11206

Szczegóły
Tytuł 11206
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11206 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11206 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11206 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ISAAC ASIMOV przedstawia najlepsze opowiadania science-fiction (1958) Tytu� orygina�u: Isaac Asimov presents the great sf stories: 20, (1958) Poul Anderson Ostatni wybawcy ludzko�ci .......................................6 Isaac Asimov Poczucie si�y................................................................20 Brian W. Aldiss Biedny ma�y wojownik...........................................31 Robert Silverberg �elazny kanclerz..................................................39 Robert Sheckley Nagroda za ryzyko..................................................60 Avram Davidson A wszystkie morza b�d� pe�ne ostryg.................. 79 Cyril M. Kornbluth Dwa przeznaczenia...........................................91 Clifford D. Simak Wielkie frontowe podw�rze..............................141 Cordwainer Smith Dezintegracja m�zgu........................................184 I Dolores Oh..............................................................................186 II Zagubione zamkni�te pole......................................................189 III Sekret starego m�zgu.............................................................190 Rog Phillips ��ta pigu�ka..................................................................195 Katherine MacLean Nieludzkie po�wi�cenie.................................209 James E. Gunn Nie�miertelni............................................................239 Wst�p Rok 1958 by� pe�en wydarze�. Ukaza�y si� w nim takie dzie�a, jak Zawr�t g�owy (Yertigo) Alfreda Hitchcocka i Dotkni�cie zla (Touch of Evil) Orsona Wellesa. Innymi wa�nymi filmami roku by�y Po�udniowy Pacyfik (South Pacific), Gigi, Mlode lwy (The Young Lions), Auntie Mam�, Kotka na gor�cym blaszanym dachu (Cat On A Hot Tin Roof) z Elizabeth Taylor i Paulem Newmanem, oraz Separata Tables Delberta Manna. Oskara za najlepszy film zdoby� m�g� tylko jeden obraz. By� nim Gigi. W sporcie "Yankees" wygrali World Series przed "Milwaukee", "Tim Tam" wygra� Kentucky Derby, a Althea Gibson wygra� US Open. Najwi�kszym wydarzeniem roku by� jednak mecz "Baltimore" z "Giants" w mistrzostwach NFL. Ten mecz niekt�rzy uwa�aj� za najlepszy w historii �wiata. Wygrywaj�ce przy�o�enie uzyska� w nim Alan "The Horse" Ameche, bratanek aktora Dona Ameche'a. W tym prze�omowym roku ukaza�y si�: Lodowy Pa�ac (Ice Palace) Edny Ferber, Doktor �ywago Borysa Pasternaka, Tylko w Ameryce (Only In America) Harry'ego Goldena, Lolita W�adimira Nabokova i Anatomia morderstwa (Anatomy OfA Murder) Roberta Traver a. Za najlepsze ksi��ki roku zosta�y jednak uznane Dear Abby Abigail Van Buren i The Sundial Shirley Jackson. Tego roku otwarto pierwsz� restauracj� sieci Pizza Hut. Za najlepsze przedstawienie roku uznano Sunrise At Campobello z Ralphem Bellamym jako FDR. Mi�dzynarodowy Konkurs Czajkowskiego wygra� rewelacyjny Van Cliburn. NASA zosta�o powo�ane do �ycia w roku 1958, aby doprowadzi� do podr�y cz�owieka w kosmos. James Van Allen odkry� pasy radiacyjne wok� ziemi, kt�re nazwano na cze�� odkrywcy jego imieniem. Firma "Decca" wyt�oczy�a pierwsz� p�yt� stereofoniczn�. �mier� zabra�a tego roku poapie�a Piusa XII, Mike'a Tokke'a, Ronalda Colmana, Tyrone'a Powera, Christiana Diora, W.C. Handy'ego i Roberta Donata. Mel Brooks sta� si� Melem Brooksem. Rok ten okaza� si� wreszcie owocny dla ameryka�skiej astronautyki. Z przyl�dka Canaveral uda�o si� wystrzeli� pierwszego ameryka�skiego sztucznego satelit� ziemi. Bliski Wsch�d dalej pozosta� Bliskim Wschodem. Seria krwawych zamieszek w Bejrucie doprowadzi�a do wyl�dowania tam ameryka�skich marines. Egipt, Syria i Jemen po��czy�y si� w Zjednoczon� Republik� Arabsk�, kt�ra rozpad�a si� trzy lata p�niej. Charles de Gaulle zacz�� przewodzi� Francji i aby powstrzyma� przewr�t wojskowy, ustanowi� Pi�t� Republik�. Fidel Castro dalej walczy� z Batist� na Kubie. Alaska sta�a si� stanem. Wybuch� wielki skandal, kt�ry doprowadzi� do rezygnacji sekretarza stanu, Shermana Adamsa. W kulturze pop powsta�y takie utwory, jak "Tom Dooley", "Bird Dog", "Twilight Time" Platters�w, "Pink Shoe Laces", "Fever". Jonny Cash za�piewa� swoj� "Ballad of Teenage Queen". Najlepszym musicalem na Broadwayu by� Flower Drum Song. W telewizji wydarzeniami by�y Poszukiwany: �ywy lub martwy (Wanted: Dead or Alwe) ze Steve'em McQueenem i The Donna Reed Show. W �wiecie science-fiction ukaza�o si� du�o dobrych opowiada�, ale nie by� to najlepszy rok. W wieku 35 lat zmar� Cyril M. Kornbluth i w wieku 45 lat - Henry Kuttner. Nadal trwa�a eksplozja wydawnictw proponuj�cych tanie ksi��ki w papierowych ok�adkach. Poznali�my takie utwory, jak Immortality Delivered Roberta Sheckleya, The Space Willies Erica Franka Russella, The Cosmic Rape Theodore'a Sturgeona, OfMen and Mon-sters Williama Tenna, The Edge of Time Donalda A. Wollheima, The Path ofUnreason George'a O. Smitha, Undersea City Frederika Pohla i Jacka Williamsona, The Lincoln Hunters Wilsona Tuckera, A Touch of Strange Theodore'a Sturgeona, The Languages ofPao Jacka Vance'a i Invaders from Earth Roberta Silverberga. Je�eli chodzi o rynek magazyn�w, to sprawa przedstawia si� niedobrze. Pad�o ich a� pi��: "Science Fiction Quarterly", "Science Fiction Adventures", "Imagination Science Fiction", "Space Travel" i "Infinity Science Fiction". Ten ostatni uwa�a�em za szczeg�lnie warto�ciowy. Dodatkowo dwa nowo powsta�e i bardzo obiecuj�ce magazyny zdo�a�y ukaza� si� tylko raz i zaraz pad�y. "Yenture Science Fiction" po��czy� si� z 'The Magazine of Fantasy and Science Fiction". Nie wiod�o im si� w dalszym ci�gu najlepiej, dopiero stworzenie firmy wydawniczej Contributing Science Editor przez Isaaca Asimova stanowi�o punkt zwrotny. Robert Milles zast�pi� Anthony'ego Buchera jako edytora "S & SF", a Domon Knight zacz�� wydawa� "IF". W tym pami�tnym roku 1958 powsta�o du�o dobrych film�w z dziedziny SF: The Brain From Planet