1186
Szczegóły |
Tytuł |
1186 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1186 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1186 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1186 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
K ~'1~ ~ ~ 1~1 ~Y
. . .
Old Shatterhand jako Kara Ben Nemzi
ponownie pojawia si� na Bliskim Wschodzie.
W towarzystwie swego przyjaciela Halefa i jego
wojownik�w odbywa niezwyk��, pe�n� przyg�d
w�dr�wk� przez pustyni� do Mekki.
"Most �mierci" tak zafascynowa� niemieckiego
pisarza Franza Kandolfa, znawc� tw�rczo�ci
Karola Maya, i� pokusi� si� o dopisanie ci�gu
dalszego los�w naszych bohater�w.
Ksi��ka, o kt�rej mowa pt. "W podziemiach
Mekki" zostanie niebawem wydana, nak�adem
naszego wydawnictwa.
s
~~tAK~^
Do Mekki
-- Sidi, to by�o cudowne, kiedy obaj dosiadaj�c rraszych niezr�wna-
nych rumak�w, bez towarzystwa obcych ludzi, jechali�my w g��b
pi�knego �wiata Allacha, dok�dkolwiek mieli�my ochot�! Ten �wiat
nale�a� do nas, bo nikt nam nie towarzyszy�, wi�c nikt nie m�g� nam
niczego zabroni�. Robili~my co�my chcieli i zaprzestawali�my gdy
nam si� tak podoba�o. Byli�my panami samych siebie, bo je�li istnia�
kto� inny, kogo musieli�my s�ucha�, to by� `o organizm sk�adaj�cy si�
z dw�ch os�b ze mnie i z ciebie. Wydawa�em si� sobie cz�sto w�adc�
ca�ej kuli ziemskiej, a nieosi�galne szczyty s�awy wydobywa�ern z
otch�ani �wiadomo�ci, by wspina� si� po nich i potem znowu weso�o
zst�powa~. Mog�em to czyni�, poniewa� byli�my sami i nie by�o
�adnego niepo�adanego wichrzyciela. 'I~k to by�y bardzo pi�kne cza-
sy, gdy prze�ywali�my to, czego nie prze�y� �aden inny cz�owiek.
Powiadam ci, sidi, wszystkie te czyny i wydarzenia s� spisane na
�cianach mojej duszy i wbite mocnymi s�upami w dno pami�ci: tak jak
przywi�zuje si� do s�up�w konie i wielb��dy, kiedy istnieje obawa, �e
w ci�gu nocy zmieni� wskazane irn miejsce.
Przerwa�, by zaczerpn�� tchu.
5
Kim by� �w m�wca? Kto jeszcze nie rozpozna� go po jego specyfi-
cznym j�zyku, niech s�ucha dalej:
-- A wi�c z rozkosz� wracam my�l� do czas�w, kiedy to sami
mogli�my kierowa� naszytni pocz<maniami, wtedy bowiem czu�em, �e
cz�owiek jest prawdziwym w�adc� swego istnienia. Ale r�wnie pi�kne
i pod pewnymi wzgl�dami jeszcze pi�kniejsze jest, kiedy ma si� przy
sobie tachtirewan, w kt�rym siedzi w�adczyni namiotu kobiet. Czy
s�dzisz, �e mam racj�?
-- Nie wiem, m�j drogi Halefie - odpar�em.
-- Jak to? Ty m�g�by� nie wiedzie�? Ale dlaczego?
-- Poniewa� w tym tachtirewanie znajduje si� w�adczyni nie moje-
go, lecz twojego namiotu kobiecego, a wi�c tylko ty, nie ja, mo�esz
przeprowadzi� por�wnanie mi�dzy tym, co by�o dawniej, a tym co jest
teraz.
--'Pdk, masz racj�. By odpowiedzie� na moje pytanie, powiniene�
by� zabra� ze sob� swoj� Emmeh. A wi�c nie mo�esz wiedzie�, jak
wielk� r�nic� jest to, czy pozostawia si� w domu opiekunk� swego
szcz�cia, czy te� zabiera si� j� ze sob�. Kiedy� mi powiedzia�e� jak
�wi�ta ksi�ga chrze�cijan t�umaczy w�a�ciwy stosunek mi�dzy m�czy-
zn� a niewiast�. Czy przypominasz sobie, sidi?
-- 'Pak.
-- Powiedzia�e� mniej wi�cej tak: "B�g stworzy� cz�owieka, na obraz
,
i podobiefistwo swoje, m�czyzn� i kobiet�." Allach ma r�ne cechy
mianowicie cechy wszechmocy, do kt�rych nale�y wieczno��, m�-
dro��, sprawiedliwo�� oraz cechy mi�o�ci, kt�re ukazuj� si� tak�e w
�askawo�ci, cierpliwo�ci, dobroci i mi�osierdziu. Je�li cz�owiek, kt�ry
sk�ada si� z dwu istot, ma byE obrazem Boga, to m�czyzna powinien
by� obrazem boskiej wszechmocy, a niewiasta obrazem boskiej mi�o-
�ci. Czy zapami�ta�em to bardzo dok�adnie?
-- Do�� dok�adnie.
-- Je�li tak, to mi wystarczy. Odk�d mi wyt�umaczy�e� zawsze
usi�owa�em by� obrazem wszechmocy Allacha. Wiesz jaki jestem
6
odwa�ny i rozwa�ny w dowodzen i u moim plemieniem. T~j stronie mej
ludzkiej istoty nie mo�na chyba nic zarzuci�. A druga strona, kt�ra
jest tam, w lektyce i sw�j �yczliwy wzrok bez przerwy kieruje na mnie,
jest taka, jak �yczy sobie Allach. 1b obraz mi�o�ci, kt�ra ka�dego dnia
darzy mnie rozkosz�, a ka�dej godziny przyjemno�ci�. A mie� przy
sobie w czasie podr�y dawczyni� tego szcz�cia to b�ogos�awiefistwo,
kt�rego podczas naszych poprzednich podr�y niestety by�em pozba-
wiony. M�wi�em, �e dawniej by�o pi�knie, teraz twierdz�, �e jest
jeszcze pi�kniej. Czy mnie zrozumia�e�?
--'Idk.
-- Czy nigdy jeszcze nie zabiera�e� ze sob� w podr� swojej Em-
meh?
-- Owszem.
-- Wtedy ty chyba dosiada�e� konia, a ona by�a w tachtirewanie?
-- Nie. My nie mamy tachtirewan�w.
-- Nie? Wi�c po prostu jecha�a na wielb��dzie?
-- Tak�e nie. Na Zachodzie nie je�dzi si� na wielb��dach, lecz w
powozie lub poci�giem.
-- Na Allacha! Kto mo�e jecha� poci�giem?
-- Ka�dy, kto zap�aci za przejazd.
-- lhk�e niewiasty?
-- 'Idk.
-- Ale siedzie� obok �ony innego m�czyzny - to chyba jest surowo
zabronione?
-- Nie.
-- Niemo�liwe! Sidi, powiedz szczerze, czy ty tak�e siedzia�e� kiedy�
w poci�gu obok jakiej� kobiety, kt�ra nale�a�a do haremu innego
m�czyzny?
-- Bardzo cz�sto. Jecha�em nie tylko z obcymi �onami, ale i z
obcymi c�rkami.
-- A twoja Emmeh, m�oda, pi�kna mieszkanka twego namiotu?
Czy i ona musia�a siedzie� obok innych m�czyzn?
-- 'lak.
-- Oby wi�c Allach zniszczy� wasze koleje �elazne i cisn�� je w
najg��bsze otch�anie piekie�! Je�li nie tylko moja �ona, kt�ra nale�y
wy��cznie do mnie, lecz tak�e wszystkie moje c�rki, kt�rych na szcz�-
�cie jeszcze nie posiadam, musia�yby si� zgadza� na to, by ka�dy obcy
mieszkaniec miasta i ka�dy obcy Beduin m�g� usi��� w poci�gu obok
nich, to nie chc� wi�cej s�ysze� o waszym Zachodzie. Sidi, wiesz jak
bardzo ci� kocham i jak bardzo ci� szanuj�; ale poniewa� wiem, �e
siedzia�e� obok cudzych �on oraz c�rek, kt�re nie urodzi�y si� w twoim
namiocie i �e pozwoli�e� swojej Emmeh podr�owa� z m�czyznami,
z kt�rymi nie wi��e j� �aden kontrakt nie�atwo mi przyjdzie ciebie,
mojego najlepszego przyjaciela, zaszczyci� teraz swoim uznaniem.
Szyny waszej kolei u�o�y�y si� pomi�dzy mn� a tob�, a nasze serca sta�y
si� tak obce, �e �adna lokomotywa nie zdo�a ich po��czy�. Zostawiam
ci� i id� do Hanneh, by znale�� u niej pocieszenie w moim wielkim
smutku.
Kogo� kto zna mojego drogiego, ma�ego Halefa, nie zdziwi jego
zachowanie. Dla tych, kt�rzy jeszcze nic o nim nie czytali, przezna-
czam nast�puj�ce uwagi:
Had�i Halef Omar, obecnie szejk Beduin�w, Haddedihn�w z wiel-
kiego plemienia Szammar�w, by� dawniej ubo�uchnym cz�owiekiem.
