12295

Szczegóły
Tytuł 12295
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12295 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12295 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12295 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Anna Oktawiec � Blaschke WIRUS �YCIAI INNE OPOWIADANIA WIRUS �YCIA PROLOG Ciep�e promienie wrze�niowego s�o�ca przedziera�y si� migocz�c przez poz�acany pierwszym dotkni�ciem jesieni las. Ale staremu Gniadkowi, id�cemu w�a�nie poln� drog�, wszystko si� dzisiaj w oczach mieni�o. Wraca� od �Franka spod lasa�, z kt�rym opr�ni� spor� butl� bimbru. Patrzy� na �ciel�cysi� przed nim jego w�asnycie� i mamrota� pod nosem. Grzybek podszed� do okna. Wr�ku dzier�y�szklank� zw�dk�, w kt�rej topi� w�a�nieswe �yciowe problemy. Ujrza� z oddali zbli�aj�cego si� chwiejnym krokiem g�rala, wychyli� jednym haustem zawarto�� naczynia i ruszy� do drzwi. � No, stary, jeste� moj� ostatni� desk� ratunku � rzek� g�o�no, wyci�gaj�c z g�stych krzak�w zw�j grubego kabla. Rozwijaj�c drut posuwa� si� ty�em w kierunku drogi. Przeci�gn�� go na drug� stron� i zacz��grzeba�wtrawie. Odszuka�specjalnie w tymmiejscu wbityko�ek i na�o�y� na� p�tl� uwi�zan� na ko�cu kabla. Naci�gn�� przew�d. W s�o�cu zab�yszcza� uwolniony z izolacji odcinek, wisz�cy kilka centymetr�w nad drog�. Gniadek, zapatrzony w prowadz�cy go cie�, wyszed� zza kilku chojak�w rosn�cych na zakr�cie. Zatrzyma� si�. Pojawi� si� bowiem powa�ny problem: cie� szed� prosto, a droga zakr�ca�a �agodnym�ukiem wkierunku domu Grzybka. Ch�op zg�upia�, co� mu tu nie gra�o i nale�a�o si� powa�nie zastanowi�, kt�r� drog� ruszy� dalej. Rozterk� Gniadka wykorzysta� Grzybek. Biegiem, skulonywe dwojepop�dzi� do domu i z dzikim u�miechem na twarzy pod��czy� kabel do gniazdka. Dalsz� obserwacj� prowadzi� ukrytyw krzewach rosn�cych mi�dzy domostwem a drog�. Pijanych�op podj�� wko�cu m�sk� decyzj� i zostawiwszyd�ugi cie� u swego boku, ruszy� dalej drog�. Nie dane mu by�o jednak spokojnie w�dr�wk�kontynuowa�, bo nagle ni st�d, ni zow�d ujrza� ni� z�ot� biegn�c� nad drog� w poprzek kolein. Nie dowierzaj�c w�asnym oczom przyspieszy� kroku i ju� �wi�c�ce cudo by�o tu�, tu�. Zatrzyma� si� z trudem utrzymuj�c r�wnowag�. Chwil� co� mamrota�, najwyra�niej g�o�no si� zastanawiaj�c, w ko�cu pochyli� si� i wyci�gn�� r�k� w kierunku z�otej linii. Grzybkowi zwra�enia zapar�o dech, gdyujrza� jak cia�o ch�opa wysztywni�o si�, w�osyi w�sy stan�y d�ba, po czym ofiara r�bn�a o ziemi� wzbijaj�c tuman kurzu. Morderca wyskoczy� zza krzak�w, podbieg� do palika w trawie i trzymaj�ckabel za istniej�cy,niewielki fragment izolacji podszed� do le��cegoch�opa. Od�o�y� narz�dzie zbrodni, dzikim wzrokiem spojrza�nawykrzywion�twarzGniadka, pochyli� si�i u�miechni�tychwyci�goza przegub d�oni. � A niech to! � Na twarzy Grzybka pojawi� si� grymas. W�ciek�y rzuci� r�k� ch�opa o ziemi� i nie patrz�c na niego zacz�� nerwowo zwija� kabel. Po chwili znikn�� w drzwiach domu. Gniadek otworzy�oczy,powoli usiad� izacz�� masowa� obola�� r�k�. Patrzy�to na ni�, to na bezchmurne niebo. Wsta�, lekko nim zarzuci�o, ale jako� utrzyma� cia�o wpionie. Podni�s� g�ow� i patrz�c gdzie� w nieokre�lon� przestrze� wymamrota�: ��lag z jasnygo nieba...Pokiwa� zmierzwion� czupryn� i wolnym krokiem pomaszerowa� drog� dalej, przed siebie. Grzybek usiad� przystole, wla� do szklanki reszt� w�dki zbutelki i wypi�. Podni�s� si� i podszed� do ��ka. � Cholera, znowu nie wysz�o. Nic tu po mnie. Ukl�kn��, rzuci� okiem na wisz�cy na �cianie, okolony z�ot� ramk� wizerunek Matki Boskiej, odrzuci� szary koc, s�u��cy za narzut� i wyci�gn�� spod ��ka star�, zakurzon� walizk�. Wostatnich promieniach s�o�ca, �ladami Gniadka, szed� Grzybek.Obra�onyna ca�y�wiat i na niezniszczalne �ycie, odchodzi� zostawiaj�c dom ica�yskromnydobytek. Wszystko, co zabra�, ni�s� w swej starej, odkurzonej przed chwil� walizce. Ewa spojrza�a na zegarek. Do odjazdu poci�gumia�a jeszczeponad kwadrans. Wesz�a na opustosza�y peron i usiad�a na jedynej �awce b�d�cej ostatni�, jedyn� desk� na dw�ch betonowych podstawkach. Ciep�e promienie zachodz�cego s�o�ca i cisza m�cona dalekimi odg�osami ptak�w nastraja�yj� romantycznie, chocia�trafniejsze by�obyokre�lenie � sennie. Zamkn�aoczyi przechyli�ag�ow�do ty�u, pozwalaj�cs�o�cu pie�ci� twarz. By�a szcz�liwa. My�la�a o tym,jakiewra�enie na szefie zrobijejmateria�. Wiedzia�a, �ena jegoopracowanie potrzebuje dw�ch, trzech dni, a tyle jej zosta�o jeszcze z delegacji. Oczami duszy widzia�a pochlebne recenzje. Z rozmy�la� wyrwa� j� nag�y wstrz�s deski��awki. Otworzy�a oczy. Obok siedzia� niewysoki, kr�py ch�op odziany w brezentow� brunatn� kurtk�, mi�dzy kolanamitrzyma�star� walizk�. M�g�mie� czterdzie�cialbo sze��dziesi�t lat (Ewa nigdynie potrafi�a w�a�ciwie okre�la� wieku ludzi). � A paniusia, przepraszam, to dok�d? � dmuchn�� odorem alkoholu. � Do domu � wola�a odpowiedzie�. Po takim typie mo�na si� by�o wszystkiego spodziewa�. � A mog� wiedzie�, gdzie to paniusia posiada dom? � typ stara� si� by� rozmowny. � Domu nie posiadam, a jedynie ma�e mieszkanko. � Ooo! To paniusia miastowa! A z jakiego miasta, �e si� zapytam? � ch�op stawa� si� dociekliwy. Ewa zerkn�a na zegarek. Jeszcze dziesi�� minut. � A ze stolicy � odpowiedzia�a na odczepnego. � Ooo, to daleko. To paniusia na urlop tu przyjecha�a? � Nie, do pracy. � A gdzie�tu mo�e taka elegancka, miastowa paniusia pracowa�? � Chyba nasz poci�gzachwil� przyjedzie. Pan te� na niego pewnie czeka. Ch�op podrapa� si� w g�ow�, przetar� d�oni� kilkudniowy zarost na brodzie i g��boko westchn�wszy wyb�ka� cicho: � Sam nie wiem na co czekam. � Zwalizk� na stacjizazwyczajczeka si� na poci�g. Do miasta panpewnie jedzie. � Ewa potraktowa�a gojak pijanego, kt�remu film jeszcze si� nie urwa�,alew�tkizaczynaj� si� ju� pl�ta�. � Nie wiem gdzie, byle daleko st�d. Tylko, �emam problem, bo wiepaniusia, ja tonawet na bilet do nast�pnej stacji nie mam. � W g�osie ch�opa pobrzmiewa� jaki� �al i g��bokie zw�tpienie. � Nie rozumiem. � To d�uga historia. Bo, wie paniusia, ja to jestem grabarzem. Taki zak�ad pogrzebowy prowadz�. � I co? Okradli pana? Nieboszczyki si� zbuntowa�y, czy ma pan, po prostu, do�� tej roboty? � Dziewczyna nie wiedzia�a o co mu chodzi i zaczyna�a j� ta rozmowa irytowa�. � Gdybyby�a robota, to mo�eikiedy� mia�bymjej do��. Ale robotynie ma. Od dw�ch prawie lat nikt u nas nie umar�. Nikt. Rozumie paniusia?Ani stary,ani m�ody,ani dziecko. Na chleb ju� nie mam, a co dopiero na bilet. A wie paniusia, dzisiaj na po�egnanie wla�em w siebiebutelk�, co j� schowa�emna oblewaniekolejnegopogrzebu. Ona si� doczeka�a swojej okazji, alenieodej�ciajakiego� umrzyka, ajej pana. I��mi st�d trzeba, bo zg�odu przyjdzie zemrze�. � Co pan za bzdury opowiada! � Jak Boga kocham! Nikt tu nie umiera!Ch�op zerwa� si� z�awki, bij�c si� pi�ci� w pier�. � Da mi paniusia na bilet, to po kolei opowiem. Ewa spojrza�a w dal. �Dziwny jaki� facet, ale kto wie...