11446
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 11446 |
Rozszerzenie: |
11446 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 11446 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 11446 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
11446 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
' * PRZEDMOWA'
Wiele zmian zaszło w świecie psychologii od ukazania
się pierwszego wydania tej książki. Psychologia huma-
nistyczna, jak się ją najczęściej nazywa, ustaliła się obec-
nie solidnie jako żywotna trzecia alternatywna możli-
wość wobec psychologii obiektywistycznej, behawiory-
stycznej (mechanomorficznej) i ortodoksyjnie freudow-
skiej. Odnośna literatura jest obszerna i stale rośnie,
a co więcej, psychologię tę zaczyna się stosować,
zwłaszcza w szkolnictwie, przemyśle, religii, w organiza-
cji i zarządzaniu, w terapii i samodoskonaleniu, i w róż-
nych innych „eupsychicznych" organizacjach i periody-
kach.
Wyznaję, że musiałem uznać ten humanistyczny kie-
runek w psychologu za rewolucję w najprawdziwszym,
dawnym znaczeniu tego wyrazu, w sensie, w jakim do-
konywali rewolucji Galileusz, Darwin, Einstein, Freud
i Marks, którzy przez, rewolucję rozumieli forsowanie
nowych dróg postrzegania i myślenia, nowych obrazów
człowieka i społeczeństwa, nowych koncepcji etyki i war-
tości, nowych kierunków postępu.
Ta trzecia psychologia jest obecnie jednym z aspektów
ogólnego Weltanschauung, nową filozofią życia, nową
koncepcją człowieka, początkiem nowego stulecia pracy
(o ile oczywiście potrafimy tymczasem zapobiec nowej
totalnej zagładzie). Dla każdego człowieka dobrej woli,
każdego, kto stoi po stronie życia, jest tu pole do dzia-
łania, efektywna, szlachetna, niosąca zadowolenia praca,
która może nadać bogate znaczenie życiu własnemu i in-
nych ludzi.
Psychologia ta nie jest wyłącznie opisowa czy aka-
demicka, ona podpowiada działanie i zakłada następstwa.
Pomaga w inicjowaniu drogi życia nie tylko dla danej
osoby w obrębie jej własnej, prywatnej psyche, lecz tak-
że dla tej osoby jako istoty społecznej, członka społeczeń-
stwa. Uświadamia nam ścisłą zależność między tymi dwo-
ma aspektami życia. Ostatecznie najlepszym „pomocni-
kiem" jest „dobra osoba". Często się zdarza, że osoba cho-
ra lub nieodpowiednia, starając się pomóc — przynosi
szkodę.
Powinienem tu zaznaczyć, że uważam psychologię hu-
manistyczną (trzecią psychologię) za przejściowy, przy-
gotowawczy stopień do jeszcze „wyższej" czwartej psy-
chologii, międzyosobowej, międzyludzkiej, ześrodkowa-
nej raczej na kosmosie niż na ludzkich potrzebach i za-
interesowaniach, wykraczającej poza człowieczeństwo,
tożsamość, samourzeczywistnienie i temu podobne. Wkrót-
ce zacznie wychodzić (1968) „Journal of Transpersonal
Psychology" redagowany przez tego samego Tony Suti-
cha, który założył „Journal of Humanistic Psychology".
Te nowe poczynania mogą doskonale zaspokoić w sposób
odczuwalny, użyteczny i efektywny „sfrustrowany ide-
alizm" wielu zdesperowanych osób, zwłaszcza wśród
młodych ludzi. Te psychologie obiecują, iż się rozwiną
w filozofię życia, namiastkę religii, system wartości i pro-
gram życiowy, których brak tym ludziom. Bez tego, co
transcendentne i ponadosobowe, stajemy się chorzy, gwał-
towni i nastawieni nihilistycznie lub też pozbawieni na-
dziei i apatyczni. Potrzeba nam czegoś „większego od
nas samych", co budzi lęk i w co zaangażujemy się w no-
wym sensie: naturalistycznym, empirycznym, nie-kościel-
nym (może na wzór Thoreau i Whitmana, Williama Ja-
mesa i Johna Deweya).
Jestem przekonany, iż drugim zadaniem wymagają-
cym realizacji dla uzyskania dobrego świata jest rozwój
humanistycznej i ponadosooowej psychologii zła, powsta-
łej raczej z miłości i współczucia dla natury ludzkiej niż
z odrazy do niej czy z poczucia beznadziejności. Popraw-
ki, jakie wniosłem do tego nowego wydania, dotyczą
głównie tych zagadnień. Tam, gdzie się to dało, przedsta-
wiłem klarowniej moją psychologię zła — „zła z góry"
raczej niż z dołu. Wnikliwa lektura wykryje te popraw-
ki, chociaż mają bardzo skondensowaną formę.
To, co mówię o problemie „zła", może brzmieć dla
czytelników tej książki jak paradoks albo jak zaprzecze-
nie jej głównych tez, lecz tak niewątpliwie nie jest.
Są na świecie z całą pewnością ludzie dobrzy, mocni i
uwieńczeni powodzeniem, ludzie święci, mędrcy, dobrzy
przywódcy, ludzie odpowiedzialni, politycy, mężowie sta-
nu, ludzie silni, tacy, którzy wygrywają, a nie przegry-
wają, budowniczowie, a nie niszczyciele, dojrzali, a nie
zaś dziecinni. Tacy ludzie są dostępni dla każdego, kto
chce ich poznać, tak jak byli dostępni dla mnie. Prawdą
jest jednak, że jest ich niewielu, chociaż mogłoby
być o wiele więcej, i że ich współcześni często źle się do
nich odnosili. Tak więc trzeba zbadać również to, tę oba-
wę przed ludzką dobrocią i wielkością, ten brak wiedzy,
jak samemu stać się dobrym i silnym, tę niemożność
przekształcenia swego gniewu w działalność pozytywną,
tę obawę przed pełną dojrzałością, która upodabnia do
boga, tę obawę poczucia własnej szlachetności, kochania
siebie samego i stania się godnym miłości i szacunku.
Zwłaszcza musimy nauczyć się przezwyciężać tę głupią
skłonność, która powoduje przeradzanie się naszego
współczucia dla słabych w nienawiść do silnych.
Właśnie tego rodzaju prace badawcze najusilniej za-
lecam młodym i ambitnym psychologom, socjologom oraz
adeptom nauk społecznych w ogóle. Wszystkim zaś in-
nym ludziom dobrej woli, którzy chcą pomóc w stworze-
niu lepszego świata, gorąco polecam, aby uznali naukę —
naukę humanistyczną — za sposób realizacji tego zada-
nia, sposób bardzo dobry i konieczny, może nawet naj-
lepszy ze wszystkich.
My po prostu nie rozporządzamy dziś dostatecznie
sprawdzoną wiedzą, by przystąpić do budowy jednego
dobrego świata. Nasza wiedza nie wystarcza nawet, by
nauczyć jednostki wzajemnej miłości — a w każ-
dym razie nie jest to wiedza pewna. Jestem przekonany,
że najlepszą odpowiedź przyniesie postęp nauki. Moja
Psychology oj Science i Polanyi'ego Personal Knowledge
jasno wykazują, że życie poświęcone nauce może być za-
razem życiem, które jest wypełnione zaangażowaniem,
pięknem, nadzieją na przyszłość człowieka i odkrywaniem
wartości.
