11219
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 11219 |
Rozszerzenie: |
11219 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 11219 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 11219 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
11219 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Autor: WIESŁAW GWIAZDOWSKI
Tytul: Test Judasza
Z "NF" 1/98
- CHCIAŁBYM PÓJŚĆ do szkoły - powiedział, przerywając
rytualne milczenie podczas kolacji.
Rodzice zamarli z uniesionymi widelcami.
- Chciałbym się uczyć - rzucił chłopak jeszcze raz,
przenosząc spojrzenie z ojca na matkę i na powrót.
- Dobrze - odparł mężczyzna i wrócił do posiłku.
Matka uśmiechnęła się lekkim skrzywieniem warg.
Nie padło ani słowo więcej.
TESTORZY nie wyglądali miło. Pod nienagannymi garniturami
szarego koloru, mimo czerwonych krawatów i lśniących
lakierek wyczuwało się przerażający chłód. Wzbudzali
szacunek niczym skały, na których można zbudować dom, lub
nawet stworzyć państwo.
Chłopak stał z opuszczoną głową, drżąc ze strachu, a
wspomnienia przesuwały mu się przed oczami. Wraz z kumplami
obrzuca kamieniami budynek urzędu. A to śmieje się z
potrąconej staruszki, która padła w kałużę. Albo zamiast
umyć samochód znanego dygnitarza, jak grzecznie każe
dyrektor, woli dzień przeklęczeć na grochu. Wiele innych
jeszcze podobnych zdarzeń przewija się przez jego pamięć. A
że nie potrafi się od nich uwolnić, więc się im poddaje.
Testorzy tymczasem zdawali się zaglądać mu do umysłu i
serca, wyczuwać drżenie. Obojętni i zimni trwali w bezruchu,
hipnotyzując niczym roboty. Czy mogli być sztuczną
inteligencją? Tyle mówiono o niej w radiu i telewizji.
Chłopak marzył, by stanąć kiedyś przed kamerami i błysnąć
intelektem, pochwalić się świadectwem. Nie chciał jak ojciec
tyrać przez całe życie za najniższą stawkę. Kiedyś
chodzenie do szkoły było rzeczą najzwyczajniejszą na
świecie. Podobno dzieci takie jak on wręcz migały się, by
do niej nie iść. Trudno uwierzyć, lecz skoro wielu ludzi tak
mówi, musi być w tym odrobina prawdy. Dlaczego tamte czasy
minęły?
Odkąd pamiętał, ojciec wychodził wcześnie, a wracał późno i
każdego dnia wydawał się starszy. Matka ledwie potrafiła się
podpisać, więc od dawna nie pracowała, nieznajomość alfabetu
sprawiła, iż oszukano ją kilkakrotnie.
W świecie, w którym uczciwy człowiek był wyjątkiem, nie
mogła spodziewać się niczego innego. Pogodziła się więc, choć
tego, co przyniósł ojciec z trudem starczało na opłaty i
życie. Żyć zaś musieli. Dlatego chłopak zaczął kraść, gdy
tylko stwierdził, że może uciec poszkodowanym. Nie stoczył
się jednak całkowicie. Może to strach przed więzieniem
wyprostował równię pochyłą?
Zmianę myślenia przyspieszyło spotkanie z grupą modnie
ubranych szczeniaków. Mieli na sobie ciuchy, które chłopak
wręcz bałby się ukraść. Nie zastanawiał się długo. Gorzej
poszło ojcu, który musiał pójść z prośbą do urzędu.
Uzyskanie prawa wstępu do bezpłatnej szkoły było cudem. Cud
dokonał się w dwa miesiące później. W każdym razie przedsmak
cudu. Chłopak stał przed testorami.
Ich oczy o metalicznym połysku wyciągały prawdę z
najgłębszych zakamarków kłamstwa. Nie pytali - wiedzieli
wszystko. Analizowali zdobyte dane, wymieniali telepatycznie
uwagi, na zimno kalkulując za i przeciw.
Czy był im potrzebny analfabeta o kryminalnej
przeszłości? Czy wart jest tego, o co prosi?
