10615
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 10615 |
Rozszerzenie: |
10615 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 10615 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 10615 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
10615 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Margaret Donaldson
MY�LENIE
DZIECI
BIBLIOTEKA WIEDZY WSPӣCZESNEJ
OMEGA
Margaret Donaldson
MY�LENIE DZIECI
Wiedza Powszechna
Warszawa 1986
Tytu� orygina�u: Children's Minds
Fontana/Collins, Glasgow 1978
Z j�zyka angielskiego t�umaczy�y:
Anna Hunca-Bednarska, Ewa Maria HunO
Ok�adka i strona tytu�owa
J�zei Cz. Bieniek
Ilustracja na ok�adce
Tadeusz Kazubek
PRINTED IN POLANO � ' '" .
H l @ Copyright by Pa�stwowe Wydawnictwo
�Wiedza Powszechna"
Warszawa 1985
Redaktor: Teresa Bla�ejewska
Redaktor techniczny: Ryszard Jankowski
Korektor: Wanda MarMewicz
ISBN 83-214-0517-7
ISSN 0208-9653
Pami�ci Jamesa McGarrigle'a
PRZEDMOWA
Na kartach tej ksi��ki staram si� wykaza�,
�e materia�, jakim obecnie dysponujemy, zmu-
sza nas niejako do odrzucenia niekt�rych aspe-
kt�w teorii Jeana Piageta dotycz�cej rozwoju
intelektualnego. Mo�e si� wobec tego wydawa�
dziwne, i� swoje podzi�kowania chc� przede
wszystkim skierowa� do cz�owieka, kt�rego
prac� zamierzam krytykowa�. A jednak winna
mu jestem wdzi�czno�� i chcia�abym j� tu wy-
razi�. Wiele lat temu Jean Piaget by� tak dob-
ry, i� przyj�� mnie do Institut des Sciences
de 1'Education w Genewie; liczne z moich p�-
niejszych bada� by�y zainspirowane fascyna-
cjami wywo�anymi tym pierwszym spotkaniem.
Cho� obecnie czuj� si� zmuszona do odrzucenia
pewnych twierdze� Piageta, to jednak nie
umniejsza to w niczym mego szacunku dla nie-
go jako cz�owieka i uczonego o ogromnych za-
s�ugach. W nauce �adna teoria nie jest ostate-
czna i nikt nie jest tego �wiadom bardziej ni�
sam Piaget. Czuj� si� tak�e w obowi�zku do-
da�, �e podczas gdy pierwsze rozdzia�y tej
ksi��ki proponuj� pewn� reinterpretacj� pro-
blemu, to wi�kszo�� z tego, co powiedziane
jest dalej, nie jest � jak my�l� � sprzeczna
z pogl�dami Piageta, kt�re niejednokrotnie
wywiera�y niezaprzeczalny wp�yw na moje
s�dy.
W ostatnich dziesi�ciu czy dwunastu latach
mia�am szcz�cie pracowa� w Edynburgu z
bardzo utalentowanym zespo�em. W po�owie
lat sze��dziesi�tych rozpocz�am badania nad
dzie�mi w wieku przedszkolnym, wsp�pracu-
j�c z Rogerem Walesem, Georgem Balfourem,
Robinem Campbellem, Johnem Taylorem i
Brianem Youngiem; przez pewien czas praco-
wa�a z nami tak�e Eve Curme, zanim wysz�a
za m�� za Herberta Clarka i wyjecha�a do
Ameryki, co odczuli�my jako wielk� strat�. Po-
tem, kiedy odeszli cz�onkowie tej pierwszej
grupy, przybyli nowi: Robert Grieve, Barbara
Wallington, Peter Lloyd, Michael Garman,
Patrick Griffiths, Lesley Hali, Martin Hughes,
James McGarrigle i Alison Macrae. Rozwijaj�c
tezy mojej ksi��ki szeroko korzysta�am z prze-
prowadzonych przez nich bada�; wiele mi tak�e
da�y dyskusje prowadzone z nimi przez te
wszystkie lata.
Z wdzi�czno�ci� wspominam r�wnie� naszych
go�ci z innych cz�ci �wiata, kt�rzy do��czali
do nas na kr�tsze lub d�u�sze okresy, z kt�ry-
mi wsp�praca by�a tak owocna.
Nie jest mo�liwe w pe�ni doceni�, a nawet
u�wiadomi� sobie to wszystko, co wp�ywa na
nasze my�lenie. W moim przypadku jednak
jedno oddzia�ywanie jest � jak s�dz� � oczy-
wiste. Mam tu na my�li wp�yw, jaki wywar�
na mnie Jerome Bruner, jego g��bokie za-
interesowanie zwi�zkami mi�dzy psychologi�
i kszta�ceniem oraz rzadko spotykan� zdolno��
efektywnego przenoszenia teoretycznych prze-
my�le� w sfer� dzia�a� praktycznych. Mia�am
szcz�cie pracowa� w Cambridge i Massachusetts,
w r�nych zespo�ach organizowanych przez
Brunera w celu prowadzenia bada� nad proce-
sem uczenia si� dzieci � by jak najskuteczniej
im w tym pomaga�. Moja ksi��ka wiele za-
wdzi�cza tym do�wiadczeniom.
By�oby wielkim niedopatrzeniem, gdybym
� wracaj�c teraz my�l� do Edynburga � nie
wspomnia�a o dzieciach z naszego eksperymen-
talnego o�rodka wychowawczego oraz o perso-
nelu tej plac�wki � Muriel Slade i Noveen
Strachan, kt�re tak wzorowo j� prowadzi�y,
oraz o naszej sekretarce, Janet Panthes, na
kt�rej kompetencji i pogodzie ducha mo�emy
nadal z ca�ym spokojem polega�.
Kilka os�b � Robin Campbell, Martin Hu-
ghes, Alison Macrae, Jess Reid i m�j m��,
Stephen Salter � przeczyta�o r�kopis tej ksi��-
ki w jej wcze�niejszej wersji. Wdzi�czna je-
stem im wszystkim za oddanie, z jakim to
uczynili, za ich przemy�lane komentarze i cen-
ne dla mnie dyskusje.
Na koniec chcia�abym podzi�kowa� Insty-
tutowi Bada� Spo�ecznych � Social Science
Research Council za stypendium naukowe, kt�-
re umo�liwi�o mi spokojn� roczn� prac� nad
t� ksi��k�.
WST�P
Oto scena na ma�ym dziedzi�cu wewn�trz
zabudowa� szkolnych. Nagrzane s�o�cem p�y-
ty dziedzi�ca, skrzynki pe�ne r�nokolorowych
kwiat�w. Na murku, opieraj�c si� na �okciach,
le�y dziecko. Jest to dziewczynka, w g��bokim
skupieniu pogr��ona w lekturze. Nie opodal
inne dziecko troskliwie podlewa kwiaty, pod-
czas gdy jakie� inne siedzi oparte o �cian�, z
notesem na kolanach, rysuj�c co� czy pisz�c.
Podobnie jak pierwsze dziecko i ono jest ca�ko-
wicie poch�oni�te wykonywanym zadaniem.
Wewn�trz budynku otaczaj�cego dziedziniec, na
wy�o�onych weso�ymi dywanami pod�ogach
r�nymi pracami zaj�ta jest gromada dzieci,
-podczas gdy nauczyciele spaceruj� w�r�d nich,
u�miechaj� si�, zagaduj� i zach�caj� do dal-
szych wysi�k�w.
Gdy obserwowa�am t� scen� pewnego przed-
po�udnia w maju 1977 roku, przysz�o mi na
my�l, �e wizytuj�ca t� szko�� osoba pozbawio-
na wiedzy o naszym spo�ecze�stwie mog�aby
odnie�� wra�enie, �e znalaz�a si� w Utopii,
zw�aszcza gdyby takiego go�cia poinformowa-
no, �e dzieci, kt�re obserwuje, pochodz� z ro-
dzin zamieszkuj�cych poniek�d upo�ledzon�
dzielnic� jednego z naszych wielkich miast.
