11760
Szczegóły |
Tytuł |
11760 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11760 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11760 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11760 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jacek Moskwa
Jan Paweł II
Świat Książki
Autorytety, osobowości, ludzie nieprzeciętni. Portretują ich najlepsi polscy dziennikarze.
Mistyk, który musiał zostać politykiem; mąż stanu, który przemawiał i działał z determinacją proroka - taki portret Papieża-Polaka kreśli Jacek Moskwa. Jest to uzupełniona i rozszerzona wersja książki Prorok i polityk, opatrzona także nowymi zdjęciami.
Autor przedstawia drogę życiową Karola Wojtyły aż po wydarzenia w Rzymie z 2005 roku, które przyciągnęły uwagę całego świata, pokazuje między innymi sprzeciw Ojca Świętego wobec zniewolenia politycznego, przypomina obchody Roku Świętego 2000 oraz zmagania Jana Pawła Wielkiego ze słabością i chorobą. Prezentuje także sylwetkę obecnego papieża -Benedykta XVI.
Jacek Moskwa, pisarz i dziennikarz, opisywane wydarzenia śledził z bliska, będąc przez kilkanaście lat korespondentem w Rzymie i Watykanie, a także uczestnicząc w wielu podróżach apostolskich Jana Pawła II. W swojej relacji wykorzystał obfity materiał źródłowy i wiele zakulisowych informacji i szczegółów. Jego książki Zostań z nami. Jan Paweł II i Polacy oraz Prorok i polityk, wydane przez Świat Książki, stały się bestsellerami.
Jacek Moskwa
Jan Paweł II
Świat Książki
Mojemu Ojcu - dr. Jerzemu Moskwie
OD AUTORA
Finał czy początek? - pytanie to zadał mi jeden z najbliższych współpracowników Jana Pawła II. Rozmowa toczyła się na kilka lat przed śmiercią Ojca Świętego. Rozpoczynałem wtedy pracę nad książką Prorok i polityk, która ukazała się na 25 rocznicę pontyfikatu Papieża-Polaka. Wydaje się jeszcze bardziej aktualna teraz, po jego śmierci. Książka niniejsza jest znacznie rozszerzonym wydaniem wspomnianej pozycji. Nowe rozdziały dotyczą ostatniej choroby Jana Pawła II, jego śmierci, a także milionowych uroczystości żałobnych w Rzymie. Włączyłem również szkic o „sekretnych kluczach pontyfikatu", o jego duchowej treści. Ostatnia wreszcie część mówi o wyborze oraz ukazuje sylwetkę następcy Jana Pawła II -Benedykta XVI. Rozmawialiśmy wieczorem w skromnie urządzonym pokoju na trzecim piętrze Pałacu Apostolskiego w Watykanie. Gdzieś niedaleko, w odległości może kilkudziesięciu metrów, pracował Papież, głowa Kościoła katolickiego, największej wspólnoty religijnej ludzkości. Przyszedłem prosić o pomoc i radę. Zaczynałem pisać nową książkę o Papieżu. Czego mogłem oczekiwać? Błogosławieństwa? Dostępu do nieznanych dokumentów?
Taki przywilej uzyskał swego czasu George Weigel, autor najbardziej chyba wyczerpującej biografii Jana Pawła II. Jako pierwszy mógł on opublikować pozostający przez dwie dekady pilnie strzeżoną tajemnicę list Papieża do sekretarza generalnego KPZR Leonida Breżniewa z 16 grudnia 1980 roku. Dyplomatyczne archiwa, zwłaszcza watykańskie, kryją jeszcze niejedną tajemnicę. Nie przeceniajmy jednak ich wagi. To, co naprawdę istotne w tym pontyfikacie, rozgrywało się w świetle dnia, na oczach setek, tysięcy,
a nawet milionów ludzi. Zamiast dostępu do tajemnic uzyskałem coś, co być może znaczy więcej - inspirację do syntetycznego spojrzenia na działania i rolę Jana Pawła II. Mój rozmówca wskazywał, że i sam Ojciec Święty mógł sobie stawiać to pytanie: Czy jego pontyfikat, tak długi i ponad wszelką wątpliwość historyczny, zamyka pewną epokę, czy raczej otwiera nową? Odpowiedź nie jest łatwa. Często, może zbyt często, słyszy się wypowiedzi o „nowej wiośnie Kościoła". Sprzyjał temu nastrój triumfalnych podróży Jana Pawła II, masowych zgromadzeń, Wielkiego Jubileuszu Roku 2000. Z drugiej strony nawet w tytułach książek poświęconych Papieżowi znaleźć można sugestie, że obecny kształt Stolicy Apostolskiej to anachronizm, „ostatni tron"2, jak napisał jeden z najbardziej wnikliwych, chociaż krytycznych watykanistów włoskich.
Informacje i opinie na temat pontyfikatu Jana Pawła II zapełniają - już podczas jego trwania - całe szafy książek w bibliotekach, wagony stron gazet z artykułami prasowymi, kilometry taśm filmowych w archiwach telewizyjnych. Większa część tej twórczości ma charakter apologetyczny. Wynika to poniekąd z samej natury Kościoła katolickiego, dla którego papież pozostaje wybrańcem Ducha Świętego. Nie ulega też wątpliwości, że Jan Paweł II był obdarzony osobowością charyzmatyczną, która potrafiła pociągać za sobą innych na skalę rzadko spotykaną w historii. Podczas jego obecności na tronie papieskim - jednej z najdłuższych w dziejach - radykalnie zmienił się polityczny obraz Europy i świata, a Papież odgrywał w tych wydarzeniach poczesną rolę. Z tego względu jego pontyfikat opatrywany jest często takimi przymiotnikami, jak „epokowy" czy „przełomowy". Kiedy jednak zapytać czytelnika tasiemcowych biografii - nawet najbardziej pilnego i życzliwego - na czym ów wyjątkowy charakter polega, napotykamy najczęściej pełne zakłopotania milczenie lub słyszymy frazesy o obaleniu komunizmu.
Trudno jednak rolę Jana Pawła II sprowadzić tylko do tego politycznego wymiaru. Historyczne syntezy wymagają rzecz jasna dystansu. Dać go może tylko czas. Wydarzenia odsłaniają swój sens powoli, a to, co dziś wydaje się ważne, może zblaknąć, natomiast coś nowego może wyrosnąć z pozornie mało istotnego szczegółu. Dodatkową trudność sprawia wielopłaszczyznowy charakter papieskiej działalności. Karol Wojtyła miał za sobą bogatą twórczość filozoficzną, teologiczną i literacką już w momencie wyboru na
tron papieski. Jako biskup Rzymu był autorem ważnych encyklik i listów apostolskich, tysięcy homilii i przemówień. Charakter współczesnej cywilizacji sprawiał, że za pośrednictwem masowych środków przekazu jego słowa i gesty docierały niemal natychmiast do setek milionów ludzi na całym świecie. Trudno jednak w takiej sytuacji oddzielić fascynację osobowością i jej symbolicznym wymiarem od rzeczywistego przejęcia się naukami, które niejednokrotnie idą pod prąd dominujących nurtów współczesności.
