' * PRZEDMOWA' Wiele zmian zaszło w świecie psychologii od ukazania się pierwszego wydania tej książki. Psychologia huma- nistyczna, jak się ją najczęściej nazywa, ustaliła się obec- nie solidnie jako żywotna trzecia alternatywna możli- wość wobec psychologii obiektywistycznej, behawiory- stycznej (mechanomorficznej) i ortodoksyjnie freudow- skiej. Odnośna literatura jest obszerna i stale rośnie, a co więcej, psychologię tę zaczyna się stosować, zwłaszcza w szkolnictwie, przemyśle, religii, w organiza- cji i zarządzaniu, w terapii i samodoskonaleniu, i w róż- nych innych „eupsychicznych" organizacjach i periody- kach. Wyznaję, że musiałem uznać ten humanistyczny kie- runek w psychologu za rewolucję w najprawdziwszym, dawnym znaczeniu tego wyrazu, w sensie, w jakim do- konywali rewolucji Galileusz, Darwin, Einstein, Freud i Marks, którzy przez, rewolucję rozumieli forsowanie nowych dróg postrzegania i myślenia, nowych obrazów człowieka i społeczeństwa, nowych koncepcji etyki i war- tości, nowych kierunków postępu. Ta trzecia psychologia jest obecnie jednym z aspektów ogólnego Weltanschauung, nową filozofią życia, nową koncepcją człowieka, początkiem nowego stulecia pracy (o ile oczywiście potrafimy tymczasem zapobiec nowej totalnej zagładzie). Dla każdego człowieka dobrej woli, każdego, kto stoi po stronie życia, jest tu pole do dzia- łania, efektywna, szlachetna, niosąca zadowolenia praca, która może nadać bogate znaczenie życiu własnemu i in- nych ludzi. Psychologia ta nie jest wyłącznie opisowa czy aka- demicka, ona podpowiada działanie i zakłada następstwa. Pomaga w inicjowaniu drogi życia nie tylko dla danej osoby w obrębie jej własnej, prywatnej psyche, lecz tak- że dla tej osoby jako istoty społecznej, członka społeczeń- stwa. Uświadamia nam ścisłą zależność między tymi dwo- ma aspektami życia. Ostatecznie najlepszym „pomocni- kiem" jest „dobra osoba". Często się zdarza, że osoba cho- ra lub nieodpowiednia, starając się pomóc — przynosi szkodę. Powinienem tu zaznaczyć, że uważam psychologię hu- manistyczną (trzecią psychologię) za przejściowy, przy- gotowawczy stopień do jeszcze „wyższej" czwartej psy- chologii, międzyosobowej, międzyludzkiej, ześrodkowa- nej raczej na kosmosie niż na ludzkich potrzebach i za- interesowaniach, wykraczającej poza człowieczeństwo, tożsamość, samourzeczywistnienie i temu podobne. Wkrót- ce zacznie wychodzić (1968) „Journal of Transpersonal Psychology" redagowany przez tego samego Tony Suti- cha, który założył „Journal of Humanistic Psychology". Te nowe poczynania mogą doskonale zaspokoić w sposób odczuwalny, użyteczny i efektywny „sfrustrowany ide- alizm" wielu zdesperowanych osób, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Te psychologie obiecują, iż się rozwiną w filozofię życia, namiastkę religii, system wartości i pro- gram życiowy, których brak tym ludziom. Bez tego, co transcendentne i ponadosobowe, stajemy się chorzy, gwał- towni i nastawieni nihilistycznie lub też pozbawieni na- dziei i apatyczni. Potrzeba nam czegoś „większego od nas samych", co budzi lęk i w co zaangażujemy się w no- wym sensie: naturalistycznym, empirycznym, nie-kościel- nym (może na wzór Thoreau i Whitmana, Williama Ja- mesa i Johna Deweya). Jestem przekonany, iż drugim zadaniem wymagają- cym realizacji dla uzyskania dobrego świata jest rozwój humanistycznej i ponadosooowej psychologii zła, powsta- łej raczej z miłości i współczucia dla natury ludzkiej niż z odrazy do niej czy z poczucia beznadziejności. Popraw- ki, jakie wniosłem do tego nowego wydania, dotyczą głównie tych zagadnień. Tam, gdzie się to dało, przedsta- wiłem klarowniej moją psychologię zła — „zła z góry" raczej niż z dołu. Wnikliwa lektura wykryje te popraw- ki, chociaż mają bardzo skondensowaną formę. To, co mówię o problemie „zła", może brzmieć dla czytelników tej książki jak paradoks albo jak zaprzecze- nie jej głównych tez, lecz tak niewątpliwie nie jest. Są na świecie z całą pewnością ludzie dobrzy, mocni i uwieńczeni powodzeniem, ludzie święci, mędrcy, dobrzy przywódcy, ludzie odpowiedzialni, politycy, mężowie sta- nu, ludzie silni, tacy, którzy wygrywają, a nie przegry- wają, budowniczowie, a nie niszczyciele, dojrzali, a nie zaś dziecinni. Tacy ludzie są dostępni dla każdego, kto chce ich poznać, tak jak byli dostępni dla mnie. Prawdą jest jednak, że jest ich niewielu, chociaż mogłoby być o wiele więcej, i że ich współcześni często źle się do nich odnosili. Tak więc trzeba zbadać również to, tę oba- wę przed ludzką dobrocią i wielkością, ten brak wiedzy, jak samemu stać się dobrym i silnym, tę niemożność przekształcenia swego gniewu w działalność pozytywną, tę obawę przed pełną dojrzałością, która upodabnia do boga, tę obawę poczucia własnej szlachetności, kochania siebie samego i stania się godnym miłości i szacunku. Zwłaszcza musimy nauczyć się przezwyciężać tę głupią skłonność, która powoduje przeradzanie się naszego współczucia dla słabych w nienawiść do silnych. Właśnie tego rodzaju prace badawcze najusilniej za- lecam młodym i ambitnym psychologom, socjologom oraz adeptom nauk społecznych w ogóle. Wszystkim zaś in- nym ludziom dobrej woli, którzy chcą pomóc w stworze- niu lepszego świata, gorąco polecam, aby uznali naukę — naukę humanistyczną — za sposób realizacji tego zada- nia, sposób bardzo dobry i konieczny, może nawet naj- lepszy ze wszystkich. My po prostu nie rozporządzamy dziś dostatecznie sprawdzoną wiedzą, by przystąpić do budowy jednego dobrego świata. Nasza wiedza nie wystarcza nawet, by nauczyć jednostki wzajemnej miłości — a w każ- dym razie nie jest to wiedza pewna. Jestem przekonany, że najlepszą odpowiedź przyniesie postęp nauki. Moja Psychology oj Science i Polanyi'ego Personal Knowledge jasno wykazują, że życie poświęcone nauce może być za- razem życiem, które jest wypełnione zaangażowaniem, pięknem, nadzieją na przyszłość człowieka i odkrywaniem wartości. A. H. Maslow tir r M f i5 fi Część I SZERSZE POLE DZIAŁANIA DLA PSYCHOLOGII 1. WSTĘP: PSYCHOLOGIA ZDROWIA Nowa koncepcja choroby i zdrowia człowieka ukazuje się na horyzoncie, psychologia, która jest moim zdaniem tak pasjonująca i pełna nadzwyczajnych możliwości, że nie mogę się oprzeć pokusie i przedstawiam ją publicz- nie, nie czekając na weryfikację i potwierdzenie, a więc zanim jeszcze będzie można ją uznać za prawdziwie na- ukową. Główne przesłanki tej koncepcji są następujące: 1. Każdy z nas ma swą zasadniczą, biologicznie uwa- runkowaną wewnętrzną naturę, która w pewnym stop- niu jest „naturalna", wrodzona, dana i w pewnym ogra- niczonym sensie stała, a przynajmniej nie zmieniająca się. 2. Wewnętrzna natura każdego człowieka jest częścio- wo tylko jemu właściwa, częściowo zaś należy do całego gatunku. 3. Jest możliwe naukowe zbadanie tej wewnętrznej natury i wykrycie, jaka ona jest (wykrycie, a nie wymyślenie). 4. Ta wewnętrzna natura, na ile ją dotychczas pozna- liśmy, nie zdaje się być w swej istocie czy przede wszyst- kim, czy też z konieczności zła. Główne potrzeby ludzkie (życia, bezpieczeństwa i pewności, poczucia więzi i uczu- cia, szacunku i własnej godności, samorealizacji), podsta- wowe ludzkie uczucia i zdolności są na pozór albo ne- utralne, przed-moralne, albo zdecydowanie „dobre". Skłonności .niszczycielskie, sadyzm, okrucieństwo, złośli- kdalej, nie zdają się być wrodzone, lecz raczej 11 stanowią gwałtowną reakcję przeciw frustracji na- szych istotnych potrzeb, emocji i zdolności. Gniew san w sobie nie jest czymś złym, jak również strach, le- nistwo, a nawet ignorancja. Mogą one rzecz prosta pro- wadzić i prowadzą do złego postępowania, ale nie musi tak być. Taki skutek nie jest wewnętrzną koniecznością. Ludzka natura bynajmniej nie jest tak zła, jak sądzono. Można śmiało powiedzieć, że na ogół nie doceniano mo- żliwości natury ludzkiej. 5. Skoro wewnętrzna natura jest raczej dobra lub ne- utralna, a nie zła, należy ją uzewnętrznić i rozwijać, nie zaś powściągać. O ile jest nam dana możność pokierowa- nia swoim życiem, rozwijamy się zdrowo, owocnie i szczęśliwie. 6. Jeśli ten podstawowy rdzeń osobowości zostanie od- rzucony bądź stłumiony, dana jednostka zachoruje albo w sposób oczywisty, albo w sposób bardziej zamaskowa- ny, niekiedy natychmiast, kiedy indziej w późniejszym czasie. 7. Ta wewnętrzna natura nie jest tak silna i prężna ani nieomylna, jak instynkt u zwierząt. Jest ona słaba, delikatna i subtelna, łatwo ustępuje nawykowi, presji kulturowej i złemu nastawieniu do niej innych osób. 8. Mimo swej słabości rzadko zanika u osoby normal- nej — i zapewne nawet u osoby chorej. Chociaż odrzuco- na, trwa permanentnie w głębi i domaga się aktualizacji. 9. Tak się składa, że te wszystkie stwierdzenia do- tyczące wewnętrznej natury muszą być połączone z ko- niecznością stosowania dyscypliny i wyrzeczeń oraz z fru- stracją, cierpieniem i tragedią. O ile doświadczenia te od- krywają, rozwijają i spełniają naszą wewnętrzną naturę, o tyle są to doświadczenia pożądane. Coraz bardziej jest widoczne, że doświadczenia te mają coś wspólnego z po- czuciem dokonania i wzmocnieniem naszego ja, a przez to samo z poczuciem zdrowego szacunku dla samego sie- bie i większej pewności. Osoba, która nie przezwycięży- ła, nie przeciwstawiła się i nie pokonała trudności, bę- dzie nadal odczuwała wątpliwość, czy potrafiłaby to uczynić. Dotyczy to nie tylko zagrożeń z zewnątrz, lecz jest słuszne również w odniesieniu do umiejętności kontrolowania i opóźniania własnych impulsów, a więc do tego, żeby się ich nie bać. Zauważmy, że jeśli stwierdzenia te się sprawdzą, bę- dzie to zapowiedź naukowej etyki, naturalnego systemu wartości i ostatecznego kryterium dla określenia dobra i zła, słuszności i błędu. Im lepiej poznamy naturalne skłonności człowieka, tym łatwiej będzie można mu po- wiedzieć, jak być dobrym, szczęśliwym i owocnym w pracy, jak szanować samego siebie, jak kochać i jak reali- zować swoje największe możliwości. Prowadzi to auto- matycznie do rozwiązania wielu problemów osobowości, jakie niesie ze sobą przyszłość. Wydaje się przeto, że należy zbadać, jaki człowiek jest wewnątrz, w swojej głębi, jako należący do rodzaju ludzkiego i jako odrębna jednostka. Badanie takich samorealizujących się osób może nas wiele nauczyć o naszych własnych błędach i niedo- ciągnięciach oraz wskazać właściwy kierunek rozwoju. Każde stulecie z wyjątkiem naszego miało swój wzór i ideał. Nasza kultura wszystkie j^ odrzuciła, a więc ideał świętego, bohatera, dżentelmena, rycerza i misty- ka. Pozostał nam tylko osobnik dobrze przystosowany, bez problemów, co stanowi mizerny i wątpliwy substy- tut. Być może wkrótce uda się nam posłużyć jako na- szym przewodnikiem i wzorem istotą ludzką, będącą w pełni swojego rozwoju i samourzeczywistnienia, w której wszystkie możliwości osiągają swoją pełną aktualizację, której wewnętrzna natura wyraża się swobodnie i nie jest wypaczona, zahamowana lub zaprzeczona. Ważne dla każdej jednostki jest wyraźne i głębokie uświadomienie sobie, że każde odstępstwo od cnoty wła- ściwej danemu gatunkowi, każdy gwałt przeciwko włas- nej naturze i zły czyn, każdy bez wyjątku za- pisuje się w naszej podświadomości i sprawia, że gardzi- my sobą. Karen Horney znalazła dobre określenie tego nieświadomego postrzegania i zapamiętywania, nazwała je „rejestrowaniem". Jeśli robimy coś, czego się wstydzi- my> „rejestruje się" to na naszą niekorzyść, jeśli zaś ro- bimy coś słusznego, szlachetnego lub dobrego, „rejestruje się" to na nasze dobro. W ostatecznym rezultacie albo niamy dla siebie szacunek i siebie akceptujemy, albo gar- dzimy sobą i czujemy się podli, bezwartościowi i nie za- sługujący na miłość. Teologowie używali niegdyś wyrazu >,accidie" dla określenia grzechu niewykorzystania swego życia na miarę własnych, znanych sobie możliwości. 13 Ten punkt widzenia nie przeczy bynajmniej obrazowi przyjętemu przez Freuda. On go nawet poszerza i uzu- pełnia. Upraszczając nieco zagadnienie można powiedzieć, że Freud przedstawił nam chorą część psychologii, my zaś musimy ją uzupełnić częścią zdrową. Miejmy nadzie- ję, że ta zdrowa psychologia dostarczy nam więcej mo- żliwości kontrolowania i ulepszania naszego życia i sta- nia się lepszymi ludźmi. Może okaże się to bardziej owocne niż stawianie pytania „jak się pozbyć choroby". Jak możemy pobudzić swobodny rozwój? Jakie warun- ki wychowawcze są ku temu najlepsze? A warunki sek- sualne? Ekonomiczne? Polityczne? Jakiego potrzebujemy świata, aby żyli na nim tacy ludzie? A oni jakiego rodza- ju stworzą świat? Chorzy ludzie są wytworem chorej kul- tury; ludzie zdrowi mogą powstać w zdrowej kulturze. Jest jednak równie słuszne, że chorzy osobnicy potęgują schorzenie kultury, zaś jednostki zdrowe ją uzdrawiają. Podnoszenie stanu zdrowia jednostek przybliża nas do tworzenia lepszego świata. Innymi słowy — zachęta do rozwoju osobowości jest możliwością realną; leczenie już występujących objawów newrozy jest znacznie trudniej- sze bez pomocy z zewnątrz, Jest rzeczą względnie łatwą dążyć świadomie do stania się człowiekiem uczciwszym; bardzo trudno jest natomiast wyleczyć własne czynności przymusowe lub obsesje. Klasyczne ujęcie zagadnień osobowości polega na uwa- żaniu ich za problemy w sensie niepożądanym. Walka, konflikt, wina, nieczyste sumienie, niepokój, depresja, frustracja, napięcie, wstyd, nakładanie na siebie kary, po- czucie niższości lub małej wartości — to wszystko powo- duje cierpienie psychiczne i zakłóca skuteczność dzia- łań, nie podlegając przy tym naszej kontroli. Toteż auto- matycznie te stany są traktowane jako chorobliwe i nie- pożądane i „leczy się" je możliwie najszybciej. Jednak wszystkie te objawy znajdujemy także u ludzi zdrowych, względnie tych, którzy są na drodze ku zdro- wiu. Przypuśćmy, że powinieneś się poczuwać do winy, a nie poczuwasz sią? Przypuśćmy, że osiągnąłeś dobrą stabilizację sił i jesteś dostosowany. Być może to dostosowanie i stabilizacja, dobre same w sobie, bo usunęły twe cierpienie, są jednocześnie złe, gdyż ustaje w tobie dążenie do wyższego ideału? ?\y ':,-,-,., = : v; 14 Erich Fromm w swej doniosłej pracy (50) zaatakował klasyczne freudowskie pojęcie superego jako całkowicie autorytatywne i relatywistyczne. Freud uważał, że twoje superego lub świadomość jest przede wszystkim interna- lizacją pragnień, wymagań i ideałów ojca i matki bez względu na to, kim oni są. Ale przypuśćmy, że to zbrod- niarze? Jaka jest twoja świadomość w takim przypadku;? Albo przypuśćmy, że masz surowego, moralizującego ojca, który nienawidzi zabawy? Lub ojca psychopatę? Ta świadomość istnieje, Freud miał rację. Nasze ideały po- chodzą głównie od tych postaci z okresu wczesnego dzie- ciństwa, nie zaś z umoralniających książeczek czytanych w późniejszym okresie. Istnieje jednak w naszej świa- domości również inny element, można to nazwać innym rodzajem świadomości, który mamy wszyscy w mniej- szym lub większym stopniu. Jest to „świadomość we- wnętrzna", oparta na nieświadomej i przedświadomej percepcji naszej własnej natury, naszego własnego prze- znaczenia lub naszych własnych zdolności i naszego wła- snego „powołania" życiowego. Nalega ona, byśmy byli wierni naszej wewnętrznej naturze, byśmy się jej nie wypierali ze słabości albo dla korzyści lub z jakiegokol- wiek innego powodu. Ten, kto zmarnuje swój talent, urodzony malarz, który nie maluje, lecz sprzedaje poń- czochy, człowiek obdarzony inteligencją, który prowadzi jałowy żywot, człowiek świadomy prawdy, który milczy, tchórz, który wyrzeka się męstwa — ci wszyscy ludzie głęboko odczuwają wyrządzoną sobie samym krzywdę i pogardzają sobi. Z samopogardy może się zrodzić newro- za. lecz równie dobrze może znowu pojawić się odwaga, słuszne oburzenie i większy szacunek dla siebie, jeśli późniejsze postępowanie będzie właściwe. Innymi słowy — przez cierpienie i konflikt prowadzi droga do rozwoju i zmiany na lepsze. W założeniu celowo odrzucam obecne łatwe rozróżnie- nie między chorobą a zdro\yiem, przynajmniej w zakre- sie objawów zewnętrznych. Czy choroba oznacza, że się ina jej objawy? Utrzymuję, i c choroba może też oznaczać brak jej symptomów, kiedy być powinny. Czy zdrowie jest równoznaczne z brakiem symptomów chorobowych,? Zaprzeczam temu. Którzy z hitlerowców w Oświęcimiu lub Dachau byli zdrowi, czy ci, którzy mieli porażoną tiadomość, czy ci o spokojnej, niezamąconej, szczęśli- 15 wej świadomości? Czy to możliwe, aby osobnik prawdzi- wie ludzki nie odczuwał konfliktu, cierpienia, depresji, złości i tak dalej? Słowem, jeśli mi ktoś mówi, że ma problem dotyczący własnej osobowości, to dopóki bliżej nie poznam tej oso- by, nie wiem, czy mam powiedzieć „to dobrze", czy też „przykro mi". Zależy to od powodów, te zaś mogą być albo dobre, albo złe. Przykładem tego jest zmienny stosunek psychologów do popularności, do przystosowania, a nawet — do prze- stępczości. Popularny — w jakim środowisku? Może le- piej, jeśli młodzik jest niepopularny w pojęciu snobów z sąsiedztwa lub towarzystwa z miejscowego klubu. Przystosowany — do kogo i czego? Do złej kul- tury? Do despotycznych rodziców? Co pomyślimy o dob- rze przystosowanym niewolnikuj? Albo więźniu? Patrzy się teraz inaczej, z nową tolerancją, nawet na chłopca, którego zachowanie stwarza problemy. Dlaczego zszedł na drogę przestępstwa? Tu najczęściej powodem jest choroba. Czasami jednak przyczyny są inne i słuszne, bo chłopiec przeciwstawia się wyzyskowi, dominacji, bra- kowi dbałości o niego, pogardzie i pomiataniu nim. Wynika stąd. jasno, że problemy osobowości zależą od tego, kto je wywołuje. Właściciel niewolnika? Dyktator? Ojciec-despota? Mąż pragnący pozostawić żonę w stadium rozwojowym dziecka? Wydaje się oczywiste, że problemy osobowości mogą niekiedy stanowić głośny protest prze- ciw łamaniu czyjegoś psychicznego kręgosłupa, czyjejś prawdziwej wewnętrznej natury. A wtedy chorobliwy jest brak protestu wobec zbrodni. Ze smutkiem stwier- dzam, iż przypuszczalnie większość ludzi nie protestowa- łaby przeciwko takiemu traktowaniu. Godzą się z nim i płacą za to wiele lat później różnego rodzaju neurotycz- nymi i psychosomatycznymi objawami, w niektórych zaś przypadkach mogą nigdy nie uświadamiać sobie, że są chorzy i że ominęło ich autentyczne szczęście, prawdzi- we spełnienie oczekiwań, bogate życie uczuciowe i po- godny, owocny wiek podeszły; że nigdy nie wiedzieli, jak wspaniale jest być twórczym, doznawać wrażeń este- tycznych, zachwycać się życiem. Trzeba też postawić pytanie, czy smutek i cierpienie mogą być pożądane lub nawet konieczne. Czy rozwój i samorealizacja są w ogóle możliwe bez cierpienia, zmartwień, smutku i niepokoju? Jeśli są one do pewne- go stopnia konieczne i nieuniknione, to w jakim stopniu? jeżeli zmartwienie i cierpienie są niekiedy konieczne dla rozwoju jednostki, to musimy nauczyć się nie chronić przed nimi automatycznie ludzi, jak gdyby były one zawsze czymś złym. Czasem mogą być dobre i pożądane w świetle końcowych dobrych następstw, zaś pozbawie- nie ludzi możliwości przeżywania cierpień, nadmierne ochranianie ich przed nimi może się okazać nawet nieko- rzystne, gdyż z kolei jest wyrazem pewnego braku sza- cunku dla integralności, wrodzonej natury oraz przyszłe- go rozwoju jednostki. 2. CZEGO PSYCHOLOGIA MOŻE SIĘ NAUCZYĆ OD EGZYSTENCJALISTOW Jeśli badany egzystencjalizm pod kątem widzenia te- go, „co się w nim nadaje dla psychologii", to znajdziemy wiele wątków zbyt nieokreślonych i trudnych do zrozu- mienia z naukowego punktu widzenia (niemożliwych ani do potwierdzenia, ani do zaprzeczenia). Będzie tam wszakże również wiele materiału pożytecznego. Z takiego punktu widzenia uważamy go nie tyle za całkowicie no- we objawienie, ile za podkreślenie, potwierdzenie, spre- cyzowanie i ponowne odkrycie kierunków już istnieją- cych w psychologii humanistycznej. Dla mnie psychologia egzystencjalna oznacza zasadni- czo dwa główne akcenty. Po pierwsze, jest to silny na- cisk na pojęcie tożsamości oraz poznanie tożsamości ja- ko warunku sine quo, non natury ludzkiej i wszelkiej fi- lozofii lub nauki dotyczącej tej natury. Wybieram to po- jęcie jako podstawowe po części dlatego, że je le- piej rozumiem niż takie terminy jak esencja, egzysten- cja, ontologia i tym podobne, a po części dlatego, że czuję, iż będzie je można opracować empirycznie, jeśli nie te- raz, to wkrótce. Tu jednak zachodzi paradoks, bowiem amerykańscy psycholodzy również zajęli się poszukiwaniem tożsa- mości (Allport, Rogers, Goldstein, Fromm, Wheelis, Erik- son, Murray, Murphy, Horney, May i inni). Muszę nadto dodać, że ci autorzy są o wiele klarowniejsi i o wiele 17 bliżsi nagim faktom, to znaczy bardziej empiryczni niż na przykład Niemcy, Heidegger i Jaspers. Po drugie, psychologia egzystencjalna kładzie silny na- cisk na wychodzenie raczej od wiedzy doświadczalnej niż od systemów pojęć czy kategorii abstrakcyjnych lub in- nych założeń apriorycznych. Egzystencjalizm opiera się na fenomenologii, to znaczy stosuje osobiste, podmiotowe doświadczenie jako podwalinę wiedzy abstrakcyjnej. Jednak i wielu psychologów zaczynało od akcentowa- nia wiedzy doświadczalnej, nie mówiąc o różnych odła- mach psychoanalityków. Stąd wynikają następujące konkluzje: 1. Europejscy filozofowie i amerykańscy psycholodzy nie są tak bardzo sobie dalecy, jak to zrazu wygląda. My, Amerykanie, cały czas „mówiliśmy prozą nie wiedząc o tym". Ten zbieżny kierunek rozwojowy w różnych krajach jest, naturalnie częściowo, dowodem, że wszyscy badacze dochodzący niezależnie do tych samych wniosków reagują na coś realnego, co znajduje się na zewnątrz nich samych. 2. Uważani, że tym czymś realnym jest całkowite za- łamanie się wszystkich źródeł wartości zewnętrznych wobec jednostki. Wielu egzystencjalistów europejskich żywo reaguje na konkluzję Nietzschego. że Bóg umarł, a może i na fakt, że Marks też umarł. Amerykanie prze- konali się, że demokracja polityczna i dobrobyt ekono- miczny same przez się nie rozwiązują żadnych zagadnień wartości. Nie mamy dokąd się zwrócić, pozostaje nam więc tylko kierunek do wewnątrz, do swego ja, które jest siedliskiem wartości. Wygląda to na paradoks, lecz na- wet niektórzy wierzący egzystencjaliści częściowro akcep- tują ten wniosek. 3. Dla psychologów jest rzeczą niezmiernie ważną, że egzystencjaliści mogą dać psychologii podstawy filozo- ficzne, jakich jej obecnie brakuje. Pozytywizm logiczny okazał się niewypałem, zwłaszcza dla psychologów klini- cystów i psychologów osobowości. W każdym razie pod- stawowe zagadnienia filozoficzne z pewnością znów będą poddane dyskusji i być może psycholodzy przestaną opie- rać się na pseudorozwiazaniach lub nieświadomych, nie- 18 sprawdzonych filozofiach, o jakich słyszeli w dzieciń- stwie. 4. Alternatywną charakterystyką istoty europejskiego egzystencjalizmu (dla nas, Amerykanów) będzie to, że rozprawia się on radykalnie z tym ludzkim tematem, ja- ki stwarza luka miedzy ludzkimi aspiracjami a ograni- czeniami (między tym, czym człowiek jest, czym chciałby być i czym mógłby być). Nie odbiega to tak bardzo od zagadnienia tożsamości, jak początkowo może wyglądać. Osoba jest zarówno aktualizacją, jak i potencjalnością. Nie wątpię, że głębsza analiza tej rozbieżności mogłaby zrewolucjonizować psychologię. Taką opinię potwierdza- ją już różne opracowania, na przykład testy projekcyjne, samorealizacja, różne doświadczenia szczytowe (w któ- rych przerzuca się pomost przez tę lukę), psychologie jungowskie oraz różni myśliciele, teolodzy itd. Ich autorzy idą dalej, podejmując problemy techniki integracji tej dwojakiej natury człowieka, tego, co w nim niższe i wyższe; stworzone i podobne Bogu. Ogólnie bio- rąc większość filozofii i religii zarówno wschodnich, jak zachodnich wprowadza tu dychotomię, nauczając, że dro- ga do stania się „wyższym" prowadzi przez wyrzeczenie się i opanowanie „tego, co niższe". Natomiast egzysten- cjaliści uczą, że i jedno, i drugie równocześnie określa właściwości natury ludzkiej. Nie można żadnej z tych części odrzucić, można je tylko zintegrować. Poznaliśmy już cokolwiek owe techniki integracyjne, wiemy o intuicji, o intelekcie w szerszym ujęciu, o mi- łości, o twórczości, o humorze i tragedii, o zabawie i o sztuce. Podejrzewam, iż w przyszłości badania ześrod- kują się na wspomnianych technikach integracyjnych w większym niż dotychczas stopniu. Innym rezultatem mojej refleksji nad owym naciskiem na dwojakość natury człowieka jest uświadomienie so- bie, że niektóre zagadnienia muszą pozostać na zawsze nierozwiązalne. 5. Z tego naturalnie wynika zainteresowanie idealną, autentyczną, doskonałą, „boską" istota ludzką, badanie możliwości ludzkich jako teraz istniejących w pew- nym sensie, jako bieżąca poznawalna rzeczywistość. To może brzmieć zbyt książkowo, ale tak nie jest. Jest 19 to po prostu niecodzienny sposób stawiania starych py, tan, które pozostały bez odpowiedzi: „Jakie są cele tera- pii, edukacji, wychowania dzieci,?'' Nasuwa się tu jeszcze inna prawda i inne zagadnienie wymagające pilnego rozważenia. Każdy rzeczowy opis „osoby autentycznej" od razu zakłada, że osoba ta z racji tego, czym się stała, przyjmuje nowy stosunek do swej społeczności, a nawet do społeczeństwa w ogóle. Ona nie tylko przekracza samą siebie pod różnymi względami, ona przekracza również swoją kulturę. Opiera się włączeniu do niej. Staje się bardziej oderwana od swej pierwotnej kultury i swego społeczeństwa. Staje się bardziej przed- stawicielem swego gatunku, a mniej — członkiem swego środowiska. Wyczuwam, że większość socjologów i antro- pologów z tym się nie godzi. Toteż z całą gotowością oczekuję w tej dziedzinie kontrowersji. Ale jest to nie- wątpliwie podstawa do „uniwersalizmu". 6. Możemy i powinniśmy przejąć od europejskich auto- rów ich mocniejsze akcentowanie tego, co nazywają „antropologią filozoficzną", to znaczy ich usiłowanie określenia człowieka i różnic zachodzących między czło- wiekiem a wszelkimi innymi gatunkami, między czło- wiekiem a przedmiotami i między człowiekiem a robota- mi. Jakie atrybuty są jedynie jemu właściwe i jego cha- rakteryzujące? Co jest tak istotne dla człowieka, bez cze- go już nie byłby nazywany człowiekiem? Ogólnie rzecz biorąc, psychologia amerykańska zrezy- gnowała z tego zagadnienia. Różne behawioryzmy nie zrodziły żadnej definicji, a przynajmniej takiej, jaką da- łoby się potraktować poważnie (jak wyglądałby człowiek S — R? * I kto chciałby nim być?). Freudowski obraz człowieka jest wyraźnie nieprzydatny, pomija bowiem je- go aspiracje, jego dające się urzeczywistnić nadzieje, je- go boskie cechy. Fakt, że Freud dał nam najbardziej obszerne systemy psychopatologii i psychoterapii, nie ma z tym nic wspólnego, jak wynika ze współczesnych od- kryć psychologów badających ludzkie ego. * S — R — bodziec-reakcja (stimulus-response) — teoria psy- chologiczna, według której wszelkie zachowanie jest reakcją na bodźce, a właściwym zadaniem psychologii jako nauki jest identyfikowanie bodźców, skorelowanych z nimi reakcji oraz pro- cesów pośredniczących między bodźcem a reakcją (przyp. red.). 20 7 Niektórzy filozofowie egzystencjalni nazbyt jed- nostronnie podkreślają samokształtowanie się jaźni. Sar- tre i inni mówią o „jaźni jako projekcie", całkowicie stworzonej przez ciągłe (i arbitralne) wybory dokonywa- ne przez samą osobę, tak jakby mogła ona uczynić sie- bie wszystkim, czym chce być. Oczywiście tak skrajna forma wypowiedzi jest na pewno przesadą, której bezpo- średnio przeczą fakty z genetyki i psychologii konstytu- cjonalnej. Mówiąc bez ogródek jest to niedorzeczne. Z drugiej zaś strony freudyści, terapeuci egzystencjal- ni, zwolennicy Rogera i psycholodzy rozwoju osobowe- go mówią raczej o odkrywaniu jaźni i o terapii odsłaniającej i może nie doceniają czynników wo- li, decyzji i sposobów, jakimi rzeczywiście formu- jemy siebie z własnego wyboru. (Nie wolno nam oczywiście zapominać, że o obu tych grupach można powiedzieć, iż nadmiernie psychologizują, a zbyt mało socjologizują, to znaczy, że niedostatecznie akcentują w swych systematycznych rozważaniach wiel- kie determinujące znaczenie autonomicznych czynników społecznych i środowisk, takich sił zewnętrznych wo- bec jednostki jak ubóstwo, wyzysk, nacjonalizm, wojna i ustrój społeczny. Na pewno żadnemu psychologowi przy zdrowych zmysłach nie przyjdzie na myśl zaprze- czać, że wobec tych sił jednostka jest w pewnym stop- niu bezradna. Ale mimo wszystko jego pierwszym obo- wiązkiem zawodowym jest raczej badanie indywidualnej osoby niż społecznych pozapsychicznych czynników de- terminujących. Podobnie, zgodni^ z opinią psychologów, socjolodzy przeceniają siły społeczne, zapominając o auto- nomii osobowości, woli, odpowiedzialności itd. Lepiej my- śleć o tych grupach ludzi raczej jako o specjalistach niż ślepcach czy głupcach.) W każdym razie wydaje się, że zarówno odkrywa- my, jak i odsłaniamy siebie, oraz decydujemy o tym, czym będziemy. Ta niezgodność opinii jest zagadnieniem oczekującym rozwiązania empirycznego. 8. Nie tylko pozostawiliśmy na uboczu problem odpo- wiedzialności i woli, lecz także ich następstwa — siłę i odwagę. Ostatnio psychoanalityczni psycholodzy ego za- interesowali się tą znaczącą zmienną człowieka i zaczęli 91 poświęcać dużo uwagi „sile ego"; jest to jednak nadal zagadnienie nie tknięte przez behawiorystów. 9. Psycholodzy amerykańscy wysłuchali wezwania Al- Iporta do zajęcia się psychologią idiograficzną, lecz nie- wiele w tym kierunku zdziałali. To samo da się powie- dzieć nawet o psychologach klinicznych. Obecnie istnie- je dodatkowo presja w tym kierunku ze strony fenome- nologów i egzystencjalistów; temu naciskowa będzie bar- dzo trudno się oprzeć, a właściwie, jak sadze, teoretycz- nie jest to nawet niemożliwe. Jeśli badanie nie- powtarzalności jednostki nie pasuje do tego, co podaje x nam nauka, tym gorzej dla takiej koncepcji nauki. I ona będzie musiała ulec przetworzeniu. 10. Fenomenologia ma swą historię w amerykańskiej myśli psychologicznej (87), sądzę jednak, iż ogólnie bio- rąc traci swą żywotność. Europejscy fenomenolodzy ze swymi starannymi i drobiazgowo wypracowanymi opisami mogą nas na nowo nauczyć, że najlepszą drogą do zrozu- mienia innej istoty ludzkiej, a przynajmniej drogą ko- nieczną dla pewnych celów, jest wniknięcie w jego Welt- ansehauung, by móc widzieć jego świat jego włas- nymi oczami. Taki wniosek jest rzecz prosta niełatwy do przyjęcia przez żadną pozytywistyczną filozofie nauki. 11. Nacisk kładziony przez egzystencjalistów na osta- teczną samotność jednostki stanowi dla nas pożyteczne przypomnienie o potrzebie dalszego rozwijania pojęć de- cyzji, odpowiedzialności, wyboru, samotworzenia się, autonomii i samej tożsamości. Czyni on bardziej skompli- kowaną i bardziej fascynującą, tajemnicę komunikacji między samotnościami na drodze na przykład intuicji i empatii, miłości i altruizmu, identyfikowania się z inny- mi i homonomii w ogóle. Przyjmujemy to wszystko jako sarno przez się zrozumiałe. Lepiej jednak byłoby uważać to za cuda oczekujące wyjaśnienia. 12. Inne zagadnienie, którym zajmują się autorzy egzy- stencjalni, można, jak sądzę, sformułować bardzo prosto. Jest to wymiar powagi i głębi naszego życia (lub może „tragiczny sens życia") skontrastowany z życiem płyt- kim i powierzchownym, będącym niejako życiem po- rnniejszonym, obroną przed jego ostatecznymi problema- mi. Nie jest to tylko koncepcja literacka, ma ona istotne praktyczne znaczenie, chociażby w psychoterapii. Na mnie (i na innych) coraz większe wrażenie wywierał fakt, że tragedia może czasami mieć działanie terapeu- tyczne i że terapia często wydaje się przynosić najlepsze rezultaty, kiedy ludzie szukają jej pod wpływem cierpienia. To właśnie wtedy, kiedy płytkie życie przy- nosi zawód, dochodzi do jego zakwestionowania i do zwrócenia się ku sprawom podstawowym. Również w psychologii płycizna nie przynosi rezultatu, o czym bar- dzo wyraźnie mówią egzystencjaliści. 13. Egzystencjaliści wraz z wielu innymi grupami psy- chologów ułatwiają nam poznanie granic słownej, anali- tycznej i pojęciowej racjonalności. Są oni za głoszonym obecnie powrotem ku czystemu doświadczeniu jako u- przedniemu wobec wszelkich pojęć i abstrakcji. Sprowa- dza się to do słusznej, w moim przekonaniu, krytyki ca- łego sposobu myślenia świata zachodniego w XX wieku, nie wyłączając ortodoksyjnej, pozytywistycznej nauki i filozofii, które wymagają pilnie ponownego zbadania. 14. Zapewne najważniejszą ze wszystkich zmian, ja- kich zamierzają dokonać fenomenolodzy i egzystencja- liści, jest mocno opóźniona rewolucja teorii nauki. Nie po- winienem mówić „dokonać", lecz raczej „dopomóc", gdyż istnieje wiele innych sił zmierzających do zniszczenia oficjalnej filozofii nauki, czyli „scjentyzmu". Należy przezwyciężyć nie tylko kartezjański rozłam między „pod- miotem" a „przedmiotem". Zaistniała potrzeba wniesie- nia innych radykalnych zmian ze względu na włączenie psyche i czystego doświadczenia do rzeczywistości, te zaś zmiany wywrą wpływ nie tylko na naukę psychologii, lecz także na wszystkie inne nauki; skąpstwo, prostota, dokładność, porządek, logika, elegancja, określoność itd. — wszystko to należy raczej do świata abstrakcji niż do- świadczenia. 15. Na zakończenie powiem, że w literaturze egzysten- cjalistycznej największe wrażenie wywarł na mnie pro- blem czasu przyszłego w psychologii. Nie dlatego, żeby ten problem, jak wszystkie inne problemy czy tendencje dotychczas tu omówione, był całkowicie obcy dla mnie 23 X ani, jak sądzę, dla każdego poważnego badacza teorii osobowości. Prace Charlotty Buhler, Gordona Allporta i Kurta Goldsteina również powinny uświadomić nam konieczność przeanalizowania i usystematyzowania dyna- micznej roli przyszłości u obecnie egzystującej osoby, na przykład wzrost, stawanie się i możliwość z konieczności wskazują w kierunku przyszłości; podobnie pojęcia po- tencjalności i nadziei, pragnienia i wyobrażenia, zaś ogra- niczanie się do konkretów jest utratą przyszłości; zagro- żenie i obawa wskazują w kierunku przyszłości (nie ma przyszłości — nie ma neurozy); samorealizacja traci swe znaczenie, jeśli zabraknie odniesienia do obecnie czynnej przyszłości; życie może być jakąś postacią (gestalt) w czasie itd. itd. Jednak podstawowe i centralne znaczenie, jakie to zagadnienie ma dla egzystencjalistów, może nas czegoś nauczyć, jak na przykład prace Erwina Straussa zamieszczone w książce R. Maya (110). Sądzę, że słuszne jest stwierdzenie, iż żadna teoria psychologii nigdy nie będzie pełna, jeśli nie scentralizuje się na pojęciu, że przyszłość człowieka jest zawarta w nim samym i że aktywnie działa ona w teraźniejszości. W tym sensie moż- na traktować przyszłość jako a-historyczną zgodnie z uję- ciem Kurta Lewina. Należy również uświadomić sobie, iż tylko przyszłość jest w zasadzie nieznana i nie- poznawalna, co oznacza, że wszystkie nawyki, mecha- nizmy obronne i mechanizmy aktywne są wątpliwe i nie- jednoznaczne jako oparte na doświadczeniu przeszłości. Tylko osobnik o elastycznym i twórczym umyśle może faktycznie uporać się z przyszłością, a więc tylko ten, kto potrafi stawić czoło temu, co nowe, z ufnością i bez obawy. Jestem przekonany, że wiele z tego, co obecnie nazywa się psychologią, poświęcone jest badaniu różnych forteli, jakie stosujemy, żeby uniknąć niepokoju wywo- łanego absolutną nowością, narzucając sobie przekona- nie, że przyszłość będzie podobna do przeszłości. WNIOSEK Rozważania te podtrzymują moje nadzieje, że jesteśmy świadkami ekspansji psychologii, nie zaś nowego „izmu" mogącego się obrócić w antypsychologię bądź antynaukę. 24 Możliwe, że egzystencjalizm nie tylko wzbogaci psy- chologię, lecz może się stać dodatkowym bodźcem, po- wstania innej gałęzi psychologii, a mianowicie psy- chologii w pełni rozwiniętej i autentycznej Jaźni i jej sposobów istnienia. Sutich proponuje nazwać ją ontopsy- chologią. Na pewno coraz jaśniej widzimy, że to, co w psycholo- gii nazywamy „normalnym", jest w rzeczy samej psycho- patologią przeciętności, i to tak pospolitą i szeroko roz- powszechnioną, że zazwyczaj nawet jej nie dostrzegamy. Badania egzystencjalistów nad autentyczną osobą i auten- tycznym sposobem życia pozwalają rzucić ostre światło na tę ogólną fałszywość, na życie złudzeniami i w lęku; stwierdzono, że takie życie jest chorobą, i to szeroko roz- powszechnioną. Nie sądzę, aby należało zbyt poważnie traktować roz- wodzenie się egzystencjalistów europejskich wyłącznie nad strachem, niepokojem, rozpaczą itp., na które jedy- nym lekarstwem według nich ma być niepoddawanie się. To niepohamowane biadolenie (przy wysokim współczyn- niku inteligencji) ma miejsce zawsze, ilekroć zawodzi zewnętrzne źródło wartości. Powinni byli nauczyć się od psychoterapeutów, że utrata złudzeń i odkrycie własnej tożsamości, aczkolwiek zrazu bolesne, w końcowym efek- cie może stać się ożywiające i wzmacniające. Poza tym, brak jakiejkolwiek wzmianki o doświadczeniach szczyto- wych, o doświadczeniach, o radości i ekstazie, a nawet o zwykłym szczęściu, nasuwa mocne podejrzenie, że ci autorzy nie szybują wysoko, że są ludźmi, którzy nie zna- ją przeżyć radosnych. Jak gdyby widzieli tylko na jedno oko, i to oko dotknięte bielmem uprzedzenia. Większość ludzi przeżywa zarówno tragedię, jak radość w róż- nych proporcjach. Nie można uważać żadnej filozofii za wyczerpującą,1 jeśli pomija któreś z tych doznań. Colin Wilson (307) przeprowadza wyraźne rozróżnienie między egzystencjalistami „potakującymi" a egzystencjalistami „zaprzeczającymi". Pod tym względem muszę mu przy- znać całkowitą rację. 1 Ten sam temat omawiam w Eupsychian Management, Irwin -Desey 1965, s. 194-201. Część II WZROST I MOTYWACJA 3. MOTYWACJA BRAKU I MOTYWACJA WZROSTU Pojęcie „potrzeby podstawowej" można określić for- mułując pytania, na które ono stanowi odpowiedź, i dzia- łania, jakie to pojęcie ujawniły (97). Moje wyjściowe py- tanie dotyczyło genezy psychopatologii i brzmiało: „Co wywołuje nerwicę u ludzi,?" Odpowiedzią na nie (będącą modyfikacją i, mam nadzieję, ulepszeniem metody anali- tycznej) było, krótko mówiąc, iż newroza w swej istocie i swym zalążku jest chorobą wywołaną brakiem; że po- wstaje z powodu pozbawienia pewnych zaspokojeń, które nazwałem potrzebami takiego samego rodzaju, jak woda, .aminokwasy i wapno, których brak wywołuje chorobę. Na większość newroz składają się, oprócz innych złożo- nych czynników determinujących, niespełnione pragnie- nia bezpieczeństwa, przynależności i tożsamości, bliskich /związków miłości, szacunku i uznania. Zbierałem swoje „dane" w ciągu dwunastu lat pracy badawczej i psycho- terapeutycznej i dwudziestu lat badań nad osobowością. Jedno niewątpliwe badanie kontrolne (dokonane w tym samym czasie i w trakcie tej samej operacji) dotyczyło skutków terapii zastępczej; wykazało ono, z wieloma za- strzeżeniami, że z chwilą usunięcia takich braków, scho- rzenia miały tendencję do ustępowania. Wnioski te są obecnie podzielane przez większość kli- nicystów, terapeutów i psychologów dziecka (wielu z nich stosuje inną nomenklaturę); coraz bardziej umożliwiają one naturalny, łatwy i spontaniczny sposób określenia potrzeby przez uogólnienie rzeczywistych danych do- świadczalnych (a nie przez arbitralne i przedwczesne ustalenia, raczej uprzednie wobec gromadzenia in- formacji niż późniejsze (141), po prostu dla większej obiektywności). Charakterystyczne cechy długotrwałego braku są na- stępujące. Potrzebę określimy jako podstawową i in- stynktowną, jeśli: . ( , 1. jej brak rodzi chorobę, 2. jej obecność zapobiega chorobie, . . ' ^ 3. jej przywrócenie leczy chorobę, 4. w pewnych (bardzo skomplikowanych) sytuacjach, które pozostawiają możliwość wolnego wyboru, osoba dotknięta brakiem, woli zaspokoić tę potrzebę niż inne, 5. jest w stanie nieczynnym, nieaktywna lub funkcjo- nalnie nieobecna u osoby zdrowej. Dwie dodatkowe cechy są subiektywne, mianowicie świadoma lub nieświadoma tęsknota i pragnienie oraz uczucie braku lub upośledzenia, jakby z jednej strony czegoś brakowało i z drugiej odczuwało się smak czegoś („jakie to smaczne"). Jeszcze słówko o definicji. Wiele problemów trapiących autorów z tej dziedziny, kiedy chcieli zdefiniować i wy- tyczyć granice motywacji, wynikało z wyłącznego wyma- gania behawioralnych i zewnętrznie obserwowalnych kry- teriów. Pierwotne kryterium motywacji, które wciąż jeszcze stosują wszystkie istoty ludzkie z wyjątkiem psy- chologów behawioralnych, to kryterium subiektywne. Motywację dla mnie stanowi uczucie pragnienia, potrze- by, tęsknoty, chęci lub braku. Nie znaleziono, jak dotąd, dającego się obiektywnie zaobserwować stanu odpowia- dającego w przybliżeniu tym subiektywnym relacjom, to znaczy, nie znaleziono jak dotąd dobrej behawioralnej definicji motywacji. Powinniśmy, naturalnie, w dalszym ciągu poszukiwać obiektywnych odpowiedników czy wskaźników stanów subiektywnych. W dniu, w którym się wykryje taki ogól- ny, zewnętrzny wskaźnik zadowolenia lub niepokoju bądź też pragnienia — psychologia zrobi skok naprzód o całe stulecie. Jednak dopóki go nie mamy, nie po- winniśmy udawać, że go mamy. Nie wolno nam też lekce- ważyć danych subiektywnych, które mamy. Na nie- szczęście nie możemy prosić szczura, aby nam złożył su- biektywne sprawozdanie. Jednak możemy, na szczę- ście, spytać o to człowieka i nie ma najmniejszego po- wodu, dla którego nie mielibyśmy tego uczynić, zanim nie zdobędziemy lepszego źródła informacji. Otóż właśnie te potrzeby, które stanowią zasadniczy brak w organizmie, niejako puste miejsca, które muszą być wypełnione dla zachowania zdrowia i które ponad- to muszą być wypełnione od zewnątrz przez istoty ludz- kie inne niż podmiot — takie potrzeby nazwę (dla ce- lów tego wywodu) niedoborem lub potrzebą wywołaną brakiem i przeciwstawię je innemu bardzo odmiennemu rodzajowi motywacji. Nikomu nie przyszłoby na myśl kwestionować stwier- dzenia, że potrzebujemy jodu lub witaminy C. Przypomnę, że oczywistość potrzeby miłości jest do- kładnie tego samego rodzaju. W ostatnich latach coraz więcej psychologów zostało zmuszonych do postulowania pewnej tendencji do rozwo- ju lub samodoskonalenia się dla uzupełnienia pojęć rów- nowagi, homeostazy, redukcji napięcia, obrony i innych motywacji zachowawczych. Wynikało to z różnych przy- czyn. 1. Psychoterapia. Pęd do zdrowia umożliwia te- rapię. Jest to warunek sine qua non. Bez tego dążenia terapia wychodząca poza przeciwdziałanie bólom i nie- pokojom, byłaby niewytłumaczalna (6, 142, 50, 67). 2. Żołnierze z uszkodzonym mózgiem. Wszystkim jest dobrze znana praca Goldsteina (55). Był on zmuszony stworzyć pojęcie samoaktualizacji, aby wy- jaśnić reorganizację zdolności umysłowych osoby po ura- zie. 3. Psychoanaliza. Niektórzy psychoanalitycy, a mianowicie Fromm (50) i Horney (67), uznali za nie- możliwe zrozumienie nawet newróży bez przyjęcia zało- żenia, że stanowi ona zniekształconą odmianę impulsu do wzrastania, doskonalszego rozwoju i do spełnienia mo- żliwości osobistych. 4. Twórczość. Badania nad ludźmi prawidłowo roz- wijającymi się i rozwiniętymi szczególnie w zestawieniu z rozwojem ludzi chorych rzucają dużo światła na pro- blematykę twórczości. Zwłaszcza teoria sztuki i kształ- cenie w zakresie sztuki domagają się koncepcji rozwo- ju i spontaniczności (179, 180). 5. Psychologia dziecka. Obserwacja dzieci co- raz wyraźniej wykazuje, że dzieci zdrowe znajdują radość w swoim rozwoju i w swoich postępach, w zdobywaniu nowych umiejętności, uzdolnień i sprawności. Przeczy to kategorycznie tej wersji teorii Freuda, która zakłada, że każde dziecko trzyma się kurczowo raz osią- gniętego przystosowania, jak i stanu spoczynku bądź rów- nowagi. Według tej teorii trzeba stale poszturchiwać oporne i konserwatywne dziecko, żeby zamiast pozosta- wać w wygodnym i ulubionym stanie spoczynku dążyło k u nowej, groźnej sytuacji. Aczkolwiek klinicyści stale potwierdzają tę freudowską koncepcję jako w pełni słuszną w przypadku dzieci po- zbawionych pewności siebie i wystraszonych oraz jako częściowo słuszną, gdy chodzi o ogół ludzi, jest ona na ogół nieprawdziwa w przypadku dzieci zdrowych, szczęśliwych i bezpiecznych. U tych dzieci wyraźnie wi- dać chęć rozwoju, dojrzewania, pozbywania się starych nawyków jako zużytych, podobnie jak starego obuwia, z którego się wyrosło. Bardzo wyraźnie występuje u nich nie tylko chęć nabywania nowych umiejętności, lecz tak- że szczera radość z częstego korzystania z nich, czyli tak zwany Funktions-lust Karla Buhlera (24). Dla autorów z tych rozmaitych grup, a mianowicie Fromma (50), Horney (67), Junga (73), C. Buhler (22), Angyala (6), Rogersa (143) i G. Allporta (2), Schachtela (147) i Lynda (92), a ostatnio dla jeszcze paru psycholo- gów katolickich (9, 128), rozwój, indywiduacja, autono- mia, samoaktualizacja, samorozwój, wydajność oraz sa- mourzeczywistnienie są, w przybliżeniu, synonimami oznaczającymi raczej niewyraźnie dostrzeganą dziedzinę niż jasno sprecyzowane pojęcie. Moim zdaniem obecnie nie jest rzeczą możliwą wyraźne określenie tej dzie- dziny. Nie jest to zresztą wskazane, bowiem definicja nie wynikająca łatwo i naturalnie z dobrze znanych faktów może raczej przeszkadzać i zniekształcać niż pomagać, ponieważ może być błędna albo źle zrozumiana jako powstała aktem woli, na apriorycznych podstawach. Do- 29 tychczas po prostu jeszcze za mało wiemy o wzroście, aby go móc dobrze określić. Jego znaczenie można raczej wskazać niż określić. częściowo przez wskazanie pozytywne, częściowo przez negatywne przeciwstawienie, to znaczy, wskazanie czym nie jest. Na przykład, nie jest on tym samym co rów- nowaga, homeostaza, zmniejszenie napięcia itd. Konieczność tego pojęcia powstała u jego rzeczników po części z racji niezadowolenia (pewne nowo poznane zjawiska po prostu nie dawały się ująć istniejącymi te- oriami), po części zaś z zapotrzebowania na teorie i kon- cepcje lepiej służące nowym systemom wartości humani- stycznych, które powstały z przełamania starszych sy- stemów wartości. Natomiast niniejsza praca opiera się głównie na bez- pośrednich badaniach osobników psychologicznie zdro- wych. Podjęta bna została nie tylko z powodu wewnętrz- nego, osobistego zainteresowania autora, lecz ma rów- nież na celu wzmocnienie podstaw teorii terapii, pato- logii, a stąd i wartości. Odnoszę wrażenie, że prawdziwe cele edukacji, wychowania rodzinnego, psychoterapii, sa- morozwoju można odkrywać stosując tylko takie bezpo- średnie ujęcia. Końcowy produkt wzrostu może nas wie- le nauczyć o samych procesach wzrostu. W poprzedniej książce (97) przekazałem naukę płynącą z tych badań i ponadto w bardzo swobodnej teoretycznej refleksji pod- jąłem temat różnych możliwych następstw dla psycho- logii ogólnej, wynikających z tego rodzaju bezpośrednich badań nad raczej dobrymi niż złymi ludźmi, nad raczę] zdrowymi niż chorymi, zarówno nad tym, co pozytywne, jak nad tym, co negatywne. (Muszę tu ostrzec czytel- ników, że nie można uważać otrzymanych danych za pew- ne, zanim jeszcze ktoś inny nie powtórzy takich badań. W tego rodzaju pracy badawczej możliwość projekcji jest bardzo realna i oczywiście nie do wykrycia przez same- go badacza.) Pragnę omówić obecnie niektóre zaobserwo- wane przeze ninie roznieś istniejące między umotywowa- nym życiem ludzi zdrowych a życiem innych ludzi, to znaczy między ludźmi, dla których motywacją jest po- trzeba wzrostu, w przeciwstawieniu do ludzi kierujących się potrzebami podstawowymi. Jeśli chodzi o sytuację motywacyjną, to ludzie zdrowi zaspokoili dostatecznie swe podstawowe potrzeby bezpie- 30 pry- :*-;. narzueeniei& czeństwa, przynależności, miłości, szacunku i godności własnej, tak że motywację dla nich stanowi przede wszystkim dążenia do samoaktualizacji (określonej jako ciągła aktualizacja możliwości, zdolności i talentów, ja- ko wypełnienie misji albo wezwania, losu, przeznaczenia czy powołania, jako pełniejsze rozpoznanie i akceptacja własnej wewnętrznej natury, jako ustawiczne dążenie ku jedności, integracji czy harmonii wewnętrznej). Od tej ogólnikowej definicji lepsza jest definicja opi- sowa i funkcjonalna, którą podałem we wspomnianej już książce (97). Definiuję tam ludzi zdrowych opisując ich cechy zaobserwowane klinicznie; ............ Tymi cechami są: 1. Wyższa percepcja rzeczywistości. 2. Większa akceptacja siebie, innych i natury. K 3. Większa spontaniczność. ".;; 4. Większa koncentracja nad problemami. r 5. Większy stopień oderwania się i pragnienie watności. 6. Większa niezależność i opór przed wzorca kultury. 7. Większa świeżość oceny i bogactwo reakcji ciowej. '.', 8. Większa częstotliwość doświadczeń szczytowych. "", D. Większy stopień utożsamienia się z rodzajem ludz- kim. 10. Zmienirne (klinicyści powiedzieliby „ulepszone") stosunki interpersonalne. 11. Bardziej demokratyczny charakter. | 12. Znacznie zwiększona zdolność twórcza. 13. Pewne zmiany w systemie wartości. W książce tej opisuję ponadto ograniczenia definicji wynikające z nieuniknionych błędów w wyborze i z trud- ności w zbieraniu danych. Jednym z większych manka- mentów dotychczas przedstawionej koncepcji jest zbyt statyczny charakter. Samoaktualizacja, ponieważ bada- łem ją głównie u ludzi starszych, łatwo sprawia wrażenie ostatecznego czy końcowego stanu rzeczy, a więc raczej odległego celu, niż dynamicznego procesu, aktywnego w ciągu całego życia, raczej Bytu niż Stawania się. Jeśli określimy wzrost jako ciąg różnych procesów pro- wadzących jednostkę do ostatecznej samoaktualizacji, to V 31 ta definicja będzie lepiej odpowiadała zaobserwowanemu faktowi, że ten wzrost trwa cały czas w historii życia ludzkiego. Taka definicja odrzuca również inną etapową, typu wszystko-albo-nic, skokową koncepcję umoty- wowanego rozwijania się ku samoaktualizacji, w którym podstawowe potrzeby są całkowicie zaspokajane, jedna po drugiej, zanim w świadomości wyłoni się następna wyższa potrzeba. Wzrost ukazuje się tutaj nie tylko jako progresywne zaspokajanie podstawowych potrzeb aż do momentu ich „zniknięcia", lecz również w formie specy- ficznych motywacji do wzrastania poza i ponad owe pod- stawowe potrzeby, jak na przykład talenty, zdolności, dą- żenia twórcze, możliwości wrodzone. Pomaga to nam zro- zumieć, że potrzeby podstawowe i samoaktualizacja nie są wzajemnie sprzeczne, podobnie jak dzieciństwo i doj- rzałość. Jedno przechodzi w drugie i jest niezbędnym wa- runkiem uprzednim tego drugiego. Będące tu przedmiotem badań zróżnicowanie między tymi potrzebami wzrostu a potrzebami podstawowymi jest następstwem klinicznej obserwacji różnic jakościo- wych między umotywowanym życiem osób samoaktuali- zujących się a innymi ludźmi. Te niżej podane różnice są dość trafnie, choć nie najlepiej nazwane potrzebami wy- nikającymi z braku i potrzebami wynikającymi ze wzro- stu. Nie wszystkie potrzeby fizjologiczne są niedoborem, na przykład seks, eliminacja, sen i spoczynek. W każdym razie osoba przeżywa inaczej, pod wielu względami, swe życie psychologiczne, kiedy jest ukie- runkowana na zaspokojenie potrzeby wynikającej z bra- ków, a inaczej kiedy kieruje nią potrzeba wzrostu lub „metamotywacja", względnie motywacja wzrostu lub sa- moaktualizacja. Wyjaśniają to niżej podane różnice. 1. Postawa wobec impulsu: odrzucenie impulsu i akceptacja impulsu W praktyce wszystkie historyczne i współczesne teorie motywacji zgodnie uważają potrzeby, popędy i stany mo- tywacji na ogół za dokuczliwe, irytujące, nieprzyjemne i niepożądane, za coś, czego się trzeba pozbyć. Sposoby na zmniejszenie tych przykrości — to umotywowane po- stępowanie, poszukiwanie celu, reakcje uzupełniające. Ta- kie ujęcie przeważnie przyjmuje się w szeroko stosowa- 32 nych opisach motywacji, jak redukcja potrzeby, redukcja napięcia, redukcja popędu i redukcja niepokoju. Ujęcie to jest zrozumiałe w psychologii zwierząt i w behawioryzmie mocno opartym na doświadczeniach ze zwierzętami. Możliwe, że zwierzęta mają tylko potrze- by wynikające z braku. Czy się to sprawdzi czy nie, w każdym razie traktowaliśmy zwierzęta tak, jakby to była prawda, ze względu na obiektywność. Obiektem docelowym musi być coś na zewnątrz organizmu zwie- rzęcia, aby się dało zmierzyć wysiłek zwierzęcia wydat- kowany na osiągnięcie tego celu. Jest rzeczą zrozumiałą, że psychologia freudowska po- winna także w odniesieniu do motywacji wychodzić z te- go samego założenia, iż impulsy są niebezpieczne i po- winny być zwalczane. Wszak cała ta teoria bazuje na doświadczeniach z ludźmi chorymi, ludźmi, którzy de fac- to cierpią z powodu złych doznań związanych ze swymi potrzebami, ich zaspokajaniem i frustracjami. Nic dziw- nego, iż tacy ludzie obawiają się, a nawet czują wstręt do własnych impulsów, które sprawiają im tak wiele kło- potów, z którymi nie umieją sobie poradzić, i że zazwy- czaj próbują uporać się z nimi przez ich wyparcie. Taka degradacja pragnienia i potrzeby była stałym te- matem w dziejach filozofii, teologii i psychologii. Stoicy, większość hedonistów, prawie wszyscy teologowie, wielu filozofów z zakresu polityki i większość teoretyków eko- nomii byli zgodni co do faktu, że dobro, szczęście czy przyjemność jest w swej istocie następstwem poprawy owego nieprzyjemnego stanu chcenia, pragnienia i po- trzeby. Wyrażając się zwięźle, wszyscy ci ludzie uważają, iż pragnienie lub impuls jest utrapieniem, a nawet groźbą, przeto na ogół usiłują ich się pozbyć, zaprzeczyć im lub ich uniknąć. Twierdzenie to jest czasami dokładnym opisem stanu rzeczy. Potrzeby fizjologiczne, potrzeba bezpieczeństwa, miłości czy informacji często stanowią prawdziwe utra- pienie dla wielu ludzi, wprowadzają zamęt psychiczny i stwarzają problemy zwłaszcza dla osób, którym się nie udało ich zaspokoić, i dla tych, które obecnie już nie mogą liczyć na ich zaspokojenie. Jednak nawet uwzględniając te braki cała sprawa wy- daje się zbyt przesadzona. Wszak można cieszyć się swy- 33 mi potrzebami, akceptować i aprobować je w swej świa- domości, jeśli a) dotychczasowe doświadczenia w związku z nimi były korzystne, i b) jeśli można liczyć na bie- żące i przyszłe zaspokojenie. Na przykład, jeśli komuś jedzenie sprawia przyjemność i jeśli dobre jedzenie jest dlań teraz dostępne, uświadomienie sobie, że się ma ape- tyt, jest czymś pożądanym, a nie przerażającym. („Kło- pot z jedzeniem polega na tym, że zabija mój apetyt.") To samo można słusznie powiedzieć o pragnieniu, sen- ności, seksie, o potrzebie polegania na kimś i potrzebie miłości. Jednak o wiele mocniejsze ataki na teorię „po- trzeby jako utrapienia" powstają ostatnio dzięki uświa- damianiu sobie motywacji rozwoju (samoaktualizacji) i zainteresowaniu się nią. Nie sposób wyliczyć tej mnogości specyficznych moty- wów występujących pod ogólną nazwą „samoaktualiza- cji", ponieważ każdy osobnik ma odmienne talenty, zdol- ności i możliwości. Pewne jednak cechy charakterystycz- ne są wspólne dla nich wszystkich. Jedną z nich jest to, że wymienione impulsy są pożądane, mile widziane oraz sprawiają radość i przyjemność, tak że osoba pragnie ich mieć raczej więcej niż mniej, i że jeśli nawet powodują napięcia, są to napięcia przyjemne. Twórca zwykle wita z radością swe twórcze impulsy, osoba utalentowa- na z przyjemnością korzysta ze swych talentów i rozwi- ja je. Mówienie w takich przypadkach o redukcji napięcia jest zwykłym nieporozumieniem, gdyż sugerowałoby to pozbycie się stanu przykrego, zaś te stany nie są przy- kre. 2. Różne skutki zaspokojenia r •. m Przyjęcie koncepcji, iż podstawowym celem organizmu jest pozbycie się dręczącej potrzeby, a tym samym usu- nięcie napięcia, osiągnięcie równowagi, stabilności, uspo- kojenia, stanu wypoczynku i braku cierpienia, prawie zawsze łączy się z negatywną postawą wobec potrzeby. 1 Popęd lub potrzeba popycha w kierunku swojego włas- nego wyeliminowania. Cały wysiłek skierowany jest tu- taj na ustanie, na pozbycie się siebie samych, na osiągnię- cie stanu niepragnienia. Doprowadzając je do ich logićz-* 34 nej ostateczności dochodzimy tu w końcu do freudow-. skiego instynktu śmierci. Angyal, Goldstein, G. Allport, C. Buhler, Schachtel i inni z powodzeniem krytykowali to stanowisko błędne- go koła. Jeśli umotywowane życie składa się głównie z obronnego usuwania irytujących napięć i jeśli jedynym produktem tej redukcji napięcia jest stan biernego ocze- kiwania na powstawanie nowych niepożądanych irytacji i na kolejną ich likwidację, to jak wobec tego może za- chodzić zmiana lub rozwój albo ruch czy kierowanie? Dlaczego ludzie się poprawiają? Nabierają rozumu? Co znaczy zapał do życia,? Charlotte Buhler (22) wykazała, że teoria homeostazy (równowagi) różni się od teorii spoczynku. Ta ostatnia mówi po prostu o usuwaniu napięcia, co sugeruje, że naj- lepsze jest napięcie zerowe. Homeostaza nie oznacza osiągnięcia poziomu zero, lecz stan optymalny, który mo- że niekiedy oznaczać zmniejszenie napięcia, a czasem — jego zwiększenie, na przykład ciśnienie krwi może być za niskie, lecz też i za wysokie. W każdym przypadku oczywisty jest brak stałego kie- runku w ciągu całego życia. W obu przypadkach wzrost osobowości, większy zasób mądrości, samoaktualizacja, umocnienie charakteru i zaplanowanie swego życia nie są i nie mogą być wyjaśnione. Trzeba by się odwołać do jakiegoś długotrwałego wektora, czy kierunkowej ten- dencji, aby zrozumieć, że trwający całe życie rozwój ma jakiś sens (72). Tę teorię należy uznać za niewystarczającą dla opisu nawet samej motywacji wynikającej z braku. Nie u- względnia ona dynamicznej reguły, która łączy i wiąże wzajemnie wszystkie poszczególne epizody motywacyj- ne. Różne podstawowe potrzeby są powiązane ze sobą w układ hierarchiczny w taki sposób, że zaspokojenie jed- nej z nich i wynikające stąd usunięcie jej z pierwszego planu powoduje nie stan spoczynku czy stoicką apatię, lecz raczej pojawienie się w świadomości nowej, „wyż- szej" potrzeby; pożądanie i pragnienie trwa nadal, ale już na „wyższym" poziomie. Tak więc teoria osiągania stanu spoczynku nie sprawdza się nawet w odniesieniu do motywacji braku. Natomiast okazuje się, że przy badaniu osób kierują- cych się głównie motywacją wzrostu, teoria motywacji osiągania spoczynku jest zupełnie bezużyteczna. U takich osób zaspokojenie rodzi raczej zwiększoną niż zmniejszo- ną motywację, bardziej wzmożone, nie zaś zmniejszone podniecenie. Apetyty nasilają się i podnoszą swój poziom. Żywią się same sobą i zamiast chcieć coraz mniej dana osoba chce coraz więcej, na przykład w dziedzinie wy- kształcenia. Zamiast przejścia do stanu spoczynku osoba staje się bardziej aktywna. Zaspokojenie raczej zaostrza apetyt na rozwój niż go uśmierza. Rozwój sam w so- bie jest opłacalnym i pobudzającym procesem, na przy- kład spełnienie pragnień i ambicji takich, jak zostania dobrym lekarzem; nabycie podziwianych umiejętności, jak gra na skrzypcach czy bycie dobrym stolarzem; stałe po- głębianie rozumienia ludzi czy świata, czy siebie samego; rozwijanie twórczości na dowolnym polu, czy też to, co najważniejsze, po prostu ambicja bycia dobrą istotą ludzką. Wertheimer (172) już dawno podkreślił inny aspekt te- go samego rozróżnienia twierdząc, co się wydawało pa- radoksem, że faktyczna aktywność przejawiana w poszu- kiwaniu celu zajmowała mniej niż dziesięć procent jego czasu. Aktywnością można się cieszyć albo wewnętrznie, ze względu na nią samą, albo też może mieć ona war- tość i znaczenie tylko jako środek do zdobycia pożąda- nego zaspokojenia. W tym ostatnim przypadku traci ona swoją wartość i nie jest czymś przyjemnym, o ile nie przyniesie oczekiwanego rezultatu czy powodzenia. Częś- ciej po prostu aktywność wcale nie cieszy, a cie- szy tylko cel. Ta postawa przypomina postawę życiową, która ceni życie nie tyle ze względu na nie samo, ile dla- tego, że po nim idzie się do nieba. To uogólnienie opiera się na obserwacji, iż ludzie samoaktualizujący się znaj- dują przyjemność w życiu w ogóle i praktycznie we wszystkich jego przejawach, podczas gdy większość in- nych ludzi cieszą tylko sporadyczne chwile triumfu, osią- gnięć bądź kulminacji czy doświadczenia szczytowe. r To wrodzone ludziom cenienie sobie życia pochodzi częściowo z przyjemności tkwiącej w rozwijaniu się i by- ciu rozwiniętym. Ale pochodzi także ze zdolności łudzi zdrowych do przekształcania aktywności jako środka w doświadczenie celu, tak że nawet instrumentalna aktyw- ność dostarcza przyjemności, jak gdyby była aktywnością- -celem. (97). Motywacja rozwoju może mieć charakter długofalowy; aby zostać dobrym psychologiem czy arty- sta, trzeba poświęcić na to prawie całe życie. Wszystkie teorie równowagi, homeostazy lub spoczynku zajmują się jedynie krótkimi epizodami, nie powiązanymi ze so- bą. Zwłaszcza podkreśla to Allport, który wykazuje, iż planowanie i wybieganie w przyszłość stanowią central- ne tworzywo zdrowej ludzkiej natury. Zgadza się on (2), że „motywacja wynikająca z braku wymaga rzeczywiście zmniejszenia napięcia i przywrócenia równowagi. Nato- miast motywacja wzrostu utrzymuje napięcie ze wzglę- du na odległe i często nieosiągalne cele. One właśnie od- różniają stawanie się ludzkie od animalnego i stawanie się dziecka od stawania się osoby dorosłej". 3. Kliniczne i osobowościowe skutki zaspokojenia Zaspokojenie potrzeby wynikającej z braku i zaspoko- jenie potrzeby wzrostu wywierają zróżnicowany subiek- tywny i obiektywny wpływ na osobowość. Jeżeli wolno mi ująć to, czego szukam tu po omacku, w formie ogól- nej, to powiem, że zaspokajanie braków zapobiega cho" robom; zaspokajanie wzrostu zapewnia pełne zdrowie. Muszę przyznać, iż na razie będzie to trudno zweryfiko- wać badaniami. A jednak istnieje rzeczywista kliniczna różnica między odpieraniem groźby czy ataku a po- zytywnym odniesieniem triumfu i osiągnięciem, między własną ochroną, obroną i własnym zabezpieczeniem a się- ganiem po spełnienie, po podnietę i rozwój. Usiłowałem wyrazić to w postaci kontrastu między pełnym życiem a przygotowaniem do pełnego życia, między wzrastaniem a pełnią wzrostu. Innym przeciwstawieniem, którym się posłużyłem (94, rozdz. 10), jest różnica między mechanizmami obronnymi (pozbycie się bólu) a mecha- nizmami walki (aby odnieść sukces i przezwyciężyć trud- ności). 4. Różne rodzaje przyjemności Erich Fromm (50) wniósł interesujący i ważki przyczy- nek do odróżnienia przyjemności wyższego rzędu od przy- jemności niższego rzędu, czym się zajmowało wielu ba- daczy przed nim. Jest to niezbędna konieczność dla upo- rania się z subiektywną względnością etyczną i jest to wstępny warunek naukowej teorii wartości. 37 Odróżnia on przyjemność zaspokojenia braku od przy- jemności powstałej z dostatku, „niższą" przyjemność za- spokojenia potrzeby od „wyższej" przyjemności produ- kowania, tworzenia i pogłębienia wiedzy. Nasycenie, od- prężenie i zanik napięcia odczuwane po zaspokojeniu bra- ku można w najlepszym razie określić jako „ulgę" w przeciwieństwie do Funktions-lust, do ekstazy i radości, jakie odczuwamy działając sprawnie, doskonale i wydo- bywając z siebie maksimum mocy, na tak zwanych peł- nych obrotach (zob. rozdz. 6). „Ulga", uzależniona w tak silnym stopniu od czegoś, co znika, sama też łatwo ginie. Musi przeto być mniej stabilna i trwała niż przyjemność towarzysząca wzrosto- wi, która może trwać w nieskończoność. 5. Stany osiągalnego (epizodycznego) i nieosiągalnego celu Zaspokajanie potrzeby wynikającej z braku ma ten- dencję do osiągania stanu epizodycznego i szczytowego. Tutaj najczęstszym schematem jest początkowy stan po- budzenia i motywacji, wprawiający w ruch umotywowa- ne zachowanie, które zmierza do osiągnięcia stanu-celu, który z kolei przy stopniowo i stale rosnącym pragnieniu i podnieceniu osiąga ostatecznie szczyt w momencie suk- cesu i spełnienia. Od tego punktu szczytowego krzywe pragnienia, podniecenia i p^yjemności opadają raptow- nie do poziomu spokojnego zwolnienia natężenia i bra- ku motywacji. Ten schemat, aczkolwiek nie ma uniwersalnego zasto- sowania, kontrastuje jednak nader wyraźnie z sytuacją, kiedy motywacją jest wzrost. Jego cechą charaktery- styczną bowiem jest brak punktu szczytowego, czyli speł- nienia, nie ma momentu orgazmu, stanu końcowego, a nawet nie ma celu dającego się ująć jako szczytowy. Przeciwnie, wzrost to ustawiczny, mniej więcej stabilny rozwój w górę lub do przodu. Im więcej się osiąga, tym więcej się chce, toteż tego rodzaju pragnienie nie ma końca i nigdy nie można go osiągnąć bądź zaspokoić. Z tego właśnie powodu praktykowane zazwyczaj od- dzielanie od siebie pobudzenia, postępowania nastawio- nego na poszukiwanie celu, przedmiotu celu i towarzy- 38 szących temu efektów całkowicie zawodzi. Samo zacho- wanie jest celem i nie jest możliwe odróżnienie celu wzrostu od pobudzenia do wzrostu. Są one tym samym. 6. Cele obejmujące cały rodzaj ludzki i cele indywidualne Potrzeby wynikające z braku są odczuwane przez wszystkich osobników rodzaju ludzkiego, a w pewnym stopniu również przez inne gatunki. Samoaktualizacja ma charakter indywidualny, gdyż każda osoba jest różna. Braki, to znaczy wymogi danego gatunku muszą być zwykle stosunkowo dobrze zaspokajane, aby się mogła w pełni rozwinąć prawdziwa indywidualność. Tak jak wszystkie drzewa wymagają od swego środo- wiska słońca, wody i pokarmu, tak samo wszyscy ludzie potrzebują poczucia bezpieczeństwa, miłości i uznania od swego otoczenia. Jednak w obu tych przypadkach od tego właśnie momentu może się zacząć faktyczny rozwój indywidualności, gdyż po zaspokojeniu tych podstawo- wych gatunkowych potrzeb każde drzewo i każda osoba rozwija się dalej według własnego niepowtarzalnego sty- lu, posługując się tymi potrzebami dla swych własnych prywatnych celów. W nader znaczącym sensie rozwój sta- je się wtedy bardziej zdeterminowany od wewnątrz niż z zewnątrz. 7. Zależność i niezależność od środowiska Potrzebę bezpieczeństwa, przynależności, miłości i sza- cunku mogą w nas zaspokoić tylko inni, a więc czynni- ki zewnętrzne. Oznacza to naszą dużą zależność od oto- czenia. O osobie znajdującej się w takim stanie zależnoś- ci nie można powiedzieć, iż rządzi sama sobą czy że kie- ruje swym losem. Musi czuć się w pewnym stopniu zobowiązana wobec źródeł zaspokajania swych potrzeb. Rządzą nią ich życzenia, kaprysy, zasady i prawa, które musi uwzględniać, aby nie narazić się na utratę źródeł zaspokojenia. Musi być do pewnego stopnia „nastawio- na na innych" i musi być uczulona na aprobatę, przy- wiązanie i dobrą wolę innych ludzi. Inaczej mówiąc, ko- nieczna jest z jej strony adaptacja i przystosowanie, a więc plastyczność i reaktywność i umiejętność prze- 39 miany samej siebie stosownie do wymagań sytuacji zewnętrznej. Osoba jest zmienną zależną, otoczenie — stałą lub zmienną niezależną. Wobec tego jednostka kierowana motywacją braku mu- si się bardziej obawiać otoczenia, bowiem zawsze istnie- je możliwość, iż ono ją zawiedzie lub rozczaruje. Obec- nie wiemy, że ten rodzaj pełnej niepokoju zależności rodzi także wrogość. To wszystko w mniejszym lub więk- szym stopniu potęguje brak wolności, zależnie od szczę- ścia lub nieszczęścia danej osoby. Natomiast osoba samoaktualizująca się, z definicji za- spokojona w swych podstawowych potrzebach, jest o wie- le mniej zależna i zobowiązana, o wiele bardziej autono- miczna i kierująca sama sobą. Osoby kierowane moty- wacją wzrostu dalekie są od potrzebowania innych ludzi, którzy mogą nawet stanowić dla nich przeszkodę. Jak już zaznaczałem (97) mają one upodobanie do samotności, odosobnienia i skłonność do medytacji (zob. rozdz. 13). Tacy ludzie są o wiele bardziej samowystarczalni i zam- knięci w sobie. Rządzące nimi czynniki determinujące są raczej wewnętrzne niż społeczne lub środowiskowe. Są to prawa ich własnej, wewnętrznej natury, ich możliwości i zdolności, ich talentów, drzemiących w nich zasobów, impulsów twórczych, potrzeby poznania samych siebie i stawania się coraz bardziej zintegrowanymi i zjednoczo- nymi, coraz pełniej świadomymi tego, czym faktycznie są, do czego rzeczywiście dążą, jakie ma być ich powołanie, zawód lub los. Skoro mniej zależą od innych osób, są w stosunku do nich mniej ambiwalentni, mniej niespokojni, a przeto mniej wrodzy, mniej potrzebujący ich pochwały i uczu- cia. Mniej zabiegają o zaszczyty, uznanie i nagrody. Autonomia czy raczej względna niezależność od oto- czenia oznacza też względną niezależność od niesprzyja- jących okoliczności zewnętrznych, takich jak nieszczęścia, ciosy, tragedie, napięcia i straty. Jak podkreślał Ailport koncepcja istoty ludzkiej jako zasadniczo reaktywnej, można powiedzieć, jako człowieka S-R, którego aktyw- ność zależy od bodźców zewnętrznych, staje się całkiem absurdalna i jest nie do utrzymania w odniesieniu do samoaktualizujących się ludzi. Źródła ich czynów są bardziej wewnętrzne niż reaktywne. Ta względna niezależność od świata zewnętrznego, jego wymagań i na- 40 cisków nie oznacza oczywiście braku powiązania z nim czy nierespektowania jego żądań. Znaczy to jedynie, że w tych kontaktach chęci i zamiary osoby samoaktualizu- jącej się są determinantami ważniejszymi niż nacisld oto- czenia. Nazwałem to wolnością psychologiczną w przeci- wieństwie do wolności geograficznej. Stwierdzony przez Allporta wyraźny kontrast (2) mię- dzy „oportunistycznym" a „specyficznym" określeniem zachowania się ściśle odpowiada naszej opozycji między zewnętrznie zdeterminowanym a wewnętrznie zdetermi- nowanym. Przywodzi to również na myśl panującą wśród teoretyków-biologów zgodę na uznanie rosnącej auto- nomii i niezależności od bodźców otoczenia za jedyne cechy charakterystyczne pełnej indywidualności, praw- dziwej wolności, całości procesu ewolucyjnego (156). 8. Interesowne i bezinteresowne stosunki międzyosobowe W zasadzie człowiek motywowany brakiem jest o wie- le bardziej uzależniony od innych ludzi niż człowiek głównie motywowany wzrostem. Ten pierwszy jest bar- dziej „interesowny", bardziej potrzebujący, bardziej przywiązany i pragnący. To uzależnienie zabarwia i ogranicza stosunki między- osobowe. Ocenianie ludzi głównie jako zaspokajających potrzeby czy jako źródła zaopatrzenia jest aktem abstrak- cyjnym. Patrzy się na nich nie jako na całości, jako na skomplikowane, niepowtarzalne jednostki, lecz tylko z punktu widzenia ich przydatności. To, co w nich nie od- nosi się do potrzeb obserwatora, jest przez niego albo całkiem pomijane, albo nudzi go, irytuje bądź zagraża. Można w tym widzieć odpowiednik naszego stosunku do krów, koni i owiec, jak również do kelnerów, taksówka- rzy, tragarzy, policjantów i innych osób, którymi się posługujemy. Całkowicie bezinteresowna, wolna od pragnień, obiek- tywna i holistyczna percepcja innej istoty staje się mo- żliwa tylko wtedy, kiedy niczego od niej nie potrzebu- jemy i kiedy "jej nie potrzebujemy. Idiograficzna, este- tyczna percepcja całej osoby jest o wiele bardziej do- stępna dla osób samoaktualizujących się (albo w okre- sach samoaktualizacji), a poza tym — uznanie, podziw 4) i miłość mniej się opierają na wdzięczności za użytecz- ność, bardziej natomiast na obiektywnych, wewnętrz- nych cechach obserwowanej osoby. Podziwia się ją ra- czej za cechy obiektywnie godne podziwu niż dlatego, że nam pochlebia lub nas chwali. Kocha się ją, gdyż jest godna miłości, a nie za to, że oferuje miłość. Omówię to dalej jako miłość nie potrzebującą, na przykład zwią- zaną z osobą Abrahama Lincolna. Jedną z cech wzajemnych relacji, które są „interesow- ne" i które zaspokajają potrzebę stosunków z innymi osobami jest to, że przeważnie owe zaspokajające po- trzebę osoby można zastąpić innymi. Jeśli na przykład dorastająca dziewczyna potrzebuje admiracji jako takiej, stanowi dla niej małą różnicę, kto ją admiruje; każdy, kto ją podziwia, jest równie dobry jak inny. Podobnie jest z dawcą miłości lub gwarantem bezpieczeństwa. Bezinteresowna, nie licząca na nagrodę, bezużyteczna ,4. i pozbawiona pragnień percepcja innego jako niepowta- rzalnego i niezależnego, jako celu samego w sobie — in- nymi słowy raczej jako osoby niż narzędzia — jest tym trudniejsza, im większy głód zaspokojenia braku odczu- wa osoba postrzegająca. Psychologia międzyosobowa „wy- sokiego lotu", to znaczy zrozumienie najwyższego roz- woju stosunków między ludźmi nie może się opierać na teorii motywacji wynikającej z braku. •9. Koncentracja na ego i transcendencja ego Próbując opisać złożoną postawę wobec jaźni, czyli ego osoby ukierunkowanej na wzrost i samoaktualizują- cej się, napotykamy trudny paradoks. Jest to taka właśnie osoba, w której siła ego jest u szczytu, która naj- /*" łatwiej zopomina o swoim ego albo je przekracza, która może być najbardziej skoncentrowana na problemach, najbardziej bezinteresowna, najbardziej spontaniczna w działaniu, najbardziej homonomiczna, że użyję określe- nia. Angyala (6). U takich osób zaabsorbowanie percep- cją, aktywnością, radością i tworzeniem może być bardzo głębokie, bardzo zintegrowane i bardzo czyste. Ta umiejętność koncentrowania się raczej na świecie niż na sobie samym, na własnym ego i na własnym zaspokojeniu staje się tym trudniejsza, im więcej dana osoba ma potrzeb wynikających z braku. Im bardziej 42 dana osoba jest motywowana wzrastaniem, tym lepiej może się koncentrować na problemach, i tym łatwiej może zapomnieć o samoświadomości, kiedy ma do czy- nienia ze światem obiektywnym. |:;; ' 10. Psychoterapia interpersonalna i psychologia interpersonalna Jedną z głównych cech charakterystycznych osób po- szukujących psychoterapii jest miniony lub aktualny brak zaspokojenia podstawowych potrzeb. Można rozpa- trywać newrozę jako chorobę wynikającą z braku. Wo- bec tego podstawowym celem kuracji jest dostarczenie tego, czego brakuje, lub też umożliwienie samemu pa- cjentowi uzupełnienia tego braku. Jeżeli to uzupełnienie przychodzi od innych ludzi, normalna terapia musi być międzyosobowa. Ten fakt nadmiernie uogólniono. To prawda, że osoby o zaspokojonych potrzebach wynikających z braku, oso- by, które są motywowane przede wszystkim wzrastaniem, bynajmniej nie są wolne od konfliktów, złego samopo- czucia, niepokoju i wewnętrznego chaosu. W takich chwi- lach i one są skłonne szukać pomocy i mogą się zwracać do terapii międzyosobowej. Jednak należy pamiętać, iż osoba z motywacją wzrostu często sama rozwiązuje swoje problemy i konflikty, zwracając się do wewnątrz w me- dytacji, to znaczy w autoanalizie, zamiast zwracać się o pomoc do kogoś innego. Z reguły wiele zadań samo- aktualizacji ma przeważnie charakter intrapersonalny, jak na przykład planowanie, odkrywanie własnej jaźni, wybór różnych możliwości rozwoju, kształtowanie poglą- du na życie. Teoria ulepszania osobowości musi uwzględniać samo- doskonalenie i wnikanie w siebie oraz kontemplację i me- dytację. Na dalszych etapach wzrostu jednostka jest za- sadniczo sama i może polegać tylko na sobie. Oswald Schwarz (151) nazwał to polepszanie stanu osoby już zdrowej — Dsychogogią. Jeżeli psychoterapia sprawi, że ludzie chorzy staną się nie-chorzy, i usunie symptomy, to psychogogia zaczyna w tym punkcie, w jakim terapia się skończy, i stara się, żeby ludzie nie-chorzy stali się zdrowi. Z zainteresowaniem przeczytałem u Rogersa (142), że dzięki skutecznej terapii podniósł się przeciętny 43 wynik u pacjentów, mierzony według Skali Dojrzałości Willoughby'ego, z dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu procent. Kto więc doprowadzi ten rezultat do siedemdzie- sięciu pięciu procent,? Lub do stu procent? I czy nie zachodzi potrzeba zastosowania nowych metod i technik, aby to osiągnąć? 11. Instrumentalne uczenie się i zmiana osobowości Tak zwana teoria uczenia się opiera się u nas prawie wyłącznie na motywacji wynikającej z braku z celami leżącymi zwykle na zewnątrz organizmu, to znaczy chodzi tu o uczenie się najlepszego sposobu zaspokojenia potrzeby. Między innymi dlatego nasza psychologia ucze- nia się jest ograniczoną sumą wiedzy, użyteczną wyłącz- nie na niewielkich obszarach życia, i stanowi przedmiot zainteresowania tylko innych „teoretyków uczenia się". Stanowi to słabą pomoc w rozwiązywaniu problemów wzrostu i samoaktualizacji. Tutaj o wiele mniej są po- trzebne techniki, dzięki którym można wielokrotnie czer- pać ze świata zewnętrznego zaspokojenie braków trak- towanych jako motywacje. Uczenie się asocjacyjne i ka- nalizacje ustępują tu raczej miejsca poznawaniu percep- cyjnemu (123), większej wnikliwości i większemu zrozu- mieniu, poznaniu siebie i ciągłemu rozwojowi osobowoś- ci, to znaczy wzmożonej synergii (współdziałaniu), inte- gracji i wewnętrznej spójności. Zmiana przestaje być głównie nabywaniem kolejnych nawyków czy skojarzeń, a staje się przede wszystkim totalną zmianą totalnej oso- by, to znaczy uzyskaniem raczej nowej osoby niż tej samej z pewnymi nawykami dodanymi jako nowe, ze- wnętrzne nabytki. Tego rodzaju uczenie się zmieniające charakter ozna- cza zmianę bardzo złożonego, wysoce zintegrowanego, holistycznego organizmu, co z kolei oznacza, że wiele wpływów nie dokona żadnej zmiany, gdyż takie wpływy będą coraz bardziej odrzucane w miarę jak dana osoba będzie stawała się coraz bardziej stabilna i autonomiczna. Najważniejsze związane z uczeniem się doświadczenia relacjonowane przez badane przeze mnie osoby były bar- dzo często pojedynczymi doświadczeniami życiowymi, jak tragedie, śmierć, urazy, nawrócenie i nagłe objawienie, które zmusiły daną osobę do zmiany postawy życiowej 44 i w rezultacie do zmiany całego postępowania. (Natural- nie tak zwane torowanie sobie drogi przez tragedię czy intuicję trwało dłuższy okres, ale i to nie było w głównej mierze kwestią uczenia się asocjacyjnego.) W tym zakresie, w jakim wzrost polega na pozbywaniu się zakazów i nakazów, żeby w rezultacie osoba mogła „być sobą", emitować — niejako promieniście — zacho- wanie zamiast je powtarzać, żeby mogła wyrażać swoją wewnętrzną naturę, w tym właśnie zakresie zachowanie osób samoaktualizujących się jest raczej nie wyuczone, wytworzone i wyzwolone niż nabyte, raczej ekspresyjne niż nastawione na walkę (97, s. 180). 7" 12. Percepcja motywowana brakiem i percepcja motywowana wzrostem Najważniejszą ze wszystkich różnic może się okazać to, że osoby, które zaspokoiły swoje potrzeby wynika- jące z braku, są bliższe królestwa Bytu (163). Psycholo- dzy nigdy dotąd nie mogli sobie rościć praw do tej bliżej .nieokreślonej dziedziny wiedzy filozofów, tej sfery wi- dzianej jak przez mgłę, ale niewątpliwie mającej swą podstawę w rzeczywistości. Obecnie jednak przez badanie osób samoaktualizujących się możemy obserwować róż- nego rodzaju podstawowe intuicje, dawno znane filozo- fom, lecz dla nas jeszcze nowe. Sądzę na przykład, że zrozumienie przez nas percepcji, a przeto i postrzeganego świata, znacznie się zmieni i poszerzy, jeśli starannie zbadamy różnicę między percep- c ją interesowną a „bezinteresowną", czyli pozbawioną pragnienia. Ponieważ ta ostatnia jest o wiele bardziej konkretna i mniej abstrakcyjna oraz selektywna, osoba nią się posługująca łatwiej widzi wewnętrzną naturę przedmiotu percepcji. Może też jednocześnie dostrzegać przeciwieństwa, dychotomie, biegunowość, sprzeczności i niezgodności (97, s. 232). Można by mniemać, że w ary- stotelesowym świecie żyli ludzie mniej rozwinięci, bo ich klasy i pojęcia mają ostro zaznaczone przedziały, wy- łączają się nawzajem i nie dają ze sobą pogodzić, na przykład męski — żeński, egoistyczny — nieegoistyczny, dorosły — dziecko, łagodny — okrutny, dobry — zły. W logice Arystotelesa A jest A, zaś wszystko inne jest nie-A i nigdy ta para się nie spotyka. Jednak osobom samoaktualizującym się znany jest fakt, że A i nie-A przenikają się nawzajem i stanowią jedno, że każda osoba jest równocześnie dobra i zła, męska i żeńska, dorosła i dziecko. Nie można umieścić całej osoby w jednym kontinuum, lecz jedynie jakiś wyabstrahowany aspekt danej osoby. Całości nie są porównywalne. Możemy nie zdawać sobie sprawy, kiedy my postę- pujemy pod wpływem potrzeby. Na pewno jednak uświa- damiamy sobie, kiedy my sami jesteśmy w ten sposób postrzegani, na przykład po prostu jako dawcy pieniędzy lub pożywienia, jako osoby zapewniające bezpieczeństwo, dające oparcie bądź jako anonimowi słudzy czy środki do jakiegoś celu. Nie lubimy, kiedy tak się dzieje. Chce- my, aby nas brano za nas samych, jako pełne i całościo- we jednostki. Nie lubimy, kiedy się nas bierze za uży- teczne obiekty lub narzędzia. Nie lubimy, by się nami „posługiwano". Ponieważ osoby samoaktualizujące się zwykle nie mu-' szą u nikogo szukać cech zaspokajających potrzeby ani widzieć w innej osobie narzędzia, przychodzi im o wiele łatwiej zająć wobec innych postawę nie oceniającą, nie osądzającą, nie interweniującą, nie potępiającą, bezinte- resowną, postawę „świadomości nie wybierającej" (85). To pozwala na o wiele jaśniejsze i bardziej wnikliwe postrzeganie i rozumienie prawdziwego stanu rzeczy. Sta- nowi to percepcję nieuwikłaną, niezaangażowaną i obiek- tywną, o jaką starają się chirurdzy i terapeuci i jaką samoaktualizujące się osoby osiągają bez żadnego wy- siłku. Zwłaszcza kiedy struktura obserwowanej osoby lub przedmiotu jest trudna, subtelna i nie oczywista, nader ważna jest ta różnica stylu percepcji. Szczególnie wtedy osoba postrzegająca musi mieć szacunek dla natury obiek- tu. Percepcja musi być w tym przypadku łagodna, deli- katna, nie narzucająca się, nie wymagająca, zdolna do biernego dostosowania się do natury rzeczy, tak jak wo- da łagodnie wypełniająca szczeliny i pęknięcia. Nie wolno jej stać się percepcją motywowaną potrzebą, która kształtuje rzeczy w sposób krzykliwy, tyranizujący, wykorzystujący i celowy, na wzór rzeźnika rąbiącego na kawałki sztukę zabitego zwierzęcia. Najlepszą drogą do poznania wewnętrznej natury świa- ta jest być bardziej receptywnym niż aktywnym, w mo- AR żliwie największym stopniu zdeterminowanym przez we- wnętrzną organizację rzeczy postrzeganej, a w możliwie najmniejszym przez naturę postrzegającego. Ten rodzaj oderwanej, taoistycznej, biernej, nie ingerującej świado- mości wszystkich równocześnie istniejących aspektów konkretu, ma wiele wspólnego z niektórymi opisami do- świadczenia estetycznego i doświadczenia mistycznego. Napięcie jest takie samo. Czy widzimy rzeczywisty, kon- kretny świat, czy też swój własny system rubryk, mo- tywów, oczekiwań i abstrakcji, które sami przenieśliśmy na świat realny? Czyli, ujmując to bardzo lapidarnie,, widzimy czy też jesteśmy ślepi? MIŁOŚĆ POTRZEBUJĄCA I MIŁOŚĆ NIE POTRZEBUJĄCA Potrzeba miłości według zwykłego ujęcia na przykład przez Bowlby'ego (17), Spitza (159) i Levy'ego (91) jest potrzebą wynikającą z braku. Stanowi lukę, która musi być wypełniona, pustkę, do której ma wlać się miłość. Jeśli zachodzi brak tego uzdrawiającego czynnika, po- wstanie ostry stan patologiczny; jeśli jest on dostar- czony w odpowiednim czasie, w odpowiedniej ilości i we właściwej formie — uniknie się patologii. Przejściowe stany patologii i zdrowia następują po przejściowych sta- nach rozczarowania albo nasycenia. Jeżeli stan patolo- giczny nie jest zbyt ostry i jeżeli jest dość wcześnie wykryty, można go uleczyć terapią zastępczą. Można więc powiedzieć, że choroba ,,głodu miłości" w pewnych przy- padkach może być wyleczona przez uzupełnienie braku patologicznego. Głód miłości jest chorobą wynikającą z braku, podobnie jak głód soli lub awitaminoza. Osoba zdrowa, nie mająca tego braku, nie potrzebuje otrzymywać miłości oprócz jej stałej, małej, zabezpie- czającej dozy, a może nawet obyć się bez niej przez ja- kiś czas. Ale kiedy motywację stanowi jedynie zaspokoje- nie braków, a więc pozbywanie się potrzeb, wtedy poja- wia się sprzeczność. Zaspokojenie potrzeby powinno spo- wodować jej zniknięcie, co by znaczyło, że ludzie, któ- rych łączy związek zaspokajający ich potrzebę miłości, to właśnie ludzie, którzy powinni być mniej skłonni do dozowania i doznawania miłości! Jednak badanie kli- niczne ludzi zdrowych, których potrzeba miłości została zaspokojona, wykazują, że chociaż mają mniejszą potrze- 47 ba otrzymywania miłości, są w większym stopniu zdolni do je j dawania. W tym ujęciu są to ludzie bardziej kochający. Już samo to odkrycie odsłania ograniczenia zwykłej teorii motywacji (skoncentrowanej na potrzebie wynika- jącej z braku) i wskazuje na konieczność „teorii meta- motywacji" (lub motywacji wzrostu bądź teorii samoak- tualizacji; 260, 261). Już uprzednio w formie wprowadzenia (97) opisałem kontrastującą ze sobą dynamikę miłości-B (miłości do Bytu innej osoby, miłości nie potrzebującej, miłości nie- egoistycznej) i miłości-D (miłości z braku, potrzebującej miłości, miłości egoistycznej). Pragnę obecnie się posłu- żyć tymi dwiema przeciwstawnymi grupami ludzi dla poparcia przykładami i zilustrowania pewnych uogólnień przedstawionych wyżej. 1. Miłość-B jest chętnie przyjmowana przez świado- mość i sprawia wielką radość. Nie będąc zachłanna i ra- czej podziwiająca niż potrzebująca, nie sprawia żadnego kłopotu i niemal zawsze daje przyjemność. 2. Nigdy nie może być zaspokojona i można się nią cieszyć do końca. Zwykle raczej rośnie niż zanika. Daje radość wewnętrzną. Jest częściej celem niż środkiem. 3. Doświadczenie miłości-B opisuje się też jako jedno- znaczne z doświadczeniem estetycznym lub mistycznym i mające te same skutki. (Zob. rozdz. 6 i 7 o „doświad- czeniach szczytowych". Zob. też 104.) 4. Terapeutyczne i psychologiczne skutki doświadcze- nia miłości-B są bardzo głębokie i rozległe. Podobne są charakterologiczne skutki stosunkowo czystej miłości zdrowej matki do swego dziecka lub doskonałej miłości Boga opisanej przez niektórych mistyków. 5. Miłość-B jest, bez cienia wątpliwości, bogatszym, „wyższym" cenniejszym doświadczeniem subiektywnym niż miłość-D (której wszyscy kochający miłością-B uprzednio również doświadczyli). Ta wyższość jest też sygnalizowana przez inne, starsze i bardziej prze- ciętne badane przeze mnie osoby, z których wiele do- świadczą obu rodzajów miłości jednocześnie w różnych proporcjach. 6. Miłość-D może być zaspokojona. Pojęcie „zaspo- kojenia" daje się z trudem zastosować do miłości-podzi- wu dla innej osoby z tej racji, że zasługuje na podziw i na miłość. 7. W miłości-B dawka niepokoju i wrogości jest mini- malna. Dla wszystkich praktycznych ludzkich celów moż- na nawet uważać je za nieobecne. Może tam oczywiś- cie istnieć niepokój o drugą osobę. W miłości-D należy zawsze oczekiwać pewnej dozy niepokoju i wrogości. 8. Osoby kochające się miłością-B są bardziej od siebie niezależne, bardziej samodzielne, mniej zazdrosne czy za- grożone, mniej potrzebujące, bardziej indywidualne, bar- dziej bezinteresowne, lecz zarazem bardziej skore, by pomóc drugiej stronie w samoaktualizacji, bardziej dum- ne z tryumfów drugiej osoby, bardziej altruistyczne, szlachetne i oddane. 9. Miłość-B umożliwia najbardziej prawdziwą i wni- kliwą percepcję drugiej osoby. Jak już podkreślałem gdzie indziej, jest ona reakcją zarazem poznawczą, jak i emocjonalno-wolitywną. Jest to tak wyraźne i tak czę- sto uwierzytelniane przez późniejsze doświadczenia in- nych osób, że będąc daleki od przyjęcia banału, iż miłość zaślepia, jestem coraz bardziej skłonny przyjąć za słusz- ne jego przeciwieństwo, a mianowicie, że ten, kto nie kocha, jest ślepy. 10. Na zakończenie mogę powiedzieć, że miłość-B w głębokim, lecz sprawdzalnym sensie, stwarza partnera. Umożliwia mu poznanie samego siebie, samoakceptację, daje poczucie tego, że zasługuje na miłość — a wszystko razem umożliwia mu wzrost. Pozostaje pytanie, czy bez niej jest możliwy pełny rozwój jednostki ludzkiej. . 4. OBRONA I WZROST W rozdziale tym usiłuję nieco bardziej systematycznie ująć teorię wzrostu. Skoro już przyjęliśmy pojęcie wzro- 49 stu, powstaje wiele kwestii szczegółowych. Jak zachodzi wzrost? Dlaczego dzieci rosną albo nie? Skąd wiedzą, w jakim kierunku wzrastać? Jak schodzą na drogę pato- logii? Mimo wszystko, pojęcia samoaktualizacji, wzrostu i jaź- ni to wszystko abstrakcje wysokiego rzędu. Trzeba nam się zbliżyć do faktycznych procesów, do suchych danych, do konkretnych, życiowych wydarzeń. To są cele odległe. Zdrowo wzrastające niemowlęta i dzieci nie żyją dla celów odległych ani dla dalekiej przy- szłości; zbyt ich zajmuje zabawa i spontaniczne przeży- wanie obecnej chwili. One żyją, a nie przygoto- wują się do życia. Jak one potrafią po prostu być, spontanicznie, nie starając się wzrastać, chcąc tylko cieszyć się obecną aktywnością, a mimo to posuwając się do przodu krok za krokiem? To znaczy jak potrafią w ten sposób rosnąć zdrowo? Odkrywać swą właściwą jaźń? Jak można pogodzić fakty Bytu z faktami Stawa- nia się? W klasycznym przypadku wzrost nie jest wy- tyczonym na przyszłość celem ani nie jest samoaktuali- zacją, ani odkryciem własnej Jaźni. U dziecka to nie jest specjalne zamierzenie, tak się po prostu dzieje. Dziecko nie tyle szuka, ile znajduje. Prawa motywacji braku i prawa celowego wysiłku nie mają zastosowania, jeśli chodzi o wzrost, spontaniczność, twórczość. Niebezpieczeństwo czystej psychologii Istnienia * polega na jej tendencji do statyczności, niebrania pod uwagę ru- chu, kierunku i wzrostu. Jesteśmy skłonni do opisywania stanów Bytu i samoaktualizacji, jakby to były stany doskonałości nirwany. Gdy się ją raz osiągnie, już się ją ma, i wtedy się zdaje, że wszystko, co dalej można robić, to trwać w stanie pełnego zadowolenia z dosko- nałości. Odpowiedź, którą uważam za zadowalającą, jest pro- sta, mianowicie że wzrost zachodzi wtedy, kiedy następ- * Being-psychology, psychology of Being — tłumaczone jest zgodnie z terminologią aktualnie używaną w polskiej literaturze psychologicznej jako „psychologia istnienia", chociaż jak wynika z dalszych ustaleń Autora słowo „Being" wydaje się oznaczać pewien określony zespół wartości czy stan przekraczający zakres takich określeń jak istnienie, bycie, egzystencja itp. i bliższe jest filozoficznemu pojęciu „bytu" jako doskonałości, pełni (przyp. red.). .---- 50 nemu krokowi naprzód towarzyszy subiektywne uczucie większej przyjemności, większej radości, większego we- wnętrznego zadowolenia niż poprzednie zaspokojenie, z którym już się oswoiliśmy i które nas nawet znudziło; rn^ślę, że jedynym w ogóle kryterium poznania, co jest dla nas dobre, będzie subiektywne odczucie, że coś jest lepsze od każdej innej możliwości. Nowe doświadczenie weryfikuje się raczej samo niż za pośrednictwem ja- kiegokolwiek kryterium zewnętrznego. Jest ono samo- uzasadniające i samoweryfikujące się. Czynimy coś nie dlatego, że jest dla nas dobre lub że aprobują to psycholodzy albo że ktoś inny nam to doradza, albo że to nam przedłuży życie, albo że jest dobre dla rodzaju ludzkiego, albo że przyniesie zewnętrz- ne nagrody, albo że jest logiczne. Robimy to z takiej samej racji, z jakiej wybieramy ten, a nie inny deser. Już pisałem o tym jako o podstawowym mechanizmie zakochania się lub wyboru przyjaciela, to znaczy cało- wanie jednej osoby sprawia większą przyjemność niż ca- łowanie innej, zaś przyjaźń z a daje więcej osobistej są- tysfakcji niż przyjaźń z b. W ten sposób poznajemy, w czym jesteśmy dobrzy, co rzeczywiście lubimy lub czego nie lubimy, jakie są , nasze gusty, osądy i zdolności. Jednym słowem tą drogą odkrywamy własne Ja i odpowiadamy na zasadnicze py- tania: kim jestem, jaki jestem. Postępowanie i wybory określane są całkiem samo- rzutnie, od wewnątrz. Zdrowe niemowlę czy dziecko, po prostu Istnienie jako część swego Istnienia, jest swo- bodnie i spontanicznie dociekliwe, poszukujące, ciekawe i zainteresowane. Nawet jeżeli nie stawia sobie żadnego celu, nie wysila się, jest ekspresywne i spontaniczne, nie motywowane żadnym brakiem zwykłego rodzaju, nawet wtćdy dąży do wypróbowywania swych sił, do sięgania dalej, do bycia zaabsorbowanym, zainteresowanym, do za- bawy, do ciekawości i do manipulowania światem. Ba- danie, manipulowanie, doświadczanie, in- teresowanie się, wybieranie, cieszenie się i radowa- nie, wszystko to można uważać za atrybuty czystego Istnienia, które jednak mogą prowadzić do Stawania się, chociaż w sposób przypadkowy, niezamierzony, niezapla- nowany i nieprzewidziany. Spontaniczne i twórcze do- 51 świadczenie może zachodzić i zachodzi nieoczekiwanie, bez planów, przewidywań, zamierzenia czy celu.1 Dopiero gdy dziecko się nasyci i ogarnia je znudzenie, gotowe jest skierować się do innych, być może „wyż- szych" przyjemności. Powstają wtedy nieuniknione pytania. Co je hamuje? Co zapobiega wzrostowi? Na czym polega konflikt? Co stanowi alternatywę wzrostu? Dlaczego ten rozwój jest dla niektórych tak trudny i mozolny? Musimy tu sobie dokładnie uświadomić fiksacyjną i regresywną moc nie- zaspokojonych potrzeb wypływających z braku, przycią- ^ gającą siłę bezpieczeństwa i pewności, funkcję obrony i ochrony przed cierpieniem, strachem, utratą i zagroże- niem oraz potrzebę odwagi do wzrastania. Każda jednostka ludzka ma w sobie oba zespoły ^ czynników. Jeden zespół lgnie do bezpieczeństwa i po- stawy defensywnej powodowanej strachem, ma tendencję do cofania się i trzymania kurczowo przeszłości, boi się odejścia od prymitywnej łączności z łonem i z pier- sią matki, boi się ryzyka, boi się stracić to, co już ma, boi się niezależności, wolności i odrębności. Dru- gi zespół czynników popycha jednostkę do przodu, ku pełni Jaźni i jej niepowtarzalności, ku pełnemu funkcjo- nowaniu jej wszystkich uzdolnień, ku zaufaniu do świata zewnętrznego wraz z jednoczesną akceptacją swego naj- głębszego, rzeczywistego, nieświadomego Ja. 1 Wszystko to można ująć w schemat zupełnie prosty, a zarazem wiele mówiący zarówno w sensie heurystycz- nym, jak teoretycznym. Ten podstawowy dylemat czy konflikt między czynnikami obronnymi a dążeniami do wzrostu uważam za egzystencjalny, zakorzeniony w naj- głębszej naturze istoty ludzkiej teraz i zawsze w przy- szłości. Jeśli przedstawimy to na takim wykresie Bezpieczeństwo <----------- Osoba -----------> Wzrost 1 „Ale — paradoksalnie — doświadczenie artystyczne nie może być skutecznie użyte do tego bądź jakiegokolwiek innego celu. Musi to być czynność pozbawiona celu w naszym rozumie- niu »celu«. To może być jedynie doświadczenie w byciu — byciu ludzkim organizmem wykonującym to, co musi wykony- wać, co jest jego przywilejem — doświadczanie ży^cia głęboko i w pełni, zużywanie energii i stwarzanie piąkna •we własnym stylu — zaś wzmożona wrażliwość, integralność, skuteczność i do- bre samopoczucie są produktem ubocznym" (179, s. 213). to będziemy mogli łatwo sklasyfikować rozmaite mecha- nizmy wzrastania w prosty sposób jako: a. potęgowanie się wektorów wzrostu, na przykład wzrost staje się bardziej atrakcyjny i przyjemny, b. zmniejszanie się obawy wzrastania, c. osłabienie wektorów bezpieczeństwa, to jest obni- żenie ich atrakcyjności, d. zwiększanie się obawy przed stanem bezpieczeństwa, obronności, patologią i regresem. Można teraz dodać do naszego podstawowego schematu powyższe cztery zespoły wartości: Spotęgowanie niebezpieczeństwa Spotęgowanie atrakcyjności Bezpieczeństwo^.