116

Szczegóły
Tytuł 116
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

116 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 116 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

116 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TYTUL: PRAKTYCZNE KSZTA�CENIE MY�LENIA AUTOR: Rudolf Steiner OPRACOWAL : Karol Kusmirek ([email protected]) ---------------------------------------------------------------- --------- Wyk�ad w Kole Towarzystwa Antropozoficznego w Karlsruhe 18.I.1909r. Tytu� orygina�u: "Praktische Ausbildung des Denkens" ze zbioru wyk�ad�w Rudolfa Steinera w bibliografii pod numerem 108 Autoryzowany przek�ad A.K. Wo�owskiego z drugiego wydania orgina�u 1922r. PRAKTYCZNE KSZTA�CENIE MY�LENIA Mo�e si� komu� wydawa� dziwnym, �e w�a�nie Antropo zofia uwa�a si� za powo�an� do poruszania sprawy prakty cznego kszta�cenia my�lenia. Albowiem bardzo cz�sto s�yszy si� tu i �wdzie zdanie, jakoby Antropozofia by�a wiedz� w najwy�szym stopniu niepraktyczn�, nie maj�c� nic wsp�lnego z �yciem. Podobny pogl�d mo�e utrzymywa� si� tylko skutkiem powierzchownej znajomo�ci rzeczy. To bowiem, o co naprawd� chodzi Antropozofi, ma by� nici� przewodni� w najbardziej codziennym �yciu, powinno w ka�dym momencie przemienia� si� we wra�enia i uczucia, daj�ce nam mo�no�� mocno sta� na ziemi i stawia� czo�o �yciu. Ludzie, kt�rzy maj� si� za praktycznych, wyobra�aj� sobie, �e post�puj� wed�ug najbardziej �yciowych zasad. Je�li jednak przyjrzymy si� temu bli�ej, przekonamy si�, �e to ich tak zwane "Rzeczowe my�lenie" w og�le nie jest wcale my�le niem, tylko szablonem, rutyn� w przyswajaniu s�d�w o rzeczach i przyzwyczajeniem si� do pewnych poj��. Przypa trzmy si� zupe�nie obiektywnie my�leniu ludzi tzw. prakty cznych, temu co zwykle nazywamy rzeczowym my�leniem, a spostrze�emy, �e tam cz�sto bardzo ma�o mamy rzeczywistej praktyczno�ci. To, co ludzie tak nazywaj�, polega na powta rzaniu rzeczy, wyuczonych, tego co my�la� nauczyciel, albo kto�, co wyprodukowa� to lub owo, i tak nale�y si� wed�ug tego kierowa�. A kto inaczej my�li, tego uwa�a si� za niepra ktycznego, bo jego my�lenie nie zgadza si� z tym, do czego nas przyuczono. A tym czasem, je�li kiedykolwiek wynaleziono rzeczywi�cie co� praktycznego, w �adnym wypadku nie dokona� tego tzw. "praktyk". We�my np. nasz dzisiejszy znaczek pocztowy. Zdawa�o by si� najbardziej prawdopodobne, �e znaczek ten wynalaz� jaki� znawca rzeczy - pocztowiec. Nic podobnego. Na pocz�tku ubieg�ego stulecia wysy�ka listu by�a jeszcze rzecz� k�opotliw�. Osoba, wyprawiaj�ca list, musia�a uda� si� do odpowiedniego urz�du, tam zapisywano list do r�nych ksi�g i odbywa�y si� przy tym rozmaite korowody. Ta wygoda korzystania z jednolitej op�aty pocztowej istnieje dopiero od jakich� sze��dziesi�ciu lat. A dzisiejszego znaczka poczto wego, kt�ry to umo�liwia, nie wynalaz� �aden znaj�cy si� na rzeczy urz�dnik pocztowy, tylko kto�, co by� daleko od tego a mianowicie anglik Hill. Kiedy za� znaczki zaprojektowano, �wczesny angielski minister poczty o�wiadczy� w parlamencie, �e po pierwsze, nie nale�y przypuszcza�, �e rzeczywi�cie, skutkiem takiego u�atwienia, ilo�� list�w wzro�nie tak ogrom nie, jak to sobie wyobra�a ten niepraktyczny Hill. Po drugie za�, gdyby to jednak nast�pi�o, gmach poczty w Londynie nie wystarczy� by na tak zwi�kszone potrzeby. Temu wielkiemu praktykowi nie przysz�o wcale do g�owy, �e to gmach pocztowy winien by� przystosowany do obrotu korespondencji, a nie na odwr�t. Tym czasem w stosunkowo bardzo kr�tkim czasie przyj�o si� powszechnie to, co w�wczas nie praktyczny teoretyk wywalczy� od do�wiadczo nego praktyka uwa�amy dzi�, jako co� najnaturalniejszego w �wiecie, �e do listu przylepia si� znaczek pocztowy. Co� podobnego wydarzy�o si� z kolej� �elazn�. Kiedy w roku 1837 miano wybudowa� w Niemczech pierwsz� lini� z Norymbergi do Furth, bawarskie Kolegium Medyczne wyda�o opini� rzeczoznawc�w, �e budowa dr�g �elaznych nie jest wskazana. Gdyby jednak, pomimo to, zamiar ten zwyci�y�, nale�a�oby, zdaniem owego Kolegium, co najmniej ogrodzi� linie kolei z obu stron wysokim p�otem z desek, a�eby uchroni� przechodni�w od mo�liwych wstrz�s�w, nerw�w i m�zgu. Kiedy za� projektowano drog� �elazn� z Berlina do Pocz damu, generalny poczmistrz Strengler powiedzia�: "Wypra wiam codziennie do Poczdamu dwa dyli�anse i to nie s� zaj�te. Je�li ludzi chc� koniecznie wyrzuca� swoje pieni�dze za okno, mog� przecie� robi� to i bez kolei �elaznej". Tak to realne fakty �yciowe przechodz� w�a�nie