11314
Szczegóły |
Tytuł |
11314 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11314 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11314 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11314 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Robert K. Leśniakiewicz –
KSIĘŻYCOWA JASKINIA NA SPISZU?
Napisanie tego artykułu zawdzięczam splotowi niezwykłych przypadków,
przeczytaniu dwóch artykułów w Gazecie Krakowskiej i Nieznanym Świecie, przejrzeniu
pewnego komiksu i przeczytaniu kilku książek na temat skarbów Inków w Polsce.
Nie, nie próbowałem znaleźć skarbu Uminy Berzeviczy, choć miałem na to
ogromną ochotę. Nie wierzę w to, by był on w Polsce – już raczej mógłby się on
znajdować gdzieś we wnętrzu krateru Snefeljokull na Islandii czy gdzieś u ujścia
Mackenzie w północnej Kanadzie, co udowadniałem w jednym ze swych artykułów. NB,
po przeczytaniu dwóch artykułów na temat klątwy inkaskich kapłanów rzuconej na skarb,
– który rzekomo ma znajdować się w Zamku Tropsztyn, czy zgoła pod nim – miałem
zamiar przedstawić swój punkt widzenia na tą sprawę. Niestety, nie dane mi było.
Próbowałem dwukrotnie napisać sążnisty artykuł i dwukrotnie ktoś czy coś skasował mi
plik do ostatniego bita! Jak widać klątwa kapłanów inkaskich działa także na komputery!
Z kolei mojej siostrze Wisi przyśniła się Umina na polu namiotowym w Carcassonne,
we wrześniu 1994 r. i we śnie oznajmiła jej, że skarb da „się zabrać” tylko temu,
kto obróci go na pożytek jej rodakom. Już miała zdradzić miejsce jego ukrycia, ale w tym
momencie Wisia obudziła się i niczego się nie dowiedziała...
* * *
A jednak wydaje mi się, że na jedną zagadkę historyczną, nałożyła się druga,
o której poniżej.
W 1996 roku, wraz ze znanym już polskiemu czytelnikowi słowackim historykiem
i ufologiem dr Milošem Jesenským, opublikowałem na łamach Wizji Peryferyjnych nr 2
i 3,1996 – artykuły na temat jednej z największej zagadki Tatr – Księżycowej Jaskini.
Księżycowa Jaskinia (po słowacku Mesiačná albo Polmesiačná jaskynia) wedle relacji
pierwszego człowieka nauki, który ją zwiedził w dniach 23 – 28 października 1944 roku –
kpt. dr Antonina Horáka – będącego dowódcą małego pododdziału słowackiej armii
powstańczej w czasie trwania Słowackiego Powstania Narodowego – miała ona znajdować
się na obszarze Tatr Niskich, pomiędzy miejscowościami Plavnice a Lubocna, nieopodal
wsi Yzdar (Ždiar) – jak podał to w swej książce Thomas de Jean. Na podstawie tej
relacji, dwaj czescy łowcy Nieznanego: inż. Ivan Mackerle i Michal Brumlík ustalili jej
położenie geograficzne na: 49002’N i 20007’E – na obszarze Tatr Niskich, pomiędzy
wsiami Vikartovce a Liptovska Tepličká. Druga lokalizacja została podana
przez dr Jesenský’ego na obszarze Levočskich Vrhov, pomiędzy wsiami Kečera i Magurič,
na pozycji 49012’N i 20044’E. Mnie z kolei bardziej odpowiadała lokalizacja w Tatrach
Bielskich w Babiej Dolinie lub na stokach Stežki opodal Kežmarskich Žl’abov, w obu
wypadkach w pobliżu znajduje się wieś Ždiar – i także ze względu na występujące tam
struktury geologiczne: wapienie i dolomity leżące na piaskowcach. Zainteresowanych
odsyłam do lektury Wizji Peryferyjnych. Jak dotąd – mimo udostępnienia turystom
i naukowcom Tatr Bielskich i Levočskich Vrhov (znajdowały się tam poligony
czechosłowackiej armii, potem wojska słowackiego) – nikt nie odkrył żadnego śladu
opisywanej przez dr Horáka tajemniczej Księżycowej Jaskini...