Arous, Escapement, Strange World of Planet X, lubie�ny She Demons, niezapomniany Attack ofthe Fifty Foot Woman, War ofthe Satellites, niedoceniany Fiend Without AFace, The Space Children, dosadny The Colossus ofNew York, TT!, Terror From Beyond Space, The Queen ofOuter Space, w kt�rym tytu�ow� rol� gra�a Zsa Zsa Gabor, War ofthe Colossal Beast, Attack ofthe Puppet People, The Blob (w g��wnej roli: Steve McQueen), mydlany I Mar�ed a Monster From Outer Space, The Trollenberg Terror, The Spider Terror, From the Year 5000, The Brain Eaters, From the Earth to the Moon, The Lost Missile i Night ofthe Blood Beast. Ca�a rodzina zebra�a si� w Los Angeles na XVI �wiatowej Konferencji Literatury Science-Fiction. Nagrody Hugo zdoby�y: The Big Time Fritza Leibera, "A wszystkie morza b�d� pe�ne ostryg..." ("Or All the Seas with Oysters") opowiadanie drukowane w niniejszym tomie) Avrama Davidsona, The Magazine of Fantasy and Science Fiction, Frand Kelly dla najlepszego artysty, The Incredible Shrinking Man dla najlepszego filmu i Walt Willis za rol� "Actifana". Zapraszamy pa�stwa do podr�y wstecz, do tego zas�u�onego, lecz tragicznego roku 1958. Polecamy pa�stwu najlepsze opowiadania, jakie zosta�y nam w spadku po nim. T�umaczy� Andrzej Wieczorek Ostatni wybawcy ludzko�ci (The Last of the Deliverers) Poul Anderson (ur. 1926) O karierze Poula Andersona pisa�em ju� kilka razy w tej serii. Teraz trzeba powiedzie�, �e stale ro�nie jego s�awa, ci�gle tworzy cudown� fantastyk� naukow� i coraz wi�cej r�wnie cudownych utwor�w fantasy. Opowiadanie "Ostatni wybawcy ludzko�ci" ukazuje przysz�y, zdecentralizowany system polityczny, gdzie �adna urz�dowa ideologia nie jest konieczna, ale niekt�re ludzkie istoty trzymaj� si� kurczowo starych przekona�. Poul zdo�a� fanatyzm i kra�cowa samotno�� tych ludzi uchwyci� z umiej�tno�ci� i wyczuciem, kt�re przenikaj� cale jego opowiadanie. (Martin H. Greenberg) Katherine MacLeans w opowiadaniu pt. "Nieludzkie po�wi�cenie", pomieszczonym w niniejszym tomie, porusza zagadnienie misji w religijnym znaczeniu tego s�owa. Nie wszyscy jednak misjonarze zajmuj� si� rozpowszechnianiem religijnych prawd lub tego, co za nie uwa�aj�. Ka�dy cz�owiek wierzy w co�, co nie poddaje si� racjonalnym badaniom. Przyk�adowo, moj� idee fix stanowi to, �e �wiat by�by przyjemniejszym i bardziej czystym miejscem, gdyby w jakim� danym roku dru�yna baseballowa "New York Mets" zdoby�a tytu�, a potem Puchar �wiata. �adna liczba oznak, �e w danym roku "Mets" nie mog� osi�gn�� tych zwyci�stw, nie zachwia�aby moim przekonaniem. �adne racjonalne przes�anki, �e nie ma to znaczenia, kt�ra dru�yna baseballowa zwyci�y w jakim� roku, oraz �e sytuacja, w kt�rej ka�da dru�yna wygrywa�aby czasami, jest faktycznie lepsza dla baseballu jako calo�ci, nie wyperswaduje mi moich pogl�d�w. Takie irracjonalizmy, dop�ki dotycz� baseballu lub innych podobnie banalnych rzeczy (och, wybacz mi, pot�ny duchu, Babe Ruth), nie wyrz�dzaj� tak naprawd� szkody. Mog� nawet pom�c w roz�adowaniu mojej, z natury, wojowniczej i skorej do b�jki osobowo�ci w nieszkodliwych potyczkach. Ale istniej� polityczne i ekonomiczne wierzenia, kt�re posiadaj� si�� prawie religijnego fanatyzmu i kt�re mog� wywo�ywa� niebezpieczne konflikty pomimo, wydawa�oby si�, braku powodu. Satyra Poula Andersona to w�a�nie przedstawia. (Oczywi�cie, Poul jest libera�em, i kt�rego� dnia mog� go za to waln�� pi�ci� w nos, mimo �e bardzo go lubi�.) (Isaac Asimov) Gdy by�em ma�y (nie sko�czy�em jeszcze dziewi�ciu lat), w naszym miasteczku mieszka� stary cz�owiek, kt�rego ludzie nazywali szale�cem. Mia� prawie sto lat i nie posiada� rodziny. W tamtych czasach w ka�dym mie�cie byli ludzie, kt�rzy nie mieli �adnych krewnych. Wujaszek Jim by� nieszkodliwy, a nawet u�yteczny. Chcia� pracowa� i za�ata� chocia� kilka but�w. Jego warsztat by� zawsze czysty i schludny. Kiedy stan��e� tam w�r�d zapachu sk�ry i oliwy, mog�e� z ty�u, za warsztatem, zobaczy� jego mieszkanie. Nie mia� wielu ksi�- �ek, ale p�ka za p�k� za�adowane by�y wysokimi, b�yszcz�cymi stosami papier�w zawini�tych w plastik, po��k�y ju� ze staro�ci i zgrzybia�y jak ich w�a�ciciel. Nazywa� je swoimi magazynami. Je�eli my, dzieci, zachowywa�y�my si� grzecznie, czasem pozwala� nam popatrze� na obrazki w �rodku. Po jego �mierci mia�em okazj� przeczyta� teksty. By�y zupe�nie pozbawione sensu. Nikt nie obawia�by si� rzeczy, kt�re ludzi z tych opowiada� i artyku��w ogromnie niepokoi�y. Mia� tak�e wielki, antyczny telewizor. Zastanawiaj�ce by�o to, dlaczego przechowywa� go, skoro nic nie m�g� na nim odbiera� z wyj�tkiem og�osze�, a miasto mia�o przecie� doskona�y odbiornik. Naprawd�, nie wiem. No, dobrze, by� szalony. Ka�dego ranka spacerowa� w d� Main Street. Wi�kszo�� drzew, rosn�cych wzd�u� tej ulicy, stanowi�y wi�zy, wysokie i zacieniaj�ce latem drog�. Tylko czasem z�oty promyk s�o�ca przedar� si� przez listowie. Wujaszek Jim odziewa� zawsze swe d�ugie, sztywne cia�o w staro�ytne, bez ma�a, ubranie. Niewa�ne by�o, czy dzie� by� upalny, a w Ohio mo�e by� bardzo gor�co. Bez w�tpienia cie�, kt�ry dawa�y drzewa, by� powodem takiej trasy spaceru. Wujaszek nosi� wystrz�pione bia�e koszule z wytartymi ko�nierzykami, pasek materia�u zawi�zany wok� szyi, d�ugie spodnie, co� w rodzaju niezgrabnej marynarki i ciasne buty, kt�re uwiera�y go w stopy. Widok by� �a�osny. My jako dzieci byli�my m�odzi i okrutni. Poniewa� nigdy nie widzieli�my go bez ubrania, my�leli�my, �e musi ukrywa� jak�� okropn� deformacj� cia�a i nagabywali�my go o to bez przerwy. Jim nigdy nie wykorzysta� naszych wybryk�w przeciw nam. W�a�ciwie to zwykle dawa� nam cukierki, kt�re sam robi�, dop�ki nie wmiesza� si� dentysta. Potem wys�uchali�my przemowy naszych rodzic�w i dowiedzieli�my si�, �e cukier niszczy z�by. W ko�cu zdecydowali�my, �e Wujaszek Jim (tak go nazywali�my bez u�ci�lania, czy jest czyimkolwiek wujkiem, gdy� w rzeczywisto�ci nie by� niczyim) nosi te wszystkie rzeczy jako swego rodzaju t�o dla guzika z napisem "Zwyci�stwo dla Willarka". Pewnego razu zapyta�em go o to i dowiedzia�em si�, �e Willard by� ostatnim republika�skim prezydentem Stan�w Zjednoczonych