10636

Szczegóły
Tytuł 10636
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10636 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10636 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10636 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tydzie� czar�w ROZDZIA� 1 Wiadomo�� brzmia�a: KTO� W TEJ KLASIE UPRAWIA CZARY. Napisana drukowanymi literami, zwyk�ym niebie- skim d�ugopisem, pojawi�a si� mi�dzy wypracowaniami z geogra- fii, kt�re poprawia� pan Crossley. Ka�dy m�g� j� napisa�. Pan Cros- sley z zatroskaniem potar� sw�j ry�y w�s. Popatrzy� na pochylone g�owy uczni�w klasy II y i zastanowi� si�, co powinien zrobi� w tej sprawie. Postanowi� nie pokazywa� wiadomo�ci dyrektorce. Pewnie to zwyk�y kawa�, a panna Cadwallader nie mia�a zbyt wielkiego po- czucia humoru. Wiadomo�� nale�a�o pokaza� zast�pcy, panu Went- worthowi. Ale k�opot polega� na tym, �e syn pana Wentwortha ucz�szcza� do klasy II y -ma�y ch�opczyk siedz�cy z ty�u, kt�ry nie wygl�da� na swoje lata, nazywa� si� Brian Wentworth. Nie. Pan Crossley postanowi� poprosi� autora wiadomo�ci, �eby si� przy- zna�. Wyja�ni, jakie to powa�ne oskar�enie, a reszt� pozostawi su- mieniu sprawcy. Pan Crossley odchrz�kn��, �eby przem�wi�. Kilkoro uczni�w z nadziej� unios�o g�owy, ale pan Crossley ju� si� rozmy�li�. To by�a pora pami�tnik�w, a pami�tnik�w nie wolno przerywa�, chy- ba �e z wa�nych i pilnych powod�w. W Wieloborze bardzo surowo przestrzegano tej zasady. W Wieloborze bardzo surowo przestrzegano wielu zasad, ponie- wa� by�a to rz�dowa szko�a z internatem dla sierot po czarownicach i dzieci z innymi problemami. Pami�tniki mia�y pomaga� dzieciom w rozwi�zywaniu tych problem�w. W za�o�eniu by�y �ci�le prywatne. Codziennie przez p� godziny ka�dy ucze� mia� powierza� pami�t- nikowi swoje osobiste my�li i nic innego si� nie dzia�o, dop�ki wszy- scy nie sko�czyli. Pan Crossley popiera� ten pomys� z ca�ego serca. Ale w rzeczywisto�ci pan Crossley rozmy�li� si� z powodu okropnego podejrzenia, �e wiadomo�� mog�a by� prawdziwa. Kto� w II y m�g� uprawia� czary. Tylko panna Cadwallader wiedzia�a dok�adnie, kto w II y jest sierot� po czarownicy, ale pan Crossley przypuszcza�, �e by�o takich wiele. W innych klasach pan Crossley czu� dum� i zadowolenie ze swojej pracy nauczyciela. W II y ni- gdy. Tylko dwoje uczni�w dawa�o mu pow�d do dumy: Teresa Mullett i Simon Silverson. Oboje byli wzorowymi uczniami. Resz- ta dziewczynek fatalnie wlok�a si� w ogonie, a� do tej bezmy�lnej gadu�y Estelli Green czy t�pej kluchy Nan Pilgrim, kt�ra wyra�nie odstawa�a. Ch�opcy dzielili si� na grupki. Niekt�rzy mieli do�� roz- s�dku, �eby bra� przyk�ad z Simona Silversona, ale r�wnie wielu skupia�o si� wok� z�ego ch�opca Dana Smitha, a jeszcze inni po- dziwiali wysokiego Hindusa Nirupama Singha. Albo byli samotni- kami, jak Brian Wentworth czy ten niemi�y Karol Morgan. W tym miejscu pan Crossley spojrza� na Karola Morgana, a Karol Morgan odwzajemni� mu si� jednym z tych paskudnych, po- nurych spojrze�, z kt�rych s�yn��. Karol nosi� okulary, kt�re zwi�k- sza�y moc paskudnego spojrzenia, i �wiczy� je na panu Crossleyu niczym podw�jn� wi�zk� laserow�. Nauczyciel pospiesznie odwr�- ci� wzrok i znowu zacz�� si� martwi� wiadomo�ci�. Klasa II y stra- ci�a nadziej�, �e zdarzy si� co� interesuj�cego, i wr�ci�a do swoich pami�tnik�w. 2(5 jWy�dzi0rnikai9Si, napisa�a Teresa Mullett okr�g�ym, anio�- kowatym pismem. ?<inGrixdeaziyjdjazLwiador^ ahonma tak�ziriartjmori�iriiri�,�efodin^ an filgritn, znowu c i utkn�a wpdanie Wazy�tkie d� �miah�nm Simon Silverson napisa�: 28.10.81 Chcia�bym wiedzie�, kto whiyr t� wiadomo�� do zeszyt�w z geografii. Wypad�a, kiedy je zbiera�em, wi�c w�o�y�em j� z powrotem. Gdyby j� znale�li na pod�odze, mogliby oskar�y� nas wszystkich. Oczywi�cie to �ci�le poufne. Nie wiem, pisa� z namys�em Nirupam Singh,jak kto� mo�e tyle pisa� w swoim pami�tniku, skoro wiadomo, �e panna Cadwallader czyta to wszystko podczas ferii. Ja nie zapisuj� swoich sekretnych my�li. Opisz� teraz hindusk� sztuczk� z lin�, kt�r� widzia�em w In- diach, zanim m�j ojciec przyjecha� do Anglii... Dwie �awki za Nirupamem Dan Smith zawzi�cie obgryza� pi�- ro i wreszcie napisa�: No znaczy to nie dobrze je�li tszeba pisa� o swoich sekretach bo wtedy tracisz ca�� pszyjemno�� i nie wiadomo co pisa�. Bo to ju� nie s� sekrety sami rozumiecie. My�l�, napisa�a Estella Green, �e dzisiaj nie mam �adnych sekretnych my�li, ale chcia�abym wedzie�, co jest w tej wiadomo�ci od panny Hodge, kt�r� Misiek w�a�nie znalaz�. My�la�am, �e ona g��boko nim pogardza. W ostatniej �awce Brian Wentworth napisa� z westchnieniem: Planowanie za bardzo mnie poch�ania, w tym problem. Na geografii planowa�em podr� autobusem z Londynu do Bagdadu przez Pary�. Ha nast�pnej lekcji zaplanuj� tak� sam� tras� przez Berlin. Tymczasem Nan Pilgrim gryzmoli�a: To jest wiadomo�� dla osoby, kt�ra czyta nasze pami�tniki. Czy to panna Cadwallader, czy mo�e panna Cadwallader ka�e to robi� panu Wentworthowi? Popatrzy�a na to, co napisa�a, lekko wstrz��ni�ta w�asn� zuchwa- �o�ci�. Czasami zdarza�o jej si� tak post�powa�. Ale przecie�, po- my�la�a, s� setki pami�tnik�w i setki codziennych wpis�w. Szansa, �e panna Cadwallader przeczyta akurat ten wpis, by�a minimalna -zw�aszcza gdyby Nan stara�a si� pisa� jak najnudniej. Teraz b�d� nudna, podj�a. Misiek Crossley naprawd� ma na imi� Harold, ale przezywaj� go Misiek, bo jest taki misiowaty. Uwa�a, �e wszyscy powinni siedzie� prosto i grzecznie i interesowa� si� geografi�. �al mi go. Ale najlepiej potrafi� nudzi� w pami�tniku Karol Morgan. Jego zapiski brzmia�y: Wsta�em. Przy. �niadaniu by�o mi gor�co. Nie tubie owsianki. Na drugiej lekcji by�a stolarka, ale nied�ugo. Potem chyba mamy sport. Czytaj�c to, mo�na by�o pomy�le�, �e Karol jest bardzo g�upi albo bardzo rozkojarzony, albo jedno i drugie. Ka�dy ucze� II y powiedzia�by, �e ranek by� mro�ny i na �niadanie podano p�atki kukurydziane. Na drugiej lekcji by�o wychowanie fizyczne, kiedy to Nan Pilgrim tak rozbawi�a Teres� Mullett, bo nie umia�a prze- skoczy� przez konia, a nast�pn� lekcj� mia�o by� wychowanie mu- zyczne, nie sport. Ale Karol nie pisa� o rozk�adzie zaj��. Tak na- prawd� zapisywa� swoje sekretne my�li, tylko w�asnym prywatnym