12354
Szczegóły |
Tytuł |
12354 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12354 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12354 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12354 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
K.S.RUTKOWSKI
METAFIZYKA
Wydarzyło się to w 1999 roku. To był nasz pierwszy wspólny zagraniczny wyjazd.
Nasza córka Malina miała już 4 lata i uznaliśmy z żoną, że to dobry wiek, aby
zaczęła poznawać świat. Poszliśmy do Orbisu, obejrzeliśmy oferty i wybraliśmy
Cypr.
Półtora miesiąca później znaleźliśmy się w Larnace. W Polsce trwała już
deszczowa jesień, tutaj wciąż było ciepło i zielono. Taksówką dostaliśmy się z
lotniska do hotelu Vergil, który nam polecono w biurze podróży i który miał być
rajem na ziemi.
Raj na ziemi okazał się mikrym budynkiem, zupełnie innym niż na folderze. I nie
znajdował się w mieście, tylko daleko po za nim. Przy prawie zupełnie
pozbawionej zieleni drodze do Famagusty i na dodatek z dobre pół kilometra od
Morza Sródziemnego.
- To chyba zły sen - powiedziała moja żona, patrząc na ten budynek.
- Może w środku wygląda lepiej - próbowałem ją pocieszyć i wniosłem bagaże do
recepcji.
Zarośnięty , wyglądający jak wilkołak recepcjonista ,akurat dłubał w nosie. Miał
około pięćdziesiątki, a z rozchylonej koszuli wychodziły mu siwe kłaki. Miał to
być miły i uroczy hotel, prowadzony przez równie uroczą rodzinę. Wszystko
wskazywało na to, że przez rodziną Adamsów.
- Jezu , zaraz zwymiotuje - powiedziała Ala.
- Uśmiechnij się. Może pod tą odrażającą powłoką, znajduję się miły i czarujący
człowiek.
Adams odprowadził nas do pokoju. Zupełnie olał, że mamy bagaże i wnieśliśmy je
na górę sami. Obleś otworzył drzwi, zostawił w nich klucz i zwiał nie czekając
nawet, aż zajrzymy do środka. Weszliśmy i zapaliliśmy światło. Pokój wydawał się
w porządku.
- Przynajmniej znajdują się w nim łóżka - stwierdziłem.
- I jest ładna tapeta w urocze , czerwone kropki.
- Kurwa , te urocze kropki to rozjebane na amen komary - powiedziałem
przyglądając się uważnie ścianie.
- Nie żartuj - przeraziła się moja żona - I nie klnij przy dziecku.
- Nie mam zamiaru żartować . Te ściany to największy komarzy cmentarz na tej
planecie. Istne Powązki.
- Tata, ja nie chce spać na cmentarzu - zawołała mała.
- Ja też nie zostanę tu ani minuty dłużej - stwierdziła Ala ruszając do drzwi.
- Zaczekaj kochanie - zatrzymałem ją- Jest już późny wieczór i mała jest
padnięta. Tę noc przekimamy tutaj, a rano pogadam sobie z hotelarzami i
zadzwonię do tych chujów z Orbisu.
- Nie, nie będę spać w tej owadziej trupiarni.
- Spokojnie, spokojnie, maleńka... - przytuliłem ją - Jutro rano, jak będzie
trzeba, zrobię z tego miasta drugi Bejrut.
Półgodziny później położyliśmy się spać w fatalnych nastrojach, wszyscy w
jednym łóżku, bo gdy położyliśmy małą na "przystawce", która była zwyczajnym
polowym łóżkiem, złożyło się i już nie można było go naprawić.
Obudziłem się pierwszy, ubrałem i wciąż wkurwiony, zszedłem na dół. Rozglądałem
się za tym obwiesiem , który nas przyjął, albo za kimś podobnym. Na kogoś o
aparycji Marlin Monroe nie liczyłem. Ale hotel świecił pustkami. Nigdzie żywej
duszy. Wpadające przez okna słońce, podkreślało tylko cały syf hotelu. Upadek,
który musiał nastąpić już dawno. Jeszcze bardziej wkurwiony, wyszedłem na dwór.
Rypło bardzo blisko, zatrzęsła się ziemia, w górę wystrzelił gęsty, czarny dym.
Odruchowo pobiegłem w tamtą stroną. Także kilku ulicznych przechodniów.
Samochód nie miał szyb, a to co było przewieszone przez resztkę dachu, prawie
nie przypominało już człowieka. Klasyczny zamach za pomocą bomby podłożonej pod
wóz, nie spierdolony w żadnym szczególe.