10
Pozwalaj�c memu umys�owi dalej igra� z t�
my�l�, zacz�am si� nast�pnie zastanawia�, ja-
kie by�yby odczucia naszego go�cia, gdyby�my
mu dali mo�liwo�� obserwowania i prowadze-
nia rozm�w z uczniami z niekt�rych wy�szych
klas, b�d�cych ko�cowym etapem naszego sy-
stemu o�wiatowego (mo�e ze starszymi bra-
�mi i siostrami dzieci z dziedzi�ca?), z m�odzie��
wkr�tce ju� maj�c� opu�ci� szko�� na zaw-
sze i szczerze z tego zadowolon�. I wyobrazi-
�am sobie naszego go�cia, jak czyta nasze ga-
zety i ogl�da nasze programy telewizyjne, bij�-
ce raz po raz na alarm z powodu o�wiatowego
krachu: upadku norm, analfabetyzmu, sytuacji
dorastaj�cej m�odzie�y, kt�rej tysi�ce opuszcza
szko�y bez umiej�tno�ci zarobienia na �ycie w
�wiecie, w jakim przysz�o jej �y� � niezado-
wolonej, rozczarowanej, pokonanej ju� przed
startem.
Taki go�� niew�tpliwie bardzo szybko pozby�-
by si� z�udze�, i� oto znalaz� si� w Utopii. Ale
by�by tak�e w wielkim k�opocie, gdyby przysz�o
mu wskaza�, w czym le�y z�o.
1 DO�WIADCZENIE
SZKOLNE
Je�li mo�liwa do zdobycia wie-
dza jest w stanie wp�ywa� na roz-
strzygni�cia, ignorancja staje si�
ha�bi�cym wyst�pkiem.
A. N. Whitehead
Usprawiedliwianie si� �nie wie-
dzia�em" nie ma �adnego zastoso-
wania w naturze. Niewiedza jest
tu win�.
C. G. Jung
Ustalaj�c prawa zmuszaj�ce nasze dzieci do
p�j�cia do szko�y, bierzemy na siebie wsp�lnie
ogromn� odpowiedzialno��. Oto na okres oko-
�o dziesi�ciu lat, z niewielkimi odchyleniami
w zale�no�ci od kraju, dzieci s� rekwirowane
jak poborowi; ich niedojrza�o�� w niczym nie
�agodzi arbitralno�ci takiego post�powania. Je-
go istoty nie zmienia te� intencja, cho�by naj-
szczersza, �e te szkolne do�wadczenia s� �dla
ich w�asnego dobra".
Me zaliczam si� do zwolennik�w tego, co
12
zwyk�o si� nazywa� spo�ecze�stwem bez szko-
�y". Jestem, przekonana, �e potrzebujemy szk�
-� i to teraz bardziej ni� kiedykolwiek. Ale
uzasadnienie d�ugiego i narzuconego okresu
�s�u�by pa�stwowej" jest czym�, czego nie
mo�na lekcewa�y�. Musimy postawi� pytanie:
czy do�wiadczenie szkolne rzeczywi�cie jest do-
bre dla naszych dzieci i czy jest dobre w stop-
niu, w jakim mogliby�my je takim uczyni�.
Problem ten nale�y rozwa�y� z ca�� powag� i
powraca� do niego w miar� jak zmieniaj� si�
warunki i post�puje nasza wiedza.
Stajemy wobec swego rodzaju zagadki.
W ci�gu pierwszych paru lat szko�y wszystko
wydaje si� przebiega� bardzo dobrze. Dzieci
robi� wra�enie ch�tnych, o�ywionych i szcz�-
�liwych. W panuj�cej na og� atmosferze spon-
taniczno�ci zach�cane s� one do poszukiwania,
odkrywania i tworzenia. Towarzyszy temu du-
�e zaanga�owanie nauczycieli o wy�szych aspi-
racjach pedagogicznych. Tak jest przewa�nie
tak�e w tych warstwach, kt�re pod r�nymi
wzgl�dami dalekie s� od spo�ecznego uprzywi-
lejowania. A jednak, kiedy zastanawiamy si�,
co si� dzieje, gdy dzieci osi�gaj� okres dojrze-
wania, zmuszeni jeste�my przyzna�, �e obiecu-
j�ce zapowiedzi z wczesnych lat szkolnych cz�-
sto pozostaj� nie spe�nione. Wiele dzieci opusz-
cza szko�� z gorzkim poczuciem pora�ki, bez
dostatecznego cho�by opanowania tych podsta-
wowych umiej�tno�ci, jakich wymaga od nich
spo�ecze�stwo, a tylko mniejiszo�� wyrasta na
ludzi, kt�rym dana jest rado�� pos�ugiwania si�
tw�rcz� inteligencj�.
Problem sprowadza si� wi�c do tego, by zro-
zumie�, dlaczego co�, co zaczyna si� tak obie-
cuj�co, cz�sto ko�czy si� tak �le. I nieuchron-
nie w obliczu tych pyta� budz� si� w�tpliwo-
�ci, czy rzeczywi�cie nauka szkolna zaczyna
si� tak pomy�lnie, jak to si� na pocz�tku wy-
13
daje, czy blask pierwszych szkolnych lat nie
zawiera ju� w sobie cienia tego zmierzchu,
kt�ry potem nieub�aganie zapada.
Tak rodzi si� presja, by dokonywa� zmian
na ni�szych szczeblach systemu nauczania, a to
wi��e si� z realnym niebezpiecze�stwem, �e
zmiany wprowadzane pod wp�ywem takich na-
. cisk�w zamiast post�pu spowoduj� powa�ny
regres.
W swym artykule zamieszczonym w �Times
Educational Supplement" z 24 czerwca 1977
roku Karl Heinz Gruber przestrzega nas przed
nierozs�dnym odrzucaniem dotychczasowych
zdobyczy; przypomina o nich rysuj�c wyrazi�-
cie kontrast mi�dzy naszymi szko�ami a szko�a-
mi podstawowymi innych kraj�w europejskich,
kt�re opisuje jako miejsca nacechowane przy-
kr� i sztywn� atmosfer�, gdzie od samego po-
cz�tku uczniowie nara�eni s� na niepok�j i l�ki
� nierzadko chorobliwe � powodowane stra-
chem przed niepowodzeniem.
Oczywi�cie nie powinni�my przywraca� ta- .
kiego stanu rzeczy. Ale s�uchaj�c ostrze�e�
Grubera i uczulaj�c samych siebie na straty
wynikaj�ce z pope�nianych przez nas b��d�w,
wci�� jednak musimy zadawa� sobie pytanie,
czy nasze post�powanie jest w pe�ni s�uszne.
Zasadniczy problem pozostaje bowiem nie
rozwi�zany. Nie mo�na zaprzeczy�, �e pomimo
chwalebnego zainteresowania naszego szkolni-
ctwa podstawowego tym, by dawa� dzieciom
poczucie szcz�cia, tak czy inaczej nauczanie
staje si� jednak dla wielu z nich do�wiadcze-
niem zgo�a odmiennym, pozbawionym rado�ci.
W rezultacie mamy wielk� liczb� jednostek
�le przygotowanych do �ycia w spo�ecze�stwie
i nieuchronnie �wiadomych tej nieadekwatno-
�ci. Prowadzi to albo do przypisywania pora-
�ki w�asnemu brakowi zdolno�ci, albo �
w ca�kowicie zrozumia�ym odruchu samoobro-
14
ny � do okre�lania tej sfery aktywno�ci jako
bezsensownej. W obu tych przypadkach dzieci
nie chc� mie� dalej do czynienia ze szko��.
Czym wi�c usprawiedliwimy d�ugi okres �s�u�-
by pa�stwowej", kt�ry ko�czy si� w taki spo-
s�b?
