11398

Szczegóły
Tytuł 11398
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11398 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11398 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11398 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dariusz Rosiński Wysłannik CTA-21 Włączony w obwód selektorów informacji, czekał na skutki swej bezprecedensowej decyzji. Musiał złamać podstawowy warunek zleconej mu misji: absolutnej nieingerencji w sprawy mieszkańców planety, którą skrycie obserwował. Misję swoją realizował właściwie poza czasem, który dla niego (i jego współziomków) miał wyłącznie abstrakcyjne znaczenie. Jako specjalista od spraw wczesnej historii cywilizacji kosmicznych został skierowany w okolice Ziemi. Bazę założył na przeciwległej półkuli Księżyca. Stąd wykonywał wypady eksploracyjne. Zbierał informacje o tej nieźle już rozwiniętej, zamieszkałej planecie, najciekawszej w przysłonecznym rejonie Galaktyki. Przekazywał je do centralnego archiwum, założonego w epoce, którą mieszkańcy Ziemi określali jako “erę wychodzenia życia z mórz na lądy". Przywykł do swej roli. Poznał najważniejsze języki Ziemitów, ich charakter, obyczaje. Stosując przemyślne metody kamuflażu gromadził materiały, rzucające światło na procesy wielkiego wirażu techno - ewolucji, jaki właśnie zachodził w obrębie Ziemi. Niejednokrotnie zazdrościł jej mieszkańcom. Ich małe radości i małe smutki nie zostawimy miejsca na monotonię. Wyznaczały bieg czasu, który dla niego nabierał stopniowo nowych wymiarów. Na tym tle chyba tracił niekiedy zleconą mu przez Centralę ostrożność. Korzystając z łatwości manewru, jaką stwarzał napęd antygrawitacyjny, przekraczał nieco swe uprawnienia “ukrytego obserwatora". Towarzyszył na przykład samolotom, podając potem w raporcie do Centrdi, że chciał dokładnie ustalić ich prędkość. Tak, jakby nie było po temu innych, nierównie bardziej dyskretnych metod... Komunikaty, które przekazywał mu później selektor kontrolujący kanały radiowe i telewizyjne, roiły się od informacji o “niezidentyfikowanych obiektach latających" czy “latających talerzach. Z pierwszego takiego komunikatu dowiedział się ze zdumieniem, że jego pojazd - dziwnym trafem - podobny jest do jednego z przedmiotów, powszechnie spotykanych na Ziemi. Ale te wszystkie wypadki musiał uznać za nieważne wobec tego, który zdarzył się dzisiaj. Wypadek ten zmusił go po raz pierwszy do naruszenia elementarnej zasady absolutnej nieingerencji. Nie raz już spodziewał się na tym tle kłopotów. Gdy przybywała grupa absolwentów Instytutu Historii Cywilizacji Kosmicznych, za każdym razem musiał zadać sobie sporo trudu, aby wprowadzić nowicjuszy w arkana tutejszych stosunków. Zaczynało się z reguły od plansz, przedstawiających ludzi i samochody; z ich szczegółową charakterystyką statyczna i dynamiczną. Z tym było zawsze najwięcej pomyłek. Potem stopniowo wprowadzał przybyszów w tajniki psychologii Ziemitów. Szkicował ich nadpobudliwość, typową dla okresu zanikania różnic między usankcjonowanymi formami masowej i terytorialnie ograniczonej agresji. Ich stany lękowe, wynikające z przepaści między szybko rosnącymi aspiracjami intelektualnymi a - nieprzezwyciężoną jeszcze - kruchością i krótkotrwałością ich biologicznego bytu indywidualnego. Ich niepokoje i konflikty, będące następstwem absurdalnego przywiązania osobistego do przedmiotów. Wreszcie trzeba było wyłożyć cały obowiązujący kodeks postępowania. A więc: - Jak