11750

Szczegóły
Tytuł 11750
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

11750 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 11750 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 11750 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

11750 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

biblioteka myśli współczesnej Franciszek świadomość potoczna a teorie XX wieku PAŃSTWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY Okładkę i kartę tytułową projektował MACIEJ BANIEC OD AUTORA I I ¦ L I O T E t A Biblioteka WDiNP UW 1098022183 Wojny nękały świat od początku naszej cywilizacji. Przez długie wieki nawarstwiało się przekonanie, iż towarzyszą one nieodmiennie i nieuchronnie dziejom ludzkości lub — co więcej — działają jako siła napędowa historii. Jeszcze za czasów mojej szkolnej młodości — nie tak znowu, dawno temu — podręczniki historii składały się głównie z opisów kolejnych wojen. Ale i dziś nie opuszcza nas świadomość, że są nadal groźne i że któraś z nich może zniszczyć naszą planetę. Wiemy dobrze, że są jeszcze na świecie ugrupowania prowojenne, zdolne podjąć ryzyko wojny z użyciem broni termonuklearnych, bakteriologicznych i chemicznych. Pokój wydaje się niekiedy tylko zaprzeczeniem wojny. Nie jest to zapewne wiele, lecz i ten minimalizm w ocenie przyszłości ma swój walor polityczny i moralny, jeśli stąd wywodzi się idea pokojowego współżycia tudzież inspiracje, by zgodnie z regułami nauki zająć się problemem pokoju t wojny_ Konflikty zbrojne od niepamiętnych czasów angażowały wyobraźnie, i budziły szczególne namiętności. Żadne zjawisko historyczne nie potrafiło tak silnie łączyć i tak bardzo dzielić ludzi. Nic dziwnego, że na temat wojny zapisano całe biblioteki, choć tylko skromna zapewne część tego dorobku może aspirować do rangi twórczości nazywanej nauką. Dopiero od niedawna — co stało się głównie za sprawą marksistowskiej teorii społeczeństwa — wykształcił się ścisły związek mię- dzy obserwacją i analizą starć zbrojnych a nauką 0 polityce, jakkolwiek znacznie wcześniej dostrzegano oczywiste zależności i zdawano sobie sprawę, że „sztuka polityki'" graniczy o krok lub wręcz styka się z konfliktem. Marksizm wyjaśni! jednak głębokie źródła 1 prawdziwy sens wojen w historii. Wiedza dokonała w ten sposób milowego kroku naprzód. Nasza nauka o polityce nie działa przecież w izolacji ani w ideologicznej próżni. Obok nas i przeciw nam organizują się badania i toczą dyskusje. Część z nich ginie szybko w niepamięci. Są jednak i takie, których trwałość i popularność powinny przynajmniej zastanawiać. W tej książce znajdzie czytelnik kilkanaście przykładów, wybranych — przyznaję — wedle subiektywnej oceny autora. Przykłady odnoszą się do systemów myślowych, które zwykło się nazywać doktrynami politycznymi Jest to pojęcie nader szerokie i — jak to zwykle bywa — nie dość ostre. Na pewno jednak zmieszczą się w nim i elementy filozofii, i propozycje teoretyczne, a także metody i techniki badawcze. Metody i techniki udoskonaliły się wydatnie w XX wieku, wiedza bowiem o gatunku i społeczeństwie Judzkim idzie szybko naprzód. Lecz nie są to jedyne kryteria ważności danej doktryny i nie wedle nich dokonany został wybór. Chciałem raczej wskazać na kie--runki i „szkoły", a z konieczności zrobiłem to ogólnie i fragmentarycznie. Temat nie jest ani wdzięczny, ani łatwy, nie śmiaf-bym przeto nazwać tej książki popularną. Nie zawsze można dość przystępnie wyłożyć cudze pomysły, doprowadzone nieraz do wysokiego szczebla abstrakcji. Dlatego m. in. wydało mi się pożyteczne korzystać dość często z przypisów. Aby nie nużyć i nie rozpraszać czytelnika odsyłacze źródłowe zamieszczone zostały poza tekstem. Książka moja jest owocem długich studiów. Jeszcze W trakcie jej pisania korzystałem z porad i konsultacji wielu kolegów, przedstawicieli różnych dyscyplin — humanistycznych i ścisłych. Dziękując za uwagę i życzliwość, chcę na koniec wyrazić opinię, iż uprawianie nowoczesnej nauki o polityce nie jest możliwe bez kompleksowego pojmowania wiedzy i bez poruszania tematyki pozornie od polityki odległej. Franciszek Ryszka Warszawa, w maju 1974 I. DEFINICJE I OCENY DZIEDZICTWO NIEDAWNEJ PRZESZŁOŚCI Ilekroć w dyskusjach publicznych czy w zaciszu domowego ogniska, w publicystyce, w literaturze czy w szerokim rozlewisku kultury masowej zjawi się temat wojenny, można z dużym stopniem prawdopodobieństwa przewidzieć, że dotyczyć on będzie losów Polaków w czasie ostatniej wojny światowej. Mówimy „ostatniej" w podwójnym znaczeniu. i mamy realne podstawy uważać ją za ostatnią — myśląc o naszej historii. Zapominamy jednak, że od daty kapitulacji Trzeciej Rzeszy i zakończenia, działań w europejskim teatrze wojny można już naliczyć na świecie blisko setkę konfliktów zbrojnych. * Nie przerodziły się one na szczęście w konflikt światowy, choć parę razy groźba takiego starcia wisiała w powietrzu. Lecz passa zbiorowego zabijania się ludzi trwa nieprzerwanie, ze zmienną wprawdzie intensywnością i przybierając nowe, nie znane dotąd czy nie mieszczące się w klasycznych definicjach formy. Niestety wojna w najprostszym znaczeniu nie stała się jeszcze reliktem przeszlo- • Czytelnik zechce wybaczyć zdumiewający brak precyzji w tym określeniu, tym bardziej uderzający, że dotyczy wszak najświeższe) przeszłości. Proszę Jednak o cierpliwość. W dalszej części książki — kiedy przyjdzie do szczegółowych zestawień — okaże się, iż określenie byto usprawiedliwione wobec niejasności definicji współczesnej wojny. Jest to novum naszef epoki i ono samo skłania m. in. do napisania te] książki. ści. Silniejsze niż kiedykolwiek dotąd opinie potępiające, autorytet powołanych przez społeczność międzynarodową instytucji dla zabezpieczenia pokoju (zmienny zresztą w historii) i konkretne normy prawne — nade wszystko jednak nowy układ stosunków politycznych na kuli ziemskiej, W którym imperializm