A. H. Maslow
tir
r
M f i5 fi
Część I
SZERSZE POLE DZIAŁANIA
DLA PSYCHOLOGII
1. WSTĘP: PSYCHOLOGIA ZDROWIA
Nowa koncepcja choroby i zdrowia człowieka ukazuje
się na horyzoncie, psychologia, która jest moim zdaniem
tak pasjonująca i pełna nadzwyczajnych możliwości, że
nie mogę się oprzeć pokusie i przedstawiam ją publicz-
nie, nie czekając na weryfikację i potwierdzenie, a więc
zanim jeszcze będzie można ją uznać za prawdziwie na-
ukową.
Główne przesłanki tej koncepcji są następujące:
1. Każdy z nas ma swą zasadniczą, biologicznie uwa-
runkowaną wewnętrzną naturę, która w pewnym stop-
niu jest „naturalna", wrodzona, dana i w pewnym ogra-
niczonym sensie stała, a przynajmniej nie zmieniająca
się.
2. Wewnętrzna natura każdego człowieka jest częścio-
wo tylko jemu właściwa, częściowo zaś należy do całego
gatunku.
3. Jest możliwe naukowe zbadanie tej wewnętrznej
natury i wykrycie, jaka ona jest (wykrycie, a nie
wymyślenie).
4. Ta wewnętrzna natura, na ile ją dotychczas pozna-
liśmy, nie zdaje się być w swej istocie czy przede wszyst-
kim, czy też z konieczności zła. Główne potrzeby ludzkie
(życia, bezpieczeństwa i pewności, poczucia więzi i uczu-
cia, szacunku i własnej godności, samorealizacji), podsta-
wowe ludzkie uczucia i zdolności są na pozór albo ne-
utralne, przed-moralne, albo zdecydowanie „dobre".
Skłonności .niszczycielskie, sadyzm, okrucieństwo, złośli-
kdalej, nie zdają się być wrodzone, lecz raczej
11
stanowią gwałtowną reakcję przeciw frustracji na-
szych istotnych potrzeb, emocji i zdolności. Gniew san
w sobie nie jest czymś złym, jak również strach, le-
nistwo, a nawet ignorancja. Mogą one rzecz prosta pro-
wadzić i prowadzą do złego postępowania, ale nie musi
tak być. Taki skutek nie jest wewnętrzną koniecznością.
Ludzka natura bynajmniej nie jest tak zła, jak sądzono.
Można śmiało powiedzieć, że na ogół nie doceniano mo-
żliwości natury ludzkiej.
5. Skoro wewnętrzna natura jest raczej dobra lub ne-
utralna, a nie zła, należy ją uzewnętrznić i rozwijać, nie
zaś powściągać. O ile jest nam dana możność pokierowa-
nia swoim życiem, rozwijamy się zdrowo, owocnie i
szczęśliwie.
6. Jeśli ten podstawowy rdzeń osobowości zostanie od-
rzucony bądź stłumiony, dana jednostka zachoruje albo
w sposób oczywisty, albo w sposób bardziej zamaskowa-
ny, niekiedy natychmiast, kiedy indziej w późniejszym
czasie.
7. Ta wewnętrzna natura nie jest tak silna i prężna
ani nieomylna, jak instynkt u zwierząt. Jest ona słaba,
delikatna i subtelna, łatwo ustępuje nawykowi, presji
kulturowej i złemu nastawieniu do niej innych osób.
8. Mimo swej słabości rzadko zanika u osoby normal-
nej — i zapewne nawet u osoby chorej. Chociaż odrzuco-
na, trwa permanentnie w głębi i domaga się aktualizacji.
9. Tak się składa, że te wszystkie stwierdzenia do-
tyczące wewnętrznej natury muszą być połączone z ko-
niecznością stosowania dyscypliny i wyrzeczeń oraz z fru-
stracją, cierpieniem i tragedią. O ile doświadczenia te od-
krywają, rozwijają i spełniają naszą wewnętrzną naturę,
o tyle są to doświadczenia pożądane. Coraz bardziej jest
widoczne, że doświadczenia te mają coś wspólnego z po-
czuciem dokonania i wzmocnieniem naszego ja, a przez
to samo z poczuciem zdrowego szacunku dla samego sie-
bie i większej pewności. Osoba, która nie przezwycięży-
ła, nie przeciwstawiła się i nie pokonała trudności, bę-
dzie nadal odczuwała wątpliwość, czy potrafiłaby
to uczynić. Dotyczy to nie tylko zagrożeń z zewnątrz,
lecz jest słuszne również w odniesieniu do umiejętności
kontrolowania i opóźniania własnych impulsów, a więc
do tego, żeby się ich nie bać.
Zauważmy, że jeśli stwierdzenia te się sprawdzą, bę-
dzie to zapowiedź naukowej etyki, naturalnego systemu
wartości i ostatecznego kryterium dla określenia dobra
i zła, słuszności i błędu. Im lepiej poznamy naturalne
skłonności człowieka, tym łatwiej będzie można mu po-
wiedzieć, jak być dobrym, szczęśliwym i owocnym w
pracy, jak szanować samego siebie, jak kochać i jak reali-
zować swoje największe możliwości. Prowadzi to auto-
matycznie do rozwiązania wielu problemów osobowości,
jakie niesie ze sobą przyszłość. Wydaje się przeto, że
należy zbadać, jaki człowiek jest wewnątrz, w swojej
głębi, jako należący do rodzaju ludzkiego i jako odrębna
jednostka.
Badanie takich samorealizujących się osób może nas
wiele nauczyć o naszych własnych błędach i niedo-
ciągnięciach oraz wskazać właściwy kierunek rozwoju.
Każde stulecie z wyjątkiem naszego miało swój wzór
i ideał. Nasza kultura wszystkie j^ odrzuciła, a więc
ideał świętego, bohatera, dżentelmena, rycerza i misty-
ka. Pozostał nam tylko osobnik dobrze przystosowany,
bez problemów, co stanowi mizerny i wątpliwy substy-
tut. Być może wkrótce uda się nam posłużyć jako na-
szym przewodnikiem i wzorem istotą ludzką, będącą w
pełni swojego rozwoju i samourzeczywistnienia, w której
wszystkie możliwości osiągają swoją pełną aktualizację,
której wewnętrzna natura wyraża się swobodnie i nie
jest wypaczona, zahamowana lub zaprzeczona.
Ważne dla każdej jednostki jest wyraźne i głębokie
uświadomienie sobie, że każde odstępstwo od cnoty wła-
ściwej danemu gatunkowi, każdy gwałt przeciwko włas-
nej naturze i zły czyn, każdy bez wyjątku za-
pisuje się w naszej podświadomości i sprawia, że gardzi-
my sobą. Karen Horney znalazła dobre określenie tego
nieświadomego postrzegania i zapamiętywania, nazwała
je „rejestrowaniem". Jeśli robimy coś, czego się wstydzi-
my> „rejestruje się" to na naszą niekorzyść, jeśli zaś ro-
bimy coś słusznego, szlachetnego lub dobrego, „rejestruje
się" to na nasze dobro. W ostatecznym rezultacie albo
niamy dla siebie szacunek i siebie akceptujemy, albo gar-
dzimy sobą i czujemy się podli, bezwartościowi i nie za-
sługujący na miłość. Teologowie używali niegdyś wyrazu
>,accidie" dla określenia grzechu niewykorzystania swego
życia na miarę własnych, znanych sobie możliwości.
