11522

Szczegóły
Tytuł 11522
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11522 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11522 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11522 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrzej Pilipiuk Pola trzcin Ma�y bia�y pa�acyk sta� w ogrodzie. Na krzewach nie�mia�o pojawia�y si� pierwsze li�cie. Wiosna pod Moskw� by�a ch�odna... W�dz spoczywa� na szezlongu opatulony w koce. Wychud� przez ostatnie tygodnie i jego �ysa g�owa przypomina�a czaszk�. Sk�ra opina�a dr��ce d�onie niczym zbyt ciasna r�kawiczka. Z capiej br�dki wypada�y ostatnie w�osy. Tylko sko�ne mongolskie oczy patrzy�y jak dawniej - chytrze i czujnie. - Towarzyszu Lenin, uczy�cie mnie waszym nast�pc�. - Kandydat na nowego wodza, kl�cz�c na tarasie, pokornie uca�owa� r�k� nauczyciela. - Ech, J�zwa - wymamrota� W�odzimierz Iljicz - przecie� ty si� nie nadajesz... Ot, szasz�yki robisz �wietne, wypi� z tob� mo�na, pogada� przyjemnie, organizator te� z ciebie niezgorszy. A, i jeszcze gdybym chcia� kogo� stukn�� po �bie, nie prosi�bym kogo innego. Ale w�dz by�by z ciebie do niczego... - Jak to? - Stalin uda�, �e p�acze rzewnymi �zami. - Stara�e� si�, trzeba ci przyzna�. Pomys� z ko�chozami i obozami pracy by� pierwsza klasa. Ale brak ci rewolucyjnej bezwzgl�dno�ci - wybe�kota� Lenin. - Za mi�kki jeste�... Nie, moim nast�pc� zostanie Lew Dawidowicz. - Trocki? - Na twarzy Stalina odmalowa�a si� ca�a gama uczu�. Paskudne to by�y uczucia. Lecz W�dz nic nie zauwa�y�. - �eby rz�dzi� Rosj�, a w przysz�o�ci ca�ym �wiatem, potrzeba naprawd� twardej r�ki. I serca jak kamie�... - To� ja mam serce jak kamie� - burkn�� J�zef. A potem wsta� z kl�czek i udusi� Lenina poduszk�. * * * - Tfu! - W�odzimierz Iljicz wyplu� dobr� gar�� dziwnego py�u. Co� go przygniata�o, dusi�o, odbiera�o oddech. Szarpn�� si� rozpaczliwie i z ulg� strz�sn�� z siebie warstw� gleby. Na szcz�cie p�ytko zakopali. - Co oni, �ywcem mnie pogrzebali? - Kln�c otrzepywa� si� z piachu. - Feliks Edmundowicz zrobi z nimi porz�dek. A zacznie od... Odleg�e wycie szakala przerwa�o jego gniewn� tyrad�. Oderwa� wzrok od zakurzonej marynarki i rozejrza� si� woko�o. - Wot te na - wyszepta�. W jednej chwili zrozumia�, �e tu, gdzie trafi�, nawet Dzier�y�ski nie zdo�a mu pom�c... Rozleg�e pole pokrywa�a warstwa ni to py�u, ni to popio�u. Wsz�dzie dooko�a zia�y dziesi�tki do��w podobnych do tego, z kt�rego on sam si� wygrzeba�. Niekt�re by�y g��bokie, wyra�nie �wie�e, inne dawno ju� zasypa� niesiony wiatrem py�. Nad pustyni� wisia�o upiorne, ciemnopurpurowe niebo. Gigantyczny �uk toczy� po nim czerwon� kul�. - Przecie� nie ma �ycia pozagrobowego? - zdziwi� si� W�dz. - Ki diabe�? A. jasne. To robota Stalina, musia� mi