----------- Osoba -----------> Wzrastanie Zmniejszenie atrakcyjności Zmniejszenie niebezpieczeństwa Możemy więc uważać, że proces zdrowego wzrostu jest nigdy nie kończącym się ciągiem sytuacji wolnego wy- boru, wobec których jednostka staje w każdym momen- cie przez całe swoje życie, kiedy musi wybierać między przyjemnościami bezpieczeństwa a wzrastaniem, zależ- nością a niezależnością, regresem a postępem, niedojrza- łością a dojrzałością. Bezpieczeństwo zawiera zarówno niepokoje, jak radości, wzrost zawiera zarówno niepoko- je, jak radości. Posuwamy się do przodu, kiedy radość wzrostu i niepokoje bezpieczeństwa są większe niż nie- pokoje wzrostu i radości bezpieczeństwa. Jak dotąd, wszystko to brzmi jak truizm. Jednak nie dla psychologów, którzy przede wszystkim starają się być obiektywni, ogólni, behawiorystyczni. Trzeba było przeprowadzić wiele eksperymentów nad zwierzętami i następnie uzasadnić je teoretycznie, aby przekonać oso- by zajmujące się motywacją u zwierząt, iż muszą się od- woływać do tego, co Young (185) nazwał czynnikiem hedonistycznym, obok redukcji potrzeby, żeby wytłuma- czyć dotychczasowe wyniki eksperymentów dotyczących wolnego wyboru. Na przykład sacharyna nie jest bynaj- mniej środkiem redukującym potrzeby, a mimo to białe szczury wybiorą ją zamiast czystej wody. Jej (bezuży- teczny) smak musi tu mieć jakieś znaczenie. Ponadto zauważmy, że subiektywna radość z doświad- czenia jest czymś, co możemy pr^vt)isać każdemu 53 : *' organizmowi, na przykład występuje zarówno u niemo- wlęcia, jak u osoby dorosłej, u zwierzęcia, jak i u czło- wieka. Możliwość, jaka się tu otwiera przed teoretykiem, jest bardzo nęcąca. Może te wszystkie zawiłe koncepcje Jaźni, Wzrostu, Samorealizacji i Zdrowia Psychicznego, na- leżą do tego samego systemu wyjaśnienia z eksperymen- tami dotyczącymi apetytu u zwierząt, obserwacjami wol- nego wyboru przy karmieniu niemowląt i wyboru zajęć oraz z licznymi badaniami nad homeostazą (27). Oczywiście takie określenie „wzrostu-przez-radość" prowadzi do koniecznego postulatu, że to, co smakuje, jest również w sensie wzrostu „lepsze" dla nas. Opiera- my się na wierze, iż jeśli wolny wybór jest rzeczy- wiście wolny i jeśli wybierający nie jest ani zbyt chory, ani zbyt przestraszony, by dokonać wyboru, to częściej dokonuje mądrego wyboru w kierunku zdrowia i wzrostu. Postulat ten jest już poparty wielu doświadczeniami, ale głównie na zwierzętach, trzeba więc przeprowadzić więcej szczegółowych badań dotyczących wolnego wybo- ru u ludzi. Musimy znacznie więcej wiedzieć o przyczy- nach konstytucjonalnych i psychodynamicznych złego i bezsensownego wyboru. Jest jeszcze inny powód, dla którego mojej systema- tycznej naturze odpowiada ta koncepcja wzrostu-przez- -radość. Można ją bowiem ściśle powiązać z teorią dyna- miczną, ze wszystkimi teoriami dynamicznymi Freuda, Adlera, Junga, Schachtela, Horney, Frcmma, Burrowa, Reicha i Ranka jak również z teoriami Ko- gersa, Buhlera, Combsa, Angyala, Allporta, Goldsteina, Murraya, Moustakasa, Perlsa, Bugentala, Assagioli, Fran- kla, Jourarda, Maya, White'a i wielu, wielu innych. Mam zastrzeżenia do klasycznych freudystów za skłon- ność (w krańcowych przypadkach) do patologizowania wszystkiego i za niedostrzeganie w wystarczająco jasny sposób ludzkich możliwości ukierunkowanych na zdro- wie, i za patrzenie na wszystko przez ciemne okulary. Jednak i szkoła wzrostu (w jej krańcowym przypadku) również ma słabe punkty, bowiem jej zwolennicy są skłonni patrzeć przez zbyt różowe okulary i zazwyczaj prześlizgują się przez problemy patologii, słabości, nie- powodzenia wzrostu. Klasyczny freudyzm jest jak 54 teologia wyłącznie zła i grzechu, zaś szkoła wzrostu — jak teologia, w której nie ma w ogóle miejsca na zło, i dlatego jest równie niewłaściwa i nierealistyczna. Trzeba jeszcze osobno nadmienić o dodatkowym związ- ku między bezpieczeństwem a wzrostem. Jak wiadomo wzrost zwykle postępuje małymi krokami, przy czym każdy krok do przodu staje się możliwy dzięki poczuciu bezpieczeństwa; jest to niejako wypuszczanie się w nie- znane z bezpiecznego rodzimego portu, odważenie się na coś, gdy można się jeszcze wycofać. Możemy się tu po- służyć przykładem małego dziecka, które odrywa się od kolan matki i zaczyna poruszać się w nieznanym oto- czeniu. Jest charakterystyczne, że najpierw trzymając .się matki bada pokój oczami. Potem odważa się na mały wypad upewniając się stale czy może liczyć na bezpiecz- ną przystań u matki. Te wypady ogarniają coraz większy teren. Tym sposobem dziecko może badać groźny i nie- znany świat. Gdyby matka nagle znikła, wpadłoby w pa- nikę, przestałoby się interesować badaniem świata, chcia- łoby jedynie powrotu bezpieczeństwa, a nawet mogłoby stracić swe umiejętności, na przykład zamiast się odwa- żyć chodzić mogłoby pełzać. Sądzę, że śmiało można uogólnić ten przykład. Zapew- nione bezpieczeństwo pozwala na ujawnianie się i dosko- nalenie wyższych potrzeb i impulsów. Narażenie na szwank bezpieczeństwa oznacza regres do bardziej pier- wotnej postawy. Innymi słowy, jeśli mamy dokonać wy- boru między wyrzeczeniem się albo bezpieczeństwa, albo wzrostu, zwykle zwycięża bezpieczeństwo. Potrzeba bez- pieczeństwa przeważa nad potrzebą wzrostu. To oznacza rozszerzenie formuły podstawowej. Ogólnie biorąc tylko dziecko, które się czuje bezpiecznie, odważa się na zdro- wy wzrost. Muszą być zaspokojone jego potrzeby bez- pieczeństwa. Nie może być popychane do przodu, gdyż nie zaspokojone potrzeby bezpieczeństwa pozostaną w nim ukryte na zawsze, wciąż wołając o zaspokoje- nie. Im bardziej są zaspokojone potrzeby bezpieczeństwa, tym mniejszą mają wartość dla dziecka, tym mniej będą je przywoływać i zmniejszać jego odwagę. Dobrze, lecz jak poznamy, że dziecko czuje się już do- statecznie bezpieczne, aby się odważyć na nowy krok do przodu? Zasadniczo jedyną możliwością, by to stwier- dzić, jest jego wybór, innymi słowy, tylko ono mo- 55 że naprawdę uchwycić właściwy moment, kiedy siły wzy- wające do przodu przeważają nad siłami ciągnącymi do tyłu, a odwaga przewyższa obawę. Ostatecznie każda osoba, nawet dziecko, musi sama wybierać. Nikt zbyt często nie powinien za nią wybierać, bo już to samo ją osłabia, podrywa jej zaufanie do siebie i zakłóca jej zdolność do odczuwania własnej, we- wnętrznej przyjemności z tego doświadczenia, swych własnych impulsów, sądów i uczuć oraz do odróżnia- nia ich od wewnętrznych ocen innych osób.2 2 „Z chwilą, kiedy paczuszka znajdzie się w rękach dziecka, czuje ono, że może z nią robić, co zechce. Otwiera ją, zastanawia się, co to jest, poznaje dany przedmiot, wyraża radość lub roz- czarowanie, zwraca uwagę na układ zawartości, znajduje opis i wskazówki, wyczuwa dotykiem chłód stali, bada różnicę cięża- ru różnych części, ich liczbą i tak dalej. Robi to wszystko jeszcze przed próbą posłużenia się tym zestawem. Potem przychodzi wielka radość wykonania czegoś z tego zestawu, a może to po- legać po prostu na dopasowaniu jednej pojedynczej części do dru- giej. Tylko wtedy nabiera ono poczucia, że czegoś dokonało, że w ogóle może coś zrobić i że nie jest bezradne wobec tego okre- ślonego przedmiotu. Bez względu na to, jaki będzie ciąg dalszy, czy jego zainteresowanie doprowadzi do pełnego wykorzystania zestawu, a tym samym da mu poczucie możliwości dalszych coraz większych dokonań, czy też odłoży go na bok, znaczenie ma jego początkowy kontakt z kompletem montażowym. Wyniki aktywnego doświadczenia można w przybliżeniu ująć następująco. Zachodzi fizyczne, emocjonalne i umysłowe zaanga- żowanie własnej osoby; rozpoznanie i dalsze badanie własnych możliwości; zapoczątkowanie aktywności czy twórczości; odkry- cie własnego tempa i rytmu i podjęcie zadania adekwatnego do własnych możliwości w danym okresie, co może zapobiec podję- ciu się zbyt trudnego zadania; nabywanie wprawy, którą można zastosować w innych przedsięwzięciach; i sposobność, żeby za każdym razem, kiedy bierze się w czymś choćby najmniejszy, lecz aktywny udział, coraz lepiej poznawać swoje własne zainte- resowania. Powyżej opisaną sytuację można przeciwstawić innej, kiedy osoba przynosząca do domu zabawkę montażową mówi dziecku: »Oto zestaw do budowania, zaraz ci ten karton otworzę«. Rozpa- kowuje go, a potem pokazuje wszystkie przedmioty w nim się znajdujące, a więc książeczkę z objaśnieniami oraz różne części itd. i — jako szczyt wszystkiego — zabiera się sama do budowa- nia jednego z bardziej skomplikowanych modeli, powiedzmy, pod- nośnika. Dziecko może nawet bardzo się interesować tym wszyst- kim, co mu się pokazuje i co się robi, lecz skoncentrujmy się na jednym aspekcie tego, co faktycznie zaszło. Dziecko nie ma sposobności, aby ustosunkować się do zabawki ani fizycznie, ani umysłowo czy uczuciowo, nie ma okazji zmierzyć się z czymś, co jest dla niego nowe, odkryć, do czego jest zdolne, lub zdo- Jeśli tak się to przedstawia, jeśli samo dziecko musi ostatecznie dokonywać wyboru, który decyduje o jego rozwoju, i skoro tylko jemu może być znane jego su- biektywne doświadczenie radości, to jak pogodzić tę pod- stawową konieczność zaufania do wewnętrznej natury jednostki z koniecznością pomocy ze strony otoczenia? Dziecko bowiem potrzebuje pomocy. Bez pomocy jego odwaga będzie sparaliżowana strachem. Jak można więc mu pomóc w jego wzrastaniu? I równie ważne, czym możemy narazić na niebezpieczeństwo jego wzrost,? Przeciwieństwem subiektywnego doznania radości (wiara w siebie), jeśli chodzi o dziecko, jest opinia innych osób (miłość, uznanie, aprobata, podziw, otrzymana na- groda, wiara raczej w innych niż w siebie). Skoro inni ludzie są tak ważni i istotni dla bezradnego niemowlęcia i dziecka, obawa ich utraty (jako zapewniających bezpie- czeństwo, pożywienie, miłość, uznanie itd.) jest pierwot- nym i przerażającym niebezpieczeństwem. Toteż dziecko w obliczu trudnego wyboru między swymi własnymi doświadczeniami radości a doświadczeniem aprobaty ze strony innych musi na ogół wybrać aprobatę ze strony innych, a w konsekwencji tłumić swą radość lub pozwo- lić jej zgasnąć albo nie zwracać na nią uwagi lub pa- nować nad nią siłą woli. Przeważnie łącznie z tym roz- winie się dezaprobata doświadczenia radości bądź wstyd lub zakłopotanie i skrytość wobec niego, co w końcu doprowadzi aż do niezdolności jego odczuwania.3 być dalsze ukierunkowanie swych zainteresowań. Budowanie dla niego podnośnika przez kogoś mogło też wnieść inny czynnik. Mogło pozostawić w dziecku ukryte przypuszczenie, że ono też powinno potrafić to zrobić, chociaż nie miało sposobności przy- gotowania się do tak skomplikowanego zadania. Celem staje się przedmiot a nie doświadczenie związane z procesem dochodze- nia do celu. Poza tym wszystko, co ewentualnie później samo z tego kompletu zestawu zbuduje, będzie wyglądało małe i nę- dzne w porównaniu z tym, co ktoś dla niego zrobił. Dziecko w niczym nie powiększyło swego zasobu doświadczeń poznaw- czych, jak trzeba będzie sobie radzić z czymś nowym następnym razem. Innymi słowy, nie wzrosło od wewnątrz, tylko coś mu narzucono z zewnątrz... Każdy odruch czynnego eksperymento- wania daje dziecku sposobność, by się dowiedzieć, co ono lubi, a czego nie lubi, i coraz lepiej poznać, jakim chce siebie widzieć w przyszłości. Stanowi to istotną cząstkę jego rozwoju do stanu dojrzałości i samokierowania" (186, s. 179). 8 „Czy można stracić swą jaźń? Ta zdrada nie do pomyślenia, o której nawet nie wiemy, zaczyna się od utajonej śmierci psy- Czyli podstawowy wybór na rozwidleniu drogi życia za- chodzi między jaźnią innych a moją własną. Jeśli jedyną drogą do zachowania własnej jaźni jest utrata innych osób, to normalne dziecko poświęci własne ja. Jest to prawda z wyżej wspomnianej już racji, że bezpieczeń- stwo jest najbardziej podstawową i przemożną potrzebą •chicznej w okresie dzieciństwa, jeśli wtedy nie jesteśmy kocha- ni i jesteśmy odcięci od naszych spontanicznych pragnień. (Po- myślmy tylko: co pozostaje?) Chwileczkę, lecz to nie tylko zwy- kły mord dokonany na naszej psyche. To można by jeszcze po- minąć, bo mała istota, która padła jego ofiarą, może nawet z te- go »wyrosnąć« — ale jest to prawdziwy podwójny mord, w któ- rym samo dziecko stopniowo i nieświadomie uczestniczy. Nie zostało zaakceptowane dla niego samego, takie jakie jest. 3>Ach, oni je »kochają«, ale chcą albo zmuszają, albo oczekują, .że będzie inne! Dlatego musi być nieakceptowane.* Dziecko samo uczy się w to wierzyć, aż wreszcie nawet przyjmu- je za coś naturalnego. Dało za wygraną. Teraz już wszystko jed- no, czy będzie posłuszne, czy lgnie bądź buntuje się lub odsuwa, ważne jest tylko jego zachowanie i działanie. Jego siła ciężkości jest w »nich«, nie w nim samym — i nawet gdyby to zauważyło, przyjęłoby za coś naturalnego. I cała rzecz z pozoru wygląda zu- pełnie normalnie, wszystko bowiem odbywa się niewidocznie, automatycznie i anonimowo! To jest zupełny paradoks. Wszystko wygląda normalnie; nie zamierzono żadnej zbroni, nie ma trupa, nie ma winy. Widzi- •my tylko, jak zwykle, że słońce wschodzi i zachodzi. Ale co się stało. Dziecko zostało odrzucone nie tylko przez »nich«, lecz i przez samego siebie. (Jest faktycznie bez swego ja.) Co utra- ciło? Właśnie tę jedyną prawdziwą i istotną cząstkę siebie: poczucie swego własnego »tak«, stanowiącego o jego istotnej .zdolności wzrastania, podstawę swojego bytu. Ale cóż, ono nie •umarło! »Życie« idzie naprzód, i ono także musi żyć. Od mo- mentu, kiedy daje za wygraną, i zależnie od stopnia tej rezy- gnacji, przystępuje całkiem nieświadomie do stworzenia i utrzy- mania jakiejś pseudo-jaźni. Ale to tylko oportunizm — »jaźń« bez pragnień. Ono będzie kochane (lub wywoła strach), gdzie jest pogardzane, będzie silne tam, gdzie jest słabe, będzie wy- konywało czynności (będące już tylko karykaturami!) nie dla zabawy i radości, lecz dla przetrwania; nie ze zwykłej chęci ruchu, lecz z nakazu. Ta konieczność to nie jest życie — nie jego życie — to mechanizm obrony przed śmiercią. A zarazem machina śmierci. Od tej chwili będzie rozrywane na części przez przymusowe (nieświadome) potrzeby lub miażdżone (nie- świadomymi) konfliktami do stanu paraliżu, każda czynność i każda chwila będzie przekreślała jego byt, jego integralność; i przez cały ten czas występuje ono w przebraniu normalnej istoty, od której oczekuje się normalnego zachowania! Jednym słowem zrozumiałem, że stajemy się neurotykami szukając lub broniąc naszej pseudo-jaźni, systemu jaźni; i że jesteśmy neurotykami z powodu braku własnego ja" (7, s. 3). u dzieci, daleko bardziej zasadniczą i konieczną niż nie- zależność i samoaktualizacja. Jeśli dorośli wymuszą na dziecku ten wybór, wybór między utratą jednej (niższej i silniejszej) podstawowej konieczności albo drugiej (wyż- szej i słabszej) podstawowej konieczności, to dziecko mu- si wybrać bezpieczeństwo nawet kosztem wyrzeczenia się własnej jaźni i wzrostu. (Zasadniczo nie ma potrzeby zmuszania dziecka do takiego wyboru. Ludzie po prostu często to robią — powodowani własną chorobą i ignorancją. Wiemy, że nie jest konieczne, bowiem mamy aż nadto przykładów dzie- ci, którym ofiarowuje się te wszystkie dobra jednocześ- nie, które mogą mieć bezpieczeństwo, miłość i także uzna- nie, nie pozbywając się niczego.) W tym zakresie może nas wiele nauczyć sytuacja te- rapii. Sytuacja edukacji twórczej, twórcza edukacja sztu- ki, a także, jak mniemam, twórcza edukacja tańca. Tu- taj, gdzie sytuacja układa się różnie jako przyzwalająca, podziwiająca, chwaląca, akceptująca, bezpieczna, nagra- dzająca, zachęcająca, podtrzymująca, nie zagrażająca, nie wartościująca, nie porównująca, to znaczy tam, gdzie jednostka może się czuć całkowicie bezpieczna i nie za- grożona, staje się dla niej możliwe wydobycie i wyraże- nie różnego rodzaju niższych przyjemności, takich jak wrogość czy neurotyczna zależność. Kiedy zostaną one dostatecznie oczyszczone, osoba skłania się spontanicznie do innych radości, które otoczenie uważa za „wyższe" lub powodujące wzrost, na przykład miłość lub twórczość, i które ona sama będzie wolała od poprzednich przyjem- ności, gdy już doświadczy jednych i drugich. (Często nie stanowi dużej różnicy, jakiego rodzaju określoną teorię wyznaje terapeuta, nauczyciel, pomocnik itd. Naprawdę dobry terapeuta, chociaż może wyznawać pesymistyczną teorię Freuda, działa tak, jakby wzrost był możliwy. Naprawdę doJDry nauczyciel, który werbalnie akceptuje całkowicie różowy i optymistyczny obraz natury ludz- kiej, nauczając będzie zakładał pełne zrozumienie i uwzględnienie sił regresywnych i obronnych. Jest rów- nież możliwe wyznawanie cudownie realistycznej i ob- szernej filozofii i zadawanie jej kłamu w praktyce, w terapii lub nauczaniu i wychowywaniu rodzicielskim. Uczyć może tylko ten, kto szanuje lęk i obronę; tylko ten, ,, .. -'.- '-<**•• aprobaty ze strony innych nie musi nadal istnieć w dzie- cięcej formie i dziecięcym stopniu oraz że strach przed utratą tych innych wraz z towarzyszącą temu obawą własnej słabości, bezradności i opuszczenia nie są już tak realne i usprawiedliwione, jak były w przypadku dziecka. Dla osoby dorosłej ci inni mogą i powinni być mniej ważni niż dla dziecka. Tak więc nasza końcowa formuła składa się z następu- jących elementów: 1. Dziecko o zdrowej spontaniczności, w swojej we- wnętrznej spontaniczności, w odpowiedzi na swój własny, wewnętrzny byt, zwraca się ku otoczeniu z ciekawością i zainteresowaniem i daje wyraz wszystkim swoim umie- jętnościom, 2. jeżeli nie paraliżuje je strach, jeżeli czuje się dość pewnie, aby się odważyć. 3. W tym procesie wszystko, co daje mu przyjemne do- świadczenie, jest bądź napotkane przypadkowo, bądź ofiarowane przez osoby pomocne. 4. Musi ono czuć się na tyle bezpieczne i akceptujące siebie, aby mogło wybierać i woleć te przyjemności za- miast ich się bać. 5. Jeśli może wybrać te doświadczenia, które są sprawdzone jako dające radość, to może powrócić do ta- kiego doświadczenia, powtórzyć je, raczyć się nim aż do momentu nasycenia, przesytu czy znudzenia. 6. W tym punkcie wykazuje ono tendencję do przej- ścia do bardziej złożonych, bogatszych doświadczeń i osiągnięć w tym samym sektorze (i znów, jeżeli czuje się dość pewnie, by się na to odważyć). 7. Takie doświadczenia oznaczają nie tylko posuwanie się naprzód, lecz wywierają oddziaływanie zwrotne na własną jaźń, dając poczucie pewności (to lubię, tamtego na pewno nie lubię), zdolności, sprawności, zaufania do siebie i własnej godności. 8. W tym nie kończącym się ciągu wyborów, z jakie- go składa się życie, wybór można w ogólnym schemacie przedstawić jako zawierający się między bezpieczeństwem (lub, biorąc szerzej, obroną) a wzrostem, a ponieważ tyl- ko to dziecko nie potrzebuje bezpieczeństwa, które już je ma, możemy oczekiwać, że wzrost wybierze dziecko, któ- re ma zaspokojoną potrzebę bezpieczeństwa. Tylko ono może sobie pozwolić na odwagę. JU 9. Żeby dziecko mogło .wybrać zgodnie z własną natu- rą i rozwijać ją, trzeba mu pozwolić na zachowanie jego subiektywnych doświadczeń przyjemności i znudzenia ja- ko jedynego kryterium prawidłowego dlań wyboru. Alternatywnym kryterium jest dokonywanie wyboru we- dług życzenia innej osoby. Kiedy tak się dzieje, zatra- ca się własną jaźń. Stanowi to również o ograniczeniu wyboru do samego bezpieczeństwa, ponieważ dziecko ze strachu (utraty opieki, miłości itd.) przestanie wierzyć w swoje własne kryterium przyjemności. 10. Jeśli wybór jest faktycznie wolny, a dziecko nie jest upośledzone, zazwyczaj można od niego oczekiwać wyboru postępu.5 11. Jest dowiedzione, że to, co raduje zdrowe dziecko, co mu smakuje, jest też najczęściej „najlepsze" dla niego w sensie odległych celów dostrzeganych przez obserwa- tora. 12. W tym procesie otoczenie dziecka (rodzice, tera- peuci, nauczyciele) spełnia ważną rolę pod różnymi wzglę- dami, nawet jeśli ostatecznego wyboru musi dokonać sa- mo dziecko: a. otoczenie może zaspokoić jego podstawowe po- trzeby bezpieczeństwa, przynależności, miłości i szacun- ku, aby dziecko mogło się poczuć nie zagrożone, samo- dzielne, zainteresowane i spontaniczne, a tym samym ośmielić się wybrać nieznane; b. otoczenie może pomóc, jeżeli uczyni wybór wzra- stania zdecydowanie atrakcyjnym i mniej niebezpiecz- nym i jeżeli uczyni wybór regresji mniej atrakcyjnym i bardziej kosztownym. 13. W ten sposób można pogodzić psychologię Istnienia z psychologią Stawania się, dziecko zaś, będąc po prostu sobą, może jednak posuwać się naprzód i wzrastać. 5. POTRZEBA POZNANIA I OBAWA POZNANIA Obawa poznania; unikanie poznania; cierpienia i niebezpieczeństwa poznania Z naszego punktu widzenia największym osiągnięciem Freuda było odkrycie, że jedyną główną przyczyną 8 Nader często zachodzi coś w rodzaju pseudo-wzrostu, kiedy osoba usiłuje przekonać samą siebie (przez wyparcie, zaprzecze- nie, reakcję upozorowaną itd.), że nie zaspokojona podstawowa 65 wielu chorób psychologicznych jest obawa poznania sa- mego siebie, swych emocji, impulsów, wspomnień, uzdol- nień, możliwości i swego przeznaczenia. Odkryliśmy, że obawa poznania samego siebie jest bardzo często izomor- ficzna i analogiczna do strachu przed światem zewnętrz- nym; to znaczy, problemy wewnętrzne i problemy ze- wnętrzne są w dużym stopniu podobne do siebie i są ze sobą wzajemnie powiązane. Toteż mówimy tu po pro- stu o obawie poznania w ogóle, bez zbyt ostrego rozróż- niania obawy przed tym, co wewnętrzne, od obawy przed tym, co zewnętrzne. Ogólnie rzecz biorąc, ten rodzaj lęku jest obronny w tym sensie, że stanowi ochronę naszej godności własnej, naszej miłości i szacunku dla siebie samych. Jesteśmy skłonni bać się wszelkiej wiedzy, która mogłaby obudzić w nas uczucie pogardy do samych siebie lub poczucie niższości, słabości, braku wartości, poczucie, że jesteśmy źli i musimy się wstydzić. Chronimy siebie i swój ideal- ny obraz przez represję i inne podobne mechanizmy obronne, które w swej istocie są sposobami na to, żeby nie uświadamiać sobie prawd nieprzyjemnych bądź nie- bezpiecznych. W psychoterapii zaś wybiegi, za pomocą których trwamy w unikaniu owej świadomości bolesnej prawdy, oraz działania, za pomocą których zwalczamy wysiłki terapeuty, żeby pomóc nam w zobaczeniu praw- dy, nazywam „oporem". Każda technika stosowana przez terapeutę odsłania prawdę lub zmierza do dodania pa- cjentowi siły, aby mógł znieść prawdę. („Być całkowicie szczerym wobec siebie to najcenniejszy wysiłek, jaki czło- wiek może podjąć" —• Z. Freud.) Lecz jest jeszcze inny rodzaj prawdy, której chcemy uniknąć. Nie tylko trzymamy się kurczowo naszej psy- chopatologii, ale chcemy też uniknąć osobistego wzrasta- nia, ponieważ ono również może przynieść innego rodza- ju obawę, trwogę, uczucie słabości i nieudolności (31). Znajdujemy tu drugi rodzaj oporu, zaparcie się naszej najlepszej strony, naszych talentów, naszych najsubtel- potrzeba jest de facto zaspokojona lub nie istnieje. Wtedy po- zwala sobie wzrastać do potrzeb wyższego rzędu, co oczywiście zawsze będzie oparte na bardzo chwiejnym fundamencie. Nazy- wam to „pseudo-wzrostem przez pominięcie nie zaspokojonej po- trzeby". Taka potrzeba pozostanie na zawsze jako nieświadoma siła (przymus powtarzania). 66 niejszych impulsów, najwyższych możliwości, naszej zdol- ności twórczej. Krótko mówiąc — jest to walka z naszą własną wielkością, lęk przed hubris (pycha). To nam przypomina, iż* nasz mit Adama i Ewy z jego groźnym drzewem wiadomości, którego nie wolno dotk- nąć, ma odpowiednik w wielu innych kulturach, które również czują, że wiedza ostateczna jest zastrzeżona dla bogów. W większości religii przewija się wątek antyinte- lektualizmu (naturalnie obok innych motywów), jakiś Ś!Ł;d faworyzowania raczej wiary czy wierzenia lub po- bożności niż wiedzy, bądź poczucie, że pewne formy wiedzy są zbyt niebezpieczne, aby się do nich wtrącać, >< i lepiej ich zakazać lub zarezerwować dla garstki specja- listów. W większości kultur ci buntownicy, którzy rzucili wyzwanie bogom, wykrywając ich tajemnicę, jak Adam i Ewa, Prometeusz i Edyp, ciężko zostali ukarani i są przestrogą dla wszystkich innych, by nie próbowali być podobni bogom. I jeżeli mogę to wyrazić w sposób bardzo lapidarny, nasza ambiwalentna postawa odnosi się właśnie do tego, co w nas boskie, jesteśmy tym zafascynowani i pełni obawy, skłaniamy się ku temu i przed tym się broni- my. Jest to jeden z aspektów podstawowej kondycji ludzkiej — że jesteśmy jednocześnie bogami i robakami (178). Każdy z naszych wielkich twórców, ludzi podob- nych bogom, dawał świadectwo odwagi potrzebnej w sa- motnym okresie tworzenia, ustanawiania czegoś nowego (przeciwstawnego staremu). Jest to swego rodzaju śmia- łość wyprzedzenia innych w pojedynkę czy prowokacja. Lęk jest tu w pełni zrozumiały, musi być jednak prze- zwyciężony, aby tworzenie było możliwe. Tak więc wy- krycie w sobie wielkiego talentu może niewątpliwie spra- wiać radość, ale budzi jednocześnie lęk przed niebezpie- czeństwem i odpowiedzialnością oraz przed obowiązkiem przyjęcia na siebie roli przywódcy i przed zupełną sa- motnością. Odpowiedzialność można traktować jako wiel- ki ciężar i unikać jej możliwie najdłużej. Wyobraźmy so- bie mieszaninę uczuć lęku, pokory, a nawet przerażenia, o jakich mówili nam, na przykład, ludzie, którzy zostali wybrani na prezydenta. Wiele możemy się nauczyć z paru typowych przykła- dów klinicznych. W pierwszym z nich występuje dość powszechne zjawisko spotykane w terapii kobiet (131). 67 Znaczna liczba wybitnych kobiet ma problem nieświado- mego utożsamiania inteligencji z męskością. Kobieta mo- że odczuwać, że prowadzenie badań, poszukiwań, nowe zainteresowania, dociekanie i odkrycia — to wszystko pozbawia ją kobiecości, zwłaszcza jeżeli jej mąż poczuje się tym zagrożony w swej niepewnej męskości. Wiele kultur i religii nie dopuszcza kobiet do wiedzy i nauki i moim zdaniem siłą inspirującą takie postępowanie jest chęć utrzymania ich „kobiecości" (w sensie sado-maso- chistycznym); kobieta na przykład nie może być księ- dzem czy rabinem (103). Nieśmiały mężczyzna może być również skłonny utoż- samiać ciekawość odkrywczą z rzuceniem wyzwania in- nym, jakby w jakimś sensie okazując swą inteligencję i dociekając prawdy stawał się apodyktyczny, śmiały i męski nie mając na to żadnego poparcia, zaś taka posta- wa mogła sprowadzić na niego gniew innych mężczyzn, starszych i silniejszych od niego. Podobnie dzieci mogą utożsamiać swe dociekania po- wodowane ciekawością z wykroczeniem przeciwko pre- rogatywom swych bogów, wszechmocnych dorosłych. I oczywiście jeszcze łatwiej znaleźć odpowiednią postawę u dorosłych. Często uważają oni niesforną ciekawość dzie- ci co najmniej za utrapienie, a niekiedy nawet — zagro- żenie i niebezpieczeństwo, zwłaszcza jeżeli dotyczy spraw seksualnych. Rodzic aprobujący i cieszący się z cieka- wości swych dzieci jest wciąż jeszcze kimś niezwykłym. Podobne zjawisko zachodzi u wyzyskiwanej, gnębionej i słabej mniejszości narodowej lub u niewolników. Oni mogą się obawiać wiedzieć zbyt wiele, prowadzić swo- bodne badania. To może wzbudzić gniew ich panów. Obronna postawa pseudogłupoty jest powszechna w tych grupach. W każdym razie wyzyskiwacz lub tyran ze względu na dynamizm sytuacji nie jest skłonny zachę- cać swych podwładnych do ciekawości, nauki i wiedzy. Ludzie, którzy za dużo wiedzą, łatwo się buntują. Za- równo wyzyskiwany, jak i wyzyskiwacz uważają wie- dzę za coś nie dającego się pogodzić z postawą dobrego, miłego i dobrze przystosowanego niewolnika. W takiej sytuacji wiedza jest niebezpieczna, bardzo niebez- pieczna. Stan słabości czy podporządkowania lub niski stopień poczucia godności własnej hamują potrzebę wie- dzy. Śmiałe wpatrywanie się wprost w oczy jest głów- 68 nym chwytem stosowanym przez małpę-przywódcę dla utrwalenia swej władzy (103). Cechą charakterystycz- ną zwierzęcia podległego jest spuszczanie wzroku. Podobny dynamizm można niestety obserwować cza- sami w klasie szkolnej. Naprawdę zdolny uczeń, chętny do stawiania pytań, dociekliwy, zwłaszcza jeżeli jest bar- dziej .uzdolniony niż jego nauczyciel, zbyt często jest określany jako „mądrala", zagrażający dyscyplinie i auto- rytetowi nauczycielskiemu. To, że „wiedza" może nieświadomie oznaczać chęć prze- wodzenia, kontrolę, a nawet lekceważenie innych widać również na przykładzie oglądacza podglądającego nagą kobietę i odczuwającego w tym jakieś poczucie władzy nad nią, jak gdyby jego oczy były narzędziem przemocy, za pomocą którego może ją zgwałcić. W tym sensie męż- czyźni często upodabniają się do owego Toma-podglą- dacza i zuchwale wpatrując się w kobiety „rozbierają je wzrokiem". W Biblii słowo „poznanie" jako identyczne z „poznaniem" seksualnym jest innym zastosowaniem tej przenośni. Na poziomie nieświadomości poznanie jako coś przeni- kającego i penetrującego, jako pewnego rodzaju odpo- wiednik męskiej seksualności pomaga nam zrozumieć archaiczny kompleks ścierających się emocji, jaki może narastać przy podglądaniu przez dziecko rzeczy dla me- go zakazanych, tego, co nieznane; odczucie pewnych ko- biet, że kobiecość jest sprzeczna z odważnym poznawa- niem; odczucie miernoty, że poznanie to przywilej pana; lęk człowieka religijnego, że poznanie ingeruje w sferę zastrzeżoną dla bogów, jest niebezpieczne i wyzywające. Wiedza, jak „poznanie", może być aktem własnej afirma- cji. WIEDZA DLA REDUKCJI NIEPOKOJU I DLA WZROSTU Dotychczas mówiłem o potrzebie poznania dla niego sa- mego, dla samej przyjemności i naturalnej satysfakcji z wiedzy i ze zrozumienia per se. Przez to osoba staje się lepsza, mądrzejsza, bogatsza, silniejsza, bardziej roz- winięta i dojrzalsza. Wiedza oznacza aktualizację ludz- kiej potencjalności, spełnienie tego przeznaczenia, jakie zapowiadają ludzkie możliwości. Można to porównać do swobodnego zakwitania kwiatu lub do śpiewu ptaków. W taki właśnie sposób jabłoń rodzi jabłka bez starań czy wysiłku, po prostu jako działania swojej wewnętrznej na- tury. Jednak wiemy również, że ciekawość i eksploracja to potrzeby „wyższe" od potrzeby bezpieczeństwa, co zna- czy, że potrzeba czucia się bezpiecznym, pewnym, wol- nym od niepokoju i strachu jest przemożna i silniejsza od ciekawości. Można to wyraźnie zaobserwować zarów- no u młodych małpek, jak i dzieci. Jest rzeczą charakte- rystyczną, że małe dziecko w obcym dla siebie otoczeniu będzie się kurczowo trzymało matki i dopiero potem stopniowo, krok za krokiem, zacznie robić wyprawy z jej kolan, żeby obserwować rzeczy, badać je i poznawać. Jeżeli matka zniknie, a dziecko poczuje się wystraszone, ciekawość zniknie aż do przywrócenia sytuacji bezpie- czeństwa. Dziecko wypuszcza się na badania tylko z bez- piecznej przystani. To samo dzieje się z młodymi małpka- mi Harlowa. Z chwilą, kiedy coś je przestraszy, ucieka- ją z powrotem do sztucznej matki. Przylgnąwszy do niej małpka najpierw obserwuje, a dopiero potem wy- puszcza się na zewnątrz. Jeśli matki nie ma — zwinie się poprostu w kłębek i skomli. Filmy Harlowa bardzo dobrze to przedstawiają. U człowieka dorosłego niepokoje i obawy są uczucia- mi bardziej skomplikowanymi i ukrytymi. Jeśli go cał- kowicie nie opanują, to sam jest skłonny do ich wypar- cia, do zaprzeczenia, że istnieją, nawet wobec samego siebie. Często nie „wie" o tym, że się boi. Jest wiele sposobów radzenia sobie z takimi obawami, a jeden z nich to ich poznanie. Nieznane, zaledwie prze- czuwane, tajemnicze, ukryte i nieoczekiwane wydaje się człowiekowi groźne. Żeby to wszystko stało się czymś znanym, przewidywanym, posłusznym, sprawdzalnym to znaczy niestrasznym i nieszkodliwym, trzeba to poznać i zrozumieć. Tak więc wiedza może spełniać nie tylko funkcję wzrastania, lecz także reduktora niepokoju, ho- meostatycznej ochrony. Zewnętrzne zachowanie może być bardzo podobne, lecz motywacja całkowicie różna. Zatem subiektywne konsekwencje są też bardzo różne. Z jed- nej strony odczuwamy ulgę i uczucie zmniejszenia na- pięcia, jak na przykład zaniepokojony gospodarz domu, który z rewolwerem w ręku w środku nocy zbiega z pię- tra słysząc tajemniczy i groźny hałas na parterze, 70 i stwierdza, że nic się nie dzieje. Jest to coś zupełnie róż- nego od iluminacji i radości, nawet ekstazy studenta, który po raz pierwszy ogląda pod mikroskopem mister- ną budowę nerki albo który nagle zrozumiał strukturę symfonii czy znaczenie zawiłego poematu lub teorii po- litycznej. W tych ostatnich przypadkach doznaje się uczucia, że jest się wspanialszym, bystrzejszym, silniej- szym, pełniejszym, zdolniejszym, pewniejszym powodze- nia, łatwiej pojmującym. Jak gdyby nasze organy zmy- słów stały się nagle doskonalsze, wzrok bystrzejszy, słuch ostrzejszy. Tak właśnie byśmy się poczuli. Oto, co może się zdarzyć i co dość często się zdarza w edukacji i w psychoterapii. Ta motywacyjna dialektyka występuje w poczynaniach ludzkich na ogromną skalę, w wielkich filozofiach, struk- turach religijnych, systemach politycznych i prawnych, różnych naukach, a nawet w kulturze jako całości. Ujmu- jąc powyższe jak najprościej, zbyt prosto nawet, mo- gą one jednocześnie stanowić w różnych proporcjach re- zultat potrzeby rozumienia i potrzeby bezpieczeństwa. Czasami potrzeby bezpieczeństwa mogą prawie całkowi- cie nagiąć potrzeby poznawcze dla swoich celów uśmie- rzenia niepokoju. Osoba wolna od niepokoju może być śmielsza i odważniejsza, może badać i teoretyzować ze względu na samą wiedzę. Słusznie można przypuszczać, że raczej właśnie taka osoba dotrze do prawdy, do istoty rzeczy. Filozofia bądź religia czy nauka uprawiane ze względu na bezpieczeństwo prędzej się okażą ślepe niż filozofia, religia czy nauka uprawiane ze względu na wzrastanie. UNIKANIE WIEDZY JAKO UNIKANIE ODPOWIEDZIALNOŚCI Niepokój i nieśmiałość nie tylko naginają ciekawość, wiedzę i rozumienie do swych własnych celów, używa- jąc ich poniekąd jako narzędzi do uśmierzania nie- pokoju, ale brak ciekawości może być również czynnym lub biernym wyrazem niepokoju i obawy (co nie jest tym samym, co atrofia ciekawości na skutek nieposługi- wania się nią). To znaczy, że możemy uciekać się do poznawania w celu zmniejszenia niepokoju, ale możemy też unikać poznania dla zmniejszenia niepokoju. Stosu- jąc tu nomenklaturę Freuda, brak ciekawości, trudność uczenia się i pseudo-głupota mogą być samoobroną. Wszyscy są zgodni co do tego, że poznanie i działanie bar- dzo ściśle wiążą się ze sobą. Osobiście idę o wiele dalej, jestem przekonany, że poznanie i działanie są często sy- nonimami, nawet są ze sobą indentycze na modłę Sokra- tesa. Tam, gdzie zachodzi pełne i całkowite poznanie, stosowna czynność następuje automatycznie i odruchowo. Dokonywanie wyboru odbywa się wtedy bezkonfliktowo i całkiem spontanicznie (32). Występuje to na wysokim poziomie u osoby zdrowej, która zdaje się wiedzieć, co jest poprawne, a co mylne, co dobre, a co złe i wykazuje to w swym łatwym, peł- nym funkcjonowaniu. Ale widzimy to na zupełnie innym poziomie u małego dziecka (lub u dziecka ukrytego w oso- bie dorosłej), dla którego myślenie o jakiejś czynności może być równoznaczne z jej dokonaniem, co psychoana- litycy nazywają „wszechmocą myśli". To znaczy, jeśli dziecko życzy ojcu śmierci, może podświadomie reagować tak, jak gdyby rzeczywiście go zabiło. Wszak jedną z funkcji psychoterapii dorosłych jest rozłączenie tej dziecięcej identyfikacji, aby dana osoba nie czuła winy z racji dziecinnych myśli poczytywanych za czyny. W każdym razie ten ścisły związek między poznaniem a czynem może nam pomóc w interpretacji jednej przy- czyny lęku poznania jako w dużym stopniu lęku dzia- łania, lęku następstw płynących z wiedzy, lęku groźnej odpowiedzialności. Często jest lepiej nie wiedzieć, bo gdy- bym wiedział, musiałbym działać i nadstawiać karku. Jest to nieco zawikłane i przypomina trochę człowieka mówiącego: „Tak się cieszę, że nie lubię ostryg. Gdybym je lubił, to bym je jadł, a nie cierpię tego ścierwa". Z pewnością bezpieczniej było dla Niemców mieszka- jących koło Dachau nie wiedzieć, co się tam działo, być ślepymi i udawać głupich. Gdyby bowiem wiedzieli, mu- sieliby bądź jakoś zareagować na to, bądź poczuwać się do winy z powodu tchórzostwa. Dziecko może też udawać, zaprzeczając i nie chcąc wi- dzieć tego, co dla wszystkich jest oczywiste: że jego ojciec to godny pogardy słabeusz i że matka wcale go naprawdę nie kocha. Tego rodzaju wiedza wzywa do działania, które nie jest wykonalne. Lepiej więc nie wie- dzieć. 72 W każdym razie dość już obecnie wiemy o niepokoju i poznaniu, aby móc odrzucić krańcowe stanowisko wie- lu filozofów i teoretyków psychologów od wieków utrzy- mujących, że wszystkie potrzeby poznawcze są wy- wołane niepokojem i są jedynie usiłowaniem zredu- kowania niepokoju. W ciągu wielu lat wydawało się to pozornie słuszne, lecz obecnie nasze doświadczenia ze zwierzętami i dziećmi przeczą tej teorii w jej czystej formie, gdyż wszystkie one wykazują, iż ogólnie biorąc niepokój zabija ciekawość i dociekliwość oraz że jedno jest nie do pogodzenia z drugim, zwłaszcza jeśli nie- pokój występuje w skrajnym stopniu. Potrzeby poznaw- cze uwydatniają się najwyraźniej w bezpiecznych, wól- x nych od niepokoju sytuacjach. Książka M. Rokeacha znakomicie podsumowuje taką sytuację: „Jakikolwiek system wierzenia ma tę wspania- łą cechę, że wydaje się skonstruowany po to, żeby służyć naraz dwu panom: zrozumieniu świata, na ile to jest mo- żliwe, i obronie przed nim, na ile to konieczne. Nie zga- dzamy się z tymi, którzy utrzymują, że ludzie selektyw- nie zniekształcają swe funkcje poznawcze, aby widzieć, pamiętać i myśleć tylko to, co chcą. Natomiast podtrzy- mujemy pogląd, że ludzie będą tak czynili tylko o tyle, > o ile będą musieli, lecz nic ponadto. Wszyscy bowiem je- steśmy umotywowani pragnieniem, które czasem jest sil- ne, a czasem słabe, żeby widzieć rzeczywistość taką, ja- ka ona jest naorawdę, nawet jeśli to stwarza ból" (146, s. 400). STRESZCZENIE Wydaje się rzeczą zupełnie jasną, że potrzeba pozna- nia, jeśli ją mamy dobrze zrozumieć, musi być zintegro- wana z lękiem poznania, z niepokojem, z potrzebą pew- ności i bezpieczeństwa. Kończymy dialektycznym związ- kiem między „do tyłu" i „do przodu", który stanowi za- razem walkę między lękiem a odwagą. Te wszystkie czyn- niki psychologiczne i społeczne, jakie wzmagają lęk, ha- mują impulsy do poznania; wszystkie zaś czynniki sprzy- jające odwadze, wolności i śmiałości będą tym sarnym wyzwalały naszą potrzebę poznania. Część III WZROST I POZNANIE 6. POZNANIE BYTU W DOŚWIADCZENIACH SZCZYTOWYCH A Wnioski w tym i następnym rozdziale to pierwsze przy- bliżenia, impresjonistyczna, idealna „złożona fotografia", czyli zestawienie osobistych wywiadów z około osiem- dziesięciu osobami i pisemnych odpowiedzi 190 studen- tów na następujące instrukcje: Chciałbym, żebyś pomyślał o najwspanialszym doświad- czeniu czy doświadczeniach twojego życia; najszczęśliw- sze chwile, momenty ekstazy, zachwytu — może w związku z zakochaniem czy słuchaniem muzyki lub na- głym „urzeczeniem" książką czy obrazem albo w związku z jakimś wielkim aktem twórczym. Najpierw je wymień. Potem zaś spróbuj opowiedzieć, co czujesz w takich przej- mujących momentach, co w tych doznaniach jest o d- miennego od twoich odczuć w innych okolicznościach, co stanowi o tym, że w takim momencie jesteś pod pew- nymi względami inną osobą. [W zastosowaniu do innych osób pytania dotyczyły raczej tego, pod jakimi względa- mi świat wyglądał inaczej.] Żadna z osób nie podała pełnego syndromu. Podsumo- wałem więc wszystkie częściowe odpowiedzi, żeby otrzy- fnać „doskonały" zbiorowy syndrom. Ponadto około pięć- dziesięciu osób, po przeczytaniu moich uprzednio opubłi- kowanych prac, z własnej inicjatywy napisało do mnie listy, w których podali swe osobiste sprawozdania z do- świadczeń szczytowych. Wreszcie zaznajomiłem się z ogromną literaturą, dotyczącą mistycyzmu, religii, sztuki, twórczości, miłości itd. Osoby samoaktualizujące się, które osiągnęły wysoki poziom dojrzałości, zdrowia i samorealizacji, mogą tak wiele nas nauczyć, że niekiedy wydają się być wprost odmienną rasą ludzką. Jednak ze względu na swą nowość eksploracja najdalszych granic natury ludzkiej i jej osta- tecznych możliwości i aspiracji to zadanie trudne i za- wiłe. Wymagało ono ode mnie ustawicznego obalania ce- nionych pewników, ciągłego zmagania się z pozornymi paradoksami, sprzecznościami i niejasnościami, a od cza- su do czasu zawalania się tuż pod moim nosem od daw- na ustalonych głęboko wyznawanych i pozornie niepod- ważalnych praw psychologii, w które święcie się wierzy- ło. Często okazywało się, że te prawa bynajmniej nie są prawami, lecz regułami na życie w stanie łagodnej i chro- nicznej psychopatologii i bojaźni, zahamowań, ułomnoś- ci i niedojrzałości; stanów tych nie zauważamy, gdyż większość innych osób cierpi na te same co my schorze- nia. Najczęściej, co jest typowe dla historii naukowych te- orii, taka penetracja nieznanego najpierw przyjmuje for- mę uczucia niezadowolenia i niepokoju, że czegoś bra- kuje, i to na długo przedtem, zanim stanie się" osiągalne jakieś rozwiązanie naukowe. Na przykład, podczas mo- ich badań dotyczących samoaktualizujących się osób jed- nym z pierwszych problemów było mgliste rozeznanie, że ich życie motywacyjne w czymś istotnym różni się od tego wszystkiego, czego się przedtem nauczyłem. Naj- pierw opisałem je jako raczej ekspresyjne niż zwalczają- ce trudności, lecz nie dało to pełnego wyjaśnienia. Póź- ftiej wykazałem, że jest ono nie motywowane lub ma me- tamotywację (ponad dążeniem) raczej niż motywację. Stwierdzenie to jednak tak bardzo zależy od tego, jaką się przyjmie teorie motywacji, że sprawiło równie dużo kłopotów jak przyniosło korzyści. W rozdziale 3 moty- wację wzrostu przeciwstawiłem motywacjom potrzeby wynikającej z braku, co jest tu pomocne, lecz jeszcze nie całkiem rozstrzygające, bowiem nie odróżnia w dostatecz- nym stopniu Stawania się od Istnienia. W tym rozdziale proponuję nowe ujęcie (psychologii Istnienia), które po- winno uwzględniać i uogólniać trzy już dokonane próby wyrażenia słowami zaobserwowanych różnic między ży- ciem motywacyjnym a poznawczym osób w pełni rozwi- niętych, jak i większości innych. Ta analiza stanów Bytu (czasowy, metamotywowany, bez dążeń, nie egocentryczny, pozbawiony celu, samooce- niający, doświadczenia celu i stany doskonałości i osią- gnięcia celu) wyłoniła się pierwotnie z badań nad związ- kami miłości u osób samoaktualizujących się, następnie również innych osób, i wreszcie z zagłębienia się w lite- raturę teologiczną, estetyczną i filozoficzną. Trzeba było przede wszystkim rozróżnić dwa typy miłości (miłości-D i miłości-B), które opisałem w rozdziale 3. W stanie miłości-B (do Bytu innej osoby lub rzeczy) odkryłem specjalny rodzaj poznania, do jakiego nie przy- gotowała mnie moja znajomość psychologii, ale jakiego dobry opis znalazłem już u niektórych autorów prac z za- kresu estetyki, religii i filozofii. To poznanie nazwę po- znaniem Bytu (cognition of Being) lub w skrócie pozna- niem-B. Jest ono przeciwstawne poznaniu wywołanemu 'potrzebami (deficiency cognition) wynikającymi z bra- ku, które nazwę poznaniem-D. Osobnik kochający mi- łością-B zdolny jest dostrzec u osoby ukochanej takie cechy, na które inni są ślepi, to znaczy jego percepcja może być ostrzejsza i głębsza. Ten rozdział stanowi próbę uogólnionego pojedynczego opisu niektórych z tych podstawowych poznawczych wy- darzeń w doświadczeniu miłości-B, jak: doświadczenie ro- dzicielskie, mistyczne, wywołane kontaktem z przyrodą lub oceanem, percepcja estetyczna, moment twórczy, in- tencja terapeutyczna albo intelektualna, doświadczenie orgazmu, pewne formy dokonań w dziedzinie sportu itd. Te i inne momenty najwyższego szczęścia i spełnienia nazwę doświadczeniami szczytowymi (peak-experiences). Jest to więc rozdział „psychologii pozytywnej", czyli „ortopsychologii" przyszłości, traktuje bowiem o ludziach zdrowych, w pełni sprawnych, a nie tylko o ludziach za- zwyczaj chorych. „Psychologia pozytywna" nie przeczy psychologii jako „psychologii ludzi przeciętnych"; ona ją przekracza i w teorii może wcielić wszystkie jej odkry- cia w strukturę poszerzoną i obszerniejszą, obejmującą zarówno chorych, jak zdrowych, zarówno brak, jak Sta- wanie się i Byt. Nazywam to psychologią Istnienia bo- wiem zajmuje .„się, _racze j ceiamj njż środkami, a więc doświadczeniami celu, wartościami celu, poznaniami celu i ludźmi jako celami. Psychologia współczesna badała głównie raczej nie-posiadanie niż posiadanie, raczej dążę- nie niż spełnienie, raczej frustrację niż zaspokojenie, ra- czej szukanie radości niż jej osiągnięcie, raczej staranie się, aby tam dojść, niż aby tam być. Jest to narzucone powszechną akceptacją uznawanej za pewnik apriorycz- nej, choć błędnej definicji, że każde zachowanie jest umo- tywowane (zob. 97, rozdz. 15). ; POZNANIE-B W DOŚWIADCZENIACH SZCZYTOWYCH Obecnie przedstawię w zwięzłym streszczeniu kolejne cechy poznania stwierdzone w uogólnionej formie do- świadczenia szczytowego, stosując termin „poznanie" (cognition) w skrajnie szerokim sensie. 1. W poznaniu-B doświadczenie lub przedmiot są prze- ważnie widziane jako całość, jako pełna jednostka, oder- wana od relacji, od możliwego użycia, wykorzystania i ce- lu. Przyjmuje się je za coś jedynego we wszechświecie, za coś, co stanowi cały Byt, jednoznaczny z wszechświa- tem. Kontrastuje to z poznaniem-D, które obejmuje więk- szość ludzkich doświadczeń poznawczych. Te doświadcze- nia są częściowe i niepełne pod względami, które przed- stawię niżej. Musimy tu wspomnieć o absolutnym idealizmie dzie- więtnastego wieku, który traktował cały wszechświat ja- ko jedną całość. Ponieważ ta jedność nie mogła być nig- dy ujęta lub dostrzeżona czy poznana przez ograniczo- ną istotę ludzką, wszystkie faktyczne doznania ludzkie były z konieczności uważane za część Bytu, nigdy zaś nie pojmowane jako jego całość. 