Potem jeszcze wpadłem na pomysł, by połączyć w jedno dwie legendy – legendę
Księżycowej Jaskini i... Tunelu o Szklistych Ścianach, który wedle relacji
prof. dr inż. Jana Pająka i Kazimierza Pańszczyka zawartej w ich książce pt. Tunele
spod Babiej Góry miał znajdować się gdzieś na południowym (słowackim) stoku Babiej
Góry. Zbierając materiał do naszej wspólnej z dr Jesenským książki traktującej o tajnych
broniach III Rzeszy – WUNDERLAND: Mimozemské technologié Třeti Ríše,
(Ústi nad Labem, 1998) , zwróciłem uwagę na niezwykłe podobieństwo obu tych Legend.
W obu przypadkach chodziło o jaskinie wytworzone sztucznie w skałach wapiennych
lub piaskowcowych, przez nieznanych Twórców, dysponujących niesamowitymi
możliwościami technicznymi. Obydwie jaskinie czy też tunele miały służyć okolicznej
ludności jako schrony dla siebie i co cenniejszego dobytku i obydwie są kojarzone
z platońską Atlantydą! W obu jaskiniach zachodzą dziwne zjawiska i obie mogą mieć
połączenie z całym systemem jaskiń na całym świecie. No i na koniec jeszcze jedna
ciekawostka – obydwie te jaskinie były poszukiwane przez nazistowskich uczonych
i wojskowych w czasie II wojny światowej i najprawdopodobniej – a właściwie na pewno
– przez wojska radzieckie po jej zakończeniu! A to oznacza, że ta tajemnica taka
tajemnicą wcale nie była, NB, co jest bardzo łatwe do wyjaśnienia, bo ten sekret mógł
wydać jakiś Volksdeutsch z Goralenvolku pracujący dla Gestapo (i co za tym idzie,
do 1940 roku także dla NKWD, – bo obie te służby wywiadowcze aktywnie ze sobą
współpracowały w czasie, kiedy III Rzesza i Związek Sowiecki kochały się miłością
wzajemną, a której rezultatem był m.in. Katyń...) czy słowacki zdrajca współpracujący
z kolaboranckim rządem ks. Tiso. Tacy Hiwisi (Hilfwilinger – służba pomocnicza SS
i Policji hitlerowskiej na terenach okupowanych) nie mieli żadnych zahamowań i niczego
do stracenia, a do zyskania wszystko – ergo mogli zdradzić Niemcom (i za ich
pośrednictwem także wywiadowi sowieckiemu) wszystkie sekrety – w tym legendę
o skarbach Uminy i jej Inków oraz tajemnice Księżycowej Jaskini i Tunelu o Szklistych
Ścianach!... To doskonale tłumaczy, dlaczego Niemcy i Rosjanie tak bardzo interesowali
się tymi formacjami. Hitlerowcy chcieli dotrzeć do mitycznej podziemnej krainy Agharty,
zaś Rosjanie chcieli te przejścia zawalić tak, by nikt nie mógł uciec ze strefy ich
panowania... Podobnie było w Słowackim Krasie, gdzie naziści i enkawudziści sondowali
kompleks jaskiń Domica – Baradla Barlang po obu stronach słowacko – węgierskiej
granicy.
* * *
Impas trwał do początku sierpnia 2000 roku.
