10652

Szczegóły
Tytuł 10652
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10652 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10652 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10652 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

H B FYFE Sałata i brylant Rylata bardzo rozczarowała pustynność planety. W dodatku była to jedyna planeta spośród obiegających niedużą białą gwiazdę w Sektorze Dwunastym, po której można było w ogóle czegoś się spodziewać. - Jałowo tu, zupełnie jak u nas na Olitrze - pomyślał do Akyry. - Tylko jakieś widłaki i mchy. Nic dziwnego, z tym mglistym światłem... Poruszył wszystkimi czterema szypułkami oczu, jakby chciał przyjrzeć się niskim wzgórzom widocznym na teleekranie. Ale od góry nie można było dostrzec żadnych śladów życia. Lądowali tylko dlatego, że Akyro wykrył promieniowanie. Mogło to oznaczać jakichś mieszkańców, co zwykle wiązało się z istnieniem rolnictwa. - Mogą mieć sztuczne rolnictwo - pomyślał Akyro i uniósł przy tym swoje spiczaste, matowobłękitne ciało na płaskich końcach ośmiu odnóży. Entuzjazm jednak opuścił go zupełnie, gdy przyjrzał się z bliska powierzchni planety. - Sprawdź jeszcze i ty - pomyślał do Rylata. - A ja się posilę. Z zamkniętej przegrody wyjął porcję syntetycznej żywności i plastykową tubkę z płynem. Trzymał szarą masę w dwóch malutkich pokarmowych odnóżach, a z pomocą dwóch pozostałych wlewał napój do ust. - Jak możesz jeść takie okropieństwo? - zagadnął go z lekkim wstrętem Rylat. - I co to będzie, jeśli wyjdziemy ze statku, a ty rozchorujesz się w próżniowym kombinezonie? - Trzeba odnawiać swój zapas energii - odparł Akyro z zadowoloną miną. Rylat ukazał myślą czerwony płomień. - Już jesteś prawie tak samo szeroki jak długi - dodał. Nim jednak zdołał pomyśleć dalsze złośliwe uwagi, Akyro rzucił resztki żywności na plastyczny pokład i szybko podreptał do ekranu obserwacyjnego. Stanowił jego specjalność i nigdy z niego nie spuszczał co najmniej jednego oka. - Jest coś? - spytał Rylat. - Zbliżające się promieniowanie - odparł Akyro. - Może jakiś statek. Pracował chwilę przy tarczach aparatury, następnie zaś podał Rylatowi współrzędne dla teleekranu. Domysł okazał się trafny: zbliżał się statek kosmiczny. Nie z Olitry, rzecz jasna, sądząc z wydłużonych kształtów. Krąży teraz tuż nad powierzchnia. - Tylko jeden - obwieścił Akyro. - Czy damy im sygnał lądowania? - Owszem, można - zgodził się Rylat. Wśliznął się na siedzenie pilota i dotknął kilku dźwigni. Seria rakiet wzniosła się do rozrzedzonej warstwy płytkiej atmosfery planety i wybuchła tam powitalnym znakiem przyjętym w galaktycznym szyfrze. Obcy statek odskoczył od powierzchni z ogromnym przyśpieszeniem. Gdy jednak odczytał z rakiet przyjazne powitanie, skierował się, teraz już wolniej, w stronę olitrańskiego statku. Rylat skinął z uznaniem. - Jeśli umieją tak manewrować, muszą być dość daleko posunięci w rozwoju. Może coś będą wiedzieli o nie zamieszkanych planetach, skąd dałoby się zdobyć trochę roślin dla naszych jałowych ziem. Akyro milczał zajęty przekładem sygnałów rakietowych nadanych przez obcy statek. Zbadał wzór promieniowania, aby skontrolować swoje wrażenia wzrokowe. Nie wszystkie bowiem istoty w obrębie znanej Galaktyki widziały te same obrazy pod wpływem tych samych