11369

Szczegóły
Tytuł 11369
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11369 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11369 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11369 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Copyright � by Jacek Dukaj, 1997 Jacek Dukaj Jeden NADCHODZI, NADCHODZI Depta� gwiazdy. Potrafi� wm�wi� sobie d� i uwierzy� w ci��enie, kt�rego nie by�o. Przesuwa� stop� i oto inna konstelacja zostawa�a przes�oni�ta. Mia� gwiazdy pod nogami, a wi�c zdeptane. Jednak ruch w�asny Armstronga 7, w kt�- rym, chc�c nie chc�c, bra� udzia� - ruch ten nieustannie usuwa� mu kosmos spod masywnych bucior�w skafandra. Wszystko si� przemieszcza�o. Id� nie poruszaj�c ko�czynami, my�la� ba�niowo. Podni�s� spojrzenie znad zgi�tych kolan. Wsz�dzie to samo. Ta czer�. Szuka� gwiazd orientacyjnych, kiedy� przecie� uczy� si� kosmografii. To chyba Syriusz... albo i nie Syriusz. Samo S�o�ce znajdowa�o si� z przeciwnej strony, niewiele wi�ksze. Naj�atwiejszy do zlokalizowania powinien by� Saturn, najja�niejsza spo�r�d wszystkich tych zimnych iskier. Gdzie� za lewym ramieniem... Obejrza� si�. Za lewym ramieniem mia� ju� inny kawa�ek wszech�wiata, sfera niebieska zd��y�a si� obr�ci�. Tam z boku sun�� krzywy p�at bezgwiezdnego cienia: to jeden z orbituj�cych dooko�a Armstronga 7 fragment�w jego rozprutej czaszy odrzutowej, niczym Moebiusowsko wykr�cona �wiartka sk�rki pomara�czy. Godiva obliczy�a ich tory, za kilka godzin dwa mniejsze fragmenty zderz� si� ze sob�: jeden wypadnie poza zasi�g przyci�gania statku, drugi zejdzie na ni�sz� orbit�. Ponownie w��czy� si� w dospek. Godiva i M�cis�owski jeszcze nie zako�czyli swojej k��tni. - Krzem ci prze�ar� m�zg! - dar� si� hrabia. - Nie do�� �e kurwa, to g�upia kurwa! - Znalaz� si� ekspert! - sycza�a Godiva. - Bez in- strukcji nie umia�by� si� w niewa�ko�ci nawet wysra�! Arystokrata jebany! - Wyciszy� to i otworzy� oddzielny kana� do Xiena. Kaleka zg�osi� si� natych- miast. - Schwarz? O co chodzi? - Wisz� na kilometrze tej nici ju� drugi kwadrans. Powietrze mi si� sko�- czy. - Moment, towarowy si� sklinowa�. - To po choler� mnie tak pop�dza�e�? Xien...? Ile jeszcze? Trzy razy ju� przeszed�. - Spoko, nie wszystko naraz. Yusuf si� nie pokaza�? - Pewnie nadal lokalizuje Mekk� - odmrukn�� zgry�liwie Schwarz i wr�ci� na g��wny. Godiva komentowa�a w�a�nie co poniekt�re szczeg�y anatomii M�cis�ow- skiego; M�cis�owski zag�usza� j� swymi nieartyku�owanymi wrzaskami. Schwarz z�apa� za sztywn� a cienk� jak struna link� bezpiecze�stwa, przymo- cowan� z ty�u do jego pasa narz�dziowego, poci�gn��, napr�y� j� i obr�ci� si� o sto osiemdziesi�t stopni. Armstrong 7 wyskoczy� mu nagle zza lewego uda i na ostre kontrszarpni�cie zatrzyma� si� razem z ca�ym kosmosem; znieruchomia� wysoko z prawej, na drugiej godzinie, widoczny jedynie profilem swej o�wietlo- nej strony, asymetrycznie przeci�ty bezatmosferycznym terminatorem, na wyci�- gni�cie r�ki Schwarza nie wi�kszy od biurowego spinacza, cho� aperspektywicz- nie bliski w tym pozbawionym powietrza �rodowisku. Linka natomiast wygl�da�a niczym promie� wycelowanego w statek lasera. Schwarz wybra� opcj� powi�kszenia i w wykwit�ym natychmiast na krzywi�nie jego he�mu prostok�tnym okienku, opstrokaconym mn�stwem wielokolorowych licznik�w i skal, ujrza� naje�d�aj�cy na niego wycinek nieba z Armstrongiem 7 w ognisku. Szaro-czarna konstrukcja szybko wype�ni�a okienko. Sk�pany w zimnym blasku S�o�ca luk towarowy - miesz- cz�cy si� w kratownicowym przew�eniu, tu� za Ko�nierzem Breneki - w�a�nie otwiera� si� na zewn�trz, majestatycznie powoli, zamieraj�c co chwila i tucz�c nowe cienie. Schwarz obserwowa� to z cierpliw� irytacj�. Burdel, nie statek kosmiczny, my�la�. Pieprzona demokracja; nikt nie dowodzi, nikt nikogo nie s�ucha, i oto efekty. Luk roztworzy� si� ju� na o�cie� i teraz j�a si� wynurza� z jego wn�trza kanciasta bry�a MAMS-a. Robot z�apa� si� jednym ze swych wieloprzegubowych ramion za kraw�d� klapy i, wyzyskuj�c j� jako punkt oparcia, obr�ci� si� przodem do Schwarza, bezustannie a bezczynnie okr��aj�cego na ko�cu wieluset- metrowej linki wiruj�cy niedostrzegalnie powoli statek. MAMS pu�ci� klap� i w��czy� na sekund� sw�j nap�d - powi�kszenie okienka zogniskowanego na robocie zacz�o si� stopniowo zmniejsza�. Tymczasem lewa cz�� wr�t zamykaj�cego si� luku zablokowa�a si� uchylona do p� �wierci, i dalej ju� si� nie posun�a, pomimo wysi�k�w operatora, kiwaj�- cego ni� desperacko w te i we w te. Gdzie� z boku, spoza obrazu he�mowego teleskopu Niemca, wychyn�� jaki� obiekt, jaskrawo odbijaj�cy sw� barw� od jednostajnej czerni t�a. Schwarz zmieni� opcj� i spojrza� w tamt� stron�. Po jasnob��kitnym skafandrze rozpo- zna� Yusufa; Arab w swym powolnym locie w pustk� rozwija� link� identyczn� z t�, na jakiej �wisia�� Schwarz. Ocenia� on tworzony w ten spos�b k�t na jakie� dziesi��-dwana�cie stopni; w zamierzeniu odleg�o�� pomi�dzy dwoma �strzelcami� powinna wynosi� osiemdziesi�t metr�w, a obiekt winien przemkn�� prostopadle do owego osiemdziesi�ciometrowego odcinka. Oby tylko linka wytrzyma�a, pomy�la�, kln�c w duchu na zniszczony g��wny magazyn, w kt�rym znajdowa�y si� by�y ca�e jej kilometry; a tak, zdani na jedyne ocala�e te dwa jej kawa�ki, modli� si� musz� o poprawno�� wylicze� Godivy. Je�li zbiornik oka�e si� odrobin� ci�szy lub pr�dko�� jego nieznacznie wi�ksza - linki prysn� niczym nici babiego lata. Godiva nie przeprowadza�a nawet pobie�nych ekstrapolacji los�w Yusufa i Schwa- rza dla takiego rozwoju wypadk�w, a i oni nie pytali. Stanie si�, co ma si� sta�. Karma. Splun��by, gdyby m�g�. Scheisse. Na zamkni�tym odezwa� si� Yusuf. - Jestem. - Tak. - Teraz czy przy nast�pnym przej�ciu? - Jeszcze dwie i p� minuty. - Teraz. Schwarz z powrotem obr�ci� si� ku otwartemu kosmosowi i si�gn�� do pasa na- rz�dziowego po metrowej d�ugo�ci, ci�k� jak nieszcz�cie rur� spieczon� z jakich� pseudoceramicznych komponent�w. By�a to bezodrzutowa wyrzutnia pr�- niowa, wersja eksportowa, Scoot-12; ca�kowicie bezpieczna po odpowiednich przer�bkach, jak zapewnia� Yusuf. On dokona� tych przer�bek. Xien