11023

Szczegóły
Tytuł 11023
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11023 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11023 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11023 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Matuszkiewicz Irena - Dziewczyny do wynaj�cia - Licencji na wydanie ksi��ki udzieli�o wydawnictwo Pr�szy�ski i S-ka Wydawca: G + J Gruner + Jahr Polska Sp. z o.o. & Co. Sp�ka Komandytowa 02-677 Warszawa, ul. Wynalazek 4 Dzia� dystrybucji: tel. (22) 607 02 49 (50) [email protected] Informacje o serii �Literatura na obcasach": tel. (22) 640 07 19(20) strona internetowa: www.literatura.bizz.pl Redakcja: Jan Ko�biel Korekta: Bronis�awa Dziedzic-Weso�owska Projekt ok�adki: Anna Angerman Redakcja techniczna: Ma�gorzata Kozub �amanie: Liwia Drubkowska ISBN: 83-89221-52-7 Druk: Elanders Polska, P�o�sk Wszelkie prawa zastrze�one. Reprodukowanie, kopiowanie w urz�dzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wyst�pieniach publicznych - r�wnie� cz�ciowe - tylko za wy��cznym zezwoleniem w�a�ciciela praw autorskich. Radosny d�wi�k skocznego oberka rozsadza� tSrebk� Zuzanny. Z trudem wy�uska�a kom�rk�. Autobus telepa�, ludzie si� pchali. Oczywi�cie dzwoni�a Weronika i oczywi�cie zacz�a od Lazuni, czym wkurzy�a siostr� do bia�o�ci. Zuzanna mrukn�a, �e odezwie si� p�- niej i wy��czy�a telefon. Od pewnego czasu Weronika nabra�a manier telefonicznej pijawki. Dzwoni�a przynajmniej raz dziennie i jak ju� przypi�a si� do aparatu, to odpada�a dopiero po wyssaniu wszyst- kich nowinek. Wypytywa�a o rodzic�w, o pann� Mirk� i �ukasza, chcia�a wiedzie�, co w szkole, o czym Zuzanna my�li, o czym nie my- �li i kiedy wreszcie przyjedzie do Torunia na d�u�ej. Ostatnie pytanie powtarza�o si� po kilka razy w ka�dej rozmowie, jakby Weronika nie potrafi�a zrozumie�, �e m�odsza siostra ma swoj� prac� i swoje obo- wi�zki. Toru�! Na piechot� pobieg�aby do Torunia, nawet ciemn� noc� i w deszcz. Tam zostawi�a najpi�kniejsze studenckie wspomnie- nia i najserdeczniejsze przyjaci�ki, jednak we W�oc�awku te� mia�a to i owo do zrobienia. Przede wszystkim musia�a zako�czy� rok szkolny. Tego dnia wraca�a do domu napompowana dobrymi ch�cia- mi. W torbie nios�a dziennik Illb, trzydzie�ci trzy druki �wiadectw, tyle samo arkuszy ocen, kalkulator, linijk� i kilka innych pomocy niezb�dnych do w�a�ciwego promowania uczni�w. Rozsadza�o j� po- czucie odpowiedzialno�ci bodaj jeszcze wi�ksze ni� w czasie pisania pracy dyplomowej na temat idea��w kobiecych w dzie�ach pozytywi- st�w. Wtedy my�la�a i bazgra�a wy��cznie we w�asnym imieniu, teraz, pierwszy raz w �yciu, mia�a odpowiada� za ka�dy wska�nik, ka�dy procent, za wszystkie kropki i podpisy, od kt�rych w przysz�o�ci b�- dzie zale�a� los dzisiejszych gimnazjalist�w z Illb. Oceny ju� by�y wy- stawione, jednak oceny to pestka wobec buchalterii, z jak� musi upo- ra� si� wychowawca. Potrzebowa�a du�o spokoju i du�o czasu. Li- czy�a na samotne popo�udnie, lecz jak na z�o�� �ukasz siedzia� w do- mu. Nie wybiera� si� do przychodni, nie mia� nocnego dy�uru w szpi- talu - tkwi� w fotelu z kalendarzem w gar�ci i rozpiera�a go ch�� pogadania o �lubie. Zdecydowa� w�a�nie, �e najlepsz� por� b�dzie sierpie�. Czerwiec przekracza� p�metek, lipiec odpada� ze wzgl�du na nazw�, dok�adniej na brak w nazwie literki r, kt�ra podobno wr�- �y szcz�cie, wi�c z najbli�szych miesi�cy pozostawa� tylko sierpie�. - Odpowiada ci sierpie�? - Yhy! - odpowiedzia�a z pe�n� buzi�. - Kopnij si�, skarbie, do sklepu! Domowe zaj�cia jak zwykle rozpocz�a od przegl�du lod�wki i szafek kuchennych. Efekt by� przygn�biaj�cy. Zapomnia�a o uzu- pe�nieniu zapas�w, a �ukasz nie mia� zwyczaju my�le� o tak przy- ziemnych sprawach. Od biedy potrafi� zrobi� zakupy, je�li oczywi�cie wypisa�a mu list� produkt�w, z uwzgl�dnieniem ewentualnych za- miennik�w. Si�gn�a po kartk�. �Chleb pe�noziarnisty - pisa�a - lub sojowy, mas�o, pomidory". - Zuzanno, �lub wa�niejszy. - Mo�liwe, za to kolacja wcze�niejsza. Albo zrobisz zakupy, albo ze�resz wieczorem w�asnego adidasa. Wyb�r nale�y do ciebie. - Wci�� mi nie odpowiedzia�a�, czy sierpie� ci odpowiada? Zrezygnowana kiwn�a g�ow�. Odk�d zamieszkali razem, to zna- czy od czerwca ubieg�ego roku, by� to sz�sty termin �lubu wyznacza- ny przez �ukasza. Sze�� polskich miesi�cy ma w nazwie r, sze�� nie ma, czyli inaczej by� nie mog�o. Przegl�da� teraz kalendarz w poszu- kiwaniu najlepszej daty. - Czwarty, jedenasty, osiemnasty i dwudziesty pi�ty, co ty na to? - A� cztery razy chcesz si� �eni�? - Chc� raz. K�opot polega na tym, �e to musi by� sobota, kt�ra b�dzie odpowiada�a i tobie, i mnie. - No w�a�nie! - mrukn�a, wtykaj�c mu do r�ki wiklinowy ko- szyk z pieni�dzmi i rejestrem najpotrzebniejszych produkt�w. - Zawsze my�la�em, �e to w�a�nie kobietom zale�y na stabilizacji! - powiedzia� z wyrzutem. Zuzanna my�la�a nieco inaczej. By�a przekonana, �e do ma��e�- skiej stabilizacji d��� wy��cznie kobiety zagro�one, niepewne swoich partner�w i przysz�o�ci. Ona czu�a si� bardzo pewna, kochana i nie dopuszcza�a my�li, by �ukasz m�g� si� zainteresowa� inn�. G�o�no wola�a o tym nie m�wi�, by nie budzi� w ch�opaku przekory. Dlatego mrukn�a, �e tak, �e oczywi�cie, zale�y jej na stabilizacji, komu by nie zale�a�o, jednak wola�aby najpierw odb�bni� koniec roku szkolnego. - Nie mo�emy wci�� odk�ada� tak wa�nej sprawy! - upiera� si� �ukasz. By�a g�odna i nie mia�a nastroju do sporz�dzania listy weselnych go�ci. - S�uchaj, ty Judymie na opak - powiedzia�a zdecydowanym to- nem. - Najpierw musz� odrobi� ca�� t� rachunkowo��, kt�ra le�y nietkni�ta na biurku. To mi zajmie co najmniej dwie noce. Od lipca zaczn� si� rozgl�da� za prac�, a kiedy ju� stan� na obie nogi, to obie- cuj� ci, �e pomy�l� o �lubie, firaneczkach w oknie i o potomstwie. Je- ste� zadowolony? Niestety, nie by�. Chcia� jak najszybciej mie� urz�dowy doku- ment, stwierdzaj�cy czarno na bia�ym, �e ta �liczna, uparta i zwario- wana dziewczyna, kt�r� kocha� od czterech lat, jest jego �on�. By� cz�owiekiem solidnym, powa�nym i nie satysfakcjonowa�o go �ycie na koci� �ap�. Wiadomo, �ona to �ona! Ona z kolei my�la�a o zam��- p�j�ciu jako czym� bardzo odleg�ym, r�wnym