2. Kiedy mamy do czynienia z poznaniem-B, przedmiot postrzegany jest wyłącznym i całkowitym przedmiotem zainteresowania. Można to nazwać „absolutną uwagą" (total attention) — patrz Schachtel (147). To, co spró- buję tu opisać, jest bardzo bliskie fascynacji lub całko- witemu zaabsorbowaniu. Przy takim napięciu uwagi ta jedna postać staje się każdą postacią, zaś tło w rezul- tacie znika, a przynajmniej nie jest odbierane jako coś ważnego. Jak gdyby dana postać była na jakiś czas odizo- lowana od wszystkiego innego, jak gdyby świat uległ 77 .zapomnieniu, jak gdyby postrzegany przedmiot stał się na chwilę całością Bytu. Skoro percypujemy całość Bytu, to mają zastosowanie te wszystkie prawa, jakie byłyby słuszne, gdyby m-ożna .było objąć naraz całość kosmosu. Ten rodzaj percepcji ostro kontrastuje z percepcją nor- malną. W tym przypadku zwracamy uwagę na przedmiot, a jednocześnie na wszystko inne, co ma jakieś znaczenie. Widzimy go w jego ścisłych związkach ze Wszystkim in- nym na świecie, czyli jako część świata. Zachodzi tu normalna relacja postać-tło, to znaczy, zwraca się uwa- gę na postać i na tło, chociaż w różny sposób. Ponadto, •przy zwykłym poznawaniu przedmiot jest widziany nie tyle per se, ile jako element pewnej klasy, jako przypa- dek w szerszej kategorii. Percepcję tego rodzaju opisa- łem jako „rubrykującą" (97, rozdz. 14) i znów chcę wy- kazać, że jest to nie tyle pełna percepcja wszystkich aspektów postrzeganej osoby lub rzeczy, ile pewnego ro- dzaju taksonomia, klasyfikacja, zaopatrywanie w etykiet- ki i umieszczanie w odpowiednich rejestrach. W stopniu znacznie większym niż sobie zwykle uświa- damiamy poznanie wymaga także umieszczania w pew- nym kontinuum. Wymaga pewnego rodzaju automatycz- nego porównywania lub osądu czy oceny. Zakłada rela- cje: większy niż, mniejszy niż, lepszy niż, wyższy niż itd. Poznanie-B można nazwać poznaniem nie porównują- cym lub nie oceniającym czy nie osądzającym. Rozumiem to w tym sensie, w jakim Dorothy Lee (88) opisała, w ja- ki sposób pewne ludy prymitywne różnią się od nas w swoich percepcjach. Osoba może być widziana per se, sama w sobie i przez siebie. Może być widziana jako coś jedynego w swoim rodzaju i indywidualnego, jak gdyby była jedynym ele- mentem swej klasy. To właśnie rozumiemy przez per- cepcję niepowtarzalnej jednostki i to oczywiście starają się uzyskać wszyscy klinicyści. Jest to jednak bardzo trudne zadanie, o wiele trudniejsze niż jesteśmy skłonni sądzić. Niemniej taka percepcja może się zdarzyć, choćby tyl- ko przelotnie, i zdarza się jako cecha charaktery- styczna w doświadczeniach szczytowych. Zdrowa matka z miłością obserwująca swoje dziecko zbliża się do tego rodzaju percepcji niepowtarzalności jego osoby. Jej dziec- ko nie jest zupełnie takie samo jak jakiekolwiek inne na 78 świecie. Ono jest cudowne, doskonałe, zachwycające (przynajmniej o tyle, o ile potrafi ona uwolnić się od norm Gesella i porównań z dziećmi sąsiadów). Konkretne postrzeganie całości przedmiotu zakłada również, że się go ogląda z „troskliwością". Z drugiej strony ta „troskliwość" (126) o przedmiot wywołuje pod- trzymanie uwagi, jego wielokrotne badanie tak ko- nieczne dla percepcji wszystkich aspektów przedmiotu. Czuła dokładność, z jaką matka wciąż spogląda na nie- mowlę lub zakochany na swą umiłowaną bądź znawca na swój obraz, na pewno stworzą pełniejszą percepcje niż zwykłe przypadkowe rubrykowanie niesłusznie uchodzące za percepcję. Możemy oczekiwać bogactwa szczegółów i wielostronnej świadomości przedmiotu z tego rodzaju wnikliwego, zafascynowanego i w pełni zaangażowanego- poznania. Kontrastuje ono z produktem przypadkowej obserwacji dającej jedynie szkielet doświadczenia, przed- miot widziany tylko v/ jego pewnych aspektach, w spo- sób selektywny i z punktu widzenia jego „ważności" i „nieważności". (Czy jest jakaś „nieważna" część w dziecku, ukochanej, obrazie?) 3. Aczkolwiek prawdą jest, że wszelka percepcja u lu- dzi jest częściowo produktem istoty ludzkiej i w pew- nym stopniu jej tworem, można mimo to stwierdzić, że percepcja przedmiotów zewnętrznych różni się w zależ- ności od tego, czy dotyczy przedmiotów należących do ludzkich zainteresowań czy też do nich nie należących. Osoby samoaktualizujące się są zdolniejsze do postrzega- nia świata, jak gdyby istniał niezależnie nie tylko od nich, lecz także od istot ludzkich w ogóle. To zdaje się też sprawdzać w stosunku do przeciętnego człowieka w jego najwyższych momentach, to znaczy w doświadcze- niach szczytowych. Może on wówczas łatwiej traktować naturę jako coś istniejącego samo w sobie i dla siebie, nie zaś jako arenę stworzoną dla ludzkich celów i dla rozrywki. Łatwiej może się powstrzymać od projekcji na nią ludzkich celów. Jednym słowem, może ją widzieć raczej w jej własnym Bycie („celowości") niż jako cośr - czym można się posłużyć, lub czego trzeba się bać albo- na co trzeba odpowiedzieć w jakiś inny ludzki sposób. t Za przykład weźmy mikroskop, który w preparatach histologicznych może ukazać nam albo świat piękna są- mego w sobie, albo też świat zagrożenia, niebezpieczeństwa i patologii. Wycinek tkanki rakowatej pod mikroskopem, jeśli tylko potrafimy zapomnieć, że to jest rak, może być oglądany jako piękny, zawiły i wzbudzający grozę układ. Moskit to cudowny obiekt, jeśli się nań patrzy jako na cel sam w sobie. Wirusy pod elektronicznym mikrosko- pem stanowią fascynujące obiekty (albo mogą nimi być, jeśli tylko uda się nam zapomnieć o ich związku z człowiekiem). Poznanie-B, umożliwiające w większym stopniu oder- wanie się od spraw ludzkich, pozwala nam dzięki temu lepiej dostrzegać prawdziwą naturę przedmiotu samego w sobie. 4. Jedną z różnic między poznaniem-B a poznaniem przeciętnym, która obecnie wyłania się w moich bada- niach, lecz co do której nie mani jeszcze pewności, jest to, że powtarzane poznanie-B zdaje się wzbogacać per- cepcję. Ponawiane zafascynowane doświadczanie kocha- nej twarzy lub podziwianego obrazu sprawia, że bardziej je lubimy i pozwala nam widzieć je coraz lepiej w róż- nym sensie. Możemy to nazwać bogactwem wewnątrz- przedmiotowym. Powyższe kontrastuje dość ostro z bardziej zwykłymi skutkami ponawianego doświadczenia, takimi jak znu- dzenie, przyzwyczajenie, utrata uwagi itp. Wykryłem, ku własnemu zadowoleniu (aczkolwiek nie usiłowałem tego dowieść), że osoby wybrane pod kątem lepszej spostrze- gawczości i wrażliwości częściej oglądające obraz, który oceniam jako dobry, uważają go za coraz piękniej- szy, podczas gdy te same osoby częściej oglądające obraz, który oceniam jako zły, uznają go za coraz mniej piękny. To samo wydaje się sprawdzać na przykład jeśli chodzi o ludzi dobrych i złych, okrutnych lub nikczemnych. Częstsze kontakty z dobrymi osobami zdają się wzmagać ich dobroć, zaś ze złymi — skłaniają do jeszcze gorszej oceny. W bardziej powszechnym rodzaju percepcji, kiedy per- cepcja początkowa tak często ogranicza się do klasyfika- cji na użyteczne i bezużyteczne, groźne i niegroźne, po- nawiane oglądanie sprawia, że staje się ono coraz bar- dziej puste. Zadanie normalnej percepcji, często opartej 80 na niepokoju lub określonej motywacją-D, zostaje wy- konane w pierwszej obserwacji. Potem znika potrze- b a percepcji, a następnie przedmiot lub osoba, już za- rejestrowana, przestaje być postrzegana. Ponawiane do- świadczenie ujawnia zarówno ubóstwo, jak bogactwo. Co więcej, przy częstszym oglądaniu ukazuje się nie tylko ubóstwo przedmiotu percepcji, lecz także ubóstwo oglą- dającego. Jeden z głównych mechanizmów, za pomocą którego miłość wywołuje głębszą percepcję wewnętrznych cech przedmiotu miłości niż to czyni stan nie-miłości, polega na tym, że miłość pociąga za sobą fascynację przedmio- tem miłości, a co za tym idzie częstsze, zaangażowane, badawcze patrzenie, oglądanie „troskliwe". Osoby kocha- jące się mogą widzieć u siebie nawzajem takie możliwoś- ci, na które inni ludzie są ślepi. Zwykło się mówić, że „miłość jest ślepa", teraz jednak musimy dopuścić ewen- tualność, iż w pewnych okolicznościach miłość może być bardziej spostrzegawcza niż nie-miłość. Zakłada się tu naturalnie, że w pewnym sensie można spostrzegać mo- żliwości, których jeszcze nie ma, co nie jest tak trudnym problemem badawczym, jak się wydaje. Test Rorschacha w rękach specjalisty jest też percepcją możliwości jesz- cze nie zrealizowanych. W zasadzie hipoteza ta jest mo- żliwa do sprawdzenia. 5. Psychologia amerykańska lub, mówiąc szerzej, za- chodnia, zakłada w sposób, który uważam za etnocen- tryczny, że ludzkie potrzeby, obawy i zainteresowania muszą zawsze determinować percepcję. „Nowe spojrze- nie" (new look) w percepcji opiera się na założeniu, że poznanie musi być zawsze motywowane. Jest to również klasyczny pogląd spotykany u Freuda (137). Pociąga on za sobą dalsze przypuszczenie, że poznanie jest mecha- nizmem radzenia sobie, mechanizmem instrumentalnym i że musi być w pewnym stopniu egocentryczne. Zakłada ono, że świat można widzieć tylko z korzystnej po- zycji interesów obserwatora i że doświadczenie musi się obracać wokół ego jako punktu centralnego i determi- nującego. Wypada dodać, że jest to dawny punkt widze- nia psychologii amerykańskiej. Tak zwana psychologia funkcjonalna, będąca pod silnym wpływem szeroko wy- znawanej wersji darwinizmu, też skłaniała się do sza- 81 cowania wszystkich zdolności ze względu na ich przy- datność i „wartość przetrwania". Taki punkt widzenia uważam za etnocentryczny nie tylko dlatego, że wyraźnie stanowi nieświadome odbicie poglądów Zachodu na świat, lecz również dlatego, iż pociąga za sobą uporczywe i stałe lekceważenie prac filozofów, teologów i psychologów świata wschodniego, zwłaszcza Chińczyków, Japończyków i Hindusów, nie mó- wiąc już o takich autorach, jak Goldstein, Murphy, C. Buhler, Huxley, Sorokin, Watts, Northrop, Angyal i wie- lu innych. Moje prace badawcze wskazują, że w normalnej per- cepcji osób samoaktualizujących się i w bardziej spora- dycznych szczytowych doświadczeniach ludzi przecięt- nych percepcja może relatywnie przekraczać ego, może być bezinteresowna, pozbawiona ego. Może być nieumoty- wowana, bezosobowa, pozbawiona pragnień, nieegoistycz- na, nie potrzebująca, niezależna. Może koncentro- wać się raczej -na przedmiocie niż na ego, to znaczy, doświadczenie percepcyjne może się ześrodkowywać ra- czej wokół przedmiotu jako punktu centralnego niż opie- rać się na ego. Jak gdyby postrzegało się coś, co ma swą własną niezależną realność i co jest niezależne od oglą- dającego. W doświadczeniu estetycznym lub miłosnym możliwe jest takie pochłonięcie przedmiotem i stopienie się z nim, że w bardzo realnym sensie następuje zniknię- cie jaźni. Niektórzy pisarze z dziedzin estetyki, misty- cyzmu, macierzyństwa i miłości, na przykład Sorokin, posunęli się aż do stwierdzenia, że w doświadczeniu szczytowym może być mowa nawet o identyfikacji po- strzegającego z przedmiotem postrzeganym, stopieniu się tego, co stanowiło dwa przedmioty, w nową i większą całość, w jedność wyższego rzędu. To może przypominać pewne określenia empatii i identyfikacji i naturalnie otwiera możliwości badań w tym kierunku. 6. Doświadczenie szczytowe jest odczuwane jako mo- ment samopotwierdzający się i samouzasadniający, który zawiera w sobie swoją własną wewnętrzną wartość. To znaczy, jest ono celem samo w sobie, czymś, co możemy nazwać raczej doświadczeniem celu niż doświadczeniem środka. Odczuwa się je jako doświadczenie tak cenne, 82 odkrycie tak wielkie, że nawet próba uzasadnienia go pomniejsza jego godność i wartość. Osoby poddawane mo- im badaniom zgodnie to poświadczają, mówiąc o swych doświadczeniach miłosnych, doświadczeniach mistycz- nych, doświadczeniach estetycznych, doświadczeniach twórczych i błyskach intuicji. Staje się to .oczywiste zwłaszcza w momencie intuicji w sytuacji terapeutycz- nej. Sam fakt, iż dany osobnik broni się przed intuicją, sprawia, że z natury rzeczy trudno się z nią pogodzić. Wdarcie się intuicji do świadomości może załamać daną osobę. A jednak, mimo to powszechne są głosy, że jest ona warta zachodu, pożądana i na dalszą metę chciana. Lepiej jest widzieć niż być ślepym (172), nawet jeśli otwarcie oczu boli. Jest to właśnie przypadek, kiedy wewnętrzna samousprawiedliwiająca, samopotwierdzają- ca się wartość doświadczenia sprawia, że cierpienie się opłaca. Liczni pisarze z zakresu estetyki, religii, twór- czości i miłości zgodnie opisują te doświadczenia nie tylko jako wewnętrznie wartościowe, lecz także jako tak cenne, iż przez swe sporadyczne występowanie nadają życiu wartość. Mistycy zawsze dawali świadectwo wiel- kiej wartości wspaniałego doświadczenia mistycznego, które może się zdarzyć zaledwie parę razy w życiu. Kontrastuje to ostro ze zwykłymi doświadczeniami ży- ciowymi zwłaszcza na Zachodzie, a szczególnie u psycho- logów amerykańskich. Zachowania (behaviour) tak się identyfikuje ze środkiem do celów, że wielu autorów uważa słowa „zachowanie" i „zachowanie instrumental- ne" za synonimy. Wszystko jest robione dla jakiegoś dalszego celu, aby osiągnąć coś innego. Szczyt tej po- stawy osiąga John JDewey w swej teorii wartości (38a), gdzie w ogóle nie ma celów, a tylko środki do celów. Lecz i takie stwierdzenie nie jest zupełnie dokładne, gdyż zakłada istnienie celów. Żeby być całkiem ścisłym, należy raczej powiedzieć, że u Deweya środki są środka- mi dla uzyskiwania innych środków, które z kolei są środkami dla jeszcze innych, i tak dalej w nieskończo- ność. Szczytowe doświadczenia czystej rozkoszy stanowią dla badanych przeze mnie osób ostateczne cele życia i jego ^, ostateczne potwierdzenie i uzasadnienie. Jest czymś nie-r pojętym, aby psycholog mógł je pomijać lub nawet żeby 83 był oficjalnie nieświadomy ich istnienia, a co gorsze, by w psychologiach obiektywnych zaprzeczał a priori mo- żliwości ich istnienia jako przedmiotu badań naukowych. 7. We wszystkich zbadanych przeze mnie zwykłych doświadczeniach szczytowych zachodzi bardzo charakte- rystyczna dezorientacja w czasie i przestrzeni. Słuszne byłoby twierdzenie, że w tych momentach osoba jest subiektywnie poza czasem i przestrzenią. W twórczym uniesieniu poeta czy artysta zapomina o otaczającym świecie i o mijaniu czasu. Kiedy powróci do normalnego stanu, nie potrafi określić, ile czasu upłynęło. Nieraz mu- si mocno potrząsnąć głową, jakby się budził z jakiegoś - oszołomienia, żeby zdać sobie sprawę, gdzie się znajduje. Ale jeszcze częstsza jest relacja, zwłaszcza podawana przez dwoje zakochanych, o całkowitej utracie świado- mości upływu czasu. Czas mija w ich ekstazach z prze- rażającą szybkością i cały dzień może przeminąć jak jedna chwila, ale z drugiej strony minuta przeżywana tak intensywnie może być odczuwana jak dzień lub rok. Jak gdyby jakimś sposobem znaleźli się w innym świe- cie, gdzie czas jednocześnie stoi w miejscu i pędzi z wiel- ką szybkością. Dla naszych zwykłych kategorii myślenia jest to oczywisty paradoks i sprzeczność. A jednak takie właśnie odczucia są przekazywane, a więc stanowią fakt, z którego trzeba sobie zdać sprawę. Nie widzę powodu, aby ten rodzaj doświadczania czasu nie nadawał się do badań eksperymentalnych. Ocena przemijania czasu w doświadczeniu szczytowym musi być bardzo niedokładna, jak również świadomość otoczenia musi być znacznie mniej dokładna niż w normalnym życiu. 8. Wnioski z moich odkryć dla psychologii wartości są zaskakujące, a przy tym tak jednoznaczne, że trzeba ko- niecznie nie tylko je przedstawić, lecz również starać się jakoś zrozumieć. Zacznę od końcowego wniosku, że do- ^ świadczenie szczytowe jest wyłącznie dobre i pożądane i nigdy nie jest doświadczane jako złe lub niepożądane. Doświadczenie jest wewnętrznie ważne; doświadczenie jest doskonałe, pełne i niczego więcej nie potrzebuje. Wystarcza samo sobie. Odczuwa się je jako wewnętrznie konieczne i nieuniknione. Jest tak dobre, jak być p o- winno. Reaguje się na nie uczuciem lęku, zdziwienia, 84 zdumienia, pokory, a nawet czci, uniesienia i nabożności. Czasami używa się wyrazu „święte", by określić reakcję danej osoby. Jest ono radosne i „zabawne" w sensie Bytu. Implikacje filozoficzne są tu ogromne. Jeśli gwoli ar- gumentacji przyjmiemy tezę, że w doświadczeniu szczy- towym sama natura rzeczywistości może być widziana jaśniej, a jej istota przeniknięta głębiej, to jest to nie- mal równoważne temu, co potwierdziło tylu filozofów i teologów, że całość Bytu oglądanego z jego najlepszej strony i z olimpijskiego punktu widzenia jest wyłącznie neutralna lub dobra, zaś zło, cierpienie czy zagrożenie jest jedynie zjawiskiem cząstkowym, wynikiem tego, że nie widzimy świata jako całości i jedności i że patrzymy nań z egoistycznego lub zbyt niskiego punktu widzenia. (Nie oznacza to oczywiście zaprzeczenia zła, cierpienia czy śmierci, ale raczej pogodzenie się z nimi i zrozumie- nie ich konieczności.) Innym sposobem wyrażania tego poglądu byłoby po- równanie z, jednym z aspek?3w pojęcia „boga", zawartym w wielu religiach. Bogowie, którzy mogą kontemplować i ogarniać całość Bytu i którzy dlatego go rozumieją, muszą widzieć go jako dobry, sprawiedliwy, nieuniknio- ny i muszą widzieć „zło" jako produkt widzenia i rozu- mienia ograniczonego i egoistycznego. Gdybyśmy mogli być pod tym względem podobni bogom i rozumieć wszechświat, to my także nigdy byśmy nie ganili i nie potępiali, nie czulibyśmy się zawiedzeni ani oburzeni. Naszymi uczuciami mogłyby być jedynie litość, miłosier- dzie, życzliwość i może smutek lub rozbawienie-B z po- wodu wad innego. Lecz dokładnie w taki właśnie sposób osoby samoaktualizujące się reagują niekiedy na świat, a my wszyscy reagujemy w naszych momentach szczytowych. Dokładnie w ten właśnie sposób wszyscy psychoterapeuci starają się odnosić do swych pa- cjentów. Musimy naturalnie przyjąć, że ta postawa na podobieństwo boskie, uniwersalnie tolerancyjna, zabaw- na-B i akceptująca-B jest bardzo trudna do osiągnięcia, a nawet prawdopodobnie niemożliwa do osiągnięcia w czystej formie, ale wiemy, że jest to kwestia względna. Możemy się do niej zbliżać w różnym stopniu i byłoby niemądrze zaprzeczać temu zjawisku tylko dlatego, że jest rzadkie, przelotne i nie występuje w czystej formie. 85 Chociaż nigdy nie potrafimy być w tym sensie bogami, możemy jednak być mniej lub bardziej, częściej lub rza- dziej, podobni bogom. W każdym razie kontrast z naszym zwykłym pozna- niem i z naszymi reakcjami zaznacza się bardzo ostro. Zwykle działamy kierując się wartościami-środkami to znaczy przydatnością, korzyścią, wadliwością lub dobro- cią, nadawaniem się do celu. Oceniamy, kontrolujemy, osądzamy, potępiamy lub aprobujemy. Wyśmiewamy się raczej z kogoś niż śmiejemy razem z nim. Reagujemy na doświadczenie w kategoriach osobowych i postrzegamy świat w odniesieniu do nas samych i do naszych celów, przez co traktujemy go jako nie więcej niż środek do naszych celów. Jest to przeciwieństwo oderwania się od świata, które z kolei oznacza, iż go faktycznie nie po- strzegamy, ale postrzegamy siebie w świecie lub świat w nas samych. Wtedy postrzegamy posługując się mo- tywacją wynikającą z braku, a więc możemy postrzegać tylko wartości-D. Taka percepcja różni się od postrzega- nia całego świata lub tej jego części, którą w doświad- czeniu szczytowym przyjmujemy za surogat świata. Wte- dy i tylko wtedy możemy postrzegać raczej jego wartości niż nasze własne. Nazywam to wartościami Bytu, w skró- cie wartościami-B (B-values). Są one podobne do „we- wnętrznych wartości" Roberta Hartmana (59). Te wartości-B, według mego obecnego rozeznania, są następujące: [1] całość (jedność; integracja; tendencja do tożsamości; wzajemna łączność; prostota; organizacja; struktura; transcendencja dychotomii; porządek); [2] doskonałość (konieczność; słuszność; akuratność; nieuniknioność; stosowność; sprawiedliwość; całkowitość; „powinność"); [3] spełnienie (zakończenie; finalizm; sprawiedliwość; „to jest zakończone"; spełnienie; finis i telos; przeznacze- nie; los); [4] sprawiedliwość (uczciwość; porządek; zgodność z prawem; powinność); [5] żywotność (proces; nie-martwota; spontaniczność; samoregulacja; pełne funkcjonowanie); [6] bogactwo (zróżnicowanie; złożoność; zawiłość); [7] prostota (uczciwość; otwartość; istotność; struktura abstrakcyjna, zasadnicza, szkieletowa); 86 [8] piękno (słuszność; forma; żywotność, prostota, bo- gactwo; całość; doskonałość; dokonanie, niepowtarzalność; uczciwość); [9] dobroć (słuszność; pragnienie, powinność; sprawie- dliwość; życzliwość; uczciwość); [10] jedyność (specyficzność; indywidualność, nieporów- nywalność; nowość); [11] łatwość (obycie; brak wysiłku, napięcia czy trud- ności; wdzięk; doskonałe, piękne funkcjonowanie); [12] żartobliwość (zabawa; radość; rozrywka; wesołość; humor; wybujałość; brak wysiłku); [13] prawda; uczciwość; realność (otwartość; prostota; bogactwo; powinność; piękno; niewinność, czystość i nie- skazitelność; całkowitość; istotność); [14] samowystarczalność (autonomia; niezależność; nie- potrzebowanie nikogo innego oprócz samego siebie, aby być samym sobą; samookreślenie; przekraczanie otocze- nia; izolacja; życie według własnych praw). Te wartości, rzecz prosta, nie wyłączają się nawza- jem. Nie są oddzielne lub odrębne, ale nakładają się na siebie albo ze sobą stapiają. Ostatecznie wszystkie są raczej aspektami Bytu niż jego częściami. Róż- ne z tych aspektów wysuną się na pierwszy plan pozna- nia w zależności od operacji, która to poznanie odsłoniła, na przykład percypowanie pięknej osoby lub pięknego obrazu, doświadczenie doskonałej miłości, intuicji, twór- czości, porodu itd. Jest to więc nie tylko dowód połączenia dawnej trójcy prawdy, dobra i piękna, ale jest również czymś o wiele więcej. Przedstawiłem gdzie indziej mój wniosek (97), że prawda, dobro i piękno są u przeciętnej osoby w naszej kulturze tylko względnie dobrze ze sobą skorelowane, a u neurotyka ta korelacja jest jeszcze mniejsza. Tylko u dobrze rozwiniętej i dojrzałej istoty ludzkiej, u osoby samoaktualizującej się i w pełni funkcjonującej, są one tak dalece skorelowane, iż praktycznie można przyjąć, że stapiają się w jedność. Dodam, że sprawdza się to u innych ludzi w ich doświadczeniach szczytowych. To odkrycie, jeżeli okaże się słuszne, jest bezpośrednim i jaskrawym zaprzeczeniem jednego z podstawowych pewników, który kieruje wszelką naukową myślą, że percepcja im bardziej obiektywna i bezosobowa, tym bar- dziej staje się oderwana od wartości. Fakt i wartość pra- 87 wie zawsze były uważane (przez intelektualistów) za antonimiczne i wzajemnie się wykluczające. A może prawdziwa jest hipoteza przeciwna, gdyż kiedy badamy poznanie najbardziej oderwane od ego, obiektywne, po- zbawione motywacji i bierne, stwierdzamy, że rości so- bie ono prawo do bezpośredniego postrzegania wartości, że wartości nie można oderwać od rzeczywistości i że najgłębsza percepcja „faktów" sprawia, że „jest" stapia się z „powinien". W takich momentach rzeczywistość zabarwia się podziwem, admiracją, trwogą i aprobatą, to znaczy wartością.1 9. Normalne doświadczenie jest osadzone zarówno w historii i kulturze, jak w zmiennych i względnych po- trzebach człowieka. Jest zorganizowane w czasie i prze- strzeni. Stanowi część większych całości i przeto jest względne wobec tych większych całości i układów odnie- sienia. Ponieważ uważa się, że jego rzeczywistość w każ- dym przypadku zależy od człowieka, więc gdyby czło- wiek miał zniknąć, ono też by zniknęło. Organizujące je układy odniesienia przesuwają się od zainteresowań jednostki do potrzeb sytuacji, od czasu teraźniejszego do przeszłości i przyszłości i od danego miejsca do innego. W takim znaczeniu doświadczenie i zachowanie są rela- tywne. Z tego punktu widzenia doświadczenia szczytowe są bardziej absolutne, a mniej względne. Nie tylko są one poza czasem i poza przestrzenią w znaczeniu wyżej po- danym, nie tylko są oderwane od tła i percypowane bar- dziej same w sobie, nie tylko są stosunkowo niemoty- wowane i oderwane od zainteresowań człowieka, lecz są także percypowane i odbierane, jak gdyby były same w sobie, „poza", jak gdyby stanowiły percepcję rzeczywi- stości niezależnej od człowieka i trwającej poza jego ży- ciem. Oczywiście trudno, a także niebezpiecznie jest z naukowego punktu widzenia mówić o tym, co względne 1 Nie starałem się tego zbadać ani żadna z badanych przeze mnie osób samorzutnie nie mówiła o tym, co można by nazwać poświadczeniami nadiru", np. bolesne i miażdżące (dla pewnych osób) wgłębianie się w nieuniknioność starzenia się i śmierci, ostatecznej samotności i odpowiedzialności jednostki, bezosobo- wości natury, istoty nieświadomego itd. 88 i absolutne, i zdaję sobie sprawę, że jest to semantyczne grzęzawisko. A jednak czuję się zmuszony, z racji wielu introspekcyjnych relacji uczestników moich badań, przed- stawić to zróżnicowanie jako odkrycie, z którym myr psycholodzy, będziemy musieli w końcu się pogodzić. Tych słów używały same badane przeze mnie osoby usiłujące opisać doświadczenia, które są zasadniczo nie- wyrażalne. One mówią o „absolutnym", one mówią o „względnym". Nas samych niejednokrotnie kusi takie słownictwo na przykład w dziedzinie sztuki. Chińska waza może być doskonała sama w sobie, może sobie liczyć dwa tysiące lat i jednocześnie w danej chwili może być czymś zu- pełnie świeżym, raczej uniwersalnym niż chińskim. W tym przynajmniej znaczeniu jest ona absolutna, choć jed- nocześnie względna wobec czasu, wobec kultury kraju swego pochodzenia i wobec norm estetycznych ogląda- jącego. Czy nie jest też znamienne, że doświadczenie mi- styczne było opisywane niemal w identycznych słowach przez ludzi różnych religii, różnych epok i różnych kul- tur? Nic dziwnego, że Aldous Huxley (68a) nazwał je „filozofią wieczystą". Wielcy twórcy, według antologii Brewstera Ghiselina (54a), opisywali swe momenty twór- cze prawie w identycznych słowach, chociaż reprezento- V wali różne dziedziny — poeci, chemicy, rzeźbiarze, filo- zofowie i matematycy. Koncepcja tego, co absolutne, sprawia trudność po czę- ści dlatego, że zawsze jest przeniknięta domieszką sta- tyczności. Obecnie stało się jasne z doświadczeń bada- nych przeze mnie osób, że nie jest to konieczne ani nie- uniknione. Percepcja przedmiotu estetycznego lub uko- chanej twarzy czy pięknej teorii jest procesem płynnym, zmiennym, ale ta płynność uwagi mieści się dokładnie wewnątrz percepcji. Jej bogactwo może być nieskoń- czone i ciągłe wpatrywanie się może przenosić się od jednego aspektu doskonałości do innego, koncentrując się raz na jednym jej aspekcie, raz na innym. Piękny obraz ma wiele organizacji, nie tylko jedną, tak że do- świadczenie estetyczne może być ciągłym, choć zmienia- jącym się zadowoleniem, wynikającym z oglądania go raz pod jednym, to znów pod innym kątem widzenia. Można go również widzieć raz jako coś relatywnego, in- nym razem — jako coś absolutnego. Nie musimy spierać się o to jaki jest, czy jest relatywny, czy absolutny. Może być jednym i drugim. 10. Zwykłe poznanie jest procesem bardzo aktywnym. Charakteryzuje się pewnego rodzaju kształtowaniem i se- lekcjonowaniem przez oglądającego. On wybiera, co per- cypować, czego zaś nie percypować, on odnosi to do swoich potrzeb, obaw i zainteresowań, on nadaje temu pewną organizację, porządkuje i zmienia. Jednym słowem oglądający opracowuje poznanie. Jest to proces pochła- niający energię. Wymaga skupienia, czujności i napięcia, a więc powoduje zmęczenie. Poznanie-B jest o wiele bardziej bierne i receptywne -niż czynne, chociaż rzecz prosta, nigdy nie może być ta- kie w pełni. Najlepsze opisy tego „biernego" rodzaju poznawania znalazłem u filozofów wschodnich, zwłaszcza u Lao-Tse i filozofów taoistycznych. Krishnamurti (85) tną doskonałe wyrażenie odnoszące się do moich danych, Takie poznanie nazywa on „świadomością bez wyboru". Moglibyśmy to również nazwać „świadomością bez prag- nień". Taoistyczna koncepcja „niech będzie" głosi to, co ja się staram przekazać, mianowicie że percepcja może ł>yć raczej nie wymagająca niż wymagająca, kontempla- tywna niż silna. Może być pokorna wobec doświadczenia, nie ingerująca, raczej przyjmująca niż biorąca, może po- zwolić, żeby przedmiot percepcji był sobą. Przychodzi mi tu również na myśl freudowski opis „swobodnego strumienia uwagi". To też jest raczej bierne niż czynne, raczej bezinteresowne niż egocentryczne, przypominające raczej sen niż jawę oraz raczej cierpliwe niż niecierpli- we. Jest to raczej wpatrywanie się niż patrzenie, podpo- rządkowanie się i poddanie doświadczeniu. Niedawno znalazłem przydatne uwagi poczynione przez Johna Schliena (155) o różnicy między słuchaniem bier- nym a czynnym, napiętym. Dobry terapeuta musi umieć słuchać raczej w sensie receptywnym niż „wyciągają- cym" potrzebne mu informacje, aby móc usłyszeć to, co zostało naprawdę powiedziane, nie zaś to, co on sam spodziewa się usłyszeć lub nawet domaga się usły- szeć. Nie wolno mu narzucać siebie, ale powinien raczej pozwolić, aby słowa same do niego płynęły. Tylko wtedy ich właściwy kształt i sens może być przyswojony; w •90 przeciwnym razie usłyszy się tylko własne teorie i to, czego się oczekuje usłyszeć. Zgodnie z rzeczywistością można powiedzieć, że zdol- ność do biernego odbioru jest tym kryterium, jakie wy- różnia dobrego terapeutę od złego, bez względu na szko- łę, jaką reprezentuje. Dobry terapeuta potrafi „na świeżo" percypować każdą osobę ze względu na nią samą bez skłonności systematyzowania, rubrykowania, klasyfikowa- nia i szufladkowania. Lichy terapeuta, choćby przez sto lat praktykował w klinice, może znajdować tylko powta- rzające się potwierdzenia teorii, których nauczył się na początku swej kariery. W takim właśnie sensie mówi się, że terapeuta może powtarzać te same błędy przez, lat x* czterdzieści, aby je potem nazwać „bogatym doświadcze- niem klinicznym". Całkowicie odmiennym, choć też odbiegającym od nor- my, sposobem wyrażenia odczucia tej cechy poznania-B jest określenie go, przez D. H. Lawrence'a i innych ro- mantyków, jako raczej niewolitywnym niż wolicjonalnym. Zwykłe poznanie jest w wysokim stopniu wolicjonalne, ^ a więc wymagające, z góry przygotowane i przedpojęcio- we. W poznaniu doświadczenia szczytowego wola nie bierze udziału. Ulega zawieszeniu. Przyjmuje, a nie żą- da. Nie możemy nakazać doświadczenia szczytowego. Ono nam się przytrafia. 11. Reakcja emocjonalna na doświadczenie szczytowe tną szczególny posmak zdziwienia, grozy, czci, pokory ^ i poddania się doświadczeniu jako czemuś wielkiemu. Czasami ma domieszkę lęku (ale lęku przyjemnego) z po- wodu stanu oszołomienia. Badane przeze mnie osoby określają to w takich zdaniach: „To mnie przerasta", „to ponad moje siły", „to zbyt piękne". Doświadczenie może być tak przejmujące i ostre, iż może powodować łzy lub śmiech, lub jedno i drugie, może też być paradoksalnie zbliżone do cierpienia, chociaż jest to cierpienie pożąda- ne, opisywane nieraz jako „słodkie". Może to posunąć się tak daleko, że w szczególny sposób przywołuje myśl o śmierci. Nie tylko badane przeze mnie osoby, lecz wielu autorów opisując różne doświadczenia szczytowe porów- nywało je z uczuciem umierania, to znaczy chętnego umierania. Typowa wypowiedź może brzmieć: „To zbyt cudowne. Nie wiem, jak potrafię to znieść. Mógłbym te- raz umrzeć bez żalu". Może się na to składać częściowo chęć trwania w tym doświadczeniu i niechęć zejścia z tego szczytu w dolinę codziennej egzystencji. A może jest to częściowo także jakiś aspekt głębokiego poczucia pokory, własnej małości i nikłej wartości wobec ogromu doświadczenia. 12. Inny paradoks, jakim się musimy zająć mimo jego trudności, polega na sprzecznych relacjach o percepcji świata. W pewnych relacjach, zwłaszcza doświadczeń mistycznych lub religijnych bądź filozoficznych, cały świat przedstawia się jako jedność, jako pojedyncza, bo- gata, żywa całość. W innych doświadczeniach szczyto- wych, zwłaszcza w przeżyciu miłosnym i estetycznym, jedna drobna część świata jest postrzegana, jakby w tym momencie stanowiła cały świat. W obu przypadkach za- chodzi postrzeganie jedności. Prawdopodobnie fakt, iż poznanie-B obrazu lub osoby bądź teorii zachowuje wszystkie atrybuty całości Bytu, to znaczy wartości-B, wynika stąd, że percypujemy dany obiekt, jakby stano- wił wszystko, co w danej chwili istnieje. 13. Zachodzą zasadnicze różnice (56) między pozna- niem, które abstrahuje i klasyfikuje, a świeżym pozna- niem tego, co konkretne, naturalne i indywidualne. W ta- kim właśnie znaczeniu będę używał określeń „abstrak- cyjny" i „konkretny". Nie różnią się one znacznie od ter- minów Goldsteina. Większa część naszego poznania (zaj- mowanie się, percypowanie, zapamiętywanie, myślenie i uczenie się) ma charakter raczej abstrakcyjny niż kon- kretny. To znaczy, w naszym życiu poznawczym głównie kategoryzujemy i schematyzujemy, klasyfikujemy i ab- strahujemy. Nie tyle poznajemy naturę świata, takiego jakim jest on naprawdę, ile organizujemy nasz własny wewnętrzny pogląd na świat. Większa część doświadcze- nia przechodzi przez nasz system kategorii, konstrukcji i rubryk, jak wykazał również Schachtel w swej klasycznej pracy Childhood Amnesia and the Problem of Memory. Do tego zróżnicowania doprowadziły mnie badania osób samoaktualizujących się, u których znala- złem zarówno zdolność do abstrahowania bez wyzbywa- X nią się konkretności, jak i zdolność do konkretyzowania bez wyzbywania się abstrakcyjności. Poszerza to nieco 92 * - opis podany przez Goldsteina, ponieważ wykryłem nie tylko redukcję do konkretu, lecz również coś, co można by nazwać redukcją do abstraktu, to znaczy utratę zdol- ności poznawania konkretu. W późniejszym okresie wy- kryłem tę samą wyjątkową zdolność percypowania kon- kretu zarówno u dobrych artystów, jak i u klinicystów, nawet jeśli nie były to osoby samoaktualizujące się. Ostatnio znajduję tę samą zdolność u zwykłych ludzi w ich momentach szczytowych. Łatwiej wtedy chwytają postrzegany przedmiot w jego własnej konkretnej, in- dywidualnej naturze. Ponieważ ten rodzaj percepcji idiograficznej był za- zwyczaj opisywany jako rdzeń postrzegania estetycznego, na przykład przez Northropa (127a), percepcje te stały się nieomal synonimami. Dla większości filozofów i arty- stów percypować konkretnie osobę w jej wewnętrznej niepowtarzalności oznacza to samo, co percypować ją estetycznie. Ja wolę ujęcie ogólniejsze i sądzę, że już dostatecznie wykazałem, iż ten rodzaj percepcji niepow- tarzalnej natury przedmiotu jest charakterystyczny dla wszystkich, a nie tylko estetycznych doświadczeń szczytowych. Pożytecznie jest pojmować konkretne postrzeganie za- chodzące w poznaniu-B jako percepcję wszystkich aspek- , tów i atrybutów obiektu jednocześnie lub w krótkim na- stępstwie czasu. Abstrahowanie stanowi w swej istocie wybór spośród pewnych aspektów przedmiotu tylko tych, które są nam przydatne, które nam zagrażają, które są nam dobrze znane lub które pasują do naszych kategorii językowych. Zarówno Whitehead, jak Bergson wyjaśnili to w dostatecznym stopniu, później przyłączyło się do nich wielu innych filozofów, na przykład Vivanti. Ab- strakcje, o ile są pożyteczne, o tyle są też fałszywe. Mó-< wiać krótko, postrzegać jakiś przedmiot abstrakcyjnie to znaczy nie postrzegać pewnych jego aspektów. Zakłada to wyraźnie selekcję pewnych atrybutów, odrzucenie in- nych, wytwarzanie lub zniekształcanie jeszcze innych. Robimy z niego to, co chcemy. My go tworzymy. My go produkujemy. Ponadto, w abstrahowaniu niezwykle ważna jest wyraźna tendencja do odnoszenia aspektów przedmiotu do naszego systemu językowego. Sprawia ^to szczególne utrudnienie, ponieważ język jest raczej wtór- nym niż podstawowym procesem w sensie freudowskim, 93 gdyż traktuje raczej o rzeczywistości zewnętrznej niż psychicznej, raczej o świadomości niż o nieświadomości. To prawda, że można w pewnym stopniu naprawić ten brak stosując język poetycki czy rapsodyczny, lecz i tak duża część doświadczenia jest niewyrażalna i nie może być ujęta w ogóle żadnym językiem. Weźmy dla przykładu percepcję jakiegoś obrazu lub osoby. Aby nasza percepcja była pełna, musimy zwalczyć naszą tendencję do klasyfikowania, porównywania, oce- niania, potrzebowania i użytkowania. W chwili, kiedy powiemy, że ten człowiek jest na przykład cudzoziem- cem, już go sklasyfikowaliśmy, dokonaliśmy aktu abstra- howania i w pewnym stopniu odcięliśmy się od możli- wości widzenia go jako jedynej w swoim rodzaju i cał- kowitej istoty ludzkiej, różnej od każdej innej na całym świecie. W chwili, kiedy zbliżamy się do obrazu wiszą- cego na ścianie, aby odczytać nazwisko artysty, odcięliś- my się od możliwości oglądania go z całą świeżością w jego własnej niepowtarzalności. Tak więc to, co nazywa- my wiedzą, to znaczy umieszczenie doświadczenia w systemie pojęć, słów lub relacji, w pewnym stopniu prze- kreśla możność pełnego poznania. Herbert Read zwrócił uwagę, że dziecko ma „niewinne oko", zdolność oglądania czegoś, jakby widziało to po raz pierwszy (często widzi to po raz pierwszy). Wtedy może się w to wpatrywać zdziwione, badając wszystkie aspekty przedmiotu, zwra- cając uwagę na wszystkie atrybuty, bowiem w takiej sy- tuacji dla dziecka żadna cecha nieznanego przedmiotu nie jest ważniejsza od jego żadnej innej cechy. Ono nie organizuje przedmiotu, po prostu się wpatruje. Smakuje jakość przeżycia w sposób opisany przez Cantrila (28, 29) i Murphy'ego (122, 124). W podobnej sytuacji człowiek dorosły, o ile potrafi się powstrzymać od tylko abstra- howania, nazywania, porównywania, grupowania i odno- szenia, będzie mógł widzieć coraz więcej aspektów wie- lostronności danej osoby czy obrazu. Muszę zwłaszcza podkreślić zdolność do percypowania tego, co niewyra- żalne, co nie może być ujęte w słowa. Werbalizacja „na siłę" zmienia to, co niewyrażalne, w coś innego, coś jak tamto, coś podobnego, co jest jednak czymś innym niż tamto samo w sobie. Ta właśnie zdolność postrzegania całości i przekracza- nia części charakteryzuje poznanie w różnych doświad- 94 czeniach szczytowych. Skoro tylko w ten sposób możemy w pełnym znaczeniu tego słowa poznać drugą osobę, to nic dziwnego, iż osoby samourzeczywistniające się są znacznie bardziej przenikliwe w percypowaniu ludzi, w przenikaniu do samego rdzenia czy istoty drugiej osoby. Dlatego też jestem przekonany, że idealny terapeuta, od którego można by oczekiwać, że z racji swego zawodu bez żadnych uprzedzeń powinien umieć zrozumieć inną osobę w jej niepowtarzalności i całości, musi być sam co najmniej dostatecznie zdrowym osobnikiem. Podtrzy- muję to, aczkolwiek skłonny jestem uznać niewytłuma- czalne różnice indywidualne w tego rodzaju percepcji^ i mniemam, że także doświadczenie terapeutyczne może być pewnego rodzaju ćwiczeniem w poznawaniu Bytu innej osoby. To wyjaśnia też powód, dla którego uwa- żam, iż ćwiczenie estetycznej percepcji i twórczości może stanowić bardzo pożądany aspekt praktyki klinicznej. ' 14. Na wyższych poziomach dojrzałości wiele dycho- tomii, polarności i konfliktów zostaje usuniętych, prze- kroczonych lub rozwiązanych. Osoby samourzeczywist- niające się są jednocześnie samolubne i niesamolubne, są dionizyjskie i apolińskie, indywidualne i społeczne, racjonalne i irracjonalne, połączone z innymi i oderwane od innych i tak dalej. To, co wyobrażałem sobie jako prostą ciągłą, której końce były polarne względem siebie i możliwie najdalej od siebie położone, okazało się raczej kołami lub spiralami, w których krańcowe punkty po- larne łączą się ze sobą w jedno. Widzę w tym również silną tendencję do pełnego poznania przedmiotu. Irn bar- dziej rozumiemy całość Bytu, tym bardziej możemy to- lerować jednoczesne istnienie i percepcję niekonsekwen- cji, przeciwieństw, a nawet jawnych sprzeczności. Zdają się one wynikać z częściowego poznania i znikają w po- znaniu całościowym. Osoba neurotyczna oglądana z ko- rzystniejszego boskiego punktu widzenia może być wi- dziana jako cudowny, skomplikowany, a nawet piękny, harmonijny proces. To, co nornfalnie widzimy jako kon- flikt, sprzeczność i rozbicie, może być wówczas widziane jako nieuniknione, konieczne, a nawet przeznaczone. To znaczy, jeśli owa osoba może być w pełni zrozumiana, to wszystko znajdzie się na koniecznym i właściwym so- bie miejscu, i można ją percypować i oceniać według 95 założeń estetyki. Okazuje się, że wszystkie jej konflikty i rozdarcia mają pewien sens lub mądrość. Nawet pojęcia choroby i zdrowia mogą połączyć się i zaniknąć, jeśli patrzymy na objaw choroby jako pęd ku zdrowiu lub widzimy newrozę jako najzdrowsze dostępne w danej chwili rozwiązanie problemów danej jednostki. 15. Osoba w momencie szczytowym jest podobna bogu nie tylko w tym znaczeniu, które już omówiłem, lecz także w inny sposób, zwłaszcza przez pełną, kochającą, nie potępiającą, współczującą i może zabawną akceptacje, świata i siebie, choćby najgorzej przedstawiała się w in- nych, zwyczajnych momentach. Teolodzy od bardzo daw- na zmagają się z niewykonalnym zadaniem pogodzenia grzechu, zła i cierpienia na świecie z pojęciem Boga wszechmocnego, wszechmiłującego i wszechwiedzącego. Dodatkową trudność stanowiło zadanie pogodzenia ko-, nieczności wynagrodzenia i ukarania za dobro i zło z owym pojęciem wszechmiłującego i wszystko wybacza- jącego Boga. Musi On jakoś jzarówno karać, jak i nie ka- rać, zarówno przebaczać, jak"potępiać. Sądzę, że możemy się czegoś nauczyć o naturalistycz- nym rozwiązaniu tego dylematu, badając samourzeczy- wistniających się ludzi i porównując dwa wyraźnie od- mienne, wyżej omówione typy percepcji, to znaczy per- cepcję-B z percepcją-D. Zwykle percepcja-B jest chwi- lowa. To szczyt, wysoki punkt, osiągnięcie sporadyczne. Wydaje się, jakby istoty ludzkie postrzegały przeważnie z motywacji braku. To znaczy, porównują, osądzają, ak- ceptują, odnoszą do czegoś, korzystają. Wynika stąd, że możemy percypować inną osobę na dwa różne sposoby: czasami w jej Bycie, tak jakby stanowiła całość wszech- świata w danej chwili, ale przeważnie jako część wszech- świata powiązaną z jego resztą na wiele złożonych spo- sobów. W przypadku percepcji-B możemy być sa- mą miłością, samym przebaczeniem, samą akceptacją, sa- mym uwielbieniem, samym zrozumieniem, odczuwać ra- dość-B, radość miłującą. Lecz są to właśnie atrybuty przypisywane różnym pojęciom boga (z wyjątkiem ra- dości, której dziwnie brakuje u większości bogów). W ta- kich więc chwilach możemy się upodabniać do bogów przez owe atrybuty. Na przykład, w sytuacji terapeutycz- nej możemy odnosić się w taki kochający, pełen zrozu- 96 mienia, akceptacji i przebaczenia sposób do różnego ro- dzaju ludzi, których normalnie się boimy i potępiamy, a nawet nienawidzimy, do morderców, pederastów, gwał- cicieli, wyzyskiwaczy, tchórzów. Jest dla mnie czymś wielce znamiennym, że w pew- nych przypadkach wszyscy ludzie zachowują się tak, jakby chcieli być poznawani według poznania-B (zob. rozdz. 9). Oburza ich klasyfikowanie, dzielenie na kate- gorie i segregowanie. Przylepianie osobie etykietki kel- nera, policjanta czy „matrony" zamiast traktowania jej jako odrębnej jednostki często wywołuje uczucie obrazy. Wszyscy chcemy być uznawani i aprobowani takimi, ja- kimi jesteśmy w naszej całości, bogactwie i złożoności. "' Jeśli nie można znaleźć takiej akceptacji wśród ludzi, powstaje bardzo silna tendencja do projekcji i tworzenia postaci na podobieństwo boskie, niekiedy będzie nią czło- wiek, niekiedy istota nadprzyrodzona. Inną odpowiedź na „zagadnienie zła" podsuwa nam sposób, w jaki badane osoby „akceptują rzeczywistość" jako byt sam w sobie, mający własną rację istnienia. Nie jest ona ani dla człowieka, ani przeciw niemu. Jest taka, jaka jest, nieosobowa. Trzęsienie ziemi niosące za- gładę stawia problem pogodzenia się z tym zjawiskiem tylko przed człowiekiem potrzebującym osobistego Boga, który jest jednocześnie wszechmiłujący, poważny, wszech- mocny i który stworzył świat. Dla człowieka mogącego postrzegać i akceptować świat w sposób naturalistyczny, bezosobowy i jako nie stworzony, nie przedstawia to żadnego problemu etycznego ani aksjologicznego, bowiem dla niego zjawisko to nie wydarzyło się „celowo", by go nękać. Wzruszy on ramionami i jeśli zło ma być okre- ślone antropocentrycznie, to zaakceptuje je po prostu tak, jak przyjmuje pory roku i burze. W zasadzie można podziwiać piękno powodzi lub tygrysa w momencie tuż przed jego śmiertelnym atakiem i nawet czuć się tym rozbawionym. Oczywiście jest człowiekowi o wiele trud- niej przyjąć taką postawę wobec czynów ludzkich szko- dliwych dla niego, ale czasami to jest możliwe, i im bardziej człowiek jest dojrzały wewnętrznie, tym bar- dziej staje się to możliwe. 16. W momentach się wyraźnie omentach szczytowych percepcja łatwo staje ie idiograficzna, a nie klasyfikująca. Przed- -V 97 miot percepcji, czy jest nim człowiek, czy świat bądź dzieło sztuki, łatwo jest widziany jako przypadek nie- powtarzalny i jako jedyny przedstawiciel swej klasy. Jest to przeciwne naszemu normalnemu nomotetycznemu ujmowaniu świata, które polega w swej istocie na uogól- nianiu i na arystotelesowskim podziale świata na róż- nego rodzaju klasy, których przykładem bądź próbką jest przedmiot. Całe pojęcie klasyfikacji opiera się na klasach ogólnych. Gdyby nie było klas, pojęcia podobień- stwa, równości, porównania i różnicy stałyby się zupeł- nie bezużyteczne. Nie można porównywać dwóch przed- miotów, które nie mają ze sobą nic wspólnego. Co wię- cej, powiedzenie, iż dwa przedmioty mają coś wspólnego, oznacza z konieczności abstrahowanie takich cech jak na przykład czerwoność, okrągłość, ciężkość itd. Jeśli jednak percypujemy osobę bez abstrahowania, jeżeli na- legamy na percypowanie wszystkich jej atrybutów rów- nocześnie i jako wzajemnie koniecznych, to już nie mo- żemy klasyfikować. Z takiego punktu widzenia każda osoba jako całość, każdy obraz lub każdy ptak bądź kT;viat staje się jedynym przedstawicielem klasy i musi być postrzegany w sposób idiograficzny. Ta chęć równoczes- nego widzenia wszystkich aspektów przedmiotu oznacza większą wartość percepcji (59). 17. Jednym z aspektów doświadczenia szczytowego jest całkowita, aczkolwiek chwilowa, utrata lęku, niepokoju, zahamoioaii, obrony i kontroli, wyzbycie się rezygnacji, opóźnień i skrępowania. Obawa dezintegracji i rozpły- nięcia się, obawa opanowania przez „instynkty", obawa śmierci i niepoczytalności, obawa poddania się nieokieł- znanym przyjemnościom i emocjom — to wszystko w danym momencie znika lub ulega zawieszeniu. Oznacza to również większą otwartość percepcji nie zniekształco- nej lękiem. Można by ją uważać za czyste zaspokojenie, czystą ekspresję, czyste uniesienie czy radość. Skoro jednak jest „z tego świata", stanowi rodzaj połączenia freudowskiej „zasady przyjemności" z „zasadą rzeczywistości". Jest to więc jeszcze jeden przykład rozwiązania zazwyczaj dwu- dzielnych pojęć na wyższym poziomie psychologicznego funkcjonowania. Możemy więc spodziewać się, że u osób, które mają 98 często takie doświadczenie, znajdziemy pewną „przeni- kalność", bliskość i otwartość wobec tego, co nieświa- dome, i względny brak lęku przed tym, w nieświadome. 