ponad g�owami "praktyk�w", ponad tymi, kt�rym wydaje si�, �e s� praktyczni. Nale�y wi�c rozr�nia� prawdziwe my�lenie od niby tak zwanego trze�wego my�lenia, kt�re wydaje s�dy, trzymaj�c si� jedynie wpojonych form zwyczajowych. Opowiem co mi si� raz zdarzy�o i co b�dzie najlepsz� ilustracj� dla naszych dzisiejszych rozwa�a�. Za moich czas�w studenckich przyszed� raz do mnie m�ody kolega. By� ogromnie rad, bo przysz�a mu genialna my�l do g�owy. Musz�, powiedzia�, zaraz p�j�� do profesora /tego kt�ry wyk�ada� w�wczas w wy�szej szkole budow� maszyn/ i przedstawi� mu wielki wynalazek. Mam pomys� maszyny, kt�ra przy jednorazowym zastosowaniu niewielkiej si�y pary, mo�e dzi�ki pewnemu urz�dzeniu, wykona� ogromn� ilo�� pracy. Wi�cej nie m�g� mi powiedzie�, bo si� spieszy� do profesora. Ale poniewa� owego profesora nie zasta�, powr�ci� do mnie i wy�o�y� ca�� rzecz szczeg�owo. Wszystko to, pomy�la�em sobie, pachnie mi perpetuum mobile - ale czemu nie prawda? - mia�o co� podobnego nie okaza� si� kiedy� mo�liwe? Kiedy mi wszystko dok�adnie wyja�ni�, musia�em mu powiedzie�, �e wprawdzie rzecz by�a bardzo dowcipnie pomy�lana, ale bez mo�liwo�ci zastosowania. W praktyce bowiem da�oby si� to por�wna� z takim na przyk�ad z�udze niem - kto� wsiada do wagonu kolei �elaznej i popycha wagon z ca�ej si�y, my�l�c �e poci�g w ruch wprowadzi. Podobn� rol� odgrywa�a zasada, pomy�lana w jego wynalazku. Zrozumia� on to p�niej, sam ju� nie poszed� do profesora. Tak to mo�na zamkn�� si� w sobie ze swoim my�leniem. Rzadko takie, powiedzmy, zakorkowanie si� wyst�puje wyra�nie, ale w �yciu wiele z nas zamyka si� podobnie w swoich poj�ciach tylko, nie widzimy tego tak jasno, jak w tym przyk�adzie. Kto umie uwa�nie obserwowa� te rzeczy, wie, ile proces�w my�lowych odbywa si� w ten spos�b. Widzimy cz�sto, jak ludzie stoj� w wagonie - �e u�yj� tego por�wnania - i od wewn�trz popychaj�c go mniemaj� i� oni to w�a�nie powoduj� ruch. Wiele z tego, co widzimy w �yciu, dzia�oby si� zupe�nie inaczej, gdyby ludzie nie byli owymi popychaczami, wysila j�cymi si� wewn�trz wagonu. Prawdziwe u�ywanie my�lenia wymaga przede wszystkim zdobycia prawid�owego nastawienia oraz takiego� uczucia w stosunku do my�lenia. Jak si� to zdobywa? Nie podobna odczu� czym jest istotnie my�lenie, je�li sobie wyobra�amy, �e odbywa si� ono jedynie wewn�trz cz�owieka, w jego g�owie, albo w duszy. Kto tak my�li, tego fa�szywe odczucie ci�gle oddala od nale�ytej pracy my�lenia, od stawiania swojemu my�leniu koniecznych wymaga�. Do osi�gni�cia tego w�a�ci wego odczucia trzeba sobie powiedzie�: "je�li mog� wytwarza� w sobie my�li o rzeczach, je�li umiem za pomoc� my�li zg��bia� rzeczy - to tylko dzi�ki temu, �e my�li te ju� przed tem w tych rzeczach by�y zawarte". Rzeczy musz� by� zbu dowane wed�ug my�li i dopiero dzi�ki temu mog� te my�li z rzeczy wy�uska�. Musimy wi�c wyobra�a� sobie, �e otaczaj�cy nas �wiat podobny jest do zegarka. Cz�sto u�ywamy por�wnania ludzkiego organizmu z zegarkiem, ale zapominamy przy tym najcz�ciej o rzeczy najwa�niejszej - o istnieniu zegarmistrza. Nale�y jasno zda� sobie spraw�, �e k�ka nie same zbieg�y si� i zaz�bi�y w zegarku, wytwarzaj�c w nich ruch; ale �e przedtem musia� by� zegarmistrz, kt�ry z�o�y� ten mechanizm. Nie zapominajmy o zegarmistrzu. Zegarek powsta� dzi�ki my�lom; my�li te wsi�k�y jak gdyby w zegarek, rzecz fizy czn�. W ten sam spos�b nale�y wyobra�a� sobie wszystko, co widzimy jako dzie�a przyrody, zjawiska przyrody. �atwiej t� rzecz poj��, gdy chodzi o dzie�a ludzkie, trudniej za� widzie� to w �wiecie przyrody, a jednak i za ni� kryj� si� dzia�aj�ce przyczyny duchowe; czynne s� duchowe jestestwa. I kiedy cz�owiek my�li o rzeczach, to my�li tylko o tym, co przedtem w rzeczy te zosta�o w�o�one. Wiara w to, �e �wiat powsta� z my�lenia i nieustannie dzi�ki my�leniu w dalszym ci�gu powstaje; ona to dopiero czyni owocn� w�a�ciw�, wewn�trzn� prac� my�lenia. Niewiara w duchow� tre�� �wiata powoduje zawsze, nawet na gruncie nauki, najgorsz� nieudolno�� my�lenia. Np. je�li nam m�wi� o powstaniu naszego systemu planetarnego, �e na pocz�tku by�a pramg�awica, kt�ra pocz�a wirowa�, skonden sowa�a si� w cia�o centralne, a od niego oddzieli�y si� pier �cienie i kule i w ten spos�b mechanicznie powsta� ca�y uk�ad s�oneczny - to kryje si� w tym wielki b��d my�lowy. �adnie nawet umiej� to dzi� zademonstrowa� w ka�dej szkole eksperymentalnie. Do naczynia z wod� wpuszcza si� kropl� t�uszczu, kt�r� przek�uwa si� szpilk� i wszystkiemu nadaje si� ruch