szyfrem, �eby nikt nie zrozumia�. Ka�dy wpis zaczyna� od �Wsta�em". To znaczy�o: �Nienawi- dz� tej szko�y". Kiedy pisa�: �Nie lubi� owsianki", m�wi� prawd�, ale owsianka w jego szyfrze oznacza�a Simona Silversona. Simon by� owsiank� na �niadanie, ziemniakami na obiad i chlebem na pod- wieczorek. Wszyscy inni, kt�rych nienawidzi�, te� mieli swoje kryp- tonimy. Dan Smith mia� p�atki kukurydziane, kapust� i mas�o. Te- resa Mullett mia�a mleko. Lecz kiedy Karol pisa�: �By�o mi gor�co", nie chodzi�o mu o szko��. To znaczy�o, �e przypomnia� sobie, jak palono czarowni- ka. To wspomnienie wci�� do niego powraca�o, kiedy nie my�la� 0 niczym innym, chocia� bardzo si� stara� zapomnie�. By� taki ma�y, �e siedzia� w w�zeczku. Starsza siostra Bernady- na popycha�a w�zek, a matka nios�a zakupy. Przechodzili przez ulic�, sk�d mieli widok na rynek. Wida� tam by�o t�um ludzi i jakie� mi- gotanie. Bernadyna zatrzyma�a w�zek na �rodku jezdni, �eby si� pogapi�. Ona i Karol zd��yli dostrzec stos, kt�ry zaczyna� p�on��, 1 czarownic�, a raczej czarownika, du�ego t�ustego m�czyzn�. Po- tem matka zawr�ci�a w po�piechu i gniewnie poci�gn�a Bernady- n� na drug� stron� ulicy. - Nie wolno patrze� na czarownice! -zbeszta�a ich. -Tylko okropni ludzie tak robi�! Wi�c Karol widzia� czarownika tylko przez chwilk�. Nigdy o tym nie m�wi�, ale nigdy tego nie zapomnia�. Zawsze go zdumie- wa�o, �e Bernadyna jakby zupe�nie zapomnia�a. Tak naprawd� Ka- rol napisa� w pami�tniku, �e przypomnia� sobie czarownika przy �niadaniu, dop�ki znowu nie wylecia� mu z g�owy przez Simona Silversona, kt�ry zjad� wszystkie grzanki. Kiedy napisa�: �Stolarka na drugiej lekcji", to znaczy�o, �e za- cz�� my�le� o drugiej czarownicy -co rzadko mu si� zdarza�o. �Sto- larka" oznacza�a wszystko, co Karol lubi�. Mieli stolark� tylko raz w tygodniu i Karol wybra� to s�owo na kryptonim, za�o�ywszy ca�- kiem rozs�dnie, �e nic w Wieloborze nie sprawi mu cz�ciej przy- jemno�ci. Podoba�a mu si� druga czarownica. By�a ca�kiem m�oda i do�� �adna, pomimo podartej sp�dnicy i rozczochranych w�os�w. Przelaz�a przez mur na ko�cu ogrodu i na bosaka poku�tyka�a przez skalny ogr�dek na trawnik, nios�c w jednej r�ce swoje eleganckie pantofelki. Karol mia� wtedy dziewi�� lat i pilnowa� m�odszego braciszka na trawniku. Szcz�liwie dla czarownicy jego rodzice wyszli z domu. Karol wiedzia�, �e to czarownica. By�a zdyszana i wyra�nie prze- straszona. Z ty�u za domami s�ysza� wrzaski i policyjne gwizdki. Poza tym kto inny opr�cz czarownicy ucieka przed policj� w �rod- ku dnia w ciasnej sp�dnicy? Ale musia� si� upewni�. Zapyta�: - Dlaczego uciekasz przez nasz ogr�d? Czarownica do�� rozpaczliwie podskakiwa�a na jednej nodze. Na drugiej stopie mia�a du�y p�cherz i w obu po�czochach polecia- �y jej oczka. - Jestem czarownic� -wysapa�a. -Prosz�, pom� mi, ch�op- czyku! - Czemu nie pomo�esz sobie czarami? -zapyta� Karol. - Bo nie mog� czarowa�, kiedy si� boj�! -zawo�a�a czarowni- ca. -Pr�bowa�am, ale nic mi nie wysz�o! Prosz�, ch�opczyku... wyprowad� mnie po cichu przez sw�j dom i nie m�w nic nikomu, a ja dam ci szcz�cie na reszt� �ycia. Obiecuj�. Karol popatrzy� na ni� tym skupionym wzrokiem, kt�ry wi�k- szo�� ludzi uwa�a�a za ponury i paskudny. Zobaczy�, �e m�wi�a prawd�. Zobaczy� r�wnie�, �e zrozumia�a wymow� jego spojrze- nia, co potrafi�o niewiele os�b. - Chod�my przez kuchni� -powiedzia�. I poprowadzi� czarownic�, ku�tykaj�c� w dziurawych po�czo- chach, przez kuchni� i hol do frontowych drzwi. - Dzi�ki -powiedzia�a. -Jeste� kochany. 10 U�miechn�a si� do niego, poprawiaj�c w�osy przed lustrem w holu, i zrobiwszy ze sp�dnic� co� chyba magicznego, �eby nie wygl�da�a na podart�, pochyli�a si� i poca�owa�a go. - Je�li uciekn�, przynios� ci szcz�cie -obieca�a. Potem znowu na�o�y�a swoje eleganckie pantofelki i wysz�a przez frontowy ogr�dek, usilnie staraj�c si� nie utyka�. Przy bra- mie pomacha�a i u�miechn�a si� do Karola. Tutaj ko�czy�a si� ta cz��, kt�r� Karol lubi�. Dlatego nast�pnie napisa�: �Ale nied�ugo". Nigdy wi�cej nie zobaczy� tej czarownicy ani nie us�ysza�, co si� z ni� sta�o. Zakaza� braciszkowi wspomina� 0 niej cho�by s�owem -a Graham pos�ucha�, poniewa� zawsze s�u- cha� we wszystkim Karola -a potem czeka� i wypatrywa� �lad�w czarownicy albo szcz�cia. Nie doczeka� si� niczego. Karol w�a�ciwie nie mia� mo�liwo�ci, �eby si� dowiedzie�, co si� sta�o z czarownic�, poniewa� od tamtej pory, kiedy po raz pierw- szy widzia� palenie czarownic, wprowadzono nowe prawa. Nie pa- lono ju� czarownic publicznie. Stosy p�on�y za wi�ziennymi mu- rami i tylko radio podawa�o: Dzi� rano spalono dwie czarownice w wi�zieniu Holloway. Za ka�dym razem, kiedy Karol s�ysza� takie obwieszczenie, my�la�, �e chodzi o jego czarowni- c�. Wtedy czu� t�py b�l w �rodku. Wspomina�, jak go poca�owa�a, 1 wierzy�, �e poca�unek czarownicy zmienia ka�dego w r�wnie nie- godziw� osob�. Nie liczy� ju� na swoje obiecane szcz�cie. Przeciwnie, prze- �ladowa� go okropny pech, dlatego s�dzi�, �e czarownica zosta�a schwytana niemal od razu. Przez ten t�py b�l, kt�ry odczuwa�, kie- dy radio podawa�o komunikat o spaleniu, nie by� w stanie wykony- wa� �adnych polece� rodzic�w. Tylko patrzy� na nich nierucho- mym wzrokiem. I za ka�dym razem wiedzia�, �e uwa�aj� jego zachowanie za paskudne. Nie rozumieli go tak jak czarownica. A poniewa� Graham na�ladowa� we wszystkim starszego brata, rodzice bardzo szybko doszli do wniosku, �e Karol jest trudnym 11 dzieckiem i daje Grahamowi z�y przyk�ad. Odes�ali go do Wielo- boru, poniewa� szko�a znajdowa�a si� w pobli�u. Kiedy Karol pisa� �sport", mia� na my�li pecha. Podobnie jak wszyscy pozostali uczniowie klasy II y zobaczy�, �e pan Crossley znalaz� wiadomo��. Nie zna� tre�ci, ale kiedy podni�s� wzrok i na- potka� spojrzenie pana Crossleya, wiedzia�, �e zbli�a si� pech. Pan Crossley nadal nie potrafi� zdecydowa�, co zrobi� z wiado- mo�ci�. Je�li m�wi�a prawd�, to oznacza�o przybycie do szko�y in- kwizytor�w. Straszna perspektywa. Pan Crossley westchn�� i w�o- �y� kartk� do kieszeni. -No dobrze -powiedzia�. -Od��cie pami�tniki i ustawcie si� w szeregu na lekcj� muzyki. Gdy tylko II y, szuraj�c nogami, wysz�a do holu, pan Crossley pop�dzi� do pokoju nauczycielskiego z nadziej�, �e znajdzie tam kogo�, �eby