Na początku sierpnia 2000 r. nieoczekiwanie zadzwonił do mnie Naczelny
Nieznanego Świata z poleceniem przeczytania książki red. Aleksandra Rowińskiego -
Pod klątwą kapłanów – Skarb Inków ukryty nad Dunajcem (Warszawa, 2000),
w której miałbym użyteczne informacje odnośnie trasy ucieczki z Peru Uminy i jej Indian
oraz skarbu Inków, który finalnie rzekomo ukryto w Tropsztynie. W kilka dni później
pojechałem tam z Anią, by zwiedzić to niezwykłe miejsce, gdzie w sklepiku kupiłem
egzemplarz rzeczonej książki. Przeczytaliśmy ją jednym tchem, bo inaczej się tego nie da
przeczytać... Potem we wrześniowym numerze Nieznanego Świata przeczytałem dwa
artykuły na temat tej książki i faktów w niej zawartych, pióra Marka Rymuszki
i Romana Warszewskiego. Ponieważ Umina ostrzegła mnie, bym się nie zabierał za ten
temat – „odpuściłem” sobie ta sprawę i scedowałem ją na dr Jesenský’ego – w końcu to
on jest historykiem w tym towarzystwie, – który zainteresował się nią, właśnie z punktu
widzenia historyka.
Rozumuję tak: kto, jak kto, ale Berzeviczy głupi nie był. Przez kilkanaście lat
wymykał się hiszpańskim spec-służbom i przeżył, a zatem nie można ślepo ufać
przesłankom, nawet tym, które wydają się być pewnymi i historycznie uzasadnionymi.
Jeżeli nawet sławetne quipu (kipu) zawierało jakieś informacje, to były one zaszyfrowane
i nikt nie był w stanie ich odczytać, poza amautami – to pewnik. A może Sebastian rzucił
je na przynętę w celu zmylenia przeciwników? Tego też nie da się wykluczyć.
Jak operatywne były hiszpańskie służby specjalne, to można zobaczyć w książkach
popularno - naukowych prof. Zenona Kosidowskiego, powieściach historycznych
Konrada Osterloffa czy w powieści szkatułkowej Le manuscripte trouvé a Zaragoza
(Rękopis znaleziony w Saragossie), gdzie w jednej z historii opowiadanej przez
Naczelnika Cyganów [Historia margrabiego ) de Torres Rovellas] Jan Potocki ukazuje
stosunki w koloniach hiszpańskich i straszliwy głód złota, potworny wyzysk i wilcze prawa
tam panujące – a nade wszystko okrucieństwo Inkwizycji i sił policyjnych w stosunku
do Indian i nie tylko, bo ostrze represji kierowało się przeciwko każdemu, kto był
niewygodny rządzącym tam juntom. Podejrzewam, że ów „tropsztynski ślad” jest jedynie
zmyłką, a prawdziwy skarb znajduje się gdzieś na Słowacji. Dlaczego? Dlatego,
że Berzeviczy widział to, co się działo w koloniach pod hiszpańskim butem i znał
tajemnicę Księżycowej Jaskini, więc ją wykorzystał do ukrycia skarbu Uminy!
Skąd to wiadomo?
Na to pytanie odpowiedź znalazł red. Aleksander Rowiński, który na stronach 99 –
100 swej książki podaje, co następuje:
Chciałbym tutaj złożyć doniesienie z jaskini (...). Są tutaj w górach w ostatnich
sztolniach miedzianych, między Landeckim a Niedzickim Zamkiem jaskinie jeszcze
większe (...) niedaleko jedna od drugiej. Nie udało się jeszcze dotrzeć do końca jaskini,
idąc ze świecą za pół węgierskiego florena, która wypala się całkowicie, wzdłuż jaskini,
jak pięknej, dawnej i suchej piwnicy. I wciąż nie widać końca. Na drogę powrotną trzeba
mieć znów pół dnia i świecę za D. ) Ex conscientiosa Relatione ) pewnego bardzo starego
(...) zwanego Wideres Frantz , przez to Antrum ) idzie się od rana do wieczora. W innych
Antro był przed kilku laty p a n B e r z e v i c z i , znalazł tam kości niedźwiedzi
jaskiniowych, grubsze niż nogi konia (...). Trzecie Antrum nazywa się Baranya-djra )
ponieważ w tej jaskini w czasie wojny ukrywali owczarze kilka tysięcy owiec i wiele fur
siana nazbierali, nie znalazł ich żaden wojownik – bezpiecznie tam przetrwały, bez
wątpienia jest tam także woda. Jak powiada pan Berzeviczi, słyszał on szum wody
w innym Antro, ale tam się nie udał...