18. Widzieliśmy, że w tych różnych doświadczeniach szczytowych osoba dąży do większej integracji i indywi- dualizacji, większej spontaniczności i ekspresji, większej łatwości i swobody, większej odwagi i mocy itd. Lecz to są cechy podobne bądź prawie takie same, jak figurujące w wykazie wartości-B podanym na poprzed- nich stronicach. Wydaje się, że jest coś w rodzaju dyna- micznego paralelizmu lub izomorfizmu między tym, co wewnętrzne, a tym, co zewnętrzne. To znaczy, kiedy oso- ba percypuje zasadniczy Byt świata, zbliża się równole- gle do swego wlasnego Bytu (do swej własnej doskona- łości, do bycia w doskonalszym stopniu samą sobą). To wzajemne oddziaływanie zdaje się zachodzić w obu kie- runkach, bowiem osoba zbliżając się z jakiegoś powodu do swego własnego Bytu lub doskonałości staje się przez to zdolniejsza do łatwiejszego dostrzegania wartości-B w świecie. Stając się bardziej zintegrowana może zobaczyć więcej jedności w świecie. Stając się weselsza w sensie B może łatwiej zobaczyć wesołość-B w świecie. Stając się silniejsza lepiej potrafi dojrzeć siłę i mcc w świecie. Jedno zwiększa możliwość drugiego, podobnie jak depre- sja sprawia, że świat wygląda gorzej, i odwrotnie. Osoba i świat stają się coraz bardziej do siebie podobni w mia- rę zbliżania się ku doskonałości (lub w miarę tracenia doskonałości; 108, 114). Być może na tym częściowo polega zespolenie się za- kochanych, zjednoczenie się ich ze światem w kosmicz- nym doświadczeniu, poczucie, że jest się częścią jed- ności, jaką percypuje się w głębokiej filozoficznej intuicji. Należą tu również niektóre (nieadekwatne) dane (180) wskazujące, że pewne cechy opisujące strukturę „dob- rych" obrazów opisują zarazem dobrą istotę ludzką, war- tości-B pełni, niepowtarzalności, żywotności. To można oczywiście sprawdzić. 19. Dla niektórych czytelników może być pomocne, je- śli spróbuję teraz umieścić to wszystko w innym psycho- analitycznym układzie odniesienia, który dla wielu jest bardziej znany. Wtórne procesy zajmują się światem i 99 V realnym poza tym, co nieświadome i przedświadome (86). Logika, nauka, zdrowy rozsądek, dobre przystosowanie, adaptacja kulturalna, odpowiedzialność, planowanie i ra- cjonalizm są to wszystko techniki procesu wtórnego. Pro- cesy pierwotne wykryto najpierw u neurotyków i psycho- tyków, potem u dzieci, zaś dopiero ostatnio u osób zdro- wych. Zasady działania nieświadomości najlepiej uwi- daczniają się w snach. Życzenia i lęki to podstawowe sprężyny freudowskich mechanizmów. Osobnik dobrze dostosowany, odpowiedzialny, rozsądny, dobrze sobie ra- dzący w świecie realnym może zazwyczaj być taki dzięki temu, że po części odwraca się od swej nieświadomości i przedświadomości, zaprzecza ich istnieniu i tłumi je. Co do mnie zdałem sobie z tego jasno sprawę, kiedy przed laty stanąłem wobec faktu, iż badane przeze mnie samoaktualizujące się osoby, wybrane z racji ich dużej dojrzałości, okazały się jednocześnie dziecinne. Nazwałem to „zdrową dziecinnością", „wtórną naiwnością". Kris (84) i psychologowie jaźni również to rozpoznali i nazwa- li „regresją w służbie ego", którą znajdujemy nie tylko u ludzi zdrowych, ale którą ostatecznie uznano za waru- nek konieczny zdrowia psychologicznego. Miłość też zo- stała uznana za regresję (co znaczy, że osoba niezdolna do regresji jest niezdolna do miłości). Psychoanalitycy również są zgodni, że natchnienie lub wielka (pierwotna) twórczość pochodzi częściowo z nieświadomości, jest więc zdrową regresją, chwilowym odwróceniem się od świa- ta rzeczywistego. Otóż to, co wyżej opisałem, można uznać za fuzję ego, id, super-ego i ego-idealnego, tego, co świadome, przed- świadome i nieświadome, procesów pierwotnych i wtór- nych, syntezę zasady przyjemności z zasadą rzeczywi- stości, zdrową regresją pozbawioną lęku w służbie naj- wyższej dojrzałości, prawdziwą integracją osoby na wszystkich poziomach. REDEFINICJA SAMOAKTUALIZACJI Innymi słowy każda osoba w doświadczeniu szczyto- wym nabiera okresowo wiele charakterystycznych cech, jakie stwierdziłem u jednostek samoaktualizujących się, to znaczy przez jakiś czas owe osoby same się aktuali- zują. Można też uważać to za przemijającą zmianę cha- 100 rakterologiczną, a nie tylko za stan emocjonalno-poznaw- czo-ekspresyjny. Dla danego osobnika są to nie tylko naj- szczęśliwsze i najbardziej przejmujące momenty, ale też chwile najwyższej dojrzałości, indywiduacji i spełnienia, jednym słowem, jego najzdrowsze momenty. Umożliwia to nam ponowne zdefiniowanie samoaktuali- zacji w taki sposób, by oczyścić ją z jej statycznych i ty- pologicznych ograniczeń i żeby nie była czymś w rodzaju ekskluzywnego panteonu, do którego wkraczają wyjąt- kowi osobnicy w wieku lat sześćdziesięciu. Możemy ją określić jako epizod lub zryw, w którym siły jednostki łączą się razem w sposób szczególnie wydajny oraz nad- zwyczaj przyjemny i podczas którego jest ona bardziej zintegrowana, mniej rozdwojona, bardziej otwarta na do- świadczenie, bardziej zindywidualizowana, doskonalej eks- presyjna lub spontaniczna bądź w pełni funkcjonująca, bardziej twórcza, pogodna, bardziej wychodząca poza ego, bardziej niezależna od swych niższych potrzeb itd. W ta- kich epizodach jednostka staje się naprawdę sobą, dosko- nalej aktualizuje swe możliwości, jest bliższa sedna swe- go Bytu, jest pełniej ludzka. Takie stany lub epizody teoretycznie mogą się zda- rzać każdemu w każdym okresie życia. Wydaje się, że jednostki nazwane przeze mnie osobami samoaktualizu- jącymi się, wyróżnia właśnie o wiele większa częstotli- wość tych okresów, ich większa intensywność i dosko- nałość niż u przeciętnych ludzi. Czyni to z samoaktuali- zacji raczej kwestię stopnia i częstości niż sprawę bycia lub nie-bycia, a tym samym rzecz bardziej nadającą się do dostępnych procedur badawczych. Nie musimy więc już ograniczać się do wyszukiwania tych rzadkich osób, o których można powiedzieć, że spełniają się przez więk- szość czasu. W teorii przynajmniej można również szu- kać w każdej historii życia epizodów samoaktuali- zacji, zwłaszcza u artystów, intelektualistów i innych wy- bitnie twórczych ludzi, jak też u osób głęboko religij- nych i osób doświadczających wielkich intuicji w psycho- terapii lub innych ważnych doświadczeniach wzrostu. X Jak dotąd opisywałem doświadczenie subiektywne w sposób empiryczny. Jego związek ze światem zewnętrz- 101 nym to zupełnie inna sprawa. Tylko to, że osoba po- , strzegająca wierzy, iż jej percepcja jest prawdziwsza i pełniejsza, nie stanowi żadnego dowodu, że tak jest rzeczywiście. Kryteria oceny słuszności tego przekonania tkwią zwykle w postrzeganych przedmiotach lub oso- bach bądź w wytworzonych produktach. Stanowią one przeto w zasadzie prosty problem dla badań korelacyj- nych. W jakio jednak znaczeniu można powiedzieć o sztuce, iż jest wiedzą,? Percepcja estetyczna ma z pewnością swe wewnętrzne samcuzasadnienie. Jest odczuwana jako cenne i wspaniałe doświadczenie. Lecz odnosi się to rów- nież do pewnych złudzeń i halucynacji. Ponadto jakiś obraz może pobudzić niektóre osoby do doświadczenia estetycznego, gdy inne pozostają nań obojętne. Jeśli ma- my w ogóle wyjść poza sferą prywatną, pozostaje pro- blem zewnętrznych kryteriów ważności, tak jak w przy- padku wszystkich innych postrzeżeń. To samo można powiedzieć o percepcji miłości, o do- świadczeniu mistycznym, o momencie twórczym i o bły- sku intuicji. Zakochany widzi u ukochanej to, czego nikt inny nie potrafi zobaczyć, i nie zachodzi tu żadna wątpliwość co do zasadniczej wartości jego wewnętrznego doświadcze- nia i wynikających z niego wielu pozytywnych następstw dla niego, dla jego ukochanej i dla świata. Jeśli dla przy- kładu weźmiemy matkę kochającą swe dziecko, sprawa staje się jeszcze bardziej oczywista. Miłość nie tylko po- strzega możliwości, lecz je także aktualizuje. Brak mi- łości na pewno tłumi możliwości, a nawet je zabija. Wzra- stanie osobowe wymaga odwagi, zaufania do siebie i na- wet śmiałości; brak miłości ze strony rodzica czy współ- małżonka wywołuje coś przeciwnego, mianowicie zwąt- pienie w siebie, niepokój, poczucie braku wartości i oba- wę ośmieszenia się — to wszystko przeszkadza wzrasta- niu i samoaktualizacji. Wszystkie personalne i psychoterapeutyczne doświad- czenia świadczą o tym, że miłość aktualizuje, a brak mi- łości, usprawiedliwiony lub nieusprawiedliwiony, wszyst- ko udaremnia (17). Powstaje tu więc złożone i ogólne pytanie: „W jakim stopniu to zjawisko jest zapowiedzią "samospełnienia" — jak wyraził się Merton. Przekonanie męża, że jego żona 102 jest piękna, lub silna wiara żony, że jej mąż jest odważ- ny, w pewnym stopniu tworzy to piękno i tę odwa- gę. Jest to nie tyle percepcja czegoś, co już istnieje, ile stworzenie czegoś przez wiarę. Może uznamy to za przy- kład percepcji możliwości, ponieważ każda osoba mo- że być piękna i odważna? Jeśli tak, to różni się to od postrzegania realnej możliwości zostania wielkim skrzyp- kiem, co n i e jest możliwością powszechną. A jednak, pomijając nawet te wszystkie komplikacje, nadal czają się wątpliwości u tych, którzy mają nadzieję włączenia tych wszystkich zagadnień do dziedziny nauko- wej. Dość często miłość do drugiej osoby wywołuje ilu- zje, percepcję cech i możliwości, które nie istnieją, a więc nie są naprawdę percypowane, lecz są tylko wytworem umysłu obserwatora, czyli opierają się na systemie po- trzeb, represji, wyrzeczeń, projekcji i racjonalizacji. Wprawdzie miłość może być bardziej spostrzegawcza niż nie-miłość, ale może też być bardziej ślepa. I nadal bę- dzie nas dręczył problem, z którym z tych dwóch przy- padków mamy do czynienia;? Jak dobierać takie przykła- dy, w których percepcja rzeczywistego świata jest ostrzejsza? Opisywałem już moje obserwacje na poziomie osobowym, że jedną z odpowiedzi na to pytanie znajdu- jemy w zmienności psychologicznego zdrowia osoby per- cypującej w relacji miłości czy poza nią. Im lepsze zdro- wie, tym ostrzejsza i bardziej przenikliwa percepcja świa- ta, w takich samych uwarunkowaniach. Ponieważ wnio- sek ten jest owocem potwierdzonej obserwacji, trzeba go traktować tylko jako hipotezę wymagającą badań kontrol- nych. Ogólnie rzecz biorąc stajemy wobec podobnych proble- mów przy wybuchach twórczości estetycznej oraz intelek- tualnej, jak też w doświadczeniach intuicji. W obu przypad- kach zewnętrzne uzasadnienie doświadczenia nie korelu- je w sposób doskonały z fenomenologicznym samouzasad- nieniem. Jest możliwe, iż wielka intuicja zawiedzie, wiel- ka miłość zniknie. Wiersz spontanicznie powstały w chwi- li doświadczenia szczytowego może być później odrzu- cony jako niezadowalający. Stworzenie dzieła, które wy- trzyma próbę czasu, odczuwa się subiektywnie tak samo, jak stworzenie dzieła, które potem zostanie odrzucone w świetle chłodnego, obiektywnego i krytycznego bada- nia. Osoba z natury twórcza wie o tym dobrze i nie 103 dziwi się, iż połowa jej wielkich momentów natchnie- nia nie sprawdza się. Wszystkie doświadczenia szczyto- we są odczuwane jako poznanie Bytu, ale nie wszystkie są nim naprawdę. A jednak nie ośmielamy się pomijać wyraźnych oznak, że przynajmniej niekiedy można stwierdzić większą przejrzystość i wyższą sprawność po- znawczą u ludzi zdrowszych i w momentach pełniejsze- go zdrowia, to znaczy, iż pewne doświadczenia szczyto- we są poznaniem-B. Kiedyś sformułowałem tezę, że jeżeli osoby samoaktualizujące się mogą postrzegać i po- strzegają rzeczywistość sprawniej, pełniej i z mniejszym jej skażeniem motywacjami niż my, inni, to robimy, to mogłyby nam one służyć jako biologiczne próbki. Dzię- ki i c h większej wrażliwości i ostrzejszej percepcji uzy- skiwalibyśmy lepszy opis rzeczywistości niż gdybyśmy obserwowali ją własnymi oczami, co da się porównać z użyciem kanarków do wykrywania gazu w kopalniach, zanim poczują go mniej wrażliwe stworzenia. Jako spraw- dzian zapasowy możemy użyć samych siebie w momen- tach naszej największej spostrzegawczości, w naszych do- świadczeniach szczytowych, w chwilach naszej włas- nej samoaktualizac ji, abyśmy zdali sobie sprawę z isto- ty rzeczywistości prawdziwszej niż ta, którą normalnie widzimy. Wreszcie wydaje się oczywiste, że opisywane przeze mnie doświadczenia poznawcze nie mogą zastąpić pod- stawowych sceptycznych i ostrożnych procedur nauko- wych. Najbardziej owocne i przenikliwe poznania, jeśli nawet w pełni uznamy, że stanowią one najlepszą lub jedyną drogę wykrycia pewnego rodzaju prawdy, pozo- stawiają po tym błysku intuicji dalsze zadania weryfi- kacji, selekcji, eliminacji, potwierdzenia i (zewnętrzne- go) uzasadnienia. Wydaje się jednak niemądre określe- nie relacji tych obu zjawisk jako wyłącznie antagonistycz- nej i wzajemnie wykluczającej. Jak się bowiem okazało, one się nawzajem potrzebują i uzupełniają, prawie w ta- ki sam sposób, jak mieszkaniec pogranicza i osadnik. DALSZE NASTĘPSTWA DOŚWIADCZEŃ SZCZYTOWYCH Zupełnie inna niż kwestia zewnętrznej ważności pozna- nia w różnych doświadczeniach szczytowych jest spra- wa dalszych następstw tych doświadczeń u danej osoby, 104 następstw, o których można w jeszcze innym sensie po- wiedzieć, iż uzasadniają doświadczenie. Na swoje popar- cie nie rnam sprawdzonych danych badawczych w tym zakresie. Mam tylko ogólną zgodną opinię badanych prze- ze mnie osób, iż były takie skutki, moje własne prze- konanie, że tak było, oraz całkowitą zgodność wszyst- kich piszących o twórczości, miłości, intuicji, doświad- czeniu mistycznym i estetycznym. Na tej podstawie po- zwalam sobie zaprezentować przynajmniej następujące stwierdzenia czy tezy, z których wszystkie można spraw- dzić. 1. Doświadczenia szczytowe mogą mieć i mają pewne terapeutyczne następstwa, polegające w ścisłym znacze- niu na usuwaniu objawów. Mam co najmniej dwa spra- wozdania, jedno psychologa, drugie antropologa, o do- świadczeniach mistycznym i oceanicznym tak głębokich/ iż na zawsze usunęły pewne objawy neurotyczne. Takie konwersyjne doświadczenia są oczywiście często spoty- kane w historii ludzkości, lecz, o ile wiem, nigdy nie by- ły przedmiotem zainteresowania psychologów i psychia- trów. 2. Mogą one zmieniać pogląd danej osoby na siebie sa- mą i to w zdrowym kierunku. 3. Mogą zmieniać jej pogląd na innych ludzi i stosu- nek do nich w wieloraki sposób. 4. Mogą mniej lub bardziej trwale zmieniać jej pogląd na świat lub na jego aspekty czy części. 5. Mogą w niej wyzwalać większą moc twórczą, spon- taniczność, ekspresję, indywidualność. 6. Dana osoba pamięta te przeżycia jako wydarzenia bardzo ważne, pożądane i warte powtórzenia. 7. Dana osoba jest bardziej skłonna odczuwać, iż życie w ogóle jest coś warte, nawet jeśli zazwyczaj jest mo- notonne, przyziemne, trudne lub nie przynoszące zado- wolenia, ponieważ przekonała się, że istnieje piękno, za- angażowanie, uczciwość, zabawa, dobroć, prawda i sens. To znaczy, życie samo się uzasadnia, a samobójstwo i pragnienie śmierci muszą się stać mniej uzasadnione. Można by przedstawić wiele innych następstw ad hoc i indywidualnych, zależnych od poszczególnej osoby i jej konkretnych problemów, które ona uważa za rozwiąza- 105 X ne lub które widzi w innym świetle na skutek swego do- świadczenia. Sądzę, że te wszystkie następstwa dałyby się uogólnić i wyrazić w sposób zrozumiały, gdyby doświad- czenie szczytowe można było porównać do wizyty w czymś, co dana osoba określa jako Niebo, z którego na- stępnie wraca na ziemię. Dodatnie dalsze skutki takie- go doświadczenia, niektóre charakteru powszechnego, in- ne — indywidualnego, okażą się wtedy nader prawdo- podobne.2 Mogę także podkreślić, że takie następstwa doświad- czenia estetycznego, twórczego, miłości, mistycznego i intuicyjnego oraz innych doświadczeń szczytowych są przedświadomie brane za coś naturalnego i powszechnie oczekiwane przez artystów i nauczycieli sztuki, twór- czych dydaktyków, teoretyków religii i filozofii, przez kochających mężów, matki oraz terapeutów i przez wie- lu innych. Na ogół łatwo zrozumieć takie dodatnie następstwa. Trudniej natomiast wyjaśnić brak dających się zauwa- żyć następstw u niektórych osób. 7. DOŚWIADCZENIA SZCZYTOWE JAKO PRZEJMUJĄCE DOŚWIADCZENIA TOŻSAMOŚCI Szukając definicji tożsamości musimy pamiętać, że de- finicje te i pojęcia nie znajdują się gdzieś w ukryciu, czekając cierpliwie, abyśmy je odnaleźli. My tylko czę- ściowo je odkrywamy, zaś częściowo tworzymy. Toż- samość jest w pewnej mierze tym wszystkim, czym mó- wimy, że jest. Oczywiście ważniejsza powinna być nasza wrażliwość i receptywność wobec różnych uprzednich znaczeń temu wyrazowi nadanych. Okaże się od razu, że różni autorzy stosują to słowo dla różnego rodzaju danych i dla różnych działań. Następnie trzeba oczy- 2 Porównaj myśl Coleridge'a: „Gdyby człowiek mógł przejść we ^ śnie przez Raj i otrzymać w podarunku kwiat na dowód, że jego dusza rzeczywiście tam była, i gdyby znalazł ten kwiat w ręku po przebudzeniu... — ach! i co wtedy?" E. Schneider oprawa wraz z wyższym rozwojem osobowości, zupełnie 119 niezależnie od wewnętrznej satysfakcji raczej z poznania prawdy niż z oszukiwania siebie samego. Ludzka wina, biorąc statystycznie, ma przeważnie charakter neurotycz- ny, a nie rzeczywisty. Uwolnienie się od winy neurotycz- nej oznacza oczywiście zmniejszenie ciężaru winy, nawet jeśli pozostaje prawdopodobieństwo winy rzeczywistej. Ponadto wysoko rozwinięte osobowości mają też więcej doświadczeń szczytowych, które zdają się być u nich głębsze (chociaż to może się nie sprawdzać w przypadku „obsesyjnego" czy apolińskiego typu samoaktualizacji). A więc aczkolwiek być pełniej człowiekiem znaczy mieć nadal problemy i cierpienia (wprawdzie „wyższego" rzę- du), pozostaje prawdą, iż owych problemów i cierpień jest ilościowo mniej, zaś przyjemności są ilościowo i ja- kościowo większe. Jednym słowem jednostka czuje się subiektywnie lepiej, kiedy osiągnie wyższy poziom oso- bowego rozwoju. Osoby samoaktualizujące się okazały się bardziej zdol- ne do specjalnego rodzaju poznania, które nazwałem po- znaniem Bytu, niż przeciętne jednostki. Jest to opisane w rozdziale 6 jako poznanie esencji, czyli ist-ności czy wewnętrznej struktury i dynamizmu oraz obecnie istnie- jących potencjalności czegoś lub kogoś, lub wszystkiego. Poznanie-B (B = byt) jest przeciwstawne poznaniu-D (D = motywacja potrzeby wynikającej z braku) czy po- znaniu ześrodkowanym na człowieku i na sobie. Podobnie jak samoaktualizacja nie oznacza braku problemów, tak poznanie-B jako jeden z jej aspektów zawiera pewne nie- bezpieczeństwa. NIEBEZPIECZEŃSTWA POZNANIA-B 1. Głównym niebezpieczeństwem poznania-B jest unie- możliwienie aktywności lub przynajmniej jej niezdecydo- wany charakter. Poznanie-B jest pozbawione sądu, po- równania, potępienia bądź oceny. Jest również pozba- wione decyzji, ponieważ decyzja to gotowość do akcji, zaś poznanie-B jest bierną kontemplacją, oceną i nie-in- gerencją, a więc „niech będzie". Dopóki ktoś zastanawia się nad rakiem lub bakterią, odczuwa trwogę, podziw, zdziwienie i biernie pogrąża się w przyjemności pełnego zgłębienia tego zjawiska rozumem — dopóty nic nie robi. W uśpieniu pozostaje gniew, strach, pragnienie naprą- wienia sytuacji, zniszczenia lub zabicia bakterii, potępie- nie, wnioski obracające się wokół człowieka („to jest złe dla mnie" lub „to mój wróg, który mi zaszkodzi"). Błąd czy słuszność, dobro czy zło, przeszłość i przyszłość, to wszystko nie ma nic wspólnego z poznaniem-B, a zara- zem jest nieskuteczne. To nie jest w-świecie w sensie egzystencjalistycznym. Nawet nie jest ludzkie w zwy- kłym sensie; jest boskie, współczujące, nie-aktywne, nie- -integrujące, nie-działające. Nie ma nic wspólnego z przy- jaciółmi lub wrogami w sensie ludzkim. Dopiero kiedy poznanie przesuwa się w stronę poznania-D, stają się możliwe działanie, decyzja, sąd, kara, potępienie i piano-* wanie na przyszłość (88). Czyli głównym niebezpieczeństwem jest to, że pozna- nie-B jest w danej chwili niezgodne z działaniem.1 Ale skoro większość czasu żyjemy w-świecie, działanie jest konieczne (działanie obronne lub ofensywne bądź działanie skierowane egocentrycznie bardziej jako obserwatora niż obserwowanego). Tygrys ma prawo da życia (tak jak muchy, moskity czy bakterie) z punktu wi- dzenia swego własnego „bytu"; ale podobnie istota ludz- ka ma to prawo. W tym właśnie tkwi nieunikniony konflikt. Potrzeby samoaktualizacji mogą spowodować konieczność zabicia tygrysa, jeśli nawet poznanie-B ty- grysa jest przeciwne zabijaniu tygrysa. A więc nawet w sensie egzystencjalnym z pojęciem samoaktualizacji wiąże się wewnętrznie i z konieczności pewne samolub- stwo i samoobrona, pewna zapowiedź koniecznego gwałtu, a nawet okrucieństwa. Tak więc samoaktualizacja wyma- ga nie tylko poznania-B, lecz także poznania-D jako swe- go niezbędnego aspektu. Oznacza to więc, że pojęcie sa- moaktualizacji z konieczności pociąga za sobą konflikt, podejmowanie decyzji i dokonywanie wyboru. Przeto spór, walka, wysiłek, niepewność, wina i żal muszą rów- nież stanowić „konieczne" wtórne zjawiska samoaktuali- zacji. Czyli samoaktualizacja koniecznie wymaga zarówno kontemplacji, jak i działania. 1 Prawdopodobnie do analogicznych wniosków prowadzą znane doświadczenia Oldsa (129a). Biały szczur, u którego pobudzimy „ośrodek zaspokojenia" znajdujący sią w mózgu, trwa w bezru- chu wyraźnie „rozkoszując się" doznaniem. Podobnie istoty ludz- kie, które po zażyciu narkotyków podlegają błogim doznaniom, mają tendencję do trwania w spokoju i bezruchu. Chcąc prze- dłużyć ulatniającą się pamięć snu najlepiej się nie ruszać (69). 121 Obecnie zachodzi w społeczeństwie możliwość pewnego podziału pracy. Kontemplatycy mogą być wyłączeni z działania, jeśli ktoś inny może je wykonać. Nie musimy sami sobie rąbać mięsa na befsztyki. W dużym uogólnie- niu przedstawił to Goldstein (55, 56). Tak jak jego pa- cjenci o uszkodzonych mózgach mogą żyć bez abstrakcji i bez katastroficznego niepokoju, gdyż inni ludzie ich ochraniają i robią za nich to, do czego oni sami nie są zdolni, podobnie samoaktualizacja w ogóle, a przynaj- mniej o tyle, o ile jest czymś wyspecjalizowanym, staje się możliwa, ponieważ inne osoby godzą się na nią i po- magają w niej. (Psycholog Walter Toman w rozmowach ze mną również podkreślał, że pełna samoaktualizacja staje się coraz mniej możliwa w wyspecjalizowanym spo- łeczeństwie.) Einsteinowi, który w ostatnich latach życia stał się jednostką wysoce wyspecjalizowaną, umożliwili to jego żona, przyjaciele, uniwersytet w Princeton itd. Einstein nie musiał wciąż przerzucać :się od jednego zaję- cia do drugiego i mógł aktualizować się, ponieważ inni ludzie wykonywali wiele czynności za niego. Gdyby zna- lazł się sam na bezludnej wyspie, mógłby samoaktuali- zować się w rozumieniu Goldsteina („możliwie najlepiej wykorzystując swoje uzdolnienia w danych okolicznoś- ciach życiowych"), lecz w żadnym razie nie mogłaby to być tak wysoko wyspecjalizowana samoaktualizacja, jaką u niego znajdujemy. Może nawet byłaby ona w ogó- le niemożliwa, to znaczy mógłby umrzeć lub poddać się widząc swoje słabości albo mógłby się cofnąć do życia na poziomie potrzeb-D. 2. Drugie niebezpieczeństwo poznania-B i kontempla- cyjnego rozumienia to możliwość zmniejszenia naszego poczucia odpowiedzialności, zwłaszcza jeśli chodzi o po- maganie innym ludziom. Ekstremalnym tego przykładem jest niemowlę. W tym przypadku „niech będzie" oznacza hamowanie jego rozwoju, a nawet zabicie. Jesteśmy rów- nież odpowiedzialni za nie-niemowlęta, za dorosłych, za zwierzęta, za ziemię, drzewa, kwiaty. Chirurg, który za- chwyca się pięknem guza, może zabić pacjenta. Jeśli bę- dziemy podziwiali powódź, nie zbudujemy tamy. Odnosi się to nie tylko do innych ludzi, którzy doznają szkody na skutek braku działania, lecz także do osoby kontem- plującej, u której musi zrodzić się poczucie winy za złe 199 skutki powstałe w wyniku jej kontemplacji i braku dzia- łania. (Ona musi poczuć się do winy, ponieważ „kocha" ich w ten lub inny sposób; ona się identyfikuje w miłości ze swymi „braćmi", co oznacza troskę o ich samoaktu- alizację, którą przerwałaby ich śmierć lub cierpienie.) Najlepszy przykład tego dylematu znajdujemy w po- stawie nauczyciela wobec swych uczniów, rodzica wobec dzieci i terapeuty wobec pacjentów. W tych przypadkach łatwo dojrzeć, że mamy do czynienia ze związkiem je- dynym w swoim rodzaju. Musimy jednak zdać sobie sprawę z obowiązków wynikających z odpowiedzialności nauczyciela (rodzica, terapeuty) za dbanie o rozwój, a więc z problemów stawiania ograniczeń, dyscypliny, kary, nie zaspokajania, rozmyślnego powodowania frustracji, moż- ności wzbudzenia i znoszenia wrogości itd. 3. Przeszkoda w działaniu i utrata odpowiedzialności prowadzi do fatalizmu, to znaczy „co będzie, to będzie. Taki już jest ten świat. To było przeznaczone. Nic na to nie poradzę". Jest to utrata chcenia, wolnej woli, zła teoria determinizmu, na pewno szkodliwa dla wzrostu i samoaktualizacji każdej jednostki. i 4. Bezczynna kontemplacja będzie z konieczności źle pojęta przez inne osoby, które na tym cierpią. Pomyślą one, że jest to brak miłości, zainteresowania, współczucia. Prowadzi to nie tylko do zatrzymania rozwoju w kierun- ku samoaktualizacji, lecz nawet może cofnąć ich skłon- ność do rozwoju, bowiem „pouczy" je, że świat jest zły i że ludzie są źli. W rezultacie nastąpi regres ich miłości, szacunku i zaufania do ludzi. Będzie to pogorszenie obra- zu świata zwłaszcza w oczach dzieci, młodzieży i ludzi słabych. Tłumaczą oni powiedzenie „niech będzie" jako brak troski lub brak miłości, a nawet pogardę. 5., Czysta kontemplacja pociąga za sobą (jako szczegól- ny przypadek powyższego) nie pisanie, nie pomaganie, nie nauczanie. Buddyści odróżniają pratjeka-buddę, który zdobywa oświecenie tylko dla samego siebie, od bodhi- sattwy, który choć sam już zdobył oświecenie, czuje jed- nak, że jego własne zbawienie jest niedoskonałe, dopóki inni nie będą oświeceni. Można powiedzieć, że dla wła- snej samoaktualizacji musi on odejść od błogości pozna- nia-B, aby nieść pomoc innym i ich nauczać (25). Czy oświecenie Buddy było czysto osobistą, prywatną sprawą? Czy też z konieczności należało również do in- nych, do świata,? To prawda, że pisanie i nauczanie to często (nie zawsze) kroki prowadzące wstecz od błogości i ekstazy. Znaczy to rezygnację z nieba, aby dopomóc innym w jego osiągnięciu. Czy buddysta ze szkoły zeń lub taoista nią rację mówiąc „skoro zaczniesz o tym mówić, to przestaje istnieć i już nie jest prawdziwe" (to znaczy, ponieważ jedyną drogą do doświadczenia tego jest do- świadczenie tego, a słowa i tak nigdy nie potrafią tego opisać, ponieważ jest to niewyrażalne)?, Jest naturalnie sporo racji po obu stronach. (Dlatego też stanowi to dylemat egzystencjalny, wieczny, nieroz- wiązalny.) Jeżeli znajdę oazę, z której mogliby skorzystać inni ludzie, czy mam się nią sam jeden cieszyć, czy też uratować życie innym przyprowadzając ich do niej? Je- żeli znajdę jakiś Yosemite,* który jest piękny po części dlatego, że jest cichy, bezludny i prywatny, czy mam go takim zachować, czy też zamienić na park narodowy dla milionów ludzi, którzy z racji swej liczebności pomniej- szają jego wartość, a może nawet go zniszczą? Czy mam dzielić z innymi moją własną plażę i pozbawić ją pry- watności,?! W jakim stopniu ma słuszność Hindus, który szanuje życie, nienawidzi zabijania, a w rezultacie poz- wala, żeby krowy się tuczyły, a niemowlęta umierały? W jakim stopniu mogę sobie pozwolić na dogadzanie podniebieniu w ubogim kraju na oczach głodujących dzie- ci? Czy powinienem też głodować? Nie ma tu prostej, dobrej, przejrzystej, teoretycznej odpowiedzi a priori. Bez względu na odpowiedź musi pozostać przynajmniej pewne uczucie żalu. Samoaktualizacja musi być egoistycz- na; i musi być nieegoistyczna. Czyli musi być wybór, konflikt i możliwość powstania żalu. Być może zasada podziału pracy (związana z zasadą indywidualnych różnic konstytucjonalnych) mogłaby po- móc w otrzymaniu lepszej odpowiedzi (chociaż nigdy nie da odpowiedzi doskonałej). Jak w różnych zakonach reli- gijnych niektórzy czują powołanie do „egoistycznej samo- aktualizacji", a inni powołanie do „spełniania dobrej sa- * Yosemite — Park Narodowy w Stanach Zjednoczonych (przyp. tłum.), y, . ..; .-rfferM • .;-r.yy*['tw . .. ^j 124 moaktualizacji", tak samo może społeczeństwo powinno postulować, jako przywilej (uśmierzający poczucie winy), aby niektóre jednostki były „egoistycznymi samoaktuali- zującymi się osobami", oddającymi się czystej kontem- placji. Społeczeństwo mogłoby założyć, że w jego włas- nym interesie warto utrzymywać takie jednostki jako do- bry przykład dla innych, jako inspirację i dowód na możliwość istnienia czystej kontemplacji oderwanej od świata. Czynimy to dla nielicznych wielkich uczonych, artystów, pisarzy i filozofów. Zwalniamy ich od dydak- tyki, pisania i obowiązków społecznych nie tylko z „idea- listycznych" powodów, lecz także idąc na ryzyko, iż to się nam opłaci. Ten dylemat komplikuje jeszcze zagadnienie „realnej winy" („humanistyczna wina" Fromma), którą tak na- zwałem w odróżnieniu od winy neurotycznej. Realna wi- na powstaje wówczas, kiedy sprzeniewierzamy się sami sobie, swemu życiu, swemu losowi, swej własnej we- wnętrznej naturze; porównaj Mowrer (119) i Lynd (92). Ale tutaj stawiamy dalsze pytanie: „Jakiego rodzaju powstaje wina, kiedy jesteśmy wierni wobec siebie, lecz nie wobec innych?" Jak już wiemy, bycie wiernym sobie może czasem wewnętrznie i z konieczności kolidować z wiernością wobec innych. Wybór jest zarówno możliwy, jak konieczny, lecz tylko w rzadkich przypadkach bywa całkowicie zadowalający. Jeśli, jak głosi Goldstein, trze- ba być wiernym wobec innych, by być wiernym samemu sobie (55), i jak mówi Adler dobro społeczne jest we- wnętrznym, decydującym aspektem zdrowia psychiczne- go (8), to świat musi żałować, kiedy samoaktualizująca się jednostka poświęca cząstkę siebie samej dla ratowania innej osoby. Natomiast jeżeli się żąda przede wszystkim wierności sobie, to świat będzie musiał żałować nie napisanych rękopisów, porzuconych obrazów, nauk, jakie moglibyśmy usłyszeć od tych czystych (i egoi- stycznych) kontemplatyków, którzy ani myślą o przyjściu nam z pomocą. 6. Poznanie-B może prowadzić do zaślepionej akcepta- cji, do zamazania wartości codziennych, do utraty dobre- go smaku, do zbyt dużej tolerancji. Dzieje się tak, bo- wiem każda jednostka widziana wyłącznie pod kątem Swojego własnego Bytu przedstawia się jako w swoim 125 rodzaju doskonała. Ocena, potępienie, osąd, nagana, kry- tyka oraz porównanie nie mają wówczas zastosowania i nie wchodzą w rachubę (88). Podczas kiedy bezwarun- kowa akceptacja jest, powiedzmy, sine qua non dla te- rapeuty lub ukochanej osoby, dla nauczyciela, rodzica czy przyjaciela, to z pewnością nie może ona wystarczać jako jedyna dla sędziego, policjanta czy urzędnika. Dostrzegamy już pewną niezgodność w tych dwóch postawach międzyludzkich. Większość psychoterapeutów nie chce stosować dyscypliny czy kar wobec swoich pa- cjentów. Wielu zaś urzędników, zarządzających czy ge- nerałów nie podejmie terapeutycznej bądź osobistej od- powiedzialności za ludzi, którym wydają rozkazy i któ- rych muszą zwalniać lub karać. U wszystkich nieomal ludzi powstaje dylemat wynika- jący z konieczności bycia zarówno „terapeutą", jak „po- licjantem" w różnym czasie. Możemy oczekiwać, że oso- ba „pełniej ludzka" traktując obie role poważniej będzie zapewne bardziej zaniepokojona tym problemem niż oso- ba przeciętna, która często nawet nie zdaje sobie sprawy z istnienia takiego dylematu. Możliwe, że dla tej przyczyny, lub też i innych, osoby samoaktualizujące się, dotychczas tu scharakteryzowane, zazwyczaj potrafią dobrze łączyć obie te funkcje, są bo- wiem najczęściej współczujące i pełne zrozumienia, a za- razem bardziej zdolne do słusznego oburzenia od prze- ciętnej jednostki. Mamy dane wskazujące na to, że sa- moaktualizujące się osoby i zdrowsi studenci dają upust swemu usprawiedliwionemu oburzeniu i dezaprobacie z większą szczerością i pewnością siebie niż ludzie prze- ciętni. Jeśli zdolności do współcz,ucia-przez-zrozumienie nie to- warzyszy zdolność do wyrażania gniewu, potępienia i obu- rzenia, to może z tego wyniknąć zamazanie wszelkich emocji, ugrzecznienie w stosunkach z ludźmi, niezdolność do oburzenia się i utrata możności rozpoznawania i do- ceniania prawdziwej zdolności, umiejętności, wyższości i doskonałości. Może się okazać niebezpieczna dla zawo- dowych psychoterapeutów o poznaniu-B, jeśli będziemy dosłownie traktowali szeroko rozprzestrzenioną opinię, iż wielu psychoterapeutów zdaje się być raczej zbyt neu- tralnych i nie reagujących, zbyt ugrzecznionych i gład- kich, zbyt beznamiętnych w swych stosunkach z ludźmi. 126 7. Poznanie-B dotyczące innej osoby równa się uważa- niu jej za „doskonałą" w pewnym sensie, co może ona bardzo łatwo źle zrozumieć. Być zaakceptowanym całko- wicie, kochanym bezgranicznie i w pełni uznanym może być, jak wiemy, czymś wspaniale wzmacniającym i sprzy- jającym wzrostowi, czymś wysoce terapeutycznym i psy- chologicznym. A jednak należy zdawać sobie sprawą z tego, że taka postawa może być również mylnie pojęta jako irytujące wymagania spełnienia nierealnych i per- fekcjonistycznych oczekiwań. Im bardziej dana jednostka czuje się niegodna i niedoskonała, im bardziej mylna jest jej interpretacja słów „doskonały" i „akceptacja", tym bardziej odczuje taką postawę jako ciężar. Słowo „doskonały" ma oczywiście dwa znaczenia, jed- no dla sfery Bytu, drugie dla sfery Braku, dążenia i sta- wania się. W poznaniu-B „doskonałość" oznacza w pełni realistyczne postrzeganie i akceptację wszystkiego, co się składa na daną osobę. W poznaniu-D „doskonałość" zakłada z konieczności mylne postrzeganie i złudzenie. W znaczeniu pierwszym każda jednostka ludzka jest do- skonała; w drugim — żadna jednostka nie jest i nigdy nie może być doskonała. To znaczy, my możemy ją uwa- żać za doskonałą w sensie B, zaś ona może sądzić, że uważamy ją za doskonałą w sensie D, co naturalnie może wywołać u niej zły nastrój, poczucie winy i braku własnej wartości, jakby czyniła z nas głupców. Słuszny będzie wniosek, że im bardziej dana jednost- ka jest zdolna do poznania-B, tym bardziej jest zdolna uznać i cieszyć się, że jest poznawana według wzoru B. Mamy też prawo oczekiwać, że możliwość takiego niepo- rozumienia często może nasunąć delikatne zagadnienie taktyki przed poznającym-B, czyli tym, który potrafi całkowicie zrozumieć i akceptować innego. 8. Możliwość przesadnego estetyzmu jest ostatnim tak- tycznym problemem związanym z poznaniem-B, który zamierzam tu jeszcze omówić. Estetyczna reakcja na ży- cie często wewnętrznie koliduje z praktyczną i moralną reakcją na życie (stary konflikt między stylem a treścią). Jedną możliwością jest piękne opisanie rzeczy brzydkich. Drugą — to nieudolne, nieestetyczne przedstawienie rze- czy prawdziwych lub dobrych, a nawet pięknych. (Pomi- jam prawdziwe-dobre-piękne prezentowanie prawdziwe- 127 go-dobrego-pięknego, jako nie stanowiące żadnego pro- blemu.) Ponieważ ten dylemat był już szeroko omawiany w przeszłości, ograniczam się tu jedynie do podkreślenia, że wiąże się z tym również problem społecznej odpowie- dzialności jednostki bardziej dojrzałej za mniej dojrzałą, która może pomylić akceptację-B z uznaniem-D. Wzru- szająca i piękna prezentacja na przykład homoseksualiz- mu lub zbrodni czy braku odpowiedzialności, oparta na głębokim zrozumieniu, może być mylnie pojęta jako za- chęta do współzawodnictwa. Dla jednostki o poznaniu-B, żyjącej w świecie ludzi ulegających bo jaźni i łatwo wpro- wadzanych w błąd, stanowi to nałożenie dodatkowego ciężaru odpowiedzialności. .'..,• ' •f • < • • ,*f DANE EMPIRYCZNE , . _ ' * Jaka jest relacja między poznaniem-B a poznaniem-D badanych przeze mnie samoaktualizujących się osób (97),? Jak łączą one kontemplację z działaniem? Chociaż te py- tania nie przyszły mi na myśl w swoim czasie w tej formie, mogę retrospektywnie przekazać następujące wrażenia. Po pierwsze, osobnicy ci byli o wiele bardziej zdolni do poznania-B i czystej kontemplacji oraz rozu- mienia od osób przeciętnych, co już na wstępie zazna- czyłem. Jest to chyba kwestia stopnia nasilenia, ponie- waż każda z tych osób wydaje się zdolna od czasu do czasu do poznania-B, do czystej kontemplacji, doświad- czenia szczytowego itd. Po drugie, wszystkie one były bardziej zdolne do skutecznego działania i poznania-D. Należy uwzględnić, że mogło to stanowić wtórne zjawi- sko wybrania tych osób w Stanach Zjednoczonych; albo nawet faktu, że ich selekcję przeprowadził Amerykanin. Muszę wszakże oświadczyć, że w moich badaniach nie miałem do czynienia z osobnikami typu buddyjskiego mnicha. Po trzecie, moim retrospektywnym wrażeniem jest to, że osoby „najpełniej ludzkie" przez sporą część czasu prowadzą tak zwane zwyczajne życie, załatwiają zakupy, jedzą, są grzeczni, chodzą do dentysty, myślą o pieniądzach, zastanawiają się głęboko, czy wybrać czar- ne, czy brązowe obuwie, chodzą na głupie filmy, czytają bezwartościową literaturę. Można się zazwyczaj spodzie- wać, że niecierpliwią ich nudziarze, zazwyczaj wstrząsają nimi złe czyny itd., chociaż ich reakcja może będzie mniej 128 ostra lub bardziej zabarwiona współczuciem. Wydaje się, że w świetle liczb doświadczenia szczytowe, poznanie-B, czysta kontemplacja, bez względu na ich częstotliwość, są doznaniami wyjątkowymi nawet dla osób samoaktuali- zujących się. Wydaje się to prawdą, aczkolwiek jest rów- nież prawdą, że bardziej dojrzałe jednostki żyją cały czas lub większość czasu na wyższym poziomie w jakiś inny sposób, na przykład jaśniej odróżniając środki od celów, to, co głębokie, od tego, co powierzchowne, są też na ogół łatwiej zrozumiałe, bardziej spontaniczne i eks- presyjne, głębiej związane z kochanymi przez siebie oso- bami itd. Tak więc postawione tu zagadnienie ma charakter bar- dziej ostateczny niż aktualny, bardziej teoretyczny niż praktyczny. A jednak owe dylematy są istotne nie tylko dla teoretycznej próby określenia możliwości i ograni- czeń natury ludzkiej. Ponieważ rodzą także realną winę, realny konflikt i to, co można by nazwać „realną psy- chopatologią egzystencjalną", musimy nadal borykać się z nimi jako z problemami osobowymi. 9. OPÓR WOBEC UMIESZCZANIA W OKREŚLONEJ RUBRYCE „Opór" w terminologii Freuda odnosi się do podtrzy- mania wyparcia. Ale już Schachtel (147) wykazał, że trudność w dochodzeniu idei do świadomości może mieć inne źródło niż wyparcie. Można powiedzieć, że w miarę wzrastania po prostu „zapomina się" pewne rodzaje świadomości możliwe u dziecka. Ja również próbowałem odróżniać słabszy opór wobec pierwotnego nieświadome- go i przedświadomego procesu poznania od o wiele sil- niejszego oporu przeciw zakazanym impulsom, popędom czy pragnieniom (100). Ten i inne kierunki rozwojowe wskazują, że może być pożądane rozszerzenie pojęcia „oporu", aby znaczył mniej więcej „trudności w uzyska- )< niu rozeznania z jakiegokolwiek powodu" (z wy- łączeniem naturalnie organicznej niemożności, na przy- kład niedorozwoju umysłowego, ograniczenia się do kon- kretnych, rodzajowych różnic, a może nawet determinu- jących czynników organicznych, zgodnie z Sheldonem). Stawiam tu tezę, że innym źródłem „oporu" w sytuacji terapeutycznej może być u pacjenta zdrowy odruch nie- 129 chęci do umieszczenia go w określonej rubryce lub przy- padkowego sklasyfikowania, to znaczy do pozbawienia go indywidualności, niepowtarzalności, jego różnic wyodręb- niających go spośród wszystkich innych i jego szczegól- nej tożsamości. Już uprzednio (97, rozdz. 4) opisałem rubrykowanie jako tani rodzaj poznania, a właściwie rodzaj n i e - p o- znania, szybkie, łatwe katalogowanie, którego zada- niem jest uniknięcie wysiłku wymaganego przy staran- niejszym, idiograficznym postrzeganiu lub myśleniu. Umieszczenie osoby w jakimś systemie wymaga mniej zachodu niż jej poznanie jako takiej, ponieważ w pierw- szym przypadku wystarczy rozpoznanie tej jednej ab- strakcyjnej cechy charakterystycznej, która wskazuje na jej przynależność do określonej klasy, na przykład nie- mowląt, kelnerów, Szwedów, schizofreników, kobiet, ge- nerałów, pielęgniarek itd. Przy rubrykowaniu kładzie się nacisk na kategorię, do której należy osoba jako jeden z jej przedstawicieli, a nie na osobę jako taką, chodzi więc raczej o podobieństwa, nie o różnice. W tej samej publikacji odnotowałem bardzo istotny fakt, że rubrykowanie zazwyczaj jest obraźliwe dla danej jednostki, bowiem zaprzecza jej indywidualności lub nie liczy się z jej osobowością, z jej odmienną, niepowtarzal- ną tożsamością. Znane stwierdzenie Williama Jamesa z 1902 roku jasno to określa: „Pierwszą czynnością inte- lektu wobec przedmiotu jest zaliczenie go do określonej klasy. Ale każdy przedmiot, który jest dla nas nieskoń- czenie ważny i budzi w nas uczucie przywiązania, spra- wia wrażenie, jak gdyby musiał być sui generis jedyny w swoim rodzaju. Zapewne krab poczułby się osobiście znieważony, gdyby mógł słyszeć, jak go zaliczamy bez żadnych ceregieli czy przeprosin do skorupiaków, i na tym kończymy sprawę. »Niczym takim nie jestem — po- wiedziałby — jestem samym sobą, wyłącznie s a- m y m s o b ą«" (70a, s. 10). Mogę przytoczyć przykład ilustrujący obrazę z powodu klasyfikacji, zaczerpnięty z moich bieżących badań nad pojęciami męskości i kobiecości w Meksyku i w Stanach Zjednoczonych (105). Większość Amerykanek, po począt- kowej fazie adaptacji do życia w Meksyku, uważa za rzecz bardzo przyjemną, że spotyka je tak wielkie ilzna- nie jako kobiety, że wszędzie wywołują taką wrzawę 130 gwizdów i tyle westchnień, i że mężczyźni młodzi i sta- rzy szukają ich towarzystwa, że uważają je za piękne i oceniają wysoko. Dla wielu Amerykanek, chociaż ich kobiecość często wywołuje w nich samych sprzeczne uczucia, może to być doświadczenie zadowalające i tera- peutyczne, które pozwala im poczuć się bardziej kobie- tami, cieszyć się kobiecością, co z kolei spowoduje, że często również ich wygląd nabierze cech bardziej ko- biecych. W miarę jednak upływu czasu sprawia im to (przy- najmniej niektórym) mniej przyjemności. Dowiadują się bowiem, że każda kobieta jest cenna dla Meksykanina, że nie robi on różnicy między kobietą starą a młodą, pięk- ną a niepiękną, inteligentną a nieinteligentą. Co więcej, okazuje się, że w przeciwieństwie do młodego Ameryka- nina (który, jak to określiła pewna młoda dziewczyna, „doznaje takiego urazu, kiedy odmówi mu się chodzenia z nim, że aż musi zasięgnąć porady psychiatry") młody Meksykanin przyjmuje odmowę bardzo spokojnie, zbyt spokojnie. Wydaje się tym nie przejmować i szybko się zwraca ku innej kobiecie. Ale dla danej kobiety znaczy to, iż ona, ona sama, jako osoba, nie jest dla niego szczególnie cenna i że wszystkie jego usiłowania były skierowane do kobiety w ogóle, a nie do niej, z czego wynika, że każda kobieta jest prawie równie dobra jak inne i że można ją wymienić na inne. Dowia- duje się, że to nie ona ma wartość, lecz że klasa „ko- biet" ma wartość. Ostatecznie czuje się raczej obrażona niż ujęta pochlebstwem, chce bowiem być ceniona jako osoba, dla siebie samej, a nie jako rodzaj. Oczy- wiście, kobiecość ma przewagę biologiczną nad osobo- wością, to znaczy wymaga wcześniejszego zaspokojenia, jednak to zaspokojenie wysuwa na pierwsze miejsce mo- tywacyjnej ekonomii roszczenia osobowości. Przeżywa- nie romantycznej miłości, monogamia i samoaktualizacja kobiet są możliwe raczej w odniesieniu do poszczególnej osoby niż do klasy „kobiet". Drugim, bardzo powszechnym przykładem obrazy z po- wodu zarubrykowania jest tak często wywoływane obu- rzenie u młodych ludzi, kiedy słyszą: „Ach, to po prostu taki wiek. Z czasem z tego wyrośniesz". Nie można wy- śmiewać się z tego, co tragiczne, ważne i niepowtarzalne 131 dla dziecka, nawet jeśli zdarzyło się i będzie się zdarzało milionom innych dzieci. I ostatni przykład. Psychiatra zakończył bardzo krótki i pośpieszny pierwszy wywiad ze swoją ewentualną przy- szłą pacjentką słowami: „Pani kłopoty są ogólnie mó- wiąc charakterystyczne dla pani wieku". Potencjalna pa- cjentka bardzo się rozgniewała, a później powiedziała, że czuła się „zlekceważona" i dotknięta. Została potrak- towana jak dziecko. „N i e jestem tylko egzemplarzem. Jestem sobą, nie kimś innym." Tego rodzaju rozważania mogą pomóc w rozszerzeniu naszego pojęcia oporu w klasycznej psychoanalizie. Po- nieważ opór jest zazwyczaj traktowany jedynie jako obrona newrozy, jako opór przed wyzdrowieniem czy po- strzeganiem niemiłych prawd, traktuje się go często jako coś niepożądanego, coś, co trzeba przezwyciężyć i czego trzeba się pozbyć drogą analizy. Jak wszakże wykazują przykłady, to, co traktowano jako chorobę, może nie- kiedy być zdrowiem, a przynajmniej nie chorobą. Trud- ności terapeuty w pracy z pacjentami, ich odmowa przy- jęcia interpretacji, ich gniew i kłótnie, ich upór, w nie- których wypadkach prawie na pewno wynika z od- mowy poddania się sklasyfikowaniu. Można więc uznać taki opór za potwierdzenie i ochronę osobistej jedyności, tożsamości czy jaźni przeciw atakom bądź lekceważeniu. Takie reakcje nie tylko podtrzymują godność jednostki, służą one również jako ochrona przed złą psychoterapią, książkową interpretacją, „analizą wyssaną z palca", prze- intelektualizowanymi lub przedwczesnymi interpretacja- mi lub wyjaśnieniami, nic nie znaczącymi abstrakcjami lub konceptualizacjami, gdyż to wszystko oznacza dla pacjenta brak szacunku. Podobnie traktuje to O'Connell (129). Pacjenci muszą się bronić przed takimi klasyfikatora- mi, jakimi są świeżo upieczeni terapeuci skorzy do szyb- kiego leczenia, niedawni kujoni, którzy nauczyli się na pamięć pewnego systemu pojęciowego i pojmują dalszą terapię jako nie więcej niż posługiwanie się pojęciami, teoretycy bez praktyki klinicznej, studenci lub absol- wenci psychologii, którzy po prostu nauczyli się na pa- mięć Fenichela i są gotowi mówić każdemu w akademiku do jakiej należy kategorii. Tacy jak oni wygłaszają szyb- ko i z łatwością nieraz już przy pierwszym poznaniu 129. takie opinie jak: „Jesteś typem analnym", „chcesz wszyst- kich zdominować", „chcesz, żebym się z tobą przespał" lub „ty naprawdę chcesz mieć dziecko ze swoim ojcem" itd.1 Nazywanie słusznej samoobronnej reakcji przeciwko ta- kiemu zaklasyfikowaniu „oporem" w klasycznym sensie tego wyrazu jest jeszcze jednym przykładem złego za- stosowania pojęcia. Na szczęście wśród osób odpowiedzialnych za leczenie ludzi mamy oznaki sprzeciwu wobec klasyfikowania. Da- je się to zauważyć w powszechnym odchodzeniu postę- powych terapeutów od taksonomicznej, „Kraepelinow- skiej" lub „szpitalnej" psychiatrii. Głównym, a niekiedy jedynym wysiłkiem była zazwyczaj diagnoza, to zna- czy umieszczenie danego osobnika w odpowiedniej kla- sie. Doświadczenie jednak już nauczyło, że diagnoza jest koniecznością bardziej prawną i administracyjną niż te- rapeutyczną. Obecnie nawet w szpitalach psychiatrycz- nych coraz częściej się uznaje, że nikt nie jest podręczni- kowym pacjentem, toteż podczas zebrań personelu stwier- dzenia diagnostyczne stają się dłuższe, bogatsze, bardziej złożone, a przestają być po prostu oznaczaniem etykietką. Uświadamia się obecnie, że pacjenta trzeba raczej trak- tować jako pojedynczą, jedyną w swoim rodzaju osobę, a nie jak członka klasy, o ile naszym głównym celem jest psychoterapia. Zrozumienie danej osoby nie jest tym samym, co jej sklasyfikowanie lub zarubrykowanie. To zrozumienie zaś jest koniecznym warunkiem terapii. STRESZCZENIE Istoty ludzkie często się czują urażone, gdy się je ru- brykuje lub klasyfikuje, uważając to za zaprzeczenie ich indywidualności (osobowości, tożsamości); można oczeki- wać, że zareagują różnymi dostępnymi sobie drogami, by potwierdzić swą tożsamość. Takie reakcje powinny być w psychoterapii przyjęte ze zrozumieniem jako potwier- dzenie godności własnej, która w każdym razie 1 Ta tendencja do rubrykowania (zamiast używania języka konkretnego, idiograficznego, skoncentrowanego na pacjencie i opartego na doświadczeniu) prawie na pewno nasila się nawet u bairdzo dobrych terapeutów, kiedy czują się chorzy, zmęczeni, zaabsorbowani, niespokojni, pozbawieni zainteresowania, nie sza- nują pacjenta, spieszą się itd. Tendencja ta może pomagać psy- choanalitykowi w ciągłej autoanalizie kontrprzeniesienia. 