obrotowy. Wtenczas od du�ej kropli odrywaj� si� ma�e kropelki i mamy w miniaturze system planetarny. Nauczyciel mniema, �e wykaza� uczniowi pogl�dowo, jak wszystko to czy tamto mechanicznie mo�e si� wytworzy�. Ot� tylko nie rzeczowe my�lenie mo�e z tego �adnego do�wiadczenia wyci�gn�� podobne konsekwencje. Albowiem eksperymen tuj�cy, przenosz�c wynik zjawiska na wielki system �wiata, zapomina najcz�ciej o czym mo�e nieraz wygodnie jest zapomnie� - zapomina o sobie. Zapomina �e to on sam przecie� wprowadzi� w kr��enie ow� kropl� t�uszczu. Gdyby nie on nigdy nie wytworzy�y by si� owe male�kie kropelki. Gdy cz�owiek zaobserwuje i to tak�e i wszystko razem por�wna z systemem planetarnym, dopiero wtedy stosuje dok�adne my�lenie. Podobne przeoczenia my�lowe graj� dzi� ogromnie wa�n� role, zw�aszcza w tym, co nazywamy nauk�. S� to rzeczy daleko wa�niejsze, ni� si� powszechnie wydaje. Gdy chcemy m�wi� o prawdziwej pracy my�lenia, musimy widzie�, �e my�li zaczerpn�� mo�na jedynie ze �wiata, w kt�rym one rzeczywi�cie ju� si� znajduj�. Podobnie jak wod� czerpa� mo�na czerpa� tylko z naczynia, do kt�rego j� nalano, tak te� i my�li wyczarowujemy z rzeczy, w kt�rych s� utajone. �wiat zosta� zbudowany wed�ug my�li i dlatego tylko mo�na je w nim wykry�. Gdyby tego nie by�o, w og�le nie mog�oby powsta� my�lenie rzeczowe. Dopiero, gdy cz�owiek wyczuje do ko�ca to, co�my tu powiedzieli, przestanie bra� my�lenie za co� abstrakcyjnego. Gdy w pe�ni zaufa temu, �e w rzeczach tkwi� my�li, �e wed�ug nich odbywa si� tok realnych fakt�w �ycia i odczuje to istotnie - nawr�ci �atwo do trze�wego my�lenia, opartego na rzeczywisto�ci, na realnych zjawiskach. Pom�wimy teraz nieco o u�ywaniu my�lenia, kt�re specjal nie wa�ne jest dla ludzi uprawiaj�cych Antropozofi�. Kto si� przej�� tym, �e �wiat fakt�w rozwija si� w sferze my�li, pojmie ca�� wag� ukszta�towania prawid�owego my�lenia. Przypu��my, kto� sobie postanawia; chc� tak zap�odni� moje my�lenie, �eby zawsze w �yciu dawa�o sobie rad�. W�wczas musi on post�powa� w spos�b nast�puj�cy. Wskaz�wki te nale�y ujmowa�, jako rzeczywi�cie praktyczne zasady je�eli b�dziemy starali si� wed�ug nich kierowa� naszym my�leniem, wywr� one swoje dzia�anie, chocia� z pocz�tku mo�emy tego nie zauwa�y�. Inne jeszcze zupe�nie do�wiadczenia czekaj� na tego, kto wykszta�ci my�lenie swoje wed�ug tych zasad. Kto�, dajmy na to, obserwuje dzi� uwa�nie zjawisko w przyrodzie, kt�remu jest dost�pne, np. pogoda. Przygl�da si� wi�c uk�adowi chmur wieczorem, jak zasz�o s�o�ce itp. i wytwarza sobie dok�adny obraz tego, co widzia�. Stara si� ten obraz, to wyobra�enie utrzyma� ze wszystkimi szczeg�ami, z jak najwi�ksz� ilo�ci� szczeg��w i zapami�ta� je do jutra. Nast�pnego dnia znowu obserwuje pogod� o tej samej albo innej porze i zachowuje tak samo dok�adne wyobra�enie w pami�ci. Je�li w ten spos�b uda si� osi�gn�� szereg obraz�w zmie niaj�cych si� kolejno stan�w, spostrze�e nadzwyczaj wyra�nie jak stopniowo wzbogaci� i spot�gowa� swoje my�lenie. Albowiem to, co czyni my�lenie nierzeczowym, pochodzi st�d, �e zwykle zbyt jeste�my sk�onni pomija� szczeg�y w nast� puj�cych kolejno zjawiskach przyrody, zachowuj�c z nich tylko ca�kiem og�lne, mgliste wyobra�enie. A wi�c rzecz� warto�ciow�, istotn�, zap�adniaj�c� my�lenie jest w�a�nie owo wytwarzanie dok�adnych obraz�w zachodz�cych kolejno zjawisk; tak �eby mo�na by�o je por�wna�; jak odbywa�o si� to wczoraj a jak dzi�. Przy tym nale�y oba takie obrazy, kt�re w rzeczywisto�ci nie wyst�puj� razem, mo�liwie jak najpla styczniej postawi� obok siebie w duszy. Nie jest to z pocz�tku niczym innym, jak specjalnym wyrazem zaufania do my�li, zawartych w rzeczywisto�ci. Nie nale�y przy tym spieszy� si� z wnioskami i z tego, co�my zaobserwowali dzi�, przepowiada�, jaka pogoda b�dzie jutro. Dzia�a�oby to wypaczaj�co na my�lenie. Nale�y raczej piel�gnowa� zaufanie, �e na zewn�trz rzeczywisto�ci rzeczy pozostaj� ze sob� w zwi�zku; �e to, co by�o wczoraj, w jaki� spos�b wi��e si� z dzisiejszymi zjawiskami. Zamiast spogl�da� na ten temat, wspominajmy na sam prz�d, tworz�c wewn� trznie mo�liwie dok�adne obrazy tego, co nast�powa�o po sobie, a tak�e zestawiajmy te obrazy jeden obok drugiego; pozwalajmy im przechodzi� w siebie wzajemnie. Oto zupe�nie okre�lona zasada, kt�r� nale�y stosowa�, �eby naprawd� rozwin�� rzeczowe my�lenie. Zaleca si� mie� t� zasad� w pami�ci w�a�nie w stosunku do zjawisk, kt�rych jeszcze nie rozumiemy, nie dotarli�my jeszcze do ich zwi�zku wewn �trznego. Dlatego te� w stosunku do