Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie Mundy Lisa - Dziewczyny od szyfrów. One pomogły wygrać II wojnę światową PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Strona 1
Strona 2
Spis treści
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Od Autorki
Tajne listy
Wprowadzenie. Ojczyzna was potrzebuje, młode damy…
CZĘŚĆ I. W razie wojny totalnej potrzebne będą kobiety
Rozdział 1. Dwadzieścia osiem akrów dziewcząt
Rozdział 2. To robota dla mężczyzny, ale zdaje się, że jakoś mi idzie
Rozdział 3. Najtrudniejszy problem
Rozdział 4. Tak wiele dziewcząt w jednym miejscu
CZĘŚĆ II. Na tych ogromnych obszarach panowała teraz Japonia
Rozdział 5. To rozdzierało serce…
Rozdział 6. Q jak kumunikacja
Rozdział 7. Samotny but
Rozdział 8. Przedpiekle
Rozdział 9. Narzekanie jest rzeczą ludzką
Rozdział 10. Sekretarki ołówkami zatapiają flotę Japonii
CZĘŚĆ III. Los się odmienia
Rozdział 11. Sugar Camp
Rozdział 12. Z wyrazami miłości, Jim
Rozdział 13. Lądowanie nieprzyjaciela u ujścia Sekwany
Rozdział 14. Teedy
Rozdział 15. Wiadomość o kapitulacji
Strona 3
Rozdział 16. Pożegnanie z Ruth
Epilog. Rękawiczka
Podziękowania
Bibliografia
Indeks
Okładka
Strona 4
Strona 5
Tytuł oryginału: Code Girls. The Untold Story of the American Women Code
Breakers of World War II
Projekt okładki i stron tytułowych: Anna Damasiewicz
Redaktor prowadzący: Joanna Proczka
Redakcja merytoryczna: Ewa Tomkiewicz
Redaktor techniczny: Elżbieta Bryś
Korekta: Sylwia Ciuła, Joanna Proczka
Indeks: Lech Gawryś
Copyright © for this edition and translation by Dressler Dublin sp. z o.o.,
Ożarów Mazowiecki 2019
Copyright © 2017 by Liza Mundy
Originally published in hardcover and ebook edition by Hachette Books in
October 2017.
Published in agreement with Zachary Shuster Harmsworth, USA c/o Book/lab
Literary Agency, Poland
Wszystkie prawa zastrzeżone, szczególnie prawa do przedruku i tłumaczeń na
inne języki. Żaden fragment książki (tekst, ilustracje) nie może być w jakikolwiek
sposób powielony albo włączony do jakiejkolwiek bazy odtwarzania
elektronicznego oraz mechanicznego bez uzyskania wcześniejszej zgody
właściciela praw.
Wydawnictwo Bellona
ul. J. Bema 87
01-233 Warszawa
tel. +48 22 620 42 91
www.bellona.pl
Dołącz do nas na Facebooku:
www.facebook.com/Wydawnictwo.Bellona
Księgarnia internetowa
www.swiatksiazki.pl
Dystrybucja
Firma Księgarska Olesiejuk sp. z o.o.
Strona 6
05-850 Ożarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91
e-mail:
[email protected] tel. 22 733 50 10
www.olesiejuk.pl
ISBN 978-83-11-15633-3
Skład wersji elektronicznej
[email protected]
Strona 7
Dla wszystkich tych kobiet oraz dla Margaret, z wyrazami przyjaźni
To jakaś strasznie tajna działalność. Gdzieś w Waszyngtonie.
Jeśli pisnę choć słówko, na pewno mnie powieszą. Zdaje się, że
zaprzedałam życie. Ale nie przeszkadza mi to.
Jaenn Magdalene Coz, w liście do matki w 1945 roku
Strona 8
Od Autorki
P odczas przygotowań i pracy nad tą książką korzystałam z trzech
dużych archiwalnych zbiorów dokumentów wytworzonych
przez ośrodki dekryptażu armii amerykańskiej i marynarki
wojennej w czasie wojny i po jej zakończeniu. Większość z nich
przez dziesięciolecia była tajna, teraz zaś znalazła się w Narodowym
Archiwum i Administracji Rekordów Stanów Zjednoczonych
(National Archives and Records Administration II) w College Park
w stanie Maryland. Zbiór składa się z setek pudeł zawierających
tysiące dokumentów, okólników, rozmaitych wspomnień, raportów,
memorandów i wykazów osobowych, cytujących wszystko,
począwszy od spisów zatopionych statków handlowych przez
wyjaśnienie, jak niektóre szyfry i kody zostały złamane, aż po listy
nowo przybyłych deszyfrantów i przechwycone książki kodów.
