12352
Szczegóły |
Tytuł |
12352 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12352 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12352 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12352 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
K.S.RUTKOWSKI
BOHATER
By�em mi�ym facetem, ale to jej nie wystarczy�o. Chcia�a mie� �ycia pe�nego
wra�e�, a nie tylko ustabilizowanego. Wi�cej od co miesi�cznej wyp�aty, sta�ych
uczu�, od czasu do czasu kwiat�w. By�em �lepy, ale gdy przejrza�em, by�o ju� za
p�no. Ju� od roku dyma� j� m�j najlepszy kumpel. I to w moim w�asnym ��ku, gdy
ja zaharowywa�em si� w robocie. Jeden jedyny raz zwolni�em si� troch� wcze�niej
i dzi�ki temu pozna�em prawd�.
Z miejsca wpad�em w sza� i rzuci�em si� na kolesia, ale by� silniejszy i obi� mi
mord�. Potem spokojnie si� ubra�, odla� w �azience pogwizduj�c i jak gdyby nigdy
nic , wyszed� z mieszkania z moj� �on� pod r�k�. I tak zako�czy�o si� moje
ma��e�stwo.
Zacz��em �y� sam. Pi�em i ca�ymi dniami ogl�da�em pornosy. Zawsze tak
wyobra�a�em sobie �ycie przegranego faceta, a �e bez w�tpienia by�em przegrany,
wi�c tak w�a�nie �y�em. Jak szczur. Normalne �ycie by�o ju� ponad moje si�y.
Mia�em za mi�kkie serce, �eby stawia� mu czo�o. Pr�bowa� na si�� by�
szcz�liwym, kiedy nie mia�em ju� na nic ochoty. Po pracy zagrzebywa�em si� wi�c
w swojej norze, z rzadka tylko ja opuszczaj�c. Zwykle, �eby uzupe�ni� zapasy
alkoholu i wymieni� kasety w wypo�yczalni.
Tego dnia w�a�nie wracam ze sklepu z siatka pe�n� piwa, kiedy to si� staje.
Najpierw widz� gnata w �apie tego faceta, dopiero potem tego ,do kogo ten go��
mierzy. Do jakiego� zgreda w okularach i muszk� pod szyj�. Przytomnie spogl�dam
na szyld nad witryn�. Jubiler. Nagle s�ysz� wystrza� i szybko chowam si� za
winkiel. Nie jestem supermanem, cho� jako g�wniarz bardzo chcia�em nim by�. Nie
mia�em jednak predyspozycji. Jestem urodzonym tch�rzem. Nawet schowany za tym
budynkiem, sram w gacie ze strachu.
Ale ta wredna kurwa, ODWAGA, akurat nagle postanawia sobie o mnie przypomnie�.
Wida�, akurat przechodzi ulic�, widzi mnie opartego o �cian� i trz�s�cego si�
ze strachu jak galareta i robi jej si� mnie �al. I wskakuje mi do serca, bo
nagle czuj� �e MOG� WSZYSTKO.
A ten go�� z giwer� akurat wybiega ze sklepu. I kieruje si� w moj� stron�.
Podstawiam mu wi�c nog� i kiedy zwala si� jak d�ugi na gleb�, poci�gam mu w ryj
z buta. Potem poprawiam mu raz i drugi. Skutecznie, bo facet przestaje si�
rusza�. Nie ma co, mam fart. Sam si� dziwie swojej nag�ej odwadze, patrz�c na
tego roz�o�onego na chodniku bandziora. Jeszcze nigdy nikogo nie pobi�em. Zawsze
to ja by�em tym kogo bito. A tu , popatrzcie, pokona�em niez�ego bydlaka.
Jestem taki dzielny! Odwa�ny! Z ca�� pewno�ci� poka�� mnie w telewizji!!
Rozgl�dam si� dooko�a , ale nigdzie �ywej duszy. Przenosz� wzrok na ziemi�, na
tego le��cego na niej �miecia i robi� to w sama por�, bo bandzior zaczyna si�
porusza�. Spluwa z kt�rej mierzy� do tego dziadka w sklepie, wci�� tkwi w jego
r�ku. A w drugiej r�ce sk�rzana torba, z kt�rej wysypa�y si� z�ote precozja.
L�ni� n�c�co w popo�udniowym s�o�cu. Pier�cionki, �a�cuszki, broszki i kolczyki.
Jest tego z dobrych kilka kilogram�w. Pochylam si� nad tym bandyt� i wyjmuje mu
bro� z r�ki. Ci�k�, z b�benkowym magazynkiem. Nast�pnie si�gam po torb� z
bi�uteri�.