takich zjawisk, jak np. pogoda, nale�y mie� zaufanie �e, b�d�c po za nami ze sob� w zwi�zku, spowoduj� one r�wnie� w nas pewne wsp�zale� no�ci. Prac� t� jednak nale�y odbywa� jedynie w formie obraz�w, przy zatrzymaniu my�lenia. Trzeba sobie powiedzie�; nie znam jeszcze zwi�zku mi�dzy zjawiskami, ale te rzeczy we mnie powstan�; one b�d� we mnie dzia�a�y, o ile w�a�nie powstrzymam si� od spekulacji my�lowej. Nie trudno nam uwierzy�, �e je�li cz�owiek, nie pracuj�c my�lowo, wytwarza sobie mo�liwie dok�adne wyobra�enia plastyczne zjawisk kolejno po sobie nast�puj�cych, �e w�wczas mo�e odbywa� si� co� w niewidzialnych cz�onach ludzkich. Cz�owiek posiada cia�o astralne, w kt�rym �yje jego wyobra�nia. Dop�ki wi�c spekuluje umys�owo, dop�ty to cia�o astralne jest niewolnikiem ja�ni. Nie ko�czy si� jednak na tym dzia�aniu �wiadomym; cia�o to pozostaje w pewnym stosunku do ca�ego wszech�wiata. W miar� wi�c, jak powstrzymujemy si� od samowoli my�lenia, jak pow�ci�gliwie ograniczamy si� do prze�ywania obraz�w nast�puj�cych po sobie zjawisk, dzia�aj� w nas wewn�trzne my�li �wiata i wyciskaj� pi�tno swe na naszym ciele astralnym, chocia� nic o tym nie wiemy. W miar�, jak ��czymy si� z biegiem �wiata przez obserwowanie zachodz� cych w nim proces�w i wch�aniamy je mo�liwie w niezm�co nym kszta�cie, jako obrazy do naszych my�li, pozwalaj�c im w nas dzia�a�. - zdobywamy coraz bardziej m�dro�� w tych cz�onach naszych, kt�re wymykaj� si� �wiadomo�ci. Kiedy za� uda nam si� spowodowa� przej�cie jednego w drugi obraz�w zjawisk, b�d�cych z sob� w wewn�trznym zwi�zku i to tak, jak to przej�cie odby�o si� w przyrodzie - spostrze�emy po jakim� czasie �e my�lenie nasze nabra�o pewnej gi�tko�ci. Tak to zachowywa� si� mamy w stosunku do rzeczy, kt�rych nie pojmujemy jeszcze; inne za� musi by� stanowisko wobec spraw zrozumia�ych dla nas, w codziennym np. �yciu. Dajmy na to, kto�, mo�e nawet nasz s�siad, zrobi� to lub owo. My�limy wi�c co go do tego sk�oni�o? Przypu�� my �e, by� mo�e, uczyni� to dzi�, przygotowuj�c si� do czego�, co chce uczyni� jutro. Nie id�my tu dalej, tylko wyobra�my sobie ze szczeg�ami, co s�siad �w zrobi� i spr�bujmy odmalowa� sobie w wyobra�ni, co pocznie jutro. I oczekujmy co rzeczywi�ci uczyni. By� mo�e stanie si� to, co�my przewidzieli. Ale rzecz mo�e wypa�� inaczej. Zaobser wujmy wi�c, co zasz�o i starajmy si� wed�ug tego poprawi� nasze my�li. W ten spos�b wybieramy sobie w tera�niejszo�ci zdarzenia, do kt�rych w my�li wytwarzamy sobie dalszy ci�g i potem konstatujemy rzeczywisty wynik. Mo�emy w tym za temat bra� czyny ludzkie, jak r�wnie� inne rzeczy. A w tych wypadkach gdzie co�kolwiek rozumiemy, wytwarzamy sobie obraz tego, co wed�ug naszego mniemania powinno dalej nast�pi�. Je�li stanie si� to, co�my przewidzieli my�lenie nasze by�o prawid�owe. Rezultat wypad� dobry. Je�li sprawa poto czy�a si� inaczej, winni�my odnale�� b��d, jaki pope�nili�my, gdzie b��d �w wynik� i na czym polega�. W takiej spokojnej obserwacji i roztrz�saniu rzeczy starajmy si� korygowa� nasze nieprawid�owe my�li. Ale gdy si� nasze przewidywanie spe�ni�o, strze�my si� pyszni� proroctwem: "O, wczoraj ju� przewidzia�em, �e si� tak sko�czy!" Mamy tu wi�c zasad�, wywodz�c� si� z zaufania w istnienie wewn�trznej konieczno�ci w rzeczach i zjawiskach, zaufania w to, �e w faktach samych znajduje ci� co�, co posuwa rzeczy naprz�d ku spe�nieniu. I to, co wewn�trz nich pracuje z dzi� na jutro, s� to si�y my�lowe. Gdy si� wg��bimy w rzeczy, u�wiadomimy sobie te si�y. A u�wiadomienie to osi�gamy opisanymi �wiczeniami i w�wczas ��czymy si� z rzeczami, gdy przewidywania nasze si� spe�niaj�. Wtedy utrzymujemy wewn�trzny zwi�zek z realn� prac� my�low� w rzeczach. Tak to przyzwyczajamy si� my�le� nie samowolnie lecz zgodnie z wewn�trzn� natur� /konieczno�ci�/ rzeczy. Mo�emy r�wnie� kszta�towa� praktycznie nasze my�lenie w innym kierunku. To co si� dzieje dzi�, pozostaje w zwi�zku z tym, co by�o wczoraj, np. pewien m�odzieniec jest �le wychowany. Jakie mog� by� tego przyczyny? Cofnijmy si� my�l� do przesz�o�ci i wytw�rzmy przyczyny, kt�rych nie znamy. Powiemy sobie; my�l�, �e to co widz� dzi� musia�y poprzedzi� przyczynowo takie i takie fakty. Nast�pnie informujemy si� jak w rzeczywisto�ci mia�y si� te sprawy i przekonujemy si� czy�my my�leli prawid�owo. Albo stwierdzamy zgodno��, albo mieli�my fa�szywe wyobra�enie o rzeczy i w�wczas staramy si� wykry� b��d, por�wna� rozw�j procesu naszych my�li z tym, co odbywa�o si� w rzeczywi sto�ci. Wa�ne jest dla nas