12255

Szczegóły
Tytuł 12255
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12255 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12255 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12255 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

GRAHAM MASTERTON TRANS �MIERCI TYTU� ORYGINA�U DEATH TRANCE PRZE�O�Y� GRZEGORZ JASINSKI PROLOG Bali, 1981 Min�a w�a�nie �sma wieczorem, kiedy Michael przeje�d�a� na rowerze przez rynek. Manewrowa� swym zabytkowym rudgem mi�dzy k��bi�cymi si� t�umami turyst�w i kramiarzy oraz straganami o�wietlonymi setkami lamp gazowych. By�a pora monsunowa, gor�ca i pochmurna. Na niebie nie by�o �adnej gwiazdy. Ilekro� Michael zostawa� zatrzymany przez wczesnych biesiadnik�w skupionych wok� warong, kramiku z chi�skimi miseczkami pe�nymi sma�onych klusek, w�ciekle uderza� w sw�j dzwonek. Czasami ludzie usuwali mu si� z drogi, ale najcz�ciej musia� zeskakiwa� z siode�ka, kt�re by�o dla niego o wiele za wysokie, i prowadzi� rower przez t�um jak m�ody kowboj ci�gn�cy upartego wo�u. Czasami musia� nie�� rower na lewym ramieniu, by obej�� gromady kurczak�w, bele z batikiem i koszyki z w�ami. Rzadko kto zwraca� uwag� na delikatnego, szczup�ego ch�opca ze staromodnym rowerem. Czasami spojrza� na niego jaki� Amerykanin, kt�ry pami�ta� metyskie dziedzictwo Wietnamu, ale prawie natychmiast odwraca� wzrok, gdy� potargane w�osy ch�opaka by�y tak jasne, �e a� prawie bia�e, ale jego ciemnobr�zowe i lekko sko�ne oczy, zakrzywiony nos i jaka� mi�kko�� wok� ust zdradza�y, �e p�yn�a w nim krew matki Balijki. Teraz na drodze stan�y mu dwie kobiety spieraj�ce si� o cen� �wi�tojanek. � Aduh! Terlalu mahal! Tidak, saya tidak mau membelinya! Michael nadusi� dzwonek i kobiety usun�y si� z drogi, nadal si� k��c�c. M�g� by� tutejszym ch�opcem, kt�ry przyjecha� na wieczorny targ, by za�atwi� jakie� zakupy. Tylko kto� wra�liwy na tajemniczo��, jak� ewokowa�o za ka�dym razem w mie�cie Denspar zachodz�ce s�o�ce, tylko kto�, kto by� w stanie rozpozna� dziecko, kt�re �wiczy�o si� w duchowych �wiczeniach Yamy � tylko kto� taki wiedzia�by, �e to jedzie Michael i dlaczego. Jecha� dalej ku ulicy zwanej Jalan Mahabharata. Wieczorny targ wype�nia�y d�wi�ki rock�n�rolla dobywaj�ce si� z zawieszonych g�o�nik�w, rock�n�rolla wymieszanego z d�wi�kami cymba��w ceng�ceng i uderzeniami b�bn�w kendang. Powietrze nasycone by�o zapachem chili, ry�u i skwiercz�cym t�uszczem babi guling, balijskich prosiak�w z rusztu. Wsz�dzie trajkotali i k��cili si� piskliwymi g�osami ludzie, oferuj�c �ywno��, owoce, buty i �staro�ytne pod gwarancj�� rze�by. Stary cz�owiek z dopalaj�cym si� cygarem mi�dzy wargami i w dziwnie przechylonym turbanie pr�bowa� zagrodzi� Michaelowi drog�. � Behenti! Behenti! Michael wymin�� go, podpieraj�c si� dla r�wnowagi jedn� nog� i obcieraj�c sobie �ydk� o peda�. M�czyzna krzykn�� chrapliwie: � Ty � puthi anak � bia�y dzieciaku! Widzia�em ci� ju�. Wiem, gdzie idziesz. Powiniene� si� wystrzega� lejak�w. Powiniene� zwa�a� na tych, kt�rzy ci daj� rady. Ty puthi anak! Zwa�aj na tych, kt�rzy ci� prowadz�! Michael jecha� dalej, nie ogl�daj�c si�, czy stary cz�owiek go �ledzi. Mia� nadziej�, �e nie. Tym niemniej nie by� zdziwiony czy strapiony tym faktem. Ju� na samym pocz�tku zosta� uprzedzony, �e istniej� osoby wra�liwe na duchy i �e wiele spo�r�d nich mo�e rozpozna�, kim on jest. Zazwyczaj w�szyli go starcy, kt�rzy mieli nosa na subteln� obecno�� Dewi i Dewy, b�stwa m�skiego i �e�skiego, duch�w szepcz�cych w ciemno�ciach nocy, kt�re znikaj�c, zostawia�y �agodne zawirowania w porannej mgie�ce. Niewielu m�odych obchodzi� teraz �wiat duchowy; interesowali si� bardziej Bruce�em Springsteenem, Prince�em czy uje�d�aniem po Jalan Gajamahda rycz�cych maszyn i pogwizdywaniem na ameryka�skie dziewczyny. Si�a duchowa Denpasar nadal by�a czynna, szczeg�lnie w starszych dzielnicach miasta, ale dla m�odych staro�ytne b�stwa zosta�y przy�mione czerwonymi i ��tymi �wiat�ami neon�w i krzykliwymi plakatami reklamuj�cymi seksfilmy. Michael nie by� pewien, co starzec w turbanie usi�owa� mu powiedzie�, ale pami�ta� s�owa swego ojca: �B�d� cierpliwy, poniewa� zawsze istnieje wyja�nienie wszystkiego. I cokolwiek si� stanie, ty zawsze masz sw� dusz� i zawsze b�dziesz mia� mnie�. �Nigdy ci� nie opuszcz� � powiedzia� mu �agodnie ojciec na ganku ich domu we wsi Sangeh, podczas gdy deszcz monsunowy pada� na okap, a mg�a unosi�a si� nad b��kitnozielonymi polami. � Bez wzgl�du na to, gdzie b�d� i co si� ze mn� stanie � nawet je�li umr� � nigdy ci� nie opuszcz�.� Tego dnia w Denpasar pada�o. By� listopad, drugi miesi�c pory monsunowej, a temperatura osi�gn�a pi��dziesi�t pi�� stopni. Miasto zosta�o jakby otulone gor�cymi mokrymi r�cznikami. Twarz Michaela ocieka�a potem, a bia�a koszula z kr�tkimi r�kawami przyklei�a si� do jego chudych plec�w. Wok� bioder nosi� szkar�atny saput, �wi�tynn� przepask�, kt�ra niegdy� nale�a�a do jego ojca. Na nogach mia� znoszone adidasy. Opr�cz roweru, kt�ry podarowa� mu pan Henry w ameryka�skim konsulacie, � drug� spu�cizn� po zachodniej kulturze by� zegarek na r�k� firmy Casio z meczem futbolowym na tarczy. Kiedy dotar� do Jalan Mahabharata, zsiad� z roweru. Przeprowadzi� go obok kramu z batikiem, gdzie siedzia�a dziewczyna, szyj�c w �wietle gazowej lampy. Jej uroda by�a prawie nieziemska, chocia� w�osy mia�a spi�te do ty�u zwyk�ymi grzebieniami, a na sobie prost� sukienk� z bia�ej bawe�ny. Unios�a oczy, kiedy Michael j� mija�. By� mo�e rozpozna�a go, ale nie odezwa�a si�. Dalej w g��b ulicy stragany i kramiki warong z nocnego rynku ust�powa�y szeregowi starych dom�w: holenderskie kolonialne frontony z ukrytymi drzwiami i okiennicami na oknach, ciemne wej�cia z napisami w j�zyku indonezyjskim, sklepy i gabinety dentystyczne. Pies przyb��da szarpa� zdech�ego kurczaka. Dw�ch m�odych ludzi z wygolonymi z ty�u w�osami siedzia�o okrakiem na swych Yamahach, pal�c papierosy, pogwizduj�c i �piewaj�c wci�� to samo: �Hej� hej, rock n�roll�. Po drugiej stronie ulicy, przed opuszczon� pralni�, sta�a dziewczyna w cienkiej satynowej