Dla nauczyciela tych smutnych dzieci nau-
czanie jest na og�l do�wiadczeniem r�wnie po-
zbawionym rado�ci. Dochodz� wi�c oni do prze-
konania, �e ich uczniowie s� ma�o zdolni, a s�d
taki ma charakter obronny. Trudno bowiem
zdecydowa� si� na stwierdzenie, �e nauczanie
jest bezsensowne. Jak w�wczas mog� uspra-
wiedliwi� to, �e tego ucz�? Pozostawa�oby wi�c
tylko uznanie, �e to ja, nauczyciel, nie potra-
fi� wywi�za� si� ze swego zadania.
Dla spo�ecze�stwa jako ca�o�ci � a przy-
najmniej dla tej jego cz�ci, kt�ra kontroluje
organizacj� i funkcjonowanie systemu edu-
kacji � mo�liwe s� dwa wnioski, tak�e o cha-
rakterze obronnym: albo �e wielka liczba dzie-
ci jest rzeczywi�cie beznadziejnie t�pa i powin-
na by� po prostu �spisana na straty", albo �e
wielka liczba nauczycieli nie wykonuje prawi-
d�owo swojej pracy.
Gdzie le�y prawda?
Pierwsz� rzecz�, kt�r� powinni�my sobie
u�wiadomi� � w tej generalnie niezr�cznej
sytuacji � jest skala trudno�ci, a w kontek-
�cie ewolucji ludzko�ci ogromne nowatorstwo
tego przedsi�wzi�cia edukacyjnego, jakie pod-
j�y wsp�czesne kultury zachodnie. Nie ma
wi�c potrzeby przyjmowa� zbyt silnej postawy
obronnej wobec faktu, �e nie poradzili�my
sobie � jak dot�d �� zadowalaj�co z tym za-
daniem. Na dalszych stronach tej ksi��ki sta-
ram si� uzasadni� twierdzenie, i� pewne umie-
j�tno�ci, kt�rym przypisujemy najwy�sze zna-
czenie w naszym systemie edukacji, s� ca�ko-
wicie obce spontanicznym sposobom funkcjo-
15
nowania ludzkiego umys�u. B�d� si� r�wnie�
stara�a wykaza�, �e istota problemu, jak ro-
zwija� te umiej�tno�ci, nie zosta�a zrozumiana
dostatecznie dobrze i dostatecznie powsze~
chnie.
Postawy obronne s� zwykle wrogami efe-
ktywnego dzia�ania, podobnie zreszt� jak
i samozadowolenie, o kt�re tak �atwo, gdy si�
zrezygnuje z tych postaw. W obecnej sytuacji
samozadowolenie by�oby czym� wr�cz zgub-
nym. Je�li mamy zamiar wytrwa� w naszym
edukacyjnym przedsi�wzi�ciu, musimy w try-
bie pilnym nauczy� si� lepiej je prowadzi�.
Jakkolwiek du�y by�by post�p, kt�ry ju� osi�-
gn�li�my, zmarnowany wysi�ek i zwi�zane
z nim frustracje wci�� jeszcze s� zbyt du�e, by
si� na nie godzi�.
Rozwi�zanie problemu � ka�dego problemu
� polega na odkryciu, jak zmieni� aktualny
stan rzeczy na stan rzeczy po��dany, a nale-
��cy jeszcze do przysz�o�ci. Aby tego dokona�
z pe�nym skutkiem, -nale�y nie tylko mie�
wyobra�enie zak�adanego efektu ko�cowego,
ale i dobre zrozumienie w�a�ciwo�ci punktu
startu. Istotne wi�c jest, aby nauczyciele zda-
wali sobie jasno spraw� z tego, jakimi chc�,
aby dzieci stawa�y si� pod ich kierunkiem, ale
tak�e z tego, jakie te dzieci faktycznie s�,
kiedy proces edukacyjny si� zaczyna.
Zgromadzono sporo nowego materia�u nauko-
wego na temat podstawowych umiej�tno�ci
my�lowych i j�zykowych, jakimi dzieci dyspo-
nuj� u progu szko�y. Nadszed� czas, by podda�
rewizji niekt�re popularne opinie z tej dzie-
dziny i zapyta�, jakie implikacje rewizja taka
za sob� poci�ga.
2. ZDOLNO��
DODECENTRACJI
�Sp�dzi�em ten pierwszy -dzie� wyd�ubuj�c
dziury w papierze, a potem wr�ci�em do domu.
� Co si� sta�o, kochanie? Wi�c nie podo-
ba�o ci si� w szkole?
�� W og�le nie dali mi prezentu.
� Prezentu? Jakiego prezentu?
� Powiedzieli, �e dadz� mi prezent.
� Och, nie, z pewno�ci� tego nie powie-
dzieli
� A w�a�nie, �e tak! Powiedzieli: Ty jeste�
Laurie Lee, nieprawda�? Wi�c siadaj na razie
tutaj.1 Siedzia�em tam ca�y dzie�, ale niczego- v
nie dosta�em. Nie p�jd� wi�cej do szko�y".2
�miejemy si� z tego nieporozumienia z dwu.
przynajmniej powod�w: z zaskoczenia wywo�a-
nego nag�ym rozpoznaniem dwuznaczno�ci tam,
gdzie jej normalnie nie dostrzegamy, i dlatego,
�e interpretacja dziecka wzrusza nas nieskry-
wan� nieadekwatno�ci� jego oczekiwa�, naiw-
no�ci� jego otwartego i pe�nego ufno�ci umy-
s�u.
W pierwszym naturalnym odruchu epizod
ten �atwo skomentowa� w taki oto spos�b:
dziecko nie zrozumia�o doros�ego. Ale wystar-
1 Gra s��w w j�zyku angielskim: for the present
� na razie; the present � prezent (iprzyp. t�um.).
a L. Lee, Cider with Rosie. Londotn 1965, s. 50.
i
17
2 My�lenie dzieci
czy kr�tka chwila refleksji, by spostrzec, �e
(na g��bszym poziomie) zawi�d� tu r�wnie�
doros�y, zawiod�a jego umiej�tno�� wyobra��-,
ni� sobie punktu widzenia dziecka. Nie chodzi
mT"tutaj o skrytykowanie nauczycielki, kt�ra
w taki spos�b zwr�ci�a si� do Lauriego Lee.
Nie mo�emy zastanawia� si� nad ka�dym s�o-
wem wypowiadanym w codziennym po�piechu.
Jednak zachowanie nauczycielki, aczkolwiek
zrozumia�e, psycholodzy okre�liliby jako ego-
centryczne. Egocentryczne nie znaczy tutaj sa-
~y molubne, lecz jedynie (z wynikaj�c� z tego te-
rminu dos�owno�ci�) skoncentrowane na sobie.
Skoncentrowanie na sobie polega na postrze-
ganiu �wiata ze swego punktu widzenia, wyp�y-
waj�cego z w�asnej zajmowanej w nim pozycji
(czy to pojmowanej dos�ownie, czy te� meta-
forycznie); jest to te� niemo�no�� u�wiadomie-
nia sobie, jak mo�e wygl�da� ten sam �wiat, ale
widziany pod innym k�tem, lub jakie znacze-
nia b�d� nie�� te same s�owa, ale s�yszane
i interpretowane przez inny umys�, z odmien-
nym baga�em uprzednio zdobytej wiedzy
i do�wiadczenia.
Laurie Lee nie wiedzia�, �e szko�a nie jest
miejscem, gdzie normalnie dostaje si� prezen-
ty. Nauczycielka to wiedzia�a, ale nie u�wia-
domi�a sobie, �e Laurie tego nie wie. Jej wie-
dza by�a dla niej tak oczywista, �e prawdo-
podobnie nigdy nie przysz�oby jej do g�owy, �e
kto� inny m�g�by o tym nie wiedzie�. Im le-
piej co� znamy, tym wi�ksze jest ryzyko, i�
w kontek�cie tej wiedzy b�dziemy zachowywa�
si� egocentrycznie. St�d im wi�ksza przepa��
mi�dzy nauczycielem a uczniem, tym trudniej-
sze staje si� nauczanie, przynajmniej w inte-
resuj�cym nas tu aspekcie.