Czy nie zawiedzie zaufania? Czy spełni oczekiwania, a
włożone pieniądze nie przepadną?
Takie pytania zaprzątały inteligentne umysły. Wiedzieli,
że adept zerwał z przeszłością, lecz czy wspomnienia nie
wpłyną na jego charakter? Oto najważniejsza z niewiadomych.
CZAS MIJAŁ. Po siódmej zrobiła się dwunasta, a po niej
dwudziesta. Test trwał nieprzerwanie. Chłopak odczuwał głód,
a zmęczenie zaczęło mu podsuwać dziwne pomysły. Wspomnienia
straciły spójność, przynosząc fałszywe początki, rozwinięcia
i zakończenia. Zagubił się nie zauważając, że życie, które
ogląda nie jest jego życiem. Ujrzał matkę i ojca klęczących
w sypialni. Przed nimi stali dawni koledzy, mierząc z
pistoletów w głowy ofiar. Dostrzegł siebie pośród
napastników.
- Jesteś jednym z nas - usłyszał głos. - Dlaczego
zapragnąłeś odejść? Kto nakłonił cię do zdrady?
Te słowa skierowano do niego. Stał z boku, nie wiedząc co
odpowiedzieć.
- Mam ich zabić, byś zmienił zdanie?
Chaos kłębił się w oszalałym umyśle, nie przynosząc
właściwej odpowiedzi. Gdzie było wyjście z pułapki?
Rodzice nie patrzyli na syna, a więc nie mógł dostrzec ich
oczu. Z opuszczonymi głowami posłusznie czekali na werdykt.
Gubił się, nie rozumiejąc koszmarnej sytuacji. Któż wplątał
go w matnię?
Otworzył usta, by odpowiedzieć, gdy nagle obraz zamazał
się i oto stał już przed wystawą jubilera. Wiedział, że
planują z kumplami napad na bezczelnego. Wszyscy byli
niepełnoletni i nawet w razie wpadki mieli pewność łagodnego
wyroku. Za paskiem spodni chował dziewiątkę, czuł jak go
uwiera. Drżał lekko, bijąc się z myślami. Wiedział, że nie
powinien wydobywać broni, czuł, że ktoś zginie.
- Pękasz? - Niezależnie kto pytał, jeżeli nie podejmie
szybko decyzji, wszystko potoczy się bez jego wiedzy i
zgody.
- To nie dla mnie - mruknął odchodząc o krok.
Napotkał spojrzenia kumpli i zrozumiał, że według nich
odmowa równa się zdradzie!
Okrążyli go, zagradzając drogę ucieczki. Stał
sparaliżowany. Popełnił błąd. Coś twardego dotknęło jego
pleców. Przyjazny głos zabrzmiał w uszach.
- Pójdziesz, bo jak nie...
Zrozumiał groźbę tak jak powinien.
- Na co więc czekamy? - zapytał.
Dziesięć sekund później stał przed jubilerem, mierząc mu w
czoło. Widział kropelki potu na powiekach i przerażenie w
oczach starego człowieka.
Kumple uwijali się wśród gablot. Kilku klientów z
uniesionymi rękami stało pod ścianą. Ścienny zegar tykał
miarowo. Dziwne, że słyszał go mimo zamieszania, brzęku
kosztowności i tłuczonego szkła. Kątem oka zarejestrował
otworzenia się rzeźbionych drzwiczek.
- Ku-ku, ku-ku... - zaśpiewał biały drewniany ptaszek.
Jubiler skoczył ku drzwiom na zaplecze.
Strzelił, nie mierząc, w jego stronę.
Znów obraz rozmył się na chwilę. Chłopak rozejrzał się i
zamarł. Był w ogromnej pustej hali. Pamiętał, dokładnie w
takiej hali po raz pierwszy poznał smak kobiety. Nie znał
jej przedtem i nic go nie obchodziła. Ważne, że nie zbłaźnił
się przed kumplami.
Ujrzał ich kilka sekund później. Stali wokół metalowej
skrzyni śmiejąc się i krzycząc. Jak zwykle, gdy byli
zadowoleni.