To tekst notatki pastora Łomnicy – Georga Buchholtza Starszego –
sporządzonej w 1719 roku, w 77 roku jego życia, a która to notatka znajduje się dzisiaj
w Archiwum Miejskim w Levočy. Faktycznie, jedna duża jaskinia znajduje się koło
Czerwonego Klasztoru, w tym antrum był pan Berzeviczy, a gdzie dwa pozostałe?... Być
może jednym z nich jest właśnie Księżycowa Jaskinia??? Red. Rowiński słusznie
wypunktowuje informację o podziemnym przejściu pomiędzy zamkami w Niedzicy
i Landeku, – czyli dzisiejszej Levočy. Osobiście nie sądzę, by możliwe było w owym czasie
wykopanie tunelu o długości niemalże 40 km - która dzieli Niedzicę od Levočy. Nie ma
śladu wyrzucanego z niego urobku, co musiałoby mieć miejsce przy kopaniu tak długiego
tunelu... A jednak istnieje jeszcze jedna możliwość: pod oboma zamkami znajduje się
system naturalnych jaskiń, do których wybito tylko krótkie tunele łącznikowe! To akurat
leżało w możliwościach technicznych ludzi z XVIII i XIX wieku!... Oczywiście
w opisywanym przez Buchholtza przypadku mogło chodzić o ojca lub dziadka Sebastiana
Berzeviczy’ego, co nie znaczy, że Sebastian nie mógł znać lokalizacji tego kompleksu
jaskiń, wręcz przeciwnie! Doskonale go zapamiętał i potem wykorzystał.
Zwróćmy uwagę jeszcze na jeden passus w tekście Buchholtza – ten opisujący te
jaskinie, jako cudownie suchą starą piwnicę. Czy nie kojarzy się to z innymi opisami
sporządzonymi przez dr Horáka – dotyczącymi Jaskini o Metalowych Ścianach (czyli
Księżycowej Jaskini) oraz prof. Pająka – o Tunelu pod Babią Górą???... Powróćmy jeszcze
na chwilę do inkaskich skarbów.
I co z tego? Ano to, że Sebastian Berzeviczy, jeżeli miałby gdzieś ukrywać swe
skarby, to tylko i wyłącznie w górach – a dokładniej w jaskiniach! Zamek Niedzicki
czy Tropsztynski mógłby być spenetrowany przez „hiszpańskie KGB” stosunkowo łatwo, –
czego zresztą dowiodło morderstwo Uminy. Ale szukać skarbów w jaskiniach Pienin
czy Tatr – o! to już zupełnie inna para kaloszy. Wtedy te góry były jeszcze stosunkowo
mało znane i były penetrowane tylko przez górali i poszukiwaczy skarbów zrzeszonych
w Bractwie św. Wawrzyńca zwanego także Bractwem Siedmiu Gwiazd, którego
centrale znajdowały się na ziemiach polskich w dwóch miastach: Krakowie – na Małym
Rynku i Wrocławiu – na Rynku Solnym. Było to ponadnarodowe bractwo składające się
z alchemików, obieżyświatów, obiboków, ex-żołnierzy, mieszczan i szlachetnie
urodzonych – słowem ludzi wszystkich stanów i narodowości – w tym i Hiszpanów... –
pozostających na usługach Inkwizycji i królewskich tajnych służb...