I w takiej w�a�nie sytuacji zastaje mnie policyjny patrol, kt�ry nadje�d�a na
sygnale i hamuje tu� przy mnie z piskiem opon.
Z wozu wyskakuje dw�ch gliniarzy, bia�y i czarny , i bierze mnie na muszk�.
Zachowuje spok�j. W ko�cu to ja tu jestem bohaterem. U�miecham si� do nich, mimo
�e obaj wydzieraj� mordy , �ebym odrzuci� spluw� i po�o�y� si� na ziemi z
wyci�gni�tymi r�kami. Przez chwile zastanawiam si� o co im chodzi i nagle
przypominam sobie o spluwie kt�r� trzymam., wi�c pos�usznie odrzucam j� na
chodnik, torb� ze z�otem stawiam przy nodze i unosz� r�ce do g�ry. I chce im
w�a�nie wyja�ni� jak si� faktycznie sprawy maj�, kiedy nagle rzucaj� si� na
mnie, przewracaj� na ziemie, prawie wgniataj�c w beton i skuwaj� mi na plecach
r�ce. �miej� si� nerwowo.
- Panowie, to pomy�ka. To tamten go�� jest przest�pc� - m�wi�. Ale oni w
odpowiedzi podnosz� mnie z ziemi jak szmacian� kuk�� i prawie zanosz� do
radiowozu. Jedyny kontakt z pod�o�em maj� czubki moich but�w, kt�re si� po nim
sun�. Po chwili siedz� ju� z ty�u samochodu i patrz� na �wiat po przez kraty.
Wykrzykuje do glin, �e to pomy�ka, ale oni nie s�uchaj�. Jeden nachyla si� nad
le��cym bandziorem, a drugi wchodzi do sklepu. Po chwili z niego wychodzi i z
jego ust odczytuje s�owo "trup".
Z�odziej zaczyna dawa� oznaki �ycia. Rusza nogami , r�kami, potem podnosi si�
z ziemi na �okciach.
- Nic Panu nie jest? - pyta si� go jeden z gliniarzy. S�ysz� go , bo okna z
przodu samochodu s� otwarte na o�cie�. Facet obcina niepewnie jednego glin�,
potem drugiego, ogl�da si� dooko�a i zatrzymuje wzrok na mnie. Mog� przysi�c ,�e
dostrzegam w jego oczach b�ysk. Istne �wiate�ko nadziei.
- Nic, nic - odpowiada ,teatralnie �api�c si� za g�ow� - Ca�e szcz�cie , bo ten
BANDZIOR mocno mnie poturbowa�.
Bandzior?! Ten facet nazwa� mnie bandziorem?! Nie wierz�!
Gliniarze pomagaj� mu wsta�. Facet jest m�ody, ma twarz mi�ego go�cia i to
pewnie ich zwodzi. No c�, ja za to ostatnio nie dba�em o siebie. Ci�gle pi�em i
nie mia�em na to czasu. I dlatego rozumiem, �e w oczach policjant�w z nas dw�ch
to ja bardziej wygl�dam na przest�pc�. Ale nim nie jestem, wiem to ja , wie B�g
, no i ten go��, kt�ry w�a�nie bezczelnie pr�buje mnie wrobi� w to wszystko. Ale
spokojnie... S� przecie� odciski palc�w i inne rzeczy. Facet mo�e pobawi� si� w
teatr, ale na d�u�sz� met� na nic mu to si� nie zda.
- Prosz� nam opowiedzie� co tutaj zasz�o - prosi go czarny gliniarz. I facet
zaczyna nawija�. Niech mnie cholera, z grubsza nakre�la im moj� wersje
zdarzenia, gdybym to ja im j� opowiada�. Akurat przechodzi� , zobaczy� napad,
us�ysza� strza�, pr�bowa� mnie(!) zatrzyma�, zacz�a si� walka wr�cz, ja j�
wygra�em, ale na szcz�cie w por� zjawi�a si� policja, bo nie wiadomo jakby to
si� sko�czy�o. Pewnie strzeli�bym tak�e do niego. Nie wierz� w�asnym uszom -
facet dzi�kuje tym mundurowym za uratowanie �ycia. A oni w odwecie chwal� go za
wielk� odwag�. Nie wierz�... Nie mog� w to, kurwa, uwierzy�.
Ale to si� dzieje. Na moich oczach. Przest�pca i gliniarze w�a�� sobie nawzajem
w dup�, a prawdziwy bohater tego dnia, siedzi skuty w radiowozie i na to patrzy.
