11703

Szczegóły
Tytuł 11703
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11703 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11703 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11703 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Sprawa pułkownika Kuklińskiego BOHATER CZY ZDRAJCA Fakty i dokumenty Opracował Maciej Łukasiewicz Wstęp Dariusz Fikus lllllllll 1009025155 Warszawa 1992 Projekt okładki: Renata Obniska-Wolska Opracowanie techniczno-graficzne: Andrzej Karczewski WSTĘP ISBN 83-85611-05-3 WydawniC2a MOST Skład, łamanie. IKAR s.c. Warszaw, Druk: Olsztyńskie Zakłady Graficzne im. Seweryna Pieniężnego 10-417 Olsztyn, ul. Towarowa 2. Zam. 1658/92 Pytanie tytułowe — bohater czy zdrajca? — spłyca właściwie pro- blem, który stanowi sedno tej książki. Poprzez zestaw suchych faktów, dokumentów i wybór publikacji opowiada ona o historii bez preceden- su. W samym sercu Sztabu Generalnego Wojska Polskiego przez wiele lat zakonspirowany był człowiek, który przekazywał służbom specjal- nym Stanów Zjednoczonych supertajne informacje wojskowe, dotyczą- ce sytuacji militarnej Polski i jej ówczesnych sojuszników, przede wszystkim zaś Związku Radzieckiego. Nie był to przy tym normalny szpieg, ale człowiek, który działał z pobudek ideowych, nie dla korzyści materialnych. Był przeciwnikiem systemu komunistycznego i uważał za swój obowiązek — z myślą o wolnej Polsce — informować o przygo- towaniach do wojny; przede wszystkim jednak człowiek ten przekazał szczegółowe informacje o przygotowaniach do wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Wkrótce potem potajemnie opuścił kraj wraz z ro- dziną. Książka opowiada o tych wydarzeniach w porządku chronologicz- nym. W dniach 6-8 listopada 1981 r. płk Ryszard Jerzy Kukliński znika z pola widzenia swoich przyjaciół oraz kolegów i przełożonych z pracy. Pierwsze informacje o ucieczce Kuklińskiego ukazują się w prasie za- chodniej latem 1986 r. Polską odpowiedzią na te przecieki jest wystą- pienie ówczesnego rzecznika rządu, Jerzego Urbana, na spotkaniu z dziennikarzami zagranicznymi 6 czerwca 1986 r. Poznajemy pierwszą wersję sprawy płk. Kuklińskiego. Przedstawio- ny zostaje jako agent amerykański, działający z niskich pobudek, któ- rego ważne informacje Amerykanie utajniają, bo są żywotnie zainte- resowani w zaognianiu sytuacji w Polsce i nie uprzedzają — mimo iż wiedzą, o przygotowaniach do stanu wojennego w Polsce — swoich sojuszników z „Solidarności". Tę wersję, z różnymi modyfikacjami, pod- trzymuje Urban do dziś, a jej zwolennikami są również generałowie S'ę rÓwniez P°Ja agentem Zw'ązku Ra d°n°Sy ' Proba Wojciech Jaruzelski i Czesław establishment. Uważają oni, iż r#tecto * ga s,ę wiele znaczących postaci ż-ycS 'S kl89°' CZego doma nym precedensem. W ostatnich tCdntrh ^'^'^ n'ebezp,ecz vviac materiały sugerujące. ,ż Kuk ' od początku działającym również dzieckiego. Są to, sądząc po ich podważenia wiarygodności KuklińWieao Wersja Kuklińskiego jest diam^tr : - ta rocznice wprowadz^,^^^ w P* nym wywiadzie na łamach paryS S?' W- 6 r°ku' W obs^- wyznania do tematu stanu wojenn™* ' P ' V '• °9rani^ając swoje memu tych przygotowań. Jego teS iest rń ' WłaSnej roli w uJa^ Urbana, że powinien był przede w^zt fkfm ^T? polemicz"y 2 tezą 'acjach NSZZ „Solidarność". Pehie Ć ° SWych rewe w.adowczej Kuklińskiego poznaje We,sera w „The Washington Post' formacje przesyłał Kukliński swoim 60- ' 70. Łącznie przekazał im 35 iys dotyczących Układu Warszawskieg wojennej. Działał ideowo; jak było e Tj działalno^ wy- artykułów Benjamina ' QrUdnia 1992 rJ ln' ' °d przeło™ '* P'anów' óan^ ' strategfi ' taktyki Sąd Warszawskiego Okreau o, postępowania „w stosunku do nieotS ~ "! pr2eProwadzeniu w maju 1984 r. na śmierć. Wyrok zatwierdzeń^ ^ Kuklinsk'ego Na mocy ustawy amnestyjnej z 1 989 r ^ °WCZesny S^ Najwyższy. na 25 lat więzienia. J 9 r kar? smierci zamieniono mu W jego obronie występuje orof >h,« • iż Kukliński dobrze prz^ s& Pol^n^ ^^ ^ Uważa' zydenta Cartera (którego Brzezfński \S'^^^. administracji pre- Bezpieczeństwa Narodowego) dane Q nr° ™ \ ą' Stojac na C2ele Rady radzieckiej w Polsce w grudniu 1980 ^P^^?n!ach do in'erwencj" ^ inwazją sowiecką: w wokół Po,ski i w samej Polsce Wo,nej Europy, dWUkrotnie °ca!ił szawskiego „Sojuz-81", które mogły zmienić się w każdej chwili w in- wazję naszego kraju. Tyle suchych faktów. W tej materii pozostają różnego rodzaju wąt- pliwości i niejasności, których rozwiązanie może przynieść czas, ale nie musi. A więc przede wszystkim fundamentalne pytanie: brał pie- niądze, jak dowodzą Jaruzelski i Kiszczak, a za nimi także inni woj- skowi, czy działał bezinteresownie? Kiedy rozpoczął współpracę z wy- wiadem: już w Wietnamie, jak przekonują źródła wojskowe, czy dopiero po 1968 r, jak twierdzi sam Kukliński? Wróćmy jednak do pytania podstawowego: bohater czy zdrajca? Przesuwa ono płaszczyznę dyskusji ze sfery faktów do sfery oceny moralnej całej sprawy. Rzecz jest o tyle skomplikowana, iż włączyły się w nią czynniki polityczne. Klub Atlantycki, organizacja opanowana całkowicie przez ludzi Jana Olszewskiego i Zdzisława Najdera, zaprosił Kuklińskiego do Polski. Jego ewentualny przyjazd skomplikowałby tylko sprawę. Ciąży przecież na nim prawomocny wyrok 25 lat więzienia. Najpierw trzeba więc załatwić kwestię jego odpowiedzialności prawnej, a potem zapraszać do Polski. Osobiście sądzę, iż najlepszym rozwiązaniem byłaby ustawa, która generalnie uregulowałaby w ogóle problem wyroków w sprawach poli- tycznych. Taki-akt prawny już istnieje, lecz dotyczy on wyroków sprzed 1956 r. Gdyby Sejm przedłużył jego zasięg czasowy, wtedy kwestia Kuklińskiego zapewne sama by się rozwiązała. Również Porozumienie Centrum domaga się rehabilitacji Kuklińskie- go, argumentując, że jego