takiej cho�by mental- nej doros�o�ci. Wiadomo, �e doros�o�� kiedy� nadejdzie, ale nie te- raz, nie rok po sko�czeniu studi�w. Nawet nie mia�a sta�ego etatu. Z �aski na pociech� dosta�a p�roczne zast�pstwo w gimnazjum, do sierpnia mog�a jeszcze liczy� na pensj�, od wrze�nia co najwy�ej na zasi�ek dla bezrobotnego. Zbyt mocno ceni�a sobie samodzielno��, za du�o mia�a plan�w, by zadowoli� si� pozycj� pani domu i �ony przy m�u. Wiadomo, �e zostanie z �ukaszem, �e to w�a�nie on jest tym cz�owiekiem, na kt�rego chce patrze� do ko�ca �ycia, jednak m�odo�� ma si� tylko jedn�. Odwleka�a ostateczn� dat� �lubu, �eby nie pakowa� si� za wcze�nie w obowi�zki i ca�y ten nudny balast. A tak w og�le, to bardzo kocha�a �ukasza. Czasem tylko z�o�ci� j� ten wielki dzieciuch, kt�rego uparcie w sobie piel�gnowa�. W pracy potrafi� my�le� za trzech, w domu stawa� bezradny wobec ciekn�cego kranu, pustej lod�wki czy cho�by dziurawej skarpetki. Ca�y sw�j los ufnie sk�ada� w r�ce Zuzanny. Z wyj�tkiem �lubu. O �lubie koniecz- nie chcia� zadecydowa� sam. �ciska� w gar�ci wiklinowy koszyk na zakupy, ale jeszcze gapi� si� w kalendarz i rozwa�a�, czy lepszy b�dzie pocz�tek, czy koniec miesi�ca. - Znowu grzeba�e� w moich notatkach! - powiedzia�a z wyrzu- tem Zuzanna. Przygotowywa�a w�a�nie biurko do pracy i �eby zrobi� troch� miejsca, musia�a uporz�dkowa� stert� papier�w. By�y to r�ne notat- ki, szkolne konspekty i nie�mia�e pr�bki poezji. Nie czu�a si� poetk�, lecz od czasu do czasu nachodzi�a j� ochota, by przela� na papier to i owo. W�a�nie takie owo trzyma�a w r�ku, jako dow�d ingerencji �ukasza w najintymniejsz� sfer� jej prze�y�. Wiersz zaczyna� si� przepi�knie: �Karmi� muzy nektarem moich my�li"... Pod�y �ukasz dopisa� tytu� �Dlaczego muzy s� chude" i opatrzy� ca�o�� ilustracj� okr�g�ej g�by z wywalonym j�zorem. W duchu pogratulowa�a ch�o- pakowi poczucia humoru, co nie znaczy, �e darowa�a mu profanacj� dzie�a. M�g� sobie w�tpi� w jej urod�, lecz nie w intelekt. - Nigdy nie lubi�em wierszy bez tytu�u - broni� si� �ukasz. - Ty- tu� jest kwintesencj� i je�eli go nie ma, to znaczy, �e poeta nie wie, o czym gada. - Gadasz to ty! Poeta m�wi, czasem przemawia lub wieszczy, ro- zumiesz? I to bez wzgl�du na to, czy opatrzy� utw�r tytu�em czy nie. Z ci�kim westchnieniem wyni�s� si� wreszcie z domu razem z ko- szykiem. Zuzanna zasiad�a do pracy. Odr�cznie kaligrafowa�a nazwy przedmiot�w, formu�ki i zakl�cia, bacz�c pilnie, by nie zmieni� na- wet przecinka. W dobie komputer�w i szybkiego drukowania, gdy banki, izby skarbowe, nawet hurtownie pieluch mia�y specjalne pro- gramy, nauczyciele gimnazjalni wyliczali �redni� na piechot�. I w�a�- nie tego nie umia�a poj��: dlaczego na piechot� i dlaczego wszystko r�cznie? S�ysza�a, �e �ukasz wr�ci� i dzwoni rondelkami w kuchni. Poczu�a g��d, opu�ci�a w formu�ce wyraz �punkt�w" i musia�a prze- pisywa� ca�e �wiadectwo. Z wielkiego skupienia wyrwa�o j� ciche psykanie i jeszcze cichsze psiakrew. �ukasz niby rozumia�, �e ona te� ma prac�, ale �le znosi� osamotnienie. Prawd� m�wi�c, w og�le nie znosi� i chcia� by� jedynym obiektem jej zainteresowania. Kiedy psy- kanie przesz�o w niecierpliwe auu, obejrza�a si� wreszcie. Jej ukocha- ny, nie zdejmuj�c koszuli z grzbietu, pr�bowa� przys/y� guzik pod szyj�. Psyka� przy tym gniewnie i niebezpiecznie zezowa�, a� �al by- �o patrze�. - Na sali operacyjnej te� tak st�kasz? - Nie przeszkadzaj sobie - odpowiedzia� wynio�le. - Twoje st�kanie mi przeszkadza, nie ja sobie. Nie nauczy�e� si� szy� na studiach i wybra�e� chirurgi�? - Ortopedi�. - Na ortopedii te� chyba szyjecie? - Nie pami�tam ani jednego pacjenta zapinanego na guziki! - od- powiedzia� ju� nieco weselej. Cel osi�gn��, zainteresowa� Zuzann� i czeka�, co b�dzie dalej. Bez wi�kszego entuzjazmu, cho� i bez opo- r�w, zamieni�a krzes�o przy biurku na jego kolana. Przyszy�a nie- szcz�sny guzik, kt�ry wcale nie urwa� si� przed chwil�, tylko od po- przedniego prania le�a� na parapecie. - Chyba ci� rozpu�ci�am - mrukn�a mu prosto do ucha. - To ja ciebie rozpu�ci�em - zaprotestowa�. Na mruczankach i chichotach dotrwali do kolacji. Prosto z kolan �ukasza Zuzanna posz�a do kuchni. Przy posi�kach rozmawiali wy��cznie o sprawach mi�ych, na przy- k�ad o Mateuszu Bia�ku, ulubionym uczniu Zuzantjy, kt�ry nie m�g� od�a�owa�, �e osobi�cie nie pokierowa� losami drugiej wojny �wiato- wej. Albo o Stefanie D�ciaku, kt�ry wyskoczy� z drugiego pi�tra, �e- by nastraszy� �on�, i okr�n� drog� trafi� na oddzia� ortopedii. Tym razem �ukasz mia� niespodziank�. Z tajemnicz� min� wyzna�, �e przed momentem pope�ni� poemat. - Uwa�aj, czytam: �Czyj biust jest wielko�ci ziarenka manny? Pi�knej Zuzanny!". Chcia�em jeszcze doda� co� o intelekcie, tylko mi si� nie zmie�ci�o. - To nie poemat, nieboraku, to j�k cymbalisty. Pr�bujesz mierzy� urod�, mo�e nawet inteligencj� kobiety, rozmiarem jej biustu? - Niczego nie mierz�, stwierdzam fakt. Musz� znale�� par� meta- for i par� rym�w, �eby rozwin�� temat. Co� w duchu, �e kocham ka- sz� mann� i Zuzann� albo odwrotnie. Roze�mia�a si� najserdeczniej jak potrafi�a. Nie mia�a kompleks�w na punkcie urody, wr�cz przeciwnie, by�a bardzo zadowolona z tego, czym los j� obdarzy�. �e tu i �wdzie da� za ma�o, to szczera prawda, ale przecie� nie tragedia. Jad�a wszystko, nigdy nie chorowa�a, wi�c nie za- wraca�a sobie g�owy takimi drobiazgami jak tusza lub jej brak. W�as- n� chudo�� traktowa�a z absolutn� wyrozumia�o�ci�. Jedne kobiety, cho�by Li czy Weronika, by�y apetycznie zaokr�glone, a ona �z przodu deska, z ty�u tyczka, czyli Zuzanna romantyczka". W miar� potrzeby i fantazji romantyczk� zast�powa�a ekscentryczk�, anieliczk�, raz na- wet anorektyczk�, co spotka�o si� z ostrym sprzeciwem �ukasza. Nie cierpia� odchudzaj�cych si� kobiet, kocha� Zuzann� za jej apetyt naje- dzenie i na �ycie. Dla niego by�a uosobieniem pi�kna, a nawet samym pi�knem. Wszystko mu si� w niej podoba�o: wielkie zielone oczy, wyra- zista twarz, fantastyczny u�miech od ucha do ucha i stercz�ce ko�ci. - Pozmywasz? - spyta�a. - A jak pot�uk�? - To posklejasz. Zmywanie wcale nie jest trudniejsze od gipsowania. - Gipsowaniem zajmuje si�... - Cii - po�o�y�a d�o� na rozgadanych