12295
Szczegóły |
Tytuł |
12295 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12295 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12295 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12295 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Anna Oktawiec � Blaschke
WIRUS �YCIAI INNE OPOWIADANIA
WIRUS �YCIA
PROLOG
Ciep�e promienie wrze�niowego s�o�ca przedziera�y si� migocz�c przez poz�acany
pierwszym dotkni�ciem jesieni las. Ale staremu Gniadkowi, id�cemu w�a�nie poln�
drog�, wszystko si� dzisiaj w oczach mieni�o. Wraca� od �Franka spod lasa�, z
kt�rym opr�ni� spor� butl� bimbru. Patrzy� na �ciel�cysi� przed nim jego
w�asnycie� i mamrota� pod nosem.
Grzybek podszed� do okna. Wr�ku dzier�y�szklank� zw�dk�, w kt�rej topi�
w�a�nieswe �yciowe problemy. Ujrza� z oddali zbli�aj�cego si� chwiejnym krokiem
g�rala, wychyli� jednym haustem zawarto�� naczynia i ruszy� do drzwi.
� No, stary, jeste� moj� ostatni� desk� ratunku � rzek� g�o�no, wyci�gaj�c z
g�stych krzak�w zw�j grubego kabla.
Rozwijaj�c drut posuwa� si� ty�em w kierunku drogi. Przeci�gn�� go na drug�
stron� i zacz��grzeba�wtrawie. Odszuka�specjalnie w tymmiejscu wbityko�ek i
na�o�y� na� p�tl� uwi�zan� na ko�cu kabla. Naci�gn�� przew�d. W s�o�cu
zab�yszcza� uwolniony z izolacji odcinek, wisz�cy kilka centymetr�w nad drog�.
Gniadek, zapatrzony w prowadz�cy go cie�, wyszed� zza kilku chojak�w rosn�cych
na zakr�cie. Zatrzyma� si�. Pojawi� si� bowiem powa�ny problem: cie� szed�
prosto, a droga zakr�ca�a �agodnym�ukiem wkierunku domu Grzybka. Ch�op zg�upia�,
co� mu tu nie gra�o i nale�a�o si� powa�nie zastanowi�, kt�r� drog� ruszy�
dalej.
Rozterk� Gniadka wykorzysta� Grzybek. Biegiem, skulonywe dwojepop�dzi� do domu i
z dzikim u�miechem na twarzy pod��czy� kabel do gniazdka. Dalsz� obserwacj�
prowadzi� ukrytyw krzewach rosn�cych mi�dzy domostwem a drog�.
Pijanych�op podj�� wko�cu m�sk� decyzj� i zostawiwszyd�ugi cie� u swego boku,
ruszy� dalej drog�. Nie dane mu by�o jednak spokojnie w�dr�wk�kontynuowa�, bo
nagle ni st�d, ni zow�d ujrza� ni� z�ot� biegn�c� nad drog� w poprzek kolein.
Nie dowierzaj�c w�asnym oczom przyspieszy� kroku i ju� �wi�c�ce cudo by�o tu�,
tu�. Zatrzyma� si� z trudem utrzymuj�c r�wnowag�. Chwil� co� mamrota�,
najwyra�niej g�o�no si� zastanawiaj�c, w ko�cu pochyli� si� i wyci�gn�� r�k� w
kierunku z�otej linii.
Grzybkowi zwra�enia zapar�o dech, gdyujrza� jak cia�o ch�opa wysztywni�o si�,
w�osyi w�sy stan�y d�ba, po czym ofiara r�bn�a o ziemi� wzbijaj�c tuman kurzu.
Morderca wyskoczy� zza krzak�w, podbieg� do palika w trawie i trzymaj�ckabel za
istniej�cy,niewielki fragment izolacji podszed� do le��cegoch�opa. Od�o�y�
narz�dzie zbrodni, dzikim wzrokiem spojrza�nawykrzywion�twarzGniadka, pochyli�
si�i u�miechni�tychwyci�goza przegub d�oni.
� A niech to! � Na twarzy Grzybka pojawi� si� grymas. W�ciek�y rzuci� r�k�
ch�opa o ziemi� i nie patrz�c na niego zacz�� nerwowo zwija� kabel. Po chwili
znikn�� w drzwiach domu.
Gniadek otworzy�oczy,powoli usiad� izacz�� masowa� obola�� r�k�. Patrzy�to na
ni�, to na bezchmurne niebo. Wsta�, lekko nim zarzuci�o, ale jako� utrzyma�
cia�o wpionie. Podni�s� g�ow� i patrz�c gdzie� w nieokre�lon� przestrze�
wymamrota�:
��lag z jasnygo nieba...Pokiwa� zmierzwion� czupryn� i wolnym krokiem
pomaszerowa� drog� dalej, przed siebie.
Grzybek usiad� przystole, wla� do szklanki reszt� w�dki zbutelki i wypi�.
Podni�s� si� i podszed� do ��ka.
� Cholera, znowu nie wysz�o. Nic tu po mnie.
Ukl�kn��, rzuci� okiem na wisz�cy na �cianie, okolony z�ot� ramk� wizerunek
Matki Boskiej, odrzuci� szary koc, s�u��cy za narzut� i wyci�gn�� spod ��ka
star�, zakurzon� walizk�.
Wostatnich promieniach s�o�ca, �ladami Gniadka, szed� Grzybek.Obra�onyna
ca�y�wiat i na niezniszczalne �ycie, odchodzi� zostawiaj�c dom
ica�yskromnydobytek. Wszystko, co zabra�, ni�s� w swej starej, odkurzonej przed
chwil� walizce.
Ewa spojrza�a na zegarek. Do odjazdu poci�gumia�a jeszczeponad kwadrans. Wesz�a
na opustosza�y peron i usiad�a na jedynej �awce b�d�cej ostatni�, jedyn� desk�
na dw�ch betonowych podstawkach. Ciep�e promienie zachodz�cego s�o�ca i cisza
m�cona dalekimi odg�osami ptak�w nastraja�yj� romantycznie, chocia�trafniejsze
by�obyokre�lenie � sennie. Zamkn�aoczyi przechyli�ag�ow�do ty�u,
pozwalaj�cs�o�cu pie�ci� twarz. By�a szcz�liwa. My�la�a o tym,jakiewra�enie na
szefie zrobijejmateria�. Wiedzia�a, �ena jegoopracowanie potrzebuje dw�ch,
trzech dni, a tyle jej zosta�o jeszcze z delegacji. Oczami duszy widzia�a
pochlebne recenzje. Z rozmy�la� wyrwa� j� nag�y wstrz�s deski��awki. Otworzy�a
oczy. Obok siedzia� niewysoki, kr�py ch�op odziany w brezentow� brunatn� kurtk�,
mi�dzy kolanamitrzyma�star� walizk�. M�g�mie� czterdzie�cialbo sze��dziesi�t lat
(Ewa nigdynie potrafi�a w�a�ciwie okre�la� wieku ludzi).
� A paniusia, przepraszam, to dok�d? � dmuchn�� odorem alkoholu.
� Do domu � wola�a odpowiedzie�. Po takim typie mo�na si� by�o wszystkiego
spodziewa�.
�
A mog� wiedzie�, gdzie to paniusia posiada dom? � typ stara� si� by� rozmowny.
�
Domu nie posiadam, a jedynie ma�e mieszkanko.
�
Ooo! To paniusia miastowa! A z jakiego miasta, �e si� zapytam? � ch�op stawa�
si�
dociekliwy. Ewa zerkn�a na zegarek. Jeszcze dziesi�� minut.
�
A ze stolicy � odpowiedzia�a na odczepnego.
�
Ooo, to daleko. To paniusia na urlop tu przyjecha�a?
�
Nie, do pracy.
�
A gdzie�tu mo�e taka elegancka, miastowa paniusia pracowa�?
�
Chyba nasz poci�gzachwil� przyjedzie. Pan te� na niego pewnie czeka.
Ch�op podrapa� si� w g�ow�, przetar� d�oni� kilkudniowy zarost na brodzie i
g��boko westchn�wszy wyb�ka� cicho:
� Sam nie wiem na co czekam.
�
Zwalizk� na stacjizazwyczajczeka si� na poci�g. Do miasta panpewnie jedzie. �
Ewa potraktowa�a gojak pijanego, kt�remu film jeszcze si� nie
urwa�,alew�tkizaczynaj� si� ju� pl�ta�.
�
Nie wiem gdzie, byle daleko st�d. Tylko, �emam problem, bo wiepaniusia, ja
tonawet na bilet do nast�pnej stacji nie mam. � W g�osie ch�opa pobrzmiewa�
jaki� �al i g��bokie zw�tpienie.
� Nie rozumiem.
�
To d�uga historia. Bo, wie paniusia, ja to jestem grabarzem. Taki zak�ad
pogrzebowy prowadz�.
�
I co? Okradli pana? Nieboszczyki si� zbuntowa�y, czy ma pan, po prostu, do�� tej
roboty? � Dziewczyna nie wiedzia�a o co mu chodzi i zaczyna�a j� ta rozmowa
irytowa�.
