1145
Szczegóły |
Tytuł |
1145 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1145 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1145 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1145 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karol May
"Winnetou".., .. .~. .. .~.) t, .... .. ,
okre�lenie wysoce z�o�liwe i uchybiaj�ce? -
"Green" znaczy "zielony", a "horn" "r�g, . ro�ek". -
Greenhorn to "zielony", a wi�c niedojrza�y, niedo�wiad-
czony ~z�owiek, kt�ry musi ostro�nie wysuwa� r�ki, .je�li
si� nie chce narazi� na niebezpiecze�stwo kpi�, s�owem
- ��todzi�b.
Greenhorn to cz�owiek, kt�ry nie wstaje z krzes�a, gdy
chce na riim usi��� lady, i pozdrawia pana domu, zanim
si� �k�oni paniom. Przy nabijaniu strzelby greenhorn
wsuwa odwrotnie nab�j do lufy albo wpycha najpierw
paku�y, potem kul�, a dopiero na ko�cu proch. Green-
horn albo wcale nie m�wi po angielsku, albo bardzo czy-
sto i wyszukanie, a okropno�ci� jest dla� angielski j�zyk
jankes�w* lub �argon my�liwski, kt�ry �adn� rniar�, nie
chce mu wle�� do g�owy, a tym' bardziej przej�� przez
gard�o. Greenhorn uwa�a szopa za oposa, a �rednio �ad-
n� Mulatk� za kwarterpnk�**. Gre�nhorn pali papierosy,
a brzydzi si� Anglikiem �uj�cym tyto�. Greenhorn, otrzy-
mawszy policzek od Paddy'ego***, leci ze skarg� do s�-
dziego pokoju zamiast, jak prawdziwy jankes, ukara� na-
pastnika na miejscu. Greenhorn bierze �lady dzikiego in=
* J a n k e s = pogardliwa nazwa p�nocnych Amerykan�w.
** K w a r t e r o n k a - kobieta-mieszaniec rasy bia�ej i czarnej,
posiadaj�ca 1/4 cz�� krwi murzy�skiej (quarto - czwarta cz��). -
*** P a d d y - skr�t od najpopularniejszego imienia irlandzkiego
Patrick, w~nowie potocznej oznac�aj�cy Irlandczyka.
5
dyka za trop nied�wiedzi, a lekki sportowy jacht za paro-
wiec z rzeki Missisipi. Greenhorn wstydzi si� po�o�y�
swoje brudne but~ na kolanach towarzysza podr�y,
a gdy pije ros�, to nie chlipie jak konaj�cy baw�.
Greenhorn wlecze z sob� na preri� g�bk� do mycia wiel-
ko�ci dyni i dziesi�� funt�w myd��, zabiera w dodatku
kompas, kt�ry ju� na trzeci dzie� wskazuje wszystkie mo�li-
we kierunki z wyj�tkiem p�nocy. Greenhorn zapisuje sobie
osiemset india�skich wyraz�w, a spotkawszy si� z pierw-
szym czerwonosk�rym, przekonuje si�, . �e zapiski te wy-
s�a� w ostatniej kopercie do domu, a list schowa� do kie-
szeni. Greenhorn kupuje' proch, a kiedy ma wystrzeli�,
spostrzega, �e sprzedano mu mielony w�giel. Greenhorn
uczy� si� przez dziesi�� lat astronomii, ale cho�by r�wnie
dh~go patrzy� w niebo, . nie pozna�by, kt�ra godzina.
Greenhorn wtyka n� za pas w ten spos�b, �e kaleczy si�
w udo,. gdy si� pochyli: Greenhorn roznieca ria Dzikim
Zachodzie tak du�e ognisko, �e p�omie� bucha na wyso-
ko�� drzewa, a gdy go Indianie zauwa��, dziwi si�, jak
mogli go znale��. Greenhorn to w�a�nie greenh�rn. Ja
sam by�em greenhornem.
Nie nale�y jednak s�dzi�, �e przyznawa�ex~ si� w�w-
cza�~, i� to przykre okre�lenie pasuje do mnie. �adn� mia-
r�! Najwybitniejsz� cech� greenhorna jest w�a�nie to, �e
uwa�a z~ "zielonych" raczej wszystkich innych, ale nigdy
samego siebie.
Przeciwnie, zdawa�o mi si�, �e jestem rozs�dnym i do-
�wiadczo�ym c��owiekiem; wszak otrzyma�em wy�sze
wykszta�cenie i nigdy si� nie ba�em egzaminu! B�d�c m�o-
dym, nie zastanawia�em si� w�wczas nad tym, �e dopiero
�ycie jest w�a�ciwym i prawdziwym uniwersytetem, w kt�-
rym uczniowie s� pytani co dzie� i co godzina. Wrodzona
��dza czynu i pragnienie zapewnienia sobie dobrobytu �a-
p�dzi�y mnie za �cean do Stan�w Zjednoczonych, gdzie
warunki �ycia by�y w�wczas dla m�odego i zapobiegliwe-
go cz�owieka daleko lepsze ni� teraz.
Mog�em znale�� dobre utrzymanie w pa�stwach wschod-
9
nich, ale co� p�dzi�o mnie na Zach�d. Podejmuj�c si�
r�nej pracy zarabia�em tyle, �e przyby�em do St.Louis
dobrze wyposa�ony i pe�en najlepszych my�li.
Los zawi�d� mnie do pewnej rodziny, u kt�rej znalaz-
�em chwilowe ~schronienie jako nauczyciel domowy. By-
wa� tam Mr Henry, wielki orygina�, rusznikarz, kt�ry od-
dawa� si� swemu rzemios�u z zami�owaniem prawdziwego
artysty; a siebie nazywa� z patriarchaln� dum� "zbrojmi-
- strzem".
By� t� cz�owiek od�naczaj�cy si� �yczliwo�ci� dla bli�-
nich, pomimo �e na to nie wygl�da�, gdy�. pr�cz wspo-
mnianej rodziny nie utrzymywa� z 'nikim stosunk�w, ~ ze
swoimi klientami obchodzi� si� tak szorstko, . �e nie omija-
li �ni jego sklepu tylko dzi�ki wysokiej jak�ci towaru.
Mr Henry straci� �on� i dzieci wskutek jakiego� okrop-
nego wypadku. I~lie m�wi� o tym nigdy, ale domy�li�em
si� z niekt�rych wzmianek, �e wymordowano ich podczas
jakiego� napadu. Ten straszny cios spowodowa� zapewne
szorstko�� jego obej�cia. On sam mo�e nawet nie wie-
dzia�, jak bardzo bywa� grubia�ski, w g��bi duszy jednak
pozosta� nadal �agodny i dobrotliwy. Nieraz widzia�em,
jak oczy rnu zachod�� �zami, ilekro� opowiada�em o oj=
czy�nie i . moich rodakach, do kt�rych by�em i jestem
przywi�zany ca�ym sercem.
Nie mog�em d�ugi czas zrozumie�; . dlaczego ten stary
cz�owiek w�a�nie mnie;. m�odemu i obcemu, okazywa� tyle
przychylno�ci; a'z raz sam mi to powiedzia�. Pr�ychodzi�
d� mnie cz�sto; przys�uchiwa� si� udzielanym przeze mnie
lekcjom, a po ich zako�czeniu , zabiera� mi~ie z sob� na
miasto. Raz nawet zaprosi� mnie do siebie w go�cin�. Te-
go rodzaju wyr�nienie riikogo jeszcze z jego strony ` �i�
spotka�o, dlatego waha�em si�, czy mam skorzysta� z za-
proszenia. Ale moje oci�ganie nie podoba�o mu si� wi-
doeznie. Dzi� jeszcze przypominam sobie w�ciek�� min�,
jak� zrobi�, gdy wreszcie przyszed�em do niego, i ton, ja-
kim mnie przyj�� nie odpowiadaj�c na moje powitanie.
- Gdzie�e�cie to siedzieli wczoraj, sir?
- W d�mu.
- A przedwczoraj?
- Tak�e w domu. .
- Nie zawracajcie mi g�owy! v
- M�wi� prawd�, Mr Henry! ,
Psh�w! Takie ��todzioby; jak wy, nie siedz�
w gnie�dzie, ale wciskaj� si� wsz�dzie, gdzie mog�, tylko
nie tam; gdzie p�winny.
- Powiedzcie �askawie, gdzie� to powinienem by�.
- Tu, u mnie. Zrozumiano? Ju� dawno chcia�erii was
o c� zapyta�.
Czemu� teg� nie uczynili�cie?
- Bo mi si� nie chcia�o. Rozumiecie?
- A kiedy wam si� zachce?
- Mo�e dzisiaj.
- A wi�c pytajcie �mia�o - wezwa�em go, siadaj�c
wysoko na warsztacie, przy kt�rym pracowa�.
Spojrza� mi w twarz zdziwiony, potr��sn�� karc�c� g�o-
w� i zawo�a�:
�mia�o! Jak gdybym takiego greenhorna, jak wy,
mia� dopier� pyta� o pozwolenie, czy mog� z nim m�wi�i
- Greenhorna? - odrzek�em marszcz�c czo�o, gdy�
poczu�em si� dotkni�ty. - Przypuszczam, Mr Henry; �e
wam si� to s�owo wyrwa�o mxmo w�li:
. Nie wyobra�ajcie sobie za wiele! Powiedzia�em to
z pe�nym rozmys�em. Jeste�cie greenhorn, i to jaki jeszcze!