Pochodzi� z zachodniej Sahary, towarzyszy� mi jako s�uga na Wsch�d
i tam spotka�o go szcz�cie, dosta� za �on� wnuczk� szejka Arab�w
Ateibeh�w.
Ten za� zosta� p�niej wybrany na szejka Haddedihn�w, a �e nie
mia� syna, Halef sta� si� jego nast�pc�.
Halef by� bardzo ma�ego wzrostu i bardzo chudy, przy tym jednak
niezwykle odwa�ny i dzielny, wr�cz zuchwa�y, tak �e cz�sto musia�em
go hamowa�. Dobry strzelec,~�wietnie w�adaj�cy ka�d� broni�, wy-
trwa�y, silny, doskona�y je�dziec, przebieg�y i dowcipny, mia� wierne
z�ote serce, nie by�o w nim ani odrobiny faiszu. Dawniej by�em jego
jedyn� mi�o�cli�; p�niej musia�em si� ni� dzieli� z jego �on� i syn~m,
g
ale nic nie straci�em. Jego czu�o�� do �ony by�a po prostu niewiary-
godna. Jego pierwsza my�l z rana, a ostatnia wieczorem skierowana
by�a do niej. Nie potrafi� wym�wi� jej imienia, nie dodaj�c nadzwy-
czajnych cech, jakie w jego oczach posiada�a. Kara Ben Halef, ich syn
i jedyne dziecko, mia� prawie dwadzie�cia lat, a jak wiadomo, kobiety
Wschodu szybko si� starzej�. Mimo to Hanneh by�a "najprawdziwsz�
ro�� w�r�d wszystkich kwiat�w�wiata", pozosta�a dla Halefa tak samo
m�oda i pi�kna, jak wtedy gdy j� ujrza� po raz pierwszy.
By�a to wspania�a kobieta. Nie s�dz�, �eby jaka� inna potrafi�a tak
w�a�ciwie jak ona obchodzi� si� z tym ma�ym, pe�nym bujnej fantazji
Had�im. Panowa�a nad nim ca�kowicie, ale z tak�'czu�o�ci� i pozornie
uleg�� m�dro�ci�, �e nie czu�; i� to nie on, lecz ona jest szejkiem
plemienia, przy czym Haddedihnom bardzo dobrze si� wiod�o.
Jednym z jego dziwactw by�o to, �e nie m�g� sobie wyobrazi�
stosunk�w panuj�cych na Zachodzie. Opowiada�em mu o nich nie-
zliczon� ilo�� razy, ukazywa�em r�nice pomi�dzy �yciem w Europie
i na Wschodzie, ale nic nie pomog�o. Wci�� m�wi� o moich namio-
tach, moich wielb��dach i moich palmach daktylowych.
Innym jego dziwactwem by�o zami�owanie do m�wienia. Szczeg�l-
nie lubi� opowiada� w tej kwiecistej orientalnej stylistyce, kt�ra wpa-
da�a w przesad�. Je�li pozwala�em rnu w ten spos�b przemawia� i nie
sprowadza�em jego przesady do w�a�ciwych rozmiar�w, to dlatego, �e
chc� go pokaza� takim, jaki by� naprawd�, nie za� dlatego bym si�
zgadza� z tego rodzaju sposobern wyra�ania. Szczeg�lnie kiedy m�wi�
o naszych przygodach, tak okropnie fantazjowa�, �e cz�sto musia�em
mu przerywa�.
Cz�owiek Wschodu jest przyzwyczajony do przesady i nie widzi w
tym nic zdro�nego.
Odk�d Halef wiedzia�, �e jestem �onaty, m�wi� czasem o moim
"haremie", o moim namiocie kobiecym, o Emmie. Imi� mojej �ony
przcrobi� na Emmeh i by�o dla niego zupe�nie zrozumia�e, �e warunki
�ycia mojej Emmeh, by�y dok�adnie takie same jak jego Hanneh.
9
Oczywi�cie m�j harem nie m�g� by� lepszy od jego haremu i
najmniejsze napomknienie, �e co� u mnie jest lepsze mog�o go do-
prowadzi� do szale�stwa.
Musz� jeszcze wspomnie�, �e dawniej Halef stara� si� usilnie na-
wr�ci� mnie na islam. Ale skutek by� taki, �e teraz sam stawia� Ben
Marjam wy�ej ni� Mahometa. W duszy sta� si� chrze�cijaninem a jego
Hanneh razem z nim.
Nasze wcze�niejsze podr�e odbywali�my przewa�nie sami albo z
nielicznymi przypadkowymi towarzyszami. Tym razem by�a to wi�-
ksza grupa, a sta�o si� to tak:
Arab jest zdania, �e im d�u�sze ma imi�, tym wi�kszy honor, tote�
do swego imienia doczepia imiona swych przodk�w. Gdy pozna�em
Halefa nazywa� si� Had�i Halef Omar Ben Had�i Abul Abbas Ibn
Had�i Dawuhd el - Gossarah. Doda� sobie tytu� Had�i, jak okre�la si�
mahometanina, kt�ry by� w Mekce. Przy tym ani on sam, ani jego
ojciec, ani dziadek nigdy tam nie byli. P�niej byli�my w tym �wi�tym
miejscu islamu, ale kr�tko. Rozpoznano mnie jako chrze�cijanina i
musia�em ucieka� by uj�� z �yciem.
Od tamtego czasu moim najgor�tszym �yczeniem by�o raz jeszcze
uda� si� ds~ Mekki. By�em bardziej do�wiadczony ni� wtedy, lepiej
opanowa�em j�zyk i pozna�em obyczaje. Zna�em teraz obrz�dy reli-
gijne, wszelkie regu�y i formy zewn�trzne tak dok�adnie, �e m�g�bym
uchodzi� za mahometanina. Zrozumia�em jak� zuchwa�o�ci� by�o
wkroczenie do miasta, w kt�rym ka�dego chrze�cijanina czeka�a nie-
chybna �mier�. Bardzo chcia�em zaryzykowa� raz jeszcze. Pozna�em
islam i wi�kszo� kraj�w zamieszkiwanych przez jego wyznawc�w,
by�em dwukrotnie w Kairwan, tunezyjskim �wi�tym w�wczas mie�cie,
do kt�rego wst�p dla chrze�cijanina by� surowo wzbroniony. Jednak
uda� mi si� te : wyczyn.
Dlaczego wi�c nie mia�bym spr�bowa~ pomy�lnie zako�czy� swych
w�drownych studi�w pobytem w Mekce. Zdawa�em sobie spraw�, �e
to przedsi�wzi�cie w�a�nie dla mnie jest bardziej ryzykowne ni� dla
10
kogokolwiek innego. Mahometa�skie okolice i miejscowo�ci, gdzie
poznano mnie jako chrze�cijanina, by�y bardzo liczne. Zyska�em tam
sobie wielu przyjaci�, ale te� niejeden sta� si� moim wrogiem. W
dodatku rysy mojej twarzy s� bardzo charakterystyczne, tak �e przez
d�u�szy czas pozostaj� w pami�ci. Czy� mog�em liczy� na to, �e w
czasie mojej bytno�ci w Mekce, nie spotkam tam nikogo kto by mnie
zna�? Wiedzia�em bardzo dobrze na co si� wa��; jednak niebezpie-
cze�stwo kusi�o mnie jeszcze bardziej ni� sam plan. Zamiar, by ten
plan przeprowadzi�, tak si� wreszcie we mnie umocni�, �e nale�a�o
tylko czeka� na odpowiedni� sposobno��. 'Id za� rych�o nadesz�a;
sprawi�y to moje obecne odwiedziny u Haddedihn�w. Halef przyzwy-
czai� si� do tego, �e zawsze, kiedy do niego przybywa�em, odbywali�my
wsp�lnie d�ug� konn� podr�. Kiedy mnie zapyta� jak� okolic� chc�
teraz odwiedzi�, powiedzia�em znacz�ce s�owo "Mekka". Najpierw si�
przerazi�, ale potem tak samo jak ja, poczu� podw�jn� pokus� ryzyka.
Dla mnie najwa�niejsz� spraw� by�o, co powie na to Hanneh, dobrot-
liwa opiekunka jego ziemskiego szcz�cia. Om�wili�my najpierw
wszystko w cztery oczy, a potem od czasu do czasu zacz�li�my rzuca�
ostro�ne uwagi, maj�ce przygotowa� nasz w�a�ciwy atak. Lecz m�dra
"najja�niejsza spo�r�d wszystkich gwiazd na kobiecym firmamencie"
przejrza�a nas ju� po pierwszych drobnych aluzjach i poprosi�a, by�my
nie owij ali nic w bawe�n�, tylko powiedzieli ca�� prawd�. Had�i uzna�,
�e to zbyt zuchwa�e i szybko wymkn�� si� z namiotu, w kt�rym
siedzieli�my. Ja szczerze opowiedzia�em o swoim zamiarze i o �ycze-
niu by Halef mi towarzyszy�. By�em ogromnie ciekaw, co Hanneh mi
odpowie.
Patrzy�a przez chwil� przed siebie, wreszcie rzek�a:
-- Effendi, on nie b�dzie ci towarzyszy� sam, pojad� z wami.