� � pomy�la�a i w tej�e chwili ujrza�a nadje�d�aj�cypoci�g. Nie by�o ju�czasu na zastanowienie, apozatym zrobi�o si�jej �al tego biedaka. W ko�cu nie wygl�da� na opryszka. � Kupi� panu bilet u konduktora, bo do kasy ju� pan nie zd��y.Ewa wsta�a, wzi�a plecaczek i oboje ruszyli w kierunku tor�w.Poci�g wje�d�a� na stacj�. Mimo p�nej pory,miasto t�tni�o �yciem. Tramwaj, kt�rymEwawraca�a do domu, rzuca� jad�cymi nim lud�mi nawszystkiestrony.Nierobi�o to napasa�erach �adnego wra�enia. Z przyzwyczajenia, ko�ysz�c cia�em poddawali si� wstrz�som. Na kolejnych przystankach wymieniali si� przypadkowi cz�onkowie za�ogi, sun�cego ulicami miasta pojazdu. �Tramwaj ma t� wy�szo�� nad autobusem, �enie spos�b w nim zasn�� � pomy�la�aEwa. By�a ju� bardzo zm�czona i znu�ona podr�. Grabarz przez ca�� drog� opowiada� sw� niewiarygodn� histori�. Nieby�wszak krasom�wc�i Ewie chwilamiumyka�ys�owa, anawet ca�e zdania. Udawa�a zainteresowanie i po pewnym czasie zauwa�y�a, �e traktuje ch�opa niczym nieszkodliwego wariata. By�o jednak w jego opowie�ci co�, czego nie potrafi�a sprecyzowa�. Odnios�a wra�enie, �e to �co�� zasia�o w niej jaki� niejasny niepok�j. Towarzysza podr�y po�egna�a na dworcu, daj�c mu jeszcze par� groszy �na zagospodarowanie� i adres redakcji na wypadek, gdyby mia� w stolicy problemy ze znalezieniem pracy. Kiedy wreszcie osi�gn�a ostatnie pi�tro wie�owca i stan�a przed drzwiami w�asnego mieszkania, wszelkie procesy my�lowe, dr���ce jej umys� od kilku godzin, uleg�y zahamowaniu. Teraz wa�ne by�ytylko � gor�ca herbata i ciep�a ko�derka. Za�wieci�a �wiat�o iwesz�a do kuchni. Postawi�a wod� na gazie;wr�ci�a do przedpokoju, zdj�a kurtk�, buty i boso wkroczy�a do pokoju ��cz�cego i funkcje salonu, gabinetu, biblioteki, jadalni i sypialni. By�o to bowiem jedyne pomieszczenie jakim dysponowa�a. Ma�o � by� to jedyny pok�j w mieszkaniu Ewy. Rzuci�a w k�t plecaczek, lecz nim to uczyni�a, wyj�a z niego delikatnie drewnianego �wi�tka i postawi�a na biurku. Przynios�a paruj�c� herbat� i ci�ko usiad�a w fotelu. Nocn� cisz� burzy�y dochodz�ce gdzie� zoddali odg�osymiasta. Wydarzenia minionegodnia powr�ci�y, jakbysprowokowane spokojem i mi�kk� otulin� fotela. Ewa wzi�a kubek i przenios�a si� do biurka. Wyj�a z plecaczka sw�j drogocenny notes i z uwag� przegl�daj�c notatki, zapisywa�a drobnym maczkiem arkuszczystego papieru. W pewnej chwili spojrza�a na �wi�tka. Przerwa�a pisanie. � Powiedz mi Jezusicku, czy grabarz ma tak� fantazj�, czy te� ludzie w tej twojej wsi przestali umiera�? Drewniana, grubo ciosana figurka milcz�c patrzy�a na Ew� niebiesko malowanymi, wy�upiastymi oczami. � Szkoda, �e nie chceszmi powiedzie�...Stukn�a delikatnie �wi�tka d�ugopisem i wr�ci�a do dalszej pracy.S�o�ce �wieci�o wysoko, kiedyEwa wesz�a do �azienki wzi�� porannyprysznic. Na biurku le�a� gotowy artyku�. Min�o kilka dni. Ewa z�o�y�a artyku� do korektyizabra�a si� zaopracowywanie nowego tematu �wystaw�malarstwanaszkle. Siedzia�aprzyswoim redakcyjnymbiurku i ob�o�ona materia�ami wolno pogr��a�a si� w prac�. Jedyn� rzecz�, jakiej teraz pragn�a, to chwila spokoju. Zdawa�a sobie jednak spraw� z niedorzeczno�ci tych pragnie�. Pok�j redakcyjny dzieli�a z dwoma kolegami. � Rany boskie! � rykn�� Leon rozdzieraj�cym g�osem. � Co? � leniwie zainteresowa� si� Erwin.WzburzonyLeon podni�s� si� z krzes�a i doskoczy� do kolegi. � Nie wiecie kto p�aci tej Jolce? � Ja nie! � wrzasn�� przera�ony nag�ym atakiem Erwin.Ewa spojrza�a na nich i spokojnie wtr�ci�a: � On na pewno nie. Ma �on� i dwoje dzieci. A kto, twoim zdaniem, p�aci Jolce? � Niestety, wiem kto, ale nie wiem za co. � Leon pociera� otwart� d�oni� swoje bardzoju� wysokie czo�o, co w jego przypadku oznacza�o g��bokie wzburzenie. � A za co p�aci? � z�o�liwie zapyta� Erwin. � Za takie recenzje.Zdenerwowany dziennikarz usiad� na brzegu biurka i zacz�� opowiada�: � By�em niechc�cyna tej wystawie. R�owe, niebieskie, r�owe, niebieskie... � R�owe... � wtr�ci� Erwin. � Niebieskie... � doda�a Ewa.Rozmowa zaczyna�a by� pasjonuj�ca, acz Erwin traci� wyra�nie orientacj�. � Czy m�g�by� wyra�a� si� ja�niej? � zapyta�. � W�a�nie. P��tna albo ca�e r�owe, albo ca�e niebieskie... Takie, wiecie, jakbykto� wiadro zfarb� wyla�... Inaczej � kupi� par� p��cien i kilka puszek farbyr�owej, kilka niebieskiej... A ona mi tu pisze o ekspresji! � Mo�e lubi. To takie mi�e... bieli�niane barwy � Erwin stara� si� usprawiedliwi� kole�ank�. � Nie kr�puj si� � majtkowe. Co zdaniem Jolki jest w tym ekspresyjnego? � Ew� najwyra�niej intrygowa�a ocena kole�anki. � Gdybyto jeszczenieby�o tak r�wnomiernieca�er�owe, ca�eniebieskie... � m�wi�c to Leon wyciera� z ciemieniowej powierzchni czaszki szcz�tkowe �lady ow�osienia. � Wystarczy! � nie wytrzyma� Erwin i zwr�ci� si� do kole�anki � Ewuniu, skocz i dla r�wnowagi kup naszemu koledze co� zielonego, ��tego, czerwonego... � Idiota! � Leon zerwa� si� z biurka poci�gaj�c za sob� sznur telefoniczny, a co za tym idzie telefon, ale m�wi� dalej. � Te ca�e na niebiesko... Huk uderzaj�cego o pod�og� aparatu przerwa� mu wymienianie dw�ch barw, czego nie omieszka� wykorzysta� Erwin. � Albo na r�owo... � �yczliwie doko�czy� wypowied� kolegi. � W�a�nie, � odpar� Leon, podnosz�c telefon � to