trzyma� si� tych zasad i znale�� czas na takie przypatrywanie si� rzeczom, jak gdyby�my z naszym my�leniem tkwili wewn�trz w rzeczach, jak gdyby�my pogr��ali si� w rzeczach, w ich wewn�trznej pracy my�lowej. Czyni�c to, jak powoli formalnie zrastamy si� z rzeczami, jak coraz mniej odczuwamy, �e one s� na zewn�trz nas, a my wewn�trz, w sobie o nich my�limy, lecz zaczynamy doznawa� wra�enia, jak gdyby my�lenie nasze porusza�o si� w samych rzeczach. Gdy osi�gniemy to w wysokim stopniu, wyja�ni nam si� wiele zdarze�. Cz�owiekiem, kt�ry doszed� na tej drodze do znakomitych wynik�w, my�licielem umiej�cym zawsze zaj�� w my�leniu stanowisko wewn�trz rzeczy by� Goethe. Psycho log Heiuroth w swojej ksi��ce p.t."Antropologia" powiedzia� w roku 1626 o Goethem, �e jego my�lenie jest przedmiotowe. Goethego ucieszy�o to okre�lenie, mia�o ono znaczy�, �e takie my�lenie nie oddziela si� od rzeczy, pozostaje w nich samych, porusza si� wewn�trz ich konieczno�ci. My�lenie Goethego by�o jednocze�nie ogl�daniem zjawiska, a ogl�danie jedno cze�nie my�leniem. Goethe doszed� bardzo daleko w tak rozwini�tym my�leniu. To te� nie zdarza�o si�, kiedy si� wyra�a�, �e podchodzi� do okna i m�wi� obecnym w�wczas: "Za trzy godziny b�dzie deszcz.". I rzeczywi�cie deszcz pada�. Umia� on z ma�ego wycinka nieba, widzianego przez okno, okre�li� na par� godzin pogod�. Jego rzetelne my�lenie, przenikaj�ce rzeczy, pozwala�o mu �ledzi�, co w zjawisku tera�niejszym przygotowywa�o si� na p�niej. Zaiste za pomoc� rzeczowego my�lenia osiagn�� mo�na daleko wi�cej, ni� zwykle mniemamy. Gdy sobie przyswoimy opisane tu zasady, spostrze�emy, �e istotnie w my�leniu stali�my si� praktyczni, �e wzrok nasz obejmuje szersze horyzonty i �e zupe�nie inaczej ujmujemy zjawiska �wiata, ani�eli przedtem. Cz�owiek zaczyna zupe�nie inaczej ustosun kowa� si� do �wiata i do ludzi. Zachodzi w nim rzeczywisty proces, dzia�aj�cy na zmian� ca�ego jego post�powania. Podane �wiczenia stanowi� doskona�� zasad� rzeczowego my�lenia i mo�e to sta� si� dla cz�owieka ogromnym krokiem naprz�d, je�li rzeczywi�cie stara si� w ten spos�b wrasta� w rzeczy przez swoje my�lenie. Inny rodzaj �wicze� b�dzie odpowiedni szczeg�lnie dla ludzi, kt�rym w danej chwili nie przychodzi do g�owy w�a�ciwa my�l. Powinni oni przede wszystkim nie tylko my�le� tak, �eby da� si� poch�ania� jedynie temu, co przynosi w ka�dym momencie bieg rzeczy, co przynosz� same zdarze nia. Najcz�ciej bowiem cz�owiek, gdy mo�na si� po�o�y� na p� godziny dla wypoczynku, pozwala w�wczas igra� swoim my�lom, wysnuwa z nich tysi�ce kombinacji. Albo zdarza si�, �e zajmie go ta czy inna troska �yciowa, co nagle wy�lizgnie si� w jego �wiadomo�� i opanuje go zupe�nie. Cz�owiek kt�ry sobie na to pozwala, nigdy nie dojdzie do tego, �eby w potrzebie wpa�� na szcz�liwy pomys�. Ot� je�li chce t� zdolno�� osi�gn��, musi post�powa� w spos�b nast�puj�cy. Gdy ma wolne p� godziny na odpoczynek, powinien sobie powiedzie�: "postanawiam w ka�dej wolnej chwili my�le� tylko o tym, co sam sobie wybior�, co sam, zechc� wprowa dzi� do mojej �wiadomo�ci". B�d� np. my�la� teraz o czym�, co dawniej prze�y�em, dajmy na to przed dwoma laty na prze chadzce; chc� w�a�nie wspomina� te dawne doznania moje i rozwa�a� je, cho�by przez pi�� minut. Wy��czam na ten czas wszystkie inne my�li. Sam wybieram to, o czym chc� my�le�. Jak powiedzia�em, nie nale�y wybiera� trudnych temat�w. Nie chodzi zupe�nie o to, �eby wp�ywa� na sw�j spos�b my�lenia za pomoc� trudnych �wicze�, lecz �eby wyrwa� si� z tego, w co nas �ycie wci�ga. Musi to tylko by� co� takiego, co odbiega od tre�ci osnuwaj�cej nasz dzie� powszedni. Je�eli komu� brak pomys�u i nic podobnego nie przychodzi mu do g�owy, mo�na otworzy� ksi��k� i zastanowi� si� nad pierw szym lepszym zdaniem, na kt�re padnie jego wzrok. Ale te� mo�na postanowi� my�le� o tym, co si� widzia�o np. dzi� w pewnym momencie, gdy przed po�udniem wchodzi�o si� do biura, a co inaczej zosta�o by bez rozpatrzenia. Ma to by� w�a�nie temat zupe�nie r�ny od tego wszystkiego co przynosi codzienne �ycie, o czym nie byliby�my zgo�a my�leli. Je�li systematycznie robimy takie �wiczenia, osi�gniemy nasz cel i we w�a�ciwej chwili przychodz� do g�owy pomys�y, odpowiednie do sytuacji. W ten spos�b my�lenie si� o�ywia, co ma ogromne znaczenie w praktycznym �yciu cz�owieka. Inne znowu �wiczenie dzia�a szczeg�lnie na wykszta�cenie pami�ci. Pr�bujmy najpierw przypomnie� sobie z grubsza tj. tak, jak zwykle robimy, jakiekolwiek zdarzenie, przypu��my wczoraj