i wielkim cz�owiekiem, kt�ry pr�bowa� powstrzyma� nieszcz�cie. By�o ju� jednak za p�no, gdy� ludzie pogr��yli si� zbyt g��boko w gnu�no�ci i dekadencji. Zbyt trudne by�o to do poj�cia dziewi�cioletniego ch�opca i do dzi� jeszcze tego tak naprawd� nie rozumiem, z jednym wyj�tkiem. Wiem, �e wtedy miasta nie rz�dzi�y si� same, a mieszka�cy kraju podzieleni byli na dwie wielkie grupy, kt�re nawet nie by�y klanami, ale kt�re bardziej lub mniej wp�ywa�y na wyb�r prezydenta. Nie by� on rozjemc� pomi�dzy miastami czy stanami, ale trzyma� w gar�ci wszystko. Wujaszek Jim zwykle szed� w d� Maln Street obok Ratusza i elektrowni s�onecznej, potem skr�ca� obok fontanny, przechodzi� obok domu Conrada, stryjecznego dziadka mojego ojca, i dalej a� do kra�c�w miasta, gdzie rozci�ga�y si� pola i ��ki. Przy porcie lotniczym skr�ca� i wraca� obok Josepha Anakeliana, gdzie zawsze rzuca� okiem na r�czne krosna i szydz�c z nich, opowiada� o automatycznej maszynerii. Ciekawe, co mia� przeciwko r�cznemu tkaniu?. Nie wiem, bo przecie� tkalnia Josepha by�a s�awna. Wujaszek robi� tak�e zgry�liwe uwagi na temat naszego ma�ego lotniska i p� tuzina miejskich fruwaczy. To nie by�o w porz�dku. Mieli�my autostrady i wystarczaj�co wiele fruwaczy na potrzeby naszych d�u�szych podr�y. Nigdy nie zdarzy�o si�, by wi�cej ni� sze�� grup podr�nych wyje�d�a�o gdzie� jednocze�nie z miasteczka tej wielko�ci co nasze. Ale chcia�em powiedzie� o Komuni�cie. To by�o wiosn�. �nieg roztopi� si� i ziemia zacz�a przesycha�, a nasi farmerzy wyszli sia�. Reszta ludzi z naszego miasteczka krz�ta�a si� wok� przygotowa� do fety, gotuj�c i piek�c. Och, co za zapachy unosi�y si� w powietrzu. Kobiety wymienia�y przepisy kulinarne, rzemie�lnicy stukali m�otkami, szyli i spawali. Sznury do prania obwieszone by�y �wi�tecznymi ubraniami wyci�gni�tymi z zimowych skrzy�, zakochani trzymali si� za r�ce i szeptali o nadchodz�cych uroczysto�ciach. Red, Bob, �mierdziel i ja grali�my w kulki obok lotniska. Dawniej rzucali�my no�ami do celu, ale jakie� dzieci kaleczy�y nimi drzewa i starsi ustanowili przepis, �e �adne dziecko nie mo�e nosi� no�a, dop�ki nie doro�nie. By� ciep�y i przyjemny poranek. Niebo by�o niebieskie, prawie lazurowe, a s�o�ce prze�wieca�o przez puszyste bia�e ob�oki i pada�o prosto na ziemi�. Wzg�rza pokryte by�y pierwsz� blad� jeszcze zieleni�. Py� unosi� si� z miejsc, gdzie pada�y nasze kulki. Lekki wietrzyk wia� z po�udnia, delikatnie dotykaj�c mojej sk�ry i rozwiewaj�c mi w�osy. �wiat, pora roku i my byli�my m�odzi. Zamierzali�my w�a�nie sko�czy� zabaw�, wzi�� nasze strzelby i i�� do lasu, by zapolowa� na kr�liki. Wtedy w�a�nie zobaczyli�my Wujaszka Jima'i kuzyna mojej matki, Andy'ego. Wujaszek za�o�y� d�ugi p�aszcz na swoje zwyk�e ubranie, a mimo to dr�a� ci�gle, pochylony nad lask�. Pomarszczone d�onie mia� sine z zimna. Andy nosi� kilt i sanda�y. By� naszym miejskim in�ynierem, kr�pym m�czyzn� oko�o czterdziestki. W prehistorycznych czasach, przed moim przyj�ciem na �wiat, bra� udzia� w ekspedycji na Marsa i to uczyni�o go bohaterem w oczach nas - dzieci. Nigdy nie zrozumieli�my, dlaczego nie zosta� zuchwa�ym korsarzem. Mia� co najmniej trzy tysi�ce ksi��ek, dwa razy wi�cej ni� �rednio ka�dy w naszym miasteczku. Sp�dza� du�o czasu z Wujasz-kiem Jimem i w�a�ciwie nie wiedzia�em dlaczego. Teraz s�dz�, �e pr�bowa� dowiedzie� si� od niego czego� o przesz�o�ci. Nie o martwej, zmumifikowanej w historycznych ksi��kach, ale o ludziach, kt�rzy kiedy� byli �ywi. Stary cz�owiek spojrza� na nas i powiedzia�: - Wy, ch�opcy, nie ubieracie si� zbyt ciep�o. Mo�ecie nabawi� si� �miertelnego przezi�bienia. G�os mia� wysoki i piskliwy, ale mocny. Po wielu latach samotnego �ycia musia� nauczy� si�, jak dba� o siebie. - Ech, bzdury - powiedzia� Andy. - Za�o�� si�, �e w s�o�cu jest ze szesna�cie stopni. - Mieli�my i�� na kr�liki - powiedzia�em powa�nie. - Przynios� swojego do ciebie i twoja �ona mo�e zrobi� nam z niego potrawk�. Jak wszystkie dzieci, sp�dza�em tak wiele czasu z krewnymi, jak tylko pozwalali moi przybrani rodzice, ale najbardziej lubi�em rodzin� Andy'ego. Jego �ona by�a wspania�� kuchark�, jego starszy syn by� najlepszy ze wszystkich w grze na gitarze, a c�rka gra�a w szachy prawie tak szybko jak ja, jednak ani zbyt dobrze, ani zbyt �le, jak na m�j gust. Wygra�em wi�kszo�� kulek, a teraz zwr�ci�em je z powrotem. - Kiedy by�em ch�opcem - powiedzia� Wujaszek Jim - wygran� zatrzymywali�my na w�asno��. - A co si� sta�o, gdy najlepszy wzi�� wszystkie kulki w mie�cie? -spyta� �mierdziel. - To bardzo trudno zrobi� dobr� kulk�, Wujaszku. Nie m�g�bym si� wymieni�, gdybym straci� wszystkie. - M�g�by� kupi� wi�cej - odpar� Wujaszek - bo by�y sklepy, gdzie mo�na by�o dosta� wszystko. - Ale kto wyrabia te kulki? - By�y wytw�rnie. Wyobra�cie sobie wielkich, doros�ych m�czyzn, kt�rzy sp�dzali czas na wyrabianiu kolorowych szklanych kulek! Ju� prawie odchodzili�my, gdy pojawi� si� Komunista. Ujrzeli�my go, kiedy okr��a� k�p� drzew w p�nocnej �wiartce, gdzie w zesz�ym roku znajdowa�o si� pastwisko. Szed� ulic� Middleton, a kurz unosi� si� spod jego go�ych st�p. Obcy w mie�cie jest zawsze wielk� sensacj�. My, dzieciaki, zacz�li�my biec mu na spotkanie, ale Andy zatrzyma� nas ostrymi s�owami i przypomnia�, �e powinni�my zachowywa� si� z w�a�ciw� uprzejmo�ci�. No to poczekali�my wytrzeszczaj�c oczy, dop�ki nie podszed� do nas. By� jaki� dziwnie zabiedzony. By� wysoki jak Wujaszek Jim, ale jego peleryna zwisa�a w strz�pach wok� zapadni�tej klatki piersiowej, w kt�rej mog�e� policzy� �ebra. By� zupe�nie �ysy, tylko brudnobia�a broda si�ga�a mu do pasa. Szed� ci�ko, podpieraj�c si� kijem. Andy zrobi� krok naprz�d i skin�� g�ow�. - Pozdrawiamy i witamy, Wolnourodzony - powiedzia�. - Jestem Andrew Jackson Welles, miejski in�ynier, i w imieniu mieszka�c�w prosz� ci�, aby� zosta�, odpocz�� i pokrzepi� si�. Nigdy nie wypowiedzia�by takich s��w do kogo�, kogo zna�, a zrobi� to z wielkim szacunkiem. Potem Wujaszek Jim pos�a� obcemu u�miech, kt�ry by� jak odwil� po dziewi�cioletniej zimie. U�miechn�� si�, gdy� tamten cz�owiek by� tak stary jak on sam i urodzi� si� w