11054

Szczegóły
Tytuł 11054
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11054 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11054 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11054 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jacek Sawaszkiewicz Potestas Leżą przede mną trzy kasety. Zawierają taśmy z utrwalonym obrazem i dźwiękiem. Dwie z nich nagrane zostały tu, na Ziemi, trzecia pochodzi z „czarnej skrzynki" zainstalowanej w sterowni statku „Potestas". Tak, tego. który Herp Finger odnalazł w rejonie Alabastrowego Płaskowyżu na planecie Oval w Układzie Giantfour. Właściwie jest to kopia, oryginalna taśma znajduje się w archiwum Admiralicji Roya! Cosmos Force. Kopię tę oraz kasetę z relacją Herpa Fingera otrzymałem przed miesiącem. Po obejrzeniu i wysłuchaniu zapisów z obu taśm wysłałem je memu przyjacielowi — Williamowi Macaulayowi, którego spośród współczesnych astrobiologów cenię najwyżej. W imieniu naszej redakcji poprosiłem go o wypowiedź na temat przyczyn tragicznej śmierci załogi „Potestasa". Wczoraj zwrócił mi obie taśmy, załączając do nich jeszcze jedną, z własnym komentarzem. Komentarz ów, będę szczery, nieco mnie rozczarował, aczkolwiek zawarta w nim hipoteza jest godna zastanowienia, a co więcej, w porównaniu z tajemniczym i budzącym nieufność milczeniem specjalistów Royal Cosmos Force — przynajmniej jest sensowną próbą wyjaśnienia całej zagadki. Bo jedyne, na co wspomnianych specjalistów było stać. to sugestie pod adresem Admiralicji, aby kolejnymi sukcesami odwróciła uwagę opinii publicznej od tragicznego niepowodzenia ,,Potestasa". Wkładam do ampexu pierwszą kasetę. Na tej taśmie zarejestrowana jest praca załogi w sterowni w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. Ludzie odzyskali już normalny wygląd i nie znać po nich skutków wieloletniej anabiozy. Są niespokojni i podenerwowani. Wcześniej na ich twarzach malowało się zaskoczenie, niepewność i radość. Przedstawiam końcowy fragment zapisu: (Rozmowa toczy się w naprężonej atmosferze. Zebrani w sterowni patrzą na kapitana z wyczekiwaniem). Radiooficer: Ziemia nadal nie odpowiada. Kapitan: Niech pan wywołuje. Radiooficer: Robię to od doby! Kapitan (uruchamia interkom): Rubie! Pilot (z ekranu interkomu): Zgłaszam się. Kapitan: Chwileczkę. (Do radiooficera:) Więc co z Ziemią? Radiooficer: Panie kapitanie, jak pan widzi, wywołuję Ziemię bez przerwy, i autorytatywnie stwierdzam, że Ziemia milczy. Nie działają nawet radiolatamie; Ziemia wydaje się radiowo martwa. Kapitan: Ta pańska aparatura... Rubie! Przygotuj „Starflasha-Recon"! Pilot: Jest gotowy, kapitanie. Kapitan: Poszukasz jakiegoś lądowiska i podasz nam sygnał znamiennika. Będziesz naszą radiolatamią. Pilot: Zęby zjadłem na tym, kapitanie. Kapitan: Zezwalam na start. (Wyłącza interkom. Twarze załogi rozpogadzają się. Radiooficer ciągle ślęczy nad urządzeniem nadawczo--odbiorczym). Biolog: Jaka procedura? Kapitan: Procedura? Jesteśmy na Ziemi. Nawigator: Jesteśmy na Ziemi. Tyle że Ziemia zdaje się tego nie dostrzegać. Radiooficer: Rubie wystartował. Kapitan: Niech melduje. Pilot: Schodzę. Fizyk: Zastanawiam się, jak wytłumaczymy swój powrót. Nawigator: Nie wiadomo nawet, czy w ogóle opuściliśmy Układ Słoneczny. Biolog: Nie tkwiliśmy tu chyba przez tyle lat... Co za przypuszczenia! Nawigator: Komputery