. Jako opat tego klasztoru zmar� w 1202 r.
Dzisiaj, po ok. 800 latach, �yciorys ten sam w sobie nie zas�uguje na uwag�, nawet ze wzgl�du na za�o�enie zakonu. Florensi nie zyskali bowiem wi�kszego znaczenia, mimo �e zakon ten zbudowa� oko�o czterdziestu klasztor�w i istnia� do XVI w.
Do historii Ko�cio�a i historii rozwoju ludzkiego ducha Joachim wszed� bez w�tpienia dzi�ki swemu dzie�u pisarskiemu. Spo�r�d jego prac na plan pierwszy wybija si� zw�aszcza pi��
32
nast�puj�cych: Concordia novi ac veteris Testamenti jako histo-ryczno-teologiczne por�wnanie obu Testament�w, Expositio in Apocatypsim jako najznakomitszy z jego komentarzy, po�wi�cony objawieniu Jana, Psalterium decem chordarum, okre�lany przez Kurta-Victora Selge jako biblijno-hermeneutyczny, monastyczno--liturgiczny traktat teologiczny po�wi�cony �wi�tej Tr�jcy; Trac-tatus super quatuor Evangelia jako historyczno-teologiczna interpretacja tekst�w Ewangelii; dzie�o to nie zosta�o doko�czone, podobnie jak Liber Figurarum. Dopiero teraz przyst�puje si� do naukowej edycji wszystkich dzie� Joachima z Fiore.
Wymienione prace posiadaj� charakter egzegetyczny, maj� zatem s�u�y� interpretacji Biblii. Jako takie s� mocno osadzone w powszechnej w Niemczech i W�oszech wczesno�redniowiecznej tradycji. Ich metoda, jak r�wnie� ich wnioski specjali�cie nie wydaj� si� bynajmniej oryginalne. Metoda wynika z nie daj�cej si� ju� dzi� zaakceptowa� przes�anki licznych egzeget�w Ko�cio�a pa-trystycznego i �redniowiecznego, jakoby teksty biblijne w swej najg��bszej tre�ci zrozumia�e by�y dla "duchowych" szperaczy, kt�rzy wnikaj� poza warstw� werbaln� tekstu. R�wnie� tak ch�tnie stosowana przez Joachima typologia, na kt�r� dzie�o o konkor-dancji zwraca uwag� ju� w swym tytule, nie jest wcale jego wynalazkiem. Mimo to modyfikuje on recypowan� hermeneutyk�, stawiaj�c j� ca�kowicie w s�u�bie przysz�o�ci. Poszczeg�lne okresy nie s�, wed�ug niego, w jednakowej mierze s�uszne, ale wszystkie razem niezb�dne w tamtych czasach, aby udost�pni� ludziom, odpowiednio do poziomu ich stanu poznania umys�owego, @buforprawd� dotycz�c� zbawienia w aspekcie historycznym. Typologia, zgodnie z jego przekonaniem, jest w owych czasach dla wi�kszo�ci wierz�cych szczeg�lnie wymowna, chocia� w�a�ciwa "duchowa" interpretacja Pisma ma jeszcze nad ni� przewag�. W g��bszym sensie historyczne s� jednak wed�ug niego wszystkie prawe interpretacje tekst�w biblijnych. Nigdy bowiem nie chodzi o wyj�te poza ramy czasu i historii �ycie jednostki z Bogiem, lecz o rozw�j ludzko�ci z uniwersalnego punktu widzenia, wskutek czego decy