musi ustępować siłom pokoju i postępu lub przynajmniej liczyć się z nimi — wszystkie te zjawiska ze sfery moralnej, politycznej i prawnej nie potrafiły do tej pory zagrodzić drogi wojnie i nie zawsze udawało się zdusić w zarodku działania militarne. Skoro jednak mówimy o zbiorowym zabijaniu się ludzi, uznając to za kryterium konieczne do definicji wojny, możemy niekiedy tracić z oczu właściwy sens i cel, dla którego ludzie zabijają się nawzajem. Być przeciw wojnie — to oczywiste. Wszelako nie zwalnia to nas z obowiązku zastanowienia się nad jej genezą i nad takim sposobem rozstrzygania konfliktów, gdziekolwiek pojawiłyby się na świecie. Nie wystarczy zatem roztrząsanie dziejów „ostatniej" wojny, Po prawdzie żadna z wojen mijającego trzydziestolecia — nazwijmy je prowizorycznie lokalnymi — nie da się porównać z ostatnią wojną światową. Była ona bowiem najkrwawsza w dziejach świata. Godzimy się niemal automatycznie z takim określeniem, pomni naszych własnych strat, cierpień i zniszczeń, które tak mocno odciskają się w świadomości i wyobraźni nie tylko tych, co przebyli, ale i pokolenia nie dotkniętego bezpośrednio przez wojnę. Szacunkowe obliczenia globalnych strat ludzkich W naszym kraju podczas tej wojny (które można wprawdzie kwestionować w jedną lub drugą stronę*) wskazują, że mieliśmy przeszło 6 milionów zabitych — w tej liczbie nie więcej niż 10% poleg- * Tym razem wypadnie nam jednoznacznie skonstatować, te dokładne obliczenie strat jest po prostu niemożliwe. Statystyki 10 łych na frontach. Na każde 1000 osób — obywateli naszego kraju — zginęło przeszło 200, czyli jedna piąta całości. Są to straty przeszło dwa razy wyższe niż w Jugosławii i trzy razy wyższe niż w Grecji, to jest w krajach, gdzie reżim okupacyjny był szczególnie srogi i gdzie zbrojny ruch oporu byt szczególnie okrutny. Wymieniona liczba odnosi się do strat bezpośrednich, czyli do zmarłych w toku działań wojennych i do ofiar hitlerowskiego ludobójstwa. Nie da się. ustalić, jak głęboko wojna wżarła się w substancję biologiczną narodu, ilu zatem ludzi zabrała i nadal zabiera przedwcześnie z życia. Wyrównaliśmy niezwykle szybko nasz bilans demograficzny*, ale nie da się wskrzesić umarłych ani przywrócić zdrowia inwalidom i osobom dotkniętym trwałymi schorzeniami. Mimo imponującego dzieła odbudowy, które dziś przesłania już socjalistyczna rozbudowa, mimo podziwu godnego wysiłku w odtwarzaniu zabytków, nie stworzymy na nowo tego, co zostało bezpowrotnie stracone w dziedzinie kultury i sztuki. Wojna i okupacja dotknęły nasz kraj zaledwie w dwadzieścia lat po odzyskaniu niepodległości, gwałtownych śmierci nadawanych przez okupanta brak i nie-sposób jej odtworzyć inaczej niż na drodze szacunkowej. Zasadniczą przeszkodą są również zmiany granic, zmiany kryteriów podmiotowych (narodowość, obywatelstwo, miejsce zamieszkania) i ruchy ludności, trwające przez cały czaa wojny. Szacunkiem wyjściowym jest stan zaludnienia polski w granicach z dnia i ix 1939, szacunkiem sumarycznym — dane uzyskane na podstawie spisu ludności z 1946 roku. Liczba przyjęta powszechnie w historiografii i dokumentach oficjalnych pochodzi z obliczenia Biura Odszkodowań Wojennych i wynosi 6 028 tys. osób, lecz niektórzy demografowie podają obliczenia nieco inne. Bliżej na ten temat w książce Cz. Ma-dajczyfea. Polityka Ul Rzeszy w okupowanej Polsce, 2 t., Warszawa 1970. o szacunku strat wojennych będzie jeszcze mowa w dalszych rozdziałach. " Istnieją różne koncepcje traktowania zdolności regeneracyjnych narodów. Można jednak założyć, że wstrząs wywołany przez wojnę wywołuje trwalsze następstwa demograficzne. 11 musiały zatem szczególnie silnie wstrząsnąć opiniami Polaków. Poczynając od ciosu września 1939 roku, wydarzenia wojenno-okupacyjne wyryły głęboki ślad w umysłach ludzi, którzy przeżyli wojnę. Ci z kolei nie mogą wyswobodzić się z tych przeżyć i przekazują je młodszym ¦— być może w sposób niekiedy przesadny, ale usprawiedliwiony i zrozumiały. Żyjemy niejako w cieniu wojny, trudno się tedy dziwić wspomnianym na wstępie skojarzeniom. Nie można mieć też do nas pretensji, że skłonni jesteśmy przykładać własne miary do spraw historii powszechnej. Przewaga postaw afektywnych wobec przeszłości powoduje, że często w naszej interpretacji historii akcentuje się nadmiernie wątki heroiczne i niartyrologiczne. Rzadziej natomiast zastanawiamy się nad pytaniem, jakie były źródła wojny i skąd biorą się one w zbiorowiskach ludzkich. Nasza własna historia jest pryzmatem, przez który patrzymy na zjawiska uniwersalne. Nie jesteśmy pod tym względem wyjątkiem. Wszelako własne doświadczenia i tradycje nie powinny nam przesłaniać centralnych problemów historii powszechnej. Napisałem przed chwilą, że była to wojna naj-krwawsza, lecz trudno nazwać ją najdłuższą. Wojna trwała niespełna sześć lat, dokładnie pięć lat, jedenaście miesięcy i jeden tydzień, razem 2067 dni, licząc od daty agresji na Polskę do daty kapitulacji Japonii. Historia zna wojnę stuletnią w średniowieczu (XIV—XV w.) * i wojnę trzydziestoletnią w czasach nowożytnych (1618—1648), dwudziestoletni prawie cykl wojen napoleońskich. History-¦cy specjaliści obliczyli, że przeciętna długość wojen • Nazwą tą obejmuje się, jalt wiadomo, odrębne wojny (a nie kampanie), tj. działania zakończone układami wojujących stron: między królem Francji a Jego wasalami i Itrńlem Anglii. Licząc od bitwy pod Crecy (1346) do traktatu w Troyes (1420) wojno trwała krócej. Licząc od pierwszych wystąpień (1337) aż do wyparcia Anglików z Francji (1453) — dłużej. od czasów późnego średniowiecza do okresu po pierwszej wojnie światowej (1450—1930) wynosiła prawie cztery i pół roku. Druga wojna światowa niewiele zatem odbiega od „średniej cywilizacyjnej". Trzeba jednak uściślić kryteria. Przez swój charakter totalny w czasie i przestrzeni, w zakresie zastosowanych reguł i technik niszczenia, biorąc pod uwagę