Kto wie, czy rzeczone Bractwo nie jest odpowiedzialne za tajemniczą śmierć
jednego z najdziwniejszych ludzi XIX wieku mieszkających w Polsce – Niemca po ojcu
i Polaku po matce, poczytnym pisarzu, lekarzu, obieżyświacie i awanturniku –
dr Teodorze Teudolcie Tripplinie. Jeżeli istnieje reinkarnacja, to jego kolejnym
wcieleniem był inny niespokojny duch polskiej literatury – tym razem już XX wiecznej –
Antoni Ferdynand Ossendowski... Obydwaj mieli do czynienia ze skarbami, obydwaj
zginęli w niewyjaśnionych do dziś dnia okolicznościach i obydwaj byli niezwykle popularni
w kraju. Dr Tripplin udał się do Italii, potem do Hiszpanii, a po powrocie do kraju od razu
udał się na Zamek Dunajec, zwiedza Spisz. I jest wścibski, nawet bardzo wścibski... Pan
Rowiński dziwi się, że w całej dostępnej twórczości dr Tripplina nie ma ani słowa o Inkach
– i nie będzie! Tripplin dopiero poszukiwał faktów i dokumentów i jeżeli mam rację, to
został on z a m o r d o w a n y w 1881 roku przez kogoś, komu bardzo zależało
na tym, by nie ujrzały one światła dziennego! Dokumenty i notatki dr Tripplina zostały
zniszczone, lub ukryte tak, by ich nikt szybko nie znalazł... Nie ma tutaj miejsce
na klątwę Inków, a na zwykłą sprawę kryminalną, w której ciekawość świata i chęć
docieczenia prawdy historycznej splotły się z żądzą zysku i zemsty. Zainteresowanych
odsyłam do książek wrocławskiego historyka dr Jacka Kolbuszewskiego – Skarby
Króla Gregoriusa, Bractwo Siedmiu Gwiazd, Dziwne podróże – dziwni podróżnicy i innych.
Bractwo Siedmiu Gwiazd było idealną - mówiąc fachowo - przykrywką dla działalności
hiszpańskiego wywiadu politycznego, co umożliwiło eliminację Uminy. Niedzicka kryjówka
przestała być bezpieczna i należało ukryć Antonia Benesza alias Berzeviczy alias
Condorcanqui alias Tupaca Amaru III w inny sposób – poprzez adopcję i rozmycie
tropu. Współczuję jedynie historykom bez krzty wyobraźni, którzy domagali się
dokumentów i relacji świadków... Jeżeli Berzeviczy liczył na coś, to właśnie na taki
rodzaj głupoty, który nakazuje formalizm w poszukiwaniach celu – celem w tym
przypadku był Antonio. Służby specjalne kierują się w działaniu specyficzną logiką
operacyjną, która bazuje na informacjach i przewidywaniu. Jej przeciwieństwem jest
formalne i sztywne podejście do problemu – Hiszpanie popełnili ten błąd i Antonio
przeżył... Skarbu też nie odnaleziono, ale podejrzewam, że Umina miała jedynie ułamek
procenta tego, co udało się Inkom wywieźć z Eldorado!... Jeżeli skarb istniał i znajdował
się w Niedzicy na Zamku Dunajec, to mógł zostać wyekspediowany na miejsce
zdeponowania w trzy lokalizacje:
? Zamek Tropsztyn nad Jeziorem Czchowskim i dalej do Gdańska, skąd
wyekspediowano je do Kanady czy na Islandię lub gdziekolwiek;
? Księżycowa Jaskinia w Levočskich Vrhach lub Spišskiej Magurze, albo...
? ... Tatry Bielskie ewentualnie Tatry Wysokie.
W pierwszym przypadku, skarby popłynęły Bóg jeden raczy wiedzieć, dokąd... –
mogły się znaleźć na Islandii, w północnej Kanadzie, jak i na dnie Atlantyku. Mogą też
znajdować się pod Zamkiem Tropsztyn, ale to jest akurat najmniej pewne.