Wypełniłam obowiązkowe podanie o odtajnienie dokumentów
w Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Agency –
NSA), co zaowocowało niedawnym ujawnieniem kolejnej części
materiału, łącznie z około piętnastoma werbalnymi historiami
opowiedzianymi od tego czasu przez deszyfrantki i spisanymi przez
pracowników Agencji, a także tomy wielogłosowej historii Arlington
Hall. (Inne części tej historii, co dość zaskakujące, nadal są tajne).
Namierzyłam dalsze czterdzieści wspomnień mówionych, a także
albumy z wycinkami i wykazy w Bibliotece Kongresu oraz innych
archiwach.
Przeprowadziłam wywiady z ponad dwudziestoma żyjącymi
deszyfrantkami, które udało mi się odszukać, na różne sposoby.
Kilka z nich przez te lata skontaktowało się z Agencją
Strona 9
Bezpieczeństwa Narodowego albo zrobili to członkowie ich rodzin.
Inne odpowiedziały na moje ogłoszenia w Internecie. Otrzymałam
też wykazy nazwisk i sprawdziłam bazy danych w poszukiwaniu
informacji kontaktowych. W innych przypadkach dostałam
nazwiska od przyjaciół i znajomych. Najczęściej jedna kobieta
prowadziła do następnej. Miałam też wgląd w akta osobowe
pracowników cywilnych i wojskowych, które są ogólnodostępne
w archiwach krajowych akt osobowych w St. Louis w stanie
Missouri. Te z kolei uzupełniłam wiadomościami zaczerpniętymi
z roczników czy albumów liceów i uczelni, ulotek rekrutacyjnych,
gazet, osobistych listów i akt ze szkolnych archiwów. W niektórych
przypadkach, rzecz jasna, musiałam zaufać pamięci moich
bohaterek, ale zaskakująco duża część ich wspomnień została
potwierdzona przez materiały archiwalne.
W kilku zaledwie przypadkach dokumentacja okazała się
niewystarczająca. Żałuję na przykład, że nie zdołałam zdobyć więcej
informacji na temat komórki Afroamerykanek w Arlington Hall, ale
wydaje się, że na ten temat jest wyjątkowo mało źródeł.
Dialogi cytowałam tylko w takich przypadkach, gdy zostały
przytoczone w mojej obecności lub w historii mówionej przez kogoś,
kto bezpośrednio był świadkiem tamtej sytuacji. W całej książce,
z wyjątkiem epilogu, podziękowań i przypisów, używam nazwisk
panieńskich oraz innych terminów, którymi posługiwano się
w owych czasach.
Strona 10
Tajne listy
7 grudnia 1941 roku
P oczątkowo samoloty wyglądały jak maleńkie punkty i niewielu
spośród tych, którzy je dostrzegli, potraktowało je poważnie –
nawet tuż przed tym, jak zrzuciły swoje ładunki. Szeregowiec
odbywający szkolenie w bazie radarowej na północnym krańcu
wyspy Oahu zauważył na ekranie wielką, jasną plamę wskazującą,
że w stronę Hawajów leci jakieś pięćdziesiąt samolotów; jednak gdy
po konsultacji z kolegą powiadomił przełożonego, usłyszał, że mają
się nie martwić. Ta plama – jak przypuszczał – oznaczała grupę
lecących z Kalifornii amerykańskich bombowców, Boeingów B-17
Latających Fortec (Flying Fortress). Dowódca marynarki wojennej,
wyjrzawszy przez okno ze swego biura, ujrzał pikujący samolot
i doszedł do wniosku, że to nierozważny amerykański pilot.
– Zanotujcie jego numer – polecił młodszemu oficerowi. – Ma się
stawić do raportu[1].
Zaraz potem zobaczył, jak z samolotu wypada ciemny kształt i ze
świstem leci w dół.