natomiast za�o�y� w pociskach na miejsce g�owic atomowych chwytne dyski magnetyczne. Te� dawa� s�owo. No ale nie on b�dzie strzela�. U�o�ywszy wyrzutni� w klasycznej pozycji na ramieniu - co w danych warun- kach by�o gestem ca�kowicie zb�dnym - Schwarz w��czy� podgl�d jej celownika. I zn�w okienko na he�mie: obraz celu Scoota. Pustka; gwiazdy. Zerkn�� w bok, na Yusufa - Arab z�o�y� si� tak, jak go szkolono: bokiem, �le��c� p�asko na plecach, odwr�cony �do g�ry nogami�. Schwarz zwolni� zatrzask i uwolni� w pr�ni� pozosta�� cz�� zwoj�w linki asekuracyjnej; po chwili to samo uczyni� Yusuf. Komputer zacz�� w dolnym rogu he�mu Niemca wsteczne odliczanie do momentu przelotu zbiornika. Schwarz otworzy� na moment okno podgl�du ty��w i rzuci� okiem na zbli�aj�c� si� powoli, nier�wno o�wietlon�, jajowat� bry�� MAMS-a. W tle, z lewej, cie� statku. Zamkn�� okno. Czeka�. Yusuf: - B�g z tob�. - I z tob�, diable. Odliczanie trwa: jeszcze dziesi��, osiem sekund. Na czarnym korpusie Scoota zapali�o si� �wiate�ko zdalnej kontroli: to nafaszerowany programami Xiena komputer przej�� odpowiedzialno�� za odpalenie i sterowanie pociskami. Cz�o- wiek, rzecz jasna, nie by�by w stanie tego uczyni� do�� precyzyjnie, nie m�wi�c ju� o zsynchronizowaniu obu strza��w. Bez komputera co najwy�ej rozwa- liliby ten zbiornik na kawa�ki, anihiluj�c tym samym siebie i Armstronga 7. Pi��... cztery... trzy... Cie� zbiornika w celowniku, militarny software opisuje go p�kiem wektor�w, zmieniaj�cych si� liczb, binarnych znacznik�w. Koniec odliczania. Ruch wyrzutni za celem. Komputer ju� tylko wyczekuje odpowiedniego momentu. Pulsacja alarmowych sygna��w nak�ada si� na �omot serca Schwarza, g�uszy to wszystko jego szybki oddech. Teraz-teraz-teraz... Nie zobaczy� nag�ego wykwitu gaz�w wylotowych Scoota, nie by�o te� �adnego szarpni�cia. Pocisk pomkn�� w pr�ni�, mi�dzy gwiazdy, nieznacznie manewruj�c bocznymi dyszami i ci�gn�c za sob� b�yskawicznie si� napr�aj�c� link� z zawis�ych przy lewej pi�cie Niemca zwoj�w, w zastraszaj�cym tempie si� zmniejszaj�cych. Wszed� w pole widzenia Schwarza tak�e pocisk Yusufa. Bia�e cygara zbli�a�y si� do siebie. R�s� cie� nadci�gaj�cego majestatycznie zbiornika. Wszystko w u�amkach sekund. Obcoj�zyczne przekle�stwo Yusufa. Koniec zwoj�w. Nag�e przeci��enie, i zaraz drugie, przeciwnie skierowanie: rzuci�o Niemcem przez pr�ni� na jakie� sto, sto pi��dziesi�t metr�w, niczym szmacian� lalk�, jeszcze mu z�by dzwoni� i wiruj� gwiazdy przed oczyma. Linka jak tytanowy pr�t - od Armstronga 7 do mrocznej plamy zbiornika - a Schwarz zaczepiony o� w dw�ch trzecich d�ugo�ci. Wytrzyma�a. Obr�t i spojrzenie w �d�: wytrzyma�a r�wnie� linka Yusufa, nie by�o b��du w obliczeniach Godivy. Xien na og�lnym: - �yjecie? - Tak jakby - odezwa� si� Schwarz. - Lepiej pospiesz si� z tym z�omem. - Ju�. MAMS zbli�a� si� powoli do ciemnej masy zbiornika, kt�ry orbitowa� by� dot�d dooko�a statku jako jeszcze jeden oderwany kawa�ek jego cia�a: cylindryczny pojemnik z p�atem wewn�trznego poszycia ogniecionym wok� w jak�� abstrakcyjn� rze�b� o rozmiarach ci�ar�wki; pojemnik, w kt�rym, uwi�ziona w magnetycznych pier�cieniach, obraca si� doprowadzona do stanu plazmy antymateria. Yusuf i Schwarz nie zdawali sobie z tego sprawy, ale ta anihilacyjna bomba w�a�nie spada�a na statek - sun�a ku niemu po spirali o d�ugo�ci zdeterminowanej d�ugo�ci� linek. To znaczy oni o tym wiedzieli, lecz na razie ani czuli ten ruch, ani widzieli jego skutki. MAMS powinien z�apa� linki i unieruchomi� zbiornik zanim doleci on do Armstronga 7. Robot wszak tak�e zajmowa� wyliczon� wcze�niej, jedyn� mo�liw� pozycj�. Jednak na wszelki wypadek Schwarz obr�ci� si� przodem do statku, odczepi� od linki, zamar� w p�przysiadzie - i, uruchomiwszy na moment silniczki plecaka, pop�yn�� ku p�on�cemu mu na he�mie t�czowym refleksem jasnemu profilowi kalekiej konstrukcji, kolebi�c si� przy tym co chwila na wszystkie mo�liwe strony w automatycznych milisekundowych korekcyjnych strza�ach owych silniczk�w. ???????????????????????????????? - B�d�my szczerzy - mrukn�a Y. H. Jaqueritte, przegryzaj�c nitk�, kt�r� sko�czy�a w�a�nie zszywa� podarty czarny T-shirt, ostatni� ocala�� cz�� swego ubioru, nie wystrzelon� w pr�ni� wraz z reszt� baga�u podczas niedawnego szale�stwa komputera. - To w og�le cud, �e jeszcze �yjemy. - A pewnie - zazgrzyta� hrabia. - Z takim lekarzem na pok�adzie to faktycznie cud. - Chodzi mu o to, �e nie zdo�a�a� wyleczy� jego impotencji - skrzywi�a si� w szyderczej odmianie u�miechu Godiva. - Ty si� lepiej zamknij. - Sam si� zamknij, stary capie. - Zamknijcie si� obydwoje - warkn�� Schwarz. Y. H. cisn�a ig�� przez ca�� d�ugo�� sali, bezb��dnie trafiaj�c Godiv� w po�ladek. Godiva, jak zwykle, dla wi�kszej irytacji M�cis�owskiego wisia�a z g�ow� skierowan� w przeciwn� stron� ni� pozostali. Na nag�e uk�ucie zareagowa�a nieprzemy�lanym, szybkim ruchem r�ki ku miejscu trafienia, by�a to reakcja na Ziemi mo�e naturalna, lecz w niewa�ko�ci, gdzie ka�dy gest nale�y zaplanowa�, zanim si� go wykona, co najmniej nierozwa�na. Zahaczy�a �okciem o wolne zatrzaski bielej�cych pod �sufitem� butli z powietrzem i obr�ci�o j� dooko�a prawego barku; plecami hukn�a o �cian�. Hrabia zarechota� z satysfakcj�. - Pieprzony czarnuch - warkn�a Godiva, wyszarpuj�c ig�� w kr�tkim rozprysku jasnej krwi. Y. H. Jaqueritte naci�gn�a T-shirt, obcis�y i elastyczny jak nale�y, a w swej matowej czerni niewiele ciemniejszy od jej sk�ry. Zwin�a resztk� nici, szpulk� wrzuci�a do woreczka, po czym starannie go zasun�a. Jej jaskrawo tatuowana, bezw�osa g�owa do�� szybko pokrywa�a si� potem, roztrz�sanym dooko�a przy nag�ych ruchach - podobnie jak ka�dy inny fragment jej hebanowej sk�ry; lecz pot na egipsko wysmuk�ej czaszce bardziej rzuca� si� w oczy. Schwarz, dla kt�rego doktor Jaqueritte od jakiego� czasu stanowi�a idea� klasycznej urody, obserwowa� to z niesmakiem. - Ty si� pocisz - stwierdzi�, w tonie nie tak bardzo znowu �artobliwym. Strzepn�a pot z uda i spojrza�a na Schwarza przewracaj�c si� w powietrzu na plecy. - Gor�co tu jak w saunie - u�miechn�a si�. - Ja jestem