koszuli, czekaj�c na kogo� lub na nikogo. Powietrze tutaj by�o wype�nione zapachem taniej �ywno�ci, �ciek�w i dymu z kadzid�a. Tury�ci unikali tej okolicy, poniewa� robi�a przykre i gro�ne wra�enie. Ale Michael, spokojny, opanowany, nie obawiaj�cy si� niczego, prowadzi� sw�j rower przez odpadki i spad�e li�cie czerwonego uroczymi. W �wiecie ludzi nie ma si� czego ba�. Dopiero na kraw�dzi �wiata duch�w zaczyna� si� prawdziwy l�k. Doszed� do wr�t starej zaniedbanej �wi�tyni Pura Da�em, �wi�tyni Zmar�ych. Stara budowla sta�a mi�dzy holenderskim domem mieszkalnym a �Rumah M�ka Rama�, restauracj� Rama. Jej wie�e i �uki by�y udrapowane g�st� gmatwanin� pn�czy. Panowa�a tu g��bsza ciemno�� i cisza ni� w pozosta�ej cz�ci ulicy. Wzd�u� �ciany frontowej kamienne rze�by diab��w i demon�w gapi�y si� swymi odra�aj�cymi twarzami o d�ugich k�ach. Bramy strzeg�y podobizny Rangdy, Wdowiej Wied�my, i Barong Keketa, W�adcy Las�w. Ich groteskowe cia�a by�y grubo pokryte mchem, a wok� kolan pi�y si� kwiaty. Dziewczyna w cienkiej satynowej koszuli zawo�a�a z drugiej strony ulicy: � Jeste� samotny, m�ody Charlie? � Tidak � odpar� Michael, co znaczy �nie�. � Mungkin nanti, Charlie? � zapyta�a dziewczyna tym samym pozbawionym wyrazu g�osem. � Mo�e p�niej? Michael pokr�ci� g�ow�, aby da� znak, �e j� us�ysza�, ale bez wahania podszed� do skorodowanych, zielonych, miedzianych wr�t Pura Da�em i nacisn�� ci�k� klamk�. Wprowadzi� sw�j rower do �rodka i potem zamkn�� wrota za sob�. Panowa�a tutaj g��boka cisza, z wyj�tkiem odleg�ego echa warkotu motocykli. Lampy oliwne migota�y i kopci�y, chocia� zewn�trzny dziedziniec, przez kt�ry wszed� Michael, pozostawa� cienisty i dziwnie ciemny. �wi�tynia zosta�a spl�drowana podczas przera�aj�cych dni puputan, wielkiej samob�jczej walki przeciw Holendrom, i ju� dawno kilka krytych s�om� pawilon�w otaczaj�cych dziedziniec zawali�o si�, pozostawiaj�c tylko bia�e szkielety konstrukcji. Kamienn� posadzk� porasta� mech. Michael zostawi� sw�j rower zaraz za bram� wej�ciow� i przeszed� dziedzi�cem a� do mniejszej bramy pokrytej wzorami kwiat�w i postaci bestii, strze�onej przez bli�niacze ma�pie olbrzymy Hanuman. By�a to paduraksa, brama do wewn�trznego dziedzi�ca, drzwi do samego Kr�lestwa �mierci. Michael nie musia� otwiera� wewn�trznych drzwi czy cho�by puka� do nich. Arcykap�an zawsze uprzedza� jego przybycie i dzwoni� trzy razy w �wi�tynny dzwon: trzy p�askie, g�uche, owalne brzmienia, kt�re odbija�y si� w �wi�tyni jak zanikaj�cy g�os demona. Stado ptak�w minah podrywa�o si� w niebo ze zwisaj�cych ga��zi uroczynu, a potem szybko sadowi�o z powrotem. Otworzy�a si� brama, a za ni� sta� pedanda, arcykap�an, ci�gle po pi�ciu latach zadziwiaj�cy go swym niewielkim wzrostem i krucho�ci�. Na g�owie mia� nakrycie z tkanej bawe�ny, nie wi�ksze od nakrycia zwyk�ego kap�ana, i by� owini�ty w zwyk�� bia�� szat�, jakby go przygotowano do kremacji. Michael cz�sto usi�owa� zgadn��, ile on ma lat, ale trudno by�o to powiedzie� z ca�� pewno�ci�. Ma�y cz�owieczek by� chudy i pomarszczony, oczy mia� nieprzeniknione jak kryszta� g�rski i lich� bia�� brod�. Pod okryciem jego cia�o zdawa�o si� nie mie� w og�le substancji, jak cia�o kruchego, zmumifikowanego ptaka. � Selamat malam, Michael � skin�� pedanda, z�o�ywszy lekko razem d�onie. � Dobry wiecz�r. � Selamat malam, Pak � odpar� Michael. Pedanda odwr�ci� si� bez ceremonii i poprowadzi� go na wewn�trzny dziedziniec. Sta�y tam cztery gliniane naczynia, ka�de w innym k�cie, w kt�rych pali�y si� kadzid�a. Kap�an zdawa� si� prawie p�yn�� przez dym, jakby jego stopy nie dotyka�y ziemi. � Ada Sesuatu yang menjusahkan? � spyta� pedanda, nie obracaj�c si�. Jego g�os zdradza� �lad rozbawienia. Chcia� wiedzie�, czy Michael odczuwa, �e co� jest nie tak. � Pewien starzec chcia� mnie zatrzyma�, kiedy jecha�em ulic� Jalan Kartini. Powiedzia� dziwn� rzecz. � Aha � odpar� pedanda. Uni�s� jedn� d�o�. Mia� tak d�ugie paznokcie, �e zwija�y si� jak korkoci�gi. Skrzywi� g�ow� w dziwny spos�b, pokazuj�c Michaelowi, �e si� cieszy. � Starzec wyczu� twoj� gotowo�� � wyja�ni� pedanda. � Czy rzeczywi�cie jestem gotowy? � spyta� Michael. � Masz jakie� w�tpliwo�ci? Kadzid�o falowa�o pomi�dzy nimi, wyp�ywaj�c w ci�kie nocne powietrze. � Tak, oczywi�cie, �e mam w�tpliwo�ci. Czy ty nie mia�e� w�tpliwo�ci, zanim zrobi�e� to po raz pierwszy? � Oczywi�cie � odpar� pedanda. Nauczy� Michaela, by zawsze zadawa� mu pytania. � Ale musia�em odrzuci� swoje w�tpliwo�ci. Tak jak ty musisz odrzuci� swoje. � Zamilk� na chwil�, po czym doda�: � Silakan duduk. Michael us�ucha� i poszed� na �rodek dziedzi�ca, gdzie le�a�y dwie jedwabne wystrz�pione maty. Ostro�nie, aby nie pomarszczy� jedwabiu, usiad� ze skrzy�owanymi nogami, wyprostowany, z otwartymi d�o�mi. � Dzi� wieczorem zrobisz pierwsze kroki do �wiata duch�w � powiedzia� pedanda. Nie przy��czy� si� od razu do Michaela, jak to zazwyczaj robi�, ale sta�, patrz�c na niego kamiennym wzrokiem. Jego d�onie nadal by�y lekko z��czone, jakby trzyma� mi�dzy nimi motyla. �Co mam teraz zrobi�? Wypu�ci� motyla czy zdusi� go na �mier�?� Michael zadr�a�, chocia� obiecywa� sobie zawsze, �e kiedy pedanda og�osi, �e ten wiecz�r w ko�cu nadszed�, przyjmie to bez l�ku i bez �adnych sentymentalnych uczu�. Mia� jednak�e pe�ne prawo ba� si�, poniewa� kulminacja jego nauki u arcykap�ana oznacza�a, �e b�dzie m�g� spotka� i rozmawia� z ka�dym zmar�ym, jakiego wybierze, tak wyra�nie jakby ten nadal �y�. Mia� tak�e pe�ne prawo do sentyment�w, poniewa� kiedy ju� ujrzy zmar�ego � to znaczy b�dzie zdolny wej�� w trans, kt�ry jest konieczny do takiej trudnej eksploracji � sam stanie si� kap�anem i potem nigdy ju� nie ujrzy swego nauczyciela. Pedanda nauczy� go ju� wszystkiego, co sam umia�. Teraz kolej na Michaela w tropieniu z�a i przej�ciu mi�dzy duchami balijskich przodk�w. Pedanda nigdy nie okaza� mu �adnych ojcowskich uczu�, mimo wszystko Michael nazywa� go Pak. Przeciwnie, bardzo cz�sto by� karcony, temperowany i otrzymywa� kary za najl�ejsze przewinienia. Kiedy zmar� ojciec Michaela, pedanda mu nie