- O kuuurwwaaaa... - wyszeptałem patrząc na krwawiące strzępki zwłok. I
wróciłem szybko do hotelu, bo wybuch musiał obudzić moją rodzinkę.
Nie myliłem się. Obie już nie spały, tylko siedziały na łóżku przerażone.
- Co się stało ? - zapytała żona.
- Nie wiem - skłamałem, nie chcąc jej denerwować.
- Powiedz prawdę, powiedz prawdę , przecież widzę, że kłamiesz.
- No dobra, ale tylko się nie denerwuj. Ktoś przed hotelem wysadził samochód z
gościem w środku.
-Boże! Nie zostanę na tej wyspie ani dnia dłużej!
- Spokojnie. To nic takiego. To się zdarza i u nas.
- GÓWNO MNIE TO OBCHODZI!!
- Masz rację. Tego już za wiele. Idę skopać dupę właścicielowi hotelu.
- Nie . Najpierw zadzwoń do Orbisu i każ im znaleźć dla nas jakiś NORMALNY
hotel. Dopiero potem możesz nakopać temu brudasowi.
Zrobiłem tak. Znalazłem w swoich papierach numer biura podróży, wziąłem komórkę
i wystukałem cyfry. Czekałem długą chwilę, zanim w Polsce łaskawie odebrano
słuchawkę.
- Biuro Podróży Orbis , filia w Koszalinie, słucham...?
- Dzwonię z hotelu na Cyprze - powiedziałem do tej baby - Z hotelu, który nie
spełnia należytych wymogów.
- Nie rozumiem , psze pana , jak to nie spełnia? A tak w ogóle to proszę
najpierw się przedstawić i podać numer zawartej z nami umowy turystycznej.
- Chyba Pani żartuję? Skąd mam Pani wziąć ,do cholery, numer jakiejś umowy?
Niech Pani słucha! Nazywam się Markowski i przyjechałem wraz z żona i córką na
Cypr na wakacje życia. A hotel w którym nas ulokowaliście i który miał być
ciepłym, rodzinnym miejscem, wygląda jak podrzędny burdel.
- Po pierwsze, bardzo proszę się tak nie wyrażać, po drugie proszę podać nazwę
tego hotelu, to sprawdzę w komputerze.
Podałem jej nazwę hotelu. Chwilę potrwało zanim coś tam sprawdziła w tym swoim
komputerze.
- Oj, chyba Pan przesadza. Mam tu czarno na białym, że hotel Vergil słynie z
ciepłej atmosfery i rozpieszczania swoich gości. Wszyscy nasi klienci,
wyjeżdżali z niego zadowoleni.
- Gówno mnie obchodzą WSZYSCY , ja nie jestem zadowolony! Natychmiast proszę
przenieść mnie i moją rodzinę w inne, LEPSZE, miejsce!
- Chyba jest pan PRZEWRAŻLIWIONY. W komputerze mam napisane...
- Niech mnie Pani posłucha! Mam w dupie Pani komputer! Wykupiłem w waszym biurze
trzy tygodnie na RAJSKIEJ wyspie, a czuję się jak na zesłaniu na wyspie
DIABELSKIEJ. Ma nam Pani jeszcze dzisiaj zmienić hotel!
- Proszę się nie wyrażać, albo zaraz przerwę rozmowę.
- Posłuchaj mnie ty słodkogłosa damusiu! W TYM HOTELU WYBUCHAJĄ BOMBY!!
- Phi... Chyba pan żartuje . Cypr to nie trzeci świat.
- Posłuchaj tępa krowo!! Właśnie przed chwilą jaja faceta, pod którego samochód
podłożono bombę, wleciały se przez hotelowe okno i pacnęły na podłogę tuż obok
mojej córki!! DAWAJ MI TU, KURWA, SWOJEGO KIEROWNIKA!!!
- Kierownika ,niestety, nie ma , a tak w ogóle nie rozumiem dlaczego Pan dzwoni
z tym do nas, bo takie sprawy załatwia się na miejscu przez naszego rezydenta.
Jego numer na pewno pan od nas otrzymał - i rozłączyła się.
- Mam zadzwonić do rezydenta - poinformowałem przysłuchującą się żonę - Podobno
mamy jego numer.
- No to dzwoń, dzwoń do tego rezydenta i nich nas stąd zabiera.
Na odnalezienie tego pierdolonego numeru straciłem dobre 15 minut. W końcu
znalazłem ten świstek, wystukałem zapisany na nim numer i po chwili usłyszałem
jakiegoś gościa, nawijającego po grecku.