Tre�� przeczytanych ksi��ek dobrze wam siedzi w g�owie;
to prawda. To wprost zdumiewaj�ce; ile wy si� tam u was
musicie uczy�! Ten m�odzieniec wie dok�adnie, jak dalek�
znajduj� si� gwiazdy, co kr�l Nabuchodonozor pisa� na
ceg�aeh, ile wa�y powietrze, kt�rego' nawet nie widzia�.
Pe��n takiej wiedzy, wyobra�a sobie; �e jest m�drcem. Ale
wsad�cie nos w �ycie, rozumi�cie, po�yjeie z pi��dziesi�t
lat, w�wczas dowiecie si� mo�e;. na czym polega w�a�ciwa
m�dro��! Wasze dotychczas�we wiadomo�ci s� niczym, ` ~
wprost zerem, a to, co potraficie; ma jeszcze mniejsz� t
warto��. Wy z pewno�ci� nie umiecie nawet strzela�!
P�wiedzia� to z wie�k� pogard� i tak stanowc�o, jak
gdyby by� pewny swej s�uszno�ci.
- Strzela�? Hm! - odpar�em z u�miechem. - Czy to
pytanie chcieli�cie mi zada�?
- Tak. Teraz odpowiedzcie!
Dajcie mi dobr� strzelb� d� r�ki, .a dostaniecie od-
powied�. ,
Na te s�owa od�o�y� luf�, kt�r� , gwintowa�; wsta�, u-
tkwi� we mnie zdziwione oczy i zawo�a�:
.. ~ Strzelb� do r�ki, sir? Tego si� po mnie nie spodzie-
wajcie! Moje strzelby dostaj� si� tylko w takie r�ce, kt�-
rym razem z nimi mog� powierzy� m�j honor!
- Ja mam w�a�nie takie r�ce - stwierdzi�em.
Spojrza� na mnie tym razem z boku, usiad�, zacz�� zno-
wu pracowa� nad luf�, mrucz�c pod nosem:
- Taki greenhorn! Got�w mnie naprawd� rozz�o�ci�
swoim zuchwalstwem!
Nie przejmowa�em si� tym, poniewa� go zna�em. Wyj�-
�em cygaro i zapali�em. M�j gospodarz milcza� mo�e
kwadrans, ale d�u�ej nie wytrzyma�. Podni�s� luf� pod
�wiat�o, popatrzy� prze� ni� i zauwa�y�:
Strzela� to nie to samo, co patrze� na gwiazdy lub
odczytywa� napisy ze stary�h cegie� Nabuchodonozora.
Zrozumiano? Czy mieli�cie kiedy strzelb� w r�ku?
Mia�em.
Kiedy?
- Do�� dawno.
- A czy�cie mier�yli i wypalili kiedykolwiek?
- Tak.
- I tra~li�cie? ~
Oczywi�cie.
Na to opu�ci� pr�dko trzyman� w r�ku luf�; spojrza� ~
zn�w: na mnie i rzek�:
- Tak, trafili�cie; naturalnie, ale w co?
W cel, to si� s-amo przez si� rozumie.
- Co? Tego we mnie nie wmawiajcie!
- Nie wmawiam, lecz stwierdzam zgodnie z prawd�.
g
~
- Niech was diabe� porwie, sir! Was nie mo�na zrozu-
mie�. Jestem pewien, �e chybili�cie, cho�by�cie' strzelali
w mur na dwadzie�cia �okci wysoki i pi��dziesi�t d�ugi,
a robicie min� tak powa�n� i pewn� siebie, �e ��� cz�o-
wieka zalewa. Ja nie jestem ch�opakiem, kt�remu udziela-
cie lekcji, rozumiecie! Taki greenhorn , i m�l ksi��kowy,
jak wy, chce umie� strzela�! Grzeba� nawet w tureckich;
arabskich i innych ghxpich szparga�ach i znalaz� przy tym
czas na strzelanie! Zdejmijcie t� star� flint� z gwo�d�ia i
z��cie si� jak do strza�u. 'To rusznica na nied�wiedzie,
najlepsza ze wszystkich, jakie mia�em w r�kach!
Poszed�em za jego wezwaniem.
- Halo! - zawo�a� zrywaj�c si�. - A to co? Obcho- _
dzicie si� z t� strzelb� jak z laseczk�, a to najci�sza rusz-
nica, jak� znam. Tacy jeste�cie silni?
Zamiast odpowiedzi chwyci�em go z do�u za kamizelk�,
i sprz�czk� od spodni i podnios�em praw� r�k� do g�ry.
Do pioruna! - krzykn��. - Pu��cie! Jeste�cie o
wiele silniejsi od mego Billa.
~ - Waszego Billa? Kto to?
- To by� m�j syn, kt�ry... ale dajmy temu spok�j! Nie
�yje; tak jak i reszta. R�s� na dzielnego ch�opca, ale
sprz�tni�to go razem z innymi w czasie mej nieobecno�ci.
Podobni jeste�cie do riiego z postury, macie prawie takie
same oczy, ten sam uk�ad ust i dlatego was... ale to was
przecie� nic nie obchodzi!
Twarz jego nabra�a wyrazu g��bokiego smutku; przesu-
n�� po niej r�k� i rzek� weselej: '
- Wielka szkoda, �e maj�c tak silne msku�y, pogr��y-
li�cie si� w ksi��kach. Powinni�cie byli �wiczy� si� fizycz-
nie!
- Robi�em to.
- Rzeczywi�cie?
- Tak. ,
- Boksujecie si�?
- Tam u nas nie jest to w zwyczaju. Ale gimnastykuj�
si� i mocuj�.
- Je�dzicie kottno?
- Tak. ,
- A w szermierce?
- Udziela�em lekcji. .
Cz�owieku, nie blaguj!
- Mo�e spr�bujemy?
- Dzi�kuj�, mam do�� tego, co by�o! Musz� zreszt�
pracowa�. Usi�d�cie z powrotem!
Wr�ci� do warsztatu; a ja za nim. Rozmowa .sta�a si�
sk�pa, Henry zaj�ty by� widoczni� jakimi� my�lami. Na-
raz ppdni�s� oczy znad roboty i zapyta�:
- Czy zajmowali�cie si� matematyk�?
- To jedna z moich ulubionych nauk.
- Arytmetyk�, geometri�?
- Oczywi�cie.
- I miernictwem?
- Na vet z wielkim upodobaniem. Ugania�em cz�sto
be� potrzeby z teodolitem po polach.
- Naprawd� potraficie robi� pomiary?
- Tak, bra�em udzia� w pomiarach ~ poziomych i po-
miarach wysoko�ci, chocia� wcale nie uwa�am si� za geo-
det�.
Well*; dobrze, bardzo dobrze!
- Czemu o to pytacie, Mr Henry?
'" - Mam widocznie pow�d. Zrozumiano? Jaki, to si�
jeszcze kiedy� oka�e. Musz� najpierw wiedzie�, . hm, tak,
musz� najpierw wiedzie�,-czy~umiecie strzela�.
~ Wystawcie mnie na pr�b�!
- Zrobi� to, tak, zrobi�, . b�d�cie tego pewni. O kt�rej
godzinie rozpoczynacie jutro lekcje?
O �smej rano.
- To wst�pcie do mnie o sz�stej. P�jdziemy na strzel-
;<' nic�, gdzie wypr�bowuj� moje strzelby.
- Czemu tak wcze�nie?
- Bo nie chce mi si� d�u�ej czeka�. Zawzi��em si�, �e-
* W e 1 1 (ang:) - dobrze, w porz�dku, �atem, no.
11
by was przekona�, jaki z was greenhorn. No, teraz do��
ju�; mam co� o wiele wa�niejszego do roboty:
Upora� si� widocznie z luf�, bo wyj�� z szafy wielo-
�cienny kawa�ek �elaza i zacz�� opi�owywa� jego r�gi: Za---
uwa�y�em na powierzchni ka�dego rogu otw�r.
Henry pracowa� nad tym z tak� uwag�, �e- zapomnia� pra-
wie o mojej obecno�ci. Oczy mu si� iskrzy�y, gdy od ezasu
do ezasu przypatrywa� si� swojemu dziehz; bi�a z nich, rzek�-
bym, mi�o��. Ten kawa�ek �elaza mia� widocznie dla niego
wielk� warto��. Poniewa� zaciekawi�o mnie to, zapyta�em:
Czy to b�d�ie cz�� strzelby?
- Tak - odrzek�, jak gdyby sobie przypomnia�, �e je-
szcze jestem.
- Ni� znam systemu broni z tego rodzaju cz�ci� sk�a-
dow�. -
- Wierz�. Taki ma dopiero powsta�. B�dzie to system
Henry'ego.
- Aha, wasz wynalazek?
~ Tak.
- W takim razie prosz� wybaczy�, �e -zapyta�emi To
o~zywi�cie tajemnica.
Zagl�da� da wszystkich dziurek przez d�u�szy czas,
obraca� to �elazo w r�nych kierunkach, przyk�ada� je
kilka razy do tylnego wylotu lufy, na koniec odezwa� si�:
- Tak, to tajemnica, wiem jednak, �e umiecie mileze�,
chocia� z was sko�ezony i prawdziwy greenhorn; dlatego ~
powiem wam, co z tego b�dzie: sztucer wielostrza�owy na
dwadzie�cia .pi�� strza��w.