podobno obrazy, azdaniem Jolki � dzie�a sztuki. Ludzie!Dajcie mi r�owy spray!B�d� wielkim artyst�! Wypowiadaj�c te s�owa wymachiwa� urz�dzeniem telekomunikacyjnym, co grozi�o zdrowiu i �yciu pozosta�ych redaktor�w, nie m�wi�c o bezpowrotnej utracie aparatu telefonicznego. Erwin zerwa� si� zmiejsca. � Zwariowa� biedak! � Ja tej recenzji nie podpisz�! � wykrzykiwa� �biedak� � Nie podpisz�! � To nie podpisuj! � wrzasn�a spokojna dot�d Ewa � Odebra� kt�ry� zkorektym�j artyku� o �wi�tkarzu? Nag�a zmiana tematu spowodowa�a chwil� ciszy. Erwin nie m�g� si� najwyra�niej pogodzi� z tym faktem. � Ten niebieski? � zapyta� zg�upim u�mieszkiem na twarzy.Ewa zerkn�a na Leona. Chyba nie us�ysza� zaj�ty dok�adnymi ogl�dzinami telefonu. � Daj spok�j. Chcia�am go jeszcze przejrze�. � Po co? Szefju� zatwierdzi�. Kto� zapuka� do drzwi i wolno je uchyli�. Ca�a tr�jka spojrza�awkierunku Iwony,kt�rej ruda czupryna ukaza�a si� w drzwiach. � Ale� burzliwie pracujecie. � Niepewna, czy za chwil� nie dostanie czym� w g�ow�, nawet nie pr�bowa�a wej�� do pokoju. � Ewa, jaki� Grzybek do ciebie � doda�a. � Jaki Grzybek? � zagadni�ta dziennikarka by�a wyra�nie zdziwiona. � M�wi� co� o jakim� poci�gu, i �e kaza�a� mu przyj��. � Ach, ten grabarz � ol�niona spojrza�a na Iwon�. � To on si� Grzybek nazywa? � Tak m�wi. Wyjdziesz do niego? � Powiedz mu, �ebychwil� poczeka�.Jeszcze si� drzwi zaIwon� dobrze nie zamkn�y, a Erwin musia� dopowiedzie� swoje: � Rozumuj�, �e terazzbierasz materia� o sztuce charakteryzacji nieboszczyk�w. � Odczep si�! � Ew� zirytowa�ys�owakolegi, cho� powinnaby�przyzwyczajona do tego typu odzywek � B��dnie rozumujesz. A tak, �eby by�o ciekawiej, to facet nie ma kogo malowa�. Ani na r�owo, ani na niebiesko. O! To m�wi�c wysz�a, strzelaj�c drzwiami za sob�. W ko�cu korytarza sta� znajomy z poci�gu. Ogolony i uczesany wyda� si� Ewie sympatyczniejszy. W r�ku mi�tosi� gustowny, granatowy berecik. Na widok dziennikarki wykrzywi� poczciw� g�b� w radosnym u�miechu i ruszy� jej na przeciw. � Dzie� dobry, panie Grzybek. � Robot�, paniusiu, znalaz�em. �Ch�op nie bawi� si� w konwenanse i odrazu meldowa� co trzeba. � I dach nad g�ow�, u kamieniarza. � O, to dobre wie�ci. Rado�� Ewy by�a ca�kowicie szczera. Wiadomo�ci innego typu zmusi�yby j� do zainteresowania si� losem grabarza, a tak mia�a spraw� zg�owy. � Przysz�em odda� paniusi pieni�dze.To m�wi�c, wyci�gn�� z kieszeni spodni kilka banknot�w i poda� dziewczynie. � Oj, jakie to pi�kne miasto, paniusiu! � wykrzykn��. � To zd��y� pan ju� co� pozwiedza�? � Od razu � zwiedza�. Ludzie tu umieraj�, paniusiu, jak B�g przykaza�! Nie to, co u nas... � Wie pan, � Ewa ruszy�a w kierunku wyj�cia z redakcji � zainteresowa�a mnie pana opowie��. Postanowi�am jeszcze raz odwiedzi� wasz� wie�. Nie wybra�by si� pan ze mn�? Grzybek, drepcz�cy dot�d tu� za Ew�, zatrzyma� si� zdziwiony. � Tera? Kiedy mog� zarobi� nachleb?Nieee... niech sobie paniusia jedzie... sama. A jakby co, to ja na ewangelickim robi�. Znajdzie paniusia. To powiedziawszy, opu�ci� speszonyg�ow�iszybkim krokiem wyszed� zbudynku. Ewa zdumiona patrzy�a na zamykaj�ce si� za nim drzwi. � Znajd�, panie Grzybek. Jakby co, to znajd� � mrukn�a pod nosem. Nim dosz�a do swego pokoju, podj�a decyzj�. Zmieni�a kierunek marszu i po chwili stan�a przed drzwiami z napisem �REDAKTOR NACZELNY�. W pomieszczeniu zwanym sekretariatem poczesne miejsce zajmowa�o pot�ne biurko, pami�taj�ce jeszcze czasy socrealizmu w sztuce oraz siedz�ca za nim Fuma. Osoba, kt�r� wszyscyokre�lali tym mianem by�a kobiet� �wlatach� zkoczkiemsiwych w�os�w spi�tych na czubku g�owy i dy�urnym u�miechem przyklejonym do twarzy. Fuma, podobnie jak biurko, istnia�a wsekretariacie od czas�w zgo�a prehistorycznych. Przetrwa�a wszystkieburze dziejowe, jakie przetoczy�y si� przez kraj, nie m�wi�c o niezliczonej liczbie redaktor�w naczelnych powo�ywanych na fotel, znajduj�cy si� w s�siednim pokoju. Czasopismo dwukrotnie zmieni�o sw�j charakter, trzykrotnie tytu�, ale nie sekretark� naczelnego. Fuma, o posturze gda�skiej szafy i charakterze pruskiego �andarma, by�a nie do pokonania. Budzi�a powszechnyrespekt, a u m�odszych adept�w sztuki dziennikarskiej � wr�cz strach. Ewa by�a ju� troch� oswojona z osob� sekretarki, ale ilekro� przekracza�a pr�g, widok pot�nej kobietybudzi� w niej uczucie miotaj�ce si� pomi�dzyza�enowaniem a buntem. Tak by�o i tym razem. � Szef wolny? � nie�mia�o zapyta�a. � Chyba. Zapytam. � Fuma zmierzy�a j� taksuj�cym spojrzeniem i nacisn�a guzik interkomu. � Panie redaktorze, redaktor �ab�dzka do pana. � Prosz�, niech wejdzie � odezwa�o si� szare pude�ko.Postawna sekretarka skinieniem g�owy nakaza�a Ewie wej�� do gabinetu szefa.W tym z kolei pokoju najwa�niejsza by�a monstrualnych rozmiar�w palma, przy kt�rej naczelnyzeswoim, zawalonympapierami biureczkiem jawi� si�niczymzagubionyw d�ungli Robinson. � Witam, pani Ewo, � Robinson wyszed� zza sto�u, by uca�owa� d�o� dziennikarki � i gratuluj� reporta�u o g�ralskim rze�biarzu. � Dzi�kuj�, panie redaktorze, ale ja w innej sprawie. � S�ucham. Naczelny wskaza� Ewie fotel przy niewielkim stoliku pod palm�. Sam usadowi� si� w podobnym obok. � Chcia�abym terazzebra� troch� materia�u w do�� nietypowej sprawie. � Tak? � Ot�we wsi mojego �wi�tkarza od ponad roku nie umieraj� ludzie i... � �artuje pani, � na pyzatej twarzy szefa pojawi� si� drwi�cy u�miech � jak to nie umieraj�?Mo�eci comieli odej��odeszli, azostali zdrowi isilni?Amo�e jestich tak ma�o, �e czasami nie ma kto umiera�? � Ani jedno, ani drugie. Parafia obejmuje kilka wsi i podobno mieszka tam mn�stwo leciwych staruszk�w. � Parafia?