11127
Szczegóły |
Tytuł |
11127 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11127 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11127 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11127 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
SUE CIVIL BROWN
Mistrzowska zagrywka
Prolog
Onie! S�owa te wyrwa�y si� z ust Kelly Burke tu� po przeczytaniu ostat-niego zdania e-maila od rodziny.
Siedzia�a przy biurku, otoczona zwyk�ym roboczym ba�aganem: stertami dokument�w, ksi��ek, kompakt�w i k��bami kurzu tak wielkimi, �e mo�na si� o nie potkn��.
Nie zwraca�a jednak uwagi na ten rozgardiasz. Wpatrywa�a siew s�owa na ja�niej�cym ekranie komputera.
Najukocha�sza Kelly - zaczyna� si� niewinnie list. - Niesamowicie nam si� podoba twoja nowa witryna! Cudowna kolorystyka, jaki pomys�! Wujek Max nie mo�e poj��, dlaczego rzuci�a� malowanie.
Akurat, pomy�la�a Kelly, przypominaj�c sobie w�asne dramatyczne wysi�ki podczas lekcji z wujkiem Maksem. Mia�a dziesi�� lat, a on twierdzi�, �e czeka j� fantastyczna przysz�o�� malarki abstrakcjonistki. Kelly, kt�ra chcia�a jedynie, �eby kaczka wygl�da�a jak kaczka, nawet je�li by�a to tylko zabawka, podda�a si� w poczuciu kl�ski.
Nam wiedzie si� bajecznie � czyta�a dalej. � Emerytura nam s�u�y - przynajmniej tym, kt�rzy na ni� przeszli. Mn�stwo czasu na rozwijanie innych zainteresowa� i w�chanie kwiatk�w.
Tak, jakby ktokolwiek z jej rodziny zni�y� si� do w�chania kwiatk�w.
Ale dopiero nast�pne zdanie sprawi�o, �e zad�wi�cza�y w jej g�owie dzwonki alarmowe.
Babcia Bea odda�a domek go�cinny bardzo mi�emu m�odzie�cowi, niejakiemu Sethowi Ralstonowi. Pewnie o nim
5
s�ysza�a�. Kiedy� by� gwiazd� futbolu, ale uszkodzi� sobie kolano, i to tak powa�nie, �e nie mo�e ju� gra�. Ale do rzeczy. Babcia nies�ychanie si� z nim zaprzyja�ni�a i przepada za jego towarzystwem. Co wi�cej, szalenie uczynny z niego m�ody cz�owiek. Zgodzi� si� pom�c nam w sprawach finansowych! Pami�tasz, kochanie, w jak fatalnej kondycji by�y nasze finanse za czas�w twojej ostatniej wizyty. Ogromnie nam ul�y�o, �e mo�emy liczy� na jego pomoc...�.
Dok�adnie w tej chwili Kelly poczu�a, �e si� dusi. Pomoc? Ze strony obcego? Kontuzjowanego by�ego pi�karza, kt�ry prawdopodobnie ma k�opoty z dodawaniem? A w og�le dlaczego uczepi� si� jej babki? Czego chce m�ody m�czyzna od osiemdziesi�cioletniej kobiety?
Pieni�dzy. Kupy pieni�dzy. Babcia mia�a fortun�, a w finansach rodziny panowa� tak potworny ba�agan, �e nawet dyplomowany ksi�gowy nie potrafi�by stwierdzi�, czy co� ukradziono.
A je�li ten ca�y Ralston przepu�ci rodzinny maj�tek na kobiety, wino i �piew?
Babcia, najukocha�sza, najm�drzejsza i najbardziej szalona osiemdziesi�ciolatka na tej planecie, mia�a o sobie tak dobre mniemanie, �e bez trudu mog�aby uwierzy�, �e jaki� cyniczny, m�odszy o pi��dziesi�t lat podrywacz oszala� z mi�o�ci do niej.
Kelly bez namys�u si�gn�a po telefon. Pi�� minut p�niej mia�a ju� zarezerwowane miejsce w samolocie. Po dwudziestu czterech godzinach wje�d�a�a do Paradise Beach na Florydzie.
I dopiero wtedy nawiedzi�y j� powa�ne w�tpliwo�ci.
Rozdzia� 1
Panika to dziwna reakcja jak na kogo�, kto wraca do domu po o�miu Matach, ale Kelly Burke w�a�nie tego uczucia dozna�a, jad�c przez Paradise Beach. Panika narasta�a, Kelly jecha�a coraz wolniej, a� wreszcie kierowcy, kt�rzy j� mijali, zacz�li tr�bi� i wygra�a� pi�ciami. Zerkn�a na szybko�ciomierz; jecha�a dwadzie�cia kilometr�w na godzin�.
Przycisn�a peda� gazu, ale poczu�a jeszcze wi�ksz� panik�, wi�c znowu zwolni�a i zjecha�a na bok, udaj�c, �e czego� wypatruje.
W chwili gdy jej stopa dotkn�a ziemi na lotnisku w Tampie, wszystko w niej krzycza�o, �e pope�ni�a straszny b��d. Po za�nie�onym Denver widok p�awi�cej si� w ol�niewaj�cym s�o�cu Florydy uprzytomni� jej, co zrobi�a. Wr�ci�a do domu.
Z ka�d� chwil� coraz bardziej tego �a�owa�a. Gdy dotar�a do w�skiego mostu, kt�ry prowadzi� do rodzinnej wyspy Burke��w w Zatoce Meksyka�skiej, z trudem �apa�a powietrze.
Na drugim brzegu wysiad�a z wynaj �tego samochodu i odetchn�a g��-boko, nakazuj�c sobie spok�j. A kiedy walczy�a z szalej�cym sercem, oddechem i uginaj�cymi si� kolanami, przysz�o jej do g�owy, �e w�a�ciwie mog�aby wr�ci� na lotnisko i zostawi� babci� z jej problemami.
Rany boskie, nabawi�a si� klaustrofobii czy co? Od tych bujnych jak d�ungla zaro�li dostawa�a duszno�ci. W Kolorado przyzwyczai�a si� do wielkich przestrzeni. Tutaj natura skaka�a jej do gard�a. Wszystko by�o obrzydliwie zielone!
Poza tym na t�wysp�mo�na si�by�o dosta� tylko jedn� drog�. Rodzina Kelly cieszy�a si� komfortem prywatno�ci, ale ona nigdy nie mog�a
7
zapomnie�, �e nie ma st�d drogi ucieczki. Dziecko, kt�re wychowuje si� w cyrku, musi my�le� o takich rzeczach. Narzucenie sobie zbyt wielu doros�ych obowi�zk�w rodzi t�sknot� za wolno�ci�.
Klaustrofobia, nie ma co. Ta reakcja nie mo�e mie� nic wsp�lnego z powrotem na �ono kochaj�cej rodziny. Oczywi�cie nigdy nie w�tpi�a w ich mi�o��. Tylko w zdrowe zmys�y.
Co gorsza, prawie ca�e dzieci�stwo prze�y�a w okropnym niepokoju, maj�c na g�owie rodzinne finanse i prowadzenie domu. To by�o zaj�cie dla doros�ego i do�wiadczonego cz�owieka. Doskonale zdawa�a sobie spraw�, �e wzi�a to wszystko na siebie z w�asnej nieprzymuszonej woli, wi�c nie mo�e obwinia� rodziny o zrzucenie na ni� obowi�zk�w. Nie, przyj�a je, poniewa� rozpaczliwie pragn�a sta� si� wa�na i niezast�piona. Poniewa� musia�a udowodni� sobie i innym, �e co� jednak potrafi.
Ale teraz niepok�j powr�ci� i uderzy� z jeszcze wi�ksz� si��. Jakby chcia� sobie powetowa� te osiem lat nieobecno�ci.
Zdj�a buty do biegania, rzuci�a je na tylne siedzenie i ruszy�a w�sk� piaszczyst� �cie�k� biegn�c� po obrze�u tej strony wyspy. Na zach�d rozpo�ciera�y si� migotliwe wody Zatoki Meksyka�skiej.
Jednak ledwie widok ogromu w�d zdo�a� uspokoi� jej zn�kane nerwy, na horyzoncie pojawi� si� kulej�cy, do�� atrakcyjny ciemnow�osy m�czyzna z ogromnym p�owym psem. M�czyzna i pies byli najwi�kszymi reprezentantami swoich gatunk�w, jakich zdarzy�o si�jej widzie�. Co wi�cej, pies warkn�� na ni� a m�czyzna by� wyra�nie rozdra�niony. Kelly, nieco zbita z tropu niespodziewanym widokiem, gapi�a si� na nich z otwartymi ustami jak wioskowy g�upek.
- To prywatna wyspa � odezwa� si� m�czyzna.
