1145

Szczegóły
Tytuł 1145
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1145 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1145 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1145 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Karol May "Winnetou".., .. .~. .. .~.) t, .... .. , okre�lenie wysoce z�o�liwe i uchybiaj�ce? - "Green" znaczy "zielony", a "horn" "r�g, . ro�ek". - Greenhorn to "zielony", a wi�c niedojrza�y, niedo�wiad- czony ~z�owiek, kt�ry musi ostro�nie wysuwa� r�ki, .je�li si� nie chce narazi� na niebezpiecze�stwo kpi�, s�owem - ��todzi�b. Greenhorn to cz�owiek, kt�ry nie wstaje z krzes�a, gdy chce na riim usi��� lady, i pozdrawia pana domu, zanim si� �k�oni paniom. Przy nabijaniu strzelby greenhorn wsuwa odwrotnie nab�j do lufy albo wpycha najpierw paku�y, potem kul�, a dopiero na ko�cu proch. Green- horn albo wcale nie m�wi po angielsku, albo bardzo czy- sto i wyszukanie, a okropno�ci� jest dla� angielski j�zyk jankes�w* lub �argon my�liwski, kt�ry �adn� rniar�, nie chce mu wle�� do g�owy, a tym' bardziej przej�� przez gard�o. Greenhorn uwa�a szopa za oposa, a �rednio �ad- n� Mulatk� za kwarterpnk�**. Gre�nhorn pali papierosy, a brzydzi si� Anglikiem �uj�cym tyto�. Greenhorn, otrzy- mawszy policzek od Paddy'ego***, leci ze skarg� do s�- dziego pokoju zamiast, jak prawdziwy jankes, ukara� na- pastnika na miejscu. Greenhorn bierze �lady dzikiego in= * J a n k e s = pogardliwa nazwa p�nocnych Amerykan�w. ** K w a r t e r o n k a - kobieta-mieszaniec rasy bia�ej i czarnej, posiadaj�ca 1/4 cz�� krwi murzy�skiej (quarto - czwarta cz��). - *** P a d d y - skr�t od najpopularniejszego imienia irlandzkiego Patrick, w~nowie potocznej oznac�aj�cy Irlandczyka. 5 dyka za trop nied�wiedzi, a lekki sportowy jacht za paro- wiec z rzeki Missisipi. Greenhorn wstydzi si� po�o�y� swoje brudne but~ na kolanach towarzysza podr�y, a gdy pije ros�, to nie chlipie jak konaj�cy baw�. Greenhorn wlecze z sob� na preri� g�bk� do mycia wiel- ko�ci dyni i dziesi�� funt�w myd��, zabiera w dodatku kompas, kt�ry ju� na trzeci dzie� wskazuje wszystkie mo�li- we kierunki z wyj�tkiem p�nocy. Greenhorn zapisuje sobie osiemset india�skich wyraz�w, a spotkawszy si� z pierw- szym czerwonosk�rym, przekonuje si�, . �e zapiski te wy- s�a� w ostatniej kopercie do domu, a list schowa� do kie- szeni. Greenhorn kupuje' proch, a kiedy ma wystrzeli�, spostrzega, �e sprzedano mu mielony w�giel. Greenhorn uczy� si� przez dziesi�� lat astronomii, ale cho�by r�wnie dh~go patrzy� w niebo, . nie pozna�by, kt�ra godzina. Greenhorn wtyka n� za pas w ten spos�b, �e kaleczy si� w udo,. gdy si� pochyli: Greenhorn roznieca ria Dzikim Zachodzie tak du�e ognisko, �e p�omie� bucha na wyso- ko�� drzewa, a gdy go Indianie zauwa��, dziwi si�, jak mogli go znale��. Greenhorn to w�a�nie greenh�rn. Ja sam by�em greenhornem. Nie nale�y jednak s�dzi�, �e przyznawa�ex~ si� w�w- cza�~, i� to przykre okre�lenie pasuje do mnie. �adn� mia- r�! Najwybitniejsz� cech� greenhorna jest w�a�nie to, �e uwa�a z~ "zielonych" raczej wszystkich innych, ale nigdy samego siebie. Przeciwnie, zdawa�o mi si�, �e jestem rozs�dnym i do- �wiadczo�ym c��owiekiem; wszak otrzyma�em wy�sze wykszta�cenie i nigdy si� nie ba�em egzaminu! B�d�c m�o- dym, nie zastanawia�em si� w�wczas nad tym, �e dopiero �ycie jest w�a�ciwym i prawdziwym uniwersytetem, w kt�- rym uczniowie s� pytani co dzie� i co godzina. Wrodzona ��dza czynu i pragnienie zapewnienia sobie dobrobytu �a- p�dzi�y mnie za �cean do Stan�w Zjednoczonych, gdzie warunki �ycia by�y w�wczas dla m�odego i zapobiegliwe- go cz�owieka daleko lepsze ni� teraz. Mog�em znale�� dobre utrzymanie w pa�stwach wschod- 9 nich, ale co� p�dzi�o mnie na Zach�d. Podejmuj�c si� r�nej pracy zarabia�em tyle, �e przyby�em do St.Louis dobrze wyposa�ony i pe�en najlepszych my�li. Los zawi�d� mnie do pewnej rodziny, u kt�rej znalaz- �em chwilowe ~schronienie jako nauczyciel domowy. By- wa� tam Mr Henry, wielki orygina�, rusznikarz, kt�ry od- dawa� si� swemu rzemios�u z zami�owaniem prawdziwego artysty; a siebie nazywa� z patriarchaln� dum� "zbrojmi- - strzem". By� t� cz�owiek od�naczaj�cy si� �yczliwo�ci� dla bli�- nich, pomimo �e na to nie wygl�da�, gdy�. pr�cz wspo- mnianej rodziny nie utrzymywa� z 'nikim stosunk�w, ~ ze swoimi klientami obchodzi� si� tak szorstko, . �e nie omija- li �ni jego sklepu tylko dzi�ki wysokiej jak�ci towaru. Mr Henry straci� �on� i dzieci wskutek jakiego� okrop- nego wypadku. I~lie m�wi� o tym nigdy, ale domy�li�em si� z niekt�rych wzmianek, �e wymordowano ich podczas jakiego� napadu. Ten straszny cios spowodowa� zapewne szorstko�� jego obej�cia. On sam mo�e nawet nie wie- dzia�, jak bardzo bywa� grubia�ski, w g��bi duszy jednak pozosta� nadal �agodny i dobrotliwy. Nieraz widzia�em, jak oczy rnu zachod�� �zami, ilekro� opowiada�em o oj= czy�nie i . moich rodakach, do kt�rych by�em i jestem przywi�zany ca�ym sercem. Nie mog�em d�ugi czas zrozumie�; . dlaczego ten stary cz�owiek w�a�nie mnie;. m�odemu i obcemu, okazywa� tyle przychylno�ci; a'z raz sam mi to powiedzia�. Pr�ychodzi� d� mnie cz�sto; przys�uchiwa� si� udzielanym przeze mnie lekcjom, a po ich zako�czeniu , zabiera� mi~ie z sob� na miasto. Raz nawet zaprosi� mnie do siebie w go�cin�. Te- go rodzaju wyr�nienie riikogo jeszcze z jego strony ` �i� spotka�o, dlatego waha�em si�, czy mam skorzysta� z za- proszenia. Ale moje oci�ganie nie podoba�o mu si� wi- doeznie. Dzi� jeszcze przypominam sobie w�ciek�� min�, jak� zrobi�, gdy wreszcie przyszed�em do niego, i ton, ja- kim mnie przyj�� nie odpowiadaj�c na moje powitanie. - Gdzie�e�cie to siedzieli wczoraj, sir? - W d�mu. - A przedwczoraj? - Tak�e w domu. . - Nie zawracajcie mi g�owy! v - M�wi� prawd�, Mr Henry! , Psh�w! Takie ��todzioby; jak wy, nie siedz� w gnie�dzie, ale wciskaj� si� wsz�dzie, gdzie mog�, tylko nie tam; gdzie p�winny. - Powiedzcie �askawie, gdzie� to powinienem by�. - Tu, u mnie. Zrozumiano? Ju� dawno chcia�erii was o c� zapyta�. Czemu� teg� nie uczynili�cie? - Bo mi si� nie chcia�o. Rozumiecie? - A kiedy wam si� zachce? - Mo�e dzisiaj. - A wi�c pytajcie �mia�o - wezwa�em go, siadaj�c wysoko na warsztacie, przy kt�rym pracowa�. Spojrza� mi w twarz zdziwiony, potr��sn�� karc�c� g�o- w� i