rozmiary zbiorowości ludzkich uczestniczących w wojnie oraz po prostu liczbę ofiar — druga wojna światowa nie daje się porównać z żadną z dotychczasowych. Nawet pierwszą wojnę światową można rozpatrywać jako układ 76 odrębnych („diadycznych", jak to nazywa się we współczesnych teoriach) wojen, mimo nie spotykanego do tej pory skoncentrowania tudzież intensywności działań zbrojnych. Wojna stuletnia, o której wspomnieliśmy, była ciągiem luźno powiązanych ze sobą epizodów czy — mówiąc ściślej — starć francusko-bur gundzko-angielskich, na których tle jaśnieje w ostatniej fazie czy w jednym z ostatnich epizodów tej wojny symboliczna postać Joanny d'Arc. Jeszcze bardziej złożona z poszczególnych „diad" była wojna trzydziestoletnia — wyjątkowo zresztą okrutna i krwawa, by przypomnieć tylko rzeź mieszkańców Magdeburga przez wojska cesarskie (20 maja 1631), gdzie zginąć miało 20 tysięcy osób. Oblicza się, że straty krajów niemieckich podczas tej wojny wyniosły 40% ludności, w Niemczech środkowych zaś (Palatynat, Hesja, Fran-konia) sięgały 80%. Lecz zbiorcza nazwa „wojny trzydziestoletniej" odnosi się właściwie do trzynastu różnych wojen1, „przedzielonych" jeszcze większą liczbą traktatów i toczonych w trzech kolejno następujących po sobie fazach. Inaczej druga wojna światowa o światowym zasięgu terytorialnym. Poza krótkim okresem „dziwnej wojny" (dróle de guerre, phoney war) na froncie zachodnim, kiedy przecież zaczęły się już 12 13 masowe rzezie w Polsce —¦ wojna trwała nieprzerwanie na frontach Europy, Afryki i Azji, na wyspach Pacyfiku, pod kołem podbiegunowym, na lądzie, morzu i w powietrzu. W tej wojnie zacierało się tradycyjne pojęcie „teatru działań wojennych", często bowiem scena tego teatru była równocześnie widownią. Toczyła się ta wojna o charakterze totalnym* na zapleczu frontu: w lasach i gęsto zasiedlonych skupiskach miejskich, wzdłuż torów kolejowych i wokół mostów, urządzeń wojskowych, administracyjnych i gospodarczych wroga. Nazwano ją ruchem oporu lub wojną partyzancką, choć obie te nazwy nie są koniecznie tożsame. Wojna partyzancka — ta nazwa wydaje się właściwsza — będzie odpowiedzią na wojnę totalną. ICzy wojna ta była rzeczywiście najkrwawsza? Radziecki demograf i historyk Borys Cezarewicz Ur-lanis, jeden z wybitniejszych światowych specjalistów w dziedzinie historii ruchów ludności, szacuje straty wojenne {łącznie z ludnością cywilną) na 32 miliony osób, czyli trzy razy więcej niż zginęło podczas pierwszej wojny światowej.2 Każdy dzień wojny kosztował przeszło 10 tysięcy istnień ludzkich. Na frontach europejskich tącznie ze stratami ludności cywilnej ginęło w kulminacyjnym okresie zmagań blisko 20 tysięcy osób dziennie. To tak jakby każdego dnia skreślano ze stanu wojsk jedną dywizję piechoty, a z mapy jedno spore miasteczko. Amerykański uczony Quincy Wright, autor pomnikowego studium na temat wojny (A Study of War, 2 t, 1942—1947), do którego przyjdzie nieraz powracać, podaje wprawdzie, że straty ludzkie podczas wojen wykazują w ciągu stuleci tylko nieznaczną tendencję wzrostową. Są to jednak straty relatywne, wskazujące odsetek ofiar wojny w po- • O problemie wojny totalnej (w Związku z „teorią party-nta" C. Schmitta) mowa będzie bardzie] szczegółowo za w rozdz, ii. równaniu z całą populacją, a nadto, im dalej cofamy się w przeszłość — liczby są coraz mniej pewne. W wieku XX — do czasów drugiej wojny — na każde 100 zgonów wypadają wedle Wrighta3 tylko trzy, które zapisać można na poczet wojen, czyli zaledwie o jeden więcej niż w wieku XVII — stuleciu wojny trzydziestoletniej, wojen polgko--szwedzkich, polsko-rosyjskich, wojny domowej w Anglii itd. — w którym było w sumie 77 wojen „diadycznych", toczących się niemal wyłącznie na obszarach Europy.* By przekonać się, jak zawodne mogą być porównania strat w tak znacznym interwale czasu, wystarczy zwrócić uwagę na postęp cywilizacyjny wyrażający się statystyczną przeciętną ludzkiego życia (szansą przeżycia). W XX stuleciu (znowu do czasów drugiej wojny) była ona przynajmniej dla dziesięciu przodujących krajów europejskich, czyli tych, które można uważać za podmioty wojen siedemnastowiecznych, prawie o jedną trzecią dłuższa niż w wieku XVII. Można zatem przyjąć, że straty wojenne znaczą odpowiednio więcej na skali (piramidzie) demograficznej, jak gdyby śmierć gwałtowna w naszych czasach rysowała się ostrzej w statystyce zgonów. Oczywiście zdania tego nie można uznać za twierdzenie naukowe. Wcześniej niż Quincy Wright inny amerykański uczony — Pitirim Sorokin *, obliczył dyskusyjny i kwestionowany „wskaźnik intensywności wojen" — z kombinacji przeciętnej wielkości armii, długości działań wojennych, szacunkowej liczby ludności i strat wojennych (bez ludności cywilnej). Zgodnie z tym wskaźnikiem intensywność wojen w XX wieku, i to do czasu drugiej wojny światowej {dzieło Sorokina ukazało się w roku 1937), była 25 razy większa niż w wieku XVII. Gdyby dodać do tego • Wright wymienia tylko dwie wojny poza europ ej sicie — toczone przez Anglików w Ameryce przeciw plemionom indiańskim (1637, 1675). 