�
Gdybyby�a robota, to mo�eikiedy� mia�bymjej do��. Ale robotynie ma. Od dw�ch
prawie lat nikt u nas nie umar�. Nikt. Rozumie paniusia?Ani stary,ani m�ody,ani
dziecko. Na chleb ju� nie mam, a co dopiero na bilet. A wie paniusia, dzisiaj na
po�egnanie wla�em w siebiebutelk�, co j� schowa�emna oblewaniekolejnegopogrzebu.
Ona si� doczeka�a swojej
okazji, alenieodej�ciajakiego� umrzyka, ajej pana. I��mi st�d trzeba, bo zg�odu
przyjdzie zemrze�.
�
Co pan za bzdury opowiada!
�
Jak Boga kocham! Nikt tu nie umiera!Ch�op zerwa� si� z�awki, bij�c si� pi�ci� w
pier�.
�
Da mi paniusia na bilet, to po kolei opowiem.
Ewa spojrza�a w dal. �Dziwny jaki� facet, ale kto wie...� � pomy�la�a i w tej�e
chwili ujrza�a nadje�d�aj�cypoci�g. Nie by�o ju�czasu na zastanowienie, apozatym
zrobi�o si�jej �al tego biedaka. W ko�cu nie wygl�da� na opryszka.
� Kupi� panu bilet u konduktora, bo do kasy ju� pan nie zd��y.Ewa wsta�a, wzi�a
plecaczek i oboje ruszyli w kierunku tor�w.Poci�g wje�d�a� na stacj�.
Mimo p�nej pory,miasto t�tni�o �yciem. Tramwaj, kt�rymEwawraca�a do domu,
rzuca� jad�cymi nim lud�mi nawszystkiestrony.Nierobi�o to napasa�erach �adnego
wra�enia. Z przyzwyczajenia, ko�ysz�c cia�em poddawali si� wstrz�som. Na
kolejnych przystankach wymieniali si� przypadkowi cz�onkowie za�ogi, sun�cego
ulicami miasta pojazdu.
�Tramwaj ma t� wy�szo�� nad autobusem, �enie spos�b w nim zasn�� �
pomy�la�aEwa. By�a ju� bardzo zm�czona i znu�ona podr�. Grabarz przez ca��
drog� opowiada� sw� niewiarygodn� histori�. Nieby�wszak krasom�wc�i Ewie
chwilamiumyka�ys�owa, anawet ca�e zdania. Udawa�a zainteresowanie i po pewnym
czasie zauwa�y�a, �e traktuje ch�opa niczym nieszkodliwego wariata. By�o jednak
w jego opowie�ci co�, czego nie potrafi�a sprecyzowa�. Odnios�a wra�enie, �e to
�co�� zasia�o w niej jaki� niejasny niepok�j.
Towarzysza podr�y po�egna�a na dworcu, daj�c mu jeszcze par� groszy �na
zagospodarowanie� i adres redakcji na wypadek, gdyby mia� w stolicy problemy ze
znalezieniem pracy.
Kiedy wreszcie osi�gn�a ostatnie pi�tro wie�owca i stan�a przed drzwiami
w�asnego mieszkania, wszelkie procesy my�lowe, dr���ce jej umys� od kilku
godzin, uleg�y zahamowaniu. Teraz wa�ne by�ytylko � gor�ca herbata i ciep�a
ko�derka.
Za�wieci�a �wiat�o iwesz�a do kuchni. Postawi�a wod� na gazie;wr�ci�a do
przedpokoju, zdj�a kurtk�, buty i boso wkroczy�a do pokoju ��cz�cego i funkcje
salonu, gabinetu, biblioteki, jadalni i sypialni. By�o to bowiem jedyne
pomieszczenie jakim dysponowa�a. Ma�o
�
by� to jedyny pok�j w mieszkaniu Ewy. Rzuci�a w k�t plecaczek, lecz nim to
uczyni�a, wyj�a z niego delikatnie drewnianego �wi�tka i postawi�a na biurku.
Przynios�a paruj�c� herbat� i ci�ko usiad�a w fotelu. Nocn� cisz� burzy�y
dochodz�ce gdzie� zoddali odg�osymiasta. Wydarzenia minionegodnia powr�ci�y,
jakbysprowokowane spokojem i mi�kk� otulin� fotela. Ewa wzi�a kubek i
przenios�a si� do biurka. Wyj�a z plecaczka sw�j drogocenny notes i z uwag�
przegl�daj�c notatki, zapisywa�a drobnym maczkiem arkuszczystego papieru. W
pewnej chwili spojrza�a na �wi�tka. Przerwa�a pisanie.
�
Powiedz mi Jezusicku, czy grabarz ma tak� fantazj�, czy te� ludzie w tej twojej
wsi przestali umiera�?
Drewniana, grubo ciosana figurka milcz�c patrzy�a na Ew� niebiesko malowanymi,
wy�upiastymi oczami.
� Szkoda, �e nie chceszmi powiedzie�...Stukn�a delikatnie �wi�tka d�ugopisem i
wr�ci�a do dalszej pracy.S�o�ce �wieci�o wysoko, kiedyEwa wesz�a do �azienki
wzi�� porannyprysznic. Na biurku
le�a� gotowy artyku�.
Min�o kilka dni. Ewa z�o�y�a artyku� do korektyizabra�a si� zaopracowywanie
nowego tematu �wystaw�malarstwanaszkle. Siedzia�aprzyswoim redakcyjnymbiurku i
ob�o�ona materia�ami wolno pogr��a�a si� w prac�. Jedyn� rzecz�, jakiej teraz
pragn�a, to chwila spokoju. Zdawa�a sobie jednak spraw� z niedorzeczno�ci tych
pragnie�.
Pok�j redakcyjny dzieli�a z dwoma kolegami.
�
Rany boskie! � rykn�� Leon rozdzieraj�cym g�osem.
�
Co? � leniwie zainteresowa� si� Erwin.WzburzonyLeon podni�s� si� z krzes�a i
doskoczy� do kolegi.
�
Nie wiecie kto p�aci tej Jolce?
�
Ja nie! � wrzasn�� przera�ony nag�ym atakiem Erwin.Ewa spojrza�a na nich i
spokojnie wtr�ci�a:
�
On na pewno nie. Ma �on� i dwoje dzieci. A kto, twoim zdaniem, p�aci Jolce?
�
Niestety, wiem kto, ale nie wiem za co. � Leon pociera� otwart� d�oni� swoje
bardzoju� wysokie czo�o, co w jego przypadku oznacza�o g��bokie wzburzenie.
�
A za co p�aci? � z�o�liwie zapyta� Erwin.
�
Za takie recenzje.Zdenerwowany dziennikarz usiad� na brzegu biurka i zacz��
opowiada�:
�
By�em niechc�cyna tej wystawie. R�owe, niebieskie, r�owe, niebieskie...
�
R�owe... � wtr�ci� Erwin.
�
Niebieskie... � doda�a Ewa.Rozmowa zaczyna�a by� pasjonuj�ca, acz Erwin traci�
wyra�nie orientacj�.
�
Czy m�g�by� wyra�a� si� ja�niej? � zapyta�.
�
W�a�nie. P��tna albo ca�e r�owe, albo ca�e niebieskie... Takie, wiecie,
jakbykto� wiadro zfarb� wyla�... Inaczej � kupi� par� p��cien i kilka puszek
farbyr�owej, kilka niebieskiej... A ona mi tu pisze o ekspresji!
�
Mo�e lubi. To takie mi�e... bieli�niane barwy � Erwin stara� si� usprawiedliwi�
kole�ank�.
�
Nie kr�puj si� � majtkowe. Co zdaniem Jolki jest w tym ekspresyjnego? � Ew�
najwyra�niej intrygowa�a ocena kole�anki.
�
Gdybyto jeszczenieby�o tak r�wnomiernieca�er�owe, ca�eniebieskie... � m�wi�c to
Leon wyciera� z ciemieniowej powierzchni czaszki szcz�tkowe �lady ow�osienia.
�
Wystarczy! � nie wytrzyma� Erwin i zwr�ci� si� do kole�anki � Ewuniu, skocz i
dla r�wnowagi kup naszemu koledze co� zielonego, ��tego, czerwonego...
�
Idiota! � Leon zerwa� si� z biurka poci�gaj�c za sob� sznur telefoniczny, a co
za tym idzie telefon, ale m�wi� dalej. � Te ca�e na niebiesko...
Huk uderzaj�cego o pod�og� aparatu przerwa� mu wymienianie dw�ch barw, czego nie
omieszka� wykorzysta� Erwin.
� Albo na r�owo... � �yczliwie doko�czy� wypowied� kolegi.
� W�a�nie, � odpar� Leon, podnosz�c telefon � to podobno obrazy, azdaniem Jolki
� dzie�a sztuki. Ludzie!Dajcie mi r�owy spray!B�d� wielkim artyst�!