zawo�a�: �mia�o! Jak gdybym takiego greenhorna, jak wy, mia� dopier� pyta� o pozwolenie, czy mog� z nim m�wi�i - Greenhorna? - odrzek�em marszcz�c czo�o, gdy� poczu�em si� dotkni�ty. - Przypuszczam, Mr Henry; �e wam si� to s�owo wyrwa�o mxmo w�li: . Nie wyobra�ajcie sobie za wiele! Powiedzia�em to z pe�nym rozmys�em. Jeste�cie greenhorn, i to jaki jeszcze! Tre�� przeczytanych ksi��ek dobrze wam siedzi w g�owie; to prawda. To wprost zdumiewaj�ce; ile wy si� tam u was musicie uczy�! Ten m�odzieniec wie dok�adnie, jak dalek� znajduj� si� gwiazdy, co kr�l Nabuchodonozor pisa� na ceg�aeh, ile wa�y powietrze, kt�rego' nawet nie widzia�. Pe��n takiej wiedzy, wyobra�a sobie; �e jest m�drcem. Ale wsad�cie nos w �ycie, rozumi�cie, po�yjeie z pi��dziesi�t lat, w�wczas dowiecie si� mo�e;. na czym polega w�a�ciwa m�dro��! Wasze dotychczas�we wiadomo�ci s� niczym, ` ~ wprost zerem, a to, co potraficie; ma jeszcze mniejsz� t warto��. Wy z pewno�ci� nie umiecie nawet strzela�! P�wiedzia� to z wie�k� pogard� i tak stanowc�o, jak gdyby by� pewny swej s�uszno�ci. - Strzela�? Hm! - odpar�em z u�miechem. - Czy to pytanie chcieli�cie mi zada�? - Tak. Teraz odpowiedzcie! Dajcie mi dobr� strzelb� d� r�ki, .a dostaniecie od- powied�. , Na te s�owa od�o�y� luf�, kt�r� , gwintowa�; wsta�, u- tkwi� we mnie zdziwione oczy i zawo�a�: .. ~ Strzelb� do r�ki, sir? Tego si� po mnie nie spodzie- wajcie! Moje strzelby dostaj� si� tylko w takie r�ce, kt�- rym razem z nimi mog� powierzy� m�j honor! - Ja mam w�a�nie takie r�ce - stwierdzi�em. Spojrza� na mnie tym razem z boku, usiad�, zacz�� zno- wu pracowa� nad luf�, mrucz�c pod nosem: - Taki greenhorn! Got�w mnie naprawd� rozz�o�ci� swoim zuchwalstwem! Nie przejmowa�em si� tym, poniewa� go zna�em. Wyj�- �em cygaro i zapali�em. M�j gospodarz milcza� mo�e kwadrans, ale d�u�ej nie wytrzyma�. Podni�s� luf� pod �wiat�o, popatrzy� prze� ni� i zauwa�y�: Strzela� to nie to samo, co patrze� na gwiazdy lub odczytywa� napisy ze stary�h cegie� Nabuchodonozora. Zrozumiano? Czy mieli�cie kiedy strzelb� w r�ku? Mia�em. Kiedy? - Do�� dawno. - A czy�cie mier�yli i wypalili kiedykolwiek? - Tak. - I tra~li�cie? ~ Oczywi�cie. Na to opu�ci� pr�dko trzyman� w r�ku luf�; spojrza� ~ zn�w: na mnie i rzek�: - Tak, trafili�cie; naturalnie, ale w co? W cel, to si� s-amo przez si� rozumie. - Co? Tego we mnie nie wmawiajcie! - Nie wmawiam, lecz stwierdzam zgodnie z prawd�. g ~ - Niech was diabe� porwie, sir! Was nie mo�na zrozu- mie�. Jestem pewien, �e chybili�cie, cho�by�cie' strzelali w mur na dwadzie�cia �okci wysoki i pi��dziesi�t d�ugi, a robicie min� tak powa�n� i pewn� siebie, �e ��� cz�o- wieka zalewa. Ja nie jestem ch�opakiem, kt�remu udziela- cie lekcji, rozumiecie! Taki greenhorn , i m�l ksi��kowy, jak wy, chce umie� strzela�! Grzeba� nawet w tureckich; arabskich i innych ghxpich szparga�ach i znalaz� przy tym czas na strzelanie! Zdejmijcie t� star� flint� z gwo�d�ia i z��cie si� jak do strza�u. 'To rusznica na nied�wiedzie, najlepsza ze wszystkich, jakie mia�em w r�kach! Poszed�em za jego wezwaniem. - Halo! - zawo�a� zrywaj�c si�. - A to co? Obcho- _ dzicie si� z t� strzelb� jak z laseczk�, a to najci�sza rusz- nica, jak� znam. Tacy jeste�cie silni? Zamiast odpowiedzi chwyci�em go z do�u za kamizelk�, i sprz�czk� od spodni i podnios�em praw� r�k� do g�ry. Do pioruna! - krzykn��. - Pu��cie! Jeste�cie o wiele silniejsi od mego Billa. ~ - Waszego Billa? Kto to? - To by� m�j syn, kt�ry... ale dajmy temu spok�j! Nie �yje; tak jak i reszta. R�s� na dzielnego ch�opca, ale sprz�tni�to go razem z innymi w czasie mej nieobecno�ci. Podobni jeste�cie do riiego z postury, macie prawie takie same oczy, ten sam uk�ad ust i dlatego was... ale to was przecie� nic nie obchodzi! Twarz jego nabra�a wyrazu g��bokiego smutku; przesu- n�� po niej r�k� i rzek� weselej: ' - Wielka szkoda, �e maj�c tak silne msku�y, pogr��y- li�cie si� w ksi��kach. Powinni�cie byli �wiczy� si� fizycz- nie! - Robi�em to. - Rzeczywi�cie? - Tak. , - Boksujecie si�? - Tam u nas nie jest to w zwyczaju. Ale gimnastykuj� si� i mocuj�. - Je�dzicie kottno? - Tak. , - A w szermierce? - Udziela�em lekcji. . Cz�owieku, nie blaguj! - Mo�e spr�bujemy? - Dzi�kuj�, mam do�� tego, co by�o! Musz� zreszt� pracowa�. Usi�d�cie z powrotem! Wr�ci� do warsztatu; a ja za nim. Rozmowa .sta�a si� sk�pa, Henry zaj�ty by� widoczni� jakimi� my�lami. Na- raz ppdni�s� oczy znad roboty i zapyta�: - Czy zajmowali�cie si� matematyk�? - To jedna z moich ulubionych nauk. - Arytmetyk�, geometri�? - Oczywi�cie. - I miernictwem? - Na vet z wielkim upodobaniem. Ugania�em cz�sto be� potrzeby z teodolitem po polach. - Naprawd� potraficie robi� pomiary? - Tak, bra�em udzia� w pomiarach ~ poziomych i po- miarach wysoko�ci, chocia� wcale nie uwa�am si� za geo- det�. Well*; dobrze, bardzo dobrze! - Czemu o to pytacie, Mr Henry? '" - Mam widocznie pow�d. Zrozumiano? Jaki, to si� jeszcze kiedy� oka�e. Musz� najpierw wiedzie�, . hm, tak, musz� najpierw wiedzie�,-czy~umiecie strzela�. ~ Wystawcie mnie na pr�b�! - Zrobi� to, tak, zrobi�, . b�d�cie tego pewni. O kt�rej godzinie rozpoczynacie jutro lekcje? O �smej rano. - To wst�pcie do mnie o sz�stej. P�jdziemy na strzel- ;<' nic�, gdzie wypr�bowuj� moje strzelby. - Czemu tak wcze�nie? - Bo nie chce mi si� d�u�ej czeka�. Zawzi��em si�, �e- * W e 1 1 (ang:) - dobrze, w porz�dku, �atem, no. 11 by was przekona�, jaki z was greenhorn. No, teraz do�� ju�; mam co� o wiele wa�niejszego do roboty: Upora� si� widocznie z luf�, bo wyj�� z szafy wielo- �cienny kawa�ek �elaza i zacz�� opi�owywa� jego r�gi: Za--- uwa�y�em na powierzchni ka�dego rogu otw�r. Henry pracowa� nad tym z tak� uwag�, �e- zapomnia� pra- wie o mojej obecno�ci. Oczy mu si� iskrzy�y, gdy od ezasu do ezasu przypatrywa� si� swojemu dziehz; bi�a z nich, rzek�- bym, mi�o��. Ten kawa�ek �elaza mia� widocznie dla niego wielk� warto��. Poniewa� zaciekawi�o mnie to, zapyta�em: Czy to b�d�ie cz�� strzelby? - Tak - odrzek�, jak gdyby sobie przypomnia�, �e je- szcze jestem. - Ni� znam systemu broni z tego rodzaju cz�ci� sk�a- dow�. - - Wierz�. Taki ma dopiero powsta�. B�dzie to system Henry'ego. - Aha, wasz wynalazek? ~ Tak. - W takim razie prosz� wybaczy�, �e -zapyta�emi To o~zywi�cie tajemnica. Zagl�da� da wszystkich dziurek przez d�u�szy czas, obraca� to �elazo w r�nych kierunkach, przyk�ada� je kilka razy do tylnego wylotu lufy, na koniec odezwa� si�: - Tak, to tajemnica, wiem jednak, �e umiecie mileze�, chocia� z was sko�ezony i prawdziwy greenhorn; dlatego ~ powiem wam, co z tego b�dzie: sztucer wielostrza�owy na dwadzie�cia .pi�� strza��w. - Niemo�liwe! - Co wy tam wiecie! Nie jestem taki g�upi, �ebym si� porywa� na rzeczy niemo�liwe. W takim razie musieliby�cie.mie� komory na amti~ ~. `nicj� dla dwudziestu pi�ciu strza��w! Tote� je mam! _ - Ale niew�tpliwie du�e, niezgrabne i ~ci�kie. B�dzie tylko jedna komora, bard�o wygodna. To ��lazo jest komor�. 