cz�owiekiem, Aax. - Ig�ami b�dzie we mnie rzuca�, wariatka - mamrota�a Godiva. G�o�niki zarz�zi�y i odezwa�y si� g�osem Xiena: - Uwaga tam, za chwil� mo�e si� pojawi� ci��enie. Przegl�daj�cy podr�czn� apteczk� M�cis�owski wykrzywi� si� straszliwie na kolejny g�o�ny pisk sprz�enia. - Nie m�g� przez dospek...? - Lepiej si� czego� z�ap, bo spadniesz na twarz - powiedzia�a Y. H. pod adresem Godivy. - Moja twarz - odwarkn�a jej informatyczka. Jaqueritte wzruszy�a ramionami. Okr�ci�a si� przodem do Schwarza i, chwytaj�c wbudowan� w �cian� por�cz, zagarn�a go do siebie d�ug�, czarn� nog�, w modliszkowatym tym ruchu przyci�gaj�c go naciskiem �ydki na jego plecy - a� podp�yn��, bezw�adnym swym ci�arem przyciskaj�c j� do plastikowego pud�a przeno�nej komory diagnostycznej; cia�o przy ciele, oddech w oddech, pot na pot. W takiej w�a�nie, baletowo-erotycznej pozycji odbywa�y si� w bezgrawitacyjnym Armstrongu 7 rozmowy prywatne. Weszli w dospek, wybieraj�c artykulacj� przedg�osow�. - Co z Yusufem? - spyta�a, ledwo poruszaj�c wargami a w og�le nie wydaj�c d�wi�ku, cho� on we wszczepionych w ma��owiny uszne minig�o�niczkach s�ysza� j� doskonale - on i tylko on. - Zosta�. Pruje ten z�om na zbiorniku. Z niego jaki� cholerny Terminator, nigdy si� bydlak nie m�czy. - Ani razu nie da� mi si� zeskanowa�. - Zmarszczy�a brwi. - Diabli wiedz� jak oni zmieniaj� im metabolizmy. Diabli wiedz� co on ma tam w �rodku. - Jak my�lisz - zmieni� nagle tamat - uratujemy si�? - My�l�, �e tak - zasubwokalizowa�a powoli - ale ja tak my�l�, bo chc� si� uratowa�: nie zastanawiam si� nad realnymi szansami. I tak nie mam wp�ywu. Ty mi powiedz, ty si� znasz. Wszyscy go o to pytali, z racji jego niew�tpliwie najd�u�szego sta�u w kosmosie. - Ruletka. - Pi�knie. - Co z powietrzem? - nie wytrzyma� wreszcie. Przez ca�y czas patrzyli sobie w oczy. - Ruszy�o pierwsze ogniwo. Zd��ymy si� pouszczelnia�. Odetchn��. - Wymi�kasz, Aax. - Zliza�a mu pot z czo�a. Poca�owa� j� i odepchn�� si� wstecz. Koniec rozmowy. Dop�yn�� do stolika bryd�owego, wsun�� si� na przy�cienne krzes�o. Ci��enia wci�� nie by�o, za to wlecia� do sali Xien w swej w�asnej kalekiej osobie. - M�cis�owski! - krzykn��. - Ty mi dasz pi�� procent udzia��w za ruszenie z miejsca tego z�omu! - On si� upi� - skonstatowa� hrabia, poch�oni�ty selekcj� opatrunk�w pr�niowych. Chi�czyk w��czy� silniczki i zgrabnie podlecia� do M�cis�owskiego, nie zdradzaj�c przy tym owym kr�tkim, oszcz�dnym przelotem �adnych oznak zamroczenia alkoholowego - czy jakiegokolwiek innego, �eby by� precyzyjnym. - M�cis�owski - powt�rzy�. - Ja zdob�d� te udzia�y, albo sobie tak powoli wydryfujemy poza ekliptyk�. - Yusuf ci� dostanie w swoje r�ce i przestaniesz si� wyg�upia�. Yusuf, pomy�la� Schwarz rozpakowuj�c gum� do �ucia, Yusuf Abu al-Ala ibn Kisa�i. Ten kamiennotwarzy, podstarza�y bojowiec przegranej rewolucji, ten ortodoksyjny fundamentalista, fundamentalistyczny ortodoks, tytanowo- silikonowy muzu�manin, wierny po �mier�, �o�nierz Allaha, jego jihad nigdy si� nie sko�czy, jego honor jest niepodwa�alny, s�owo �elazne, gniew zimny, mord bezlitosny. Do jakiego stopnia kupi� go M�cis�owski? Na pewno nie a� do takiego, jak sobie to wyobra�a. - Ja nie ust�pi� - zarzeka� si� Xien. - Pi�� procent. - Samob�jca jeste� czy co? Schwarz zamkn�� oczy. Zaniewidzia� na ca�y chaos tej sali. Pierwotnie, jeszcze zanim Armstrong 7 dosta� si� w r�ce hrabiego M�cis�owskiego, by�a ona sal� gimnastyczn�. Swego czasu udawa�a i niskotemperaturowy magazyn; podczas tego lotu przywr�cono jej jednak funkcj� pokoju treningowego, chocia� s�u�y�a r�wnie� za mess�, miejsce spotka� i rozm�w, tu rozgrywano tak�e wielogodzinne partie bryd�a i toczono r�wnie d�ugie k��tnie. By�a po prostu najwi�kszym pomieszczeniem w Brenece i, wbrew swemu po�o�eniu na najni�szym poziomie, stanowi�a dla nich jej centrum. Teraz wszak�e niewiele wolnej przestrzeni tu pozosta�o: przytargali do sali wszystko, co tylko si� da�o uratowa� z rozprutych modu��w. W efekcie trudno by�o si� podrapa� w plecy, �eby nie zahaczy� o jaki� bibelot dryfuj�cy wskro� pokoju, jaki� kabel swobodnie wij�cy si� metrami: po prostu nie zd��yli zabezpieczy� ka�dego przedmiotu. Po prawdzie nie zd��yli zabezpieczy� po�owy z nich. Na dodatek nie dzia�a�a klimatyzacja i fruwa�y one wsz�dzie dooko�a tworz�c chaos r�wnie doskona�y, jak symulacyjne programy Godivy. Schwarz mia� jednak opuszczone powieki i nie widzia� tego. Wszed� w dospek, na zamkni�ty do Yusufa. - Schwarz m�wi. Xien w�a�nie szanta�uje hrabiego, udzia�y za ruszenie statku. Jakie jest twoje stanowisko? Yusuf odpar� po chwili zastanowienia. - Hrabia si� ugnie - powiedzia� i wy��czy� si�. Schwarz uni�s� powieki. Ordynarna pysk�wka pomi�dzy M�cis�owskim a Xienem rozwija�a si� w najlepsze. Godiva najwyra�niej wesz�a w mi�dzyczasie w za�lep - oczy niewidz�ce, brak reakcji, brak skoordynowanych ruch�w - i szala�a teraz gdzie� po pami�ciach pok�adowego komputera, na szcz�cie wi�c nie by�a w stanie w��czy� si� w k��tni�. Tak�e i Y. H. nie my�la�a tego czyni�, nie le�a�o to w jej naturze. Jedynie pos�a�a Schwarzowi znad ekranu kontrolnego komory diagnostycznej wymowne spojrzenie. Ju� pewnie planuje - pomy�la� Niemiec - co zrobi� gdyby Xien faktycznie d��y� do spe�nienia swojej samob�jczej gro�by. Je�li by�o tak w rzeczywisto�ci - plany te okaza�y si� przedwczesne. Hrabia M�cis�owski spe�ni� przepowiedni� Yusufa i ugi�� si�; utargowali z Xienem dwa i cztery dziesi�te procenta dla kaleki. Xien u�miecha� si� w�sko, w b�ogim samozadowoleniu; hrabia by� w�ciek�y, ale hrabia rzadko kiedy popada� w mniej ekstremalne nastroje. - Panowie. Panie - zadeklamowa� Xien. - Mam trzy dobre wiadomo�ci i jedn� z��. Eee... czy ona mnie s�yszy? - wskaza� Godiv�. - Nawet je�li nie swoimi uszami, to przez czujniki drganiowe statku - mrukn�a Y. H. - Wiadomo�ci - nacisn�a. - No tak. Najpierw z�a. Najprawdopodobniej mo�emy si� ju� na dobre po�egna� z ci��eniem: silniki boczne nie reaguj�, poza tym zachwiana zosta�a r�wnowaga w rozk�adzie masy i o� obrotu wysz�aby nam chyba nawet poza kioskiem. A je�li chodzi o wiadomo�ci dobre... Po pierwsze: z t� �ci�gni�t� przez