Ponadto Laurie nie mia� prawdopodobnie
poj�cia o innym, �doros�ym", idiiomatycznym
znaczeniu s��w for the present, nie mia� nawet
18
mo�liwo�ci rozwa�enia alternatywnej inter-
pretacji. R�wnie� i w tym aspekcie nauczy-
cielka zapomnia�a o rozmiarach dziel�cej ich
przepa�ci: dzia�a�a ze swego w�asnego �cen-
trum" i nie potrafi�a dokona� �decentracji", \
czyli wyobra�eniowego wgl�du w to, z jakim
znaczeniem mo�e wi�za� jej s�owa ma�e dziec- '
ko.
' Wszyscy przejawiamy bardzo siln� tenden-
cj� do �dzia�ania od centrum", w spos�b po-
dobny do wy�ej opisanego. Jednocze�nie jed-
nak mamy tak�e niema�� wpraw� w decentra-
cji, w przeciwnym bowiem razie znacznie cz�-
ciej dochodzi�oby do kompletnego braku poro-
zumienia z innymi, ni� to si� faktycznie zdarza.
Je�li jaki� cz�owiek by�by ca�kowicie niezdolny
do uwzgl�dnienia punktu widzenia drugiej oso-
by, to mieliby�my do czynienia z bardzo niedo-
brym rozm�wc�. Aby bowiem konwersacja
przebiega�a sprawnie, ka�dy z jej uczestnik�w
musi stara� si� zrozumie�, co druga osoba ju�
wie, czego nie wie, czego potrzebuje si� do-
wiedzie�, by osi�gn�� swe cele, a co chce wie-
dzie� dla w�asnej przyjemno�ci.
Uwa�a si�, �e dzieci poni�ej sze�ciu-siedmiu
lat maj� trudno�ci w porozumiewaniu si� z te- ,
go w�a�nie tylko powodu, �e trudno im doko- ^
nywa� decentracji lub �e s� wysoce egocentry- *-
czne.
Twierdzenie to w bardzo przekonywaj�cej
formie zosta�o wprowadzone przez Jeana Pia-
geta, kt�ry popar� je du�ym materia�em dowo-
dowym i wok� niego zbudowa� ca�� sw� teori�
dotycz�c� my�lenia dzieci w wieku przedszkol-
nym i w pierwszych latach szko�y. Skonstruo-
wany przez Piageta system argumentacji jest
tak sp�jny, a zarazem wi���cy tyle r�nych
w�a�ciwo�ci rozwojowych, i� trudno jest przy-
pu�ci�, by mo�liwa tu by�a pomy�ka.
A jednak dysponujemju^becnie powa�nymi
\
danymi �wiadcz�cymi o tym, �e pod tym w�a-
�nie wzgl�dem Piaget nie mia� racji. Wi�k-
szo�� swego materia�u empirycznego zgroma-
dzi� on w ostatnich latach: obmy�liwszy r�ne
zadania dla dzieci obserwowa� ich zachowanie
podczas rozwi�zywania wynikaj�cych z tych
zada� problem�w, stawia� im odpowiednie py-
tania i notowa� odpowiedzi. Jedno z najlepiej
znanych zada� z tej serii dotyczy�o potraktowa-
nej dos�ownie zdolno�ci przyjmowania punktu
widzenia innej osoby, a wi�c zdolno�ci roz-
poznawania tego, co widzi drugi cz�owiek pa-
trz�cy na t� sam� rzecz, ale z innej strony.
Do przeprowadzenia tego eksperymentu po-
trzebny jest tr�jwymiarowy przedmiot lub
zbi�r przedmiot�w. Sam Piaget korzysta�
z modelu trzech g�r.3 G�ry te r�ni�y si� kolo^
rem i takimi w�a�ciwo�ciami, jak �nieg na je-
dnej, dom na wierzcho�ku drugiej i czerwony
krzy� na szczycie trzeciej.
Dziecko siada za sto�em, na kt�rym umie-
szczony zosta� model. Nast�pnie eksperymenta-
tor wyjmuje laleczk� i sadza j� w jakim�
miejscu po przeciwnej stronie sto�u. Dziecko
ma odpowiedzie� na pytanie: co widzi lalka?
S�owny opis (np. ona widzi dom na wie-
rzcho�ku g�ry po swojej prawej stronie) mo�e
sprawia� dziecku trudno��, poniewa� si�� rzeczy '
musi to by� opis o du�ym stopniu skompli-
kowania. Stosowane s� dwie wersje tego
�wiczenia. W pierwszej prezentuje si� dziecku
zbi�r dziesi�ciu obrazk�w, przedstawiaj�cych
model uj�ty z r�nych stron � dziecko ma
wybra� obrazek pokazuj�cy to, co widzi lalka.
W drugiej wersji dziecko otrzymuje trzy tek-
turowe g�ry i proszone jest o takie ich usta-
wienie, by wygl�da�y jak na zdj�ciu zrobionym
3 J. Piaget, B. Inhelder, The Child's Conception of
S pace. Londoii 1956.
20
z miejsca, w kt�rym siedzi lalka. Z regu�y
dzieci do o�miu, a nawet dziewi�ciu latanie
potrafi� upora� si� z tym zadaniem w'spos�b
zadowalaj�cy. W�r�d dzieci poni�ej siedmiu-
-sze�ciu lat zauwa�a si� siln� tendencj� do wy-
bierania obrazu lub budowania modelu, kt�re
uto�samiaj� ich w�asny punkt widzenia, czyli
przedstawiaj� dok�adnie to, co widz� sami
badani.
Wykorzystuj�c te fakty Piaget wykazuje, �e
dzieci s� niezdolne do wyobra�eniowej decen-
tracji. Podkre�la, �e z jednej strony wiedz�
one doskonale, i� wygl�d przedmiotu zmienia
si�, gdy obchodzimy go doko�a, ale jednocze�nie
utrzymuje, �e dzieci s� skr�powane tym, co
nazywa �z�udzeniem egocentrycznym", jak
tylko poprosi si� je, aby przedstawi�y obraz
tego, czego same aktualnie nie widz�. Badane
dzieci � twierdzi Piaget � rzeczywi�cie wyo-
bra�aj� sobie, �e widzenie perspektywiczne
lalki jest takie samo jak ich w�asne, my�l�,
�e lalka widzi g�ry tylko w taki spos�b, jak
one same je widz�. Trudno�� dziecka polega na
tym, �e nie jest ono w stanie potraktowa� swe-
go w�asnego chwilowego punktu widzenia jako
jednego z ca�ego zbioru mo�liwych punkt�w "
obserwacji i skoordynowa� tych mo�liwo�ci w
jeden sp�jny system, tak by zrozumie� relacje,
jakie zachodz� mi�dzy r�nymi perspektywami.
Piaget nak�ania nas do przyj�cia wniosku,
�e zachowanie dziecka w takiej sytuacji umo-
�liwia g��boki wgl�d w natur� jego �wiata.
�wiat ten ma sk�ada� si� przede wszystkim
z �fa�szywych absolut�w". Polega to na tym,
i� dziecko nie u�wiadamia sobie faktu, �e to,
co widzi, jest zrelatywizowane w zale�no�ci
od zajmowanej przez nie pozycji. To co widzi,
traktuje jako prawd� absolutn� lub obiektywn�
rzeczywisto�� � oto �wiat taki, jaki jest fak-
tycznie. Zauwa�my, �e takie widzenie �wiata
21
zak�ada skrajny brak ci�g�o�ci; ka�da zmiana
pozycji oznacza nag�� w nim zmian� i gwa�to-
wne zerwanie z przesz�o�ci�. I Piaget tak w�a-
�nie uwa�a, �e taki jest �wiat ma�ego dziecka.
�yje ono chwil�, nie martwi�c si� tym, jak
si� rzeczy mia�y uprzednio i jaka relacja ��czy
to, co jest obecnie, z sytuacj� poprzedni� lub
przysz��. �wiat dziecka jest jak film puszczony
w zwolnionym tempie, m�wi Piaget w innym
miejscu.
