11263
Szczegóły |
Tytuł |
11263 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11263 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11263 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11263 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Plik pobrany ze strony http://wwvy.ksiazki4u.prv.pl
lub http://www.ksiazki.cvx.pl
Autor K.S. Rutkowski
CZAS BURZY
Przychodzi nagle i bez ostrzeżenia. Zaczyna się spokojnie i dopiero potem się rozkręca. I trwa kilka - kilkanaście dni. Zdarza się dwa, trzy razy na rok. To chyba nie jest zły wynik, bo chyba innym częściej...
Tym razem rozpoczyna się w sklepie. Największym centrum handlowym w Koszalinie. Takim z knajpami, barami, ruchomymi schodami, skałkami do wspinaczek i sceną artystyczną, na której co rusz różne miejskie beztalencia próbują swoich sił. Tańczą, śpiewają , recytują i grają na różnych instrumentach, marząc o WIELKIEJ SŁAWIE. Moim zdaniem zdecydowaną większość z nich, czeka co najwyżej przygrywanie do kotleta, lub kamień u szyi i dno jakiejś rzeki. Prawdziwe talenty żyją sobie w ukryciu, patrzą na wszystko z boku i nie kurwią się w jakichś graj dołach.
Chodzimy więc sobie po tym sklepie. Głównie oglądamy niż kupujemy. Takie czasy. Niosę młodszą córkę, starsza idzie przy matce. I nagle się zaczyna...
- Ta kobieta spojrzała na Ciebie jakby cię znała. UŚMIECHNĘŁA SIĘ.
- Która?
- Dobrze wiesz która. TA NA KTÓRĄ TY TEŻ SIĘ GAPIŁEŚ.
- Oj, kotku. Wrzuć na luz. Kłótni chcesz?
- Ładna. Przynajmniej jesteś wybredny. Ale to żadna pociecha.
- KTÓRA TO BYŁA KOBIETA?
- Tamta - pokazuje jakąś babkę, u boku jakiegoś faceta. Fakt faktem wartą uwagi. Ale nieznaną mi babkę.
- Widzę jak cieknie ci ślinka. Jej, zresztą, też.
- Ej, co cię ugryzło , zaczął ci się okres?
- To nie okres. To zwyczajna kobieca intuicja. INTUICJA.
- Jak zwał tak zwał. Nie zaczynaj, bo się skończy awanturą.
- No dobrze, przepraszam... Nie chcę się kłócić. Ale ta babka naprawdę się na ciebie gapiła. Myślałam, że się znacie.
- Gapiła się bo jestem przystojny. Moda jest na krótkie włosy, a ja nosze pióra do ramion. Mam trzydzieści lat, dwoje dzieci, a nie wyhodowałem sobie brzucha. A po za tym, czy widziałaś jej faceta? Czy gdybyś ty sypiała z taką KREATURĄ, nie oblukiwała byś w sklepie innych mężczyzn?
Uśmiecha się.
- Cały mój mąż. Jak zawsze skromny, wyrozumiały i pełen współczucia dla bliźnich.
- A jak! To cały ja. Właśnie coś takiego napiszą kiedyś pod moim zdjęciem w encyklopedii.
- Śrutu tutu... Chodźmy lepiej na kawę do tej mojej ulubionej kawiarni...
- Dobra...
Tak naprawdę to nie atmosfera tej kawiarni przyciąga moją żonę, tylko cholernie przystojny, młody kelner. I ona też mu się podoba, wyraźnie to widzę, ślepy nie jestem. Zawsze uwodzi ją wzrokiem ilekroć tam jesteśmy, a gdy tylko przechodzimy obok tej kawiarni, zawsze się z niej wyłania i odprowadzają patrzałkami, mierząc jej tyłek i całą resztę. Czy się na to wściekam? Ależ skąd. Chłopak ma dobry gust. A po za tym nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem i gdyby posunął się za daleko, pożarłbym go na śniadanie razem z obuwiem.
A propos przyszłej notatki o mnie w encyklopedii. Pewnie będzie brzmieć tak: "... cynik, nonkonformista, mierny pisarz. Przystojniejszy od Wojewódzkiego, bardziej męski niż Maleńczuk.
A napis na moim grobie:
"Urodził się, bo nie miał innego wyjścia. Umarł, bo je w końcu odnalazł."