Mo�na sobie wyobrazi� moje radosne zdziwienie. Pozna�a to po
mnie i z u�miechem ci�gn�a dalej:
-- Nie spodziewa�e� si� tego? A przecie� pow�d nietrudno zrozu-
mie~. Wiem, �e jeste� rozs�dnym cz�owiekiem i dlatego chc� ci zada�
11
\
pytanie: czy czu�e� kiedykolwiek w swoim sercu to, co nazywa si�
"t�sknota za ojczyzn�"?
-- '1'dk -- odpar�em.
-- Wi�c mog� ci si� przyzna�, �e cz�sto j� odczuwam i tak�e teraz
j� w sobie nosz�. Wiesz, �e jestem c�rk� Ateibeh�w, pozna�e� mnie i
moje plemi� w pobli�u Mekki. 'Pam prze�y�am jasne dni mojego
dziecifistwa. i~tie wiem, czy mi uwierzysz, ale s�dz�, �e to prawda, i�
serce cz�owiecze im jest starsze, tym bardziej t�skni do miejsc, kt�re
by�y �wiadkiem jego m�odo�ci. Kocham mego Halefa, a tak�e Kar�
Ben Halefa, mojego syna, jestem szcz�liwa w mojej i ich mi�o�ci. Ale
obok tego szcz�cia �yje we mnie pragnienie, by jeszcze ujrze� sw�
ojczyzn�. Prosz� nie m�w o mej t�sknocie Halefowi, bo zmartwi�oby
go to. W zamian spe�ni si� twoje �yczenie, Halef b�dzie ci towarzyszy�,
a ja pojad� z wami.
-- A Kara Ben Halef, wasz syn? -- zapyta�em.
-- Nie mog�abym go tutaj zostawi�, wyruszy z nami. S�dz� nawet,
�e b�dziesz mia� wi�cej towarzyszy podr�y. Wiesz wprawdzie, �e nasi
Haddedihni od dawna ju� nie czcz� Proroka tak jak wtedy, kiedy
ciebie nie znali, ale Mekka jest dla wielu z nich bardzo wa�nym
miastem i kiedy si� dowiedz�, �e tam zd��amy, niejeden b�dzie got�w
zabra� si� z nami. Czy b�dziesz mia� co� przeciwko temu?
-- Nie. Przeciwnie. Jako chrze�cijanin mog� sobie tylko �yczy�, by
otacza�o mnie mo�liwie du�o przyjaci�, kt�rzy w razie niebezpie-
czefistwa b�d� mi pomocni.
-- Awi�c umowa stoi. Zaraz p�jd� po Halefa i powiem mu, �e mo�e
zacz�E przygotowania do drogi.
Mia�a zdecydowany charakter. Kiedy raz powzi�a jaki� plan, nie
zwleka�a z jego wykonaniem. Jak bardzo uszcz�liwi�a Had�iego swo-
j� niespodziewanie szybk� zgod�, dowiedzia�em si� wkr�tce, kiedy
rozpromieniony przyszed� do mnie i powiedzia�:
-- Sidi, zgodzi�a si�, moja najmilsza spo�r�d wszystkich najmil-
szych. Wyruszamy do Mekki! W�a�nie teraz to wszystkim oznajmi�em.
Znowu dokonamy wielkich, bohaterskich czyn�w i dokonamy 'tego,
�e s�awa nasza rozniesie si� po wszystkich krajach. Dzieci naszych
dzieci b�d� nas czci�, a wnuki i prawnuki naszych nast�pc�w b�d�
g�osi� nasz� chwa�� od wschodu do zachodu s�ofica. Czy� nie mam
cudownej �ony, sidi?
-- '1'ak -- przyzna�em. -- 'Iwoja Hanneh jest niew�tpliwie najwspa-
nialsz� ze wszystkich kobiet.
-- Na pewno. Ale twoja Emmeh tak�e. I aby nie dosz�o mi�dzy nami
na tym tle do k��tni czy scysji, musimy ustali�, �e moja Hanneh jest
najwspanialsz� niewiast� Wschodu, a twoja Emmeh Zachodu. Czy
jeste� zadowolony?
-- 'Pdk.
-- Naprawd� mo�esz by� zadowolony, bo je�li ja bez wahania
nazwa�em twoj� �on� najwspanialsz� kobiet� Zachodu, odt�d �adna
inna kobieta nie wa�y si� tam z ni� por�wnywa�. Powiedz jej to, kiedy
wr�cisz do swojego domu. Niech si� dowie jakiego masz we mnie
przyjaciela, a i ona tak�e. Niech Allach zachowa jej m�odo��, da jej
czarne rz�sy, jedwabne wst�gi warkoczy i najpi�kniejsze czerwone
paznokcie!
Zg�osi�o si� tak wielu Haddedihn�w, �e nie mo�na by�o zabra�
wszystkich ch�tnych. Podr� przez wielkie arabskie pustynie by�a z
powodu braku wody tym trudniejsza, im wi�cej os�b bra�o w niej
udzia�. A poza tym maj�c ze sob� tak liczn� gromad�, jaka si� zg�osi�a,
nie mogliby�my my�le� o d�u�szym pobycie w Mekce. Tbte� zdecydo-
wano, �e tym razem tylko pi��dziesi�ciu wojownik�w mo�e bra�
udzia� w wyprawie. Reszta mog�a dokona� dalszego wyboru i mia�a
wyruszy� p�niej. Obecnie nie by�a to jeszcze pora w�a�ciwego had�-
d�u, wielkiej pielgrzymki. Wtedy to t�umy mahometan sp�ywa�y ty-
si�cami ze wszystkich stron �wiata do Mekki, a ryzyko rozpoznania
by�o w tym czasie najwi�ksze. 'Ibte� chcieli�my si� dosta� tam, kiedy
t�umy nie by�y zbyt wielkie i m�g�bym spokojnie przeprowadzi� swoje
studia. Nic nie zmusza�� nas do przybycia do miasta Kaby w czasie
13
pielgrzymki, poniewa� muzu�manie tak�e o ka�dej innej porze roku
mog� spe�nia� obowi�zki religijne i osi�ga� z tego duchowe korzy�ci.
G�oszonym przez mahometan twierdzeniom, �e jedna minuta~obytu
w Mekce podczas had�d�u jest wi�cej warta i przynosi wi�cej b�ogo-
s�awie�stwa ni� ca�y dzie� o zwyk�ej porze, Halef i jego Hanneh ju�
dawno nie dawali wiary.
Kilku wojownik�w, kt�rzy mieli nam towarzyszy�, chcia�o zabra�
ze sob� �ony, ale nie wyrazili�my zgody, gdy� ju� ze wzgl�du na
Hanneh nie mogli�my jecha� tak, szybko jakby�my to robili bez jej
udzia�u. Chc� doda�, �e w�r�d wybranych znajdowa� si� tak�e Omar
Ben Sadek, kt�rego wi�kszo�� moich czytelnik�w ju� pozna�a.
Dla mojego bezpiecze�stwa postanowiono, �e podczas tej wypra-
wy nie b�d� wyst�powa� jako Kara Ben Nemz i. 'Ib imi� by�o tak
znane, �e mog�oby mi teraz sprawia� k�opoty. Halef wyja�ni� to na
sw�j cudaczny spos�b:
-- Widzisz, sidi, my obaj jeste�my bardzo podobni do wielkich
s�awnych w�adc�w Ziemi i musimy blask naszej wspania�o�ci ukry�
pod obcym imieniem. Co prawda tym razem nie dotyczy to mnie, tylko
ciebie, ale tak jak ty mo�esz si� p�awi� w promieniach mojej s�awy,
tak ja musz� chroni� si� w dobroczynnym cieniu twojego incognito.
Ale jak mamy ci� nazywa�? Czy pomy�la�e� ju� o jakim� imieniu?
-- Nie. Chodzi nie tylko o moje imi�.
--'I~k to prawda. Musimy te� wiedzie� jak odpowiada� na pytanie,
kim jeste�.
-- Najpro�ciej b�dzie, je�li b�d� uchodzi� za Haddedihna.
-- Nie, to niemo�liwe, sidi, bo wtedy wspania�o�� twoja tak ca�ko-
wicie by znik�a, �e trudno by j� by�o p�niej odzyska�. Poza tym chc�
by� dumny z tego, �e jeste� z nami. Dlatego musimy znale�� ci imi� i
godno�� wymagaj�c� szcunku. Najlepiej b�dziemy m�wili, �e jeste�
wielkim uczonym. Odpowiada ci to?
-- 'Iak.
-- Sk�d pochodzisz?
14
-- Z jakiego� mahometafiskiego kraju, ale nie z wielkiego miasta,
poniewa� kto przybywa stamt�d do Mekki, musia�by zna� wielkiego
uczonego.
-- Czy pozwolisz, �e Maghreb, moja ojczyzna, b�dzie miejscem
twojego urodzenia?
-- 'Pak.
--'Pdm, w Wadi Draa, ujrza�e� �wiat�o dzienne.
-- Bardzo ch�tnie.
-- A w jakiej dziedzinie jeste� uczonym?
--~Pozostawiam to do twojego uznania Halefie.
-- Zgoda! Poniewa� jeste� taki skroi�ny, ja ci� wywy�sz�. Zajmu-
jesz si� wi�c nie jedn� dziedzin� nauki, lecz twoja nieskoficzona
m�dro�� przenikn�a szczyty i otch�anie wszelkich nauk. A mo�e tego
ci jeszcze ma�o?