wsp�czu�. � Zmar�? Ma szcz�cie. Poza tym, kiedy b�dziesz got�w, spotkasz go znowu. Mimo to powsta�o mi�dzy nimi mocne, nie wypowiedziane porozumienie, kt�re w pewien spos�b mia�o wi�ksze znaczenie dla Michaela ni� uczucie. Cz�ciowo opiera�o si� na wzajemnym szacunku, a cz�ciowo na mistycznej wra�liwo�ci, kt�r� dzielili, zdolno�ci, kt�ra im obu umo�liwia�a wchodzenie do sennych �wiat�w b�stw. Do�wiadczali rzeczywisto�ci bog�w z pierwszej r�ki dzi�ki transowi, znanemu w swej mniej rozwini�tej formie jako sanghyang, w kt�rym cz�owiek mo�e chodzi� po ogniu lub nak�uwa� si� ostrymi no�ami i nie mie� ran. � Nic nie m�wisz � powiedzia� pedanda. � Czy si� boisz? � Tidak � odpar� Michael. � Nie. Pedanda nadal patrzy� na niego wzrokiem pozbawionym wyrazu. � M�wi�em ci, czego masz si� spodziewa�. Wchodz�c do �wiata zmar�ych, wchodzisz tak�e do �wiata demon�w. Spotkasz lejaki, nocne wampiry, kt�re s� akolitami Rangdy. Ujrzysz Buta i Kala, kt�re wdychaj� chorob� w usta niemowl�t. � Nie boj� si� � powiedzia� Michael. Spojrza� szybko na nauczyciela, z ukosa, aby dostrzec jego reakcj�. Pedanda zbli�y� si� do Michaela, tak �e ch�opak poczu� dziwny, suchy, drewniany zapach, kt�ry kap�an zdawa� si� zawsze wydziela�. � Bardzo dobrze. Nie boisz si� lejak�w. Ale przypu��my, �e staniesz twarz� w twarz z sam� Rangd�. � Wezw� Barong Keketa, aby mnie chroni�. Pedanda zarechota�. � B�dziesz si� ba�, obiecuj� ci, chocia� teraz si� nie boisz. To dobrze ba� si� Rangdy. M�j synu, nawet ja boj� si� Rangdy. Potem na kr�tko pedanda opu�ci� Michaela i wr�ci� z du�ym przedmiotem przykrytym materia�em zdobionym haftem. Po�o�y� przedmiot przed Michaelem i u�miechn�� si�. � Czy wiesz, co to jest? � Wygl�da jak maska. � Co jeszcze mo�esz mi o tym powiedzie�? Michael obliza� wargi. � To jest bardzo sakti. Mia� na my�li, �e to ma du�� magiczn� moc, tak� moc, �e musia�o by� przykryte materia�em. � Czy b�dziesz si� ba�, gdy ci to poka��? � spyta� kap�an. Michael nie odezwa� si�. Pedanda przygl�da� mu si� uwa�nie, pr�buj�c znale�� na jego twarzy �lad zdenerwowania lub duchowego wahania. Po chwili Michael wyci�gn�� r�k�, chwyci� materia� za naro�nik i �ci�gn�� go z maski. Mimo �e by� pewny siebie i opanowany, poczu� jak jego wn�trzno�ci podskakuj�. Ta ohydna maska patrz�ca na niego by�a twarz� Rangdy, Wdowiej Wied�my, o wy�upiastych oczach, rozszerzonych nozdrzach i tak d�ugich i zakrzywionych k�ach, �e zachodzi�y jedne na drugie. Wra�liwo�� Michaela na obecno�� z�a by�a teraz tak wysoka, �e poczu� wrogo�� Rangdy jak krzepn�cy ogie� przenikaj�cy jego ko�ci. Nawet jego z�by jakby fosforyzowa�y w dzi�s�ach. � Co teraz czujesz? � spyta� kap�an. Jego twarz by�a na wp� skryta w cieniu. Michael patrzy� na mask� przez d�u�sz� chwil�. Chocia� by� to tylko papier, drewno i farby, wydziela�a nadzwyczajne z�o. Wygl�da�a, jakby mia�a za chwil� o�y� i po�re� ich obu. � Je�li Barong Keket mnie nie ochroni, zrobi to duch mojego ojca � odezwa� si� Michael. Pedanda wzi�� haftowany materia� i przykry� nim mask�, ale zostawi� j� tam, gdzie by�a, pomi�dzy nimi. � Jeste� got�w � powiedzia� sucho. � Zamkniemy oczy i b�dziemy medytowa�, a potem zaczniemy. Pedanda usiad� naprzeciw Michaela i pochyli� g�ow�. Aromatyczne kadzid�o przep�ywa�o mi�dzy nimi, czasami zupe�nie przys�aniaj�c kap�ana, tak �e Michael nie by� pewien, czy on nadal tam jest. Kadzid�o przywo�a�o Michaelowi na pami�� pie�ni pogrzebowe, ta�ce w transie i wszystkie sekretne rytua�y, o kt�rych uczy� go pedanda, od kiedy sko�czy� dwana�cie lat. W kadzidle pojawi� si� nowy zapach: gorzki i cierpki, jak pal�ce si� li�cie kolendry. � Musisz my�le� o umar�ych � odezwa� si� pedanda. � Musisz my�le� o duchach, kt�re w�druj� przez miasto. Musisz my�le� o obecno�ci tych wszystkich, kt�rzy odeszli przed tob�: kap�anach �wi�tynnych, kt�rzy niegdy� chodzili po tym podw�rzu, sprzedawcach krzycz�cych na ulicach, raja i perbekel, dzieciach i dumnych m�odych kobietach. S� nadal z nami, a teraz je�li zechcesz, mo�esz ich ujrze�. T�umy umar�ych! Michael rozejrza� si� doko�a. Znajdowa� si� w pierwszym stadium transu, oddychaj�c powoli, jakby wkracza� ostro�nie do czystej zimnej wody. Tam, wyznaczaj�c �ciany wewn�trznego dziedzi�ca sta�y wyrze�bione kamienne kapliczki b�stw �ycia i �mierci, kapliczka Gunung Alung, wulkanu, i nast�pna duch�w g�ry Batur. Prawdopodobnie to w tych kapliczkach siedz� bogowie, kiedy odwiedzaj� Pura Da�em. Michael czasami zastanawia� si�, czy bogowie jeszcze tu w og�le schodz� � �wi�tynia by�a tak podupad�a, a �wi�ta odalan ju� tu si� nie odbywa�y � u�wiadomi� sobie jednak, �e by�aby to herezja, gdyby ujawni� w�tpliwo�ci nauczycielowi. Kapliczki najwi�kszych b�stw mia�y jedena�cie dach�w, wyrastaj�cych jeden na drugim w ciemno��. Kapliczki mniejszych b�stw mia�y tylko siedem dach�w lub pi��. Przed �adn� kapliczk� nie le�a�y dary tak jak w innych �wi�tyniach, �adnych owoc�w, kwiat�w, g��w wo�u czy kurczak�w. Nie by�o nic opr�cz suchych li�ci, kt�re spad�y z wisz�cych ga��zi uroczymi i kilku rozrzuconych ko�ci drobiu. Nie by�o tu ju� �wi�tynnych kap�an�w, kt�rzy zaspokajaliby potrzeby bog�w. Pedanda zacz�� recytowa� Michaelowi s�owa, kt�re stopniowo mia�y przenie�� go w wy�sze stadium transu. Michael z pocz�tku mia� oczy otwarte, ale potem jego powieki z wolna opad�y, a cia�o odpr�y�o si�. Stopniowo jego �wiadoma percepcja zacz�a zanika� i pop�yn�a po posadzce dziedzi�ca jak oliwa. Pedanda zacz�� rytmicznie uderza� jedn� stop� o kamienie posadzki, a Michael kiwa� si� do ty�u i do przodu w tym samym rytmie, jakby czeka� na przybycie �wi�tuj�cych wie�niak�w, niczym onegdaj, gdy mia�o si� odby� �wi�to odalan w �wi�tyni. Ko�ysa� si�, jak gdyby uderzano w b�bny kendang i w gongi kempli, a noc nagle rozbrzmia�a brz�czeniem cymba��w. � Mo�esz teraz chodzi� mi�dzy umar�ymi, kt�rzy s� w�r�d nas. Mo�esz wyra�nie widzie� duchy tych, kt�rzy odeszli przed tob�. Twoje oczy s� otwarte jednocze�nie na ten �wiat i �wiat przysz�y. Wchodzisz w trans trans�w, trans �mierci. �wiat wewn�trz �wiat�w. Michael przycisn�� d�onie do twarzy, aby kiwa� si� jeszcze