ustach, poca�owa�a ch�opa- ka w czo�o i zostawi�a w kuchni. Z �ukaszem wcale nie by�o tak �le, jak on sam pr�bowa� to przedstawi�. Za czas�w studenckich pra�, prasowa�, robi� zakupy i przyrz�dza� najpyszniejsze leczo w ca�ym akademiku. I rewelacyjny makaron z sosem. Z da� wykwintniej szych pol�dwic� na grzance. Pami�ta�a smak tych potraw z odwiedzin w Gda�sku. Niestety, od kiedy zamieszkali razem, zacz�� traci� talenty kulinarne oraz wszel- kie inne umiej�tno�ci przydatne w prowadzeniu gospodarstwa do- mowego. Zuzanna, m�wi�c, �e go rozpu�ci�a, mia�a troch� racji. By- �a jak szef, kt�ry pozwala podw�adnym podrzuca� sobie robot�. Czasem godzi�a si� na to ze �miechem, czasem nagada�a ile wlezie, ale zawsze w ko�cu ust�powa�a, bo rozczula�a j� zaradna niezarad- no�� w m�skim wydaniu. - Co ty w�a�ciwie robisz: piszesz czy liczysz? - spyta� �ukasz. Sta� w drzwiach ze �cierk� zatkni�t� za spodnie na znak, �e on tam w kuchni ci�ko pracuje, gdy ona w pokoju bawi si� kalkulatorem. - Sze��dziesi�t sze�� razy musz� przepisa� taki zgrabny tek�cik: �Ucze� uzyska� w cz�ci humanistycznej tyle i tyle punkt�w na pi��- dziesi�t punkt�w mo�liwych do uzyskania, a w cz�ci matematycz- no-przyrodniczej tyle i tyle punkt�w na pi��dziesi�t punkt�w mo�li- wych do uzyskania". - Ja chrzani�! - zdziwi� si� �ukasz. - M�j tato kiedy� sto razy przepisywa� zdanie: �Nigdy wi�cej nie b�d� podstawia� nogi koledze Marcinkowskiemu". Do dzisiaj nie mo�e na Marcinkowskiego pa- trze�, cho� od tamtego wydarzenia min�o ze czterdzie�ci lat. - Rozumiem. Ja te� nie mog� patrze� na �wiadectwa i arkusze ocen, lecz to s� dwie r�ne sprawy. Przyznasz, �e tw�j tato zachowa� si� nie- grzecznie, podstawiaj�c koledze Marcinkowskiemu nog�. A ja nie przy- pominam sobie, �ebym by�a niegrzeczna, czyli kara twojego taty i moja kara s� niewsp�mierne - powiedzia�a tonem znudzonego wyk�adowcy. - Pomog� ci - zaofiarowa� si� �ukasz. Rzuci� �cierk� w k�t i przysun�� krzes�o do biurka. Siedzia� z Zu- zann� do czwartej rano. Gdyby nie jego pomoc, musia�aby zarwa� nast�pn� i pewnie jeszcze nast�pn� nock�. 10 - O matko! �ukasz, jak ja si� nazywam? - spyta�a, gdy ju� prawie zasypiali. - Jeszcze Korecka, od sierpnia Gapska - odpowiedzia� ra�nym g�osem. - Ty nigdy nie odpuszczasz, co? - mrukn�a. Obj�� j�, przytuli�. Us�ysza�a cichy szept mi�osnego zakl�cia i pyta- nie, czy nie mia�aby ochoty pojecha� w niedziel� do Kowala odwiedzi� rodzic�w. Z miejsca oprzytomnia�a. Potrafi�a cieszy� si� jak ma�o kto i jak ma�o kto w�cieka�. �ukasz zdecydowanie wola� promienn� Zuzann�. - Mo�e panna Mirka b�dzie akurat mia�a gryp�, jak my�lisz? - rozmarzy� si� nieoczekiwanie. �, - Na to nie licz! To satelitka. Od lat kr��y wok� naszej rodziny po ustalonej orbicie bez wzgl�du na grypy i ataki cholery. Ostatnie s�owa wypowiedzia�a prawie szeptem i usn�a. Po obiedzie rozsiedli si� na tarasie. Takie spokojne popo�udnia mo�liwe s� tylko na wsi lub w ma�ym mie�cie, z dala od zgie�ku, na ty�ach domu otoczonego ogrodem. Przyjazny czas zatrzyma� si� w miejscu, a oni sobie wolniutko popijali herbat�: ojciec z matk�, Zuzanna z �ukaszem i panna Mirka, kt�ra siedzia�a niby ze wszyst- kimi, jednak oddzielnie, gotowa w ka�dej chwili podskoczy�, zmie- ni� talerzyk, dola� wrz�tku. Wydawa�o si�, �e nic nie mo�e zak��ci� muzyki pszcz� w go�dzikach ani spokoju ludzi. Refleksy s�o�ca mi- gota�y w z�oceniach fili�anek i we w�osach Zuzanny. Pierwsza przerwa�a cisz� panna Mirka. Z natury by�a kobiet� bardzo rozmown� i milczenie j� usypia�o. Przychodzi�a do Korec- kich od niepami�tnych lat i tak cz�sto, jak si� da�o. Us�u�na do prze- sady, skora do pomocy, nie denerwowa�a chyba tylko pani Izy. Zu- zanna ochrzci�a j� po cichu satelitka, ojciec �Sumieniem Kowala". Ona z kolei g�o�no nazywa�a Koreckich swoimi przyjaci�mi, a co m�wi�a po cichu, nikt nie docieka�. W ka�dym razie na Antoniego i Iz� patrzy�a z pob�a�liwo�ci�. Co z tego, �e oboje pracowali mi�dzy lud�mi, �e on leczy� cia�a, ona z�by, je�li nie mieli poj�cia o �yciu. I w�a�nie panna Mirka jak mog�a, tak uzupe�nia�a t� luk�. - No i wysz�o na moje - og�osi�a z triumfem. - Od wczoraj Bro- nowscy nienawidz� si� z Jarmu�ami! Posz�o o psa Jarmu��w, kt�ry uprawia� fizjologi� pod tuj� Bronowskich. M�wi�am, �e jak tuja za- cznie usycha�, to si� wezm� za �by? M�wi�am. No i si� wzi�li. 11 Temat, cho� ekologiczny i wa�ny, jako� nie chwyci�. Panna Mir- ka przez chwil� z wyra�n� przyjemno�ci� przygl�da�a si� �uka- szowi. - Pan taki m�ody, przystojny i ju� lekarz. Nie wygl�da pan na doktora. Co innego pan Antoni. �ukasz przeprosi� spojrzeniem za to, �e nie wygl�da, jednak te- matu nie podj��. Panna Mirka z konieczno�ci przenios�a wzrok na Zuzann�. - Dziwnie ufarbowa�a� w�osy, co� jakby na fioletowo - zauwa�y- �a z leciutk� nagan� w g�osie. - Kolor koniaku. �liczny, prawda? - Dziewczyna z zadowolon� min� przejecha�a d�oni� po faluj�cych, kr�tko obci�tych w�osach. - Czyja wiem? - zawaha�a si� panna Mirka i znowu przerzuci�a uwag� na �ukasza. - Jestem zwolenniczk� wszystkiego, co natural- ne. A pan? - Ja? Zuzanny. - Co Zuzanny? M�wimy o w�osach, tak? - M�wimy o ca�ej dziewczynie: od w�os�w po adidasy. W tym miejscu panna Mirka powinna napomkn�� o Weronice, starszej c�rce doktora Koreckiego. Zawsze, ilekro� mowa by�a o Zu- zannie, dla przeciwwagi wspomina�a Weronik�, kt�ra jej zdaniem by- �a nieco �adniejsza, troch� zdolniejsza, bardziej �yciowa i w og�le przewy�sza�a ma�� Zuzann� pod ka�dym wzgl�dem, o czym nie wy- pada�o m�wi� wprost, tylko delikatnie, ogr�dkami. Tym razem, nie wiadomo czemu, darowa�a sobie por�wnania. - Pan mnie chyba �le zrozumia�. - Nabra�a powietrza, otworzy�a usta, lecz Zuzanna by�a szybsza. Jednym susem wyskoczy�a ze swoje- go rozleniwienia i z wiklinowego fotela. - Ojej, panno Mirko, pani nic nie je. Zrobi� jeszcze herbaty i ukroj� ciasta - zawo�a�a z trosk�. Wiadomo by�o, �e przewra�liwiona kobieta nie zechce sprawia� dodatkowego k�opotu, zatrzepocze r�kami, odm�wi jak najgrzecz- niej i niezatrzymywana przez nikogo zniknie na jaki� czas, by przed wieczorem powr�ci�. - No, wreszcie! - mrukn�a Zuzanna, gdy za go�ciem trzasn�a furtka. - Potrzebna ta satelitka jak kolczyk w