sze. Zwykle wspomnienia ludzkie s� bezbarwne, szare; zadawalamy si� przypomnieniem sobie tylko nazwiska osoby spotkanej wczoraj. Ale gdy chcemy wykszta�ci� nasz� pami��, nie mo�emy na tym poprzesta�. Musimy sobie jasno zdawa� spraw� z tego, a wi�c to, co powiem, wyrabia� w sobie systematycznie. Musimy sobie powiedzie�; chc� koniecznie przypomnie� sobie zupe�nie dok�adnie wszystko o osobie spotkanej wczoraj; na jakim rogu ulicy widzia�em go i co w�wczas dzia�o si� ko�o niego. Chc� sobie szczeg�owo odmalowa� jego obraz, jego ubranie, kamizelk�, itp. Wielu z nas spostrze�e, �e tego wcale nie potrafi, �e to jest dla nich zupe�nie nie mo�liwe. U�wiadomi� sobie, ile im brak do wytworzenia prawdziwego, plastycznego wyobra�enia tego, co ich spotka�o, co wczoraj prze�yli. Musimy wi�c wyj�� na najpierw od wypadk�w najcz�ciej spotykanych, kiedy cz�owiek nie jest w stanie wskrzesi� w pami�ci wczorajszych prze�y�. Obserwacje cz�owieka s� rzeczywi�cie niedok�adne w najwy�szym stopniu. /Pr�ba pewnego profesora uniwersytetu ze swoimi s�uchaczami wykaza�a, �e z trzydziestu obecnych, tylko dw�ch zaobser wowa�o prawid�owo eksperyment; reszta przygl�da�a mu si� nieuwa�nie/. Dobra pami�� jest jednak dzieckiem rzetelnej obserwacji, do rozwoju wi�c pami�ci konieczna jest uwa�na i �cis�a obserwacja. Kto wiernie obserwuje, zdob�dzie sobie, dzi�ki pewnym powi�zaniom wewn�trznym w duszy, dobr� pami��. Jedno wynika z drugiego. C� jednak zrobi� nale�y, gdy z pocz�tku nie umiemy sobie przypomnie� niedawnych prze�y�? Na najpierw spr�bowa� trzeba sobie mo�liwie dok�adnie wyobrazi�, co zasz�o, a tam, gdzie nam co� wypad�o z pami�ci, wytworzy� co� zmy�lonego, byleby tylko razem stanowi�o ca�o��. Dajmy na to, �e zapomnieli�my, czy spot kana osoba mia�a na sobie ubranie czarne, czy te� br�zowe. Wyobra�my sobie �e by�o ono br�zowe, �e by�y przy nim takie a takie guziki, krawat ��ty, �e w�wczas mija�o owego znajomego na ulicy dw�ch przechodni�w, z lewej wysoki, a z prawej niski itp. Z tego co sobie przypominamy, wytwarzamy obraz i tylko zapomniane szczeg�y uzupe�niamy sami, by uzyska� w duchu ca�o�� wspomnienia. Z pocz�tku ju�ci obraz ten jest fa�szywy, ale dzi�ki temu, �e dok�adamy stara�, by odtworzy� sobie pe�ne wyobra�enie, dochodzimy do dok�adnej obserwacji. Powtarzaj�c to stale, po pi��dziesi�ciu takich �wiczeniach, b�dziemy zupe�nie �ci�le wiedzieli, jak wygl�da�a osoba spotkana, co mia�a na sobie, w��cznie do guzik�w kamizelki. Nic w�wczas nie przeoczymy, bo wszystkie szczeg�y utkwi�y nam w pami�ci. Dzi�ki tedy �wiczeniom zaostrzyli�my najpierw zmys� obserwacji, a nast�pnie spot�gowali�my nasz� pami��, jako plon owego uwa�nego obserwowania. Szczeg�lnie wi�c zaleca si� zwraca� uwag� na to, by zatrzyma� w pami�ci nie tylko nazwisko i g��wne zewn�trzne cechy osoby, kt�r� pragniemy zapami�ta�, lecz wytworzy� sobie mo�liwie plastyczne wyobra�enie, obejmuj�ce wszystkie szczeg�y. A je�li pami�� zawodzi, dope�niamy braki sami, by skonstruowa� ca�o��. Wkr�tce spostrze�emy - a dokona si� to w drodze ok�lnej - �e pami�� nasza jest coraz wierniejsza. Widzimy wi�c jak mo�na istotnie wskaza� pewne sposoby, przez kt�rych zastosowanie cz�owiek potrafi my�le� coraz praktyczniej. Zw�aszcza bardzo wa�ne jest to, co teraz powiemy; Gdy kto� powe�mie jaki� zamiar i rozmy�la, jak ma go wykona�, by doj�� do wyniku, wytwarza pewne pragnienie. Jest to zupe�nie zrozumia�y bodziec, ale nie pomaga on do rzeczowego my�lenia. Ka�dy po�piech w my�leniu nie prowadzi nas naprz�d lecz raczej powoduje cofni�cie si� w rozwoju. W tych rzeczach trzeba mie� cierpliwo��. Gdy mamy np. spe�ni� to lub owo, mo�emy zrobi� to tak czy inaczej /mamy wiele mo�liwo�ci/. Nale�y wi�c stara� si� cierpliwie wyobrazi� sobie, co by si� sta�o, gdyby�my byli post�pili w pewien spos�b, a potem pomy�le� co by wynik�o z innego post�powania. Ot� zawsze istniej� powody, dla kt�rych wybieramy to lub owo, nie nale�y jednak spieszy� si� z decyzj�, tylko dopiero po wyobra�eniu sobie obu mo�liwo�ci dokona� wyboru, postanawiaj�c nie my�le� o tym wi�cej. S� ludzie, kt�rzy w takim po�o�eniu bardzo si� niecierpliwi� i bardzo im jest trudno si� opanowa�, ale b�dzie to dla nich z ogromnym po�ytkiem, gdy potrafi� powiedzie� sobie mo�na to zrobi� i mo�na inaczej, a ja o tym na razie przestan� my�le�. Je�li sprawa nie jest pilna, odk�adamy postanowienie do dnia jutrzejszego i znowu stawiamy przed sob� obie mo�liwo�ci post�powania. Spostrze�emy, �e tymczasem rzeczy pozmienia�y si� i �e nazajutrz inaczej, a przynajmniej