bodźców. - Wskaż im nasz znak rozpoznawczy - pomyślał do Rylata. - Oni mówią, że przybywają z gwiazdy w Sektorze bodaj Czternastym. Zaraz sprawdzę listę... Już mam: Soi (słońce), klasa G, dziewięć większych planet, trzy z nich zamieszkuje rasa panująca. Należą do Federacji Sektora Czternastego. Klasyfikacja: cywilizowani. - A co robią w Sektorze Dwunastym? - Nie wypada się pytać - zganił go Akyro. - Może oni to samo myślą sobie o nas. Rylat zareagował złośliwą myślą, ale w gruncie rzeczy przyznał Akyrze rację. - Najlepiej będzie, jak ich tutaj zaproszę - pomyślał w odpowiedzi. - Tylko na wszelki wypadek przygotujemy składany namiot, bo mogą się zjawić w jakimś nieodpowiednim stroju. Niebawem obcy statek lądował w sposób, który znalazł pełne uznanie Rylata, a po chwili otworzyły się drzwi kabiny. Ponieważ ustawili swój namiot na słabo oświetlonej piaszczystej powierzchni w pewnej odległości od statku, a nie wiedzieli, jaki wzrok mają obcy, zapalili przenośną rurkę świetlną dla zaznaczenia miejsca. Z tamtego statku wyszło dwóch obcych i szli teraz po nierównym gruncie. Mieli po cztery spore odnóża, z których dwa służyły im do poruszania się. Rylat orzekł, że ich kombinezony próżniowe i sprzęt osobisty są dobrze zrobione, tylko mają za dużo niepotrzebnych upiększeń. Nie dostrzegł żadnej instrumentacji, z czego wnosił, że ją gdzieś maja ukryta. - Widzisz, jak łatwo biegną - zwrócił się do Akyry. - Musza pochodzić z dość dużej i ciężkiej planety. Po przybyciu Solarian Rylat zaprosił ich gestami do namiotu. Akyro miał ze sobą przemieniacz cieplny, wytwarzający jako produkt uboczny powietrze stosowne dla Olitran. Po uruchomieniu go zdjęli więc górę swoich kombinezonów. Większy Solarianin z pomocą Szyfru Gestów wyraził uznanie dla budowy namiotu. U góry kombinezonu miał kulisty przyrząd, częściowo przezroczysty. Rylat dostrzegł wewnątrz coś, co musiało zapewne być twarzą. Twarz ta miała dosyć prymitywne rysy, ale żadnych organów przy ustach. Rylat nie mógł zrozumieć, jak wobec tego żywią się Solarianie. Jedyna para oczu miała dodatkowe ograniczenie gdyż była osadzona nieruchomo w głowie. - A jednak - zastanawiał się Rylat - owe istoty musiały najwidoczniej przezwyciężyć wszystkie te przeszkody. Ich sprzęt był może nawet doskonalszy niż jego. Doszedł do wniosku, że muszą mieć sporo inteligencji. - O co się zapytywał? - zagadnął Akyre, gdy jego towarzysz odpowiedział na dalszą gestykulacje Solarianina. - Dziwił się, że tak szybko ustawiliśmy namiot i chciał wiedzieć, jak działa przemieniacz cieplny. - Widocznie tego nie znają - orzekł Akyro. - Chyba znają, bo przestali się interesować, kiedy wyjaśniłem zasadę działania i sposób wytwarzania wszelkich pierwiastków jako produktów odpadkowych. - Jakie są ich znaki rozpoznawcze? Rylat z pomocą przednich odnóży wykonał cały szereg gestów. Solarianin odpowiedział w podobny sposób. - Ten z czerwonawą sierścią na głowie nazywa się „Krawiec” czy może raczej „Tkacz”. Ten drugi, w przybliżonym przekładzie, nazywa się „Mocna Kończyna Górna”. Rylat wdał się teraz z większym Solarianinem w wymianę informacji ogólnych. Mniejszy zaś z wielkim zaciekawieniem przyglądał się namiotowi. Zainteresował go zwłaszcza sposób podtrzymywania sklepienia z pomocą ciśnienia powietrza wewnątrz budowli i kilku gestami