si� poradzi� w sprawie wiadomo�ci. Mia� szcz�cie, bo zasta� tam pann� Hodge. Jak zauwa�y�y Teresa Mullett i Estella Green, pan Crossley by� zakochany w pannie Hodge. Ale oczywi�cie nigdy tego nie okazywa�. W ca�ej szkole tylko panna Hodge prawdopodobnie nie wiedzia�a o tym uczuciu. Panna Hodge by�a niedu��, schludn� os�bk�, nosi�a schludne szare sp�dnice i bluzki, a w�osy przyg�adza�a jeszcze schludniej ni� Teresa Mullett. W�a�nie uk�ada�a w schludne stosy ksi��ki na nauczycielskim stole i nie prze- rywa�a tego zaj�cia przez ca�y czas, kiedy pan Crossley z przej�ciem opowiada� jej o notatce. Rzuci�a na kartk� jedno spojrzenie. - Nie, ja te� nie domy�lam si�, kto to napisa� -powiedzia�a. - Ale co ja mam robi�? -j�kn�� pan Crossley. -Nawet je�li to prawda, co za z�o�liwy donos! A za��my, �e to prawda. Za��my, �e jedno z nich jest... -zaj�kn�� si� rozpaczliwie. Tak bardzo prag- n�� przyci�gn�� uwag� panny Hodge, ale wiedzia�, �e przy damach nie nale�y u�ywa� s��w w rodzaju �czarownica", �czarownik". -Nie chc� tego wymawia� przy pani. - Wychowano mnie tak, �ebym wsp�czu�a czarownicom -zaznaczy�a spokojnie panna Hodge. 12 - Och, mnie te�! Nas wszystkich! -zawo�a� pospiesznie pan Crossley. -Zastanawia�em si� tylko, jak to za�atwi�... Panna Hodge wyr�wna�a kolejny stos ksi��ek. - My�l�, �e to g�upi �art -o�wiadczy�a. -Prosz� to zignoro- wa�. Czy pan nie prowadzi lekcji w IV x? - Tak, chyba tak -potwierdzi� pan Crossley z �a�osn� min�. I musia� szybko wyj��, chocia� nie zdoby� ani jednego spojrzenia panny Hodge. Panna Hodge z namys�em wyr�wnywa�a kolejny stos ksi��ek, dop�ki si� nie upewni�a, �e pan Crossley odszed�. Wtedy przyg�a- dzi�a swoje g�adkie w�osy i pobieg�a po schodach na g�r�, �eby poszuka� pana Wentwortha. Pan Wentworth, jako zast�pca dyrektora, mia� w�asny gabinet, gdzie boryka� si� z planem lekcji i innymi problemami dostarczany- mi przez pann� Cadwallader. Kiedy panna Hodge zastuka�a do drzwi, w�a�nie zmaga� si� ze szczeg�lnie trudnym zadaniem. W szkolnej orkiestrze by�o siedemdziesi�t os�b. Pi��dziesi�t z nich wyst�powa- �o r�wnie� w szkolnym ch�rze, a dwadzie�cia z tych pi��dziesi�ciu w szkolnym k�ku teatralnym. Trzydziestu ch�opc�w z orkiestry gra- �o w r�nych dru�ynach pi�ki no�nej, a dwadzie�cia dziewczynek gra�o w hokeja. Co najmniej jedna trzecia gra�a r�wnie� w koszy- k�wk�. Ca�a dru�yna siatk�wki nale�a�a do k�ka teatralnego. Zada- nie: Jak rozplanowa� pr�by i treningi, �eby wi�kszo�� os�b nie mu- sia�a przebywa� w trzech miejscach jednocze�nie? Pan Wentworth w desperacji potar� �ysiej�ce miejsce na czubku g�owy. - Prosz� wej�� -powiedzia�. Zobaczy� jasn�, u�miechni�t�, o�ywion� twarz panny Hodge, ale nie potrafi� skupi� na niej uwagi. - To takie pod�e i takie okropne, je�li to prawda! -us�ysza� g�os panny Hodge. A potem weselej: -Ale chyba mam spos�b, �eby odkry�, kto napisa� t� wiadomo��... na pewno kto�z II y. Czy mo�emy wsp�lnie to rozwi�za�, panie Wentworth? Co dwie g�owy, to nie jedna. -Zapraszaj�co przechyli�a na bok g�ow�. 13 Pan Wentworth nie mia� poj�cia, o czym ona m�wi. Podrapa� si� w zacz�tki �ysiny i popatrzy� na pann� Hodge. Cokolwiek za- mierza�a, wygl�da�o to pod ka�dym wzgl�dem na plan, kt�ry nale- �a�o zd�awi� w zarodku. - Ludzie pisz� anonimowe donosy tylko dlatego, �e chc� si� poczu� wa�ni -powiedzia� tytu�em pr�by. -Nie powinna pani ich bra� powa�nie. - Ale to doskona�y spos�b! -zaprotestowa�a panna Hodge. -Je�li mog� wyja�ni�... Jeszcze niezd�awione, cokolwiek to jest, pomy�la� pan Went- worth. - Nie. Prosz� mi tylko dok�adnie powt�rzy� t� wiadomo�� -poleci�. Panna Hodge zrobi�a wstrz��ni�t�, zdruzgotan� min�. - Ale to okropne! -G�os jej opad� do dramatycznego szeptu. -Tam by�o napisane, �e kto� w II y uprawia czary! Pan Wentworth zrozumia�, �e instynkt go nie zawi�d�. - A co pani m�wi�em? -powiedzia� serdecznie. -Takie rzeczy mo�na jedynie zignorowa�, panno Hodge. - Ale kto� w II y ma bardzo chory umys�! -szepn�a panna Hodge. Pan Wentworth przywo�a� z pami�ci klas� II y, w��cznie z jego w�asnym synem Brianem. - Oni wszyscy s� tacy -o�wiadczy�. -Albo z tego wyrosn�, albo w sz�stej zobaczymy ich wszystkich na miot�ach. Panna Hogde wzdrygn�a si�, prawdziwie zaszokowana tym szorstkim j�zykiem. Ale szybko zmusi�a si� do �miechu. Wiedzia- �a, �e to �art. - Prosz� si� nie przejmowa� -poradzi� jej pan Wentworth. -Niech pani o tym zapomni, panno Hodge. I z pewn� ulg� wr�ci� do swojego zadania. Panna Hodge z powrotem zaj�a si� ksi��kami wcale nie taka zdru- zgotana, jak pan Wentworth przypuszcza�. Pan Wentworth przy niej 14 za�artowa�. Nigdy przedtem to mu si� nie zdarzy�o. Widocznie robi�a post�py. Poniewa� -o czym nie wiedzia�y Teresa Mullett i Estella Green -panna Hodge zamierza�a po�lubi� pana Wentwortha. By� wdow- cem. Po odej�ciu panny Cadwallader na emerytur� na pewno zosta�by dyrektorem Szko�y Wielob�r. To odpowiada�o pannie Hodge, kt�ra mia�a pod opiek� starego ojca. Dlatego gotowa by�a tolerowa� �ysin� pana Wentwortha i jego napi�ty, udr�czony wzrok. Jedyny mankament polega� na tym, �e tolerowanie pana Wentwortha oznacza�o tak�e tole- rowanie Briana. Drobna zmarszczka przeci�a g�adkie czo�o panny Hodge na my�l o Brianie Wentworcie. No, ten ch�opiec w pe�ni zas�u- giwa� na takie traktowanie, jakiego mu nie szcz�dzi�a klasa II y. Nie szkodzi. Zawsze mo�na go przenie�� do innej szko�y. Tymczasem na lekcji muzyki pan Brubeck prosi� Briana, �eby za�piewa� solo. Klasa II y przebrn�a przez Oto siedzimy jak ptaki na pustkowiu. W ich wykonaniu brzmia�o to jak lament. - Wol� pustkowie od tego miejsca -szepn�a Estella Green do swojej przyjaci�ki Karen Grigg. Potem za�piewali Siedzi kokaburra na starym eukaliptusie. To brzmia�o jak pogrzebowy tren. - Co to jest kokaburra? -szepn�a Karen do Estelli. - Gatunek ptaka -odszepn�a Estella. -Australijski. - Nie, nie, nie! -zawo�a� pan Brubeck. -Jeden Brian spo�r�d was nie chrypi jak kogucik z chorym gard�em! - Pan Brubeck ma same ptaszki w g�owie! -zachichota�a Es- tella. A Simon Silverson, kt�ry wierzy� szczerze i mocno, �e nikt opr�cz niego nie zas�uguje na pochwa�y, zmierzy� Briana mia�d��- co szyderczym spojrzeniem. Ale pan Brubeck za bardzo pasjonowa� si� muzyk�, �eby zwra- ca� uwag�, co sobie my�la�a reszta II y. - Kuku�eczka �adny ptaszek -zapowiedzia�. -Chc�, �eby Brian sam to wam za�piewa�. Estella zachichota�a, poniewa� znowu chodzi�o o ptaki. Teresa r�wnie� zachichota�a, poniewa� ka�dy, kto si� wyr�nia� w jaki� 15 spos�b, wydawa� jej si� nieodparcie �mieszny. Brian wsta� ze �piew- nikiem w r�kach. Nigdy nie okazywa� zak�opotania. Ale zamiast �piewa�, odczyta� s�owa g�osem pe�nym niedowierzania. - �Kuku�eczka �adny ptaszek, rozwesela serca nasze. Kuku�ecz- ka w lesie kuka, powie prawd�, nie oszuka". Prosz� pana, dlaczego te wszystkie piosenki s� o ptakach? -zapyta� niewinnie. Karol pomy�la�, �e to chytry ruch ze strony Briana po tym spoj- rzeniu Simona Silversona. Ale niewiele pom�g�. Brian by� za ma�o lubiany. Wi�kszo�� dziewczynek zawo�a�a ze zgorszeniem: �Brian!" Simon powiedzia� to szyderczo. - Cisza! -krzykn�� pan Brubeck. -Brian, �piewaj wreszcie! Zagra� kilka nut na pianinie. Brian sta� ze �piewnikiem w r�kach i wyra�nie zastanawia� si�, co robi�. Wiedzia�, �e je�li nie za�piewa, pan Brubeck natrze mu uszu, a je�li za�piewa, oberwie p�niej. A kiedy si� waha�, osoba uprawiaj�ca czary w II y wkroczy�a do akcji. Jedno z d�ugich okien w holu otworzy�o si� z trzaskiem i wpu�ci�o chmar� ptak�w. Wi�k- szo�� nale�a�a do pospolitych gatunk�w: wr�ble, szpaki, go��bie, kosy i drozdy kr��y�y licznie po holu, rozsiewaj�c wok� pi�ra i odchody. Lecz w�r�d skrzydlatych przybysz�w znalaz�y si� dwa dziwaczne kosmate stworzenia z wielkimi wolami, kt�re ci�gle wydawa�y chichocz�ce d�wi�ki, a czerwono-��ty ptak �migaj�cy w�r�d stada wr�bli i wrzeszcz�cy �kuku!" by� oczywi�cie papug�. Na szcz�cie pan Brubeck my�la�, �e to zwyk�y wiatr wpu�ci� ptaki. Reszta lekcji min�a na �ciganiu i wyp�aszaniu skrzydlatych go�ci. W mi�dzyczasie chichocz�ce ptaki z wolami znik�y. Widocz- nie czarownica uzna�a je za b��d. Ale wszyscy uczniowie II y wi- dzieli je wyra�nie. Simon oznajmi� z wa�n� min�: - Je�li to si� powt�rzy, wszyscy powinni�my si� zebra� i... Na te s�owa Nirupam Singh odwr�ci� si�, g�ruj�c w�r�d trzepo- cz�cych skrzyde�. - Masz jaki� dow�d, �e to nie jest zjawisko naturalne? -zapy- ta�. 16 Simon nie mia�, wi�c zamilk�. Pod koniec lekcji wyp�dzono za okno wszystkie ptaki opr�cz papugi. Papuga umkn�a wysoko na karnisz, gdzie nikt nie m�g� jej dosi�gn��, i siedzia�a tam, wo�aj�c: �kuku!" Pan Brubeck odes�a� II y i wezwa� wo�nego, �eby si� tym zaj��. Karol powl�k� si� za reszt� uczni�w, my�l�c, �e to chyba koniec zaj�� sportowych, kt�re przepowiedzia� w swoim pami�tniku. Ale nie mia� racji. To by� dopiero pocz�tek. A kiedy zjawi� si� mrukliwy wo�ny ze swoim bia�ym pieskiem przy nodze, �eby usun�� papug�, papuga znikn�a. 2- ROZDZIA� 2 Nast�pnego dnia panna Hodge spr�bowa�a si� dowiedzie�, kto napisa� wiadomo��. Dla Nan Pilgrim i Karola Morgana to by� r�wnie� najgorszy dzie�, jaki dot�d prze�yli w Wieloborze. Nie zacz�� si� tak �le dla Karola, ale Nan sp�ni�a si� na �niadanie. P�k�o jej sznurowad�o. Najpierw pan Towers, a potem dy�urny skarcili j� za sp�nienie. Do tej pory jedyne wolne miejsce zosta�o przy stole, gdzie siedzieli sami ch�opcy. Nan w�lizn�a si� na miej- sce, straszliwie za�enowana. Ch�opcy zjedli ju� wszystkie grzanki opr�cz jednej. Simon Silverson wzi�� ostatni� grzank�, kiedy Nan podesz�a. - Masz pecha, bary�o. Nan zobaczy�a, �e Karol Morgan patrzy na ni� z drugiego ko�- ca sto�u. To mia�o by� wsp�czuj�ce spojrzenie, ale jak wszystkie spojrzenia Karola przypomina�o podw�jn� salw� z dubelt�wki. Nan uda�a, �e nic nie widzi, i usi�owa�a zje�� bez chleba wilgotn�, blad� jajecznic�. 18 Podczas lekcji odkry�a, �e Teresa i jej przyjaci�ki wymy�li�y now� mod�. To by� z�y znak. Zawsze na pocz�tku by�y z siebie zadowolone bardziej ni� zwykle -chocia� t� mod� pewnie wy- my�li�y, �eby nie my�le� o czarownicach i ptakach. By�y to bia�e rob�tki na drutach, bia�e, czyste i puszyste, kt�re trzyma�o si� za- wini�te w �ciereczk�, �eby ich nie pobrudzi�. W ca�ej klasie roz- brzmiewa�o mamrotanie: �Dwa oczka lewe, jedno prawe, dwa spu- �ci�..." Ale dzie� przybra� naprawd� z�y obr�t p�niej, na lekcji wy- chowania fizycznego. W Wieloborze zaj�cia WF-u odbywa�y si� codziennie, tak jak pisanie pami�tnik�w. Klasa II y przy��czy�a si� do II x i z, ch�opcy pobiegli na boisko, a dziewczynki posz�y do sali gimnastycznej. Z sufitu zwisa�y tam liny do wspinaczki. Teresa, Estella i reszta wyda�y radosne okrzyki i wdrapa�y si� po rozko�ysanych linach, podci�gaj�c si� z �atwo�ci�. Nan przykle- i�a si� do drabinek i pr�bowa�a nie rzuca� si� w oczy. To by�o jesz- cze gorsze od konia. Nan po prostu nie potrafi�a wspi�� si� po linie. Chyba urodzi�a si� bez odpowiednich mi�ni. A poniewa� to by� w�a�nie taki dzie�, panna Phillips dostrzeg�a Nan niemal od razu. - Nan, jeszcze nie mia�a� swojej kolejki. Teresa, Delia, Estel- la, zejd�cie i przepu�cie Nan na lin�. Teresa i pozosta�e ch�tnie zesz�y na d�. Wiedzia�y, �e zaczyna si� zabawa. Nan zobaczy�a ich twarze i zacisn�a z�by. Tym razem przy- si�g�a sobie, �e tego dokona. Wdrapie si� a� pod sufit i zetrze z twarzy Teresy ten drwi�cy u�mieszek. Niemniej mia�a wra�enie, �e od liny dziel� j� setki l�ni�cych metr�w parkietu. Nogi Nan w workowatej dzielonej sp�dnicy, jakie dziewcz�ta nosi�y na gim- nastyce, zrobi�y si� grube i fioletowe, a ramiona przypomina�y mi�k- ki r�owy budy�. Kiedy dotar�a do liny, w�ze� na ko�cu zdawa� si� wisie� wysoko ponad jej g�ow�. A ona mia�a jakim� sposobem na nim stan��. 