współpraca z Centralną Agencją Wywiadow- czą USA skierowana była przeciw działającym na szkodę Polski pań- stwom i organizacjom i miała na względzie ochronę istotnych interesów narodu polskiego. Ale sądzę, iż łączenie tego z jednoczesnym doma- ganiem się wyroku na Jaruzelskim, nie służy dobrze sprawie. Jest do- raźną grą polityczną i tak też jest na ogół odbierane. Zarówno prezydent RP, Lech Wałęsa, jak i minister Obrony Naro- dowej, Janusz Onyszkiewicz, zajmują w tej sprawie stanowisko mniej radykalne, wymijające. Dostrzegają oni całą złożoność problemu, biorą również pod uwagę reperkusje, jakie wyrok uniewinniający mógłby spo- wodować w szeregach armii, l dlatego wolą dmuchać na zimne. Można rozumieć słuszne intencje partii politycznych, ale równocześ- nie trudno nie dostrzegać politycznego interesu, prób wygrania nie- zwykle skomplikowanej sprawy moralno-prawnej dla własnych korzyści. Sprawa Kuklińskiego ma przede wszystkim wymiar moralny. Z tej o- kazji padały różne nazwiska. Kuklińskiego porównywano ze sprawą Ju- liusza i Ethel Rosenbergów, którzy przekazali Rosjanom plany ame- rykańskiej bomby atomowej, a także z płk. von Stauffenbergiem. Po- równania te są niestety kulawe. Julius von Stauffenberg stał na czele spisku wojskowego, który miał małe szansę powodzenia, ale jakieś szansę miał. Wymierzony on był w reżim hitlerowski. Jak wiadomo zamach na Hitlera, 20 lipca 1944 roku nie powiódł się, a spiskowcy zostali straceni. Ryszard Kukliński nie stał na czele żadnego spisku, był człowiekiem pracującym na rzecz obcego wywiadu. Jeśli już szukać jakiejś analogii, to z najwybitniejszym szpiegiem, którego się udało po- zyskać Amerykanom w ZSRR, czyli z płk. Olegiem Pieńkowskim. Był on wysokiej rangi agentem radzieckiego wywiadu wojskowego — GRU, mężem córki marszałka wojsk rakietowych ZSRR. Aresztowany w cza- sie kryzysu kubańskiego, 22 października 1962 r., został stracony w 1963 r. Przekazał na Zachód nieocenione wprost informacje z dziedzi- ny uzbrojenia, strategii, planów i danych personalnych Armii Radzieckiej, a w szczególności wojsk rakietowych (m. in. dane o rakietach SS-4), a także informacje o instalowaniu rakiet na Kubie. Również on uza- sadniał swoje postępowanie względami ideowymi, a nie zapłatą w do- larach. Gdyby nieco rozszerzyć pytanie — czy Kukliński był zdrajcą czy bohaterem — można by rzecz ująć w kategoriach, które dobrze znamy z naszej historii literatury. Adam Mickiewicz postawił je bowiem w swo- im poemacie „Konrad Wallenrod" i od niego pojęcie to przeszło do ję- zyka potocznego. Wallenrodyzm to określenie na dwulicowość, pole- gającą na pozornym służeniu wrogowi, którego zamierza się zdradzić i zgubić (wg „Słownika języka polskiego"). Byłby więc zatem płk Ry- szard Kukliński współczesnym Wallenrodem? Publicysta w „Życiu Warszawy", Damian Kalbarczyk, napisał trafnie, iż w przypadku Kuklińskiego wallenrodyzm wprowadza do naszego życia politycznego zupełnie nowe, świeże elementy. „Wallenrodyzm Kukliń- skiego rodzi oczywiście podstawowe pytanie, nad którym długo jeszcze toczyć się będą dyskusje moralistów: czy w obliczu totalnego zła, jakim jest komunizm, każde działanie przeciwko niemu skierowane może być usprawiedliwione?" Jest to więc pytanie o brak winy naszego (?) ge- nialnego szpiega. No właśnie, tu tkwi sedno problemu, który najwyraźniej przedstawił w wypowiedzi dla telewizyjnych „Wiadomości", już jesienią tego roku, Zbigniew Brzeziński. Zasugerował on bowiem, że casus Kuklińskiego jest dla Polaków wielkim sprawdzianem, testem, deklaracją przynależ- ności. Innymi słowy — czy Kukliński, przekazując między innymi sek- o rety komunistycznego państwa polskiego amerykańskiemu wywiadowi, przekazywał je nam, czy też darzonemu przez nas sympatią, ale jednak obcemu mocarstwu? Czy my bardziej jesteśmy wspólnota państw i na- rodów, walczących przez lata ze złem komunizmu, czy tez bardzie] wspólnotą żyjącego w naszym kraju społeczeństwa, związanego takzft z historią ostatnich kilkudziesięciu lat? Słowem jest to jeclnu z pyta' o tożsamość, o to, kim i gdzie jesteśmy. Zgadzam się z Kalbarczykiem, Kukliński, podobnie jak jego pier wowzór Mickiewiczowski, jest postacią głęboko tragiczna, wewnętrznie pękniętą. Obciążony został zarzutami, z których trudno będzie mu s1? wywikłać. Albo będzie to po prostu niemożliwe. Niemożliwa jest również krótka odpowiedź na pytanie: czym była Polska przez blisko 50 powojennych lat? Tylko ludzie bez poczucia odpowiedzialności, kierujący się politycznym wyrachowaniem gotowi są wystawiać jednoznaczne opinie i cenzurki. Historycy mają już wątpli- wości. Niewątpliwie Polska była z jednej strony państwem podległym, niesuwerennym, podporządkowanym ZSRR, była także państwem, w którym istniały elementy systemu totalitarnego. „Nie można rozdzie- lać przynależności Polski do imperium sowieckiego od systemu PPL — pisze prof. Krystyna Kersten — i to nie tylko dlatego, że system był narzucony przez ZSRR i utrzymywany dzięki sile ZSRR. PRL jako pań- stwo funkcjonowała w — raz bardziej, raz mniej — ścisłym związKu z systemem imperium. Innymi słowy, Polska była państwem garnizo- nowym — jak powiadał Edward Ochab, protektoratem — jak mówi An- drzej Werblan, marchią — wedle Edgara Morin, czy, sięgając do ter- minu zrodzonego w latach zimnej wojny — państwem satelickim." Inni uczestnicy dyskusji o polskim totalitaryzmie („Mówią wieki" nr 2/92) u- żywają jeszcze innych pojęć: mówią o państwie kolonialnym. Ta mno- gość pojęć świadczy o złożoności materii. Odpowiedź na to pytanie powinna być formułowana w zależności od czasu, którego dotyczy. In- na przecież była Polska za czasów Bieruta i Rokossowskiego, inna za Gierka, i jeszcze inna za Gomułki w 1957 r., kiedy to w jedynych po wojnie nie sfałszowanych wyborach zaakceptowano jej istnienie i sam kardynał Wyszyński wzywał do udziału w głosowaniu. Czym była Polska? Czy była państwem nie w pełni suwerennym, ale jednak państwem? Oto jedno z pytań, ważnych z punktu widzenia postępowania płk. Ryszarda Kuklińskiego. Jeśli była tylko kolonią so- wiecką, jego postępowanie, polegające na pozostawaniu na żołdzie obcego mocarstwa, jest klasycznym wallenrodyzmem, znajdującym peł- ne usprawiedliwienie nie tylko w oczach romantyków, ale i w XX wieku. 