tym samym, zapomnianym �wiecie. Zrobi� krok do przodu i wyci�gn�� r�k�. - Witam pana. Nazywam si� Robbins. Mi�o pana spotka� - powiedzia�. - Dzi�kuj�, towarzyszu Welles, towarzyszu Robbins - powiedzia� obcy. Jego u�miech zagubi� si� gdzie� w pl�taninie jego d�ugich brudno-bia�ych bokobrod�w. - Jestem Harry Miller. - Towarzyszu! - Wujaszek Jim wypowiedzia� to s�owo powoli i jednocze�nie szybko cofn�� d�o�. - Co chcia�e� przez to powiedzie�? W��cz�ga zesztywnia� i spojrza� na nas w spos�b, kt�ry mnie przerazi�. Znaczy to, co powiedzia�em - odpar� dumnie. - Jestem Harry Miller z Komunistycznej Partii Stan�w Zjednoczonych Ameryki! Wujaszek Jim westchn�� g�o�no. - Ale... ale s�dzi�em... przypuszcza�em... my�la�em, �e wszystkie te szczury wymar�y - wyj�ka�. - Teraz przesta� gada� - powiedzia� Andy. - Wybacz, Wolnourodzony. Nasz przyjaciel nie jest, hmm, nie jest ca�kiem sob�. B�agam, nie bierz tego do siebie. Zawzi�to�� zabrzmia�a w g�osie Millera. - O, nie my�la�em tak. By�em nazywany gorzej ni� przed chwil�. -I zas�ugiwa�e� na to! Nigdy wcze�niej nie widzia�em rozz�oszczonego Wujaszka Jima. Twarz mu poczerwienia�a i cisn�� lask� o ziemi�. - Andy, ten... ten cz�owiek jest zdrajc�! S�yszysz mnie? Jest obcym agentem! - My�lisz, �e przyszed� prosto z Rosji? - zamrucza� Andy. My, ch�opcy, skupili�my si� w pobli�u, nadstawiaj�c uszu. Przybysz stanowi� niespotykany widok. - Nie - powiedzia� Miller. - Nie. Jestem z Pittsburgha. Nigdy nie by�em w Rosji i nigdy nie chcia�bym tam trafi�. To zbyt okropne. Oni mieli kiedy� socjalizm. - Nic nam nie wiadomo, �eby kto� pozosta� w Pittsburghu - zauwa�y� Andy. - By�em tam w ubieg�ym roku z ekip� ratownicz� po stal i mied�. Nie widzieli�my niczego opr�cz ptak�w. - Dwoje. Dwoje nas zosta�o. Moja �ona i ja. Ale ona umar�a i nie mog�em wytrzyma� w tym pustym, zniszczonym mie�cie, wi�c ruszy�em w drog�. - I mo�esz z powrotem tam wr�ci� - burkn�� Wujaszek Jim. - Prosz�, b�d� cicho! - odezwa� si� Andy. - Chod�my do miasta, Wolnourodzony Miller. Towarzyszu Miller, je�li wolisz. Czy mog� prosi� ci�, by� zatrzyma� si� w moim domu? Wujaszek Jim schwyci� go za rami�. Trz�s� si� jak uschni�ty li�� na bezlitosnym, jesiennym wietrze. - Nie mo�esz! - wrzasn��. - Czy nie rozumiesz? Zatruje nasze umys�y, obali ciebie, staniemy si� niewolnikami jego i jego zgrai bandyt�w! - To wygl�da jakby� to ty mia� troszeczk� zatruty umys�, panie Rob-bins - powiedzia� Miller. Wujaszek Jim zastyg� na chwil� w bezruchu, pochyli� g�ow� ku ziemi i gorzkie �zy wype�ni�y oczy starego cz�owieka. Potem podni�s� g�ow� i duma zabrzmia�a w jego s�owach: - Jestem Republikaninem. - Tak my�la�em. - Komunista zerkn�� woko�o i w zamy�leniu pokiwa� g�ow�. - Typowa bur�uazyjna pseudokultura. Patrzcie na tych ludzi: ka�dy na swym w�asnym traktorku, na w�asnym poletku �ciska sw�j w�asny malutki egoizm. Andy podrapa� si� w g�ow�. - O czym ty m�wisz, Wolnourodzony? - spyta�. -To miejskie maszyny. Kto by chcia� utrzymywa� w�asny traktor, p�ug i �niwiark�? - Och!... m�wisz, �e... Dostrzeg�em b�ysk zaskoczenia w oczach Komunisty. Rozwar� powoli swe r�ce. To by�y wielkie d�onie! Tu� pod wysuszon� sk�r� widzia�em ko�ci. - M�wisz, �e uprawiaj� ziemi� kolektywnie? - Ale� nie, dlaczego. C� mog�oby by� tego powodem? - odpowiedzia� Andy. - Ludzie maj� prawo do tego, co sami wyhoduj�, czy� nie? - A ziemia, kt�ra powinna by� w�asno�ci� wszystkich ludzi, jest podzielona pomi�dzy tych ku�ak�w - wybuchn�� Miller. - Jak, do diab�a, ziemia mo�e by� czyj�kolwiek w�asno�ci�? To jest... to jest ziemia. Nie mo�esz w�o�y� sobie czterystu hektar�w do kieszeni i odej�� z nimi. - Andy wzi�� g��boki oddech. - Musia�e� by� ca�kiem odci�ty od �wiata w tym Pittsburghu. Zjada�e� jakie� staro�ytne puszkowane paskudztwo, tak? My�l�, �e tak. To wystarczy za wyja�nienia. Popatrz, ten tam kawa�ek jest zasiany kukurydz� przez Glenna, kuzyna mojej matki. To jego kukurydza, kt�r� wymieni na cokolwiek, czego b�dzie potrzebowa�. Ale w przysz�ym roku, aby u�y�ni� gleb�, zostanie tam zasiana lucerna, a syn mojej siostry, Willy, b�dzie j� uprawia�. Co do ogrodowych warzyw i owoc�w, to wi�kszo�� z nas ma sw�j w�asny ogr�dek, gdzie codziennie wypoczywa na �wie�ym powietrzu. Nasz go�� jakby przygas�. - To nie ma sensu - powiedzia�. Mo�na by�o zauwa�y�, jak bardzo jest zm�czony. Marsz z Pittsburgha musia� by� d�ugi. Miller �ywi� si� pewnie tym, co dosta� od Cygan�w i samotnych farmer�w. - Zgadzam si� ca�kowicie - odezwa� si� Wujaszek Jim z czym� w rodzaju wymuszonego u�miechu na ustach. - W czasach mojego ojca... -zacz�� i po chwili umilk�. Wiedzia�em, �e jego ojciec zgin�� w czasie jakiej� wojny korea�skiej, kiedy on sam by� jeszcze dzieckiem. Wujaszek pami�ta� o tym zawsze i by� w jaki� spos�b dumny z tej �mierci. Ja pami�ta�em inn� wersj� historii, kt�rej naucza� w naszym miasteczku Wolnourodzony Levinsohn. On wiedzia� najlepiej. G�sia sk�rka pokry�a mi ca�e cia�o. Komuni�ci! Dlaczego zabijali i torturowali Amerykan�w?... Ten Komunista by� tylko wyn�dznia�ym strz�pem cz�owieka, kt�ry nie potrafi�by zabi� muchy. To by�o bardzo dziwne. Ruszyli�my w stron� ratusza. Ludzie zobaczyli nas i zacz�li gromadzi� si� wok�, przygl�daj�c si� i szepcz�c na ile tylko pozwala�a przyzwoito��. Kroczy�em dumny zRedem, Bobem i �mierdzielem po prawej stronie obcego, prawdziwego, �ywego Komunisty, czuj�c na sobie spojrzenia innych dzieci. Przeszli�my obok tkalni Josepha. Jego rodzina i uczniowie wyszli, by do��czy� do gapi�w. Miller splun�� na ulic�. - Wyobra�am sobie, �e ci ludzie s� robotnikami najemnymi - powiedzia�. - Nie mo�esz wymaga� od nich pracy za darmo, prawda? - spyta� Andy. - Powinni pracowa� dla og�lnego dobra. - Robi� to. Ile razy kto� potrzebuje ciep�ej odzie�y czy koca, Joseph zbiera swych ch�opak�w i wykonuj� to. Mo�esz u niego kupi� towar lepszy od tego, kt�ry wi�kszo�� kobiet potrafi zrobi� w domu. - Znam. To bur�uazyjny wyzysk - odpar�. - Chcia�bym, �eby tak by�o - powiedzia� Wujaszek Jim przez zaci�ni�te z�by. - Chcia�by� - zakpi� Miller. - Ale nie jest. Nie ma dzi� �adnej przedsi�biorczo�ci. �adnego ducha wsp�zawodnictwa, �adnych ch�ci do podnoszenia