12 - By� mo�e, i� nie rozumiem si� na waszym rzemio�- , le, ale obawiam si�, czy si� lufa zanadto nie rozgrzeje. Ani jej si� �ni. Materia� i spos�b obchodzenia si� z luf� jest moj� tajemnic�. Zreszt�, czy trzeba wystrzeli� od razu dwadzie�cia pi�� naboj�w, jeden za drugim? - Chyba nie! - No wi�c! To �elazo b�dzie obracaj�cym si� w_ alcem, a dwadzie�cia pi�� otwor�w zawiera� b�dzie` tyl� naboj�w. Przy ka�dym strzale walec posunie nast�priy nab�j ku lufie. D�ugie lata nosi�em si� z tym pomys�em, dhxgo nic mi ~i� nie udawa�o, teraz jest nadzieja, �e si� to jako� sklei: Ju� obecnie jako rusznikarz mam dobre imi�, ale potem- stan� si� s�awny, bardzo s�awny i zarobi� du�o pieni�dzy. - A w dodatku obci��ycie swoje sumienie! Popatrzy� na mnie zdumiony, po ezym zapyta�: - Sumienie? Jak to? - S�dzicie, �e morderca mo�e mie� czyste'sumienie? - Rany boskie! Czy chcecie powiedzie�, �e jestem morderc�? - ~ Tera� jeszcze nie. - Albo �e nim zostan�? - Tak, gdy� pomoc w morderstwie jest tak� sam� zbrodni� jak morderstwo. ; - Niech was diabli porw�! Nie b�d� pomaga� w �a- dnym morderstwie! Co wy wygadujecie? - Oczywi�cie nie w pojedynczym, ale masowym. - Jak to? �ie rozumiem was. -~- Je�eli sporz�dzicie strzelb� na dwadzie�cia pi�� strza- ��w i oddacie j� w r�ce pierwszego lepszego �otta,, to na pre- riach, w puszczach i w g�rskich w�wozach rozpocznie si� wnet okropna rze�. Do biednych Indian strzela� b�d� jak do kujot�w* i za kilka lat nie ostanie si� ani jedep czerwo- . nosk�ry. Gotowi jeste�cie wzi�� to na swoje sumienie? Patrzy� na mnie w milczeniu. '~ K ~ j o t - odmiana drobnego wilka stepowego ,�yj�cego na pre- riach zachodnich stan�w USA - dzi� pr�wie ca�kowiCie wyniszczona. 13 - Je�eli ka�dy b�dzie m�g� za pieni�dze naby� tak� wiec��r, a tym mniej, �e ci�ka rusznica, kt�r� Henry na- strzelb� - m�wi�em dalej - to zbierzecie wprawdzie p� , ~'a� "star� flint� , oraz. niegotowy jeszcze sztucer ode- kilku latach tysi�ce, ' ale mustangi i bizony b�d� doszcz�t- graj� w mym pr�ysz�yxn �yciu tak wielk� rol�. Cieszy�em nie wyt�pione; a wraz z nimi wszelkiego rodzaju zwierzy- si� jednak my�l� o nast�pnym p�rariku, gdy� strzela�em na, kt�rej mi�so potrzebne jest czerwonosk�rym do �ycia. � . ju�~rzeczywi�cie du�o i dobrze i by�em pewien, �e popis�� Setki i tysi�ce zabijak�w uzbroj� si� w wasze sztucery si� przed moim osobliwym starym przyjacielem. i p�jd� na zach�d. Krew ludzi i zwierz�t pop�ynie stru- Stawi�em si� ~u, niego punktualnie o godzinie sz�stej ra- mieniami i niebawem okolice z tej i z tamtej. strony G�r- no. Czeka� ju� na mnie, wyci�gn�� .r�k� na powitanie, Skalistych opustoszej� z wszelkich �ywych istot. � po jego surowej, lecz poczciwej twarzy przebieg� lekki; - Przekle�stwo! - zawo�a�. - Czy rzeczywi�cie przy- jakby drwi�cy u�miec~. byli�cie tu niedawno z Europy? - Witam,. sir! - rzek�. - Macie min� zwyci�zcy. Czy - Tak. zdaje wam si�, �e traficie w mur; o kt�rym wczoraj m�- A pr�edtem nigdy nie byli�cie tutaj? wi�em? - Nie. Spodziewam si�. A wi�c i na Dzikim Zachodzie? - Well, zaraz spr�bujemy. Ja wezm� l�ejsz� strzelb�, Tak�e nie. a wy poniesiecie rusznic�, bo~ nie chce mi si� taszczy� ta- - A zatem zupe�ny greenhorn. Mimo to gada tak, jak kiego ci�aru. gdyby by� pradziadkiem wszystkich Indian i' �y� ju� tutaj Henry przewiesi� sobie przez plecy lekk� dwururk�, a ja od stu lat! Cz�owieku, nie wyobra�ajcie sobie, �e nap�dzi- wzi��em "star� fli�t�"'. Gdy�my przybyli na strzelnic�, na- cie mi strachu! A gdyby nawet by�o tak, jak przedstawia- ~ ,h;..:-.. bi� obydwie strzelby i odda� najpierw dwa strza�y ze swo- cie, to wiedzcie, �e wcale nie zamierzam zak�ada� fabryki r;s~e,,,. �e~. Potem przysz�a kolej na mnie, Nie zna�em jeszcze tej broni. Jestem cz�owiek samotny i chc� samotnym pozo- rusznicy, trafi�em mimo to pierwszy raz w sam� kraw�d� sta�. Nie mam ochoty u�era� si� ze stu lub wi�cej robot- czarnego ko�a na ` tarczy. Drugi raz powiod�o mi si� je- nikami. ,v`:::. szcze lepiej, trzeci strza� pad� ju� dok�adnie w sam �rodek, . - Mogliby�cie uzyska� patent na sw�j wynalazek; . a wszystkie nast�pne kule przelecia�y przez dziur� wybit� sprzeda� go i du�o na tym zarobi�. za trzecim razem. - O to si� nie troszczcie, sir! Dotychczas mia�em do�� ~ Zdumienie Henry'ego wzmaga�o si� za ka�dym strza- na swoje potrzeby; spodziewam si�, �e i nadal biedy nie �em. Musia�em wypr�bowa� i jego dwururk�, a gdy i tym zaznam. Teraz zabierajcie si� do domu! Nie b�d� d�u�ej . 7 razem osi�gn��em r�wnie pomy�lny wynik, zawo�a�: shxcha� pisku ptaszka, kt�ry musi najpierw wyleciec j - Albo macie diab�a w sobie, sir, albo jeste�cie wprost r z gniazda, zanim si� nauczy �piewa�. urodzeni na westmana*. Nie widzia�em jeszcze tak strze- Nie obrazi�em si� za te szor�tkie s�owa. Taka by�a jego . ~~" la~�cego greenhorna! natura, nie w�tpi�em ani na chwil�, �e dobrze mi zyczy� ~ Polubi� mnie i chcia� � pewno�ci� pomaga� mi, jak mog�, . ~~~ * W e s t m a n - cz�owiek obeznany doskonale z warunkami Dzikie- pod ka�dym wzgl�dem. Podawszy mu na po�egnanie r�- ~# c go Zachodu, kieruj�cy si� najcz�ciej etyk� zdobywcy; przede wszyst- ~ lam: przedsi�biorczy Amerykanin znad zachodniej gianicy, kt�ra w k�; kt�r� Ori Silriie pOtrZ�sri��, OdSZed�em. ~ ~;r, XIX wieku przesuwa�a si� stale w g��b nie zawojowanych jeszcze teryto= Nie przeczuwa�em, jak wa�ny mia� si� sta� dla mriie �v~ .,~ . now plemion india�skich (westman - dos�ownie cz�owiek Zachodu). 