9 Lecz jeśli to było jednak państwo polskie, choć z ograniczoną suwe- rennością, to sprawa się komplikuje, l dlatego właśnie sądzę, iż postać Ryszarda Jerzego Kuklińskiego jest postacią tragiczną, uwikłaną w his- torię, w której nie ma i nie będzie łatwych, jednoznacznych odpowiedzi — przynajmniej dla naszego pokolenia. Dariusz Fikus KUKLINSKI PO RAZ PIERWSZY GŁOS ZABIERA URBAN Przez cztery i pół roku od wprowadzenia stanu wojennego w Polsce w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r., sprawa płk. Ryszarda Jerzego Kuklińskiego zakryta była szczelną kurtyną milczenia — zarówno w na- szym kraju, jak w Stanach Zjednoczonych. Po raz pierwszy polska opi- nia publiczna dwiedziała się o całej tej niebywałej historii od ówczesne- go rzecznika rządu, Jerzego Urbana, z zamieszczonych przez prasę re- lacji z jego spotkania z dziennikarzami zagranicznymi w Warszawie, w dniu 6 czerwca 1986 roku. Nie było jednak tak, że to władze PRL — same z siebie — w przy- pływie fali szczerości postanowiły poinformować społeczeństwo o aferze „zdrajcy Kuklińskiego". Uczyniły to dopiero po ujawnieniu istnienia Kuk- lińskiego 4 czerwca przez dziennik „The Washington Post" i po Oś- wiadczeniu Departamentu Stanu USA, niejako wywołane do tablicy. Wypowiedź Urbana z 6 czerwca, której obszerne fragmenty publi- kujemy poniżej, jest właśnie repliką — z całą Urbanową pokrętną re- toryką i słownictwem — na owo Oświadczenie. Sprawa Kuklińskiego będzie jeszcze kilkakrotnie powracać w ciągu następnych miesięcy na osławionych konferencjach prasowych ówczesnego rzecznika rządu. Rzecznik rządu o Oświadczeniu Departamentu Stanu USA 3 czerwca przyjąłem paryskiego korespondenta amerykańskiego dziennika „Washington Post", Michaela Dobbsa, który przyjechał do Warszawy i prosił o rozmowę z rzecznikiem rządu. Pytał m.in. o spra- wy przeszłe, o okoliczności wprowadzenia stanu wojennego w Pol- sce. Wspomniałem, że przygotowywany jest do druku wywiad mi- 19 12 nistra spraw wewnętrznych, generała broni Cz. Kiszczaka, który m. in. opowiada o przyczynach i okolicznościach wprowadzenia stanu wo- jennego. Wspomniałem, że minister omawia też sprawę zdrady by- łego pułkownika polskiego Sztabu Generalnego, Ryszarda Kuklińskie go, która rzuca światło na dwulicowość polityki rządu USA wobec Polski. Pokazałem artykuł zamieszczony 20 grudnia 1982 r. w ame- rykańskim tygodniku „Newsweek" opowiadający o tym, że amery- kańska Centralna Agencja Wywiadowcza miała w Polsce agenta, który ich uprzedzał o zamiarach polskich władz*. Artykuł w „New- sweeku" cytował też wypowiedź byłego sekretarza stanu USA Alek- sandra Haiga, który ogólnikowo potwierdzał istnienie takiego agen- ta. „Newsweek" mijał się jednak z prawdą — powiedziałem — twier- dząc, że Stany Zjednoczone nie mogły uprzedzić swoich politycznych przyjaciół z kierownictwa „Solidarności" o planach położenia kresu w Polsce niebezpiecznym konfrontacjom politycznym i anarchii, gdyż czyniąc to „spaliłyby" swojego agenta. 7 na 8 listopada 1981 roku, czyli na ponad miesiąc przed wprowadzeniem stanu wojennego agent ów, Kukliński właśnie, został wycofany z Polski. Znał on szczegóły planów ewentualnego wprowadzenia stanu wojennego już wtedy opracowywanych na wypadek, gdyby dążenia władz do poro- zumienia okazały się daremne, a kierownictwo „Solidarności", mimo perswazji i ostrzeżeń najwyższych czynników w państwie, nadal na- silało kurs konfrontacyjny. Agent Kukliński wiedział także, że gdyby w wyniku niekorzystnego rozwoju wypadków decyzja o wprowadze- * W artykule, o którym mowa, „Newsweek" nie wymienił oczywiście naz- wiska płk. Kuklińskiego, pisząc tylko ogólnikowo o wieloletnim agencie — pułkowniku, ulokowanym w Sztabie Generalnym WP, który od lat przeka- zywał tak dokładne informacje, że przez długi czas nie bardzo można było je wykorzystywać w obawie przed zdemaskowaniem go. O istnieniu Kuk- lińskiego wiedziało w USA — poza kontaktowymi kanałami wywiadowczy- mi — jedynie nieliczne grono osób, usytuowanych w najwyższej hierarchii władzy Stanów Zjednoczonych. „Przez bardzo długi czas było niewiele spraw dziejących się na najwyższym szczeblu Wojska Polskiego, o których nie wie- działaby CIA" — pisał „Newsweek". Warto też dodać, że już wiele miesięcy wcześniej, w lutym 1982 r., „The Washington Post" poinformował o istnieniu „polskiego generała", który w li- stopadzie 1981 r. uciekł z rodziną do jednego z państw Europy Zachodniej i przekazywał do USA informacje najwyższej rangi. Wiadomość tę powtó- rzyły tylko duńskie „Aktuełt"; nikt więcej nie zwrócił na nią wówczas uwagi (przyp. red.). 13 niu stanu wojennego musiała bve podje za 16 ^Udnia l981 * Z rodzina. Sadzflye wóas - cze wywiadzie gen. Cz Kiszczak ™ * ewakuowany z Polstó dlatejo Te rzld USA na zdemaskowanie i karę, ogŁ szczegótowt wadzenia stanu wojennego u^SlT- został T T^' «° eiltualne° wpro- Z kie~ . Nie ostrzegł swoich soiu/ i ^ • skiego, skazanego przez polski sąd Me-"«WiSri ;ZLTra±W,f • SZP'e* * tatóe "" roz™»e . ™, i WSPOraniecT?jE?sr ?#* •«*«* -w-» Spraw Wewnfitrynwł, vvjwic spraw wewnętrznych „Washington Kuklińskiego i ten poza ward, W misji prezydenta wodowała także Departament Stanu oznajmił cytuję: ,!Wskazuje na radzieckie wojennego". Z artykułu w „Wasb wę ze mną w żadnym wypadku cokolwiek mówił o br" art^kuł ° sPrawie B°b W°°d- do dy- n Post" spo- Stanu Dobbsowi 14 jy ^xnie udźwignęły tę historyczną odpowiedzialność. Twierdzenia p |tamentu Stanu, że rzecznik polskiego rządu mówił lub suge- coś odmiennego, są kłamstwem niegodnym instytucji kierują- f? lityką zagraniczną wielkiego mocarstwa.