W tym momencie, kilka minut przed ósmą rano, samoloty stały
się wyraźnie widoczne, wszystkie naraz, przysłaniając zimowe
niebo ciemną i szybko poruszającą się chmurą, na którą składało się
ponad dwieście myśliwców i bombowców pilotowanych przez
najlepszych japońskich pilotów. Na spodzie ich skrzydeł jarzyły się
czerwienią symbole wschodzącego słońca. Patrzący na nie ludzie
wreszcie zrozumieli.
Nadlatujące samoloty zbliżały się do bazy amerykańskiej
Strona 11
marynarki wojennej w Pearl Harbor z okrętami zakotwiczonymi na
błękitnych wodach Hawajów – spokojnych i niechronionych ani
przez balony, ani przez sieci zaporowe. Ogółem w porcie
zgromadzono prawie sto okrętów wojennych i jednostek
pomocniczych, czyli niemal całą Flotę Pacyfiku Stanów
Zjednoczonych. Amerykańskie samoloty, ustawione gęsto na
pobliskich lotniskach, wręcz skrzydło w skrzydło, stanowiły kusząco
łatwy cel.
Ryczące silnikami chmary nieprzyjacielskich samolotów – godzinę
po pierwszej fali nadciągnęła druga – spuszczały zarówno bomby,
jak i torpedy specjalnie przystosowane do poruszania się w płytkich
wodach Pearl Harbor. Jedna z bomb trafiła w pancernik USS
Arizona, którego załoga stała na pokładzie, przygotowując się do
porannego podniesienia bandery. Bomba przebiła pokład dziobowy,
wysadzając w powietrze skład amunicji, przez co okręt
błyskawicznie zamienił się w gigantyczną kulę ognia. Trafiony
wieloma bombami uniósł się nad powierzchnię wody, po czym
przełamał się wpół i zatonął. Okręty USS California, Oklahoma, West
Virginia, Tennessee, Nevada, Maryland i Pennsylvania (flagowiec
Floty Pacyfiku) również zostały dosięgnięte przez bomby i torpedy.
Nurkując, odchodząc od formacji i nadlatując raz za razem,
japońskie samoloty bombardowały i torpedowały nie tylko
niszczyciele czy krążowniki, lecz także budynki. Trzy okręty osiadły
na dnie basenu portowego, inne przewróciły się do góry dnem,
a ponad dwa tysiące ludzi zostało zabitych, z czego wielu wciąż
jeszcze podczas snu. Niemal połowa poległych poniosła śmierć na
pokładzie Arizony, a wśród nich znalazły się dwadzieścia trzy pary
braci.
Samoloty na lotniskach zostały dosłownie starte w proch.
Na lądzie gwałtownie ożyła centrala telefoniczna. Operatorzy
łączyli rozmowy tak szybko, jak tylko byli w stanie. Na Wschodnim
Wybrzeżu było wczesne popołudnie i wiadomość o ataku na Pearl
Harbor lotem błyskawicy obiegła cały kraj, rozpowszechniana przez
radio, nadzwyczajne wydania gazet oraz przez rozbieganych ludzi
Strona 12
krzyczących na ulicach. Przerwano audycje radiowe i koncerty;
niedzielny spokój prysł jak bańka mydlana. Następnego dnia
Kongres wypowiedział wojnę Japonii. Trzy dni później Niemcy –
sojusznik Japonii – wypowiedziały wojnę Stanom Zjednoczonym.
W kolejnych tygodniach punkty rekrutacji wojskowych zostały
dosłownie zalane przez tłumy mężczyzn zgłaszających się do
wojska. Każdy Amerykanin był głęboko poruszony tą tragedią
i raptownym przystąpieniem Stanów Zjednoczonych do
ogólnoświatowej wojny, toczonej na dwóch oceanach.