- Niemo�liwe!
- Co wy tam wiecie! Nie jestem taki g�upi, �ebym si�
porywa� na rzeczy niemo�liwe.
W takim razie musieliby�cie.mie� komory na amti~ ~.
`nicj� dla dwudziestu pi�ciu strza��w!
Tote� je mam! _
- Ale niew�tpliwie du�e, niezgrabne i ~ci�kie.
B�dzie tylko jedna komora, bard�o wygodna. To
��lazo jest komor�.
12
- By� mo�e, i� nie rozumiem si� na waszym rzemio�- ,
le, ale obawiam si�, czy si� lufa zanadto nie rozgrzeje.
Ani jej si� �ni. Materia� i spos�b obchodzenia si�
z luf� jest moj� tajemnic�. Zreszt�, czy trzeba wystrzeli�
od razu dwadzie�cia pi�� naboj�w, jeden za drugim?
- Chyba nie!
- No wi�c! To �elazo b�dzie obracaj�cym si� w_ alcem, a
dwadzie�cia pi�� otwor�w zawiera� b�dzie` tyl� naboj�w.
Przy ka�dym strzale walec posunie nast�priy nab�j ku lufie.
D�ugie lata nosi�em si� z tym pomys�em, dhxgo nic mi ~i�
nie udawa�o, teraz jest nadzieja, �e si� to jako� sklei: Ju�
obecnie jako rusznikarz mam dobre imi�, ale potem- stan�
si� s�awny, bardzo s�awny i zarobi� du�o pieni�dzy.
- A w dodatku obci��ycie swoje sumienie!
Popatrzy� na mnie zdumiony, po ezym zapyta�:
- Sumienie? Jak to?
- S�dzicie, �e morderca mo�e mie� czyste'sumienie?
- Rany boskie! Czy chcecie powiedzie�, �e jestem
morderc�?
- ~ Tera� jeszcze nie.
- Albo �e nim zostan�?
- Tak, gdy� pomoc w morderstwie jest tak� sam�
zbrodni� jak morderstwo. ;
- Niech was diabli porw�! Nie b�d� pomaga� w �a-
dnym morderstwie! Co wy wygadujecie?
- Oczywi�cie nie w pojedynczym, ale masowym.
- Jak to? �ie rozumiem was.
-~- Je�eli sporz�dzicie strzelb� na dwadzie�cia pi�� strza-
��w i oddacie j� w r�ce pierwszego lepszego �otta,, to na pre-
riach, w puszczach i w g�rskich w�wozach rozpocznie si�
wnet okropna rze�. Do biednych Indian strzela� b�d� jak
do kujot�w* i za kilka lat nie ostanie si� ani jedep czerwo- .
nosk�ry. Gotowi jeste�cie wzi�� to na swoje sumienie?
Patrzy� na mnie w milczeniu.
'~ K ~ j o t - odmiana drobnego wilka stepowego ,�yj�cego na pre-
riach zachodnich stan�w USA - dzi� pr�wie ca�kowiCie wyniszczona.
13
- Je�eli ka�dy b�dzie m�g� za pieni�dze naby� tak� wiec��r, a tym mniej, �e ci�ka rusznica, kt�r� Henry na-
strzelb� - m�wi�em dalej - to zbierzecie wprawdzie p� , ~'a� "star� flint� , oraz. niegotowy jeszcze sztucer ode-
kilku latach tysi�ce, ' ale mustangi i bizony b�d� doszcz�t- graj� w mym pr�ysz�yxn �yciu tak wielk� rol�. Cieszy�em
nie wyt�pione; a wraz z nimi wszelkiego rodzaju zwierzy- si� jednak my�l� o nast�pnym p�rariku, gdy� strzela�em
na, kt�rej mi�so potrzebne jest czerwonosk�rym do �ycia. � . ju�~rzeczywi�cie du�o i dobrze i by�em pewien, �e popis��
Setki i tysi�ce zabijak�w uzbroj� si� w wasze sztucery si� przed moim osobliwym starym przyjacielem.
i p�jd� na zach�d. Krew ludzi i zwierz�t pop�ynie stru- Stawi�em si� ~u, niego punktualnie o godzinie sz�stej ra-
mieniami i niebawem okolice z tej i z tamtej. strony G�r- no. Czeka� ju� na mnie, wyci�gn�� .r�k� na powitanie,
Skalistych opustoszej� z wszelkich �ywych istot. � po jego surowej, lecz poczciwej twarzy przebieg� lekki;
- Przekle�stwo! - zawo�a�. - Czy rzeczywi�cie przy- jakby drwi�cy u�miec~.
byli�cie tu niedawno z Europy? - Witam,. sir! - rzek�. - Macie min� zwyci�zcy. Czy
- Tak. zdaje wam si�, �e traficie w mur; o kt�rym wczoraj m�-
A pr�edtem nigdy nie byli�cie tutaj? wi�em?
- Nie. Spodziewam si�.
A wi�c i na Dzikim Zachodzie? - Well, zaraz spr�bujemy. Ja wezm� l�ejsz� strzelb�,
Tak�e nie. a wy poniesiecie rusznic�, bo~ nie chce mi si� taszczy� ta-
- A zatem zupe�ny greenhorn. Mimo to gada tak, jak kiego ci�aru.
gdyby by� pradziadkiem wszystkich Indian i' �y� ju� tutaj Henry przewiesi� sobie przez plecy lekk� dwururk�, a ja
od stu lat! Cz�owieku, nie wyobra�ajcie sobie, �e nap�dzi- wzi��em "star� fli�t�"'. Gdy�my przybyli na strzelnic�, na-
cie mi strachu! A gdyby nawet by�o tak, jak przedstawia- ~ ,h;..:-.. bi� obydwie strzelby i odda� najpierw dwa strza�y ze swo-
cie, to wiedzcie, �e wcale nie zamierzam zak�ada� fabryki r;s~e,,,. �e~. Potem przysz�a kolej na mnie, Nie zna�em jeszcze tej
broni. Jestem cz�owiek samotny i chc� samotnym pozo- rusznicy, trafi�em mimo to pierwszy raz w sam� kraw�d�
sta�. Nie mam ochoty u�era� si� ze stu lub wi�cej robot- czarnego ko�a na ` tarczy. Drugi raz powiod�o mi si� je-
nikami. ,v`:::. szcze lepiej, trzeci strza� pad� ju� dok�adnie w sam �rodek, .
- Mogliby�cie uzyska� patent na sw�j wynalazek; . a wszystkie nast�pne kule przelecia�y przez dziur� wybit�
sprzeda� go i du�o na tym zarobi�. za trzecim razem.
- O to si� nie troszczcie, sir! Dotychczas mia�em do�� ~ Zdumienie Henry'ego wzmaga�o si� za ka�dym strza-
na swoje potrzeby; spodziewam si�, �e i nadal biedy nie �em. Musia�em wypr�bowa� i jego dwururk�, a gdy i tym
zaznam. Teraz zabierajcie si� do domu! Nie b�d� d�u�ej . 7 razem osi�gn��em r�wnie pomy�lny wynik, zawo�a�:
shxcha� pisku ptaszka, kt�ry musi najpierw wyleciec j - Albo macie diab�a w sobie, sir, albo jeste�cie wprost r
z gniazda, zanim si� nauczy �piewa�. urodzeni na westmana*. Nie widzia�em jeszcze tak strze-
Nie obrazi�em si� za te szor�tkie s�owa. Taka by�a jego . ~~" la~�cego greenhorna!
natura, nie w�tpi�em ani na chwil�, �e dobrze mi zyczy� ~
Polubi� mnie i chcia� � pewno�ci� pomaga� mi, jak mog�, . ~~~ * W e s t m a n - cz�owiek obeznany doskonale z warunkami Dzikie-
pod ka�dym wzgl�dem. Podawszy mu na po�egnanie r�- ~# c go Zachodu, kieruj�cy si� najcz�ciej etyk� zdobywcy; przede wszyst-
~ lam: przedsi�biorczy Amerykanin znad zachodniej gianicy, kt�ra w
k�; kt�r� Ori Silriie pOtrZ�sri��, OdSZed�em. ~ ~;r, XIX wieku przesuwa�a si� stale w g��b nie zawojowanych jeszcze teryto=
Nie przeczuwa�em, jak wa�ny mia� si� sta� dla mriie �v~ .,~ . now plemion india�skich (westman - dos�ownie cz�owiek Zachodu).
15
14 y.
- Je�eli ka�dy b�dzie m�g� za pieni�dze naby� tak�
strzelb� - m�wi�em dalej - t� zbierzecie wprawdzie p�
kilku latach tysi�ce, 'ale mustangi i bizony b�d� doszcz�t-
nie wyt�pione, a wraz z nimi wszelkiego rodzaju zwierzy-
na, kt�rej mi�so potrzebne jest czerwonosk�rym do �ycia.
Setki i tysi�ce zabijak�w uzbroj� si� w wasze sztucery
i p�jd� na zach�d. Krew ludzi i zwierz�t pop�ynie stru-
mieniami i niebawem okotice z tej i z tamtej. strony G�r
Skalistych opustoszej� z wszelkich �ywych istot.