13
Ten punkt widzenia nie przeczy bynajmniej obrazowi
przyjętemu przez Freuda. On go nawet poszerza i uzu-
pełnia. Upraszczając nieco zagadnienie można powiedzieć,
że Freud przedstawił nam chorą część psychologii, my
zaś musimy ją uzupełnić częścią zdrową. Miejmy nadzie-
ję, że ta zdrowa psychologia dostarczy nam więcej mo-
żliwości kontrolowania i ulepszania naszego życia i sta-
nia się lepszymi ludźmi. Może okaże się to bardziej
owocne niż stawianie pytania „jak się pozbyć choroby".
Jak możemy pobudzić swobodny rozwój? Jakie warun-
ki wychowawcze są ku temu najlepsze? A warunki sek-
sualne? Ekonomiczne? Polityczne? Jakiego potrzebujemy
świata, aby żyli na nim tacy ludzie? A oni jakiego rodza-
ju stworzą świat? Chorzy ludzie są wytworem chorej kul-
tury; ludzie zdrowi mogą powstać w zdrowej kulturze.
Jest jednak równie słuszne, że chorzy osobnicy potęgują
schorzenie kultury, zaś jednostki zdrowe ją uzdrawiają.
Podnoszenie stanu zdrowia jednostek przybliża nas do
tworzenia lepszego świata. Innymi słowy — zachęta do
rozwoju osobowości jest możliwością realną; leczenie już
występujących objawów newrozy jest znacznie trudniej-
sze bez pomocy z zewnątrz, Jest rzeczą względnie łatwą
dążyć świadomie do stania się człowiekiem uczciwszym;
bardzo trudno jest natomiast wyleczyć własne czynności
przymusowe lub obsesje.
Klasyczne ujęcie zagadnień osobowości polega na uwa-
żaniu ich za problemy w sensie niepożądanym. Walka,
konflikt, wina, nieczyste sumienie, niepokój, depresja,
frustracja, napięcie, wstyd, nakładanie na siebie kary, po-
czucie niższości lub małej wartości — to wszystko powo-
duje cierpienie psychiczne i zakłóca skuteczność dzia-
łań, nie podlegając przy tym naszej kontroli. Toteż auto-
matycznie te stany są traktowane jako chorobliwe i nie-
pożądane i „leczy się" je możliwie najszybciej.
Jednak wszystkie te objawy znajdujemy także u ludzi
zdrowych, względnie tych, którzy są na drodze ku zdro-
wiu. Przypuśćmy, że powinieneś się poczuwać do
winy, a nie poczuwasz sią? Przypuśćmy, że osiągnąłeś
dobrą stabilizację sił i jesteś dostosowany. Być może
to dostosowanie i stabilizacja, dobre same w sobie, bo
usunęły twe cierpienie, są jednocześnie złe, gdyż ustaje
w tobie dążenie do wyższego ideału? ?\y ':,-,-,., = : v;
14
Erich Fromm w swej doniosłej pracy (50) zaatakował
klasyczne freudowskie pojęcie superego jako całkowicie
autorytatywne i relatywistyczne. Freud uważał, że twoje
superego lub świadomość jest przede wszystkim interna-
lizacją pragnień, wymagań i ideałów ojca i matki bez
względu na to, kim oni są. Ale przypuśćmy, że to zbrod-
niarze? Jaka jest twoja świadomość w takim przypadku;?
Albo przypuśćmy, że masz surowego, moralizującego
ojca, który nienawidzi zabawy? Lub ojca psychopatę? Ta
świadomość istnieje, Freud miał rację. Nasze ideały po-
chodzą głównie od tych postaci z okresu wczesnego dzie-
ciństwa, nie zaś z umoralniających książeczek czytanych
w późniejszym okresie. Istnieje jednak w naszej świa-
domości również inny element, można to nazwać innym
rodzajem świadomości, który mamy wszyscy w mniej-
szym lub większym stopniu. Jest to „świadomość we-
wnętrzna", oparta na nieświadomej i przedświadomej
percepcji naszej własnej natury, naszego własnego prze-
znaczenia lub naszych własnych zdolności i naszego wła-
snego „powołania" życiowego. Nalega ona, byśmy byli
wierni naszej wewnętrznej naturze, byśmy się jej nie
wypierali ze słabości albo dla korzyści lub z jakiegokol-
wiek innego powodu. Ten, kto zmarnuje swój talent,
urodzony malarz, który nie maluje, lecz sprzedaje poń-
czochy, człowiek obdarzony inteligencją, który prowadzi
jałowy żywot, człowiek świadomy prawdy, który milczy,
tchórz, który wyrzeka się męstwa — ci wszyscy ludzie
głęboko odczuwają wyrządzoną sobie samym krzywdę i
pogardzają sobi. Z samopogardy może się zrodzić newro-
za. lecz równie dobrze może znowu pojawić się odwaga,
słuszne oburzenie i większy szacunek dla siebie, jeśli
późniejsze postępowanie będzie właściwe. Innymi słowy
— przez cierpienie i konflikt prowadzi droga do rozwoju
i zmiany na lepsze.
W założeniu celowo odrzucam obecne łatwe rozróżnie-
nie między chorobą a zdro\yiem, przynajmniej w zakre-
sie objawów zewnętrznych. Czy choroba oznacza, że się
ina jej objawy? Utrzymuję, i c choroba może też oznaczać
brak jej symptomów, kiedy być powinny. Czy zdrowie
jest równoznaczne z brakiem symptomów chorobowych,?
Zaprzeczam temu. Którzy z hitlerowców w Oświęcimiu
lub Dachau byli zdrowi, czy ci, którzy mieli porażoną
tiadomość, czy ci o spokojnej, niezamąconej, szczęśli-
15
wej świadomości? Czy to możliwe, aby osobnik prawdzi-
wie ludzki nie odczuwał konfliktu, cierpienia, depresji,
złości i tak dalej?
Słowem, jeśli mi ktoś mówi, że ma problem dotyczący
własnej osobowości, to dopóki bliżej nie poznam tej oso-
by, nie wiem, czy mam powiedzieć „to dobrze", czy też
„przykro mi". Zależy to od powodów, te zaś mogą być
albo dobre, albo złe.
Przykładem tego jest zmienny stosunek psychologów
do popularności, do przystosowania, a nawet — do prze-
stępczości. Popularny — w jakim środowisku? Może le-
piej, jeśli młodzik jest niepopularny w pojęciu
snobów z sąsiedztwa lub towarzystwa z miejscowego
klubu. Przystosowany — do kogo i czego? Do złej kul-
tury? Do despotycznych rodziców? Co pomyślimy o dob-
rze przystosowanym niewolnikuj? Albo więźniu? Patrzy
się teraz inaczej, z nową tolerancją, nawet na chłopca,
którego zachowanie stwarza problemy. Dlaczego
zszedł na drogę przestępstwa? Tu najczęściej powodem
jest choroba. Czasami jednak przyczyny są inne i słuszne,
bo chłopiec przeciwstawia się wyzyskowi, dominacji, bra-
kowi dbałości o niego, pogardzie i pomiataniu nim.