133 jest brutalnie atakowana w niektórych formach terapii. Albo nie powinno się nazywać takich samoobronnych re- akcji „oporem" (w sensie manewru obrony przed cho- robą), albo pojęcie „oporu" musi być rozszerzone dla ob- jęcia wielu rodzajów przeszkód w osiągnięciu świadomoś- ci. Wykazałem też, że taki opór jest nader cenną ochroną przed złą terapią.2 2 Tę tezq można również uważać za przyczynek do ogólnego problemu porozumienia między terapeutą a pacjentem. Dobry terapeuta liczy się z potrzebą zastosowania swej nomotetycznej wiedzy do idiograficznego użytku. Schemat pojęciowy, według którego on pracuje i który może być dla niego empirycznie bo- gaty i znaczący, jest w swojej pojęciowej formie bezużyteczny dla pacjenta. Terapia intuicyjna polega nie tylko na wykrywa- niu, doświadczaniu i dzieleniu na kategorie treści nieświado- mych. Jest to też w znacznym stopniu zadanie łączenia w jed- nym pojęciu iróżnego rodzaju w pełni świadomych, lecz nie na- zwanych, a przez to nie powiązanych ze sobą doświadczeń su- biektywnych, a nawet, wyrażając się prościej, nadawania nazwy nie nazwanemu doświadczeniu. Pacjent może reagować dozna- niem „aha" na prawdziwą intuicję, np.: „Na Boga! Naprawdę nienawidziłem matki przez cały czas, kiedy myślałem, że ją ko- cham!" Jednak może to zauważyć bez odniesienia do jakich- kolwiek nieświadomych treści, np.: „Więc to właśnie rozumiesz przez niepokój!" (mając na myśli takie lub inne doznania w żo- łądku, gardle, nogach, sercu, z których doskonale zdawał sobie sprawę, lecz ich nigdy nie nazwał). Uwagi te mogą być też po- mocne w kształceniu terapeutów. 134 Część IV TWÓRCZOŚĆ 10. TWÓRCZOŚĆ U OSÓB SAMOAKTUALIZUJĄCYCH SIĘ Musiałem po raz pierwszy zmienić moje poglądy na twórczość, kiedy zacząłem zajmować się osobami abso- lutnie zdrowymi, wysoce rozwiniętymi i dojrzałymi, sa- moaktualizującymi się. Musiałem najpierw wyzbyć się stereotypowego poglądu, iż zdrowie, geniusz, talent i produktywność to synonimy. Wiele badanych przeze mnie osób, chociaż zdrowych i twórczych w szczególnym sen- sie, o jakim chcę tutaj powiedzieć, nie było produk- tywnych w zwykłym sensie; nie mieli oni ani wielkiego talentu, ani geniuszu, nie byli poetami, kompozytorami, wymalazcami, artystami czy twórczymi intelektualistami. Oczywiście, niektóre największe talenty w dziejach ludz- kości z pewnością nie należały do ludzi zdrowych psy- chicznie, dotyczy to na przykład Wagnera albo Van Gogha czy Byrona. Niektórzy byli zdrowi, inni nie byli, to było oczywiste. Szybko musiałem wyciągnąć wniosek, że wielki talent nie tylko nie zależy w żadnym stopniu od dobrego bądź zdrowego charakteru, lecz także, że na- sza wiedza na ten temat jest znikoma. Mamy na przykład pewne dowody, że wielki talent muzyczny lub matema- tyczny jest częściej dziedziczny niż nabyty (150). Wobec tego wydawało się rzeczą jasną, że zdrowie i specjalny talent są zmiennymi niezależnymi, które być może w ma- łym stopniu korelują ze sobą, a może wcale nie korelują. Można też od razu założyć, że psychologia bardzo mało wie o szczególnym talencie typu genialnego. Nic więcej o tym nie powiem, ograniczając się do bardziej rozpo- wszechnionego rodzaju twórczości, która jest powszech- 135 nym dziedzictwem każdej narodzonej istoty ludzkiej; ta właśnie twórczość zdaje się zmieniać wraz ze zdrowiem psychicznym. Ponadto szybko ustaliłem, że podobnie jak większość ludzi myślałem o twórczości w terminach wytworów, oraz, po drugie, że nieświadomie ograniczyłem twórczość tylko do pewnych konwencjonalnych obszarów ludzkich wysiłków, zakładając nieświadomie, że każdy malarz, każdy poeta i każdy kompozytor prowadzi twórczy żywot. Twórczymi mogą być teoretycy, artyści, naukow- cy, wynalazcy, pisarze. Nikt inny nie może być twórczy. Zakładałem nieświadomie, że twórczość stanowi wyłączną prerogatywę pewnych specjalistów. Jednak tym oczekiwaniom zadali kłam różni badani przeze mnie osobnicy. Na przykład pewna niewykształ- cona i niezamożna kobieta, poświęcająca cały swój czas domowi i dzieciom, nie wykonywała żadnej z tych rzeczy tradycyjnie uznanych za twórcze, a jednak była wspania- łą matką, żoną i świetnie gotującą gospodynią. Przy ma- łych środkach jej dom był zawsze piękny. Doskonale przyjmowała swych gości. Przygotowany przez nią po- siłek stanowił prawdziwą ucztę. Miała niezawodny gust i smak co do wyboru bielizny stołowej, sreber, szkła, serwisu i umeblowania. W tym wszystkim wykazywała oryginalność, nowoczesność, pomysłowość, nowatorstwo, inwencję. Wprost musiałem nazwać ją twórczą. Dzię- ki niej i innym jej podobnym osobom pojąłem, że pierw- szorzędna zupa wymaga więcej artyzmu niż drugorzędny obraz i że ogólnie biorąc gotowanie, macierzyństwo i pro- wadzenie domu może być twórcze, zaś pisanie wierszy nie musi być takie, może być nietwórcze. Inna badana przeze mnie osoba poświęciła się pracy społecznej, pojętej bardzo szeroko, bandażowała rany, po- magała ludziom uciśnionym nie tylko niosąc im pomoc osobistą, lecz także działając w organizacji przychodzącej z pomocą znacznie większej liczbie ludzi niż ona mogła- by to zrobić indywidualnie. Innym obiektem badań był psychiatra, oddany wyłącz- nie klinice; nigdy nic nie napisał, nie stworzył żadnych teorii, nie prowadził badań, a jednak czerpał wielkie za- dowolenie ze swej codziennej pracy i z pomagania in- nym w stwarzaniu samych siebie. Ten człowiek trakto- • 136 ^ wał każdego pacjenta, jak gdyby był on jedyny na świe- cie, nie stosował utartych określeń, niczego nie oczeki- wał, nic nie zakładał z góry, był bezpośredni i szczery, a przy tym bardzo mądry, na sposób taoistyczny. Każdy pacjent był niepowtarzalną istotą ludzką, a więc całkiem nowym zagadnieniem, które trzeba zrozumieć i rozwiązać w całkiem nowy sposób. Rezultaty, jakie otrzymywał nawet w przypadkach bardzo trudnych, były tak znako- mite, że uzasadniały jego „twórczy" (a nie stereotypowy czy ortodoksyjny) sposób postępowania. Z kontaktu z in- nym człowiekiem doszedłem do wniosku, że zorganizo- wanie przedsiębiorstwa handlowego może być działaniem twórczym. Od młodego atlety nauczyłem się, że dosko- nały chwyt może być czymś równie estetycznym jak so- net i że można go traktować w równie twórczy sposób. Kiedyś zaświtała mi myśl, iż wprawna wiolonczelistka, którą odruchowo uważałem za „twórczą" (z racji koja- rzenia jej osoby z twórczą muzyką czy twórczymi kom- pozytorami?), w istocie rzeczy po prostu grała dobrze cudze utwory. Była jedynie odtwórczynią, podobnie jak przeciętny aktor lub „komediant" jest odtwórcą. Dobry stolarz meblowy lub ogrodnik czy krawcowa mogą być bardziej twórczy. Musiałem w każdym przypadku wyda- wać osobny osąd, ponieważ niemal każdy zawód czy pro- fesja może być twórcza albo nietwórcza. Innymi słowy nauczyłem się stosować słowo „twórczy" (jak również słowo „estetyczny") nie tylko do wytworów, lecz także do ludzi w sensie charakterologicznym, jak również do czynności, procesów i postaw. Następnie do- szedłem do tego, aby stosować słowo „twórczy" do wielu wytworów poza standardowymi i powszechnie przyjęty- mi, jak wiersze, teorie, powieści, doświadczenia czy obrazy. W rezultacie uznałem za konieczne odróżnienie „spe- cjalnego talentu twórczości" od „samoaktualizującej się (SA) twórczości", która wynika bardziej bezpośrednio z osobowości i która szeroko przejawia się w zwykłych spra- wach życiowych, na przykład w swoistego rodzaju hu- morze. Wyglądało to na skłonność robienia wszyst- kiego w sposób twórczy, na przykład: prowadzenie do- mu, nauczanie itd. Robiło to często wrażenie, że istotnym aspektem twórczości SA jest specjalny rodzaj percepcji, jak owego dziecka z bajki, które zobaczyło, że król jest 137 nagi (to również zaprzecza pojmowaniu twórczości jako produktywności). Tacy ludzie potrafią dojrzeć zarówno to, co świeże, naturalne, konkretne, idiograficzne, jak rówaież to, co ogólne, abstrakcyjne, zarubrykowane, sklasyfikowane i podzielone na kategorie. W rezultacie żyją oni o wiele bardziej w realnym świecie natury niż w zwerbalizowanym świecie pojęć, abstrakcji, oczekiwań, wierzeń i stereotypów, które większość ludzi myli ze światem realnym (97, rozdz. 14). Oddaje to dobrze okre- ślenie Rogersa „otwartość na doświadczenie" (145). Wszystkie poddane moim badaniom osoby były sto- sunkowo bardziej spontaniczne i ekspresyjne niż ludzie przeciętni. Ich zachowanie było bardziej „naturalne", mniej kontrolowane i hamowane, wydawało się łatwiej- sze i swobodniejsze, z mniejszymi zablokowaniami i mniejszym samokrytycyzmem. Taka zdolność wyrażania myśli i impulsów bez ich dławienia i bez obawy śmiesz- ności okazała się podstawowym aspektem twórczości SA. Rogers zastosował doskonałe określenie „osoba w pełni funkcjonująca" dla opisania tego aspektu zdrowia (145). Drugą obserwacją było to, że twórczość SA pod yielu względami jest podobna do twórczości wszystkich szczęśliwych i mających poczucie bezpieczeństwa dzieci. Jest ona spontaniczna, pozbawiona wysiłku, jest niewin- na, łatwa, wolna od stereotypów i oklepanych frazesów. Robi wrażenie, że składa się głównie z „niewinnej" swo- body percepcji i „niewinnej", pozbawionej zahamowań spontaniczności i ekspresyjności. Niemal każde dziecko ma większą swobodę postrzegania, pozbawione jest aprio- rycznych oczekiwań, co powinno tam być, co musi tam być lub co zawsze tam było. Prawie każde dziecko potrafi na poczekaniu ułożyć piosenkę czy wierszyk, zatańczyć, namalować obrazek, coś odegrać lub obmyślić zabawę bez planowania czy uprzedniego zamierzenia. Osobnicy badani przeze mnie byli twórczy w tym wła- śnie sensie, na wzór dziecka. Dla uniknięcia nieporozu- mienia, ponieważ nie byli oni dziećmi, lecz ludźmi w wieku lat 50 lub 60, powiedzmy, iż zachowali lub od- zyskali przynajmniej te dwa główne aspekty wieku dzie- cięcego, mianowicie riie mieli tendencji do rubrykowania, czyli „byli otwarci na doświadczenie", i łatwo przycho- dziła im spontaniczność i ekspresyjność. Jeżeli dzieci są naiwne, to ci osobnicy osiągnęli „wtórn§ naiwność", jak 138 to określił Santayana. Ich świeżość percepcji i łatwość ekspresji szła w parze z wyrafinowanym umysłem. Wszystko zdaje się sprowadzać do tego, że mamy do czynienia z podstawowym atrybutem tkwiącym w ludz- kiej naturze, potencjalnością daną przy urodzeniu wszyst- kim ludziom lub ich większości, która najczęściej ginie lub zanika czy też ulega zahamowaniu w miarę kultu- ralnej adaptacji osoby. Badani przeze mnie osobnicy różnili się od przecięt- nych osób jeszcze inną cechą, która ułatwia możliwość tworzenia. Osoby SA są stosunkowo wolne od bo jaźni przed nieznanym, tajemniczym i zagadkowym, a często to nieznane właśnie ich pociąga, to znaczy wybierają je, by łamać sobie nad nim głowę, rozmyślać nad nim i w pełni się nim zaabsorbować. Cytuję z mego opisu (97^ s. 206): „Oni nie lekceważą nieznanego ani mu nie za- przeczają, ani od niego nie stronią, nie usiłują też two- rzyć pozorów, że jest ono naprawdę znane; nie porządku- ją ani nie rozgraniczają i nie klasyfikują przedwcześnie. Nie trzymają się znanego, a ich poszukiwanie prawdy nie jest przemożną potrzebą pewności, bezpieczeństwa, okre- śloności i porządku, co znajdujemy w przesadnym stopniu u osób z urazem umysłu opisanym przez Goldsteina lub u obsesyjno-kompulsywnycn neurotyków. Potrafią być, o ile wymaga tego całościowa sytuacja obiektywna, wystar- czająco nieporządni, niechlujni, anarchiczni, chaotyczni, niedokładni, wątpiący, niepewni, nieokreśleni, nieściśli lub nieakuratni (wszystko to jest w pewnych momentach pożądane w nauce, sztuce lub w ogóle w życiu). Tak się więc dzieje, iż wątpliwość, kolejne próby, nie- pewność i wynikająca z nich konieczność zawieszenia de- cyzji, co dla większości osób stanowi torturę, może być dla niektórych przyjemnie podniecającym wyzwaniem, wzniosłą, a nie deprymującą chwilą życia". Pewne dokonane ongiś przeze mnie spostrzeżenie za- stanawiało mnie przez wiele lat i dopiero obecnie zaczy- nam je rozumieć. Opisałem je jako rozwiązanie dycho- tomii u osób samoaktualizujących się. Mówiąc krótko, okazało się, że muszę inaczej patrzeć na wiele przeci- wieństw i dwoistości uznanych przez wszystkich psycho- logów za linię prostą ciągłą. Dla przykładu przytoczę pierwszą dychotomię, z którą miałem trudności: nie mo- głem rozstrzygnąć, czy moi pacjenci są egoistami, czy 139 nie są. (Zwracam uwagę, jak łatwo popadamy tu w owo albo-albo. Im więcej jednego, tym mniej drugiego, taka jest implikacja wynikająca ze sposobu postawienia mego pytania.) Zmuszony jednak zostałem samą presją faktów porzucić tę Arystotelesowską formę logiki. Badane prze- ze mnie osoby były bardzo nieegoistyczne w jednym sen- sie, a nader egoistyczne w innym. I jedno wiązało się z drugim nie jako coś nie dającego się ze sobą pogodzić, lecz raczej w sensowną, dynamiczną jedność lub syntezę bardzo podobną do tego, co Fromm opisał w swojej kla- sycznej pracy o zdrowym egoizmie (50). Badane przeze mnie jednostki w taki sposób łączyły ze sobą przeciwień- stwa, iż doszedłem do przekonania, że już samo trakto- wanie egoizmu i nieegoizmu jako określeń sprzecznych i wzajemnie się wykluczających jest cechą osobowości o niższym stopniu rozwoju. U tych osób wiele innych dychotomii zamieniało się w jedność, poznanie-wola (ser- ce-głowa, życzenie-fakt) stało się poznaniem „związanym" wolą, kiedy instynkt i rozum doprowadził do tych samych wniosków. Obowiązek stał się przyjemnością, a przyjem- ność łączyła się z obowiązkiem. Różnica między pracą a zabawą przestała być uchwytna. Jak można przeciw- stawić egoistyczny hedonizm altruizmowi, jeśli altruizm stał się egoistycznie przyjemny?; Te właśnie jednostki najbardziej ze wszystkich ludzi dojrzałe były jednocześ- nie bardzo dziecinne. Te same jednostki, będące najwięk-\ szymi egocentrykami, o jakich kiedykolwiek pisano, i na pewno silne indywidualności, były jednocześnie tymi, które najłatwiej potrafiły zapomnieć o własnym ego, wyjść poza siebie i skoncentrować się na zagadnieniu (97, s. 232-234). Ale tak właśnie postępuje wielki artysta. Potrafi ze- stawić w jedną całość gryzące się ze sobą kolory, nie- zgodne ze sobą formy i wszelkiego rodzaju dysonanse. Tak samo postępuje wielki teoretyk, kiedy zestawia za- gadkowe i niezgodne ze sobą fakty, by nam pokazać, że one naprawdę łączą się ze sobą. Podobnie ma się sprawa z wybitnym mężem stanu, znakomitym filozofem, wspa- niałym rodzicem, wielkim wynalazcą. Wszyscy oni po- trafią integrować, łączyć ze sobą w jedność to, co od- dzielne, a nawet przeciwstawne. Jest tutaj mowa o zdolności do integrowania oraz o wzajemnym związku między wewnętrzną integracją jed- 140 nostki a jej zdolnością do integrowania wszystkiego, czym •się zajmuje w życiu. W takiej mierze, w jakiej twórczość jest konstruktywna, syntetyczna, jednocząca i integru- jąca, w tej mierze zależy ona częściowo od wewnętrznej integracji danej osoby. Starając się to pojąć uznałem, że taki stan rzeczy moż- na przypisać w znacznym stopniu względnemu brakowi strachu u badanych osób. Byli oni z pewnością mniej zależni od wpływów otoczenia, to znaczy wydawało się, że mniej obawiają się tego, co mówią, czego wymagają bądź z czego się śmieją inni ludzie. Mniej potrzebowali innych ludzi, a więc mniej byli od nich zależni, a zatem mogli mniej się ich obawiać i odnosić do nich z mniejszą wrogością. Jednak może jeszcze ważniejszy był u nich brak lęku o swoje własne ja, swoje własne impulsy, uczucia, myśli. Bardziej akceptowali samych siebie niż przeciętni ludzie. Ta aprobata i akceptacja swej głębszej istoty umożliwiła odważną percepcję rzeczywistej natury świata i sprawiła, że ich zachowanie było bardziej spon- . taniczne (mniej kontrolowane i zahamowane, mniej za- planowane, mniej „chciane" i zamierzone). Mniej się oba- wiali swych własnych myśli, nawet tych „zbzikowanych" •czy głupich lub szalonych. Mniej się bali wyśmiania lub potępienia. Mogli sobie pozwolić na poddanie się emocji. Inaczej jest z osobami przeciętnymi i neurotycznymi, któ- re odgradzają się od strachu znajdującego się przeważnie w nich samych. One kontrolują, hamują, powściągają i tłumią. One potępia ją' swą głębszą istotę i spodziewają się tego również po innych. To co chcę wyrazić, sprowadza się w istocie rzeczy do tego, że twórczość tych osób zdawała się być epifeno- menem ich większego scalenia i zintegrowania, które są rezultatem samoakceptacji. Wojna tocząca się wewnątrz przeciętnej jednostki między siłami wewnętrznej głębi a siłami obrony i kontroli została chyba u nich rozstrzyg- nięta i są one mniej rozdwojone. W rezultacie większa część ich wewnętrznego „ja" może być wykorzystana dla radości życia i dla celów twórczych. Tracą bowiem mniej czasu i energii na obronę przed samym sobą. Z poprzednich rozdziałów wynika, że to, co wiemy o doświadczeniach szczytowych, podtrzymuje i wzbogaca te wnioski. To są również doświadczenia zintegrowane i in- tegrujące, które w pewnym stopniu są izomorficzne z in- y 1.41 tegracją w postrzeganym świecie. W tych doświadcze- niach znajdujemy też zwiększoną otwartość na doświad- czenie oraz zwiększoną spontaniczność i ekspresywność. Skoro zaś jednym z aspektów tej wewnętrznej integracji osoby jest akceptacja i większa dostępność naszego głęb- szego ja, te głębokie korzenie twórczości (84) stają się bardziej dostępne do wykorzystania. TWÓRCZOŚĆ PIERWOTNA, WTÓRNA I ZINTEGROWANA Klasyczna teoria Freuda nie jest użyteczna dla naszych celów, a nawet częściowo jest sprzeczna z naszymi da- nymi. Jest ona (lub była) zasadniczo psychologią id, ba- daniem instynktownych impulsów i ich zmienności, to- też uważa się, że podstawowa dialektyka freudowska obraca się głównie miedzy impulsami a obroną przed nimi. Jednak o wiele ważniejsze dla zrozumienia źródeł twórczości (jak również zabawy, miłości, entuzjazmu, hu- moru, wyobraźni i fantazji) są tak zwane procesy pier- wotne, będące w swej istocie raczej poznawcze niż woli- tywne. Jeśli zastanowimy się nad tym aspektem ludzkiej psychologii głębi, to znajdziemy dużą dozę zgodności między psychoanalityczną psychologią ego — Kris (84), Milner (113), Ehrenzweig (39), psychologia Junga (74), a amerykańską psychologią jaźni i wzrostu (118). Zwykła adaptacja przeciętnego, rozsądnego, dobrze przystosowanego osobnika zakłada ustawiczne i skuteczne odrzucanie wiele z tego, co skłacTa się na głębie natury ludzkiej zarówno ze sfery poznawczej, jak wolicjonalnej. Dobre przystosowanie się do realnego świata oznacza rozszczepienie osoby. Znaczy to, że dany osobnik odwraca się od znacznej części tego, co jest w nim samym, ponie- waż jest to niebezpieczne. Jednak obecnie widać wyraź- nie, że czyniąc tak dużo traci, bowiem owe głębie sta- nowią zarazem źródło jego wszystkich radości, zdolności do zabawy, miłości, śmiechu i, co najważniejsze dla jed- nostki ludzkiej, źródło twórczości. Chroniąc siebie od pie- kła wewnętrznego odcina się zarazem od wewnętrznego nieba. W krańcowym przypadku mamy osobnika pełnego obsesji, bezdusznego, o ciasnych poglądach, sztywnego, nieczułego, opanowanego i ostrożnego, który nie potrafi śmieć się, bawić i kochać, nie umie być nierozsądnym, ufnym ani dziecinnym. Jego wyobraźnia, intuicja, mięk- 142 kość charakteru i emocjonalność ulegają zdławieniu lub zniekształceniu. Podstawowym celem psychoanalizy jako terapii jest integracja. Wysiłek jest skierowany na usunięcie tego za- sadniczego rozszczepienia za pomocą intuicji, aby to, co było stłumione, stało się świadome lub przedświadome. Lecz i tutaj można wnieść zmiany opierając się na ba- daniach głębi źródeł twórczości. Nasz stosunek do na- szych procesów pierwotnych nie jest pod wszystkimi względami taki sam, jak stosunek do życzeń nie do przy- jęcia. Najważniejsza różnica, jaką widzę, polega na tym, iż nasze procesy pierwotne nie są tak niebezpieczne, jak zakazane impulsy. Przeważnie nie są one tłumione ani cenzurowane, ale raczej „zapomniane" czy poniechane, lub raczej stłumione niż wyparte, musimy bowiem przy- stosowywać się do twardej rzeczywistości wymagającej celowego i pragmatycznego wysiłku, a nie marzenia, poezji i zabawy. Ujmując to innymi słowy, w bogatym społeczeństwie musi być o wiele mniej oporu wobec pierwotnych procesów myślowych. Spodziewam się, że procesy wychowawcze, znane z tego, iż mało się przy- czyniają do zmniejszenia stopnia wyparcia „instynktu", wiele mogą zdziałać w sferze akceptacji i integracji pro- cesów pierwotnych w świadomym i przedświadomym ży- ciu. Edukacja w dziedzinie sztuki, poezji i tańca może w zasadzie uczynić wiele w tym kierunku. Może też tego dokonać kształcenie w kierunku psychologii dynamicznej. Na przykład CZinical Interview Deutscha i Murphy'ego, gdzie zastosowano język procesu pierwotnego (38), można odbierać jak swego rodzaju poezję. Niezwykła książka Marion Miller On Not Being Able to Paint doskonale oddaje moją myśl (113). Najlepszym przykładem tego rodzaju twórczości, który starałem się przedstawić, jest raczej improwizacja, jak w jazzie lub dziecinnych malowankach, niż dzieła sztuki określane jako „wielkie". Ta bowiem wielka sztuka, po pierwsze, wymaga wiel- kiego talentu, który, jak się okazało, nie ma nic wspól- nego z naszymi zainteresowaniami, a po drugie, wielkie dzieło wymaga nie tylko olśnienia, natchnienia, doświad- czenia szczytowego, lecz również wytężonej pracy, dłu- giego przygotowania, nieustannej krytyki, perfekcjoni- stycznych wzorów. Innymi słowy, po pierwszym sponta- 143 nicznym momencie przychodzi refleksja; po całkowitej akceptacji — krytyka; po intuicji pojawia się rygory- styczna myśl; po odwadze • — ostrożność; po fantazji i puszczeniu wodzów wyobraźni następuje sprawdzanie realiów. Z kolei przychodzą pytania: czy tak jest napraw- dę? Czy inni to rozumieją? Czy założenia mają zdrowe podstawy,?! Czy uda się sprawdzian logiczny? Jak to przyjmie świat? Czy mogę tego dowieść? Następnie przy- chodzą porównania, osądy, oceny, chłodne, rozważne my- śli, jakie przynosi ranek, selekcja i odrzucanie. Jeśli wolno mi tak powiedzieć, to teraz procesy wtórne biorą górę nad pierwotnymi, Apollo zajmuje miejsce Dio- nizosa, „męskość" bierze górę nad „kobiecością". Zakoń- czyło się dobrowolne wycofanie się do naszych głębi, ko- nieczna bierność i receptywność natchnienia czy doświad- czenia szczytowego musi obecnie ustąpić aktywności, kon- troli i wytężonej pracy. Doświadczenie szczytowe przy- trafia się danej osobie, lecz to ona tworzy wielkie dzieło. Ściśle mówięc zbadałem tylko ten pierwszy etap, to, 00 przychodzi gładko i bez wysiłku jako spontaniczny wyraz zintegrowanej osoby lub przelotnego zjednoczenia wewnątrz osoby. Może to się zdarzyć tylko wtedy, jeżeli głębie osoby są dla niej dostępne i jeżeli nie obawia się ona swych pierwotnych procesów myślowych. Będę nazywał „twórczością pierwotną" taką twórczość, która wynika bardziej z procesu pierwotnego niż z pro- cesów wtórnych i która posługuje się bardziej tym pierw- szym niż tym drugim. Twórczość opartą głównie na wtór- nych procesach myślowych będę nazywać „twórczością wtórną". Ten drugi rodzaj obejmuje dużą część świato- wej produkcji takiej jak mosty, domy, nowe samochody, a nawet wiele eksperymentów naukowych i dużo prac literackich. Wszystkie one stanowią właściwie realizację 1 rozwinięcie pomysłów innych osób. Odpowiada to róż- nicy, jaka zachodzi między komandosem a żandarmem na tyłach frontu, między pionierem a osadnikiem. Tę twórczość, która gładko i prawidłowo stosuje oba ro- dzaje procesu, we właściwym powiązaniu czy w odpo- wiedniej kolejności, nazwę „twórczością zintegrowaną". Właśnie z niej wywodzą się wielkie dzieła sztuki, filozofii lub nauki. 144 WNIOSKI Sądzę, że ostateczny wynik owych rozważań można podsumować jako zwiększony nacisk na rolę integracji (bądź wewnętrznej koncentracji, jedności, całości) w te- orii twórczości. Przekształcenie dychotomii na wyższą, szerszą jedność równa się wyleczeniu danej osoby z roz- dwojenia i pogłębieniu jej wewnętrznej jedności. Ponie- waż omówione tu rozdwojenia zachodzą wewnątrz jed- nostki, można je porównać do wojny domowej, do kon- frontacji jednej części danej osoby z jej drugą częścią. W każdym razie, jeżeli chodzi o twórczość SA, zdaje się ona bardziej bezpośrednio wynikać z połączenia procesów pierwotnych i wtórnych niż represyjnej kontroli zaka- zanych impulsów i pragnień. Zachodzi, rzecz prosta, mo- żliwość, iż obrona wywołana obawą tych zakazanych impulsów też sprowadza te procesy pierwotne do czegoś w rodzaju totalnej, ślepej, panicznej wojny na wszyst- kich głębokościach. Jednak można sądzić, że taki brak rozróżnienia nie jest w zasadzie konieczny. Podsumowując, twórczość SA kładzie przede wszyst- kim nacisk na osobowość, nie zaś na jej dokonania, któ- re uważa się raczej za epifenomeny emitowane przez osobowość, a przeto wobec niej wtórne. Podkreśla takie cechy charakterologiczne, jak śmiałość, odwaga, wolność, spontaniczność, przejrzystość, integracja i samoakcepta- cja; wszystkie one umożliwiają pewien rodzaj ogólnej twórczości SA, która się wyraża w twórczym życiu bądź twórczej postawie lub twórczej jednostce. Położyłem rów- nież większy nacisk na ekspresyjną czy bytową jakość twórczości SA niż na jej jakość jako rozwiązującą pro- blemy czy wytwarzającą produkt. Twórczość SA jest „emitowana", czyli wypromieniowana, i charakteryzuje całość życia bez względu na jego problemy, podobnie jak pogodna osoba „emituje" radość bez specjalnego zamie- rzenia lub zaplanowania, a nawet bez świadomości tego faktu. Jest ona emitowana jak blask Słoneczny; rozszerza się na cały obszar; sprawia, że pewne rzeczy rosną (te, które mogą rosnąć), zaś marnuje się na skałach i innych przedmiotach nie podlegających wzrostowi. Wreszcie zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że usi- łuję przełamać szeroko przyjęte koncepcje twórczości nie będąc w stanie zaofiarować na ich miejsce jasno określo- nej i precyzyjnie sformułowanej koncepcji zastępczej. 145 Twórczość SA jest trudna do zdefiniowania, poniewafc czasem zdaje się być synonimem samego zdrowia, jak to sugeruje Moustakas (118). Skoro zaś samoaktualizację lub zdrowie trzeba ostatecznie określić jako dojście do pełni człowieczeństwa lub jako „Byt" jednostki, to można po- wiedzieć, że twórczość SA jest prawie synonimem bada aspektem sine qua non lub cechą określającą istotę czło- wieczeństwa. <, . n» > i . . A- «''," 4 A' t ' l t . f, ;•] , V. Część V cn> WARTOŚCI 11. DANE PSYCHOLOGICZNE I WARTOŚCI LUDZKIE Przez tysiące lat humaniści próbowali zbudować natu- ralistyczny, psychologiczny system wartości, który dałby się wyprowadzić z natury ludzkiej bez konieczności od- woływania się do autorytetu zewnętrznego wobec samej istoty ludzkiej. W ciągu dziejów powstawało wiele takich teorii. Wszystkie one zawiodły z wielu praktycznych względów, tak samo zresztą jak działo się ze wszystkimi innymi teoriami. Mamy obecnie nie mniej łotrów i neuro- tyków na świecie niż dawniej. Większość z tych niezadowalających teorii opierała się na takich lub innych założeniach psychologicznych. Dziś w świetle ostatnio zdobytej wiedzy można wykazać, że prawie wszystkie one są fałszywe, nieodpowiednie, nie- pełne, że im czegoś brakuje. Jednak w moim przekona- niu pewne osiągnięcia w zakresie nauki i sztuki psycho- logicznej w ostatnich paru dziesięcioleciach pozwalają po raz pierwszy zaufać, że ta, nadzieja żywiona przez setki lat może się spełnić, jeżeli tylko włożymy dostatecznie dużo pracy. Wiemy, jak krytykować stare teorie; wiemy, choć niejasno, jaką postać będą miały przyszłe teorie, a przede wszystkim wiemy, w którą stronę kierować po- szukiwania, i co robić, by wypełnić luki w naszej wiedzy i by odpowiedzieć na te odwieczne pytania: „Co to jest dobre życie? Kto jest dobrym człowiekiem? Jak nauczyć ludzi, aby woleli żyć dobrze? Jak powinno się wycho- wywać dzieci na zdrowych dorosłych? itd." Uważamy wiec, iż naukowa etyka jest osiągalna i wiemy jak się zabrać do jej stworzenia. 147 W następnym rozdziale omówimy krótko kilka obie- cujących kierunków argumentacji i badań, ich związek z dawnymi i przyszłymi teoriami wartości, jak również teoretyczne i faktyczne kroki, jakie musimy uczynić w bliskiej przyszłości. Bezpieczniej jest oceniać je wszyst- kie jako mniej lub bardziej możliwe niż jako pewne. EKSPERYMENTY WOLNEGO WYBORU: HOMEOSTAZA Dokonano setek doświadczeń wykazujących powszechną u różnego rodzaju zwierząt wrodzoną zdolność wybiera- nia najwłaściwszego pożywienia, jeżeli mają możliwość urozmaiconego dowolnego wyboru. Zwierzęta często za- chowują tę mądrość organizmu w niecodziennych warun- kach, na przykład zwierzęta będące pod działaniem adre- naliny potrafią się utrzymać przy życiu stosując odpo- wiednio dobraną przez siebie dietę. Ciężarne samice zwie- rząt doskonale dostosowują swe pożywienie do potrzeb rozwijającego się płodu. Wiemy obecnie, że nie jest to w żadnym razie mądrość doskonała. Zdolność wyboru mniej się sprawdza w przy- padku na przykład zapotrzebowania ciała na witaminy. Zwierzęta niższego rzędu skuteczniej chronią się przed truciznami niż zwierzęta wyższego rzędu i ludzie. Uprzed- nio wytworzone nawyki preferencyjne mogą zupełnie przesłonić aktualne potrzeby przemiany materii (185). Najważniejsze zaś u istoty ludzkiej, a zwłaszcza u neuro- tyka, jest to, że różnego rodzaju siły mogą ograniczyć tę mądrość organizmu, chociaż, jak się wydaje, nigdy nie ginie ona zupełnie. Ta ogólna zasada sprawdza się nie tylko w wyborze pożywienia, lecz też w odniesieniu do innych potrzeb organizmu, jak wykazały znane eksperymenty homeosta- tyczne (27). Chyba jest dostatecznie jasne, iż wszystkie organizmy rządzą się bardziej samodzielnie, lepiej się regulują i są bardziej autonomiczne niż uważano przed ćwierć wiekiem. Organizm zasługuje na sporo zaufania i wciąż uczymy się polegać na tej wewnętrznej mądrości naszych niemo- wląt co do wyboru pożywienia, pory ssania, ilości snu, nabierania nawyków regulowania potrzeb fizycznych, po- trzeby aktywności i wielu innych rzeczy. 1<ŁR Jednak ostatnio uczymy się, zwłaszcza od osób cho- rych fizycznie i psychicznie, że jedni wybierają dobrze, inni źle. .Wiele się dowiedzieliśmy, zwłaszcza od psycho- analityków, o ukrytych przyczynach takiego zachowania i nauczyliśmy się je respektować. W związku z tym rozporządzamy zdumiewającym eks- perymentem (38b), brzemiennym w implikacje dla teorii wartości. Kurczęta, którym się pozwoli wybierać sobie pokarm, znacznie różnią się między sobą co do zdolności wybierania stosownego pokarmu. Te, które robią dobry wybór, są silniejsze, większe i górują nad źle wybierają- cymi, co dowodzi, że zdobywają sobie wszystko, co naj- lepsze. Jeśli z kolei zmusimy słabe kurczęta, które źle do- bierają swą karmę, do spożywania pokarmu wybieranego przez zdolniejsze kurczęta, to okaże się, że teraz one stają się silniejsze, większe, zdrowsze i bardziej dominu- jące, chociaż nigdy nie osiągają poziomu dobrze wybie- rających kurcząt. To znaczy, że te dobrze wybierające kurczęta mogą lepiej niż te gorsze pod tym względem wybierać to, co jest lepsze dla źle wybierających. Jeżeli uzyskamy podobne wyniki w doświadczeniach z istotami ludzkimi, co moim zdaniem nastąpi (nie brakuje tu dob- rze rokujących danych klinicznych), czeka nas wiele mo- dyfikacji różnego rodzaju teorii. Jeśli zaś chodzi o teo- rię wartości ludzkiej, to nie wystarczy żadna teoria opie- rająca się jedynie na statystycznym opisie wyboru do- konanego przez dowolne istoty ludzkie. Bezcelowe jest ustalanie przeciętnej dla ludzi dobrze i źle wybierają- cych, dla zdrowych i chorych. Jedynie wybory, upodoba- nia i sądy zdrowych jednostek ludzkich określą nam to, co jest dobre dla rodzaju ludzkiego na dłuższą metę. Wybory neurotyków mogą- wskazać nam głównie na to, co jest dobre dla utrzymania neurozy, podobnie jak wy- bory człowieka z uszkodzonym mózgiem mogą służyć dla zapobieżenia katastrofalnemu załamaniu albo jak wybór dokonany przez zwierzę poddane działaniu adrenaliny może uchronić j e od śmierci, natomiast zabiłby zwie- rzę zdrowe. Sądzę, że głównie na tym podłożu bazowała większość hedonistycznych teorii wartości i teorii etycznych. Nie można obliczać przeciętnej dla patologicznie umotywo- wanych przyjemności za pomocą danych dotyczących przyjemności o zdrowej motywacji. 149 Co więcej, każdy kodeks etyczny będzie musiał uwzględniać fakt istnienia zasadniczych różnic nie tyl- ko między kurczętami a szczurami, lecz także między ludźmi, jak to wykazali Sheldon (153) i Morris (116). Pewne wartości są wspólne dla całej (zdrowej) ludzkości, natomiast inne nie są wspólne dla całej ludzkości, a jedynie dla pewnego typu ludzi lub dla specyficznych osobników. To, co nazwałem potrzebami podstawowymi, jest zapewne wspólne całemu rodzajowi ludzkiemu, a więc stanowi wartość wspólną. Natomiast indywidualne po- trzeby rodzą indywidualne wartości. Konstytucjonalne różnice między jednostkami prowa- dzą do preferencji w sposobie odnoszenia się do swego ja, do kultury i do świata, to znaczy wytwarzają war- tości. Doświadczenie klinicystów na całym świecie co do różnic indywidualnych potwierdza te badania i jest przez nie weryfikowane. Odnosi się to również do danych etno- logicznych, które pomagają zrozumieć różnorodność kul- tury zakładając, iż każda kultura wybiera drobny segment z zakresu ludzkich konstytucjonalnych możliwości, aby go wykorzystać lub usunąć, uznać lub potępić. Zgadza się to całkowicie z danymi i teoriami biologicznymi oraz z teoriami samoaktualizacji wykazującymi, że układ orga- niczny zmierza do wyrażenia samego siebie, słowem do działania. Człowiek o dobrze rozwiniętej muskulaturze lubi się posługiwać swymi mięśniami, a nawet musi ich używać dla samoaktualizacji i dla osiągnięcia subiek- tywnego poczucia harmonijnego, swobodnego, przynoszą- cego satysfakcję funkcjonowania, które stanowi tak waż- ny aspekt zdrowia psychologicznego. Ludzie obdarzeni inteligencją muszą robić użytek ze swej inteligencji, obdarzeni wzrokiem muszą go używać, ludzie zdolni do miłości mają impuls, żeby kochać, i potrzebę kochania, żeby czuć się zdrowymi. Zdolności dopominają się o korzystanie z nich, przestają się o to dopominać do- piero wtedy, kiedy s ą dostatecznie wykorzystane. In- nymi słowy — zdolności są potrzebami, a zatem są rów- nież wewnętrznymi wartościami. W takim samym stop- niu, w jakim różnią się uzdolnienia, różnią się także war- tości. POTRZEBY PODSTAWOWE I ICH HIERARCHIA Jak już uprzednio chyba dość obszernie uzasadniłem, jednostka ludzka ma nie tylko potrzeby fizjologiczne związane ze swą budową wewnętrzną, lecz także wymogi czysto psychologiczne. Można na nie patrzeć jak na bra- ki, które muszą być optymalnie zaspokojone przez otocze- nie dla uniknięcia choroby i subiektywnego złego samo- poczucia. Można je nazwać potrzebami podstawowymi lub biologicznymi i porównać z potrzebą soli, wapna lub wi- taminy D, bowiem: a) osobnik ich pozbawiony uporczywie domaga się ich zaspokojenia, b) ich brak powoduje chorobę i wyniszczenie, c) ich zaspokojenie działa terapeutycznie i leczy cho- Tobę wywołaną brakiem, d) ciągłość zaopatrzenia zapobiega chorobie, e) jednostki zdrowe (zaspokojone) nie wykazują tych braków. Ale te potrzeby czy wartości są ze sobą powiązane w sposób hierarchiczny i rozwojowy zgodnie ze stopniem ich nasilenia i pierwszeństwa. Potrzeba bezpieczeństwa jest przeważająca biologicznie, a więc silniejsza, bardziej gwałtowna i żywotna niż na przykład potrzeba miłości, zaś potrzeba pokarmu jest zazwyczaj silniejsza od nich obu. Co więcej, te wszystkie podstawowe potrzeby można uważać jedynie za kroki na drodze do ogólnej samoairtualizacji stanowiącej podsumowanie wszystkich podstawowych potrzeb. Biorąc to pod uwagę można rozwiązać wiele proble- mów wartości, z którymi filozofowie zmagają się bez- skutecznie w ciągu stuleci. Przede wszystkim wydaje się, iż istnieje dla całej ludzkości jedyna i ostateczna K wartość, jakiś odległy cel, do którego dążą wszyscy lu- dzie. Różni autorzy różnie go nazywają, samoaktualiza- cją, samorealizacją, integracją, zdrowiem psychologicz- nym, indywiduacją, autonomią, zdolnością twórczą, pro- duktywnością, lecz wszyscy oni się zgadzają, iż chodzi tu o zdanie sobie sprawy z potencjalności danej jednostki, to znaczy o stawanie się w pełni człowiekiem, tym wszystkim, czym osoba może się stać. Ale prawdą jest także, że sama jednostka tego nie wie. 151 My, psycholodzy, w trakcie naszych obserwacji i badań stworzyliśmy to pojęcie chcąc zintegrować i wyjaśnić wiele danych. Co zaś dotyczy samej osoby, to ona wie tylko tyle, że rozpaczliwie szuka miłości i myśli, że osiąg- nie permanentne szczęście i zadowolenie, jeśli ją zdo- będzie. Nie wie jeszcze, iż po zaspokojeniu jednego braku nadal będzie się starała coś osiągnąć i że zaspoko- jenie jednej podstawowej potrzeby sprawia, że świado- mość zostaje opanowana przez inną, „wyższą" potrze- bę. Jeśli chodzi o osobę, to tą absolutną, ostateczną wartością, będącą synonimem samego życia, jest ta po- trzeba, która w danym okresie dominuje w hierarchii jej potrzeb. Można więc traktować te podstawowe po- trzeby lub wartości zarówno jako cele, jak i kro- ki na drodze ku jedynemu celowi końcowemu. Jest praw- dą, że istnieje jedyna, ostateczna wartość lub cel życia, i zarazem jest też prawdą, że mamy hierarchiczny i rozwojowy system wartości powiązany między sobą w sposób skomplikowany. Pozwala to również rozwiązać pozorny paradoks kon- trastu między Bytem a Stawaniem się. To prawda, że istoty ludzkie dążą ustawicznie ku ostatecznemu czło- wieczeństwu, co samo w sobie może stanowić odmienny rodzaj Stawania się i wzrastania. To tak, jak byśmy zo- stali skazani na wieczne usiłowanie osiągnięcia stanu, do którego nigdy nie dojdziemy. Na szczęście obecnie już wiemy, że nie jest to prawda, a przynajmniej, że nie jest to jedyna prawda. Istnieje inna prawda, która się z nią łączy. Za dobre Stawanie się jesteśmy wciąż wyna- gradzani przelotnymi stanami absolutnego Bytu, doświad- czeniami szczytowymi. Osiąganie zaspokojenia potrzeb podstawowych daje nam wiele doświadczeń szczytowych, z których każde stanowi absolutną radość, jest doskona- łe samo w sobie, nie potrzebuje nic innego poza samym sobą dla uzasadnienia życia. Jest to niejako odrzucenie poglądu, że niebo znajduje się w jakimś miejscu poza końcem ścieżki życia. Można powiedzieć, iż niebo czeka na nas w ciągu całego naszego życia, gotowe, abyśmy na jakiś czas doń weszli i radowali się, zanim będziemy mu- sieli powrócić do naszego codziennego życia i zmagań z nim. Skoro już raz tam będziemy, zapamiętamy je na zawsze, będziemy karmić się tą pamięcią, a ona będzie nas podtrzymywała w okresach stresów. . ;>i»v • Nie tylko to, bo proces wzrastania z chwili na chwilę jest sam w sobie wewnętrznie wynagradzający i wspania- ły w sensie absolutnym. I nawet jeśli to nie są doświad- czenia szczytowe na miarę szczytów górskich, są to przy- najmniej doświadczenia na miarę ich podnóży, drobne przebłyski absolutu, samouzasadniający się zachwyt, krót- kie chwile Bytu. Byt i Stawanie się n i e są sprzeczne ani wykluczające się nawzajem. Zarówno zbliżanie się jak dotarcie stanowią same w sobie nagrodę. Powinienem tu wyjaśnić, iż chcę odróżnić „Niebo" przed nami (wzrostu i transcendencji) od „Nieba" poza nami (regresji). „Wysoka nirwana" to coś zupełnie in- nego niż „niska nirwana", aczkolwiek wielu klinicystów miesza je ze sobą (zob. również 170). SAMOAKTUALIZACJA: WZROST Ogłosiłem już w innej swej publikacji przegląd wszyst- kich dowodów, które każą nam iść w kierunku pojęcia zdrowego wzrostu lub tendencji do samoaktualizacji (97). Jest to częściowo dowód dedukcyjny w tym sensie, że wykazuje on, iż bez założenia tego rodzaju pojęcia znacz- na część postępowania ludzkiego nie ma sensu. Opiera się ono na tej samej naukowej zasadzie, jaka doprowa- dziła do wykrycia niewidocznej przedtem planety, która musiała tam się znajdować, aby wiele innych zaobser- wowanych danych miało sens. Istnieje też pewien bezpośredni kliniczny i osobowy dowód, jak również rosnąca ilość danych testowych po- twierdzających to przekonanie. (Zob. bibliografia na koń- cu książki.) Można obecnie z całą pewnością stwierdzić, że uzyskano przynajmniej sensowny, teoretyczny i empi- ryczny materiał dowodowy na potwierdzenie istnienia w człowieku tendencji lub potrzeby wzrostu w kierunku dającym się ogólnie ująć jako samoaktualizacja czy zdro- wie psychologiczne, a zwłaszcza jako rozwój w kierunku każdego i wszystkich pod-aspektów samoaktualizacji, to znaczy, człowiek ma wewnętrzny pęd do jedności osobo- wej, do spontanicznej ekspresywności, do pełnej indywi- dualności i tożsamości, raczej do widzenia prawdy niż do trwania w ślepocie, do bycia twórczym, bycia dobrym i do wielu jeszcze innych rzeczy. A więc człowiek jest tak stworzony, że zmierza ku coraz pełniejszemu bytowi, co oznacza dążenie do tego, co większość ludzi nazwałaby dobrymi wartościami, do pogody, dobroci, odwagi, uczci- wości, miłości, altruizmu i dobra. Jest sprawą delikatnej natury ustalenie granic tego, co tutaj twierdzić, a czego nie. W przypadku moich włas- nych badań oparłem je głównie na osobach dorosłych, którym, jak to się mówi, „powiodło się". Mam mało infor- macji o tych, którym się nie powiodło, którzy odpadli po drodze. Badając zdobywców medali olimpijskich moż- na całkiem słusznie wyciągnąć wniosek, że zasadniczo każdy człowiek jest w stanie biegać tak szybko, skakać tak wysoko lub podnosić taki ciężar, i o tyle, o ile można to przewidzieć, każde nowo narodzone niemowlę mogłoby dojść do podobnych wyników. Ale samo stwierdzenie tych możliwości nic nam nie mówi o statystyce, prawdopodo- bieństwie i szansach. Jak słusznie podkreślił Buhler, sy- tuacja jest prawie taka sama dla samoaktualizujących się osób. Trzeba nadto zaznaczyć, iż tendencja rozwoju w kie- runku pełni człowieczeństwa i zdrowia nie jest jedy- ną tendencją w istocie ludzkiej. Jak już wiemy z roz- działu 4 u tej samej osoby można znaleźć pragnienie śmierci, tendencje do lęku, obrony i regresji itd. A jednak wiele możemy się nauczyć o wartościach z bezpośredniego badania jednostek wprawdzie nielicz- nych, ale wysoce rozwiniętych, najbardziej dojrzałych, najzdrowszych psychologicznie, i z badań momentów szczytowych jednostek przeciętnych, momentów, w któ- rych przelotnie stają się one samoaktualizujące się. Dzie- je się tak dlatego, że na sposób prawdziwie empiryczny i teoretyczny są one najpełniej ludzkie. Są to na przy- kład osoby, które zachowały i rozwinęły swe ludzkie zdolności, zwłaszcza te, które określają istotę ludzką i od- różniają ją, powiedzmy, od małpy. (Jest to zgodne z Hart- manowskim, (59), aksjologicznym ujęciem tego samego problemu określenia dobrej istoty ludzkiej jako tej, któ- ra ma więcej cech charakteryzujących pojęcie „jednostki ludzkiej".) Z rozwojowego punktu widzenia są one peł- niej rozwinięte, ponieważ nie zatrzymały się na niedoj- rzałym lub niepełnym etapie wzrostu. Nie jest to bardziej tajemnicze ani aprioryczne, ani wymagające wyjaśnień niż wybór typowego okazu motyla przez systematyka lub najzdrowszego młodzieńca przez lekarza. Obaj szu- kają „doskonałego, najdojrzalszego, najwspanialszego okazu" jako przedstawiciela gatunku; podobnie i ja to czynię. Ta pierwsza procedura jest w zasadzie równie powtarzalna, jak ta druga. Pełnia człowieczeństwa da się określić nie tylko w ter- minach stopnia realizacji pojęcia „ludzki", to znaczy nor- my gatunkowej. Ma ona również swą opisową, klasyfi- kującą, wymierną, psychologiczną definicję. Obecnie ma- my, na podstawie paru początkowych prac badawczych i niezliczonych doświadczeń klinicznych, pewne pojęcie o cechach charakterystycznych zarówno w pełni rozwi- niętej, jak i dobrze rozwijającej się istoty ludzkiej. Te cechy są nie tylko możliwe do neutralnego określenia; są również subiektywnie wynagradzające, przyjemne i wzmacniające. Wśród dających się obiektywnie opisać i zmierzyć cech charakteryzujących zdrowego osobnika są: 1. Jaśniejsza, bardziej skuteczna percepcja rzeczywis-, tości. 2. Większa otwartość na doświadczenie. 3. Wzmożona integracja, jedność i całość osoby. 4. Wzmożona spontaniczność i ekspresja; pełne funk- cjonowanie; rozbudzenie. 5. Rzeczywista jaźń, zdecydowana tożsamość, autono- mia, jedyność. 6. Wzmożona obiektywność, oderwanie, transcendencja jaźni. 7. Odzyskanie zdolności twórczych. 8. Umiejętność łączenia konkretu z abstraktem. , 9. Demokratyczna struktura charakteru. ! 10. Zdolność do miłości itd. Wszystko to wymaga potwierdzenia na drodze szer- szych badań i prac doświadczalnych; wiadome jest jed- nak, że te działania są możliwe. Ponadto istnieją subiektywne potwierdzenia czy umoc- nienia samoaktualizacji lub dobrego wzrostu w jej kie- runku. Są to uczucia pasji życiowej, szczęścia lub euforii, rozradowania, wesołości, spokoju, odpowiedzialności oraz 'Ufności, że się potrafi uporać ze stresami, niepokojami i 155 problemami. Subiektywnymi oznakami samooszukiwania, fiksacji, regresji, życia naznaczonego raczej lękiem niż wzrostem są takie uczucia, jak niepokój, rozpacz, nuda, niezdolność do cieszenia się, poczucie winy, wstydu, bra- ku celu, pustki, braku tożsamości itd. Te subiektywne reakcje stanowią również podatne po- le do badań. Istnieje też rozwinięta w tym kierunku technika kliniczna. To właśnie owe wolne wybory dokonywane przez takie samoaktualizujące się osoby (w sytuacjach, gdzie jest możliwy prawdziwy wybór spośród różnych możliwości) uważam za możliwe do badań opisowych jako natura- Mstyczny system wartości, z którym nadzieje obserwato- ra nie mają absolutnie nic wspólnego, to znaczy jest on „naukowy". Ja nie mówię: „On powinien wybrać to lub tamto", ale tylko „obserwujemy, że osoby zdrowe mające wolność wyboru wybierają to lub tamto". To tak, jak byśmy pytali raczej: „Jakie są wartości naj- lepszych jednostek ludzkich?" niż: „Jakie powinny być ich wartościj?" lub: „Jakie muszą one być?" (Po- "równajmy to ze zdaniem Arystotelesa, że „właśnie te rzeczy, które są cenne i przyjemne dla dobrego człowie- ka, są istotnie cenne i przyjemne".) Co więcej, uważam, iż można rozszerzyć te wnioski na większość ludzi, bowiem wydaje mi się (jak również in- nym), że większość ludzi (może wszyscy) dąży do samo- aktualizacji (uwidacznia się to najwyraźniej w doświad- czeniach z zakresu psychoterapii, zwłaszcza odkrywają- cej) i że, przynajmniej w zasadzie, większość ludzi jest zdolna do samoaktualizacji. Jeśli można przyjąć, że różne religie wyrażają ludzką aspirację, to znaczy czym ludzie chcieliby być, gdy- by tylko mogli, wówczas można widzieć tutaj również uzasadnienie twierdzenia, że wszyscy ludzie tęsknią do samoaktualizacji lub do niej dążą. Dzieje się tak, ponie- waż opis prawdziwych cech osób samoaktualizujących się odpowiada w wielu punktach ideałom wymaganym przez religie, na przykład wyjście poza własne ja, połączenie prawdy, dobra i piękna, niesienie pomocy innym, mą- drość, uczciwość i naturalność, wyjście poza egoistyczną i osobistą motywację, poniechanie „niższych" pragnień na rzecz „wyższych", wzmożona przyjacielskość i życzli^ 156 wość, łatwość w odróżnianiu celów (spokój, pogoda, po- kój) od środków (pieniądz, władza, pozycja), eliminacja wrogości, okrucieństwa i destrukcji (aczkolwiek może wzrosnąć zdecydowanie, usprawiedliwiony gniew i oburzenie, samop-otwierdzenie itd.). 