W �adnym razie nie chc� przez to powie-
dzie�, �e wed�ug Piageta dziecko nie pami�-
ta wcze�niejszych �uj��". Piageta interesuje
zagadnienie, w jaki spos�b te chwilowe stany
s� po��czone w umy�le dziecka (lub te� pozba-
wione tych po��cze�). Problem polega na tym,
jak skutecznie dziecko potrafi poj�ciowo opa-
nowywa� zachodz�ce zmiany i �przej�cia".
Wszystko to ma daleko id�ce implikacje dla
zdolno�ci dziecka do my�lenia i wnioskowania;
do implikacji tych jeszcze powr�cimy. Rozwa�-
my jednak najpierw, jak dzieci zachowuj� si�
podczas wykonywania zadania, kt�re jest bar-
dzo podobne do zadania �z g�rami", ale jedno-
cze�nie r�ne od niego pod pewnymi bardzo
istotnymi wzgl�dami.
, Autorem testu jest Martin Hughes. W swo-
jej najprostszej formie zadanie to wymaga u�y-
cia dwu ��cian" przecinaj�cych si� na kszta�t,
krzy�a oraz dwu laleczek, przedstawiaj�cych
policjanta i ma�ego ch�opca. Szkic tej sytuacji
widzianej z g�ry (przed w��czeniem ch�opca
do �akcji") jest nast�puj�cy:
W badaniach prowadzonych przez Hughesa
policjant by� pocz�tkowo umieszczany tak jak
na szkicu, m�g� wi�c widzie� pola B i D, nato-
miast pola A i C zas�ania�a mu �ciana.
Nast�pnie bardzo starannie przygotowywano,
dziecko do oczekuj�cej je pr�by, wyja�niaj�c
mu wszystko tak, by mog�o w pe�ni poj�� sy-
22
poHctaat
dziecko
tuacj� i zrozumie�, o co jest proszone. Hughes
najpierw umieszcza� lalk�-ch�opczyka w polu
A i pyta�, czy policjant mo�e go widzie�. Potem
powtarza� to pytanie, przemieszczaj�c ch�op-
czyka kolejno na pola B, C i D. Nast�pnie sta-
wia� policjanta po przeciwnej stronie twarz�
do �ciany dziel�cej pola A i C i prosi� dziecko,
by ukry�o ch�opczyka tak, aby policjant nie
m�g� go zobaczy�. Je�li dziecko pope�ni�o jaki�
b��d w tej wst�pnej fazie, b��d ten by� wy-
ja�niany, a pytanie powtarzane dot�d, a� otrzy-
mana odpowied� by�a poprawna.
Pope�niane b��dy by�y jednak bardzo nie-
liczne.
Po etapie wst�pnym zaczyna� si� w�a�ciwy
test. Zadanie by�o teraz bardziej z�o�one.
Wprowadzano drugiego policjanta i umiesz-
czano obu tak jak na poni�szym szkicu:
23
Proszono dziecko, by ukry�o ch�opca przed
dwoma policjantami jednocze�nie, co mog�o by�
wykonane jedynie przy uwzgl�dnieniu i sko-
ordynowaniu dw�ch r�nych punkt�w widze-
nia. Pr�b� t� powtarzano trzy razy, tak aby za
ka�dym razem inne pole stawa�o si� jedyn� mo-
�liw� kryj�wk�.
dztoefco
Rezultaty testu by�y zdumiewaj�ce. Kiedy
zbadano za jego pomoc� trzydzie�cioro dzieci
w wieku od trzech i p� do pi�ciu lat, 90%
odpowiedzi by�o poprawnych. Nawet dziesi�-
cioro najm�odszych dzieci, kt�rych przeci�tna
wieku wynosi�a "trzy lata i dziewi�� miesi�cy,
udzieli�o poprawnych odpowiedzi.
W�wczas Huhges przeszed� do dalszych pr�b,
stosuj�c bardziej skomplikowany uk�ad �cian,
z pi�cioma lub sze�cioma polami, i wpro-
24
\vadzajac trzeciego policjanta. Dzieci trzyletnie
napotyka�y tu wi�cej trudno�ci, ale wci�� jesz-
cze ponad 60% odpowiedzi by�o prawid�owych.
Dzieci czteroletnie nadal udziela�y poprawnych
odpowiedzi.
Wydaje si� niemo�liwe, aby otrzymane wy-
niki da�o si� pogodzi� z twierdzeniem Piageta,
�e dzieci poni�ej siedmiu lat maj� � w sensie
dos�ownym � wielkie trudno�ci w uwzgl�dnia-
niu punktu widzenia innej osoby, czyli �e s�
niezdolne do wyobra�enia sobie, co mo�e inna
osoba. Jednak, cho� wyniki Huhgesa s� nie-
zgodne z twierdzeniem Piageta, musi si� zna-
le�� dla nich jakie� wyt�umaczenie w kon-
tek�cie jego odkry�, poniewa� odkrycia te
nie budz� �adnych w�tpliwo�ci. Wielu innych
badaczy w pe�ni potwierdzi�o, �e dzieci posta-
wione wobec problemu �g�r" maj� rzeczywi�cie
ogromne trudno�ci z jego rozwi�zaniem, ale
nie � jak si� obecnie wydaje � z powodu,
jaki sugeruje Piaget. Co wi�c jest przyczyn�
tego stanu rzeczy?
Przede wszystkim musimy zda� sobie spra-
w� z r�nic mi�dzy tymi zadaniami � a jest
ich wiele. Na jedn� z nich zwr�ci� uwag�
Hughes, a mianowicie, �e zadanie �z policjan-
tem", chocia� z pewno�ci� wi��e si� z koordy-
nacj� punkt�w widzenia, to jednak wymaga
od dziecka tylko ustalenia, czy obiekt b�dzie
widziany czy nie, natomiast nie poci�ga za so-
b� konieczno�ci rozwi�zywania takich proble-
m�w, jak zmiana: strona prawa � strona le-
wa itp. Dziecko musi wi�c tylko okre�li�, co
mo�e by� widziane, a nie jaki obraz b�dzie
tworzy� dany obiekt dla patrz�cego. Jest zu-
pe�nie oczywiste, �e wyobra�enie sobie, jak co�
b�dzie wygl�da�o z danej pozycji, gdy scene-
ria jest wystarczaj�co z�o�ona, nie jest �atwe
nawet dla wielu doros�ych. Ale fakty te trudno
uzna� za wyja�nienie, dlaczego ma�e dzieci, roz-
25
wi�zuj�c zadanie �z g�rami", tak cz�sto wybie-
raj� sw�j w�asny punkt widzenia zamiast innej,
chocia�by b��dnej perspektywy. Kiedy rozwa-
�amy ten problem bior�c pod uwag� obserwa-
cje Hughesa, trudno unikn�� stwierdzenia, �e
dzieci daj�ce �egocentryczne" wypowiedzi w
te�cie ,,z g�rami" nie rozumia�y dobrze, o co
by�y proszone. 4
Inaczej jest w zadaniu �z policjantem".
Stworzono tu sy_tuacj�, kt�ra dla dziecka �ma
sens". Hughes ba7dzo~ starannie przygotowy-
wa� eksperyment, chc�c aby dzieci zrozumia�y
istot� problemu, ale te �rodki ostro�no�ci oka-
za�y si� w rzeczywisto�ci w du�ej mierze zby-
teczne: dzieci sprawia�y wra�enie, �e od razu
chwytaj� ca�� sytuacj�. Musimy wi�c posta-
wi� pytanie, dlaczego ten test by� dla dzieci
tak �atwy.