was antymateri� mamy dosy� mocy, by zej�� na eliptyczn� podsaturnow�. Po drugie: ocala�e ekrany Ko�nierzy zmniejsz� nat�enie promieniowania anihilacji do akceptowalnego poziomu... - Co to znaczy: akceptowalnego? - wpad� Xienowi w s�owo Schwarz. - Sze��dziesi�t procent - u�ci�li� Xien i kontynuowa�. - Po trzecie: mamy szans� na odzyskanie uszu. Tym zaskoczy� wszystkich. - Jakim cudem? - warkn�� hrabia. - Striangulowa�em za pomoc� tego tranzystorowego malucha trajektori� pobliskiego wraku. Mo�emy go przechwyci�, on sieje wysokim chaosem po ca�ym odbieralnym przeze mnie spektrum, powinien mie� anteny w porz�dku. Zreszt� mo�e trafi si� nam jaki� bonus; nie przewidzisz. - Wojskowy? - zaciekawi� si� Schwarz. - A sk�d ja to mog� wiedzie�? M�dl si�, �eby�my na nic nie wpadli dop�ki nie zedrzemy z niego radar�w, bo�my teraz �lepi jak d�d�ownica; a nawet z radarami bym ci nie powiedzia�, oni za dobrze wyciszaj� odbicia, abym m�g� co� wydedukowa� z tej odleg�o�ci, zreszt� nie mam oprogramowania. - Kiedy odpalamy? - Kiedy si� da. - A punkt przechwycenia wraku? - Plus sto dziewi�� z ma�ym hakiem. ???????????????????????????????? Za�atwi�a ich bomba Hawkinga. Zapewne by� to jaki� asteroid, kt�rego implodowano do osi�gni�cia g�sto�ci wi�kszej od krytycznej, a� zwin�� si� w sztuczn� czarn� dziur� o �rednicy mniejszej od �rednicy j�dra atomowego i temperaturze rz�du 1017 stopni; masa owej czarnej minidziury, r�wnowa�na masie wyj�ciowej implodenta, wynosi�a kilkaset ton - ca�o�� �wyparowa�a� w u�amku sekundy, zgodnie z r�wnaniami Einsteina i Hawkinga zmieniaj�c si� w energi� wybuchu o sile rz�du teratony . Implozja i natychmiast po niej nadesz�a eksplozja nast�pi�y na tyle daleko od Armstronga 7, �e wysoko�� nat�enia wyemitowanego promieniowania nie spowodowa�a rozbicia �ywych zwi�zk�w bia�ka obecnych we wn�trzu habitatu. Lecz nawa�nica przyspieszonego wybuchem do znacznych pr�dko�ci wszelakiego zagarni�tego po drodze przez �fal� uderzeniow�� kosmicznego z�omu i gruzu (w tym zapewne tak�e szcz�tk�w jednego z rzeczywistych cel�w bomby) - nawa�nica, jaka uderzy�a w statek zaraz potem, rozpru�a niemal ca�y jego bok zwr�cony w stron� kollapsenta i przekaza�a impet a� nadto wystarczaj�cy do wyrzucenia Armstronga 7 daleko poza pasywn� orbit�, po kt�rej do tej pory pod��a� ku Saturnowi. Ze statku zmiot�o mi�dzy innymi wszystkie anteny i odpru�o i pos�a�o gdzie� w niesko�czono�� modu� komunikacyjny, nie dowiedzieli si� wi�c z przechwyconych ziemskich transmisji radiowych i telewizyjnych, czyja to by�a bomba i w kogo wymierzona, tak, jak do tej pory dowiadywali si� o przebiegu wojny, kopulastymi odbiornikami Armstronga 7 wy�apuj�c echa elektromagnetycznego szumu Ziemi i wzmacniaj�c je do poziomu pozwalaj�cego na odtworzenie przez zmy�lny system komputerowy statku oryginalnej postaci audycji informacyjnych. Wojna trwa�a ju� trzydziesty trzeci rok i nic nie wr�y�o rych�ego jej ko�ca. W istocie, w miar� eskalacji konfliktu, przy��cza�o si� do� coraz wi�cej i wi�cej pa�stw. Obecnie, spo�r�d kraj�w dysponuj�cych ponadatmosferycznymi ruchomo�ciami, jedynie Szwajcaria, Watykan i Portugalia pozostawa�y neutralne, a ta ostatnia po prawdzie ju� wy��cznie formalnie. Co innego wszak�e stanowi�o niepojmowalny cud tej wojny, a mianowicie fakt, i�, pomimo nieustannego jej podsycania, nie przenios�a si� ona na powierzchni� Ziemi - rzecz jasna, je�li nie liczy� drobnych incydent�w, przer�nych telewizyjnych afront�w dyplomatycznych, mniejszych i wi�kszych star� gospodarczych oraz quasi-oficjalnego terroryzmu, w kt�rym przodowa�y zw�aszcza pa�stwa z Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Praktycznie ca�o�� militarnych zmaga� mia�a miejsce poza studniami grawitacyjnymi. Ludzie ogl�dali relacje z wojny w telewizji, zazwyczaj zreszt� sztucznie prokurowane na superkomputerach symulacyjnych, kt�re w obrazach i d�wi�kach nieodr�nialnych od autentycznych mog�y pokaza� dos�ownie wszystko; jednakowo� fa�szerstwa te by�y oczywiste i jawne do tego stopnia, �e nieomal nie by�y fa�szerstwami: ka�dy przecie� doskonale zdawa� sobie spraw�, i� prawdziwych zmaga� odbywanych w miliardach kilometr�w pr�ni kosmosu nie spos�b sfilmowa�, to nie s� rzeczy obejmowalne ludzkim wzrokiem, a dla wi�kszo�ci spo�ecze�stwa - nawet i umys�em. Co� tam si� dzieje ponad nami, id� w ten kosmos pot�ne cz�ci narodowego bud�etu, wyzwalane s� tam moce wr�cz piekielne - lecz niewielu obchodzi to bardziej od premiery nowego filmu Garmaque�a czy bessy na Wall Street. Mo�e chwilowo, na kr�tko, gdy nadejdzie wiadomo�� o �mierci jakiego� �o�nierza - ale rzadko nadchodzi, bo wszystkich �o�nierzy wys�anych w przestrze� nie ma wi�cej, jak pi�� tysi�cy, i bynajmniej nie zaliczaj� si� oni do cel�w strategicznych. Cele strategiczne to s� te na tyle drogie, �e ich zniszczenie mog�oby zachwia� gospodark� wroga, a rynkowa warto�� jednego egzemplarza homo sapiens zbli�ona jest do zera. Rynkowa warto�� Armstronga 7 wraz z wyposa�eniem, w chwili, gdy go Agenor Konstanty hrabia M�cis�owski kupowa�, wynosi�a dwadzie�cia dwa i p� megakodolara, bo tyle te� za� zap�aci�. Aczkolwiek hrabia rzadko i niech�tnie rozmawia� na ten temat, z rzucanych przez niego przy r�nych okazjach uwag Schwarz wywnioskowa�, i� transakcja ta oraz pospieszny odlot ku Saturnowi spowodowane by�y konfliktem, w jaki M�cis�owski popad� z ksi�ycowym od�amem triady - on po prostu ucieka�. Wbrew tytu�owi, jakim si� szczyci�, nie by� bogaty z domu i owe miliony, kt�rymi szasta� w orbitalnych stoczniach lunaria�skich dla szybszego wyprawienia Armstronga 7 w drog�, najprawdopodobniej wzi�y si� ze sprzeniewierzonych funduszy triady. Musia� czym pr�dzej wydosta� si� poza zasi�g jej wp�yw�w. Przyj�� zatem pierwszy lepszy daleki kontrakt zaproponowany przez lunaria�skiego agenta, zebra� za�og� - i odpali� w g��boki kosmos. Teraz przynajmniej zasypiaj�c m�g� si� nie ba�, i� po przebudzeniu znajdzie n� mi�dzy swymi �ebrami; �e w og�le si� nie przebudzi. Kontrakt by� prywatny, opiewa� na dziesi�� megakodolar�w plus przer�ne premie, g��wnie terminowe. Siedmioosobowa ekspozytura kompanii TraCom na Iapetusie