1. Z tych wszystkich eksperymentów dotyczących wol- nego wyboru, z kierunków rozwojowych w teorii dyna- micznej motywacji i z badań psychoterapii wynika jeden, nader rewolucyjny wniosek, mianowicie że nasze naj- głębsze potrzeby nie są same w sobie niebezpieczne, złe lub szkodliwe. To otwiera nam drogę do zniesienia wewnętrznych rozłamów w osobie między tym, co apo- lińskie, a tym, co dionizyjskie, tym, co klasyczne, a tym, co romantyczne, tym, co naukowe, a tym, co poetyckie, między rozumem a impulsem, pracą a zabawą, między tym, co werbalne, a tym, co przedwerbalne, między doj- rzałością a podobieństwem do dziecka, męskością a ko-^ biecością, między wzrostem a regresem. 2. Głównym społecznym odpowiednikiem tej zmiany w naszej filozofii natury ludzkiej jest szybko rosnąca tendencja^do uważania kultury za narzędzie zarówno za- spokajania potrzeb, jak również frustracji i kontroli. Mo- żemy obecnie odrzucić niemal powszechnie popełniany błąd, jakoby potrzeby jednostki i społeczeństwa z k o- nieczności wzajemnie się wykluczały i przeciwsta- wiały albo jakoby cywilizacja stanowiła przede wszyst- kim mechanizm kontroli i ograniczania ludzkich instynk- towych impulsów (93). Te wszystkie odwieczne pewniki giną wobec nowej możliwości określenia głównej funkcji zdrowej kultury jako propagowania powszechnej samo- aktualizacji. 3. Jedynie u osób zdrowych zachodzi dobra korelacja między subiektywną przyjemnością z doświadczenia, impulsem do doświadczenia lub jego chęcią a „podstawo- wą potrzebą" doświadczenia (okaże się ono kiedyś dobre dla osoby). Tylko tacy ludzie jednakowo tęsknią do tego, co jest dobre dla nich i dla innych, a następnie szczerze cieszą się z tego i akceptują. Dla takich osób cnota stano- wi sama w sobie nagrodę w tym znaczeniu, że raduje sama przez się. Dążą one spontanicznie do robienia dob- rze, bowiem to właśnie chcą robić i to potrzebują 157 robić, to je cieszy, takie postępowanie aprobują i nadal będą się nim radować. Ta właśnie jedność, ta sieć pozytywnych współzależ- ności rozpada się stwarzając konflikt z chwilą, kiedy jednostka ulega chorobie psychologicznej* Wówczas to, co chce robić, może być dla niej złe; nawet jeśli to robi, może ją to nie cieszyć; a nawet jeśli to ją cieszy, może równocześnie nie pochwalać tego, więc radość jest za- truta lub może być krótkotrwała. To, co ją najpierw cie- szy, później może przestać cieszyć. Wtedy jej impulsy, pragnienia i radości stają się lichym drogowskazem ży- cia. Wobec tego musi nie dowierzać i obawiać się impul- sów i przyjemności, które ją prowadzą na manowce, i w ten sposób popada w konflikt, rozszczepienie, chwiej- ność; jednym słowem opanowuje ją wojna wewnętrzna. Jeśli zaś chodzi o teorię filozoficzna, powyższe odkry- cie rozwiązuje wiele historycznych dylematów i sprzecz- t, ności. Teoria hedonizinu sprawdza się u ludzi zdro- wych, ale nie sprawdza się u chorych. Prawda, dobro i piękno rzeczywiście pozostają w pewnej korelacji, lecz tylko u jednostek zdrowych jest to kore- lacja mocna. 4. U niewielu osób samoaktualizacja jest względnie osiągniętym „stanem rzeczy". U większości ludzi jest to raczej nadzieja, pragnienie, pęd, „coś", czego się chce, ale czego się jeszcze nie osiągnęło; coś, co klinicznie wy- raża się jako pęd do zdrowia, integracji, wzrostu itd. Testy projekcyjne też potrafią wykryć te dążenia jako raczej potencjalności niż jawne zachowania, podobnie jak promienie rentgenowskie mogą wykryć patologię w jej stanie początkowym, zanim pojawi się na zewnątrz orga- nizmu. Dla nas znaczy to, że dla psychologa to, czym jed- nostka jest, i to, czym może być, istnieje równo- cześnie, co znosi dychotomię między Bytem a Stawa- niem się. Potencjalności nie tylko będą czy mogą być; one także s ą. Wartości samoaktualizacji jako cele ist- nieją i są realne, nawet jeśli nie zostały jeszcze zrealizo- wane. Istota ludzka jest jednocześnie taka, jaka jest, i taka, jaką pragnie być. 158 WZROST I OTOCZENIE Sama natura człowieka nadaje mu pęd ku coraz, pełniejszemu Bytowi, coraz doskonalszej aktualizacji swe- go człowieczeństwa w dokładnie tym samym naturali- stycznym, naukowym sensie, w jakim o żołędziu można powiedzieć, że „prze do" stania się dębem, albo w jakim można zaobserwować, że tygrys „dąży do" bycia tygry- sim, a koń — końskim. Człowiek nie jest do końca ukształtowany czy uformowany w człowieczeństwo ani nauczony być człowiekiem. Rola otoczenia polega osta- tecznie na tym, żeby pozwolić mu lub pomóc w aktuali- zacji jego własnych możliwości, nie zaś możli- wości otoczenia. Otoczenie nie obdarza go możli- wościami i uzdolnieniami; on je ma w formie zacząt- kowej czy embrionalnej, tak samo jak ma embrionalne ręce i nogi. Twórczość, spontaniczność, osobowość, auten- tyczność, troska o innych, zdolność do miłości, pragnie- nie prawdy — to embrionalne możliwości właściwe jego gatunkowi, tak samo jak jego ręce, nogi, mózg i oczy. Nie stanowi to sprzeczności z już zebranymi danymi, które jasno wskazują, że życie w rodzinie i w kulturze jest niezbędne dla zaktualizowania tych psycho- logicznych potencjalności, które określają człowieczeń- stwo. Unikajmy tutaj pomieszania pojęć. Ani nauczyciel, ani kultura nie tworzą istoty ludzkiej. Nie zasiewają w nim zdolności do kochania, do ciekawości, do filozofowa- nia, do używania symboli lub tworzenia; raczej tylko pozwalają czy pielęgnują, czy zachęcają i pomagają, że- by to, co istnieje jako embrion, stało się realne i rzeczy- wiste. Ta sama matka czy ta sama kultura obchodząc się w dokładnie ten sam sposób z kotkiem lub szczenię- ciem nie może go zamienić w istotę ludzką. Kultura to słońce, pokarm i woda, ale to nie ziarno. V ,' TEORIA „INSTYNKTU" Grupa myślicieli, którzy pracują nad samoaktualizacją, nad jaźnią, nad autentycznym człowieczeństwem itd. usta- liła raczej niezbicie, iż człowiek ma tendencję do samo- urzeczywistnienia. Przez implikację jest upominany, że- by był wierny własnej naturze, żeby ufał sobie, żeby był autentyczny, spontaniczny, szczery w wyrazie, żeby 159 szukał źródeł swych działań w głębi własnej wewnątrzr- nej natury. Lecz oczywiście jest to rada idealna. Ci myśliciele nie przestrzegają wyraźnie, że większość dorosłych nie wie, jak być autentycznym i że chcąc „wyrazić samych sie- bie" mogą sprowadzić katastrofą nie tylko na siebie, ale i na innych. Jaką musimy znaleźć odpowiedź dla gwał- ciciela albo sadysty, który pyta: „Dlaczego ja także nie powinienem zawierzyć sobie i wyrazić samego siebie?" Ci myśliciele jako grupa są pod wielu względami nied- bali. Założyli nie precyzując jasno, że jeśli możesz zachować się autentycznie, to zachowasz się dob- rze, że jeśli emitujesz działanie ze swojego wnętrza, to będzie to zachowanie dobre i słuszne. Bardzo wyraźnie zakłada się, że ów wewnętrzny rdzeń, to prawdziwe ja, jest dobre, godne zaufania, etyczne. To stwierdzenie wy- raźnie odbiega od twierdzenia, że człowiek sam się aktu- alizuje, i powinno być osobno udowodnione (co, jak są- dzę, nastąpi). Co więcej, ci autorzy jako grupa wyraźnie uchylili się od rozstrzygającego stwierdzenia o tym we- wnętrznym rdzeniu, to znaczy, że musi ono być w pew- nym stopniu odziedziczone, w przeciwnym razie wszyst- kie ich wypowiedzi to puste słowa. Innymi słowy, musimy się zmierzyć z teorią „instynk- tu" lub, jak ją wolę nazywać, teorią podstawowych po- trzeb, to znaczy z badaniami pierwotnych, wewnętrz- nych, częściowo zdeterminowanych przez dziedziczność potrzeb, skłonności, pragnień i, mogę powiedzieć, war- tości ludzkich. Nie możemy jednocześnie rozgrywać dwóch gier — biologicznej i socjologicznej. Nie możemy twier- dzić, że kultura sprawia wszystko bez wyjątku i że w człowieku istnieje wrodzona natura. Jedno twierdzenie wyklucza drugie. Ze wszystkich zaś zagadnień dotyczących instynktu najmniej wiemy, a powinniśmy wiedzieć najwięcej, o agresji, wrogości, nienawiści i destrukcji. Zwolennicy Freuda twierdzą, iż są one instynktowe, natomiast więk- szość innych psychologów dynamicznych utrzymuje, że nie są one bezpośrednio instynktowe, lecz stanowią wciąż obecną reakcję na frustrację potrzeb instynkto- idalnych czy podstawowych. Inna możliwa interpretacja tych danych — sądzę, że lepsza — kładzie nacisk raczej na zmianę jakości gniewu w miarę polepszenia lub pogorszenia zdrowia psychologicznego (103). U osoby zdrowszej gniew stanowi raczej reakcję na aktualną sy- tuację niż charakterologiczny zasobnik z przeszłości. To znaczy jest on raczej realistyczną i skuteczną reakcją na coś realnego i obecnego, na przykład na niesprawiedli- wość, wyzysk lub atak, niż oczyszczającym wybuchem źle pokierowanej i nieskutecznej zemsty na niewinnych przygodnych widzach za grzechy popełnione kiedyś przez kogoś innego. Gniew nie znika wraz z powrotem do zdro- wia psychologicznego, ale przybiera formę zdecydowa- nia, samopotwierdzenia, samoobrony, usprawiedliwione- go oburzenia, walki ze złem i temu podobnych reakcji. Taka osoba może stać się bardziej skutecznym w działaniu bojownikiem na przykład o sprawiedliwość niż osoba przeciętna. Słowem, zdrowa agresywność przybiera formę osobo- wej siły i samoafirmacji. Agresja osoby chorej bądź nie mającej szczęścia czy wyzyskiwanej jest bardziej skłonna zabarwiać swoje zachowanie złośliwością, sadyzmem, śle- pą destrukcją, chęcią dominacji i okrucieństwem. W tym świetle widać, że problem można łatwo zbadać, jak wynika z, wyżej wzmiankowanej pracy (103). PROBLEMY KONTROLI I OGRANICZEŃ Inne zagadnienie, wobec którego stają teoretycy we- wnętrznej moralności, to łatwość samodyscypliny zazwy- czaj występującej u osób samoaktualizujących się, auten- tycznych, szczerych, której nie znajdujemy u osób przeciętnych. U tych zdrowych osób, jak się okazuje, obowiązek i przyjemność stanowią jedno i to samo, podobnie jak pra- ca i zabawa, interes własny i altruizm, indywidualizm i bezinteresowność. Wiemy, iż one s ą takie, ale nie wie- my, jak się nimi stają. Intuicja mówi mi wyraźnie, iż takie autentyczne w pełni ludzkie osoby są aktuali- zacją tego, czym mogłoby być wiele istot ludzkich. A jed- nak stoimy wobec żałosnego faktu, iż niewielu ludzi osiąga ten cel, może zaledwie jeden na stu lub dwustu. Należy wszakże żywić nadzieję, jeśli chodzi o ludzkość, ponieważ w zasadzie każdy może się stać dobrym i zdrowym człowiekiem. Jednak musi nas zarazem zasmu- cać fakt, że tak niewielu staje sią naprawdę dobry- 161 mi ludźmi. Chcąc zaś dowiedzieć się, dlaczego jedni sta- ją się nimi, a inni nie, stajemy wobec problemu zbadania historii życia ludzi samoaktualizujących się, aby wyja- śnić, jak do tego dochodzą. Już wiemy, że głównym warunkiem zdrowego wzrastar nią jest zaspokajanie potrzeb podstawowych. (Newroza jest bardzo często chorobą braku, podobnie jak awitami- noza.) Poznaliśmy też, że niepohamowane pobłażanie so- bie i zaspokajanie potrzeb mają swe niebezpieczne na- stępstwa, jak na przykład psychopatyczna osobowość, „oralność", brak odpowiedzialności, niezdolność do zno- szenia stresów, zepsucie, niedojrzałość, pewne zaburze- nia charakteru. Danych badawczych jest mało, ale rozpo- rządzamy obecnie dużym zasobem doświadczeń klinicz- nych i wychowawczych, pozwalających słusznie mnie- mać, że dziecko wymaga nie tylko zaspokajania potrzeb, lecz i wskazania mu ograniczeń, jakie świat fizyczny na- kłada na to zaspokojenie; i musi ono się dowiedzieć, że inne istoty ludzkie też szukają zaspokojenia swych po- trzeb, nawet jego matka i ojciec, przeto oni są nie tylko środkiem dla osiągania jego celów. Oznacza to kontrolo- wanie, zwłokę, ograniczenia, wyrzeczenie się, znoszenie frustracji i dyscyplinę. Tylko osobom zdyscyplinowanym i odpowiedzialnym można powiedzieć: „Czyń jak chcesz, a będzie to zapewne dobre". SIŁY REGRESYJNE: PSYCHOPATOLOGIA Musimy z kolei poważnie zająć się problemem, co przeszkadza wzrostowi, a więc problemami zaniku wzro- stu i unikania go, fiksacji, regresji, samoobrony, słowem — przyciągającą siłą psychopatologii lub, jak inni wolą to określić, problemem zła. Dlaczego tak wielu ludzi nie ma rzeczywistej tożsamości i ma tak mało sił na własne decyzje czy wybory? 1. Owe impulsy i kierunkowe tendencje do samospeł- nienia, chociaż instynktowe, są bardzo słabe, tak że w przeciwieństwie do wszystkich innych zwierząt o sil- nych instynktach, te impulsy bardzo łatwo są wypierane przez nawyki, niewłaściwe kulturowe postawy, trauma- tyczne wydarzenia i błędne wychowanie. Toteż problem 162 wyboru i odpowiedzialności jest o wiele ostrzejszy u lu- dzi niż u istot innego gatunku. 2. W zachodniej kulturze przejawia się specjalna ten- dencja, określona historycznie, która zakłada, że te in- stynktoidalne potfzeby człowieka, jego tak zwana natura zwierzęca, jest złĄ lub przewrotna. W następstwie tego zakłada się wielć kulturalnych instytucji specjalnie w tym celu, aby kontrolować, hamować, tłumić i elimino- wać tę pierwotną Maturę człowieka. 3. Istnieją dwa rodzaje sił działających na człowieka, nie tylko jeden. Oprócz presji do przodu, ku zdrowiu, istnieją też lękoWo-regresywne naciski do tyłu, ku cho- robie d słabości. Możemy posuwać się albo do przodu, do „wysokiej nirwany, albo do tyłu, do „niskiej nirwany". Sądzę, że głównym rzeczywistym brakiem teorii war- tości i teorii etycznych, zarówno w przeszłości jak obec- nie, jest niedostateczna znajomość psychopatologii i psy- choterapii. W ciągu całej historii uczeni mężowie pokazu- ją ludzkości nagrodę cnoty, piękno dobroci^wewnętrzny urok zdrowia psychicznego i samospełnienia, a mimo to większość ludzi "Wciąż uporczywie odmawia wejścia na wskazaną im dro^ę szczęścia i godności własnej. Nic nie pozostaje przeto haoiczycielom prócz irytacji, zniecierpli- wienia, rozczarowania, i tak trwają w tym zaklętym krę- gu między monitowaniem, napominaniem a zniechęce- niem. Sporo z &ich zrezygnowało zupełnie, wysuwając sprawę grzechu pierworodnego czy wrodzonego zła i z te- go wnioskując, iż człowieka mogą zbawić tylko nieziem- skie siły. A tymczasem rozporządzamy ogromną, bogatą i od- krywczą literaturą z zakresu dynamicznej psychologii i psychopatologii, wielkim zasobem informacji o słaboś- ciach i lękach człowieka. Wiemy dużo o tym, d l a c z e- g o ludzie popełniają złe czyny, dlaczego ściągają na siebie nieszczęście i zgubę, dlaczego są zdeprawowani i chorzy. Z teg^ zaś wyłoniło się zrozumienie, że zło w człowieku to głównie (choć nie tylko) ludzka słabość lub niewiedza, w^baczalna, zrozumiała, a także uleczalna. Niekiedy wydaje się czymś zabawnym, czasami zasmu- cającym, że tak wielu uczonych i badaczy, tak wielu 163 filozofów i teologów rozprawiających o ludzkich wartoś- ciach, o tym, co dobre, i co złe, działa nie biorąc absolut- nie pod uwagę tego zwykłego faktu, że zawodowi psy- choterapeuci codziennie, jako coś zwykłego, dokonują zmian i ulepszeń w naturze ludzkiej, pomagają ludziom stać się bardziej silnymi, cnotliwymi, twórczymi, dobry- mi, kochającymi, altruistycznymi, pogodnymi. To są tyl- ko niektóre następstwa lepszego poznania i zaakceptowa- nia siebie. Jest ich znacznie więcej, jak również mogą one występować w mniejszym lub większym stopniu (97, 144). Temat ten jest jednak zbyt złożony, aby go nawet tyl- ko poruszyć w tym miejscu. Mogę jedynie wyprowadzić parę wniosków dotyczących teorii wartości: 1. Znajomość siebie wydaje się główną drogą do samo- poprawy, choć nie jedyną. 2. Samopoznanie i samodoskonalenie są dla większości ludzi nader trudne.' Wymagają zazwyczaj wiele odwagi i długotrwałego wysiłku. 3. Aczkolwiek pomoc dobrego zawodowego terapeuty znacznie ułatwia ten proces, nie jest to, bynajmniej, je- dyna droga. Wiele z tego, czego nas uczy terapia, daje się zastosować w wychowaniu, w życiu rodzinnym i w kie- rowaniu własnym życiem. 4. Jedynie studiując psychopatologię i terapię można się nauczyć właściwego respektowania i oceniania sił lę- ku, regresji, obrony, bezpieczeństwa. Uznawanie i rozu- mienie tych sił znacznie ułatwią własny wzrost ku zdro- wiu i pomaganie w tym innym. Fałszywy optymizm wcześniej lub później przynosi rozczarowanie, gniew i po- czucie beznadziejności. 5. W podsumowaniu powiem, że nigdy nie będziemy w stanie dobrze zrozumieć ludzkiej słabości nie pojąwszy jej zdrowych dążeń. Bez tego popełnimy błąd patologi- zowania wszystkiego. Jednak nie potrafimy też tych dą- żeń w pełni zrozumieć ani wspomóc siłę jednostki, jeśli nie pojmiemy jej słabości. Popełnimy bowiem błąd zbyt optymistycznego polegania na samej racjonalności. Jeśli pragniemy pomóc ludziom w rozwoju ich czło- wieczeństwa, musimy zdać sobie sprawę nie tylko z tego, że oni sami próbują się zrealizować, lecz również że są niechętni, boją się czy są niezdolni do tej realizacji. Do- piero zdając sobie w pełni sprawę z tej dialektyki mię- dzy zdrowiem a chorobą możemy pomóc w przechyle- niu szali na rzecz zdrowia. 12. WARTOŚCI, WZROST I ZDROWIE Moja teza brzmi zatem: zasadniczo może istnieć opiso- wa, naturalistyczna nauka o ludzkich wartościach; od- wieczny kontrast między wzajemnie wykluczającymi sdę „to, co jest" a „to, co powinno być" jest w pewnej mie- rze błędny; możemy badać najwyższe wartości czy cele istot ludzkich, tak samo jak badamy wartości mrówek lub koni, dębów czy, jeśli o to chodzi — Marsjan. Może- my wykryć (raczej niż stworzyć lub wymyślić), do ja- kich wartości ludzie dążą, tęsknią, jakie usiłują zdobyć, kiedy się doskonalą, a jakie wartości tracą, kiedy popa- dają w chorobę. Jednak, jak widzieliśmy, można tego owocnie dokonać (przynajmniej na obecnym etapie, przy ograniczonej tech- nice, którą rozporządzamy) tylko wtedy, jeśli wyróżni- my jednostki zdrowe od reszty populacji. Nie możemy określać średniej dla pragnień neurotyków za pomocą średniej dla pragnień ludzi zdrowych. (Niedawno pewien biolog oznajmił: „Wykryłem brakujące ogniwo między małpami antropoidalnymi a cywilizowanymi ludźmi. T o my!") Wydaje się, że te wartości są zarówno odkryte; jak stworzone czy skonstruowane, że są one wewnętrzne dla samej struktury natury ludzkiej, że mają zarówno pod- stawę biologiczną i genetyczną, jak również są rezulta- tem rozwoju kulturalnego, że ja sam raczej je opisuję niż wynajduję bądź projektuję czy ich pragnę („dyrekcja nie przyjmuje żadnej odpowiedzialności za stan istnieją- cy"). Jest to całkowicie sprzeczne na przykład z Sar- tre'em. Mogę to przedstawić w sposób bardziej bezpośredni zakładając na chwilę, iż badam wolny wybór czy prefe- rencje różnego rodzaju istot ludzkich, chorych i zdro- wych, starych i młodych, i to w różnych okolicznościach, Mamy naturalnie prawo to robić, podobnie jak mamy prawo, jako badacze, zajmować się wolnym wyborem białych szczurów, małp czy neurotyków. Przez takie sfor- 165 mułowanie można umknąć wielu nieistotnych i oderwa- nych dysput o wartości, a nadto ma ono tę zaletę, że kła- dzie nacisk na naukowy aspekt przedsięwzięcia, wyłącza- jąc je całkowicie z dziedziny apriorycznej. (W każdym razie osobiście uważam, że pojęcie „wartości" wkrótce stanie się anachroniczne. Zawiera zbyt dużo treści, zna- czy za wiele różnych rzeczy i ma zbyt długą historię. Co więcej, te różne zastosowania nie zawsze są świado- me. Dlatego też wywołują zamieszanie i jestem nieraz skłonny całkowicie odrzucić ten termin. Zwykle można zastosować dokładniejszy, mniej mylący synonim.) To bardziej naturalistyczne i opisowe ujęcie (bardziej „naukowe") ma jeszcze tę dodatnią stronę, że zamienia formę pytań obciążonych, „powinien" i „winien", peł- nych domyślnych i niesprawdzonych wartości, na zwy- klejszą, empiryczną formę pytań: kiedy? Gdzie? Dla ko- gOj? Ile? W jakich warunkach? itd., to znaczy na pytania empirycznie sprawdzalne.1 Mój kolejny główny zestaw hipotez głosi, że tak zwa- ne wyższe wartości, wartości odwieczne itd., itd. to w przybliżeniu to, co uznajemy za wolne wybory dokonane w pomyślnej sytuacji przez takie osoby, które uważamy za względnie zdrowe (dojrzałe, rozwinięte, spełnione, zindywidualizowane itd.), kiedy czują się najlepiej i naj- silniej. ^ Chcąc to określić bardziej opisowo dodam, że te oso- by, kiedy czują się silne, jeśli wolny wybór jest rze- czywiście możliwy, dążą samorzutnie do wybrania raczej prawdy niż fałszu, dobra niż zła, piękna niż brzy- doty, integracji niż dysocjacji, radości niż smutku, oży- wienia niż martwoty, oryginalności niż stereotypowości itd., widząc w tym wyborze to, co już opisałem jako wartości-B. Tu się nasuwa hipoteza pomocnicza, że tendencje do wyboru tych samych wartości-B widoczne są w słabym i niewyraźnym stopniu u wszystkich lub u większości 1 To jest też jedna droga wydostania się z tak charaktery- stycznej dla teoretycznych i semantycznych dyskusji o warto- ściach kolistości pojęć. Na przykład taki klejnocik z plakatu: „Dobro jest lepsze od zła, ponieważ jest ładniejsze". [Jest to sprawdzalne ujęcie zalecenia Nietzschego: „Bądź jakim jesteś" lub Kierkegaarda: „Być takim, jakim się jest naprawdę" czy Rogersa: „To, do czego istoty ludzkie zdają się dążyć, kiedy mają wolność wyboru". istot ludzkich, to znaczy, że mogą one stanowić war- tości obejmujące cały gatunek, które występują najwy- raźniej i najpewniej, najsilniej u ludzi zdrowych, i że u tych zdrowych ludzi owe wyższe wartości występują z najmniejszą domieszką wartości czy to defensywnych (wzbudzonych przez niepokój), czy zdrowo-regresywnych, czyli „pasywnych".2 O tych ostatnich będzie mowa niżej. Inną bardzo prawdopodobną hipotezą jest następująca: zdrowi ludzie przeważnie wybierają to, co jest „dla nich dobre" oczywiście w sensie biologicznym, ale możliwe, że także w innym sensie („dobre dla nich" znaczy tutaj „prowadzące do samoaktualizacji ich samych i innych"). Co więcej, podejrzewam, że to, co jest dobre dla osób zdrowych (wybrane przez nie), zapewne okaże się na dłuższą metę dobre też dla mniej zdrowych, i że jest tym, co osoby chore także by wybrały, gdyby umiały le- piej wybierać. Innymi słowy ludzie zdrowi lepiej wy- bierają niż ludzie niezdrowi. Albo odwracając to twier- dzenie dla uzyskania innego zestawu implikacji propo- nuję, abyśmy zbadali wyniki obserwacji tego wszystkie- go, co wybierają nasze najlepsze jednostki, a następnie przyjęli założenie, iż są to najwyższe wartości dla całego rodzaju ludzkiego. A więc zobaczmy, co się stanie, jeśli żartobliwie potraktujemy te jednostki jako biologiczne próbki, bardziej wrażliwe odmiany nas samych, o ostrzej- szej niż nasza świadomości tego, co jest dla nas dobre. Czyli zakładamy, że mając dość czasu wybralibyśmy w końcu to, co one wybierają od razu. Albo że wcześniej lub później zobaczylibyśmy mądrość ich wyboru, a wtedy wybralibyśmy to samo. Albo że one postrzegają ostro i wyraźnie to, co my widzimy mgliście. Zakładam również, że wartości postrzegane w doświadczeniach szczytowych są mniej więcej takie sa- me, jak wartości z wyboru, o których była mowa wyżej. Czynię to, aby pokazać, iż wartości z wyboru są tylko jednym z rodzajów wartości. I wreszcie zakładam, że te same wartości-B, które ist- nieją jako preferencje lub motywacje u naszych najlep- szych jednostek, są w pewnym stopniu takie same, jak wartości, które stanowią o „dobrym" dziele sztuki czy o Naturze w ogóle lub o dobrym świecie zewnętrznym. r ! 2 Termin zaproponowany przez drą Richarda Farsona. 167 Mniemam przeto, iż wartości-B wewnątrz osoby są w pewnym stopniu izomorficzne z tymi samymi wartoś- ciami postrzeganymi w świecie i że istnieje dynamiczny związek między tymi wewnętrznymi a zewnętrznymi war- tościami, które się wzajemnie podkreślają i wzmacniają (108, 114). Wyrażę tutaj jedną jeszcze implikację, iż rozważania te potwierdzają istnienie najwyższych wartości w obrę- bie samej natury ludzkiej, które należy tam odkryć. Jest to radykalnie sprzeczne z dawniejszymi i powszechnymi wierzeniami, że najwyższe wartości mogą pochodzić tyl- ko od nadprzyrodzonego Boga lub z jakiegoś innego źród- ła poza naturą ludzką. DEFINICJA CZŁOWIECZEŃSTWA Musimy szczerze uznać realne teoretyczne i logiczne trudności nieodłącznie związane z takim zadaniem i zmie- . rzyć się z nimi. Każdy element bowiem tej definicji sam l wymaga definicji i posługując się nimi poruszamy się po \ krawędzi koła. Na razie będziemy musieli się zgodzić na \ pewną kolistość. „Dobrą istotę ludzką" możemy zdefiniować jedynie na podstawie jakiegoś kryterium człowieczeństwa. Kryte- rium to prawie na pewno będzie kwestią stopnia, to zna- czy niektórzy ludzie są bardziej ludzcy niż inni, zaś „dobre" jednostki, „dobre okazy" są bardzo ludzkie. Tak być musi, gdyż istnieje wiele cech określających człowieczeństwo, każda jest konieczna, lecz nie wystar- cza sama w sobie dla zdefiniowania człowieczeństwa. A ponadto wiele z tych określających cech stanowi kwe- stię stopnia i nie w pełni czy nie ostro odróżnia zwierzęta od ludzi. ,„, Tutaj okażą się bardzo pożyteczne sformułowania Ro- Ą berta Hartmana (59). Dobra istota ludzka (lub tygrys czy jabłoń) jest dobra o tyle, o ile spełnia lub czyni zadość pojęciu „istoty ludzkiej" (lub tygrysa czy jabłoni). Z pewnego punktu widzenia jest to faktycznie bardzo proste rozwiązanie, z którego cały czas nieświadomie ko- rzystamy. Młoda matka pyta lekarza: „Czy moje dziecko jest normalną?", i on już wie, co pytająca ma na myśli. Dyrektor ogrodu zoologicznego kupując tygrysy szuka 168 „dobrych okazów", tygrysów naprawdę tygrysich, ze wszystkimi ich cechami dobrze zaznaczonymi i w pełni rozwiniętymi. Kiedy kupuję małpy cebus do mego labo- ratorium, również potrzebuję dobrych okazów, dobrych małp o małpich cechach, nie zaś jakichś osobliwych czy niezwykle dobrych małp cebus. Jeśli napotkam małpę nie mającą chwytliwego ogona, nie będzie ona dobrą małpą cebus, chociaż u tygrysa ta cecha nie stanowiłaby prze- szkody. Podobnie rzecz się ma z dobrą jabłonią, z dob- rym motylem. Systematyk wybiera na przedstawiciela nowego gatunku, który ma być umieszczony w muzeum, który ma być typowy dla całego gatunku, najlepszy okaz, jaki może zdobyć, najbardziej rozwinięty, nie uszkodzo- ny* wyposażony w najbardziej typowe cechy określające dany gatunek. Taka sama zasada kieruje wyborem „dob- rego Renoira" lub „najlepszego Rubensa" itd. W dokładnie takim samym sensie możemy wybierać najlepsze okazy rodzaju ludzkiego, osobników ze wszyst- kimi elementami właściwymi dla tego gatunku, ze wszyst- kimi ludzkimi zdolnościami dobrze rozwiniętymi i w peł- s. ni funkcjonującymi, bez żadnych widocznych chorób, <* zwłaszcza takich, które mogłyby uszkodzić główne, okre- ślające, konieczne cechy. Tych można nazwać „najpełniej ludzkimi". Jak dotąd sprawa nie jest zbyt kłopotliwa. Lecz weźmy pod uwagę dodatkowe trudności, jakie przedstawia sę- dziowanie na konkursie piękności lub zakup stada owiec czy psa pokojowego. Stajemy tutaj, po pierwsze, wobec kwestii arbitralnych standardów kulturowych, które mo- gą przeważyć i wyeliminować determinanty biopsycho- logiczne. Po drugie, stajemy wobec problemu oswojenia, to jest życia sztucznego i ochranianego. Musimy tu pa- miętać, że istoty ludzkie można też traktować jako pod pewnymi względami oswojone, zwłaszcza te, które naj- bardziej chronimy, na przykład upośledzone umysłowo, małe dzieci itd. Po trzecie, stajemy wobec potrzeby od- różnienia wartości właściciela farmy mlecznej od war- tości krów. Skoro instynktoidalne tendencje człowieka są o wiele słabsze od sił kulturowych, zawsze będzie trudnym zadar niem wydobycie psychobiologicznych wartości człowieka. Trudne czy też nie, jest to w zasadzie możliwe. Jak rów- nież niezbędne, a nawet rozstrzygające (97, rozdz, 7). 169 Otóż naszym kapitalnym problemem badawczym jest „wybór zdrowego wybierającego". Dla celów prak- tycznych można to uczynić nawet już teraz, bo już obecnie lekarze mogą wybierać organizmy zdrowe fizycz- nie. Wielkie są natomiast trudności teoretyczne, zwłaszcza zagadnienie definicji i konceptualizacji zdrowia. WARTOŚCI WZROSTU, WARTOŚCI OBRONNE (NIEZDROWY REGRES) I WARTOŚCI ZDROWEJ REGRESJI Grune and Stratton 1960. 110. May R. i inni (wyd-y), Ezistence, Basic Books 1958. 111. — (wyd.), Eocistential Psychology, Random House 1961. 112. Milner M. (Joanna Field, pseudonim), A Life of One's Own, Pelican Books 1952. 113. Milner M. On Not Being Able to Paint, Int. Univs. Press 1957. 114. Mintz N. L. Effects of esthetic surroundings: II. Prolonged and repeated experiences in a „beautiful" and an „ugly" room, „J. Psychol." 41 (1958) 456-466. 115. Montagu, Ashley M. F. The Direction of Human Develop- ment, Harper 1955. 115a. Moreno J. (wyd.), Sociometry Reader, Free Press 1960. 116. Morris C. Yarieties of Human Value, Univ. of. Chicago 1956. 117. Moustakas C. The Teacher and the Child, McGraw-Hill 1956. 118. — (wyd.), The Self, Harper 1956. 119. Mowrer O. H. The Crisis in Psychiatry and Religion, Van Nostrand 1961. 120. Mumford L, The Transformations of Mań, Harper 1956. 121. Munroe R. L. Schools of Psychoanalityc Thought, Dryden 1955. 122. Murphy G. Personality, Harper 1947. 123. Murphy G. i Hochberg J. Perceptual development: some tentative hypotheses, „Psychol. Rev." 58 (1951) 332-349. 124. Murphy G. Human Potentialities, Basic Books 1958. 125. Murray H. A. Vicissitudes of Creativity, w: H. H. Ander- son (wyd.), Creativity and its Cultivation, Harper 1959. 126. Nameche G. Two pictures of mań, „J. Humanistic Psychol." l (1961) 70-88. 127. Niebuhr R. The Naturę and Destiny of Mań, Scribner's 1947. 127a. Northrop F. C. S. The Meeting of East and West, Macmillan 1946. 138. Nuttin J. Psychoanalysis and Personality, Sheed and Ward 1953. ; -, ' ••' •- (f; . 222 129. O'Connell V. On brain washing by psychotherapists: The effect of cognition in the relationship in psychotherapy (od- bitka powielaczowa) 1950. 129a. Olds J. Physiological mechanisms oj reward, w: Jones M. R. (wyd.), Nebraska Symposium on Motivation, 1955, Unie. of Nebr. 1955. 130. Oppenheimer O. Toward a new instinct theory, „J. Social Psychol." 47 <1958) 21-31. 131. Overstreet H. A. The Maturę Mind, Norton 1949. 132. Owens C. M. Awakening to the Good, Christopher 1958. 133. Perls F., Hefferline R. i Goodman P. Gestalt Therapy, Ju- lian 1951. 134. Peters R. S. „Mentol Health" as an educational aim (od- czyt wygłoszony na posiedzeniu Philosophy of Education Societjr), Harvard University, marzec 1961. 135. Prcgoff I. Jung's Psychology and Its Social Meaning, Gro- ve 1953. 136. — Depth Psychology and Modern Mań, Julian 1959. 137. Rapaport D. Organization and Pathology of Tought, Colum- bia Univ. 1951. 138. Reich W. Character Analysis, Orgone Inst. 1949. 139. Reik T. Of Love and Lust, Farrar, Straus 1957. 140. Riesman D. The Lonely Crowd, Yale Univ. 1950. 141. Ritchie B. F. Comments on Professor Farber's paper, w: Marshall R. Jones (wyd.), Nebraska Symposium on Moti- uation, Univ. of Nebr. 1954, s. 46-50. 142. Rogers C. Psychotherapy and Personality Change, Univ. of Chicago 1954. 143. Rogers C. A theory of therapy, personality and interper- sonal relationships as deueloped in the client-centered fra- mework, w: Koch S. (wyd.), Psychology: A Study of a Scien- ce, t. III, McGraw-Hill 1959. 144. Rogers C. A Therapisfs View of Personal Goals, Pendle Hilł 1960. 145. — On Becoming a Person, Houghton Mifflin 1961. 146. Rokeach M. The Open and Closed Mind, Basic Books 1960. 147. Schachtel E. Metamorphosis, Basic Books 1959. 148. Schilder P. Goals and Desires of Mań, Columbia Univ. 1942. 149. — Mind: Perception and Thought in Their Constructive Aspects, Columbia Univ. 1942. 150. Scheinfeld A. The New You and Heredity, Lippincctt 1950. 151. Schwarz O. The Psychology of Sex, Pelican Books 1951. 152. Shaw F. J. The problem of acting and the problem of be- coming, „J. Humanistic Psychol." l (1961) 64-69. 153. Sheldon W. H. The Varieties of Temperament, Harper 1942. 154. Shlien J. M. Creativity and Psychological Health, „Counse- ling Center Discussion Paper" 11 (1956) 1-6. 155. Shlien J. M. A criterion of psychological health, „Group Psychotherapy" 9 (1956) 1-18. 156. Sinnott E. W. Matter, Mind and Mań, Harper 1957. 157. Smillie D. Truth and reality from two points of viewt w: Moustakas C. (wyd.), The Self, Harper 1956. w . ; 223 157a. Smith M. B. „Mental Health" reconsidered: A special case oj the problem oj values in psychology, „Amer. Psychol." 16 (1981) 299-306. 158. Sorokin P. A. (wyd.), Ezplorations in Altruistic Love and Behamor, Beacon 1950. 159. Spitz R. Anaclitic depression, „Psychoanal. Study" 2 (1946) 313-342. 160. Sutfie J. Origins of Love and Hate, London: Kegan Paul 1935. 160a. Szasz T. S. The myth oj mentol illness, „Amer. Psychol." 15 (1960) 113-118. 161. Taylor C. (wyd), Research Conference on the Identification of Creatiue Scientific Talent, Univ. of Utah 1956. 162. Tlad O. Toward the knowledge of mań, „Main Currents in Modern Thought", Nov. 1955. 163. Tillich P. The courage To Be, Yale Univ. 1952. (Polski przekł. Henryka Bednarka Męstwo bycia, Znaki Czasu, Paryż 1983.) 164. Thompson C. Psychoanalysis: Evolution & Development, Grove 1957. 165. Van Kaam A. L. The Third Force in European Psychology — Its Expression in a Theory of Psychotherapy, Psychosyn- thesis Research Foundation 1960. 166. — Phenomenal analysis: Exemplified by a study of the experience of „really feeling understood", „J. Individ. Psy- chol." 15 (1959) 66-72. 167. — Humanistic psychology and culture, „J. Humanistic Psychol." l (1961) 94-100. 168. Watts A. W. Naturę, Mań and Woman, Pantheon 1958. 169. — This is IT, Pantheon 1960. 170. Weisskopf W. Existence and values, w: Maslow A. H. (wyd.), New Knowledge of Human Yalues, Harpeir 1958. 171. Werner H. Comparative Psychology of Mental Development, Harper 1940. 172. Wertheimer M. Nie opublikowane wykłady w New School for Social Research 1935-1936. 173. — Productive Thinking, Hairper 1959. 174. Wheelis A. The Quest for Identity, Norton 1958. 175. — The Seeker, Random 1960. 176. White M. (wyd.), The Agę of Analysis, Mentor Books 1957. 177. White R. Motivation reconsidered: the concept of compe- tence, „Psychol. Rev." 66 (1959) 297-333. 178. Wilson C. The Stature of Mań, Houghton 1959. 179. Wilson F. Human naturę and esthetic growth, w: Moustakas C. (wyd.), The Self, Harpeir 1956. 180. — Nie opublikowany rękopis o wychowaniu artystycznym. 181. Winthrop H. Some neglected considerations concerning the problems of value in psychology, „J. of General Psychol." 64 (1961) 37-59. 182. — Some aspects of value in psychology and psychiatry, „Psychological Record" 11 (1961) 119-132. 183. Woodger J. Biological Principles, Haircourt 1929. 184. Woodworth R. Dynamics of Behavior, Holt 1958. 185. Young P. T. Motivation and Emotion, Wiley 1961. 186. Zuger B. Growth oj the individuals concept oj Self, „A.M.A. Amer. J. Diseased Children" 33 (1952) 719. 187. — The states of being and awareness in neurosis and their redirection in therapy, „J. of Neryous and Mental Disease" 121 (1955) 573. BIBLIOGRAFIA UZUPEŁNIAJĄCA 188. Adler A. Superiority and Social Interests: A. Collection oj Later Writings (H. L. i R. R. Ansbacher, wyd-y), North- western University Press 1964. 189. Allport G. Pattern and Growth in Personality, Holt, Rinehart & Winston 1961. 190. Angyal A. Neurosis and Treatment, Wiley 1965. 191. Aronoff J. Psychological Needs and Cultural Systems, Van Nostrand 1967. 192. Assagioli R. Psychosynthesis: A Manuel of Principles and Techniąues, Hobbs, Dorman 1965. 193. Axline V. Dibs: In Search of Selj, Houghton Mifflin 1966. 194. Bailey J. C. Clues for success in the presidenfs job, „Har- vard Business Reyiew" 45 (1967) 97-104. 195. Barron F. Creativity and Psychological Health, Van No- strand 1963. 196. Benda C. The Image of Love, Free Press 1961. 197. Bennis W., Schein E., Berlew D. i Steele F. (wyd-y). Inter- personal Dynamics, Dorsey 1964. 198. — Changing Organizations, McGraw-Hill 1966. 199. Berne E. Games People Play, Grove Press 1964. 200. Bertocci P. i Miliard R. Personality and the Good, McKay 1963. 201. Blyth R. H. Zeń in English Literaturę and Oriental Classics, Tokyo, Hokuseido Press 1942. 202. Bodkin M. Archetypal Patterns in Poetry, Yintage Books 1958. 203. Bois J. S. The Art of Awareness, Wm. C. Brown 1966. 204. Bonner H. Psychology of Personality, Ronald 1961. 205. — On Being Mindful of Mań, Houghton Mifflin 1965. 206. Bradford L. P., Gibb, J. R. i Benne K.D. (wyd-y). T-Group Theory and Laboratory Method, Wiley 1964. 207. Bronowski J. The Identity of Mań, Natural History Press 1965. 208. — The Face of Yiolence, World 1967. 209. Bugental J. The Search for Authenticity, Holt, Rinehart & Winston 1965. 210. — (wyd.), Challenges of Humanistic Psychology, McGraw- -Hill 1967. 211. Buhler C. Values in Psychotherapy, Free Press 1962. 212. — i Massarik F. (wyd-y), Humanism and the Course of Life: Studies in Goal-Determination, Spring«r 1967. 225 213. Burrow T. Preconscious Foundations of Hwman Experience (W. E. Galt, wy d.), Free Press 1964. 214. Campbell J. The Hero with a Thousand Faces, Meridian Books 1956. 215. Cantril H. The human design, „J. Individ. Psychol." 20 (1964> 129-136. 216. Carson R. The Senss of Wonder, Harper & Rów 1965. 217. Clark J. V. Motivation in work groups: A tentative view, „Human Organization" 19 (1960) 199-208. 218. — Education for the Use of Behavioral Science, Univ. Calif. L. A., Institute of Industrial Relations 1962. 219. Graig R. Trait lists and creativity, „Psychologia" 9 (1086) 107-110. 220. Dąbrowski K. O dezintegracji pozytywnej, PZWL, Warsza- wa 1964. 221. Davies J. C. Human Naturę in Politics, Wiley 1963. 222. Deikman A. Implications of experimentaly induced contem- plation meditation, „J. of Ńeryous and Mental Disease" 142 (1966) 101-116. 223. De Martino M. (wyd.), Sezual Behavior and Personality Characteristics, Grove Press 1963. 224. Eliade M. The Sacred and the Profane, Harper & Rów 1961. (Polski przekł. fragmentów pt. Elementy rzeczywistości mi- tycznej, w: Sakrum Mit. Historia, tłum. Anna Tatarkiewicz, PIW, Warszawa 1974.) 225. Farrow E. Psychoanalyze Yourself, International Universi- ties Press 1942. 226. Farson R. E. (wyd.), Science and Human Affairs, Science and Behavior Books 1965. 227. Esalen Institute, Residential program brochure, Big Sur, Calif. 1966. 228. Franki V. Psychotherapy and Existentialism, Washington Sąuare Plress 1967. 229. Fromm E. The Heart of Mań, Harper & Rów 1964. 230. Gardner J. Self-Renewal, Harper & Rów 1963. 231. Gibb J. R. i L. M. The Emergent Group: A Study of Trust and Freedom (nie opublikowane). 232. Glasser W. Reality Therapy, Harper & Rów 1965. 233. Greening T. i Coffey H. Working with an „impersonal" T-Group, „Journal of Applied Behavioral Science" 2 (1966) 401-411. 234. Gross B. The Managing of Organizations (2 t.), Free Press 1964. 235. Halmos P. The Faith of the Counsellors, London, Contable 1965. 236. Harpeo: Ralph Human Love: Existential and Mystical, Johns Hopkins Press 1966. 237. Hartman R. S. The Structure of Value: Foundations of Scieutific Axiology, South Illinois University Press 1967. 238. Hauser R. i H. The Fraternal Society, Random House 1963. 239. Herzberg F. Work and the Naturę of Mań, World 1966. 240. Hora T. On meeting a Zen-master socially, „Psychologia" 4 ;(1961) 73-75. 241. Horney K. Self-Analysis, Norton 1942. 226 242. Hughes Peorcy Ań Introduction to Psychology, Lehigh Uni- versity Suppley Bureau 1928. 243. Huxley A. Grey Eminence, Meridian Books 1959. 244. — Island, Bantam Books 1963. 245. Huxley L. You Arę Not the Target, Farrar, Straus & Gkoux 1963. 246. Isherwood M. Faith Without Dogma, G. Allen Unwin 1964. 247. Johnson R. C. Watcher on the Hills, Harper & Rów 1959. 248. Jones R. (wyd.), Contemporary Educattonal Psychology: Se- lected Essays, Harper Torchbooks 1966. 249. Jourard S. M. The Transparent Self: Self-Disclosure and Well-Being, Van Nostrand 1964. 250. Kaufman W. (wyd.), The Portable Nietzsche, Yiking 1954. 251. Koestler A. The Lotus and the Robot, London, Hutchinson 1960. 252. Kuriioff R. Reality in Management, McGraw-Hill 1966. 253. Laing R. The Dimded Self, Penguin Books 1965. 254. Lao Tsu The Way oj Life, Mentor Books 1955. 255. Laski M. Ecstasy, Indiana University Press 1962. 256. Lowen A. Love and Orgasm, Macmillan 1965. 257. Malamud D. i Machover S. Toward Self-Understanding, Thomas 1965. 258. Manuel F. Shapes of Philosophical History, Stanford Uni- versity Press 1965. 259. Masło w A. H. Synergy in the society and in the individual, „J. of Individ. Psychol." 20 (1964) 153-164. 260. — Religions Valv.es and Peak~Experinces, Ohio State Uni- yersity Press 1964. 261. — Eupsychian Management: A Journal, Irwin-Dorsey 1965. 262. — The Psychology of Science: A Reconnaissance, Harper & Rów 1966. 263. Matson F. The Broken Image, Brazilłer 1964. 264. May R. On Will (nie opublikowane) 265. McCurdy H. G. The Personal World, Harcourt, Brace & World 1961. 266. McGregor D. The Kumem Side of Enterprise, McGraw-Hill 1960. 267. — The Professional Manager (W. G. Bennis i C. Mc. Gregar, wyd-y), McGraw-Hill 1967." 268. Morgan A. E. Search For Purpose, Yellow Springs, Ohio, Community Service, Inc. 1957. 269. Moustakas C. Creativity and Conformity, Van Nosfcrand 1967. 270. — The Authentic Teacher, Doyle 1966. 271. Mowrer O. H. The New Group Therapy, Van Nostrand 1964. 272. Mumford L. The Conduct of Life, Harcourt, Brace 1951. 273. Murray H. A. Prospect for psychology, „Science" 11 maja 1962, 483-488. 274. Neill A. S. Summerhill, Hart 1960. 275. Otto H. (wyd.), Explorations in Human Potentialities, C. C. Thomas 1966. 276. — Guide to Developing Your Potential, Soribnea^s 1967. 277. Owens C. M. Discovery of the Self, Christopher 1963. 278. Polanyi M. Science, Faith and Society, CJniversity of Chi- cago Press 1964. 227 879. — Personal Knowledge, Uniyersity of Chicago Press 1958. 280. — The Tacit Dimension, Doubleday 1966. 281. Reich W. The Function oj the Orgasm, Noonday Press 1942, 282. Ritter P. i J. The Free Family, London, Gollancz 1959. 283. Rogers C. Actualizing tendency in relation to motives and to consciousness, w: M. R. Jones (wyd.), Nebraska Sym- posium on Motiuatżon, 1963, Uniyersity of Nebraska Press 1963. 284. Rosenthal R. Experimenter Effects in Behavioral Research, Appleton-Century 1966. 285. Sands B. The Seventh Step, New American Library 1967. 286. Schumacher E. F. Economic development and poverty, „Manas" 15 lutego 1967, 20, 1-8. 287. Schutz W. Joy, Grove Press 1967. 288. Seguin C. A. Love and Psychotherapy, Libra 1965. 289. Seyerin F. (wyd.), Humanistic Viewpoints in Psychology, McGxaw-Hill 1965. 290. Sheldon W. H. Psychology and the Promethean Will, Hairper & Rów 1936. 291. Shostrom E. Personal Orientation, Inwentory (POI): A Test of Self-Actualization, San Diego, Calif. Educational and Industrial Testing Service 1963. 292. Steinberg S. The Labyrinth, Harper & Rów 1960. 293. Steinzor B. The Healing Partnership, Harper & Rów 1967. 294. Sutich A. The growth-experience and the growth-centered attitude, „J. Psychol." 28 (1949) 293-301. 295. Sykes G. The Hidden Remnant, Harper & Rów 1962. 296. Tanzer D. The Psychology of Pregnancy and Childbirth: Ań Investigation of Natural Childbirth, Ph. D. Thesis, Brandeis Uniyersity 1967. 297. Thorne F. C. Personality, Journal of Clinical Psychology Publishers 1961. 298. Tillich P. Love, Power and Justice, Oxford Uniyersity Press 1960. 299. Torrance E. P. Constructive Behavior, Wadsworth 1965. 300. Van Kaam A. The Art of Existential Counseling, Dimen- sion Books 1966. 301. Weisskopf W. Economic growth and human well-being, „Manas" 21 sierpnia 1963, 16, 1-8. 302. White R. (wyd.), The Study of Lives, Atherton Press 1964. 303. Whitehead A. N. The Aims oj Education, Mentor Bros. 1949. 304. — Adventures of Ideas, Macmillan 1933. 305. Wienpahl P. The Matter of Zeń, New York Uniyersity Press 1964. 806. Wilson C. Beyond the Outsider, London, Arthur Barker Ltd. 1965. 307. — Jntroduction to the New Existentialism, Houghton Miff- lin 1967. 308. Wolff W. The Expression of Personality, Harper & Rów 1943. 309. Wootton G. Workers, Unions and the State, Schocken 1967. 310. Yablonsky L. The Tunnel Back: Synanons, Macmillan 1965. 811. Zinker J. Rosa Lee: Motivation and the Crisis of Dying, Lakę Erie College Studies 1966. 