Albo coś w tym stylu. **
Parę dni później. Noc. 99,9% Polaków śpi, ale mnie , jak zwykle, to nie dotyczy. Siedzę przed kompem i stukam w klawisze. Przede mną rząd pustych puszek po piwie i kilka pełnych. Alkoholik w klasycznym wydaniu. Jestem w pokoju sam. Cisza, że aż miło. Aż tu nagle BUM!
- Aha! Mam Cię! - słyszę za plecami.
- O co ci chodzi?
- O to z kim czatujesz?! No i znowu pijesz! Skończysz w Stanominie. Pewnie tak. Ale co tam. Słyszałem, że to ładna miejscowość.
- No żesz... Tylko mi nie mów , że jesteś zazdrosna o net?
- A właśnie że jestem. Umawiasz się przez niego z jakimiś DZIWKAMI, a potem gdzieś je posuwasz. Pokaż no, pokaż z kim to tak w środku nocy gadasz!
-Proszę bardzo...
- O! O! A nie mówiłam !! SAME KOBIETY!! Który to twój nick?! Już nie używasz Tailor?!
- Nie. Teraz używam "Susan"
- Co, co, TY ZBOCZEŃCU?! TO PEWNIE DLA ZMYŁKI! NIE CHCIAŁEŚ ŻEBYM CIĘ PRZYŁAPAŁA!!
- Właśnie tak. A skoro już doszliśmy do sedna, to może teraz dasz mi dokończyć tą INTERESUJĄCĄ ROZMOWĘ.
- CHCE WIEDZIEĆ CO PISZESZ DO TYCH WSZYSTKICH SZMAT?!
- To miłe dziewczyny.
- To szmaty!
- To bardzo miłe i fajne dziewczyny. -A chociaż wiedzą, że masz dzieci?
-Tak. Całą klasę. Powiedziałem, że uczę w szkole.
- Jesteś draniem i sukinsynem! Draniem i sukinsynem!
- O Jeeezu... Pierdole to. Wyłączam net i idę spać!
- Idziesz, bo nie chcesz, żebym widziała co DO NICH piszesz!
- Idę, bo już nie mogę słuchać twojego brzęczenia.
- Brzęczenia? WAL SIĘ TY SUKINSYNU!!
Idę do łóżka. Ona po chwili kładzie się przy mnie. Odwracamy się plecami do siebie. Moje koleżanki z czatu dla lesbijek, będą musiały obejść się dziś smakiem. Ta fajna, przebojowa laska Susan, dała im dziś nogę. Cholera, wszedłem tam z nudów i z ciekawości i swoją feministyczna gadaniną rodem z kolorowych pism mojej żony, zdobyłem sobie całkiem sporą rzeszę sympatyczek. Tak dziewczyny, przykro mi. Susan to tylko facet. I to na dodatek z chorą wyobraźnią. Zwyczajna męska szowinistyczna świnia. Chociaż na moje usprawiedliwienie mam to, że miałem być dziewczynką, ojciec i matka bardzo chcieli, ale jakoś nie wyszło. Ale kto wie... Może kiedyś zmienię płeć. Czasami mi się wydaje, że wy KOBIETY, macie w życiu znacznie prościej...
**
Dwa dni później. Siedzę w pracy. Jest 9 rano. Cały poprzedni wieczór spędziliśmy na kłótni. Wypominaniu sobie różnych rzeczy. Bezsensu. Te rundę ona wygrała. Ale następną postanawiam ja. Życie z kobietą z charakterem, to często walka na śmierć i życie. Jeśli facet okaże się w niej słabszy, spuści z tonu i da babce wygrać - już po nim. Już zawsze to on będzie odkurzał, prał, zmywał gary, a piwo oglądał tylko na ekranie telewizora. Chyba najlepszym wynikiem w tej walce jest remis. Pół na pół, na 12 rund.
Ale dobra... Czas odbić piłeczkę...
Idę do kierownika i zwalniam się z roboty na godzinę. Facet słynie ze swojego poroża i pewnie sobie myśli, że i ja jadę sprawdzić, czy i aby mi ktoś go nie przyprawia. Tak, drętwy kutasie, myślę, właśnie to jadę zrobić.