p�pku. Rozmawia� nie daje, milcze� nie umie. Pani Iza popatrzy�a na c�rk� z rozbawieniem. - Przecie� ju� posz�a! 12 - Posz�a, posz�a! Dopiero jak swoj� uprzejmo�ci� waln�am w jej uprzejmo��, to �askawie podnios�a kuper. Teraz rwie granatowe w�o- sy z g�owy i zastanawia si�, o czym my tu m�wimy! - �udzi�am si� - westchn�a pani Iza - �e po sko�czeniu poloni- styki moja c�rka nauczy si� m�wi� jak dama. I co? Zmarnowane lata, zmarnowane pieni�dze! - Nieprawda! Nauczy�am si�, i to jest moja najtajniejsza, najbar- dziej skrywana bro�. Nie u�ywam jej na co dzie�, bo w zalewie j�zy- kowej bylejako�ci nikt by mnie nie zrozumia�, z wyj�tkiem mamu�ki i Malwiny. - A ja? - zdziwi� si� �ukasz. - Ty? Wiesz, jak wygl�da twoja relacja z dy�uru? Cytuj�: Kobitka si� wykopyrt�a, po�ama�a podstawk� pod telewizoft urobi�em si� jak dzika �winia. Koniec cytatu. Pewnie zako�czyliby to czerwcowe popo�udnie mi�� pogaw�dk� na jaki� neutralny temat, na przyk�ad najnowszych trend�w w pol- szczy�nie, farmakologii lub literaturze, gdyby nie �ukasz. Zgrabnie zwekslowa� rozmow� na dolegliwo�ci lekcewa�one przez chorych i lekarzy, by w ko�c�wce kompletnie zaszokowa� Koreckich. - Panie doktorze, m�g�by pan wyt�umaczy� Zuzannie, �e powta- rzaj�ce si� nocne bezdechy to powa�na choroba, wymagaj�ca leczenia. - A sk�d ona wie, �e ma nocne bezdechy? Zdumiony Korecki przeni�s� wzrok ze spokojnej twarzy �ukasza na poczerwienia�e nagle oblicze c�rki, zmarszczy� czo�o i chrz�kn��. Chrz�kn�a r�wnie� pani Iza. Oboje byli umiarkowanymi konserwa- tystami. Je�eli �ukasz chcia� powiedzie�, �e sypia z ich c�rk�, nie m�g� tego zrobi� dyskretniej. Nie wygl�da� przy tym na cz�owieka, kt�ry niechc�cy si� sypn��. Z ca�ej czw�rki on jeden zachowa� abso- lutny spok�j. - Tak... to znaczy, �e co? - spyta� wreszcie Korecki. - W czasie snu nie oddycha miarowo... - zacz�� �ukasz, lecz nie by�o mu dane sko�czy�. Antoni Korecki niebezpiecznie po- czerwienia�. - Nie pytam o objawy, panie kolego, tylko... tylko o pa�skie in- tencje. Po co nam pan o tym... Je�eli to nie jest... hm... dyploma- tyczna pro�ba o r�k�... to przyznam, �e nie bardzo rozumiem. - Tato! - krzykn�a Zuzanna. Korecki machni�ciem d�oni uciszy� c�rk�. Nie po to wzni�s� si� na wy�yny dyplomacji, by teraz pozwoli� sobie przerywa�. 13 - O r�k� mia�em prosi� za moment. - �ukasz b�ysn�� z�bami w kr�tkim u�miechu. - Skoro jednak pan zacz��, to mam zaszczyt... Niestety, zaszczyt zaszczytem, lecz Zuzanna nie �yczy�a sobie, by rozmawiano o niej tak, jakby jej przy tym nie by�o. W najbli�szym czasie nie przewidywa�a zar�czyn ani �lubu, przewidywa�a natomiast wyjazd do Torunia, do siostry, nosi�a si� z zamiarem wyjazdu z W�o- c�awka i w og�le mia�a inne plany. M�wi�a du�o, szybko i do�� cha- otycznie. - Lazuniu - wtr�ci�a matka - nie pozwoli�a� panu �ukaszowi sko�czy�. - Mamo, b�agam! Lazunia by�a stara jak wykopalisko, pochodzi�a z czas�w, kiedy m�wi�o si� tak, jak si� umia�o: mamido na mam�, tatun na ojca i Wi- cia na siostr�. Zuzanna by�a Lazuni� nie ze �wiadomego wyboru, tyl- ko z powodu k�opot�w artykulacyjnych. Od dwudziestu pi�ciu lat to dziecinne zdrobnienie przyprawia�o j� o bia�� gor�czk�. - Nie b�agaj, Lazuniu, tylko pozw�l panu sko�czy�. - Zapomnijcie o Lazuni. Nie ma jej, zapad�a si� pod ziemi�, zde- ch�a. .. By�a moj� najwi�ksz� pomy�k� j�zykow�. - Ba! Masz najlepszy dow�d, jak cz�owiek musi uwa�a� na ka�de s�owo - mrukn�� ojciec. Zuzanna nie mia�a w�tpliwo�ci, �e mrukni�cie odnosi si� nie tyl- ko do najwcze�niejszych lat dzieci�stwa. Ma�o tego: mia�a pewno��, �e w og�le nie odnosi�o si� do tamtych lat. Rodzice si�gali po Lazu- ni� w�wczas, gdy powa�na Zuzanna zrobi�a lub paln�a horrendalne g�upstwo, godne smarkuli. Za spraw� jednego s�owa wszystko stawa- �o si� wiadome, niczego nie trzeba by�o wyja�nia�. Jak teraz. Spokojne popo�udnie zako�czy�o si� klasycznym patem. Powa�- na rozmowa niczego nie wyja�ni�a i przy po�egnaniu wszyscy mieli strute miny. Koreccy, mimo ca�ej sympatii dla doktora Gapskiego, w kwestii ma��e�stwa dali c�rce woln� r�k�. �ukasz czu� si� zawie- dziony, bo w g��bi ducha liczy� na ich pomoc i si�� perswazji. Najbar- dziej roz�alona by�a jednak Zuzanna. Nie do��, �e jej ch�opak zacz�� rozmow� bez jej zgody, to jeszcze zacz�� fatalnie, ca�kiem jakby chcia� powiedzie�: �Skoro ju� sypiamy razem, to wypada�oby si� po- bra�". W drodze powrotnej siedzia�a nastroszona i w�ciek�a. �ukasz skupi� uwag� na kierownicy i nuci� cicho co�, co przypomina�o star� melodi� �Och, Susanna". By�a tam mowa o sp�nionym laniu �ez, lecz dziewczyna mia�a to w nosie. 14 - Czy ty masz �wiadomo��, �e zburzy�e� ich spok�j? - wybuchn�- �a gdzie� tak na wysoko�ci Wikaryjki. - Nie mam. - Bezdech! Sam jeste� bezdech. Co ci strzeli�o... co ci� napad�o... Po pierwsze, ja nie chrapi�, po drugie, bezdech dotyka grubas�w, po trzecie, staruszkowie nawet nie wiedz�, �e mieszkamy razem! - Wiedz�. Ka�d� wizyt� zapowiadaj� dzie� wcze�niej, �eby unik- n�� niezr�cznych sytuacji. My udajemy, �e nie mieszkamy, oni udaj�, �e w to wierz�, i tak sobie �yjemy, ok�amuj�c si� nawzajem. - Po prostu unikamy m�wienia rzeczy zb�dnych, kt�re mog� zrani�. - Nie. My po prostu k�amiemy - powt�rzy� z naciskiem. Je�eli do tej pory �udzi�a si�, �e paln�� co�, bo paln��, �e si� prze- j�zyczy�, to w tej chwili wszystko sta�o si� jasne. PoCzu�a ogromny �al i z trudem zapanowa�a nad �zami. �ukasz zawi�d� j� pierwszy raz, odk�d si� znali. Wiedzia�a, �e jest niecierpliwy i zaborczy, ale nigdy nie podejrzewa�a go o perfidi�, o to, �e odwa�y si� napu�ci� rodzic�w przeciwko niej. - Daj mi trzy dni - powiedzia�. - Znajd� sobie jaki� pok�j. To j� rozklei�o do reszty. Nie do��, �e zawi�d�, to jeszcze straszy i opowiada g�upoty. Ociera�a �zy wierzchem d�oni i poci�ga�a nosem, jakby by�a ma�� Lazuni�, a nie doros�� Zuzann� z czteroletnim sta- �em uczuciowym. Nawet czteroip�letnim, bo poznali si� na sylwe- stra. Doskonale pami�ta�a tamt� noc. Do dwunastej bawili si� ze wszystkimi, po dwunastej ta�czyli ju� tylko swoje tango. �ukasz prze- kona� j�, �e tango mo�na ta�czy� do ka�dej muzyki, nawet rockowej, trzeba tylko znale�� spokojny k�t i nie wypuszcza� partnerki z obj��. To by�a mi�o�� od pierwszego