Wojna ta nadciągała nad Amerykę już od ponad roku. Mimo to
jednak, kiedy wreszcie faktycznie nadeszła, jej totalny charakter
okazał się zdumiewający i niewyobrażalny, podobnie jak
wydarzenia, które ją bezpośrednio sprowokowały. Pierwszą rzeczą
zupełnie nie do pomyślenia było to, że Japonia – pragnąc zadać
ostateczny cios amerykańskiej flocie i zakończyć wojnę na Pacyfiku,
zanim na dobre się zaczęła – zaatakowała niesprowokowana i bez
ostrzeżenia. Równie niewyobrażalne było to, że amerykańscy
stratedzy dali się tak podejść. Pomimo wieloletnich napięć z Japonią
na tle jej agresji w Chinach i na Pacyfiku, a także zamrożenia
aktywów japońskich przez prezydenta Franklina D. Roosevelta,
wreszcie mimo dość powszechnej w marynarce wojennej
świadomości, że gdzieś na Pacyfiku coś się szykuje, amerykańscy
przywódcy nie przewidzieli nadejścia Pearl Harbor.
Atak sprowokował długotrwałą polemikę: jak to możliwe, że
Stany Zjednoczone pozwoliły się zaskoczyć? W Kongresie
wygłaszano mowy, wskazywano winnych, znajdowano kozły
ofiarne. Teorie spiskowe rodziły się jedna po drugiej. Wiele karier
legło w gruzach, wiele reputacji zostało zszarganych. Zapanował
chaos, jako że machina wojenna przeżywała wstrząsy towarzyszące
jej gwałtownemu rozrostowi.
Ameryka nie mogła dłużej pozostawać ślepa i głucha na zamiary
wroga. Porażka na miarę Pearl Harbor nie mogła się powtórzyć. Kraj
walczył w wojnie totalnej na skalę światową przeciwko
nieprzyjaciołom, którzy do starcia przygotowywali się przez lata,
Strona 13
jeśli nie dziesięciolecia. Wywiad stał się ważniejszy niż kiedykolwiek
przedtem, niemniej informacje zdobywano z wielkim trudem. Po
dwóch dekadach rozbrojenia i izolacji Ameryka dysponowała
ekskluzywną marynarką wojenną ze zdezorganizowanym aparatem
wywiadowczym, niewielką, szkieletową wręcz armią lądową; nie
miała odrębnych sił powietrznych, a także – niezależnie od tego, jak
trudno w to uwierzyć w erze mnogości agencji szpiegowskich
o nakładających się kompetencjach – niemal nie posiadała szpiegów
za granicami. Budowa sieci zamorskich agentów wymagała czasu.
W tamtej chwili – z myślą o przewidywalnej przyszłości – pilnie
potrzebowano przeprowadzenia udanej operacji kryptoanalitycznej
łamiącej systemy tajnej łączności nieprzyjaciela. Ameryka chciała
wiedzieć o wszystkim, co gdziekolwiek na świecie powiedzieli
zagraniczni dyplomaci, polityczni przywódcy, niemieccy
kapitanowie okrętów podwodnych, wartownicy punktów
obserwacyjnych na wyspach Pacyfiku, synoptycy, szyprowie barek
przewożących ryż, lotnicy w ogniu walki, a nawet przedsiębiorstwa
i banki.
Rozpoczęto rozsyłanie tajnych listów.
***
Niektóre z nich przygotowano już wcześniej. Na kilka miesięcy
przed atakiem na Pearl Harbor w amerykańskiej marynarce
wojennej uświadomiono sobie, że aby zaradzić deficytowi
wywiadowczemu państwa, trzeba będzie przeprowadzić
bezprecedensową akcję. To sprawiło, że już w listopadzie 1941 roku
w skrzynkach pocztowych szkół i uczelni pojawiły się pewne
tajemnicze listy. Pewnego jesiennego popołudnia po wykładzie
wygłoszonym przez jakiegoś poetę-emigranta na temat
hiszpańskiego romantyzmu Ann White – studentka uczelni
Wellesley w Massachusetts – otrzymała korespondencję[2].
List czekał na nią, gdy wróciła do akademika na obiad.
Otworzywszy pismo, ze zdumieniem ujrzała, że zostało ono wysłane
Strona 14
przez Helen Dodson z Wydziału Astronomii w Wellesley. Profesor
Dodson zapraszała ją na prywatną rozmowę do obserwatorium.
Ann, która studiowała germanistykę, miała przygnębiające odczucie,
że aby ukończyć studia, będzie zmuszona zmienić kierunek studiów
na astronomię. Jednak kiedy kilka dni później udała się na spotkanie
do obserwatorium – niskiego, zwieńczonego kopułą budynku
w środku kampusu uniwersyteckiego – przekonała się, że Helen
Dodson chciała tylko zadać jej dwa pytania.