Wynika stąd. jasno, że problemy osobowości zależą od
tego, kto je wywołuje. Właściciel niewolnika? Dyktator?
Ojciec-despota? Mąż pragnący pozostawić żonę w stadium
rozwojowym dziecka? Wydaje się oczywiste, że problemy
osobowości mogą niekiedy stanowić głośny protest prze-
ciw łamaniu czyjegoś psychicznego kręgosłupa, czyjejś
prawdziwej wewnętrznej natury. A wtedy chorobliwy jest
brak protestu wobec zbrodni. Ze smutkiem stwier-
dzam, iż przypuszczalnie większość ludzi nie protestowa-
łaby przeciwko takiemu traktowaniu. Godzą się z nim i
płacą za to wiele lat później różnego rodzaju neurotycz-
nymi i psychosomatycznymi objawami, w niektórych zaś
przypadkach mogą nigdy nie uświadamiać sobie, że są
chorzy i że ominęło ich autentyczne szczęście, prawdzi-
we spełnienie oczekiwań, bogate życie uczuciowe i po-
godny, owocny wiek podeszły; że nigdy nie wiedzieli,
jak wspaniale jest być twórczym, doznawać wrażeń este-
tycznych, zachwycać się życiem.
Trzeba też postawić pytanie, czy smutek i cierpienie
mogą być pożądane lub nawet konieczne. Czy rozwój
i samorealizacja są w ogóle możliwe bez cierpienia,
zmartwień, smutku i niepokoju? Jeśli są one do pewne-
go stopnia konieczne i nieuniknione, to w jakim stopniu?
jeżeli zmartwienie i cierpienie są niekiedy konieczne dla
rozwoju jednostki, to musimy nauczyć się nie chronić
przed nimi automatycznie ludzi, jak gdyby były one
zawsze czymś złym. Czasem mogą być dobre i pożądane
w świetle końcowych dobrych następstw, zaś pozbawie-
nie ludzi możliwości przeżywania cierpień, nadmierne
ochranianie ich przed nimi może się okazać nawet nieko-
rzystne, gdyż z kolei jest wyrazem pewnego braku sza-
cunku dla integralności, wrodzonej natury oraz przyszłe-
go rozwoju jednostki.
2. CZEGO PSYCHOLOGIA MOŻE SIĘ NAUCZYĆ
OD EGZYSTENCJALISTOW
Jeśli badany egzystencjalizm pod kątem widzenia te-
go, „co się w nim nadaje dla psychologii", to znajdziemy
wiele wątków zbyt nieokreślonych i trudnych do zrozu-
mienia z naukowego punktu widzenia (niemożliwych ani
do potwierdzenia, ani do zaprzeczenia). Będzie tam
wszakże również wiele materiału pożytecznego. Z takiego
punktu widzenia uważamy go nie tyle za całkowicie no-
we objawienie, ile za podkreślenie, potwierdzenie, spre-
cyzowanie i ponowne odkrycie kierunków już istnieją-
cych w psychologii humanistycznej.
Dla mnie psychologia egzystencjalna oznacza zasadni-
czo dwa główne akcenty. Po pierwsze, jest to silny na-
cisk na pojęcie tożsamości oraz poznanie tożsamości ja-
ko warunku sine quo, non natury ludzkiej i wszelkiej fi-
lozofii lub nauki dotyczącej tej natury. Wybieram to po-
jęcie jako podstawowe po części dlatego, że je le-
piej rozumiem niż takie terminy jak esencja, egzysten-
cja, ontologia i tym podobne, a po części dlatego, że czuję,
iż będzie je można opracować empirycznie, jeśli nie te-
raz, to wkrótce.
Tu jednak zachodzi paradoks, bowiem amerykańscy
psycholodzy również zajęli się poszukiwaniem tożsa-
mości (Allport, Rogers, Goldstein, Fromm, Wheelis, Erik-
son, Murray, Murphy, Horney, May i inni). Muszę nadto
dodać, że ci autorzy są o wiele klarowniejsi i o wiele
17
bliżsi nagim faktom, to znaczy bardziej empiryczni niż
na przykład Niemcy, Heidegger i Jaspers.
Po drugie, psychologia egzystencjalna kładzie silny na-
cisk na wychodzenie raczej od wiedzy doświadczalnej niż
od systemów pojęć czy kategorii abstrakcyjnych lub in-
nych założeń apriorycznych. Egzystencjalizm opiera się
na fenomenologii, to znaczy stosuje osobiste, podmiotowe
doświadczenie jako podwalinę wiedzy abstrakcyjnej.
Jednak i wielu psychologów zaczynało od akcentowa-
nia wiedzy doświadczalnej, nie mówiąc o różnych odła-
mach psychoanalityków.
Stąd wynikają następujące konkluzje:
1. Europejscy filozofowie i amerykańscy psycholodzy
nie są tak bardzo sobie dalecy, jak to zrazu wygląda. My,
Amerykanie, cały czas „mówiliśmy prozą nie wiedząc
o tym". Ten zbieżny kierunek rozwojowy w różnych
krajach jest, naturalnie częściowo, dowodem, że wszyscy
badacze dochodzący niezależnie do tych samych wniosków
reagują na coś realnego, co znajduje się na zewnątrz nich
samych.
2. Uważani, że tym czymś realnym jest całkowite za-
łamanie się wszystkich źródeł wartości zewnętrznych
wobec jednostki. Wielu egzystencjalistów europejskich
żywo reaguje na konkluzję Nietzschego. że Bóg umarł,
a może i na fakt, że Marks też umarł. Amerykanie prze-
konali się, że demokracja polityczna i dobrobyt ekono-
miczny same przez się nie rozwiązują żadnych zagadnień
wartości. Nie mamy dokąd się zwrócić, pozostaje nam
więc tylko kierunek do wewnątrz, do swego ja, które jest
siedliskiem wartości. Wygląda to na paradoks, lecz na-
wet niektórzy wierzący egzystencjaliści częściowro akcep-
tują ten wniosek.
3. Dla psychologów jest rzeczą niezmiernie ważną, że
egzystencjaliści mogą dać psychologii podstawy filozo-
ficzne, jakich jej obecnie brakuje. Pozytywizm logiczny
okazał się niewypałem, zwłaszcza dla psychologów klini-
cystów i psychologów osobowości. W każdym razie pod-
stawowe zagadnienia filozoficzne z pewnością znów będą
poddane dyskusji i być może psycholodzy przestaną opie-
rać się na pseudorozwiazaniach lub nieświadomych, nie-
18
sprawdzonych filozofiach, o jakich słyszeli w dzieciń-
stwie.