- Przekle�stwo! - zawo�a�. - Czy rzeczywi�cie przy-
byli�cie tu niedawno z Europy?
- Tak.
A przedtem nigdy nie byli�cie tutaj?
- Nie.
- A wi�c i na Dzikim Zachodzie?
- Tak�e nie.
- A zatem zupe�ny greenhorn. Mimo to gada tak, jak
gdyl?y by� pradziadkiem wszystkich Indian i` �y� ju� tutaj
od stu lat! Cz�owieku, nie wyobra�ajcie sobie, �e nap�dzi-
cie mi strachu! A gdyby nawet by�o tak, jak przedstawia-
cie, to wiedzcie, �e wcate nie zamierzam zak�ada� fabryki
broni: Jestem cz�owiek samotny i chc� samotnyrn pozo-
sta�. Nie mam ochoty u�era� si� ze stu lub wi�cej robot-
nikami.
- Mogliby�cie uzyska� patent na sw�j wynalazek,
sprzeda� go i du�o na tym zarobi�.
- O to si� nie troszczcie, sir! Dotychczas mia�em do��
na swoje potrzeby; spodziewam si�, �e i nadal biedy nie
zaznam. Teraz zabierajcie si� do domu! Nie b�d� d�u�ej
s�ucha� pisku ptaszka, kt�ry musi najpierw wylecie�
z gniazda, zanim si� nauc�y �piewa�.
Nie obrazi�em si� za te szor�tkie s�owa. Taka by�a jego
natura, nie w�tpi�em ani na chwil�, �e dobrze mi �yczy�.
Polubi� mnie i chcia� z pewn�ci� pomaga� mi, jak m�g�, .
pod ka�dym wzgl�dem. Podawszy mu na po�egnanie r�-
k�, kt�r� on silnie potrz�sn��, odszed�em.
Nie przeczuwa�em, ~ak wa�ny mia� si� sta� dla mnie �w
14
wiecz�r, a tym mniej, �e ci�ka rusznica, kt�r� Henry na-~
zywa� "star� flint�", oraz. niegotowy jeszcze sztucer ode-
graj� w mym pr�ysz�yxn �yciu tak wielk� rol�. Cieszy�em
si� jednak my�l� o nast�pnym p�ranku, gdy� strzela�em
ju�~rzeczywi�cie du�o i dobrze i by�em pewien, �e popis��
si� przed moim osobliwym starym przyjacielem.
Stawi�em si� u niego punktualnie o godzinie sz�tej ra-
no. Czeka� j.u� na mnie, wyci�gn�� .r�k� na p�witanie,
a po jego surowej, lecz poczciwej twarzy przebieg� lekki;
jakby drwi�cy u�miec~.
- Witam,. sir! - rzek�. - Macie min� zwyci�zcy: Czy
zdaje wam si�, �e trafcie w mur, o kt�rym wczoraj m�-
wi�em?
Spodziewam si�.
Well, zaraz spr�bujemy. Ja wezm� l�ejsz� strzelb�,
a wy poniesiecie rusznic�, bo nie chce mi si� taszczy� ta-
kiego ci�aru.
Henry przewiesi� sobie przez plecy lekk� dwururk�, a ja
wzi��em "star� flint�". Gdy�my przybyli na strzelnic�, na-
bi� obydwie strzelby i odda� najpierw dwa strza�y ze swo-
jej. Potem przysz�a kolej na mnie. Nie zna�em jeszcze tej
rusznicy, trafi�em mimo to pierwszy raz w sam� kraw�d�
czarnego ko�a na tarczy. Drugi raz powiod�o mi si� je-
szcze lepiej, trzeci strza� pad� ju� dok�adnie w sam �rodek;
a wszystkie nast�pne kule przelecia�y przez dziur� wybit�
za trzecim razem.
Zdumienie Henry'ego wzmaga�o si� za ka�dyin strza-
�em. Musia�em wypr�bowa� i jego dwururk�, a gdy i tym
razem osi�gn��ern r�wnie pomy�lny wynik, zawo�a�:
- Albo macie diab�a w sobie, sir, albo jeste�cie wprost
urodzeni na westmana*. Nie widzia�em jeszcze tak strze-
laj�cego greenhorna!
* W e s t m a n - cz�owiek obeznany doskonale � warunkami Dzikie-
go Zachodu, kieruj�cy si� najcz�ciej etyk� �dobywcy; przede wszyst-
kim: przedsi�biorc�y Amerykanin znad zachodniej gianicy, kt�ra w
XIX wieku przesuwa�a si� stale w g��b nie zawojowanych jeszcze teryto-
ri�w plemion india�skich (westman - dos�ownie cz�owiek Zachodu).
15
- Diab�a nie mam, Mr Henry - za�mia�em si�: -
I riie chc� nic wiedzie� o takim przymierzu.
- W takim razie waszym zadaniem, a naw�t powin-
no�ci� jest zosta� westmanem. Czy nie ~czuj�cie do tego
ochoty?
- Owszem!
Well, zobaczymy, co si� da zrobi� z greenhorna.
A konno umiecie tak�e je�dzi�?
- Od biedy.
- Od biedy? A wi�c nie tak dobrze jak strzela�?
Pshaw! Je�dzi� konno to �adna sztuka! Najtrudniej
dosi��� konia. Gdy si� ju� znajd� w siodle; zrzuci� si� nie
dam.
Spojrza� na m�ie badawczo, czy m�wi� powa�nie; czy
�artem. Zrobi�em min�, jak gdybym si� nie domy�la� ni-
czego, a on zauwa�y�:
- Tak rzeczywi�cie s�dzicie? Chc�cie zapewne trzyma�
si� grzywy? W takim razie jeste�cie w b��dzie. Sami przy-
znali�cie, �e najtrudniej dosta� si� na siod�o, bo to trzeba
wykona� o w�asnych si�ach: Zsi��� o wiele �atwiej, gdy�
o to ju� ko� si� stara, i to bardz� pr�dko.
U mnie ko� si� o to nie postara!
- Tak? Zobaczymy! Mo�e spr�bujecie?
- Ch�tnie.
- To chod�cie! Dopiero si�dma, macie jeszcze do��
czasu. P�jdziemy do Jima Cornera, kt�ry odnajmuje ko-
~ nie. Ma on deresza, kt�ry si� ju� o to dla was postara.
. Wr�cili�my do miasta, odszukali�my handlarza koni,
kt�ry posiada� du�� uje�d�alni�, otoczon� stajniami. Cor-
ner wyszed� sam i zapyta�, czego ��damy.
- Ten m�odzieniec twierdzi, �e �aden ko� nie zrzuci
go z siod�a - odpowiedzia� Henry.. - C� wy na to, Mr
Cor�er? Pozwolicie mu si� wdrapa� na swojego deresza?
Handlarz zmierzy� mnie badawczym wzrokiem, potem
pokiwa� g�ow� i odrzek�:
- Ko�ciec zdaje si� dobry i gi�~~i; zreszt� m�odzi lu-
dzie nie �ami� karku tak �atwo jak starsi. Je�eli ten d�en-
16
telmen chce spr�bowa� deresza, to nie mam ni~ przeciw-
ko temu.
Wyda� odpowiednie rozkazy i niebawem dwaj stajenni
wyprowadzili ze stajni osiod�anego konia. By� bardzo nie-
spokojny i usi�owa� si� wyrwa�. Stary Mr Henry zl�k� si�
o mnie i prosi�, �ebym zaniecha� pr�by, ale ja si�, po
pierwsze, nie ba�em, a po drugie, uwa�a�em t� spraw� za
rzec� honoru. Kaza�ern sobie poda� rbicz i przypi�� ostro-
gi i po kilku daremnych pr�bach, przeciwko kt�rym ko�
broni� si� jak m�g�, znalaz�em si� w siodle.
W tym samym momencie stajenni odskoczyli czym pr�-
dzej, a deresz zrobi�, skok wszystkimi czterema nogami
w g�r�, a potem drugi w bok. Utrzyma�em si� w siodle,
chocia,� nie mia�em jeszcze n�g w strzemionach. �pieszy-
�em si�, by je pr�dko w�o�y�. Zaledwie si� to sta�o, ko�
zacz�� wierzga�, a gdy nic tym nie wsk�ra�, przycisn�� si�
do �ciany, aby mnie o ni� zsun��, ale m�j bicz odp�dzi�
go wkr�tce od niej. Nast�pi�a ci�ka i niebezpieczna dla
je�d�ca walka z koniem. Wyt�y�em ca�� moj� zr�czno��
i niedostateczn� w�wczas jeszcze wpraw� oraz ca�� si��
n�g; to wszystko razem przynios�o mi w ko�cu zwyci�-
stwo. Gdy zsiada�em; nogi mi dr�a�y ze zm�czenia, ale
ko� ocieka� potem i bryzga� du�ymi, ci�kimi p�atami
piany. By� teraz pos�uszny na ka�de poruszenie ostrogi
lub cugli.
Handlarz zl�k� si� o konia, kaza� owin�� go kocem
i przeprowadza� z wolna po dzied�i�cu. Potem zwr�ci�
si� do mnie:
- Nigdy bym tego nie przypu�ci�, m�odzie�cze; s�dzi-
�em, �e b�dziecie le�eli po pierwszym skoku. Nie zap�aci-
cie oczywi�cie nic, a je�eli chcecie mi sprawi� przyje-
mno��;, to przyjd�cie jeszcze i nauczcie t� besti� rozumu.