jakiego� �wi�stwa do jedzenia dosypa�. Uszczypn�� si� w rami�. Zabola�o jak cholera. Potar� czo�o d�oni�, aby zebra� my�li. Jego palce utkn�y w czym� dziwnym, ale znajomym. Obmaca� pospiesznie czaszk�. - Mam w�osy! - ucieszy� si�. - Odros�y... A lekarze m�wili, �e syfilis powoduje trwa�e wy�ysienie. Zaraz wszak�e ponownie popad� w zadum�. - M�wili, �e do ko�ca �ycia nie odrosn� - westchn��. - Czyli jednak nie �yj�. Stalin �cierwo, to jego robota... Tylko gdzie ja u licha jestem? Niebo to chyba nie jest, piek�o te� nie. Ech. on by pewnie wiedzia�, kszta�ci� si� w seminarium. A polaz� gdzie�, akurat kiedy jest potrzebny! Pewnie �yje sobie sukinsyn i mo�e nawet, cholera, wodzem zostanie - roz�ali� si�. - A jak pomy�l�, �e mog�em go pos�a� przodem, �eby drog� przebada�... Wycie szakala rozleg�o si� teraz znacznie bli�ej. W�dz obmaca� kieszenie w poszukiwaniu jakiej� broni, ale nic nie znalaz�. - Niech to szlag! - zakl��. - Dupy wo�owe ci towarzysze z politbiura! Mogli mi da� chocia� n� albo pistolet na drog� w za�wiaty. Tylko wr�c� na ziemi�, ju� ja im poka��. Ruski miesi�c popami�taj�... Wycie si� urwa�o, a w p�mroku zamajaczy�a czyja� sylwetka. Przybysz wygl�da� na cz�owieka, tylko g�ow� mia� jakby wilcz�. - Jestem w Egipcie - ucieszy� si� W�odzimierz Iljicz. - A mo�e raczej w egipskich za�wiatach... - Wiadomo�ci, kt�re w szkole nauczyciel wbija� mu linijk� po �apach, stopniowo si� przypomina�y. - Witaj, synu - odezwa� si� psiog�owy. - Anubis? - zgad� o�ywieniec. - Owszem. - Stra�nik krainy zmar�ych wyci�gn�� sk�d� kajet. - Imi�, nazwisko, zaw�d? - W�odzimierz Iljicz Ulianow - przedstawi� si� Lenin - zawodowy rewolucjonista, dziennikarz... - �r�d�a utrzymania? - Mamusia mi przysy�a�a, a jak si� nieboszczce zmar�o - tu uroni� fa�szyw� �z� - bra�em pieni�dze od Stalina. - Czyli osobi�cie nie pracowa�? - D�o� z pi�rem zawis�a nad kwestionariuszem. - No sk�d! Jak si� robi rewolucj�, to nie ma cz�owiek czasu na g�upoty. - Zaw�d lub stanowisko? - Skoro nie pracowa�em, tylko z zasi�ku �y�em bezrobotny chyba... A ostatnio przyw�dca �wiatowego proletariatu. - Co to jest �proletariat�? - pad�o pytanie. W m�zgu Lenina zapali�y si� ostrzegawcze lampki. - Wiesz co? Wpisz zaw�d: faraon - powiedzia� - To du�o upro�ci. - Faraon? Sprawdzimy... - Anubis naskroba� co� w kajecie. - Wyznanie? - Marksista. Psiog�owy wytrzeszczy� oczy. Potem sprawdzi� w kieszonkowym leksykonie religii. - Nigdy nie s�ysza�em o takiej wierze... Lenin zrozumia�, �e chyba paln�� gaf�. - Jak ka�dy faraon zmusza�em ludzi by cze�� oddawali przede wszystkim mnie - u�ci�li�. - Znaczy si�, b�g? - Boga nie ma - odruchowo odpowiedzia� W�dz. -To znaczy chrze�cija�skiego nie ma - postanowi� si� podliza�. - Przykro mi, ale wedle naszych danych