zasygnalizował Akyrze swój zachwyt dla prostej, ale skutecznej kabiny wejściowej. Po wstępnych wyjaśnieniach przestał się już zupełnie zajmować przemieniaczem cieplnym. W rozmowie miedzy Rylatem i Tkaczem okazało się, że Solarianie należą również do istot oddychających tlenem, ale potrzebują znacznie gęstszego powietrza niż ich gospodarze. Zjawili się tutaj w celach po prostu handlowych. Rylat oświadczył, że on i Akyro tworzą po prostu małą wyprawę badawczą. Wtedy Solarianin zaproponował wymianę pamiątek. - Może mogliby nam powiedzieć o takiej planecie, jakiej szukamy - pomyślał Akyro do Rylata. - Chyba byłoby niezbyt roztropne, gdybyśmy okazali nadmierną ciekawość. Gotowi jeszcze zażądać jakiejś niebywałej ceny, jeśli ujawnimy, jak bardzo nam zależy na znalezieniu roślin. - Ale ukrywać się z tym? To byłoby nieetyczne! - oponował Akyro. Rylat pomyślał obraz głupiego szczeniaka i pouczył Akyrę, że obcych zupełnie istot nie można obdarzać zbytnim zaufaniem. - Mamy czas - dodał - troszczyć się o etykę, kiedy ich lepiej poznamy. Poza tym Tkacz nas zaprasza na obejrzenie ich statku. W ten sposób dowiemy się o nich czegoś więcej. Po kolei wyszli z namiotu. Solarianie, będąc znacznie więksi, z trudem się przecisnęli przez wyjście. Po czym zaprowadzili Olitran do swego statku, uprzejmie zwalniając kroku, aby ci mogli nadążyć. Statek Solarian był całkowicie na poziomie ich sprzętu. W części, do której weszli, wszystko było dziełem znakomitej techniki. Rylat był zdumiony luksusowym podziałem statku na część mieszkalną i pilotażową. - Widocznie - pomyślał - jako handlowcy mogą sobie pozwolić na takie zbytki. - Co on myśli? - spytał Akyro widząc, że Tkacz gestykuluje żywo do Rylata. - Prosi, aby obejrzeć próbki ich ładunku. Zdaje się, że nie traci nadziei kupienia czegoś od nas. Solarianin o rudej sierści zaprowadził ich do sąsiedniego przedziału. Z grzeczności poszli tam za nim. Rudy zademonstrował im mnóstwo przedmiotów. Olitranie zauważyli, że wśród solariańskich wyrobów znajdują się głównie przyrządy oraz instrumenty bardzo precyzyjne. Wśród rzeczy zaś nabytych drogą wymiany przeważały wszelkie minerały. Tkacz z jakąś szczególną dumą pokazywał spore kawałki białych kryształów węgla oraz drobne ilości cięższych pierwiastków. Pierwiastki promieniotwórcze przechowywali w specjalnych puszkach. Rylat nie brał im tego za złe. Sam kiedyś nabawił się złośliwego ropienia swojej grubej skóry, kiedy zostawił na zewnątrz namiotu zbyt dużo uranu - jednego z odpadkowych produktów przemieniacza cieplnego. Solarianie zdjęli kombinezony, a ich cienka skóra sprawiała przykre wrażenie. Widać było pod nią zupełnie wyraźnie cały system krążenia. - Nie widzę tu nic ciekawego - pomyślał do Akyry. - Tak - zgodził się tamten. - Technikę mają świetną, lecz nasze instrumenty nie są właściwie gorsze. A co do minerałów, możemy przecież wytworzyć ich, ile chcemy i w bardzo krótkim czasie. - Lepiej im tego nie mówić - postanowił Rylat. - Dlaczego? - Bo to byłoby niezbyt uprzejme. Zawiadomił Tkacza, że muszą już wracać na swój statek, przynajmniej chwilowo, by sprawdzić maszyny i napełnić zbiorniki swoich kombinezonów. Gdy wracali przez część mieszkalną, Rylat jednym z oczu spojrzał na płaski sprzęt, na którym drugi Solarianin ustawił żywność i napoje. Rylat patrzył