(...) fcartament Stanu kluczy i mija się z prawdą tłumacząc się, że ^\ywał informacje o możliwości wprowadzenia stanu wojennego H łv z różnych źródeł, ale żadne z nich nie było pewne, nadcho- ,., ^.'"ozbieżne wiadomości. Departament Stanu omija sprawę Kuk- q, . %o, ani nie zaprzecza, ani nie potwierdza, że był taki agent. . , . ^dzam, że ważne przedstawicielstwo amerykańskiego rządu, Jest kierownictwo polityki zagranicznej USA, uprawia drwiny P \(jy} nadal chce wyprowadzać w pole swoje własne społeczeń- .' Agent CIA Ryszard Kukliński, ulokowany w centrum plano- , . operacji, przygotowywanych w Polsce na wypadek najwyższej Sności, posiadał i przekazał szczegółowe plany działań i za- ^ń na wypadek wprowadzenia stanu wojennego.C..) , fiński wiedział, że plany wprowadzenia stanu wojennego bę- J .., ^lone w życie, jeśli wbrew apelom i perswazjom kierownictwo '.' Wości" zagrozi, zwłaszcza zimą, buntowaniem narodu, mno- a ajki, niepokoje i awantury. Wszystkie te i inne złe zdarzenia . *"Hły. Agent Kukliński, siedząc w Ameryce, miarodajnie mógł ,. ^. Voim mocodawcom podpowiedzieć, że z nadejściem zimy rea- , planów, jakie im sprzedał —jest prawdopodobna. Kukliński y P \wał też wiedzą o wchodzącym w grę terminie ogłoszenia sta- p , innego z dokładnością do kilku dni, jeśli rozwój wypadków Ce uczyniłby nieodzowną taką decyzję.(...) Pierwszych dniach listopada przygotowania te weszły w fazę , R ^. Z tymi to planami i harmonogramami uciekł z Polski, mię- zy ^ 8 listopada 1981 r., amerykański agent Kukliński. Oto co , temat pisze minister spraw wewnętrznych gen. Czesław Kisz- wywiadzie, który drukować zamierza „Polityka"(...)*: . " " Wiedzieliśmy też, że wszelkie nasze działania są bardzo pil- ^rwowane przez przeciwnika zewnętrznego. W nocy z 6 na 7 * Tek& ,. „ ^t, o którym cały czas wspomina Urban, istotnie ukazał się w ,Po- 'ednak ^ 24 z 16 ^ 1986 r' pt >>Będę rozmawiał z każdym". Nie był to t ' •ii^PecJalnie przygotowany wywiad dla tego tygodnika, ale rozdział , .M Andrzeja Kępińskiego i Zbigniewa Kilara, która niebawem uka- .f nakładem wydawnictwa „Czytelnik" pt. „Kto jest kim w Polsce — inaczej , t u ^ 239_242 (przyp red} 15 Jub z 7 na 8 listopada 1981 roku wywiad amerykański ewakuował z naszego kraju swego nie zagrożonego, wartościowego agenta, by lego pułkownika, Ryszarda Kuklińskiego wraz z cała rodzina. Z racji zajmowania stanowiska w Sztabie Generalnym WP znał on aktuai- ny stan przygotowań do ewentualnego wprowadzenia stanu wojen- nego. W chwili gdy zorientowaliśmy się, co się stało, podjęta została głęboka analiza rzeczywistych motywów tej nagłej operacji. Analiza doprowadziła do wniosku, że Zachód prowadzi zbrodniczą wręcz grę.'" Pytanie red. A. Kępińskiego: Człowiek, o którym mowa, do- tarł do swej centrali szpiegowskiej? Dotarł i jego mocodawcy w Waszyngtonie mieli od 8 listopada 1981 r. nieograniczone możliwości ostrzeżenia swoich polskich poli- tycznych agentów i współpracowników, a także kierownictwa „Soli- darności" i Kościoła. Jednak nie zrobili tego, zachowali najściślejszą tajemnicę — mówi gen. Kiszczak. Dlaczego? — zapytał red. A. Kępiński. No właśnie, tu tkwi sedno problemu — stwierdza gen. Kiszczak. — W wyniku wycofania tak dobrze uplasowanego agenta CIA liczyła na zdezorganizowanie naszych przygotowań, jednocześnie ukrywano starannie fakt jego ewakuacji, aby nie osłabić pewności siebie i de- terminacji ekstremistów z „Solidarności". Być może ostrzeżenie wpłynęłoby na wzrost otrzeźwienia i ostrożności u zwolenników „os- tatecznej konfrontacji"? Zapewne na pamiętnej naradzie radomskiej KK NSZZ „Solidarność" 3.12.1981 r. nie padłyby z ust kierowniczych działaczy słowa o „targaniu po szczękach", „bój to będzie ich ostatni", „konfrontacja nieunikniona". Może też nie zagroziliby strajkiem ge- neralnym na wniesiony do Sejmu projekt ustawy zakazującej straj- ków na okres 3 zimowych miesięcy. Może tak daleko nie sięgałaby ich pycha i pewność siebie, jeśliby wiedzieli, że władza może zasto- sować środki nadzwyczajne. Do tego właśnie wrogowie Polski nie chcieli dopuścić. Liczyli oni wyraźnie na to, że wprowadzenie stanu wojennego w tej sytuacji się nie powiedzie, że nie zdołamy sprawnie i w pełni sparaliżować kontrrewolucji, że dojdzie do krwawej kon- frontacji. Liczyli więc na swego rodzaju „libanizację" Polski. Marzyła im się też zapewne sojusznicza interwencja państw Układu War- szawskiego ze wszystkimi tego konsekwencjami. Siły imperializmu na Zachodzie były więc zainteresowane „wariantem radykalnym" — rozlewem krwi w Polsce. Równocześnie zachodni mocodawcy, kolej- ny raz zresztą, oszukali i całkowicie zignorowali, zlekceważyli swych polskich zwolenników, traktując ich jako „surowiec historii", narzę- 16 dzie dla realizacji swej globalnej rozgrywki przeciw socjalizmowi. Nie- docenili tym samym ich zaprzedania i bezwzględnego posłuszeństwa. Obrzydzenie bierze, kiedy dziś dowiaduję się, że ludzie ci niczego się nie nauczyli i nadal uważają za zaszczyt „bywać" w niektórych zachód nich ambasadach, przyjmować tanie pochlebstwa i tendencyjnie infor- mować przy tym swoich „gospodarzy" o aktualnej sytuacji w kraju. Dopiero po wprowadzeniu stanu wojennego sekretarz stanu A. Haig dał do zrozumienia, że Waszyngton „uzyskał pewien zasób informacji na temat nadchodzącego kryzysu". Sformułowanie to zaczerpnąłem z artykułu opublikowanego w tygodniku „Newsweek" z 20 grudnia 1982 roku. A więc dopiero ponad rok po wprowadzeniu stanu wo- jennego prasa amerykańska została zainspirowana