Przy tych wszystkich zastrzeżeniach trzeba już teraz podejmować próby spojrzenia ogólnego, zmierzającego do syntezy. Nie zastąpią nas w tym przyszli historycy. W porównaniu z nimi zabraknie nam może oddalenia, sprzyjającego obiektywizmowi, ale w to miejsce wnieść możemy osobiste doświadczenie uczestników wydarzeń. My, Polacy, znajdujemy się wobec tego wyzwania na pozycjach uprzywilejowanych, ale i bardziej kłopotliwych. Jako rodacy Jana Pawła II powinniśmy lepiej rozumieć jego intelektualne i duchowe korzenie, a także wydarzenia z najnowszej historii, w których uczestniczył. A jednak znamienny wydaje się niedostatek rodzimych biografii Papieża i monografii jego nauczania. W dziedzinie „wojtyłologii" autorytetami pozostają dla nas cudzoziemcy, także ci prezentujący tezy zupełnie bałamutne. Właśnie rodakom najtrudniej zdobyć się na dystans, o którym mówiłem wcześniej. Karol Wojtyła - Jan Paweł II - był niewątpliwie pierwszym Polakiem, który odegrał tak wielką rolę na scenie światowej, przy czym zostało to powszechnie uznane, wbrew naszemu kompleksowi - narodu wiecznie niedocenionego przez innych. Nie sprawując władzy politycznej, stał się przywódcą, który wyprowadził swój naród „z domu niewoli". Wszystko to sprawiło, że już na początku pontyfikatu stał się symbolem i postacią z pomników. Nieliczne wobec niego na rodzimym gruncie głosy otwarcie krytyczne nie wykroczyły poza wymiar złośliwych pamfletów i przyjmowane były z oburzeniem i wzgardliwie odrzucane.
Okazywane Papieżowi powszechne uwielbienie nie przekładało się jednak - a przyznają to najwybitniejsi publicyści katoliccy - na jakieś szczególne respektowanie jego nauczania. Kryzys moralny po upadku systemu komunistycznego nie jest w Polsce wcale mniejszy niż w innych krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Postać największego z Polaków do tego stopnia przygniata nas swoim
autorytetem, że kontentując się oglądaniem pięknych portretów i wzruszających ujęć telewizyjnych, wolimy nie zastanawiać się nad sensem posłania, jakie nam przyniósł. Dotyczy to zresztą nie tylko rodaków. / love the singer, but not the song (Kocham śpiewaka, ale nie jego pieśń) - pisali komentatorzy podczas wizyty Jana Pawła II w USA w roku 1993, kiedy Papież zakwestionował, zwłaszcza w trakcie spotkania z młodzieżą w Denver, kierunek, w jakim zmierza tamtejsza cywilizacja.
W takiej sytuacji trzeba zdobyć się na odwagę stawiania pytań i szukania odpowiedzi, dotyczących roli Jana Pawła II we współczesnym świecie. Jeśli jego pontyfikat jest istotnie przełomowy, to na czym ów przełom polega? Zmienił bieg historii, a nawet rozwoju cywilizacji, czy też pozostał wyłącznie „znakiem sprzeciwu" wobec tego, co się wokół nas działo? Kwestie te dotyczą nie tylko samej osoby Papieża i jego roli, ale także perspektyw Kościoła katolickiego i całego chrześcijaństwa.
Wydarzenia dwóch ostatnich, a być może nawet kilku stuleci, skłaniają w tym zakresie do pesymizmu. Chrześcijaństwo osiągnęło swoje apogeum w wiekach średnich, kiedy w Europie było fundamentem kultury, nauki i władzy, zasadą funkcjonowania całego społeczeństwa. Jego ekspansji na inne kontynenty towarzyszyła laicyzacja kolejnych dziedzin życia. Oglądany już z perspektywy wiek XX wydaje się szczytem tych procesów. Znaczna część ludzkości pozostawała pod wpływem totalitarnych „świeckich religii" - komunizmu i nazizmu - w otwarty sposób wrogich chrześcijaństwu. Liberalne demokracje, które w końcu nad nimi zatriumfowały, odsyłają religię do sfery wyłącznie prywatnej; triumfuje w nich praktyczny materializm, a wybory moralne pozostawiono sumieniu obywateli, ograniczonemu tylko zasadą nieszkodzenia innym. Coraz więcej z tych wolności - wymieńmy tylko przykładowo aborcję czy oficjalne małżeństwa między osobami tej samej płci - koliduje w sposób oczywisty z nauczaniem Kościoła.
Potrzeba wiary religijnej pozostaje trwałym składnikiem natury ludzkiej. Świadczy o tym rozwój nowych bądź odnowionych kultów i sekt w rodzaju New Agę w społeczeństwach zachodnich, z drugiej strony zaś - niespotykana od wieków ekspansja islamu. Wiara oparta na objawieniach proroka Mahometa ma już więcej wyznawców niż katolicyzm, chociaż w odróżnieniu od niego nie
10
posiada ona jednolitej organizacji hierarchicznej. Na jej bazie rozwinęła się niebezpieczna ideologia islamizmu, która - jak to wskazują zamachy 11 września 2001 roku w USA, a także wydarzenia w wielu innych krajach - może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa i stabilizacji całego świata.
Niektórzy analitycy skłonni są nawet zauważać w ostatnich latach swego rodzaju „rewanż Boga"3, co jest częścią szerszego „zderzenia cywilizacji"4. Wrzucają przy tym do jednego worka tak różne zjawiska, jak niewątpliwy udział Jana Pawła II i katolickich mas ludowych Polski w doprowadzeniu do kryzysu systemu komunistycznego, rozwój islamskiego fundamentalizmu w Azji i Afryce oraz bratobójcze walki prawosławnych Serbów w Bośni z ich muzułmańskimi sąsiadami. Fakt, że starcia interesów etnicznych, politycznych i gospodarczych, przybierają dziś często formy walk wyznaniowych, wcale nie musi oznaczać triumfu religii jako takiej. Wręcz przeciwnie, może być on jednym z przejawów owej „klęski Boga"5, o której pisał włoski biblista i teolog Sergio Quinzio. Wyraźne ślady zainteresowania jego przemyśleniami znaleźć można w późnej twórczości Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Podczas wizyt w neapolitańskiej pracowni tego pisarza, a także długich z nim rozmów telefonicznych mogłem się niejednokrotnie przekonać, jak denerwowały go przejawy kościelnego triumfalizmu, który tak bardzo nasilił się w Roku Świętym 2000.
Czy oznaczało to ostateczny triumf katolicyzmu w ojczyźnie Papieża? Czy sam Wielki Jubileusz stał się (do czego wzywał Jan Paweł II) okazją pojednania chrześcijan, wyznawców trzech wielkich religii monoteistycznych - chrześcijaństwa, islamu i judaizmu - a także wszystkich ludzi dobrej woli? Wydarzenia roku 2000 i lat późniejszych zdają się temu przeczyć, sprawiając wrażenie prawdziwej inwazji metafizycznego Zła, którą dostrzegał autor Innego świata. Do pytań tego rodzaju przyjdzie mi jeszcze nieraz powrócić na kartach tej książki, przywołując szeroki wachlarz opinii, nauczanie papieskie, kronikę pontyfikatu oraz moje oceny wydarzeń, których byłem świadkiem.