To wystarczy�o, �eby j� zdenerwowa�. I dobrze, bo wr�ci�a jej zdolno�� my�lenia. Z�o�� jest fantastycznym substytutem bardzo wielu uczu�. Poza tym nie pozwala przestraszy� si� obcego, dwa razy wi�kszego faceta.
-Wiem. Kim pan jest?
-Nie pani interes.
-W�a�nie �e m�j.
Pies znowu warkn��. M�czyzna zrobi� nieznaczny gest i bydl� wielkie jak szetlandzki kuc � usiad�o.
- Myli si� pani. Niech si� pani st�d zbiera albo wezw� policj�.
- A pan niech lepiej uwa�a na psa. Tygrysy cioci Zeldy zjedz�go na podwieczorek.
Obcy znieruchomia�, wyraz jego twarzy powoli zacz�� si� zmienia�. Kelly mia�a ju� sobie pogratulowa� poskromienia niedosz�ego Arnolda Schwarzeneggera, kiedy zn�w si� odezwa�:
8
Zna pani Zeld�?
- To moja ciotka. Niby dlaczego nazwa�am j� cioci�?
Na jego ustach powoli pojawi� si� u�miech. Zda�a sobie spraw�, �e ten gigant jest naprawd� atrakcyjny. Nawet przystojny. A to wcale nie poprawi�o jej humoru.
- No � mrukn�a. � Jestem z rodziny. A pan? � Jestem go�ciem Bei. Seth Ralston.
�wiate�ko zapali�o si� dopiero teraz i Kelly poczu�a si� niewiarygodnie g�upio. Jak mog�a na to nie wpa��? To tak�e nie poprawi�o jej humoru.
- Aaaa... Przegrany by�y pi�karz. Uni�s� brew.
-Tak mnie opisa�a?
- Nie ona. Ja.
U�miechn�� si� szerzej, jakby powiedzia�a co� �miesznego.
- Jest pani bardzo domy�lna. Wi�c jest pani Kelly, wnuczk� marnotrawn�. Pewnie rodzina ma zar�n�� t�ustego cielca, skoro raczy�a pani wr�ci�?
- Raczy�a? Co za wyszukane s�ownictwo jak na liniowego!
- Liniowy gra w obronie. Ja by�em w ataku.
Wytr�ci� j � z r�wnowagi. Mia�a ochot� w�ciec si� na niego lub roze�mia�. Rozbawienie zwyci�y�o. Prawie.
- Atakowanie wesz�o panu w nawyk.
- Te� tak my�l�. � Spojrza� na psa. � Bouncer, to przyjaci�ka. � Zerkn�� na ni�. � Niech mu pani da r�k� do pow�chania.
Odruchowo cofn�a si� o krok. Po co?
- �eby uzna� pani� za przyjaci�k�.
�ypn�a na niego nieufnie, ale pos�usznie podsun�a r�k� ogromnemu, �lini�cemu si� psu.
- Po co takiemu du�emu facetowi pies obronny? Wzruszy� ramionami.
- Trzeba spyta� Zeldy Tresuje go. Bo�e!
W jego oczach znowu b�ysn�o rozbawienie.
-Te� tak my�l�! To na razie.
Odwr�ci� si� i odszed�, utykaj�c, a pies pobieg� za nim. Kelly sta�a, usi�uj�c rozstrzygn��, kto wygra� i dlaczego j� to interesuje. I dlaczego ten cz�owiek zachowuje si� tak, jakby wszystko tutaj nale�a�o do niego?
9
Spotkanie mia�o jednak uzdrowicielski efekt. Kiedy wsiad�a do samochodu, nie mia�a ju� wra�enia, �e ro�linno�� j� dusi, a powr�t do domu jest najwi�kszym b��dem jej �ycia.
By� prawdopodobnie zaledwie drug� najg�upsz� rzecz� jak� w �yciu zrobi�a.
Willa � tak zawsze nazywano ten dom � by�a oaz� spokoju po�r�d szale�stwa tropikalnej ro�linno�ci. Kelly dawno ju� uzna�a, �e dom tylko dlatego jest otoczony wypiel�gnowanym trawnikiem i klasycznym ogrodem, �e babcia Bea uzna�a, i� nie potrzebuje podw�rka. Wynaj�a cz�owieka, kt�ry dogl�da� trawnika i ogrodu, a on z ca�ym oddaniem walczy� z chaosem natury, strzyg�c, kosz�c i sadz�c zdyscyplinowane kwiaty, poddaj�ce si� jego rozkazom.
Wydar� d�ungli par� akr�w ziemi i stworzy� na nich ogr�d w stylu angielskim. Gdyby zapu�ci� si� jeszcze par� metr�w dalej, pewnie by poleg�. Ujarzmianie tej malutkiej dzia�ki i tak by�o nie lada wyczynem.
Sam dom, zbudowany z cyprysowego drewna, o�lepiaj�co bia�y i ozdobiony szerokimi werandami, przypomina� kolonialn� posiad�o��. Trzeba by�o zatrudni� pracownika, kt�ry zajmowa� si� malowaniem i usuwaniem szk�d spowodowanych przez s�one powietrze.
A wi�c willa, kt�ra wcale nie by�a will� wygl�da�a jak precyzyjnie oszlifowany klejnot, z�o�ony na zielonym aksamicie pomi�dzy szalej�-c� d�ungl�. Ale Kelly dobrze wiedzia�a, jak z�udne jest to wra�enie. Za �cianami domostwa szala�a inna d�ungla: jej rodzina.
Zatrzyma�a samoch�d w cieniu pot�nego d�bu, najwi�kszego drzewa na wyspie. Nikt nie wiedzia�, sk�d si� wzi�� na tej ma�ej piaszczystej wysepce, kt�ra nie rozsypa�a si� tylko dlatego, �e trzyma�y j� razem korzenie mangrowc�w D�b po prostu by� i miewa� si� dobrze.
Kelly przez par� minut sta�a przy samochodzie, syc�c si� �agodnym spokojem zdyscyplinowanego ogrodu. Wreszcie ruszy�a w stron� szerokich schod�w, prowadz�cych na pi�tro. Na parterze znajdowa�y si� tylko magazyny i pokoje s�u�by, poniewa� w czasie sztormu lub huraganu mog�y si� znale�� pod wod�. Pierwsze i drugie pi�tro zajmowali w�a�ciciele domu.
Schody skrzypia�y jak zwykle, a ona jak zwykle poczu�a nerwowe ssanie w do�ku. To w�a�nie dlatego nie chcia�a wr�ci�. Ba�a si� tego ci�g�ego uczucia, �e znajduje si� na kraw�dzi kolejnej pora�ki � i strachu przed kolejnym szale�stwem, z jakim mog�a si� spotka�.
10
Bardzo trudno jest si� pogodzi� z my�l�, �e w�asna rodzina jest niespe�na rozumu. Zw�aszcza je�li jest si� dzieckiem. Ko�o trzydziestki powinno by� ju� �atwiej. Tak sobie m�wi�a.
Ledwie wyci�gn�a d�o� ku klamce, drzwi otworzy�y si� i w progu stan�� kamerdyner. U�miechn�� si� do niej promiennie; par� kosmyk�w bielusie�kich w�os�w, zaczesanych na �ysin�, �wieci�o w ciemno�ciach. Lawrence by� jak zwykle ubrany w szorty khaki, podkolan�wki i koszul�. Wygl�da�, jakby zst�pi� z plakatu reklamuj�cego rado�ci s�u�by wojskowej w tropikach.
- Panienka Kelly! � zawo�a� z nieskazitelnym angielskim akcentem. � Co za rado�� widzie� panienk�!
Nie spodziewa�a si�, �e na jego widok poczuje taki przyp�yw ciep�a. Przez chwil� gard�o tak si� jej �cisn�o, �e nie mog�a wydoby� g�osu. -Cze��, Lawrence. Jak leci?
- Bardzo dobrze, panienko, dzi�kuj�. Czy mam przynie�� baga�e? Nie chcia�a, �eby to robi�. Mia� pewnie z siedemdziesi�t lat, a ona
by�a m�oda i zdrowa. Ale wiedzia�a, jakby si� poczu�, gdyby nie pozwoli�a mu si� tym zaj��. Dawno temu wyja�ni� jej to bardzo dok�adnie.
- Nie przywioz�am wiele. Walizk� i laptop. � Poda�a mu kluczyki. � Gdzie s� wszyscy?
- Panienka Zelda karmi tygrysy. Pan Max maluje w studiu, pan Ju-lius �wiczy w konserwatorium, a panna Mavis uci�a sobie drzemk�. Ja�nie pani � zawsze tak m�wi� o babci, poniewa� kiedy� wysz�a za wicehrabiego � uczy si� roli w salonie.
- Pewnie nie powinnam jej przeszkadza�?
- Przeciwnie, by�aby bardzo z�a, gdyby jej panienka nie przeszkodzi�a.