- Jest Pan rezydentem Orbisu na Cyprze?
- Tiak. Cim mogie slużyć?
- Jestem turystom z Polski, z żoną i dzieckiem, dzwonię z hotelu Vergil i powiem
krótko. MASZ ,KURWA, GODZINĘ , ŻEBY TU PRZYJECHAĆ I ZABRAĆ NAS Z TEGO SYFU!!
INACZEJ CI Z DUPY NOGI WYRWĘ!!!
Przyjechał po 20 minutach. Widać lubił swoje nogi. Miał około 35 lat, był niski,
śniady, nosił okulary, uśmiechał się.
- Dzindybry. Na dworze policja. Co się stać?
- Głową jednego z twoich ziomków, ktoś w dachu jego własnego samochodu przebił
szyberdach. To się stać!
- Nie rozumieć?
- Uspokój się - upomniała mnie żona - Pogadaj z nim na spokojnie.
- Dobra, na spokojnie. POSŁUCHAJ MNIE , KURWA! CZY WIDZIAŁEŚ TEN HOTEL?! NIE O
TAKIM GÓWNIE MARZYLIŚMY!! NIE CHCEMY W NIM MIESZKAĆ! MASZ NAS STĄD ZABRAĆ I TO
JUŻ!!!
- Niech Pan na przykład spojrzy na te ściany - odezwała się Ala - Widzi pan?
- Nio. Przyznam, trocha oryginalna malunek.
- To komary! - wrzasnąłem - Komary, które ktoś rozgniatał na niej przez wiele
lat.
Dowiedzieliśmy się zresztą, skąd wzięło się tam tyle tych komarów. Gdy
czekaliśmy na rezydenta , otworzyłem na oścież okno i gdy się przez nie
wychyliłem, okazało się, że tuż pod nim przepływa jakiś wodny kanał, prawie
ściek, pełen wszelkiego syfu. W tym czasie stwierdziliśmy także brak ciepłej
wody w obskurnej łazience. Nie ,rozmawiając z tym gościem, nie mogłem zachować
spokoju.
Grek zbliżył się do ściany i odchylił okulary. Westchnął.
- Plosza dać mnia 2 godzina. Znajde wam hotel lepsza od tego.
- Zaczynam kochać tego miłego człowieka - powiedziałem do żony.
Wrócił znacznie wcześniej, uśmiechając się od progu.
- Znalazłem. Hotel Eva. Ładny, piękny. De lux. Chodźta!
Polubiłem go jeszcze bardziej , bo pomógł nam znieść walizki. Na recepcji
siedziała jakaś kobieta. Gruba, z przetłuszczonymi włosami, długim nosem.
Zapewne Pani Adams. Widać Pan Adams był mądrym facetem i wolał samemu nie
narażać tyłka.
Chyba już wiedziała , że rezygnujemy z nieziemskich luksusów i niebiańskiej
atmosfery tego miejsca, bo rzuciła nasze paszporty na blat z zaciętą, wielce
obrażoną miną.
- Niech Pan powie tej kobiecie , że w Polsce śmietniki są ładniejsze od ich
hotelu - Ala poprosiła rezydenta. I ten coś powiedział do tej kobiety, choć
zapewne jej tego nie przetłumaczył.
Wyszliśmy z tego Cypryjskiego burdelu w słoneczny blask i zapakowaliśmy nasz
dobytek ,do przywołanej przez rezydenta taksówki.
Nie jechaliśmy długo. Hotel Eva znajdował się niedaleko i kiedy tam
zajechaliśmy, jego widok nie wywołał w nas odruchu wymiotnego.
W środku też żadne z nas nie puściło pawia. Nie był to Hotel Plaza, ale też i
nie Vergil. Przyjemna recepcja, uśmiechnięty, przystojny facet za nią, sporo
egzotycznych kwiatów w donicach. A przez oszkloną ścianę widok na basen. Duży ,
ładny, z czystą wodą, otoczony palmami.
- Dobra, nie podejmujmy decyzji pochopnie, najpierw obejrzyjmy pokój.
Zgodziłem się z żoną. Mieli windę ( co też uznaliśmy za duży plus) którą
wjechaliśmy na 4 piętro. Towarzyszył nam rezydent i młody chłopak z recepcji,
który w windzie skupiał całą uwagę na cyckach Ali. Spiorunowałem go wzrokiem i
chłoptaś zawstydzony spuścił oczy.