-- Na razie wystarczy.
-- Tb dobrze. Thki cz�owiek powinien mie� s�awnych przodk�w, a
wi�c i d�ugie imi�. Powiem ci je teraz, a ty zapisz, aby�my je zapami�-
tali i nauczyli si� na pami��.
Zgodzi�em si� ca�y rozbawiony. Halef chodzi� tam i z powrotem i
powoli, wyrzuci� z siebie nast�puj�ce zdanie
-- Had�i Akil Szatir el - Med�arrib Ben Had�i Alim Szad�i er -
Ghani Ibn Had�i Daim Maszhur el - Azim. S�dz�, �e to pi�kne imi�
znajdzie twoje uznanie.
W t�umaczeniu ten olbrzymi w�� oznacza: rozs�dny, m�dry, do-
�wiadczony, syn had�iego, m�drzec, odwa�ny, bogaty, syn had�iego,
nie�miertelny, s�awny, wspania�y. Chyba by�o tego a� nadto. Mimo to
Halef doda� jeszcze do ca�kowicie mi dot�d nie znanych przodk�w
honorowy tytu� had�i. Doprawdy nie mog�em wymaga� wi�cej: Jednak
chcia�em si� z nim podroczy�:
-- Wydaje ci si�, �e zadowoli�e� mnie, ale si� mylisz, imi� to mog�o-
by by� d�u�sze i lepsze. .
-- D�u�sze... lepsze...?
15
Halef ze zdziwienia otworzy� usta. Patrzy� na mnie przez chwil�
wielkimi oczyma i wreszcie wybuchn�� gniewem:
-- Jakie... jakie mog�oby by�? Mog�oby by� d�u�sze i lepsze? Czy
mam je rozci�ga� st�d a� do ksi�yca i z powrotem? Czy mam obra-
bowa� wszystkie siedem niebios Mahometa, by skra�E dla ciebie
jeszcze wi�cej s��w wspania�o�ci i wznios�o�ci? Sk�d to przykre dla
mnie niezadowolenie? Czy ty zam�wi�e� u rnnie to imi�, czy te� ja
nada�em ci je dobrowolnie?
-- Dobrowolnie.
-- A wi�c musisz przyzna�, �e jest to dar ode mnie.
-- 1'ak.
-- Dobrze, wi�c przyzna�e� si� do swej niewdzi�czno�ci w jej prze-
ogromnym wymiarze. Z w�asnej woli, z g��bi mego dobrego serca
daruj� ci nowe imi�. Szukam we wszystkich k�tach i zakamarkach
ludzkiej mowy, by wynale�� to, co tam najlepszego z�o�ono. Wyszu-
ka�em najwspanialsze s�owa, najcudowniejsze wyrazy i sk�adam je dla
ciebie z tak g��bokim rozeznaniem, z tak godn� podziwu umiej�tno-
�ci�, jak jubiler dobiera najpi�kniejsze per�y do naszyjnika. Podaj� ci
ten niezr�wnany dar, kt�ry w�asnymi ustami z trudem wymawiam. A
ty co czynisz po otrzymaniu go? Ty obracasz go w swych my�lach i
swych r�kach niezadowolony. Rzucasz nafi niech�tne spojrzenie
swych nieuprzejmych oczu i obra�asz g��bi� mojej duszy, mojego
serca krzycz�c� niesprawiedliwo�ci� nies�usznych wyrzut�w, �e te
nieocenione klejnoty mog�yby by� d�u�sze i lepsze. Je�li to nie jest
niewdzi�czno��; kt�ra pozbawi� ci� mo�e mojego ca�ego szacunku i
mi�o�ci, to nigdy dot�d nie wiedzia�em, co to jest niewdzi�czno��.
Motyk� twojej niewdzi�czno�ci i �opat~ twojego niezadowolenia wy-
kopa�e� mi�dzy nami g��bok� przepa��, kt�rej nie m�g�bym przesko-
czy�, gdybym chcia� j� pokona�. Los zdecydowa� o naszym rozstaniu.
Kismet rozdziela nas na wieki -ja tu, a ty tam - b�dziemy odt�d musieli
samotnie kroczy� przez �ycie i po wieczne czasy z siebie zrezygnowa�.
�egnaj, sidi, �egnaj!
16
Halef opu�ci� namiot, a ja z ca�ym spokojem zapami�ta�em sobie
to imi�. Wiedzia�em co b�dzie dalej. Po up�ywie mniej wi�cej kwa-
dransa Halef odsun�� zas�on� u wej�cia i wsun�� g�ow� do namiotu.
-- Sidi -- rzek�.
-- Co takiego?
-- By�em u Hanneh, najpi�kniejszej korony wszystkich niewiast.
-- Ach tak!
-- Opowiedzia�em jej wszystko.
-- No i co.
-- Czy wiesz co ona zrobi�a?
--'Pdk wiem, wy�mia�a ci�!
-- Nie, nie wy�mia�a, lecz tylko si� u�miechn�la. Potem da�a mi
najlepsz� rad� jaka tylko istnieje, bo musisz wiedzie�, �e Hanneh,
moja gwiazda na jawie i we �nie, zawsze potrafi znale�� tylko najle-
psz� rad�. Uzna�a, �e imi� dla ciebie jest za kr�tkie.
--'Ib by�o m�dre z jej strony.
-- I powiedzia�a, �e powinienem jeszcze do��czy� dzi�dka twojej
prababki.
-- 1b pi�knie. Zna�e� go?
-- Nie: Ale we� papier i pisz. Jego imi� brzmia�o: Ben Had�i 'Pdki
Abu Fadl el - Mukarram.
Zapisa�em te s�owa, kt�re w t�umaczeniu znacz�: syn Had�iego,
pobo�ny, ojciec dobroci, szacowny.
-= Masz teraz ca�e imi�? -- zapyta� Halef.
-- 'Pak.
-- Przeczytaj. _
-- Had�i Akil Szatir el - Med�arrib Ben Had�i Alim Szad�i er -
Ghani Ibn Had�i Daim Maszhur el- Azim Ben Had�i lhki Abu Fadl
el- Mukarram.
-- Pi�kne. No i co teraz powiesz?
-- Ogromnie mi si� podoba.
Wtedy twarz jego znowu rozpromienia�a i rzek� weso�o:
-- Hamdulillah! Niech b�dzie chwa�a i dzi�ki Allachowi, �e uda�o
mi si� twoj� otch�a� znowu zasypa�! Znowu jeste�my starymi przyja-
ci�mi i mo�emy, jak dot�d, z rozkosz� ze sob� przebywa�. Powiadam
ci, �e tam, po mojej stronie, nie wytrzyma�bym, gdyby� ty mia� pozo-
sta� na zawsze po swojej stronie. Niech to b�dzie przestrog� dla mnie,
bym nigdy w �yciu nie by� taki nieostro�ny i nie wynajdowa� imion
zmar�ych os�b, kt�re wcale nie �y�y. 'I~raz prosz� wyjd� ze mn�.
D�emma zbiera si� na narad�. Maj� postanowi�, kto i w jaki spos�b
w czasie mojej nieobecno�ci b�dzie sprawowa� w�adz� nad plemie-
niem. Musisz by� przy tym, bo zawsze ilekro� u nas przebywasz,
uchodzisz tak jak my za cz�onka Haddedihn�w, najs�ynniejs�ego
plemienia Szammar�w.
1'dk by�o rzeczywi�cie. Kiedy przebywa�em u tych dzielnych ludzi,
musia�em bra� udzia� we wszystkich. ich naradach i ceni�em sobie
wielce honor jaki mi w ten spos�b okazywano. Szammarowie wzi�li
swoje imi� od g�ry D�ebel Szammar, po�o�onej w Arabii, na po�udnie
od pustyni Nefud, kt�r� uwa�aj� za punkt centralny ich rozleg�ego
obszaru. Jako cz�onkowie tego plemienia powinny�my si� tam uda�,
zw�aszcza, �e najkr�tsza i najlepsza droga do Mekki prowadzi�a przez
D�ebel Szammar. Ale by�em tam j u� z Halefem i jego synem. Znano
mnie tam jako chrze�cijanina i nie da�oby si� ukry�, �e ja tak�e udaj�
si� do Mekki. To mog�oby wywo�a� niech��, a nawet powa�ne niesna-
ski. Aby tego unikn��, woleli�my nad�o�y� drogi i nie zahacza� o
D�ebel Szammar. Nie by�o to co prawda �atwe, zw�as~cza, �e nie
znali�my rozmieszczenia �r�de� wodnych. Pi��dziesi�ciu ludzi wraz z
ko�mi i wielb��dami musi pi� na pustyni arabskiej tak samo jak na
Saharze, brak wody mo�e oznacza� kl�sk�. Na szcz�cie jeden z
wojownik�w, pochodz�cy z plemienia Beduin�w, Beni Harb, zako-
cha� si� w dziewczynie Haddedihn�w, a �e nie chcia�a p�j�� do jego
plemienia, on zosta� w��czony do jej. By� to powa�ny, niezawodny
m�ody cz�owiek, znaj�cy dok�adnie okolic�, przez kt�r� mieli�my
jecha�. Twierdzi�, �e zna do�� studni i �r�de�, gdzie znajdziemy wod�;
18
jako przewodnikowi mo�emy mu ufa�. Postanowili�my zgodzi� si� na
jego propozycj�, z czego by� bardzo dumny, a my nie �a�owali�my
tego.