Kelly zastanowi�a si� nad t� mo�liwo�ci�, ale dosz�a do wniosku, �e przyda si� jej par� minut na przywykni�cie do tego domu, zanim stanie z kimkolwiek twarz� w twarz.
- Wiesz co, mam lepszy pomys�. Zostaw moje baga�e, zapro� mnie do spi�arni na co� mocniejszego i porozmawiajmy. Tylko we dw�jk�.
Lawrence nie by� zachwycony, ale nie prze�y�by prawie czterdziestu lat w rodzinie Burke��w, gdyby nie nauczy� si� dostosowywa� do ka�-dej sytuacji.
- Powinienem ostrzec panienk�. Kucharka jest w rozpaczy.
- Jak zawsze. O co posz�o tym razem?
- Panna Zelda rzuci�a piecze� tygrysom.
Kelly poczu�a, �e gdzie� w �rodku wzbiera w niej �miech. -Na pewno si� nie najad�y.
11
- Nie, ale razem z indykiem i wieprzowin� wysz�a ca�kiem zno�na przek�ska.
K�ciki ust Kelly poruszy�y si� jakby z w�asnej woli.
- Dostawca mi�sa si� sp�ni� � doda� Lawrence tytu�em wyja�nienia. Co tydzie� na wysp� przywo�ono ca�� ch�odni� mi�sa dla tygrys�w. � Manuel pojecha�, �eby to wyja�ni�. I uzupe�ni� zapasy.
- Wi�c kucharka si� rozpogodzi?
- Jak zwykle � potwierdzi� Lawrence z niezm�conym spokojem.
Spi�arnia wype�niona by�a p�kami z wypolerowanego drewna tekowego. Na �rodku pyszni� si� ogromny mahoniowy st�. Kelly sp�-dzi�a tu wiele godzin, usi�uj�c uporz�dkowa� sprawy finansowe rodziny, i przy okazji zbli�y�a si� do Lawrence�a bardziej ni� ktokolwiek. Przynajmniej czasami takie mia�a wra�enie. Sta� si� dla niej zast�pczym ojcem.
Kamerdyner nala� dwa ma�e kieliszki brandy i usiad� obok niej. -Za zdrowie panienki.
- Za moje zdrowe zmys�y � odpar�a. Na jego ustach pojawi� si� najs�abszy z u�miech�w. Co tu robi ten pi�karz?
- Ach! � Lawrence zrobi� znacz�c� min�. � Leczy kontuzj�. Ja�nie pani jest nim zachwycona. � Wypi� brandy i nala� sobie nast�pn� kolejk�. Zawsze mia� upodobanie do kieliszka i prawdopodobnie w�a�nie dlatego tak d�ugo utrzyma� si� przy jej rodzinie. Nikt inny nie m�g�by tolerowa� jego niedyskrecji.
- Zachwycona? Wzruszy� ramionami.
- Twierdzi, �e przy nim znowu czuje si� m�oda. -A co ty o tym s�dzisz?
Pokr�ci� g�ow�.
-Nie mog� powiedzie�.
Na tym w�a�nie polega� problem z Lawrence�em. Dop�ki nie oszo�omi�o si� go alkoholem, by� jak ostryga. Kelly zastanawia�a si�, czy starczy jej zimnej krwi, �eby upi� go z rozmys�em.
- T�sknili�my wszyscy za panienk�. Znowu poczu�a ucisk w gardle.
- Ja te� za tob� t�skni�am. � To prawda, rzeczywi�cie t�skni�a za nim... cho� nie chcia�a t�umaczy�, do jakiego stopnia brakowa�o jej reszty tej sfiksowanej rodziny.
- Panienka musi ju� i�� porozmawia� z babci�.
Ale Kelly chcia�a odwlec t� chwil�, na ile tylko mog�a. -Jak ona si� czuje?
12
- Fantastycznie. � Lawrence poci�gn�� �yk brandy. � Ci�gle pracuje, ci�gle si� szarog�si, wszystko jak dawniej.
- Czy nie... hm... nie robi si� niedo��na albo co� w tym stylu? Lawrence spojrza� na ni� oburzony.
- Absolutnie nie! Ma umys� jak brzytwa.
- Ale da�a si� poderwa� jakiemu� �igolakowi? Teraz Lawrence wygl�da�, jakby mia� zemdle�.
- Sk�d to panience przysz�o do g�owy?
Kelly wzdrygn�a si� pod jego karc�cym spojrzeniem. Z niemi�ym zaskoczeniem odkry�a, �e znowu czuje si�jak dziecko. Cofn�a siew czasie, a stalowe spojrzenie Lawrence�a nie pozwala�o jej o tym zapomnie�. Natychmiast zmieni�a ton.
- Sama nie wiem. Chyba jestem zm�czona po podr�y.
- Na pewno. � Jego oczy z�agodnia�y.
Lawrence by� najwyra�niej zauroczony tym pi�karzem nie mniej ni� babcia.
-Jak si� maj� wszyscy?
- Jak zwykle. Panna Mavis pojawia si� w towarzystwie od czasu do czasu, g��wnie z okazji imprez dobroczynnych. Pan Julius daje dwa, trzy koncerty w roku. Pan Max ci�gle maluje. Panna Zelda � no, jak to ona. Wzesz�ym roku wzatoce nast�pi�wyciek ropy, wi�c zagoni�a nas wszystkich do pomocy ptakom. Wie panienka, jak trudno jest utrzyma� pelikana, �eby go wytrze�? Prawd� m�wi�c, wygl�da�o to jak jaka� oszala�a pralnia, a my wszyscy byli�my jak zwariowane praczki. Potem panienka Zelda nie zgodzi�a si� wypu�ci� ptak�w, dop�ki plama nie zostanie zebrana, wi�c mieli�my tu stada mew i pelikan�w. Sprz�tali�my po nich przez tydzie�.
Tak� w�a�nie rodzin� zapami�ta�a. Mimo woli u�miechn�a si� do obrazu, kt�ry stan�� jej przed oczami. -A ty?� spyta�a.� Co porabia�e�?
- Ach, ja... � Wymijaj�co machn�� d�oni�. � Jestem w �wietnej formie, a prowadzenie domu wype�nia mi ca�y czas. Cz�owiek musi si� czu� potrzebny.
O, tak. Dobrze o tym wiedzia�a. Niebezpiecznie robi si� dopiero wtedy, gdy jest si� tak bardzo potrzebnym, i� nie ma si� ju� czasu dla siebie. Lawrence zawsze tu by�, ostoja jej dzieci�stwa. Dlaczego nigdy nie wyje�d�a�, nie mia� w�asnego �ycia i zainteresowa�? Serce �cisn�o si� jej z �alu. Wiedzia�a, jak absorbuj�ca potrafi by� rodzina Burke��w
Lawrence nala� sobie jeszcze jeden kieliszek. Kelly zaniepokoi�a si�, �e by� mo�e pope�ni�a b��d, zach�caj�c go do picia. Zawsze lubi� wypi� par�
13
drink�w p�nym popo�udniem, ale nie pami�ta�a, �eby pozwala� sobie na to o innych porach dnia, z wyj�tkiem rzadkich okazji. By� mo�e dawny nawyk wymkn�� mu si� spod kontroli. Postanowi�a, �e si� temu przyjrzy.
- A kuzyni? - spyta�a. W dzieci�stwie rzadko ich widywa�a. Ze wszystkich dzieci babci tylko Julius � ojciec Kelly � zawar� ma��e�stwo. Rozwi�d� si�, gdy Kelly mia�a siedem lat. Dwoje jej kuzyn�w rzadko sk�ada�o im wizyty, poniewa� przeprowadzili si� z matk� do Hongkongu.
- Gerald... c�, Gerald wst�pi� do trapist�w. A� podskoczy�a.
- �artujesz!
- Zobaczy� �wiat�o. � Lawrence pozwoli� sobie na leciutk� kpin�. � Bez obaw, jeszcze odzyska rozum.
- Nie potrafi� sobie tego wyobrazi�. -Mnisi te�, �miem zauwa�y�.
- Zawsze by� niespokojnym duchem. � Prawd� m�wi�c, do dzi� dnia uwa�a�a go za ma�ego z�o�liwego ch�opca, kt�ry bezlito�nie wy�miewa� si� z niej, osieroconego dziecka, do czasu gdy wujek Julius przy�apa� go na tym i zagrozi�, �e wytarga go za uszy. Oczywi�cie nigdy w �yciu nie zrobi�by niczego podobnego, ale gro�ba by�a tak przera�aj�ca, �e Gerald wreszcie zamilk�.
- Nie zmieni� si� � przyzna� Lawrence. � Przerzuca si� ze skrajno�ci w skrajno��. Ale uwa�am, �e m�g� sko�czy� o wiele gorzej.
Kelly te� tak s�dzi�a.