swego �yciowego standardu, �adnego... Ludzie kupuj�, co im potrzeba, i nosz�, dop�ki si� nie zniszczy, a to znaczy, �e prawie na zawsze. Wujaszek machn�� sw� lask� w powietrzu. - M�wi� ci, Andy, kraj zmierza do unicestwienia. Gospodarka jest w zastoju. Interes sta� si� skupiskiem niewiarygodnie ma�ych sklepik�w i ludzi wytwarzaj�cych dla siebie to, co dawniej kupowali! - My�l�, �e mamy ca�kiem dobr� �ywno��, ubrania i domy - odpowiedzia� Andy. - A gdzie tw�j... tw�j post�p? Gdzie jest przedsi�biorczo��, kt�ra 'uczyni�a Ameryk� wielk�? Popatrz, twoja �ona nosi tak� sam� sukni�, w jak� ubiera�a si� jej matka. U�ywasz fruwacza, kt�ry by� zbudowany w czasach twojego ojca. Nie chcesz nic lepszego? - Nasze maszyny pracuj� wystarczaj�co dobrze. - Andy powiedzia� to ze znudzeniem w g�osie. To by�y jego stare argumenty, podczas gdy Komunisty by�y czym� nowym. Dojrza�em zniszczon� peleryn� Millera, kt�ry skr�ca� do sklepu stolarza Si Johansena, i poszed�em za nim. Si w�a�nie robi� komod� dla George'a Hulme'a, kt�ry o�eni� si� tej wiosny. Od�o�y� narz�dzia i niezbyt grzecznie odpowiada� Millerowi: -Tak... tak, Wolnourodzony. Pewnie, �e pracuj� tutaj. Organizacja socjalna? Po co? O tym my�lisz? Ale moi uczniowie maj� wystarczaj�co dobre warunki do pracy. Co trzy dni, wolne, cholera. Nie, nie s� gn�bieni. Do diab�a, przecie� to moi krewni! Ale tutaj nie ma �adnego cz�owieka, kt�ry nie mia�by dobrych mebli. Chyba, �e jest wszawym stolarzem i zbyt zarozumia�ym, by pom�c innym. - A ludzie na ca�ym �wiecie - wrzasn�� Miller. - Nie masz odrobiny serca, cz�owieku? Co z meksyka�skimi peonami? Si Johansen wzruszy� ramionami. - Co z nimi? Je�eli chc� �y� tam u siebie w inny spos�b, to ich sprawa. Od�o�y� elektryczn� szlifierk� i krzykn�� do swoich uczni�w, �e przez reszt� dnia mog� odpoczywa�. Mogli to i tak zrobi�, ale Si by� odrobin� apodyktyczny. Andy wyci�gn�� Millera z powrotem na ulic�. W ratuszu przyj�� ich burmistrz, kt�ry wr�ci� w�a�nie z pola. Poniewa� zosta�a przepowiedziana dobra pogoda na ca�y tydzie�, zdecydowali�my, �e nie ma si� co �pieszy� z zasiewami i sp�dzimy popo�udnie witaj�c naszego go�cia. - Banda nierob�w - prychn�� Wujaszek Jim. - Wasi przodkowie zostawali przy pracy, dop�ki jej nie sko�czyli. - Zostanie sko�czona na czas - powiedzia� �agodnie burmistrz, jakby t�umaczy� dziecku. - Po co ten po�piech? - Po�piech? Zaj�� si� czym�, sko�czy� i zacz�� co� innego. Tak nale�y robi�, �eby lepiej �y�. - Dla zysku twoich wyzyskiwaczy? - zapyta� z ironi� Miller. Sta� na schodach ratusza i wygl�da� jak zag�odzony, rozz�oszczony kogut. - Kto to jest wyzyskiwacz? - Burmistrz by� r�wnie zak�opotany jak ja. - No... wielki biznesmen... no... - Tutaj nie ma ani jednego biznesmena - powiedzia� Wujaszek Jim. Gdy to m�wi�, jego twarz o�ywi�a si� nieco. - Nasi sklepikarze? Nie. Oni tylko chc� zarobi� na �ycie. Oni nigdy nawet nie s�yszeli o zysku. S� zbyt leniwi, by si� rozwija�. - Wi�c dlaczego nie macie socjalizmu? - Miller rozgl�da� si� woko�o, jakby szukaj�c jakiego� ukrytego wroga. - Ka�da rodzina dla siebie. A gdzie wasza solidarno��? - �yjemy zgodnie mi�dzy sob�, Wolnourodzony - powiedzia� burmistrz - i mamy s�dy, by rozstrzyga�y ka�dy sp�r. - Ale nie chcecie i�� naprz�d, rozwija� si�, i��... - Nam wystarczy - przerwa� burmistrz, klepi�c si� po brzuchu. - Nie mog� zje�� wi�cej ni� jem. - Ale mo�esz ubiera� si� lepiej! - krzykn�� Wujaszek Jim. Biedny, szalony cz�owiek wskoczy� na schody i zata�czy� nam przed oczami jak kukie�ka w objazdowym teatrzyku. - M�g�by� mie� w�asny samoch�d, co roku nowy model z pi�knymi, chromowanymi blachami, i nowe maszyny, by u�atwi� sobie prac�, i... - I kupuj�c te szmaty, mam na my�li ubranie, sprzeda�by� kapitalistom swe �ycie - wpad� mu w s�owo Miller. - Ludzie musz� produkowa� dla ludzi. Andy z burmistrzem wymienili spojrzenia. - Pos�uchaj, Wolnourodzony - powiedzia� Andy. - Nie my�l, �e zdoby�e� punkt. Nie chcemy takich gad�et�w. To nieop�acalne projektowa� i wytwarza�, aby otrzyma� wi�cej, ni� mamy, podczas gdy na wiosn� s� dziewczyny do kochania, a jesieni� polowanie na jelenie. I kiedy pracujemy, pracujemy raczej dla siebie ni� dla kogo� jeszcze, jakby� go nazwa�, kapitalist� czy ludem. Teraz chod�my usi��� i nie przejmujmy si� tym wszystkim przed obiadem. Wci�ni�ty pomi�dzy nogi ludzi, s�ysza�em, jak Si Jahansen mruczy do Jasepha Arakeliana: - Nie potrzebuj� tego. Co by�my robili z tymi maszynami? Gdyby jaka� cholerna maszyna produkowa�a za mnie meble, to co mia�bym zrobi� z r�kami? Joseph wzni�s� ramiona. - Walnij mnie, Si, ale ja osobi�cie trafi�bym do czubk�w, gdybym zobaczy� dw�ch ludzi nosz�cych identyczne ubranie. - To mog�oby by� ca�kiem fajne - powiedzia� Red - mie� taki samoch�d, jaki widzia�em w magazynach Wujaszka Jima. - Gdzie by� nim je�dzi�? - spyta� Bob. - Gadanie... Nie wiem, mo�e do Kanady. Ale z drugiej strony, mog� tam jecha� za ka�dym razem, kiedy powiem tacie, �e sprawdzam fruwacza. - Pewnie - powiedzia� Bob - a je�eli masz mniej ni� sto sze��dziesi�t kilometr�w na liczniku, dostaniesz konia, prawda? Kto by chcia� jakiego� starego grata? Prze�lizn��em si� jak w�� przez t�um w stron� placu, gdzie kobiety zastawia�y sto�y i przynosi�y potrawy na bankiet. T�um by� tak g�sty wok� miejsca, gdzie sta� nasz go��, �e nie mog�em docisn�� si� blisko. Razem ze �mierdzielem pobiegli�my do drzewa, ogromnego, szarego d�bu, i p odczo�gali�my si� wzd�u� konaru, a� zawi�li�my akurat nad g�ow� Millera. By�a go�a i pokryta w�trobowymi plamami. Trz�s�a si� na jego cienkiej szyi, a jej w�a�ciciel kr�ci� ni� woko�o i m�wi� co� piskliwym g�osem. Andy i burmistrz siedzieli obok niego, pykaj�c z fajek. By� te� Wujaszek Jim; Ludzie pozwolili mu przyj��, aby m�c si� przys�uchiwa� tocz�cej si� dyskusji. By�o to bezmy�lne, ale sk�d mogli�my to wiedzie�? Wujaszek by� zawsze �agodny, a przecie� nigdy nie mieli�my w miasteczku dw�ch szale�c�w. -...si�y reakcji - m�wi� towarzysz Miller. - Nie jestem ca�kowicie pewny, jakie si�y spowodowa�y rozpad Zwi�zku Sowieckiego. Wiadomo�ci trudno stamt�d dociera�y, niezbyt wiele by�o w telewizji. No tak, musz� stwierdzi�, �e