Dla Hanneh przeznaczony by� du�y tachtirewan, kt�ry nie�� mia�y
dwa wielb��dy. By� bardzo obszerny i wygodny. Hanneh mog�a w nim
siedzie~ i le�e�, a nawet wyci�gn�� si� na poduszkach. Daszek z
kolorowych bogato haftowanych tkanin, chroni� j� dostatecznie
przed s�o�cem. Poniewa� droga nasza prowadzi�a przez pustyni�, a
mieli�my pi��dziesi�ciu wojownik�w, ludzie zrezygnowali z jazdy
konnej, gdy� konie musz� pi� codziennie. Haddedihni znani s� z
hodowli wspania�ych wielb��d�w do jazdy wierzchem; posiadaj� du�e
stada tych zwierz�t, tak �e mogli�my sobie wybra� najlepsze. Wielb��d
pod wierzch nazywa si� hed�in, a wielb��d juczny d�emel. Najlepsze
hed�iny spotyka�o si� u plemienia Biszari, dlatego te� zwano je
biszarhed�inami. Liczba mnoga brzmi hud�un. Szammarowie jak te�
Haddedihni byli tak m�drzy, �e nabyli ten wspania�y materia� hodow-
lany i wyhodowali wielb��dy pod wierzch, kt�re dor�wnywa�y bisza-
rom, a moim zdaniem nawet je przewy�sza�y.
Takich hed�in�w mieli�my dosiada�. Mysioszare wielb��dy ucho-
dz� za najlepsze i najwytrwalsze. Halef wyszuka� kilka d�a siebie, dla
rnnie i kilka zapasowych. Poza tym wolno by�o nam obu, ale opr�cz
nas nikomu innemu, zabra� nasze konie. Had�i twierdzi�, �e to konie-
czne ze wzgl�du na nasz� godno��. Poniewa� jest s�ynnym szejkiem
Haddedihn�w, ja za� r�wnie s�awnym uczonym o imieniu Had�i kil
Szatir el-Med�arrib z dalekiego Wadi Draa, musimy w �wi�tym mie-
��ie i jego okolicach, a tak�e w innych wa�nych lub uroczystych
okoliczno�ciach dosiada� najlepszych koni najczystszej krwi. Jego
kary ko� nazywa� si� Barkh; by� to wspania�y ogier. M�j ko� tak�e
kary ogier nazywa� si� Assil Ben Rih i by� r�wnie dobryjakjego ojciec
,
m�j wspania�z Rih, kt�rego zastrzelono pode m�. Kula, kt�ra go
trafi�a przeznaczona by�a dla mnie.Teraz dosiada�em Assila, przeje-
cha�em na nim przez Persj� i mog�em na nim polega�.
19
Jeszcze kr�tko przed naszym wyruszeniem Halef nie m�g� ju�
d�u�ej sprzeciwia� si� pro�bom syna, by i on m�g� zabra� konia.
Przeznaczono dla niego wspania�� bia�� klacz Kawam�, wnuczk�
s�ynnej bia�ej klaczy, kt�ra nale�a�a do Mohammeda Emina, dawnego
szejka Haddedihn�w.
Kiedy byli�my w drodze, tworzyli�my wraz z wielb��dami, objuczo-
nymi buk�akami z wod� i innymi niezb�dnymi przedmiotami, zwart�
grup�.
Wielb��dy rasowe wygl�daj� inaczej ni� zwyk�e. 'Iii pragn� zazna-
czy�, �e nie jest prawd� twierdzenie, jakoby wielb��d przesz�o tydzie�
m�g� obywa� si� bez wody i �e zdarza si�, i� podr�uj�cym po pustyni
ocala �ycie, je�li spragniony, zabije wielb��da i wypije znajduj�c� si�
w �o��dku zwierz�cia wod�. Prawd� jest, �e wielb��d jest �atwy do
karmienia, mo�e si� �ywi� kolczastymi twardymi ro�linami, kt�rych
nie jad�by ko�. Poza tym z powodu du�ego �o��dka, mo�e wch�on��
du�� ilo�� wody, kt�ra wystarcza mu na d�u�ej ni� koniowi. Ale ju�
nazajutrz jest spragniony, trzeciego dnia s�abnie, a czwartego staje si�
niedo��ny, je�li d�wiga ci�ary. Zale�y te� ile wysi�ku si� od niego
wymaga. R�wnie star� co nie potwierdzon� bzdur� jest opowiadanie,
�e woda z �o��dka wielb��da jest zdat�a do picia. Nieraz widzia�em
jak zabijano wielb��dy tu� prz�d ich pojeniem. Mi�so ich ludzie
ch�tnie jadaj�, ale ju� w dwie godziny po zabiciu woda z �o��dka
przybiera wygl�d moczu i ma po prostu obrzydliwy zapach �o��dka.
Potem staje si� coraz g�ciejsza, ciemna i wkr�tce cuchnie gnoj�wk�.
Nawet gdybym by� najbardziej spragniony, nie po�kn��bym ani kropli
tej ohydnej cieczy, poniewa� jestem przekonany, �e pr�dzej bym
zmar� po wypiciu tego gnoju ni� wskutek pragnienia. Niestety ta stara
bujda szerzy si� do dzi� w r�nych ksi��kach.
Nasza w�a�ciwa droga prowadzi�aby obok Hit przez Eufrat, a po-
tem prosto przez pustyni� do el-Djuf, stamt�d za� do Hail, g��wnej
miejscowo�ci D�ebel Szammar. Bardziej pohzdniowa linia przebiega-
�a�a od Hille doko�a Jeziora Ned�ef, a potem przez D�ebel Dararah
do Hail. My trzymali�my si� �rodka, mi�dzy obiema trasami, z daleka
omin�li�my Dararah i starali�my si� dotrze� do s�ynnej Wadi Rumen.
Wadi to nazwa koryta rzeki i wedle tamtejszych stosunk�w mo�e
oznacza� p�yn�c� wod�, ale tak�e wyschni�te koryto.
'Iiitaj, a wi�c na po�udnie od D�ebel Dararah, pojechali�my z
Halefem przodem i prowadzili�my wspomnian� na pocz�tku tego
rozdzia�u rozmow� o zachodnich kolejach. Ju� wielokrotnie opowia-
da�em Halefowi o wielu naszych urz�dzeniach i o naszej kolei. Opi-
sywa�em mu dok�adnie i wyja�nia�em jakim s� dobrodziejstwem. Dla
przyk�adu wskaza�em na tramwaje konne, kt�re wprowadzi� w Bag-
dadzie Midhat pasza, ale wszystko by�o nadaremne. Halef, ten na og�
m�dry i rozs�dny cz�owiek, nie m�g� wyzwoli~ si� ze swego kr�gu
widzenia i uwa�a�, �e wszystko, co nie zgadza si� z jego przyzwyczaje-
niami i jego do�wiadczeniem, jest niepraktyczne lub wr�cz karygodne.
lzak te� dzisiaj dla jego wschodniego sumienia wydawa�o si� po
prostu grzechem, �e u nas w wagonach kolejowych wolno jecha�
m�czyznom i kobietom razem. Przecie� to przest�pstwo, �amie naj-
wa�niejsz� regu�� haremu. Pot�pia� ca�� spraw�, a �e ja uwa�a�em to
za dobre i sam bra�em udzia� w tym grzechu, to wzbudza�o jego gniew
i odstr�cza�o ode mnie.
Nie przej��em si� tym, on za� ruszy� do swojej Hanneh, by si�
wy�ali�. Poprawi�a turban, kt�ry mu si� przekr�ci�. Kiedy si� obejrza-
�em, zobaczy�em, �e jad�c obok tachtirewanu bardzo gor�co z ni�
dyskutowa�, gestykuluj�c z o�ywieniem. Widocznie chcia� broni� swe-
go punktuwidzenia, a wi�c nale�a�o przypuszcza�, �e ona trzyma moj�
stron�. Po jakim� czasie Halef znowu podjecha� do mnie, ale nic nie
m�wi�, bo reprymenda, jak� przedtem wyg�osi�; by�a tak mocna, �e nie
�atwo mu by�o teraz przej�� na ton uprzejmiejszy. Pokas�ywa�, chrz�-
ka� kilkakrotnie, wreszcie zacz��:
-- Sidi, zdaje si�, �e jeste� zag��biony w rozmy�laniach. Czy wolno
zapyta� o czym?
-- My�l� o zawodno�ci przyja�ni.
21
-- Czy to chodzi o mnie?
-- 'Pdk.
-- Moja przyja�fi wcale nie jest zawodna, ale nie mo�e przyzwyczai�
si� do my�li, �e niewiasty, dziewcz�ta i m�czy�ni siedz� razem. A
najgorsze, �e ty tam r�wnie� z nimi siedzia�e�.
-- Czy s�dzisz, �e mi to zaszkodzi�o?
-- Tobie? Ach nie, na pewno nie!
-- A kobietom czy dziewcz�tom?
-- Im? Na pewno tak�e nie, bo jeste� wytwornym effendim, kt�ry
dobrze wie, jak nale�y si� zachowa~.
-- Je�li ani im, ani mnie to nie zaszkodzi�o, czemu wi�c tak to ciebie
gniewa?