pobieżnie, mimo to zauważył obok porcji jakiegoś wyraźnie syntetycznego wyrobu pewną ilość czegoś, co przypominało warzywa. Na jednym zwłaszcza naczyniu widać było cały stos świeżych białych łodyg o zielonych liściach. Wyglądało to, jak surowe i świeże rośliny bardzo niedawno wyrosłe. Rylat skierował na nie drugie ze swych oczu. Niedawno wyrosłe! Świadomość tego faktu poraziła go niemal fizycznie. Cofnął bezwiednie w głąb szypułki wszystkich oczu, zanim odzyskał panowanie nad sobą, a odnóża ruchowe ugięły się pod nim w skurczu wzruszenia. Akyro zauważył te objawy wielkiego przejęcia, pozostałość z czasów pierwotnych, kiedy najlepszą fizyczną obroną ich odległych przodków było rozłożenie się płasko na ziemi i szukanie ochrony w grubej pancernej skórze. - Co się stało? - zapytał. - Spójrz na ich żywność! Akyro spojrzał i jego szypułki oczne również się skurczyły. - Świeża roślina! Prędko, spytaj ich, skąd ją wzięli! Rylat z trudem zapanował nad sobą. Rudoczuby Tkacz zwrócił głowę w stronę Olitran i obu oczyma śledził z zaciekawieniem ich zachowanie. - Nie patrz na roślinę - nakazał towarzyszowi Rylat. - I chodźmy! On nas obserwuje. - W imię potomności! - nalegał Akyro. - Spytaj go, skąd to wziął! Spytaj go! - Później - pomyślał doń Rylat kierując się do kabiny wyjściowej między przedziałem mieszkalnym a kabiną pilota. Akyro podskoczył na swych ruchowych odnóżach i trojgiem oczu wpatrzył się w jedzenie. - Nie bądź głupi! - upierał się. - Czy rozumiesz, co to dla nas znaczy? Co znaczy dla Olitry, pozbawionej roślin, i dla całej ludności? Wiesz przecież, że nie wysłano nas dla zbierania ładnych kryształków! - Niepotrzebnie się złościsz - odparł Rylat. - Wiem nie gorzej niż ty, jakie mamy zadanie, ale słyszałem także coś niecoś o tych kupieckich rasach. Już ja wiem, co robię. - Czy jesteś aby pewien? - Oczywiście! A teraz przestań zachowywać się jak półgłówek i chodźmy! Akyro pomyślał: bezdenne, lepkie od szlamu bagno - ale tylko do siebie, i poszedł w stronę wyjścia. Mniejszy Solarianin uprzejmie włożył próżniowy kombinezon, aby ich odprowadzić poza klapę zewnętrzną. Rylat zagestykulował, że za chwilę powrócą, i ruszył przodem po piasku. Gdy znaleźli się w swoim statku, po zwykłym przeglądzie sprzętu i krótkim odpoczynku Akyro założył na wizjoadapter kliszę z galaktycznym Szyfrem Gestów dla dokładnego przejrzenia. Toteż kiedy zjawili się nieco później na statku solariańskim, mógł chwytać niektóre szczegóły rozmowy. Nadal był nie dość pewien swoich własnych ruchów, aby gestykulować samemu, lecz zrozumiał powitanie Tkacza i wstępne uwagi. Solarianie, jak się okazuje, zatrzymali się na tej gwieździe tylko w poszukiwaniu okazji do wymiany. I byli na swój sposób nie mniej rozczarowani od Olitran. - My też zatrzymaliśmy się tutaj w przelocie i tylko z ciekawości - sygnalizował Rylat. - Ale my jesteśmy po prostu badacze. - Kupcy, tacy jak my - kiwnął Tkacz - często muszą sami prowadzić badania. - To bardzo ciekawe - odparł Rylat. - Może nam opiszecie metody działania ekspedycji handlowej. Akyro zirytował się. - Dlaczego robisz z siebie głuptasa? - spytał Rylata. Ten ostatni szybko pomyślał pęk szypułek ocznych zawiązanych w węzeł - i wrócił do rozmowy gestami. Solarianin wyjaśnił, że nie zawsze potrzeba uzyskać przy wymianie rzecz