jednak w�tpi�, aby kapitali�ci czy Chi�czycy stali za t� tragedi�. Obydwa te systemy odesz�y za daleko. - Co wi�c sta�o si� w Rosji? - zaciekawi� si� Ed Mulligan. By� w mie�cie doradc� psychologicznym. Wcze�niej wyk�ada� w Menninger, po tym jak zosta� wyrzucony z Kansas. - My�l�, �e faktycznym powodem by�o to, �e Komuni�ci nie wpu�cili tam nigdy wolno�ci. Z tego, co czyta�em, tak wynika. - Co nazywasz wolno�ci�? - szyderczo zapyta� Miller. - Osobi�cie podejrzewam, �e rewizjonizm przej�� w�adz�. Wcze�niej dopuszczono do korupcji. Ca�y biedny kraj by� gwa�cony na konto walki z kontrrewolucj�. - Teraz tak ju� nie jest - powiedzia� Wujaszek. - Ja r�wnie� �ledzi�em wiadomo�ci. Komuni�ci w Rosji byli skorumpowani i brali �ap�wki na w�asn� r�k�. Tyrani zawsze tak robi�. Nie przewidzieli, jakie zmiany przynios� nowe technologie, i wprowadzili je jak �lepcy. Szybko run�a �elazna kurtyna. Nikt ju� nie chcia� ich s�ucha�. - Ca�kiem nie�le, Jim - powiedzia� Andy. Zobaczy� moj� twarz pomi�dzy ga��zkami i mrugn�� do mnie. - By�o nieco okrucie�stwa i przemocy, a prze�om by� bardziej skomplikowany, ni� s�dzisz, ale tak si� to, z grubsza, odby�o. K�opot w tym, �e nie zauwa�asz, �e zdarzy�o si� to tak�e w USA. Miller potrz�sn�� sw� jakby zasuszon� g�ow�. - Marks dowi�d�, �e post�p technologiczny oznacza nieunikniony rozw�j a� do socjalizmu - powiedzia�. - No, wszystko zosta�o przyhamowane, ale ten dzie� nadchodzi. - Mo�e i masz racj� co do tego ostatniego momentu - powiedzia� Andy. - Ale widzisz, nauka i spo�ecze�stwo posz�y ju� dalej. Chyba mog� da� ci proste wyja�nienie. - Jak sobie chcesz - zrz�dliwie mrukn�� Miller. - W porz�dku. Przestudiowa�em wnikliwie dzieje tego okresu. Technika umo�liwi�a to, �e kilka os�b i niewiele hektar�w ziemi mog�o wy�ywi� ca�y kraj, a miliony hektar�w le�a�y od�ogiem. Mog�e� je kupi� za fistaszka. W tym czasie miasta sta�y si� nadmiernie ob�o�one podatkami, kula�o ich zarz�dzanie i zakorkowa�y si� w�asnym ruchem ulicznym. Jednocze�nie dzia�a�y tanie elektrownie s�oneczne i akumulatory o wielkiej wydajno�ci. To pozwoli�o ludziom zaspokaja� swe w�asne potrzeby, nie trac�c zdrowia w pracy dla innych. Pozwoli�o to r�wnie� p�aci� inflacyjne ceny, kt�rych domaga�a si� ekonomia, podczas gdy ka�dy ma�y interes by� dotowany i chroniony przed zbyt wysokimi podatkami. R�wnie�, �yj�c w nowym stylu, ludzie ograniczyli swe dochody pieni�ne do punktu, od kt�rego nie musieli w�a�ciwie p�aci� �adnych podatk�w. Faktycznie �yli lepiej, pracuj�c kr�cej. Coraz wi�cej ludzi ucieka�o i osiedla�o si� w ma�omiasteczkowych spo�eczno�ciach. Mniej konsumowali, co spowodowa�o wielk� recesj� i doprowadzi�o do tego, �e ci�gle coraz wi�cej ludzi dawa�o sobie rad� samemu. Wtedy wielki interes i organizacje pracownicze zauwa�y�y, co si� sta�o, i pr�bowa�y wprowadzi� przepisy przeciwko temu, co nazywali nie ameryka�skimi praktykami. By�o ju� jednak za p�no. Nikt si� tym nie interesowa�. Widzisz, wszystko sta�o si� stopniowo, ale sta�o si�. I my�l�, �e tak jest lepiej. - Paradne! - zawo�a� Miller.,- Jak to przewidzia� Marks dwie�cie lat temu, kapitalizm zbankrutowa�, ale jego demoralizuj�cy wp�yw by� ci�gle tak pot�ny, �e zamiast przej�� do kolektywizmu, cofn�li�cie si�, by sta� si� wie�niakami. - Prosz� - powiedzia� burmistrz. Zauwa�y�em, �e jest zirytowany i pomy�la�em, �e "wie�niacy" nie byli Wolnourodzonymi. - Mo�e teraz co� za�piewamy? - zaproponowa�. Chocia� nie by�o takiej potrzeby, uprzejmo�� wymaga�a, aby poprosi� Millera, �eby wyst�pi� jako pierwszy. Go�� wsta� i dr��cym g�osem za�piewa� co� o facecie, kt�ry nazywa� si� Joe Hill. Mia�o to niez�� melodi�, ale nawet dziewi�cioletni ch�opiec, jakim by�em, wiedzia�, �e to kiepska poezja. Dziecinne, m�skie rymy a-b-c-b i nigdzie �adnej metafory. Poza tym kogo obchodzi�o, co przydarzy�o si� jakiemu� w��cz�dze, gdy mieli�my swoje my�liwskie pie�ni i opowiadania o badaczach mi�dzyplanetarnych. Zadowolony by�em, gdy Andy wsta� i zaprezentowa� nam kawa�ek m�skiej muzyki. Podano lunch. Ze�lizn��em si� z drzewa i znalaz�em wolne miejsce obok nich. Towarzysz Miller i Wujaszek Jim spogl�dali na siebie poprzez st�, ale nic ju� nie powiedzieli a� do ko�ca posi�ku w kilka godzin p�niej. Ludzie stracili jako� zainteresowanie obcym, gdy dowiedzieli si�, �e sp�dzi� wiele czasu w wymar�ym mie�cie i przyszed� do nas, �eby pota�czy� i pogra� w karty. Andy kr��y� wok� nie dlatego, �e na co� czeka�, ale dlatego, �e by� przecie� przewodnikiem Millera. Komunista westchn�� i wsta�. - Byli�cie dla mnie mili - powiedzia�. - My�la�em, �e jeste�my band� kapitalist�w - przygryz� mu Wujaszek Jim. - Cz�owiek. To jest to, co mnie interesuje. Gdziekolwiek �yje i w jakichkolwiek warunkach - powiedzia� Miller. Wujaszek Jim chwyci� sw� lask�, podnosz�c jednocze�nie g�os: - Cz�owiek! Ty o�mielasz si� dba� o cz�owieka. Ty, kt�ry go zabija�e� i zniewala�e�? - Och! Przesta� Jim - zniecierpliwi� si� Andy. - To by�o dawno temu. Kto my�li o tak odleg�ych czasach? - Ja! - Wujaszek zacz�� krzycze�. Spojrza� na Millera i ruszy� w jego stron�. R�ce mia� wyci�gni�te, palce rozcapierzone. - Oni zabili mojego ojca. Za idea�y zgin�o dziesi�tki tysi�cy ludzi. I ciebie to nie obchodzi! Ca�y ten cholerny kraj straci� swoje jaja! Sta�em pod drzewem zjedna r�k� wspart�, dla wygody, o jego pie�. By�em nieco zaniepokojony, gdy� nic nie rozumia�em. Z pewno�ci� Andy, kt�ry by� wys�any przez Fundacj� Bada� Zjednoczonych Miast w d�ug� niebezpieczn� drog� na Marsa, nie by� tch�rzem. Z pewno�ci� m�j ojciec, uprzejmy i pe�en poczucia humoru m�czyzna, nie straci� odwagi. Co to by�o, czego przypuszczalnie chcieli�my? - Ty li��cy buty, czo�gaj�cy si� lokaju! - wrzasn�� Miller - To ty by�e� tym, kt�ry wymordowa� robotnik�w i przywi�za� ich syn�w do swoich durnych zwi�zk�w... i... i... co z meksyka�skimi peonami? Andy usi�owa� wej�� pomi�dzy nich. Miller waln�� go kijem w g�ow�. Andy krwawi�, wi�c cofn�� si� o krok. Wygl�da� �a�o�nie. Starzy szale�cy krzyczeli na siebie. Nie mo�na by�o u�y� si�y wobec nich; mo�na by�o ich pokaleczy�. W tym w�a�nie momencie Andy wpad� na pomys�. - W porz�dku, Wolnourodzony - powiedzia� szybko. - W porz�dku. Wys�uchamy ci�. Mo�esz wyst�pi� dzi� wieczorem. Tutaj w ratuszu. Wszyscy przyjd� i... By�o ju� jednak za p�no. Wujaszek Jim i towarzysz Mi�ler ju� walczyli. Zwarli si� w u�cisku, a oczy ich wype�ni�y si� �zami, poniewa� obaj nie mieli si�y, by zniszczy� to, co tak nienawidzili. Teraz my�l�, �e ta nienawi�� wyros�a z zawiedzionej mi�o�ci. Obydwaj kochali nas w dziwaczny, okaleczony spos�b, a nas to nie obchodzi�o. Andy zabra� kilka os�b. Rozdzielono walcz�cych i zaprowadzono do r�nych dom�w, aby odpocz�li. Kiedy doktor Simmons wpad� do Wujaszka Jima kilka godzin p�niej, stwierdzi�, �e ten uciek�. Doktor pobieg� do Komunisty, ale tego tak�e nie by�o. Dowiedzia�em si� potem wszystkiego, ale wtedy poszed�em gra� w berka z innymi dzie�mi. Bawili�my si� tam, gdzie rzeka jest ch�odna i ciemna. W tej samej rzece, nast�pnego dnia rano, konstabl Thompson znalaz� Komunist� i Republikanina. Nikt nie wiedzia�, jak to si� sta�o. Musieli spotka� si� ko�o drzew sami, w mroku, kiedy rozpalono ogniska i starsi bawili si� przy nich, a zakochani odeszli do lasu. Tego tylko byli�my pewni. Wyprawili�my im skromny pogrzeb. Przez tydzie� by�o o czym opowiada� w miasteczku. W�a�ciwie to ca�y region Ohio s�ysza� o tym. Ale wkr�tce rozmowy usta�y i starzy szale�cy le�eli zapomnieni. Sta�o si� to w roku, kiedy Braterstwo zdoby�o w�adz� na p�nocy, a ludzie byli ciekawi, co z tego wyniknie. Dowiedzieli si� nast�pnej wiosny. Zosta�y zawarte przymierza i wojna przetoczy�a si� przez wzg�rza. Banda Braterstwa, jak to zapowiedzia�a, wyci�a na sprzeda� wszystkie drzewa i nie posadzi�a nowych. Takie z�o nie mo�e pozosta� bez kary. T�umaczy� Waldemar W. Pietraszek Poczucie si�y (The Feeling of Power) Isaac Asimov (ur. 1920) "Poczucie si�y" - ten utw�r spo�r�d moich opowiada� jest jednym z najcz�ciej umieszczanych w antologiach. Jest to jeden z przypadk�w, kiedy pewne aspekty przysz�o�ci wida� jak na d�oni. Zrozumcie, nie chodzi o to, �e wyg�osi�em jakie� przepowiednie. Po prostu napisa�em satyr�. Po pierwsze, opisa�em spo�ecze�stwo, w kt�rym kieszonkowe komputery s� normalnym zjawiskiem. Zrobi�em to w 1958 roku, kiedy komputery Przypomina�y ogromne, oci�a�e bestie. Akurat wtedy zacz�to przestawia� si� na tranzystory, chocia� w�a�ciwie pokazuj� wam, jak w niewielkim stopniu s�ucha�em siebie samego. Kiedy, za oko�o pi�tna�cie �at, kieszon- kowe komputery sta�y si� rzeczywisto�ci�, by�em na to zupe�nie nie przygotowany. To tak jakbym opublikowa� w�a�nie ksi��k� na temat: "Jak u�ywa� suwaka logarytmicznego", kt�ra natychmiast staje si� r�wnowa�na utworowi o tym, jak u�ywa� cyfr rzymskich. Po drugie, opisa�em spo�ecze�stwo, w kt�rym obliczenia komputerowe sta�y si� tak powszechne, �e wszyscy, opr�cz jednego cz�owieka, zapomnieli nawet o podstawach arytmetyki. (To nie jest zabawne, jak wiecie. Czy rozpalisz ogie� bez zapa�ki? A ludzie kiedy� wiedzieli, jak to zrobi�.) I faktycznie, obecnie nauczyciele obawiaj� si� o uczni�w, kt�rzy nigdy nie nauczyli si�, jak rozpracowywa� proste zadania bez komputera. Sam si� na tym czasami �api�. Je�eli musz� odj�� 387 od 7933, nie bior� do r�ki pi�ra i kartki papieru. M�wi�: "Gdzie, do diab�a, jest m�j kalkulator?" Id�, bior� go i naciskam guziki. W ka�dym razie czytaj�c moj� satyr�, zwr��cie uwag� na ponure odg�osy tu i �wdzie. Jehan Shuman przywyk� obcowa� z lud�mi u w�adzy na ca�ej zawojowanej Ziemi. By� tylko cywilem, ale stworzy� wzorce programowania, kt�re zastosowano w samokszta�c�cych si� komputerach wojennych najwy�szej jako�ci. Genera�owie wys�uchiwali go z tego powodu, a tak�e przewodnicz�cy debat w Kongresie. Jedna z nich trwa�a w�a�nie w specjalnej sali nowego Pentagonu. Genera� Weider by� ogorza�ym m�czyzn� o ma�ych ustach zaci�ni�tych do prawie niewidocznej fa�dki. Kongresman Brant by� g�adkolicy i bystrooki. Pali� tyto� z Deneba z pewno�ci� kogo�, kogo patriotyzm by� tak s�awny, �e jego w�a�ciciel m�g� pozwoli� sobie na tak� swobod�. Shuman, wysoki, dystyngowany, Programista Pierwszej Klasy, podszed� do nich bez obaw. - To, panowie, jest Ladislas Aub - powiedzia�. - Wi�c to jest ten niezwyk�y talent, kt�ry odkry� pan przez przypadek - powiedzia� �agodnie kongresman Brant. - Ach! Przyjrza� si� z niezwyk�� ciekawo�ci� niewielkiemu m�czy�nie z g�ow� �ys� jak jajko. Ma�y cz�owieczek kr�ci� niespokojnie palcami. Nigdy wcze�niej nie by� tak blisko tak wielkich ludzi. Jako stary, ni�szego rz�du technik, kt�ry dawno temu zawali� wszystkie testy przeznaczone do wy�apywania talent�w, zosta� umieszczony w grupie niewykwalifikowanych robotnik�w. Mia� swoje hobby. Wielki Programista dowiedzia� si� o tym i st�d ca�e to przera�aj�ce zamieszanie. - Ta atmosfera tajemniczo�ci to dziecinada! - powiedzia� genera� Weider. - Nie b�dzie pan tak uwa�a� za minut� - odpar� Shuman. - To nie jest co�, co potrafi pierwszy lepszy. Aub! By�o co� w�adczego w sposobie wym�wienia tego jednosylabowe-go nazwiska. Po chwili Wielki Programista powiedzia� do zwyk�ego technika: - Aub! Ile to jest dziewi�� razy siedem? Aub zawaha� si� chwil�, a jego wyblak�e oczy zamruga�y z zak�opotaniem. - Sze��dziesi�t trzy - powiedzia�. Kongresman Brant uni�s� brwi. - Czy to prawda? - Niech pan sam sprawdzi. Kongresman wyj�� sw�j kieszonkowy komputer, nacisn�� dwa razy, spojrza� na jego wy�wietlacz, mieszcz�cy si� na czubkach palc�w, i schowa� go do kieszeni. - Czy to jest ten talent, dla kt�rego �ci�gn��e� nas tutaj, by go nam przedstawi�? Iluzjonista? - Wi�cej, prosz� pana. Aub zapami�ta� kilka operacji i za ich pomoc� wykonuje obliczenia na papierze. - Papierowy komputer? - spyta� genera�. Wygl�da� na znudzonego. - Nie, panie generale - odpowiedzia� cierpliwie Shuman. - Nie papierowy komputer. Po prostu kartka papieru. Generale, b�dzie pan tak uprzejmy i poda liczb�? - Siedemna�cie - powiedzia� genera�. - A pan, panie kongresmanie? - Dwadzie�cia trzy. - Dobrze! Aub, pomn� te liczby. I prosz�, poka� panom spos�b, w jaki to robisz. - Tak, Programisto - powiedzia� Aub, pochylaj�c g�ow�. Wy�owi� niewielki notatnik z jednej kieszeni koszuli i artystyczne pi�rko - z drugiej. Zmarszczy� czo�o, stawiaj�c staranne