jest. - Stra�nik zamkn�� zeszyt. - To czemu tu trafi�em? - Bo zosta�e� zmumifikowany. Ka�dy zabalsamowany, je�li nie jest chrze�cijaninem, trafia do nas... Na s�d Ozyrysa trzeba i�� w t� stron�. - Wskaza� d�oni� jakie� budowle majacz�ce na horyzoncie. - Po drodze s� oczywi�cie pewne pr�by i pu�apki, ale jako faraon - u�miechn�� si� sarkastycznie - z pewno�ci� sobie poradzisz. W razie czego sprawdzaj w �Ksi�dze umar�ych�. - A je�li nie zdam? - Chytre oczka zamruga�y. - Kar� jest naturalnie ostateczne zatracenie cia�a i duszy w jeziorze p�omieni - wyja�ni� Anubis i powoli rozp�yn�� si� w powietrzu. Lenin pogrzeba� po kieszeniach, ale �Ksi�gi umar�ych� oczywi�cie nie znalaz�. - Kolejny punkt ujemny dla ch�opak�w z politbiura - warkn��, a potem zamy�li� si� g��boko. Warto by jako� da� zna� na ziemi�, �eby dos�ali mu potrzebne instrukcje. Tylko jak? * * * W�dz przeklinaj�c na czym �wiat stoi cz�apa� ubitym traktem. Po drodze co jaki� czas mija� szyby wydr��one w skale. Zajrza� do kilku. G��boko, g��boko pod ziemi�, wewn�trz wielkiej jaskini przetacza�y si� ogniste fale... Budowle na horyzoncie ogromnia�y z ka�dym jego krokiem. - Pu�apki? - mrukn�� roze�lony. - A to si� wpakowa�em. - Jak �liwka w kompot - powiedzia� kto� za jego plecami. Lenin odwr�ci� si� na pi�cie. Stoj�ca przed nim istota przypomina�a cz�owieka, tylko g�ow� mia�a inn�. - Hmmm, podobny jest pan do Anubisa, ale s�dz�c po godnej postawie... - W�odzimierz Iljicz na wszelki wypadek wola� si� znowu podliza�. - Jestem Set - przedstawi� si� przybysz. - B�g chaosu, wojny, destrukcji, pan zachodniej pustyni... - Bardzo mi mi�o, jestem... - Wiem. I wiem, co narozrabia�e� na ziemi. Ale nie przejmuj si�, twoja postawa �yciowa i pogl�dy budz� moj� naj�yczliwsz� aprobat�. - Mi�o mi to s�ysze�. - W�dz odetchn�� z ulg�. - Mamy wsp�lny problem. Cholernie by� mi si� tu przyda�, ale bez znajomo�ci hase� nie przejdziesz przez bramy... - Anubis wspomina� co� o �Ksi�dze umar�ych�... - Masz. - B�g wr�czy� mu zw�j papirusu. - Nagniemy troch� przepisy. Ale nie m�w nikomu, od kogo dosta�e�... - Jasne. - Lenin u�miechn�� si� z wdzi�czno�ci�. -Tylko jak to odczytam? Nie znam hieroglif�w... Ale Seta ju� nie by�o. W�odzimierz Iljicz zajrza� do zwoju i zarechota� w duchu. - No, to rozumiem - powiedzia�. - Wreszcie komu� chcia�o si� chwil� pomy�le�. Papirus dosta� w wersji rosyjskoj�zycznej. * * * Lenin pchn�� pi�knie rze�bione dwuskrzyd�owe drzwi i wkroczy� do sali podw�jnej prawdy. Jej centralny punkt stanowi�a wielka waga. Woko�o zbudowano trybuny. Siedzia�a tam ca�a masa dziwnych istot. Przy wadze krz�ta� si� jaki� typek z g�ow� ibisa. Sprawdza� dzia�anie mechanizmu. Urz�dzenie chyba od dawna nie by�o u�ywane, bowiem na szalkach le�a�a gruba warstwa kurzu. Anubis gaw�dzi� z jak�� nieletni� kici� ubran� w bardzo przejrzyst� halk�. Dziewczyna mia�a na g�owie opask�, a za ni� wpi�te jedno strusie pi�ro. �Ale lalunia� - pomy�la� W�dz. - �Zwa�ywszy na jej str�j, mo�na by s�dzi�, �e wyzby�a si� bur�uazyjnych przes�d�w...