15 14 y. - Je�eli ka�dy b�dzie m�g� za pieni�dze naby� tak� strzelb� - m�wi�em dalej - t� zbierzecie wprawdzie p� kilku latach tysi�ce, 'ale mustangi i bizony b�d� doszcz�t- nie wyt�pione, a wraz z nimi wszelkiego rodzaju zwierzy- na, kt�rej mi�so potrzebne jest czerwonosk�rym do �ycia. Setki i tysi�ce zabijak�w uzbroj� si� w wasze sztucery i p�jd� na zach�d. Krew ludzi i zwierz�t pop�ynie stru- mieniami i niebawem okotice z tej i z tamtej. strony G�r Skalistych opustoszej� z wszelkich �ywych istot. - Przekle�stwo! - zawo�a�. - Czy rzeczywi�cie przy- byli�cie tu niedawno z Europy? - Tak. A przedtem nigdy nie byli�cie tutaj? - Nie. - A wi�c i na Dzikim Zachodzie? - Tak�e nie. - A zatem zupe�ny greenhorn. Mimo to gada tak, jak gdyl?y by� pradziadkiem wszystkich Indian i` �y� ju� tutaj od stu lat! Cz�owieku, nie wyobra�ajcie sobie, �e nap�dzi- cie mi strachu! A gdyby nawet by�o tak, jak przedstawia- cie, to wiedzcie, �e wcate nie zamierzam zak�ada� fabryki broni: Jestem cz�owiek samotny i chc� samotnyrn pozo- sta�. Nie mam ochoty u�era� si� ze stu lub wi�cej robot- nikami. - Mogliby�cie uzyska� patent na sw�j wynalazek, sprzeda� go i du�o na tym zarobi�. - O to si� nie troszczcie, sir! Dotychczas mia�em do�� na swoje potrzeby; spodziewam si�, �e i nadal biedy nie zaznam. Teraz zabierajcie si� do domu! Nie b�d� d�u�ej s�ucha� pisku ptaszka, kt�ry musi najpierw wylecie� z gniazda, zanim si� nauc�y �piewa�. Nie obrazi�em si� za te szor�tkie s�owa. Taka by�a jego natura, nie w�tpi�em ani na chwil�, �e dobrze mi �yczy�. Polubi� mnie i chcia� z pewn�ci� pomaga� mi, jak m�g�, . pod ka�dym wzgl�dem. Podawszy mu na po�egnanie r�- k�, kt�r� on silnie potrz�sn��, odszed�em. Nie przeczuwa�em, ~ak wa�ny mia� si� sta� dla mnie �w 14 wiecz�r, a tym mniej, �e ci�ka rusznica, kt�r� Henry na-~ zywa� "star� flint�", oraz. niegotowy jeszcze sztucer ode- graj� w mym pr�ysz�yxn �yciu tak wielk� rol�. Cieszy�em si� jednak my�l� o nast�pnym p�ranku, gdy� strzela�em ju�~rzeczywi�cie du�o i dobrze i by�em pewien, �e popis�� si� przed moim osobliwym starym przyjacielem. Stawi�em si� u niego punktualnie o godzinie sz�tej ra- no. Czeka� j.u� na mnie, wyci�gn�� .r�k� na p�witanie, a po jego surowej, lecz poczciwej twarzy przebieg� lekki; jakby drwi�cy u�miec~. - Witam,. sir! - rzek�. - Macie min� zwyci�zcy: Czy zdaje wam si�, �e trafcie w mur, o kt�rym wczoraj m�- wi�em? Spodziewam si�. Well, zaraz spr�bujemy. Ja wezm� l�ejsz� strzelb�, a wy poniesiecie rusznic�, bo nie chce mi si� taszczy� ta- kiego ci�aru. Henry przewiesi� sobie przez plecy lekk� dwururk�, a ja wzi��em "star� flint�". Gdy�my przybyli na strzelnic�, na- bi� obydwie strzelby i odda� najpierw dwa strza�y ze swo- jej. Potem przysz�a kolej na mnie. Nie zna�em jeszcze tej rusznicy, trafi�em mimo to pierwszy raz w sam� kraw�d� czarnego ko�a na tarczy. Drugi raz powiod�o mi si� je- szcze lepiej, trzeci strza� pad� ju� dok�adnie w sam �rodek; a wszystkie nast�pne kule przelecia�y przez dziur� wybit� za trzecim razem. Zdumienie Henry'ego wzmaga�o si� za ka�dyin strza- �em. Musia�em wypr�bowa� i jego dwururk�, a gdy i tym razem osi�gn��ern r�wnie pomy�lny wynik, zawo�a�: - Albo macie diab�a w sobie, sir, albo jeste�cie wprost urodzeni na westmana*. Nie widzia�em jeszcze tak strze- laj�cego greenhorna! * W e s t m a n - cz�owiek obeznany doskonale � warunkami Dzikie- go Zachodu, kieruj�cy si� najcz�ciej etyk� �dobywcy; przede wszyst- kim: przedsi�biorc�y Amerykanin znad zachodniej gianicy, kt�ra w XIX wieku przesuwa�a si� stale w g��b nie zawojowanych jeszcze teryto- ri�w plemion india�skich (westman - dos�ownie cz�owiek Zachodu). 15 - Diab�a nie mam, Mr Henry - za�mia�em si�: - I riie chc� nic wiedzie� o takim przymierzu. - W takim razie waszym zadaniem, a naw�t powin- no�ci� jest zosta� westmanem. Czy nie ~czuj�cie do tego ochoty? - Owszem! Well, zobaczymy, co si� da zrobi� z greenhorna. A konno umiecie tak�e je�dzi�? - Od biedy. - Od biedy? A wi�c nie tak dobrze jak strzela�? Pshaw! Je�dzi� konno to �adna sztuka! Najtrudniej dosi��� konia. Gdy si� ju� znajd� w siodle; zrzuci� si� nie dam. Spojrza� na m�ie badawczo, czy m�wi� powa�nie; czy �artem. Zrobi�em min�, jak gdybym si� nie domy�la� ni- czego, a on zauwa�y�: - Tak rzeczywi�cie s�dzicie? Chc�cie zapewne trzyma� si� grzywy? W takim razie jeste�cie w b��dzie. Sami przy- znali�cie, �e najtrudniej dosta� si� na siod�o, bo to trzeba wykona� o w�asnych si�ach: Zsi��� o wiele �atwiej, gdy� o to ju� ko� si� stara, i to bardz� pr�dko. U mnie ko� si� o to nie postara! - Tak? Zobaczymy! Mo�e spr�bujecie? - Ch�tnie. - To chod�cie! Dopiero si�dma, macie jeszcze do�� czasu. P�jdziemy do Jima Cornera, kt�ry odnajmuje ko- ~ nie. Ma on deresza, kt�ry si� ju� o to dla was postara. . Wr�cili�my do miasta, odszukali�my handlarza koni, kt�ry posiada� du�� uje�d�alni�, otoczon� stajniami. Cor- ner wyszed� sam i zapyta�, czego ��damy. - Ten m�odzieniec twierdzi, �e �aden ko� nie zrzuci go z siod�a - odpowiedzia� Henry.. - C� wy na to, Mr Cor�er? Pozwolicie mu si� wdrapa� na swojego deresza? Handlarz zmierzy� mnie badawczym wzrokiem, potem pokiwa� g�ow� i odrzek�: - Ko�ciec zdaje si� dobry i gi�~~i; zreszt� m�odzi lu- dzie nie �ami� karku tak �atwo jak starsi. Je�eli ten d�en- 16 telmen chce spr�bowa� deresza, to nie mam ni~ przeciw- ko temu. Wyda� odpowiednie rozkazy i niebawem dwaj stajenni wyprowadzili ze stajni osiod�anego konia. By� bardzo nie- spokojny i usi�owa� si� wyrwa�. Stary Mr Henry zl�k� si� o mnie i prosi�, �ebym zaniecha� pr�by, ale ja si�, po pierwsze, nie ba�em, a po drugie, uwa�a�em t� spraw� za rzec� honoru. Kaza�ern sobie poda� rbicz i przypi�� ostro- gi i po kilku daremnych pr�bach, przeciwko kt�rym ko� broni� si� jak m�g�, znalaz�em si� w siodle. W tym samym momencie stajenni odskoczyli czym pr�- dzej, a deresz zrobi�, skok wszystkimi czterema nogami w g�r�, a potem drugi w bok. Utrzyma�em si� w siodle, chocia,� nie mia�em jeszcze n�g w strzemionach. �pieszy- �em si�, by je pr�dko w�o�y�. Zaledwie si� to sta�o, ko� zacz�� wierzga�, a gdy nic tym nie wsk�ra�, przycisn�� si� do �ciany, aby mnie o ni� zsun��, ale m�j bicz odp�dzi� go wkr�tce od niej. Nast�pi�a ci�ka i niebezpieczna dla je�d�ca walka z koniem. Wyt�y�em ca�� moj� zr�czno�� i niedostateczn� w�wczas jeszcze wpraw� oraz ca�� si�� n�g; to wszystko razem przynios�o mi w ko�cu zwyci�- stwo. Gdy zsiada�em; nogi mi dr�a�y ze zm�czenia, ale ko� ocieka� potem i bryzga� du�ymi, ci�kimi p�atami piany. By� teraz pos�uszny na ka�de poruszenie ostrogi lub cugli. Handlarz zl�k� si� o konia, kaza� owin�� go kocem i przeprowadza� z wolna po dzied�i�cu. Potem zwr�ci� si� do mnie: - Nigdy bym tego nie przypu�ci�, m�odzie�cze; s�dzi- �em, �e b�dziecie le�eli po pierwszym skoku. Nie zap�aci- cie oczywi�cie nic, a je�eli chcecie mi sprawi� przyje- mno��;, to przyjd�cie jeszcze i nauczcie t� besti� rozumu. Nie idzie mi w tym wypadku o jakich dziesi�� dolar�w, ale o wiele wi�cej, bo to nie jest ko� tani, gdy wi�c si� stanie pos�uszny, wtedy ja na tym du�o zyskam. - Je�li sobie �yczycie, to jestem got�w wy�wiadczy� wam t� grzeczno��. . 