temu nie zaprzeczają. Cybernetyk: Po tych przebiciach w mnemolicie komputery już niczemu nie zaprzeczą ani niczego nie potwierdzą. Pilot: Jestem na dwustu. Widoczność słaba. Schodzę niżej. Kapitan (staje przed ekranem, obok radiooficera): Obraz, pilocie! Fizyk (patrząc kapitanowi przez ramię): Wata. Kapitan: Daj nam podgląd na tachżyro, Rubie. W porządku. (Do radiooficera:) Ma pan współrzędne? Niech pan go naprowadza... Dokąd najbliżej? Radiooficer: Emit-First. Kapitan: Dobrze, Emit-First. Biolog: To ja jestem prawie jak w domu. Po wylądowaniu nikt mnie w tym pudle nie zatrzyma. Kapitan: Nie zamierzam nikogo tu zatrzymywać. Lądujemy na Ziemi, do licha! Pilot: Jestem na pięćdziesięciu. Kapitan: Wystarczy. Rubie. Teraz uważaj — wchodzimy ci na zdalne. (Do radiooficera:) Niech go pan prowadzi aż do zero. Fizyk: To co, chyba można zacząć się przygotowywać? Kapitan: Zostaje radiooficer i nawigator. Reszta do kabin. (Załoga rozchodzi się). Pilot: Hej, kapitanie, czy to nie Spirt-First? Kapitan: To Emit-First, Rubie. Zaraźcie posadzimy. Podaj sygnał znamiennika. Pilot: Podaję. Radiooficer: Potwierdzam. : Pilot: Toż to nasze stare Emit-First! Kapitan: Oczywiście, Rubie, to nasze stare Emit-First. Pokołuj na rubież. Wkrótce do ciebie dokooptujemy. Nawigatorze — samostery na radiopeleng! W dalszej części taśmy zarejestrowane zostały wszystkie fazy przeprowadzonego przez automaty lądowania. Zaraz po tym, jak „Potestas" dotknął Alabastrowego Płaskowyżu na planecie Oval, cała załoga opuściła statek. Tyle taśma pierwsza. Zakładam do ampexu taśmę drugą. Na ekraniku pojawiła się twarz Herpa Fingera. Herp Finger, mężczyzna około pięćdziesięcioletni, ma lekko skośne oczy i kształtną, lśniącą czaszkę. W kamerę patrzy nieufnie i wrogo. W jego wzroku jest coś niemal zwierzęcego. Mówi: — Na pewno chce pan wiedzieć wszystko? Tak jak było? Po co? Ten obraz, który sobie wy, ziemskie krety, stworzyliście, diabelnie odbiega od prawdy. Wam się wydaje, że goście z erceefu to szlachetni i nieustraszeni rycerze; że każdy, kto pracuje w kosmosie, musiał wpierw stawać przed dziesiątkami komisji i pokazywać rozmaitym typasom, jaki jest uzdolniony, predysponowany i wyszkolony, i że czego jak czego, ale postawy życiowej może być przykładem. No więc niekoniecznie. Wątpię, czy ktoś mnie zechciałby stawiać za wzór. W czwartym roku mojej służby w erceefie powiedziałem jednemu kontradmirałowi, słusznie zresztą, że jest głupim gnojkiem. Obniżono mi stopień i karnie przeniesiono do grupy remontowej, chociaż nie miałem wymaganych kwalifikacji. Po kwartale któryś z konserwowanych przeze mnie „Starfiashy" rozwalił się w czasie manewrów. Mimo że za stan techniczny każdej maszyny odpowiada pięć osób, w tym trzy kontrolujące, o niedbalstwo oskarżono wyłącznie mnie. Na procesie prokurator wywlókł tę historię z kontradmirałem i to, że chodzę na seanse zen-buddyzmu, •co w erceefie nie jest mile widziane. Sąd wojskowy ma inne taryfy niż sąd cywilny; skazano mnie na pięć lat robót na „Irydowej Maryśce". Ta planetoida krąży wokół Słońca, a więc w kosmosie, i trzeba nielichej odporności psychofizycznej, żeby wytrwać tam bodaj rok, a przecież na tej planetoidzie pracują nie herosi, lecz ci, którzy są rzekomo gorsi nawet od was, ziemskich kretów. Ale ja nie uważałem się za coś gorszego i nie miałem zamiaru przez pięć lat