19 Chwyci�a lin� t�ustymi, s�abymi r�kami i podskoczy�a. Osi�g- n�a tylko tyle, �e w�ze� uderzy� j� mocno w pier�, a stopy gwa�- townie opad�y z powrotem na pod�og�. Szmer rozbawienia przele- cia� przez grupk� przyjaci�ek Teresy. Nan ledwie mog�a w to uwierzy�. To �mieszne -by�o gorzej ni� zwykle! Teraz nawet nie mog�a oderwa� si� od pod�ogi. Mocniej chwyci�a lin� i znowu pod- skoczy�a. I znowu. I znowu. Podskakiwa�a jak niezdarny kangur, ale w�ze� wci�� uderza� j� w pier�, a stopy wci�� uderza�y o pod�o- g�. Szmery przerodzi�y si� w chichoty, a potem g�o�ny �miech. A� wreszcie, kiedy Nan prawie ju� si� podda�a, stopy jakim� cudem odnalaz�y w�ze�, zaczepi�y si� na nim i przytrzyma�y. Nan zawis�a do g�ry nogami jak leniwiec, spocona, zdyszana i bezradna, bo ra- miona odm�wi�y jej pos�usze�stwa. To by�o okropne. A przecie� musia�a jeszcze wspi�� si� po linie. Wola�aby ju� spa�� na plecy i umrze�. Panna Phillips stan�a obok. - Dalej, Nan. Sta� na w�le. Nadludzkim wysi�kiem Nan jako� zdo�a�a pod�wign�� si� i wyprostowa�. Sta�a na w�le, chwiejnie zataczaj�c ma�e k�ka, podczas gdy panna Phillips, z twarz� na wysoko�ci dr��cych kolan Nan, �agodnie i cierpliwie wyja�nia�a po raz setny, jak si� wspina� po linie. Nan zacisn�a z�by. Dokona tego. Wszystkim innym si� udawa- �o. Wi�c to jest mo�liwe. Zamkn�a oczy, �eby nie patrze� na szyder- cze twarze innych dziewczynek, i zrobi�a tak, jak m�wi�a panna Phil- lips. Mocno i starannie uchwyci�a lin� nad g�ow�. Uwa�nie wsun�a lin� pomi�dzy wierzch jednej stopy a podbicie drugiej. Wci�� mia�a oczy zamkni�te. Silnie podci�gn�a si� na r�kach. Zdecydowanie prze- sun�a stopy w g�r�. Znowu chwyci�a lin�. Znowu si� podci�gn�a z przera�aj�cym skupieniem. Tak, to by�o to! Wreszcie jej si� uda�o! Sekret widocznie polega� na tym, �eby mie� zamkni�te oczy. Chwy- ta�a i podci�ga�a. Czu�a, �e jej rozko�ysane cia�o z �atwo�ci� wznosi si� ku sufitowi, ca�kiem jak cia�a innych dziewczynek. 20 Lecz �miech wok� niej narasta�, pot�nia�, przechodzi� w ryk weso�o�ci, a potem w istny huragan. Zdumiona Nan otworzy�a oczy. Wsz�dzie dooko�a, na wysoko�ci swoich kolan, zobaczy�a czerwone od �miechu twarze, �zy p�yn�ce z oczu, sylwetki zgi�te wp� z bra- ku tchu. Nawet panna Phillips zagryza�a wargi i parska�a cicho. Nic dziwnego. Nan spu�ci�a wzrok i zobaczy�a, �e jej gimnastyczne pantofle nadal opieraj� si� o w�ze� na ko�cu liny. Po tej ca�ej wspi- naczce wci�� sta�a w miejscu. Nan r�wnie� pr�bowa�a si� roze�mia�. Nie w�tpi�a, �e przed- stawia bardzo zabawny widok. Ale trudno jej by�o zdoby� si� na weso�o��. Pociesza�o j� tylko, �e �adna inna dziewczynka te� nie mog�a wspi�� si� na lin�. Wszystkie za bardzo os�ab�y ze �miechu. Tymczasem ch�opcy biegali w k�ko wok� boiska. Przebrali si� w kr�tkie bladoniebieskie sportowe szorty i rozpryskiwali ros� wielkim butami z kolcami. Przepisy pozwala�y biega� wy��cznie w kolcach. Ch�opcy podzielili si� na kilka grup przebieraj�cych nogami. Szybka grupa umi�nionych n�g na pocz�tku nale�a�a do Simona Silversona i jego przyjaci� oraz do Briana Wentwortha. Brian dobrze biega� pomimo kr�tkich n�g. Pr�bowa� przezornie trzy- ma� si� z ty�u za Simonem, ale co jaki� czas czysta rado�� z biegu bra�a w nim g�r� i wysuwa� si� do przodu. Wtedy przyjaciele Si- mona popychali go i szturchali, poniewa� wszyscy wiedzieli, �e tylko Simon ma prawo by� pierwszy. Nogi w nast�pnej grupie by�y bledsze i porusza�y si� bez entu- zjazmu. Nale�a�y do Dana Smitha i jego koleg�w. Wszyscy potra- fili biega� co najmniej r�wnie szybko jak Simon Silverson, ale oszcz�dzali si�y na co� lepszego. Biegli swobodnym krokiem, ga- w�dz�c mi�dzy sob�. Dzisiaj ci�gle wybuchali �miechem. Za nimi mozoli�a si� grupa rozmaitych n�g: fioletowe nogi, gru- be nogi, bia�e nogi, nogi pozbawione mi�ni i silne br�zowe nogi Nirupama Singha, kt�re wydawa�y si� za ci�kie w stosunku do resz- ty chudego cia�a. Wszyscy z tej grupy byli zbyt zdyszani, �eby roz- mawia�. Na ich twarzach malowa�y si� rozmaite odcienie rozpaczy. 21 Ostatnia para n�g, daleko z ty�u, nale�a�a do Karola Morgana. Nogom Karola nic w�a�ciwie nie brakowa�o, tyle �e stopy tkwi�y w zwyk�ych szkolnych butach, kt�re przemok�y na wylot. Karol zawsze wl�k� si� w tyle. Z w�asnej woli. W ci�gu dnia mia� niewie- le takich chwil samotno�ci, kiedy m�g� spokojnie rozmy�la�. Od- kry�, �e dop�ki my�li o czym� innym, mo�e utrzymywa� ten po- wolny trucht godzinami. I my�le�. Przeszkadza�y mu tylko kr�tkie przerwy, kiedy inne grupy mija�y go z tupotem i przez kilka sekund wci�ga�y go do swoich wysi�k�w. Albo kiedy pan Towers w wy- godnym ciep�ym dresie sadzi� obok wielkimi susami i wykrzyki- wa� do Karola niepotrzebne s�owa zach�ty. Wi�c Karol truchta� powoli dalej i rozmy�la�. Pogr��y� si� w nie- nawi�ci do Wieloboru. Nienawidzi� boiska pod stopami, dr��cych jesiennych drzew, z kt�rych na niego kapa�o, bia�ych s�upk�w bramki i r�wnej linii sosen przed kolczastym murem, kt�ry wi�zi� wszyst- kich uczni�w. Potem, kiedy skr�ci� za r�g i widzia� przed sob� szkol- ne budynki, nienawidzi� ich jeszcze mocniej. Zbudowano je z jakiej� ceg�y w purpurowym odcieniu. Karol pomy�la�, �e taki kolor przybiera twarz cz�owieka, kt�ry si� dusi. Pomy�la� o d�ugich korytarzach w �rodku pomalowanych na mdl�c� ziele�, o wielkich, zawsze zimnych kaloryferach, o br�zowych klasach, lodowato bia- �ych sypialniach i zapachu szkolnego jedzenia, i wpad� niemal w eksta- z� nienawi�ci. Potem spojrza� na grupki n�g tupi�cych przed nim po boisku i nienawidzi� wszystkich ludzi w szkole jeszcze bardziej straszliwie. W�wczas odkry�, �e przypomnia�o mu si� palenie czarownika. Wspomnienie wdar�o si� do g�owy nieproszone, jak zawsze. Tylko dzisiaj wydawa�o si� gorsze ni� zwykle. Karol przypomina� sobie szczeg�y, kt�rych wtedy nie zauwa�y�: dok�adny kszta�t p�omieni skacz�cych w g�r� i spos�b, w jaki grubas b�d�cy czarownikiem uchyla� si� przed nimi na boki. Widzia� wyra�nie twarz grubasa, troch� kluchowaty nos ozdobiony brodawk�, pot, p�omienie odbi- jaj�ce si� w oczach i w kroplach potu. Przede wszystkim widzia� 22 wyraz tej twarzy. Wyra�a�a zdumienie. Grubas nie wierzy�, �e umrze, a� do chwili, kiedy Karol go zobaczy�. Widocznie my�la�, �e jego czary go uratuj�. Teraz wiedzia�, �e nie ma ratunku. I by� przera�o- ny. Karol te� by� przera�ony. Truchta� dalej jakby w transie przera- �enia. Oto jednak obok niego pojawi� si� elegancki czerwony dres pana Towersa. - Karol, co ty wyprawiasz, dlaczego biegniesz w zwyk�ych butach? T�usty czarownik znikn��. Karol powinien by� zadowolony, ale nie by�. Przerwano mu rozmy�lania i naruszono jego prywatno��. - Pyta�em, czemu nie w�o�y�e�kolc�w? -odezwa� si� ponow- nie pan Towers. Karol zwolni� troch�, zastanawiaj�c si� nad odpowiedzi�. Pan Towers bieg� obok niego spr�ystym truchtem i czeka�. Poniewa� Karol ju� nie rozmy�la�, poczu�, �e bol� go nogi i pali w piersi. To go zirytowa�o. Jeszcze bardziej zirytowa�a go sprawa kolc�w. Wie- dzia�, �e Dan Smith je schowa�. Dlatego ca�a grupa si� �mia�a. Ka- rol widzia� ich twarze, kiedy ogl�dali si� w biegu, �eby sprawdzi�, co