mia�a k�opoty: zerwa�a du�ym meteorytem w plantacje, co zaburzy�o r�wnowag� biologiczn� habitatu, a nieodwracalne zniszczenia owych plantacji uniemo�liwi�y ich odtworzenie - w efekcie siedmiu pechowcom grozi�a �mier� je�li nie z g�odu, to na skutek ostrej dewitaminozy i odmineralnienia pokarmu. Taka by�a wersja oficjalna, Schwarz jednak�e w ni� nie wierzy�. Wiedzia� jaki jest standard lokalizacji planetarnych habitat�w: dziesi�tki metr�w pod powierzchni� gruntu. C� by to musia� by� za meteoryt? Poza tym widzia� te trumniaste, metalowe hermetanty, kt�re Armstrong 7 zabra� jako �adunek - nie wygl�da�o to na zestaw ro�linnych zarodk�w. Po prawdzie sam nie wiedzia� na co to wygl�da�o, w ka�dym b�d� razie nie na to, co utrzymywa� M�cis�owski. No i przecie� do transportu uzupe�nie� na odleg�e plac�wki u�ywa si� bezza�ogowych holownik�w, po co wynajmowa� statek z za�og�, to wychodzi znacznie dro�ej. Hrabia twierdzi�, �e TraCom nie mia� wyj�cia, gniot�y go terminy, zanim zorganizowa�by holownik, okno na Saturna by si� zamkn�o: rachunek czasowy zmusza� do improwizacji. Schwarz wci�� nie wierzy�, TraCom to za du�a kompania, co� tu najwyra�niej jest nie tak. Niemiec by� �wiadkiem dynamicznego rozwoju kosmicznego przemys�u niemal od samego jego pocz�tku, uczestniczy� w nim, zna� obowi�zuj�ce mechanizmy. To wojna; wojna zawsze daje sporego kopa ekonomii. W tym jednak�e przypadku zachodzi� przypadek wojny ograniczonej i r�wnie� wzrost gospodarczy dotyczy� g��wnie przedsi�wzi�� pozaziemskich. Wzorem Antarktydy, pokrojony na pa�stwowe sektory Ksi�yc przyj�� na siebie rol� nowej Ameryki, ziemi pionier�w, szale�c�w i zbrodniarzy. Wojna gwarantowa�a fundusze i - pomimo powodowanych przez ni� strat oraz komplikacji tudzie� znacznego og�lnego ryzyka - orbitalni inwestorzy srogo zmartwiliby si� jej ko�cem. By�a im na r�k�. Ponadnarodowe holdingi czerpa�y z niej korzy�ci niezale�nie od tego, kto aktualnie przegrywa� a kto wygrywa�. One wygrywa�y zawsze. Pochodn� tej sytuacji by� status prawny pozaziemskich ruchomo�ci i nieruchomo�ci oraz przebywaj�cych w nich ludzi. To znaczy - jego brak. Pomin�wszy instalacje militarne czyli w�asno�� pa�stwow�, obowi�zywa�a jurysdykcja prawnych w�a�cicieli. Za prawo s�u�y�y wewn�trzkompanijne regulaminy. To dlatego Schwarz zabiwszy cz�owieka zosta� jedynie ob�o�ony grzywn�, pozbawiony wk�adu emerytalnego i dyscyplinarnie zwolniony. M�cis�owski zgarn�� go z ksi�ycowej poczekalni PanAmu, gdzie Niemiec usi�owa� za�atwi� sobie kredytowy bilet na Ziemi�. Hrabia potrzebowa� do Armstronga 7 do�wiadczonego pr�niowca, bo sam w niewa�ko�ci jeszcze rzyga� i nawet w 1/6 g Ksi�yca ma�o sobie n�g nie �ama�; a Schwarz pasowa� mu podw�jnie, bo, Polak po matce �l�zaczce, na tyle jeszcze pami�ta� z dzieci�stwa j�zyk polski, by m�c dosy� swobodnie konwersowa� w nim z M�cis�owskim. Hrabia ju� wtedy chodzi� z Yusufem, Arab by� pierwszym cz�owiekiem, kt�rego naj�� - naj�� go ze strachu, jako ochron� osobist�, ba� si� bowiem triady jak ogni piekielnych, w ka�dym cieniu widzia� skrytob�jc�. Kupi� wi�c w�asnego asasyna. Po Yusufie i Schwarzu przysz�a kolej na Xiena, kt�rego wepchn�li M�cis�owskiemu portowi reperanci, jako nieomal cz�� wyposa�enia statku. Godiv� dostali przez pewnego szemranego po�rednika, informatyk by� konieczny dla reanimacji zdech�ego systemu Armstronga 7. Y. H. Jaqueritte poleci� agent TraComu - skoro lec� ratowa� ludzi od �mierci z wycie�czenia, lekarz jest konieczny. Schwarz pyta� Y. H., czy nie czuje, i� jest wykorzystywana w charakterze parawanu, atrapy, myl�cego ozdobnika dla zmamienia postronnych. Jej to nie przeszkadza�o, pieni�dze te same, a je�li roboty mniej, to i tym lepiej. Rozumia� j�, ale irytowa�a go taka postawa. Wygl�da�o na to, �e Schwarz jest jedynym cz�onkiem za�ogi, kt�rego w og�le obchodz� k�amstwa hrabiego M�cis�owskiego. Po jakim� czasie przesta� si� dziwi�. To nie by�a normalna za�oga. �w lot Armstronga 7 stanowi� ratunek i ucieczk� nie dla jednego Agenora Konstantego. Rych�o wysz�o na jaw, i� ma�om�wny Yusuf Abu al-Ala ibn Kisa�i r�wnie� jest �cigany, na Ksi�ycu pozostawi� za sob� trupy dw�ch oficer�w Mossadu, kolejni ju� nast�powali mu na pi�ty; a tu, w g��bokim kosmosie, jest przed nimi bezpieczny. Godiva by�a poszukiwana listem go�czym za wielokrotne w�amanie do bank�w danych Microsoftu. Xien za� zosta� z tej orbitalnej stoczni praktycznie wyrzucony, a to za prowadzenie w�r�d technik�w komunistycznej agitacji. Jaka� to zatem gro�ba wisia�a nad Jaqueritte? Eksplozja bomby Hawkinga mog�aby zosta� uznana za kar� bo��, sprawiedliwie spad�� na owo gniazdo grzesznik�w, gdyby nie zakrawaj�cy na cud fakt, i� �aden z nich nie zosta� nawet ranny. Wszyscy znajdowali si� w owej chwili w Brenece, cylindrycznej, mieszkalnej cz�ci statku, i na dodatek wszyscy po jej bezpiecznej stronie, przeciwnej do punktu kollapsacji. Co wi�cej, trafienia unikn�� tak�e �adunek. Na tym wszak�e ich szcz�cie si� sko�czy�o. ???????????????????????????????? Pyta�a go wielokrotnie, wi�c stara� si� wyt�umaczy�. Tu nie chodzi o sprawno�� czysto fizyczn�; to jest jaki� musku� umys�u, kt�rego innym ludziom brakuje, mi�sie�, kt�ry pozwala na skr�canie my�li w specyficzny spos�b. Ona pojmowa�a to na poziomie fizjologii: wisisz w niewa�ko�ci z jasn� Ziemi� ponad g�ow�, dooko�a masz rozrzucone pi�tna�cie r�nych p�aszczyzn, wszystkie symbolizuj�ce bezgrawitacyjny �d� - a nie rzygasz. Ale on twierdzi�, �e i do tego mo�na si� przyzwyczai�. A tu chodzi o predyspozycje wrodzone: niekt�rzy je posiadaj�, a niekt�rzy nie. On je posiada�. Wyobra�nia przestrzenna, m�wi�. Lecz to tylko s�owa. Napisa� wi�c pro�ciutki programik generuj�cy i obracaj�cy na p�askim ekranie o czarnym tle tr�jwymiarowe szkielety bry�: symboliczne zbiory cienkich, bia�ych linii oznaczaj�cych ich kraw�dzie. Sze�ciany; graniastos�upy foremne; rozgwiazdy. Obraca�y si� w zrandomizowanym tempie, w nieregularnych zrywach przybli�aj�c si� i oddalaj�c od obserwatora; Schwarz zniekszta�ci� przy tym lekko g��bi� obrazu, w symuluj�cy perspektyw� algorytm wpisuj�c ma�� odchy�k� dla uzyskania s�abego efektu �rybiego