- S�dz�, �e stroje z czarnej sk�ry, makija� i dzikie wyst�py na estradzie, te groteskowe d�wi�ki, kt�re wydobywa� z elektrycznej gitary... �e wszystko to da�o mu s�aw� i bogactwo, ale... � Lawrence urwa� gwa�-townie, jakby skrytykowanie rodziny by�o �miertelnym grzechem.
Kelly zlitowa�a si� nad nim.
- Niez�y z niego typ. A Verna? � Verna by�a od niej dwa lata starsza. Blada, chuda dziewczynka kry�a si� po k�tach i ssa�a kciuk z takim zapami�taniem, jakby tylko to trzyma�o j� przy �yciu. Kelly uwa�a�a, �e Gerald j�zaszczu�.
- Panienka Verna dosta�a si� do corps de ballet we Francji. Napisa�a, �e jest ju� za stara na wyst�py i pewnie przerzuci si� na choreografi�.
Oczywi�cie. Nawet Verna odziedziczy�a rodzinny talent. Kelly poczu�a uk�ucie zawi�ci. -To mi�o.
- Jeste�my z niej bardzo dumni. Tak jak i z panienki.
Jak zwykle komplement wyda� jej si� wymuszony, jakby powiedziany wy��cznie z grzeczno�ci.
14
W tej samej chwili drzwi spi�arni otworzy�y si� z trzaskiem i w progu stan�a ciotka Zelda.
By�a wysok�, chud� kobiet� po pi��dziesi�tce, z upodobaniem ubieraj �c� si� w krzykliwe papuzie kolory. Kr�tkie w�osy ufarbowane mia�a henn�i przewi�zane jaskrawoczerwon� szarf�. Ubrana by�a w jasnozielone spodnie i fioletow� bluzk� z d�ugimi r�kawami. Str�j ten oznacza�, �e Zelda w�a�nie zajmowa�a si� tygrysami, poniewa� zwykle ods�ania�a znacznie wi�cej cia�a.
Zee wyst�powa�a niegdy� w cyrku, ale po paru latach opu�ci�a go w ramach protestu wobec sposobu, w jaki traktowano tam zwierz�ta. Zosta�a aktywistk� organizacji walcz�cych o prawa zwierz�t i mia�a na sumieniu niejeden krety�ski plan ratowania skrzywdzonych istot. By�a r�wnie� licencjonowan� rehabilitantk� dzikich zwierz�t, co brzmia�o o wiele bardziej powa�nie.
- Lawrence � krzykn�a od progu. � Musisz co� zrobi� z kuchark�! Zanim kamerdyner zdo�a� otworzy� usta, jej spojrzenie pad�o na Kelly.
- Kelly! Bo�e, kiedy przyjecha�a�? � Poklepa�a j� przyja�nie po ramieniu, ale zaraz potem zwr�ci�a si� do Lawrence�a. � Ta kobieta nie dopuszcza mnie do ch�odni!
Lawrence, kt�ry wypi� ju� trzy kolejki, troszk� chwia� si� na krze�le. Lekko uni�s� brew.
- To nie ona zap�aci�a za jedzenie! � doda�a Zelda. � Tylko my! A koty s� g�odne!
- Prosz� rzuci� im kuchark� � podsun�� Lawrence niewyra�nie.
- Fantastyczny pomys�. � Zelda ruszy�a do wyj�cia, ale po drodze zd��y�a jeszcze doda�: � Za par� minut wracam, Kelly. Najpierw musz� sprowadzi� tygrysy.
Lawrence czkn��.
- Prosz� o wybaczenie � powiedzia� z przesadn� godno�ci�.
Ale Kelly go nie s�ucha�a. Zerwa�a si� z krzes�a i pop�dzi�a za Zeld�
- Ciociu! � krzykn�a. � Nie wolno ci przyprowadza� kot�w do domu! Wiesz, co babcia o tym s�dzi.
- Mama si� nie dowie � mrukn�a Zelda. Sz�a wielkimi krokami w stron� zagrody dla tygrys�w, zajmuj�cej prawie p� powierzchni wyspy.
- Ciociu, nie! Porozmawiam z kuchark�. � Usi�uj�c dotrzyma� kroku Zeldzie, kt�ra mia�a znacznie d�u�sze nogi, dosta�a zadyszki. � Przecie� naprawd� rzuci�a� kotom nasz� kolacj�.
- Ta ch�odnia jest pe�na jedzenia. Nie, kochanie, to bunt i trzeba go zd�awi� w zarodku. Ta kobieta dla nas tylko pracuje.
15
- Ale, Zee, to nie jej wina, �e mi�so nie przyjecha�o na czas. Manuel po nie pojecha�.
- I gdzie si� podziewa? � Zelda zatrzyma�a si� gwa�townie przy bramie i odwr�ci�a si� do Kelly. � Wyjecha� z samego rana! Powinien by� tu ju� dawno.
Kelly stan�a przed bram�.
-Nie pozwol� ci na to.
Zelda �agodnie pog�aska�a japo policzku.
- Dobre z ciebie dziecko, Kelly. Jak zawsze. Ale nie powstrzymasz mnie. Zejd� mi z drogi, dobrze ci radz�.
Kelly ani drgn�a.
- S�uchaj no � zacz�a znowu Zee � dobrze wiesz, �e nie pozwol� krzywdzi� zwierz�t, a pr�ba zag�odzenia moich male�stw jest okrucie�-stwem. M�j Bo�e, ludzie pope�niaj� na zwierz�tach prawdziwe zbrodnie. G�odzenie tygrys�w, trzymanie s�oni w samotno�ci i we w�asnych ekskrementach. S�oni! Ten gatunek potrzebuje stada jak powietrza!
Kelly zamierza�a zapyta�, co do tego maj� s�onie, ale zanim otworzy�a usta, Zelda cmokn�a cicho. W chwil� p�niej Kelly poczu�a na karku gor�cy oddech. Nie musia�a si� odwraca�, �eby domy�li� si�, i� dwa tygrysy syberyjskie bezszelestnie wy�oni�y si� z d�ungli za jej plecami. W dzieci�stwie uwa�a�a je za duchy, niewidzialne do czasu, gdy bezg�o�nie zjawia�y si� tu� obok.
W�osy zje�y�y si� jej na karku. Powoli odwr�ci�a si� do Nicholasa i Aleksandry, znanych tak�e jako Nikki i Alex, stoj�cych tu� przed ni� po drugiej stronie �elaznej siatki.
Bo�e, ju� zapomnia�a, jakie one wielkie! Ponad trzysta kilo i prawie cztery metry od nosa do zadu. Dwie g�owy, zwr�cone w jej stron�, by�y wielkie jak ko�a od samochodu.
- Pami�taj� ci� stwierdzi�a Zelda.
- Tak? � Kelly mia�a szczer� nadziej�, �e tak w�a�nie jest. Pi�tna�cie lat temu pomog�a wychowa� dwa bezbronne koci�ta, uratowane z r�k hodowcy. Karmi�a je nawet butelk�. Ale zczasem wyros�y na dwa ogrom-ne drapie�niki i mia�a wra�enie, �e rozpoznaj� w niej jedynie ewentualn� kolacj�. � Min�o du�o czasu, Zee.
- Wiem. Odsu� si�, to je wypuszcz�. -Nie! Je�li co� si� stanie...
Ale Zelda ju� otworzy�a bram� i cicho klasn�a j�zykiem.
- Pora na polowanie, male�stwa � szepn�a czule. � Wiem, nie b�-dzie to co prawda polowanie na jelenia, ale i tak nie jest �le.
Tygrysy spojrza�y na ni� z pow�tpiewaniem.
16
Dok�adnie w tej chwili pi�karz� Seth Ralston, przypomnia�a sobie Kelly � wy�oni� si� zza naro�nika domu. Spojrza� na Zee, otwart� bram�, tygrysy i stan�� jak wryty.
- Co ty robisz, Zee? � spyta� ciekawie.
- Chce przerazi� kuchark� odpowiedzia�a Kelly� �eby wyrwa� jej zawarto�� ch�odni.
- Ach! � Seth robi� wra�enie rozbawionego. � A wi�c wojna?
- Sk�d�e � parskn�a Zee. � To m�j dom. Ja tu reprezentuj� prawo. Seth rozejrza� si� doko�a.
-Nie widz� p�on�cego krzaka.
Zee parskn�a kr�tkim �mieszkiem, ale zaraz potem zaj �a si� wywabianiem tygrys�w. Seth odwr�ci� si� i spojrza� w stron� domu.
- Bouncer, nie! Zosta�!
Bo�e, j�kn�a Kelly w duchu. Tygrysy go rozszarpi�
Seth najwyra�niej doszed� do tego samego wniosku i oddali� siew kierunku, z kt�rego przyszed�.
-Tym psem pewnie by si� najad�y� odezwa�a si� Zee� ale nie mog� ryzykowa�. � Zamkn�a bram�. � Wygra�a�, kochanie, cho� nie znosz� si� poddawa�.