Zauwa�my, �e nie mo�emy si� tu odwo�a�
do bezpo�redniego, faktycznego do�wiadczenia,
bowiem nieliczne dzieci, je�li w og�le jakie-
kolwiek, pr�bowa�y chowa� si� kiedy� przed
policjantem. Ale mo�emy odwo�a� si� do do-
�wiadczenia uog�lnionego; dzieci wiedz�, co to
znaczy pr�bowa� skry� si� przed kim�. Wiedz�
tak�e, co to znaczy by� niezno�nym i pragn��
unikn�� konsekwencji swego zachowania. �a-
two jest wi�c im wyobrazi� sobie sytuacj�,
w kt�rej ch�opiec chcia�by ukry� si� przed po-
licjantem, je�li co� przeskroba�, poniewa� w ta-
kim przypadku obowi�zkiem policjanta jest
z�apa� go, a nast�pstwa tego faktu nie by�yby
mi�e.
4 Martin Hughes zastosowa� uproszczon� wersj�
zadania �z g�rami" ,i stwierdzi�, �e jest mo�liwe �
przy wielkiej staranno�ci w sposobie przedstawienia
problemu � uzyskanie od dzieci w wieku przed-
szkolnym odpowiednio wysokiej liczby poprawnych
odpowiedzi. Jest to dalszy dow�d na to, �e dzieci
badane przez Piageta nie [rozumia�y dobrze instrukcji.
26
Istotne w tej sytuacji jest to, �e motywy
i intencje wyst�puj�cych w niej postaci s�
w pe�ni zrozumia�e, nawet dla trzylatka. Zada-
nie �z policjantem" wymaga od dziecka takich
rodzaj�w aktywno�ci, kt�re pozostaj� w zgodzie
z pewnymi bardzo podstawowymi ludzkimi ce-
lami i interakcjami {ucieka� i goni�), zawiera
wi�c pewien og�lny ludzki sens. A zatem wca-
le nie jest trudno przekaza� dziecku, czego si�
od niego oczekuje: ono pojmuje to natychmiast.
Okazuje si� tak�e, �e nie sprawia mu trudno-
�ci wykonanie zadanego �wiczenia. Innymi s�o-
wy, w takim kontek�cie dziecko nie ujawnia
�adnych przypisywanych mu przez Piageta
k�opot�w z decentracj�.
Je�li chodzi o �ludzk� zrozumia�o��", to za-
danie �z g�rami" znajduje si� na przeciwsta-
wnym kra�cu. Nie ma tu �adnej gry inter-
personalnych motyw�w, kt�re by je uczyni�y
natychmiast zrozumia�ym. (Osobnym zagadnie-
niem jest tu kwestia motyw�w eksperymen-
tatora prosz�cego dziecko o wykonanie zadania
i motyw�w dziecka spe�niaj�cego t� pro�b�).
Zadanie �z g�rami" jest abstrakcyjne w bar-
dzo istotnym psychologicznie sensie: jest ono
wyabstrahowane ze wszystkich podstawowych
ludzkich cel�w, odczu� i d��e�. Jest ca�kowi-
cie �zimnokrwiste", a w �y�ach trzyletnich
dzieci p�ynie krew o zupe�nie innej tempera-
turze.
W �adnym przypadku nie oznacza to suge-
stii, �e zdolno�� do ch�odnego rozpatrywania
abstrakcyjnych i formalnych problem�w nie
jest wa�na. Jest to zdolno�� o ogromnym zna-
czeniu. Wiele z tego, co jest specyficznie lu-
dzkie i wysoko przez nas oceniane, zale�y od
tej w�a�nie zdolno�ci. Ale ma�e dzieci nie celuj�
w tej dziedzinie.
Im wi�c wy�ej cenimy ten typ aktywno�ci,
tym wa�niejsze staje si� usi�owanie zrozumie-
27
ni� prawdziwych trudno�ci, kt�re si� z ni�
wi���. Im lepiej bowiem je zrozumiemy, tym
skuteczniej b�dziemy mogli pom�c dzieciom w
ich przezwyci�aniu.
Jedna szczeg�lna przeszkoda stoi na drodze
do osi�gni�cia lepszego zrozumienia tego pro-
blemu, a mianowicie to, �e ci, kt�rzy problem
ten badaj�, s� na og� tak bardzo przyzwycza-
jeni do abstrakcyjnych, formalnych sposob�w
my�lenia, i� trudno im zda� sobie spraw�, �e
stopie� abstrakcji, kt�ry im nie sprawia �adnej
trudno�ci, mo�e dziecko zdezorientowa� i po-
zbawi� zadanie sensu. Innymi s�owy, badacza
� podobnie jak nauczycielk� Lauriego Lee �
nierzadko zawodzi umiej�tno�� decentracji.
Mo�e si� wydawa�, �e doszli�my do kurio-
zalnego poniek�d punktu w naszym rozumo-
waniu, twierdz�c i�: a) dzieci nie s� egocen-
/ tryczne, b) egocentryczni s� uczeni. Ale tak
wcale nie jest. Stwierdzone zosta�o jedynie, �e
wszyscy jeste�my egocentryczni w pewnych
sytuacjach przez ca�e �ycie, a jednocze�nie
w innych sytuacjach potrafimy decentrowa� si�
^ z ogromn� �atwo�ci�. Piaget nie negowa�by s�u-
szno�ci pogl�du, �e egocentryzm nigdy nie zo-
staje w pe�ni przezwyci�ony. Dyskusja z nim
dotyczy jedynie zakresu i rozwojowego zna-
czenia egocentryzmu we wczesnym dzieci�-
0 stwie. Pragn� dowie��, i� r�nica pomi�dzy
dzieckiem a doros�ym jest pod tym wzgl�dem
mniejsza ni� Piaget przypuszcza, a nast�pnie
zamierzam udowodni�, �e zasadnicze r�nice
le�� gdzie indziej.
Pr�buj�c pogodzi� rezultaty bada� Hughesa
z rezultatami bada� Piageta sugerowa�am, �e
zadanie Hughesa jest dla dziecka �atwe do po-
j�cia, poniewa� zawiera �w �ludzki sens". Opie-
ra si� ono na zrozumieniu interakcji dwu uzu-
pe�niaj�cych si� intencji o bardzo podstawo-
wym charakterze: ucieka� oraz goni� i z�apa�.
28
Warto teraz zauwa�y�, �e zdanie sobie sprawy
z takiej uzupe�niaj�cej si� pary intencji, cho�
prostych i elementarnych, wymaga zdolno�ci do
decentracji, kt�ra nie polega na dos�ownym
zrozumieniu innego punktu widzenia: nie wy-
maga wyobra�enia sobie, co druga osoba widzi
z innej perspektywy, ale tego, co ona czuje__
"lub ^zamierza, _zr obi�. Zadanie Hughesa, cho�
"pierwotnie ukierunkowane na badanie tego
pierwszego rodzaju decentracji, m�wi tak�e
o tym drugim rodzaju. A moim celem jest
zasygnalizowanie, �e ten drugi rodzaj decen-
tracji nale�y do podstawowych ludzkich umie-
j�tno�ci.
Pytanie o �r�d�a tych umiej�tno�ci prowadzi
nas z powrotem do okresu niemowl�ctwa, kiedy
� jak uwa�a Piaget � kr�luje najg��bszy ego-
centryzm. Twierdzi on, �e w tym pocz�tkowym
okresie �ycia dziecko nie jest zdolne do rozr�-
�nienia samego siebie i otaczaj�cego �wiata, �e
nie potrafi przeprowadzi� granicy, kt�ra p�-
niej najcz�ciej staje si� tak oczywista i sta-
bilna.
Jest to widzenie o stopie� czy dwa bardziej
kra�cowe ni� proste przypisywanie reszcie by-
tu swego w�asnego punktu widzenia; je�li za-
przecza si� istnieniu reszty �wiata, neguje si�
oczywi�cie jednocze�nie wszelkie inne punkty
widzenia. Samo poj�cie punktu widzenia prze-
staje tu mie� zastosowanie.
Piaget nazywa ten wczesny egocentryzm ca�-
kowitym__i _n i_e_� w i ajLo_ rn_y_rn_- (podkre�le-
"noe"^� M.D.). Je�li dziecko znajduje si� w tym
stanie, to jest nie�wiadome samego siebie tak
'�samo jak innych ludzi i rzeczy. �wiadomo��
rozwija si� wraz z rozwojem dyferencjacji.