17 Henry nie. odezwa� si� ani s�owem od czasu, kiedy zsiad�em; przypatrywa� mi si� tylko; kiwaj�c g��w�. Na- raz klasn�� w r�ce i zawo�a�: - Ten greenhorn to istotnie nadzwyczajny albo raczej niezwyk�y greenhorn! Ma�o nie zdusi� na �mier� tego ko- nia, zamiast da� si� rzuci� na piasek. Kto. was tego na- uczy�, sir? Przypadek. Swojeg� czasu dosta~ si� w moje r�ce p�dziki ogier z puszty* w�gierskiej, kt�ry nie pozwala� nikomu wsi��� �a. siebie. Powoli i dzi�ki wytrwa�o�ci opa- nowa�em go, cho� wprost z nara�eniem �ycia. Dzi�kuj� za takie bestie. Wol� m�j stary fotel, kt�ry si� nie sprz�ciwia,' gdy na nim siadam. Chod�my; dosta- �em zawrotu g�owy! Ale nie na darmo widzia�em, jak strzelacie i je�dzicie na koniu. Mo�ecie mi wierzy�. Poszli�my do domu; on do siebie; a ja do mojego mie- szkania. Henry nie pokaza� si� tego dnia ani w ci�gu dw�ch nast�pnych, a ja tak�e nie mia�em sposobno�ci uda� si� do niego. Ale na trzeci dzie� zajrza� d� mnie po po�udniu, wiedz�c, �e jestem wolny. - Czy fnacie ochot� przej�� si� ze-mn�? - zapyta�. - A dok�d? - Do pewnego d�entelmena, kt�ry chcia�by was po- zna�. - Dlaczego mnie? - Prosz� �obie wyobrazi�: nie widzia� jeszcze riigdy greenhorna. - Dobrze; p�jd�. Henry mia� dzi� tak filutern� i przedsi�biorcz� min� jak jeszeze ~ nigdy. Jego zachowanie kaza�o mi si� domy�la�, ~ �e przygotowuje jak�� niespodziank�. ;Przeszli�my przez kilka ulic i wst�pili�my do jakiego� biura z szerokimi, szklanymi drzwiami od ulicy. Henry wpad� tam tak pr�d- . ko, �e nie zd��y�em dok�adnie przeczyta� z�otych liter na szybach, zdawa�o mi si� jednak, �e zobaczy�em s�owa: * P u s z t a - wielkie stepowe r�wniny w �rodkowych W�grzech. 20 O f f i c e"* i ;, s u r v e y i n g"**. Okaza�o si� te� nieba- wem, �e si� nie pomyli�em. Siedzieli 'tam trzej panowie, kt�rzy bardzo serdecznie przywitali si� z I-�enrym,, a ze mn� uprzejmie i z ni~e ukry- wan� ciekawo�ci�. Na sto�ach le�a�y - mapy i plany, a w�r�d nich rozmaite przyrz�dy miernic�e. Byli�my w biurze geodetycznym. Celu tych odwiedzin nie zna�em. Henry riie przys�ed� ani z zam�wieniem, ani po informa- cj�, .tylko jakby na przyjacielsk� pogaw�dk�, kt�ra si� te� bardzo szybko nawi��a�a i zesz�a na znajduj�ce si� tu przedmioty. Ucieszy�em si� nawet tym, gdy� mog�em wzi�� w niej wi�kszy udzia�, ni� gdyby m�wiono o spra- wach ameryka�skich, kt�rych jeszcze dobrze nie zna�em. Henry interesowa� si� widocznie bardzo miernictwem. Chcia� wiedzie� wszystko i tak mnie powoli wei�gn�� w rozmow�, �e w ko�cu sam odpowiada�ern �a -rozmaite jego pytania, �bja�nia�em zastosowanie r�nych przyrz�- d�w, pokazywa�em, jak si� rysuje mapy i plany. By� ze mnie istotnie t�gi greenhorn, gdy� nie odgad�em ich za- miaru. Uderzy�o mnie co� dopiero, gdy zauwa�y�em, �e ci panowie daj� rusznikarzowi tajemne �naki. Wsta�em � krzes�a, chc�c niejako zwr�ci� uwag� Henry'emu, �e �y- cz� sobie ju� wyj��. On si� nie sprzeciwi�, wobec czego wys�li�~ny po�egnani jeszcze przyja�niej, ni� byli�my przy- j�ci. Gdy znale�li�my si� w takiej odleg�o�ci od biura, �e nie mo�na nas ju� by�o stamt�d dojrze�, Henry zatrzyma� si�, po�o�y� mi r�k� na ramieniu i rzek� promieniej�c zadow�- leniem: Sir, cz�owieku, m�odzie�cze, greenhornie, ale� zr�bi- li�cie mi przyjemno��! Jestem wprost dumny z was! Czemu? - Bo przewy�szyli�eie nawet moj� rekomendacj� i oczekiwania tych pan�w! * O f f i c e (ang.) - urz�d. ** S u r v e y i n g (ang.) - mierniCzy 21 - Rekomendacj�, oczekiwania? Nie rozumiem. - Bo to v~cale niepotrzebne. Sprawa jest bardzo pro- sta. Twierdzili�cie niedawno, �e znacie si� na miernictwie. Aby si� przekona�, czy to nie blaga, zaprowadzi�em was do tych d�entelmen�w, a moich dobrych znajomych, aby was wypr�bowali. Okaza�o si�, �e wszystko w porz�dku, i wyszli�cie z honorem. Blaga? Mr Henry, je�li uwa�acie mnie za zdolnego do blagi, to ju� wi�cej nigdy was nie odwiedz�! - Nie b�d�cie �mieszni! Nie oc~bierzecie chyb� stare- mu przyjemno�ci ogl�dania was. Wspomi�a�em ju� wam dlaczego: z powodu podobie�stwa do mego syna! Byli�cie jeszc�e kiedy u handlarza koni? Codziennie rano. - I je�dzili�cie na dereszu? ~ - ' Tak. - B�dzie co z tego konia? Tak s�dz�, ale w�tpi�, czy kto�, kto go kupi, da so- bie z nim rad�. Przyzwyczai� si� do mnie i zrzuci ka�dego innego. - Cieszy mnie to, bardzo mnie to cieszy: ko� chce wi- docznie nosi� na swym grzbiecie tylko greenhorn�w: Chod�cie no przez t� boezn� ulic�k�. Znam tu doskona�� restauracj�, gdzie si� bardzo dobrze jada, a jeszc�e lepiej pije. Musimy uczci� egzamin, kt�ry zdali�cie dzi� celuj�- co. HT:.~ ........lo,.. r,~ini~ uanrcr,anrw ~�aUVa~(1 C1P 7P S1L Od- Henry oraz dwu d�entelmen�w, z kt�rych jeden, niejaki ~Sam Hawkens, jest s�yn~nym westmanem. Jako greeirhorn, nie s�ysza�em nigdy tego nazwiska, ale ucieszy�em si� ze sposobno�ci poznania prawdziwego, i to tak znakomitego westmana. Jako domownik, nie czeka�em, a� wybije oznaczona godzina, lecz stawi�em si� o kilka minut wcze�niej w sali jadalnej. Ku memu zdziwieniu ujrza�em nie zwyczajne, lecz wspania�e nakrycie jak do jakiej� uczty. Ma�a, pi�cio- letnia Emmy by�a sama w pokoju i wsadzi�a w�a�nie palec do kompotu. Wyj�a go, skoro tylko wszed�em; i otar�a szybko w swoj� jasn� czuprynk�. Gdy jej pogrozi�em pal- cem, przyskoczy�a do mnie i szepn�a kilka s��w do ucha. Aby naprawi� sw�j b��d, zdradzi�a mi tajemnic� ostatnich dwi, kt�ra wprost rozsadza�a jej serduszko. Zdawa�o mi si�; �e j� fa�szywie ro~umiem. Zapyta�em j�. jeszcze raz, a ona powt�rzy�a z radQ�ci� te same s�owa: ,;To uczta po- �egnalna dla pana". Moja uczta po�egnalna! C�y to by�o mo�liwe? Nie. Z pewno�ci� dziecko tak sobie uroi�o. Tote� u�miechn�- �em si� tylko. W chwil� potem us�ysza�em g�osy w pierw- szym pokoju; nadchodzili go�cie, wyszed�em wi�c naprze- ciw, by ich powita�. Wszyscy trzej przybyli punktualnie o i~m�wionej porze. Henry przedstawi� mi troch� t�po i 'niezgrabnie wygl�da- j�cego m�odzie�ca, Mr Blacka, a nast�pnie westmana Sa- ma Hawkensa. 