Pokój był ok. Duże wyro dla nas i całkiem spore dla małej. Telewizor, lodówka,
klimatyzacja. Spory balkon. A gdy na niego wyszliśmy, wpadliśmy w zachwyt.
Rozciągał się z niego widok na Morze Śródziemne. Co prawda był do niego spory
kawałek, ale z góry mieliśmy je jak na dłoni.
Podobało nam się tu, ale jeszcze nie daliśmy tego po sobie poznać przed tymi
dwoma.
Wyszliśmy z pokoju i zjechaliśmy windom na dół. Wychodząc z niej usłyszałem
znajomy, bratni język. W holu rozmawiały Rosjanki. Piękne Rosjanki. Jedna
posłała uśmiech w moją stronę i to przeważyło szale.
- To miejsce jest CUDOWNE. Zostajemy. Zaraz wniosę na górę walizki -
powiedziałem.
- A mnie jakoś przestało się podobać - powiedziała żona, patrząc na te rosyjskie
laleczki.
Jednak zostaliśmy. Potem okazało się, że hotel jest pełen Ruskich. I to głównie
kobiet, z których większość warta była grzechu. Wiedziałem , że przez cały czas
chodzą po głowie mojej żonie.
- Ciekawe , co one tu robią? - rozważała , kiedy siedzieliśmy jeszcze tego
samego dnia przy basenie, a ja nie mogłem powstrzymać się, aby nie zerkać na
piersi tych Rosjanek, bo opalały się toples.
- Są na wczasach, tak jak my - odparłem.
- A mnie wyglądają na takie, które przyjechały tu do PRACY.
- Mówisz tak , bo są ładne i takie NOWOCZESNE. Wiesz co kochanie... Ty też
zdejmij kostium i wystaw cycuszki na słońce, a od razu lepiej się poczujesz. Bo
skasujesz te panny na całego.
- A będziesz zerkał na moje piersi ,tak jak na ich ?
- No wiesz... Twoje znam już na pamięć, a ich widzę pierwszy raz.
- No to nie mam zamiaru z nikim konkurować.
- O, o, lezie tu jakiś facet w pomarańczowych kąpielówkach. Jestem pewien, że
gdy odsłonisz piersi, nie spuści z nich oczu.
- Wolałabym abyś ty nie spuszczał z nich oczu.
- Oj tam, kochanie...
- Idę popływać . I tobie też radzę wskoczyć do wody, aby trochę ochłonąć. Mam
nadzieję, że znowu niczego między nami nie zepsujesz..
I wskoczyła do basenu, podpływając do córki, unoszonej na wodzie przez gumowe
kółko.
Wieczorem wyszedłem na samotny spacer po okolicy. Łaziłem z godzinę, a potem
wstąpiłem do sklepu, aby kupić kilka piw. Znalazłem lodówkę z browarami,
wyciągnąłem cztery butelki i poszedłem za nie zapłacić. Prze de mną przy kasie
stała jedna z tych hotelowych Rosjanek. Płaciła za butelkę wódki. Była to ta
dziewczyna, której cycki podobały mi się na basenie najbardziej. Cała reszta
jej, też nie była najgorsza. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Hotel Eva ? -zapytała.
- Tak.
- Ty z Polszy?
- Da.
- Mnienia zawód Swietłana.
- Krzysztof.
- Jeśli chocież pogawarić, przyjdź do kwatieru 31 - powiedziała, puściła do mnie
oko i wyszła z flaszką pod pachą, ponętnie kręcąc tyłkiem.
No to mam dylemat, pomyślałem, zapłaciłem za piwo i ruszyłem do hotelu.
I gdy się w nim znalazłem, dylemat bynajmniej mnie nie opuścił. Tylko się
nasilił, zwłaszcza gdy przyszło mi w windzie wybrać numer piętra. Na naszym, 4
piętrze, pokoje kończyły się na numerze 28, więc pokój 31 musiał znajdować się
wyżej. Wcisnąłem numer 5 i ruszyłem ku przeznaczeniu.
Winda właśnie się zatrzymywała , gdy zadzwoniła komórka. Na wyświetlaczu
pojawiło się imię mojej żony. Odebrałem myśląc sobie, że pewnie chce mi
powiedzieć, co mam jej kupić w sklepie.
- Chyba za wysoko pojechałeś. Nasz pokój znajduję się niżej - powiedziała i się
rozłączyła.
Do dziś nie wiem skąd wiedziała , że pojechałem piętro wyżej. Z czystego strachu
, nigdy już do tego nie wróciłem.
**
w hołdzie kobiecej intuicji.