-- Dlatego ... hm ... dlatego, �e to nie wypada.
-- Kto tak twierdzi?
-- Ka�dy rozs�dny m�czyzna.
-- 'I~k? Ale ja twierdz� co� wr�cz przeciwnego, a wi�c jestem
m�czyzn� nierozs�dnym. Dzi�kuj� ci, Halefie!
-- Sidi, nie powiniene� tak tego ujmowa�. Znam ci� i wiem, �e
posiadasz tyle rozs�dku, i� wystarczy�oby go jeszcze dla dziesi�ciu
os�b. Wcale nie chcia�em ci� obrazi�.
-- Je�li wi�c mam a� tyle rozs�dku, to chyba mog� mie� swoje
zdanie o naszych kolejach? Przypuszczam, �e rozmawia�e� o tym z
Hanneh.
--'Pdk.
-- I co ona powiedzia�a?
-- Sidi, a� trudno mi powt�rzy�, co us�ysza�em dzisiaj z ust mojej
Hanneh, kt�ra przecie� jest uosobieniem wszelkiej niewie�ciej m�-
dro�ci. Ona ... przyzna�a ci racj�.
--'I=ak te� sobie pomy�la�em.
-- Naprawd�? 'lj~ tak pomy�la�e�? A ja nie.
-- Widocznie znam twoj� Hanneh lepiej ni� ty. Ona nie chce, jak
inne kobiety Wschodu, by� tylko lalk� swego m�a, kt�r� on ukrywa
22
przed wzrokiem innych ludzi.
-- Lalka! Dziwne! Dok�adnie tak samo ona powiedzia�a.Zapyta�a
mnie, czyjest tylko moj� zabawk� albo lalk�, kt�rej nikt nie powinien
ogl�da� pr�cz mnie. Wyobra� sobie, zagrozi�a mi, �e po naszym
powrocie urz�dzi m�ski namiot, m�ski harem i tam mnie zamknie,
aby �adna kobieta na mnie nie spojrza�a. Potem m�wi�a o "okropnie
�a�osnej haremowej polityce", kt�ra jest niewybaczaln� obelg� dla
kobiet.
-- I ma racj�.
-- Ma racj�? Sidi, czy chcesz, aby Hanneh zbuntowa�a si� przeciw
mnie?
-- Nie, tylko przyznaj� jej racj�. Tb co zrobi, to jej sprawa.
-- Nie mog�em zrozumieE, co uwa�a za obelg� dla wszystkich
niewiast, wi�c mi wyt�umaczyla.
-- I zrozumia�e�?
-- Widocznie zn�w wszystko z g�ry wiedzia�e�. 'Ib prawda, �e
Hanneh, najpi�kniejszy kwiat w ogrodzie mej b�ogo�ci, ma szczeg�lny
spos�b t�umaczenia; podaje takie tylko powody, kt�rym nie mo�na
zaprzeczy�. Teraz poda�a mi dwa przyk�ady, kt�rymi tak mnie oszo�o-
mi�a, �e nie wiedzia�em co powiedzie~.
-- Czy mo�esz mi zdradzi�, jakie to przyk�ady?
-- By�a to r�a i czarcie �ajno, wyobra� sobie!
Roze�mia�em si� mimo woli z tego mocnego por�wnania, ale Halef
szybko wtr�ci�:
-- Czemu si� �miejesz, czy mo�e ze mnie? C� ja poradz�, �e
Hanneh, rado�� moich oczu, w�a�nie wpad�a na t� smrodl?w� ro�lin�!
Zapyta�a mnie, czy wolno komu� pokaza�_r�� i musia�em przytak-
n��. Wobec tego zapyta�a, czy wypada podsun�� komu� pod nos
czarcie �ajno i wtedy zaprzeczy�em. Ledwie to uczyni�em, zarzuci�a mi,
�e traktuj� j� nie jak pachn�c� r��, lecz jak cuchn�ce czarcie �ajno.
'Iiwierdzi, �e na Wschodzie m�owie tak samo owijaj� swoje �ony, jak
owija si� smrodliw� ro�lin�, by nie urazi� niczyjego nosa. Jest to
23
najwi�ksza obelga, jaka w og�le istnieje, to musi si� zmieni�, bo
absolutnie nie wolno tolerowa� takiego poni�enia p�ci niewie�ciej.
Powiadam ci, w swym gniewie za�ada�a, aby i u nas wprowadzono
koleje �elazne i lokomotywy. Nie chce wi�cej, by traktowano j� jak
czarcie �ajno, lecz chce siedzie� wwagonie jak kobiety Zachodu, kt�re
maj� takie same prawa jak m�czy�ni. Pomy�l tylko! Moja Hanneh,
naj�agodniejsza, najbardziej wyrozumia�a spo�r�d wszystkich najmil-
szych istot m�wi o prawach, o takich samych prawach, jakie maj�
m�czy�ni! Co by si� sta�o, gdyby nie powstrzyma� kobiet w ich
d��eniu?
-- Powstrzyma�? S�dzisz, �e w�wczas niby drapie�niki opad�yby nas
i po�ar�y?
-- Nie, nie powiniene� m�wi� od razu o najgorszym. Ale jestem
zdania, �e nale�a�oby je bardzo ograniczaE.
-- Jak na przyk�ad?
-- Zakaza�, aby nie wychodzi�y gdy zapadnie zmrok.
-- W porz�dku. I co dalej?
-- Powinny unikaE pozostawania sam na sam z m�czyzn�, kt�ry
nie jest ich m�em.
-- Czy m�wisz to powa�nie?
-- T~k! Pod tym wzgl�dem nie uznaj� �art�w. Wobec kobiety, kt�ra
�amie te prawa, nale�y �achowywa� si� tak jak padyszach w swoim
haremie.
--'Ib znaczy jak?
-- Ka�e on pakowa� takie kobiety do worka i topi�.
-- Drogi Halefie, czy masz mo�e taki worek ze sob�?
-- Nie.
-- A szkoda!
-- Dlaczego?
-- Bo powinni�my wpakowa� twoj� Hanneh do takiego worka
i wrzuci� do pierwszej napotkanej wody.
24
-- Moj� Hanneh? Moj e �ycie ziems~Cie? -- zapyta� Halef zasko-
czony.-- Dlaczego? Powiedz, dlaczego?
-- Bo z�ama�a oba te prawa, kt�re przed chwil� wymieni�e�.
-- Sidi, ty chyba �artujesz!
-- Nie. Jestem �wiadkiem, �e to uczyni�a.
-- Sidi, nie chcesz chyba mnie unieszcz�liwi�? Moja Hanneh by�a
zupe�nie sama z m�czyzn�, kt�rym nie by�em ja?
- Tak, w dodatku o zmroku, podczas nowiu ksi�yca, za namiotami
waszego obozu.
-- Umieram ze smutku, chocia� uwa�am to za zupe�nie niemo�liwe,
by pope�ni�a t� najwi�ksz� ze wszystkich zbrodni. Ale ty to m�wisz,
' sidi, m�j najlepszy przyjaciel, kt�ry by mi tego nie oznajmil, gdyby nie
m�g� udowodni�.
-- Powiedzia�em ci ju�, �e jestem �wiadkiem, a teraz o�wiadc�am ci,
�e jest jeszcze jeden �wiadek.
--- Kto taki? M�w! Zabij� tego �ajdaka, bo przemilcza� o tym
przede mn�.
-- Drogi Halefie, by�oby to samob�jstwo.
-- Samo ...
-- 'Ihk, bo chyba zapomnia�e� o tym, wi�c musz� przyj�� z pomoc�
twej pami�ci. Przypominasz sobie ow� noc przed naszym wyrusze-
niem nad Tygrys, kiedy rozpocz�li�my nasz� wypraw� do Persji?
-- 'Idk.
-- Wtedy to twoja Hanneh przez d�u�szy czas siedzia�a za waszym
namiotem z pewnym m�czyzn�, kt�ry nie by� Had�im Halefem.
Wtedy Halef rado�nie uni�s� obie r�ce do g�ry, odetchn�� g��boko
i zawo�a� uszcz�liwiony:
-- Hamdulillah! O, j ak lekko mi zn�w na sercu! O, sidi, co za smutek
zasia�e� w mojej duszy! Czu�em, jakby ca�e szcz�cie mego �ycia
zosta�o zniszczone. Gdyby kto� inny mi to powiedzia�, od razu bym
wbi� n� w jego cia�o, za kar�, �e odwa�y� si� pokala� swym podejrzei-
niem najcudowniejsz� podobizn� najczystszego s�ofica. Ale, �e to
25
by�e� ty, kt�ry tak m�wi�, s�owa, kt�re sprawi�y mi tak wielki b61, nie
mog�y by� k�amstwem. Dlatego czu�em si� taki przygnieciony, jak
ma�y robak, na kt�ry spad�a du�a g�ra. Ale teraz s�ysz�, �e masz na
my�li ow� noc przed nasz� wypraw� i ta g�ra zn�w zanik�a, a robak
weso�o pe�znie dalej, wiem bowiem, �e to ty by�e� owym obcym
m�czyzn�, kt�ry wtedy z ni� rozmawia�.
-- I ju� nie jeste� nieszcz�liwy?
-- Nieszcz�liwy? Gdybym mia� tysi�c Hanneh, kt�re by�yby tak
niezr�wnane jak ona, wszystkie je m�g�bym z tob� zostawi�.