Zajrzał ponad ich barkami i zaraz cofnął się odruchowo.
Był tam! Przywiązany do metalowej skrzyni, z wykrzywioną
bólem twarzą świecił gołymi pośladkami, gwałcony przez
czarnego frajera.
- Odechce ci się szkoły!
Cofnął się jeszcze o krok.
- Pieprzony zdrajco!
Znał to. Przypominał sobie chłopaka, który odszedł z
paczki, by kilka dni później trafić do kostnicy. Rodzina
rozpoznała go po znamieniu na lewej łydce. Nie miał nawet
zębów.
Nie brał udziału w egzekucji, ale słyszał z pewnych ust
co się stało. Nabuzowany kryształkami nie przejął się w
ogóle. Zdrajca to zdrajca. Teraz zrozumiał, że jego spotka
to samo.
- Nie! - krzyknął, rzucając się na kumpli.
Odepchnął dwóch najbliższych, trzeciemu wymierzył haka w
podbródek. Sięgnął jednocześnie lewą ręką po dziewiątkę i
zamarł z dłonią na pasku. Nie miał broni!
- Oszalałeś? Bronisz tej kurwy?
Obejrzał się i zastygł nie wierząc oczom.
Dziewczyna rozmyła się w tęczy kolorów wciągając go w
otchłań. Zapadał się i zapadał, aż dotknął stopami progu
swego mieszkania. W środku przystanął przerażony nagością
ścian. Pustka, cisza i tajemnica. "Co do cholery?" -
krzyknął zaglądając do pokoi. Ani jednego mebla, ani jednego
obrazu czy lustra. Żadnych zasłon w oknach, żadnego dywanika
na podłodze. Nic! "Co jest!" - powtórzył, a kurz i pajęczyny
wytłumiły echo.
Ostatni raz dotknął ścian. "To mój" - upewnił się,
zamykając za sobą drzwi. Nie rozumiał. Przeprowadzili się?
Dokąd?
Wyszedł na klatkę schodową i oparł się o poręcz. Sąsiadka
z dołu przeszła obok, nie dostrzegając go.
- Halo? - zagadnął. - Co stało się z ludźmi, którzy tu
mieszkali?
Popatrzyła nieufnie, poprawiając na biodrze kosz z
bielizną.
- Coś za jeden? - spytała.
- Krewny. Przyjechałem w odwiedziny. Z zagranicy.
Obejrzała go dokładnie.
- Nie żyją - odparła.
- Jak to nie żyją?
- Tak to. Będzie miesiąc jak ich zabili.
- Kto zabił?
- A bo ja wiem? Nie moja rzecz.
- A syn?
- Nie wiem. Nic nie wiem.
Odwróciła się ku schodom.
Znów wpadł w wir kolorów.
Po drugiej stronie powitał go metaliczny wzrok testorów.
Stał przed nimi dokładnie tak jak przed wyprawą w
wyobrażenia i drżał. Nie mógł pojąć tego czego doświadczył.
Bał się jak jeszcze nigdy w życiu.
Test trwał dwadzieścia cztery godziny. I potem testorzy
natychmiast ogłosili werdykt. Pozytywny.
NASTĘPNEGO DNIA chłopak zjawił się w wyznaczonej placówce
wychowawczej i rozpoczął nowe życie. Wzniósł się ponad
przeciętność, zrozumiał czym jest wiedza i co zawdzięcza jej
świat. Zacisnął palce w pięści i rozprostował je, odcinając
się od przeszłości, aczkolwiek jego charakter nie uległ
diametralnej zmianie. Nadal chciał przede wszystkim zostać
kimś, kogo będzie stać na to, co inny musi ukraść.
W dwa tygodnie po rozpoczęciu szkolenia otrzymał
wiadomość o śmierci rodziców. Zostali zabici we własnym
mieszkaniu.
Nie pojechał na pogrzeb.
I nie wskazał zabójców, choć domyślał się, kim byli.
Byli przeszłością.
Wiesław Gwiazdowski