Wypowiadaj�c te s�owa wymachiwa� urz�dzeniem telekomunikacyjnym, co grozi�o
zdrowiu i �yciu pozosta�ych redaktor�w, nie m�wi�c o bezpowrotnej utracie
aparatu telefonicznego. Erwin zerwa� si� zmiejsca.
�
Zwariowa� biedak!
�
Ja tej recenzji nie podpisz�! � wykrzykiwa� �biedak� � Nie podpisz�!
�
To nie podpisuj! � wrzasn�a spokojna dot�d Ewa � Odebra� kt�ry� zkorektym�j
artyku�
o �wi�tkarzu?
Nag�a zmiana tematu spowodowa�a chwil� ciszy. Erwin nie m�g� si� najwyra�niej
pogodzi� z tym faktem.
�
Ten niebieski? � zapyta� zg�upim u�mieszkiem na twarzy.Ewa zerkn�a na Leona.
Chyba nie us�ysza� zaj�ty dok�adnymi ogl�dzinami telefonu.
�
Daj spok�j. Chcia�am go jeszcze przejrze�.
�
Po co? Szefju� zatwierdzi�.
Kto� zapuka� do drzwi i wolno je uchyli�. Ca�a tr�jka spojrza�awkierunku
Iwony,kt�rej ruda czupryna ukaza�a si� w drzwiach.
�
Ale� burzliwie pracujecie. � Niepewna, czy za chwil� nie dostanie czym� w g�ow�,
nawet nie pr�bowa�a wej�� do pokoju. � Ewa, jaki� Grzybek do ciebie � doda�a.
�
Jaki Grzybek? � zagadni�ta dziennikarka by�a wyra�nie zdziwiona.
�
M�wi� co� o jakim� poci�gu, i �e kaza�a� mu przyj��.
�
Ach, ten grabarz � ol�niona spojrza�a na Iwon�. � To on si� Grzybek nazywa?
�
Tak m�wi. Wyjdziesz do niego?
�
Powiedz mu, �ebychwil� poczeka�.Jeszcze si� drzwi zaIwon� dobrze nie zamkn�y, a
Erwin musia� dopowiedzie� swoje:
�
Rozumuj�, �e terazzbierasz materia� o sztuce charakteryzacji nieboszczyk�w.
�
Odczep si�! � Ew� zirytowa�ys�owakolegi, cho� powinnaby�przyzwyczajona do tego
typu odzywek � B��dnie rozumujesz. A tak, �eby by�o ciekawiej, to facet nie ma
kogo malowa�. Ani na r�owo, ani na niebiesko. O!
To m�wi�c wysz�a, strzelaj�c drzwiami za sob�.
W ko�cu korytarza sta� znajomy z poci�gu. Ogolony i uczesany wyda� si� Ewie
sympatyczniejszy. W r�ku mi�tosi� gustowny, granatowy berecik. Na widok
dziennikarki wykrzywi� poczciw� g�b� w radosnym u�miechu i ruszy� jej na
przeciw.
� Dzie� dobry, panie Grzybek.
� Robot�, paniusiu, znalaz�em. �Ch�op nie bawi� si� w konwenanse i odrazu
meldowa� co trzeba. � I dach nad g�ow�, u kamieniarza.
� O, to dobre wie�ci.
Rado�� Ewy by�a ca�kowicie szczera. Wiadomo�ci innego typu zmusi�yby j� do
zainteresowania si� losem grabarza, a tak mia�a spraw� zg�owy.
�
Przysz�em odda� paniusi pieni�dze.To m�wi�c, wyci�gn�� z kieszeni spodni kilka
banknot�w i poda� dziewczynie.
�
Oj, jakie to pi�kne miasto, paniusiu! � wykrzykn��.
�
To zd��y� pan ju� co� pozwiedza�?
�
Od razu � zwiedza�. Ludzie tu umieraj�, paniusiu, jak B�g przykaza�! Nie to, co
u nas...
�
Wie pan, � Ewa ruszy�a w kierunku wyj�cia z redakcji � zainteresowa�a mnie pana
opowie��. Postanowi�am jeszcze raz odwiedzi� wasz� wie�. Nie wybra�by si� pan ze
mn�? Grzybek, drepcz�cy dot�d tu� za Ew�, zatrzyma� si� zdziwiony.
� Tera? Kiedy mog� zarobi� nachleb?Nieee... niech sobie paniusia jedzie... sama.
A jakby co, to ja na ewangelickim robi�. Znajdzie paniusia.
To powiedziawszy, opu�ci� speszonyg�ow�iszybkim krokiem wyszed� zbudynku. Ewa
zdumiona patrzy�a na zamykaj�ce si� za nim drzwi.
� Znajd�, panie Grzybek. Jakby co, to znajd� � mrukn�a pod nosem.
Nim dosz�a do swego pokoju, podj�a decyzj�. Zmieni�a kierunek marszu i po
chwili stan�a przed drzwiami z napisem �REDAKTOR NACZELNY�.
W pomieszczeniu zwanym sekretariatem poczesne miejsce zajmowa�o pot�ne biurko,
pami�taj�ce jeszcze czasy socrealizmu w sztuce oraz siedz�ca za nim Fuma. Osoba,
kt�r� wszyscyokre�lali tym mianem by�a kobiet� �wlatach� zkoczkiemsiwych w�os�w
spi�tych na czubku g�owy i dy�urnym u�miechem przyklejonym do twarzy. Fuma,
podobnie jak biurko, istnia�a wsekretariacie od czas�w zgo�a prehistorycznych.
Przetrwa�a wszystkieburze dziejowe, jakie przetoczy�y si� przez kraj, nie m�wi�c
o niezliczonej liczbie redaktor�w naczelnych powo�ywanych na fotel, znajduj�cy
si� w s�siednim pokoju. Czasopismo dwukrotnie zmieni�o sw�j charakter,
trzykrotnie tytu�, ale nie sekretark� naczelnego. Fuma, o posturze gda�skiej
szafy i charakterze pruskiego �andarma, by�a nie do pokonania. Budzi�a
powszechnyrespekt, a u m�odszych adept�w sztuki dziennikarskiej � wr�cz strach.
Ewa by�a ju� troch� oswojona z osob� sekretarki, ale ilekro� przekracza�a pr�g,
widok pot�nej kobietybudzi� w niej uczucie miotaj�ce si� pomi�dzyza�enowaniem a
buntem. Tak by�o i tym razem.
� Szef wolny? � nie�mia�o zapyta�a.
� Chyba. Zapytam. � Fuma zmierzy�a j� taksuj�cym spojrzeniem i nacisn�a guzik
interkomu. � Panie redaktorze, redaktor �ab�dzka do pana.
� Prosz�, niech wejdzie � odezwa�o si� szare pude�ko.Postawna sekretarka
skinieniem g�owy nakaza�a Ewie wej�� do gabinetu szefa.W tym z kolei pokoju
najwa�niejsza by�a monstrualnych rozmiar�w palma, przy kt�rej
naczelnyzeswoim, zawalonympapierami biureczkiem jawi� si�niczymzagubionyw
d�ungli Robinson.
� Witam, pani Ewo, � Robinson wyszed� zza sto�u, by uca�owa� d�o� dziennikarki �
i gratuluj� reporta�u o g�ralskim rze�biarzu.
�
Dzi�kuj�, panie redaktorze, ale ja w innej sprawie.
�
S�ucham.
Naczelny wskaza� Ewie fotel przy niewielkim stoliku pod palm�. Sam usadowi� si�
w podobnym obok.
�
Chcia�abym terazzebra� troch� materia�u w do�� nietypowej sprawie.
�
Tak?
�
Ot�we wsi mojego �wi�tkarza od ponad roku nie umieraj� ludzie i...
�
�artuje pani, � na pyzatej twarzy szefa pojawi� si� drwi�cy u�miech � jak to nie
umieraj�?Mo�eci comieli odej��odeszli, azostali zdrowi isilni?Amo�e jestich tak
ma�o, �e czasami nie ma kto umiera�?
�
Ani jedno, ani drugie. Parafia obejmuje kilka wsi i podobno mieszka tam mn�stwo
leciwych staruszk�w.
�
Parafia?�wi�tkarzto pani naopowiada�?
�
Nie...
�
PaniEwo, prosz�wybaczy�, ale to�aden temat. � Naczelnywsta� iruszy� wkierunku
biurka. � A poza tym, co to ma wsp�lnego ze sztuk�? � zapyta� siadaj�c.
�
Nic. Chcia�am tylko... � Ewa stan�a przed szefem. � Chcia�am...
�
Delegacji pani nie podpisz� � zdecydowanie wszed� jej w s�owo.
�
Prosz� wi�c o tydzie� urlopu � odpowiedzia�a r�wnie zdecydowanie.
�
O tak! Widz�, �epowinna pani odpocz��, �ton szefa sta� si� jowialny � aleradz�
uda� si� nad morze.
� Dzi�kuj�. Za rad� r�wnie� � powiedzia�a Ewa i wysz�a z gabinetu.
Fuma �askawie poda�a formularz, kt�ry dziewczyna szybko wype�ni�a i czym pr�dzej
opu�ci�a niego�cinn� jaskini� lwa.