Okno na pi�trze otworzy�o si� gwa�townie i pojawi�a si� w nim g�owa babci Bei.
- Zeldo, na mi�o�� bosk� przerazi�a� kuchark� na �mier�! �eby mi si� to wi�cej nie powt�rzy�o!
- Musimy mie� now�! � odkrzykn�a Zelda. � Robi ohydn� tapiok�!
- Ale jej kaczka w pomara�czach jest bajeczna! � wrzasn�a babcia. � Id�, przepro� j� natychmiast. Kelly, dziecko, wejd� na g�r�, zanim ciotka wpl�cze ci� w jakie� k�opoty!
Kelly zd�awi�a westchnienie i pos�usznie spe�ni�a rozkaz babki. Postanowi�a sobie, �e nast�pn� osob�, kt�ra nazwie j� dzieckiem, poszczuje tygrysami Zeldy
Rozdzia� 2
Beatrix Burke p�yn�a w powietrzu. Kelly nigdy nie wpad�a na to, w jaki spos�b babcia tego dokonuje, ale prawie zawsze wygl�da�a tak, jak-by unosi�a si� na powietrznym pr�dzie, otoczona faluj�cymi �agodnie koronkami i tiulowymi falbanami. Nie �eby zawsze dochowywa�a wierno�ci
2 - Mistrzowska zagrywka
17
staro�wieckim sukniom! By�a znana z tego, �e lubi�a si� pojawia� w m�-skich garniturach i bryczesach, je�li akurat nasz�a j�na to ch�tka, a gdzie� w g��binach jej gigantycznej garderoby kry�y si� nawet d�insy.
Ale na og� babcia p�yn�a w powietrzu i wygl�da�a tak, jakby lada chwila mia�a spocz�� na szezlongu z kieliszkiem mi�towego likieru. Zamiast likieru przewa�nie trzyma�a d�ug� per�ow� cygarniczk� z nie zapalonym papierosem. Rzuci�a palenie trzydzie�ci lat temu, by unikn�� zmarszczek, ale nie chcia�a si� rozsta� z ukochanym rekwizytem, nawet kiedy ca�kowicie wyszed� z mody.
Dzi� mia�a na sobie kreacj� z szyfonu, w sam raz odpowiedni� na garden party u kr�lowej. Brakowa�o jej tylko wielkiego s�omkowego kapelusza z lawendowymi szarfami. Wystarczy� sam widok babci, �eby Kelly uprzytomni�a sobie z bolesn� wyrazisto�ci� w�asny nieciekawy wygl�d: d�insy, flanelowa koszula. Po ca�ym dniu podr�y czu�a si� brudna i lepka.
Ju� mia�a podbiec i u�cisn�� babci�, ale tu� za progiem uderzy� j� zapach gardenii, od kt�rego natychmiast dosta�a kataru. I dobrze, bo Bea nie lubi�a chodzi� w wymi�tych sukienkach, nawet je�li przyczyn� ich zmi�cia by�y serdeczne u�ciski.
Bea wyjrza�a przez okno na tylne podw�rko.
-Ona co� knuje. M�wi� ci. Kto?
- Zee. Czuj� to. Zawsze zaczyna szale�, kiedy chce zrobi� co� g�upiego. To jak barometr. Nie wystarcza jej jedno wariactwo. Nie, kiedy Zee szaleje, to ju� na ca�ego.
Kelly nie wiedzia�a, jak mo�na pozna�, czy Zee zachowuje si� dziwniej ni� zwykle.
- Chyba zdenerwowa�a si� przez kuchark�.
- Och, oczywi�cie. Ale zapami�taj moje s�owa, ona co� knuje.
- Babciu, mo�emy porozmawia� gdzie� indziej? Wiesz, �e jestem uczulona na twoje perfumy.
- To tak si� wita babk� po o�miu latach rozstania? Perfumy mam na sobie, wi�c b�dziesz musia�a wytrzyma� par� minut.
Kelly podesz�a do babki, poca�owa�a j� w policzek i usiad�a w fotelu. Zatka�a sobie nos. Bea pop�yn�a ku drugiemu fotelowi i osun�a si� na niego, jakby spocz�a na powietrznej poduszce. Chyba to sobie wy�wiczy�a, pomy�la�a Kelly. Nikt si� nie rodzi z umiej�tno�ci� poruszania si� jak puchowe pi�rko na wiosennym wietrzyku.
- Wi�c c� ci� do nas sprowadza? Tak niespodziewanie, po takiej przerwie? � spyta�a Bea. � My�la�am ju�, �e si� nas wyrzek�a�.
Kelly poruszy�a si� niespokojnie.
18
- Nie przesadzaj, babciu. Dzwoni�am co tydzie� i ca�y czas wysy�amy sobie e-maile. Mam troch� wolnego czasu i postanowi�am was odwiedzi�.
Wolny czas, akurat. Nie bez powodu przywioz�a ze sob� laptopa.
- Jak mi�o � powiedzia�a Bea pow�ci�gliwie. � Je�li si� martwi�a�, �e chc� odda� posiad�o�� Sethowi Ralstonowi, mo�esz by� spokojna. Nie zwariowa�am.
-Kto m�wi o Ralstonie?
- Aha! Wi�c go znasz! Tak my�la�am. Kto ci naskar�y�?
- Nikt � o�wiadczy�a Kelly z moc�. Nie znosi�a, kiedy babka z tak� precyzj� trafia�a w sedno problemu. W dzieci�stwie nigdy nie udawa�o si� jej niczego ukry�.
- Nikt? To sk�d wiesz o Secie? To pewnie Mavis. My�li, �e oszala�am. Kelly postanowi�a z�apa� byka za rogi.
-A tak nie jest?
- Oczywi�cie, �e nie! � parskn�a Bea. � To mi�y m�ody cz�owiek, kt�ry obecnie prze�ywa pewne komplikacje. Nie wiem, dlaczego mia�abym mu nie udzieli� go�ciny. Poza tym tylko ten d�entelmen ma ochot� zabawia� od czasu do czasu osiemdziesi�cioletni� kobiet�.
Je�li Bea zamierza�a uspokoi� Kelly, to ani trochejej si� to nie uda�o. A zatem ten padalec uwodzi babci�, tak? Rzeczywi�cie, trzeba by�o przyjecha�. Pytanie tylko, co mo�na zrobi�, nie doprowadzaj�c babci do sza�u. Bea mog�aby nawet wyj�� za tego cz�owieka � tylko po to, by zrobi� wszystkim na z�o��.
- Poza tym � doda�a babcia � Liz tak�e poderwa�a m�odzie�ca. Bo�e drogi!
-Rywalizujesz z Liz?
Babcia machn�a r�k� od niechcenia.
- Nie s�dz�. Nie gramy w tej samej lidze. Ona jest �licznotk� i niczym wi�cej. Ja jestem aktork�.
Bea rywalizowa�a z Liz od czasu, gdy ta pojawi�a si� w Hollywood. -Mia�a� wi�cej m��w. -W tym wicehrabiego! Kelly ukry�a u�miech.
- W�a�nie.
- Urodzi�am pi�cioro dzieci, nie psuj�c sobie figury. -To nie�atwe.
- Wi�c, jak widzisz, nie musz� z ni� rywalizowa�.
- Absolutnie.
Bea rozpromieni�a si� w u�miechu.
19
- W�a�nie.
- Ale jak pozna�a� pana Ralstona?
B��kitne oczy babci, niegdy� uwa�ane za najpi�kniejsze w Hollywood -do czasu pojawienia si� Liz � zw�zi�y si� jak dwie szparki. -Znowu to samo, co?
- Jestem ciekawa i tyle. Spotka�am go na pla�y i uwa�am, �e jest... okropny.
- Seth? Okropny? � Bea przekrzywi�a g�ow� we wdzi�cznym ruchu, kt�ry ka�dej innej kobiecie nada�by wygl�d czapli. � No, pewnie mo�e by� i taki. W ko�cu uprawia� bardzo brutalny sport.
- By� niegrzeczny.
Bea roze�mia�a si� � niegdy� ten melodyjny d�wi�k by� uwa�any za co� r�wnie cudownego, jak nogi Marleny.
- Ty pewnie tak�e. � Z gracj� machn�a per�ow� cygarniczk�. � Uspok�j si�, kochanie. Na wiosn� mieli�my tu szalone k�opoty z turystami. Pewnie wzi�� ci� za kolejnego natr�ta.
-Jak go pozna�a�?
- Par� lat temu kr�cili�my razem reklam�. � Babcia zmarszczy�a arystokratyczny nosek. � Gra�am staruszk�, kt�ra jest fank� futbolu. Musia�am si� na niego rzuci�, �eby dosta� jego autograf.