Pontyfikat Jana Pawła II jest częścią zjawiska znacznie szerszego, jakim jest powrót religii w roli siły sprawczej wielkich procesów społecznych i politycznych. W jakiś sposób charakteryzuje on przełom tysiącleci. Andre Malraux w sławnej i tylekroć cytowanej
frazie chciał zapewne zwrócić uwagę na niebezpieczeństwa eliminacji pierwiastka duchowego z życia ludzkości. Wątpliwe jednak, czy i on wyobrażał sobie, że w latach osiemdziesiątych XX wieku robotnicy na polskim wybrzeżu Bałtyku z krzyżami i portretami Papieża rzucą wyzwanie komunizmowi, a w świecie muzułmańskim odżyje widmo dżihadu - świętej wojny. Ten renesans religii w jej społecznym wymiarze wykracza daleko poza struktury Kościoła katolickiego. Jan Paweł II należy jednak do postaci, które ten zwrot wydają się uosabiać.
Katolicyzm jest jedyną z wielkich religii światowych, która posiada centralny, absolutny autorytet. Po raz pierwszy jednak dopiero w drugiej połowie XX wieku został on uznany - chociaż rzecz jasna nie do końca - przez wyznawców innych religii i światopoglądów. Zapowiedzią takiego stanu rzeczy był w pewnym stopniu krótki pontyfikat Jana XXIII. Postać „Dobrego Papieża" i jego wezwania do dialogu były przyjęte ciepło nawet przez praktykujących ateizm komunistów. Przyszedł Sobór Watykański II jako próba aggiornamento - otwarcia Kościoła na świat współczesny. Linię tę kontynuował, zwłaszcza w dziedzinie dialogu ekumenicznego i politycznego z przedstawicielami systemów ateistycznych, nieco kostyczny watykański dyplomata - papież Paweł VI.
Z pontyfikatem Jana Pawła II pojawiło się jednak zjawisko nie tyle nowe, ile prawie zapomniane od przynajmniej dwóch stuleci. Od kulminacji oświecenia w połowie XVIII wieku rola religii na polu publicznym ulegała ciągłemu ograniczaniu. Wielkie ruchy społeczno-polityczne i prądy ideowe miały charakter areligijny czy nawet ateistyczny, co w przypadku totalitarnych systemów - komunizmu i nazizmu - przybrało formy świeckich quasi-religii. Proces sekularyzacji, a przede wszystkim radykalnego oddzielenia religii od polityki, wydawał się nieodwracalny. Akceptowały ten stan rzeczy także opiniotwórcze kręgi wewnątrz Kościoła katolickiego. Z ulgą przyjęto koniec sojuszu tronu i ołtarza, obwieszczono koniec „epoki konstantyńskiej". Tymczasem Papież z Polski przywrócił Stolicy Apostolskiej prestiż i pozycję, jakich nie posiadała od stuleci. Stał się jednym z głównych protagonistów sceny międzynarodowej, a jego stanowisko - nie tylko w kwestiach dotyczących bezpośrednio wiernych Kościoła katolickiego, ale całej ludzkości -znajduje rezonans w środkach masowego przekazu i w kontaktach
z przywódcami państw. W pewnym stopniu jest to wynik osobistego prestiżu Jana Pawła II, jego ogromnego wpływu na postawy ludzkie.
Czy można to uznać za nawrót katolickiego integryzmu? Do tego pytania sprowadza się większość zarzutów pod adresem Jana Pawła II. On sam uznał „pokusę integrystyczną" za zjawisko historyczne - w zasadzie już przezwyciężone. W przemówieniu do Parlamentu Europejskiego w Strasburgu mówił, że to z „żyznej gleby chrześcijaństwa Europa nowoczesna zaczerpnęła zasadę - często traconą z pola widzenia w czasie stuleci «chrześcijańskości» - która rządzi w sposób fundamentalny jej życiem publicznym; odnoszę się do zasady, po raz pierwszy proklamowanej przez Chrystusa, odróżnienia tego, «co należy do Cezara», od tego, «co należy do Boga»(Mt 22,21)".
Pokusy, obecnej także współcześnie, aby ład społeczny oprzeć na prawie religijnym, nie uniknęło średniowieczne chrześcijaństwo łacińskie. Jakkolwiek w ślad za Arystotelesem podjęło ono naturalną koncepcję państwa, to jednak wykluczało ze wspólnoty doczesnej tych, którzy nie wyznawali prawdziwej wiary. „Integryzm religijny, bez rozróżnienia między sferą wiary i życia obywatelskiego, praktykowany jeszcze dzisiaj w innej rzeczywistości, wydaje się nie do pogodzenia ze swoistym duchem Europy...". Te słowa mogły wywołać aplauz parlamentarzystów europejskich, niezależnie od ich światopoglądu czy przynależności politycznej. Uwaga jednak! Integryzm ma dla Jana Pawła II podwójne oblicze: „W naszych czasach najcięższe zagrożenia przyszły z innej strony, kiedy ideologie absolutyzowały samo społeczeństwo, albo jego grupę dominującą, na szkodę osoby ludzkiej i jej wolności. Tam gdzie człowiek nie opiera się już na transcendentnej wobec niego wielkości, ryzykuje poddanie się niepohamowanej władzy arbitralności i fałszywych absolutyzmów, które go unicestwiają"6.
Istnieje zatem integryzm religijny, ale możliwy jest także integryzm świecki, który w sposób równie arbitralny podporządkowuje życie społeczne areligijnej czy wręcz ateistycznej wizji świata. Nieprzypadkowo zapewne dwie pierwsze podróże apostolskie pontyfikatu Jana Pawła II prowadziły do krajów będących wymownymi - chociaż może nie najostrzejszymi - tego przykładami: do Meksyku i do Polski. W pierwszym wypadku po latach wojen
domowych, częściowo na podłożu wyznaniowym, a także krwawych prześladowań Kościoła, katolicy poddani byli ograniczeniom prawnym, uniemożliwiającym otwarte manifestowanie przekonań religijnych. Przyjazd Papieża sprawił, że ludzkie morze przelało się przez te tamy. Na ulicach prowadzących z lotniska do stolicy, Ciudad de Mexico, Jana Pawła II witało około dziesięciu milionów osób. Spotkanie z biskupami Ameryki Łacińskiej nie pozostawiło wątpliwości, że Papież zmierzy się ze społecznymi i politycznymi wyzwaniami kontynentu. W tym wypadku najpoważniejszym z nich była dla Kościoła - teologia wyzwolenia ulegająca wpływom marksizmu.