23 Westmana! Przyznaj� �twarcie; �e nie wygl�da�em-chy- ba zbyt m�drze, kiedy -spoez�o na nim r�oje zdzi vio�e ' spojrzenie: Takiej postaci nie i?~idzia�em nigdy przedtem. P�niej oczywi�cie pozna�em inne je�zcze dziwni�jsze: Ten ez�owiek i tak ju� osobliwy pot�gowa� jeszeze to wra�enie tym, �e sta� tu, w wytwor�ym salonie; zupe�nie tak, jakby przyby� prosto z puszczy - z k~peluszem na g�owie i strzelb� w r�ku! Zew��trzny jego wygl�d przedstawia� si� tak: Spod sm�tnie obwis�ych kres pil�niowego kapelusza, . kt�rego barwy, wieku i kszta�tu najbystrzejszy my�liwiec nie zdo�a�by okre�li�, z pl�taniny czarnego zarostu wyzie- ra� nos tak straszliwych rozmiar�w, �e m�g� na ka�dym s�onecznym zegarze s�u�y� za przyrz�d do rzucania cienia. Z powodu pot�nego zarostu wida� by�o~ z ca�ej .twarzy; opr�cz organu powonienia, tylko ma�e,. rozumne oczka, nadzwyczaj ruchliwe i utkwione we mnie z szelmowsk� jak�� chytro�ci�. Westman przypatrywa� mi si� zreszt� tak samo uwa�nie jak i ja jemu. P�niej dowiedzia�em si�, dlaczego si� mn� tak zainteresowa�. Tu��w Sama Hawkensa tkwi� a� po kolana w starej bluzie my�liwskiej z ko�lej sk�ry; uszytej najwidoczniej dla jakiej� znacznie grubszej osoby. Wygl�da� w niej jak dziecko, kt�re dla zabawy ubra�o si� w surdut dziadka; Z tego, wi�cej ni� obfitego, okrycia wyziera�a para chu- dych, krzywych jak sierpy n�g, ubranych w wystrz�pione spod�ie, kt�rych wiek wyra�nie �wiadczy�, �e cz�owieczek tP., :~,-~~� ~ nich nrzed dwoma zapewne dziesi�tkami lat: uu ~auam. Poszli�my za tym wezwaniem;. przy czym Hawkens ku memu zdziwieniu nie od�o�y� strzelby ani kapelusza. Do- piero gdy wyznaczono ~am miejsca przy stole, rzek� wskazuj�c na sw� star� pukawk�: - Prawdziwy westman nie spuszcza nigdy z' oka swej , strzelby, a tym bardziej nie czyni� tego ja z moj� zacn� Liddy. Zawiesz� j� ko�o firanek. A wi�c strzelb� swoj� nazywa� "Liddy"! P�riiej oczy- wi�cie dowiedzia�em si�, �e wielu my�liwc�w; uganiaj�- cych po Zachodzie, obchodzi si� ze swymi strzelbamu jak. z �ywymi stworzeniami i nadaje im imiona. Westman po- wiesi� strzelb� ko�o firanek i chcia� to samo zrobi� z ka- peluszem; ale gdy go zdj��, zosta�a w nim ca�a jego czup- ryna. Mo�na si� by�o naprawd� przestraszy� widokiem je- go nagiej; czerwonej czaszki. L�dy krzykn�a g�o�no, dzieci zacz�y wrzeszcze�, ori za� zwr�ci� si� do nas celem uspokojenia: - Nie l�kajcie si�, moje panie i panowie, to nic! Nosi- ' �em w�asne w�osy uc�ciwie od dzieci�stwa. �aden adwo- kat nie powa�y� si� zaprzeczy� mi prawa do tego. Dopie- ro jeden czy dva tuziny Indian wpad�y na mnie i zdar�y mi moje w�osy z g�owy razem ze sk�r�. By�o to diabelnie przykre uczucie, ale przeby�em to szcz�liwie, hi! hi! hi! Potem uda�em si� do Tekamy i kupi�em nowy skalp, je�li si� nie myl�. Nazywa si� to peruk� i kosztowa�o trzy gru- 25 be wi�zki sk�rek bobrowych. Ale to nic nie szkodzi, gdy� nowa sk�ra jest o wiele praktyczniejsza, zw�aszcza w �e- cie; mog� j� zdj��, kiedy si� spoc�, hi! hi! hi! Zawiesi� kapelusz na strzelbie i zalo�y� peruk� na g�ow�, po czym rozebra� si� z bluzy i przewiesi� j� przez kr�es�o. By�a wielokrotnie �atana, jeden kawa� sk�ry przyszyty by� na drugim, co nada�o jej tak� sztywno�� i grubo��, �e strzala Indianina nie przebi�aby jej z latwo- �ci�. Teraz ujrzeli�my jego cienkie, krzywe nogi. Mia� na so- bie sk�rzan� kamize�k�; a za pasem n� i dwa pistolety: Gdy powr�ci� do krzes�a przy stole, spojrza� chytrze naj- pierw na mnie, a potem na pani� domu i zapyta�: - Mo�e milady powie przed jedzeni�m temu green- hornowi, o co chodzi, je�li si� nie myl�? Zwrot "je�li si� nie myl�" by� jego sta�ym przyzwycza- jeniem. Lady skin�a g�ow�, zwr�ci�a si� do mnie, wska- za�a na najm�odszego z go�ci i rzek�a: Nie wiecie zapewne, �e ~Mr Black jest waszym na- st�pc�, sir! - Moim.. na... st�pc�?! - wybuchn��em zmieszany. - Poniewa� �egnamy was dzisiaj; musieli�my si� rozej- rze� za nowym nauczycielem. -- �e..gna..:my? Przypuszczam, �e wygl�da�em w owej chwili jak uo- sobienie zdumienia. - Tak, �egnamy was, sir - rzek�a z u�miechem~ kt~~ ! Henry sam podszed� do mnie, uj�� mnie za r�k� i rzek�: Powiedzia�em wam,ju�, dlaczego was lubi�. Jeste�cie tu u zacnych ludzi, ale stanowisko nauczyciela domowego nie jest dla was odpowiednie. Musicie si� uda� na Za- ch�d. Zwr�ci�em si� w tym celu do Atlantic i Pacific Company i kaza�em wybada� wasze wiadomo�ci tak, aby�cie si� tego nie domy�lili. Zdali�cie dobrze egzaminy i macie tu wasz� nominacj�. Poda� mi dokument: Gdy rzuciwszy na� okiem, pr�e- czyta�em przewidywan� wysoko�� wynagrodzenia, ciemno mi si� w oczach �robi�o. Stary przyjaciel m�wi� dalej: . - Pojedziecie konno, potrzebujecie wi�c dobrego ko- nia. Kupi�em dla was deresza,. kt�rego uje�dzili�cie. Bez broni nie mo�ecie si� ruszy�, dostaniecie wi�c t� star� flint�, kt�ra na nic mi si� nie przyda, a z kt�rej wy tak dobrze trafiacie. I c� wy na to, sir, h�? Z pocz�tku milcza�em, a gdy wreszcie odzyska�em mo- w�, pr�bowa�em nie przyj�� dar�w, ale bez skutl~u. Ci za- cni ludzie postanowili mnie uszcz�liwi�, �robi�bym im wielk� przykro��, gdybym si� upar� przy odmowie. Aby na razie przynajmniej zapobiec dalszemu wa�kowaniu tej sprawy, lady usiad�a przy stole, a my musieli�my p�j�� za jej przyk�adem. Zacz�a si� uczta, a podczas jedzenia nie nale�a�o podejmowa�.tego tematu. * S u r w e j o r (ang. surveyor) - geometra, inspektor. 