do ograniczonego ujawnienia szpiegowskiej akcji CIA. W cytowanym artykule pełno jest kłamstw i niedomówień, które mają służyć usprawiedliwieniu się wobec oszukanych i zlekceważonych ekstremistów „Solidarności" i całej reszty „sympatyków" amerykańskiej polityki dywersji. Wzmiankowany artykuł kończy się takim oto spektakularnym wnio- skiem: „Według jednej z legend II wojny światowej Churchiłl posta- nowił nie chronić katedry w Coventry przed nalotem niemieckim, aby nie dopuścić do utraty tajemnicy o złamaniu niemieckiego szyf- ru". Być może „Solidarność" wystąpiła w roli katedry Coventry w zi- mnej wojnie lat osiemdziesiątych. Fałszywy to wniosek! To naród polski miał wystąpić w tej tragicznej roli w imię krucjaty antykomunistycznej i amerykańskiego globalizmu. Znam ten artykuł — stwierdza red. Andrzej Kępiński. — Usiłowano w nim przekonać czytelników, że nie wolno było ujawniać żadnych informacji zdobytych przez agenta, aby go nie zdekonspirować i nie narażać. Stwierdzono też, że w „So- lidarności" było pełno konfidentów. Wysoki funkcjonariusz rządu USA jeszcze raz zakpił sobie z kie- rownictwa byłej „Solidarności" i swojej klienteli w Polsce — odpowiada gen. Kiszczak. — Przypominam, że wspomniany agent wywiadu ame- rykańskiego już 8 listopada 1981 roku był absolutnie bezpieczny wraz ze swoją rodziną przebywając na Zachodzie. Ameryka wcale nie musi ukrywać faktu, że Kukliński był ich agentem, wówczas przecież nic mu nie groziło. Był on u nich w Stanach Zjednoczonych i Amerykanie wiedzieli, że jest on w Polsce całkowicie „spalony" i że polskie władze mają pełną świadomość tego, co się stało.C..) Rzeczpospolita" nr 133 z 9 VI J?8Q, stenogram. f B (j iohater czy /drajca 17 ifil Tzw. echa konferencji Urbana W czasach PRL było w zwyczaju — po każdym ważniejszym wy darzeniu politycznym o reperkusjach międzynarodowych — że PAP przekazywała dziennikom do wykorzystania (z reguły obowiązkowego) tzw. echa prasy zachodniej, związane z tym wydarzeniem. Najczęściej były to wybory wybranych cytatów i wypowiedzi, często sprzeczne z in- tencjami ich autorów, spreparowane w celu osiągnięcia optymalnego efektu propagandowego, korzystnego dla komunistycznych władz. Oto typowa próbka: Agencje informacyjne i prasa bardzo obszernie omówiły przebieg piątkowej konferencji prasowej rzecznika rządu ministra Jerzego Urbana na temat sprawy agenta CIA Kuklińskiego, który przekazał władzom amerykańskim informacje o przygotowaniach do wprowa- dzenia stanu wojennego w Polsce. Wypowiedzi J. Urbana przydaje się rangę ważnego wydarzenia. Agencja AFP napisała, że rząd polski oskarżył w piątek USA o u- dawanie, że nie wiedziały o dyspozycjach w sprawie wprowadzenia stanu wojennego, „ponieważ miały nadzieję, iż jego wprowadzenie doprowadzi do krwawej łaźni". Korespondent Reutera pisał, że strona polska stwierdziła, iż Sta- ny Zjednoczone zdradziły „Solidarność", nie ostrzegając jej przed pla- nami wprowadzenia stanu wojennego w grudniu 1981 roku, mimo że plany tego posunięcia zostały im przekazane przez wysokiej rangi szpiega wojskowego. Rząd polski — stwierdza korespondent Agencji Associated Press — oskarżył USA o zdradzenie „Solidarności" w 1981 roku w celu wywołania rozlewu krwi w Polsce. Stany Zjednoczone zawiodły zau- fanie przywódców „Solidarności", nie informując o „cynku" agenta CIA, że władze polskie planowały stan wojenny. Agencja Associated Press pisze z kolei o sugestiach pewnego ano- nimowego zachodniego dyplomaty w Warszawie, że rząd polski „roz- myślnie nadał" rozgłos sprawie Kuklińskiego, chcąc wprawić Rea- gana w zakłopotanie. „Widzą — powiedział ów dyplomata — że mają dobrą broń, aby uprzykrzyć życie Reaganowi i umożliwić jego prze- ciwnikom zadanie prezydentowi ciosu i podważenie jego wiarygod- ności".(...) 18 Dziennik „Die Welt" w artykule „Urban nas zawstydza", pisząc, iż rzecznik rządu PRL poinformował, że CIA, dzięki szpiegowi Kuk- lińskiemu, wiedziała na kilka tygodni wcześniej o planach wprowa- dzenia stanu wojennego w Polsce, stwierdza, że administracja ame- rykańska mogła poinformować o tym opinię publiczną i przestrzec „Solidarność". W tych warunkach wprowadzenie stanu wojennego byłoby niemożliwe. Amerykanie nie ostrzegli „Solidarności", gdyż ad- ministracja Reagana miała nadzieję, że w Polsce dojdzie do krwa- wego konfliktu. Dowodzi to, że rzekoma miłość Reagana do „Soli- darności" jest nieszczera. „Rzeczpospolita" nr 135 z 11 VI 1986. Z konferencji prasowej rzecznika rządu dla dziennikarzy zagranicznych w dn. 17 VI 1986 Jerzy Urban: — Zacznę od skomentowania kilku komentarzy zachodnich dotyczących sprawy Kuklińskiego, o której mówiłem 2 tygodnie temu, a która jest m.in. przedmiotem wywiadu, jakiego udzielił minister spraw wewnętrznych generał Kiszczak i który był drukowany w ostatniej „Polityce". 11 czerwca gazeta ukazująca się w Ameryce w języku polskim „Nowy Dziennik" pisała, że dla analizy wydarzeń w Polsce od czasu powstania „Solidarności ważne jest potwierdzenie, a ja rzekomo da- łem to potwierdzenie, że, cytuję: „Wśród członków sztabu głównego i rządu PRL zasiadał sowiecki generał, wysoki przedstawiciel armii sowieckiej z decydującym głosem. On to ujawnił, że istnieje przeciek do wywiadu amerykańskiego o przygotowywanym stanie wojny. Źródłem przecieku był pułkownik Kukliński, który sypał szczegóły przygotowań. Jak sam Urban stwierdza — dla przyczyn ideowych — był bowiem wzburzony rolą i postępowaniem Sowieckim wobec Polski. A więc reżim sam potwierdza udział Moskwy w decyzjach o rozgromieniu „Solidarności" — pisze „Nowy Dziennik". Gazeta ta przypisuje mi różne stwierdzenia, których ja nie wypowiadałem ani „Washington Post" nie twierdził, że ja coś takiego mówiłem. Ten sowiecki generał, o którym tu mowa — w innych doniesieniach za- chodnich