powiedzia� panu Towersowi. To jeszcze bardziej go zirytowa�o. Karol zwykle nie miewa� k�opot�w tego rodzaju, jak Brian Went- worth. Ze swoim paskudnym dwulufowym spojrzeniem by� jak dot�d bezpieczny, chocia� samotny. Przewidywa� jednak, �e w przy- sz�o�ci b�dzie musia� wymy�li� co� wi�cej ni� tylko spojrzenie. Zala�a go fala goryczy. - Nie mog�em znale�� swoich kolc�w, prosz� pana. - Gdzie szuka�e�? - Wsz�dzie -odpar� Karol z gorycz�. Dlaczego nie powiem, �e to oni? -zastanawia� si� w duchu. Ale zna� odpowied�. Nie mia�by �ycia do ko�ca semestru. - Wiem z do�wiadczenia - o�wiadczy� pan Towers, biegn�c i m�wi�c z r�wn� �atwo�ci�, jakby siedzia� w fotelu -�e kiedy leniwy ch�opiec jak ty m�wi, �e wsz�dzie, to znaczy nigdzie. Zg�o� 23 si� do mnie w szatni po lekcjach i znajd� te kolce. Zostaniesz tam, dop�ki ich nie znajdziesz. Jasne? - Tak -mrukn�� Karol. Z rozgoryczeniem patrzy�, jak pan Towers oddala si� od niego i dogania nast�pn� grup�, �eby dr�czy� Nirupama Singha. Podczas przerwy znowu szuka� swoich kolc�w. Ale sprawa wygl�da�a beznadziejnie. Dan schowa� je naprawd� sprytnie. Po przerwie przynajmniej mia� si� z kogo wy�miewa� opr�cz Karola. Nan Pilgrim wkr�tce si� o tym przekona�a. Kiedy wesz�a do klasy, przywita� j� Nirupam. - Cze��! -zawo�a�. -Dla mnie te� zrobisz sztuczk� z lin�? Nan zmierzy�a go wzrokiem wyra�aj�cym g��wnie zdziwienie i przepchn�a si� obok niego bez s�owa. Sk�d wiedzia� o linie? Prze- cie� dziewczynki nigdy nie rozmawiaj� z ch�opcami! Wi�c sk�d wiedzia�? Ale w chwil� p�niej Simon Silverson podszed� do Nan, ledwie powstrzymuj�c si� od �miechu. -Moja droga Dulcyneo! -zawo�a�. -Co za czaruj�ce imi�! Czy nazwano ci� tak po Arcyczarownicy? Po czym zgi�� si� wp� ze �miechu, podobnie jak wi�kszo�� uczni�w. - Wiesz, ona naprawd� ma na imi� Dulcynea -powiedzia� Ni- rupam do Karola. To by�a prawda. Nan czu�a, �e jej twarz przypomina ognisty balon. Nic innego nie mog�o by� r�wnie wielkie i gor�ce. Dulcynea Wilkes by�a najs�ynniejsz� czarownic� wszech czas�w. Nikt nie powinien wiedzie�, �e Nan ma na imi� Dulcynea. Nie rozumia�a, jakim sposobem to si� wyda�o. Pr�bowa�a przej�� wynio�le do swo- jej �awki, ale wci�� zatrzymywali j� kolejni uczniowie, wykrzyku- j�cy ze �miechem: �Hej, Dulcynea!" Nie zd��y�a usi���, zanim pan Wentworth wszed� do klasy. Klasa II y zwykle uwa�a�a na lekcjach pana Wentwortha. Zna- ny by� jako cz�owiek absolutnie bezlitosny. Poza tym potrafi� wzbu- 24 dzi� zainteresowanie, dzi�ki czemu jego lekcje wydawa�y si� kr�t- sze ni� innych nauczycieli. Dzisiaj jednak nikt nie m�g� si� sku- pi� na s�owach pana Wentwortha. Nan z trudem powstrzymywa�a p�acz. Przed rokiem, kiedy ciotki Nan przywioz�y j� do Wieloboru, jeszcze pulchniejsz�, bardziej niezgrabn� i nie�mia�� ni� obecnie, panna Cadwallader przyrzek�a, �e nikt si� nie dowie o tym nie- szcz�snym imieniu Dulcynea. Panna Cadwallader przyrzek�a! Wi�c jak si� dowiedzieli? W ca�ej II y wci�� rozbrzmiewa�y �miechy i podniecone szepty. Czy Nan Pilgrim mo�e by� czarownic�? Co� takiego, �eby nazwa� dziewczynk� Dulcynea! Zupe�nie jakby na- zwa� ch�opca Guy Fawkes! W po�owie lekcji Teresa Mullett na sam� my�l o imieniu Nan dosta�a takiego ataku weso�o�ci, �e mu- sia�a ukry� twarz w swojej rob�tce. Pan Wentworth szybko odebra� jej rob�tk�. Rzuci� czyste bia�e zawini�tko na st� i obejrza� je podejrzliwie. - Co w tym jest takiego �miesznego? Rozwin�� �ciereczk� -na co Teresa wyda�a s�aby j�k przera�e- nia -i podni�s� do g�ry ma�e puszyste co� z dziurkami. - Co to takiego? Wszyscy wybuchn�li �miechem. - To bucik niemowl�cy! -odpar�a gniewnie Teresa. - Dla kogo? -zainteresowa� si� pan Wentworth. Wszyscy znowu si� roze�miali. Lecz tylko na kr�tko i ze skru- ch�, poniewa� wiedzieli, �e z Teresy nie nale�y si� wy�miewa�. Pan Wentworth wydawa� si� nie�wiadomy, �e sprawi� cud, sko- ro wszyscy �miali si� z Teresy, a nie na odwr�t. Jeszcze bardziej skr�ci� ten wybuch weso�o�ci, kiedy wezwa� Dana Smitha do tabli- cy i kaza� mu znale�� dwa podobne tr�jk�ty. Lekcja trwa�a dalej. Teresa ci�gle mamrota�a: �To nie jest �mieszne! To wcale nie jest �mieszne!" Za ka�dym razem, kiedy to powtarza�a, przyjaci�ki wsp�czuj�co kiwa�y g�owami, a reszta klasy zerka�a na Nan i par- ska�a t�umionym �miechem. 25 Pod koniec lekcji pan Wentworth rzuci� kilka niemi�ych pogr�- �ek na temat masowych kar, je�li uczniowie nadal b�d� si� tak za- chowywa�. Potem, odwracaj�c si� do wyj�cia, doda�: - Jeszcze jedno, je�li Karol Morgan, Nan Pilgrim i Nirupam Singh jeszcze nie widzieli g��wnej tablicy og�osze�, powinni na- tychmiast tam zajrze�. Zobacz�, �e wyznaczono ich na lunch do g��wnego sto�u. I Nan, i Karol zrozumieli w�wczas, �e to nie by� zwyczajny z�y dzie� -to by� najgorszy dzie� w �yciu. Panna Cadwallader siedzia- �a przy g��wnym stole ze wszystkimi wa�niejszymi go��mi. Mia�a zwyczaj codziennie wybiera� trzech uczni�w, kt�rych zaprasza�a do swojego sto�u. W ten spos�b mog�a lepiej pozna� swoich uczni�w, oni za�mieli okazj� nauczy� si� odpowiednich manier. Nie bez ra- cji uwa�ano to za ci�k� pr�b�. Ani Nan, ani Karol jeszcze nigdy nie zostali wybrani. Ledwie mog�c uwierzy�, poszli sprawdzi� na tablicy og�osze�. I rzeczywi�cie figurowa�o tam czarno na bia�ym: Karol Morgan II y Dulcynea Pilgrim II y, Nirupam Singh II y Nan wytrzeszczy�a oczy. Wi�c st�d wszyscy znali jej imi�! Panna Cadwallader zapomnia�a. Zapomnia�a, kim jest Nan, zapomnia�a o swojej obietnicy i kiedy wybiera�a z dziennika nazwiska za po- moc� szpilki -czy jakim� innym sposobem -po prostu wpisa�a nazwiska, na kt�rych zatrzyma�a si� szpilka. Nirupam r�wnie� patrzy� na og�oszenie. Wybierano go ju� przed- tem, ale min� mia� r�wnie ponur�, jak Karol i Nan. - Musicie si� uczesa� i wyczy�ci� blezery -oznajmi�. -I to praw- da, �e musicie je�� takim samym no�em czy widelcem, jak panna Cadwallader. Przez ca�y czas musicie patrze�, czego ona u�ywa. Nan sta�a i pozwala�a si� popycha� innym uczniom, kt�rzy czy- tali og�oszenia. By�a przera�ona. Nagle wiedzia�a, �e zachowa si� bardzo niegrzecznie przy g��wnym stole. Zrzuci na pod�og� sw�j obiad albo zacznie wrzeszcze�, albo zerwie z siebie ubranie i za- ta�czy na stole w�r�d talerzy. I by�a przera�ona, poniewa� wiedzia- �a, �e nie zdo�a si� powstrzyma�. 