Czy Ann White lubi krzyżówki i czy jest zaręczona.
Elizabeth Colby, studentka matematyki na uczelni Wellesley,
dostała takie samo niespodziewane wezwanie[3]. Podobnie jak
studiujące: biologię – Nan Westcott; psychologię – Edith Uhe;
italianistykę – Gloria Bosetti; iberystykę – Blanche DePuy; historię –
Bea Norton; a także anglistykę – Louise Wilde (przyjaciółka Ann
White). W sumie potajemne zaproszenie otrzymało ponad
dwadzieścia dziewcząt, które udzieliły takich samych odpowiedzi:
tak (lubią krzyżówki) oraz nie (nie mają zamiaru wkrótce wychodzić
za mąż).
Anne Barus otrzymała list pod koniec ostatniego roku pobytu na
uczelni Smith[4]. Studiowała historię i była przewodniczącą Klubu
Stosunków Międzynarodowych, a jednocześnie została przyjęta na
prestiżowy staż do Waszyngtonu. Była to niezwykła okazja dla
kobiety – dla każdego – zatem z niecierpliwością wyczekiwała
możliwości pracy dla rządu. Kiedy jednak wraz z grupą innych
zaciekawionych i zaskoczonych dziewcząt dostała zaproszenie na
tajne spotkanie w budynku nauk ścisłych uczelni, pośpiesznie
odłożyła swoje plany na bok.
Podobne listy wysyłano do uczelni Bryn Mawr, Mount Holyoke,
Barnard i Radcliffe od jesieni 1941 do strasznej zimy z początku 1942
roku, gdy studenci zaczynali zwijać bandaże i szyć zasłony do
zaciemniania okien, uczęszczać na kursy pierwszej pomocy, uczyć
się wykrywania nadlatujących samolotów, a także wysyłać paczki do
Anglii. Mięso stało się rzadkością, a pokoje w akademikach były
coraz chłodniejsze z powodu braku opału. Szkoły, o których była
Strona 15
mowa, wchodziły w skład stowarzyszenia Siedmiu Sióstr (Seven
Sisters) i zostały założone w XIX wieku w celu edukacji kobiet
w czasach, gdy wiele wiodących uczelni – w tym Harvard, Yale,
Princeton, Dartmouth – nie przyjmowało studentek[5]. Zagrożenie
wojenne było szczególnie odczuwalne w szkolnych kampusach. Na
zimnych wodach północnego Atlantyku wojskowi i cywilni
marynarze byli narażeni na wrogie spotkanie z niemieckimi
okrętami podwodnymi (U-Boot), często pływającymi w grupach
zwanych wilczymi stadami oraz polującymi na konwoje, które
transportowały żywność i zapasy do oblężonej Anglii. W Wellesley,
dwadzieścia mil od Bostonu, światła uczelni były zgaszone, aby nie
zdradzić statków w bostońskim porcie, wobec czego studentki
szybko nauczyły się przemieszczać w ciemnościach z pomocą
latarek.
W czasach, gdy zakładano te uczelnie, wiele osób uważało, że
edukacja na wyższym szczeblu nie jest odpowiednia dla dziewcząt.
W warunkach wojennych poglądy się zmieniły. Kobiety
wykształcone stały się potrzebne. I to pilnie.
Studentki zostały wezwane na tajne spotkania, w czasie których
dowiedziały się, że amerykańska marynarka wojenna zachęca je,
aby zajęły się dziedziną zwaną kryptoanalizą, przy czym nazwy tej –
jak im wkrótce wyjaśniono – nie wolno im nigdy wymawiać poza
tajnymi spotkaniami. Zaproponowano im szkolenie w zakresie
łamania kodów, a po pomyślnie zakończonym kursie i zakończeniu
studiów – wyjazd do Waszyngtonu i pracę w marynarce wojennej
w charakterze personelu cywilnego. Zobowiązane do zachowania
tajemnicy miały nigdy nikomu nie zdradzać, czym naprawdę się
zajmują: ani najbliższym przyjaciołom, ani rodzicom, rodzinie czy
współlokatorkom. Na temat swojego szkolenia nie wolno im było
pisnąć choćby jednego słowa uniwersyteckiej prasie czy nawet bratu
lub narzeczonemu w wojsku. W razie gdyby ktoś bardzo się
dopytywał, miały mówić, że studiują komunikację: rozsyłanie
zwykłych listów marynarki wojennej[6].