4. Alternatywną charakterystyką istoty europejskiego
egzystencjalizmu (dla nas, Amerykanów) będzie to, że
rozprawia się on radykalnie z tym ludzkim tematem, ja-
ki stwarza luka miedzy ludzkimi aspiracjami a ograni-
czeniami (między tym, czym człowiek jest, czym
chciałby być i czym mógłby być). Nie odbiega
to tak bardzo od zagadnienia tożsamości, jak początkowo
może wyglądać. Osoba jest zarówno aktualizacją, jak i
potencjalnością.
Nie wątpię, że głębsza analiza tej rozbieżności mogłaby
zrewolucjonizować psychologię. Taką opinię potwierdza-
ją już różne opracowania, na przykład testy projekcyjne,
samorealizacja, różne doświadczenia szczytowe (w któ-
rych przerzuca się pomost przez tę lukę), psychologie
jungowskie oraz różni myśliciele, teolodzy itd.
Ich autorzy idą dalej, podejmując problemy techniki
integracji tej dwojakiej natury człowieka, tego, co w nim
niższe i wyższe; stworzone i podobne Bogu. Ogólnie bio-
rąc większość filozofii i religii zarówno wschodnich, jak
zachodnich wprowadza tu dychotomię, nauczając, że dro-
ga do stania się „wyższym" prowadzi przez wyrzeczenie
się i opanowanie „tego, co niższe". Natomiast egzysten-
cjaliści uczą, że i jedno, i drugie równocześnie
określa właściwości natury ludzkiej. Nie można żadnej
z tych części odrzucić, można je tylko zintegrować.
Poznaliśmy już cokolwiek owe techniki integracyjne,
wiemy o intuicji, o intelekcie w szerszym ujęciu, o mi-
łości, o twórczości, o humorze i tragedii, o zabawie i o
sztuce. Podejrzewam, iż w przyszłości badania ześrod-
kują się na wspomnianych technikach integracyjnych w
większym niż dotychczas stopniu.
Innym rezultatem mojej refleksji nad owym naciskiem
na dwojakość natury człowieka jest uświadomienie so-
bie, że niektóre zagadnienia muszą pozostać na zawsze
nierozwiązalne.
5. Z tego naturalnie wynika zainteresowanie idealną,
autentyczną, doskonałą, „boską" istota ludzką, badanie
możliwości ludzkich jako teraz istniejących w pew-
nym sensie, jako bieżąca poznawalna rzeczywistość.
To może brzmieć zbyt książkowo, ale tak nie jest. Jest
19
to po prostu niecodzienny sposób stawiania starych py,
tan, które pozostały bez odpowiedzi: „Jakie są cele tera-
pii, edukacji, wychowania dzieci,?''
Nasuwa się tu jeszcze inna prawda i inne zagadnienie
wymagające pilnego rozważenia. Każdy rzeczowy opis
„osoby autentycznej" od razu zakłada, że osoba ta z racji
tego, czym się stała, przyjmuje nowy stosunek do swej
społeczności, a nawet do społeczeństwa w ogóle. Ona nie
tylko przekracza samą siebie pod różnymi względami, ona
przekracza również swoją kulturę. Opiera się włączeniu
do niej. Staje się bardziej oderwana od swej pierwotnej
kultury i swego społeczeństwa. Staje się bardziej przed-
stawicielem swego gatunku, a mniej — członkiem swego
środowiska. Wyczuwam, że większość socjologów i antro-
pologów z tym się nie godzi. Toteż z całą gotowością
oczekuję w tej dziedzinie kontrowersji. Ale jest to nie-
wątpliwie podstawa do „uniwersalizmu".
6. Możemy i powinniśmy przejąć od europejskich auto-
rów ich mocniejsze akcentowanie tego, co nazywają
„antropologią filozoficzną", to znaczy ich usiłowanie
określenia człowieka i różnic zachodzących między czło-
wiekiem a wszelkimi innymi gatunkami, między czło-
wiekiem a przedmiotami i między człowiekiem a robota-
mi. Jakie atrybuty są jedynie jemu właściwe i jego cha-
rakteryzujące? Co jest tak istotne dla człowieka, bez cze-
go już nie byłby nazywany człowiekiem?
Ogólnie rzecz biorąc, psychologia amerykańska zrezy-
gnowała z tego zagadnienia. Różne behawioryzmy nie
zrodziły żadnej definicji, a przynajmniej takiej, jaką da-
łoby się potraktować poważnie (jak wyglądałby człowiek
S — R? * I kto chciałby nim być?). Freudowski obraz
człowieka jest wyraźnie nieprzydatny, pomija bowiem je-
go aspiracje, jego dające się urzeczywistnić nadzieje, je-
go boskie cechy. Fakt, że Freud dał nam najbardziej
obszerne systemy psychopatologii i psychoterapii, nie ma
z tym nic wspólnego, jak wynika ze współczesnych od-
kryć psychologów badających ludzkie ego.
* S — R — bodziec-reakcja (stimulus-response) — teoria psy-
chologiczna, według której wszelkie zachowanie jest reakcją
na bodźce, a właściwym zadaniem psychologii jako nauki jest
identyfikowanie bodźców, skorelowanych z nimi reakcji oraz pro-
cesów pośredniczących między bodźcem a reakcją (przyp. red.).
20
7 Niektórzy filozofowie egzystencjalni nazbyt jed-
nostronnie podkreślają samokształtowanie się jaźni. Sar-
tre i inni mówią o „jaźni jako projekcie", całkowicie
stworzonej przez ciągłe (i arbitralne) wybory dokonywa-
ne przez samą osobę, tak jakby mogła ona uczynić sie-
bie wszystkim, czym chce być. Oczywiście tak skrajna
forma wypowiedzi jest na pewno przesadą, której bezpo-
średnio przeczą fakty z genetyki i psychologii konstytu-
cjonalnej. Mówiąc bez ogródek jest to niedorzeczne.
Z drugiej zaś strony freudyści, terapeuci egzystencjal-
ni, zwolennicy Rogera i psycholodzy rozwoju osobowe-
go mówią raczej o odkrywaniu jaźni i o terapii
odsłaniającej i może nie doceniają czynników wo-
li, decyzji i sposobów, jakimi rzeczywiście formu-
jemy siebie z własnego wyboru.
(Nie wolno nam oczywiście zapominać, że o obu tych
grupach można powiedzieć, iż nadmiernie psychologizują,
a zbyt mało socjologizują, to znaczy, że niedostatecznie
akcentują w swych systematycznych rozważaniach wiel-
kie determinujące znaczenie autonomicznych czynników
społecznych i środowisk, takich sił zewnętrznych wo-
bec jednostki jak ubóstwo, wyzysk, nacjonalizm, wojna
i ustrój społeczny. Na pewno żadnemu psychologowi przy
zdrowych zmysłach nie przyjdzie na myśl zaprze-
czać, że wobec tych sił jednostka jest w pewnym stop-
niu bezradna. Ale mimo wszystko jego pierwszym obo-
wiązkiem zawodowym jest raczej badanie indywidualnej
osoby niż społecznych pozapsychicznych czynników de-
terminujących. Podobnie, zgodni^ z opinią psychologów,
socjolodzy przeceniają siły społeczne, zapominając o auto-
nomii osobowości, woli, odpowiedzialności itd. Lepiej my-
śleć o tych grupach ludzi raczej jako o specjalistach niż
ślepcach czy głupcach.)