Wchodz�c do swego pokoju, Ewa czu�a jeszcze na sobie wzrok pruskiego �andarma,
tote� bez�adnego wst�pu oznajmi�a kolegom:
�
Od jutra id� na urlop.
�
Romans z grabarzem? � ��yczliwie� zainteresowa� si�Erwin.
�
Nienormalny!
�
Erwin, czygrabarz? � inteligentnie zapyta� Leon.
�
Wypchaj si�! Nie jestem w nastroju.
Dziewczyna zgarnia�azbiurka w po�piechu wszystko, co jej wr�cewpad�o i bez�adnie
wrzuca�a do torby.
� Taak?Szef ci podpad�, czy ty...
� Daj jej spok�j. � Leon stara� si� uspokoi� koleg�, po czymzwr�ci�si�doEwy. � A
coz materia�em, kt�rychcia�a� przejrze�?
�
Niech idzie. Rezygnuj� z ogl�dzin.
�
Rozumiem, � powa�nie przytakn�� Erwin � wolisz obejrze� kilku nieboszczyk�w. Ewa
zmierzy�a go piorunuj�cymwzrokiem, zarzuci�a torb� na rami�i rzuciwszy ostro
�
�egnam pan�w!Wysz�a z redakcji.
IV
Szosa by�a tego dnia wyj�tkowo ruchliwa. Tysi�ce pojazd�w mechanicznych o
r�norodnych gabarytach i rozwijaj�cych nie mniej r�ne pr�dko�ci,
przemieszcza�o si� wzd�u� linii p�noc � po�udnie. W obu kierunkach, z podobn�
cz�stotliwo�ci�. W�ciekle zielonyma�yfiat, zawieraj�cyw�rodku Ew�, posuwa� si�
na po�udnie, trzymaj�c si� prawej strony jezdni i nie przekraczaj�c dozwolonej
szybko�ci. Kierowca nale�a� do klanu �niedzielnych�, a samoch�d do Anety. Aneta
by�a szkoln� kole�ank� Ewy, �y�asamotnie, ale szcz�liwie. Owocem nie
opuszczaj�cego j� szcz�cia by�, obok wielu innych rzeczy, trawiasty�maluch�,
kt�rego wygra�a wjakim� konkursie. Szkolnakole�anka nie mia�a jednak
stosownegopapierka uprawniaj�cego do korzystaniazpojazdu na drogach publicznych,
czyli prawa jazdy. Ewa dokument �w posiada�a i w imi� dawnej przyja�ni s�u�y�a
Anecie niejednokrotnie za szofera, w zamian za co mia�a pierwsze�stwo w
wynajmowaniu sobie autka.
Wieczorem wykona�astosownytelefon i po upewnieniu si� co do mo�liwo�ci
po�yczenia pojazdu na tydzie�, j�a studiowa� map� samochodow� kraju.
Terazjecha�a bardzouwa�nie, gdy�g�ry,rysuj�ce si� niedawno na horyzoncie,
uros�yju� do rozmiar�w w�a�ciwych, a co za tymidzie zjazd zg��wnejarterii
komunikacyjnej musia� by� gdzie� niedaleko. I by�.
Drogowskaz zobaczy�aw ostatniej chwili, alewystarczaj�cowcze�nie, byzd��y�
wykona� manewr skr�tu w prawo. Przejecha�a kilkadziesi�t metr�w znacznie
w�sz�iznacznie mniej ruchliw� drog� i zatrzyma�a si� na poboczu. Wyj�a
ztorbybu�k� orazatlas. Odpoczywa�a po trudach dotychczasowej podr�y konsumuj�c
pieczywo i studiuj�c map�. Poprzednio przyjecha�a do Guniek poci�giem,
niewielkie odcinki dr�g pokonywa�a pieszo i nie interesowa�a si� zbytnio ich
przydatno�ci� do jazdy. A szkoda.
Kolejna przecznica, wkt�r�zgodnie zmap� skr�ci�a, pi�a si� lekkim w�ykiem
wg�r�. Po przejechaniu parunastu metr�w, analitycznyumys� Ewyzacz�� pracowa�
zezdwojon� si��. Drog� pokrywa�y lu�no rozrzucone kamienie, odrywaj�ce si� pod
ko�ami od nawierzchni, obijaj�c niemi�osiernie podwozie. Miejscami droga by�a
bezkamienna, ale tam zeschni�ta glina nadawa�a g��bokim koleinom trwa�y kszta�t,
nijak nie przystaj�cy do rozstawu k� fiacika. �eby si� nie zawiesi�, Ewa
musia�a jecha� jednym ko�em po poboczu, drugim po grzbiecie koleiny, ostro�nie i
bardzo wolno. Zastanawia�a si�, czy dalej, za szczytem g�rki, b�dzie tak samo.
Miota�y ni� uczucia mieszane � z jednej strony ch�� dotarcia do celu, z drugiej
� wra�enie, i�dosta�a si� wpu�apk�bezwyj�cia. Poniek�d by�o to zgodne zprawd�,
bo droga nie dawa�a �adnej mo�liwo�ci nawr�cenia, a jazda z g�ry ty�em w og�le
nie wchodzi�a w rachub�. Wspina�a si� wi�c do przodu.
Stan nawierzchni musia� chyba odstraszy� innych u�ytkownik�w drogi, gdy� nikogo
po drodze nie napotka�a, a my�l, �ekto� mo�ezje�d�a� zg�ry, kto� lub co�
zczymb�dzie si� trzeba min��, wywo�ywa�a dodatkowystres.
Wko�cu dotar�a do szczytu. Widok barwnych, jesiennychg�r odsun�� na chwil�
ponure my�li. Zatrzyma�a samoch�d i podziwia�a widoki. Nasyciwszy si� pi�knem,
spojrza�a na drog�. Spadek nie by�du�yi koleinyp�ytsze, ale by�ote�co� nowego.
Kilkadziesi�t metr�w dalej sta� wehiku�, wygl�da� na samoch�d terenowy.
Dziewczyna rozejrza�a si� � dooko�a ani �ladu �ywej duszy. Wolno zacz�a
zje�d�a� w d�.
�ywa dusza zmaterializowa�a si� nagle, przybieraj�c posta� postawnego, m�odego
blondyna. Wyszed�zzastoj�cego pojazdu iwymachuj�cr�kaminadg�ow� szed� wkierunku
Ewy. Nie wygl�da� na wampira, czy innego zbocze�ca, wi�c zatrzyma�a si� i
wystawi�a g�ow� przez opuszczon� szyb�.
� Co si� sta�o? � zapyta�a uprzejmie.
�
Najmocniej pani� przepraszam, � m�ody cz�owiek pochyli� si�, co pozwoli�o Ewie
dok�adniej przyjrze� si� jegotwarzy, �sko�czy�a mi si� benzyna, amusz�jecha� do
krowy. Czyma pani mo�e troszk� paliwa?
�
Mam, ale nie dam � powiedzia�a przekornie, a w duchu pomy�la�a, �e i jej mo�e
zabrakn�� benzyny. B�g wie, ile spali�a drapi�c si� pod t� g�r�.
�
Szkoda. Jest pani pierwszym samochodem od godzinyi...
�
Samochodem, powiada pan.
�
Prze...
�
Niech pan wsiada � Ewa nie pozwoli�a mu doko�czy�. � Podwioz�pana do
tegozwierza, czemu nie? Gdyby to by�a panna, to co innego, ale biedna krowa! C�
zawini�a, �e jej kawaler zapomnia� zatankowa�.
�
Nie wiem, czy...
�
To si� pan dowie, a teraz jed�my.
�
Chwileczk�!
M�ody cz�owiek podbieg� do swego wehiku�u, wyj�� z niego niewielk� czarn� torb�
i wr�ci� do Ewy, kt�ra otworzy�a mu drzwi.
�
Nie zamyka pan gazika? �inie czekaj�c na odpowied�doda�a, wskazuj�c na torb�: �
A to, prosz� wrzuci� do ty�u.
�
Nie ma sensu zamyka�. Jak ju�powiedzia�em, stoj� tu ponad godzin� i
opr�czjednego ch�opa na rowerze nic nie jecha�o.
� Trzeba si� by�o z ch�opem na ramie zabra�. To gdzie mam jecha�?
�
Prosto �zdziwionym g�osem odpowiedzia� blondyn, wskazuj�c wzrokiem na dziuraw�
drog�.
� Fakt. G�upie pytanie, innej mo�liwo�ci nie widz�.
Zielonyfiacik rozpocz�� kolejny mozolnyetap w�dr�wki po wertepach. Nawierzchnia
by�a troch� lepsza, wi�c Ewa rozgl�da�a si� dooko�a. W dali, na stokach g�r,
wida� by�o rozrzucone lu�no zabudowania. Droga zn�w zacz�a si� wznosi�, koleiny
jako� si� wyr�wna�yi mo�naby�o przyspieszy� do 30km/godz. Milcz�c,pi�li si�w
g�r�. Zbli�ali si� do m�odego, rachitycznego lasku.