�wi�tkarzto pani naopowiada�? � Nie... � PaniEwo, prosz�wybaczy�, ale to�aden temat. � Naczelnywsta� iruszy� wkierunku biurka. � A poza tym, co to ma wsp�lnego ze sztuk�? � zapyta� siadaj�c. � Nic. Chcia�am tylko... � Ewa stan�a przed szefem. � Chcia�am... � Delegacji pani nie podpisz� � zdecydowanie wszed� jej w s�owo. � Prosz� wi�c o tydzie� urlopu � odpowiedzia�a r�wnie zdecydowanie. � O tak! Widz�, �epowinna pani odpocz��, �ton szefa sta� si� jowialny � aleradz� uda� si� nad morze. � Dzi�kuj�. Za rad� r�wnie� � powiedzia�a Ewa i wysz�a z gabinetu. Fuma �askawie poda�a formularz, kt�ry dziewczyna szybko wype�ni�a i czym pr�dzej opu�ci�a niego�cinn� jaskini� lwa. Wchodz�c do swego pokoju, Ewa czu�a jeszcze na sobie wzrok pruskiego �andarma, tote� bez�adnego wst�pu oznajmi�a kolegom: � Od jutra id� na urlop. � Romans z grabarzem? � ��yczliwie� zainteresowa� si�Erwin. � Nienormalny! � Erwin, czygrabarz? � inteligentnie zapyta� Leon. � Wypchaj si�! Nie jestem w nastroju. Dziewczyna zgarnia�azbiurka w po�piechu wszystko, co jej wr�cewpad�o i bez�adnie wrzuca�a do torby. � Taak?Szef ci podpad�, czy ty... � Daj jej spok�j. � Leon stara� si� uspokoi� koleg�, po czymzwr�ci�si�doEwy. � A coz materia�em, kt�rychcia�a� przejrze�? � Niech idzie. Rezygnuj� z ogl�dzin. � Rozumiem, � powa�nie przytakn�� Erwin � wolisz obejrze� kilku nieboszczyk�w. Ewa zmierzy�a go piorunuj�cymwzrokiem, zarzuci�a torb� na rami�i rzuciwszy ostro � �egnam pan�w!Wysz�a z redakcji. IV Szosa by�a tego dnia wyj�tkowo ruchliwa. Tysi�ce pojazd�w mechanicznych o r�norodnych gabarytach i rozwijaj�cych nie mniej r�ne pr�dko�ci, przemieszcza�o si� wzd�u� linii p�noc � po�udnie. W obu kierunkach, z podobn� cz�stotliwo�ci�. W�ciekle zielonyma�yfiat, zawieraj�cyw�rodku Ew�, posuwa� si� na po�udnie, trzymaj�c si� prawej strony jezdni i nie przekraczaj�c dozwolonej szybko�ci. Kierowca nale�a� do klanu �niedzielnych�, a samoch�d do Anety. Aneta by�a szkoln� kole�ank� Ewy, �y�asamotnie, ale szcz�liwie. Owocem nie opuszczaj�cego j� szcz�cia by�, obok wielu innych rzeczy, trawiasty�maluch�, kt�rego wygra�a wjakim� konkursie. Szkolnakole�anka nie mia�a jednak stosownegopapierka uprawniaj�cego do korzystaniazpojazdu na drogach publicznych, czyli prawa jazdy. Ewa dokument �w posiada�a i w imi� dawnej przyja�ni s�u�y�a Anecie niejednokrotnie za szofera, w zamian za co mia�a pierwsze�stwo w wynajmowaniu sobie autka. Wieczorem wykona�astosownytelefon i po upewnieniu si� co do mo�liwo�ci po�yczenia pojazdu na tydzie�, j�a studiowa� map� samochodow� kraju. Terazjecha�a bardzouwa�nie, gdy�g�ry,rysuj�ce si� niedawno na horyzoncie, uros�yju� do rozmiar�w w�a�ciwych, a co za tymidzie zjazd zg��wnejarterii komunikacyjnej musia� by� gdzie� niedaleko. I by�. Drogowskaz zobaczy�aw ostatniej chwili, alewystarczaj�cowcze�nie, byzd��y� wykona� manewr skr�tu w prawo. Przejecha�a kilkadziesi�t metr�w znacznie w�sz�iznacznie mniej ruchliw� drog� i zatrzyma�a si� na poboczu. Wyj�a ztorbybu�k� orazatlas. Odpoczywa�a po trudach dotychczasowej podr�y konsumuj�c pieczywo i studiuj�c map�. Poprzednio przyjecha�a do Guniek poci�giem, niewielkie odcinki dr�g pokonywa�a pieszo i nie interesowa�a si� zbytnio ich przydatno�ci� do jazdy. A szkoda. Kolejna przecznica, wkt�r�zgodnie zmap� skr�ci�a, pi�a si� lekkim w�ykiem wg�r�. Po przejechaniu parunastu metr�w, analitycznyumys� Ewyzacz�� pracowa� zezdwojon� si��. Drog� pokrywa�y lu�no rozrzucone kamienie, odrywaj�ce si� pod ko�ami od nawierzchni, obijaj�c niemi�osiernie podwozie. Miejscami droga by�a bezkamienna, ale tam zeschni�ta glina nadawa�a g��bokim koleinom trwa�y kszta�t, nijak nie przystaj�cy do rozstawu k� fiacika. �eby si� nie zawiesi�, Ewa musia�a jecha� jednym ko�em po poboczu, drugim po grzbiecie koleiny, ostro�nie i bardzo wolno. Zastanawia�a si�, czy dalej, za szczytem g�rki, b�dzie tak samo. Miota�y ni� uczucia mieszane � z jednej strony ch�� dotarcia do celu, z drugiej � wra�enie, i�dosta�a si� wpu�apk�bezwyj�cia. Poniek�d by�o to zgodne zprawd�, bo droga nie dawa�a �adnej mo�liwo�ci nawr�cenia, a jazda z g�ry ty�em w og�le nie wchodzi�a w rachub�. Wspina�a si� wi�c do przodu. Stan nawierzchni musia� chyba odstraszy� innych u�ytkownik�w drogi, gdy� nikogo po drodze nie napotka�a, a my�l, �ekto� mo�ezje�d�a� zg�ry, kto� lub co� zczymb�dzie si� trzeba min��, wywo�ywa�a dodatkowystres. Wko�cu dotar�a do szczytu. Widok barwnych, jesiennychg�r odsun�� na chwil� ponure my�li. Zatrzyma�a samoch�d i podziwia�a widoki. Nasyciwszy si� pi�knem, spojrza�a na drog�. Spadek nie by�du�yi koleinyp�ytsze, ale by�ote�co� nowego. Kilkadziesi�t metr�w dalej sta� wehiku�, wygl�da� na samoch�d terenowy. Dziewczyna rozejrza�a si� � dooko�a ani �ladu �ywej duszy. Wolno zacz�a zje�d�a� w d�. �ywa dusza zmaterializowa�a si� nagle, przybieraj�c posta� postawnego, m�odego blondyna. Wyszed�zzastoj�cego pojazdu iwymachuj�cr�kaminadg�ow� szed� wkierunku Ewy. Nie wygl�da� na wampira, czy innego zbocze�ca, wi�c zatrzyma�a si� i wystawi�a g�ow� przez opuszczon� szyb�. � Co si� sta�o? � zapyta�a uprzejmie. � Najmocniej pani� przepraszam, � m�ody cz�owiek pochyli� si�, co pozwoli�o Ewie dok�adniej przyjrze� si� jegotwarzy, �sko�czy�a mi si� benzyna, amusz�jecha� do krowy. Czyma pani mo�e troszk� paliwa? � Mam, ale nie dam � powiedzia�a przekornie, a w duchu pomy�la�a, �e i jej mo�e zabrakn�� benzyny. B�g wie, ile spali�a drapi�c si� pod t� g�r�. � Szkoda. Jest pani pierwszym samochodem od godzinyi... � Samochodem, powiada pan. � Prze... � Niech pan wsiada � Ewa nie pozwoli�a mu doko�czy�. � Podwioz�pana do tegozwierza, czemu nie? Gdyby to by�a panna, to co innego, ale biedna krowa! C� zawini�a, �e jej kawaler zapomnia� zatankowa�. � Nie wiem, czy... � To si� pan dowie, a teraz jed�my. � Chwileczk�! M�ody cz�owiek podbieg� do swego wehiku�u, wyj�� z niego niewielk� czarn� torb� i wr�ci� do Ewy, kt�ra otworzy�a mu drzwi. � Nie zamyka pan gazika? �inie czekaj�c na odpowied�doda�a, wskazuj�c na torb�: � A to, prosz� wrzuci� do ty�u. � Nie ma sensu zamyka�. Jak ju�powiedzia�em, stoj� tu ponad godzin� i opr�czjednego ch�opa na rowerze nic nie jecha�o. � Trzeba si� by�o z ch�opem na ramie zabra�. To gdzie mam jecha�? � Prosto �zdziwionym g�osem odpowiedzia� blondyn, wskazuj�c wzrokiem na dziuraw� drog�. � Fakt. G�upie pytanie, innej mo�liwo�ci nie widz�. Zielonyfiacik rozpocz�� kolejny mozolnyetap w�dr�wki po wertepach. Nawierzchnia by�a troch� lepsza, wi�c Ewa rozgl�da�a si� dooko�a. W dali, na stokach g�r, wida� by�o rozrzucone lu�no