Kelly pami�ta�a t� reklam�. Nie przyzna�a si� nikomu, �e ta siwow�osa kobieta w kwiecistej sukience i bia�ych tenis�wkach, kt�ra przeskoczy�a p�ot i wpad�a na boisko w trakcie meczu, to jej babcia. Pewnych rzeczy lepiej nie wyci�ga� na jaw.
- To by� pan Ralston? � Nie pozna�a go bez rynsztunku pi�karza.
- Oczywi�cie. Znakomicie si� rozumieli�my. Po zdj�ciach zabra� mnie na kolacj�, a potem razem zwiedzili�my nies�ychane nocne kluby. Nie pami�tam ju�, kto kogo zapakowa� do taks�wki, co zreszt� nie ma wi�kszego znaczenia. Od tego czasu pozostajemy w kontakcie.
-Pili�cie razem?
- Och, oczywi�cie. Ale nie dosz�o do ta�czenia kankana. Kelly musia�a zakry� usta d�oni�.
- Wyp�akiwanie siew cudzy kufel znakomicie cementuje przyja�� � doda�a Bea. � Oczywi�cie ja nie pi�am piwa. Wola�am szampana.
- Oczywi�cie � zgodzi�a si� Kelly z ca�kowicie powa�n� min�. � Piwo pi� pewnie on.
- W�a�ciwie nie. Wola� dobr� whisky.
- Och. � Wszystko to brzmia�o coraz gorzej.
- No, dziecko, nie r�b takiej zgorszonej miny. Jeste� za m�oda, �eby mnie ocenia�.
20
- Babciu, nie jestem dzieckiem. Mam trzydzie�ci lat!
- Dla mnie ci�gle jeste� dzieckiem. Pan Ralston te�.
- Och, nie, kochanie! Jest bardzo dojrza�y.
Serce Kelly �cisn�o si� z niepokoju. To wszystko wcale si� jej nie podoba�o.
-Jak d�ugo tu zabawi?
- A� dojdzie do siebie. Mia� paskudn� kontuzj� kolana, wiesz? Kto�... ci�gle zapominam nazwisko tej osoby... dos�ownie porwa� na strz�py jego �ci�gna.
Kelly skrzywi�a si� mimowolnie. -To musia�o bole�.
- Nie a� tak jak rozw�d, to pewne. Ta kobieta go zrujnowa�a. Przez u�amek chwili, dos�ownie u�amek, w oczach babci b�ysn�a
jaka� iskierka, jakby rozbawienie i wyrachowanie, ale zanim Kelly zd�-�y�a si� zastanowi�, iskierka znikn�a, a twarz babci wygl�da�a jak idealna maska spokoju. Zbyt doskona�a maska. Problem �ycia z aktork� polega na tym � Kelly pami�ta�a to zbyt dobrze � �e nigdy nie wiadomo, co jest prawd�, a co rol�.
Ale je�li babcia m�wi�a prawd�, Seth by� bankrutem � i tym bardziej mia� powody interesowa� si� jej fortun�.
- Wi�c b�dzie tu mieszka�, jak d�ugo b�dzie chcia�?
- W�a�nie.
�o��dek Kelly �cisn�� si� bole�nie.
- A jak d�ugo ty zabawisz? � spyta�a Bea. � Mam nadziej�, �e przynajmniej tydzie�. Wszyscy si� za tob� st�sknili�my.
Niespodziewanie Kelly znowu poczu�a przyp�yw wzruszenia. Dlaczego nie przysz�o jej do g�owy, �e powr�t do domu oznacza nie tylko strach i niepewno��? Kocha�a swoj� rodzin�. Zawsze. Nie mog�a tylko z ni� wytrzyma�.
- Nie wiem jeszcze � powiedzia�a, nie chc�c przyrzec czego�, czego b�dzie p�niej �a�owa�. Je�li szybko rozwi��e problem tego Setha, ucieknie i nawet si� nie obejrzy. � Mam pewne sprawy, nie wiem, czy mog� je za�atwi� tutaj.
- Ach, oczywi�cie. Jeste� bardzo wa�n� osob�. Czy to sarkazm? Twarz babci nie zdradza�a niczego.
- Nie jestem wa�na. Projektuj� internetowe witryny, to wszystko.
- Ta ostatnia robi wra�enie � oznajmi�a Bea ze spokojem. Wsta�a i przesz�a przez pok�j, ci�gn�c za sob� fal� zapachu gardenii, od kt�rego katar Kelly przybra� rozmiary wodospadu. � Nieco mroczna.
21
- Taka moda. � Ca�a Bea, zabiera si� do krytykowania czego�, o czym nie ma najbledszego poj�cia. Jednak zamiast si� zdenerwowa�, przypomnia�a sobie czasy, gdy uwa�a�a babci� za najm�drzejsz� kobiet� na �wiecie, kt�ra zna odpowied� na wszystkie pytania. To przekonanie nieco si� zdezaktualizowa�o, ale wspomnienie nadal by�o �ywe.
- O, na pewno ty wiesz najlepiej. � Bea u�miechn�a si� serdecznie. � Wszyscy za tob� t�sknili�my. Mo�e od�wie�ysz si� i troch� odpoczniesz po podr�y? Przy kolacji wszyscy zagadaj� ci� na �mier�.
Tutaj babcia zrobi�a co� zdumiewaj�cego: u�cisn�a j� mocno i d�ugo. Nagle zapach gardenii wyda� si� o wiele przyjemniejszy.
Baga�e sta�y w jej dawnym pokoju. Kelly mia�a nadziej�, �e Law-rence nie upu�ci� po drodze laptopa. Pok�j wygl�da� tak jak przed laty. Nadal by� niebywale pretensjonalny: brokatowa tapeta, adamaszkowe obicia i wyszywana jedwabiem narzuta, wszystko w d�awi�cym odcieniu r�u. Ale przynajmniej nie �mierdzia�o tu gardeniami.
Kelly pad�a na krzes�o rze�bione w z�ote li�cie i pokryte adamaszkiem. Rozejrza�a si�, usi�uj�c zwalczy� uczucie, �e zn�w sta�a si� dzieckiem, brzydkim kacz�tkiem, usi�uj�cym zaopiekowa� si� rodzin� �ab�-dzi. Taka reakcja po o�miu latach samodzielnego �ycia z pewno�ci�by�a objawem nerwicy. Przecie� uda�o si� jej stan�� na w�asnych nogach! Nie powinna czu� si� upokorzona samym przybyciem do domu.
Jej oczy rozb�ys�y; w k�cie pokoju sta�a skrzynia z zabawkami. A poniewa� nale�a�a do jej rodziny, nie by�a zwyk�� skrzyni�. Nawet nie wygl�da�a, jakby mia�a s�u�y� do przechowywania zabawek. By� to jaki� niewyobra�alnie kosztowny antyk, cho� nikt nie zabrania� Kelly trzaska� wiekiem, kopa� j� lub na niej siada�. A kiedy w wieku dziesi�ciu lat w porywie buntu wyci�a na niej swoje inicja�y, nikt jej nie ukara�, cho� z pewno�ci� to zauwa�ono.
Podesz�a do kufra i odnalaz�a inicja�y dok�adnie tam, gdzie je wyrze�-bi�a. By�y poci�gni�te woskiem... wi�c kto� odnowi� mebel, ale litery zostawi� nietkni�te. Co� j� zak�u�o w sercu, cho� nie wiedzia�a dlaczego.
Wieko nadal stanowi�o znakomite miejsce do siedzenia, obite r�owym adamaszkiem, oczywi�cie. Kelly zajrza�a do �rodka i ze zdumieniem odkry�a sw�j porcelanowy serwis dla lalek, zapakowany w kartonowe pude�ko. Klocki lego w dalszym ci�gu czeka�y w plastikowym wiaderku, a dwie mocno sfatygowane lalki Barbie u�miechn�y si� do niej. By� tu nawet jej G.I. Joe z czas�w, gdy uzna�a, �e nie chce ju� by� dziewczyn� ubrany w panterk�, z zawadiacko przekrzywionym he�mem.
Usiad�a na dywanie. Gard�o si� jej �cisn�o. Pod lalkami le�a�a schludnie z�o�ona baletowa sp�dniczka z czas�w, gdy mia�a sze�� lat. Niebieskie
22
wst��ki, kt�re zdoby�a na szkolnej olimpiadzie, by�y starannie przypi�te do wewn�trznej strony wieka wraz z dyplomami w ramkach.
Zerwa�a si� z pod�ogi i pobieg�a do szafy. Och, Bo�e, oto jej bia�a sukienka, kt�r� mia�a na sobie na koniec sz�stej klasy, i niebieski kostium, kt�ry uszy�a na zaj�ciach praktycznych w �smej klasie. I zielona sukienka z organdyny, kt�r� w�o�y�a na pierwszy bal. I pierwsze baletki. Pierwsze buty do stepowania. Nuty z czas�w, gdy uczy�a si� gry na fortepianie. Olejny obraz � kaczka, kt�ra w og�le nie przypomina�a kaczki.