szybciej. D�wi�k b�bn�w i cymba��w w jego umy�le by� og�uszaj�cy. Jhanga�jhanga�jhanga�jhanga�jhanga: skomplikowane, nie pisane rytmy muzyki gamelan; gwi�d��ce melodie �ycia i �mierci; trzaskanie ognia bez p�omieni, no�y, kt�re nie chc� ci��; pokos w powietrzu robiony przez demony, kt�re skrad�y dzieci w ciemno�ci. Wielkie bloki purpury i czerni zacz�y nagle spada� na niego. Jego umys� wybucha� jak niesko�czony korow�d rozkwitaj�cych kwiat�w, a ka�dy z nich by� bogatszy i bardziej ozdobny od poprzedniego. B�bny kendang bi�y mocniej i mocniej; cymba�y zawodzi�y przenikliwie; gongi rozbrzmiewa�y raz za razem, a� ich d�wi�k zla� si� w jeden og�uszaj�cy, prawie nie do zniesienia d�wi�k. Michael teraz ko�ysa� si� w�ciekle z d�o�mi mocno przyci�ni�tymi do twarzy. G�os nauczyciela dochodzi� do niego poprzez og�uszaj�c� muzyk�, powtarzaj�c ci�gle: � Sanghyang Widi, prowad� nas; Sanghyang Widi, prowad� nas; Sanghyang Widi, prowad� nas. W tym momencie � w samym crescendo swego transu � Michael zazwyczaj wstawa�, �eby ta�czy�, na�laduj�c kroki nie wyuczone przez kap�an�w czy rodzic�w, ani przez nikogo �miertelnego, ale znane wszystkim, kt�rzy potrafi� wej�� w sanghyang. Dzisiaj jednak nagle i niespodziewanie zaskoczy�a go cisza i bezruch. Przez kr�tk� chwil� nadal si� ko�ysa�, ale potem zastyg� w miejscu pod naciskiem ciszy i bezruchu, a muzyka w wyobra�ni urwa�a si�. Zdj�� r�ce z twarzy i ujrza� obserwuj�cego go pedand�; wewn�trzny dziedziniec �wi�tyni ze swymi martwymi li��mi i opuszczonymi kapliczkami; kadzidlany dym, dryfuj�cy g�sto w ciemno��. � Co si� sta�o? � spyta�. Jego g�os zabrzmia� dziwnie, jakby m�wi� spod koca. Starzec uni�s� jedno wychudzone rami� i wskaza� na dziedziniec. � Czy�by� nie rozumia�, co si� sta�o? Michael zmarszczy� si� i uni�s� g�ow�. Zapach palonych li�ci kolendry by� teraz jeszcze silniejszy. Gdzie� rozlega� si� gwizd, g�o�nymi d�ugi. � Wiesz ju� � powiedzia� pedanda � �e twoje cia�o sk�ada si� z trzech cia�: cia�a �miertelnego, stulasarira; cia�a emocjonalnego, suksmasarira; i cia�a duchowego, antakaransarira. No c�, twoje stulasarira i twoje suksmasarira zapad�y w g��boki trans, nie dziki trans sanghyang, ale w co� w rodzaju snu. Twoje antakaransarira jednak�e nie �pi. Tw�j duch mo�e teraz wszystko postrzega� i nie przeszkadzaj� mu fizyczne czy emocjonalne wzgl�dy. Nie b�dziesz si� przejmowa� perspektyw� zranienia siebie. Nie b�dziesz si� przejmowa� z�o�ci� czy mi�o�ci� lub uraz�. W tym stanie b�dziesz m�g� widzie� umar�ych. Michael uni�s� swoje r�ce i przyjrza� si� im, potem znowu spojrza� na pedand�. � Je�li ja �pi�, jak mog� si� porusza�? � Zapominasz, �e twoje stulasarira i twoje antakaransarira s� nieroz��czne nawet po �mierci. To dlatego palimy nasze cia�a, aby antakaransarira mog�o si� w ko�cu uwolni� od proch�w. Tw�j duch chce porusza� twoim �miertelnym cia�em i r�wnie� twoje �miertelne cia�o, kiedy jest obudzone, porusza twoim duchem. Michael siedzia� cicho; pedanda patrzy� na niego z cierpliwym u�miechem. Chocia� �wi�tynia wydawa�a si� taka sama, teraz posiada�a dziwn�, senn� jako��, przy�mion� �wietlisto��, a chmury nad wie�yczkami meru zdawa�y si� porusza� z niezwyk�� szybko�ci�. � Masz tak wiele pyta�, a nie potrafisz ich zada� � powiedzia� pedanda. Michael pokr�ci� g�ow�. � Czuj�, �e odpowiedzi przyjd� same. � Jednak�e musisz pr�bowa� ubiera� w s�owa wszystko, czego nie potrafisz zrozumie�. � Czy w tym transie b�d� odczuwa� b�l? � spyta� Michael. � Czy mog� chodzi� po ogniu lub nak�uwa� si� no�ami? � Sam spr�buj � u�miechn�� si� pedanda i z fa�d swojej prostej bia�ej sukni wyci�gn�� kris o falistym ostrzu, tradycyjny sztylet balijski. Ostrze b�yszcza�o tak, �e Michael rozpozna�, i� by�o dopiero co ostrzone. Ostro�nie przyj�� bro�, sprawdzaj�c jej ci�ar i ozdobn� r�czk�. Na moment, gdy pedanda wyci�ga� do niego sztylet, ich oczy spotka�y si� i w spojrzeniu starca dostrzeg� dziwny i tajemniczy wyraz, kt�rego Michael wcze�niej u niego nie widzia�; by�o to jakby spojrzenie pe�ne rezygnacji. W transie sanghyang ch�opcy w wieku siedmiu czy o�miu lat nacinaj� piersi takimi sztyletami, a ich ostrza nie przenikaj� sk�ry. Ale to nie by� zwyk�y trans sangkyang. By� to bardzo dziwny rodzaj transu, je�li w og�le by� to trans. Cisza na dziedzi�cu by�a tak g��boka, �e Michael m�g� prawie uwierzy�, i� pedanda go u�mierci�. Zastanawia� si�, czy mo�e w jaki� nieznany spos�b nie uda�a mu si� inicjacja i zawi�d� swego starego kap�ana. By� mo�e jedynym honorowym wyj�ciem z sytuacji dla studenta, kt�ry rozczarowa� pedand�, by�o samob�jstwo, i by� mo�e w�a�nie to mu teraz oferowano. Michael zawaha� si�, a kiedy to zrobi�, wychudzony kogut majestatycznie wszed� na dziedziniec, opu�ci� swoja upierzon� g�ow� i zacz�� si� na niego gapi�. � Boisz si�? � spyta� pedanda. � Czego si� boisz? �mierci? � Nie jestem pewien � odpar� Michael niepewnie. � Niezdecydowanie to grzech. � Boj� si�, ale nie wiem dlaczego. Boj� si� ciebie. � Mnie? � u�miechn�� si� kap�an. Uni�s� d�onie z b�yszcz�cymi d�ugimi skr�conymi paznokciami. � Nie musisz si� mnie ba�. Nie musisz si� niczego ba�, nawet �mierci. Chod�, poka�� ci, czym jest �mier�. Michael spojrza� na n� w swojej d�oni, a potem znowu pytaj�co na pedand�, kt�ry pokr�ci� g�ow�. � Nie uderzaj teraz. Pytanie min�o. P�niej znowu si� pojawi, ale nie z l�ku, a by� mo�e w inny spos�b. Kap�an wsta� z wdzi�kiem. Przez chwil� patrzy� na mask� Rangdy przykryt� haftowanym materia�em. Potem odwr�ci� si� i pop�yn�� przez dziedziniec do bramy paduraksa, a potem przez drugi dziedziniec na ulic�. Michael pod��y� zaraz za nim, �wiadomy dziwnej opiesza�o�ci w kolanach, jakby brodzi� w ciep�ej, mulistej wodzie. Ulice wydawa�y si� opuszczone i tylko papierosy �arzy�y si� w drzwiach, mrucza�y zamazane g�osy, a mi�kkie szeleszcz�ce d�wi�ki wype�nia�y powietrze. Pedanda poprowadzi� go do ko�ca ulicy. Michael mia� wra�enie, jakby �ledzi� posta� ze snu. Po raz pierwszy od roku u�wiadomi� sobie, �e jest na p� bia�y i �e tylko w po�owie ma prawo pozna� sekrety, kt�re objawia� mu pedanda. Chocia� by� bardziej