27 Po kolacji udzielono mi potrzebnych wiadomo�ci. Mia- no budowa� lini� kolejow� z St. Louis przez Indian Terri- tory*, N�wy Meksyk, Arizon� i Kaliforni� do wybrze�a Pacyfiku i posta�owiono t� d�ug� tras� zbada� i odmie- r�y� sektorami. Sektor, kt�ry przypad� w udziale mnie i trzem innym surwejorom pod kierunkiem starszego in- �yniera, le�a� mi�dzy �r�d�ami rzek Rio Pecos i po�udnio- wego Canadianu: Trzej wytrawni przewodnicy: Sam Haw- kens, Dick Stone i Will Parker, mieli nam towarzyszy� a� na miejsce, gdzie oczekiwa�a nas gromada dzielnych west= man�w, , dodanych nam dla bezpiecze�stwa. Oczywi�cie mogli�my tak�e liczy� na pomoc wszystkich za��g. wojsko- wych w s�siednich fortach. Aby mi zrobi� niespodziank�, powiedziano mi o tym wszystkim dopiero dzisiaj, co prawda; troch� za p�no. Uspokoi�a mnie jednak wiadomo��, �e postarano si� o wszystko; co by�o konieczne do podr�y, a� do najdrobniejszych szczeg��w. Nie pozostawa�o mi nic innego, jak przedstawi� si� kolegom, kt�rry czekali na mnie w mieszkaniu starszego in�yniera. Poszed�em do nich w towarzystwie Henry'ego i Sama Hawkensa. Prryj�li mnie nader serdecznie; .nie bior�c za z�e sp�nienia, wiedzieli bowiem, �e przyczyn� tego by�a w�a�nie ta niespodzianka. Po�egnawszy si� nazajutrz z mymi gospodarzami, uda- �em si� do Henry'ego. Zacz��em mu dzi�kowa�, ale on potrz�sn�wszy silnie me r�ce, przerwa� mi tymi s�owy: Nie ma o czym m�wi�, sir! Wysy�am was tylko dla- Rozdzia� pi�ty . j;PI�KNY DZIE�". Wr�ciwszy teraz do puebla, zobaczy�em, j�ka to by�a silna i olbrzymia budowla kamienna. Uwa�a si� po-''- wszechnie ludy ameryka�skie za niezdolne do stworzenia' wy�szej kultury, ale ludzie, kt�rzy umieli poruszy� takie ` masy skalne i spi�trzy� je w tak niezdobyt� dla �wczesnej '. broni twierdz�, nie mogli przecie� znajdowa� si~ na ni- skim stop�iu kultury. Cho� nie wiadomo, czy dzisiejsi In-v: dianie s� potomkami dawnych kulturalnych narod�w''~ ameryka�skich, to i tak nie ma powodu do twierdzenia, :` ~ jakoby nie byli zdolni do dalszego rozwoju. Oczywi�cie, ;�. je�li si� nie da im na to miejsca a�i czasu, musz� upa�� : i wygin��. Wspi�li�my si� za pomoc� drabin na trzeci� platform�, ; na kt�rej znajd�wa�y si� najparadniejsze komnaty puebla. :. Tu mieszka� Inczu-czuna z dwojgiem dzieci i tu wyzna-'= czono dla nas mieszkanie. Moje by�o obszerne. Wprawdzie nie by�o okien i �wiat- :: �o wpada�o drzwiami, ale drzwi, te, bardzo wysokie i sze- _ rokie, sprawia�y, �e by�o do�� jasno. Komnata by�a pusta, ale Nszo=czi urz�dzi�a j� niebawem za pomoc� futer, ko- ; c�w i r�nych sprz�t�w tak, �e okaza�a si� wygodniejsza, :; ni� m�g�bym przypuszcza�. Sam, Will i Dick otrzymali razem tak� sam� komnat�. , Gdy m�j pok�j by� ju� o tyle urz�dzony, �e mog�em ! do� wej��, przynios�a mi Nszo-czi przepysznie,~.rze�bion� 296 ^ ~jk� pokoju i tyto�. Sama mi j� napcha�a i zapali�a. Gdy ~ci�gn~em raz i drugi, rzek�a: T� fajk� przysy�a ci m�j ojciec, Inczu-czuna..On ;~~n przywi�z� �wi�t� glin� z kamienio�om�w, a ja wy- ~e�bi�am t� g�owic�. Nie by�a jeszcze w niczyich ustach, irDsimy ci�, �eby� przyj�� j� od nas na w�asno��, a pal�c ~,,�eby� o nas pami�ta�. - Wasza dobro� jest wielka - odrzek�em - lecz ~n~ie zawstydza, gdy� nie mam si� czym odwzajemni�. Da�e� nam ju� tak wiele, �e nie zdo�amy ci si� za to ~dwdzi�czy�, uratowa�e� kilkakrotnie �ycie Inczu-czuny ~:':'~Vinnetou! Obydwaj byli kilka razy w twoim r�ku, a ty ~�h nie z~bi�e�. Dzi� mog�e� znowu pozbawi� �ycia In- w�u-czun�, nie nara�aj�c si� na �adn� kar�, a jednak teg� i~e uczyni�e�. Za to pozyska�e� sobie nasze serca. Pozw�l i~aszym wojownikom uwa�a� ci� za brata: - Je�liby si� to sta�o, spe�ni�oby si� moje najwi�ksze ~:yczenie. Inczu-czuna jest s�awnym wodzem i wojowni- ~iem, a Winnetou pokocha�em od razu od pierwszej e'hwili. Jest to dla rnnie nie tylko wielki zaszczyt, lecz ~�wnie� wielka rado��, �e b�d� mnie nazywali bratem ta- ~h m��w. Pragn� tylko, �eby moich towarzyszy tak�e ~potka� ten zaszczyt. - Je�li z�chc�, b�d� uwa�ani za rodowitych Apacz�w. Dzi�kujemy wam za to. A wi�c to ty sama wyrze�- bi�a� t� fajk� ze �wi�tej gliny? C� za zr�czno�� posiadasz ~v r�kach! Pokra�nia�a na t� pochwa�� i rzek�a: ~ =`` - Wiem, �e �ony i c�rki bladych twarzy wi�cej umiej� ':~: zr�czniejsze s� od nas. A ter~z jeszcze ci co� przynios�. ~_ r Wysz�a i przynios�a moje rewolwery, n�, amunicj� ':'~ unne przedmioty, kt�rych nie trzyma�em w kieszeniach, ~~tamt�d bowiem nie zabrano mi niczego, nawet gdy by- �em w niewoli. Podzi�kowa�em stwierdzaj�c zarazem, :�e '~xiiezego nie brakuje, i zapyta�em: Czy moi towarzysze otrzymaj� tak�e na powr�t sw� 297 Rozumie si�. Wszystko niew�tpliwie ju� dostali,:: gdy� kiedy ja ciebie tu obs�uguj�, nimi zajmuje si� In- v czu-czuna. - A co z naszymi ko�mi? - S� tak�e. Ty b�dziesz je�dzi� na swoim, a Sam : Hawkens na swojej Mary. - Ach! Wiesz, jak si� ten mu� nazywa? - Tak. Znam tak�e imi� starej flinty Sama Hawkensa. ; _ Nie p�wiedzia�am ci, �e cz�sto z nim rozmawia�am, To :~ bardzo figlarny cz�owiel~, ale te� i dzielny wojownik. - Tak i, co wi�cej, jest wiernym i zdolnym do �fiar , towarzyszem, kt�rego trudno nie koeha�. Ale musz� ,ci� ; je�zcze ti co� zapyta�. Czy da�z mi szczer� odpov~ied�? - - Nszo-czi nigdy nie k�amie~ = �dpar�a z dum�, a za- - ~ ra�em z prostot�. - Najm�iej za� tobie mog�abym po- . wiedzie� nieprawd�. Wasi wojownicy odebrali Kiowom wszystko; co '` f.,.,... mieli oni z sob�? - Tak. - A moim tr�em towarzyszom tak�e? ~ ' - Tak. . I - A dlaczego mnie zostawiono to, co by�o w kiesze- !;. ' , I niach? 3 ~.... Bo tak kaza� m�j brat Winnetou. - Czy wiesz; czemu wyda� taki rozkaz? - Bo ci� mi�owa�. - Pomimo �e uwa�a� mnie za swego wroga? -' Tak. Powiedzia�e� przedtem, �e pokocha�e� go od razu od pierwszej chwili, .to samo czu� �n w st�sunku do ciebie. Bardzo mu by�o przykr�, �e musia� ci� uw��a� za wroga, i to nie tylko za wr�,ga... Zatrzyma�a si� w obawie, �e powie co�; co mog�oby mnie obrazi�. M�w dalej! - prosi�em. - Nie. To ja sko�ez� za ciebie. To, �e musia� widzie� we mnie swego wroga, zapewne nie dolega�o mu tak bardzo, 298 ~y� nawet wr�g mo�e zas�ugiwa� na s�acunek, , ale on 'dzi�, �e�"jestem k�amc�, fa�szywym i podst�pnym cz�o- ~ekiem. Prawda? " ' S�usznie �i� domy�lasz. - A teraz jeszcze jedno pytanie: co ,s�ycha� z Rattle- vin, morderc� Kleki-petry? .-r Przywi�zuj� go w�a�nie do s�upa m�cze�skiego. Co? Teraz? Teraz w�a�nie? - Tak. I ja nic o tym nie wiem? Czemu zmilczano to irzede. mn�? - Winnetou tego ��da�. Przypuszcza�, �e twoje oczy ue mog�yby na to patrze�, a uszy s�ucha�. - Winnetou nie pomyli� si�, a jednak mo�e zdo�a�bym t~` to patrze� i shxcha�, gdyby uwzgl�dniono moje �ycze- iie: ~ =... --. Jakie? Powiedz mi najpierw, gdzie si� odb�d� tortury! . - Tam na dole~ nad rzek�, gdzie ty si� znajdowa�e� ~oprzednio. Inczu-czuna odprowadzi� was, �eby�cie przy ~ym nie byli. Ale ja chc� by� przy tym! Jakie przeznaczono dla� kn�ki? - Wszystkie, jakie zazwyczaj zadaje si� je�com. To dajgorsza, blada twarz ze wszystkich, jakie kiedykolwiek !