spojrzenia, a w wypadku Zuzanny w og�le pierwsza mi�o��. W pocz�tkowej fazie nie�mia�a i delikatna, potem szalona i fascynuj�ca, na ostatku pewna jak ska�a. To znaczy dziewczyna zyska�a pewno��, �e �ukasz jest i b�dzie zawsze. Zamiesz- kali razem i ten wsp�lnie sp�dzony rok sprawi�, �e wielkie uczucie tro- ch� spowszednia�o, a urok nowo�ci gdzie� si� ulotni�. �yli sobie jak stare, dobre ma��e�stwo, spierali si� o zakupy i sprz�tanie, o podzia� obowi�zk�w i przywilej�w. Chyba by�o im dobrze, na pewno by�o do- brze i dlatego nawet przez moment nie wierzy�a w rozstanie. - Wcale nie o to chodzi! - powiedzia�a przez �zy. - Przesta� mnie pogania�, traktowa� jak swoj� w�asno��... i nie musisz si� wynosi�. - Chyba jednak musz� - powiedzia� bardzo powa�nie. I nie da� jej swojej chustki, nie poprosi�, �eby przesta�a si� maza�. Mo�e po pro- 15 stu zg�upia� i nie wiedzia�, jak si� zachowa�, bo pierwszy raz widzia� p�acz�c� Zuzann�. W przedziale zaj�te by�y dwa miejsca pod oknem. Zaniedbany, chorobliwie blady facet siedzia� na wprost innego chudzielca, tyle �e rumianego. Nie wygl�dali na podrywaczy ani zbocze�c�w. Zuzanna mrukn�a pod nosem co�, co od biedy przypomina�o powitanie, i przezornie usiad�a przy drzwiach, by jednoznacznie odci�� si� od obu m�czyzn. Nie by�a nastawiona towarzysko. Mia�a mniej wi�cej godzin� na uporz�dkowanie wewn�trznego ba�aganu i pouk�adanie my�li. W Toruniu czeka�a na ni� Weronika, czeka�a Li z Malwin�. Musia�a pokaza� im radosn� twarz szcz�liwej dziewczyny. Tak�, do jakiej wszyscy byli przyzwyczajeni, nawet ona sama. Ale jajo, my�la- �a zgn�biona, chyba spapra�am sobie �ycie! By�a to oczywi�cie prze- sada. W wieku dwudziestu sze�ciu lat Zuzanna dorobi�a si� dyplomu magistra filologii polskiej i ch�opaka. Z tego dorobku tylko ch�opak pr�bowa� si� wymkn��, dyplom pozostawa� przy niej. Z niesmakiem my�la�a o farsie, urz�dzonej przez �ukasza. Uwielbia�a farsy, pod warunkiem jednak, �e nie ona by�a g��wn� bohaterk�. Ale jajo, po- wt�rzy�a pod nosem. Staruszkowie i �ukasz maj� do mnie pretensje, pracy nie mam, nied�ugo nie b�d� mia�a pieni�dzy... Co dalej? Dalej by� Raci��ek i kr�tki post�j. - Moje rodzinne strony! - powiedzia� zaniedbany chudzielec. - Tu, niedaleko Nieszawy, dziadkowie mieli ogromny maj�tek. - Ja pochodz� z okolic Chocenia - pochwali� si� drugi. - Ty o czyich dziadkach m�wisz? - O ojcach ojca, o dziadach po mieczu. Pierwsza szlachta w oko- licy. Na hektary licz�c, najwi�kszy maj�tek - wyja�ni� z rozmarze- niem w g�osie. Temat musia� by� mi�y jego sercu, bo zacz�� wymienia� pola, ��ki, lasy, rzuca� hektarami i nazwami wsi, a� obudzi� z zamy�lenia Zu- zann�. Spojrza�a z zainteresowaniem na spadkobierc� fortuny i z tru- dem powstrzyma�a u�miech. Ciekawe, jak on by dzisiaj wygl�da�, gdyby po drodze nie by�o reformy rolnej, pomy�la�a. Jej w�asne roz- wa�ania nawet w po�owie nie by�y takie zabawne. Poprzedniego dnia pani Iza specjalnie przyjecha�a do W�oc�awka, �eby si� spotka� z c�rk�. - Refleksji w tobie, dziecko, tyle, co w mr�wce rozumu - powie- dzia�a na pocz�tek. 16 - W czarnej czy w czerwonej? - pr�bowa�a u�ci�li� Zuzanna. - W czarnej, czarna mniejsza. Co w�a�ciwie zamierzasz robi�? Odpowied� na to proste pytanie chwilowo przekracza�a mo�liwo- �ci Zuzanny. Ci�gn�� j� wielki �wiat. Tyle miejsc by�o do obejrzenia, tyle chwil do prze�ycia, tyle g�upstw do pope�nienia, �e nierozs�dne wydawa�o si� przedwczesne wchodzenie w kierat: praca, m��, dzieci i raz w roku urlop nad morzem. Czu�a w sobie wilczy apetyt na �y- cie. Matka rozumia�a i nie rozumia�a. - To co mam robi�? - spyta�a zgn�biona dziewczyna. - Nie wiem. Sama musisz zdecydowa�. - A co ty by� zrobi�a na moim miejscu? - Wysz�abym za �ukasza. Jest m�dry, powa�ny i wygl�da na za- kochanego. �ycie samotnej kobiety bywa zabawne*tylko do czasu. Je�li mi nie wierzysz, porozmawiaj z Weronik�. - Wierz�... tylko co zrobi�, je�eli gdzie�, nie wiem jeszcze gdzie, spotkam miliardera o kszta�tach Apolla? - spr�bowa�a za�artowa�. - Nie wiesz przypadkiem, po co miliarderowi taka szalona pa�ka do kartofli jak ty? Nie wiedzia�a, lecz mimo wszystko poczu�a si� podniesiona na duchu brakiem jednoznacznego pot�pienia. - A co z �ukaszem? - spyta�a pani Iza. - Dobrze. Chyba dobrze - odpowiedzia�a wykr�tnie, cho� wcale nie by�o dobrze. �ukasz zdecydowa�, �e odchodzi. Po raz pierwszy nie prosi� o �adne wyja�nienia, nie chcia� rozmawia� o niefortunnych o�wiad- czynach ani o przysz�o�ci. Dwa dni temu zdj�� z pawlacza torb� i za- cz�� pakowa� swoje rzeczy, chocia� mieszkanie mieli op�acone do wrze�nia. Noce sp�dza� na dy�urach, popo�udnia w przychodni, do domu wpada� na moment, �eby si� wyk�pa� i przebra�. Ostatni raz widzia�a go par� godzin wcze�niej. Ona w�a�nie wr�ci�a ze szko�y z nar�czem kwiat�w, on wychodzi�. Wpadli na siebie w ciasnym przedpokoju. - Wyje�d�am - powiedzia�a. -Tak? Nic wi�cej, �adnego pytania, dlaczego w�a�nie dzisiaj i na jak d�ugo. - W lipcu b�d� u Weroniki, nie musisz si� wyprowadza� na �eb na szyj�. Zreszt�, w og�le nie musisz si� wyprowadza�. Powiedzia�a to z pe�nym przekonaniem. Wierzy�a, �e wsp�lny ad- res bardziej ich ��czy� ni� cokolwiek innego. Odejdzie z mieszkania, 17 odejdzie od niej. Ani zatelefonowa�, ani wpa��, ani powiedzie�, �e t�skni. Mimo ca�ej z�o�ci nie umia�a sobie wyobrazi� �ycia bez �u- kasza. Chcia�a mie� i jego, i ten wielki �wiat, do kt�rego ci�gn�a. - Wynaj��em pok�j - powiedzia� spokojnie, jakby rozprawia� o dodatkowym dy�urze, nie o rozstaniu. - Naprawd� nie musisz! Chcia�a z�apa� go za r�k�, przytrzyma�, powiedzie� co� bardziej od serca, ale kolec r�y wlaz� jej pod paznokie� i tylko sykn�a bole�- nie. �ukasz wyszed�. Zd��y�a zauwa�y�, �e twarz mu si� wyci�gn�a, oczy wpad�y i og�lnie zmizernia�. Niemal poczu�a si� winna. Z kwia- tami w obj�ciach podesz�a do stolika, na kt�rym rano zostawi�a wiersz. Kartk� opar�a o wazonik ze zdychaj�c� gerber�, �eby tylko zauwa�y�, nie przeoczy�. By�a pewna, �e stworzy�a pere�k� poezji. Ja - wytworna cynia w zielonym wazonie, Ty - lampa p�on�ca nade mn�. W g�stym cieple twojej czu�o�ci gubi� p�atki. Pytasz, czy mi dobrze. Z�ota g��wka opada coraz ni�ej, Tak-tak, tak-tak. Oko�o czternastej zmieni�a