W czasie pierwszych spotkań kobiety, które wybrano, otrzymały
Strona 16
koperty z krótkim wprowadzeniem w tajemnice historii kodów
i szyfrów, łącznie z ponumerowanymi zestawami problemów do
rozwiązania i paskami papieru, na których znajdowały się litery
alfabetu[7]. Każdego tygodnia miały rozwiązać zadania i przekazać
wyniki. Mogły sobie wzajemnie pomagać, pracując w grupach dwu-
i trzyosobowych. Każdego tygodnia wybrani przez marynarkę
profesorowie, tacy jak Helen Dodson, omawiali z dziewczętami
przygotowany materiał. Odpowiedzi odsyłano do Waszyngtonu,
gdzie były oceniane. Spotkania te miały charakter swego rodzaju
nadzorowanych kursów korespondencyjnych. Bardzo ważne było
szybkie tempo prac i często zdarzało się, że profesorowie
nieznacznie wyprzedzali studentki w przyswajaniu sobie nowego
materiału.
Młode kobiety odrabiały więc swoje nowe, dziwne prace domowe.
Uczyły się, które litery w języku angielskim występują najczęściej,
które zazwyczaj sąsiadują ze sobą w parach ( s i t), które w trójkach
(- est, - ing i - ive), a które w czwórkach (na przykład - tion).
Poznawały takie terminy, jak: „wzory przestawieniowe”, „alfabet
szyfrowy” czy „polialfabetyczny szyfr podstawieniowy”. Ćwiczyły
biegłość w tablicy szyfru Vigenère’a, metodzie zastępowania liter
wywodzącej się jeszcze z czasów renesansu. Uczyły się o szyfrach
Playfaira i Wheatstone’a. Przeciągały wąskie paski papieru przez
szczeliny wycięte w kartonie. W poprzek swoich pokojów
rozwieszały na sznurach narzuty, aby ich współlokatorki, które nie
zostały zaproszone na tajne kursy, nie widziały, czym się zajmują.
Ukrywały swoje zadania domowe pod podkładkami do pisania[8].
I poza cotygodniowymi spotkaniami nie używały sformułowania
„łamanie szyfrów”, nawet w rozmowach z uczestniczkami tego
samego kursu.
Zaproszenia na kursy wyszły poza północny wschód. Goucher,
czteroletnia żeńska uczelnia w Baltimore w stanie Maryland, znana
była z doskonałej jakości wydziałów nauk ścisłych. Przypadkowo
pani dziekan szkoły, Dorothy Stimson, ceniona jako autorytet
w zakresie wiedzy o Koperniku, była kuzynką ministra wojny
Strona 17
Henry’ego Stimsona. Po Pearl Harbor minister wojny poprosił po
cichu panią dziekan o kilka najlepszych dziewcząt z najstarszych
roczników. Do prowadzenia tajnego kursu w Goucher wyznaczona
została pani profesor języka angielskiego Ola Winslow, laureatka
nagrody Pulitzera za biografię amerykańskiego teologa Jonathana
Edwardsa[9]. Kurs odbywał się raz w tygodniu, w zamykanym na
klucz pomieszczeniu na najwyższym piętrze Goucher Hall,
w obecności oficera marynarki wojennej.
Goucher wybudowano w sercu miasta Baltimore. W odległości 32
mil, w Annapolis, znajdowała się akademia marynarki wojennej
i „dziewczęta z Goucher”, jak je nazywano, często jeździły tam na
randki i tańce.
Jedną z najlepszych uczennic Goucher w 1942 roku była
studentka biologii Frances Steen, wnuczka kapitana statku
przewożącego zboże pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a jego
ojczystą Norwegią, która w owym czasie znajdowała się pod
niemiecką okupacją, gdyż jej król musiał opuścić zaatakowany kraj.