unikać szczególnie w okresie bezchmurnymi wielkich skupisk Ziemitów, zwanych miastami? - Jak zachować się w warunkach przypadkowego spotkania z samolotem, sztucznym satelitą Ziemi czy pojazdem kosmicznym? - Jakie szczególne środki ostrożności obowiązują w zasięgu działania instrumentów astronomicznych, radioastronomicznych i stacji radarowych ? Na koniec - ustalenie programu. W grę wchodziły zarówno obiekty współczesne, jak i zabytki historyczne. Do tych ostatnich należały ruiny pradawnego kosmodromu na pustyni Nasca, której nie omijała żadna z przybyłych na Ziemię grup jego pobratymców. Przeprowadził ich dotąd osiemnaście. Gładko i bez większych problemów. Wracajac, każda grupa zabierała zasobnik z materiałami dla Centrali. To był podstawowy środek przekazu informacji, jeśli nie liczyć bieżących komunikatów, transmitowanych normalnym kanałem dalekosiężnej łączności. W ostatnim ze swoich komunikatów doniósł właśnie Centrali, że radioobserwatorium w Yellow Bank odebrało sygnały radiowe, pochodzące z ich transgalaktycznego systemu nadawczego. Ziemici podejrzewają sztuczny charakter tego zjawiska. Kojarzą go z hipoteza istnienia odległej kosmicznej supercywilizacji. W odpowiedzi, jaka nadeszła, Centrala przypisała sprawie najwyższą rangę. Uznając, że za wcześnie jeszcze na jakakolwiek próbę kontaktu, polecono mu spenetrować sytuację z najwyższą dokładnością i wprowadzić niezbędne elementy dezinformacji. Wysłał odpowiednio zaprogramowany próbnik. Niestety, chyba na skutek defektu czujników obiekt dostał się w pole widzenia silnej kamery astrograficznej. I wtedy właśnie - już bez porozumienia z Centralą, gdy czas zaczął się nagle liczyć - musiał natychmiast ingerować. Tym razem nie chodziło przecież o przypadkowych świadów. Fotografia próbnika, wykonana w Yellow Bank, mogła stanowić oczywisty dowód naukowy. Rozmyślania przerwał mu sygnał ostrzegawczy. Selektor informacji włączył drugi program NBS. Podawano ostatnie wiadomości. “Radioobserwatorium w Yellow Bank dostarcza nam ostatnio jednej sensacji po drugiej. Nie przebrzmiała jeszcze sprawa tajemniczych sygnałów radiowych, pochodzących z rejonu CTA 21, a wysłanych rzekomo przez przedstawicieli tamtejszej supercywilizacji, a tu już nowa wiadomość. Za pomacą specjalnej kamery Schmidta, przystosowanej do obserwacji meteorologicznych, jeden z pracowników naukowych placówki wykonał cała sekwencję pierwszych całkowicie automatycznych zdjęć latającego talerza. Niezidentyfikowany obiekt latający o średnicy - jak ocenia się - około półtora metra unosił się nad Yelłow Bank przez ponad pół godziny. Na tym jednak nie kończy się ta niewiarogodna historia rodem ze Wschodniej Wirginii. Błony fotograficzne po wywołaniu przedstawiają dość smętny obraz. Jak oświadczył naszemu przedstawicielowi doktor John Tralce, "Cała emulsja światłoczuła została w niewytłumaczalny sposób uszkodzona, tak, jakby porażono ją silna dawka promieni X". To już nie historia, ale histeria! Histeria latających talerzy, która zatacza - niestety - coraz szersze kręgi. Co gorsza, przenika ona także w poważne środowisko naukowe, do jakiego - jeszcze niedawno - zaliczaliśmy obserwatorium radioastronomiczne Yellow Bank". Selektor wyłączył transmisję. “Ogłoszą jeszcze jeden raport s prawie latających talerzy - pomyśl - Muszę natychmiast skontaktować si z Centralą. Przyjazd grupy dziewiętnastej trzeba odwołać". Czas znów przestawał się liczyć. Wszystko wracało do normy. powrót