W każdym razie wydaje się, że zarówno odkrywa-
my, jak i odsłaniamy siebie, oraz decydujemy o tym,
czym będziemy. Ta niezgodność opinii jest zagadnieniem
oczekującym rozwiązania empirycznego.
8. Nie tylko pozostawiliśmy na uboczu problem odpo-
wiedzialności i woli, lecz także ich następstwa — siłę
i odwagę. Ostatnio psychoanalityczni psycholodzy ego za-
interesowali się tą znaczącą zmienną człowieka i zaczęli
91
poświęcać dużo uwagi „sile ego"; jest to jednak nadal
zagadnienie nie tknięte przez behawiorystów.
9. Psycholodzy amerykańscy wysłuchali wezwania Al-
Iporta do zajęcia się psychologią idiograficzną, lecz nie-
wiele w tym kierunku zdziałali. To samo da się powie-
dzieć nawet o psychologach klinicznych. Obecnie istnie-
je dodatkowo presja w tym kierunku ze strony fenome-
nologów i egzystencjalistów; temu naciskowa będzie bar-
dzo trudno się oprzeć, a właściwie, jak sadze, teoretycz-
nie jest to nawet niemożliwe. Jeśli badanie nie-
powtarzalności jednostki nie pasuje do tego, co podaje
x nam nauka, tym gorzej dla takiej koncepcji nauki. I ona
będzie musiała ulec przetworzeniu.
10. Fenomenologia ma swą historię w amerykańskiej
myśli psychologicznej (87), sądzę jednak, iż ogólnie bio-
rąc traci swą żywotność. Europejscy fenomenolodzy ze
swymi starannymi i drobiazgowo wypracowanymi opisami
mogą nas na nowo nauczyć, że najlepszą drogą do zrozu-
mienia innej istoty ludzkiej, a przynajmniej drogą ko-
nieczną dla pewnych celów, jest wniknięcie w jego Welt-
ansehauung, by móc widzieć jego świat jego włas-
nymi oczami. Taki wniosek jest rzecz prosta niełatwy do
przyjęcia przez żadną pozytywistyczną filozofie nauki.
11. Nacisk kładziony przez egzystencjalistów na osta-
teczną samotność jednostki stanowi dla nas pożyteczne
przypomnienie o potrzebie dalszego rozwijania pojęć de-
cyzji, odpowiedzialności, wyboru, samotworzenia się,
autonomii i samej tożsamości. Czyni on bardziej skompli-
kowaną i bardziej fascynującą, tajemnicę komunikacji
między samotnościami na drodze na przykład intuicji i
empatii, miłości i altruizmu, identyfikowania się z inny-
mi i homonomii w ogóle. Przyjmujemy to wszystko jako
sarno przez się zrozumiałe. Lepiej jednak byłoby uważać
to za cuda oczekujące wyjaśnienia.
12. Inne zagadnienie, którym zajmują się autorzy egzy-
stencjalni, można, jak sądzę, sformułować bardzo prosto.
Jest to wymiar powagi i głębi naszego życia (lub może
„tragiczny sens życia") skontrastowany z życiem płyt-
kim i powierzchownym, będącym niejako życiem po-
rnniejszonym, obroną przed jego ostatecznymi problema-
mi. Nie jest to tylko koncepcja literacka, ma ona istotne
praktyczne znaczenie, chociażby w psychoterapii. Na
mnie (i na innych) coraz większe wrażenie wywierał
fakt, że tragedia może czasami mieć działanie terapeu-
tyczne i że terapia często wydaje się przynosić najlepsze
rezultaty, kiedy ludzie szukają jej pod wpływem
cierpienia. To właśnie wtedy, kiedy płytkie życie przy-
nosi zawód, dochodzi do jego zakwestionowania i do
zwrócenia się ku sprawom podstawowym. Również w
psychologii płycizna nie przynosi rezultatu, o czym bar-
dzo wyraźnie mówią egzystencjaliści.
13. Egzystencjaliści wraz z wielu innymi grupami psy-
chologów ułatwiają nam poznanie granic słownej, anali-
tycznej i pojęciowej racjonalności. Są oni za głoszonym
obecnie powrotem ku czystemu doświadczeniu jako u-
przedniemu wobec wszelkich pojęć i abstrakcji. Sprowa-
dza się to do słusznej, w moim przekonaniu, krytyki ca-
łego sposobu myślenia świata zachodniego w XX wieku,
nie wyłączając ortodoksyjnej, pozytywistycznej nauki i
filozofii, które wymagają pilnie ponownego zbadania.
14. Zapewne najważniejszą ze wszystkich zmian, ja-
kich zamierzają dokonać fenomenolodzy i egzystencja-
liści, jest mocno opóźniona rewolucja teorii nauki. Nie po-
winienem mówić „dokonać", lecz raczej „dopomóc", gdyż
istnieje wiele innych sił zmierzających do zniszczenia
oficjalnej filozofii nauki, czyli „scjentyzmu". Należy
przezwyciężyć nie tylko kartezjański rozłam między „pod-
miotem" a „przedmiotem". Zaistniała potrzeba wniesie-
nia innych radykalnych zmian ze względu na włączenie
psyche i czystego doświadczenia do rzeczywistości, te zaś
zmiany wywrą wpływ nie tylko na naukę psychologii,
lecz także na wszystkie inne nauki; skąpstwo, prostota,
dokładność, porządek, logika, elegancja, określoność itd.
— wszystko to należy raczej do świata abstrakcji niż do-
świadczenia.
15. Na zakończenie powiem, że w literaturze egzysten-
cjalistycznej największe wrażenie wywarł na mnie pro-
blem czasu przyszłego w psychologii. Nie dlatego, żeby
ten problem, jak wszystkie inne problemy czy tendencje
dotychczas tu omówione, był całkowicie obcy dla mnie
23
X
ani, jak sądzę, dla każdego poważnego badacza teorii
osobowości. Prace Charlotty Buhler, Gordona Allporta
i Kurta Goldsteina również powinny uświadomić nam
konieczność przeanalizowania i usystematyzowania dyna-
micznej roli przyszłości u obecnie egzystującej osoby, na
przykład wzrost, stawanie się i możliwość z konieczności
wskazują w kierunku przyszłości; podobnie pojęcia po-
tencjalności i nadziei, pragnienia i wyobrażenia, zaś ogra-
niczanie się do konkretów jest utratą przyszłości; zagro-
żenie i obawa wskazują w kierunku przyszłości (nie ma
przyszłości — nie ma neurozy); samorealizacja traci swe
znaczenie, jeśli zabraknie odniesienia do obecnie czynnej
przyszłości; życie może być jakąś postacią (gestalt) w
czasie itd. itd.
Jednak podstawowe i centralne znaczenie,
jakie to zagadnienie ma dla egzystencjalistów, może nas
czegoś nauczyć, jak na przykład prace Erwina Straussa
zamieszczone w książce R. Maya (110). Sądzę, że słuszne
jest stwierdzenie, iż żadna teoria psychologii nigdy nie
będzie pełna, jeśli nie scentralizuje się na pojęciu, że
przyszłość człowieka jest zawarta w nim samym i że
aktywnie działa ona w teraźniejszości. W tym sensie moż-
na traktować przyszłość jako a-historyczną zgodnie z uję-
ciem Kurta Lewina. Należy również uświadomić sobie,
iż tylko przyszłość jest w zasadzie nieznana i nie-
poznawalna, co oznacza, że wszystkie nawyki, mecha-
nizmy obronne i mechanizmy aktywne są wątpliwe i nie-
jednoznaczne jako oparte na doświadczeniu przeszłości.