� Pog�adzi� si� z zadowoleniem po odro�ni�tej czuprynie. Z tego co pami�ta�, w m�odo�ci by� niez�ym przystojniakiem, te lekko mongolskie rysy twarzy robi�y wra�enie na towarzyszkach rewolucjonistkach. Skoro w�osy odros�y, to mo�e i inne cz�ci cia�a zjedzone przez syfilis b�d� dzia�a�y jak trzeba? I naraz poczu�, jak m�odzie�cza energia nape�nia jego l�d�wie. Opodal wagi sta� z�ocisty tron, chwilowo pusty. W k�cie siedzia�o co� dziwnego, paskudna krzy��wka hipopotama i krokodyla... Na szcz�cie kto� przyku� besti� do �ciany grubym z�otym �a�cuchem. - Jakim cudem tu dotar�e�? - zagadn�� psiog�owy, podchodz�c do W�odzimierza Iljicza. - Pokona�em wasze pu�apki. - No i jak, got�w? - Jasne. A co tu si� b�dzie dzia�o? - S�d Ozyrysa. Zwa�ymy twoj� dusz� i ocenimy, czy wolno ci pow�drowa� na pola trzcin, czy nie... - Jak mo�na zwa�y� co�, czego nie ma? - zdumia� si� pods�dny. - Pola trzcin? - upewni� si�. - Owszem. To kraina mlekiem i miodem p�yn�ca, gdzie dni p�dzi si� na rozkosznym trudzie siania i zbierania plon�w. Wszyscy pracuj� od rana do wieczora we wsp�lnym wysi�ku... - I ja niby mam... - Je�li przejdziesz s�d. - Psiog�owy, jak na gust Lenina, zbyt cz�sto ironicznie si� u�miecha�. - To pomy�ka! - zaprotestowa� W�dz. - Przecie� nie po to wymy�li�em ko�chozy, �eby da� si� w czym� podobnym zamkn��! Anubis zmarszczy� nos z dezaprobat�. - Ale jeszcze jedno, kim jest ta cizia? - W�odzimierz Iljicz spojrza� na kobiet� z pi�rem. - Aktoreczka jaka� z kabaretu, czy kokota? - Nie blu�nij! - warkn�� stra�nik. - To bogini sprawiedliwo�ci, Maat. Lenin zrozumia�, �e znowu paskudnie podpad�. Zakl�� pod nosem i w panice zacz�� sobie przypomina�, czego nauczy� si� na studiach prawniczych. * * * ^ Zabrzmia� z�oty gong i na tronie zmaterializowa� si� w�adca Krainy Zmar�ych. D�ug� chwil� panowa�o milczenie, wszyscy patrzyli na rewolucjonist� wyczekuj�co. - Wyjmijcie mu dusz� - poleci� wreszcie Ozyrys. B�g Tot wyci�gn�� tylko r�k� i ju� trzyma� w niej serce Wodza. - O kurde? - zdziwi� si� W�odzimierz Iljicz, spogl�daj�c na sw� pier�. Tot po�o�y� narz�d na szali. Teraz do wagi podesz�a bogini Maat. Wyj�a zza przepaski pi�ro i umie�ci�a je na drugiej szali. - Eeee? - zdziwi� si� W�dz. - Chyba wam kocio�ek nie gotuje - zasugerowa� niepoczytalno�� sk�adu s�dziowskiego. - Przecie� serce zawsze b�dzie ci�sze od puchu. Waga pokaza�a to, co by�o do przewidzenia. - Winny - orzek� Tot. Lenin pospiesznie zajrza� do papirusu. - Diabli nadali, przegapi�em mow� obro�cz�. - Teraz