Ojciec Frances prowadził magazyn zbożowy w porcie Baltimore. Jej
brat, Egil Steen, ukończył akademię marynarki wojennej i – zanim
Fran dostała tajny list z zaproszeniem – służył w konwojach na
północnym Atlantyku. Rodzina Steenów robiła co w jej mocy, aby
wspomóc wojenny wysiłek. Ich matka oszczędzała tłuszcz, zaś
garnki i patelnie oddawała na przetopienie na czołgi i działa. Teraz
okazało się, że Steenowie mogli zaoferować jeszcze Fran, aby
zwiększyć bezpieczeństwo swojego syna[10].
Podczas gdy wojna coraz bardziej absorbowała Amerykanów,
tajne listy nadal docierały do kolejnych adresatek. Nawet gdy
przebrzmiał wstrząs wywołany Pearl Harbor, tajną korespondencję
wysłano znowu w 1942, 1943 i 1944 roku, bowiem kryptoanaliza
okazała się kluczowa dla udaremniania działań wroga i ocalenia
życia alianckich żołnierzy. Na uczelni Vassar znajdującej się
w mieście Poughkeepsie w stanie Nowy Jork Edith Reynolds
otrzymała list zapraszający ją na spotkanie w bibliotece, które miało
się odbyć w sobotę o wpół do dziesiątej rano[11]. Edith była dopiero
Strona 18
dwudziestolatką. W szkole podstawowej przeskoczyła dwie klasy
i rozpoczęła naukę w Vassar, gdy miała zaledwie szesnaście lat.
Edith przybyła na spotkanie w bibliotece i oniemiała ze
zdumienia na widok wkraczającego do sali potężnego kapitana
marynarki wojennej, który – jak jej się wydawało – od stóp do głów
przystrojony był najwspanialszym złotym szamerunkiem.
– Ojczyzna was potrzebuje, młode damy – powiedział do Edith
i kilku jej wybranych koleżanek.
W czasie gdy Edith dostała swoje zaproszenie, niemieckie okręty
podwodne zaczęły już atakować statki pływające wzdłuż wybrzeża
Atlantyku. W New Jersey, gdzie jej rodzina spędzała wakacje, morze
wyrzucało na brzeg fragmenty wraków i od czasu do czasu słychać
było grzmoty dział. Całkiem realny wydawał się japoński atak na
lądowe terytorium Stanów Zjednoczonych: Alaskę, a nawet
Kalifornię; spodziewano się też, że Ameryka mogłaby zostać
opanowana przez faszystów.
Tymczasem amerykańska armia lądowa, która potrzebowała
własnych kryptoanalityków, również przystąpiła do rekrutowania
młodych,
zdolnych kobiet. Najpierw wysłała listy do kilku szkół, do których
wcześniej zwróciła się marynarka wojenna, co wywołało gniewne
uwagi ze strony jej dowództwa, rozzłoszczonego faktem, że armia
„podbiera” im dziewczęta. Podobnie jak marynarka (US Navy), tak
samo wojska lądowe (US Army) szukały kobiet wykształconych –
najlepiej takich, które zdobyły doskonałe wykształcenie w zakresie
języków obcych, matematyki i nauk ścisłych. W Stanach
Zjednoczonych lat czterdziestych był tak naprawdę jeden zawód
dostępny dla kobiety o tak wysokim poziomie edukacji: szkolna
nauczycielka.
Ostatecznie więc (podczas gdy sztywni oficerowie marynarki
wojennej w białych rękawiczkach obrali sobie za cel ekskluzywne
żeńskie szkoły wyższe na północno-wschodnim Wybrzeżu)
amerykańska armia lądowa wysłała oficerów rekrutujących do
znacznie skromniejszych instytucji oświatowych – kolegiów
Strona 19
nauczycielskich na Południu i Środkowym Zachodzie. W kolegium
w Indianie w stanie Pensylwania Dorothy Ramale studiowała
matematykę, mając nadzieję, że zostanie nauczycielką tego
przedmiotu[12]. Dziewczyna wychowała się na pensylwańskiej wsi,
w niewielkiej miejscowości o nazwie Cochran’s Mills, znanej (jeśli
w ogóle była znana) jako miejsce urodzin Nellie Bly. Będąc średnią
z trzech sióstr, zwykle siadywała na ganku ich domku do zabaw
i marzyła o wielkim świecie. Miała ambicję odwiedzenia każdego
kontynentu na ziemi. Kiedy była dzieckiem, jedyny kontakt
z wielkim światem nawiązywała w takich rzadkich sytuacjach jak ta,
gdy Amelia Earhart[13] przeleciała nad miejscowym cmentarzem,
aby złożyć hołd pochowanemu tam swojemu krewnemu, a Dorothy,
razem z innymi dziećmi z jej szkoły, machała przelatującej w górze
legendarnej pilotce.