Bo�e, mo�e czas ruszy� ty�ek ze z�otego tronu i zaj�� si� sprawiedliwo�ci�?!
Dobra, w ko�cu m�wi� sobie, na posterunku wyja�ni� im to na spokojnie. W tej
samej chwili pod jubilera podje�d�aj� inne policyjne wozy,oraz coroner i zaczyna
si� ta ca�a chryja, kt�r� zawsze widzi si� na filmach. Oczywi�cie pojawiaj� si�
tak�e fotoreporterzy i telewizja. Flesze b�yskaj� przez ca�y czas. Kilku go�ci z
aparatami podchodzi nawet do samochodu i znienacka robi mi zdj�cia. No �adnie...
Nawet oni my�l�, �e to moja sprawka. Moje fotki uka�� si� pewnie w wieczornych
wydaniach gazet i wiadomo�ciach tv. Ale co tam. Mog� mnie troch� oczernia�. Jak
ju� si� sprawa wyja�ni, wezm� jakiego� obrotnego prawnika, wytocz� gazet� i
telewizji proces i mo�e uda mi si� wyci�gn�� z tego par� dolc�w.
Gliniarze zabieraj� mnie na komisariat. I gdy jedziemy, roztaczaj� przede mn�
wizje mojej przysz�o�ci. Do�ywocie, albo iskrz�ce krzese�ko. Oczywi�cie mam w
dupie ich gadanie, bo jestem niewinny. Istnieje przecie� sprawiedliwo�� na tym
�wiecie.
Mam tylko nadziej�, �e gliny nie wypuszcz� prawdziwego bandyty.
Na komisariacie jednak nic si� nie zmienia. Detektywi , kt�rzy bior� mnie w
obroty, nie chc� s�ucha�. Pr�buje im na spokojnie wyja�ni� , w czym rzecz, ale
oni dr� tylko mordy, nakazuj�c mi si� przyzna�. To jaka� komedia. Farsa.
Pierdolony, kiepski sitcom z Tomem Arnoldem w roli g��wnej. Mimo, �e szlag mnie
trafia, nie przestaje im jednak t�umaczy� .Powoli. spokojnie, wyra�nie, staraj�c
si� nie denerwowa�. Z�o�� nic tu nie da. Tak samo nerwy. Musze by� spokojny i
mi�y. Ci faceci nie mog� by� przecie� tacy t�pi...
Ale okazuj� si� w�a�nie tacy. Nie wierz� w ani jedno moje s�owo. Twierdz� , �e
maja dowody mojej winy. Zeznania patrolu policji, kt�ry na miejscu zdarzenia
zasta� mnie z broni� w r�ku i torb� pe�n� z�ota, oraz s�owa ci�ko pobitego
�wiadka, kt�ry pr�bowa� mnie obezw�adni�. Po raz enty t�umacze im, �e ten
�wiadek, to w�a�nie jest sprawca tego napadu i zab�jstwa. Ale oni tylko si� ze
mnie �miej�. Jezu, zaczyna by� nieweso�o.
Robi si� jeszcze gorzej, kiedy nadchodz� wyniki bada� z laboratorium. Na broni i
torbie z bi�uteri�, znaleziono tylko moje odciski palc�w , �adnych innych.
Gliniarze oznajmiaj� mi to, patrz�c z tryumfem . Prze�ykam �lin� i dopiero teraz
naprawd� zaczynam si� ba�...
Na noc zamykaj� mnie w areszcie. Na szcz�cie siedz� w celi sam , wi�c bez
skr�powania , kl�kam i po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna , zaczynam si�
modli�. G��wnie o to, aby B�g o�wieci� m�dro�ci� te wszystkie zakute , policyjne
pa�y.
Ale nast�pnego dnia okazuje si� , �e w nocy Pan B�g s�ucha� kogo� innego. Gliny
wioz� mnie do gmachu s�du, a tam s�dzina - Azjatka skazuje mnie na pobyt w
areszcie do czasu rozprawy, bez wyznaczenia kaucji. Adwokat z urz�du, kt�rego
pozna�em ledwie kilka chwil przed wej�ciem na sale rozpraw, rozk�ada bezradnie
r�ce, chocia� jestem pewien , �e nawet do ko�ca nie wie, za co mnie w�a�nie
przymkn�li.