dopiero po�apa� si�, co powinien by� zrobi�. Ozyrys patrzy� na Lenina zaciekawiony. - Nie wygl�da na jakiego� wielkiego drania - powiedzia� wreszcie. - Odczytajcie, co tam napisane... Anubis rozerwa� serce i zajrza� do �rodka. - Obalenie legalnej w�adzy, rabunek miliard�w rubli w z�ocie, obr�cenie 150 milion�w ludzi w niewolnik�w, zlecenie likwidacji 30 milion�w takich, kt�rym si� to nie spodoba�o... - Hmm... Zaludnienie ziemi musia�o wzrosn�� ostatnimi czasy - zauwa�y�a bogini Maat. - Czy masz co� na swoj� obron�? - zapyta� Ozyrys oskar�onego. - By�em faraonem... - Do tego nielegalne pos�ugiwanie si� tytu�em - mrukn�� psiog�owy. - To tylko kwestia nazewnictwa - zaprotestowa� W�odzimierz Iljicz - mo�e u nas to si� inaczej nazywa, ale faraonem by�em. I to znakomitym. Co nale�y do obowi�zk�w w�adcy? - Powi�d� wzrokiem po zgromadzonych. - Wyrwa�em m�j lud z r�ki ciemi�zcy i sam go uciemi�y�em, zako�czy�em krwaw� wojn� i zaraz wszcz��em kilka kolejnych. To prawo wodza prowadzi� wojny - u�miechn�� si� triumfalnie. - Nak�ada�em podatki, i to najwy�sze na �wiecie. Piramid ani �wi�ty� budowa� nie nakaza�em, ale rozwalanie tysi�cy cerkwi te� �atwe nie by�o... - Starczy - burkn�� Ozyrys. - Wrzu�cie go do jeziora p�omieni... - Chwileczk�, braciszku - odezwa� si� jaki� g�os. Set zmaterializowa� si� ko�o wagi. - Co ci si� znowu nie podoba? - Faraon uzurpator Ulianow - u�miechn�� si� krzywo w�adca za�wiat�w. - Jak rozumiem, wszyscy faraonowie za�ywaj�cy rozkoszy na polach trzcin obj�li swoj� w�adz� legalnie? �wietny dowcip, musz� go opowiedzie� takiej na przyk�ad kr�lowej Hatszepsut... - Zniewoli� kilka narod�w - zaprotestowa�a bogini Maat. - Moja droga, poka� mi faraona, kt�ry nie prowadzi�by wypraw przeciw Libijczykom, Kuszytom, a nawet Palestynie... Mo�e nie wszystkim uda�o si� samo zniewolenie, ale plany mieli ambitne... - No ale 30 milion�w ofiar? - zaprotestowa�a. - Kociaczku �liczny, sama m�wi�a�, �e ludno�� ziemi radykalnie wzros�a. Za dawnych czas�w wystarczy�o zabi� tysi�c wrog�w, by rozgromi� ca�� armi�, teraz trzeba dziesi�tki milion�w pos�a� do piachu, �eby ludzie w og�le to zauwa�yli. Dobrze m�wi�? - zwr�ci� si� do Lenina. - W rzeczy samej. Niekt�rzy, zw�aszcza za granic�, nie wierzyli nawet, �e tylu wyko�czyli�my... - zapewni� W�dz. - Sami widzicie, faraon ca�� g�b�... - podsumowa� Set. - R�czysz za niego? - Ozyrys spojrza� na brata. - Oczywi�cie. - B�g destrukcji u�miechn�� si� promiennie. - To przecie� m�j wyznawca! * * * J�zef Wissarionowicz Stalin wygrzeba� si� z lessowego py�u. Przetar� za�zawione oczy i wykaszla� z p� kilograma ziemi. - Gdzie ja jestem? - wymamrota� i rozejrza� si� woko�o. Spoczywa� na rozleg�ym polu pokrytym tysi�cami dziur. Po szkar�atnym niebie gigantyczny �uk toczy� czerwon� tarcz� s�oneczn�. - A niech mnie - mrukn��. - I po jak� choler� kaza�em si� zmumifikowa�? Wsta� i otrzepa� mundur. Sprawdzi� wisz�c� na piersi samotn� gwiazdk� Bohatera Zwi�zku Radzieckiego. Od razu spostrzeg�, �e zamiast ze z�ota odlano j� z tandetnego plastiku. - Beria, ty z�odziejskie nasienie, czekaj, tylko wpadniesz w moje r�ce!!! - zacisn�� ku�aki. Na horyzoncie majaczy�y jakie� konstrukcje, wi�c ruszy� w tamt� stron�. Baraki, druty kolczaste, wie�yczki stra�nicze... - Zupe�nie jak u nas na budowie kana�u Bie�omorskiego - u�miechn�� si�. - Zatem i tu �yj� komuni�ci. To dobrze, z komunistami zawsze mo�na si� dogada�... Id�c wzd�u� p�otu dotar� do furki. Pchn�� j� i wszed� na teren obozu. Po wewn�trznej stronie ogrodzenia sta�a budka wartownicza. Siedzia� w niej jaki� cz�owiek w postrz�pionym waciaku i studiowa� �Ksi�g� umar�ych�. - Mog� wej��? - zagadn�� o�ywieniec. - Jasne. - Wachman od�o�y� zw�j. - Co za niespodzianka, nasz w�dz i nauczyciel we w�asnej osobie! - rzek� z podziwem na widok go�cia. - Prosz� i�� t� �cie�k�, do tego baraku tam - wskaza� co� w rodzaju stodo�y ozdobionej czerwon� gwiazd�. - Lenin oczekuje. - Lenin? - ucieszy� si� J�zef Wissarionowicz. - To on te� tu jest? - Oczywi�cie - u�miechn�� si� stra�nik. - I to od bardzo dawna. W jego g�osie by�o co� znajomego. Stalin spojrza� mu w twarz pokryt� bliznami po odmro�eniach. - Czy ty czasem nie jeste�...? - Jasne. Widz�, �e sobie przypominasz, sam mnie zes�a�e� do �agru. Nawiasem m�wi�c zresocjalizowa�em si� tam do tego stopnia, �e wyci�gn��em nogi. - To kto ci� zmumifikowa�? - zdumia� si� w�dz. - Dziadek Mr�z, a konkretnie wieczna zmarzlina pod lini� kolejowa do Norylska. No ju�, biegnij, przecie� na ciebie czekaj�. Stalin si� zaduma�. Przeczuwa� pewne problemy... Poszed� �cie�k� i pchn�wszy drzwi wszed� do szopy. Wn�trze wygl�da�o znajomo. Zupe�nie jak sala trybuna�u orzekaj�cego. St� nakryty zielonym suknem, trzy karafki, trzy szklanki, trzy krzes�a. Czerwony go�dzik w wazoniku. Tylko portret wisz�cy na �cianie by� inny. Zamiast Lenina przedstawia� jakiego� kolesia z �bem dziwnego bydl�cia. Za sto�em siedzieli jacy� dwaj go�cie, trzecie krzes�o by�o puste. Pierwszy wygl�da� jak Dzier�y�ski, tylko mia� wszystkie z�by z przodu. Drugi przypomina� Lenina, ale by� imponuj�co kud�aty. - Imi� i nazwisko? - za��da� w�ochacz. - Wo�odia! - wykrztusi� Stalin. - Towarzyszu, czego si� wyg�upiacie? Co wy, nie poznajecie mnie? Ale pi�kna fryzura. To peruka czy w�osy wam odros�y? - Ty si� J�zek, Wodzowi nie podlizuj - odezwa� si� ten drugi. - Poznali�my ci� �achmyto, ale procedura musi by� zachowana. - Jaka znowu procedura? - Trafi�e� do o�rodka dla zmartwychwsta�c�w. Zanim bogowie zadecyduj� o waszym