W czasie wielkiego kryzysu ojciec Dorothy utrzymywał rodzinę
z uprawy ziemi i z tego, co zarobił, opiekując się miejscowym
cmentarzem. Ludzie czasem pytali go, czy nie żałuje, że nie ma syna
do pomocy, ale on zawsze odpowiadał, że jego trzy dziewczynki są
tak samo dobre jak chłopcy. Dorothy pomagała mu grabić siano
i wykonywała inne obowiązki, niekiedy wchodząc do świeżo
wykopanych grobów, aby podać mu narzędzie, które upuścił.
W szkole często zdarzało się, że była jedyną dziewczyną
uczestniczącą w zajęciach z trygonometrii. W owych czasach nie
zachęcano kobiet do nauki matematyki, a w niektórych częściach
kraju w ogóle nie było nauczycielek tego przedmiotu, jedynie sami
mężczyźni. Dorothy wiedziała zatem o swoich niewielkich szansach
w tym zakresie, ale matematyka była jej pasją.
W czasie ostatniego roku studiów, późnym wieczorem pewnego
lutowego dnia Dorothy była świadkiem, jak jej koledzy wsiedli do
autokaru i zostali odwiezieni do Pittsburgha, by zacząć służbę
wojskową. Przyglądała się temu przez łzy. Potem kampus wydawał
się jej opuszczony i straszny. Kiedy dziekan studentek zaprosiła ją
na rozmowę, od razu przystała na tę propozycję.
Ale nawet to nie wystarczyło. Armia wciąż potrzebowała coraz to
Strona 20
większej liczby deszyfrantek. Zaczęła więc szukać poza kampusami
uniwersyteckimi, zwracając się do nauczycielek zainteresowanych
zupełnie nową ścieżką kariery zawodowej. Znalezienie takich kobiet
nie sprawiało problemu. Zarobki nauczycielskie jak zawsze były
niskie, a klasy często przepełnione. Wojsko wysyłało przystojnych
oficerów do małych miasteczek, odległych miast i wiosek, gdzie
zatrzymywali się na pocztach, w hotelach i innych miejscach
publicznych[14]. Ich pojawieniu się towarzyszyły plakaty
i ogłoszenia w prasie, szukające kobiet gotowych przenieść się do
Waszyngtonu, aby tam wspomóc wysiłek wojenny; oferujące
zatrudnienie tym, które „potrafią trzymać język za zębami”.
***
W taki właśnie sposób pewnej wrześniowej soboty 1943 roku młoda
nauczycielka o nazwisku Dot Braden spotkała dwie osoby
werbujące, które stały za stołem w holu hotelu Virginia –
najlepszego w jej rodzinnym, wirginijskim mieście Lynchburg,
a zarazem jednego z najwspanialszych na całym Południu[15].
Mężczyzna za stołem był oficerem armii lądowej, zaś rekrutująca
kobieta nosiła ubranie cywilne. Dot miała wówczas dwadzieścia trzy
lata, była ciemnowłosą, szczupłą dziewczyną, żądną przygód
i świadomą swoich umiejętności. Rok wcześniej skończyła naukę
w żeńskiej szkole Randolph-Macon, gdzie studiowała między innymi
język francuski, łacinę i fizykę. Przez rok pracowała jako
nauczycielka w publicznej szkole średniej i nigdy więcej nie chciała
powtarzać tego doświadczenia. Najstarsza z czworga rodzeństwa;
miała dwóch braci służących w wojsku. Musiała sama się
utrzymywać i pomagać finansowo matce.
Nie wiedząc dokładnie, do czego się zgłasza (w czasie rekrutacji
nie dostawało się szczegółowego opisu obowiązków), Dot wypełniła
formularz podania o pracę w Departamencie Wojny. Zaledwie kilka
tygodni później znalazła się w pociągu, który ze stukotem zmierzał
na północ przez pola tytoniu południowej Wirginii do odległego