zabudowania. Droga zn�w zacz�a si� wznosi�, koleiny jako� si� wyr�wna�yi mo�naby�o przyspieszy� do 30km/godz. Milcz�c,pi�li si�w g�r�. Zbli�ali si� do m�odego, rachitycznego lasku. � Prosz� si� zatrzyma� za t� k�p�, tam na g�rce � pasa�er przytkn�� palec do przedniej szyby. � Dalej p�jd� pieszo. � Czy mo�e mi pan zdradzi�, co pana tak do tej krowyci�gnie? Pora dojenia? � O, przepraszam, nie przedstawi�em si�. � �wiadomy kolejnej, pope�nionej gafy, wyci�gn�� do Ewyr�k�. � Micha� Fergus � weterynarz. � Chwa�aBogu!Ju� mi si�wydawa�o, �ecywilizacjast�dumkn�awsin�dal. Aleniejest tak �le. Grabarz, weterynarz... � S�ucham!? � Ryk silnikazag�uszy� ostatnie s�owa dziewczyny. � �ab�dzka... na urlopie! � wrzasn�a. � Na urlopie?Przecie�ju� po sezonie. Czywolno zapyta�, gdzietu pani b�dzie sp�dza� ten urlop? Pytanie Micha�a przypomnia�o Ewie o tym, �e przyjecha�a tu w ciemno, i �e jedynym, pewnym dachem nad g�ow� by� dach malucha. Jako osobie o �modelkowych� wymiarach (175 cm wzrostu), sp�dzenie nocy w takim �namiocie� nie specjalnie si� jej u�miecha�o. Obok wszak siedzia�a szansa na bardziej godziwy nocleg. Nale�a�o tylko spraw� obada�. � A czy wolno zapyta� jak liczn� ma pan rodzin�? � Tu czywog�le?Widzi pani t� drog�? �Blondynwskazywa� przecinaj�c� drog�, szersz� od przeci�tnej � poln� dr�k�. � Prosz� si� przy niej zatrzyma�. � To jak z t� pana rodzin�? � Ewa szybko otaksowa�a stan bocznej drogi � Wprawo, czyw lewo? � Prosz� sobie nie robi� k�opotu. Przejd� si�.Zatrzyma�a samoch�d. Micha� otworzy� drzwi i si�gn�� do ty�u po torb�. � Niech pan siada. W prawo, czy w lewo? Dowiem si� w ko�cu czego� o pa�skiej rodzinie? � Wprawo, ale jeszcze wolniej prosz�, bo straszne tu dziury. WGu�kachmieszkam sam. Czy pani... � Musz� panu zdradzi� pewn� tajemnic�... � konspiracyjnymtonem wesz�amu w s�owo � Ja na ten urlop... przyjecha�am do pana. Micha� uni�s� wysoko brwi i niepomiernie zdziwiony zapyta�: � Do mnie?! Przecie� ja pani nie znam. � A ile�to roboty! �Ewa roze�mia�a si� serdecznie. �Chyba, �e... nadwozie si� panu nie podoba � doda�a. � Tego, tego... nie powiedzia�em. O, to ta cha�upa � swobodniej powiedzia� weterynarz, widz�c w rozwalaj�cym si� domostwie szans� wybawienia z do�� dziwnej sytuacji. Dziewczyna by�a niczego sobie, na g�upi� g� te�nie wygl�da�a.Tylko czego ona mo�e od niego chcie�? Zatrzymali si�przed szczerbatym, drewnianym p�otem, zakt�rym sta�apami�taj�caczasy kr�la �wieczka cha�upa i wal�ca si� przybud�wka. Z tej ostatniej wyszed� zgarbiony staruszek i drobnymtruchtem pod��a� w kierunku przyby�ych. Micha� bezs�owa wyskoczy� z samochodu i wbieg� przez luk� mi�dzy �erdziami (tu przypuszczalnie w przesz�o�ci by�a furtka), chwyci� wykrzykuj�cego jakie� s�owa dziadka pod rami� i razem znikli w przybud�wce. Ewa wy��czy�a silnik i r�wnie� wysz�a z auta. Powoli przesz�a kawa�ek wzd�u� ogrodzenia. S�o�ce min�o ju�dawno najwy�szytegodnia punkt naniebieipowoli zmierza�o ku zachodowi. �erdzie parkanu rzuca�yd�ugie cienie pod nogami dziewczyny,kt�ra zacz�a je przeskakiwa� niczym patyki roz�o�one na drodze. Zasta�e w czasie jazdy stawy wolno nabiera�y spr�ysto�ci i nim Ewa dotar�a do ko�ca p�otu, mia�a serdecznie do�� tej gimnastyki. Nawet nie zauwa�y�a, kiedy znalaz�a si� po drugiej stronie obej�cia. Po chwili dosz�a do kolejnej przerwy w ogrodzeniu. Weterynarz nadal zabawia� si� z krow�, wi�c postanowi�a przyjrze� si� z bliska domostwu. Podesz�a do drzwi i delikatnie zapuka�a. Nie s�ysz�c odpowiedzi, skierowa�a si� do niewielkiegookienka izajrza�a do �rodka. Wubogowyposa�onej, aleczystej izbie nadu�ym drewnianym�o�u kto� le�a�, obr�conytwarz�wkierunku przeciwnej�ciany. Ewa wr�ci�ado drzwi i zapuka�a nieco g�o�niej. Odczeka�a chwil� i ostro�nie otworzy�a, nadal nikt si� nie odzywa�. Przesz�a przezniewielk� sie�, min�a zamkni�te drzwi do jakiego� pomieszczenia i cicho wesz�a do pokoju. Na ��ku le�a�a ubrana w obszern� kieck� staruszka. Na piersiach po�o�on� mia�a ciemn�, we�nian� chust�, a bose stopy okryte by�y brzegiem burej narzuty. Po��k�a, poorana zmarszczkami twarz zaniepokoi�a Ew�. Podesz�a bli�ej, usi�uj�c dojrze� ruch chusty �wiadcz�cy o tym, �e starowina oddycha. � Ranyboskie!Nieboszczka! �wykrzycza�a szeptem isil�c si� na odwag� uj�a zwisaj�c� z��ka d�o� kobiety. � Cego? � dr��cym g�osem odezwa�a si� staruszka i otworzy�a oczy. Niewiele brakowa�o, a Ewa wyst�pi�aby w roli denatki. Odskoczy�a od wskrzeszonej niewiasty, serce utkn�o jej w gardle i sil�c si� na �yczliwyu�miech wydusi�a z siebie: � Przywioz�am wam weterynarza. Starowina dziarsko zerwa�a si� zpos�ania i szybko narzuci�a chust�nag�ow�, os�aniaj�c siwe w�osy, splecione zty�u w cieniutki warkoczyk. Ten gest przypomnia� Ewie �ywo, jak to kiedy�jeszczena studiach, cho� nie by�a naga, os�oni�a si� wpop�ochu r�cznikiem, kiedyto do jej pokoju w akademiku wtargn�� brodaty obiekt jej mi�osnych uniesie�. Wchwili, gdy kobiecina poprawia�a narzut�, do pokoju wszed� dziadek, a za nim Micha�. � Babko, momyja��wecke! � Bogu nich bedom dziynki. � odrzek�a stara. � Fcom mlyka? Staruszka zwr�ci�a si� do Micha�a, kt�ry wymownie spojrza� na Ew�. Dziewczyna delikatnie pokr�ci�a przecz�co g�ow�. � Innym razem, Palkowo. Teraz musimyjecha�. Gospodarze odprowadzili m�odych do samochodu i po�egnali. Ewa rozejrza�a si� jeszcze badawczodooko�a, alenie znalaz�a najwyra�niej tego, czego szuka�a, szybko zapali�a silnik i nim Micha� zd��y� domkn�� drzwi, ruszy�a. Po drodze nie rozmawiali, jako �egrozi�obyto odgryzieniem j�zyka. Ewa jecha�a znacznie szybciejimimo, i� stara�asi�omija�dziury, od czasu do czasu fiacik wykonywa� do��spore podskoki. Zatrzymali si� obok samochodu Micha�a. Ewa wyj�a z baga�nika kanister i poda�a weterynarzowi. � Prosz�. � Dzi�kuj�, � Micha� zwa�y�w r�kach pojemnik � mog� wszystko? � Wola�abym, �ebyco� zosta�o. Lubi� mie� niewielk� rezerw�.KiedyMicha� wlewa� benzyn�, Ewa dokona�a ogl�dzin gazika. � Niez�ywozik. � Z�y,niez�y,ale na te drogijedyny � odpar� w�a�ciciel zamykaj�c kanister. � Ile jestem winien? � A ile pan wla�? � No, tak na oko... � Na oko to pono� ko� zdech�. � Ewa chwyci�a