zdanie na temat wiersza. Dosz�a do wniosku, �e jest g�upi, grafoma�ski i niczego nie wyja�nia. Mo�e to za spraw� kwiatka, kt�ry ju� wyda� ostatnie tchnienie, a mo�e dopi- sk�w �ukasza. Lubi� tytu�y, wi�c wstawi�: �Zamroczenie". Pod wier- szem podpisa� autork�: �Zuzanna, Wytworna Cyni(czk)a, po wierz- chu anio�, w �rodku chimeryczka". - Chcia�e� mi do�o�y�, doktorze Gapski, i do�o�y�e�! - powie- dzia�a z pasj�. - Chimeryczka czasem bywam, cyniczk� nigdy... tyl- ko czy zd��� ci jeszcze o tym powiedzie�? I po co mi by�a ta cynia? Mog�am wstawi� gerber� albo frezj�. Ze z�o�ci� rzuci�a do wanny plon uczniowskiej sympatii, czyli co� oko�o trzydziestu bukiet�w, i napu�ci�a zimnej wody. Wyci�gn�a z pawlacza torb� i wrzuci�a do niej kilka najpotrzebniejszych ciu- ch�w. Przed wyj�ciem z domu wys�a�a trzy esemesy: do Weroniki, �e przyje�d�a, do Li i Malwiny, �e spotkaj� si� o osiemnastej w wiado- mej kafejce na Szerokiej. Z torb� na ramieniu stan�a w drzwiach. Przez moment mia�a wra�enie, �e �egna si� na zawsze z k�tami 18 i z przesz�o�ci�. Wr�ci�a do stolika i na kartce z wierszem dopisa�a trzy s�owa: �Zosta�, prosz�. Zuzanna". Potem posz�a na dworzec, kupi�a bilet, wsiad�a do poci�gu, znalaz�a w miar� pusty przedzia� i zamiast skupi� si� na przysz�o�ci, roztrz�sa�a przesz�o��. - .. .i w�a�nie szukam kogo�, kto by mi ca�� histori� rodu opisa� - ci�gn�� chudzielec. Zuzanna nastawi�a uszu. - Rozchodzi si� o tak� instytucj�, gdzie zanios� zdj�cia, jakie� pami�tki, a fachowcy dokopi� si� w archiwum do reszty. I popatrz, ni czorta, nikt si� tym nie zajmu- je. Przecie� zap�aci�bym. Herb, rozumiesz, to mam na �y�eczkach... Kom�rka Zuzanny rozdzwoni�a si� weso�o na znak, �e nadesz�a nowa wiadomo��. Nim upora�a si� z odczytaniem, m�czy�ni opu- �cili przedzia�. Poci�g wje�d�a� na stacj� Toru� G��wny. Weronika donosi�a: �Usypiam. Klucz u s�siad obok". "* - Spij sobie, �pij - mrukn�a Zuzanna, jakby siostra nie by�a ane- stezjologiem, tylko pospolitym sus�em. W autobusie mign�a jej blada twarz herbowego szlachcica. Szko- da, ch�opie, �e si� nie znamy, pomy�la�a. Ju� ja bym ci wyprowadzi�a tw�j r�d od Sobieskiego, nawet od Mieszka, co za r�nica. Ty by� mia� satysfakcj�, ja kas�, o ile oczywi�cie twoje pieni�dze nie s� �garstwem. Autobus wje�d�a� na most. W dole po�yskiwa�a rzeka. Zuzanna odruchowo zaczerpn�a powietrza w p�uca, jakby Wis�a by�a tu� obok, a nie za oknem zat�oczonego autobusu. To wystarczy�o. Poczu- �a, �e rozsadzaj� rado�� istnienia. G�upia chandra znikn�a bez �ladu. Par� miesi�cy wcze�niej, w ka�dym razie ju� po wyje�dzie Zuzan- ny z Torunia, Weronika kupi�a nowe mieszkanie. Przez telefon opo- wiada�a cuda: marmurowa �azienka, podgrzewane pod�ogi, w�oskie meble, niemieckie okna, lecz na szcz�cie widok z okien polski. Mia- �a teraz cztery pokoje, w tym jeden go�cinny, w kt�rym zamierza�a ulokowa� siostr�. I to w�a�nie by� powa�ny k�opot. Zuzanna niemal �a�owa�a starego mieszkania z dwoma pokoikami wielko�ci prze- dzia��w kolejowych. Tamtej ciasnocie zawdzi�cza�a miejsce w akade- miku i �ycie na pe�nym luzie. By�o wi�cej ni� pewne, �e gdyby zosta- �y razem, to po roku jedna z si�str Koreckich musia�aby zwariowa�. I to najpewniej ona, jako m�odsza. R�nica dwunastu lat dawa�a We- ronice pewn� przewag�, cho� - zdaniem Zuzanny - nie dawa�a prawa do wpychania nosa w cudze sprawy. Mimo wielkich rodzinnych uczu� siostry wytrzymywa�y ze sob� najwy�ej trzy dni. Potem k��ci- �y si� o wszystko: o w�os w umywalce, o brudn� szklank�, o wy�szo�� 19 spodni nad sukienk�, kompletnie o wszystko. Dlatego jad�c do We- roniki, Zuzanna chytrze przemy�liwa�a, co takiego zrobi� lub powie- dzie�, by bezbole�nie przenie�� si� do Li i Malwiny. Najpierw jednak musia�a dosta� si� do mieszkania, czyli wyrwa� klucze jakiemu� bli- �ej nieokre�lonemu �s�siad", kt�ry r�wnie dobrze m�g� by� s�sia- dem, jak i s�siadk�. Pokonanie drzwi wej�ciowych nie by�o proste. Na karteczkach przy domofonie ani jednego nazwiska, same guziki. Wciska�a ju� trzeci, lecz nikt nie reagowa� na nazwisko Korecka. Lu- dzie burczeli gniewnie albo odwieszali s�uchawk� bez s�owa, co dla stercz�cej pod drzwiami Zuzanny mia�o ten sam efekt. Upar�a si�, �e musi trafi� na �s�siada" od kluczy i w ko�cu trafi�a. Czwarty dzwo- nek okaza� si� g�uchy; dopiero przy pi�tym us�ysza�a m�ski g�os, kt�- ry nie zareagowa� histerycznie na jej pro�b�. Otworzy� drzwi wej�cio- we i jakby tego by�o ma�o, uchyli� w�asne i czeka�. Na schodach dziewczyna dozna�a ol�nienia. Pomy�la�a, �e szkoda czasu na samot- ne zwiedzanie wn�trza, kt�re i tak obejrzy wieczorem, wi�c lepiej od razu prysn�� do miasta. - Wie pan co, niech mi pan nie daje tych kluczy - powiedzia�a szybko. - Zostawi� tylko torb�. I prosz� powiedzie� siostrze, �e po- staram si� wr�ci� w miar� wcze�nie. Nie spojrza�a na cz�owieka, wcisn�a przez uchylone drzwi sw�j skromny baga� i sfrun�a ze schod�w. Mia�a mn�stwo czasu na pobie- ganie po �r�dmie�ciu, obejrzenie wystaw i wdepni�cie do ksi�garni. W my�lach pr�bowa�a zrobi� przegl�d nadwy�ek finansowych, kt�re ewentualnie mog�aby up�ynni�. W jej wypadku by�o to zaj�cie r�wnie bezcelowe jak systematyczne odchudzanie. Pieni�dzy zawsze mia�a mniej ni� potrzeb, wi�c ograniczy�a potrzeby do niezb�dnego mini- mum i da�o si� �y�. Mawia�a: u mnie brak kasy to przej�ciowy stan chroniczny. Jak przejdzie, b�d� bogata. Na tym mi�dzy innymi polega� jej optymizm: wierzy�a w siebie i w przysz�o��. I jeszcze w rodzic�w. Ulica Szeroka niewiele si� zmieni�a. W miejsce jednych sklep�w pojawi�y si� inne, przyby�o kilka lokali ze stolikami na zewn�trz, ale klimat wci�� pozostawa� ten sam. Kiedy� pr�bowa�a okre�li�, co to znaczy klimat miasta, i dosz�a do zabawnego wniosku, �e to jest to, co ludziom w duszy gra. Jednemu gra na rynku w Kazimierzu, inne- mu na star�wce w L�borku, a jej gra�o w Toruniu na Szerokiej. Mo- g�a biega� bez celu, popychana przez t�um, i czu�a si� szcz�liwa. Od czasu do czasu mign�a znajoma twarz, taka na zwyk�e �cze��" lub nieco cieplejsze �hej". Przed eleganck� perfumeri� wpad�a na Lilia- 20 n�. Tu ju� nie wystarczy�o ani cze��, ani hej, tu ju� trzeba by�o zata- mowa� ruch, by si� wy�ciska� i wyca�owa�. - A Malwa? - spyta�a