W drugim przypadku – najbardziej prawdopodobnym – Sebastian Berzeviczy
i jego Indianie ukryli skarb w jakiejś nieznanej nam jaskini – być może właśnie
w Księżycowej Jaskini, za czym przemawiają fakty opisane przez pastora Buchholtza
Starszego.
Trzecia możliwość jest mniej prawdopodobna, bowiem Sebastian Berzeviczy
wiedział o tym, że Tatry Bielskie, Wysokie, Niskie i Zachodnie są przedmiotem
szczególnej eksploracji ze strony Bractwa Siedmiu Gwiazd i kamuflujących się pod tym
szyldem agentów „hiszpańskiej Securitate”, którzy tylko czekali na to, by ktoś schował
jakieś kosztowności w Tatrach! Tymczasem, jak wynika z zapisków pastora Buchholtza,
Pieniny były już wyeksploatowane i wyeksplorowane – wszak pisze on o starych
sztolniach po kopalniach miedzi!... A zatem mało kto już zapuściłby się w te rejony
w poszukiwaniu czegokolwiek.
I to jest pierwsza przesłanka mówiąca za tym, by Księżycowej Jaskini czy Tunelu
o Szklistych Ścianach szukać na terenie Pienin lub Lewoczskich Wierchów, ale jest i druga
– otóż na terenie tych ostatnich znajdują się dwie miejscowości o dziwne znajomych
(z raportu dr Horáka) nazwach: Plavnica alias Plavnice i Stara L’ubovňa alias Lubocna...
Wprawdzie nie ma tam żadnej wioski o nazwie Ždiar alias Yzdar, ale może tu chodzić
o... polski Żegiestów?! Czego jak czego, ale t a k i e j możliwości n i k t nie brał
pod uwagę! Nazwa Yzdar występuje w angielskim tekście raportu dr Horáka, a to,
że chodzi o słowacki Ždiar, było sugestią Czechów i Słowaków, którzy badali tą sprawę.
Nazwa Żegiestów została zniekształcona, bowiem Anglosasi maja tendencje
do zniekształcania i skracania nazw i nazwisk słowiańskich – są one dla nich – delikatnie
mówiąc – nieprzyswajalne... Chciałbym zobaczyć rodowitego Amerykanina, któremu
kazano by wymówić poprawnie nazwę Żegiestów! – już słyszę te syczenia i charkoty, ten
„Zheghiestov”... Opowiadanie dr Horáka było trzykrotnie tłumaczone za słowackiego
na czeski, potem na angielski, a potem znowu na czeski i finalnie na polski... – starczy?
Takie wielokrotne przekłady, to mina poślizgowa, na której położył się niejeden tekst!
W Żegiestowie czy okolicy zapewne mieszkał niejeden Słowak z córkami Anką
i Olgą. Mógł on nosić nazwisko Slavek lub spolonizowane Sławek, względnie mógł nosić
imię Slavomir czy polskie Sławomir. To pogranicze, gdzie obie kultury przenikały się
wzajemnie, podobnie jak grunty – przecież jeszcze dzisiaj Polacy mają swe grunty
na terenie Słowacji i vice-versa, to właśnie dla nich stworzono przejścia graniczne MRG –
Małego Ruchu Granicznego na przepustki, a nie na paszporty. W tych „buraczanych”
przejściach MRG za czasów PRL-u ruch był większy, niż na normalnych przejściach
„paszportowych”! - tak było, co wiem z własnego doświadczenia.