14 15 straty z lat drugiej wojny i wojen lokalnych, od ich zakończenia do chwili obecnej, wskaźnik byłby zapewne jeszcze wyższy, aczkolwiek i teraz musiałby oprzeć się na wyliczeniach szacunkowych. Statystykę strat pierwszej wojny światowej zniekształcają śmiertelne ofiary wyjątkowo ciężkiej epidemii grypy (1918), od której ginęli żołnierze na froncie i na tyłach, a także ludność cywilna. Druga wojna światowa wprowadziła do katalogu strat zorganizowane ludobójstwo, ale i podczas jej trwania wzrastała gwałtownie liczba zachorowań epidemicznych, kończących się nader często wypadkami śmiertelnymi. W czasie niedawnych wojen w Afryce i Azji (Biafra, Bengalia) pojawia się w przerażającym rozmiarze śmierć głodowa (około 2 milionów zgonów w Biafrze). Teoretycy zajmujący się genezą, etiologią i prognozą wojen głowią się nad jej definicją, jak o tym wypadnie się nam niebawem przekonać. Liczba strat cywilnych nie uchodzi na ogół za zmienną kwalifikującą bądź za dejiniens wojny w różnych zachodnioeuropejskich i amerykańskich teoriach operujących metodami kwantytatywnymi. Jednakże dla tych, którzy mają umrzeć, bywa zwykle wszystko jedno, czy umrą od kuli, czy od napalmu, podczas bitwy czy z głodu, w mundurze czy w ubraniu cywilnym. Dla tych ludzi związek przyczynowy nie budzi na ogót wątpliwości i to wydaje się najważniejsze — nie tylko dla moralnej oceny wojen, o czym także dokładniej w dalszym ciągu. Czy druga wojna światowa była najbardziej niszczycielska w sensie strat materialnych? Odpowiedź chyba nasuwa się sama. Kilka lub kilkanaście tygodni wystarczyło, by niemal całkowicie zniszczyć Warszawę, Stalingrad, Wrocław, parę dni albo nawet parę godzin, aby zrujnować Rotterdam, Coventry, Belgrad, Drezno. Kilkadziesiąt sekund — aby obrócić w perzynę Hiroszimę i Nagasaki. ' 16 * Patrząc na to z innej strony — kosztów obciążających społeczeństwo także w czasie, zanim odezwą się działa — okaże się, że koszty zbrojeń rosną gwałtownie, chociaż trudno w odpowiedzialny sposób zestawiać dane wcześniejsze z dwudziestowiecznymi. Natomiast w ciągu naszego stulecia (do 1969 roku) koszta wojen i zbrojeń w czasach pokojowych wzrosły 38 razy — od 4 miliardów dolarów przeciętnie W latach 1901—1914 do około 154 miliardów dolarów w roku 1969, jeśli wierzyć obliczeniom specjalistów.5 Zachodnio niemiecki badacz Fritz Vilmar (Rustung und Abrustung im Spatka-¦pitalismus, 1965) stwierdził, że w czasie pierwszej wojny światowej koszty zbrojeń wynosiły przeciętnie 65 miliardów dolarów rocznie (obliczenie na bazie złotego dolara wg jego wartości w 1913 roku), czyli szesnaście razy więcej niż przed wojną. W czasie drugiej wojny wydawano przeciętnie w ciągu roku jej trwania przeszło jedenaście razy więcej niż w czasie pierwszej wojny, tj. 730 miliardów dola-. rów.6 (Oczywiście nasuwa się w tym miejscu uwaga o przyroście ludności świata mimo wojennych rze-. zi i ujemnych efektów ubocznych wojny dla postępu demograficznego (który może okazać się kata-, strofą). Nie ostaje się ona wszakże przy porównaniu liczb. Od początku stulecia aż do czasów drugiej wojny światowej ludzkość powiększyła się wprawdzie dwukrotnie (z około 1,2 miliardów w roku 1899 do około 2 miliardów w roku 1945), ale koszty wojny wzrosły wielokrotnie więcej — tak, jak to Wykazano przed chwilą. Nasuwa się prosty wniosek, który wyrazić można zdaniem, że niepomiernie wzrastają koszty zabicia człowieka podczas wojny. Ale nie wynika stąd wcale obiegowe, intuicyjne zdanie, jakoby „życie ludzkie stało się droższe". Trzeba raczej powiedzieć, że więcej kosztuje gwałtowna śmierć człowieka — żołnierza i osoby cywilnej. > BIBLIOTEKA' «tt.i Wieloznaczna byłaby też interpretacja nierównomiernego obciążenia tymi kosztami mieszkańców różnych regionów świata, choć obliczenia przeciętnych statystycznych per capita1 mają tylko walor ilustracyjny. Nie wymaga na przykład uzasadnienia, że wielkie mocarstwa z tytułu swojej pozycji międzynarodowej wydają więcej na zbrojenia w liczbach absolutnych, a także że obciążenie pojedynczych obywateli jest w liczbach absolutnych wysokie. Dane amerykańskie Federalnej Agencji do Spraw Kontroli Zbrojeń i Rozbrojenia (US Arms Control and Disarmament Agency) za rok 1967 — nawiasem mówiąc, w okresie szczególnej ekspansji militarnej Stanów Zjednoczonych i eskalacji wojny wietnamskiej8 — wykazują, że statystyczny mieszkaniec Stanów musiał wydać w tym roku na zbrojenia 352 dolary, czyli nieco mniej niż 10 procent przypadającego mu na głowę dochodu narodowego (3875 dolarów). W tym samym czasie mieszkańcy .Ameryki Łacińskiej musieli wydatkować na zbrojenia 10 dolarów, zatem mniej niż jedną czterdziestą przypadającej im cząstki dochodu narodowego (433 dolary). Wnioski, jakie stąd można wysnuć, zależą od tego, czy sprawę rozpatrywać tylko w kategoriach politycznych i ekonomicznych, czy raczej — społecznych i moralnych. Zbrojenia krajów Ameryki Łacińskiej nie znaczą wiele dla perspektyw pokoju światowego, ale obciążenia z tego tytułu nabierają dopiero znaczenia, jeśli na przykład skojarzy się to z finansowaniem reżimów militarnych (junt generalskich), które w wielu z tych krajów są narzędziem bezwzględnego ucisku i — przeważnie — hamulcem wszelkiego postępu. W zestawieniu z wydatkami na oświatę i opiekę zdrowotną (razem 23 ¦dolary, zatem niewiele niż dwa razy więcej) liczba ta wydawać się będzie wysoka, szczególnie jeśli rachunek przeprowadzi się sub specie kryteriów ¦*.#• moralnych, przypominając zacofanie i nędzę w tych: krajach. Jeszcze bardziej przygnębiający obraz dają nam odpowiednie zestawienia dla krajów czarnej Afryki. Na zbrojenia wydano tam (w 1987 roku) wprawdzie trzy razy mniej niż w Ameryce Łacińskiej (3 dolary), ale też dochód narodowy byl blisko cztery razy mniejszy (130 dolarów), relacja zaś kosztów zbrojeń do wydatków na oświatę i potrzeby socjalne była taka sama. Dla moralistów, a raczej pseudomoralistów pod różnymi szerokościami geograficznymi jest to żelazny argument nie tylko przeciw samej idei zbrojeń, ale również przeciw aktualnym efektom procesu dekolonizacyjnego. To prawda, że kosztowny sprzęt zbrojeniowy, kupowany najczęściej za środki otrzymywane w ramach pomocy gospodarczej dla krajów rozwijających się *, służył niejeden raz do> walk bratobójczych. Lecz moralizatorstwo bez odwoływania się do rzeczywistych układów politycznych w każdym kraju nie zaprowadzi nas daleko. Wysokie wydatki zbrojeniowe w krajach Trzeciego Świata z tytułu pomocy gospodarczej krajów industrialnych idą najczęściej w parze z wojenną interwencją państwa udzielającego pomocy. Przekonamy się o tym za chwilę. Nie można jednak nie dostrzegać sytuacji, kiedy obrona młodej niepodległości przed zakusami imperializmu musi preferować określoną