cenniejszą niż ta, jaką się daje. - Czasami - podkreślił - samo przeniesienie jakiegoś przedmiotu do innego systemu planetarnego zwiększa ogromnie jego wartość. Może być tam na przykład rzadki lub szczególnie potrzebny. - Takie postępowanie wygląda mi na oszustwo - pomyślał Akyro, ale jego myśl przeszła nie spostrzeżona. - Zdaje się, że nie umiałbym połapać się w tych sprawach - zawiadomił Rylat Solarianina. Tkacz patrzył przez chwile na niego małymi, niebieskimi oczyma, a potem zwrócił się do Mocnej Kończyny Górnej. Obaj Solarianie wymienili ze sobą szereg drgań dźwiękowych, które najwidoczniej służyły im do porozumiewania się z sobą. Po krótkiej rozmowie Tkacz skierował swoją rudo porosłą głowę znowu w stronę Rylata. - A może byśmy po prostu dla zabawy czy też na szczęście dokonali jakiejś drobnej wymiany. Mielibyśmy pamiątki z naszego spotkania. Rylat wyraził zgodę. Nastąpiły teraz dość jałowe próby, aby sobie nawzajem zaproponować coś pożądanego dla drugiej strony. Solarianie z wielkimi przeprosinami odmówili przyjęcia jakichkolwiek przyrządów Olitran, ofiarowanych im przez Rylata; twierdzili bowiem, że ich własne są zupełnie dobre. Rylat zaś nie przejawił żadnego zainteresowania dla świecidełek zebranych przez Solarian w kilku różnych światach, jakie ostatnio zwiedzili. - Ale możemy wam dać bardzo dobre mapy Sektora Jedenastego - zaofiarował z kolei. Tkacz podziękował, lecz Solarianie wcale nie wybierali się w tamtym kierunku. Wreszcie zaproponował, aby raz jeszcze obejrzeć jego ładunek. - Poproś go o rośliny! - nalegał Akyro. - Nie mogę! - odmyślał mu Rylat. - Nie mamy nic w zamian do dania. A przecież będą z pewnością chcieli coś dostać! - Dobrze więc, jeśli nie poprosisz, zostanę tu i będę pilnował, czy jego towarzysz nie wydobędzie znowu jakiejś rośliny. - Jak sobie chcesz - odparł Rylat i w ślad za Tkaczem wyszedł z przedziału. Korytarzem, obitym metalową blachą, przeszli do składu wzorców, gdzie Rylat był już poprzednio. Nie znalazł tam nic nowego, co mogłoby go zainteresować, i użył całej swej dyplomacji, aby jasno podkreślić ten fakt wobec Solarian. Wtem odczuł naglące wezwanie Akyry, wyraził więc życzenie, aby możliwie szybko wrócić do tamtych. - Sami je hodują! - pomyślał mu Akyro, gdy tylko wszedł razem z Tkaczem do kabiny mieszkalnej. - Co takiego? - spytał Rylat widząc, że Solaria nie też korzystają z okazji, by porozumieć się między sobą. - Rośliny! - myślał z przejęciem Akyro. - Mają tutaj na statku zbiorniki, gdzie hodują je w wodzie z pomocą chemikaliów i sztucznego promieniowania. Sam widziałem! - W jaki sposób? - Stałem tutaj z miną znudzoną, aż Mocna Kończyna Górna oprowadził mnie po różnych częściach statku. - Czy dałeś mu zauważyć, co cię interesuje? - Rylat dodał w myśli: pusta bańka z przezroczystej masy! - Na pewno tak, bo nie drgaliby tak ustami do siebie. Doprawdy, Akyro, jesteś niemożliwy! Tkacz zwrócił się do Rylata zapytując, czy nie chciałby obejrzeć hydrotermicznych zbiorników. Rylat zgodził się, na pozór bez zapału. Miał nadzieję, że Solarianin nie będzie wiedział, jak sobie tłumaczyć lekki skurcz jego szypułek ocznych. Udali się teraz wszyscy do przedziału, o którym była mowa; i pod Rylatem ugięły się ruchowe odnóża. Pod każdą ścianą przedziału i rzędami w środku stały wielkie przezroczyste