bardziej gruntownie powe�miemy decyzj�. Rzeczy maj� w sobie wewn�trzn� konieczno�� i je�li nie dzia�amy niecierpliwie, arbitralnie, lecz pozwalamy tej konieczno�ci pracowa� w nas - a to si� w�a�nie odbywa - to nazajutrz my�lenie nasze oka�e si�, dzi�ki temu, bogate a decyzja trafniejsza. Jest to dla nas niezmiernie po�yteczne. Gdy np. proszeni jeste�my o rad�, lub mamy co� rozstrzy gn��, zdob�d�my si� na cierpliwo�� i nie wyrywajmy si� natychmiast ze zdaniem i pozw�lmy im dzia�a� w nas spo kojnie. Przys�owie ludowe powiada, �e trzeba si� wprz�d przespa�, zanim si� co� postanowi. Samo przespanie si� jednak nic nie pomo�e. Koniecznie trzeba przemy�le� dwie albo lepiej kilka mo�liwo�ci, kt�re nast�pnie w cz�owieku pracuj� dalej, gdy nasze �wiadome Ja, by tak rzec, nie bierze w tym udzia�u, a potem powr�ci� do sprawy. Przekonamy si�, �e�my pobudzili w ten spos�b wewn�trzne si�y my�lowe i czynimy nasze my�lenie coraz bardziej rzeczowym i praktycznym. Cz�owiek zawsze znajdzie na �wiecie wszystko, czego szuka, czy to pracuj�c przy warsztacie, czy id�c za p�ugiem, czy te� nale��c do tzw. warstwy uprzywilejowanej. We wszystkich codziennych sprawach stanie si� rzeczowo my�l�cym dzia�aczem, gdy si� �wiczy w ten spos�b, gdy� widzi rzeczy i ujmuje je zupe�nie inaczej. I chocia� wydaje si� na razie, �e �wiczenia te dotycz� tylko �ycia wewn�trznego, to jednak przydaj� si� one bardzo w �wiecie fizycznym; maj� w nim pierwszorz�dne znaczenie i powoduj� wa�ne nast�pstwa. Wyka�e tu na przyk�adzie, jak koniecznie powinni�my rzeczowo my�le� o tym, co widzieli�my; kto�, dajmy na to, wlaz� na drzewo, co� tam w g�rze robi i nagle spada na ziemi�, zabija si�. Pomy�limy wi�c zaraz, nieprawda, �e �mier� nast�pi�a skutkiem wypadku. �mier� b�dzie dla nas skutkiem, upadek przyczyn�. Wydaj� si� one tu by� �ci�le ze sob� zwi�zane. A jednak mo�emy by� w strasznym b��dzie, bo cz�owiek ten m�g� spa�� z drzewa skutkiem ataku serca. Przebieg zjawiska by� taki sam, jak gdyby spad� on �ywy na ziemi�; towarzyszy�y tu temu te same okoliczno�ci, kt�re mog�y by spowodowa� �mier�. Tak to mo�na czasem pomie sza� przyczyn� ze skutkiem. W tym przyk�adzie jest to oczywiste, ale cz�sto b��d nasz nie jest tak widoczny. Podobne b��dy my�lowe zdarzaj� si� ogromnie cz�sto; mo�na nawet twierdzi�, �e w nauce obecnej co dzie� og�asza si� wyniki, w kt�rych pomieszano przyczyn� ze skutkiem. Tego jednak ludzie nie rozumiej�, gdy� nie zdaj� sobie sprawy z takich mo�liwo�ci my�lowych. Aby to lepiej uprzytomni�, przytocz� jeszcze jeden przyk�ad, jak zachodz� podobne pomy�ki my�lowe. Wyka�e on nam r�wnie�, �e temu, kto robi opisane �wiczenia, podobny b��d si� nie przytrafi. Przypu��my �e uczony obja�nia sobie pochodzenie cz�owieka, takiego jakim on jest dzi�, od ma�py, �e wi�c to, co stwier dzamy, istniej�ce w ma�pie, si�y znajduj�ce si� w niej, doskonal� si� i st�d powstaje cz�owiek. Ot�, �eby dowie�� wagi my�lenia, w tej sprawie, spr�bujmy za�o�y� co nast�puje - Przypu��my �e cz�owiek , kt�ry ma doj�� do takiej konkluzji, znajduje si�, skutkiem jaki� okoliczno�ci, sam jeden na ziemi. A opr�cz niego s� tam tylko te ma�py, z kt�rych, wedle jego teorii, mog� powsta� ludzie. Bada on wi�c te ma�py dok�adnie i wytwarza sobie z tego, co znajduje, szczeg�owe poj�cia. Niech�e wi�c spr�buje teraz z poj�cia ma�py wytworzy� sobie poj�cie cz�owieka, je�li go nigdy nie widzia�. Przekona si�, �e tego nigdy nie potrafi; jego poj�cie "ma�pa" nigdy nie przek szta�ci si� w poj�cie cz�owieka. Gdyby mia� zwyczaj my�le� prawid�owo, musia�by sobie powiedzie�: "a wi�c poj�cie ma�py nie podlega przemianie w moim my�leniu w poj�cie cz�owieka. To zatem co widz� w ma�pie, nie mo�e sta� si� cz�owiekiem, inaczej bowiem poj�cia moje mog�y by dokona� podobnej przemiany. Musi wi�c by� co� poza tym, czego nie mog� dojrze�". Cz�owiek ten tedy musia�by poza fizyczn� ma�p� widzie� co� nadzmys�owego, czego nie mo�e postrzega�, a co dopiero mog�oby wytworzy� przej�cie do cz�owieka. Nie b�dziemy rozwodzi� si� nad niemo�liwo�ci� takiego przypuszczenia i chcemy wykaza� tu tylko b��d my�lowy w ca�ej teorii. Gdyby cz�owiek my�la� prawid�owo, musia�by doj�� do przekonania, �e nie wolno mu my�le� w ten spos�b, je�li nie chce przyj�� istnienia rzeczy nadzmys�owych. Je�eli b�dziemy si� nad tym zastanawiali, przekonamy si�, �e ca�y szereg ludzi pope�nia ten przemo�ny b��d, niemo�liwy dla tego, kto szkoli swoje my�lenie w spos�b tu podany. Wi�kszo�� dzisiejszych ksi��ek, zw�aszcza naukowo - przyrodniczych, zawiera tyle