�
Prosz� si� zatrzyma� za t� k�p�, tam na g�rce � pasa�er przytkn�� palec do
przedniej szyby. � Dalej p�jd� pieszo.
� Czy mo�e mi pan zdradzi�, co pana tak do tej krowyci�gnie? Pora dojenia?
�
O, przepraszam, nie przedstawi�em si�. � �wiadomy kolejnej, pope�nionej gafy,
wyci�gn�� do Ewyr�k�. � Micha� Fergus � weterynarz.
�
Chwa�aBogu!Ju� mi si�wydawa�o, �ecywilizacjast�dumkn�awsin�dal. Aleniejest tak
�le. Grabarz, weterynarz...
�
S�ucham!? � Ryk silnikazag�uszy� ostatnie s�owa dziewczyny.
�
�ab�dzka... na urlopie! � wrzasn�a.
�
Na urlopie?Przecie�ju� po sezonie. Czywolno zapyta�, gdzietu pani b�dzie sp�dza�
ten urlop?
Pytanie Micha�a przypomnia�o Ewie o tym, �e przyjecha�a tu w ciemno, i �e
jedynym, pewnym dachem nad g�ow� by� dach malucha. Jako osobie o �modelkowych�
wymiarach (175 cm wzrostu), sp�dzenie nocy w takim �namiocie� nie specjalnie si�
jej u�miecha�o. Obok wszak siedzia�a szansa na bardziej godziwy nocleg. Nale�a�o
tylko spraw� obada�.
� A czy wolno zapyta� jak liczn� ma pan rodzin�?
�
Tu czywog�le?Widzi pani t� drog�? �Blondynwskazywa� przecinaj�c� drog�, szersz�
od przeci�tnej � poln� dr�k�. � Prosz� si� przy niej zatrzyma�.
�
To jak z t� pana rodzin�? � Ewa szybko otaksowa�a stan bocznej drogi � Wprawo,
czyw lewo?
� Prosz� sobie nie robi� k�opotu. Przejd� si�.Zatrzyma�a samoch�d. Micha�
otworzy� drzwi i si�gn�� do ty�u po torb�.
�
Niech pan siada. W prawo, czy w lewo? Dowiem si� w ko�cu czego� o pa�skiej
rodzinie?
�
Wprawo, ale jeszcze wolniej prosz�, bo straszne tu dziury. WGu�kachmieszkam sam.
Czy pani...
� Musz� panu zdradzi� pewn� tajemnic�... � konspiracyjnymtonem wesz�amu w s�owo
�
Ja na ten urlop... przyjecha�am do pana. Micha� uni�s� wysoko brwi i
niepomiernie zdziwiony zapyta�:
� Do mnie?! Przecie� ja pani nie znam.
�
A ile�to roboty! �Ewa roze�mia�a si� serdecznie. �Chyba, �e... nadwozie si� panu
nie podoba � doda�a.
�
Tego, tego... nie powiedzia�em. O, to ta cha�upa � swobodniej powiedzia�
weterynarz, widz�c w rozwalaj�cym si� domostwie szans� wybawienia z do�� dziwnej
sytuacji. Dziewczyna by�a niczego sobie, na g�upi� g� te�nie wygl�da�a.Tylko
czego ona mo�e od niego chcie�?
Zatrzymali si�przed szczerbatym, drewnianym p�otem, zakt�rym
sta�apami�taj�caczasy kr�la �wieczka cha�upa i wal�ca si� przybud�wka. Z tej
ostatniej wyszed� zgarbiony staruszek i drobnymtruchtem pod��a� w kierunku
przyby�ych. Micha� bezs�owa wyskoczy� z samochodu i wbieg� przez luk� mi�dzy
�erdziami (tu przypuszczalnie w przesz�o�ci by�a furtka), chwyci� wykrzykuj�cego
jakie� s�owa dziadka pod rami� i razem znikli w przybud�wce.
Ewa wy��czy�a silnik i r�wnie� wysz�a z auta. Powoli przesz�a kawa�ek wzd�u�
ogrodzenia. S�o�ce min�o ju�dawno najwy�szytegodnia punkt naniebieipowoli
zmierza�o ku zachodowi. �erdzie parkanu rzuca�yd�ugie cienie pod nogami
dziewczyny,kt�ra zacz�a je przeskakiwa� niczym patyki roz�o�one na drodze.
Zasta�e w czasie jazdy stawy wolno nabiera�y spr�ysto�ci i nim Ewa dotar�a do
ko�ca p�otu, mia�a serdecznie do�� tej gimnastyki. Nawet nie zauwa�y�a, kiedy
znalaz�a si� po drugiej stronie obej�cia. Po chwili dosz�a do kolejnej przerwy w
ogrodzeniu. Weterynarz nadal zabawia� si� z krow�, wi�c postanowi�a przyjrze�
si� z bliska domostwu.
Podesz�a do drzwi i delikatnie zapuka�a. Nie s�ysz�c odpowiedzi, skierowa�a si�
do niewielkiegookienka izajrza�a do �rodka. Wubogowyposa�onej, aleczystej izbie
nadu�ym drewnianym�o�u kto� le�a�, obr�conytwarz�wkierunku przeciwnej�ciany. Ewa
wr�ci�ado drzwi i zapuka�a nieco g�o�niej. Odczeka�a chwil� i ostro�nie
otworzy�a, nadal nikt si� nie odzywa�. Przesz�a przezniewielk� sie�, min�a
zamkni�te drzwi do jakiego� pomieszczenia i cicho wesz�a do pokoju. Na ��ku
le�a�a ubrana w obszern� kieck� staruszka. Na piersiach po�o�on� mia�a ciemn�,
we�nian� chust�, a bose stopy okryte by�y brzegiem burej narzuty.
Po��k�a, poorana zmarszczkami twarz zaniepokoi�a Ew�. Podesz�a bli�ej, usi�uj�c
dojrze� ruch chusty �wiadcz�cy o tym, �e starowina oddycha.
� Ranyboskie!Nieboszczka! �wykrzycza�a szeptem isil�c si� na odwag� uj�a
zwisaj�c� z��ka d�o� kobiety.
� Cego? � dr��cym g�osem odezwa�a si� staruszka i otworzy�a oczy.
Niewiele brakowa�o, a Ewa wyst�pi�aby w roli denatki. Odskoczy�a od wskrzeszonej
niewiasty, serce utkn�o jej w gardle i sil�c si� na �yczliwyu�miech wydusi�a z
siebie:
� Przywioz�am wam weterynarza.
Starowina dziarsko zerwa�a si� zpos�ania i szybko narzuci�a chust�nag�ow�,
os�aniaj�c siwe w�osy, splecione zty�u w cieniutki warkoczyk. Ten gest
przypomnia� Ewie �ywo, jak to kiedy�jeszczena studiach, cho� nie by�a naga,
os�oni�a si� wpop�ochu r�cznikiem, kiedyto do jej pokoju w akademiku wtargn��
brodaty obiekt jej mi�osnych uniesie�.
Wchwili, gdy kobiecina poprawia�a narzut�, do pokoju wszed� dziadek, a za nim
Micha�.
�
Babko, momyja��wecke!
�
Bogu nich bedom dziynki. � odrzek�a stara. � Fcom mlyka?
Staruszka zwr�ci�a si� do Micha�a, kt�ry wymownie spojrza� na Ew�. Dziewczyna
delikatnie pokr�ci�a przecz�co g�ow�.
� Innym razem, Palkowo. Teraz musimyjecha�.
Gospodarze odprowadzili m�odych do samochodu i po�egnali. Ewa rozejrza�a si�
jeszcze badawczodooko�a, alenie znalaz�a najwyra�niej tego, czego szuka�a,
szybko zapali�a silnik i nim Micha� zd��y� domkn�� drzwi, ruszy�a.
Po drodze nie rozmawiali, jako �egrozi�obyto odgryzieniem j�zyka. Ewa jecha�a
znacznie szybciejimimo, i� stara�asi�omija�dziury, od czasu do czasu fiacik
wykonywa� do��spore podskoki.
Zatrzymali si� obok samochodu Micha�a. Ewa wyj�a z baga�nika kanister i poda�a
weterynarzowi.
�
Prosz�.
�
Dzi�kuj�, � Micha� zwa�y�w r�kach pojemnik � mog� wszystko?
�
Wola�abym, �ebyco� zosta�o. Lubi� mie� niewielk� rezerw�.KiedyMicha� wlewa�
benzyn�, Ewa dokona�a ogl�dzin gazika.
�
Niez�ywozik.
� Z�y,niez�y,ale na te drogijedyny � odpar� w�a�ciciel zamykaj�c kanister. � Ile
jestem winien?
�
A ile pan wla�?
�
No, tak na oko...
�
Na oko to pono� ko� zdech�. � Ewa chwyci�a kanister i podbieg�a do swojego auta.
�
Pechowiec. � Micha� zamkn�� bak i pod��y� za dziewczyn�.
�
Kto?
�
No, ten ko�. To ile?