zbiorniki z roślinami w różnych fazach rozwoju. Przeważnie miały odcień zielony w tych częściach, które, jak się domyślał Rylat, rosną zwykle nad powierzchnią. Wyobraził sobie przez chwilę pustkowie obszarów rolnych Olitry pokryte na nowo takim życiem roślinnym. Zagadnienie żywności byłoby rozwiązane, gdyby tylko mógł dostać trochę nasion czy też sadzonek. Miał już tak dosyć pokarmów syntetycznych! - Bardzo ładne - zagestykulował. - Przypominają mi wspaniałą roślinność naszej ojczystej planety. - Rylat! - wstrząsnęła nim oburzona myśl Akyry. - Jak możesz tak zmyślać? Przecież to nieuczciwe! - Wcale nie zmyślam. Każda roślina przypomina mi teraz Olitrę. Poza tym, skąd oni mogą wiedzieć, że nasza roślinność była przeważnie szkarłatna? Musiał poprosić Tkacza, aby powtórzył swoje ostatnie gesty. - Mówiłem, że chętnie możemy je wam ofiarować. Są bardzo pożywne. - Ach, my ich zazwyczaj nie jemy - odparł Rylat. - Ale swoją drogą byłyby bardzo miłą ozdobą na naszym nagim i funkcjonalnym statku. Solarianie wymienili spojrzenia, które kazały mu zastanowić się, czy i oni przypadkiem nie znają jakiejś formy telepatii. Po czym Tkacz sięgnął do najbliższego zbiornika ciemnozielonych okazów. - Może... - zaczął Rylat, Tkacz spojrzał na niego i Rylat dokończył: - Mniejsza z tym. To nie ważne! Ruchowe odnóża Akyry ugięły się całkowicie. Rozpłaszczył się na pokładzie nie bacząc na zdziwiona spojrzenia Solarian i pomyślał gwałtowny wybuch wulkanu. Rylat ujrzał dokładnie cały ten obraz. On sam również tam był na szczycie płomienistego stożka. - Chciałem właściwie zaproponować - z niezmąconym spokojem sygnalizował czekającemu Tkaczowi - czy nie moglibyście ofiarować nam całego zbiornika, skoro macie ich tyle. Hodowla nowych roślin stanowiłaby dla nas bardzo zabawną rozrywkę wśród kosmicznych nudów. Tkacz odgestykulował, że zrobi to z miłą chęcią. Nalegał, że muszą koniecznie przyjąć od niego zapas chemikaliów i rurkę świetlną specjalnego typu. Pokazał ją Rylatowi, który oświadczył, że potrafi zapewnić odpowiedni dopływ energii. Olitranie mieli ze sobą dość wody dla zaopatrywania zbiornika. Obaj Solarianie włożyli kombinezony próżniowe, aby pomóc w przenoszeniu zbiornika, który przezornie umieścili w odizolowanym cylindrze. Udział Rylata w przenoszeniu ciężaru po piasku planety był raczej symboliczny. Akyro wlókł się za wszystkimi, z szypułkami oczu wciąż jeszcze nieco skurczonymi. Solarianie pomogli wnieść cylinder do statku Olitran, ale nie chcieli oglądać go od wewnątrz. - Może czują się trochę nieporadnie z powodu swoich rozmiarów i wydętych kombinezonów - pomyślał do Akyry Rylat. Podziękował następnie Solarianom i zapytał, czy nie przychodzi im na myśl jakiś dar, którym Olitranie mogliby się odwzajemnić. - Nic ważnego! - zamachał Tkacz. - Czy prędko stąd wyruszacie? - Rylat! - błagał Akyro. - Powiedz mu, że tak, że już zaraz. Jeśli damy im czas do namysłu, na pewno zrozumieją, jak bezcenne jest to, co nam dali! - Cierpliwości! Ja też chciałbym już jak najprędzej wejść w rytm gwiezdnego promieniowania. Solarianom zasygnalizował, że już zaraz będą musieli wyruszyć. Tkacz wyraził ubolewanie. - Ale co chcielibyście od nas otrzymać - nalegał Rylat z trwogą, by nie wynikła konieczność zwrócenia wspaniałych łupów. - Mieliśmy zamiar zbadać powierzchnię