oka�. Kaza� si� Y. H. Jaqueritte wpatrywa� w taki nieustannie zmieniaj�cy swe wzgl�dne po�o�enie sze�cian i - ani razu nie opuszczaj�c powiek, nie odwracaj�c wzroku - wywr�ci� go w wyobra�ni na nice. Jest to test nieomal klasyczny. Te dwana�cie kresek na ekranie samo z siebie nie narzuca patrz�cemu pierwszego i drugiego planu, oko nie wie, kt�re kreski le�� �przed� kt�rymi, a kt�re s� �zas�aniane�. To umys� kreuje zgodny z prawid�ami perspektywy obraz sze�cianu o bokach �bli�szych� i �dalszych� widzowi. Na ekranie brak dla takiej kreacji jakichkolwiek wskaz�wek; obie sugerowane bry�y - sze�cian oraz nieforemny, rozd�ty graniastos�up, b�d�cy jego �lewostronn�� wersj� - stanowi� r�wnie uprawnione interpretacje symulacji. Ca�a sztuka polega na �wiadomym narzuceniu swemu umys�owi jednej z wersji. Mruga� nie wolno, bo jakkolwiek kr�tkie zamkni�cie oczu oznacza �wyzerowanie� pami�ci wizualnej umys�u, a w ka�dym kolejnym spojrzeniu na ekran przyjmuje on za obowi�zuj�c� losowo wybran� wersj� bry�y. To samo �wiczenie wykona� mo�na z obrazem nieruchomym, nawet narysowanym na kartce papieru, cho� wtedy jest ono mniej realistyczne. Zreszt� powodzenie w nim jeszcze niczego nie przes�dza, poniewa� i tutaj ma znaczenie trening i wprawa - jednakowo� Schwarzowi chodzi�o jedynie o to, by Jaqueritte zyska�a cho�by szcz�tkowe wyobra�enie o owym mi�niu, o kt�rym m�wi�. Chyba zrozumia�a, bo przesta�a pyta�. Wyrobi�a sobie nawet w�asne zdanie, i to raczej niepochlebne dla Schwarza. Powiedzia�a mu kiedy�, w owym szczeg�lnym ciep�ym rozleniweniu, rozlu�nieniu wszystkich tkanek po godzinie gor�cej mi�o�ci, kiedy to bardzo trudno jest k�ama�, a bezlitosna, absolutna szczero�� narzuca si� sama z siebie, jako zachowanie wymagaj�ce najmniej wysi�ku; powiedzia�a mu: - To zwierz�ce... wszyscy�my jak zwierz�ta. I ty, Aax; i wy w og�le - jak zwierz�ta. In�ynierowie kosmosu - a tak naprawd� chodzi o fizjologi� i mo�e troch� prymitywnej psychologii: bo takie ju� s� te wasze umys�y. To selekcja i�cie darwinowska. �le m�wi�? �le? Nie taka by�a twoja historia? Przeszed�e� przez to sito, poniewa� ty akurat posiadasz ten �mi�sie�; ale ani to nie wynika z twojej inteligencji, ani ze sprytu, ani z si�y woli, ani z jakichkolwiek innych przymiot�w ducha czy cia�a. R�wnie dobrze mogli przyj�� za kryterium naturalny kolor w�os�w. Schwarz si� z ni� nie zgadza�, ale nie m�g� jej zarzuci� k�amstwa, poniewa� to rzeczywi�cie tak wygl�da�o. Wielkie kompanie kosmiczne po latach nieustannych k�opot�w z nag�ym, niespodziewanym a wielce dla nich kosztownym �wytr�caniem si� na orbicie materia�u ludzkiego, zdo�a�y nareszcie tak sprofilowa� zestaw test�w, aby automatycznie odrzuca� ju� na etapie naboru wst�pnego wszystkich tych ludzi, dla kt�rych kosmos mo�e si� okaza� not friendly. Sie� okaza�a si� bardzo ciasna, lecz szczelna. Pewnego grudniowego ranka bezrobotny dwudziestotrzyletni Aax Schwarz zg�osi� si� by� do monachijskiej filii Heinlemann Inc., zap�aci� za pe�ny test kwalifikacyjny i, przeszed�szy go, zosta� poinformowany, i� znajduje si� w tej jednej dwunastotysi�cznej promila populacji ludzkiej, kt�rego zatrudnieniem korporacja jest zainteresowana. Czym pr�dzej podstawiono mu do podpisania dwustuosiemdziesi�ciostronicowy kontrakt w czterech egzemplarzach. Nale�y pami�ta�, i� Schwarz mia� wtedy dwadzie�cia trzy lata i by� bez pracy; podpisa� go. Dzisiejszy Schwarz, czterdziestojednoletni acz tak�e bezrobotny, nie uczyni�by tego; no ale on ma ju� inn� pami��, a w tej pami�ci mi�dzy innymi pierwsze trzy lata swej pracy na wysokich orbitach, kiedy to pracowa� w istocie wy��cznie na op�acenie szkolenia, kt�re �askawie by�a mu skredytowa�a Heinlemann Inc.; i lata dalsze, kiedy pracowa� - cho� wtedy jeszcze tego nie wiedzia� - na grzywn�, jak� przyjdzie mu ui�ci� za zamordowanie cz�owieka. Ta grzywna zawiera�a w sobie koszty transportu na Ziemi� cia�a denata, jego poch�wku i wszystkich koniecznych op�at s�dowych - ale nie na tej podstawie j� obliczono; w og�le jej nie obliczano: po prostu zagarni�to ca�� zawarto�� konta Schwarza - gdzie� na owych dwustu osiemdziesi�ciu stronach drobnego druku znajdowa�a si� klauzula podporz�dkowuj�ca pracownik�w korporacji prawu jej wewn�trznego regulaminu, zwierzchniemu wzgl�dem pierwotnych praw kraju urodzenia we wszelkich kwestiach maj�cych zwi�zek z ponadatmosferycznym miejscem zatrudnienia sygnatariusza, no a Schwarz zabi� tego faceta w samym �rodku �luzowego doku nadksi�ycowego Heinlemanna 25. By� zatem nieomal �ebrakiem, gdy trafi� na� hrabia M�cis�owski. Co prawda, dzi�ki hrabiemu i Armstrongowi 7 zd��y� ju� diametralnie zmieni� sw�j status: teraz by� nieomal trupem. W kajucie, kt�r� dzieli� z Y. H. Jaqueritte, sufit i pod�oga oraz dwie przeciwleg�e �ciany poci�gni�te by�y srebrn� lustrzank�; Jaqueritte �artowa�a, �e to taka speckajuta dla kochank�w, ale on wiedzia�, sk�d si� wzi�y owe lekko nier�wnoleg�e zwierciadlane p�aszczyzny: zanim wprowadzono na szerok� skal� inteligentne skafandry, obowi�zywa�a bardzo �cis�a procedura autokontroli ubioru przed wyj�ciem w pr�ni� i w tej izbie mo�na to by�o uczyni� bez pomocy partnera. Teraz w lustrach �y�y: g�adka czer� smuk�ych kszta�t�w afryka�skiej bogini oraz matowa biel sk�ry twardo, nieprzyjemnie muskularnego Europejczyka. Jaqueritte spa�a, Schwarz gra� na gitarze. Graj�c, nie zamyka� oczu i widzia� w �cianie siebie samego - graj�cego. Oto unosi si� po�rodku srebrnej niesko�czono�ci nagi m�czyzna o nogach splecionych w turecki przysiad, przez udo ma prze�o�one w�skie, czarne wios�o sze�ciostrunowej elektrycznej gitary; poruszaj� si� po jej strunach jego palce, porusza si� zgodnie z nies�yszalnym rytmem g�owa, cho� spojrzenie pozostaje nieruchome. G�ow� obejmuj� mu ci�kie s�uchawki po��czone kablem z korpusem instrumentu. W�osy m�czyzny, proste, kruczoczarne, sczesane s� g�adko w ty�, gdzie zbiera je i wi��e w sobie kr�tki warkoczyk, ciasno opleciony z�ot� ta�m�, wygl�daj�cy niczym matadorska coleta. Prawy biceps oraz cz�� barku pokrywa popielato-purpurowy tatua�, przedstawiaj�cy drapie�ne zwierz� lub mg�awic� planetarn�. M�czyzna ma szerokie