�
Daleko pan mieszka? � Dziewczyna siedzia�a ju�za kierownic� i w��czy�asilnik.
�
Jakie� dwa, trzy kilometry.
�
To niech pan ju� jedzie. Spieszy mi si�. I to bardzo.Micha� odsun�� si� od
fiacika i sk�oni� si� w pi�knym dworskim uk�onie.
�
Prosz� jecha�. I dzi�kuj� za paliwo.
�
Obejdzie si� beztego Wersalu. Jed�! � Ewa z impetem strzeli�a drzwiami.
Zdezorientowany m�odzieniec wskoczy� do gazika, chwil� kr�ci� rozrusznikiem i
gdy silnik zaskoczy�, ruszy� ostro przed siebie. Ewazastanawia�asi�chwil�,
czyruszy�zanim, ale przypomnia�a sobie gest, jaki wykona� Micha�, kiedyzapyta�a
go o to, gdzie mieszka.
Po kilkunastu sekundach gratulowa�a sobie intuicji, bo
weterynaryjnakaretkapogotowia po dokonanym gdzie� nawrocie wraca�a wzburzaj�c za
sob� tumany gliniastego py�u. Ewa odruchowo zakr�ci�a okno, odczeka�a chwilk�,
a� za mijaj�cym j� gazikiem osi�dzie kurz i ruszy�ajego �ladem.
Micha� spojrza� wlusterko wsteczne. Zielonyfiacik pod��a� zanim. Lekko zwolni�,
byda� szans� po�cigowi iu�miechn�� si� pod nosem. Nadal nie wiedzia�co my�le� o
nieznajomej, ale czu�, �e coraz bardziej mu si� podoba.
Zatrzymali si� dopiero przed samotnie stoj�cym parterowym domkiem, otoczonym
zaniedbanym, acz skoszonym trawniczkiem. �Nora samotnego samca� � pomy�la�a Ewa
i wysiad�a z samochodu. Micha� zd��y� ju� doj�� do drzwi.
�
M�wi�a pani, �e si� spieszy.
�
Bardzo! Gdzie tu jest ubikacja?
�
Prosz�, drzwi po lewej � wyja�ni� Micha� t�umi�c �miech.
Korzystaj�cz tego, �eEwarozpocz�awizyt�od zwiedzania�azienki, �samotnysamiec�
chybcikiem zacz�� ogarnia� pok�j. Zd��y� odgraci� niski stolik i dwa ma�e
foteliki, tudzie� zebra� zpod�ogi walaj�cesi� od niepami�tnych czas�w
fragmentyodzienia. Zamkn�� drzwi do szafy, w tym samym momencie, gdy Ewa wysz�a
z�azienki.
Z u�miechem na ustach skierowa� j� do pokoju i wskaza� na foteliki.
�
Kawa, herbata?A mo�e nadal gdzie� pani spieszno?
�
Teraz?Terazto mam urlop do niedzieli. I kaw� prosz�.
Micha� wycofa� si� do kuchni, g��wkuj�c jak zapobieckatastrofie, jak� by�oby
wtargni�cie tam dziewczyny. Rzut oka na zawalony szcz�tkami artyku��w
spo�ywczych st� oraz brudnymi naczyniami zlew, uzasadnia� panik� gospodarza.
Postawi� na kuchence czajnik, szybko wsypa� do dw�ch, ostatnich zreszt�,
czystych szklanek kaw�iwr�ci� do pokoju. Ewa grzecznie siedzia�a w fotelu i
rozgl�da�a si� po pokoju. Wchodz�cego Micha�a powita�a u�miechem i wyci�gn�a do
niego r�k�.
�
Ewa jestem.
�
Micha� � poda� jej d�o�.
�
No, nareszcie mo�emy pogada�.
�
Nareszcie? � zapyta� siadaj�c.
�
Winna ci jestem pewne wyja�nienia.
�
Przecie� ja o nic nie pytam � �achn�� si� Micha�.
�
O.K., jak nie, to nie. Id� po bety � powiedzia�a Ewa wstaj�c.
�
Serio chcesz u mnie zosta�?
�
A co?Wygl�dam na idiotk�, kt�ra nie wie co m�wi?
�
No, nie. Ale czy wie...
� Spokojna g�owa. Dziewczyna szybkim krokiem uda�a si� w kierunku wyj�cia.
Micha� odczeka� sekund� i rzuci� si� w przeciwn� stron�. Do kuchni.
Przed domem Ewa omal nie przewr�ci�a starej kobiety,kt�rawyros�a przed ni� ni
st�d, ni zow�d. Staruszka zmierzy�a j� wzrokiem.
�
Doftor w domu?
�
Prosz�. �Ewa cofn�a si� do drzwi i krzykn�a w g��b sieni: � Doktorze,
pacjentka!
Kobieta wesz�a do domu, a dziewczynawyj�a zsamochodu swoj� torb� iplecaczek. Po
chwili Micha� w towarzystwie staruszki podszed� do niej.
� Zaraz wr�c�.
Ewa zezrozumieniem kiwn�a g�ow� iruszy�a wkierunku domu. Nie usz�a jednak dw�ch
krok�w, gdy us�ysza�a nad uchem:
� B�agam ci�, nie wchod� do kuchni.
I wszystko by�oby w porz�dku, gdyby nie czajnik, kt�ry po kilku minutach odezwa�
si� g�o�nym gwizdem. Ewa s�ucha�a go przez chwil�, licz�c na to, �e gwizdek pod
ci�nieniem pary wyskoczy i przestanie wy�. Nic takiego nie nast�pi�o i gwizd
pocz�� si� wwierca� w najg��bsze pok�adym�zgu.
� Sorry, gospodarzu. Trzeba by�o to wy��czy�, a tak � nie mam wyj�cia.To
powiedziawszy otworzy�a drzwi do kuchni.Wizyta weterynarza przeci�gn�a si�
wczasie, alego�� pozostawionywdomu wykorzysta�
ten czas z po�ytkiem.
Ewa us�ysza�a wej�cie Micha�a, ale nie zareagowa�a. Siedzia�a przy stole w
kuchni i popijaj�c kaw�robi�a notatki. Gospodarzzauwa�y� nieobecno�� dziewczynyw
pokoju i pe�en najgorszych przeczu� cicho podszed� do otwartych kuchennych
drzwi. Opar� si� o framug�.
� Prosi�em ci�, �eby�...
�
Trzeba by�o wcze�niej pogada� zczajnikiem. � Ewa spojrza�a ukosem na
speszonegojej widokiem nieszcz�nika. � Wy� jak syrena stra�acka. Mia�am czeka�
a� ca�a wie� si� tu zbiegnie?
�
Cholera! � Micha� zdumiony rozejrza� si� po kuchni. � Co� tytu zrobi�a?
�
A co?Wzrok ci odebra�o? � odpowiedzia�a g�osem pe�nym wsp�czucia.
�
Nnoo..., ale... � Wodzi� �nieodebranymwzrokiem� po sprz�tachkuchennych.
Zdziwiony podszed� do sto�u. � Sk�d wzi�a� t� serwet�? � zapyta� nie�mia�o.
�
Znik�d. Mo�epo umyciu troch� zmieni�a barw�... � Ewa podnios�a g�ow� � i
struktur�. To jest, m�j drogi, cerata. Chyba faktycznie masz co� z oczami, bo
ona le�a�a tu!
Dziewczyna wsta�a nagle iwaln�a d�oni� w blatsto�u. Micha�drgn�� i
wyba�uszy�nani� oczy. Teraz ju� wiedzia�, �e nie �artowa�a m�wi�c o pobycie u
niego. �aden normalny cz�owiek, nawet baba, nie sprz�ta�bytego �mietniska, je�li
niemusia�bywchodzi�tu wi�cej ni� jeden raz. Sprawa stawa�a si� skomplikowana.
Pod jasn� czupryn� nat�enie pr�d�w biegaj�cych w obr�bieszarych kom�rek
grozi�ototalnymzwarciem. Naszcz�ciezadzia�a�y mechanizmy samoobrony,wyzwolone
�agodnym, ciep�ymg�osem go�cia:
� Czego si� napijesz?
�
Kawy �rzek� zduszonym g�osem. Po czym j�kn�� �Ranyboskie! � i opad� ci�ko na
taboret.
� S�ucham? � Ewa nie dos�ysza�a tre�ci westchnienia.
�
Zwariuj� chybazt� Gradzin� �j�cz�cszuka� ratunku w zmianietematu. � Traktujepsa
jak ukochane dziecko, chocia�ma on chyba ze sto lat i jest zwyk�ym kundlem.
�
Czy tutaj wszyscy s� starzy? � Dziewczyna usiad�a z powrotem przy stole.
�
Starzy?
�
No, wy��czaj�c ciebie i nowonarodzon� ja��wk�.
�
Nie. A dlaczego pytasz? � g�os gospodarza nadal zdradza� wewn�trzny niepok�j.
�
Bo, jak do tej pory, tylko staruszk�w uda�o mi si� tu spotka�. Grzybek m�wi�...