zaawansowany w duchowym studiowaniu ni� wi�kszo�� balijskich ch�opc�w, odczuwa� zawsze, �e co� zatrzyma�, co� niewielkiego, sceptyczn� cz�stk� swego ducha, kt�ra zawsze b�dzie bia�a. Pedanda dotar� teraz do br�zowych drzwi osadzonych w rozpadaj�cym si� kamiennym murze. Otworzy� je i Michael post�pi� za nim. Ku swemu zdziwieniu znalaz� si� na niewielkim cmentarzu g�sto zaro�ni�tym zielskiem i jasnozielonym mchem, os�oni�tym przez pn�cza zwisaj�ce z drzew, cichym, opuszczonym, ze zniszczonymi nagrobkami, z zaro�ni�tymi �cie�kami, ale w pewien smutny i �a�osny spos�b eleganckim. Otaczaj�ce go wysokie mury musia�y niegdy� zakrywa� to miejsce przed widokiem znajduj�cych si� w s�siedztwie dom�w, ale teraz nad ma�ym cmentarzykiem wznosi�y si� trzy czy cztery biurowe budynki i o�wietla� go napis �Udaya Tours�. Niedaleko szkar�atny napis g�osi�: �Quantas�. Pedanda stan�� nieruchomo. � Nigdy przedtem nie pokazywa�em ci tego miejsca � powiedzia�. � Na tym cmentarzu spoczywa sto pi��dziesi�t rodzin, kt�re zmar�y w czasie puputan, zamordowane przez Holendr�w i przez rajas. Rodziny bez nazwisk, dzieci bez rodzic�w. Zostali spaleni i w ten spos�b ich antakaransarira zosta�y uwolnione, ale pozostaj� tutaj nie op�akane. Michael przeszed� pomi�dzy rz�dami grob�w oplecionych chwastami. Na ka�dym kamieniu znajdowa�y si� ozdobne p�askorze�by w stylu Idy Bagusa Njany, wyobra�aj�ce demony, tancerzy, duchy i gro�nych wojownik�w. Ka�dy gr�b reprezentowa� jedn� rodzin�. Potem stan�� nieruchomo, niepewny, dlaczego pedanda go tu przyprowadzi�. Napis �Quantas� �wieci� jasno: bezkompromisowa wiadomo��, �e przesz�o�� jest dalek� przesz�o�ci�, a Bali jest teraz regularnie nawiedzana przez boeingi jak przez demony. Kiedy Michael odwr�ci� si�, by porozmawia� z pedand�, w�osy stan�y mu d�ba z przera�enia, gdy� kap�an nadal sta� w bramie cmentarnej ze z�o�onymi d�o�mi i lekko uniesion� g�ow�, ale tu� za Michaelem w absolutnej ciszy zgromadzi�a si� rodzina. Ojciec, matka, dwie dorastaj�ce c�rki i synek, nie maj�cy wi�cej jak osiem lat. Ubrani byli w tradycyjne szaty pogrzebowe, a ich g�owy by�y owini�te bia�ymi szarfami. Wszyscy patrzyli na niego, bez ruchu, i chocia� m�g� ich widzie� ca�kiem wyra�nie, wydawali si� niczym wi�cej jak wieczornym powietrzem. Obserwowa� ich. Wiedzia� z ca�� pewno�ci�, �e s� martwi. Rodzina z wolna zawr�ci�a i oddali�a, kieruj�c si� mi�dzy grobami. Min�wszy pedand�, znikn�a z widoku. Michael rozejrza� si� i ujrza� inne postacie stoj�ce r�wnie cicho mi�dzy pn�czami: m�od� dziewczyn� o bladej twarzy, kt�rej czarne w�osy by�y upi�te poz�acanymi grzebieniami; m�czyzn� przyciskaj�cego d�onie do twarzy; staruszk� trzymaj�c� uniesion� r�k�, jakby kiwa�a komu� oddalonemu o kilometry st�d; dzieci o przera�onych twarzach i oczodo�ach czarnych jak atrament. Pedanda szed� przez cmentarz do Michaela, ci�gle si� u�miechaj�c. � Wszyscy ci ludzie nie �yj� od wielu lat. Nadal jednak tu s� i zawsze b�d�. Nie potrafimy pogodzi� si� z obecno�ci� duch�w tylko dlatego, �e ich nie widzimy. Mo�emy ogl�da� je tylko w transie. � Czy oni b�d� m�wi�? � spyta� Michael. Pomimo wilgoci czu� intensywne zimno i dr�a�. � B�d� m�wi�, je�li uwierz�, �e mo�esz im pom�c, ale s� przera�eni i podejrzliwi. Czuj� si� bezradni bez swych �miertelnych cia�, jakby byli inwalidami. Przy najbli�szym grobie sta�a dwunasto� lub trzynastoletnia dziewczynka. Przypomina�a Michaelowi dziewczyn�, kt�r� widzia� szyj�c� w kramie z batikiem. Podszed� do niej ostro�nie i stan�� o metr od niej. Patrzy�a na niego rozszerzonymi br�zowymi oczami. � Czy mo�esz m�wi�? � spyta� Michael. � Mam na imi� Michael. Nama saya Michael. Siapa nama saudara? Nast�pi�a bole�nie d�uga cisza. Dziewczyna utkwi�a wzrok w Michaelu, obserwuj�c go z ciekawo�ci� i podejrzliwo�ci�. Co� w wyrazie jej twarzy m�wi�o mu, �e prze�ywa ogromne cierpienie. � Jam berapa sekarang? � wyszepta�a g�osem tak s�abym jak trzepot wst��ki na wieczornym wietrze. � Malam � odpar� Michael. Chcia�a wiedzie�, jaka jest pora dnia, a on jej wyja�ni�, �e noc. � Siapa nama saudara? � znowu zapyta� o jej imi�. Ale stopniowo zacz�a si� od niego oddala�, jakby by�a unoszona przez niewidzialn� fal�. Pozosta�e rodziny tak�e zacz�y odchodzi�, opuszczaj�c groby. Jednak�e jeden m�odzieniec zosta�, patrz�c na Michaela, jakby go rozpoznawa�. By� szczup�y i przera�aj�co blady, ale ca�kiem �adny, o lekko zaznaczaj�cych si� rysach cz�owieka z P�nocy, z Bukit Jambul. � Zazdro�ci ci � rzek� pedanda, staj�c przy ramieniu Michaela. � Umarli zawsze pragn�, aby zosta�y im zwr�cone ich �miertelne cia�a. � Wygl�daj� na przera�onych � zauwa�y� Michael. Kap�an przycisn�� d�o� do swego lewego g�uchego ucha i s�ucha� uwa�nie prawym. � Bo s� przera�eni. W pobli�u musz� by� lejaki. Lejaki poluj� na zmar�ych, jak i na �ywych. �api� ich antakaransarira i zaci�gaj� do Rangdy na tortury. � To nawet zmarli mog� by� torturowani? � Rangda jest Kr�low� �mierci. Mo�e dostarczy� im straszniejszych cierpie�, ni� kiedykolwiek prze�ywali za �ycia. Michael odwr�ci� si� i spojrza� na cmentarz. Us�ysza� szeleszcz�cy d�wi�k, ale by�y to tylko pn�cza ocieraj�ce si� o kamienie. Jednak�e pedanda chwyci� go za nadgarstek swoimi palcami tak ko�cistymi jak szpony jastrz�bia i poci�gn�� z powrotem do wyj�cia. � To niezbyt m�dre kusi� lejaki, szczeg�lnie, �e obaj jeste�my w �miertelnym transie. Chod�, wracamy do �wi�tyni. Wyszli z cmentarza na Jalan Mahabharata. Ulica by�a zupe�nie pusta, chocia� w niekt�rych z g�rnych okien pali�o si� �wiat�o i dochodzi� stamt�d odg�os podobny do klekotania ko�ci do gry w mah�jong oraz �miech. Pedanda rozejrza� si� wok�, a potem chwyci� Michaela za r�kaw. � Spiesz si�. Je�li lejaki dopadn� nas na otwartej przestrzeni, zginiemy. Zacz�li i�� ulic� najszybciej, jak mogli, nie alarmuj�c wrogich oczu. Min�li dw�ch lub trzech turyst�w i sprzedawc� owoc�w, wszyscy zdawali si� przebywa� w innej przestrzeni czasowej i poruszali si� tak wolno, �e Michael m�g� z�apa� owoc ze straganu kobiety, a ta nie zorientowa�a si�, kto to zrobi�. Jeden z turyst�w odwr�ci� si� i