strukturę budżetów. Wówczas moralna ocena tego zjawiska będzie zależna od pryncypialnego rozgraniczenia między wojną sprawiedliwą i niesprawiedliwą. O tym pomówimy osobno. Skoro jednak oddali- Stosunek wydatków na zbrojenia do wielkości otrzymanej-pomocy gospodarczej (p«y]e,to] za 100) wyraża sie. następująco: dla krajów Azji Polud. — 105,0 : 100 dla krajów czarnej Afryki — 1K5,T : 100 Oznacza to, że pomoc gospodarcza z nadwyżką zużyta została na zbrojenia (iródło: US Arms Control and Disarmament Agency, 1969). Ift Iiśmy się — w sensie dosłownym, geograficznym — od dziedzictwa drugiej wojny światowej w opiniach Polaków, aby przejść niepostrzeżenie do problematyki krajów odległych i egzotycznych, postarajmy się poszukać związków między historią ostatniej wojny światowej a historią późniejszych konfliktów zbrojnych — od 1945 roku do chwili obecnej. Węgierski uczony Istvan Kencie (Twenty five Years of Local Wars, „Journal of Peace Research". 1971) obliczył, że w latach 1945—1969* toczyło się na świecie 97 wojen, z czego przeszło dwie trzecie (67) to — według autora — wojny rewolucyjne (Jn~ ternal antiregime wars). W większości z tych wojen, w sumie w 52, interweniowały państwa imperiali-styczne, w kolejności udziału interwencyjnego: Stany Zjednoczone (26 interwencji we wszystkich wojnach, tzn. również w domowych, plemiennych i granicznych)**, Wielka Brytania (19), Francja (12) i Portugalia (3). Najwięcej wojen wypadło w Azji (29), na Bliskim i Środkowym Wschodzie*** (25) i w Ameryce Łacińskiej (23), Za Geoffreyem Barra-•cloughem9 wojny te można nazwać nowym wyrazem „buntu przeciwko Zachodowi", który spowodował, że „Zachód" (włączając do tego pojęcia i Stany Zjednoczone A. P.) interweniuje na obszarach dawnego kolonialnego władania i skutkiem tego na tamte obszary przeniosły się ogniska wojny. Sądzę, że właściwsze będzie jednak mówienie o przez wy--ciężaniu sprzeczności imperia lis tycznych w toku procesu dekolonizacyjnego 10 i choć nie jest to zapewne określenie brzmiące przyjemnie dla ucha, ¦ Dla naszych potrzeb zestawienie węgierskiego badacza należy uzupeinić o wojną interwencyjną w Kambodży (1970), wojnę miądzy Pakistanem i Indiami wraz z Bengalią (1971) 1 wojnę miĘdzy Egiptem i Syrią a Izraelem (1973>. ** W oryg.: Internal mars, interna! tribal wars, Jrontier ¦mars — interwencja; forelgn partidpation. •" Autor zalicza do tego regionu Iran, Izrael, Cypr i kraje araoskie Afryki płn. .¦20 pozostańmy na razie przy nim. Po prawdzie to i materia spraw nie jest wcale przyjemna... Ważniejsze jednak od znalezienia na%wy (i tak jesteśmy w fazie twierdzeń hipotetycznych) będzie raczej poszukiwanie związków między dziedzictwem drugiej wojny światowej a cyklem wojen lokalnych w Ameryce, Azji Ł w Afryce — z punktu widzenia wewnętrznych sprzeczności politycznych i zewnętrznych nacisków czy wręcz interwencji imperializmu. Zestawienie Kendego jest bardzo pouczające, ale zarzucić mu można o priori niebłahą ułomność: typologia wyprzedza u niego definicję wojny. Sądzę, że potrzebne będzie wyjaśnienie, jaką treść wkładamy w pojęcie wojny, choć zdaje się ono zupełnie oczywiste, zwłaszcza dla nas —¦ żyjących wciąż w cieniu doświadczeń wojennych. Jednakże sfera językowa, która nas otacza, formowana za sprawą gazet i innych środków przekazu — często bez uzasadnionej potrzeby, a tylko dla popisów retorycznych ¦— raczej mąci jasność pojęciową, niż wyjaśnia istotę współczesnych zjawisk. Język, którym się posługujemy na co dzień, nie zawsze może sobie poradzić z przyrostem informacji. Błądzi on po prostu w coraz bardziej kompleksowej i szybko zmieniającej się sekwencji zdarzeń, określanych zwykle mianem historycznych, to jest takich, kiedy zmiany w obrębie zbiorowości makrostrukt.uralnych (państwa, narodu, klasy, przede wszystkim jednak społeczności międzynarodowej) wpływają bezpośrednio lub pośrednio na indywidualne losy przynależnych do nich jednostek. Inne wątpliwości rodzić się mogą wskutek specjalizacji terminologii. Ewolucja prawa międzynarodowego wprowadziła nowe terminy dla nowych instytucji. Wprowadzone do języka obiegowego, powodują one niekiedy zamieszanie*. Jeszcze jeden ¦ Na pewnej konferencji naukowej przed kilkunastu laty, podczas które] roztrząsano sprawy wojny światowe], m. in. sferze prawne], jeden z mówców wyraził się półżartem, i* 21 powód, by starać się o jednoznaczność stosowanych nazw. . HZUT OKA WSTECZ. OD UTOPII DO NAUKI Dyrektywa metodologiczna, która brzmi: żeby zdefiniować jakieś zjawisko, trzeba je opisać — należy do bardzo popularnych w dyscyplinach społecznych. Opisać to znaczy zazwyczaj odtworzyć jego historię. Historia odtwarzana w trybie operacji intelektualnej jest wszakże konstrukcją skłaniającą z reguły do eksponowania takich wątków, które uważa sie za szczególnie ważne. Częstotliwość czy powtarzalność zjawisk w historii skłania z kolei do porównywania ich ze sobą. Dążenie do ścisłości, coraz silniejsze w naukach społecznych, prowadzi do stosowania możliwie dokładnych pomiarów. W ten sposób badacz dochodzi do definicji operacjonalnych; tak jak ciepło można definiować przez odczytanie temperatury na termometrze, tak i zjawiska społeczne można określać wedle skonstruowanej przez człowieka skali. Statystyka — dyscyplina, która zrodziła się w toku owego dążenia do dokładności — okazuje się tu wielce pomocna i jest od lat źródłem informacji, a zarazem jednym z ulubionych narzędzi nauki o polityce. Naukowe rozpoznanie wojny czy — jak kto woli — nauka o wojnie mieści się równie dobrze w zakresie poznawczym ekonomii politycznej, jak i socjologii, psychologii społecznej, nie mówiąc już o historii. Wojna jest wreszcie od dawien dawna przedmiotem dociekań teoretyków wojskowych, którzy wszakże akcent kładą na samo prowadzenie działań z punktu widzenia ich skuteczności w osiąganiu celu strategicznego. Nazywa się to zwykle ,,sztuką" mówienie o wojnie Jest bezprzedmiotowe, poniewai była Już ona wcześniej zakazana przez prawo międzynarodowe. Stąd już tylko krok do twierdzenia, że „wojny nie było". 