występuje on w randze pułkownika — to całkowity wy- mysł. Chodzi zaś tutaj o jakiegoś pułkownika, który rzekomo ostrze- 19 gał polskie czynniki o tym, że w Sztabie Generalnym działa jakiś amerykański agent, poprzez którego przedostaję się wiadomości na Zachód. Chcę stwierdzić, że żadnej takiej wiedzy polskie władze nie uzyskiwały ani z zaprzyjaźnionych źródeł zewnętrznych, jak prasa na Zachodzie sugeruje, ani z naszych źródeł. O istnieniu Kuklin- skiego jako agenta, a co za tym idzie i o przeciekaniu różnych waz nych tajemnic z Polski, władze polskie dowiedziały się w momencie stwierdzenia, że Kukliński wraz z rodziną zniknął z Polski, i po zbadaniu tej sprawy. W niczym, co mówiłem, nie było żadnych pot- wierdzeń udziału Moskwy w jakichkolwiek decyzjach, które podej- mowały władze państwa polskiego, bo były to polskie decyzje samo- dzielne i suwerenne. Francuski dziennik „Le Matin" też pisze, że ów zmyślony wysłan- nik Moskwy „ujawnił przed zaskoczonymi zebranymi, że miał miej- sce nie wyjaśniony przeciek i że Waszyngton jest zorientowany w zamachu przygotowywanym przeciwko »Solidarności«. Obecny na tym zebraniu pułkownik Kukliński, jak hipokryta, dołączył swój głos do żądań protestu i głosów oburzenia przeciw tej zdradzie." Jednym słowem, jest tutaj mowa o tym, że Kukliński uciekł z Polski, ponie- waż dowiedział się, że polskie władze już wiedzą, że działa u nas jakiś amerykański agent dobrze poinformowany. Są to wszystko — jak powiadam — zmyślenia. „Głos Ameryki" w rozmowie z niejakim panem Janem Nowa- kiem, byłym dyrektorem RWĘ, nadał stwierdzenia następujące: „Wiadomo, że Kukliński był łącznikiem między Jaruzelskim i jego sztabem a Kulikowem i dowództwem Paktu Warszawskiego". To też wydaje mi się kompletną bzdurą. Istnieje system bezpośrednich kon- taktów na najwyższym szczeblu w ramach Układu Warszawskiego, który obywa się bez pośrednictwa pułkowników. Nie ma i nie było takiej potrzeby. Wszystko to są różne sensacyjne zmyślenia na kan- wie sprawy Kuklińskiego. Najmniej prasa zachodnia docieka zresztą istoty rzeczy, o którą chodzi, czyli zatajenia przez rząd USA zdrady Kuklińskiego i tego, co im przekazał, mnoży się za to różne niepraw- dziwe, oparte o nie wiadomo jakie źródła sensacyjne dezinformacje. „New York Times" z 8 czerwca w korespondencji z Paryża pisze, a cytuję tu panią Florę Lewis: „Waszyngton prawdopodobnie nie był pewien, czy Warszawa zdawała sobie sprawę, że był on szpiegiem, że znajduje się w amerykańskich rękach i że przekazywał informa- cje o zamierzonej operacji." Mogę zapewnić raz jeszcze, idąc śladem tego, co mówił generał Kiszczak w swoim wywiadzie, że Warszawa 20 natychmiast po zniknięciu Kuklińskiego wraz z całą rodziną zdawała sobie sprawę z tego, że on był szpiegiem, że znajduje się w amerykań- skich rękach i że przekazał te informacje, których był posiadaczem. W związku z innymi jeszcze doniesieniami prasy zachodniej chce powiedzieć, że nietrafne są twierdzenia, które się często pojawiają w komentarzach o sprawie Kuklińskiego, iż „Solidarność" prowadzi- ła politykę ugodową, że oto władze szykowały stan wojenny, w mo- mencie kiedy trwała rozmowa trzech, czyli generała Jaruzelskiego, prymasa Glempa i Lecha Wałęsy, która odbyła się 4 listopada. Jed- nym słowem, że władze warszawskie grały jakąś podwójną grę, z jed- nej strony prowadząc negocjacje, z drugiej strony przygotowując stan wojenny. Jak już to wyjaśniałem — czym innym są przygoto- wania na wszelki wypadek, czym innym zaś decyzja o wprowadze- niu stanu wojennego. Jednakże przesłanki do tej decyzji, o czym Kukliński wiedział — zaczęły szybko narastać zaraz po 4 listopada, po tym spotkaniu trzech. Albowiem mówiąc o spotkaniu trzech pra- sa zachodnia pomija fakt zasadniczy, że projekt takiej instytucji sta- łego porozumienia narodowego, który wysunął generał Jaruzelski, został odrzucony przez „Solidarność", a samo uczestnictwo Wałęsy w tym spotkaniu zostało zaraz po jego powrocie do Gdańska zdeza- wuowane przez kierownictwo „Solidarności", które zdecydowanie po- wiedziało, że nie życzy sobie tego rodzaju procedur i spotkań zmie- rzających do porozumienia. Można założyć i należy zakładać, że ten fakt też spowodował od- powiednią refleksję po stronie władz, że próby osiągnięcia porozu- mienia narodowego stają się daremne, bo oto kolejny, idący w kie- runku porozumienia gest władzy został odrzucony. W 3 dni potem zniknął Kukliński, który miał powody, żeby wyciągać z tych zda- rzeń, mianowicie zerwania przez „Solidarność" próby porozumienia, odpowiednie wnioski.(...) Renata Marsch (DPA): — Pan minister nam powiedział na os- tatniej konferencji w sprawie Kuklińskiego, że pułkownik Kukliński był skazany na śmierć nie będąc w kraju. Kiedy to było, kiedy odbył się ten proces i według jakich praw ktoś może być skazany na śmierć w tajemnicy? I jak to jest możliwe? Czy są jeszcze inne wy- padki ludzi, którzy są skazani na śmierć albo na więzienie podczas nieobecności, o których społeczeństwo w ogóle nic nie wie? Jerzy Urban: — Proszę pani, on nie został skazany w tajemnicy, tylko został skazany zaocznie. Informacji o skazaniu istotnie nie przekazano do prasy, ale był to proces o szpiegostwo i tego rodzaju 21 procesy często są procesami niejawnymi w związku z materię roz- prawy. Termin procesu? Nie potrafię w tej chwili pani podać. Ale mogę podać, jak się dowiem.(...)