Gniew eksplodowa� w niej jak bomba; zatrzasn�a drzwi, a� hukn�-�o. Niech ich wszystkich szlag trafi, pomy�la�a. Z oczu pop�yn�y �zy furii. Niech ich szlag! Jak �mieli uczyni� z tego pokoju �wi�tyni� jej dzieci�stwa, jakby nie zawiod�a �adnego z nich?
Ale ju� po chwili, cho� �zy nadal sp�ywa�y jej po policzkach, zda�a sobie spraw�, �e zachowuje si� idiotycznie. Ten dom jest ogromny, a babcia ma natur� chomika. Nigdy nie wyrzuca rzeczy, kt�re jeszcze mog� si� przyda�. Zabawki zawsze s� potrzebne na wypadek odwiedzin dzieci. Co do innych rzeczy... no, mo�e s�dzi�a, �e Kelly nie chce si� z nimi rozsta�.
Takie wyt�umaczenie mia�o o wiele wi�cej sensu ni� ta... �wi�tynia. O wiele wi�cej. Kelly och�on�a z gniewu. Skoro ju� tu wr�ci�a, mo�e przy okazji pozby� si� tych ubra� i starego olejnego obrazu. Ale nie zaraz. Teraz musi si� wyk�pa� i przespacerowa�, by zebra� si�y przed kolacj�.
- Wi�c pozna�e� ju� moj� wnuczk�? � rzuci�a Bea na widok Setha. Pr�bowa�a w�a�nie now�rol�, wi�c zmieni�a pow��czyst� sukni�na szor-ty, pstrokat� bluz� w palmy oraz tenis�wki.
Do go�cinnego domku wchodzi�a i wychodzi�a bez skr�powania, jakby w nim mieszka�a. Sethowi to nie przeszkadza�o, je�li nie przekracza�a progu pokoju, w kt�rym urz�dzi� sobie gabinet. Teraz siedzia� w zaciszu ogrodzonego tylnego podw�rka, gdzie od�upywa� drzazgi z ogromnego bloku cedrowego drewna.
Bea nawet nie udawa�a, �e wie, jaki kszta�t chce osi�gn�� Seth, i wcale jato nie obchodzi�o. Natomiast bardzo obchodzi� j� widok l�ni�cego od potu Setha w bia�ych szortach i bandanie na g�owie. Od czasu, gdy przesta� gra�, troch� schud�, ale nie straci� tych swoich fantastycznych mi�ni. A ona, cho� stukn�a jej osiemdziesi�tka, nadal umia�a doceni� pi�kno m�skiego cia�a.
Seth mrukn�� co� pod nosem i uderzy� m�otem w d�uto, spod kt�rego osun�� si� d�ugi jedwabisty wi�r.
23
- Rozumiem, �e spotkanie przebieg�o w nieprzyjaznej atmosferze. Seth znieruchomia� i spojrza� na ni�.
- Zabawne � powiedzia�a Bea. � Ona zareagowa�a podobnie. Chyba nie przypad�e� jej do gustu.
Seth wzruszy� jednym ramieniem i od�upa� kawa� drewna.
Gdzie Bouncer? spyta�a Bea. -Zelda go zabra�a.
- Ci�gle chce z niego zrobi� w�ciek�ego psa obronnego, co?
- To j�bawi.
Bea cmokn�a z dezaprobat�.
- Nie traktuj jej z g�ry, drogi ch�opcze. Nie mo�na traktowa� z g�ry kobiety, kt�ra ma na ka�de swoje skinienie dwa syberyjskie tygrysy.
- Nie traktuj� jej z g�ry. Pozwalam, �eby zrobi�a z mojego s�odkiego, dobrego mastyfa maszyn� do zabijania. � Nie odpowiada�o to prawdzie, ale dobrze pasowa�o do jego nastroju. � I nie wiem, dlaczego to robi�.
-Mo�e ciebie te� to bawi.
Wzruszy� ramionami, ale tym razem w jego oczach b�ysn�o rozbawienie. Nie by� odporny na jej �arciki i to w nim lubi�a. Lubi�a te�, �e potrafi� si� �mia� mimo zdenerwowania. To w�a�nie przede wszystkim przypad�o jej do gustu. A kiedy naprawd� wpada� w sza� � by� to impo-nuj�cy widok. Dzi�ki temu jeszcze bardziej ceni�a jego opanowanie.
- Co mi�dzy wami zasz�o? � spyta�a. � Nie nale�ycie do ludzi, kt�-rzy uprzedzaj� si� do innych po jednym spotkaniu.
- Mo�e nie znasz nas tak dobrze, jak s�dzisz.
- Ach... � Na wargach Bei pojawi� si� u�mieszek.
- Och, przesta�! Nic takiego si� nie sta�o. Wzi��em j� za turystk� i kaza�em spada�, a ona si� obrazi�a. � Podszed�, kulej�c, do bloku i przygl�da� mu si� w zamy�leniu. Przy�o�y� d�uto i od�upa� kolejny kawa�.
- Naprawd�?
- Tak, naprawd�. Wi�c zamierzasz zar�n�� t�ustego cielca? Bea unios�a eleganck� kreseczk� brwi.
- Powr�t c�rki marnotrawnej? Tak to widzisz? -A mo�na inaczej?
- Chyba tak, ale nie chc� ci� w to miesza�. Najwyra�niej ju� sobie wyrobi�e� opini� o Kelly.
-Moja opinia si� nie liczy.
Roze�mia�a si�. Teraz jej �miech nie przypomina� ju� tak bardzo dzwonienia srebrnego dzwoneczka, cho� z drugiej strony...
- Ka�da opinia si� liczy. Dlatego �wiat jest taki pi�kny. Ledwie na ni� spojrza� spod nasro�onych brwi.
24
- My�l sobie, co chcesz, ale ja jestem ciekawa, dlaczego Kelly uwa�a, �e jeste�... jakim� zagro�eniem. Przynajmniej takie odnios�am wra�enie. Nie jeste� tu pierwszym go�ciem, a tymczasem... Zjawisz si� na kolacji? � Czasami z nimi jada�, czasami nie. Chodzi� w�asnymi �cie�-kami � z jej b�ogos�awie�stwem.
-Czy to zaproszenie?
- Czy to odmowa? Przyjd� o si�dmej. Nic wielkiego, nawet si� nie przebieramy do kolacji... cho� oczywi�cie koszula b�dzie jak najbardziej na miejscu.
Odwr�ci�a si� z wdzi�cznym skinieniem d�oni i ruszy�a do domu, zostawiaj�c za sob� Setha, zupe�nie nie maj�cego poj�cia, co si�, do cholery, dzieje.
Dok�adnie o to jej chodzi�o.
Kelly zesz�a na kolacj � blada ze strachu. Dziwne, ale ba�a si� spotkania z Maksem i Juliusem, cho� babcia Bea i Zelda wcale nie budzi�y w niej niepokoju. Zelda robi�a wok� siebie tyle zamieszania, �e nie by�o czasu na zdenerwowanie, a babcia wytr�ca�a j� z r�wnowagi tak jak zwykle, nie zostawiaj�c miejsca na inne uczucia.
Z wujkami by�o inaczej. Rodzice osierocili j� kiedy mia�a pi�� lat, i od tego czasu zdanie wuj�w liczy�o si� dla niej bardziej ni� czyjekol-wiek.
Przechadzka o�ywi�a j�i pomog�a odzyska� r�wnowag�, ale wszystko posz�o w diab�y, kiedy tylko przekroczy�a pr�g jadalni. Na widok wystawnych mebli i kryszta�owych �yrandoli znowu wr�ci�o do niej dzieci�stwo. Siadywa�a tutaj z rodzin� niezliczon� ilo�� razy, s�uchaj�c cudownych opowie�ci o ich cudownych prze�yciach i czuj�c, �e jej w�asne szkolne przygody bledn� w por�wnaniu z nimi. Kiedy j� o nie pytali, przysi�g�aby, �e robili to wy��cznie z grzeczno�ci, poniewa� dobrze wiedzieli, �e nigdy nie b�dzie taka jak oni � ol�niewaj�ca, pi�kna, zdolna.
Max siedzia� zgarbiony na swoim zwyk�ym miejscu, szkicuj�c co� w notesie, z kt�rym si� nie rozstawa�. Kelly stan�a w drzwiach, rozdarta mi�dzy mi�o�ci�i niech�ci�. Max by� urodzonym malarzem i ju� jako trzylatek zachwyca� wszystkich swoimi rysunkami. W wieku trzynastu lat mia� pierwszy wernisa�; krytycy nie mogli si� nachwali� jego techniki i stylu, przewiduj�c, �e dojrza�o�� doda g��bi jego dzie�om. I tak si� sta�o. Obecnie szkic Maksa Burke�a by� wart dziesi�tki tysi�cy dolar�w, a du�y obraz olejny � p� miliona. Max zada� k�am regule m�wi�cej, i� wybitni malarze zyskuj� s�aw� dopiero po �mierci.