Nie idzie mi w tym wypadku o jakich dziesi�� dolar�w,
ale o wiele wi�cej, bo to nie jest ko� tani, gdy wi�c si�
stanie pos�uszny, wtedy ja na tym du�o zyskam.
- Je�li sobie �yczycie, to jestem got�w wy�wiadczy�
wam t� grzeczno��. .
17
Henry nie. odezwa� si� ani s�owem od czasu, kiedy
zsiad�em; przypatrywa� mi si� tylko; kiwaj�c g��w�. Na-
raz klasn�� w r�ce i zawo�a�:
- Ten greenhorn to istotnie nadzwyczajny albo raczej
niezwyk�y greenhorn! Ma�o nie zdusi� na �mier� tego ko-
nia, zamiast da� si� rzuci� na piasek. Kto. was tego na-
uczy�, sir?
Przypadek. Swojeg� czasu dosta~ si� w moje r�ce
p�dziki ogier z puszty* w�gierskiej, kt�ry nie pozwala�
nikomu wsi��� �a. siebie. Powoli i dzi�ki wytrwa�o�ci opa-
nowa�em go, cho� wprost z nara�eniem �ycia.
Dzi�kuj� za takie bestie. Wol� m�j stary fotel, kt�ry
si� nie sprz�ciwia,' gdy na nim siadam. Chod�my; dosta-
�em zawrotu g�owy! Ale nie na darmo widzia�em, jak
strzelacie i je�dzicie na koniu. Mo�ecie mi wierzy�.
Poszli�my do domu; on do siebie; a ja do mojego mie-
szkania. Henry nie pokaza� si� tego dnia ani w ci�gu
dw�ch nast�pnych, a ja tak�e nie mia�em sposobno�ci
uda� si� do niego. Ale na trzeci dzie� zajrza� d� mnie po
po�udniu, wiedz�c, �e jestem wolny.
- Czy fnacie ochot� przej�� si� ze-mn�? - zapyta�.
- A dok�d?
- Do pewnego d�entelmena, kt�ry chcia�by was po-
zna�.
- Dlaczego mnie?
- Prosz� �obie wyobrazi�: nie widzia� jeszcze riigdy
greenhorna.
- Dobrze; p�jd�.
Henry mia� dzi� tak filutern� i przedsi�biorcz� min� jak
jeszeze ~ nigdy. Jego zachowanie kaza�o mi si� domy�la�, ~
�e przygotowuje jak�� niespodziank�. ;Przeszli�my przez
kilka ulic i wst�pili�my do jakiego� biura z szerokimi,
szklanymi drzwiami od ulicy. Henry wpad� tam tak pr�d- .
ko, �e nie zd��y�em dok�adnie przeczyta� z�otych liter na
szybach, zdawa�o mi si� jednak, �e zobaczy�em s�owa:
* P u s z t a - wielkie stepowe r�wniny w �rodkowych W�grzech.
20
O f f i c e"* i ;, s u r v e y i n g"**. Okaza�o si� te� nieba-
wem, �e si� nie pomyli�em.
Siedzieli 'tam trzej panowie, kt�rzy bardzo serdecznie
przywitali si� z I-�enrym,, a ze mn� uprzejmie i z ni~e ukry-
wan� ciekawo�ci�. Na sto�ach le�a�y - mapy i plany,
a w�r�d nich rozmaite przyrz�dy miernic�e. Byli�my w
biurze geodetycznym. Celu tych odwiedzin nie zna�em.
Henry riie przys�ed� ani z zam�wieniem, ani po informa-
cj�, .tylko jakby na przyjacielsk� pogaw�dk�, kt�ra si� te�
bardzo szybko nawi��a�a i zesz�a na znajduj�ce si� tu
przedmioty. Ucieszy�em si� nawet tym, gdy� mog�em
wzi�� w niej wi�kszy udzia�, ni� gdyby m�wiono o spra-
wach ameryka�skich, kt�rych jeszcze dobrze nie zna�em.
Henry interesowa� si� widocznie bardzo miernictwem.
Chcia� wiedzie� wszystko i tak mnie powoli wei�gn��
w rozmow�, �e w ko�cu sam odpowiada�ern �a -rozmaite
jego pytania, �bja�nia�em zastosowanie r�nych przyrz�-
d�w, pokazywa�em, jak si� rysuje mapy i plany. By� ze
mnie istotnie t�gi greenhorn, gdy� nie odgad�em ich za-
miaru. Uderzy�o mnie co� dopiero, gdy zauwa�y�em, �e ci
panowie daj� rusznikarzowi tajemne �naki. Wsta�em
� krzes�a, chc�c niejako zwr�ci� uwag� Henry'emu, �e �y-
cz� sobie ju� wyj��. On si� nie sprzeciwi�, wobec czego
wys�li�~ny po�egnani jeszcze przyja�niej, ni� byli�my przy-
j�ci.
Gdy znale�li�my si� w takiej odleg�o�ci od biura, �e nie
mo�na nas ju� by�o stamt�d dojrze�, Henry zatrzyma� si�,
po�o�y� mi r�k� na ramieniu i rzek� promieniej�c zadow�-
leniem:
Sir, cz�owieku, m�odzie�cze, greenhornie, ale� zr�bi-
li�cie mi przyjemno��! Jestem wprost dumny z was!
Czemu?
- Bo przewy�szyli�eie nawet moj� rekomendacj�
i oczekiwania tych pan�w!
* O f f i c e (ang.) - urz�d.
** S u r v e y i n g (ang.) - mierniCzy
21
- Rekomendacj�, oczekiwania? Nie rozumiem.
- Bo to v~cale niepotrzebne. Sprawa jest bardzo pro-
sta. Twierdzili�cie niedawno, �e znacie si� na miernictwie.
Aby si� przekona�, czy to nie blaga, zaprowadzi�em was
do tych d�entelmen�w, a moich dobrych znajomych, aby
was wypr�bowali. Okaza�o si�, �e wszystko w porz�dku,
i wyszli�cie z honorem.
Blaga? Mr Henry, je�li uwa�acie mnie za zdolnego
do blagi, to ju� wi�cej nigdy was nie odwiedz�!
- Nie b�d�cie �mieszni! Nie oc~bierzecie chyb� stare-
mu przyjemno�ci ogl�dania was. Wspomi�a�em ju� wam
dlaczego: z powodu podobie�stwa do mego syna! Byli�cie
jeszc�e kiedy u handlarza koni?
Codziennie rano.
- I je�dzili�cie na dereszu?
~ - ' Tak.
- B�dzie co z tego konia?
Tak s�dz�, ale w�tpi�, czy kto�, kto go kupi, da so-
bie z nim rad�. Przyzwyczai� si� do mnie i zrzuci ka�dego
innego.
- Cieszy mnie to, bardzo mnie to cieszy: ko� chce wi-
docznie nosi� na swym grzbiecie tylko greenhorn�w:
Chod�cie no przez t� boezn� ulic�k�. Znam tu doskona��
restauracj�, gdzie si� bardzo dobrze jada, a jeszc�e lepiej
pije. Musimy uczci� egzamin, kt�ry zdali�cie dzi� celuj�-
co.
HT:.~ ........lo,.. r,~ini~ uanrcr,anrw ~�aUVa~(1 C1P 7P S1L Od-
Henry oraz dwu d�entelmen�w, z kt�rych jeden, niejaki
~Sam Hawkens, jest s�yn~nym westmanem. Jako greeirhorn,
nie s�ysza�em nigdy tego nazwiska, ale ucieszy�em si� ze
sposobno�ci poznania prawdziwego, i to tak znakomitego
westmana.
Jako domownik, nie czeka�em, a� wybije oznaczona
godzina, lecz stawi�em si� o kilka minut wcze�niej w sali
jadalnej. Ku memu zdziwieniu ujrza�em nie zwyczajne,
lecz wspania�e nakrycie jak do jakiej� uczty. Ma�a, pi�cio-
letnia Emmy by�a sama w pokoju i wsadzi�a w�a�nie palec
do kompotu. Wyj�a go, skoro tylko wszed�em; i otar�a
szybko w swoj� jasn� czuprynk�. Gdy jej pogrozi�em pal-
cem, przyskoczy�a do mnie i szepn�a kilka s��w do ucha.
Aby naprawi� sw�j b��d, zdradzi�a mi tajemnic� ostatnich
dwi, kt�ra wprost rozsadza�a jej serduszko. Zdawa�o mi
si�; �e j� fa�szywie ro~umiem. Zapyta�em j�. jeszcze raz, a
ona powt�rzy�a z radQ�ci� te same s�owa: ,;To uczta po-
�egnalna dla pana".
Moja uczta po�egnalna! C�y to by�o mo�liwe? Nie.
Z pewno�ci� dziecko tak sobie uroi�o. Tote� u�miechn�-
�em si� tylko. W chwil� potem us�ysza�em g�osy w pierw-
szym pokoju; nadchodzili go�cie, wyszed�em wi�c naprze-
ciw, by ich powita�.
Wszyscy trzej przybyli punktualnie o i~m�wionej porze.