czo�o, kanciast� szcz�k�, krzywo zro�ni�ty nos, ciemne oczy pod ci�kimi nawisami �uk�w brwiowych; z��, odpychaj�c� twarz. Lewe ucho przyozdabia mu masywny �elazny kolczyk. Gra: palce energicznie szarpi� struny. Gdy w swym powolnym ruchu wirowym obraca si� i usuwa z centrum pomieszczenia, jego spojrzenie utkwione w lustrzanej �cianie - a w�a�ciwie ju� w suficie - sp�ywa na odbicie ciemnosk�rej bogini. Muzyka si� uspokaja: palce muskaj� druty leniwie, jakby od niechcenia. Kobieta zwr�cona jest do obserwowanego zwierciad�a przodem, ale nie wida� jej twarzy, bo g�ow� zamkni�t� ma w plastikowo-sk�rzanym ko�paku, kt�ry odcina od �wiata wi�kszo�� jej zmys��w. Pr�cz niego i szerokiego, elastycznego pasa obejmuj�cego jej w�sk� tali�, jest naga. (Pas by� po to, �eby nie odlecia�a gdzie� we �nie; kiedy jeszcze Breneka si� obraca�a, sypiali na w�skich, otwieraj�cych si� ze �ciany pryczach, lecz teraz trzymaj� je zamkni�te, bo kabina jest jednak ciasna). Jej cia�o, pozostaj�ce aktualnie we w�adaniu autonomicznego uk�adu nerwowego, przyj�o pozycj� embrionaln�: podci�gni�te lekko, zgi�te w kolanach nogi, plecy podane w delikatny �uk, g�owa z brod� opadaj�c� na piersi. Same piersi nie odznaczaj� si� tak wyra�nie, jak dzia�oby si� to pod presj� grawitacji - tkanka t�uszczowa rozk�ada si� wzgl�dnie r�wno, a silna, g�adka sk�ra, stanowi�ca nieomal cech� charakterystyczn� rasy, utrzymuje t� tkank� blisko przy torsie; poza tym nie jest jej znowu tak du�o, a l�ni�ca czer� sp�aszcza kszta�ty. Spojrzenie skupia si� d�u�ej na brodawkach - lewa jest spierzchni�ta, podczas gdy prawa pozostaje otwarta w mi�kki kwiat - potem sp�ywa po �ebrach, kt�rych jest mniej o dwie najni�sze pary. (Pochodz� z bogatej rodziny, powiedzia�a mu kiedy�; moi rodzice w odpowiednim momencie zafundowali mi pe�ne modelowanie). Pas asekuracyjny jeszcze uwypukla nieprawdopodobn� szczup�o�� talii oraz p�aski brzuch kobiety. D�ugie, gazelo wysmuk�e nogi rozchylaj� si� sennie, niczym na zwolnionym filmie. Podbrzusze i krocze s� bezw�ose. (To depilacja trwa�a, dla wygody; wszyscy cz�onkowie za�ogi Armstronga 7 poddali si� jej, by dostosowa� si� do wymaga� sanitarnych uk�ad�w skafandr�w - Schwarz uczyni� to przed laty, jeszcze podczas planetarnego szkolenia, i w jego przypadku zabieg dotyczy� powierzchni ca�ego cia�a, za wyj�tkiem szczytu g�owy). Lewy p�atek sromu bogini zdobi absolutnie nieregulaminowa platynowa spinka w kszta�cie pantery wyci�gni�tej w dzikim skoku, oko zwierza skrzy si� drobniutkim szmaragdem; spinka obejmuje p�atek z obu stron i nie mo�na jej usun�� bez uciekania si� do chirurgii. (Podarunek od c�rki, powiedzia�a mu gdy spyta�; w ten spos�b dowiedzia� si�, �e ona w og�le ma dziecko). Spojrzenie dociera do st�p, kt�rych podeszwy s� znacznie ja�niejsze. Ich palce, pr�cz dw�ch du�ych, pozbawione s� paznokci. M�czyzna z gitar� - Schwarz - wiruj�c, z powrotem przes�oni� sob� czarn� pi�kno��; przymkn�� oczy, przerzuci� spojrzenie gdzie� w k�t. Muzyka pulsowa�a w wielkich s�uchawkach. Ciemne, g��bokie tony. G�aska� instrument wn�trzem d�oni; lubi� t� gitar� i gitara lubi�a jego, by� to stary model, co prawda wyposa�ony w sta�e baterie, lecz pozbawiony samodostrajaj�cych si� procesor�w korekty d�wi�ku. Cierpliwie czeka� na Schwarza w ksi�ycowym lombardzie; i nie da� si� porwa� i wymie�� w pr�ni� wichurze podczas dehermetyzacji statku, kiedy to system komputerowy Armstronga 7, ugodzony w sam m�zg pierwszym od�amkiem, zablokowa� automatyczn� procedur� zatrzaskiwania grodzi wewn�trznych, kt�r� nie wiedzie� czemu podporz�dkowano jego algorytmowi operacyjnemu, podczas gdy powinna pozosta� autonomiczna i uwarunkowana jedynie odczytami poszczeg�lnych czujnik�w. Hrabia mia� o to do Godivy wielkie pretensje; wszak odbudowuj�c architektur� systemu, przede wszystkim powinna skontrolowa� programy odpowiedzialne za bezpiecze�stwo statku. W odpowiedzi Godiva skl�a ordynarnie M�cis�owskiego, przypominaj�c mu, i� przecie� sam wymusi� na niej wy��czn� koncentracj� na oprogramowaniu nawigacyjnym oraz zawiaduj�cym uk�adami nap�dowymi. I taka by�a prawda: to dlatego zabra� j� w podr�, by ju� w jej trakcie doko�czy�a reperacji systemu - musia� wystartowa�, zanim zamknie si� okno, a bezpu�apowe systemy neuronowych wielosieci maj� to do siebie, i� potrafi� w miar� sprawnie funkcjonowa� nawet w stanie znacznej degeneracji. Godiva - ta ekshibicjonistyczna informatyczka system�w bezpu�apowych, to agresywne, zakompleksione, szesnastoletnie zwierz� ery komputerowej, rodowita Papuaska szczyc�ca si� najwy�szym spo�r�d wszystkich cz�onk�w pstrokatej za�ogi Armstronga 7 ilorazem inteligencji w zakresie my�lenia abstrakcyjnego, to zagubione w �wiecie rzeczywistym dziecko �wiat�w wirtualnych... - wo�ali j� �Godiva�, bo konsekwentnie odmawia�a w�o�enia na siebie cho� skrawka ubrania. Ba�a si�, to dlatego; by�a wr�cz przera�ona. Im bardziej prze�ladowa� j� M�cis�owski, im wi�ksz� wywierano na ni� presj� - tym szczelniej dziewczyna zamyka�a si� w antypatycznej, przypadkowo przez siebie wykreowanej postaci Godivy. Nikt jej nie lubi�; M�cis�owski nienawidzi�, Yusuf obel�ywie ignorowa�. Podczas lotu do Saturna mia�a za zadanie reanimowa�, obudzi�, przeszkoli� i wychowa� system Armstronga 7; nawigacj� i kontrol� nap�du m�g� on si� jeszcze zajmowa� pozostaj�c w takim p�-letargu, lecz to by�o wszystko, na co go w�wczas sta�. Przekonali si� zreszt� o tym na w�asnej sk�rze po implozji-eksplozji bomby Hawkinga: system w pe�ni zdrowy zapobieg�by zapewne po�owie strat, jakie ponie�li, a te, kt�rym nie zapobieg�, zmniejszy�by do minimum; �eby ju� nie wspomnie� o takich rzeczach, jak analiza sytuacji i strategia ratunku: nie byliby zmuszeni Xien z Godiv� przeprowadza� na nim tysi�cy prymitywnych oblicze�, niczym na jakim� kalkulatorze; nie by�aby zmuszona Jaqueritte w olimpijskim tempie reperowa� ogniw tlenowych, do ostatniej chwili nie maj�c pewno�ci, czy nie robi tego wszyskiego na darmo; nie byliby zmuszeni Schwarz i Yusuf przez osiemna�cie godzin bez wytchnienia zalepia� syntetycznym �ciastem� niezliczonych miniszczelin w poszyciu habitatu, p�ki nie przesta�o spada� w nim