ładować w kontenery irydowych okruchów. Czułem się niewinny, a przynajmniej nie na tyle winny, żeby oddychać tym samym, ciągle nieświeżym powietrzem bazy, co reszta z „Irydowej Maryśki". W drugim roku, kiedy przy planetoidzie przycumował kolejny kontenerowiec, uprowadziłem go i wyruszyłem... dokąd? W podróż po Układzie. Tropiono mnie przez miesiąc. Dałem się schwytać tylko dlatego, że zabrakło mi paliwa. A potem wylądowałem w Izolatce... Wie pan, co to jest Izolatka? To takie pomieszczenie, sześcian dwa na dwa metry. Nie docierają tam żadne dźwięki, nie ma okien, drzwi ani sprzętów; gołe, gładkie ściany, strop i posadzka. Z sufitu pada światło jednakowe przez okrągłą dobę. Ukryte czujniki bez przerwy kontrolują stan fizjologiczny twego organizmu. Gdy chcesz spać, ze ściany wysuwa się prycza, gdy chcesz jeść — kaloryczne i witaminizowane posiłki, gdy wydalać — stosowne urządzenie. Do przepływającego przez Izolatkę powietrza w miarę potrzeb dodawane są odpowiednie środki lecznicze, żebyś aby nie zaniemógł, gdyż musiano by cię przenieść do szpitala, a to jest wszak niepożądana przerwa w odbywaniu kary. Bo kara polega na całkowitej izolacji od świata... Krążysz między gołymi ścianami i z wolna tracisz rachubę dni, a wreszcie i świadomość upływu czasu. Zegary dla ciebie stanęły, gubisz gdzieś rytm snu i czuwania, rozkojarzasz się coraz bardziej, masz ochotę wyć, kiedy ściana usłużnie rozkłada przed tobą pryczę, w końcu stwierdzasz, że nie potrafisz już mówić; recytujesz głośno jakiś wiersz czy tekst piosenki, lecz ta cisza zagłusza twoje słowa i słyszysz tylko mlaskanie warg. Izolatka przeobraża się w kolapsujący wszechświat i nic poza nią nie istnieje; ludzie wraz ze światem sczeźli, pozostało jedynie to zautomatyzowane pomieszczenie, które będzie sztucznie utrzymywać cię przy życiu, dopóki nie zmusisz swego serca, by przestało bić, inaczej bowiem tam, w tej Izolatce, nie zdołasz się unicestwić... Właściwie byłem bliski stania się obiektem eksperymentalnym dla adeptów psychiatrii, obiektem, któremu nie może pomóc ani zaszkodzić żadna terapia. Po półrocznej kuracji pod kontrolą doświadczonych psychoterapeutów wykaraskałem się jednak. Odwiedził mnie wówczas przedstawiciel erceefu i zaproponował mi następujący układ: Ja polecę na Oval, w ślad za „Potestasem", z którym urwała się łączność, Admiralicja natomiast przywróci mi stopień i wymaże z pamięci personalnego komputera pewne fakty dotyczące mej przeszłości. Spytałem wtedy tego gościa, czy Admiralicja bardzo będzie rozczarowana, jeśli odmówię; na to on zapytał mnie. czy wiem. że odsiedziałem w Izolatce zaledwie okres próbny. Tak więc dość szybko osiągnęliśmy porozumienie Poleciałem ..Rapidem". stateczkiem małym, ale chyżym jak światło. Podróż upłynęła mi bez zakłóceń, jak to w anabiozie. Przed wejściem ..Rapida" do Układu Giantfour automaty mnie zbudziły. Kiedy wstałem, cały Układ był już z grubsza przebadany, bo ..Rapid" to prawdziwe automatyczne cacko. Poprosiłem o materiał dotyczący planety Oval. Wśród tej masy informacji, co się sypnęła z drukarki, wyłowiłem kilka interesujących danych. mianowicie, że planeta posiada magnetosferę. w dodatku identyczną z magnetosferą ziemską, że temperatura powierzchniowa w pasie równikowym tej planety wynosi 324 stopnie Kelvina i że otaczająca planetę powłoka gazowa zawiera cyjanowodór