Meksyk okazał się zapowiedzią tego, co w czerwcu 1979 roku stało się w Polsce. Sytuacja była w jakimś stopniu podobna: ludowy katolicyzm mas i reżim z trudem maskujący swój antyreligijny charakter. Polska była jednak dyktaturą w znacznie większym stopniu niż Meksyk. Leżała na bezpośrednim przedpolu sowieckiego imperium, stanowiąc kluczowe ogniwo bloku państw komunistycznych. Jak wykazują najnowsze badania archiwalne, zarówno kierownictwo Związku Radzieckiego, jak i przywódca PZPR Edward Gierek chcieli uniemożliwić przyjazd Papieża do Polski. Masowy udział wiernych, treść nauczania Jana Pawła II, a zwłaszcza następstwa wizyty - pokojowa rewolucja lat 1980-1981, którą komunistyczne władze mogły zatamować tylko przy użyciu siły zbrojnej - potwierdziły zasadność tych obaw.
Dwie pierwsze podróże apostolskie Jana Pawła II charakteryzują doskonale kierunek działania, jaki zamierzał on obrać. Cel pozostał ten sam, co w czasach św. Pawła - ewangelizacja świata; powszechna laicyzacja każe dodać do niej przymiotnik „nowa". Papież przystąpił do nowej ewangelizacji, odwołując się przede wszystkim do religijności ludowej. Podpowiadało mu to doświadczenie jego własnego kraju. Mimo przymusowej ateizacji państwa i represji, jakie spadły na Kościół katolicki w Polsce, zwłaszcza w pierwszym dziesięcioleciu rządów komunistycznych, 26 sierpnia 1956 roku -jeszcze zanim październikowy przełom polityczny przyniósł częściową liberalizację - około miliona pielgrzymów przybyło na wezwanie pozostającego w więzieniu prymasa Stefana Wyszyńskiego do sanktuarium na Jasnej Górze, aby odnowić ślubowanie Matce Bożej, jakie 300 lat wcześniej złożył król Jan Kazimierz.
Młody ksiądz Karol Wojtyła nie był uczestnikiem tego wydarzenia, ale musiało ono wywrzeć na nim potężne wrażenie, równie wielkie jak prowadzone w tych latach badania filozoficzno-etyczne. Podczas wcześniejszego pobytu we Francji i Belgii zetknął się z doświadczeniem księży-robotników, już niedługo potem jako młody biskup sufragan krakowski miał przekonać się, że mieszkańcy miasta i pracownicy kombinatu Nowa Huta, zbudowanego przez komunistów w celu zrównoważenia „reakcyjnego" charakteru dawnej stolicy Polski, zachowali swoje przywiązanie do wiary katolickiej i gotowi byli walczyć przeciwko zakazowi budowy tam nowej świątyni.
Te i podobne doświadczenia podpowiadały Papieżowi na progu jego pontyfikatu, że ludowa religijność jest siłą zdolną przeciwstawić się totalitaryzmowi. Konfrontacja z totalitaryzmami - w obydwu odmianach, czerwonej i czarnej - wywarła silny wpływ na postawę Papieża wobec osoby ludzkiej i społeczeństwa. On sam tak o tym pisał w pięćdziesiątą rocznicę otrzymania święceń kapłańskich:
„(...) dwa systemy totalitarne, a więc z jednej strony groza wojny, obozów koncentracyjnych nazizmu, z drugiej zaś ucisk i terror komunistyczny, które tak bardzo zaciążyły nad naszym stuleciem, dane mi było poznać niejako od wewnątrz. Łatwo więc zrozumieć moją wrażliwość na kwestię poszanowania godności każdej osoby ludzkiej i jej praw, a zwłaszcza prawa do życia. Kształtowała się ona już w pierwszych latach mojej kapłańskiej posługi i towarzyszy mi do dzisiaj. Łatwo zrozumieć także moje zatroskanie o rodzinę oraz o młodzież. Wszystko to wyrasta organicznie z tamtych właśnie dramatycznych doświadczeń".
Treść tych słów jest znamienna dla tego pontyfikatu. Osobiste zetknięcie z systemami totalitarnymi pozwalało trafnie rozpoznać ich naturę - ograniczenie praw osoby ludzkiej. Podpowiadało też metodę oporu. Cechą odróżniającą zarówno komunizm, jak nazizm od innych systemów politycznych był ich masowy charakter. Ludowa, masowa religijność jest w praktyce duszpasterskiej Papieża z jednej strony zdrowym fundamentem, na którym odbudowuje on i wzmacnia nadwątlony procesami modernizacji gmach Kościoła, z drugiej zaś - odpowiedzią na wyzwanie owych świeckich religii.
Zrozumiałem to najlepiej, a właściwie odczułem wręcz fizycznie, w maju 1987 roku podczas beatyfikacji Edyty Stein, niemieckiej Żydówki, nawróconej na katolicyzm i zamordowanej w obozie zagłady Auschwitz-Birkenau. Słuchając w Kolonii chórów, wspaniale brzmiących w głębokiej misie tamtejszego stadionu, pomyślałem o innych zgromadzeniach, które pół wieku wcześniej na tym samym albo bardzo podobnym stadionie wyśpiewywały chwałę Adolfa Hitlera i jego Tysiącletniej Rzeszy. Na tle grozy XX wieku Jan Paweł II jawi się jako anty-Hitler i anty-Stalin.
Jeśli powrót do ludowej religijności z jej zaletami, ale i wadami, może się wydać anachroniczny - to zamiar oddziaływania na masy i przez masy jest całkowicie nowoczesny. Kościół Jana Pawła II uzyskał możliwości, które nie istniały jeszcze w pierwszej połowie XX wieku - ułatwienia komunikacyjne, łatwość przemieszczania się Papieża i gromadzenia wielkich rzesz ludzkich, a przede wszystkim transmisje telewizyjne. Nie można sobie bez nich wyobrazić setki podróży apostolskich, zwłaszcza tych do Polski, które stały się zapłonem i częścią pokojowej rewolucji „Solidarności", ani Wielkiego Jubileuszu Roku Świętego 2000.
Ten masowy charakter pontyfikatu dał nauczaniu Papieża rezonans niespotykany w dziejach. Nie wszystkim jednak przypada do gustu, także wewnątrz samego Kościoła. Wybitny filozof Jean Guit-ton, przyjaciel Pawła VI i nauczyciel wielu pokoleń intelektualistów katolickich, interpretował jako „polityczny" fakt, że „ten Papież jest szczęśliwy, kiedy może odprawiać mszę dla czterech milionów osób"9.
Osoby i nauczania Jana Pawła II nie da się zamknąć w tak skrótowych formułkach. Niezależnie od oceny jego własnego dorobku filozoficznego i literackiego, trudno zakwestionować oczywisty fakt, że należy on do najwybitniejszych myślicieli doby współczesnej. Z naukowcami i twórcami znajdował zawsze wspólny język, o czym świadczą choćby sławne spotkania i dysputy w Castel Gandolfo. Spowodowany przezeń zwrot Kościoła ku masom nie ma więc -przynajmniej w intencjach - charakteru antyintelektualnego. Jest raczej próbą odpowiedzi na wyzwania teraźniejszości i przyszłości.