ci�nienie. To znaczy ci�nienie spada�o tak czy owak, bo jeszcze nie zbudowano takiego statku, kt�ry by zupe�nie nie przecieka�, lecz tempo ubywania gaz�w zmniejszy�o si� przynajmniej do poziomu akceptowalnego po wzi�ciu pod uwag� prognozowanego czasu podr�y. Wspomnienie Yusufa odmieni�o brzmienie Schwarzowej muzyki: wesz�y w ni� jakie� ostre, j�kliwe tony, straci�a nieco na dotychczasowej harmonii. Yusuf, Yusuf Abu al-Ala ibn Kisa�i - terrorysta. Wszyscy przecie� wiedzieli, �e to fanatyk i morderca. �e fanatyk - mo�na si� by�o przekona� widz�c jego regularn� modlitw�, odmawian� pi�� razy dziennie salat, nieodmiennie poprzedzan� starannym obmyciem r�k i n�g oraz przep�ukaniem ust i nosa, na co po�wi�ca� znaczn� cz�� swego przydzia�u wody. �e morderca - wystarczy�o spojrze�. Zreszt� nie zaprzecza�, gdy pytali. To wojna. �wi�ta na dodatek. Jihad, sz�sty arkan wiary muzu�manina, a Yusuf wpierw by� muzu�maninem, a potem dopiero cz�owiekiem, takie przynajmniej sprawia� wra�enie. Gwoli prawdy, Jaqueritte w og�le kwestionowa�a jego cz�owiecze�stwo. Ci hasasyni Proroka, m�wi�a Schwarzowi, poddawani s� ju� za m�odu takim manipulacjom w zakresie fizjologii i psychologii, �e du�o w nich cz�owieka nie zostaje; a kiedy dorosn�, wymienia im si� ca�y szkielet na sztuczne, superwytrzyma�e ko�ci, pakuje w organizm przer�ne implanty, grzebie w m�zgu... Tyle s�ysza�a z oficjalnych przeciek�w, bo robiono sekcje zabitym terrorystom, ale wszak zabijali je i sekcjonowali nie ludzie z uniwersytet�w, a cz�onkowie tajnych przybud�wek rz�dowych i ponadrz�dowych organizacji wywiadowczych, i oni swoich odkry� raczej nie og�aszali w Scientific American. Wi�c podejrzewa�a w ciele Yusufa jakie� tajemnice, okrutne sekrety. Terroryzm szed� naprz�d, zar�wno w teorii, jak i w praktyce. By� to jedyny spos�b wojowonia, jaki mog�a zaakceptowa� na swej powierzchni dzisiejsza Ziemia; zreszt� mocno si� ju� to wszystko rozmy�o: ten terroryzm - ju� wojna czy wci�� polityka? Trudno powiedzie�, on toczy swoje prawdziwe bitwy wy��cznie w telewizji i sieciach informacyjnych, sta� si� cz�ci� kultury, nauki; s� na uczelniach katedry terroryzmu, wyk�adaj� o nim profesorowie, habilituj� si� na nim doktoranci, kr�c� o nim w Hollywood filmy, pisz� na ca�ym �wiecie powie�ci i wiersze, on daje ludzko�ci nowych �wi�tych i m�czennik�w, on daje jej nowe filozofie i religie. Zanim urwa�o mu anteny, regularnie dochodzi�y Armstronga 7 wie�ci z tego frontu. Armia Wyzwolenia Litwy (terrory�ci RTL-u) odci�a ju� marsza�kowi Woniejcowowi ostatni palec i zabiera�a si� w�a�nie do uszu, wszystko stereo i w kolorze i w 3D i live, rzecz jasna. S�owo Bo�e (wy��czno�� CBS-u; S�owo Bo�e to beneficjent najwy�szego, jak dot�d, kontraktu wi���cego media z ugrupowaniem terrorystycznym, bo opiewaj�cego na sto dziewi��dziesi�t megakodolar�w i przyznaj�cego sieci wy��czne prawa do transmisji ze wszelkiego typu jego akcji na najbli�sze sze�� lat), zapowiedziawszy go na kwadrans wcze�niej, przeprowadzi�o na Alasce wybuch stukilotonowej bomby atomowej, po czym da�o prezydentowi NESA wraz z rodzin� dwa dni na przej�cie na islam; prezydent spojrza� w badania opinii publicznej, opinia by�a przeciw, i nie ugi�� si�; wylecia� zatem w powietrze Manhattan (w CBS live from low orbit); prezydent P�nocnych i Wschodnich Stan�w Ameryki ponownie spojrza� w badania, zobaczy�, �e opinia w strachu i nie jest ju� przeciw, a nawet jest za, czym pr�dzej wi�c wyg�osi� przed kamerami telewizji (live from White House) wyznanie wiary, sahada, trzykrotnie powtarzaj�c w kulawym arabskim: La ilaha illa�llah Muhammadun rasulu�llah, co si� dos�ownie t�umaczy: �Nie ma boga, jak tylko B�g, a Muhammad jest Pos�a�cem Boga�. Odby�o si� to na jakie� dwie godziny przed implozj�-eksplozj� bomby Hawkinga i Yusuf jeszcze zd��y� obejrze� ca�� transmisj�, op�nion� o blisko pi�� kwadrans�w; Schwarz s�dzi�, �e �w tryumf islamu uraduje Araba, lecz pomyli� si� okrutnie: hasasyn wpad� w gniewny i ponury nastr�j. Nie rozumieli tego, dop�ki hrabia M�cis�owski, kt�ry dzieli� z nim kabin�, nie wyja�ni� im, i� Yusuf nie nale�y do S�owa Bo�ego, lecz jakiego� innego ugrupowania, kt�re S�owu Bo�emu poprzysi�g�o jedn� z pierwszych swych jihad, bo nigdzie tak gor�ca nienawi��, jak w rodzinie i pomi�dzy s�siadami, a im wi�cej nawracaj�cych, tym wi�cej pogan, ro�nie to wyk�adniczo. Palce Schwarza wydobywa�y z gitary przeci�g�e, rzewnie j�kliwe tony, szarpi�ce mu w duszy struny nieukierunkowanej t�sknoty... Gitara umilk�a, Schwarz otar� pot z czo�a. Gor�co i duszno - kiedy� nareszcie ruszy program steruj�cy sztuczn� atmosfer� habitatu? Pomy�la� o Godivie; ona na pewno nie �pi. Wszed� w dospek, na zamkni�ty do niej. (Dospek, jako nazwa systemu ��czno�ci osobistej, pojawi� si� w slangu nieco krzyw�, fonetyczn� przer�bk� akronimu DOSPC, co, wbrew pozorom, nie mia�o nic wsp�lnego z podstawowym systemem operacyjnym staro�ytnych pecet�w, bo t�umaczy�o si� nast�puj�co: Decentralized and Open System of Personal Communication). Godiva odezwa�a si� niemal natychmiast. - Kto? - Schwarz. Daj jak�� prognoz�, p�ywam w pocie. - A odwal si�! Nie przeszkadzajcie mi z g�upotami, bo zamkn� kana�. - Rany boskie, Godiva, ju� czwarty dzie� bez przerwy siedzisz w za�lepie, a nie ruszy� ni jeden nowy program! - Sk�d ty mo�esz wiedzie�, co ruszy�o, a co nie. Ja ju� si� nie zajmuj� kontrol� p�tla po p�tli tych wszystkich algorytm�w, bo nie zd��y�abym, chocia�by�my lecieli do Oriona. Stawiam mu na nogi szkielet warstwy hierarchizuj�cej, i jak ju� zastartuje, to niech �wiadomo�� wielosieci sama siebie kontroluje, ja j� b�d� tylko �wiczy�. - Cholera, Godiva, ale ile to potrwa? Z motyk� na S�o�ce si� porwa�a�, chcesz j� ca�� ulepi� w par� dni, wylewu pr�dzej dostaniesz... - Spierdalaj, wie�niaku g�upi. Wy��czy�a si� i pewnie faktycznie zamkn�a kana�; nie sprawdza�. Na niego jako� nie dzia�a�y inwektywy, wulgaryzmy i ordynarny ekshibicjonizm informatyczki; on widzia� w niej to przera�one dziecko, kt�re tak skutecznie ukry�a przed innymi. Jest brzydka, jest nie�mia�a, ma szesna�cie lat i nie zna prawdziwego �wiata; c� ona mo�e na to poradzi�? Nic. I tak