nie pamiętam w jakim — ale w znacznym stężeniu. Automaty odkryły też i zlokalizowały jedyne na Oval źródło fal radiowych, zainstalowane — jak się później okazało w kabinie ..StarfIasha-Recon". Był to pracujący znamiennik tej maszyny. Wylądowałem tam. na tym płaskowyżu, obok „Potestasa". Grunt miał barwę kości słoniowej i ciągnął się równo aż po horyzont. Na jasnym tle granatowe skafandry widać było wyraźnie; wszyscy członkowie załogi mieli je na sobie, ale żaden nie zabrał hełmu. I tego nie mogę zrozumieć. Przecież znali skład atmosfery, a gdyby nawet nawaliły im analizatory, to. do cholery, nikt na nie zbadanej jeszcze planecie nie zachowuje się jak na Ziemi! Leżeli w różnych miejscach, większość u podnóża „Potestasa". Najbardziej od statku oddalił się kapitan, prawie o pół kilometra. Jednego znalazłem we wnętrzu „Starfiasha". innego znów ponad trzysta metrów na zachód od rakiety. To był biolog. Jego skafander był otarty, jakby śmierć zaskoczyła tego człowieka, kiedy biegł. Wielu nie mogłem rozpoznać, choć wygląd każdego, nim wystartowałem z Ziemi, na trwałe zapisano mi w pamięci. Zwłoki były wyschnięte i pomniejszone, przypominały ludzkie szkielety obciągnięte czarnobrunatnym pergaminem. Spoczywały na tym gigantycznym jasnobeżowym katafalku w całkowitej ciszy, pod żółtym jak oliwa niebem. Opodal wznosił się statek, nieco dalej stał „StarfIash-Recon". a poza tym nic. zupełnie nic. Sporządziłem dokumentację fotogrametryczną, wymontowałem „czarną skrzynkę" ze sterowni ..Potestasa" i... to wszystko. To wszystko, co mam do powiedzenia. No i co. usatysfakcjonowałem pana? Zna pan teraz drugą prawdę o „zdobywcach kosmosu". Człowiek, jeśli nawet uwierzy, że jest herosem, gdy go pozostawić na dłużej w trudniejszych warunkach psychofizycznych, prędzej czy później straci tę wiarę i przeobrazi się w zwykłego ziemskiego kreta... Obraz ciemnieje. Wkładam do ampexu trzecią, ostatnią w tej sprawie, kasetę. Tę. którą przysłał mi William Macaulay. Przyjaciel uśmiecha się do mnie z ekranu bezradnie i pociera swój podbródek. — Ta tragedia mną wstrząsnęła — stwierdza poruszony. — Relacja Herpa Fingera stawia Admiralicję w niedwuznacznej sytuacji, a postępowanie załogi „Potestasa". ludzi, jak mi podpowiada logika, z całych Sił najbardziej podówczas do tej wyprawy predysponowanych i przygotowanych, było, oględnie mówiąc, dziwne. Przyczyna ich śmierci jest oczywista: cyjanowodór. Przy tym stężeniu zabił ich w ciągu czterech-pięciu minut. Zwłoki pozostawione przez kilkanaście lat w suchym, przewiewnym i ciepłym otoczeniu. czyli takim, które hamuje rozwój bakterii gnilnych i działanie enzymów własnych ustroju, bardzo prędko utraciły wodę. a w końcu uległy mumifikacji. Nie trzeba być ekspertem, żeby to ustalić. Inaczej przedstawia się problem ustalenia faktów zaistniałych przed tym tragicznym wypadkiem, zwłaszcza tuż przed wylądowaniem „Potestasa" na Oval. Nieustannie dręczy mnie pytanie, co sprawiło, że załoga tego statku uznała Oval za Ziemię... Zapoznałem się z danymi zebranymi przez automaty „Rapida". Oval jest istotnie uderzająco podobna do Ziemi. Obie planety posiadają identyczną prędkość orbitalną. średnicę równikową, mimośród. masę. średnią gęstość, grawitację, albedo. Co więcej, ich księżyce również są do siebie podobne. Wszelako z fotografii wykonanych przez „Rapida" wynika, że