uni�s� brwi, jakby wyczuwaj�c ich obecno��, ale zanim zd��y� zebra� my�li, oni odeszli. Byli nie wi�cej ni� trzysta metr�w od bram �wi�tyni, kiedy pedanda powiedzia�: � Tam, po drugiej stronie ulicy. Michael spojrza� w bok i uchwyci� spojrzenie cz�owieka o szarej twarzy w szarym garniturze, o oczach, kt�re b�yszcza�y ostrym pomara�czem. Wygl�da� jak zombi wprost z filmowego horroru, ale szed� pewnie i pr�nie, zachowuj�c odleg�o�� i trzymaj�c si� drugiej strony ulicy. Kiedy doszed� do ma�ej bocznej uliczki Jalan Suling, ulicy Flet�w, przy��czy� si� do niego drugi cz�owiek o szarej twarzy. Ich policzki zdawa�y si� wysmarowane ludzkimi prochami; a ich oczy mog�y by� zapalonymi lampami z nocnego rynku. � Szybciej � ponagla� pedanda. Teraz ju� nie szli, ale biegli najszybciej jak mogli, w kierunku bram Puri Dalem. Kap�an uchwyci� swoje suknie, a jego sanda�y klapa�y po chodniku. Michael m�g� biec szybciej, ale nie chcia� zostawia� za sob� starca. Teraz �ledzi�o ich troje lub czworo lejak�w i Michael dostrzeg� ich po�yskuj�ce z�by. Prawie dotarli do bram �wi�tyni, kiedy kolejna tr�jka lejak�w pojawi�a si� przed nimi. Byli wy�si, ni� s�dzi� Michael, a ich twarze by�y podobne do masek pogrzebowych. � Michael, brama! � wysapa� pedanda. � Otw�rz bram�! Michael pr�bowa� obej�� lejaki i dosta� si� do bramy. Jeden ze stwor�w z�apa� go za rami� d�oni�, kt�ra przypomina�a stalowe obc�gi. Paznokcie zag��bi�y si� w sk�rze, ale jako� uda�o mu si� wykr�ci� i uchwyci� ci�kiej okr�g�ej klamki, kt�ra otwiera�a �wi�tyni�. Lejak znowu go z�apa�, bole�nie drapi�c po nogach, ale wtedy Michael pchn�� bram� do �rodka i wpad� na zewn�trzny dziedziniec �wi�tyni. Pedanda nie mia� tyle szcz�cia. Jeden lejak skoczy� mu na plecy, a drugi ugryz� go w przedrami�, pr�buj�c oderwa� kawa� cia�a od ko�ci. Pozosta�e lejaki dar�y jego szaty pazurami, bia�a bawe�na zosta�a splamiona krwi�. � Nie, nie, pu��cie go! � krzykn�� Michael, ale lejaki warkn�y i rzuci�y si� na starego pedand� jak dzikie psy o b�yszcz�cych pomara�czowych �lepiach. Krew tryska�a wsz�dzie prysznicem drobnych kropel. Ha�as by� nie do wytrzymania: warczenie, drapanie i rozrywanie. W uszy Michaela niczym trzask suchych ga��zi wdziera� si� odg�os rozdzierania mi�ni, zrywania chrz�ci i �amania ko�ci. Po chwili pedanda znikn�� zupe�nie pod szarymi, ci�kimi lejakami i Michael pomy�la�, �e ju� nigdy nie ujrzy starego kap�ana. Ale wtedy pedanda, podobnie jak ton�cy, �apie powietrze, wyci�gn�� jedn� r�k� ku �wi�tyni. Michael desperacko usi�owa� jej dosi�gn��. Za pierwszym razem nie �da�o mu si� to, ale potem uchwyci� nadgarstek pedandy. � Barong Keket! � krzykn��. Zabrzmia�o to raczej jak okrzyk wojenny ni� jak pro�ba do w�adcy las�w, arcywroga Rangdy. � Barong Keket! Na d�wi�k imienia b�stwa warcz�ce lejaki unios�y g�owy i spojrza�y na Michaela p�on�cymi �renicami. A kiedy unios�y g�owy, Michael poci�gn�� pedand� za rami� i zdo�a� wci�gn�� go na bezpieczny �wi�tynny dziedziniec. Lejaki wrzasn�y ze z�o�ci, ale �aden z nich nie m�g� wej�� na �wi�t� ziemi�. Paznokciami drapa�y bramy i wy�y jak wilki do ksi�yca, nie mog�y jednak tam wtargn��. Michael zatrzasn�� drzwi i opar� o nie plecami, �api�c oddech. Pedanda le�a�, dysz�c, na posadzce dziedzi�ca, jego szaty by�y purpurowe od krwi. Musimy wydosta� si� z tego transu, je�eli chcemy zosta� przy �yciu � wyszepta�. � Szybko, Michael. Zabierz mnie na wewn�trzny dziedziniec. Michael pom�g� starcowi wsta�. Czu� lepk� wilgo� krwi, �lisko�� poszarpanych mi�ni. Pedanda nie czu� b�lu, poniewa� nadal pozostawa� w g��bokim transie, ale nie by�o w�tpliwo�ci, �e jest bliski �mierci. Je�eli Michael nie b�dzie m�g� wyci�gn�� go z transu i zabra� do szpitala, stary kap�an umrze w ci�gu godziny. Oddychaj�c najg��biej i najspokojniej, jak potrafi�, Michael przeci�gn�� pedand� za wewn�trzn� bram�, paduraksa, i zataszczy� na jedwabn� mat�. Przykryta materia�em maska Rangdy nadal tam le�a�a; dymi�y kadzid�a. � Musisz recytowa� sanghyang� � wyszepta� pedanda. � Teraz ty jeste� kap�anem� twoje s�owo ma tak� sam� warto�� jak moje. Michael pom�g� kap�anowi usi��� na macie. Starzec powiedzia� mu kiedy�, �e te maty s� ostatnimi pozosta�o�ciami po szatach ma�piego genera�a Hanumana. Kiedy� by�y jasno turkusowozielone, teraz by�y br�zowe i wyblak�e od wilgoci. � O Sangyang Widi, prosimy ci� o uwolnienie z tej rzeczywisto�ci � zaintonowa� Michael, pr�buj�c przypomnie� sobie s�owa, kt�rych nauczy� go pedanda. � Prosimy, aby�my mogli wr�ci� do naszych �miertelnych byt�w, trzech z��czonych w jeden, suksmasarira, stulasarira, antakaransarira. O Sanghyang Widi, prowad� nas. W �wi�tyni panowa�a cisza. Dym kadzid�a p�yn�� i wi� si� nieustannie. Michael powt�rzy� magiczne s�owa, a potem doda� specjalne �wi�te b�ogos�awie�stwo: � Pachn�cy jest dym kadzid�a, dym, kt�ry p�ynie wci�� do g�ry, do domu trzech boskich jedno�ci. Potem zamkn�� oczy, modl�c si�, aby trans si� zako�czy�. Ale kiedy otworzy� oczy, wiedzia�, �e ci�gle jest w �wiecie za kurtyn�, �e lejaki nadal gwa�townie drapi� o drzwi �wi�tyni i �e nadal b�dzie m�g� widzie� umar�ych, je�li tutaj przyjd�. Pedanda spojrza� na niego oczami nabieg�ymi krwi�. Jego twarz mia�a kolor pergaminu. � Co� jest nie tak � wyszepta�. � Jest tutaj jaka� wielka si�a magiczna, wielkie z�o. Michael z�o�y� zdecydowanym ruchem r�ce i zacz�� si� modli� do Sanghyang Widi, aby ich wyprowadzi� z transu �mierci z powrotem do �wiata �miertelnych. � To nie skutkuje � wyszepta� pedanda. � To nie dzia�a. Sta�o si� co� z�ego. Krew ma�ego kap�ana ciek�a na kamienie wewn�trznego dziedzi�ca, kre�l�c miedzy nimi jakby orientalne wzory. Michael wychyli� si� do przodu. � Jestem teraz kap�anem? Jeste� tego pewien? � Tak, jeste� kap�anem. � Dlaczego wi�c moje s�owa nie sprowadzaj� nas z powrotem? � Poniewa� jest tutaj wi�ksza moc ni� twoja, jaka� moc, kt�ra nie pozwala tobie sprowadzi� nas z powrotem. Michael rozejrza� si� po zaniedbanych kapliczkach, suchych li�ciach na posadzce dziedzi�ca. Kapliczki by�y ciche i ciemne, dachy meru stercza�y w nocne niebo. Nie by�o niczego z�ego