Wspomniany Jean Guitton wyraził opinię, że Jan Paweł II jest jako papież bardziej politykiem niż mistykiem. Przy całym szacunku dla autorytetu filozofa, osąd jego wydaje się nie tyle krzywdzący,
ile wyjątkowo nietrafny. Wiadomo, że duchowa sylwetka młodego Karola Wojtyły ukształtowała się pod silnym wpływem karmelitańskiej tradycji mistycznej, a zwłaszcza św. Jana od Krzyża. To najwyższe wzloty duchowości chrześcijańskiej. Mistyczny charakter ma cała jego twórczość poetycka.
Oczywiście, już jako metropolita krakowski, a potem, gdy wybrano go na tron papieski, musiał w pewnym stopniu stać się politykiem. Kościół katolicki nie istnieje w oderwaniu od życia politycznego w świecie. Za pontyfikatu Jana Pawła II rola Kościoła na arenie międzynarodowej osiągnęła poziom nieznany w dotychczasowej historii.
Papież nie przestał jednak być mistykiem. Co więcej, charakterystyczne dla tego rodzaju przeżyć religijnych doświadczenie bezpośredniego kontaktu z Bogiem potrafił przekazać innym. Właściwsze być może w jego przypadku będzie określenie go jako proroka, przekonanego o absolutnym charakterze Prawdy, którą głosi. Ona przesądza o kierunku jego działania. Z politycznego punktu widzenia taka postawa wydawać się może nieracjonalna, nawet sprzeczna z interesami Kościoła. U Jana Pawła II można to zauważać wielokrotnie. Jego nauczanie nie schlebia dominującym prądom kultury współczesnej, a w wielu punktach otwarcie się im przeciwstawia. Praktyka polityczna Stolicy Apostolskiej wiele razy obierała kurs kolizyjny w stosunku do wielkich potęg tego świata - byłego Związku Radzieckiego, ale także Stanów Zjednoczonych Ameryki czy politycznych elit Unii Europejskiej.
Profetyczne zamiary i działania Papieża napotykały też opór w biurokratycznych strukturach Kurii Rzymskiej i Kościołów lokalnych. Nosiciel Prawdy nie jest skłonny do kompromisów, stąd niepowodzenia wielu wysiłków ekumenicznych Jana Pawła II. Wyraźniej niż wszyscy jego poprzednicy opowiedział się za demokracją, ale odrzucał myśl, że nauczanie Kościoła w kwestiach wiary i moralności mogłoby być wynikiem uzgadniania opinii czy nawet głosowania. Stąd rezerwa wobec postulatów zwiększenia kolegialności podejmowania decyzji na szczytach Kościoła katolickiego. Stąd opatrywanie wielu dokumentów - nawet wydanych przez organy niższego rzędu - pieczęcią nieomylności papieskiej.
Mistyk, który musiał zostać politykiem; mąż stanu, który przemawiał i działał z wewnętrznym przekonaniem o wyższości
głoszonej prawdy i determinacją proroka. Napięcie między tymi elementami określa praktykę pontyfikatu Jana Pawła II.
Książka niniejsza nie pretenduje do objęcia całej gigantycznej problematyki tego pontyfikatu. Ograniczyłem się do wybranych wątków. Część pierwsza Szukałem was, a przyszliście do mnie ma jako tytuł jedne z ostatnich słów Jana Pawła II wypowiedzianych pod adresem młodzieży, która w końcowych godzinach jego życia zgromadziła się pod oknami Pałacu Apostolskiego. Opowiada o wydarzeniach w Rzymie na przełomie marca i kwietnia 2005 roku, które przyciągnęły uwagę całego świata. Chciałem pokazać je jak film, który rozpoczyna się od końca: poczynając od pogrzebu, by następnie opowiedzieć o samej śmierci Papieża i ostatniej fazie jego choroby. Część druga Niewola i prawda ma pokazać konfrontację Papieża ze współczesnymi formami zniewolenia politycznego - od Polski roku 1979 po Kubę roku 1998. Część trzecia Miasto i świat opowiada o największym przedsięwzięciu religijno-społecznym w dziejach: Roku Świętym 2000, a także o jubileuszowych podróżach szlakami historii zbawienia. Część czwarta Ból i tajemnica mówi o zmaganiu Jana Pawła II z własną słabością i chorobą, jak również o jego walce z zagrażającym światu niebezpieczeństwem wojennym. Włączyłem do niej również rozdział o ostatnich, bardzo osobistych publikacjach Papieża: encyklice Ecclesia de Eucharistia vivit z 17 kwietnia 2003 roku, przemówieniu podczas nabożeństwa Via Crucis z 18 kwietnia tego samego roku, wydanym również w tym samym okresie poemacie Tryptyk rzymski oraz. książce Pamięć i tożsamość, opublikowanej już w roku 2005. Jako aneks włączyłem rozdział Następca o Benedykcie XVI.
Książka pisana jest z pozycji dziennikarza-watykanisty, sprawozdawcy wydarzeń rozgrywających się w tym centralnym punkcie Kościoła katolickiego, szczególnie związanych z osobą biskupa Rzymu. Nie jest to więc analiza teologiczna czy filozoficzna nauczania Jana Pawła II ani monografia historyczna, chociaż zawiera ich elementy. Wnosi natomiast obserwacje bezpośredniego świadka, przez kilkanaście lat korespondenta akredytowanego przy Stolicy Apostolskiej, pasażera papieskich samolotów, współuczestnika podróży apostolskich: między innymi do Ziemi Świętej, na Kubę, do Indii, Stanów Zjednoczonych i Meksyku.
I. SZUKAŁEM WAS,
A PRZYSZLIŚCIE DO MNIE
1. WIATR
Wiatr przewracający karty Ewangelii, którą zgodnie z rytuałem pogrzebów papieży położono na prostej trumnie z drzewa cyprysowego. Wiatr - szarpiący czerwone ornaty kardynałów. Nawet ci komentatorzy sieci telewizyjnych z 90 krajów - którym raczej obca była problematyka religijna, lecz zdążyli już odbyć przyspieszone kursy teologii - zauważali teraz, że wiatr to symbol Ducha Świętego. Nauczanie Jana Pawła II mieści się na ponad 80 tysiącach stron druku. Karol Wojtyła napisał przedtem kilka traktatów filozoficznych i teologicznych, miał w swoim dorobku poezje i dramaty sceniczne. Ale jako papież przemawiał do milionów przede wszystkim przez gesty i symbole. Nawet po śmierci.
Ten rzymski pogrzeb w piątek 8 kwietnia 2005 roku zakończył trwającą blisko tydzień manifestację, która zdumiała świat. Ponad dwa miliony osób w gigantycznej kolejce do Bazyliki Watykańskiej. Niekończąca się rzeka ludzka. Dziesięć metrów na godzinę. Osiemnaście, dwadzieścia godzin oczekiwania. I potem dwie, trzy sekundy przed marami, na których spoczywał w pontyfikalnej szacie Ojciec Święty. Fenomen, który nie tylko dostarczył przelotnej sensacji mediom, ale skłania do głębszej refleksji. Odsłoni on bowiem niespodziewaną twarz religijności jutra.