kanister i podbieg�a do swojego auta. � Pechowiec. � Micha� zamkn�� bak i pod��y� za dziewczyn�. � Kto? � No, ten ko�. To ile? � Daleko pan mieszka? � Dziewczyna siedzia�a ju�za kierownic� i w��czy�asilnik. � Jakie� dwa, trzy kilometry. � To niech pan ju� jedzie. Spieszy mi si�. I to bardzo.Micha� odsun�� si� od fiacika i sk�oni� si� w pi�knym dworskim uk�onie. � Prosz� jecha�. I dzi�kuj� za paliwo. � Obejdzie si� beztego Wersalu. Jed�! � Ewa z impetem strzeli�a drzwiami. Zdezorientowany m�odzieniec wskoczy� do gazika, chwil� kr�ci� rozrusznikiem i gdy silnik zaskoczy�, ruszy� ostro przed siebie. Ewazastanawia�asi�chwil�, czyruszy�zanim, ale przypomnia�a sobie gest, jaki wykona� Micha�, kiedyzapyta�a go o to, gdzie mieszka. Po kilkunastu sekundach gratulowa�a sobie intuicji, bo weterynaryjnakaretkapogotowia po dokonanym gdzie� nawrocie wraca�a wzburzaj�c za sob� tumany gliniastego py�u. Ewa odruchowo zakr�ci�a okno, odczeka�a chwilk�, a� za mijaj�cym j� gazikiem osi�dzie kurz i ruszy�ajego �ladem. Micha� spojrza� wlusterko wsteczne. Zielonyfiacik pod��a� zanim. Lekko zwolni�, byda� szans� po�cigowi iu�miechn�� si� pod nosem. Nadal nie wiedzia�co my�le� o nieznajomej, ale czu�, �e coraz bardziej mu si� podoba. Zatrzymali si� dopiero przed samotnie stoj�cym parterowym domkiem, otoczonym zaniedbanym, acz skoszonym trawniczkiem. �Nora samotnego samca� � pomy�la�a Ewa i wysiad�a z samochodu. Micha� zd��y� ju� doj�� do drzwi. � M�wi�a pani, �e si� spieszy. � Bardzo! Gdzie tu jest ubikacja? � Prosz�, drzwi po lewej � wyja�ni� Micha� t�umi�c �miech. Korzystaj�cz tego, �eEwarozpocz�awizyt�od zwiedzania�azienki, �samotnysamiec� chybcikiem zacz�� ogarnia� pok�j. Zd��y� odgraci� niski stolik i dwa ma�e foteliki, tudzie� zebra� zpod�ogi walaj�cesi� od niepami�tnych czas�w fragmentyodzienia. Zamkn�� drzwi do szafy, w tym samym momencie, gdy Ewa wysz�a z�azienki. Z u�miechem na ustach skierowa� j� do pokoju i wskaza� na foteliki. � Kawa, herbata?A mo�e nadal gdzie� pani spieszno? � Teraz?Terazto mam urlop do niedzieli. I kaw� prosz�. Micha� wycofa� si� do kuchni, g��wkuj�c jak zapobieckatastrofie, jak� by�oby wtargni�cie tam dziewczyny. Rzut oka na zawalony szcz�tkami artyku��w spo�ywczych st� oraz brudnymi naczyniami zlew, uzasadnia� panik� gospodarza. Postawi� na kuchence czajnik, szybko wsypa� do dw�ch, ostatnich zreszt�, czystych szklanek kaw�iwr�ci� do pokoju. Ewa grzecznie siedzia�a w fotelu i rozgl�da�a si� po pokoju. Wchodz�cego Micha�a powita�a u�miechem i wyci�gn�a do niego r�k�. � Ewa jestem. � Micha� � poda� jej d�o�. � No, nareszcie mo�emy pogada�. � Nareszcie? � zapyta� siadaj�c. � Winna ci jestem pewne wyja�nienia. � Przecie� ja o nic nie pytam � �achn�� si� Micha�. � O.K., jak nie, to nie. Id� po bety � powiedzia�a Ewa wstaj�c. � Serio chcesz u mnie zosta�? � A co?Wygl�dam na idiotk�, kt�ra nie wie co m�wi? � No, nie. Ale czy wie... � Spokojna g�owa. Dziewczyna szybkim krokiem uda�a si� w kierunku wyj�cia. Micha� odczeka� sekund� i rzuci� si� w przeciwn� stron�. Do kuchni. Przed domem Ewa omal nie przewr�ci�a starej kobiety,kt�rawyros�a przed ni� ni st�d, ni zow�d. Staruszka zmierzy�a j� wzrokiem. � Doftor w domu? � Prosz�. �Ewa cofn�a si� do drzwi i krzykn�a w g��b sieni: � Doktorze, pacjentka! Kobieta wesz�a do domu, a dziewczynawyj�a zsamochodu swoj� torb� iplecaczek. Po chwili Micha� w towarzystwie staruszki podszed� do niej. � Zaraz wr�c�. Ewa zezrozumieniem kiwn�a g�ow� iruszy�a wkierunku domu. Nie usz�a jednak dw�ch krok�w, gdy us�ysza�a nad uchem: � B�agam ci�, nie wchod� do kuchni. I wszystko by�oby w porz�dku, gdyby nie czajnik, kt�ry po kilku minutach odezwa� si� g�o�nym gwizdem. Ewa s�ucha�a go przez chwil�, licz�c na to, �e gwizdek pod ci�nieniem pary wyskoczy i przestanie wy�. Nic takiego nie nast�pi�o i gwizd pocz�� si� wwierca� w najg��bsze pok�adym�zgu. � Sorry, gospodarzu. Trzeba by�o to wy��czy�, a tak � nie mam wyj�cia.To powiedziawszy otworzy�a drzwi do kuchni.Wizyta weterynarza przeci�gn�a si� wczasie, alego�� pozostawionywdomu wykorzysta� ten czas z po�ytkiem. Ewa us�ysza�a wej�cie Micha�a, ale nie zareagowa�a. Siedzia�a przy stole w kuchni i popijaj�c kaw�robi�a notatki. Gospodarzzauwa�y� nieobecno�� dziewczynyw pokoju i pe�en najgorszych przeczu� cicho podszed� do otwartych kuchennych drzwi. Opar� si� o framug�. � Prosi�em ci�, �eby�... � Trzeba by�o wcze�niej pogada� zczajnikiem. � Ewa spojrza�a ukosem na speszonegojej widokiem nieszcz�nika. � Wy� jak syrena stra�acka. Mia�am czeka� a� ca�a wie� si� tu zbiegnie? � Cholera! � Micha� zdumiony rozejrza� si� po kuchni. � Co� tytu zrobi�a? � A co?Wzrok ci odebra�o? � odpowiedzia�a g�osem pe�nym wsp�czucia. � Nnoo..., ale... � Wodzi� �nieodebranymwzrokiem� po sprz�tachkuchennych. Zdziwiony podszed� do sto�u. � Sk�d wzi�a� t� serwet�? � zapyta� nie�mia�o. � Znik�d. Mo�epo umyciu troch� zmieni�a barw�... � Ewa podnios�a g�ow� � i struktur�. To jest, m�j drogi, cerata. Chyba faktycznie masz co� z oczami, bo ona le�a�a tu! Dziewczyna wsta�a nagle iwaln�a d�oni� w blatsto�u. Micha�drgn�� i wyba�uszy�nani� oczy. Teraz ju� wiedzia�, �e nie �artowa�a m�wi�c o pobycie u niego. �aden normalny cz�owiek, nawet baba, nie sprz�ta�bytego �mietniska, je�li niemusia�bywchodzi�tu wi�cej ni� jeden raz. Sprawa stawa�a si� skomplikowana. Pod jasn� czupryn� nat�enie pr�d�w biegaj�cych w obr�bieszarych kom�rek grozi�ototalnymzwarciem. Naszcz�ciezadzia�a�y mechanizmy samoobrony,wyzwolone �agodnym, ciep�ymg�osem go�cia: � Czego si� napijesz? � Kawy �rzek� zduszonym g�osem. Po czym j�kn�� �Ranyboskie! � i opad� ci�ko na taboret. � S�ucham? � Ewa nie dos�ysza�a tre�ci westchnienia. � Zwariuj� chybazt� Gradzin� �j�cz�cszuka� ratunku w zmianietematu. � Traktujepsa jak ukochane dziecko, chocia�ma on chyba ze sto lat i jest zwyk�ym kundlem. � Czy tutaj wszyscy s� starzy? � Dziewczyna usiad�a z powrotem przy stole. � Starzy? � No, wy��czaj�c ciebie i nowonarodzon� ja��wk�. � Nie. A dlaczego pytasz? � g�os gospodarza nadal zdradza� wewn�trzny niepok�j. � Bo, jak do tej pory, tylko staruszk�w