* „Rzeczpospolita" nr 145 z 23 VI 1986, stenogram. * Krótką i ogólnikowe informację na ten temat podał Urban na następnej konferencji prasowej w dn. 24 VI 1986 r. („Rzeczpospolita" nr 151 z 30 VI 1986). Natomiast więcej szczegółów o skazaniu Kuklińskiego w 1984 roku podało „Prawo i Życie" nr 34 z 22 VIII 1992 r.: W marcu 1984 r. prokuratura wojskowa oskarżyła pułkownika Ryszarda Kuklińskiego o dezercję, czyli przestępstwo z art. 303 par. 3 kk oraz z art. 122 kk o zdradę Ojczyzny. Sad Warszawskiego Okręgu Wojskowego zwrócił do uzupełnienia pierwszą wersję aktu oskarżenia, zarzucając prokuraturze wojskowej, że jest on zbyt ogólnikowy, ponieważ „zaoferowane dowody mają charakter uboczny i stanowią co najwyżej poszlaki zarzucanych ww. prze- stępstw (...). Uzasadnienie aktu oskarżenia nie powinno zawierać domnie- mań. Tego rodzaju postępowanie jest sprzeczne z zasadą koncentracji do- wodów i zmuszałoby sąd do ich szukania, zamiast analizy". Akt oskarżenia uzupełniono o dowód w postaci zeznań oficera kontrwy- wiadu wojskowego, który studiował materiały operacyjne wywiadu polskiego w USA oraz meldunki osób, które zetknęły się z Kuklińskim na terenie Stanów Zjednoczonych. Rozprawa rozpoczęła się 4 maja 1984 r., ale została odroczona, jako że sąd nadal usiłował ustalić ponad wszelką wątpliwość, czy rzeczywiście Kuk- liński był wieloletnim agentem CIA. Wreszcie 23 maja 1984 r., wyrokiem sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego, Ryszard Kukliński został skaza- ny za dezercję na 15 lat pozbawienia wolności, a za zdradę ojczyzny na karę śmierci (wyrok łączny — kara śmierci, pozbawienie praw publicznych na zawsze i konfiskata mienia). Sąd stwierdził, że co prawda istnieje uzasadnione podejrzenie, że oskar- żony od dłuższego czasu współpracował ze służbami specjalnymi USA, ale nie zostało to podczas przewodu sądowego udowodnione. Dowiedziony został natomiast fakt dezercji oraz przekazanie wywiadowi USA po opuszczeniu kraju informacji godzących w podstawy bezpieczeństwa i obronności PRL. Uzasadniając najwyższy wymiar kary sąd stwierdził, że nie znalazł w sprawie okoliczności łagodzących. Okolicznościami obciążającymi był na- tomiast fakt zajmowania przez Kuklińskiego szczególnie wysokiego stano- wiska w sztabie generalnym WP i przekazanie obcym służbom specjalnym posiadanych z tego tytułu informacji dotyczących obronności i bezpieczeńs- twa PRL w okresie szczególnie trudnym dla bytu państwa. W roku 1990, postanowieniem sądu WOW działającym na podstawie usta- wy amnestyjnej z 7 grudnia 1989r., Ryszardowi Kuklińskiemu zamieniono karę śmierci na 25 lat pozbawienia wolności. 22 KUKLIŃSKI PO RAZ DRUGI WOJNA Z NARODEM „Wojna z narodem widziana od środka" — pod takim tytułem w kwietniu 1987 roku „Kultura" paryska (nr 4/475) opublikowała „Roz- mowę z byłym płk. dypl. Ryszardem J. Kuklińskim, przeprowadzoną w piątą rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego". Było to pierwsze publiczne zabranie głosu przez płk. Kuklińskiego od jego u- cieczki z Polski 6-8 listopada 1981 roku. Tekst stał się wielkim bestsellerem „drugiego obiegu" w kraju. Nie- mal natychmiast, już w kilkanaście dni po ukazaniu się „Kultury", wydał go warszawski „Most", a następnie jeszcze kilkanaście podziemnych oficyn. Wywiad ten przekazujemy w całości według edycji „Kultury" (niepo- danie nazwiska rozmówcy płk. Kuklińskiego wskazuje, że był to wywiad redakcyjny): Kultura: — Panie Pułkowniku! Zacznijmy od pytania, któ- re wszyscy sobie zadają. Upłynęło już pół roku od czasu, kiedy czynniki rządowe PRL ujawniły rolę, jaką Pan odegrał w cza- sie przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego, inicjując w czerwcu tego roku wybuch prawdziwej bomby prasowej. Dlaczego właśnie teraz i dopiero teraz zabiera Pan głos? Ryszard Jerzy Kukliński: — Rewelacje Jerzego Urbana, a później generała Czesława Kiszczaka były, jak wiadomo, wymierzone prze- ciwko polityce Stanów Zjednoczonych. Nie jestem adwokatem rządu tego kraju i nie do mnie należy obrona czy uzasadnianie jego decyzji. Uważałem, że od tego są rzecznicy administracji amerykańskiej. I to był najważniejszy powód mojej wstrzemięźliwości. Nie bez znaczenia był jednak również fakt, że nie chciałem być tymi przysłowiowymi nożyczkami, które odzywają się, gdy pan Urban w stół uderzy. Nie 24 miałem i nie mam zamiaru polemizować z fałszami j propagando- wymi bzdurami. Zabieram głos w piąta rocznice wprowadzenia stanu wojennego, bo jest to odpowiednia okazja do rozważań nad zakłóconym 13 grud- nia 1981 roku, ale przecież jeszcze nie zamkniętym rozdziałem na- szej najnowszej historii. Nie roszczę sobie pretensji do objawienia całej prawdy niezwykle złożonego okresu od sierpnia roku 1980 do grudnia roku następnego. Czuję się jednak w obowiązku przedsta- wić społeczeństwu te wydarzenia, których byłem bezpośrednim ucze- stnikiem lub świadkiem. Społeczeństwo samo może sobie wyciągnąć wnioski. — To, co Pan powiedział, odnosi się do ostatniego okresu. Społeczeństwo chciałoby jednak z pewnością znać również po- wody, dlaczego tuż po wydostaniu się z Polski nie ostrzegł Pan, że lada dzień wprowadzony będzie stan wojenny, że na- stąpi policyjno-wojskowe uderzenie w „Solidarność", że nastą- pią masowe internowania itd.? Był Pan przecież jednym z niewielu, którzy jeszcze przed ogłoszeniem stanu wojennego znali dokładnie plany tej operacji. Według oświadczeń reżimu 7 lub 8 listopada, a więc na miesiąc przed uderzeniem grud- niowym znalazł się Pan w Stanach ^jednoczonych. Dlaczego z tych informacji nie został zrobiony żaden użytek? — Data, kiedy rzekomo miałem się znaleźć w Stanach Zjedno- czonych, jest nieprawdziwa. 