Henry przedstawi� mi troch� t�po i 'niezgrabnie wygl�da-
j�cego m�odzie�ca, Mr Blacka, a nast�pnie westmana Sa-
ma Hawkensa.
23
Westmana! Przyznaj� �twarcie; �e nie wygl�da�em-chy-
ba zbyt m�drze, kiedy -spoez�o na nim r�oje zdzi vio�e '
spojrzenie: Takiej postaci nie i?~idzia�em nigdy przedtem.
P�niej oczywi�cie pozna�em inne je�zcze dziwni�jsze: Ten
ez�owiek i tak ju� osobliwy pot�gowa� jeszeze to wra�enie
tym, �e sta� tu, w wytwor�ym salonie; zupe�nie tak, jakby
przyby� prosto z puszczy - z k~peluszem na g�owie
i strzelb� w r�ku! Zew��trzny jego wygl�d przedstawia�
si� tak:
Spod sm�tnie obwis�ych kres pil�niowego kapelusza, .
kt�rego barwy, wieku i kszta�tu najbystrzejszy my�liwiec
nie zdo�a�by okre�li�, z pl�taniny czarnego zarostu wyzie-
ra� nos tak straszliwych rozmiar�w, �e m�g� na ka�dym
s�onecznym zegarze s�u�y� za przyrz�d do rzucania cienia.
Z powodu pot�nego zarostu wida� by�o~ z ca�ej .twarzy;
opr�cz organu powonienia, tylko ma�e,. rozumne oczka,
nadzwyczaj ruchliwe i utkwione we mnie z szelmowsk�
jak�� chytro�ci�. Westman przypatrywa� mi si� zreszt�
tak samo uwa�nie jak i ja jemu. P�niej dowiedzia�em si�,
dlaczego si� mn� tak zainteresowa�.
Tu��w Sama Hawkensa tkwi� a� po kolana w starej
bluzie my�liwskiej z ko�lej sk�ry; uszytej najwidoczniej
dla jakiej� znacznie grubszej osoby. Wygl�da� w niej jak
dziecko, kt�re dla zabawy ubra�o si� w surdut dziadka;
Z tego, wi�cej ni� obfitego, okrycia wyziera�a para chu-
dych, krzywych jak sierpy n�g, ubranych w wystrz�pione
spod�ie, kt�rych wiek wyra�nie �wiadczy�, �e cz�owieczek
tP., :~,-~~� ~ nich nrzed dwoma zapewne dziesi�tkami lat:
uu ~auam.
Poszli�my za tym wezwaniem;. przy czym Hawkens ku
memu zdziwieniu nie od�o�y� strzelby ani kapelusza. Do-
piero gdy wyznaczono ~am miejsca przy stole, rzek�
wskazuj�c na sw� star� pukawk�:
- Prawdziwy westman nie spuszcza nigdy z' oka swej ,
strzelby, a tym bardziej nie czyni� tego ja z moj� zacn�
Liddy. Zawiesz� j� ko�o firanek.
A wi�c strzelb� swoj� nazywa� "Liddy"! P�riiej oczy-
wi�cie dowiedzia�em si�, �e wielu my�liwc�w; uganiaj�-
cych po Zachodzie, obchodzi si� ze swymi strzelbamu jak.
z �ywymi stworzeniami i nadaje im imiona. Westman po-
wiesi� strzelb� ko�o firanek i chcia� to samo zrobi� z ka-
peluszem; ale gdy go zdj��, zosta�a w nim ca�a jego czup-
ryna. Mo�na si� by�o naprawd� przestraszy� widokiem je-
go nagiej; czerwonej czaszki. L�dy krzykn�a g�o�no,
dzieci zacz�y wrzeszcze�, ori za� zwr�ci� si� do nas celem
uspokojenia:
- Nie l�kajcie si�, moje panie i panowie, to nic! Nosi-
' �em w�asne w�osy uc�ciwie od dzieci�stwa. �aden adwo-
kat nie powa�y� si� zaprzeczy� mi prawa do tego. Dopie-
ro jeden czy dva tuziny Indian wpad�y na mnie i zdar�y
mi moje w�osy z g�owy razem ze sk�r�. By�o to diabelnie
przykre uczucie, ale przeby�em to szcz�liwie, hi! hi! hi!
Potem uda�em si� do Tekamy i kupi�em nowy skalp, je�li
si� nie myl�. Nazywa si� to peruk� i kosztowa�o trzy gru-
25
be wi�zki sk�rek bobrowych. Ale to nic nie szkodzi, gdy�
nowa sk�ra jest o wiele praktyczniejsza, zw�aszcza w �e-
cie; mog� j� zdj��, kiedy si� spoc�, hi! hi! hi!
Zawiesi� kapelusz na strzelbie i zalo�y� peruk� na
g�ow�, po czym rozebra� si� z bluzy i przewiesi� j�
przez kr�es�o. By�a wielokrotnie �atana, jeden kawa� sk�ry
przyszyty by� na drugim, co nada�o jej tak� sztywno��
i grubo��, �e strzala Indianina nie przebi�aby jej z latwo-
�ci�.
Teraz ujrzeli�my jego cienkie, krzywe nogi. Mia� na so-
bie sk�rzan� kamize�k�; a za pasem n� i dwa pistolety:
Gdy powr�ci� do krzes�a przy stole, spojrza� chytrze naj-
pierw na mnie, a potem na pani� domu i zapyta�:
- Mo�e milady powie przed jedzeni�m temu green-
hornowi, o co chodzi, je�li si� nie myl�?
Zwrot "je�li si� nie myl�" by� jego sta�ym przyzwycza-
jeniem. Lady skin�a g�ow�, zwr�ci�a si� do mnie, wska-
za�a na najm�odszego z go�ci i rzek�a:
Nie wiecie zapewne, �e ~Mr Black jest waszym na-
st�pc�, sir!
- Moim.. na... st�pc�?! - wybuchn��em zmieszany.
- Poniewa� �egnamy was dzisiaj; musieli�my si� rozej-
rze� za nowym nauczycielem.
-- �e..gna..:my?
Przypuszczam, �e wygl�da�em w owej chwili jak uo-
sobienie zdumienia.
- Tak, �egnamy was, sir - rzek�a z u�miechem~ kt~~
!
Henry sam podszed� do mnie, uj�� mnie za r�k� i rzek�:
Powiedzia�em wam,ju�, dlaczego was lubi�. Jeste�cie
tu u zacnych ludzi, ale stanowisko nauczyciela domowego
nie jest dla was odpowiednie. Musicie si� uda� na Za-
ch�d. Zwr�ci�em si� w tym celu do Atlantic i Pacific
Company i kaza�em wybada� wasze wiadomo�ci tak,
aby�cie si� tego nie domy�lili. Zdali�cie dobrze egzaminy
i macie tu wasz� nominacj�.
Poda� mi dokument: Gdy rzuciwszy na� okiem, pr�e-
czyta�em przewidywan� wysoko�� wynagrodzenia, ciemno
mi si� w oczach �robi�o.
Stary przyjaciel m�wi� dalej: .
- Pojedziecie konno, potrzebujecie wi�c dobrego ko-
nia. Kupi�em dla was deresza,. kt�rego uje�dzili�cie. Bez
broni nie mo�ecie si� ruszy�, dostaniecie wi�c t� star�
flint�, kt�ra na nic mi si� nie przyda, a z kt�rej wy tak
dobrze trafiacie. I c� wy na to, sir, h�?
Z pocz�tku milcza�em, a gdy wreszcie odzyska�em mo-
w�, pr�bowa�em nie przyj�� dar�w, ale bez skutl~u. Ci za-
cni ludzie postanowili mnie uszcz�liwi�, �robi�bym im
wielk� przykro��, gdybym si� upar� przy odmowie. Aby
na razie przynajmniej zapobiec dalszemu wa�kowaniu tej
sprawy, lady usiad�a przy stole, a my musieli�my p�j�� za
jej przyk�adem. Zacz�a si� uczta, a podczas jedzenia nie
nale�a�o podejmowa�.tego tematu.
* S u r w e j o r (ang. surveyor) - geometra, inspektor.
27
Po kolacji udzielono mi potrzebnych wiadomo�ci. Mia-
no budowa� lini� kolejow� z St. Louis przez Indian Terri-
tory*, N�wy Meksyk, Arizon� i Kaliforni� do wybrze�a
Pacyfiku i posta�owiono t� d�ug� tras� zbada� i odmie-
r�y� sektorami. Sektor, kt�ry przypad� w udziale mnie
i trzem innym surwejorom pod kierunkiem starszego in-
�yniera, le�a� mi�dzy �r�d�ami rzek Rio Pecos i po�udnio-
wego Canadianu: Trzej wytrawni przewodnicy: Sam Haw-
kens, Dick Stone i Will Parker, mieli nam towarzyszy� a�
na miejsce, gdzie oczekiwa�a nas gromada dzielnych west=
man�w, , dodanych nam dla bezpiecze�stwa. Oczywi�cie
mogli�my tak�e liczy� na pomoc wszystkich za��g. wojsko-
wych w s�siednich fortach. Aby mi zrobi� niespodziank�,
powiedziano mi o tym wszystkim dopiero dzisiaj, co prawda;
troch� za p�no. Uspokoi�a mnie jednak wiadomo��, �e
postarano si� o wszystko; co by�o konieczne do podr�y,
a� do najdrobniejszych szczeg��w. Nie pozostawa�o mi
nic innego, jak przedstawi� si� kolegom, kt�rry czekali na
mnie w mieszkaniu starszego in�yniera. Poszed�em do nich
w towarzystwie Henry'ego i Sama Hawkensa. Prryj�li mnie
nader serdecznie; .nie bior�c za z�e sp�nienia, wiedzieli
bowiem, �e przyczyn� tego by�a w�a�nie ta niespodzianka.