22 czy „techniką" wojenną*, nie trzeba zaś chyba dodawać, jak bardzo jest to zajęcie skomplikowane (wymaga kompleksowego stosowania różnych dyscyplin) i trudne. Doceniając wielkie znaczenie tej dziedziny, musimy zastrzec się, że będzie ona dla dalszych naszych rozważań mało pomocna, nas bowiem interesuje polityczny aspekt sprawy, przede wszystkim w zakresie doktryn i teorii politycznych.** W ostatnich latach próbuje się wydzielić niejako nową dyscyplinę: naukę o wojnie, nazwaną „pole-mologią" (z gr. pólemos — wojna). Można postawić zarzut, że jest to nauka szczególnie eklektyczna pod względem metod, ale nie jest to aż tak ważne. Po-lemologia byłaby właściwie jedną z części nauki o polityce (lub jedną z „nauk politycznych"), jeśli zaś będziemy unikać tej nazwy, to nie dlatego, by nam się nie podobała, lecz dlatego, że akcent chcemy położyć na „rozpoznanie gwoli prewencji", a nie godzić się fatalistycznie z obecnością wojny w życiu politycznym narodów. „Polityka jest nauką pokoju" wyraził się kiedyś polski ekonomista epoki liberalnej Fryderyk Skarbek11. Dziś zdanie to wydaje się bardziej aktualne niż kiedykolwiek w przeszłości. Badania, które w różnych szerokościach geograficznych prowadzi się pod szyldem „badań pokojowych" (np. peace research), są mi po prostu z nazwy sympatyczniejsze od „polemologii", choć treść tych badań i stoso- • Współcześnie oba te terminy stosowane są rozdzielnie, Jako że „technika" kojarzy się zdecydowanie z maszynami 1 innymi produktami kultury materialnej. Pierwotnie jednak „technika" (z gr. tecfmć) oznaczało to samo co „sztuka", a więc działanie, które bym zdefiniował Jako przetwarzanie lub odtwarzanie tzw. rzeczywistości, połączone z wysiłkiem umysłowym człowieka. Pojęcie „doktryny" i „teorii" stosuje się często wymiennie, w naszym tekście traktujemy je rozdzielnie, jak to pokazane zostanie w rozdziałach II (doktryny) i III (teorie). Mówiąc o ..doktrynie" akcentujemy moment celowościowy i utylitarny, o ..teorii" — znaczenie sądów ogólnych. 23 wane metody bywają często te same, a też nie zawsze pozwalają nam się identyfikować z nimi w sensie metodologicznym i moralnym. Nie wdając się przeto w zawiłości podziałów systematycznych, umówmy się, że rozważania o wojnie należą do nauki o polityce. Nauka ta coraz częściej sięga do metod kwantytatywnych, i to nie tylko dzięki coraz liczniejszym statystykom tzw. oficjalnym (konstruowanym przez rządy państw i organizacje międzynarodowe), które zresztą mogą być niedoskonałe i skażone błędami. Metody fe wanty ta-tywne prowadzą do definicji operacjo na lny cli i zdają się w ostatnich latach dominować jako twierdzenia „wyjściowe" w doktrynach i teoriach na temat wojny. Nie wdając się przeto w zawiłości podziałów sy-systemy etyczne i moralne, przede wszystkim jednak nauka prawa, wyprzedzają badania polityczne sensu stricto. Co prawda, jak nie bez racji wyraził się kiedyś Carl Joachim Friedrich12, nauka o polityce jest nauką bardzo starą i można dostrzegać jej elementy już w dziele Arystotelesa. Jednakże w zachowanej twórczości Stagiryty — tak jak W późniejszych naukach moralistów, filozofów i prawników — sprawy władzy j panowania, czyli to, co stanowi materię polityki, podlegały raczej ocenie wartościującej (czyli tworzyły konstrukcje normatywne: „jak być powinno") niż analizie, która mogłaby dopiero prowadzić do syntezy, przydatnej do prognozowania lub nawet organizowania zdarzeń z tej dziedziny. Wielu historyków doktryn politycznych zgadza się, że od Machiavellego rozpoczyna się w historii świata era „naukowej polityki", ponieważ w dziele autora Księcia mieścił się zbiór wskazań, opartych na wiedzy o przeszłości i pozbawionych kwalifikacji moralnej. Machiavellego zaliczano zresztą do nurtu „militarystów" w historii doktryn (jak Groc- jusz, Proudhon, Nietzsche), przeciwstawianego „pacyfistom" (jak Emeric Cruce, Erazm z Rotterdamu, Jan Bloch).IS Używam świadomie cudzysłowu. Uznanie wojny za obecną w regulacji stosunków między większymi zbiorowościami ludzkimi nie oznaczało uznania jej za konieczną ani aprobaty dla wojny, tym bardziej zaś — przyznania jej wysokiej pozycji na skali wartości działań ludzkich, choć i takie poglądy nieobce są historii. Uznanie, że strona zaatakowana lub obrażona, a także dochodząca swoich niewątpliwych praw, może słusznie prowadzić wojnę (jus ad bellum) nie było równoznaczne z godzeniem się na prowadzenie jej bez ograniczeń. Pojęcie bellum justum, korespondujące wprawdzie (szczególnie wyraźnie w nauce Grocjusza), ale nie tożsame z jus ad bellum,, rozwinęło się właściwie w czasach nowożytnych, wszelako z konotacją prawną, a nie moralną. Bellum justum stało się derywatem pojęcia: jus publicum Europaeum — prawa uznanego przez cywilizowaną społeczność europejską czasów nowożytnych ¦— pojęcia węższego i bardziej ostrego niż dawne jus gentium *. Konstrukcja jus publicum Europaeum,, którą — jak się okaże — zwykło wiązać się z nauką Grocjusza i Hobbesa, kiełkuje jednak w pismach Nicco-lo Machiavellego, albowiem pod jego piórem interes publiczny przeważy nad interesem prywatnym. Aktorem w procesie polityki staje się wyraźnie państwo uosobione w postaci Księcia. Spotkać się można ze zdaniem, że prekursorem tej idei był nie Machiavelli, ale francuski legista Jean Bodin. Zdanie to wypadnie jednak odrzucić, choćby dlatego, że główne dzieło Bodina, Sześć ksiąg o Rzeczypospolitej (wyd. polskie 1958) ukazało się prawie w pół wieku po ogłoszeniu (zresztą * Zajmiemy się tym bliżej w rozdz. II w związku Z teoria C. Schmitta. 