„Wiek XXI będzie wiekiem religii albo nie będzie go wcale" - to zdanie Andre Malraux cytowano już tysiące razy, sprowadzając do poziomu banału. Mimo to pozostaje ono aktualne. Jeśli obchody Wielkiego Jubileuszu zamykały wiek XX i całe tysiąclecie, to rzymski pogrzeb Jana Pawła II był pierwszą manifestacją religijną nowego
milenium. Manifestacją tego katolicyzmu - tak właśnie, bo inne wyznania chrześcijańskie równie wielkich rzesz ludzkich nie są w stanie zgromadzić z powodu odmiennej tradycji liturgicznej, ale także z powodu braku wiernych - który jest religią masową, a w dużej mierze ludową.
Śmierć Jana Pawła II i wybór jego następcy spowodowały gigantyczne pielgrzymowanie „do progów apostolskich", które nie miało precedensu w historii. W ciągu miesiąca Rzym przyjął pięć milionów pielgrzymów. Około trzech milionów uczestniczyło w uroczystościach żałobnych zmarłego Papieża, w czasie których świat stał się jednością, jak nigdy dotychczas. 300 tysięcy na placu św. Piotra i przyległych ulicach, milion w okolicy Watykanu. W różnych punktach miasta, a także w odległym o kilkanaście kilometrów campusie uniwersyteckim Tor Yergata, gdzie w sierpniu 2000 roku Jan Paweł II spotykał się z dwuipółmilionową rzeszą uczestników Światowych Dni Młodzieży, ustawiono gigantyczne ekrany. Trzeba jednak przyznać, że prawdopodobnie nie był to najliczniejszy pogrzeb w historii. Uroczystości żałobne ajatollaha Chomeiniego w Iranie w roku 1989 miały zgromadzić 10 milionów osób, Józefa Stalina w Moskwie w 1953 roku - 5 milionów. Dane dotyczące tych wydarzeń są jednak niemożliwe do zweryfikowania.
Wśród pielgrzymów na pogrzebie Jana Pawła II rzucali się w oczy Polacy. Przyjechali pociągami, dziesiątkami autokarów, setkami samochodów osobowych. Ten „najazd" Włosi przyjęli nadspodziewanie dobrze. W różnych obiektach urządzono dormitoria, a w Tor Yergata miasteczko namiotowe. Ludzie stojący w kolejce otrzymywali od nieźle zorganizowanych służb obrony cywilnej wodę mineralną, gorącą herbatę i kanapki. Na apel władz otwarto dla pielgrzymów wiele sklepów i mieszkań prywatnych.
Rzymska uroczystość była międzynarodowa, ale jednocześnie bardzo włoska i bardzo polska. Świadczyły o tym włoskie transparenty i tysiące polskich flag. Były też sztandary wielu innych krajów - Chorwacji, Ukrainy, Francji, Hiszpanii. Polacy zostali też bardzo uhonorowani przez protokół oficjalny. Prezydent Polski siedział w pierwszym rzędzie obok włoskiego, a także mistrza ceremonii papieskich, arcybiskupa Piera Mariniego i najbliższego współpracownika i długoletniego sekretarza Ojca Świętego, arcybiskupa Stanisława Dziwisza. Za nimi - w drugim rzędzie -
siedziały polskie sercanki, które prowadziły papieskie gospodarstwo i nieodłączny kamerdyner Angelo Gugel.
Nabożeństwo żałobne, odprawiane po łacinie z modlitwami w różnych językach, koncelebrowali kardynałowie pochodzący ze wszystkich kontynentów i patriarchowie katolickich Kościołów wschodnich pod przewodnictwem dziekana Kolegium Kardynalskiego Josepha Ratzingera. Ten pełen rezerwy niemiecki teolog, długoletni prefekt Kongregacji Nauki Wiary, następczyni Świętego Oficjum, a z tej racji nazywany przez niektórych Wielkim Inkwizytorem, niespodziewanie wzniósł się na wyżyny poetyckiego natchnienia. Homilia oparta była na analogii między zmarłym Papieżem, a pierwszym biskupem Rzymu - świętym Piotrem. „Pójdź za mną - to krótkie zdanie Chrystusa może być uważane za klucz do zrozumienia przesłania płynącego z życia naszego nieodżałowanej pamięci ukochanego Papieża Jana Pawła II, którego ciało składamy do ziemi jako zasiew nieśmiertelności - serce pełne smutku, ale także radosnej nadziei i głębokiej wdzięczności" - mówił kardynał Ratzinger. Na zakończenie przypomniał chwilę, kiedy w ostatnią Niedzielę Wielkanocną swego życia, naznaczony cierpieniem Jan Paweł II jeszcze raz ukazał się w oknie Pałacu Apostolskiego i po raz ostatni udzielił błogosławieństwa urbi et orbi. - „Możemy być pewni, że nasz ukochany Papież stoi teraz w oknie domu Ojca, patrzy na nas i nam błogosławi" - według powszechnej opinii watykanistów Ratzinger tą homilią bardzo umocnił swoją pozycję wśród innych „papabili" (kandydat z szansami wyboru na papieża).
W tym czasie nad nieprzebranym morzem głów unosiły się transparenty z napisem „Santo subito" - święty natychmiast - jakby wyniesienie na ołtarze mogło się odbyć na zasadzie aklamacji. Ale przecież serca Ludu Bożego już uznały zmarłego Papieża za świętego i żaden urząd watykański nie może tego zlekceważyć. Coraz więcej mówi się o niewytłumaczalnych z medycznego punktu widzenia uzdrowieniach, których Jan Paweł II dokonywał jeszcze za życia. W procesie beatyfikacyjnym będą jednak rozpatrywane tylko przypadki, które miały miejsce po śmierci Sługi Bożego.
Także na mszy żałobnej Jan Paweł II uczynił cud - polityczny. Przybyło 200 delegacji na najwyższym szczeblu, a przywódcy wrogich krajów podawali sobie dłonie. Z liczących się państw zabrakło tylko Chińczyków, nieutrzymujących stosunków z Watykanem
i obrażonych za zaproszenie delegacji Tajwanu. Prezydent George W. Bush przyjechał jeszcze we środę wieczorem w towarzystwie byłych prezydentów: swojego ojca i Billa Clintona. Delegacja udała się do bazyliki prosto z lotniska na krótką modlitwę jeszcze tej samej nocy. Podczas piątkowej mszy pojawienie się Amerykanów powitano jednak gwizdami. Prezydent Izraela Mosze Katzaw, który pochodzi z Iranu, ujawnił później, że zamienił parę słów w języku parsi z prezydentem tamtejszej Republiki Islamskiej Chatamim. Ten jednak wiadomość prawie natychmiast zdementował. W oficjalnej ideologii Iranu Izrael nadal pozostaje „małym szatanem". Trwalsze okazało się pojednanie byłego prezydenta RP Lecha Wałęsy z jego następcą. Nie tylko podali sobie ręce na znak pokoju, ale zjedli razem obiad. Delegacje oficjalne opuściły plac św. Piotra w pośpiechu z powodu alarmu, który wywołał naruszający zakaz lotów nad Rzymem mały odrzutowiec, wysłany po delegację macedońską.