Gdy wioz� mnie nie do pud�a - p�acz�, gdy klawisze przyjmuj� mnie na oddzia� -
tak�e, i gdy prowadz� mnie do celi - r�wnie�, wi�c ju� na samym wej�ciu nie
robi� na innych skazanych dobrego wra�enia. Wi�niowie szydz� ze mnie, gdy
przechodz� przez korytarz, niekt�rzy posy�aj� ca�uski. A ja zamiast wzi�� si� w
gar��, zaczynam chlipa� jeszcze bardziej. Nawet prowadz�cy mnie klawisz , kiwa z
niedowierzaniem g�ow� i spogl�da na mnie, jak na kawa�ek g�wna...
M�j towarzysz z celi , to niebieski od tatu�a�y bydlak, kt�ry wita mnie szerokim
u�miechem. Nie bardzo podoba mi si� ten u�miech. Spuszczam nisko g�ow�, ocieram
�zy i k�ad� si� na doln� prycz�, ze strachu i przera�enia zwijaj�c si� w k��bek.
Reszta dnia mija spokojnie, ale w nocy zaczyna si� horror. Jak na tych
wszystkich pierdolonych filmach o pudle. Bydlak z pryczy nade mn� z�azi na d� i
pr�buj� wgramoli� si� na mnie , jak na kobiet�. Spycham z siebie jeba�ca, ale on
ponawia pr�b� i kiedy wal� go z pi�chy w ryj, porz�dnie mi oddaje. Ma par�. Jego
cios gruchocze mi przednie z�by. I na kr�tko oszo�amia. Przez chwil� zupe�nie
nie wiem gdzie jestem i co si� w�a�nie dziej� i to w zupe�no�ci wystarczy temu
grubasowi. Kiedy dochodz� do siebie, jestem ju� bez spodni, mam czym� skr�powane
r�ce, grubas le�y na moich plecach, zatyka mi r�k� usta i bole�nie mnie gwa�ci.
M�j proces rozpoczyna si� dopiero za trzy tygodnie. Do tego czasu przelatuj�
mnie chyba wszyscy wi�niowie. Za ka�dym razem kiedy przychodzi jaki� facet i
wyci�ga z gatek fiuta, pr�buj� si� broni�, ale z regu�y nie mam nic do
powiedzenia. Je�li stawiam si� wyj�tkowo mocno, przychodzi dw�ch czy trzech
innych, przytrzymuje mnie , a tamten robi swoje i tak na okr�g�o. W ci�gu tych
kilku tygodni osi�gam status najwi�kszej wi�ziennej dziwki. Raz nie mog� ju�
tego d�u�ej znie�� i przelatuje sobie kawa�kiem szk�a po strunach, ale nawet to
pierdol� sromotnie, sp�dzam w szpitalu trzy dni i kiedy wracam na oddzia� ,
wszystko zaczyna si� od nowa...
Na rozprawie s�dzina, tym razem bia�a, nie daj� wiary moim s�owom. M�j adwokat
przez ca�y czas daje dupy , r�wnie ostro jak ja w pudle, i oskar�yciel jedzie po
nim jak po �ysej kobyle. W ko�cu ,na czwartej rozprawie, zapada wyrok i trafiam
do celi �mierci...
Przez pierwsze miesi�ce czuje si� jak w transie, ale potem jest ju� lepiej , a
po dw�ch latach prawie godz� si� z losem. Nie mam innego wyj�cia. Gdyby nie to ,
�e oczekuj� w niej na �mier�, cela by�a by ca�kiem przyjemnym miejscem. Mam w
niej telewizor, ksi��ki, �wi�ty spok�j. Zupe�nie jak w moim mieszkaniu, z
kt�rego przez lata tak�e prawie nie wychodzi�em. Nikt mnie tu nie gwa�ci,
klawisze s� w porz�dku , a z wsp�wi�niami prawie nie mam styczno�ci. ��czy nas
tylko to , �e wszyscy mamy wkr�tce umrze� i nic wi�cej. W�a�nie dzisiaj
dowiedzia�em si� od swego prawnika, �e ja ju� nied�ugo. Wyczerpa� wszystkie
mo�liwo�ci prawne i wyznaczono ju� termin. Za osiem dni o tej porze ,nie b�d�
ju� �y�.
W ko�cu przychodzi ten dzie�. Na godzin� przed egzekucj� przychodz� po mnie
klawisze. Maj� powa�ne, kamienne twarze. Skuwaj� mi r�ce i prowadza do celi ,
s�siaduj�cej z t� ,w kt�rej wykonywane s� wyroki. Dziwne, ale id� z nimi
spokojny, wr�cz rozlu�niony, jakbym wcale nie szed� na �mier�. Zastrzyk na
uspokojenie , o kt�ry poprosi�em jak�� godzin� wcze�niej, przynosi efekt.