Zuzanna, wypl�tuj�c si� z obj�� Li. - Niestety, kwitnie dzisiaj w innym ogrodzie. - Ma ch�opaka? - No co ty, Malwy nie znasz? Pracuje. To mia�am na my�li. Liliana, dla przyjaci�ek Li, bo Liana to ju� by� charakter, wy- pi�knia�a przez rok jeszcze bardziej, co wydawa�o si� prawie niemo�- liwe. Patrz�c na ni�, Zuzanna wreszcie poj�a, na czym polega nie- sprawiedliwo�� losu. Jedne dziewczyny, tak jak Li, maj� wszystko, a inne te� wszystko, tyle �e w gorszym gatunku lub zwyczajnie do ki- tu. Na szcz�cie siebie zalicza�a do tych gatunkowo lepszych, by�a wi�c wolna od zazdro�ci i kompleks�w. Ze szczerym zachwytem ga- pi�a si� na odmienion� przyjaci�k�. - Wci�� przytrzymujesz grzywk� klipsikiem? - �mia�a si� Li. - D�insy to normalka, bluza te�, w og�le si� nie zmieniasz! - No, nie... Ty troch� si� zmieni�a� - przyzna�a uczciwie Zuzan- na. - Inne uczesanie, inny makija� i co za kiecka! - Wszystko na twoj� cze��. �a�uj, �e nie widujesz mnie rano w wydawnictwie. Nobliwy koczek, zero malunk�w i sp�dniczka za kolana. Szef zabroni� mi nara�a� koleg�w na stresy. - Chory czy co? - zdziwi�a si� Zuzanna. - Przecie� ty nawet rano, rozczochrana i w pi�amie, wygl�dasz prze�licznie. - Niestety... lub stety, m�j szef nie widuje mnie w pi�amie. - Jego strata. Chodzi o to, �e z brzyduli mo�na zrobi� pi�kno��, nigdy odwrotnie. A koledzy daj� si� nabra�? - Nie mam poj�cia, u nas pracuj� g��wnie baby. W�r�d �miech�w, pokrzykiwa� i radosnej paplaniny dobrn�y wreszcie do swojej kawiarni. Prawdziwa przyja�� tym si� r�ni od zwyk�ej znajomo�ci, �e po roku niewidzenia ludzie nie gapi� si� na siebie z pop�ochem w oku, tylko z miejsca zaczynaj� rozmow� tak, jakby sko�czyli j� wczoraj. Padaj� s�owa klucze, jakie� powiedzon- ka, kt�re tylko dla nich maj� znaczenie i nikt inny nie zajarzy, cho�- by nawet bardzo si� stara�. - A pami�tasz - gor�czkowa�a si� Zuzanna - nasz� rozmow� sprzed roku? Jak marzy�y�my o propozycjach pracy, o zarobkach, jak przebiera�y�my w wymy�lonych ofertach? Poni�ej p�tora tysi�- ca? W �yciu! Ale� by�y�my naiwne, co? Od lutego mia�am prac�, bo jedna z nauczycielek wspania�omy�lnie z�ama�a nog�. Wy�ebra�am 21 sobie ten etat, rozumiesz? I fajnie. Przynajmniej wiem, �e do szko�y nie wr�c�. Li nie narzeka�a. Zaczepi�a si� w wydawnictwie i uzna�a wyb�r za niez�y, przynajmniej na razie. By�a dziewczyn� skazan� na sukces. Zdobywa�a wszystko, co chcia�a: od m�skich serc po najlepsze pyta- nia na egzaminie. Jej niespotykany fart graniczy� czasami z magi� lub cudem. Z ich tr�jki ona jedna mia�a sta�� prac�. Malwina niby te� mia�a, ale nie chwali�a si� nawet w domu, bo nie by�o czym. Wie- dzia�a Li, teraz Zuzanna; nikt wi�cej. Do lokalu, w kt�rym by�a kel- nerk�, nie przychodzili poloni�ci. To by�a najdro�sza restauracja w mie�cie, nazywa�a si� �Hossa" i podobno mia�a powodzenie w kr�gach biznesu, cho� nie tylko. - Nie poznasz Malwiny. Przypomina pietruszk�: blada, chuda i nijaka. �atwiej rzuca cholerami ni� ty kiedy� pi�k� do kosza. Nerwy j� wyka�czaj� i fizyczna har�wa, rozumiesz? Zuzanna kr�ci�a g�ow� i nie mog�a zrozumie�. Malwina by�a uosobieniem spokoju, wygl�da�a jak jasna madonna i tak si� zacho- wywa�a. Szalonej Zuzannie, ekscentrycznej Li mog�o zdarzy� si� wszystko: zarwana noc, drobne chlanko, wagary, j�zykowa wi�zan- ka niezbyt czystych s��w, w ka�dym razie wszystko to, czego Malwi- na nigdy by nie pope�ni�a, nie powiedzia�a i nawet nie pomy�la�a. Za- wsze spokojna, przygotowana do zaj��, zawsze opanowana i nagle Li m�wi o nerwach. Jakie nerwy? - Wczoraj powiedzia�a, �e dostaje kurwicy na widok szefa. - Malwina? - Przecie� nie ja. U mnie by�oby to normalne, oczywi�cie gdybym nie lubi�a swojego szefa. - Nie masz wra�enia, �e sko�czy�y�my niew�a�ciwe studia? - za- s�pi�a si� Zuzanna. - Studia by�y �wietne, nie gadaj. Wola�aby� wkuwa� na pami�� kodeks karny albo produkowa� bomby zasadowo-kwasowe? - To nie tak, Li, to nie tak. Studia �wietne, tylko co potem? Uczy�am raptem cztery miesi�ce, stara�am si�, przygotowywa�am i jestem przekonana, �e niczego tych dzieciak�w nie nauczy�am. Za to mog�abym napisa� dzie�o na temat humoru z zeszyt�w szkol- nych. Wiedzia�a�, �e pan Tadeusz nie musia� mie� nazwiska, bo mia� rzadkie imi�? To teraz ju� wiesz. Dzieci ucz� si� tego, czego zdaniem rodzic�w nie umiej�, czyli j�zyk�w obcych. Po polsku m�- wi�, jak m�wi�, pisz� jeszcze gorzej, a do czytania ich nie zmusisz. 22 Nied�ugo filolodzy polscy b�d� potrzebni wy��cznie jako ekspona- ty w muzeach. - Jak za pieni�dze, to co ci szkodzi? W razie czego ubierz si� bar- dziej seksownie, �eby� nie rozczarowa�a ma�olat�w. - Mam to w nosie. Mniej wi�cej w tej chwili opuszcza mnie jedy- ny facet, kt�ry lubi� patrze� na moje ko�ci i to bez wzgl�du na rodzaj przyodziewku - westchn�a Zuzanna. - Lubi�, bo kocha�, czy lubi� zawodowo, jako ortopeda? - zainte- resowa�a si� Li. - I czy to znaczy, �e pi�kny �ukasz jest wolny? - Na to nie licz! Nawet je�eli odszed�, to jeszcze pr�dzej wr�ci... Musi wr�ci�! Zuzanna opuszcza�a kawiarni� prze�wiadczona,^ powinna za- dzwoni� do W�oc�awka i porozmawia� z �ukaszem. Podtrzymywa�a w sobie resztki z�o�ci, lecz oddalenie sprawi�o, �e coraz bardziej t�- skni�a i coraz mniej mia�a za z�e. Weronika otworzy�a drzwi w �licznym koronkowym szlafroczku. Wci�gn�a siostr� do przedpokoju, �eby przypadkiem nie wita� si� przez pr�g. Jak na kobiet� wykszta�con� by�a wyj�tkowo przes�dna. - Dlaczego tak p�no? - spyta�a. Zuzanna dyskretnie zerkn�a na zegarek. Dochodzi�a dziesi�ta, wcale nie by�o tak p�no. - Obudzi�am ci�? - Przecie� wiesz, �e umiem usypia� na zawo�anie - za�artowa�a. W rodzinn� sielank� wdar� si� nagle g�o�ny, gard�owy pomruk, zako�czony szczekni�ciem. Zuzanna spojrza�a pod nogi i zamar�a na widok �miesznej mordki i wyszczerzonych z�b�w. - A to co? Ale� �liczne brzydactwo! - No wiesz?! Weronika wzi�a psa na r�ce. - Mog�aby� by� mil- sza. To jest Czaru�. Czarusiu, przywitaj si� z cioci�. �liczny piesek, naj �liczniejszy na �wiecie. Nie szczekaj na cioci�, male�ki zazdro�ni- ku, ciocia tylko �artowa�a. - To niby ma by� m�j siostrzeniec? - spyta�a Zuzanna. Ju� sam fakt, �e Weronika zdecydowa�a si� na psa, by� co naj- mniej zaskakuj�cy. Nigdy nie