uda�o mi si� tu spotka�. Grzybek m�wi�... � Znasz Grzybka?Trumniarza? � To z jego powodu tu jestem. Od strony kuchenki rozleg�o si� ciche pogwizdywanie. Ewa wsta�a, byzapobiec kolejnemu alarmowi czajnikai zala� kaw�. Micha�czu�,�e jeszcze chwila, a stykiw m�zgu nie wytrzymaj�,wyst�pi�jakie�nieznane mu reakcje chemiczne, kt�re poci�gn� zasob� nieobliczalne konsekwencje. Grzybek znikn�� jaki� czas temu. Nikt go nie widzia�, nikt nie s�ysza�, by m�wi�, �e si� gdzie� wybiera. Po prostu wzi�� iprzepad�, atu nagle tad�ugonoga pi�kno�� o aksamitnymg�osie... Zupe�nie nie wiedzia�, co o tym my�le�. Wiedzia� natomiast, �e kto pyta, nie b��dzi. � Ludzie m�wi�, �e znikn��. Wiesz co� o tym?Ewa postawi�a kubek z kaw� przed nim i usiad�a. � Nie znikn��, a wyjecha�. Powiedzia� mi, �e tu ludzie nie umieraj�. � Bzdura! Przecie� ludzie wsz�dzie... � Micha� zawiesi� g�os, jakby nie by� pewien czy dobrze m�wi. � Tak? � Wiesz, jako� wcze�niej nie zwr�ci�em na to uwagi... � g�os nadalwisia�. � Na co? � dziewczyna stawa�a si� niecierpliwa. Niezareagowa� najejpytanie, opar� �okcie o st�, a brod� o d�onie. Ewa, kryj�c u�miech patrzy�a na zamy�lon� twarz gospodarza. Procesy my�lowe, jakie od kilkunastu minut przebiega�y w jego umy�le, zaczyna�y rysowa� si� na obliczu, co bystre oko dziennikarki oceni�o jako objaw niezwykle pozytywny. Niczego bardziej nie cierpia�a jak bezmy�lnych facet�w. � Faktycznie, � odezwa� si� spokojnie � od kiedytu mieszkam... nie przypominam sobie �adnegopogrzebu. � Spojrza� na Ew� i upi� troch� kawy. �To wiochyzabitedechami, gdyby kto� umar�, na pewno byto do mnie dotar�o. No wiesz, na jednym ko�cu... � Wiem. Czy mo�eszmi zdradzi�, jak d�ugo tu mieszkasz? � W styczniu b�dzie dwa lata. � To bysi� zgadza�o. Czy zwierz�ta te� nie zdychaj�? � Gdyby nie zdycha�y, to i na ludzi bym zwr�ci� uwag�, nie? Micha� poczu� si� troch� pewniej i przypomnia� sobie, �e w barku ma reszt� jakiego� trunku. Ewa co� notowa�a, wi�c wykorzysta� moment. Wsta� i ruszy� do pokoju. � Jest tu jaka� przychodnia? Lekarz? � �le si� czujesz? � zapyta� lekko zaniepokojony i postawi� na stole butelk� z niewielk� ilo�ci� z�otawego p�ynu o sporej zawarto�ci procent�w. � Robimy party?To co � jest, czy nie ma? � Poradnia jest w Mencinie. Jakie� trzy kilometryst�d. Czekaj, p�jd� po kieliszki. Micha� najpierw wr�ci� do pokoju, a po chwili do kuchni. Najwyra�niej nie znalaz� zapowiedzianych pojemnik�w. Wyj�� z szafki dwie literatki. � Przepraszam, mog� by� takie? � Postawi� szklaneczki na stole. � Nie ma sprawy � dziewczyna spojrza�a na zawarto�� butelki,� t� ilo�ci� i tak si� nie spijemy. � Nie rozumiem. �Gospodarznala� trunek, usiad� ibadawczymwzrokiem przygl�da� si� go�ciowi. � Chyba jednak zaczn� zadawa� pytania. CzyGrzybek ci� na ten urlop tu wys�a�? � Nie Grzybek. Nikt mnie nie wys�a�. � To po co tu przyjecha�a�? Nie dane mu by�o uzyska�odpowiedzi. Nagle rozleg�si� g�o�nyodg�os ko�skich kopyt. Micha� podszed� do okna i wyjrza� na podjazd przed domem. Jednocze�nie, bez pukania wpad� do domu zdenerwowanym�odycz�owiek. � Szybko! Panie doktorze, szybko! Moja rodzi!Weterynarz spojrza� na Ew�, kt�ra cicho zapyta�a: � Kolejna Krasula? � Tym razem Maryna �tajemniczymszeptem odpowiedzia� i g�o�no ju�doda�: � Mo�esz mi da� t� reszt� benzyny? � Dobra. M�odycz�owiek widz�c, �e si� zbieraj�, wybieg� zdomu, dosiad�wierzchowca iodjecha� w sin� dal. Dziewczyna poda�a Micha�owi kluczyki od malucha. � Mo�e moim dojedziesz. Mniej pali. � Dzi�ki, ale wol� tego zielonegocuda nie nara�a� na szwank. Pojad� swoim. Cze��! To m�wi�c wybieg� zdomu. Ewa pomy�la�a, �emog�abysi� troch� przej��. Wyskoczy�a za nim i wrzasn�a, staraj�c si� przekrzycze� odg�os silnika: � Czy zamykasz dom? � Nie zamykam! � odkrzykn�� blondyn i podobnie, jak p�dz�cy do porodu je�dziec � odjecha� w dal. VI Dziewczyna rozejrza�a si�. Nad szczytami p�on�o niebo niczymwspomnienie po s�o�cu, kt�re ukry�o si� gdzie� na dnie g�rskich dolin. Lekki wietrzyk muska� jej w�osy. Z przyjemno�ci� wpatrywa�asi� wbarwne stoki, powy�ej kt�rych woddalistercza�yw niebo ostre z�by turni. Powoli ruszy�a przed siebie. Najpierw �cie�k� skierowa�a si� w stron�, sk�d przyjechali, ale po chwili przypomnia�a sobie, �e najbli�sze domostwo widzia�a za domem Micha�a. Zawr�ci�aipo chwili zbiega�a stokiem, przeskakuj�c k�pytraw. Zagroda by�a teraznieco wy�ejiabydo niej dotrze�, trzeba si� by�otroszk� powspina�. Zatrzymywa�a si� co kilkana�cie krok�w, byuspokoi� oddech i wal�cewpiersi serce. Przekona�asi� teraz, ile kosztuje siedzenieza biurkiemwredakcjiiw domu. Poprzednio, jak tu by�a, niemia�a okazji, bo porusza�a si� po drogach nie maj�cych tendencji do ostrych spadk�w i wzniesie�. Zasapana stan�a przy wej�ciu na do�� spore podw�rko. Wej�ciem nie by�a brama, czy furtka. Pocz�tek obej�cia wyznacza� koniec znaczonej g��bokimi koleinami drogi, biegn�cej tu z pobliskiego, ciemnego jod�owego lasu. Po podw�rku snu�y si� leniwie ostatnie kury, dziobi�c od niechcenia resztki dzisiejszej strawy. W k�cie mi�dzy cha�up�, a przyklejon� do niej lich� kom�rk�, bawi�a si� tr�jka dzieci. Ewa, u�miechaj�csi�, ruszy�a w ich stron�. Dziecizmierzy�yj� nieufnym wzrokiem; najstarszadziewczynka pobieg�aszybko do domu. Po chwili na progu pojawi�asi�zwalista kobieta w �rednim wieku. Nadej�cie go�cia oderwa�o j� najwyra�niej od pracdomowych, bo sta�a w drzwiach wycieraj�c r�ce w d�ugi, poplamiony fartuch. Ewa mijaj�c ostatni�, senn� kokoszk�, zbli�y�a si� do gospodyni. � Dzie� dobry. � Pokwolony. Jak zurzyndu, to ch�opa ni ma. � Kobieta odezwa�a si� g��bokimg�osem, o brzmieniu wyra�aj�cym brak jakiejkolwiek ch�ci do konwersacji. � Dlaczego z urz�du?Ewa by�a co najmniej zaskoczona. � Ino takie, weredy, tu przychodzom. A ch�opa i tak ni ma. Gospodyni nadal wciera�a w r�ce brud z zapaski i mrocznie spogl�da�a na Ew�, kt�ra poczu�a si� jak potencjalna kochanka tajemniczego ma��onka. Na sam� my�l, �e �w ch�op m�g�by by� r�wnie brudny jak jego po�owica, przeszy� j� niemi�y dreszczyk. O innych aspektach sprawywola�a na wszelki wypadek nie my�le�. � Nie jestem z urz�du � wyzna�a