228 rtełnm , Mi nss ?8 i ^-f K INDEKS absolut 153 " - , a gapę 108 ' ,^ agresja 160 "," agresja osoby chorej 161 agresja reaktywna 190 agresywność niska, zob. niska agresywność agresywność zdrowa 161 akceptacja 97, 126, 127, 140, 157, 192, 193 (zob. też aprobata) akceptacja-B 128 akceptacja jaźni 195 akceptacja rzeczywistości 97 Aksjologiczne ujęcie 154 akt obserwacji 212 aktualizacja 12, 13, 19, 20, 102, 159, 161, 190 aktywność 36, 40, 42, 46, 54, 144 Alcoholics Anonymous 199 alienacja 213 Allport Gordon 17, 22, 24, 29, 35, 37, 40, 41, 54, 179 altruizm 22, 140, 154, 161, 189 Amerykanie 178, 179 amerykańska psychologia (jaź- ni i wzrosću), zob. psycholo- gia amerykańska amoralność, zob. choroby war- tości Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatryczne 188 analiza 132 analiza atomistyczna (redukcyj- na) 107 — holistyczna 107 '! analna faza 63 analny typ 133 ; Angyal A. 29, 35, 42, 54, 82, 118 anhedonia, zob. choroby war- tości anomia, zob. choroby wartości antropolog 105 antyintelektualizm 67 , anty nauka 24 ; antypsychologia 24 apatia, zob. choroby wartości apolińska (osoba) 95 apolinizująca kontrola 193 apoliński typ samoaktualizacji 120 apolińskie (to, co apolińskie w osobie) 157 Apollo 144 aprobata 196 (zob. też akcep- tacja) archaiczne (w naturze ludzkiej) 180 artysta 93, 101, 106, 115, 125, 135, 136, 140, 179 artyzm 136 Arystoteles 45, 156 arystotelesowska logika 45, 140, 172 arystotelesowskie metody 212 Arystotelesowy świat (podział świata) 45, 98 ascety zm 118, 195 - 99Q asocjacje 186 asocjacjonizm, zob. behawio- ryzm asocjacyjne uczenie się 44, 45 Assagioli R. 54 atomistyczne myślenie, zob. myślenie atomistyczne autentyczność 159 autoanaliza 133, 213 autonomia 22, 29, 40, 41, 109, 151, 176, 309 autonomiczne (osoby) 44, 178 autorytatywny (w przeciwień- stwie do taoistycznego) 195 autoterapia 212 badania korelacyjne 102 behavioralne kryterium, zob. kryterium behavioralne behaviocryzm(y) 20, 22, 33, 184 Bergson Henri 93 bezinteresowność 161, 202 beznadziejność, zob. choroby wartości bezpieczeństwo 26, 30, 31, 39, 53, 55, 59, 60, 64, 65, 69, 70, 139, 164, 170, 195, 196 (zob. też poczucie bezpieczeństwa) bezpieczeństwo (najbardziej podstawowa potrzeba u dzieci) 58, 138 bierność 144 Biblia — biblijne znaczenie „poznania" 69 biologia subiektywna 182 biologiczna determinacja jaźni 185 bodhisattwa 123 bodziec — reakcja (teoria psy- chologiczna) 20 bogowie 67, 69, 85, 86, 96 bogowie (podobni bogom doro- śli) 206 boska osoba 114 — radość 110 boski humor i zabawa (teoria) 114 Bóg 18, 96, 97, 117, 168 brak (cechy charakterystyczne) 27 brak (choroba braku) 162 brak(i) 115, 119, 151 Brown N. 116 m^^m- brzydota 166 t5 Buber Martin 179 Bucke R. 118 Budda 124 ~*; buddyjski mnich 128 " l"n buddysta-zen 124 buddyści 123, 182 Bugental J. 54 Buhler Chorlotta 24, 29, 35, 82 Buhler Karl 29, 54, 154 Burrow T. 54 tfs bycie dobrym 153 ffc — osobą 198 — samym sobą (jako cechą wtórna) 110 bycie twórczym 153 Byron George Gordon 135 Byt 31, 45, 50, 51, 75-78, 85, 95, 96, 101, 121, 125, 146, 152, 153, 158, 206, 210 Byt (aspekty) 87 Byt (celowość) 79 Byt, całość 92 | . Byt czysty (atrybuty) 51 ,," całkowity brak frustracji, cier- pienia lub zagrożenia jest niebezpieczny 195 (zob. też cierpienie, frustracja) Cantril H. 94 cechy histeryczne (dobre) 175 cechy obsesyjne (dobre) 175 cel(e) 36, 38, 51, 52, 83, 86, 115, 129, 157, 162, 176, 181, 186, 215 cel, doświadczenie, zob. do- świadczenie celu w przeci- wieństwie do doświadczenia środka cel edukacji 30 — religii Wschodu 118 — terapii 108, 172 — tożsamości (samoaktualiza- cja, autonomia, indywidua- cja, prawdziwa jaźń, auten- tyczność) 118 — życia 152, 201 cele indywidualne a cele orga- nizacji (instytucji) 216 — obejmujące cały rodzaj ludz- ki i cele indywidualne 39 celowość 182 cenzurowanie 143 f 230 Cervantes Mi.gu.el 117 charakter neurotyczny, zob. neurotyczny charakter chemicy 89 Chińczycy 82 chińska waza 89 chirurdzy 46 chore dziecko 61 choroba (osoby chore) 11, 14- -16, 25, 27, 28, 30-32, 59, 76, .95, 132, 149, 151, 169, 176, 188, 189, 191, 199, 200, 206, 209 choroba psychologiczna 158 , •— somatyczna 202 . — wywołana brakiem 26 ;•;,>; y;., choroby wartości 202 -. J ciekawość 71, 72 f cierpienia i niebezpieczeństwa poznania 65—69 cierpienie 12, 15-17, 23, 52, 60, . 61, 91, 96, 105, 200 — i problemy wyższego rzędu 120 cnota 157, 163 coitus reservatus 115 Coleridge Samuel Taylor 106 Combs A. 54 cynizm, zob. choroby wartości cywilizacja 157 człowieczeństwo 8, 159, 189, 191, 201, 207, 212 •— autentyczne 159 — definicja 168-170 — istota, zob. istota człowie- czeństwa — pełnia, zob. pełnia człowie- czeństwa człowiek S-R 20, 40 czyn 176 ćwiczenie percepcji estetycznej i twórczości jako pożądany aspekt praktyki klinicznej 95 Dachau 15, 72 dalsze następstwa doświadczeń szczytowych 104-106 vy»j, Darwin Karol 7 ' .,SA' darwinizm 81 su /.. dążenia 115 ,,-'-. Debussy Claude 186 „!,'• decyzja 22, 121, 162, 17& ', decyzja (jako gotowość do akcji) 120 ... . demokracja polityczna 18 demokratyczna struktura cha- rakteru 155 depresja 14, 16, 99 destrukcja 157, 160, 161, 190 determinanty ekstrapsychiczne (kultura, rodzina, środowis- ko, nauka) 186 „, Deutsch F. 108, 143 Dewey John 8, 83 dezaprobata 187 dezintegracja 98, 187 dezorientacja w czasie i prze- strzeni (poza czasem i prze- strzenią) 84 dialektyka choroba-zdrowie 165 — freudowska 142 — motywacyjna 70 — postęp-regres 172 dieta 148 ,. Dionizos 144 ~ dionizyjski(e) 95, 157 7" ***" dobra robota 176 lŁ> dobre dzieło sztuki 167 s° dobre (nasze głębie) 192 dobro(ć) 13, 33, 46, 87, 95, 121, 166, 191 dobrobyt ekonomiczny 18 dobroduszność (źartobliwość-B) 116 dobry (ze strachu) 207 ' 0& dojrzałość 198 \ dokonanie 115 - Dollard John 213 " -*?.. Don Kiszot 117 T,-,- dorosły 207 -* doskonałość 99, 216 „doskonały" (dwa znaczenia) ,i* 127 JV dostosowanie 14 doświadczenie 179, 205, 208, 213 ^- biologicznego braterstwa 182 doświadczenie-cel 114 — celu w przeciwieństwie do doświadczenia środka 82 — czyste 23 — doskonałej miłości 87 — estetyczne 47, 48, 82, 83, 92, 102, 105, 106, 118 ^ — filozoficzne 92 *$, — homonomiczne 208 — intuicji 87 , ; 231 — miłosne 82, 83, 92 — mistyczne (religijne) 47, 48, 76, 83, 89, 102, 105, 106 — nadiru 88 «?»'-> — normalne 88 >7 — oceaniczne 76, 105 > •*'%&& — Oldsa 121 mnlas*> — porodu 87 ' v-rs^fc — poznawcze 57, 104 uj'{T>h — rodzicielskie 76 -J — seksualne 118 ^ * — spontaniczne i twórcze 51j 52 p — subiektywne 134 ' -------(opis empiryczny) 101 -------„wyższe", zob. „wyższe" doświadczenie subiektywne doświadczenie szczytowe 19, 25, 31, 36, 48, 74, 76, 100, 103, 104, 128, 129, 141, 143, 144, 152, 153, 167, 175, 182, 203, 205, 206, 208, 210, 211, 214 -------dalsze następstwa, zob. dalsze następstwa doświad- czeń szczytowych -------dezorientacja w czasie i i przestrzeni, zob. dezorien- tacja w czasie i przestrzeni -------jako doświadczenie tożsa- mości 106-118 doświadczenie-środek 114 doświadczenie terapeutyczne (psychoterapeutyczne) 95, ' 102, 181, 192 — tożsamości 211 — twórcze (twórczości) 83, 87 — własnej gatunkowości 182 — wzrostu 101 dychotomia 19, 95, 145, 170, 172 dychotomia Byt-Stawanie się 158 fc— duma-pokora 118 i— egoizm-bezinteresowność 202 s— filozoficzna jest-powinno być ' 175 — freudowska 203 — (freudowska) instynktów ży- cia i śmierci 172 dychotomia ja-środowisko 177 — jako cecha charakterystycz- na niższego poziomu rozwo- ju osobowości i funkcjono- wania psychologicznego 203 dychotomia jest-powinno być, zob. dychotomia filozoficzna — obowiązek-przykrość 202 — poznanie-wola (serce-głowa, życzenie-fakt) 140 — praca-zabawa 202 — uniemożliwia integrację 213 dychotomiczne uporządkowanie, zob. uporządkowanie dycho- tomiczne i hierarchiczne dychotomiczny sposób myślenia a hierarchicznie integrujący sposób myślenia 177 dychotomizacja patologizuje a patologia dychotomiztije--173 dyktatorzy polityczni 217 — wojskowi 217 dylemat egzystencjalny 124, 172 dynamiczny paralelizm między tym, co wewnętrzne, » tym, co zewnętrzne 99 dynamizm motywacyjny (dzie- cka) 62 — patologiczny 62 dyscyplina 173 5 dysocjacja terapeutyczna 108 > działanie 121, 128, 210 działanie (brak) 123 — (jego rola w psychologii) 209 — (konieczne) 121 dziedziczny czynnik determinu- jący 185 dziękczynienie (jako reakcja na doświadczenie szczytowe) 11? edukacja 20, 71, 111, 143 edukacja, cel, zob. cel edukacji edukacja sztuki 59 — tańca 59 — twórcza 59 Edyp 67 ego 20, 81, 82, 100, 108, 109, 117, 187, 188, 203 (zob. ja) ego-idealne 100 .r ; ego-siła 22 \ egocentryk 140 r"- \ egocentryzm 112 '!> egoistyczna samoaktualizacj% zob. samoaktualizacja egoi* styczna *° egoizm 202 : -® — zdrowy 140 ,, ',„ '"" egzystencja 17 ' - [s holistyczny organizm 44 homeostatyczne tendencje 200 homeostaza 28, 30, 31, 37, 54, 70, 148 homonomia 22, 118 homonomia niska 208 L homonomia wysoka 208 homonomiczna osoba 42 homonomiczne doświadczenie, zob. doświadczenie homono- miczne homoseksualizm 128 Horney Karen 13, 17, 28, 29, 54, 118, 211 hubris 67, 118 humanistyczna filozofia nauk 187 humanistyczny punkt widzenia 191 : humaniści 147 humor 19, 137, 142, 192 Huxley Aldous 82, 89 id 100, 203 idealizm sfrustrowany, zob. sfrustrowany idealizm Ą.:, > , 234 idealna istota ludzka (auten- tyczna, boska) 19 identyfikacja 82 ideologia 175 ; idiograficzne (to, co idiograficz- ne) 138, 211 idiograficzne artykuły 213 idiograf iczne postrzeganie 130 idiograficzny język, zob. język idiograficzny — użytek 134 idiosynkratyczne (cechy) 18G ignorancja 12, 59 imperatywy moralne 174 " improwizacja 143 impuls(y) 12, 33, 34, 56, 62, 66, 117, 129, 138, 141, 142, 145, 150, 157, 158, 162, 187, 203, 205,212 impuls do wzrastania 28, 188 — (postawa wobec impulsu), odrzucenie i akceptacja 32- -34 impulsy twórcze 40 ,•;,,• — zakazane 143 )'^ indywiduacja 29, 101, 151 "^ indywidualizacja 99 .„' ~__ indywidualizm 161 indywidualność 39, 41, 112,"} 153 — biologiczna 182 — zdrowa 178 ,,&v> inhibicja 111, 117 .,^j instrumentalne uczenie się i,,0 - zmiana osobowości 44, 45" instynkt(y) 12, 98, 140, 186, 200, 204 instynkt śmierci (freudowski) 35 — wyparcie, zob. wyparcie in- stynktu instynktoidalna (instynktowa) natura 185, 216 instynktoidalne tendencje 169, 201 — zachowanie 190 instynktoidalny rdzeń 186 instynkty freudowskie 171, 172, 203 instytucja 215, 216 integracja 19, 44, 99, 100, 1:07, 140-143, 145, 151, 155, 158, 166, 171, 172, 175, 203, 205, - 206, 213 integracja (jedność, harmonia wewnętrzna) 31 — freudowskich dychotomii i < trychotomii 203 — hierarchiczna 172, 173, 179 — sil racjonalnych i irracjonal- nych 203, 205 integralność 17, 52, 58 intelekt 19 — twórczy 117, 135 " intelektualiści 101, 173 inteligencja 68, 150, 191 interesowne i bezinteresowne stosunki międzyosobowe 4t* 42 v inteligencja (utożsamiona z mę- skością) 67 intrapsychiczne centrum 181 intrapsychiczne osoby 180 intuicja 19, 22, 45, 83, 102, 104- -106, 111, 119, 134, 143, 144, 161 intuicja filozoficzna 99 intuicja terapeutyczna albo inr telektualna 76 * irracjonalność 203 '<*• istota człowieczeństwa 146 • "'-••• — ludzka 168, 169 — idealna, zob. idealna istota ludzka (autentyczna, boska) izolacja 173 ja 51, 141, 142, 146, 177, 178, 193, 212 (zob. też jaźń) jakość gniewu 160 5. James William 8, 130, 179 Japończycy 82 Jąspers Karl 18 ? jaźń 42, 50, 54, 57, 58, 63-65, 132, 142, 159, 177, 179, 180, 182, 188, 190, 192, 195, 198, 199, 203, 208 (zob. też ja) jaźń autonomiczna 183 — biologiczna determinacja, zob. biologiczna determinacja jaźni ; — dojrzała 200 — indywidualna 185 ' . — jako projekt 21 ' — niepowtarzalna 112 — rzeczywista 155 *" ooirf - jedność (wyższa) 145 r jedyna i ostateczna wartość 151 .język 204, 207 — idiograficzny 133 .>,.,. , * i — logiczny 213 ~ __ — mistyczny 114 y>i j ł — poetycki 94, 114 _ J ;— prawdy 213 .._ *• ----procesu pierwotnego 143 z <— racjonalny 213 rrj t — rapsodyczny 94, 114 j l — werbalny 213 .- f Jourard S. M. 54 i „Journal of Transpersonal Psy- chology" 8 *•' Jung C. G. 29, 54, 142, 188 *•• 'jungowskie psychologie, zob. : psychologie jungowskie > Kartezjański rozłam podmiot- "-'-, -przedmiot 23 & kanalizacje 44 S* katalogowanie, zob. klasyfikacja kategoria 130 Kierkegaard S0ren 166 kierownictwo 216 klasyczna teoria Freuda 142 klinicysta (klinicyści) 18, 26, 29, 93, 150, 153 klasyfikacja (klasyfikowanie) 78, 97, 98, 130, 138, 139 (zob. też rejestrowanie, rubryko- wanie, szufladkowanie) kobiecość 65, 68, 69, 130, 131, 144, 157, 206 •• kompozytor 135, 136, 137 kompromis neurotyczny 62 komunikacja 212, 213 — intelektualna 212 koncentracja na ego i trans- cendencja ego 42, 43 konflikt 14, 15, 16, 43, 95, 121, 124, 158, 206 — między stylem a treścią 127 konstytucjonalne i psychodyna- miczne przyczyny złego i bezsensownego wyboru 54 kontakty międzyosobowe 214 kontemplacja 43, 107, 120, 121, 123, 128, 179, 180-182, 210 kontemplacja czysta 123, 125, 128, 129 "i kontemplatycy 122, 125 kontemplatywna percepcja, zob. percepcja kontemplatywna kontrola (kontrolowanie) 14, 111, 141, 144, 145, 157, 162, 193-195, 203, 205, 212 kontrola wypierająca 193 kontrprzeniesienie 133, 213 korelacja między subiektywną przyjemnością z doświadcze- nia, impulsem do doświad- czenia a podstawową potrze- bą doświadczenia 157 Kris E. 100, 142 Krisznamurti J. 90 kryterium behawioralne 27 — subiektywne (uczucie prag- nienia, potrzeby, tęsknoty, chęci, braku) 27 kryterium wartości 176 krytyka 144 kultura 68, 71, 88, 89, 150, 157, 159, 160, 174, 178, 179, 186, 190, 194, 207 kultura dobra 207 — „lepsza" 207 — „uboższa" 207 — zła 207 kulturalny rozwój 165 kurczęta (eksperyment) 14®, 150 Lao-Tse 90 ' v T ;- ~ Laurence D. H. 91 -* "i:i Lee Dorothy 78 : : '• " lekarz 173, 174 • • '- lenistwo 12 - ' m Levy M. 115 *' Lewin Kurt 24 lęk 25, 67, 72, 84, 91, 154» 163, 164, 174, 186, 187, 189, 193, 196, 205, 208 liberał 217 libido, zob. stany libido Lincoln Abraham 42 logika arystotelesowska, zob. arystotelesowska logika logiczne (to, co logiczne) 211 Lynd H. M. 125 t '{;>.r ' r* j • M<; macierzyństwo 82 • &• „• v* i\ malarz 136 r^.-,Mm małpa-przywódca 68 f j ,< j J-m bili małpki Karłowa (eksperyment) 70 małpy 165 manipulowanie ludźmi 216 mapa (jako ostateczny wynik myślenia abstrakcyjnego) 205 Marcuse Herbert 116 Marks Karol 7, 18 ry, marksiści 217 marzenia senne 213 Masło w Abraham H. 9 masochizm 118 matematycy 89 materialistyczna psychologia motywacji 195 May Roiło 17, 24, 54 mądrość 60, 156 — doskonała 148 <; — organizmu 148 n ; mąż stanu 140 'r mechanizmy aktywne 24, 185 — freudowskie 100 — obronne 24, 37, 60, 66, 180, 200, 203 mechanizmy walki 37 — wzrastania (klasyfikacja) 51, 53 medytacja 40, 179 - - — (autoanaliza) 43 'Hł* * Meksyk 130 "<*• Merton Thomas 102 " 'MJJ metamotywacja 32, 48, T5 •&& metamotywowany stan 78' ' - metody klasyczne 213 ^il — nieosobowe 213 * >l — obiektywne 213 maska seksualność 69 męskość 68, 130, 144, 157, 206 Milner Marion 142, 143, 213 miłość 8, 9, 13, 19, 22, 26, 31, 34, 39, 42, 59, 65, 74, 76, 81, 83, 96, 100, 103, 105, 106, 113, 117, 123, 131, 142, 150, 152, 154, 171, 179, 180, 189, 192, 193, 195, 202, 205, 207, 209 miłość-B (do Bytu innej osoby, nie potrzebująca, nieegoi- styczna) 48, 76, 113, 199, 208 /miłość (bez szacunku) 194 miłość-D (z braku, potrzebują- ca, egoistyczna) 46, 49, 76, 199 miłość doskonała, zob. doświad- czenie doskonałej miłości miłość potrzebująca i miłość nie potrzebująca 47-49 — własna 111 mistycy 83 mistycyzm 74, 82 mistyczne doświadczenie, zolx doświadczenie mistyczne mitologiczne (to, co mitologicz- ne) 180 mityczne (to, co mityczne) 213 mnich buddyjski, zob. buddyj* ski mnich modlitwa 117 ' monizm ja-ty 108 monogamia 131 Morris C. 150 motywacja 26-28, 31-33, 36, 47, 48, 70, 88, 104, 114, 156, 197, 216 motywacja-B 199 motywacja braku (wynikająca z braku) 26, 35, 37, 40, 41, 44, 50, 86, 96 motywacja-D 81, 115, 200 ' ' motywacja dynamiczna 157 — jako potrzeba wzrostu 30 _ — (jej brak) 38 ; — patologiczna 149 — pierwotne kryterium, zob. pierwotne kryterium moty- wacji motywacja potrzeby 75 — u zwierząt 54 — wzrostu (rozwoju) 26, 34-38, 40,41,43,75 motywacja zdrowa 149 motywacje podstawowe 170 ,f — zachowawcze 28 motywacyjna dialektyka 71 ^ motywacyjne życie 75 Moustakas C. 54, 146 ^ Mourer O. H. 125 ..,, Mozart Wolfgang Amadeus iw możliwości indywidualne 189 , Murphy G. 17, 82, 94, 108, 143 * Murray H. A. 16, 54 muzyk 115, 173 myślenie abstrakcyjne (anali- tyczne), ostateczny wynik 204, 205, 207 myślenie archaiczne 180, 188 — atomistyczne 172 — holistyczne 172 , « 237 — mitologiczne 180 — werbalne 204 nacisk regresyjny 171 : nadir, zob. doświadczenie nadi* ru nadzieja 24 t nagłe objawienie 44 nagroda (płaca) 215 naiwność wtórna, zob. wtórna naiwność najwyższe wartości, zob. war- tości najwyższe napięcia fizyczne 116 it — psychologiczne 116 *{ napięcie 14, 34, 47 nastawienie na innych 39 natchnienie 143, 144 natura 167 — ludzka 19, 75, 147, 159, 164, 168, 173, 180, 184, 189, 191, 195, 206, 215, 216 natura ludzka (jej rdzeń biolo- giczny i instynktoidalny) 75 — nie jest zła 12 — (uczenie się jej) 209 natura niższa, zob. niższa na- tura _ — wewnętrzna, zob. wewnętrz- na natura — wrodzona człowieka 17, 160, 199 — wyższa (człowieka), zob. wyższa natura człowieka — zwierzęca (pierwotna) czło- wieka 163 naturalistyczna teoria wartości 172 naturalistyczny system wartości 156, 201 naturalne procesy wzrostu 194 naturalne zachowanie, zob. za- chowanie naturalne nauczyciel-uczeń 123 nauka 144, 186, 204, 205, 213 nauka humanistyczna jako spo- sób realizacji zadania stwo- rzenia lepszego świata 8 nauka klasyczna 215 — mechanomorficzna 216 — nieosobowa 212 .'I — obiektywna 189 ,_.. ,..0i, ... — osobowa 212 os — pozbawiona wartości 216 • — społeczna 215 'tui — subiektywna 189 sig nauki humanistyczne 216 Hff naukowcy 136 nawyki 148, 162 neurotycy obsesyjno-kompul- sywni 139 neurotyczne pseudo-problemy, zob. pseudo-proolemy neuro- tyczne neurotyczny charakter 193 — kompromis, zob. kompromis neurotyczny neurotyk 58, 60, 87, 100, 108, 119, 141, 147-149, 165 — (oglądany z boskiego punktu widzenia) 95 neuroza (newroza, nerwica) 14, 24, 26, 28, 96, 132, 149, 162, 189, 192, 199, 201, 206 neuroza jako choroba wynika- jąca z braku 43 „New Yorker" 213 nie-arystotelesowskie wnioski 212 niebezpieczeństwo (dla dziecka) 57 niebo 36, 106, 124, 152, 153, 208 niebo wewnętrzne 142 „niech będzie" 90, 120, 123, 194 „niech będzie" (w przypadku niemowlęcia) 122 nie-chorzy 43 nieczyste sumienie 14 niedojrzałość 198 / nieemocjonalne (to, co nieemo- cjonalne) 212 nie-ja 108, 113, 178 ;; nie-naukowcy 213, 215 ' nieokreślone (to, co nieokreślo- ne) 213 nieosobowe (to, co nieosobowe) 211 niemotywowany stan, zob. stan niemotywowany nienawiść 160, 191 niepoczytalność 98 niepokój 14, 25, 122, 156, 206 nie-poznanie 130 nieracjonalne (to, co nieracjo- nalne) 213 ( ) . , 3 238 nie-rośnięeie 200 nie-szczytowcy 108, 115 nieświadome 100, 203, 211 (zob. też świadome i przedświa- dome) — sposoby poznania 187 nieświadomość 108, 180, 187, 192, 205 Nietzsche Fryderyk 18, 166 nietzscheańska żartobliwość-B 116 „niewinne oko" dziecka 94 niewinne poznanie 111, 128 niewolitywny (a nie wolicjonal- ny) charakter poznania-B 91 niewolnik 16 niezdrowa psychika 193 nirwana 50 — niska, zob. niska nirwana — wysoka, zob. wysoka nirwa- na niska agresywność 190 — nirwana 114, 153, 163, 208 niższa natura (człowieka) 171, 216 — przyjemność 61 niższe potrzeby 170, 171 nomotetyczne (to, co nomote- tyczne) 211-212 — ujmowanie świata 98 normatywna psychologia spo- łeczna 215 normy estetyczne 89 — Gesella 79 Northrop F. C. 82 nostalgia 200 „nowe spojrzenie" w percepcji (poznanie musi być motywo- wane) 81 nuda 156 obowiązek 140 obrazy abstrakcyjne 205 obrona 28, 142, 145, 154, 164 — i wzrost 49-65 obsesyjne cechy (dobre), zob. cechy obsesyjne obsesyjny typ samoaktualizacji 210 oceaniczne doświadczenie, zob. doświadczenie oceaniczne O'Connell V. 132 odkrycie 188 ;jj' — jako droga uzyskiwania wartości 173 odkrywanie jaźni 21 — wartości, techniki, zob. tech- niki odkrywania wartości odpowiedniki (wskaźniki) sta- nów subiektywnych — ich znaczenie dla psychologii 27 odpowiedzialność 21, 22, 67, 100, 119, 122, 123, 126, 128, 162, 163, 197-207 odsłanianie 174 odwaga 21, 55, 56, 102, 119, 144, 145, 189, 200, 207, 208 — wzrastania 52, 61 l odwrócenie się od świata 179 ofiara (złożenie) 117 okresy szczytowe 206 okrucieństwo 11, 157, 161, 190 > Olds J., zob. doświadczenie ;j. Oldsa olśnienie 143 ontologia 17 q ontopsychologia 25 opiekuńczość 194 p opór 111, 143 c — (definicja) 66 >» — wobec umieszczenia w okre*,* słonej rubryce 129-134 oralna faza 63 ~' oralność 162 organizacja 89, 92, 108, 193 .^ — centrum 114 H — przedmiotu 94 — (zorganizowanie się) 181 *.'•• orgazm 76, 115 orientacja w kierunku ze- wnętrznym i wewnętrznym 176 osoba autentyczna 20, 25, llS^i -118, 186, 188 — jako aktualizacja i poten-tf cjalność 19 rv — jako swój własny projekt; 188 — jako zmienna zależna 40 — najpełniej ludzka 128 — „pełniej ludzka" 126 — samoaktualizująca się, zob»r samoaktualizująca się osoba — w pełni funkcjonująca 138 — zintegrowana 144 osobowość 109, 112, 131, 145, 159, 189, 191 norii,! •' — i rozwój 203 ;f ~ — niedojrzała 178 :/iW . — psychopatyczna 162 4^° — silna 199 — (warstwy zewnętrzne) 180 — wolna 174 osobowość, zagadnienie — uję- cie klasyczne, zob. zagadnie- nia osobowości — ujęcie kla- syczne osoby SA 139 ostrożność 144, 193 'L!O ośrodek zaspokojenia 121 "^ oświecenie 123, 124 Oświęcim 15 otoczenie, zota. środowisko — jako stała lub zmienna nie- zależna 40 otwartość na doświadczenie 138, 141, 155 pacjent 44, 66, 85, 108, 126, 129, 132-134, 137, 140, 212 pan 69 pan-niewolnik 68 paranoja 118 patologia (patologiczne) 30, 47, 50, 53, 54, 118, 158, 209 — dychotomizująca, zob. dycho- tomizacja patologizowanie 164, 173 pełne funkcjonowanie 109, 110, 192 pełnia człowieczeństwa 146, 154, 155, 206 percepcja 42, 49, 79, 87, 88, 94, 102-104, 137-139, 141, 155, 187, 198, 199 percepcja (przedmiot) 212 percepcja-B 96 percepcja bezinteresowna 45 percepcja-D 95 percepcja estetyczna 41, 73, 89, 93, 205 '— ćwiczenie, zob. ćwiczenie percepcji estetycznej i twórczości percepcja fizjonomiczna 204 percepcja holistyczna 41 — idiograficzna 41, 93, 97, 98 — interesowna 45 — kontemplatywna 90 v-o — miłości 102 tó! percepcja motywowana brakiem i percepcja motywowana wzrostem 45-47 percepcja motywowana potrze- bą 46 — normalna u osób samoaktu- alizujących się (nieumoty- wowana, nieegoistyczna) 82 percepcja, nowe spojrzenie, zob. „nowe spojrzenie" w per- cepcji — obiektywna (niezaangażowa- na) 45 — rubrykująca 78 — świata 92, 103, 117 — umotywowana 181 — z miłością i troską 205 — zasadniczego Bytu świata 99 Perls F. 54 Piaget J. 179, 198 piekło wewnętrzne 142 pierwotne kryterium motywa- cji (subiektywne) 27 pierwotny proces poznania 180 piękno 87, 115, 117, 163, 166, 191, 192, 216 pisarze 125, 136 poczucie bezpieczeństwa 171 171 (zob. też bezpieczeństwo) — braku własnej wartości (u dziecka) 196 — humoru 180 — niższości lub małej wartości 14 — winy (realne) 206 (zob. też wina) podmiot 213 podmiot-przedmiot 212 podstawowa kondycja ludzka 67 „podstawowa potrzeba" do- świadczenia 157 podział pracy 122 — (zasada) 124 poezja, poeci, poetyckie 89, 115, 135, 136, 143, 180, 213 , ., Polanyi M. 9 polarność 95 policyjna metoda 195 polityka 33 popędy 32, 114, 129 o popularność (w oczach loga) 16 -• do 540 poród, doświadczenie, zob. do- świadczenie porodu porządek 216 postawa akceptująca-B 85 postawa rozbawienia-B 85 postawy obronne 201 — redukujące 201 postrzeganie estetyczne, zob. percepcja estetyczna potencjalność 24, 158, 159 potrzeba(y) 28, 33, 34, 45, 88, 90, 103, 114, 115, 148, 157, 173, 174, 182, 194, 207, 209 potrzeba bezpieczeństwa 33, 69, 70, 151 — braterstwa (koleżeństwa) 199 — bycia sprawiedliwym 216 — bycia szlachetnym 216 — czynów wartościowych 216 — dobrej roboty 216 potrzeba(y) fizjologiczna(e) 33, 151 potrzeba informacji 33 _ potrzeba instynktowna 27 — miłości 28, 33, 173, 186 — odpowiedzialności 216 — percepcji 81 potrzeba(y) podstawowa(e) 26, 27, 30, 32, 40, 63, 118, 150, 151, 160, 162, 163, 171, 174, 185, 189, 195, 198, 201, 216 potrzeba podstawowa doświad- czenia, zob. „podstawowa po- trzeba" doświadczenia potrzeba popęd popycha w kie- runku własnego wyelimino- wania 34 potrzeba poznania (poznawcza) i obawa poznania 65-69, 71, 219 potrzeba poznania samego sie- bie 40 — prywatności 178 - i0lq — przynależności 199 . :f> — rodziny 199 ,x — rozumienia 71, 202 u,t - — stawania się 40 , *• — twórczości 216 — wspólnoty 199 — współzależności 199 — wyższa (wyższego rzędu) 32, 66, 70 potrzeby-D 122 potrzeby biologiczne, zob. po- trzeby podstawowe — estetyczne 209 — fizjologiczne (nie wszystkie są niedoborem np. seks eli- minacja, sen, spoczynek) 31 potrzeby, hierarchia, zob. hie- rarchia potrzeb potrzeby indywidualne 150 — instynktoidalne, zob. potrze- by podstawowe potrzeby ludzkie główne, zob. główne potrzeby ludzkie — motoryczne 209 — neurotyczne 201 — niższe 99 — podstawowe (hierarchia) 151-153 — przymusowe (nieświadome) 58 — psychologiczne 151 — wynikające z braku 32, 33, 39, 42, 197 — wynikające ze wzrostu 32, • 61 — wyższe 195 — zasada hierarchicznego upo- rządkowania, zob. zasada hierarchicznego uporządko- wania różnych potrzeb potrzeby zdeterminowane przez dziedziczność 160 poznanie 69-71, 74, 86, 88, 129, 130, 164, 187, 212 — a czyn 72 — abstrakcyjne i konkretne znaczenie (obu terminów) 92 — analityczne 204 poznanie-B 76, 90, 92, 93, 97, 102, 111, 113, 117, 120, 121, 124, 126, 127-129, 182, 198, 199 poznanie-B a poznanie prze- ciętne 80, 81 poznanie-B (niektóre niebez- pieczeństwa) 119-127 poznanie-B (raczej niewolityw- ne niż wolicjonalne) 91 poznanie-B w doświadczeniach szczytowych (cechy charak- terystyczne) 77-99 241 poznanie Bytu w doświadcze- niach szczytowych 74-105 poznanie całościowe 95 poznanie, cierpienia i niebez- pieczeństwa poznania, zob. cierpienia i niebezpieczeń- stwa poznania poznanie częściowe 95 poznanie-D 76, 77, 120, 121, 127, 128, 198, 199 poznanie dojrzałe 198 — egocentryczne 112 >-.,„ = — estetyczne 204 ,•, i •— intuicyjne 204 •— jako konkretne doświadcze- nie 204 — jako proces pierwotny 204 — metafizyczne 204 — niedojrzałe 198 — nieumotywowane 112, 181 — niewinne, zob. niewinne po- znanie — niewyrażalne 204 — percepcyjne 44 — potrzeba i obawa, zob. po- trzeba i obawa poznania — prawdy 120 — proces pierwotny, zob. pier- wotny proces poznania — przedwerbalne 204 — znaczenie biblijne, zob. Bib- lia — biblijne znaczenie po- znania poznawanie Bytu innej osoby 95 „poznawcza potrzeba rozumie- nia" 202 pozytywistyczna nauka filozofii 23 — filozofia nauki 22 pozytywizm logiczny 18 praca 143, 144, 157, 173, 176, 215, 216 — artystyczna 193 — podział, zob. podział pracy pragnienie niższe 156 — wyższe 156 pragnienie 33, 34, 129, 145, 158 — prawdy 159 pratjeka-budda 123 :^ prawa nie-środowiskowe 176 — psychiczne 208 — rzeczywistości nłepsychłcz.- nej 113 — rzeczywistości zewnętrznej 208 — wewnątrz-psychiczne 113, 176 prawda 87, 153, 180, 189, 191, 208, 214, 216 prawda, dobro, piękno („trójca) 87, 127, 128, 156, 158, 170 praworządność 216 predyspozycje 175 premedytacja (jej brak) 194 problem egzystencjalny 208 problemy etnocentryczne 191 — kontroli i ograniczeń 161, 162 — osobiste 213 — osobowości zależą od tego, kto je wywołuje 16 — wewnętrzne 212 3 — zewnętrzne 212 — życiowe 119 •"? proces myślenia 212 proces pierwotny, język, zob. język procesu pierwotnego — poznania, zob. pierwotny proces poznania — wtórny, techniki, zob. tech- niki procesu wtórnego procesy nieświadome 182 — pierwotne 100, 143-145, 179, 180, 187, 192, 203, 205, 213 procesy pierwotne (raczej po- znawcze niż wotywne) 142 — wtórne 99, 144, 145, 180, 203, 205 — wychowawcze 143 — produktywność 135, 138, 151 projekcja 30, 97, 103, 187 projekt (jako ostateczny wynik myślenia abstrakcyjnego) 205 Prometeusz 67 prorocy 115 przeciw-kateksja wewnętrzna, zob. wewnętrzna przeciw- -kateksja przeciw-wartości 191 przedmiot 213 przedświadome 100, 143, 203 przedświadomość 205 przedwerbalne (to, co przed- werbalne) 118 9,49. — różne rodzaje i niższego rzędu 195, przeniesienie 213 4 przestępczość 16 Ł przeszłość 88, 112, 117, 121, 200> przeszłość (doświadczenie) 24 przewodnik etyczny 207 „przydatny" organizm 176 przyjacielskość 156 J przyjaźń 195 T przyjemność 33, 34, 50, 59, 64, 140, 149, 157, 158, 174, 193, 194, 200 przyjemność wyższego 37, 38 przymus powtarzania 66 przynależność 26, 31, 65, 199 przystosowanie (przystosowany) 13, 16, 39, 142, 176, 177, 180, 196, 206-208 przyszłość (problem czasu przy- szłego w psychologii) 23, 24, 37, 88, 112, 114, 121, 200, 210 pseudogłupota 68, 71 pseudo-jaźń 58 pseudo-problemy neurotyczne 206 pseudo-wzrost 66 psyche 7, 23, 177, 180, 193 209 psyche czysta 113, 183 psyche zdrowa 176 psychiatra (psychiatrzy) 131, 132, 136, 182 psychiatria kraepelinowska 133 — szpitalna 133 — taksonomiczna 133 psychika 193 psychoanalitycy 18, 72, 100, 133, 149 psychoanalityczna 213 — psychologia ego — warstwa 179 psychoanalityczne psychoanalityczni ego 21 psychoanalityczny układ odnie- sienia 99 psychoanaliza 28, 175 — jako terapia (cel) 143 — klasyczna 132, 184 \o 194, 105, literatura : 142 dane 174 psycholodzy psychologia 43 psycholodzy amerykańscy 18, 22, 83 — behawioryści (behawioralni) 27, 53 — dynamiczni 160 — dziecka 26, 107 psycholodzy ego, psychoanali- tyczni, zob. psychoanalitycz- ni psycholodzy ego psycholodzy jaźni 100 — katolicy 29 : ?q — naukowi 213 — organizmalni 204 >o — osobowości 18, 212 — postaci 115 psycholog kliniczny 22 psychologia amerykańska (za- chodnia) 81 — jaźni i wzrostu 142 psychologia-B 189 psychologia behawiorystyczna 7 — czwarta (ześrodkowana ra- czej na kosmosie niż na po- trzebach ludzkich) 8 psychologia-D 189 psychologia dynamiczna 163 — dziecka 29 — egzystencjalna 17 — eksperymentalna 213 — freudowska 7, 33 — funkcjonalna 81 — głębi 142 — holistyczno-dynamiczna 184 — humanistyczna 7, 17, 185 idiograficzna 22 — istnienia 50, 65, 75 — definicja 76 ; — jako gałąź biologii i socjolo- gii 183 — jaźni 185 psychologia ludzi przeciętnych 76 — marksistowska 177 — mechanomorficzna, zob. psy- chologia behawiorystyczna — międzyosobowa 42 — obiektywistyczna 7, 84 — ogólna 30, 179 i — organizmiczna 185 — osobowa 211, 213 „psychologia" (po prostu) 185 psychologia pozytywna (orto- 243 psychologia) 76 •••(p*!* ' -:q — religii 117 ^ e '"--q — stawania się 65 — trzecia, zob. psychologia hu- manistyczna — uczenia się 44 — w pełni rozwiniętej jaźni i jej sposobów istnienia (onto- psychologia) 25 — wartości 84 — współczesna 76 psychologia wzrostu i samo- aktualizacji 184-210 psychologia zdrowia, główne przesłanki 11 — i wzrostu 211 — zła 8 — zwierząt 33 „Psychological Review" 177 psychologiczne napięcia, zob. napięcia psychologiczne psychologiczny system wartości 147 psychologie jungowskie 19 psychopatogenny stan 202 psychopatologia 66, 75, 162-164, 175, 199, 200, 203 — przeciętności 25 psychoterapeuci 25, 85, 164 psychoterapia 23, 28, 66, 71, 101, 156, 157, 163, 187-189, 213 psychoterapia, cel 30 psychoterapia głęboka 193 — interpersonalna i psycholo- gia interpersonalna 43, 44 — zła 132 psychotycy 100 psychotyczny charakter 193 psychoza 108, 189, 192, 199 punkt szczytowy 38 racjonalizacja 103 racjonalne (to, co racjonalne) 211 racjonalność 23, 203, 204 radość 25, 38, 42, 51, 53, 57, 59, 114, 145, 152, 166, 182, 194, 196 -,. . ,(> - radość-B 96 .. •*" - radość czysta 98 r > . ir., "> - Rank Otto 54, 116 rdzeń wewnętrzny,* ' wnętrzny rdzeń Read Herbert 94 :-< • reakcja emocjonalna 91 — fizyczna na doświadczenie szczytowe (podniecenie, na- pięcie i odprężenie, wyci- szenie) 118 reakcja upozorowana 65, 187 reakcje sensoryczne 204 „realna psychopatologia egzy- stencjalna" 129 receptywność 46, 106 Redlich Joseph 175 redukcja 181 i(i redukcja do abstraktu 93 — do konkretu 93 — napięcia 28, 33-35, 37 •"•-' — niepokoju 33 '<" — popędu 33 — (redukowanie) potrzeby 33, 53, 200 refleksja 144 regres (regresja) 53, 63, 153, 154, 156, 157, 164, 192, 200, 205, 208 regres niezdrowy 170 i regresja w służbie ego 100 tl — zdrowa 203 t Reich W. 54, 115 rejestrowanie 13, 112 (zob. też klasyfikowanie, rubrykowa- nie, szufladkowanie) relatywny sposób widzenia 89, 90 religia 67, 68, 71, 74, 83, 85, 106, 117, 184, 202 religie Wschodu, cel, zob. cel religii Wschodu Renoir Auguste 169 -- ---- represja 66, 103 rewolucja naukowa 212 -:ij rodzice 140, 207 r, iq rodzice-dziecko 123 rodzina 159, 186 >>"Jł| Rogers Carl 17, 21, 29, 43,. 54, 109, 138, 166, 192 : - Rokeach M. 73 Rorschacha test 81 /; ,-g rozbawienie-B 85 c; rozłam między myślą a działa- niem 175 rozłam między światem nauki a światem „nauk humani^ stycznych" 213 SB. , rozpacz 25, 156 r msv, ,,..!.>; ..... 244 rozszczepienie 142, 143, 158, 172, 203, 205, 206 rozum 140, 157 rozwaga 193 rozwój 14, 16, 17, 28, 29, 35-39, 119-121, 190, 195, 217 równowaga 34, 114 — fizjologiczna 185 — między spontanicznością a kontrolą 193 rubrykowanie 79, 91, 138 (zob. też klasyfikowanie, rejestro- wanie, szufladkowanie) Rubens Peter Paul 169 rysunek (jako ostateczny wy- nik myślenia abstrakcyjne- go) 206 rzeczywistość nie-psychiczna 209 rzeźbiarze 89 SA 137, 138, 145 sacharyna (szczury wybiorą sa- charynę zamiast czystą wo- dę) 53 sadysta 160, 201 sadyzm 11, 161 samoakceptacja 49, 141, 145, 161, 193 samoaktualizacja 8, 16, 19, 24, 28, 29, 31, 32, 34, 35, 39, 41, 42, 44-46, 49, 50, 58, 75, 102, 119, 122-125, 129, 151, 153, 155-159, 167, 171, 174, 188-192, 195, 196, 198, 199, 201, 203, 206-208, 215, 216 -— apoliński typ, zob. apoliński typ samoaktualizacji samoaktualizacja egoistyczny 124, 125 — ogólnoludzka 205 — obsesyjny typ, zob. obsesyj- ny typ samoaktualizacji samoaktualizacja (potrzeba) 121 — przejściowa 182 — redefinicja 100, 101 — (zadania) 43 samoaktualizująca(e) się oso- ba(y) 13, 32, 36, 40, 41, 45, 75, 76, 79, 82, 87, 92, 93, 95, 96, 100, 102, 114, 117, 125, 126, 128, 129, 154, 156, 161, 162, 178, 190, 202, 203, 208 samodoskonalenie 7, 164, 183 samoekspresja 189 samokontrola 201 samokrytycyzm 138, 193 samokształcenie 173 samokształtowanie się jaźni 21 samolubstwo 208 samoobrona 162 samoobserwacja 109, 118 samopotwierdzenie, zob. samo- akceptacja samopoznanie 164, 193 samorealizacja, zob. samoaktu- alizacja samorealizacja przejściowa, zob. samoaktualizacja przejścio- wa samorealizuja.ce się osoby, zob. samoaktualizująca się osoba samorozwój 29, 30 samospełnienie 102, 163, 192, 195 samostwarzanie, zob. samotwo- rzenie się samoświadomość 43, 109, 112, 118, 208 samotworzenie się 22, 173 samourzeczywistniające się o- soby, zob samoaktualizująca się osoba samourzeczywistnienie, zob. sa- moaktualizacja samowiedza 109, 175 samowystarczalność (autono- mia) 87 Sancho Pansa 117 Santayana George 139 >-, Sarte Paul 21, 165 Schachtel E. 29, 35, 54, 77, 92, 129, 189 schemat (jako ostateczny wy- nik myślenia abstrakcyjne- go) 206 Schlien John 90 r . ft{? Schneider E. 106 Schwarz Oswald 43 rrfeJB scjentyzm 23 seks 32, 34, 191, 193 seksualne doświadczenie, zob. doświadczenie seksualne seksualność męska, zob. męska seksualność selekcja 144, 181 sen 32, 100, 118, 119, 121, 170, 193, 197 0,1 K. senność 34 ^ sensoryczne modalności 204 tig sfera-B 113, 117 •»«« sfera braku 127 — Bytu 127 - sfera-D 113, 117 sfera poznania 142 — wewnątrzpsychiczna — wolicjonalna 142 c r"'Ba sfrustrowany idealizm 8 " 'Ui Sheldon W. H. 129, 150 Shelley P. B. 115 - siła 21 — woli 188, 197 siły regresyjne 162 Skala Dojrzałości Willoughby'e- go 44 skłonności niszczycielskie 11 słuchanie bierne a czynne (na- pięte) 90 smakowanie jakości przeżycia '94 . . : socjolodzy 107 * socjologia 174, 216 :; •— porównawcza 207 1 Sokrates 72 Sorokin P. A. 82 specjalny talent twórczości 137 spełnienie 77, 116 — nadziei 210 — osoby 215, 216 społeczeństwo a jednostka (współdziałanie i antago- nizm) 216 spontaniczność 29, 50, 99, 111, 138, 142, 145, 155, 159, 194 spontaniczność czysta nie jest możliwa w świecie 193 sport 76 spotkanie ja-ty 108 sprawiedliwość 216 S-R (stimulus-response), zob. bodziec-reakcja stan-cel 38 stan nieumotywowany 198 — pobudzenia i motywacji 38; — przyjemny 109 — szaleństwa 209 stany Bytu (czasowy, metamotywowany, bez dążeń, nieegocentryczny, pozbawiony celu, stan do- skonałości, stan osiągnięcia celu) 76, 114 stany libido (freudowska teoria progresji) 62 — niespełnienia 116 — osiągalnego (epizodycznego) i nieosiągalnego celu 38, 39 Stany Zjednoczone 128, 130, 188 stawanie się 24, 31, 37, 50, 51, 75, 76, 152, 153, 158, 206, 210 stawanie się osobą 198 Steinberg Saul 213 stoicy 33 Stowarzyszenie Rozwoju Psy- choanalizy 211 strach 12, 25, 120, 141, 203 , Strauss Erwin 24 stres 63, 152, 155 ^ stresowa sytuacja 60 struktura anatomiczna 185 o;; styl (konflikt między stylem a treścią), zob. też konflikt 127 — życia 185 subiektywne doświadczenie, zob. doświadczenie subiek- tywne — kryterium, zob. kryterium subiektywne — oznaki samooszukiwania 156 — wydarzenia wewnętrzne 204 Sulivan Harry Stack 177, 178 sumienie 207 — nieczyste 14 sumienie wewnętrzne 206 — (w odróżnieniu do superego) 190 superego 100, 190, 203, 206 — (świadomość) jako interna- lizacja pragnień, wymagań i ideałów ojca i matki Sutich Tony 8, 25, 185 swobodne skojarzenia 197 swobodny strumień uwagi 3 (freudowski) 90 Synanon 199 synergia (współdziałanie) 44 synergiczna osoba 108 ? system językowy 93 — psychologii 184 — wartości 8, 31 — wartości (jego brak jest sta- nem psychopatogennym) 202 246 __wartości naturalnej 13 . **" —. wierzenia 73 systemy racjonalistyczne 204 ""• sytuacja terapeutyczna 129 szacunek 26, 31, 195, 196 szczęście 25, 33, 155, 174 szczur(y) 27, 53, 121, 150, 165, 212 szczyt jedyności, indywidual- ności lub osobowości 212 szczytowy 115 szczytowe momenty 154 sztuka 19, 74, 89, 102, 105, 143, 144, 180, 189, 192, 204, 208 — dobre dzieło, zob. dobre dzieło sztuki — regionalna 179 — uniwersalna 179 — wielka 143 szufladkowanie (zob. też klasy- fikowanie, rejestrowanie, ru- brykowanie) 91 śmierć 44, 58, 98, 116, 154 śmierć (przed ponownym naro- dzeniem) 200 — psychiczna 57-58 — psyche 194 środki 117, 129, 162, 176, 196 środowisko (otoczenie) 39, 40, 41, 62, 65, 84, 116, 141, 151, 171, 173, 176, 177, 180-183, 186, 200 środowisko (otoczenie) — zależ- ność i niezależność 39, 40, 41 świadome 100, 143, 203 — i nieświadome 205 świadomość 15, 16, 94, 152, 179, 193 — bez pragnienia 90 — bez wyboru 90 — nie wybierająca — postawa osób samoaktualizujących się 49 świadomość taoistyczna 47 (y/ — wewnętrzna 15 świat naturalny 197 • * — niepsychiczny 209 iV-' — poza-ludzki 184 — psychiczny 197, 208 — realny 208 — wewnętrzny 182, 208, 209 — zewnętrzny 179, 182, 183, 186, 208, 209 „święte" 85 ;. tabu 174 " ^ taksonomia 78 talent matematyczny 135 ^ — muzyczny 135 talent twórczości, specjalny, zob. specjalny talent twór- czości talenty 34, 67, 135, 143, 170, 173, 174, 185 taniec 143, 188, 204 taoista 124 taoistyczna postawa 199 taoistyczne niech będzie 61 (zob. też „niech będzie") taoistyczne niech będzie (zob. też „niech będzie") 61 •• •'* taoistyczny sposób 194 — typ mądrości 137 taoiści 182 taoizm kochający i szanujący 61 techniki integracyjne 19 — niewerbalne 188 — odkrywanie wartości 176 — podtrzymujące aktywną nie- świadomość (wyrzeczenie, projekcja, reakcja upozoro- wana) 187 techniki procesu wtórnego (adaptacja kulturalna, dobrej przystosowanie, logika, na-J • uka, odpowiedzialność, pla- , nowanie, racjonalizm, zdro- wy rozsądek) 100 technologia humanistyczna 213 temperament 185 tempo wzrostu 60 tendencje instynktoidalne 169* 201 teolodzy (teologowie) 13, 82, 85, 96, 164 teologia 33 — zła i grzechu (klasyczny freudyzm) 54-55 teoretycy uczenia się 44 teoria determinizmu (szkodliwa dla wzrostu i samoaktualiza- cji) 123 teoria dynamiczna 54 '>" — ekonomiczna 216 — etyczna 149, 163, 174 " ."* — filozoficzna 158 — Freuda, klasyczna, zob. kla- syczna teoria Freuda — hedonizmu 158 — instynktu 159-161 teoria metamotywacji 48 teoria(e) motywacji 32, 42, 62, 177, 216 teoria nudy 114 — osobowości 24 — polityczna 216 — postaci 211 — potrzeb podstawowych 160 — potrzeby jako utrapienia 34 teoria(e) samoaktualizacji 150, 210 teoria spoczynku 35 — społeczna 216 — sztuki 28 — twórczości (tworzenia) 114, 145 — uczenia się 44 — ulepszania osobowości 43 — wartości 37, 83, 148, 149, 163, 164 — wartości naturalistyczna, zob. naturalistyczna teoria war- tości teoria wzrostu 210 — zaspokojenia potrzeby 62 — zdrowia 183 teorie biologiczne 150 terapeuci egzystencjalni 21 terapeuta 26, 46, 59, 60, 66, 106- -108, 126, 132-134, 173, 175, 197, 212 terapeuta dobry 91 — idealny 95 terapeuta-pacjent 123 terapeuta zły 91 terapeutyczna dysocjacja, zob. dysocjacja terapeutyczna — sytuacja, zob. sytuacja tera- peutyczna terapia 7, 20, 30, 59, 63, 96, 132-134, 143, 164, 174-176, 213 terapia, cel, zob. cel terapii — intuicyjna 134, 179 — jako poszukiwanie wartości 175 ,, ,., — kobiet 67 fr ' — odkrywająca (odsłaniająca) 21, 174, 175, 189, 190 — (terapeutyczne doświadcze- nie) 131 — zastępcza 26, 47 — zła 134 .:... teraźniejszość 88, 112 testy projekcyjne 19, 158 Thoreau Henry I?avid 8 : tłumienie 187, 195 tolerancja 125 Tom-podglądacz 69 Toman Walter 122 tożsamość 8, 17, 19, 22, 25, 26, 130, 132, 133, 153, 162, 175, 188, 189, 211, 213 tożsamość, cel, zob. cel tożsa- mości — definicja 106, 107 — doświadczenie, zob. doświad- czenie tożsamości — (jej brak) 156 tragedia 12, 19, 25, 44, 45 — jako działanie terapeutyczne 23 tragiczny sens życia 22 traumatyczne wydarzenia 162 transcendencja 153, 176, 179, 182 — (znaczenie wyrazu) 177 — potrzeb wynikających z bra- ku 198 transcendencja żartobliwość-B 116 treść 127 troskliwość 79, 81, 159 trójca prawdy, dobra i piękna 87 trychotomia (freudowska) 203 trzeci rodzaj mądrości (zdrowy regres) 60 trzecia siła 185 twórca(y) 34, 67, 89, 101 twórcza zdolność, zob. zdolność twórcza twórcze doświadczenie, zob. do- świadczenie twórcze — uniesienie 118 twórczość 19, 28, 42, 50, 56, 59, 74, 83, 100, 102, 105, 111, 135, 159, 180, 188, 192-194, 204, 205 twórczość estetyczna 42 — fermy uniwersalne, zob. uni- wersalne formy twórczości — intelektualna 103 — pierwotna 142-146 — samoaktualiziująca się, zob. SA — u osób samoaktualizujących się 135-146 twórczość wtórna 142-146 — zintegrowana 142-146 uczenie sią natury ludzkiej 210 uczeń 125 — określany jako „mądrala" 68, 69 ulga 38, 70, 116 umiar 193 umiejętność czekania 210 -*w umotywowane działanie 209 -W — zachowanie 201 i -w — życie 35 unikanie wiedzy jako unikanie odpowiedzialności 71 uniwersalizm 20 uniwersalne formy twórczości 205 uporządkowanie dychotomiczne i hierarchiczne 204 uraz(y) 28, 44, 131, 185, 196 uszkodzenia przedporodowe i porcfdowe 185 uzasadnienie zewnętrzne 101 — życia 152 , uznanie 26, 39, 41 uznanie-D 128 Van Gogh Yincent 136 r Vivanti 93 Wagner Ryszard 135 walczący asepkt zachowania a aspekt akspresyjny 180, 181 walka 14 wartości autentyczne 174 wartości-B (wyliczenie) 86, 87 wartości (cztery zespoły) 53 wartości-D 86 wartości dobre 154 wartości homeostatyczne (spo- kój, cisza, sen, wypoczynek) 170 — humanistyczne 30 — indywidualne 150 • — ludzkie 147, 149, 160, 164 — najwyższe 168, 216 — nieautentyczne 174 — nowsze 216 — obronne 170 — odwieczne 166 — ortodoksyjne 216 — pasywne, zob. wartości zdro- wo-regresywne — podstawa biologiczna i gene- tyczna 165 — przeżycia 170 — regresy wne 174 wartości samoaktualizacji jako cele 158 wartości-środki 86 wartości wewnętrzne 86, 150 — wrodzone 174, 175 — wrodzone jako możliwości 173, 174 — wspólne 150 — wyższe 166, 167, 171, 173 — wzrostu 170 — zdrowo-regresywne 167, 170, 171 — zewnętrzne 18 — zewnętrzne źródło, zob. ze- wnętrzne źródło wartości wartość 7, 88, 151, 165, 166, 168- -170, 174, 176, 179, 202, 206, 215 wartość-B 92, 99, 109, 116, 166- -168, 189 wartość, hedoistyczna teoria, zob. hedonistyczna teoria wartości — hierarchia, zob. hierarchia wartości — hierarchiczny system, zob. hierarchiczny system war- tości — jedyna i ostateczna, zob. je- dyna i ostateczna wartość — kryterium, zob. kryterium wartości — naturalna, system, zob. sy- stem wartości naturalnej — ostateczna (absolutna) 152 — teoria, zob. teoria wartości (naturalistyczna) Watts A. W. 82 «s ' 'v/ wdzięczność-B 118 - *>>'--<• 249 Weltanschaung 7, 22, 108 werbalizacja 94 werbalne (to, co werbalne) 157 (zob też przedwerbalne) Werner H. 198 Wertheimer M. 36 wesołość-B 99 western 202 wewnątrzmaciczne życie płodu 195 wewnątrzpsychiczna sfera 179 wewnątrzpsychiczne a między- osobowe 199 wewnątrzpsychiczne a ze- wnątrzpsychiczne 113 wewnątrzpsychiczne zdrowie 177 — źródła 187 wewnętrzna mądrość (niemo- mowląt) 148 wewnętrzna natura 11-14, 31, 40, 45, 70, 125, 160, 185, 186, 187-190, 193, 198 wewnętrzna natura jest raczej dobra lub naturalna 12 wewnętrzna przeciw-kateksja 187, 193 wewnętrzne rozłamy 157 — sumienie, zob. sumienie we- wnętrzne wewnętrzny rdzeń 185, 186, 188, 192, 201 Wheelis A. 17, 175 White Robert 54, 177, 181 Whitehead A. N. 93 Whitman Walt 8, 179 w wiedza 68, 69, 94, 102, 176, 204 wiedza-czyn 176 wiedza dla redukcji niepokoju i dla wzrostu 69-71 — doświadczalna 212 — jako aktualizacja ludzkiej potencjalności 69 — nomotetyczna 134 — ostateczna 67 — unikanie, zob. unikanie wie- dzy jako unikanie odpowie- dzialności Willoughby 44 Wilson Colin 25 wina 14, 119-123, 125, 156, 190, 206 r — freudowska 190 — neurotyczna 125, 206 — a rzeczywista 120 — realna (humanistyczna) 125- — wewnętrzna 141, 190 władczy szef 217 c wojna wewnętrzna 158 wola 21, 91, 110, 193, 200 wola zdrowia 188 -.;<_ wolicjonalne (to, -co woliąjo- nalne) 203 wolne skojarzenia 193, 214 wolność 41, 145 ,9S — geograficzna 41 — psychologiczna 41 wrażliwość 52, 106 wrodzona natura, zob. natura wrodzona wrogość 59, 157, 160, 190 Wschód 195 współczucie-przez-zrozumienie 126 wstyd 14 wszechmoc myśli 72 wtórna naiwność 100 wybór 21, 22, 25, 51, 53-60, 63X 72, 121, 124, 125, 148, 149, 156, 157, 162, 163, 165, 166,. 169, 170, 173, 188, 194, 200 wybór (dziecka) 196 — elementy wyboru u zdrowe- go dziecka 64, 65 wybór zły (jest dobry) 60 wychowanie 188, 189, 194, 204, 209 ; wychowanie dobre 189, 207 wychowanie rodzicielskie (ro- dzinne) 59 — rodzinne (cel) 30 — złe 189 wychowawcze procesy, zob. pro- cesy wychowawcze wyczucie rzeczywistości 208 wydajność 29 wykres (jako ostateczny wynik myślenia abstrakcyjnego) 205 wynalazca 135, 136, 140 wyparcie 33, 65, 70, 129, 143 , wyparcie (czynne i bierne) 187 wyrzeczenie 12, 173 wysoka nirwana 114, 153, 163, 208 250 wyższa natura (człowieka) 171, 216 — potrzeba 35, 55, 62, 152, 171, 195, 216 „wyższe" doświadczenie subiek- tywne 116 wyższe przyjemności 52 wyższe rodzaje zapłaty (przy- należność, uczucie, godność, szacunek, uznanie, honor) 216 wzór (ideał: bohatera, dżentel- mena, mistyka, rycerza, świętego) 13 wzrastanie (wzrost), mecha- nizmy, zob. mechanizfńy wzrastania — zdrowe, zob. wzrost zdrowy wzrost (wzrastanie) 24, 26, 30- -32, 38, 42, 44, 45, 49, 70, 74, 102, 123, 127, 142, 145, 152- -154, 157, 158, 162, 164, 165, 196, 197, 200, 201, 207 wzrost dobry 155 — dojrzałości 206 — doświadczenie, zob. doświad- czenie wzrostu — i otoczenie 159 — ku samoaktualizacji 200 — osobowości 35, 206 — proces naturalny, zob. natu- ralne procesy wzrostu wzrost-przez-radość 54 wzrost u dziecka 50 "' ' tt — zdrowy 162 Yosemite 124 Young P. T. 53 zabawa 19, 142, 143, 157, 180, 192, 202 -;. zachowanie (behawior) 83, 88 114, 180 zachowanie-cel 39, 114 zachowanie naturalne 138 — nieumotywowane 112, 180^ — „oportunistyczne" 41 — „specyficzne" 41 zachowanie-środek 114 izachowanie umotywowane 180 f— złe 190, 191 Zachód 195 zagadnienia osobowości — uję- cie klasyczne 14 zahamowanie rozwoju 199 zainteresowanie 90 zakony religijne 124 zależność neurotyczna 59 zapłata, wyższe rodzaje, zob.. wyższe rodzaje zapłaty zasada hierarchicznego uporząd- kowania różnych potrzeb 63- — przyjemności 98, 100 — rzeczywistości 98, 100 zaspokojenie 32, 34-36, 39, 42, 44, 47, 49, 51, 55, 63, 66, 131, 152, 162, 171, 193, 196-198, 201, 207, 209 zaspokojenie czyste 98 zaspokojenie, kliniczne i osobo- wościowe skutki 37 — niższych potrzeb 216 — podstawowych potrzeb 43, 195 — różne skutki 34-37 zdobywcy medali olimpijskich 154 zdolność do agresji i gniewu 190 zdolność do biernego odbioru 91 — do miłości 155, 159, 196, 20T — postrzegania całości 94 — twórcza 31, 66-67, 151, 155, 189 zdolności 62, 150, 171, 173, 174, 181, 182, 185, 187, 192, 196, 206 zdolności poznawcze 198 ści są też potrzebami 19T dziecinność 100 onalność 204 ra 157 i _• — n-atura ludzka 180 — .-nieświadomość 204 — psychika 193 — samoafirmacja 190 zdrowe dziecko (niemowlę) 51, 61, 194, 201 zdrowi ludzie (zdrowe osoby) 30, 43, 47, 72, 76, 95, 149, 157, 161, 166, 167, 178, 182, 191, 205, 208, 209 zdrowi ludzie (zdrowe osoby), definicja opisowa 31 251