26 Wci�� sztywna z przera�enia stawi�a si� przy g��wnym stole razem z Karolem i Nirupamem. Wszyscy czesali si� a� do b�lu i pr�bowali oczy�ci� przody blezer�w z brudu, kt�ry zawsze poja- wia� si� tam w tajemniczy spos�b, ale wszyscy czuli si� niechlujni i niepozorni w por�wnaniu z wytwornym towarzystwem przy sto- le. Zasiada�o tam kilku nauczycieli i administrator, i jegomo�� z wa�n� min� zwany lord Jaki�tam, i wysoka, �ylasta panna Cad- wallader we w�asnej osobie. Panna Cadwallader u�miechn�a si� �askawie do dzieci i wskaza- �a trzy puste miejsca po swojej lewej stronie. Wszyscy troje natych- miast rzucili si� w stron� krzes�a najdalszego od panny Cadwallader. Nan, ku w�asnemu zdziwieniu, wygra�a, a Karol zdoby� krzes�o w �rodku, tote� Nirupam musia� usi��� obok panny Cadwallader. - Ale� nie, tak nie mo�na -zwr�ci�a im uwag� panna Cadwalla- der. -D�entelmeni zawsze siedz� po obu stronach damy, prawda? Dulcynea musi usi��� w �rodku, a do mnie poprosz� pana, kt�rego jeszcze nie pozna�am. Pan Clive Morgan, zgadza si�? Doskonale. Karol i Nan w ponurym nastroju zmienili miejsca. Stali, kiedy panna Cadwallader odmawia�a modlitw�, i spogl�dali z g�ry na reszt� uczni�w, stoj�cych niewiele ni�ej, ale wystarczaj�co, �eby r�nica rzuca�a si� w oczy. Chyba zaraz zemdlej�, pomy�la�a Nan z nadziej�. Nadal wiedzia�a, �e zachowa si� bardzo �le, ale jedno- cze�nie czu�a si� dziwnie -a zemdlenie stanowi�o raczej szacowny przyk�ad z�ego zachowania. Zachowa�a jednak przytomno�� do ko�ca modlitwy. Usiad�a razem z reszt�, pomi�dzy naburmuszonym Karolem a Nirupamem. Nirupam zblad� ze strachu do odcienia bladej ��ci. Ku ich uldze panna Cadwallader natychmiast odwr�ci�a si� do wa�nego lorda i nawi�za�a z nim uprzejm� pogaw�dk�. Panie z kuchni przynios�y tac� ma�ych salaterek i postawi�y po jednej przed ka�dym. Co to by�o? Z pewno�ci� nie zwyk�e danie szkolnego obiadu. Dzieci popatrzy�y podejrzliwie na salaterki. Wype�nia�a je ��ta ma�, nie ca�kiem zakrywaj�ca ma�e r�owe kawa�eczki. 27 - To pewnie krewetki -powiedzia� niepewnie Nirupam. -Na przystawk�. Panna Cadwallader si�gn�a przed siebie wdzi�cznym ges- tem. Dzieci natychmiast wyci�gn�y szyje, �eby zobaczy�, czym zamierza�a zje�� zawarto�� salaterki. D�o� uj�a widelec. Oni r�w- nie� wzi�li widelce. Nan ostro�nie wetkn�a sw�j do salaterki. Na- tychmiast zacz�a �le si� zachowywa�. Nie mog�a si� powstrzy- ma�. - My�l�, �e to krem -powiedzia�a g�o�no. -Czy krewetki pa- suj� do kremu? W�o�y�a jeden r�owy kawa�ek do ust. By� gumowaty. - Guma do �ucia? -zapyta�a. -Nie, to chyba prasowane d�d�ow- nice. D�d�ownice w kremie. - Zamknij si�! -sykn�� Nirupam. - Ale to nie krem -ci�gn�a Nan. S�ysza�a w�asny g�os, ale nie potrafi�a go uciszy�. -Test smakowy wykazuje, �e ��ta ma� po- siada wyra�ny posmak spoconych pach po��czony z... tak, z odro- bink� starych �ciek�w. Pochodzi z dna kosza na �mieci. Karol spiorunowa� j� wzrokiem. Czu� md�o�ci. Gdyby wystar- czy�o mu odwagi, natychmiast przesta�by je��. Ale panna Cadwal- lader nadal z wdzi�kiem spo�ywa�a krewetki -albo prasowane d�d�ownice -i Karol nie o�mieli� si� zachowa� inaczej. Zastana- wia� si�, jak to zapisze w pami�tniku. Nigdy przedtem nie �ywi� szczeg�lnej nienawi�ci do Nan Pilgrim, wi�c nie mia� dla niej krypto- nimu. Krewetka? Czy mia� j� nazwa� krewetk�? Prze�kn�� nast�p- n� d�d�ownic� -to znaczy krewetk� -i po�a�owa�, �e nie mo�e rzuci� salaterki prosto w twarz Nan. - Czysty ��ty kosz na �mieci -oznajmi�a Nan. -Taki, w kt�- rym trzymaj� �ni�te ryby na lekcj� biologii. - W Indiach jada si� krewetki z curry -odezwa� si� g�o�no Nirupam. Nan wiedzia�a, �e pr�bowa� j� uciszy�. Najwy�szym wysi�kiem woli zamilk�a, wepchn�wszy sobie do ust kilka porcji d�d�ownic - 28 to znaczy krewetek -naraz. Ledwie mog�a prze�kn�� gumowat� mas�, ale przynajmniej zatka�a sobie usta. Mia�a gor�c� nadziej�, �e nast�pne danie oka�e si� czym� zwyczajnym, czego nie b�dzie musia�a opisywa�. Nirupam i Karol r�wnie� mieli tak� nadziej�. Lecz niestety! Jako nast�pne pojawi�o si� na p�miskach jed- no z najdziwniejszych da� szkolnej kuchni. Gotowano je mniej wi�cej raz w miesi�cu i oficjalnie nazywano gulaszem. Podawano je z konserwowym zielonym groszkiem i pomidorami z puszki. Karol i Nirupam ponownie wyci�gn�li szyje w stron� panny Cad- wallader, �eby zobaczy�, czym powinni je��. Panna Cadwallader wzi�a widelec. Oni te� wzi�li widelce i zerkn�li jeszcze raz, �eby si� upewni�, czy panna Cadwallader nie si�gnie po n�, �eby u�a- twi� wszystkim konsumpcj�. Nie si�gn�a. Z wdzi�kiem wsun�a widelec pod piramidk� zielonego groszku. Obaj westchn�li, po czym jednocze�nie odwr�cili g�owy w stron� Nan, jakby w pe�nym grozy oczekiwaniu. Nie spotka�o ich rozczarowanie. Kiedy Nan unios�a na widelcu pierwszy t�usty kr��ek ziemniaka, ponownie ow�adn�� ni� nieod- party przymus opisywania. Zupe�nie jakby co� j� op�ta�o. - A wi�c celem tej potrawy -oznajmi�a -jest zu�ycie resztek. Bierzemy stare ziemniaki i moczymy je w pomyjach, u�ytych co najmniej dwukrotnie. Woda musi by� ca�kowicie m�tna. -To jak dar j�zyk�w! -pomy�la�a. Tylko w moim przypadku to dar niewy- parzonej g�by. -Potem bierzemy star� blaszan� puszk� i wyciera- my j� skarpetkami, noszonymi co najmniej dwa tygodnie. Wype�- niamy puszk� na przemian warstwami namoczonych ziemniak�w i kociej karmy, zmieszanej ze wszystkim, co wpadnie pod r�k�. W tym przypadku dodano czerstwe p�czki i zdech�e muchy... Czy kryptonimem Nan mo�e by� Gulasz? -zastanawia� si� Karol. Pasowa�o do niej. Nie, poniewa� dostawali gulasz tylko raz w miesi�cu -na szcz�cie -a w tym tempie b�dzie musia� nienawi- dzi� Nan praktycznie co dzie�. Dlaczego nikt jej nie powstrzyma? Czy panna Cadwallader nie s�yszy?! 29 - A to czerwone -ci�gn�a Nan, dziobi�c widelcem pomidora z puszki -to ma�e zwierz�tka, zabite i obdarte ze sk�ry. Podczas jedzenia prosz� zwr�ci� uwag� na lekki s�odkawy posmak ich krwi... Nirupam wyda� cichy j�k i jeszcze bardziej z��k�. Na ten d�wi�k Nan podnios�a g�ow�. Dot�d wpatrywa�a si� w sw�j talerz, p�przytomna z przera�enia. Teraz zobaczy�a, �e na- przeciwko niej przy stole siedzi pan Wentworth. S�ysza� j� dosko- nale. Pozna�a to po wyrazie jego twarzy. Dlaczego mnie nie po- wstrzyma? -pomy�la�a. Dlaczego pozwalaj� mi m�wi� dalej? Dlaczego nikt