-- Wierz� ci. Ale czy wiesz, co mnie uczyni�e� tak zaszczytnym
zapewnieniem?
-- Okaza�em ci bezprzyk�adne zaufanie.
-- Owszem, ale zarazem cofn��e� swoj� skarg� wobec Zachodu i
wyrazi�e� aprobat� naszych kolei.
-- Wcale mi to nie przysz�o do g�owy, sidi! Wasze koleje dalej
odrzucam i wcale nie mam zamiaru si� z nimi pogodzi�.
-- Ale to uczyni�e�.
-- Jak to?
-- Pos�uchaj! Czy twierdzisz, �e zakazane jest, by kobiety siedzia�y
z innymi m�czyznami w przedziale kolejowym?
-- Surowo zakazane.
-- Dalej uwa�asz, �e zakazane jest kobietom, zw�aszcza w nocy,
przebywanie z innymi m�czyznami za namiotem?
-- W�a�ciwie tak, ale je�li o ciebie chodzi; jest to dozwolone, bo
wiem, ze mog� ci ufa�.
-- Ale gdyby� to ty znalaz� si� w takim wagonie, ka�dy m�czyzna
pozwoli�by swojej �onie czy c�rce usi��� w pobli�u ciebie.
-- 'Ihk s�dzisz? -- zapyta� Halef zadowolony.
-- 'Pak, bo od pierwszego wejrzenia wida�, �e jeste� cz�owiekiem
uczciwym i budz�cym zaufanie.
-- Hm! I wolno by mi by�o z ni� rozmawia�?
-- Oczywi�cie!
26
-- I nawet jej pom�c gdyby moja pomoc by�a jej potrzebna?
-- Oczywi�cie. 'Ib jest bardzo wielka zaleta, �e nasze �ony i c�rki
mog� w czasie podr�y liczy� na opiek� i pomo� ze strony wsp�po-
dr�nych.
-- Wiesz sidi, ogromnie mi si� to podoba. Wiesz jak ch�tnie staj�
w obronie swoich bli�nich. Jest to dobre, kiedy dotyczy m�czyzn, ale
jak�e pi�kne musi by� w�wczas, kiedy mo�na udzieli� pomocy niewia-
�cie, kt�ra na znak wdzi�czno�ci u�miechn�aby si� do mnie.
-- Na pewno by to zrobi�a.
-- Sidi, prosz� ci�, nie m�w o tym u�miechu wdzi�czno�ci mojej
Hanneh, bo ona nabierze z�ego mniemania o waszych kolejach, a
mnie by�oby przykro.
-- Przykro?'Tobie? S�dz�, �e nie chcesz s�ysze� o naszych kolejach?
-- S�usznie, w�a�ciwie ich nie znosz�, ale je�li kobiety siedz� z
dzielnymi, us�u�nymi m�czyznami, kt�rzy za swe us�ugi otrzymuj�
mi�y u�miech, nie widz� �adnego powodu, dlaczego mnie nie wolno
by�o by jecha� kolej�. Powiadam ci, gdyby taka kolej by�a st�d do
Mekki, prawdopodobnie nie jecha�bym na wielb��dzie.
-- Wsiad�by� do poci�gu?
--'Pak. Czy wolno by mi by�o takiej niewie�cie opowiedzie� tak�e o
naszych wyprawach, o czynach pe�nych odwagi i �mia�o�ci?
--'Pdk. By�aby ci nawet za to wdzi�czna, bo takie opowie�ci rozpro-
szy�yby nud� podr�y.
-- Nie tylko to. Wzbogaci�yby znacznie jej wiedz� w dziedzinie
historii �wiata i geografii. Pos�uchaj sidi, ta sprawa waszych kolei
wygl�da zupe�nie inaczej, ni� s�dzi�em. Dlaczego od razu nie opowie-
dzia�e� mi o u�miechu? Zawsze zapominasz o najwa�niejszym i to
mam ci do zarzucenia. A kiedy ja wskutek tego nabieram b��dnego
przekonania, to mnie przypisujesz win�, a przecie� ja tu nic nie
zawini�em. Teraz zdaj� sobie spraw�, �e wasze urz�dzenie nie jest tak
niecne, jak my�la�em, i ... popatrz do g�ry, sidi. Widzisz te dwa s�py
bia�og�owe?
27
--'Pdk -- odpar�em. -- Ju� od d�u�szej chwili je obserwuj�. -- Kr���
tu nad nami, jakby nas pods�uchiwa�y.
--'Pak. Chc� si� przekona�, czy mog� spodziewa� si� od nas �upu.
Je�li zostan� nad nami i b�d� nam towarzyszy�, mo�emy by� pewni,
�e znajdujemy si� sami w tej okolicy. myli�e� si�, to nie s� s�py
bia�og�owe, tylko brodate. Spotyka si� je cz�ciej w Egipcie iw krajach
Maghrebu, tutaj zdarzaj� si� rzadko. Widzia�em, �e nadci�gn�ty z
po�udniowego zachodu. Popatrz, zn�w si� oddalaj� w tym samym
kierunku. Tb bardzo dziwne.
-- Dlaczego?
-- Poniewa� s�dz�, �e znajd� tam �atwiej po�ywienie ni� u nas. 'Ih
ptaki widz� na nies�ychanie du�� odleg�o��. Zobaczy�y nas z bardzo
daleka i przylecia�y, aby nam si� przyjrze�. Poniewa� znowu odlatuj�
nale�y przypuszcza�, �e tam, sk�d przyby�y, mog� spodziewa� si�
wi�cej �upu ni� u nas. Nasze zwierz�ta s� zdrowe i silne. 'Ih ptaki
potrafi� to dobrze oceni�, zw�aszcza, �e posuwamy si� do�� szybko.
'Iam na po�udniowy zach�d od nas, s� widocznie chore istoty, kt�rych
ruchy i postawa robi� s�pom nadziej� na �er w kr�tkim czasie.
�ledzili�my lot ptak�w. Kiedy Halef ich ju� niedostrzega�, ja wi-
dzia�em jeszcze dwie kropki, kt�re kr��y�y nad jednym miejscem.
-- Czy wci�� jeszcze je widzisz? -- zapyta� Halef.
--'Pdk -- odpowiedzia�em. -- Widocznie jest tam jaka� kaleka istota
albo nawet kilka.
-- Mo�e trupy?
-- Mo�liwe.
-- M�wisz o jakiej� kalekiej istocie. Czy nie jest naszym obowi�z-
kiem nie�� pomoc?
-- Owszem.
-- Mo�e chodzi tylk� o zwierz�ta
-- 'Ib mo�liwe, ale musia�yby to by� du�e drapie�niki, lwy albo
pantery, tylko, �e one nie poruszaj� si� w bia�y dziefi po r�wninie.
Gdyby to nie by�y drapie�niki, s�py dawno by�yby j u� na ziemi i czeka�y
28
w spokoju na sw�j �up. Dlatego jestem zdania, �e s� tam ludzie, kt�rzy
z jaki� powod�w nie mog� porusza� si� da�ej. Jeste�my zobowi�zani
przyj�� im z pomoc�, ale trzeba to zrobi� rozwa�nie. Zapytajmy wi�c
Ben Harba, czy tu, w okolicy jest jakie� pastwisko Beduin�w.
Nasz przewodnik powiedzia�, �e znajdujemy si� po�rodku piasz-
czystej pustyni, gdzie nie ma ani jednej studni, a wi�c i �adnego
pastwiska. Najbli�sze �r�d�o wody jest daleko st�d.
Poniewa� nie by�o wskazane zmienia� kierunku ca�ej karawany,
pojechali�my powoli dalej i polecili�my Omarowi Ben Sadekowi i
jednemu z Haddedihn�w, by pojechali na miejsce, nad kt�rym kr��y�y
s�py. Wzi�li ze sob� pe�en buk�ak wody. R�wnina pustyni tylko
wydaje si� p�aska, w istocie jest falista, tak, �e obu je�d�c�w wkr�tce
stracili�my z oczu. Tiwa�o przesz�o godzin� nim wr�cili. Omar Ben
Sadek zawo�a� do nas z daleka:
-- Effendi, musicie pojecha� z nami. 'Ii~zeba ratowa� pi�ciu ludzi!
-- Kim oni s�? -- zapyta�em.
-- Prawdopodobnie to ludzie z Mekki.
-- Prawdopodobnie? Nie powiedzieli nic dok�adnie?
-- Nie. Wiesz, tu na pustyni ka�dy jest ostro�ny. Mogliby�my prze-
cie� by� cz�onkami wrogiego plemienia.
-- Nie powiedzia�e� im, �e jeste�my Haddedihnami i mieszkamy tak
daleko st�d, i� mowy nie ma o �adnej krwawej zem�cie z naszej strony?
-- Owszem, powiedzia�em, ale oni nie wierz�. Ty tak�e by� nie
uwierzy� od razu we wszystko, lecz przedtem sprawdzi�by� osob�,
kt�ra to m�wi.
-- Wi�c to pi�ciu m�czyzn?
-- Pi�ciu �ywych i jed~en martwy.
-- Opowiedz wszystko po kolei.