Tylko osobnik o elastycznym i twórczym umyśle może
faktycznie uporać się z przyszłością, a więc tylko ten,
kto potrafi stawić czoło temu, co nowe, z ufnością i bez
obawy. Jestem przekonany, że wiele z tego, co obecnie
nazywa się psychologią, poświęcone jest badaniu różnych
forteli, jakie stosujemy, żeby uniknąć niepokoju wywo-
łanego absolutną nowością, narzucając sobie przekona-
nie, że przyszłość będzie podobna do przeszłości.
WNIOSEK
Rozważania te podtrzymują moje nadzieje, że jesteśmy
świadkami ekspansji psychologii, nie zaś nowego „izmu"
mogącego się obrócić w antypsychologię bądź antynaukę.
24
Możliwe, że egzystencjalizm nie tylko wzbogaci psy-
chologię, lecz może się stać dodatkowym bodźcem, po-
wstania innej gałęzi psychologii, a mianowicie psy-
chologii w pełni rozwiniętej i autentycznej Jaźni i jej
sposobów istnienia. Sutich proponuje nazwać ją ontopsy-
chologią.
Na pewno coraz jaśniej widzimy, że to, co w psycholo-
gii nazywamy „normalnym", jest w rzeczy samej psycho-
patologią przeciętności, i to tak pospolitą i szeroko roz-
powszechnioną, że zazwyczaj nawet jej nie dostrzegamy.
Badania egzystencjalistów nad autentyczną osobą i auten-
tycznym sposobem życia pozwalają rzucić ostre światło
na tę ogólną fałszywość, na życie złudzeniami i w lęku;
stwierdzono, że takie życie jest chorobą, i to szeroko roz-
powszechnioną.
Nie sądzę, aby należało zbyt poważnie traktować roz-
wodzenie się egzystencjalistów europejskich wyłącznie
nad strachem, niepokojem, rozpaczą itp., na które jedy-
nym lekarstwem według nich ma być niepoddawanie się.
To niepohamowane biadolenie (przy wysokim współczyn-
niku inteligencji) ma miejsce zawsze, ilekroć zawodzi
zewnętrzne źródło wartości. Powinni byli nauczyć się od
psychoterapeutów, że utrata złudzeń i odkrycie własnej
tożsamości, aczkolwiek zrazu bolesne, w końcowym efek-
cie może stać się ożywiające i wzmacniające. Poza tym,
brak jakiejkolwiek wzmianki o doświadczeniach szczyto-
wych, o doświadczeniach, o radości i ekstazie, a nawet
o zwykłym szczęściu, nasuwa mocne podejrzenie, że ci
autorzy nie szybują wysoko, że są ludźmi, którzy nie zna-
ją przeżyć radosnych. Jak gdyby widzieli tylko na jedno
oko, i to oko dotknięte bielmem uprzedzenia. Większość
ludzi przeżywa zarówno tragedię, jak radość w róż-
nych proporcjach. Nie można uważać żadnej filozofii za
wyczerpującą,1 jeśli pomija któreś z tych doznań. Colin
Wilson (307) przeprowadza wyraźne rozróżnienie między
egzystencjalistami „potakującymi" a egzystencjalistami
„zaprzeczającymi". Pod tym względem muszę mu przy-
znać całkowitą rację.
1 Ten sam temat omawiam w Eupsychian Management, Irwin
-Desey 1965, s. 194-201.
Część II
WZROST I MOTYWACJA
3. MOTYWACJA BRAKU I MOTYWACJA WZROSTU
Pojęcie „potrzeby podstawowej" można określić for-
mułując pytania, na które ono stanowi odpowiedź, i dzia-
łania, jakie to pojęcie ujawniły (97). Moje wyjściowe py-
tanie dotyczyło genezy psychopatologii i brzmiało: „Co
wywołuje nerwicę u ludzi,?" Odpowiedzią na nie (będącą
modyfikacją i, mam nadzieję, ulepszeniem metody anali-
tycznej) było, krótko mówiąc, iż newroza w swej istocie
i swym zalążku jest chorobą wywołaną brakiem; że po-
wstaje z powodu pozbawienia pewnych zaspokojeń, które
nazwałem potrzebami takiego samego rodzaju, jak woda,
.aminokwasy i wapno, których brak wywołuje chorobę.
Na większość newroz składają się, oprócz innych złożo-
nych czynników determinujących, niespełnione pragnie-
nia bezpieczeństwa, przynależności i tożsamości, bliskich
/związków miłości, szacunku i uznania. Zbierałem swoje
„dane" w ciągu dwunastu lat pracy badawczej i psycho-
terapeutycznej i dwudziestu lat badań nad osobowością.
Jedno niewątpliwe badanie kontrolne (dokonane w tym
samym czasie i w trakcie tej samej operacji) dotyczyło
skutków terapii zastępczej; wykazało ono, z wieloma za-
strzeżeniami, że z chwilą usunięcia takich braków, scho-
rzenia miały tendencję do ustępowania.
Wnioski te są obecnie podzielane przez większość kli-
nicystów, terapeutów i psychologów dziecka (wielu z nich
stosuje inną nomenklaturę); coraz bardziej umożliwiają
one naturalny, łatwy i spontaniczny sposób określenia
potrzeby przez uogólnienie rzeczywistych danych do-
świadczalnych (a nie przez arbitralne i przedwczesne
ustalenia, raczej uprzednie wobec gromadzenia in-
formacji niż późniejsze (141), po prostu dla większej
obiektywności).
Charakterystyczne cechy długotrwałego braku są na-
stępujące. Potrzebę określimy jako podstawową i in-
stynktowną, jeśli: . ( ,
1. jej brak rodzi chorobę,
2. jej obecność zapobiega chorobie, . . ' ^
3. jej przywrócenie leczy chorobę,
4. w pewnych (bardzo skomplikowanych) sytuacjach,
które pozostawiają możliwość wolnego wyboru, osoba
dotknięta brakiem, woli zaspokoić tę potrzebę niż inne,
5. jest w stanie nieczynnym, nieaktywna lub funkcjo-
nalnie nieobecna u osoby zdrowej.
Dwie dodatkowe cechy są subiektywne, mianowicie
świadoma lub nieświadoma tęsknota i pragnienie oraz
uczucie braku lub upośledzenia, jakby z jednej strony
czegoś brakowało i z drugiej odczuwało się smak czegoś
(„jakie to smaczne").
Jeszcze słówko o definicji. Wiele problemów trapiących
autorów z tej dziedziny, kiedy chcieli zdefiniować i wy-
tyczyć granice motywacji, wynikało z wyłącznego wyma-
gania behawioralnych i zewnętrznie obserwowalnych kry-
teriów. Pierwotne kryterium motywacji, które wciąż
jeszcze stosują wszystkie istoty ludzkie z wyjątkiem psy-
chologów behawioralnych, to kryterium subiektywne.