25 pośmiertnie) Machiavellowskiego Księcia (1532) a Z górą pól wieku po traktacie wielkiego Floren-tynczyka na temat sztuki wojennej (Arte delia Guerra, 1521). Bodin był niechętny naukom Ma-chiavellego i uważał wojnę sa „zło konieczne" (Sześć ksiąg, księga V, rozdz. V), rodzi ona bowiem sytuacje sprzyjające tyranii. Bodin byłby więc „pacyfistą". Lecz droga mu idea państwa suwerennego i silnego stwarzała przesłankę do przeniesienia podmiotowości działań z wyższych szczebli drabiny feudalnej na rzecz jednolitego państwa — także w kwestii pokoju i wojny. Inaczej mówiąc, Bodin dopuszczał pośrednio istnienie wojen publicznych, które miały zastąpić wojny prywatne i religijne. Traktat wydany w cztery lata po nocy św. Bartłomieja (23 VIII 1572), czyli „w najciemniejszym okresie wojen religijnych we Francji"1* nie mógł być chyba apoteozą wojny jako takiej.ILecz gdy raz wojna stała się sprawą suwerennego państwa, państwo zaś (na długie stulecia.') uznano za główny, jeśli nie jedyny podmiot działań politycznych, nauka o wojnie wchodzi niejako Z natury rzeczy do rozważań o polityce, by stać się integralną częścią rerwm politicarum*. W wielkich systemach filozoficznych można było * Warto w tym miejscu zwrócić uwagą, źe „polityka" weszła do katalogu dyscyplin uniwersyteckich jako predykat terminu „ekonomia". Ekonomia polityczna znaczyło mniej vńę~ cej tyle co „gospodarstwo publiczne", by cofnąć alg do terminologii a rys totel es owakiej. W klasycznej Szkole liberałów „publiczny" utożsamia! Się Ze ,.społecznym", 3 nie ,,państwowym". Osobliwości czy tradycje przetrwały w niemieckiej nomenklaturze uniwersyteckiej. Doctor rerum politlcarum był tytułem ełoJrtora ekonomii, a nie polityki. Nawiasem mówiąc, uniwersytecka „politologia" została uznana za dyscyplinę uniwersytecką w Europie Zachodniej po drugiej wojnie światowej (w USA na początku XX w.). Wcześniej byiy to fundacje (jak we Francji Jeszcze w latscn siedemdziesiątych), korporacje uczonycn itp. Może to zresztą i dobrze, że sprawami tej rangi co wojna (Jako część naulti o polityce) zajmowali się ludzie spoją oficjalnej nauki uniwersyteckiej... Wrócimy Jeszcze do tej sprawy. 26 wojnę usprawiedliwiać jako „narzędzie historii" (tak u Hegla) lub ją potępiać (tak Immanuel Kant), ale nie ulegało wątpliwości, że „stroną", czyli podmiotem prowadzącym wojnę, jest zawsze państwo. Zważmy, że dzieje się to w czasie, gdy wojny rewolucyjne: amerykańska i francuska, ogłosiły prawo ludów i narodów do zbrojnego przeciwstawienia się tyranom, do zbrojnego wywalczenia wolności i jej obrony przed ingerencją wojenną. O sprawie tej pomówimy osobno, należy bowiem ona raczej do podstawowej typologii wojny. Ważne, że idea rewolucyjna nie zdołała zachwiać przekonania o istnieniu najpierw państwa, a później dopiero roszczenia do realizacji, juris ad bel-lum, czyli inaczej niż współcześnie, kiedy dopuszcza się bez zastrzeżeń konstrukcję, że siła zbrojna (czyli rewolucyjna) „wyprzedza" niejako państwo, co daje się wyraźnie odczytać w annałach historii najnowszej. Najbardziej bodaj realistyczną doktrynę wojny i najbardziej pełną jej definicję zawiera słynne dzieło pruskiego generała-sztabowca Karla von Clausewitza: O wojnie (Vom Kriege, 2 t. wyd. pośmiertnie w pismach zebranych, 1832). Realizm Clausewitza, który tak wysoko cenił Lenin ls (nazwat go „jednym z wielkich pisarzy w dziedzinie historii wojen") wywodził się z doświadczeń historycznych, ściślej — z historii wojen napoleońskich. Można Clausewitzowi zarzucić, że nie zajmował się etiologią i genezą wojny, ale też w jego doktrynie nie ma wątków moralizatorskich i prawnych. Wojna jest po prostu faktem, do którego stosuje się własne reguły, ale który wynika! z działań politycznych. Wojna, porównywana w pierwotnej postaci do pojedynku, jest dla Clausewitza „aktem przemocy, mającym na celu zmuszenie przeciwnika do spełnienia naszej woli" (O wojnie, księga I, 1, podkr. w oryg., F. R.j. 27 Celem/wojny jest zatem narzucenie przemocą swej woli. pV dobie „upaństwowienia" wojen będzie to wola podmiotu abstrakcyjnego, jakim jest państwo. W istocie będzie to rzeczywisty akt woli suwerena, którym mogą być uprawomocnione jednostki ludzkie występujące w roli organów państwa, to znaczy zdolne występować w ich imieniu — obojętnie, czy wskutek wymuszenia (formuła dyktatury), perswazji (formuła kompromisu politycznego), czy wreszcie świadomego delegowania swych uprawnień przez większość (formuła demokracji). Zdolność do prowadzenia wojny kojarzy się co najmniej z pojęciom suwerenności. Kto nie ma tytułu do suwerenności, nie może być podmiotem wojny i uznany będzie za „buntownika", ,,rebelianta", „guerillero^. W XIX stuleciu idea demokracji rozszerzała się sukcesywnie, acz nie bez oporu — najpierw w Europie zachodniej i w Ameryce Pomocnej. Rozwój tej idei, a raczej jej (choćby ograniczone) efekty dawały asumpt do przewartościowania myśli ludzkiej. Jest to epoka wzrostu zainteresowań sejenty-styeznych kosztem religijnych i moralnych, epoka tendencji do eksperymentowania, obserwacji powtarzalnej i uściślenia nauk „historycznych", wedle określenia przyznawanego wszelkiej humanistyce aspirującej do rangi naukowej. XW wielkim systemie historii powszechnej skonstruowanym przez Arnolda Toynbee'ego jest to początek dominacji ,,systemu industrialnego" (w połączeniu z podziałem pracy i stosowaniem nowych technologii) i „demokracji" (reprezentacji parlamentarnych i rządu reprezentacyjnego) wraz z poczuciem, „że jest się częścią szerszego universum", tudzież że „idee są relatywne wobec środowiska społecznego".18 Ostatni człon tego zdania jest tezą nieodpartą, pod warunkiem wszakże, że „relatywi- • BliieJ o tym w rozdz. II 28 zacja idei" wynika ze zrozumienia autentycznych, sytuacji konfliktowych-^ Wiek XIX był istotnie epoką „uświadomionych rewolucji". Nowożytne pojęcie terminu „rewolucja", tak jak zanotował to słownik Littrego — („nagła i gwałtowna zmiana polityki i rządu W państwie", Littre, wyd. nowe 1958) pochodzi z wieku oświecenia i zawdzięczamy je bodaj Monteskiuszo-wi (O duchu praw, księga V, rozdz. I: „Zbliżamy się do czasów kryzysu i do wieku