Nie jest nierozs�dne zapyta�, na jakiej pod-
stawie Piaget, czy ktokolwiek inny, mo�e wy-
snuwa� wnioski co do zakresu �wiadomo�ci
dziecka. W ko�cu dziecko nie mo�e powiedzie�
29
nam tego bezpo�rednio. A wi�c jedyn� mo�li-
wo�ci� jest pr�ba uzyskania informacji ze spo-
sob�w zachowania si� niemowl�cia.
G��wnym dowodem, na jaki Piaget powo-
�uje si� w swojej argumentacji, jest nast�pu-
j�cy fakt: je�li pi�cio- czy sze�ciomiesi�cznemu
dziecku pozwolimy bawi� si� ma�� zabawk�,
a nast�pnie na jego oczach przykryjemy j� pu-
de�kiem czy kawa�kiem tkaniny, to dziecko
z regu�y nie uczyni �adnej pr�by podniesienia
przykrycia i odzyskania zabawki. Dzieje si�
tak nawet wtedy, gdy niemowl� wykazuje wie-
le zainteresowania zabawk� i gdy wiemy z in-
nych obserwacji, �e jest na tyle sprawne ru-
chowo, by dosi�gn�� i pochwyci� to, co mu jest
potrzebne.
A wi�c dlaczego dziecko nie stara si� odzy-
ska� zabawki? Piaget s�dzi, �e nie robi tego
dlatego, i� zabawka przestaje dla niego istnie�:
na tym etapie rozwoju to, co znika z oczu, zni-
ka tak�e z umys�u.
Cz�owiek doros�y normalnie my�li o �wiecie
jako o miejscu, gdzie r�ne przedmioty trwaj�
poddane swym w�asnym prawom, niezale�nie
od tego, czy s� widziane czy nie; ich istnienie
jest niezale�ne od cz�owieka. Niekt�rzy filozo-
fowie kwestionuj� ten pogl�d i jego za�o�enia,
ale dla wi�kszo�ci z nas, na og� w ka�dej
chwili naszego �ycia, jest to przekonanie nie
daj�ce si� podwa�y�; stale kierujemy si� nim
w naszym post�powaniu. Kiedy widzimy, �e da-
ny przedmiot zostaje przykryty pude�kiem, to
wiemy, �e nadal tam jest. Gdyby kto� podni�s�
pude�ko i okaza�oby si�, �e przedmiot znikn��,
byliby�my bardzo zdziwieni i t�umaczyliby�my
sobie ten fakt oszustwem albo czarami.
A wi�c, je�li dziecko nie zdaje sobie sprawy,
�e przedmiot przykryty pude�kiem nadal tam
jest, je�li nie rozwin�o si� w nim jeszcze to,
co nazywamy poj�ciem przedmiotu, jego wy-
30
obra�enie �wiata musi by� r�ne od naszego.
Podobnie, je�li nie potrafi ono odr�ni� siebie
od reszty wszech�wiata. Nie mo�na my�le�
0 wszech�wiecie jako o stabilnie trwaj�cych
cia�ach, poruszaj�cych si� w czasie i przestrze-
ni, bez krytycznego rozr�niania mi�dzy tym,
co jest nami, a tym, co nami nie jest. Poprzez
to rozr�nianie nadajemy rzeczom niezale�no��,
a tak�e sami j� osi�gamy.
Widzimy wi�c, �e Piaget wykorzystuje nie-
powodzenie dziecka w szukaniu ukrytego przed-
miotu jako dow�d, �e pozostaje ono w stanie
g��bokiego egocentryzmu wczesnorozwQio.W?go,
1 na pierwszy rzut oka rzeczywi�cie wydaje
si�, �e jest to dow�d bardzo powa�ny. Ale ro-
zumuj�c w ten spos�b natrafiamy na r�ne
trudno�ci, z kt�rych najwa�niejsza jest nast�-
puj�ca: je�li powodem, dla kt�rego dziecko nie
szuka zabawki, jest ca�kowity brak poj�cia
przedmiotu, to spos�b, w jaki zabawka ta znika
z jego pola widzenia, nie powinien mie� �adne-
go znaczenia dla reakcji dziecka. Je�li �wiat
jest dla dziecka seri� obraz�w, kt�re przycho-
dz� i odchodz� (a to zdaje si� zak�ada� brak
poj�cia przedmiotu), to nie jest istotne, co po-
woduje, �e przedmiot znika, dziecko i tak nie
b�dzie pr�bowa�o go odzyska�. Ale to w�a�nie
nie jest prawd�. Spos�b znikania przedmiotu
ma swoje znaczenie.
Jednym ze sposob�w ukrycia przedmiotu
przed ludzkim wzrokiem jest ca�kowite usu-
ni�cie z niego �wiat�a. Z kolei za pomoc� no-
woczesnych kamer telewizyjnych operuj�cych
podczerwieni� mo�na fotografowa� zdarzenia
zachodz�ce w ca�kowitych ciemno�ciach. Mo-
�emy wi�c spowodowa� znikni�cie przedmiotu
przez proste zgaszenie �wiate� w zaciemnio-
nym pokoju, a jednocze�nie nadal obserwowa�
zachowanie dziecka. Eksperyment taki prze-
prowadzili Tom Bower i Jennifer Wishart, kt�-
31
r�y podali, �e w takich warunkach dzieci od-
najduj� zabawk�, szybko wybieraj�c w�a�ciwy
kierunek. A wi�c znowu twierdzenie Piageta
dotycz�ce egocentryzmu zostaje zakwestiono-
wane.
Dyskusja nad tym, kt�re z wyja�nie� tego
stanu rzeczy oka�e si� w ko�cu prawdziwe,
trwa nadal i nadal prowadzone s� odpowiednie
badania. Ale Bower proponuje interesuj�ce
i dobrze uzasadnione wyt�umaczenie � oma-
wiane tu trudno�ci ma�ego dziecka wi��e z
poj�ciem lokalizacji i ruchu.5 Wed�ug takiego
uj�cia ma�emu dziecku przede wszystkim brak
wiedzy o tym, �e przedmioty poruszaj� si�
i dzi�ki temu ten sam przedmiot mo�e pojawia�
si� w r�nych miejscach, a tak�e r�ne przed-
mioty mog� ukazywa� si� w tym samym miej-
scu albo obok siebie, albo jeden wewn�trz dru-
giego. U dziecka pi�ciomiesi�cznego zarysowuje
si� ju� pewne poj�cie ruchu i kszta�tuje zro-
zumienie, �e przedmiot X mo�e przesun�� si�
z miejsca A na miejsce B. Dziecko wci�� ma
wiele trudno�ci tego typu jak opisane przez
Piageta, ale wynikaj� one z faktu, �e nie osi�-
gn�a ono jeszcze pe�nego zrozumienia relacji
przestrzennych, takich jak: na, w, przed, za*
Trudno�ci te nie wyp�ywaj� z kompletnego
braku poj�cia �wiata �innych rzeczy".
W�r�d �innych rzecz}" we wszech�wiecie
jest jedna grupa szczeg�lnie wa�na dla nie-
mowl�cia, niezale�nie od tego, czy jest ono
�wiadome tego faktu czy te� nie. Jest to mia-
nowicie grupa innych os�b. Jedn� z konsekwen-
cji prze�wiadczenia o g��bokim wczesnym ego-
centryzmie jest przekonanie, �e ma�e dziecko
5 Zob. T.G.R. Bower, A Primer of Infant Deve-
lopment. San Francisco 1977.
6 Nie chodzi nam tutaj o irossumienie s��w, lecz
relacji, kt�re s� przez nie okre�lane.
32
jest ca�kowicie nie�wiadome wyj�tkowego zna-
czenia innych ludzi. Oczywi�cie jest ono w ta-
kim razie tak�e niezdolne do jakiegokolwiek
reagowania na osoby jako osoby i do jakiej-
kolwiek komunikacji z nimi czy do rozumienia
ich intencji. Nieodparte wra�enie, jakiego do-
znaje doros�y w obcowaniu z niemowl�ciem,
mianowicie �e ma z nim kontakt, musia�oby wi�c
by� iluzoryczne.