* * *
Pisząc swą książkę na temat szklistego tunelu w Babiej Górze, prof. Jan Pająk
cytuje relację osobnika o imieniu Wincenty, który pochodził z jednej z podbabiogórskich
wiosek. Najprawdopodobniej z Lipnicy Wielkiej, Lipnicy Małej czy Zubrzycy, bowiem leżą
na południowych stokach Babiej Góry i przy granicy ze Słowacją, ergo tam, gdzie można
było najłatwiej i najszybciej dotrzeć do wylotu tego szklistego korytarza. Trochę mnie to
dziwi, że Wincenty zdradził sekret tego tunelu – bowiem tego rodzaju sekrety
w góralskich rodzinach – a jeszcze jak chodzi o skarby – są trzymane w największej
tajemnicy i obowiązuje tutaj zmowa milczenia. Zachodzi pytanie: dlaczego Wincenty
złamał to „prawo omerty” ? Odpowiedź jest jedna – mógł to zrobić, ponieważ wylot
Tunelu o Szklistych Ścianach został zawalony w połowie lat 40. przez Rosjan. Jak do tego
doszło? Otóż pisząc książkę o broni V-7 w czasie zbierania materiałów, zwróciłem uwagę
na to, że w latach 1945-46 w rejonie Babiej Góry przebywali radzieccy żołnierze podający
się za artylerzystów dokonujących pomiarów meteorologicznych. Czy to nie jest dziwne:
artylerzyści i meteorolodzy robiący pomiary na Babiej Górze! Przecież to bzdura! Nie było
ich dużo – 1 pluton, – czyli 30 – 40 żołnierzy. Po zakończeniu „pomiarów” zeszli z gór
przy okazji paląc schronisko na południowej stronie kopuły szczytowej Diablaka i wynieśli
się do swoich.
Teraz rozumiem, czego oni tam szukali i jakie to „pomiary” robili. Szukali Tunelu
o Szklistych Ścianach tylko po to, by go zawalić i tym samym uniemożliwić ucieczkę
z sowieckiej strefy okupacyjnej hitlerowskim zbrodniarzom i wszystkim tym, którzy mieli
powody, by uciec z tego „raju dla ludu pracującego miast i wsi” do Ameryki
czy gdziekolwiek indziej – a jak już nadmieniłem powyżej, NKWD i SMIERSZ dokładnie
wiedziało o istnieniu tej i innych tajemnic od swych kolegów z Gestapo i SD,
którzy z kolei mogli wydobyć je torturami z jakiegoś Polaka czy Słowaka, który miał
pecha wpaść w ich łapy. Po wojnie tutejsi górale znaleźli zawał w miejscu wylotu Tunelu
o Szklistych Ścianach i uznali, że można o tym powiedzieć komuś z zewnątrz. Tak treść
Legendy dotarła do prof. Pająka... Resztę znamy.
Podobnie rzecz się mogła mieć z Księżycową Jaskinią, która znajduje się gdzieś
w słowackiej części Pienin. Tam z kolei mogli dotrzeć do niej Niemcy lub Rosjanie
i znaleźć skarb Berzeviczych... W takim przypadku klątwa inkaskich kapłanów mogła
spaść na nazistów lub/i stalinistów, z jednakowym skutkiem. Oba państwa totalitarne
znikły z powierzchni Ziemi... Pozostało nam tylko wierzyć w to, że te skarby
gdzieś jednak się znajdują w łonie Tatr, Beskidów czy Pienin i czekają na swego
odkrywcę, który je weźmie i przeznaczy na odrestaurowanie Imperium Inków w Ameryce
Łacińskiej...
* * *
I na zakończenie jeszcze jedna (wybacz Czytelniku!) dygresja - pan Aleksander
Rowiński pomstuje w swej książce na tych, którzy zbudowali tamę, elektrownie i dzięki
którym istnieje Jezioro Czorsztyńskie, że zapaskudzili przepiękny krajobraz, że ingerowali
w Przyrodę, itd. itp. Nie ma racji. Krajobraz wzbogacił się o jeden element, który nadał
mu wymiar żywiołu wody. Jezioro Czorsztyńskie jest pięknym akwenem położonym
wśród gór i dlatego czułem się nad nim jak nad Loch Ness – szczególnie wczesnym
rankiem lub wieczorem, kiedy oświetlały je ranne lub wieczorne zorze. Ciekawe,
że wszyscy moi goście, których ciągałem nad jezioro mieli to skojarzenie!... A i w letnie,
słoneczne dni krajobraz ten tchnął świeżością wody, która osłabiała lejący się z nieba żar.