rewolucji..."). Jednakże dopiero w sto lat po Monteskiuszu rewolucja stała się pierwszoplanowym problemem politycznym świata. Liczba gwałtownych a zbrojnych wystąpień przeciwko ustanowionemu (dodajmy: przez Święte Przymierze) porządkowi wzrasta sukcesywnie na zachodzie, na południu i na wschodzie Europy, a także w krajach południowoamerykańskich, przynosząc jednym wolność i ustanawiając państwa narodowe, gdzie indziej zaostrzając ucisk. Kulminacyjny punkt osiąga wrzenie rewolucyjne w końcu lat czterdziestych (Wiosna Ludów), ale już) i wcześniej, a po Wiośnie Ludów tym bardziej, ówczesny świat cywilizowany jest jakby podminowany rewolucją. Jej wrogom mieszały się symbole oraz programy poszczególnych grup i kierunków, tak jak nie zawsze zrozumiałe były interesy społeczne. Widmo czapki frygijskiej i wstręt do „kró-lobójców" — to oczywiście uproszczona wykładnia rewolucji. Przestało być jednak uproszczeriiem. i fantazjowaniem zjawisko nazwane w Manifeście Komunistycznym „widmem komunizmu". "Erę prawdziwie uświadomionych rewolucji — zresztą po obu stronach barykady — otwiera dopiero myśl polityczna twórców socjalizmu naukowego: Marksa i Engelsa. Istotą tej myśli było twierdzenie o konfliktowości świata w jego historycznym rozwoju. Praźródłem wszelkich konfliktów jest — uczyi Marks — walka klasowa. Lecz w dalszych naukach opartych na doświadczeniach historii prze- 29 wiją się ciągle motyw konfliktów zewnętrznych rozstrzyganych za pomocą oręża, czyli po prostu wojen. Problematyka wojskowa w pismach Marksa i Engelsa wydaje się nieprzebrana (zwłaszcza Engels interesował się problematyką „polemologiczną"). lecz szczególnie nowatorskie twierdzenia odnosiły się do genezy wojen. Począwszy od charakterystyki walk chłopskich w Niemczech we wczesnych czasach nowożytnych ¦ aż do współczesnej Marksowi i Engelsowi wojny domowej we Francji — kształtuje się nowa teoria i nowa ocena konfliktów zbrojnych. Naukowe diagnozy oparte na poznaniu przeszłości służyły ustanowieniu praktycznych wniosków dla rewolucyjnego ruchu robotniczego, a równocześnie tworzyły konstrukcję teoretyczną ogólną — jakościowo różną od wiedzy zgromadzonej przez stulecia i przez długie zastępy myślicieli, którzy również próbowali czasem zmieniać czy naprą wiać. świat W okresie poprzedzającym bezpośrednio działalność pisarską Marksa i Engelsa, po doświadczeniach ¦rewolucji mieszczańskiej we Francji, zwłaszcza jej bohaterskiego okresu i autentycznej ludowej levee en masse, lecz wciąż jeszcze w cieniu hekatomby wojen napoleońskich — niemałą szansę czy niema-Ją atrakcyjność musiały mieć doktryny wypowiadające się przeciwko wojnie z próbą poszukiwania rozwiązań, które mogłyby usunąć na zawsze jej źródła. Jednakże doświadczenia rewolucji francuskiej i umasowienia czy po prostu ,,uspołecznienia" wojny nie mogły wszakże przejść bez echa. niejako zastąpione przez utopistyczną wizję pokoju światowego, przypisywaną — zresztą przesadnie — Clau-de Henri de Saint-Simonowi i jego uczniom. Można przyjąć, jak to nader trafnie określa młody badacz zachodnioniemiecki Sven Papcke 17, że szybki postęp kapitalizmu nie tylko potęgował zewnętrzna 30 źródła sprzeczności, ale i powodował umocnienie stanowisk: za i przeciw stosowaniu przemocy. Liczba wyrażanych w tym czasie opinii na tematy podstawowe dla ludzkości — myślę o Europie pierwszej polowy ubiegłego stulecia — była w porównaniu z przeszłością imponująca, co w dużym stopniu przypisać należy rozchodzeniu się drukowanych produktów myśli ludzkiej. Wszelako wśród krzyżujących się poglądów w przedmiocie wojny wyróżnić można z grubsza dwa stanowiska wyjściowe, nie zawsze dające się utożsamić z kwalifikacją moralną lub polityczną*, jakkolwiek dałyby się sprowadzić do Stendhalowskiego schematu czy symbolu zawartego w tytule jego najbardziej znanej powieści; Czerwone i czarne. Jednym z nich jest uznanie państwa za wyłącznego rzecznika i podmiot prowadzenia wszelkich działań w imieniu lub w interesie zbiorowości ludzkich, obojętnie, czy wystąpi to w postaci naiwnie organicystycznej, jak u romantyków niemieckich (państwo u Novalisa jest to makroanthropos), czy w wysoce wysublimowanym wywodzie historycznym, jak u Hegla. Kompromisowe formuły po-rewolucyjne, odpowiadające najwyraźniej systemowi pierwszego cesarstwa we Francji, powierzały arcana rei "publicae tym samym instytucjom co za czasów monarchii absolutnej, tyle że z przemieszczeniem granic podziałów kompetencji — wedle ukształtowanych na nowo sfer interesów. Dwór. dyplomacja i armia pozostały nadal aktorami „wielkiej polityki", nie mylił się zatem Alexis de To-cqueville tak to mniej więcej szacując w Dawnym • Kwalifikacja oczywiście niejednoznaczna. Rozróżnienie odnosi s.ę wszakże do wątków „filozoficznych" - jak np. w pismach romantyków niemieckich, „historycznych", gdzie pisano o konkretnych starciach wojennych, ich źródłach i następstwach. Podz!ał wedle gatunków literackich będzie jednak umowny. Dzieło Burkego o rewolucji francuskie] czy twór-Zl < Cuarlyle'a bl^ie zarówno „filozoficzna" (moralizatorka), jak i „historyczna". ustroju i rewolucji*. Zmiana organizacji monąf chicznej na republikańską nie stanowiia ó zasadniczego przełomu tak w doktrynie, jak i tyce politycznej. Wojna nie stała się w ustrojti ^ publik ańskim sprawy parlamentów, ale pozostajn dalej domeną egzekutywy państwowej. W myśleniu kategoriami wielkiej polityki państwo kojarzyło się z organami „władzy wykonawczej" — i tak też utrzymało się do czasów pierwszej wojny**. Lecz aktywność polityczna mas, począwszy od programu hebertystów, enrang&s i babuwistów —_ radykalnych nurtów rewolucji we Francji — nie mogła nie wpłynąć na dalszy rozwój idei rewolucyjnej. Idea ta nie będzie już ograniczać się do przemieszczeń potencjałów przemocy wewnątrz pań- • Interesujące byłoby może porównać, co pisał nieco wcześniej A darń Mi

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!