losie, robimy wst�pn� selekcj�... - Jacy znowu bogowie? - zdziwi� si� przybysz. - Przecie� Boga nie ma. - Jest. Nazywa si� Set. - W�odzimierz Iljicz z szacunkiem wsta� i uk�oni� si� przed portretem wisz�cym na �cianie. - Zaraz, zaraz i du�o macie... - Nietrudno policzy�. Z samej Ko�ymy przez dwadzie�cia lat wali�y tu dzikie t�umy. Skierowali�my ponad osiem milion�w komunist�w do ko�choz�w na polach trzcin - powiedzia� z dum� Lenin. - A konkretnie trafili tam wszyscy, kt�rzy uwa�ali, �e ja by�em dobrym ojczulkiem rewolucji, a ty, J�zwa, spieprzy�e� wszystko. Ci, kt�rzy we mnie nie uwierzyli, do piachu. - A co z tymi, kt�rzy twierdzili, �e ja by�em dobry, a �agry to robota Jagody, Je�owa i Berii? - zainteresowa� si� pods�dny. - Ci poszli do jeziora p�omieni. - Dzier�y�ski u�miechn�� si� drapie�nie. - Sam rozumiesz. Lenin dobry, Stalin z�y... A ze z�ymi nie nale�y si� patyczkowa�. - Feliksie Edmundowiczu, no co wy? Pogadajmy jak przyjaciele. Towarzysze... - Gu� kabanu nie towariszcz! - rykn�� Dzier�y�ski. - Nie do��, �e mnie wyko�czy� kaza�e�, to jeszcze w gazetach pisali, �e zawa� serca mia�em! A obdukcja co wykaza�a? Samob�jstwo trzykrotnym strza�em w potylic�, do tej pory si� ze mnie �miej�! - Przyjaciele, wybaczcie! - Stalin pad� na kolana. - Ale� oczywi�cie. Nie b�dziemy wredni. - Lenin rozci�gn�� usta w szerokim u�miechu. - Twoje winy pu�cimy w niepami��. Jednak�e sam rozumiesz, �e w�dz mo�e by� tylko jeden. A zreszt�, czy to nie ty napisa�e�, �e wrogowi mo�na wprawdzie wybaczy�, ale profilaktycznie nale�y go potem zlikwidowa�... Stalin zrobi� si� blady jak �ciana. - Co ze mn� zrobicie? Zabijecie umar�ego?! - Nie, wy�lemy ci� do jeziora p�omieni... Wedle dost�pnych nam danych, ��czy si� ono z prawos�awnym piek�em, wi�c, mo�na powiedzie�, trafisz gdzie twoje miejsce - rzek� Feliks Edmundowicz. - Jak to, ateist� do piek�a?! - zdumia� si� Stalin. - Mam tu pewne w�tpliwo�ci natury teologicznej. Jak wiecie, studiowa�em w seminarium. A wi�c z racji mojego wykszta�cenia... - Szczeg�y wyja�ni� ci na dole. - W�odzimierz Iljicz uciszy� go gestem. A potem nacisn�� dzwonek. Do wn�trza weszli czterej �agiernicy. Musieli otrzyma� instrukcje ju� wcze�niej, bowiem bez s�owa obalili wi�nia na ziemi� i wykr�ciwszy mu r�ce, sp�tali drutem. Po�rodku obozu znajdowa� si� szyb nakryty metalow� zapadni�. Ustawili na niej wodza. Kat po�o�y� d�o� na wajsze zwalniaj�cej blokady. J�zef Wissarionowicz przetoczy� przera�onym spojrzeniem po placu i teraz dopiero spostrzeg� rozpi�ty pomi�dzy barakami transparent: TYM RAZEM NA ZBUDOWANIE KOMUNIZMU MAMY CA�� WIECZNO�� - G�wno! I tak wam si� nie uda! - wrzasn��. Klapa szcz�kn�a mu pod nogami. Lenin si� nie pomyli�. Reszt� w�tpliwo�ci teologicznych wyja�niono Stalinowi na dole.