Jana Pawła II złożono w skromnej mogile w podziemiach Bazyliki Świętego Piotra, tak zwanych Grotach Watykańskich, opodal grobu św. Piotra, w niszy, gdzie wcześniej znajdowała się mogiła Jana XXIII. Trumnę, prostą skrzynię, opasano czerwonymi wstęgami z pieczęciami Kamery Apostolskiej, Prefektury Domu Papieskiego, Urzędu Obrzędów Liturgicznych i samego Papieża, po czym umieszczono w innej podwójnej - cynkowej od wewnątrz i z drewna orzechowego z zewnątrz. Włożono tam życiorys Jana Pawła II i medale wybite w czasie jego pontyfikatu oraz garść ziemi z ojczystych Wadowic. Zgodnie z wolą zmarłego pochowano go w ziemi, tj. poniżej poziomu posadzki, bez sarkofagu. Znalazła się tam tylko płyta z białego marmuru z wypisanym imieniem papieskim.
W pierwszych dniach po śmierci Jana Pawła II media ekscytowały się kwestią testamentu Papieża. Początkowo rzecznik Watykanu Joaąuin Navarro-Valls w ogóle zaprzeczał, że taki dokument istnieje. Potem opóźnienia wyjaśniano koniecznością przygotowania wiernego tłumaczenia, bowiem testament był spisany po polsku. Najpierw zaprezentowano go kardynałom, obradującym na tak zwanych zgromadzeniach ogólnych przed konklawe. Na dzień przed pogrzebem, w atmosferze pewnej sensacji testament udostępniono dziennikarzom. Prawdopodobnie powodem zwłoki były niejasne i zmieniające się postanowienia odnośnie osób
upoważnionych do decydowania o miejscu pochówku Papieża. Ostatecznie pozostawiały one decyzję Kolegium Kardynalskiemu. Niewykluczone jednak, że chciano uniknąć dyskusji na temat pochowania Jana Pawła II w Polsce.
Dla biografa Karola Wojtyły testament1 jest świadectwem bardzo interesującym nie tylko z tego powodu. Pozwala on poznać przynajmniej okruchy jego prywatnych myśli i odczuć. Jan Paweł II zaczął go spisywać niedługo po wyborze, podczas wielkopostnych rekolekcji w marcu 1979 roku. Stały się one okazją do myśli o śmierci. Bezpośrednim impulsem. Prawdopodobnie przyczyną ich były jeszcze dodatkowe czynniki. Poprzedni papież Jan Paweł I umarł nagle, zaledwie po 33 dniach pontyfikatu. Okoliczności jego śmierci były niejasne, chociaż nie potwierdziły się pogłoski, że jej powodem było morderstwo. Karol Wojtyła zdawał sobie sprawę, że jego elekcja została przyjęta wrogo przez władze Związku Radzieckiego. Wiedział również, do czego mogą być zdolne komunistyczne tajne służby. Już niedługo fakty miały potwierdzić jego przeczucia.
„«Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy pan wasz przybędzie» (por. Mt 24,42) - te słowa przypominają mi ostateczne wezwanie, które nastąpi wówczas, kiedy Pan zechce. Pragnę za nim podążyć i pragnę, aby wszystko, co składa się na moje ziemskie życie, przygotowało mnie do tej chwili. Nie wiem, kiedy ona nastąpi, ale jak wszystko, również i tę chwilę oddaję w ręce Matki mojego Mistrza: Totus Tuus" - Papież zacytował tu wybrane kilka miesięcy wcześniej motto swojego pontyfikatu. Znalazł je w mistycznym Traktacie o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny św. Ludwika Marii Grignion de Montfort, który poznał we wczesnej młodości, kiedy pracował jako robotnik w Krakowie.
W tym pierwszym zapisie testamentu, datowanym na 6 marca 1979 roku, do którego Papież dołączał później różne uzupełnienia, pojawia się dopisek: „Co do pogrzebu, powtarzam te same dyspozycje, które wydał Ojciec Święty Paweł VI (dodatek na marginesie: Grób w ziemi, bez sarkofagu. 13 III 1992). O miejscu niech zadecyduje Kolegium Kardynalskie i Rodacy". Trzy lata później, 5 marca 1982 roku, Papież wyjaśniał: „PS. W związku z ostatnim zdaniem testamentu z 6 III 1979 (O miejscu m.in. pogrzebu) «niech zadecyduje Kolegium Kardynalskie i Rodacy» - wyjaśniam, że mam na myśli
tego, co wówczas usłyszałem. Wypowiedział je Człowiek, który przeszedł do historii jako Prymas Tysiąclecia2 (Wielki Prymas. Byłem świadkiem Jego posłannictwa, Jego heroicznego zawierzenia, Jego zmagań i Jego zwycięstwa). (...) W ten sposób zostałem poniekąd przygotowany do zadania, które w dniu 16 października 1978 r. stanęło przede mną. (...) W miarę, jak Rok Jubileuszowy 2000 posuwa się naprzód, z dnia na dzień i z miesiąca na miesiąc, zamyka się za nami dwudziesty wiek, a otwiera wiek dwudziesty pierwszy. Z wyroków Opatrzności przyszło mi żyć w tym trudnym stuleciu, które odchodzi do przeszłości, a w roku, w który wiek mojego życia dosięga osiemdziesięciu («octogesima adveniens»), należy pytać, czy nie czas powtórzyć za biblijnym Symeonem «Nunc dimittis»?". Ten fragment testamentu interpretowano jako ślad prywatnych rozważań Papieża, czy z powodu postępującej choroby Parkinsona, utrudniającej mu poruszanie się i mowę, nie powinien ustąpić. W prasie, zwłaszcza włoskiej, pogłoski na temat dymisji Papieża pojawiły się już w końcu lat dziewięćdziesiątych. Zastanawiano się, czy coraz bardziej zniedołężniały Papież będzie w stanie podołać trudom Wielkiego Jubileuszu. Fakt, że Jan Paweł II w heroiczny sposób podjął to wyzwanie, w samym roku 2000 przytłumił te dyskusje. Odżyły one znowu później, kiedy jego stan zaczął się wyraźnie pogarszać. Wielu dziennikarzy, zajmujących się sprawami watykańskimi, wzmiankę na ten temat w testamencie potraktowało jako potwierdzenie ich teorii o przygotowywanej dymisji.
Wydaje się ona jednak bardzo powierzchowna. Rekolekcje wielkopostne roku 2000 w Watykanie odbywały się od 12 do 18 marca, niejako rozpięte między dwoma niezwykle ważnymi wydarzeniami Wielkiego Jubileuszu. W niedzielę 12 marca celebrowano Dzień Przebaczenia, kiedy Kościół katolicki po raz pierwszy w historii wyznał winy popełnione przez jego synów. Z kolei już 20 marca Jan Paweł II wyruszył w pielgrzymkę do Ziemi Świętej, do miejsc związanych z historią Zbawienia. Psychologicznie mało prawdopodobne wydaje się, aby właśnie w takich chwilach myślał o ustąpieniu.