~pad�y w r�ce Apaczom. Bez �adnego powodu zamordo- ~!a� nauczyciela Winnetou, Bia�ego Ojca, kt�rego c�cili�- ~y wszyscy i kochali, i dlatego nie umrze tylko po kilku ~�ezarniach, lecz wojownicy spr�buj� na nim po kol�i ~vszystkich m�k, jakie znamy. - Tak by� nie powinno, to nieludzkie! - On na to zashz�y�! - Czy mog�aby� patrze� na to? Ty, dziewczyna? D�ugie jej rz�sy opad�y na oczy. Na kilka chwil spu�ci- ~Ja wzrok ku ziemi; potem podnios�a go, spojrza�a mi `w twarz powa�nie, prawie z wyrzutem, i rzek�a: - Ty si� temu dziwisz? 299 Tak: Kobieta nie powinna znosi� takiego widoku. - Czy tak jest u was? Tak. - Rzeczywi�cie? - Tak. M�wisz nieprawd�, a k�amc� przecie� nie jeste�, v:` gdy� wypowiadasz j� nienaumy�lnie, lecz nie�wiadomie. Ty si� mylisz. - Wi�c ty twierdzis� co i~nnego`? Tak. - W takim r�zie znasz chyba lepiej ode mnie nasze � kobiety i dziewcz�ta - A mo�e ty ich nie znasz! Gdy wasi zbrodniarze sta- j� przed s�dzi�, to innym wolno tego s�ucha�. Tak? - Tak jest. Opowiadano mi, �e bywa t�m wi�cej's�uchaczek ni� s�uchaczy. Czy tam jest miejsce dla skwaw? Czy to �adnie z jej strony, �e �ci�ga j� tam ciekawo��? ,... - Nie. - A gdy u was trac� morderc�, gdy go wieszaj� lub ucinaj� mu g�aw�, czy nie ma przy tym bia�ych niewiast? i,, : .. - Tak bywa�o dawniej. ' `' ~ ' A teraz im zakazano? - T~k. - A m�czyznom tak�e? Tak. - A wi�c nikamu nie wolno! Ale gdyby jeszcze by�o wolno, przychodzi�yby i one. O, kobiety bladych twarzy nie s� tak delikatne, jak s�dzisz. One d�skonale znosz� b�l, ale b�l innych ludzi lub zwierz�t. Nie by�am u was, ale m�wi� mi o tym Kleki-petra. Potem Winnetou by� w wielkich miastach Wschodu, a gdy powr�ci�, opowiada� rni wszystko, na co patrzy� i co zauwa�y�. Czy wiesz,' co wasze kobiety robi� ze zwierz�tami, kt�re gotuj�, sma�� ijedz�? No? Zdejinuj� z nich �ywcem sk�r�, wyrywaj� im jeszcze "~. . 300 �ycia w��trzno��i i wrzucaj� je �ywe do wrz�cej wody. czy wi~ciomo ci, co robi� czarownicy bia�ych? Co? Wrzucaj� �ywe psy do wrz�cej wody, aby si� dowie- ie�, jak d�ugo b�d� jeszcze potem �y�y, i zdejmuj� ~ich poparzon� sk�r�. Wycinaj� im oczy i j�zyki, otwie- j� brzuchy i m�cz� je na r�ne sposoby, aby potem ro- wz tego ksi��ki. To s� wiwisekcje, przeprowadzone dla wied�y. - Wiedzy? Kleki-petra by� tak�e moim nauczycielem, ~tego wiem, co chcesz przez t� s�owo powiedzie�. Jak ~ wasz Wielki Duch ocenia t� wiedz�, kt�ra nie potraf ~zeg� nauczy� bez �miertelnych m�k zwierz�t? I takie ~�zarnie uprawiaj� wasi czarownicy w swoich domach, ~e tak�e mieszkaj� ich �ony, kt�re musz� na to pa- ~e�! Czy mo�e nie s�ysz�, jak ~lr�czone zwier��ta wyj� ~~ole�ci? Czy wasze skwaw nie trzymaj� ptak�w w klat- ~ch? Czy one nie wiedz�, jaka to m�ka dla ptaka? Czy ~.s�e. niewiasty nie siedz� tysi�cami na wy�cigach i nie rduj� si�, jak je�d�cy zaje�d�aj� konie na �mier�? Czy ~e �� obecne skwaw' tam;. gdzie si� kalec�� bokserzy? Je- ~em m�od�; niedo�wiadczon� dziewczyn�, kt�r� zalicza- ~ do "dzikich", ale mog�abym ci powiedzie� niejedno je- �c�e, co robi� wasze delikatne skwaw, �ie odczuwaj�e ~�y tym przera�enia, kt�re ja odczuwam. Policz te tysi�- ~ wiotkich, pi�knych,, bia�ych niewiast; kt�re z u�mie- E~er� na ustach sta�y, gdy m�czono ich niewolnik�w lub iwiczon� na �mier�~ czarn� s�u�ebnic�! A tutaj mamy acodniarza, rnorderc�, kt�ry powinien umrze� tak, jak na . ~ : �as�u�y�. Ja chc� by� �wiadkiem tego; a ty to pot�piasz? ,"~ to istotnie z�e � mej strony, �e potrafi� spokojnie pa- i~e� na �mier� takiego cz�owieka? A gdyby nawet by�� to ~; to kto ponosi win� �a to, �e czerwo�osk�rzy przyzwy- ~aili swe oczy do takich rzec�y? Czy to nie biali zmuszaj� eas do odp�acania �rogo�ci� za ich okru�ie�stwa? W�tpi�, czy bia�y s�dzia skaza�by pojmaneg� India- ~ina na pal m�cze�ski. 301 ~ - S�dzia? Nie, gniewaj si�, gdy wypowiem s�owo s�y- ', szane tyle razy z ust Hawkensa: greenh�rn! Ty nie zriasz Zachodu. Gdzie tu masz s�dzi�w, ludzi, kt�iych tym wy- ~ razem obejmujesz? Silniejszy jest s�dzi�, a s�dzi si� s�abe- go. Pos�uchaj, co si� dzieje u ognisk obozowych b�adych ' twarzy! Czy ci niezliczeni India�ie, kt�rzy padli w walce ' z bia�ymi napastnikami, zgin�li wszyscy od razu od kuli lub no�a? Ilu z nich zam�czono na �mier�, cho� nie zrobi- li nic z�ego, bronili tylko swoich praw! Postanowiono u .! nas, �e zginie morderca, kt�ry na t� kar� zas�u�y�, a ja ~ mam odwraca� oczy dlatego, �e jestem dziewczyn�? My =; tak�e by�y�my niegdy� inne, ale wy nauczyli�cie nas pa- : trze� na krew i nie drgn�� przy tym powiek�. P�jd� i b�- d� obecna, kiedy morderc� Kleki-petry poniesie zas�u�o- .~ n� kar�! Pozna�em t� pi�kn�, m�od� Indiank� jako cich�, �agod- `'~ n� istot�, a teraz sta�a przede'mn� � b�yszcz��ymi oczyma ~ r p�on�cymi policzkami, �ywy obraz bogini zemsty, nie- przyst�pnej dla mi�osierd�ia. Wyda�a mi si� �iemal pi�- i lCniejsza ni� przedtem. Czy nale�a�o j� za to pot�pi�? , �zy� nie mia�a s�uszno�ci? - To id� - rzek�em - ale ja tak�� p�jd�. - Zosta� lepiej tu! - prosi�a zupe�nie ju� innym to- ' ; i ' nem. - Inczu-czu�a i Winnetou nie b�d� zadowoleni z twego przybycia. - ~ Czy b�d� si� na mnie gniewali? - Nie. Nie �ycz� sobie tego, a1e ci nie zaka��, gdy� je- ste� nam bratem. - P�jd� wi�c, a oni mi to wybacz�. Wyszed�szy na platform�, zasta�em tam Sama Hawken- sa. Pali� kr�tk� my�liwsk� fajec�k�, poniewa� tak�e do- sta� tyto�. - Teraz to zupe�nie co innego, sir - rzek� chrz�kaj�c z �adowole�iem. - By� najpierw je�cem, a p�tem gra� wielkiego pana, to chyba r�nica. Jak si� czujecie w no- wych warunkach? - Dzi�kuj�, dobrze - odrzek�em. 302 - Ja tak�e doskonale.' Sam w�dz nas obs�ugiwa�. To i~zecie� przyjemnie, je�li si� nie myl�. - G~e jest teraz Inczu-czuna? Poszed� znowu nad rzek�: . Czy wiecie, co si� tam teraz dzieje? Domy�lam si�. v No, co? Czu�e po�egnanie z mi�ymi Kiowami. Nie tylko. - A c� jeszcz�~ ' M�cz� Rattlera. - M�ez� Rattlera? � nas tutaj zaprowadzili? Ja musz~� ` s! ~k�e by� przy tyrn! Chod�cie sir, zejd�my tam pr�dko! - Powoli! Czy potraficie patrze� �a takie sceny bez - , Patrze