przepada�a za zwierz�tami, my�a r�ce nawet po pog�askaniu domowego jamnika, poza tym nale�a�a do ko- biet wygodnickich, kt�re ceni� swobod� i unikaj� dodatkowej pracy. Pies w nowym domu Weroniki nie wydawa� si� na swoim miejscu. �ypa� na Zuzann� wielkimi, wypuk�ymi oczami, z kt�rych jedno wy- 23 ra�nie ucieka�o w bok. Trudno by�o nazwa� go pi�knym. Kr�py tu- ��w mia� jasny, natomiast g�ow� czarn�, jakby odj�t� od innego psa. Zezowa�, �lini� si� i w psim grymasie bezwstydnie demonstrowa� zmarszczki oraz brodawki na pysku. - Czaru� p�jdzie na sw�j materacyk, a pa�cia nacieszy si� cioci� - zaszczebiota�a Weronika. Jednak nie zd��y�a si� nacieszy�, bo przeszkodzi� dzwonek u drzwi. Z psem na r�kach podesz�a do wizje- ra i odskoczy�a, jakby za drzwiami sta� duch. - Pani Weroniko, chc� odda� torb� - powiedzia� m�ski g�os. - Us�ysza�em w�a�nie szczekanie. Zuzanna zbystrza�a. Dopad�a do drzwi, nim Weronika zd��y�a zaprotestowa�, i stan�a oko w oko z bardzo wysokim m�czyzn�, odzianym sk�po, cho� przyzwoicie. Trzyma� w r�ku jej torb�, t� sa- m�, kt�r� mu osobi�cie wcisn�a. Tylko wtedy nie patrzy�a, komu wciska, teraz dla odmiany nie patrzy�a na torb�. Podzi�kowa�a sa- mym u�miechem. Facet by� ca�kiem do rzeczy. Tyle zd��y�a zauwa- �y� w �wietle padaj�cym z przedpokoju. W korytarzu by�o ciemno. - Jak� torb�? Co ty wyprawiasz? - ockn�a si� Weronika. - Prze- cie� moje klucze zawsze ma Inka. Sk�d si� wzi�� ten cz�owiek? Ja z nim nie utrzymuj� �adnych kontakt�w. Ca�a Weronika. Zawsze co� nakr�ci�a, namota�a, zapomnia�a uprzedzi� lub nie przewidzia�a, ale pretensjami obarcza�a wszystkich z wyj�tkiem siebie. Jakim niby cudem Zuzanna mia�a wiedzie�, kto jest w�a�ciwy �s�siad", a kto niew�a�ciwy? �eby chocia� zna�a numer mieszkania, to jeszcze. Weronika nie zaprz�ta�a sobie g�owy drobiaz- gami. Dla niej by�o jasne, �e Zuzanna powinna zg�osi� si� do Inki, i wcale nie chcia�a s�ucha�, �e z pi�ciu s�siad�w tylko ten zareagowa� w�a�ciwie na dzwonek domofonu. - Inka mog�a by� w �azience! - To powinna zostawi� przy domofonie kartk�: �Sikam, jestem nieuchwytna" - zdenerwowa�a si� Zuzanna. - O co ci chodzi? - O to chodzi, �e ja z tym cz�owiekiem... - Wiem, m�wi�a�! Ty z tym cz�owiekiem nie utrzymujesz kontak- t�w. Twoja strata. Aleja mog� utrzymywa�. On chyba nie pomy�la�, �e to ja szczeka�am, bo tak jako� dziwnie powiedzia�? Zreszt� niewa�ne. Zostawi�am mu torb�, on mi odda� i my�l�, �e moje majtki ani staniki nie przypad�y mu do gustu. Czyli nic nie m�g� podpyli�, bo i po co? - Nie o to chodzi. On jest, jakby ci tu powiedzie�... on si� zajmu- je czym�, czego nie pochwalam. 24 Oczy Zuzanny rozb�ys�y ciekawo�ci�. Niestety, wiedza Weroniki pochodzi�a wy��cznie od Inki i by�a niekompletna. M�wi�o si� w kr�gach Inko-Weronikowych o powi�zaniach przystojnego nie- znajomego z handlarzami samochod�w, a nawet tir�w. - Stoi na rynku i sprzedaje tiry prosto z koszyka? - zdziwi�a si� Zuzanna. Weronika spojrza�a na siostr� z wy�szo�ci� damy, kt�ra nie za- wraca sobie g�owy duperelami. - Do kogo ty w ko�cu przyjecha�a�, do mnie czy do mojego s�- siada? - spyta�a z przek�sem. - I dlaczego sama? Gdzie �ukasz? - Ba� si� awansu na psiego wuja i zosta� w domu - odpar�a rozpo- godzona wreszcie Zuzanna. - Jeste� bardzo lekkomy�lna. Nie s�ysza�a� o nadprodukcji babek w wieku poborowym? Bior� wszystko, co wpadnie w r�ce, a ty spo- kojnie zostawiasz im takiego ch�opaka! W najlepszym razie wywo- �asz rewolucj� w mie�cie, w najgorszym nie b�dziesz mia�a do kogo wraca�. Zuzanna �mia�a si� z obaw siostry, jednak znowu pomy�la�a o te- lefonie i zat�skni�a za �ukaszem. Je�eli by� na dy�urze, to by�, ale je- �eli siedzia� w domu, musia�o mu by� bardzo smutno. Jej te� zrobi�o si� smutno na wspomnienie b�yszcz�cych ciemnych oczu, kt�rych spojrzenie b��dzi�o za ni� po ca�ym mieszkaniu. Ma�e to by�o miesz- kanko, wi�c z konieczno�ci przez ca�y czas patrzyli tylko na siebie. On z wiecznym zachwytem, ona ze �miechem, czasem z ironi�, a cza- sem bardzo czule. Mieszkanie Weroniki kompletnie zaskoczy�o Zuzann�. By�o prze- stronne, nie tyle eleganckie, ile ekstrawaganckie i ca�kiem nie paso- wa�o do siostry. Zuzanna podziwia�a pod�ogi, okna, kwiaty, ale przede wszystkim zaradno�� Weroniki. Co nieco wiedzia�a o zarob- kach s�u�by zdrowia, zw�aszcza tej na etatach w szpitalach i w przy- chodniach. �ukasz na przyk�ad twierdzi�, �e lekarze nie zarabiaj� a� tak ma�o, jak sami m�wi�, ani tak du�o, jak widzi to ministerstwo zdrowia, natomiast powinni zarabia� du�o wi�cej. Weronika najwi- doczniej zarabia�a du�o. Sama w�oska kuchnia musia�a kosztowa� maj�tek. Z ostr� czerwieni� mebli kontrastowa�a wielka, b�yszcz�ca metalem lod�wka. Wn�trze kuchni wygl�da�o jakby �ywcem prze- niesione ze statku kosmicznego. R�wnie odlotowo urz�dzone by�y pokoje. Zuzanna ha�a�liwie ucieszy�a si� z luster na suficie: w �azien- ce nad wann� i w sypialni nad �o�em. W duchu pomy�la�a, �e po- 25 trzebne te lustra jak kolczyk w p�pku, jednak znowu spojrza�a na siostr� z podziwem. Nie podejrzewa�a ch�odnej, zawsze pow�ci�gli- wej Weroniki o takie erotyczne rozpasanie. - To pomys� dekoratora wn�trz - wyja�ni�a siostra. - Patrz�c na wystr�j, trudno mu odm�wi� gustu, prawda? Aha, nie wychod� przypadkiem na balkon, Lazuniu. - Nie m�w do mnie Lazuniu! - Dobrze, Lazuniu. Co to ja chcia�am powiedzie�? - �e mimo pocz�tk�w sklerozy lubisz rozwi�z�e �ycie. Weronika skwitowa�a rado�� siostry delikatnym, prze�licznym u�miechem. To by� taki u�miech, kt�ry topi� ludzi jak wosk. Po raz drugi tego dnia Zuzanna zachwyci�a si� kobiec� urod� i wcale nie sprawi�o jej to przykro�ci. Je�eli Li przywodzi�a na my�l czerwon� r��, to Weronika wy��cznie bia��. Tak przynajmniej widzia�a to Zu- zanna, sk�onna do poetyckich por�wna�. W nocy kto� krzycza�. Zuzanna gwa�townie usiad�a na tapczanie i pr�bowa�a sobie przypomnie�, gdzie jest. To nie by� ciasny pokoik na Budowlanych we W�oc�awku. Rozejrza�a si� po jasnym wn�trzu. Lampa uliczna �wieci�a tu� za oknem i bez trudu da�o si� zobaczy� godzin� na r�cznym zegarku. Przera�enie powoli mija�o. Za �cian� spa�a Weronika, gdzie� po domu pa��ta� si� Czaru�, nie by�o powo- d�w do obaw. Przy�o�y�a g�ow� do poduszki. Cie� �yrando