Wsiadam do samochodu i kwadrans później parkuje pod domem. Dobra skarbie, mówię sobie, teraz ja pogram w twą grę zwaną ZAZDROŚĆ. Zresztą, kto wie, czy to będzie tylko gra? Idealne warunki. Mąż w pracy, starsze dziecko w szkole, a młodsze jeszcze na tyle małe, żeby nie skumać, że ten dobry wujek, chadzający rankiem po mieszkaniu w tatusinych kapciach, to potencjalne zagrożenie dla związku jego rodziców.
Sam otwieram kluczem drzwi i wpadam do chaty. Jak tornado. AHA, BRATKU, jeśli gdzieś tu jesteś, za chwilę wyprawie cię do ALLACHA!
Moja niewiasta jeszcze śpi z naszą najmłodszą córką. Albo tylko udaje, żeby ratować tyłek swojemu gachowi. Nagle otwiera ze zdziwieniem oczy i unosi głowę. Dobra aktorka.
Zaglądam do jednego pokoju, potem drugiego. Potem kuchnia, łazienka. Zaliczam szafę. Rozumiecie, cały ten schemat. Nawet schylam się i zapuszczam żurawia pod łóżko.
A potem balkon. Idealne miejsce żeby szybko ukryć kochanka. Ale akurat na moim żaden delikwent nie trzęsie się z zimna i ze strachu. Przytomnie przechylam się nad balustradą i spoglądam w dół. Nie dostrzegam żadnego faceta rozgniecionego na chodniku. Może powinienem sprawdzić w szpitalu? Albo od razu w kostnicy?
A potem na powrót ruszam do wejściowych drzwi.
- Ej, ej, a co to ma znaczyć? - słyszę głos mojej żony.
- Nic . Sprawdzam tylko ,czy aby żaden lis nie buszuje w moim kurniku - odpowiadam i wychodzę.
Cała akcja nie trwała nawet minuty. Prawdziwy, błyskawiczny atak samotnego komandosa. Tak tak, Johnie Rambo, nie dorastasz mi nawet do pięt.
**
Dwa dni później. Wracam skądś wieczorem. Zjebany. I jakiś taki chory. Chyba łapie grypę, bo nieźle jebie mnie łeb. Wita mnie niewesołą miną. Oho, znowu się zaczyna, myślę.
- Co się stało ? - pytam.
- Właśnie przeczytałam twoje opowiadanie.
- Które? -Nowe.
-A te... No i co?
- Pamiętam tę historie . To opowiadanie AUTOBIOGRAFICZNE.
- Chyba żartujesz. Gdy miałem 23 lata, byłem już z tobą.
- Pozmieniałeś sporo, zrobiłeś z siebie WIELKIEGO MACHO, ale to opowiadanie autobiograficzne.
- Jakiego macho? Ten gość to żałosny dupek, który sam nie wie na chuj żyje.
- Może. Ale ja pamiętam tę historię. Tą dziewczynę. Opowiadałeś mi kiedyś o niej. O tym jak się w niej podkochiwałeś. I o tym jak później skończyła. Pozostawiłeś nawet jej dziwkarski pseudonim.
- O Chryste Panie, znowu zaczynasz...?
- Powiedz, bzykasz ja dalej, co? Odwiedzasz ją w tym burdelu, czy tam gdzie ona teraz jest?
- No nie, nie wierzę...
- No powiedz, powiedz! Słucham! Słucham!
- Daj spokój! Proszę! BANIAK MI JUŻ PĘKA OD TYCH WSZYSTKICH BZDUR!!
- No to się wyprowadź! Wracaj do swojej mamusi! Do wiecznie zapijaczonego ojca i takiego samego brata! Na tą swoją kurewską ulicę!!
- Nie będziesz obrażać mojej rodziny. WYCHODZĘ!!
- A idź! Idź! Tak najlepiej! Najlepiej zawinąć się i pójść! Byle jak najdalej od PRAWDY!! Idź do kolesi! Znowu puść się z nimi w TANGO! Ale pamiętaj! Zapamiętaj sobie dobrze! Jeśli znów wpakujesz się w jakieś kłopoty, mój ojciec już tak szybko nie wyciągnie cię z więzienia! Pamiętaj!
Jej stary to facet z dużą kasą i sporymi wpływami. Ale ja też kiedyś będę miał takie. Na tamtym świecie.
- Kurwa mać , NAPRAWDĘ WYCHODZĘ!
- No to idź! Tylko jak będziesz wychodził, nie trzaskaj drzwiami! Nie ty potem usypiasz dzieci!