Par� minut p�niej odwiedza mnie m�j adwokat i oznajmia , �e teraz ju� tylko
ca�a nadzieja w gubernatorze. Wiem ,�e przez te wszystkie lata , kiedy zajmowa�
si� moj� spraw� , nie uwierzy� w moj� niewinno��, ale to dobry ch�opak i troch�
go polubi�em. �ciskam przez krat� jego d�o� i �ycz� mu jak najlepiej. Odchodzi
speszony, nie bardzo wiedz�c , co powiedzie�.
Potem przychodzi ksi�dz. Sam o niego poprosi�em, bo przed �mierci� bardzo chce
si� wyspowiada�. Kto jak kto, ale on powinien mi uwierzy�. To i tak niczego ju�
nie zmieni, ale chce �eby kto� na tym �wiecie wiedzia�, �e zabito niewinnego.
Stra�nik podaje ksi�dzu taboret, ten zasiada po drugiej stronie krat i zaczyna
wys�uchiwa� moich s��w....
Zaczynam od pocz�tku, od tego pecha , kt�ry prze�ladowa� mnie od dziecka,
wspominam o nieudanym ma��e�stwie i stopniowo dochodz� do spraw, kt�re
przywiod�y mnie do tego miejsca. Staram si� o niczym nie zapomnie�, ksi�dz
s�ucha z uwag� i od razu robi mi si� l�ej... Ko�cz� spowied� pro�ba o modlitw�
za mnie i czekam na jakie� s�owa otuchy... Ksi�dz wydaje si� by� w szoku. Wcale
mu si� nie dziwie. Przyszed� w ko�cu do zatwardzia�ego grzesznika , a spotka�
niewinnego, z kt�rego zakpi� los. Rozumiem go i daje mu czas na zebranie my�li.
W ko�cu wzdycha i m�wi:
- Synu, chocia� w ostatnich chwilach �ycia m�g�by� nie ok�amywa� swojego
stw�rcy.
A potem kre�li w powietrzu znak krzy�a i kr�c�c z niedowierzaniem g�ow� ,
odchodzi.
Kilka minut p�niej, odg�os otwieranej kraty, wyrywa mnie z letargu. Rozpocz��
si� ostatni akt. Widz� kilku klawiszy, a za nim naczelnika wi�zienia. J. Dw�ch
klawiszy wchodzi za krat� , skuwa mi r�ce i wyprowadza z celi, a potem ju� ca�y
orszak towarzyszy mi w moim ostatnim spacerze.
W celi �mierci jest bardzo jasno i gdy do niej wchodz� , przez chwil� nic nie
widz�. Potem dostrzegam to s�ynne krzes�o i dopiero wtedy nogi uginaj� si� pode
mn�. Klawisze jednak nie pozwalaj� mi upa��. Pr�buje usta� na nogach o w�asnych
si�ach, ale nie mog�, wi�c donosz� mnie na miejsce, sadzaj� na krze�le i
rozpoczynaj� przygotowania do mojej podr�y w za�wiaty. Trz�s� mi si� r�ce,
serce uderza 10 razy szybciej, a oczy nerwowo rozgl�daj� si� dooko�a. Na �adnej
twarzy nie widz� lito�ci. Nawet z twarzy ludzi na widowni za wielka szklan�
szyb� , wieje ch�odem. Dostrzegam w�r�d nich znajomego. Od razu go poznaje ,
cho� od lat nie widzia�em. W pierwszym rz�dzie , wbity w przyciasny garnitur,
siedzi i patrzy na mnie facet, kt�ry mnie w to wszystko wrobi�. Pr�buje dostrzec
w jego oczach jakie� uczucia, cho�by cie� przeprosin, ale widz� tylko
zafascynowanie. Zaj��em w ko�cu nale�ne mu miejsce i ju� pewnie nie mo�e si�
doczeka�, aby zobaczy� co by go spotka�o , gdyby tamtego dnia przed laty, nie
mia� g�upiego farta.
Po chwili klawisze unieruchamiaj� mi w pasach r�ce i nogi, zak�adaj� na g�ow�
elektrody i zas�aniaj� klapk� oczy. Widzialny �wiat przestaje dla mnie istnie� ,
za to s�uch wyostrza si� o 100 procent.
Co by�o do przewidzenia ,telefon od gubernatora nie dzwoni. Ta historia nie ma
mie� hapy endu. W ko�cu puszczaj� pr�d i ostatnim co czuj�, to to , �e zaczynam
szcza� i sra� pod siebie.