znaki na papierze. Genera� Weider przerwa� mu ostro: - Zobaczmy to. Aub poda� mu papier i Weider powiedzia�: - Tak, to wygl�da jak siedemnastka. Kongresman Brant skin�� i stwierdzi�: ' - Tak wygl�da, ale przypuszczam, �e ka�dy mo�e kopiowa� figury z komputera. My�l�, �e sam m�g�bym napisa� siedemnastk� nawet bez �wiczenia. - Pozw�lmy Aubowi kontynuowa�, panowie - powiedzia� Shuman beznami�tnie. Aub wykonywa� dzia�ania. R�ka dr�a�a mu nieznacznie. W ko�cu odezwa� si� cichym g�osem: - Odpowied� brzmi: trzysta dziewi��dziesi�t jeden. Kongresman Brant wyj�� po raz drugi sw�j komputer i sprawdzi� wynik. - Na Boga, zgadza si�! Jak on to zgad�? - Nie zgad�, kongresmanie - zaprzeczy� Shuman. - On wyliczy� ten wynik. Zrobi� to na kawa�ku papieru. - Brednie - rzuci� niecierpliwie genera�. - Komputer to jedno, a znaczki na papierze to co� innego. - Wyja�ni�, Aub - poleci� Shuman. - Tak, Programisto. Tak wi�c, panowie, napisa�em siedemna�cie, a pod spodem drug� liczb�: dwadzie�cia trzy. Nast�pnie powiedzia�em do siebie: siedem razy trzy... Kongresman przerwa� �agodnie. - Ale, Aub, zadanie brzmi: siedemna�cie razy dwadzie�cia trzy. - Tak, wiem - odpowiedzia� powa�nie ma�y technik - ale zaczynam przez policzenie siedem razy trzy, poniewa� w taki spos�b to dzia�a. Teraz, siedem razy trzy jest dwadzie�cia jeden. - A sk�d wiesz? - zapyta� kongresman. - Po prostu to pami�tam. Zawsze jest dwadzie�cia jeden w komputerze. Sprawdzi�em to wiele razy. - To jeszcze nie znaczy, �e zawsze tak b�dzie, prawda? - spostrzeg� kongresman. - Mo�e i nie - wyj�ka� Aub. - Nie jestem matematykiem, ale zawsze otrzymuj� prawid�ow� odpowied�. - Dobrze, dalej. - Siedem razy trzy jest dwadzie�cia jeden, wi�c zapisuj� dwadzie�cia jeden, a nast�pnie trzy pod dw�jk� z dwudziestu jeden, bo jeden razy trzy jest trzy. - Dlaczego pod dw�jk�? - spyta� natychmiast kongresman Brant. - Poniewa�... - Aub spojrza� rozpaczliwie na swojego zwierzchnika; jego spojrzenie wyra�a�o pro�b� o pomoc. -To trudno wyja�ni�. - Je�eli zaakceptujecie jego metod�, to szczeg�y mo�emy zostawi� matematykom - powiedzia� Shuman. Aub wyja�nia� dalej: - Trzy plus dwa daje pi��, jak wiadomo, wi�c dwadzie�cia jeden przechodzi w pi��dziesi�t jeden. Teraz zostawiamy to na chwil� i zaczynamy od nowa. Mno�ymy siedem przez dwa, co daje czterna�cie, potem jeden razy dwa czyli dwa. Dodajemy tak jak poprzednio i otrzymujemy trzydzie�ci cztery. Teraz, je�eli zapiszemy w ten spos�b trzydzie�ci cztery i pi��dziesi�t jeden i dodamy do siebie, otrzymamy trzysta dziewi��dziesi�t jeden. I to jest w�a�nie odpowied�! Zapad�a cisza, kt�r� przerwa� genera� Weider: - Nie wierz� temu. Pobajdurzy�e� troch�, zapisa�e� par� liczb, mno�y�e� i dodawa�e� je tak i siak, ale ja w to nie wierz�. To jest zbyt skomplikowane, �eby by�o czym� wi�cej ni� jak�� bzdur�. - O nie, prosz� pana - powiedzia� uni�enie Aub. - To tylko wygl�da na trudn� operacj�, poniewa� nigdy tego pan nie robi�. W rzeczywisto�ci, zasady s� ca�kiem proste i sprawdzaj� si� dla ka�dych liczb. - Ka�dych liczb? - zdziwi� si� genera�. - No, to dalej. Wyj�� sw�j komputer (model GI wykonany w surowym, wojskowym stylu) i ponaciska� przypadkowe guziki. - Dajmy na papier: pi��, siedem, trzy i osiem. To jest pi�� tysi�cy siedemset trzydzie�ci jeden. - Tak, panie generale - powiedzia� Aub, bior�c now� kartk� papieru. - Teraz, naciskaj�c dalej guziki komputera, siedem, dwa, trzy, dziewi��, co daje siedem tysi�cy dwie�cie trzydzie�ci dziewi��. - Tak, panie generale. - Teraz pomn� te dwie liczby. - To zajmie troch� czasu - powiedzia� dr��cym g�osem technik. - Zajmie troch� czasu - zauwa�y� genera�. - Zaczynaj, Aub - rzuci� szorstko Shuman. Aub zabra� si� do pracy, mrucz�c cicho pod nosem. Wzi�� nast�pn� kartk� papieru i jeszcze jedn�. Genera� wyj�� zegarek i spogl�da� na niego. - Przebrn��e� ju�, techniku, przez swe magiczne sztuczki? - Jestem prawie got�w, prosz� pana. Ju� mam. Czterdzie�ci jeden milion�w pi��set trzydzie�ci siedem tysi�cy trzysta osiemdziesi�t dwa. Pokaza� wyniki nabazgrane na kartce. Genera� Weider u�miechn�� si� sceptycznie. Nacisn�� przycisk mno�enia w swym komputerze i poczeka�, a� migaj�ce cyfry zatrzymaj� si�. Potem spojrza� i odezwa� si� zdumionym g�osem: - Na Wielk� Galaktyk�, ten facet ma racj�! Prezydent Ziemskiej Federacji chodzi� po biurze jak nieprzytomny, a prywatnie pozwala� go�ci� wyrazowi melancholii na swym wra�liwym obliczu. Wojna z Denebem, po pocz�tkowych sukcesach i wielkiej popularno�ci, przeistoczy�a si� w nieustanne manewry i kontrmanewry, przy ci�gle wzrastaj�cym niezadowoleniu na Ziemi. Mo�liwe, �e na Denebie wzrasta�o ono r�wnie�. A teraz kongresman Brant, szef wa�nego Komitetu do Spraw Kredyt�w Militarnych, weso�o sp�dzi� p� godziny, plot�c jakie� nonsensy. - Obliczanie bez komputera - powiedzia� prezydent - zawiera sprzeczno�� w terminologii. - Obliczanie - stwierdzi� kongresman - jest tylko systemem obr�bki danych. Mo�e to robi� maszyna lub m�zg ludzki. Pozwol� sobie da� przyk�ad. U�ywaj�c nowej, niedawno nabytej umiej�tno�ci, obliczy� sum� i iloczyn, zanim prezydent, wbrew sobie, raczy� si� zainteresowa�. - Czy to zawsze dzia�a? - Za ka�dym razem, panie prezydencie. Tu jest dow�d. - Czy trudno si� tego nauczy�? - Zaj�o mi to tydzie�, aby osi�gn�� prawdziw� bieg�o��. My�l�, �e pan m�g�by nauczy� si� szybciej. - Dobrze - rozwa�a� prezydent g�o�no. - Jest to interesuj�ca gra salonowa, ale jaki jest z tego po�ytek? - Jaki jest po�ytek z dopiero co narodzonego dziecka, panie prezydencie? "Gra" jest w tym momencie zupe�nie bezu�yteczna, ale czy nie wida� tego, �e wskazuje nam spos�b na uwolnienie si� od maszyn? Prosz� rozwa�y�, panie prezydencie. - Kongresman wsta�, a jego g��boki g�os automatycznie przyj�� brzmienie, kt�rego u�ywa� w publicznych wyst�pieniach. - Wojna z Denebem jest wojn� komputer�w przeciw komputerom. Ich maszyny stwarzaj� nieprzeniknion� dla naszych rakiet zas�on�, wykorzystuj�c do tego antyrakiety kierowane przez siebie. Z naszej strony jest dok�adnie tak samo. Je�eli zwi�kszamy wydajno�� naszych komputer�w, oni tak�e to robi�. Od pi�ciu lat istnieje niepewna i nieop�aca