-- Pojechali�my na po�udniowy zach�d i wkr�tce ujrzeli�my s�py,
kt�re wydawa�y si� unosi� bez ruchu w powietrzu; ale im bardziej si�
zbli�ali�my, tym wyra�niej by�o wida�, �e powoli zataczaj� kr�gi.
P�niej dojrzeli�my przedmiot ich zainteresowania: sze�� hed�in�w
29
le��cych na ziemi, obok ich je�d�cy; zwierz�ta i ludzie nieruchomi jak
trupy. Kiedy si� zbli�yli�my, wielb��dy unios�y g�owy, ale zaraz zn�w
opu�ci�y. Wygl�da�y na bardzo utrudzone, jakby po szybkim mozol-
nym biegu i by�y na wp� martwe z pragnienia. 'Itzech m�czyzn by�o
w �rednim wieku, jeden m�ody a jeden stary. Stary wydawa� si� naj-
mniej wyczerpany, poprosi� od razu o wod�, kt�r� mu dali�my. Wypi�
prawie ca�y buk�ak.
-- A trup?
-- Nie mogli�my dojrze�, kto to by�, bo le�a� nakryty haikiem.
-- Jakie by�y pytania i odpowiedzi.
--Stary zapyta�, kim jeste�my, a my mu odpowiedzieli�my; on jed-
nak wyrzek� pe�ne w�tpliwo�ci s�owa: "Allach to wie!" Kiedy zapyta-
�em jakie jest jego imi�, rzek�, �e oni wszyscy s� z Mekki, na co ja z
kolei powiedzia�em: "Allach to wie!" Poprosi� o wod� dla ludzi i
zwierz�t, a tak�e troch� jedzenia dla wielb��d�w, m�k� i daktyle
jeszcze mieli.
-- Sk�d pochodz�?
-- Tego nie powiedzia�. Rzek�, �e on nas tak�e o nic nie pyta.
Cz�owiek wierz�cy musi swemu bratu pom�c, nie pytaj�c o imi�.
-- Albo ten cz�owiek nie ma czystego sumienia, albo to wynios�y
mahometanin na wysokim stanowisku w Mekce. Mo�e chodzi tu o
jedno i drugie. Ale mia� racj�: potrzebuje naszej pomocy i my musimy
mu jej udzieli� o nic nie pytaj�c. Na szcz�cie jeste�my obficie zaopa-
trzeni w wod�, tak, �e ten dobry uczynek niczym nam nie zagrozi.
Zboczyli�my z drogi i Omar Ben Sadek poprowadzi� nas na miej-
sce, do kt�rego dotarli�my po kwadransie. Wielb��dy le�a�y tak, jak
pad�y z wyczerpania. Garby ich by�y wychudzone, nie porusza�y war-
gami. Pi�ciu m�czyzn tworzy�o �cis�e ko�o, w �rodku znajdowa� si�
zakryty trup w pozycji siedz�cej; podtrzymywany przez wsadzone do
piasku d�ugie strzelby. Modlili si� g�o�no. Kiedy si� zbli�yli�my, prze-
rwali mod�y, a ten, kt�ry je prowadzi� rzek� raczej rozkazuj�cym ni�
prosz�cym g�osem:
30
-- Widz�, �e macie wod� i suszon� kukurydz�. Dajcie wielb��dom
je�� i pi� i zostawcie nam kilka pe�nych buk�ak�w. A potem ju� nam
nie przeszkadzajcie w mod�ach za tego, kt�rego Allach powo�a� do
siebie.
By�o to niezwykle "skromne" �adania ze strony tego cz�owieka!
T'utaj, gdzie pasza, a jeszcze bardziej woda by�y tak cenne, mieli�my
napoi� i nakarmi� jego zwierz�ta, a potem zostawi� im kilka buk�a-
k�wwody i bez s�owa podzi�ki, takjak nam nakaza�, od razu odjecha�!
R�ka Halefa ju� si�ga�a po bicz, kt�ry zawsze mia� u pasa. Ale ja
da�em mu znak i szepn��em:
-- Znajdujesz si� tu w�r�d dumnych i m�ciwych Arab�w, a nie
w�r�d uciemi�onych ,fellach�w, gdzie mo�na wymachiwa� biczem,
nie pokutuj�c potem krwawo.
-- Powiedz, co chcesz uczyni�?
-- Damy wielb��dom wod� i s�om�, niech te biedne zwierz�ta nie
cierpi� wskutek bezczelno�ci ich w�a�ciciela.
-- A oni?
-- Nie dostan� wody, je�li nas o to grzeczenie nie poprosz�. Pozo-
staniemy tu i roz�o�ymy ob�z.
-- 'li~? Z tymi drabami? Hamdulillah -- niech b�dzie pochwalony
Allach, kt�ry podsun�� ci t� my�l! Je�li tu z nimi zostaniemy, prawdo-
podobnie co� prze�yjemy, ale oni tak�e.
-- I tak nie mogliby�my daleko ujecha�, bo wkr�tce zapadnie noc,
a skoro i tak stracimy tu troch� czasu, uwa�am, �e najlepiej b�dzie od
razu zosta�.Wydaj swoim ludziom odpowiednie rozkazy.
Poniewa� byli z nami Haddedihni, nie musia�em si� o nic troszczy�.
Zsiad�em wi�c z hed�ina, wskaza�em, gdzie maj� roz�o�y� m�j dywan
i poszed�em do mego ogiera, by go pog�aska� i da� mu kilka daktyli.
By� do tego przyzwyczajony. Potem u�o�y�em si� na moim dywanie.
Celowo ulokowa�em si� w pobli�u obcego, kt�ry prowadzi� mod�y,
a kt�rego Omar Ben Sadek nazwa� "starym". Mia� chytr� twarz.
"M�ody" siedzia� u jego boku i by� do niego tak podobny, �e uzna�em,
31
i� to jego syn. Mia� w oczach niepewno�� i niepok�j. 'Ii~zej pozostali
nie wyr�niali si� niczym szczeg�lnym. Wsp�lne by�o ich os�abienie,
i przybyli�my w sam� por�, by uratowa� ich przed �mierci� z pragnie-
nia. Wydawa�o mi si�, �e s�ysz�, z jakim trudem przychodzi im ta
g�o�na modlitwa. Czemu nie milczeli, zw�aszcza �e ta litania nie by�a
potrzebna. G�os starego brzmia� g�ucho z nu��cym dr�eniem:
-- O ty, kt�rego spo�r�d istot stw�rca najbardziej szanuje. Na
pocz�tku zdarzenia, kt�re wszystkich dotyka, nie znam nikogo inne-
go, w kim m�g�bym szuka� obrony, tylko w tobie!
Inni powtarzali za nim s�owa, potem stary ci�gn�� dalej:
-- A kiedy mi�osierny oka�e si� karz�cym, nie b�dzie mo�liwe dla
ciebie, pos�anniku Boga, pom�c mi swoj� moc�.
Bo do obfito�ci, kt�r� nas darzy�e�, nale�y ten �wiat i tamten �wiat
i ty wiesz wszystko, co napisane jest na tablicy zaSwiat�w i to co pi�ro
napisa�o.
O, moja duszo, nie w�tpij w mi�osierdzie Allacha, mimo ci�kiego
grzechu, jaki pope�ni�em; bo je�li idzie o przebaczenie, grzechy ci�-
kie nie s� r�wne lekkim.
Mi�osierdzie mojego pana, kszta�towa� si� b�dzie wedle rozmia-
r�w grzech�w.
O spu�� ulew� z chmur twego mi�osierdzia na Proroka...
Kiedy doszed� do tego miejsca, nasi Haddedihni dali ju� jego
wielb��dom wod� i s�om� i zacz�li teraz przygotowywa� obozowisko.
Wtedy stary przerwa� mod�y i szybko zwr�ci� si� do mnie, poniewa�
s�dzi�, �e jestem tu g��wn� osob�:
-- C� ja widz�? Rozsiod�ujecie wasze wielb��dy. Wygl�da to tak,
jakby�cie chcieli tu zosta�.
-- Bo tak w istocie jest, zostajemy tutaj -- odpar�em spokojnie.
-- Nie macie prawa.
-- Czemu? Pustynia jest w�asno�ci� Allacha. Nie musimy nikogo
o to pyta�.
-- Byli�my tu przed wami.
32
-- Tbte� zostaniemy o tyle d�u�ej i czasy si� wyr�wnaj�.
-- AIe my chcemy pozosta� sami.
-- B�dziemy si� zachowywa� tak, jakby nas tu nie by�o i nie b�dzie-
my si� do was odzywa�.
-- Ale widzicie, �e mamy tu zmar�ego. '17-upy s� nieczyste.
-- My go nie tkniemy.
-- Niech Allach pozwoli mi opanowa� m�j gniew! Widzisz i s�yszysz
przecie�, �e �yczymy sobie, by�cie od nas odeszli.
-- A ty widzisz, �e nasze �yczenia s� przeciwne, dlatego Allach mo�e
spe�ni� �yczenie jednej tylko strony, jak zapisane jest w ksi�dze �ycia,
a t� stron� my jeste�my. I musicie us�ucha� tego co zapisane jest w
ksi�dze �ycia.
M�wi�em mimochodem, ale pod koniec przeszed�em na ton gniew-
ny. By�em ciekaw, co z tej przykrej rozmowy wyniknie. Halef odczuwa�
to samo co ja; nadzorowa� zdj�cie tachtirewan