8 listopada nie zjawiłem się w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego, ale to wcale nie oznaczało, że byłem już w Stanach Zjednoczonych. Dla przedmiotu sprawy nie miało to jednak większego znaczenia, gdyż szansa ostrzeżenia na czas społe- czeństwa rzeczywiście istniała. W kraju było to niemożliwe, ale po wydostaniu się na Zachód miałem właściwie pełną swobodę poru- szania się oraz postępowania według własnych decyzji. Byłem wol- nym człowiekiem i bez najmniejszych przeszkód mogłem telefonicz- nie, a nawet osobiście nawiązać kontakt z przedstawicielami dowol- nych środków masowego przekazu, a nawet — ze względu na po- wagę sytuacji — zwołać konferencję prasową i zaapelować o prze- kazanie takiego ostrzeżenia, o jakim Pan mówi. Tak bym prawdopodobnie postąpił, gdybym się kierował wyłącz- nie emocjami. Byłoby dużym uproszczeniem twierdzenie, że były mi one zupełnie obce. Przeciwnie, wydaje mi się, że byłem w podobnym stanie wstrząsu, jaki w miesiąc później był udziałem większości Po- laków słuchających radiowo-telewizyjnego wystąpienia generała Ja- 25 ruzelskiego, ale na szczęście stan emocjonalny nie sparaliżował zu- pełnie zdolności przewidywania tego, co muzę nastąpić, gdy moje ostrzeżenie dotrze do kraju. W przewidywaniu rozwoju wydarzeń niepotrzebna była jaka;- szczególna wyobraźnia. Nad sprawami stanu wojennego pracowałem ponad rok, ściśle biorąc: 380 dni, a czasami i nocy. Rozliczne wa- rianty możliwych działań znałem już na pamięć. Wystarczyło więc tylko do niej sięgnąć, aby zdać sobie sprawę, że: Po pierwsze — podjęta pod presją Związku Radzieckiego decyzja o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego w początkach listopada roku 1981 była już praktycznie nieodwołalna. Gdyby generał Jaru- zelski w ostatniej chwili załamał się, wystąpienie radiowo-telewizyj- ne do narodu wygłosiłby generał broni Eugeniusz Molczyk lub inny zdecydowany na ten krok generał. Po drugie — operacje stanu wojennego miały prowadzić wyłącz- nie polskie siły policyjno-wojskowe. Gdyby jednak z jakichkolwiek powodów nie były one w stanie złamać oporu społeczeństwa, do akcji miały wkroczyć czekające u granic Polski w pełnej gotowości dywizje radzieckie, czeskie i niemieckie. Po trzecie — w dniu 7 listopada 1981 roku, to jest w momencie opuszczania przeze mnie Sztabu Generalnego WP, stan przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego był tak dalece zaawansowany, że do uruchomienia całej policyjno-wojskowej machiny wystarczyło tylko naciśnięcie przysłowiowego guzika. Jedynym problemem do rozwiązania pozostało spreparowanie — możliwego do zaakceptowa- nia przynajmniej przez część społeczeństwa — pretekstu do rozpo- częcia konfrontacji oraz wybór najlepszego momentu uderzenia. Po czwarte — w głównym wariancie działań stan wojenny za- mierzano wprowadzić z zaskoczenia, którejś nocy z piątku na wolną sobotę. Gdyby jednak sytuacja w kraju na to nie pozwalała (na przykład: gdyby „Solidarność" podjęła jakąś akcję uprzedzającą), stan ten mógł być wprowadzony także w różnych niekorzystnych z operacyjnego punktu widzenia sytuacjach, w tym także w czasie trwania powszechnego strajku okupacyjnego. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie miałem najmniejszych wątp- liwości, że ujawnienie przeze mnie planów uderzenia nie mogło ich w najmniejszym stopniu udaremnić lub choćby opóźnić. Mogło je tyl- ko przyspieszyć. Rozważając taką ewentualność musiałem się nato- miast liczyć z faktem, że jeśli moje ostrzeżenie nie zostanie uznane w kraju za inspirowany przez władzę fałszywy alarm czy jakąkol- 26 wiek inną prowokację, jeśli w to ostrzeżenie „Solidarność" rzeczy- wiście uwierzy, wówczas niemal na pewno dojdzie do natychmia- stowego ogłoszenia strajku generalnego, a w konsekwencji do zor- ganizowanego oporu w setkach fabryk, zakładów pracy i uczelni. Wiedziałem, że w takiej sytuacji akcje sił policyjno-wojskowych nie ograniczyłyby się wyłącznie do blokowania ośrodków strajko- wych oraz odcinania im dopływu elektryczności, wody, żywności; że dla złamania masowego oporu i osiągnięcia szybkiego sukcesu mu- siałyby nastąpić uderzenia sił pancernych, przede wszystkim czoł- gów; że wreszcie przy ewentualnym powszechnym oporze ludności sił polskich byłoby za mało i na pewno do akcji wkroczyłyby również pozostające w strategicznych rezerwach dywizje radzieckie, a nawet czeskie i niemieckie. Nie ulega wątpliwości, że przy takim rozwoju wydarzeń wszystko musiałoby się skończyć nieprawdopodobną krwawą masakrą ludnoś- ci, a zwłaszcza tej jej części, która trwałaby w oporze. Wydaje mi się, że los działaczy „Solidarności" i opozycji wyglądałby dziś zupeł- nie inaczej, gdyż w wypadku wprowadzenia do działań sił radziec- kich nastąpiłaby nie tylko rzeź, ale z całą pewnością także depor- tacja taka sama, jaka miała miejsce po stłumieniu powstania wę- gierskiego. Stawka była więc zbyt wysoka, aby dać się ponieść emocjom i po- czynić jakikolwiek nierozważny krok. Nie mogłem wziąć na siebie odpowiedzialności za tego typu ryzykowne posunięcie. Powiem wię- cej, gdyby ktokolwiek inny, łącznie z rządem Stanów Zjednoczonych, chciał takie ostrzeżenie przekazać, to mógłby uczynić to tylko wbrew mojej opinii. Na szczęście taka okoliczność w ogóle nie wystąpiła. Zdawałem sobie sprawę, że powstrzymanie się od takiego ostrze- żenia może się kiedyś w przyszłości spotkać z krytyką. Słyszę ją dziś tu na obczyźnie, jej odgłosy docierają również z kraju. Krytykę tę przyjmuję w pokorze. Są to nieuniknione, ale przecież osobiste koszty mych własnych decyzji. Gdyby jednak moje obawy się speł- niły, a mam silną wewnętrzną pewność, że tak — koszty poniosłoby społeczeństwo. Dziś — mimo ciążącego na mnie wyroku śmierci — śpię spokojnie. I to nie dlatego, że mam jakąś szczególną osobistą ochronę, ale dlatego, że na moim sumieniu nie ciąży żadne ludzkie życie. — Z tego, co Pan powiedział, wynika, ze o Pańskiej decyzji przesadziły motywy oparte na wyborze niniejszego zła. Podob- ne motywacje przytoczył Jaruzelski, wprowadzając stan wo- 27 jenny. Czy nie widział Pan jakichś innych możliwości dzia- łań, które nie byłyby wyborem między złem mniejszym, to jest stanem wojennym, i większym, jakim miała być sowiecka in- wazja? — Od początku kryzysu aż do końca października roku 1981, te jest do momentu kiedy