nic nie zrobi, na przyk�ad nie porazi mnie piorunem albo zatrzyma po lekcjach na wieczno��? Dlaczego nie wpe�zn� pod st�? I przez ca�y czas s�ysza�a w�asny g�os: - Te drobinki przysz�y na �wiat jako groszek. Od tego czasu jednak przeby�y d�ug� i ci�k� drog�. Przez sze�� miesi�cy konser- wowa�y si� w �cieku, nasi�kaj�c bogatym asortymentem smak�w, dlatego m�wimy na nie �groszek konserwowy". Potem... W tej�e chwili panna Cadwallader odwr�ci�a si� do nich z wdzi�- kiem. Nan ku swojej g��bokiej uldze zamilk�a w po�owie zdania. - Wszyscy jeste�cie ju� w szkole dostatecznie d�ugo -powie- dzia�a panna Cadwallader -�eby dobrze pozna� miasteczko. Czy znacie ten �liczny stary dom przy ulicy G��wnej? Wszyscy troje wytrzeszczyli na ni� oczy. Karol prze�kn�� kr�- �ek ziemniaka. - �liczny stary dom? - Nazywa si� Stara Brama -wyja�ni�a panna Cadwallader. -Dawniej stanowi� cz�� bramy w starym miejskim murze. Bardzo pi�kny zabytkowy budynek z ceg�y. - Chodzi pani o ten z wie�yczk� na g�rze i oknami jak w ko�cie- le? -zaryzykowa� Karol, chocia� nie rozumia�, dlaczego panna Cad- wallader woli rozmawia� o tym zamiast o konserwowym groszku. - O ten -potwierdzi�a panna Cadwallader. -To taki wstyd. Zburz� go, �eby zrobi� miejsce na supermarket. Wiecie, �e ma dach na czopy? 30 - Och -b�kn�� Karol. -Naprawd�? - I czopki -doda�a panna Cadwallader. Karol widocznie zosta� obarczony ci�arem konwersacji. Nirupam wola� si� nie odzywa�, a Nan nie odwa�y�a si� na nic wi�cej opr�cz inteligentnego kiwania g�ow� -ze strachu, �eby znowu nie zacz�a opisywa� jedzenia. Panna Cadwallader m�wi�a, a Karol musia� odpo- wiada� i jednocze�nie pr�bowa� je�� puszkowe pomidory -nie, to nie by�y myszy obdarte ze sk�ry! -u�ywaj�c tylko widelca. Czu� si� tak, jakby poddawano go szczeg�lnie wyrafinowanej torturze. U�wiadomi� sobie, �e potrzebuje kryptonimu nienawi�ci r�w- nie� dla panny Cadwallader. Gulasz si� nadawa�. Z pewno�ci� nic r�wnie okropnego nie mo�e go spotka� cz�ciej ni� raz w miesi�- cu? Ale to znaczy�o, �e nadal potrzebowa� kryptonimu dla Nan. Zabrano gulasz. Karol zjad� niewiele. Panna Cadwallader dalej opowiada�a mu o domach w miasteczku, potem o wiejskich dwor- kach, dop�ki nie przyniesiono puddingu. Pojawi� si� przed Karo- lem bia�y, p�ynny i obrzydliwy, z ma�ymi grudkami jak trupy mr�- wek. Bo�e, robi� si� r�wnie okropny jak Nan Pilgrim, pomy�la�. A potem zorientowa� si�, �e to idealne s�owo dla Nan. - Pudding ry�owy! -wykrzykn��. - Rzeczywi�cie -zgodzi�a si� panna Cadwallader. -I taki po- �ywny. Potem -nie do wiary -si�gn�a obok swojego talerza i wzi�a widelec. Karol zagapi� si� na ni�. Czeka�. Chyba panna Cadwalla- der nie zamierza je�� p�ynnego ry�owego puddingu samym widel- cem? Ale zamierza�a. Zanurzy�a widelec i unios�a do g�ry, kapi�cy wodnistym bia�ym mlekiem. Karol r�wnie� powoli si�gn�� po widelec, odwr�ci� si� i napo- tka� niedowierzaj�ce spojrzenia Nan i Nirupama. To by�o po prostu niemo�liwe. Nirupam popatrzy� �a�o�nie na sw�j pe�ny talerz. - W Ba�niach z tysi�ca i jednej nocy -zacz�� -jest opowie�� o kobiecie, kt�ra jad�a ry� szpilk�, ziarenko po ziarenku. 31 Karol rzuci� przera�one spojrzenie na pann� Cadwallader, ale ona znowu rozmawia�a z lordem. - Okaza�o si�, �e by�a ghulem -doko�czy� Nirupam. -Co noc po�era�a trupy. Przera�one spojrzenie Karola przenios�o si� na Nan. - Zamknij si�, g�upku! Znowu j� nakr�cisz! Ale op�tanie ju� min�o. Nan zdo�a�a wyszepta� z g�ow� po- chylon� nad talerzem, �eby tylko ch�opcy j� s�yszeli: - Pan Wentworth je �y�k�. Patrzcie. - My�lisz, �e si� odwa�ymy? -zapyta� Nirupam. - Ja tak -odpar� Karol. -Jestem g�odny. Wi�c wszyscy troje wzi�li �y�ki. Wreszcie posi�ek dobieg� ko�- ca, a wtedy ku swojemu przera�eniu zobaczyli, �e pan Wentworth na nich kiwa. Ale kiwa� tylko na Nan. Podesz�a niech�tnie, a on powiedzia�: - Zamelduj si� o czwartej w moim gabinecie. Tylko tego mi brakowa�o, pomy�la�a Nan. A min�a dopiero po�owa dnia. ROZDZIA� Po po�udniu Nan wesz�a do klasy i zobaczy�a, �e na jej �awce le�y miot�a. By�a to stara, wystrz�piona miot�a z n�dznymi resztkami ga��zek na ko�cu, kt�rej czasami u�ywa� dozorca boiska do zamiatania �cie�ek. Kto�j� przyni�s� z szopy dozorcy. Kto�przy- wi�za� do kija etykietk�: KONIK dulcynei. Nan rozpozna�a okr�- g�e, anio�kowate pismo Teresy. W�r�d parskni�� i chichot�w rozejrza�a si� po twarzach do- oko�a. Teresa sama nie wpad�aby na pomys�, �eby ukra�� miot��. Estella? Nie. Nie widzia�a ani Estelli, ani Karen Grigg. Nie, to zrobi� Dan Smith, s�dz�c po minie. Potem spojrza�a na Simona Silversona i nie by�a ju� taka pewna. Nie mog�a oskar�y� obu jednocze�nie, poniewa� oni nigdy, przenigdy, niczego nie robili razem. Simon powiedzia� do niej swoim najbardziej ugrzecznionym tonem, z szerokim u�miechem na twarzy: - Dlaczego si� nie przelecisz, Dulcyneo? 3 -Tydzie� czar�w 3 3 - Jasne, wskakuj na miot��. Przele� si�, Dulcyneo -zapropo- nowa� Dan. W nast�pnej chwili wszyscy �miali si� i wo�ali do niej, �eby si� przelecia�a na miotle. Brian Wentworth, kt�ry a� nazbyt ch�tnie dr�czy� innych w rzadkich chwilach, kiedy sam nie by� ofiar�, pod- skakiwa� w przej�ciu pomi�dzy �awkami i wrzeszcza�: - Le�, Dulcyneo! Le�! Nan powoli podnios�a miot��. By�a spokojn�, �agodn� osob� i rzadko traci�a opanowanie -ale kiedy ju� wpad�a w z�o��, nie da�o si� przewidzie� jej zachowania. Pocz�tkowo chcia�a po prostu odstawi� miot�� ostentacyjnie pod �cian�. Lecz kiedy jej palce zamkn�y si� na s�katym kiju, ca�kiem przesta�a nad sob� pano- wa�. Odwr�ci�a si� do szydz�cego, rozwrzeszczanego t�umu, ogar- ni�ta p�omienn� furi�. Unios�a miot�� wysoko nad g�ow� i wyszcze- rzy�a z�by. Wszyscy uznali to za jeszcze zabawniejsze. Nan zamierza�a trzasn�� miot�� w rechocz�c� g�b� Simona Sil- versona. Zamierza�a waln�� Dana po g�owie. Ale poniewa� Brian Wentworth ta�czy�, wrzeszcza� i wykrzywia� si� tu� przed ni�, za- atakowa�a w�a�nie Briana. Na szcz�cie dla niego zobaczy� opada- j�c� miot�� i odskoczy�. Potem musia� cofa� si� przej�ciem a� pod same drzwi, os�aniaj�c g�ow� ramionami i skoml�c o lito��, �ciga- ny przez Nan, kt�ra wymachiwa�a miot�� jak szalona. -Na pomoc! Zabierzcie j�! -wrzasn�� Brian i skoczy� do ty�u w drzwi, przez kt�re w�a�nie wchodzi�a panna Hodge, nios�c wielki stos podr�cznik�w do