�
Znasz Grzybka?Trumniarza?
�
To z jego powodu tu jestem. Od strony kuchenki rozleg�o si� ciche pogwizdywanie.
Ewa wsta�a, byzapobiec kolejnemu alarmowi czajnikai zala� kaw�.
Micha�czu�,�e jeszcze chwila, a stykiw m�zgu nie
wytrzymaj�,wyst�pi�jakie�nieznane mu reakcje chemiczne, kt�re poci�gn� zasob�
nieobliczalne konsekwencje. Grzybek znikn�� jaki� czas temu. Nikt go nie
widzia�, nikt nie s�ysza�, by m�wi�, �e si� gdzie� wybiera. Po prostu wzi��
iprzepad�, atu nagle tad�ugonoga pi�kno�� o aksamitnymg�osie... Zupe�nie nie
wiedzia�, co o tym my�le�. Wiedzia� natomiast, �e kto pyta, nie b��dzi.
�
Ludzie m�wi�, �e znikn��. Wiesz co� o tym?Ewa postawi�a kubek z kaw� przed nim i
usiad�a.
�
Nie znikn��, a wyjecha�. Powiedzia� mi, �e tu ludzie nie umieraj�.
� Bzdura! Przecie� ludzie wsz�dzie... � Micha� zawiesi� g�os, jakby nie by�
pewien czy dobrze m�wi.
�
Tak?
�
Wiesz, jako� wcze�niej nie zwr�ci�em na to uwagi... � g�os nadalwisia�.
�
Na co? � dziewczyna stawa�a si� niecierpliwa.
Niezareagowa� najejpytanie, opar� �okcie o st�, a brod� o d�onie. Ewa, kryj�c
u�miech patrzy�a na zamy�lon� twarz gospodarza. Procesy my�lowe, jakie od
kilkunastu minut przebiega�y w jego umy�le, zaczyna�y rysowa� si� na obliczu, co
bystre oko dziennikarki oceni�o jako objaw niezwykle pozytywny. Niczego bardziej
nie cierpia�a jak bezmy�lnych facet�w.
� Faktycznie, � odezwa� si� spokojnie � od kiedytu mieszkam... nie przypominam
sobie �adnegopogrzebu. � Spojrza� na Ew� i upi� troch� kawy. �To
wiochyzabitedechami, gdyby kto� umar�, na pewno byto do mnie dotar�o. No wiesz,
na jednym ko�cu...
�
Wiem. Czy mo�eszmi zdradzi�, jak d�ugo tu mieszkasz?
�
W styczniu b�dzie dwa lata.
�
To bysi� zgadza�o. Czy zwierz�ta te� nie zdychaj�?
�
Gdyby nie zdycha�y, to i na ludzi bym zwr�ci� uwag�, nie?
Micha� poczu� si� troch� pewniej i przypomnia� sobie, �e w barku ma reszt�
jakiego� trunku. Ewa co� notowa�a, wi�c wykorzysta� moment. Wsta� i ruszy� do
pokoju.
� Jest tu jaka� przychodnia? Lekarz?
� �le si� czujesz? � zapyta� lekko zaniepokojony i postawi� na stole butelk� z
niewielk� ilo�ci� z�otawego p�ynu o sporej zawarto�ci procent�w.
�
Robimy party?To co � jest, czy nie ma?
�
Poradnia jest w Mencinie. Jakie� trzy kilometryst�d. Czekaj, p�jd� po kieliszki.
Micha� najpierw wr�ci� do pokoju, a po chwili do kuchni. Najwyra�niej nie
znalaz� zapowiedzianych pojemnik�w. Wyj�� z szafki dwie literatki.
� Przepraszam, mog� by� takie? � Postawi� szklaneczki na stole.
�
Nie ma sprawy � dziewczyna spojrza�a na zawarto�� butelki,� t� ilo�ci� i tak si�
nie spijemy.
�
Nie rozumiem. �Gospodarznala� trunek, usiad� ibadawczymwzrokiem przygl�da� si�
go�ciowi. � Chyba jednak zaczn� zadawa� pytania. CzyGrzybek ci� na ten urlop tu
wys�a�?
�
Nie Grzybek. Nikt mnie nie wys�a�.
�
To po co tu przyjecha�a�?
Nie dane mu by�o uzyska�odpowiedzi. Nagle rozleg�si� g�o�nyodg�os ko�skich
kopyt. Micha� podszed� do okna i wyjrza� na podjazd przed domem. Jednocze�nie,
bez pukania wpad� do domu zdenerwowanym�odycz�owiek.
�
Szybko! Panie doktorze, szybko! Moja rodzi!Weterynarz spojrza� na Ew�, kt�ra
cicho zapyta�a:
�
Kolejna Krasula?
� Tym razem Maryna �tajemniczymszeptem odpowiedzia� i g�o�no ju�doda�: � Mo�esz
mi da� t� reszt� benzyny?
� Dobra.
M�odycz�owiek widz�c, �e si� zbieraj�, wybieg� zdomu, dosiad�wierzchowca
iodjecha� w sin� dal. Dziewczyna poda�a Micha�owi kluczyki od malucha.
�
Mo�e moim dojedziesz. Mniej pali.
�
Dzi�ki, ale wol� tego zielonegocuda nie nara�a� na szwank. Pojad� swoim. Cze��!
To m�wi�c wybieg� zdomu. Ewa pomy�la�a, �emog�abysi� troch� przej��. Wyskoczy�a
za nim i wrzasn�a, staraj�c si� przekrzycze� odg�os silnika:
� Czy zamykasz dom?
� Nie zamykam! � odkrzykn�� blondyn i podobnie, jak p�dz�cy do porodu je�dziec �
odjecha� w dal.
VI
Dziewczyna rozejrza�a si�. Nad szczytami p�on�o niebo niczymwspomnienie po
s�o�cu, kt�re ukry�o si� gdzie� na dnie g�rskich dolin. Lekki wietrzyk muska�
jej w�osy. Z przyjemno�ci� wpatrywa�asi� wbarwne stoki, powy�ej kt�rych
woddalistercza�yw niebo ostre z�by turni. Powoli ruszy�a przed siebie.
Najpierw �cie�k� skierowa�a si� w stron�, sk�d przyjechali, ale po chwili
przypomnia�a sobie, �e najbli�sze domostwo widzia�a za domem Micha�a.
Zawr�ci�aipo chwili zbiega�a stokiem, przeskakuj�c k�pytraw. Zagroda by�a
teraznieco wy�ejiabydo niej dotrze�, trzeba si� by�otroszk� powspina�.
Zatrzymywa�a si� co kilkana�cie krok�w, byuspokoi� oddech i wal�cewpiersi serce.
Przekona�asi� teraz, ile kosztuje siedzenieza biurkiemwredakcjiiw domu.
Poprzednio, jak tu by�a, niemia�a okazji, bo porusza�a si� po drogach nie
maj�cych tendencji do ostrych spadk�w i wzniesie�.
Zasapana stan�a przy wej�ciu na do�� spore podw�rko. Wej�ciem nie by�a brama,
czy furtka. Pocz�tek obej�cia wyznacza� koniec znaczonej g��bokimi koleinami
drogi, biegn�cej tu z pobliskiego, ciemnego jod�owego lasu.
Po podw�rku snu�y si� leniwie ostatnie kury, dziobi�c od niechcenia resztki
dzisiejszej strawy. W k�cie mi�dzy cha�up�, a przyklejon� do niej lich� kom�rk�,
bawi�a si� tr�jka dzieci. Ewa, u�miechaj�csi�, ruszy�a w ich stron�.
Dziecizmierzy�yj� nieufnym wzrokiem; najstarszadziewczynka pobieg�aszybko do
domu. Po chwili na progu pojawi�asi�zwalista kobieta w �rednim wieku. Nadej�cie
go�cia oderwa�o j� najwyra�niej od pracdomowych, bo sta�a w drzwiach wycieraj�c
r�ce w d�ugi, poplamiony fartuch.
Ewa mijaj�c ostatni�, senn� kokoszk�, zbli�y�a si� do gospodyni.
� Dzie� dobry.
� Pokwolony. Jak zurzyndu, to ch�opa ni ma. � Kobieta odezwa�a si�
g��bokimg�osem, o brzmieniu wyra�aj�cym brak jakiejkolwiek ch�ci do konwersacji.
�
Dlaczego z urz�du?Ewa by�a co najmniej zaskoczona.
�
Ino takie, weredy, tu przychodzom. A ch�opa i tak ni ma.
Gospodyni nadal wciera�a w r�ce brud z zapaski i mrocznie spogl�da�a na Ew�,
kt�ra poczu�a si� jak potencjalna kochanka tajemniczego ma��onka. Na sam� my�l,
�e �w ch�op m�g�by by� r�wnie brudny jak jego po�owica, przeszy� j� niemi�y
dreszczyk. O innych aspektach sprawywola�a na wszelki wypadek nie my�le�.
� Nie jestem z urz�du � wyzna�a pokornie. � Chcia�abym...