w kapliczkach; nie by�y ju� odwiedzane przez te duchy, dla kt�rych je zbudowano. Potem zwr�ci� si� ku masce Rangdy, przykrytej materia�em. Spojrza� na pedand� i powiedzia�: � Maska. Nie s�dzisz, �e to maska? � Maska jest bardzo sakti � wyszepta� pedanda � ale nie powinna przeszkadza� nam w powrocie. Chyba �e� � Chyba �e co, Pak? � Chyba �e twoje duchowe zdolno�ci mog� zagrozi� Rangdzie i �e ona s�dzi, i� pewnego dnia zrobisz jej krzywd�. W takim przypadku nie wypu�ci nas. Michael zawaha� si� przez moment. Potem si�gn�� i uchwyci� koniec materia�u przykrywaj�cego twarz Rangdy. � To tylko maska � powiedzia�. � Sam to m�wi�e�, kiedy zabra�e� mnie na pierwsz� zabaw� Barong. Jest z�a i powoduje z�e uczucia, ale to tylko maska. � Nie, Michael � powiedzia� pedanda. � Nie ruszaj tego materia�u. �To jest Rangda, Wdowia Wied�ma, nikt inny! Niegodziwa Rangda! Mia� w�a�nie zedrze� materia�, kiedy pedanda rzuci� si� naprz�d i wyrwa� go z jego d�oni. Michael straci� r�wnowag� i upad� na wznak. Materia� zosta� �ci�gni�ty z maski w tej samej chwili, gdy pedanda run�� przed ni�. Michael straci� oddech. Ohydna maska �y�a. Jej oczy obraca�y si�, a z�by k�apa�y, wyda�a niski pomruk w�ciek�o�ci, kt�ry spowodowa�, �e Michaelowi w�osy stan�y d�ba z przera�enia. Pedanda krzykn�� � po raz pierwszy Michael us�ysza� krzyk tego cz�owieka. A wtedy maska rozwar�a swe pomalowane szcz�ki i oderwa�a g�ow� kap�ana, ods�aniaj�c na jedn� straszliw� sekund� krwist� rur� jego tchawicy. Michael odwr�ci� si� i ruszy� do ucieczki. Wypad� przez bram� paraduksa, pomkn�� przez zewn�trzny dziedziniec z powrotem do br�zowych wr�t, gdzie czeka�y lejaki. Jego p�uca �wiszcza�y, a umys� t�tni� przera�eniem. Zdo�a� jednak rozewrze� wrota i wybiec na ulic�. Tam jednak nie by�o lejak�w, tylko gazowe lampy i kramy z owocami, i ch�opcy na motocyklach. Wtedy zacz�� biec troch� wolniej, a potem i��, a� doszed� do naro�nika nocnego targu, i wtedy u�wiadomi� sobie, �e wyszed� z transu �mierci, i nagle by�o po wszystkim. D�ugo spacerowa� wzd�u� rzeki, w kt�rej odbija�y si� �wiat�a targowiska. Min�� kramy z przepowiedniami, gdzie ptaki mynah wyci�ga�y magiczne pa�eczki, aby przepowiedzie� klientowi przysz�o��. Min�� kramy warong, gdzie spoceni m�czy�ni mieszali nasi goreng, ry� z chili i kawa�kami wo�owiny. A w jego umy�le maska Rangdy nadal obraca�a oczami, wy�a i odgryza�a g�ow� kap�anowi. Lejaki nadal pod��a�y za nim z p�on�cymi oczyma. Po policzkach Michaela sp�ywa�y �zy. Wzywa� ojca, ale on oczywi�cie nie odpowiada�. Teraz Michael by� kap�anem, ale co to oznacza? Co powinien robi�? Jego jedyny przewodnik i nauczyciel zosta� w spos�b nadprzyrodzony po�arty przez Rangd�, a akolici Rangdy z pewno�ci� b�d� go �ledzi� dzie� i noc, aby tak�e na nim si� zem�ci�. Spaceruj�c modli� si�. Jednak modlitwy w jego umy�le by�y puste. T�umi�a je muzyka rock�n�rolla i warczenie motocykli. Dopiero kiedy dotar� do naro�nika Jalan Gajahmada, u�wiadomi� sobie, �e zostawi� sw�j cenny rower w �wi�tyni. ROZDZIA� I Memphis, Tennessee, 1984 � No c�, ja wierz�, �e Elvis nadal �yje, takie jest moje zdanie. S�dz�, �e Elvis by� chory od tych wszystkich fan�w, chory, �e nie posiada �adnej prywatno�ci; chory z powodu tych wszystkich dziwek w �rednim wieku w kocich okularach, wrzeszcz�cych, gadaj�cych od rzeczy, przesadnie ambitnych, w��cz�cych si� za nim; chory od tego, �e jest w�asno�ci� publiczn� zamiast nale�e� do siebie; chory od tych ci�g�ych �aja� z powodu swego brzucha. A kt�ry m�czyzna po czterdziestce go nie ma, to jego prawo. Wi�c upozorowa� �mier�, nie? I wymkn�� si� z Gracelandu z ty�u ci�ar�wki lub w podobny spos�b. Spocony kierowca obr�ci� si� na swoim siedzeniu i spojrza� na Randolpha, zadziwiaj�co d�ugo trzymaj�c jedn� ow�osion� r�k� na kierownicy. � Jeszcze przypomni pan sobie to, co powiedzia�em, m�j przyjacielu, kiedy ten cz�owiek z bia�� brod� przyw�druje z powrotem do Memphis, gruby i szcz�liwy, i powie: �Wiecie, kim jestem? Nazywam si� Elvis Pelvis* Presley. Kiedy wy zlewali�cie m�j gr�b �zami, ja sobie �owi�em ryby, popija�em piwo i �wietnie si� bawi�em, rozmy�laj�c, co z was za dupki.� Randolph wyci�gn�� energicznie przed siebie r�k�, wskazuj�c na drog�. � Mo�e by pan tak patrzy� na szos�? Elvis m�g� upozorowa� �mier�, ale my mo�emy nie mie� tyle szcz�cia. Kierowca odwr�ci� si� akurat na czas, aby usun�� swoj� taks�wk� spod k� nadje�d�aj�cego ci�gnika z przyczep�, kt�ry nagle postanowi� zmieni� pas, nie daj�c migacza. Kiedy taks�wkarz skr�ci�, z przeje�d�aj�cego lincolna wype�nionego pastorami rozleg� si� apodyktyczny klakson w dw�ch tonach. � Przepraszam, przepraszam � odezwa� si� ironicznie taks�wkarz, kiedy limuzyna przep�ywa�a obok. � �le skr�ci�em, ale przynajmniej nie w�adowa�em si� na ty�ek tego ci�gnika. Znowu obr�ci� si� do Randolpha i rzek� z humorem: � Tyle mo�liwo�ci wybaczenia w jednym samochodzie, no nie? Ale jak pan my�li, �wietnie wymin��em t� bud�, co? To sz�sty zmys�. Co� w rodzaju wbudowanego alarmu. Nie ka�dy go ma. � Wola�bym, gdyby pan raczej u�ywa� swego pierwszego zmys�u i patrzy�, do cholery, gdzie pan jedzie � powiedzia� Randolph w�ciek�y. � Dobrze, przyjacielu, nie ma potrzeby wpada� w rozdra�nienie � odpar� szofer. Znowu si� odwr�ci�, ukazuj�c na swojej przepoconej koszuli odci�ni�ty wz�r materia�u z siedzenia, i w��czy� radio. Ann� Murray �piewa�a: �Potrzebujesz mnie�. Pu�ci� g�o�niej muzyk�, s�usznie podejrzewaj�c, �e to jeszcze bardziej rozdra�ni Randolpha. Randolph by� masywnie zbudowanym m�czyzn�, wysokim, gruboko�cistym i zgodnie ze swym wygl�dem zazwyczaj by� �agodny. By� idealnym prezesem Clare Cottonseed Products, Inc., interesu, w kt�rym po�udniowe usposobienia niezmiennie osi�gaj� stan wrzenia. Gdyby nie odziedziczy� prezesury po swoim ojcu, rada i tak prawdopodobnie by go wybra�a. Nigdy nie podnosi� g�osu ponad wystudiowane mamrotanie. Gra� w golfa, �owi� ryby i kocha� swoj� rodzin�. Mia� siwe w�osy i swoim najm�odszym sekretarkom przypomina� Freda MacMurraya. Lubi� by� mi�y. Cieszy� si�, gdy m�g� za�agodzi� jaki� sp�r, i wys�uchiwa� nawet najmniejszego