pokornie. � Chcia�abym... � Jajek ni mom. Kurysie nie niesom. � G�os ga�dzinyzoboj�tnia�. Obr�ci�a si� na pi�cie i wesz�a do domu. Ewa nie nale�a�a do ludzi, kt�rych �atwo zaskoczy�. Tym razem jednak wros�a w gleb� zupe�nie zbita z panta�yku. Informacja na temat no�no�ci miejscowych kur, mo�e w innej sytuacji nie zrobi�abyna niej wra�enia, jednak�e ton wypowiedzi kobietyspowodowa� nag�e za�mienie umys�owe dziewczyny. Rozejrza�a si� dooko�a. Ostatnia kura znik�a ju� z podw�rka w jakim� tajemniczym kurniku, z mocnym niew�tpliwie postanowieniem, by nie znie�� przypadkiem jakiego� jajka. Nabia�owe rozwa�ania przerwa�o pojawienie si� na placu starej kobiety. Ewa, przypomniawszy sobie po co tu w�a�ciwie przysz�a, zacz�a obserwowa� staruszk�. Babina wysz�a zkom�rki istoj�c ty�em do dziewczynyzdejmowa�aze sznurka rozpi�tego mi�dzy �cian� kom�rki, a jakim� rachitycznym drzewkiem, szarobure koszule. By�a mocno przygarbiona i bardziej zrywa�a pranie ni�zdejmowa�a. Ewa chwil�obserwowa�aj� izauwa�ywszy,�e dzieciakigdzie� si� ulotni�y, ruszy�a w jej kierunku. Nim jednak dosz�a, babina zarzuci�a szmaty na rami� i znik�a w kom�rce. Dziewczyna podesz�a bli�ej izajrza�a przezotwarte drzwi do �rodka. Na drewnianym ��ku le�a�przykrytyszarymkocemstaruszek. Nie zd��y�aprzyjrze� si� mu dok�adnie. Staruszka zauwa�y�a go�cia i wypychaj�c Ew� na podw�rko, zamkn�a drzwi za sob�. � Przepraszam. Otwarte by�o. �Znuwusta przylaz�a?Cozfececie? � W g�osie babiny brzmia�a wyra�na niech��. � Nierozumiem. Jestem tu pierwszyraz. Kto mia�bymnieprzys�a�? �Dziewczyna po raz drugi, w ci�gu kilku minut odczu�a, �e jest brana za kogo� traktowanego tu jak intruz. � Zy� nom nie dajecie. Telo nos i coz wom to wadzi? � Du�o was? � zapyta�a delikatnie. �B�gtelo do� �telo jes. Zdrowe mysom inika nie p�dymy. � Starowina zachowywa�asi� jak kwoka, broni�ca swych kurcz�t. � A dok�d to mieliby�cie p�j��? � Nie wiycie? � kobieta przerwa�a, patrz�cna Ew� podejrzanym wzrokiem. � Haj, towy nie z urzyndu. No, to cego fcecie? � Do kuzyna przyjecha�am. Weterynarzem tu jest � wymy�li�a na pniu. � Od razu trza by�o goda�. Cegoz, ostomili? � g�os kobiety odrobin� z�agodnia�. W pierwszej chwili Ewa chcia�a si� przedstawi�, ale pomy�la�a, �e mo�e jej to przeszkodzi� w zbieraniu materia�u. Nieufno�� obu kobiet mog�aby si� jeszcze bardziej nasili�, co nie by�oby korzystne, ze wzgl�du na starca zalegaj�cego w kom�rce. By� mo�e stanowi on element uk�adanki, kt�r� Ewa chcia�abytu z�o�y� w jak�� ca�o��. � G�ry podziwiam, spaceruj�. Zauwa�y�am wasze gospodarstwo i pomy�la�am, �e zajrz�. �Na co? Pytanie nie zach�ca�o do kontynuowania rozmowy, tote� dziennikarka uzna�a wizyt� za zako�czon�. Przynajmniej na dzi�. � P�jd� ju�. Do widzenia. Staruszka bez s�owa obr�ci�a si� i wesz�a do kom�rki. Ewa wzruszy�a ramionami i opu�ci�a niego�cinne gospodarstwo. Zorientowa�a si�, �e noc ju� nie tyle nadchodzi, co nadbiega i ruszy�a szybkim krokiem w stron� majacz�cego w oddali domu Micha�a. VII Micha�wr�ci� zm�czony.Niezasta� w domu tajemniczej dziewczyny. Trawiasty maluch tkwi� na podje�dzie, co �wiadczy�o o tym, �e Ewa nie odjecha�a.�Musia�a gdzie� pole�� � pomy�la�. Teraz on mia� okazj� wykorzysta� nieobecno�� go�cia na szybkie prace porz�dkowe. Przede wszystkim nale�a�o urz�dzi� sobie legowisko. Prawa go�cinno�ci wymaga�y odst�pi� Ewie w�asne wyro, a dla siebie sporz�dzi� jakie� zast�pcze. Wyci�gn�� ztapczanu �piw�r i karimat�, na w�asnej po�cieli zmieni� poszwy i zwin�� ca�o�� w prze�cierad�o. Uformowa� zniej pod �cian� gustownywa�ek, b�d�cyod tej chwili oparciem prowizorycznej kanapy. Stolik ijeden fotelik upchn�� obok szafy,drugifotel chwilowo postawi� na stoliku, a na uzyskanej w ten spos�b powierzchni roz�o�y� p�aski materac i �piw�r. Sypialnia by�a gotowa. Za oknem by�o ju� prawie ciemno. Micha� poczu� co� w rodzaju niejasnego niepokoju. Niejasnego, bo jak do tej porynie mia� okazji si� o kogokolwiek obawia�. Nim jednak zda� sobie spraw� z istotyi przyczynyowych odczu�, w drzwiach stan�a zasapana Ewa. � Ico?Byczek, ja��wka? � zapyta�a dysz�c. Micha�, kt�rego my�li kr��y�y jeszcze wok� sypialni i ewentualnych spraw z ni� zwi�zanych, wbi� niemy wzrok w go�cia. Zupe�nie nie rozumia� wypowiedzianego przed chwil� tekstu. Ewa spojrza�a pytaj�co na bardzo dziwnie gapi�cego si� na ni� blondyna. � Czy ja po chi�sku m�wi�?Pytam, co si� urodzi�o. � Aaa, oto... � pytanie dotar�o do adresata �Synek. Zdrowy, du�yi r�owy �odpar� ze �miechem. � Tylko nie r�owy � odpowiedzia�a Ewa z udanym oburzeniem. � I nie niebieski. No, chyba, �e prosiak � doda�a. Gospodarz, po raz drugi tego dnia, opad� ci�ko na taboret. U�miech ust�pi� miejsca ponownemu wyrazowi zdziwienia. � O czym ty m�wisz? � niepewnie zapyta�. � A nic. Tak mi si� powiedzia�o. Zjemyco�? � Ewa otworzy�a lod�wk�. � No, jasne! � powiedzia�, a �nareszcie co� normalnego� � pomy�la�. � Okropnie um�czy�em si� przy tym dzieciaku, a... � Cz�owiek si� krowie urodzi�? � przerwa�a mu; tym razem jej g�os wyra�a� zdumienie. � Nadal nie wiem kim jeste�, ale pytania zadajesz dziwne. Jakiej krowie? � Sk�d mog� wiedzie� jakiej?Przecie� to twoja pacjentka.Micha� powoli zaczyna� rozumie� tre�� ich dziwacznej rozmowy. � Siadaj. Wyt�umacz� ci. � I poczekawszy, a� Ewa zajmie miejsce na drugim taborecie, rzek�: � Maryna to �ona Zbycha i w�a�nie urodzi�a drugiego syna. � Wyt�umaczmi to, prosz�, jeszczeraz � powoli i du�ymi literami � po coim by� do tego weterynarz? � dziewczyna wolno cedzi�a s�owa, tak, jakby rozmawia�a z osobnikiem niespe�na rozumu. � Tu nie ma lekarza, ani po�o�nej. Kto� musi przyjmowa� porody. Robi� wi�c za akuszerk�. � Teraz ju� jestem w domu. Mog� zajrze� do lod�wki? Biednemu, um�czonemu �doft�rowi� te�si� co� od �ycia nale�y. Ewa uspokojona wsta�a i zaj�a si� przygotowaniem kolacji. � Du�o dzieci si� tu rodzi? � zapyta�a. � Trudno powiedzie�. Ciel�t wi�cej. W zamra�alniku s� par�wki. � Tak? Dziewczyna spojrza�a pytaj�cym wzrokiem na gospodarza, kt�rywtym momencieznowu lekko zg�upia�, nie wiedz�c jakiego fragmentu jego wypowiedzi tyczy�o jejkr�tkie�tak?�. W og�le