� Jajek ni mom. Kurysie nie niesom. � G�os ga�dzinyzoboj�tnia�. Obr�ci�a si� na
pi�cie i wesz�a do domu.
Ewa nie nale�a�a do ludzi, kt�rych �atwo zaskoczy�. Tym razem jednak wros�a w
gleb� zupe�nie zbita z panta�yku. Informacja na temat no�no�ci miejscowych kur,
mo�e w innej sytuacji nie zrobi�abyna niej wra�enia, jednak�e ton wypowiedzi
kobietyspowodowa� nag�e za�mienie umys�owe dziewczyny. Rozejrza�a si� dooko�a.
Ostatnia kura znik�a ju� z podw�rka w jakim� tajemniczym kurniku, z mocnym
niew�tpliwie postanowieniem, by nie znie�� przypadkiem jakiego� jajka.
Nabia�owe rozwa�ania przerwa�o pojawienie si� na placu starej kobiety. Ewa,
przypomniawszy sobie po co tu w�a�ciwie przysz�a, zacz�a obserwowa� staruszk�.
Babina wysz�a zkom�rki istoj�c ty�em do dziewczynyzdejmowa�aze sznurka
rozpi�tego mi�dzy �cian� kom�rki, a jakim� rachitycznym drzewkiem, szarobure
koszule. By�a mocno przygarbiona i bardziej zrywa�a pranie ni�zdejmowa�a.
Ewa chwil�obserwowa�aj� izauwa�ywszy,�e dzieciakigdzie� si� ulotni�y, ruszy�a w
jej kierunku. Nim jednak dosz�a, babina zarzuci�a szmaty na rami� i znik�a w
kom�rce. Dziewczyna podesz�a bli�ej izajrza�a przezotwarte drzwi do �rodka. Na
drewnianym ��ku le�a�przykrytyszarymkocemstaruszek. Nie zd��y�aprzyjrze� si� mu
dok�adnie. Staruszka zauwa�y�a go�cia i wypychaj�c Ew� na podw�rko, zamkn�a
drzwi za sob�.
� Przepraszam. Otwarte by�o.
�Znuwusta przylaz�a?Cozfececie? � W g�osie babiny brzmia�a wyra�na niech��.
� Nierozumiem. Jestem tu pierwszyraz. Kto mia�bymnieprzys�a�? �Dziewczyna po raz
drugi, w ci�gu kilku minut odczu�a, �e jest brana za kogo� traktowanego tu jak
intruz.
�
Zy� nom nie dajecie. Telo nos i coz wom to wadzi?
�
Du�o was? � zapyta�a delikatnie.
�B�gtelo do� �telo jes. Zdrowe mysom inika nie p�dymy. � Starowina
zachowywa�asi� jak kwoka, broni�ca swych kurcz�t.
� A dok�d to mieliby�cie p�j��?
� Nie wiycie? � kobieta przerwa�a, patrz�cna Ew� podejrzanym wzrokiem. � Haj,
towy nie z urzyndu. No, to cego fcecie?
�
Do kuzyna przyjecha�am. Weterynarzem tu jest � wymy�li�a na pniu.
�
Od razu trza by�o goda�. Cegoz, ostomili? � g�os kobiety odrobin� z�agodnia�.
W pierwszej chwili Ewa chcia�a si� przedstawi�, ale pomy�la�a, �e mo�e jej to
przeszkodzi� w zbieraniu materia�u. Nieufno�� obu kobiet mog�aby si� jeszcze
bardziej nasili�, co nie by�oby korzystne, ze wzgl�du na starca zalegaj�cego w
kom�rce. By� mo�e stanowi on element uk�adanki, kt�r� Ewa chcia�abytu z�o�y� w
jak�� ca�o��.
� G�ry podziwiam, spaceruj�. Zauwa�y�am wasze gospodarstwo i pomy�la�am, �e
zajrz�.
�Na co?
Pytanie nie zach�ca�o do kontynuowania rozmowy, tote� dziennikarka uzna�a wizyt�
za zako�czon�. Przynajmniej na dzi�.
� P�jd� ju�. Do widzenia.
Staruszka bez s�owa obr�ci�a si� i wesz�a do kom�rki. Ewa wzruszy�a ramionami i
opu�ci�a niego�cinne gospodarstwo. Zorientowa�a si�, �e noc ju� nie tyle
nadchodzi, co nadbiega i ruszy�a szybkim krokiem w stron� majacz�cego w oddali
domu Micha�a.
VII
Micha�wr�ci� zm�czony.Niezasta� w domu tajemniczej dziewczyny. Trawiasty maluch
tkwi� na podje�dzie, co �wiadczy�o o tym, �e Ewa nie odjecha�a.�Musia�a gdzie�
pole�� � pomy�la�. Teraz on mia� okazj� wykorzysta� nieobecno�� go�cia na
szybkie prace porz�dkowe.
Przede wszystkim nale�a�o urz�dzi� sobie legowisko. Prawa go�cinno�ci wymaga�y
odst�pi� Ewie w�asne wyro, a dla siebie sporz�dzi� jakie� zast�pcze. Wyci�gn��
ztapczanu �piw�r i karimat�, na w�asnej po�cieli zmieni� poszwy i zwin�� ca�o��
w prze�cierad�o. Uformowa� zniej pod �cian� gustownywa�ek, b�d�cyod tej chwili
oparciem prowizorycznej kanapy. Stolik ijeden fotelik upchn�� obok
szafy,drugifotel chwilowo postawi� na stoliku, a na uzyskanej w ten spos�b
powierzchni roz�o�y� p�aski materac i �piw�r. Sypialnia by�a gotowa.
Za oknem by�o ju� prawie ciemno. Micha� poczu� co� w rodzaju niejasnego
niepokoju. Niejasnego, bo jak do tej porynie mia� okazji si� o kogokolwiek
obawia�. Nim jednak zda� sobie spraw� z istotyi przyczynyowych odczu�, w
drzwiach stan�a zasapana Ewa.
� Ico?Byczek, ja��wka? � zapyta�a dysz�c.
Micha�, kt�rego my�li kr��y�y jeszcze wok� sypialni i ewentualnych spraw z ni�
zwi�zanych, wbi� niemy wzrok w go�cia. Zupe�nie nie rozumia� wypowiedzianego
przed chwil� tekstu. Ewa spojrza�a pytaj�co na bardzo dziwnie gapi�cego si� na
ni� blondyna.
� Czy ja po chi�sku m�wi�?Pytam, co si� urodzi�o.
�
Aaa, oto... � pytanie dotar�o do adresata �Synek. Zdrowy, du�yi r�owy �odpar�
ze �miechem.
�
Tylko nie r�owy � odpowiedzia�a Ewa z udanym oburzeniem. � I nie niebieski. No,
chyba, �e prosiak � doda�a.
Gospodarz, po raz drugi tego dnia, opad� ci�ko na taboret. U�miech ust�pi�
miejsca ponownemu wyrazowi zdziwienia.
�
O czym ty m�wisz? � niepewnie zapyta�.
�
A nic. Tak mi si� powiedzia�o. Zjemyco�? � Ewa otworzy�a lod�wk�.
�
No, jasne! � powiedzia�, a �nareszcie co� normalnego� � pomy�la�. � Okropnie
um�czy�em si� przy tym dzieciaku, a...
�
Cz�owiek si� krowie urodzi�? � przerwa�a mu; tym razem jej g�os wyra�a�
zdumienie.
�
Nadal nie wiem kim jeste�, ale pytania zadajesz dziwne. Jakiej krowie?
�
Sk�d mog� wiedzie� jakiej?Przecie� to twoja pacjentka.Micha� powoli zaczyna�
rozumie� tre�� ich dziwacznej rozmowy.
�
Siadaj. Wyt�umacz� ci. � I poczekawszy, a� Ewa zajmie miejsce na drugim
taborecie, rzek�: � Maryna to �ona Zbycha i w�a�nie urodzi�a drugiego syna.
�
Wyt�umaczmi to, prosz�, jeszczeraz � powoli i du�ymi literami � po coim by� do
tego weterynarz? � dziewczyna wolno cedzi�a s�owa, tak, jakby rozmawia�a z
osobnikiem niespe�na rozumu.
�
Tu nie ma lekarza, ani po�o�nej. Kto� musi przyjmowa� porody. Robi� wi�c za
akuszerk�.
� Teraz ju� jestem w domu. Mog� zajrze� do lod�wki? Biednemu, um�czonemu
�doft�rowi� te�si� co� od �ycia nale�y. Ewa uspokojona wsta�a i zaj�a si�
przygotowaniem kolacji.
�
Du�o dzieci si� tu rodzi? � zapyta�a.
�
Trudno powiedzie�. Ciel�t wi�cej. W zamra�alniku s� par�wki.
�
Tak?
Dziewczyna spojrza�a pytaj�cym wzrokiem na gospodarza, kt�rywtym momencieznowu
lekko zg�upia�, nie wiedz�c jakiego fragmentu jego wypowiedzi tyczy�o
jejkr�tkie�tak?�. W og�le