25
Sam artysta nie dba� o swoj� popularno��. Wola� mieszka� na samotnej wyspie i w spokoju pracowa�. Je�li ju� wybiera� si� w podr�, co zdarza�o si� bardzo rzadko, zabiera� ze sob� Kelly, kt�ra pe�ni�a rol� bufora mi�dzy nim i denerwuj�cymi aspektami �ycia artysty i mened�era w jednej osobie.
To wspomnienie sprawi�o, �e jej rozdra�nienie znikn�o. By�a Maksowi potrzebna. Dobrze pami�ta�a, jak cudownie si� czu�a, gdy m�wi�, �e jest mu niezb�dna, cho� mia�a dopiero dziesi�� lat. Tylko Max j� docenia�.
- Kelly!
Melodyjny kontralt Mavis rozleg� si� za plecami Kelly. Max drgn��, podni�s� g�ow� i spojrza� wprost na ni� na jego ustach powoli pojawi� si� u�miech. Tymczasem Kelly odwr�ci�a si� w sam� por�, by stawi� czo�a atakowi Mavis. Ciotka sun�a ku niej, otulona w �liwkow� szat�, robi�c� wra�enie uszytej z samych szarf.
Mavis zawsze j� przyt�acza�a. Wszystko, od biustu po g�os, by�o skrojone na ponadludzk� miar�. Posta� i operowy g�os, kt�re dobrze prezentowa�y si� na scenie, mia�y moc d�awienia po�ledniejszych istot.
Kelly znalaz�a si� w mocnych ramionach, wt�oczona w pachn�cy biust ciotki. W dzieci�stwie nienawidzi�a tych mia�d��cych u�cisk�w, ale teraz ze zdumieniem odkry�a, �e to nawet przyjemne.
- Och, dziecko! T�sknili�my za tob�! � hukn�a Mavis fortissimo. Kelly przymkn�a oczy, przej�ta poczuciem bezpiecze�stwa. Kiedy
Mavis j�pu�ci�a, nagle czego� jej zabrak�o.
- Kelly! � Wujek Julius, w bia�ej koszuli i czarnych spodniach, swoim zwyk�ym stroju domowym, u�miecha� si� ca�� okr�g�� g�busi�. �ysina rzuca�a o�lepiaj�ce blaski. � Cudownie!
Max podszed� do nich; jego d�ugie siwiej �ce w�osy ucieka�y kosmykami spod gumki, kt�r� zwi�za� je w kucyk na karku. Piracki z�oty kolczyk w jego uchu migota� �obuzersko. Wujek mocno u�cisn�� Kelly, uni�s� j� i zakr�ci� si� tak, jak to robi� przed laty. Julius stan�� obok nich, zanosz�c si� �miechem. Poklepa� japo plecach, gdy przelatywa�a obok niego.
Zn�w czu�a si� jak dziecko, ale nagle przesta�o jej to przeszkadza�. Zaj�a honorowe miejsce u szczytu sto�u, gdzie zwykle rezydowa� Julius, najstarszy syn babci.
- Nie, sied� � powiedzia�, kiedy zaprotestowa�a. � Wszyscy b�dziemy mogli na ciebie patrze�.
Zaj�a wi�c miejsce Juliusa, a pozostali zebrali si� wok� niej.
- Dziecko! � zaintonowa�a Mavis g�osem, kt�ry dociera� do ka�dego k�ta pokoju. � Ale� si� za tob� st�sknili�my! �ycie nie jest ju� takie
26
jak kiedy�, gdy si� nami opiekowa�a�. Ustalanie wyst�p�w to piek�o! A nieuczciwi agenci z pewno�ci� pu�cili Maksa z torbami! Julius nie ma tylu koncert�w co kiedy�, bo nie potrafi zarz�dza� czasem tak jak ty.
- Nikt mnie nie pu�ci� z torbami � zaprotestowa� Max.
- Sk�d wiesz? Nie rozumiesz si� na tych rachunkach, kt�re ci przysy�aj� z galerii.
Max wzruszy� ramionami.
- Pieni�dzy mam dosy�, i to wi�cej, ni� mi potrzeba. A to znaczy, �e wszystko jest w porz�dku.
Ale w jego g�osie d�wi�cza�a s�aba nutka niepokoju i Kelly j� s�ysza�a.
- To prawda, wujku? Nie rozumiesz tych rachunk�w z galerii? Wzruszy� ramionami i u�miechn�� si� z zak�opotaniem.
- Nigdy nie rozumia�em, kochanie. Wiem, �e to ci� przerazi, ale nie mam absolutnie najbledszego poj�cia, ile mam pieni�dzy, a ile powinienem mie�. Ale nic si� nie sta�o. Wystarczy, �e mam na farby, prawda?
Kelly nie wiedzia�a, czy ma mu zazdro�ci� filozofii �yciowej, czy drze� w�osy z g�owy.
- O mnie nie macie si� co martwi� � oznajmi� Julius zdecydowanie. � Dobrze jest zwolni�. Mam czas na zbieranie ksi��ek i robienie sobie przyjemno�ci. Cz�owiekowi w moim wieku w zupe�no�ci wystarcz� dwa koncerty w roku.
Spos�b, w jaki to powiedzia�, obudzi� uk�ucie w sercu Kelly. Wujek Julius po latach s�awy teraz zacz�� si� czu� pewnie niepotrzebny i niechciany. To mo�liwe. Pojawili si� m�odsi skrzypkowie, graj�cy z wi�ksz� pasj� i witalno�ci� Trzeba im ust�pi� miejsca. Ale...
- Ze mn� te� wszystko w porz�dku � odezwa�a si� Mavis. � Od lat jestem na emeryturze. Ale to takie kr�puj�ce, kiedy jestem zaproszona na zebranie pa� albo na koncert dobroczynny, a zupe�nie o tym zapominam.
- Wszyscy musicie zaanga�owa� sekretarki � oznajmi�a Kelly. Zarz�dzanie sprawami tej gromadki by�o zaj�ciem na pe�ny etat, a ona nie mia�a na to czasu. Poza tym to wykluczone, �eby znowu zamieszka�a w tym szalonym domu. Nie po tym, co przesz�a, �eby si� od tego wszystkiego uwolni�.
Jej s�owa uciszy�y ich na jedn� b�ogos�awion� minut�. Potem rozleg� si� g�os Lawrence�a.
-Ja�nie pani oraz pan Ralston.
27
Rozdzia� 3
Bea wp�yn�a do pokoju, wsparta na ramieniu Setha Ralstona. W por�wnaniu z nim wydawa�a si� male�ka jak elf; Kelly zda�a sobie spra-w�, �e babk� bawi ten kontrast.
A to znowu uruchomi�o jej wewn�trzny system alarmowy. W ko�cu to Bea po�lubi�a wicehrabiego tylko po to, �eby doda� jego tytu� do swej kolekcji. Ten uderzaj�cy kontrast m�g�by si� jej wyda� wystarczaj�cym powodem do szturmu na o�tarz.
Poza tym wychodz�c za przystojnego m�czyzn�, m�odszego od niej o prawie pi��dziesi�t lat, naprawd� przebi�aby Liz.
Seth przyprowadzi� Be� do jej krzes�a, �miej�c si� z czego�, co w�a�nie powiedzia�a. Wskaza�a mu miejsce po swojej prawej stronie. Niepok�j Kelly wzr�s� jeszcze bardziej.
Lawrence wkroczy� chwiejnie do pokoju. Musia� si� przytrzyma� sto�u, �eby nie upa��.
- Kolacja podana � powiedzia� niewyra�nie. Bea spojrza�a na Kelly.
- Chyba nie wypi�a� z nim drinka, co? Kelly poczu�a, �e policzki zaczynaj� j� pali�.
- Wypi�am.
- Za wcze�nie! Teraz nie przetrwa kolacji.
- Nic mi nie jest � zapewni� Lawrence. Wyprostowa� si� z przesad-n�godno�ci� ostro�nie obszed� st�, przytrzymuj�c si� krzese� i cudzych ramion, po czym oddali� si� zygzakiem do kuchni, wpadaj�c po drodze na framug� drzwi. � Sk�d si� to tu wzi�o? � spyta� ze zdziwieniem, run�� w drzwi i znikn��.
Bea z westchnieniem pokr�ci�a g�ow�.
- P�niej po�lemy Manuela po hamburgery. � Ale po chwili rozpogodzi�a si� i spojrza�a na Setha. - Pozw�l, �e przedstawi� ci� mojej wnuczce jak nale�y. Kelly jest bardzo znan� projektantk� wystaw internetowych.
-Witryn� poprawi�a j� Mavis. Seth spojrza� na Kelly z ukosa. -A co