ze swych dwu tysi�cy pracownik�w. Mia� przezwisko Handy Randy. Zazwyczaj lekko pachnia� tytoniem do fajki Benson & Hedges. Sko�czy� prawo. Mia� dw�ch syn�w, jedn� c�rk� i �on� o imieniu Marmie, kt�r� uwielbia�. Dzisiaj jednak by� bardzo zdenerwowany. By� zaniepokojony, a nawet wi�cej. Tego ranka o 4.30 zadzwoni� telefon i musia� wr�ci� ze swych wakacji nad jeziorem Ecorces w lasach Laurentide w Quebec, gdzie przyby� wraz z rodzin� dwa dni temu na trzytygodniowy letni urlop. By�y to ich pierwsze rodzinne wakacje od trzech lat i pierwszy wolny czas Randolpha od p�tora roku. Jednak wczoraj wieczorem na drugim wydziale jego fabryki w Raleigh, na po�nocnowschodnim przedmie�ciu Memphis, wybuch� po�ar. Jeden robotnik zosta� spalony. Dw�ch innych m�czyzn, w tym wicedyrektor, udusi�o si� w dymie. A szkody w fabryce wyliczono na przesz�o dwa miliony dolar�w. By�o nie do pomy�lenia, aby prezes przedsi�biorstwa zosta� na wakacjach w Kanadzie, �owi�c ryby, p�ywaj�c i pruj�c swym hydroplanem po okolicznych jeziorach, bez wzgl�du na to, jak bardzo na to sobie zas�u�y�. Aby jeszcze dope�ni� zdenerwowania Randolpha jego limuzyna nie stawi�a si� na lotnisku Memphis. Usi�owa� dodzwoni� si� do biura z publicznego telefonu na lotnisku, �mierdz�cego �rodkiem dezynfekuj�cym, ale by�a prawie �sma wiecz�r i nikt nie odpowiada�. W ko�cu � spocony, zm�czony i rozczochrany � sam wezwa� sobie taks�wk� i kaza� si� zawie�� na Front Street. Jechali teraz Adams Avenue. Radio nadawa�o piosenk� �59th Street Bridge Song�, kt�rej Randolph nienawidzi�. Opar� si� o siedzenie i b�bni� palcami po swojej walizce Samsonite. �Zwolnij, jedziesz za szybko� chcesz, aby to by� tw�j ostatni ranek�� Dzielnica biurowa by�a o�wietlona kolorem zamglonego miodu akacjowego, specjalnie przeznaczonego na letnie wieczory w Memphis. Rzeki Wolf i Missisipi, kt�re ��czy�y si� w Memphis, przybra�y odcie� ciek�ej rudy. Bli�niacze �uki mostu Hernanda de Soto, pob�yskiwa�y jasno, jakby oferowa�y drog� do ziemi obiecanej, a nie tylko do Zachodniego Memphis. Wilgotno�� powietrza zacz�a ust�powa�. Tajemnicze sieci chwia�y si� wok� naro�nik�w biurowc�w. Powiew, kt�ry przedosta� si� przez otwarte okno taks�wki, przyni�s� zapach kwiat�w, potu i �atwego do rozpoznania ch�odu rzeki. Jechali Front Street, przez mieszka�c�w Memphis nazywan� Cotton Row. � Tutaj � odezwa� si� Randolph. � Ten budynek. � Clare Cottonseed? � zdziwi� si� kierowca. Otar� pot z pomarszczonego czo�a wierzchem d�oni. � To ja � odpar� Randolph. � To znaczy pan jest Clare Cottonseed? � Handy Randy Clare we w�asnej osobie � u�miechn�� si� Randolph. Kierowca si�gn�� za siebie umi�nionym ramieniem i otworzy� przed nim drzwi. � Pewnie powinienem przeprosi� � powiedzia�. � Dlaczego? � No c�, za t� muzyk� i za to, �e prowadzi�em jak idiota. Randolph da� mu dwadzie�cia pi�� dolar�w w nowych banknotach i nie chcia� reszty. � Jest gor�co � powiedzia�. � Wszyscy zachowujemy si� jak idioci. Kierowca policzy� pieni�dze i powiedzia�: � Dzi�kuj� � a potem doda�: � Czy to nie jedna z pa�skich fabryk sp�on�a wczoraj wieczorem? Pod Raleigh? � Zgadza si�. � To dlatego jest pan tutaj? � Zgadza si� � powiedzia� znowu Randolph. � Powinienem �owi� ryby w Kanadzie. Kierowca zamilk� na chwil�, znowu otar� czo�o i prychn��. � S�dzi pan, �e to by�o umy�lne? � Co by�o umy�lne? � Po�ar. Czy s�dzi pan, �e kto� podpali� fabryk�? Randolph zastyg� bez ruchu, po�ow� cia�a pozostaj�c w taks�wce. � Dlaczego pan tak uwa�a? � Nie wiem. Mo�e dlatego, �e pewni ludzie, kt�rych podwozi�em, pracuj�cy dla innych bawe�nianych fabryk, jak Grayson czy Towery, twierdzili, �e Clare nie utrzyma si� d�ugo na rynku. � Clare to numer dwa w�r�d przetw�rc�w nasion bawe�ny po Brooksie. M�wienie, �e Clare wylatuje z interesu to tak, jakby m�wi�o si�, �e Ford wylatuje z interesu. � Pewnie, ale wie pan, jak si� sprawy maj�. � Nie jestem pewien, czy wiem � odpar� Randolph ostro�nie, chocia� doskonale wiedzia�, co usi�uje sugerowa� ten m�czyzna. Nie by�o tajemnic� w Memphis, �e Clare Cottonseed jest politycznie i ekonomicznie niezale�ne. Wszyscy inni wielcy przetw�rcy byli cz�onkami narzucaj�cego ceny kartelu, kt�ry nazywa� si� Cottonseed Association, a kt�ry Randolph niepochlebnie okre�la� jako Margarynow� Mafi�. Ojciec Randolpha, Ned Clare, rzadko by� przedmiotem niepokoju mafii, chocia� zawsze upiera� si� przy niezale�no�ci. Ned Clare utrzymywa� ceny swojego oleju do sa�atek i pasz dla byd�a zgodnie z cenami, dyktowanymi przez Association, ale kiedy przedsi�biorstwo przej�� Randolph, chcia� si� rozwija� i gospodarowa� oszcz�dnie. Wprowadzi� zatem polityk� utrzymywania mo�liwie najni�szych cen. Cz�onkowie Association � a szczeg�lnie Brooks � wyra�nie okazywali swoje niezadowolenie. Jak dot�d ich wrogo�� wyra�a�a si� raczej w spos�b polityczny, a nie za pomoc� si�y. Jednak Randolph zacz�� ostatnio zastanawia� si�, kiedy nacisk polityczny zmieni si� w gwa�towne pchni�cie. � Niech pan pos�ucha � powiedzia� taks�wkarz. � Wierz� w to, co pan robi. Wierz� w wolne przedsi�biorstwa, w wolny rynek. Ka�dy cz�owiek sam dla siebie. Taka by�a polityka ameryka�ska, odk�d pami�tam. To znaczy� nie twierdz�, �e kto� pod�o�y� u pana ogie�. Mo�e tylko tak mi si� zdawa�o. Ale, no c�, bior�c pod uwag� okoliczno�ci, nie jest to ca�kiem niemo�liwe, prawda? � Nie s�dz�, abym musia� si� do tego ustosunkowywa� � odpar� Randolph. � Co by pan powiedzia� na to, abym mia� uszy otwarte? � spyta� kierowca. � Bardzo cz�sto wo�� ludzi z innych przedsi�biorstw. Przewa�nie m�odszych dyrektor�w. To tacy, kt�rzy lubi� du�o m�wi�. Randolph przez chwil� rozwa�a� ofert�, po czym powiedzia�: � Dobrze, ma pan to, jest pan zatrudniony. Si�gn�� do kieszeni po pieni�dze i wr�czy� m�czy�nie pi��dziesi�t dolar�w. Kierowca potrz�sn�� banknotem i rzek�: � Grant, m�j ulubiony prezydent. Po Franklinie, oczywi�cie. Kiedy Randolph wr�czy� mu nast�pn� pi��dziesi�tk�, u�miechn�� si� i powiedzia�: � Podstawowa matematyka. Dwa Granty r�wna si� jeden Franklin. Wyci�gn�� r�k� przez okno, potrz�sn�� d�oni� Randolpha i wr�czy� mu swoj� ka