widziana z orbity planeta Oval do tego stopnia odbiega wyglądem od naszej planety, iż nawet dziecko spostrzegłoby różnice. A jednak nikt z załogi „Potestasa" różnic tych nie spostrzegł. Ich przekonanie, że mają przed sobą Ziemię, było tak mocne, że zlekceważyli alarmujący wszak brak jakiegokolwiek radioźródła. Mało tego, zdania nie zmienili do ostatnich chwil. Nałożyłem wykonaną przez Fingera mapkę na plan kosmodromu Emit-First. Na mapce oznaczone są punkty, w których Finger znalazł ciała członków załogi, oraz położenie ..Potestasa" i „StarfIasha-Recon". Porównując oba dokumenty kartometryczne, stwierdziłem, że ciało kapitana leżało w tym miejscu, w którym znajduje się wejście do wieży kontrolnej na Emit-First, ciało biologa zaś — na linii łączącej podstawę rakiety z jego domem, usytuowanym, jak wiemy, w pobliżu kosmodromu. Jeżeli chodzi o „StarfIasha-Recon", stał on na rubieży lądowiska, zgodnie z poleceniem kapitana. Zbiorową halucynację wykluczam. Zakładam, że ci ludzie, patrząc na Oval i przebywając na niej, rzeczywiście widzieli Ziemię oraz kosmodrom Emit-First, a ściślej — widzieli fatamorganę: fatamorganę o niebywałym zasięgu, bo rozciągającą się na całą planetę. Założenie powyższe wydać się może niedorzeczne, albowiem o tego typu zjawiskach współczesnej nauce nie jest nic wiadomo. Zjawisko kosmicznej fatamorgany mogło powstać — jak sądzę — dzięki podobieństwu Oval do Ziemi. Jest ono przecież znaczne, obejmuje nie tylko rozmiary, kształt, masę et cetera, lecz również magnetosferę i aurosferę. Na tej ostatniej właśnie pragnąłbym się zatrzymać. Wiemy, że każda skończona forma ma swoją aurę, dotyczy to także Ziemi i planet w Układzie Giantfour. W normalnych warunkach aura, podobnie jak fale radiowe, nie jest postrzegalna ludzkimi zmysłami, w pewnych okolicznościach jednakowoż — i tu znowu analogia do fal radiowych, zwłaszcza stosowanych w telewizji — staje się widzialna. Okoliczności takie zachodzą pod wpływem promieniowania ektoplazmatycznego. Przypominam sobie następujące doświadczenie: w przyciemnionej pracowni eksperymentalnej, pomiędzy generatorem promieni ektoplazmatycznych a gołą ścianą, umieszczono pelargonię. Po włączeniu generatora kilka milimetrów przed ścianą pojawił się dokładny i przestrzenny wizerunek tego kwiatu, jego kopia. Gdyby taki eksperyment, tyle że na miarę kosmiczną, przeprowadzić nie z pelargonią, ale z Ziemią, zmodulowany ziemską aurą strumień ektoplazmy, po natrafieniu na odpowiednią, posiadającą własną aurę „ścianę", niewątpliwie naniósłby na nią szczegółowy obraz naszego globu. Spenetrowałem archiwa Obserwatorium Satelitarnego i znalazłem tam ciekawą informację. Otóż Ziemia, kilkadziesiąt lat temu, przebywała przez dziewięć dni w strefie promieniowania ektoplazmatycznego. Obliczyłem, że promieniowanie to dotarło do Układu Giantfour w tym samym czasie, w którym dotarł tam „Potestas". Tyle ci mogę powiedzieć — William Macaulay uśmiecha się z ekranu. — Jestem naukowcem i nie chcę narazić się na kpiny, wyciągając zbyt daleko idące wnioski. Uśmiecham się i ja. Wyjmuję z ampexu taśmę nagraną przez przyjaciela i kładę ją obok dwu poprzednich. Na poparte badaniami potwierdzenie hipotezy Macaulaya trzeba jeszcze poczekać. Naukowcy na razie milczą, tak samo jak milczą specjaliści Royal Cosmos Force. I znowu wypada ustąpić pola fantastom.