tej planety i jej mineralną zawartość - poinformował go Tkacz. - Bardzo ciekawa rozrywka - odparł z powątpiewaniem Rylat. Sądząc ze spojrzeń, jakie wymienili ze sobą, określenie to nie mniej ich zdziwiło, co Rylata ich projekt. Niepojęte! Któż troszczy się o wydobywanie minerałów z gleby? Przecież można uzyskać ich, ile się chce, z przemieniacza cieplnego. - Mieliśmy zamiar - podjął Tkacz - urządzić się możliwie wygodnie na powierzchni planety i spędzić trochę wolnego czasu poza obrębem statku. - Aha! - zrozumiał nareszcie Rylat. - Może w ta kim razie chcielibyście korzystać z naszego namiotu? Bardzo prosimy. Tkacz przyjął z podziękowaniem, ale zastanawiał się, jak będzie z odlotem Olitran. - To nie ma znaczenia - uspokoił go Rylat. - Możemy zabrać namiot następnym razem, kiedy będziemy w tych stronach. - Rylat! Podaruj im namiot! Opuśćmy to miejsce w jakiś przyzwoity sposób! - błagał Akyro. - Właściwie - ciągnął Rylat - przypomniałem sobie, że mamy drugi namiot, więc możecie zachować ten, który stoi na zewnątrz. Dam wam instrukcje co do kabiny wejściowej i przemieniacza cieplnego. Wykresy zrozumiecie w każdym razie z łatwością. Tak też się stało i po wymianie licznych uprzejmości Solarianie odeszli. Akyro bez zwłoki umocował w kabinie zbiornik z roślinami. Gdy tylko Solarianie weszli na swój statek, Rylat startował. Zygzakiem oddalił się od planety i wziął kurs na granicę między sektorami Dwunastym i Jedenastym. - Co do mojej uwagi, że wrócimy po namiot - kpił Rylat z Akyry - chyba nie przypuszczałeś, że ryzykowałbym zobaczenie się z nimi ponownie? Przecież strasznie ich oszukaliśmy! Akyro nie odpowiedział. Rylat jednym okiem spojrzał w jego stronę i zobaczył, że tamten pilnie obserwuje instrumenty. - Co się stało? - zapytał i uczuł lekkie zakłopotanie. - Przesuwające się źródło promieniowania tego samego typu. Na pewno Solarianie opuścili planetę. - Jaka szybkość? - informował się Rylat, rozważając, czy nie zwiększyć jeszcze bardziej własnej. - Mniej więcej taka jak nasza; może cokolwiek większa. Szypułki oczne Ryłata skurczyły się gwałtownie. Na gwałt sprawdził rezerwę prędkości. - Czy mogą nas dopędzić? - zagadnął niespokojnie. - O, nie! - odparł Akyro. - Lecą w przeciwnym kierunku. - Co?! - Z całą pewnością. I rozwijają największą jak tylko mogą szybkość. Rylat opuścił miejsce pilota i podszedł do tablicy obserwacyjnej. - Nic z tego nie rozumiem - pomyślał do Akyry.- Utrzymywali, że chcą tam pozostać. A my stanowczo nic im takiego nie daliśmy, co mogłoby ich skłonić do tak nagłego powrotu. - Może mechanizm klapy wejściowej? - Nie, ich statek miał lepszą. A przemieniacz cieplny też ich nie zaciekawił. Wątpię, by chcieli bawić się przemianą pierwiastków. - Do tego nie potrzeba zresztą przemieniacza cieplnego. Oni także, z pewnością, muszą znać lepsze metody. - Naturalnie. Ale o co, w takim razie, mogło im chodzić? Nie doszli do żadnych wniosków. - Możemy dziwić się ich szaleństwu - zaopiniował Akyro - lecz z tego nie wynika, by zwalniać nasz bieg. - Nie... ale swoją drogą, wciąż nie mogę pojąć, dlaczego... Przyglądał się bacznie tamtemu statkowi, który ciągle wysuwał się z pola widzenia. - Patrz, jak zmykają! - pomyślał do Akyry. - Można by sadzić, że to nie my, ale oni popełnili oszustwo! Tłumaczył - Julian Stawiński