Po�egnawszy si� nazajutrz z mymi gospodarzami, uda-
�em si� do Henry'ego. Zacz��em mu dzi�kowa�, ale on
potrz�sn�wszy silnie me r�ce, przerwa� mi tymi s�owy:
Nie ma o czym m�wi�, sir! Wysy�am was tylko dla-
Rozdzia� pi�ty .
j;PI�KNY DZIE�".
Wr�ciwszy teraz do puebla, zobaczy�em, j�ka to by�a
silna i olbrzymia budowla kamienna. Uwa�a si� po-''-
wszechnie ludy ameryka�skie za niezdolne do stworzenia'
wy�szej kultury, ale ludzie, kt�rzy umieli poruszy� takie `
masy skalne i spi�trzy� je w tak niezdobyt� dla �wczesnej '.
broni twierdz�, nie mogli przecie� znajdowa� si~ na ni-
skim stop�iu kultury. Cho� nie wiadomo, czy dzisiejsi In-v:
dianie s� potomkami dawnych kulturalnych narod�w''~
ameryka�skich, to i tak nie ma powodu do twierdzenia, :`
~ jakoby nie byli zdolni do dalszego rozwoju. Oczywi�cie, ;�.
je�li si� nie da im na to miejsca a�i czasu, musz� upa�� :
i wygin��.
Wspi�li�my si� za pomoc� drabin na trzeci� platform�, ;
na kt�rej znajd�wa�y si� najparadniejsze komnaty puebla. :.
Tu mieszka� Inczu-czuna z dwojgiem dzieci i tu wyzna-'=
czono dla nas mieszkanie.
Moje by�o obszerne. Wprawdzie nie by�o okien i �wiat- ::
�o wpada�o drzwiami, ale drzwi, te, bardzo wysokie i sze-
_ rokie, sprawia�y, �e by�o do�� jasno. Komnata by�a pusta,
ale Nszo=czi urz�dzi�a j� niebawem za pomoc� futer, ko- ;
c�w i r�nych sprz�t�w tak, �e okaza�a si� wygodniejsza, :;
ni� m�g�bym przypuszcza�.
Sam, Will i Dick otrzymali razem tak� sam� komnat�.
, Gdy m�j pok�j by� ju� o tyle urz�dzony, �e mog�em !
do� wej��, przynios�a mi Nszo-czi przepysznie,~.rze�bion�
296 ^
~jk� pokoju i tyto�. Sama mi j� napcha�a i zapali�a. Gdy
~ci�gn~em raz i drugi, rzek�a:
T� fajk� przysy�a ci m�j ojciec, Inczu-czuna..On
;~~n przywi�z� �wi�t� glin� z kamienio�om�w, a ja wy-
~e�bi�am t� g�owic�. Nie by�a jeszcze w niczyich ustach,
irDsimy ci�, �eby� przyj�� j� od nas na w�asno��, a pal�c
~,,�eby� o nas pami�ta�.
- Wasza dobro� jest wielka - odrzek�em - lecz
~n~ie zawstydza, gdy� nie mam si� czym odwzajemni�.
Da�e� nam ju� tak wiele, �e nie zdo�amy ci si� za to
~dwdzi�czy�, uratowa�e� kilkakrotnie �ycie Inczu-czuny
~:':'~Vinnetou! Obydwaj byli kilka razy w twoim r�ku, a ty
~�h nie z~bi�e�. Dzi� mog�e� znowu pozbawi� �ycia In-
w�u-czun�, nie nara�aj�c si� na �adn� kar�, a jednak teg�
i~e uczyni�e�. Za to pozyska�e� sobie nasze serca. Pozw�l
i~aszym wojownikom uwa�a� ci� za brata:
- Je�liby si� to sta�o, spe�ni�oby si� moje najwi�ksze
~:yczenie. Inczu-czuna jest s�awnym wodzem i wojowni-
~iem, a Winnetou pokocha�em od razu od pierwszej
e'hwili. Jest to dla rnnie nie tylko wielki zaszczyt, lecz
~�wnie� wielka rado��, �e b�d� mnie nazywali bratem ta-
~h m��w. Pragn� tylko, �eby moich towarzyszy tak�e
~potka� ten zaszczyt.
- Je�li z�chc�, b�d� uwa�ani za rodowitych Apacz�w.
Dzi�kujemy wam za to. A wi�c to ty sama wyrze�-
bi�a� t� fajk� ze �wi�tej gliny? C� za zr�czno�� posiadasz
~v r�kach!
Pokra�nia�a na t� pochwa�� i rzek�a:
~ =`` - Wiem, �e �ony i c�rki bladych twarzy wi�cej umiej�
':~: zr�czniejsze s� od nas. A ter~z jeszcze ci co� przynios�.
~_ r Wysz�a i przynios�a moje rewolwery, n�, amunicj�
':'~ unne przedmioty, kt�rych nie trzyma�em w kieszeniach,
~~tamt�d bowiem nie zabrano mi niczego, nawet gdy by-
�em w niewoli. Podzi�kowa�em stwierdzaj�c zarazem, :�e
'~xiiezego nie brakuje, i zapyta�em:
Czy moi towarzysze otrzymaj� tak�e na powr�t sw�
297
Rozumie si�. Wszystko niew�tpliwie ju� dostali,::
gdy� kiedy ja ciebie tu obs�uguj�, nimi zajmuje si� In- v
czu-czuna.
- A co z naszymi ko�mi?
- S� tak�e. Ty b�dziesz je�dzi� na swoim, a Sam :
Hawkens na swojej Mary.
- Ach! Wiesz, jak si� ten mu� nazywa?
- Tak. Znam tak�e imi� starej flinty Sama Hawkensa. ;
_ Nie p�wiedzia�am ci, �e cz�sto z nim rozmawia�am, To :~
bardzo figlarny cz�owiel~, ale te� i dzielny wojownik.
- Tak i, co wi�cej, jest wiernym i zdolnym do �fiar ,
towarzyszem, kt�rego trudno nie koeha�. Ale musz� ,ci� ;
je�zcze ti co� zapyta�. Czy da�z mi szczer� odpov~ied�? -
- Nszo-czi nigdy nie k�amie~ = �dpar�a z dum�, a za- - ~
ra�em z prostot�. - Najm�iej za� tobie mog�abym po- .
wiedzie� nieprawd�.
Wasi wojownicy odebrali Kiowom wszystko; co '`
f.,.,... mieli oni z sob�?
- Tak.
- A moim tr�em towarzyszom tak�e? ~
' - Tak. .
I - A dlaczego mnie zostawiono to, co by�o w kiesze- !;.
' , I niach? 3
~.... Bo tak kaza� m�j brat Winnetou.
- Czy wiesz; czemu wyda� taki rozkaz?
- Bo ci� mi�owa�.
- Pomimo �e uwa�a� mnie za swego wroga?
-' Tak. Powiedzia�e� przedtem, �e pokocha�e� go od
razu od pierwszej chwili, .to samo czu� �n w st�sunku do
ciebie. Bardzo mu by�o przykr�, �e musia� ci� uw��a� za
wroga, i to nie tylko za wr�,ga...
Zatrzyma�a si� w obawie, �e powie co�; co mog�oby
mnie obrazi�.
M�w dalej! - prosi�em.
- Nie.
To ja sko�ez� za ciebie. To, �e musia� widzie� we
mnie swego wroga, zapewne nie dolega�o mu tak bardzo,
298
~y� nawet wr�g mo�e zas�ugiwa� na s�acunek, , ale on
'dzi�, �e�"jestem k�amc�, fa�szywym i podst�pnym cz�o-
~ekiem. Prawda? "
' S�usznie �i� domy�lasz.
- A teraz jeszcze jedno pytanie: co ,s�ycha� z Rattle-
vin, morderc� Kleki-petry?
.-r Przywi�zuj� go w�a�nie do s�upa m�cze�skiego.
Co? Teraz? Teraz w�a�nie?
- Tak.
I ja nic o tym nie wiem? Czemu zmilczano to
irzede. mn�?
- Winnetou tego ��da�. Przypuszcza�, �e twoje oczy
ue mog�yby na to patrze�, a uszy s�ucha�.
- Winnetou nie pomyli� si�, a jednak mo�e zdo�a�bym
t~` to patrze� i shxcha�, gdyby uwzgl�dniono moje �ycze-
iie: ~
=... --. Jakie?
Powiedz mi najpierw, gdzie si� odb�d� tortury! .
- Tam na dole~ nad rzek�, gdzie ty si� znajdowa�e�
~oprzednio. Inczu-czuna odprowadzi� was, �eby�cie przy
~ym nie byli.
Ale ja chc� by� przy tym! Jakie przeznaczono dla�
kn�ki?