Moi zagraniczni goście byli zawsze zachwyceni trafnością lokalizacji tego jeziora wśród
lasów i gór, a dwa stojące tam zamki dodawały urody temu jezioru. A szczególnie
w czasie pogodnej, złotej polskiej jesieni czy babiego lata i wszyscy podkreślali
romantykę tego miejsca, więc nie ma co nad tym się zapłakiwać! Przyroda i krajobraz
na tym – wbrew pozorom – nie straciły... Poza tym jeszcze gdyby nie było tej zapory
i zbiornika retencyjnego, to gigantyczne fale Megapowodzi z 1997 r. zmyłyby Nowy Sącz
do morza. Podobnie zresztą było w następnych latach – 1998 i 1999... Za to wszystko
pan Rowiński powinien potępić tych, którzy dopuścili do masowego wyrębu lasów
górskich, i dzięki którym koniecznością stała się budowa Jeziora Czorsztyńskiego! To oni
są winni temu, a nie budowniczowie tamy.
* * *
Myślę, że zagadka historyczna, jaką jest Księżycowa Jaskinia, zostanie wkrótce
wyjaśniona. Podobnie zresztą, jak zagadka Tunelu o Szklistych Ścianach. Dla mnie są to
dwa oblicza jednej tajemnicy – jak dwie twarze Janusa/Geminusa... Małopolskie
Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych ma nadzieje rozwiązać tą zagadkę przy
pomocy słowackich kolegów z Fenomelologickeho Klubu Košice. Jak widać z powyższego
materiału, nie trzeba jechać do Ameryki, by przeżyć pasjonującą przygodę – wystarczy
sięgnąć na półkę z książkami. Nie chcemy skarbów Uminy i jej Inków, bo dla nas
największym skarbem jest intelektualna Przygoda i luksus w niej uczestniczenia, jej
romantyka – a to jest cenniejsze niż całe złoto tego świata. Problem w tym,
że sprymitywizowanym społeczeństwie polskim końca XX wieku jest mało ludzi,
którzy powierzają myślenie swojemu mózgowi, a nie komputerom...
K O N I E C
Jordanów, 2000-09-03
Literatura:
1. M. A. Żeniewska – Skarb Inków ukryty nad Dunajcem, Warszawa 2000;
2. A. Rowiński – Pod klątwą kapłanów, Warszawa 1990 (wyd. I) i Warszawa 2000
(wyd. II);
3. J. Kolbuszewski – Skarby króla Gregoriusa, Katowice 1972;
4. J. Kolbuszewski – Góry takie kamienne, Warszawa 1972;
5. J. Kolbuszewski – Bractwo Siedmiu Gwiazd, Warszawa 1974;
6. J. Kolbuszewski – Dziwne podróże – dziwni podróżnicy, Warszawa 1977;
7. J. Pająk & K. Pańszczyk – Tunele spod Babiej Góry, Nowy Targ –
Dunedin 1998, (skrypt).
Markiza.
Denar.
Według skrupulatnego doniesienia.
Korytarz.
Barania Dziura.
Obowiązujące w organizacjach mafijnych prawo absolutnego milczenia na temat rodziny i jej spraw, którego
złamanie karane jest śmiercią.
Utworzona w czasie II wojny światowej w ZSRR organizacja kontrwywiadowcza. Jej nazwę utworzono z
dwóch słów: SMIERt’ Szpionom – co znaczy „Śmieć szpiegom” – i kierowana ona była przez I. Abakumowa.
1