Cóż zatem oznaczały słowa „Nunc dimittis"? Stanowią one fragment większego cytatu z Ewangelii św. Łukasza. Wypowiada je starzec Symeon podczas przedstawienia Dzieciątka Jezus w świątyni.
Duch Święty objawił mu wcześniej, że nie umrze, zanim nie ujrzy Mesjasza Pańskiego. Zobaczył go właśnie w osobie Jezusa. Modli się wtedy następującymi słowy:
„Teraz, o Władco, pozwól odejść (łac. - nunc dimittis) słudze Twemu
w pokoju, według Twojego słowa.
Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś przygotował wobec wszystkich narodów:
światło na oświecenie pogan
i chwałę ludu Twego, Izraela" (Łk 2, 29-32).
Cały przebieg Wielkiego Jubileuszu wskazuje, że Jan Paweł II uważał go za kulminację swojego pontyfikatu. Taki był kontekst ostatnich dopisków do testamentu sprzed 21 lat. Nunc dimittis to nie zapowiedź dymisji, ale modlitwa starego człowieka o śmierć, gdy już jego oczy ujrzały chwałę Pana. Na spełnienie tej prośby Karol Wojtyła miał jeszcze czekać ponad pięć lat. Przed nim było jeszcze dokończenie Wielkiego Jubileuszu z pielgrzymką do Ziemi Świętej i wspaniałymi Dniami Młodzieży w Rzymie w sierpniu, jeszcze kilka innych podróży, a także rozpaczliwa próba zapobieżenia konfliktowi na Środkowym Wschodzie. Z odleglejszej perspektywy widać jednak, że była to już droga ze szczytu ku cienistej dolinie odpoczynku.
Podobno w chwili śmierci często ogląda się w skrócie całe życie, spotyka najbliższych oczekujących po tamtej stronie. Takie też wrażenie sprawiają zapisy testamentowe z marca roku 2000. Ich autor powraca myślą do lat spędzonych w Krakowie na stolicy biskupiej i w Rzymie na Stolicy Piętrowej in medio Ecdesiae (pośród Kościoła). Wyraża wdzięczność Duchowi Świętemu za dar Soboru, dziękuje współpracownikom duchownym i świeckim. Na koniec cofa się jeszcze bardziej w czasie:
„W miarę, jak zbliża się kres mego ziemskiego życia, wracam pamięcią do jego początku, do moich Rodziców, Brata i Siostry (której nie znałem, bo zmarła przed moim narodzeniem), do wadowickiej parafii, gdzie zostałem ochrzczony, do tego miasta mojej młodości, do rówieśników, koleżanek i kolegów ze szkoły podstawowej, z gimnazjum, z uniwersytetu, do czasów okupacji, gdy pracowałem jako robotnik, a potem do parafii w Niegowici, i krakowskiej św. Floriana, do duszpasterstwa akademickiego, do środowiska (...)
26
do wielu środowisk (...) w Krakowie, w Rzymie (...) do osób, które Pan mi szczególnie powierzył - wszystkim pragnę powiedzieć jedno: «Bóg Wam zapłać!»
In manus Tuas, Domine, commendo spiritum meum".
W twoje ręce, Panie, oddaję Ducha mego - wolno nam chyba wyobrażać sobie, że tak brzmiała ostatnia ziemska myśl Karola Wojtyły, Jana Pawła II.
2. BIEL
Biel. Osoby, które miały szczęście być w papieskim apartamencie w ciągu ostatniej doby życia Jana Pawła II, przede wszystkim ją zapamiętały. Białe ściany, biała pościel, białe fartuchy. I kredowo blada twarz Ojca Świętego.
Jan Paweł II zmarł w sobotę 2 kwietnia 2005 roku o godzinie 21.37 w swoim apartamencie w Pałacu Apostolskim w Watykanie. Kilkanaście minut później wiedział już o tym cały świat. Zadbali
o to korespondenci agencji prasowych zawiadomieni w niezwykły sposób - SMS-ami i e-mailami. Na placu św. Piotra wierni - a były ich dziesiątki tysięcy - żegnali go każdy na swój sposób. Milczeniem. Płaczem. Oklaskami. Modlitwą.
Wielkie zgromadzenie pod oknami papieskiego apartamentu zaczęło się tworzyć już w czwartek wieczorem, kiedy z Pałacu Apostolskiego zaczęły przenikać pierwsze wiadomości o nowym kryzysie. W nocy potwierdził je rzecznik Watykanu. Do choroby Parkinsona, częściowego paraliżu górnych dróg oddechowych
i przełyku, dołączyło się zapalenie układu moczowego, powodujące wysoką gorączkę. Wezwany natychmiast profesor Renato Buzzo-netti nakazał podanie antybiotyku. 81-letni specjalista w dziedzinie gastroenterologii oraz hematologii nosił tytuł archiatry, to znaczy osobistego lekarza papieskiego. Pełnił tę funkcję także pod koniec pontyfikatu Pawła VI oraz krótkiego panowania Jana Pawła I. 6 sierpnia 1978 roku profesor Buzzonetti był przy łóżku konającego papieża Montiniego. To wspomnienie szczególnie zaniepokoiło starego lekarza. Paweł VI umarł bowiem właśnie z powodu zapalenia dróg moczowych.
Teraz Renato Buzzonetti miał dwóch asystentów - pomagali mu doktorzy Alessandro Barelli i Ciro D'Allo, a także dwaj pielęgniarze. Główny ciężar opieki spoczywał jednak na barkach przełożonej małej wspólnoty służebnic Serca Jezusowego, które prowadziły papieskie gospodarstwo. Siostra Tobiana Sobótka ma wykształcenie pielęgniarskie i z tego powodu często towarzyszyła Janowi Pawłowi II w jego podróżach.
W piątek po południu i w sobotę rano Papież jeszcze rozpoznawał różne osoby. Reagował na zadawane mu pytania. Jednak powoli tracił świadomość. Arcybiskup Stanisław Dziwisz dzwonił do wybranych hierarchów Kościoła, prosząc, aby przyszli pożegnać się z Ojcem Świętym. Gubernator państwa watykańskiego, amerykański kardynał polskiego pochodzenia Edmund Szoka opowiadał później, że ukląkł przy łóżku chorego i zaczął się modlić. Po polsku. Jan Paweł II dał oczyma znak, że go wita. Kiedy kardynał zrobił nad nim znak krzyża, próbował powtórzyć błogosławieństwo.
- Uderzyło mnie piękno jego spojrzenia. W oczach miał uśmiech. Nie było w nich żadnej oznaki cierpienia, chociaż papież z trudem oddychał - opowiadał włoski kardynał Mario Francesco Pompedda.
Do końca reagował na ojczysty język. Gdy arcybiskup Dziwisz po włosku zapowiedział przybycie kardynałów Achille Silvestri-niego i Jean-Louisa Taurana, Papież sprawiał wrażenie półprzytomnego. Dopiero kiedy usłyszał to samo po polsku, otworzył oczy, jakby chciał powiedzieć, że ich poznaje. Na pewno rozpoznał księdza Tadeusza Stycznia, swojego ucznia, przyjaciela i następcę na Katedrze Etyki Katolickie