Klatka schodowa. Ulica. Przechodnie. Samochody. Deszczowy wieczór. Normalna, kurwa, jesień. Nerwy. Ochota na picie. Jak zresztą zwykle...
Knajpa. Pełno gówniarzy. Połowa z nich nie ma osiemnastu lat. Ale pijąjakby mieli 30. No i dobra. Ja gdy byłem w ich wieku, piłem jakbym miał 40. Podchodzę do baru.
Barmanka. Zwykle w tej knajpie obsługiwał barman, ale, widać , dali mu kopa. Wsiora wno. Mam to gdzieś. A tak szczerze mówiąc, lata mi to koło chuja.
Lokal wypełnia muza Leonarda Cohena. Generalnie nie mam nic przeciwko niemu. Ale dzisiaj jego znany kawałek, rozbrzmiewa dla mnie jak marsz dla żółwi pędzących do wodopoju.
Zaczynam pić. Zwykle ładuje w siebie piwo, ale dzisiaj chcę się najebać znacznie szybciej. Aplikuję więc sobie wódkę.
Po jakichś 40 minutach nieciekawa barmanka, zaczyna się robić całkiem możliwa. Oto, drodzy panowie z Budki Suflera, jak działa czarodziejka gorzałka! Po kolejnych piętnastu, puszczam do barmanki oko i zaczynam się produkować. W najbardziej prostacki sposób. Byle tylko coś gadać.
- Wiesz, ładna jesteś...
- O, naprawdę...?
- No. I masz piękne nogi.
Przechylam się nad barem i na nie zerkam. Krzywe jak u pająka. Gwiżdże z podziwu.
- Naprawdę ładne...
- O dzięki. Miły jesteś.
- No i te piersi. Są po prostu cudowne.
- Ej, nie przesadzaj.
- Nie przesadzam. Mówię prawdę. Twoje piersi są po prostu cudowne. Jej cycki są tak małe, że prawie nie widać ich przez bluzkę.
- No, dzięki. Ale już przestań, dobra? Wyglądasz na miłego faceta i chyba nie chcesz, żebym sobie pomyślała, że jesteś jakimś zboczeńcem.
- Nie jestem. Chcę cię tylko poderwać. Podobasz mi się. -Ty mi też, ale mam męża.
- A ja żonę. Więc jak?
- Kończę pracę za dwie godziny. Jeśli poczekasz , to może dam ci się gdzieś zaprosić. -Ok.
Po jakimś czasie wychodzę przed bar i dzwonię z komórki do domu. ONA nigdy nie dzwoni pierwsza. To też pewien rodzaj klasy. Ale wiem, że po każdej awanturze siedzi ze słuchawką w ręku, bo zawsze odbiera telefon już po pierwszym sygnale.
- Słuchaj... - Mówię, nie dając jej dojść do głosu - Słuchaj mnie, kurwa, uważnie! Właśnie jestem w barze, pije i bajeruję CUDOWNĄ dziewczynę. LASKĘ JAKICH MAŁO. Odpadasz przy niej w przedbiegach. Wygląda jak anioł, który wyrwał się cichaczem z nieba ,żeby sobie poużywać na Ziemi. I wiesz co zaraz z nią zrobię? Nie wiesz?! To ci powiem. Wezmę ją do jakiegoś hotelu i zerżnę tak, że aż polecą wióry! NO TO SIĘ W KOŃCU DOIGRAŁAŚ TY POPIEPRZONA DZIWKO!! Zerżnę ją tak, że aż polecą wióry!
- Zeeerżnieeesz taaak...? A czym? -TYM CO MAM!
- Masz niewiele.
- Dobra, zobaczymy co na ten temat powie ta dziewczyna.
-TY DRANIU!! NATYCHMIAST WRACAJ DO DOMU!! SŁYSZYSZ?! NATYCHMIAST WRACAJ DO DOMU!!
**
Jakąś godzinę później. Podwórko przed domem. Klatka schodowa. Drzwi. Otwierają się przede mną, nim zdążyłem zapukać...
Wchodzę do mieszkania. Chwila ciszy. Pojedynek spojrzeń. Ślady Łez na jej policzku. -Ty skurwysynu...
- Ty idiotko.
- Kocham cię, wiesz...? -1 ja Ciebie.
Pocałunek. Łóżko. Naprawdę dobry seks. Koniec burzy. Czekanie na następną.