- Wszystkie, jakie zazwyczaj zadaje si� je�com. To
dajgorsza, blada twarz ze wszystkich, jakie kiedykolwiek
!~pad�y w r�ce Apaczom. Bez �adnego powodu zamordo-
~!a� nauczyciela Winnetou, Bia�ego Ojca, kt�rego c�cili�-
~y wszyscy i kochali, i dlatego nie umrze tylko po kilku
~�ezarniach, lecz wojownicy spr�buj� na nim po kol�i
~vszystkich m�k, jakie znamy.
- Tak by� nie powinno, to nieludzkie!
- On na to zashz�y�!
- Czy mog�aby� patrze� na to? Ty, dziewczyna?
D�ugie jej rz�sy opad�y na oczy. Na kilka chwil spu�ci-
~Ja wzrok ku ziemi; potem podnios�a go, spojrza�a mi
`w twarz powa�nie, prawie z wyrzutem, i rzek�a:
- Ty si� temu dziwisz?
299
Tak: Kobieta nie powinna znosi� takiego widoku.
- Czy tak jest u was?
Tak.
- Rzeczywi�cie?
- Tak.
M�wisz nieprawd�, a k�amc� przecie� nie jeste�, v:`
gdy� wypowiadasz j� nienaumy�lnie, lecz nie�wiadomie.
Ty si� mylisz.
- Wi�c ty twierdzis� co i~nnego`?
Tak.
- W takim r�zie znasz chyba lepiej ode mnie nasze
�
kobiety i dziewcz�ta
- A mo�e ty ich nie znasz! Gdy wasi zbrodniarze sta-
j� przed s�dzi�, to innym wolno tego s�ucha�. Tak?
- Tak jest.
Opowiadano mi, �e bywa t�m wi�cej's�uchaczek ni�
s�uchaczy. Czy tam jest miejsce dla skwaw? Czy to �adnie
z jej strony, �e �ci�ga j� tam ciekawo��?
,...
- Nie.
- A gdy u was trac� morderc�, gdy go wieszaj� lub
ucinaj� mu g�aw�, czy nie ma przy tym bia�ych niewiast?
i,, : .. - Tak bywa�o dawniej. '
`' ~ ' A teraz im zakazano?
-
T~k.
- A m�czyznom tak�e?
Tak.
- A wi�c nikamu nie wolno! Ale gdyby jeszcze by�o
wolno, przychodzi�yby i one. O, kobiety bladych twarzy
nie s� tak delikatne, jak s�dzisz. One d�skonale znosz�
b�l, ale b�l innych ludzi lub zwierz�t. Nie by�am u was,
ale m�wi� mi o tym Kleki-petra. Potem Winnetou by� w
wielkich miastach Wschodu, a gdy powr�ci�, opowiada�
rni wszystko, na co patrzy� i co zauwa�y�. Czy wiesz,' co
wasze kobiety robi� ze zwierz�tami, kt�re gotuj�, sma��
ijedz�?
No?
Zdejinuj� z nich �ywcem sk�r�, wyrywaj� im jeszcze
"~.
. 300
�ycia w��trzno��i i wrzucaj� je �ywe do wrz�cej wody.
czy wi~ciomo ci, co robi� czarownicy bia�ych?
Co?
Wrzucaj� �ywe psy do wrz�cej wody, aby si� dowie-
ie�, jak d�ugo b�d� jeszcze potem �y�y, i zdejmuj�
~ich poparzon� sk�r�. Wycinaj� im oczy i j�zyki, otwie-
j� brzuchy i m�cz� je na r�ne sposoby, aby potem ro-
wz tego ksi��ki.
To s� wiwisekcje, przeprowadzone dla wied�y.
- Wiedzy? Kleki-petra by� tak�e moim nauczycielem,
~tego wiem, co chcesz przez t� s�owo powiedzie�. Jak
~ wasz Wielki Duch ocenia t� wiedz�, kt�ra nie potraf
~zeg� nauczy� bez �miertelnych m�k zwierz�t? I takie
~�zarnie uprawiaj� wasi czarownicy w swoich domach,
~e tak�e mieszkaj� ich �ony, kt�re musz� na to pa-
~e�! Czy mo�e nie s�ysz�, jak ~lr�czone zwier��ta wyj�
~~ole�ci? Czy wasze skwaw nie trzymaj� ptak�w w klat-
~ch? Czy one nie wiedz�, jaka to m�ka dla ptaka? Czy
~.s�e. niewiasty nie siedz� tysi�cami na wy�cigach i nie
rduj� si�, jak je�d�cy zaje�d�aj� konie na �mier�? Czy
~e �� obecne skwaw' tam;. gdzie si� kalec�� bokserzy? Je-
~em m�od�; niedo�wiadczon� dziewczyn�, kt�r� zalicza-
~ do "dzikich", ale mog�abym ci powiedzie� niejedno je-
�c�e, co robi� wasze delikatne skwaw, �ie odczuwaj�e
~�y tym przera�enia, kt�re ja odczuwam. Policz te tysi�-
~ wiotkich, pi�knych,, bia�ych niewiast; kt�re z u�mie-
E~er� na ustach sta�y, gdy m�czono ich niewolnik�w lub
iwiczon� na �mier�~ czarn� s�u�ebnic�! A tutaj mamy
acodniarza, rnorderc�, kt�ry powinien umrze� tak, jak na .
~ : �as�u�y�. Ja chc� by� �wiadkiem tego; a ty to pot�piasz?
,"~ to istotnie z�e � mej strony, �e potrafi� spokojnie pa-
i~e� na �mier� takiego cz�owieka? A gdyby nawet by�� to
~; to kto ponosi win� �a to, �e czerwo�osk�rzy przyzwy-
~aili swe oczy do takich rzec�y? Czy to nie biali zmuszaj�
eas do odp�acania �rogo�ci� za ich okru�ie�stwa?
W�tpi�, czy bia�y s�dzia skaza�by pojmaneg� India-
~ina na pal m�cze�ski.
301
~
- S�dzia? Nie, gniewaj si�, gdy wypowiem s�owo s�y- ',
szane tyle razy z ust Hawkensa: greenh�rn! Ty nie zriasz
Zachodu. Gdzie tu masz s�dzi�w, ludzi, kt�iych tym wy- ~
razem obejmujesz? Silniejszy jest s�dzi�, a s�dzi si� s�abe-
go. Pos�uchaj, co si� dzieje u ognisk obozowych b�adych '
twarzy! Czy ci niezliczeni India�ie, kt�rzy padli w walce '
z bia�ymi napastnikami, zgin�li wszyscy od razu od kuli
lub no�a? Ilu z nich zam�czono na �mier�, cho� nie zrobi-
li nic z�ego, bronili tylko swoich praw! Postanowiono u .!
nas, �e zginie morderca, kt�ry na t� kar� zas�u�y�, a ja ~
mam odwraca� oczy dlatego, �e jestem dziewczyn�? My =;
tak�e by�y�my niegdy� inne, ale wy nauczyli�cie nas pa- :
trze� na krew i nie drgn�� przy tym powiek�. P�jd� i b�-
d� obecna, kiedy morderc� Kleki-petry poniesie zas�u�o- .~
n� kar�!
Pozna�em t� pi�kn�, m�od� Indiank� jako cich�, �agod- `'~
n� istot�, a teraz sta�a przede'mn� � b�yszcz��ymi oczyma ~
r p�on�cymi policzkami, �ywy obraz bogini zemsty, nie-
przyst�pnej dla mi�osierd�ia. Wyda�a mi si� �iemal pi�-
i
lCniejsza ni� przedtem. Czy nale�a�o j� za to pot�pi�?
, �zy� nie mia�a s�uszno�ci?
- To id� - rzek�em - ale ja tak�� p�jd�.
- Zosta� lepiej tu! - prosi�a zupe�nie ju� innym to-
' ; i ' nem. - Inczu-czu�a i Winnetou nie b�d� zadowoleni
z twego przybycia.
- ~ Czy b�d� si� na mnie gniewali?
- Nie. Nie �ycz� sobie tego, a1e ci nie zaka��, gdy� je-
ste� nam bratem.
- P�jd� wi�c, a oni mi to wybacz�.
Wyszed�szy na platform�, zasta�em tam Sama Hawken-
sa. Pali� kr�tk� my�liwsk� fajec�k�, poniewa� tak�e do-
sta� tyto�.
- Teraz to zupe�nie co innego, sir - rzek� chrz�kaj�c
z �adowole�iem. - By� najpierw je�cem, a p�tem gra�
wielkiego pana, to chyba r�nica. Jak si� czujecie w no-
wych warunkach?
- Dzi�kuj�, dobrze - odrzek�em.
302
- Ja tak�e doskonale.' Sam w�dz nas obs�ugiwa�. To
i~zecie� przyjemnie, je�li si� nie myl�.
-
G~e jest teraz Inczu-czuna?
Poszed� znowu nad rzek�: .
Czy wiecie, co si� tam teraz dzieje?
Domy�lam si�. v
No, co?
Czu�e po�egnanie z mi�ymi Kiowami.
Nie tylko.
- A c� jeszcz�~ '
M�cz� Rattlera.
- M�ez� Rattlera? � nas tutaj zaprowadzili? Ja musz~� `
s!
~k�e by� przy tyrn! Chod�cie sir, zejd�my tam pr�dko!
- Powoli! Czy potraficie patrze� �a takie sceny bez
- , Patrze