Motywację dla mnie stanowi uczucie pragnienia, potrze-
by, tęsknoty, chęci lub braku. Nie znaleziono, jak dotąd,
dającego się obiektywnie zaobserwować stanu odpowia-
dającego w przybliżeniu tym subiektywnym relacjom,
to znaczy, nie znaleziono jak dotąd dobrej behawioralnej
definicji motywacji.
Powinniśmy, naturalnie, w dalszym ciągu poszukiwać
obiektywnych odpowiedników czy wskaźników stanów
subiektywnych. W dniu, w którym się wykryje taki ogól-
ny, zewnętrzny wskaźnik zadowolenia lub niepokoju
bądź też pragnienia — psychologia zrobi skok naprzód
o całe stulecie. Jednak dopóki go nie mamy, nie po-
winniśmy udawać, że go mamy. Nie wolno nam też lekce-
ważyć danych subiektywnych, które mamy. Na nie-
szczęście nie możemy prosić szczura, aby nam złożył su-
biektywne sprawozdanie. Jednak możemy, na szczę-
ście, spytać o to człowieka i nie ma najmniejszego po-
wodu, dla którego nie mielibyśmy tego uczynić, zanim
nie zdobędziemy lepszego źródła informacji.
Otóż właśnie te potrzeby, które stanowią zasadniczy
brak w organizmie, niejako puste miejsca, które muszą
być wypełnione dla zachowania zdrowia i które ponad-
to muszą być wypełnione od zewnątrz przez istoty ludz-
kie inne niż podmiot — takie potrzeby nazwę (dla ce-
lów tego wywodu) niedoborem lub potrzebą wywołaną
brakiem i przeciwstawię je innemu bardzo odmiennemu
rodzajowi motywacji.
Nikomu nie przyszłoby na myśl kwestionować stwier-
dzenia, że potrzebujemy jodu lub witaminy C.
Przypomnę, że oczywistość potrzeby miłości jest do-
kładnie tego samego rodzaju.
W ostatnich latach coraz więcej psychologów zostało
zmuszonych do postulowania pewnej tendencji do rozwo-
ju lub samodoskonalenia się dla uzupełnienia pojęć rów-
nowagi, homeostazy, redukcji napięcia, obrony i innych
motywacji zachowawczych. Wynikało to z różnych przy-
czyn.
1. Psychoterapia. Pęd do zdrowia umożliwia te-
rapię. Jest to warunek sine qua non. Bez tego dążenia
terapia wychodząca poza przeciwdziałanie bólom i nie-
pokojom, byłaby niewytłumaczalna (6, 142, 50, 67).
2. Żołnierze z uszkodzonym mózgiem.
Wszystkim jest dobrze znana praca Goldsteina (55). Był
on zmuszony stworzyć pojęcie samoaktualizacji, aby wy-
jaśnić reorganizację zdolności umysłowych osoby po ura-
zie.
3. Psychoanaliza. Niektórzy psychoanalitycy,
a mianowicie Fromm (50) i Horney (67), uznali za nie-
możliwe zrozumienie nawet newróży bez przyjęcia zało-
żenia, że stanowi ona zniekształconą odmianę impulsu do
wzrastania, doskonalszego rozwoju i do spełnienia mo-
żliwości osobistych.
4. Twórczość. Badania nad ludźmi prawidłowo roz-
wijającymi się i rozwiniętymi szczególnie w zestawieniu
z rozwojem ludzi chorych rzucają dużo światła na pro-
blematykę twórczości. Zwłaszcza teoria sztuki i kształ-
cenie w zakresie sztuki domagają się koncepcji rozwo-
ju i spontaniczności (179, 180).
5. Psychologia dziecka. Obserwacja dzieci co-
raz wyraźniej wykazuje, że dzieci zdrowe znajdują
radość w swoim rozwoju i w swoich postępach, w
zdobywaniu nowych umiejętności, uzdolnień i sprawności.
Przeczy to kategorycznie tej wersji teorii Freuda, która
zakłada, że każde dziecko trzyma się kurczowo raz osią-
gniętego przystosowania, jak i stanu spoczynku bądź rów-
nowagi. Według tej teorii trzeba stale poszturchiwać
oporne i konserwatywne dziecko, żeby zamiast pozosta-
wać w wygodnym i ulubionym stanie spoczynku dążyło
k u nowej, groźnej sytuacji.
Aczkolwiek klinicyści stale potwierdzają tę freudowską
koncepcję jako w pełni słuszną w przypadku dzieci po-
zbawionych pewności siebie i wystraszonych oraz jako
częściowo słuszną, gdy chodzi o ogół ludzi, jest ona na
ogół nieprawdziwa w przypadku dzieci zdrowych,
szczęśliwych i bezpiecznych. U tych dzieci wyraźnie wi-
dać chęć rozwoju, dojrzewania, pozbywania się starych
nawyków jako zużytych, podobnie jak starego obuwia,
z którego się wyrosło. Bardzo wyraźnie występuje u nich
nie tylko chęć nabywania nowych umiejętności, lecz tak-
że szczera radość z częstego korzystania z nich, czyli tak
zwany Funktions-lust Karla Buhlera (24).
Dla autorów z tych rozmaitych grup, a mianowicie
Fromma (50), Horney (67), Junga (73), C. Buhler (22),
Angyala (6), Rogersa (143) i G. Allporta (2), Schachtela
(147) i Lynda (92), a ostatnio dla jeszcze paru psycholo-
gów katolickich (9, 128), rozwój, indywiduacja, autono-
mia, samoaktualizacja, samorozwój, wydajność oraz sa-
mourzeczywistnienie są, w przybliżeniu, synonimami
oznaczającymi raczej niewyraźnie dostrzeganą dziedzinę
niż jasno sprecyzowane pojęcie. Moim zdaniem obecnie
nie jest rzeczą możliwą wyraźne określenie tej dzie-
dziny. Nie jest to zresztą wskazane, bowiem definicja nie
wynikająca łatwo i naturalnie z dobrze znanych faktów
może raczej przeszkadzać i zniekształcać niż pomagać,
ponieważ może być błędna albo źle zrozumiana jako
powstała aktem woli, na apriorycznych podstawach. Do-
29
tychczas po prostu jeszcze za mało wiemy o wzroście,
aby go móc dobrze określić.
Jego znaczenie można raczej wskazać niż określić.
częściowo przez wskazanie pozytywne, częściowo przez
negatywne przeciwstawienie, to znaczy, wskazanie czym
nie jest. Na przykład, nie jest on tym samym co rów-
nowaga, homeostaza, zmniejszenie napięcia itd.
Konieczność tego pojęcia powstała u jego rzeczników
po części z racji niezadowolenia (pewne nowo poznane
zjawiska po prostu nie dawały się ująć istniejącymi te-
oriami), po części zaś z zapotrzebowania na teorie i kon-
cepcje lepiej służące nowym systemom wartości humani-
stycznych, które powstały z przełamania starszych sy-
stemów wartości.
Natomiast niniejsza praca opiera się głównie na bez-
pośrednich badaniach osobników psychologicznie zdro-
wych. Pod