my�li ko�lawych i wypaczonych, �e wczytanie si� w nie dla cz�owieka rzeczywi�cie my�l�cego prawid�owo r�wna si� prawie fizycznej torturze. Nie dotyczy to jednak absolutnie olbrzymiej ilo�ci obserwacji, jakie zanotowano, dzi�ki tej wiedzy przyrodniczej i jej obiektywnym metodom. Przejd�my teraz do zjawiska kr�tkowzroczno�ci my�lenia. Zwykle cz�owiek nie wie nic o tym, �e jego my�lenie nie jest rzeczowe, przewa�nie kr�ci si� w kole przyzwyczaje� my�lowych. Dlatego to s�d o rzeczach cz�owieka, kt�ry widzi jasno �wiat i �ycie, zupe�nie inaczej kszta�tuj� si�, ani�eli u tego, kto je widzi s�abo, albo wcale nie postrzega, jak np. my�liciel materialista. Nie�atwo jest wi�c kogo� przekona� argumentami, cho�by one by�y gruntowne i trafne, jak tylko by� mo�e. I cz�sto szkoda czasu t�umaczy� co� komu� kto ma�o zna �ycie, gdy� nie widzi on wcale podstaw, na kt�rych opieramy to lub owo twierdzenie. Je�li przyzwyczai� si� np. widzie� we wszystkim tylko materi�, trzyma si� tego uparcie. Dzi� ludzie powszechnie twierdz� co� nie z jakiej� racji tylko dlatego, �e przyswoili sobie pewne nawyknienia my�lowe, kt�re wywieraj� sw�j wp�yw na wszystkie ich uczucia i wra�enia. Gdy chc� cokolwiek uzasadni�, uczucia ich i wra�enia wyst�puj� pod mask� my�lowych przyzwyczaje�. Dlatego to cz�sto nie tylko pragnienie rodzi my�l, lecz tak�e rodz� je wszystkie uczucia i przyzwyczajenia umys�u. Kto zna �ycie, wie dobrze jak trudno jest dowie�� co� komu� za pomoc� logicznych wywod�w. Rozstrzygaj� tu rzeczy le��ce znacznie g��biej w duszy, ani�eli logiczne argumenty. Je�eli we�miemy np. nasz ruch antropozoficzny, to oczy wi�cie ma on swoje s�uszne przyczyny pracy w ko�ach towarzystwa. Ka�dy kto pracuje w tym ruchu przez czas d�u�szy, spostrzega, �e przyswoi� sobie inny spos�b my�lenia i odbierania wra�e�, inne wzruszenia. Albowiem, dzi�ki tej pracy, nie tylko zajmuje si� logicznymi uzasadnieniami, lecz usi�uje rozszerzy� zasi�g swoich uczu� i wrarze�. Cz�owiek, kt�ry przed paroma laty po raz pierwszy s�ucha� wyk�adu na temat wiedzy duchowej, m�g� z tego drwi�, ale ile� rzeczy, wydaj�cych mu si� w�wczas absurdem, sta�o si� dla niego dzi� jasne i przejrzyste? Wsp�pracuj�c w ruchu antropozoficznym nie tylko zmieniamy nasze my�li, lecz uczymy si� nasz� dusz� obejmowa� szersze horyzonty. Musimy u�wiadomi� sobie, �e zabarwienie naszych my�li pochodzi z daleko g��bszych przyczyn, ni� si� zwykle przy puszcza. Istniej� pewne wra�enia, pewne uczucia, kt�re narzucaj� nam mniemanie o rzeczach. Powody logiczne s�u�� cz�sto tylko do obramowania naszych uczu�, wra�e� i nawyknie� my�lowych, staj� si� dla nich niby mask�. Doj�� do tego, �eby logiczne motywy mia�y dla nas jakie� znaczenie, na to trzeba nauczy� si� kocha� sam� logik�. Nabior� one decyduj�cego znaczenia, gdy nauczymy si� kocha� obiektywizm i rzeczowo��. Obiektywnego my�lenia uczymy si� powoli, wyzwalaj�c si� od ulubionych my�li i w�wczas horyzont nasz si� rozszerza. Stajemy si� praktyczni, ale nie w tym znaczeniu, �e umiemy chodzi� tylko po utartych szlakach, lecz potrafimy z samych rzeczy wykrzesa� nasze my�li. Prawdziwa praktyczno�� jest owocem rzeczowego my�lenia, wyp�ywaj�cego z samych zjawisk zewn�trznych. Uczymy si� dopiero wra�liwo�ci na rzeczy, gdy robimy opisane �wiczenia, ale tylko zdrowe naturalne przedmioty mog� s�u�y� za temat do �wicze�, takie na kt�re jak najmniej ma wp�yw ludzka kultura, a wi�c najmniej spaczone. S� to obiekty przyrody. Takie �wiczenie my�lenia, oparte na zjawiskach przyrody, jak je tu opisali�my, czyni z nas ludzi my�l�cych rzeczowo. Na tym polega rzeczywista praktyczno��. Kszta�tuj�c w sobie element podstawowy, tj. my�lenie, nauczymy si� praktycznego ujmowania dnia powszedniego. Wskazane powy�ej �wiczenia dla duszy wytworz� w niej praktyczn� orientacj� my�lenia. Uprawa wiedzy duchowej musi przynie�� swoje owoce w postaci ludzi rzeczywi�cie praktycznych w �yciu. Nie jest to tak wa�ne, czy cz�owiek mo�e to lub owo uwa�a� za prawd�, nade wszystko powinien on doj�� do prawid�owego ogl�dania zjawisk. O wiele wa�niejsze jest spos�b w jaki Antropozofia przenika nasz� dusz�, pobudzaj�c j� do dzia�ania, rozszerzaj�c nasze horyzonty, ani�eli tylko teoretycznie wybiega� poza obr�b zjawisk fizycznych i wnika� w to co duchowe. Pod tym wzgl�dem Antropozofia jest wiedz� naprawd� praktyczn� ----------------------------------------------------------------- --K O N I E C K O N I E C K O N I E C K O N I E C K O N I E C ----------------------------------------------------------- --------