Piaget idzie tak daleko, �e przyznaje, i� oko-
�o si�dmego lub �smego miesi�ca �ycia dziecko
przez sam� ekspresj� swej twarzy ujawnia �y-
we zainteresowanie innymi lud�mi. By jednak
nie popa�� w sprzeczno�� z samym sob�, musi
doda�, i robi to rzeczywi�cie, �e mimo to na-
dal w umy�le dziecka nie ma w zasadzie �ad-
nego zr�nicowania mi�dzy inn� osob� a reszt�
rzeczywisto�ci.7
Je�li natomiast, nie przyjmiemy za�o�enia,
�e niemowl� jest ca�kowicie pogr��one w swym
egocentryzmie, wolno nam s�dzi�, �e jego za-
interesowanie innymi lud�mi cechuje taka
sama autentyczno��, jak� przejawia na ze-
wn�trz, i �e niekt�re rodzaje osobowych inter-
akcji s� co najmniej mo�liwe ju� w bardzo
wczesnym stadium rozwoju, �e ju� wtedy mo-
�e zachodzi� pewien typ autentycznej, dwu-
kierunkowej komunikacji. Ale czy rzeczywi-
�cie tak jest? Istniej� tu pewne ryzyko wiary
w co� tylko dlatego, �e chcemy w to wierzy�.
Z zasady doro�li doznaj� wi�kszej satysfakcji
emocjonalnej my�l�c, �e niemowl�, kt�re si�
do nich u�miecha, jest ju� osob�, ni� gdyby
s�dzili, �e u�miechy, gesty i wokalizacje dziec-
ka s� w przewa�aj�cej mierze jedynie odru-
chowe, �e s� to zaledwie automatyczne wzorce
zachowa� pozbawione osobowych znacze�. Nie-
7 Zob. J. Piaget, The Child's Construction of Rea-
lity. London 1958.
3 My�lenie dzieci
33
zb�dna jest wi�c tu du�a ostro�no��. Obecnie
jednak wielu badaczy dok�adnie obserwuj�cych
interakcje matek i ma�ych dzieci jest przeko-
nanych, �e wra�enie osobowej reakcji ze strony
dziecka nie jest w �adnym przypadku z�udze-
niem i �e pr�by komunikacji rozpoczynaj� si�
ju� w pierwszych miesi�cach �ycia. \I tak Je-
rome Bruner przedstawia dane potwierdzaj�ce
pogl�d"]ze doros�y i dziecko bardzo pr�dko
osi�gaj� umiej�tno�� wzajemnego obdarzania
si� uwag� i komunikowania swych intencji
i t� wczesnorozwojow� wzajemno�� uwa�a za
istotny punkt wyj�cia w nauce j�zyka.8 Do
podobnych wniosk�w doszed� na podstawie
swych bada� Colwyn Trevarthen, kt�ry twier-
dzi, i� dane z film�w przedstawiaj�cych po-
nad sto interakcji mi�dzy matkami i ich dwu-
' lub trzymiesi�cznymi dzie�mi zmuszaj� do
przyj�cia wniosku, �e nawet w tak wczesnym
wieku rozwija si� z�o�ona forma wzajemnego
porozumienia. Trevarthen jest prze�wiadczony""
o tym, �e ta forma wczesnego interpersonalne-
go reagowania jest �r�d�em, z kt�rego wywo-
dzi si� ca�y ludzki intelekt.
Oczywi�cie, gdy dziecko zaczyna m�wi�, usi-
, �owania porozumienia si� nie mog� ju� budzi�
�adnych w�tpliwo�ci i zwyk�a obserwacja wy-
starcza, by zauwa�y�, �e zdolno�� do wzaje-
mnej wymiany rozwija si� w�wczas bardzo
szybko. Ale i w�wczas problem egocentryzmu
� nie przestaje by� aktualny.
Rozwa�aj�c swoje obserwacje nad mow�
dzieci w wieku przedszkolnym Piaget po raz
pierwszy zaproponowa� poj�cie egocentryzmu
jako zjawiska wyja�niaj�cego. "Stwierdzi�, �e
przez wi�kszo�� czasu, kiedy dziecko m�wi,
34
�nie usi�uje ono postawi� si� w sytuacji s�u-
chacza".9,
P�niejsze prace ujawni�y jednak konie-
czno�� zakwestionowania nie samego twierdze-
nia, �e dziecko czasem nie potrafi postawi� si�
w sytuacji s�uchacza, lecz sugestii, �e w og�le
nie jest ono w stanie tego zrobi�. JVIichael Ma^
jjatsps -opisuje eksperyment, podczas kt�rego
proszono ma�e dzieci, aby komunikowa�y si�
w sprawie zestawu zabawek z osob� doros��,
kt�ra albo patrzy�a na zabawki, albo zamyka�a
oczy i zakrywa�a je r�k�. (W rzeczywisto�ci
oszukiwa�a ona zerkaj�c przez palce.) Zada-
niem dziecka by�o poinformowanie osoby doro-
s�ej, kt�ra zabawka ma by� w�o�ona do auta,
a nast�pnie zwieziona z g�rki. Czasem, kiedy
na przyk�ad dwie identyczne zabawki znajdo-
wa�y si� w dwu r�nych miejscach, prowa-
dzi�o to do ujawnienia znacznego niedostatku
lingwistycznych zasob�w dzieci. Nie by�o im
�atwo dokona� opisu typu: �ta, kt�ra jest naj-
bli�ej auta". Kiedy doros�y patrzy� na zabaw-
ki, dzieci na og� radzi�y sobie z problemem
bardzo rozs�dnie, pokazuj�c po prostu palcem
t� czy inn�. Ale kiedy widzia�y, �e doros�y
nie obserwuje sytuacji, usi�owa�y, dostarczy�
mu werbalnego opisu nawet wtedy, gdy nie
radzi�y/sobie z tym zbyt dobrze. Jak przed-
stawia to Maratsos, -dzieci jwyjjazywa�y du��_-
wra�liwo�� na sytuacj� sjiuenacza. Fakt, �e nie-
Tctorzy inni badacze nie wspominaj� o tak du-
�ej wra�liwo�ci tego typu u ma�ych dzieci,
Maratsos t�umaczy tym, �e on sam zastosowa�
bardzo proste zadanie, kt�re mog�o by� zrozu-
miane przez dziecko.
Peter Lloyd przeprowadzi� badanie dotycz�-
ce tej samej kwestii, w kt�rym u�y� zabawki
9 Zob. J. Piaget, Mowa i my�lenie u dziecka.
Lw�w 1929.
35
przedstawiaj�cej pand�. Prezentowa� j� dzie-
ciom jako stworzenie, kt�re ,,nie potrafi zbyt
dobrze m�wi�", a wi�c potrzebuje pomocy, kie-
dy chce si� porozumie�. (G�osu pandzie u�yczy�
doros�y, kt�ry siedzia� niewidoczny w specjal-
nej kabinie z wmontowanym odpowiednim ek-
ranem umo�liwiaj�cym obserwowanie tego, co
dzia�o si� w pokoju.) Dzieci pomaga�y pandzie
z widoczn� przyjemno�ci�. Wi�kszo�� z nich
przejawia�a du�� wra�liwo�� w post�powaniu
z pand� i sporo wyrozumia�o�ci wobec jej nie-
kompetencji.
Lloyd stwierdzi�, �e cho� dzieci pr�bowa�y
pom�c pandzie, nie wykazywa�y podobnej go-
towo�ci sygnalizowania trudno�ci, kiedy same
potrzebowa�y pomocy. Nie by�y sk�onne do
wyjawiania, �e wiadomo��, kt�r� otrzyma�y,
nie jest w�a�ciwa. Rzadko zdarza�o si�, by pro-
si�y o wi�cej informacji. Ale wiele z nich udo-
wodni�o, �e s� w stanie ca�kowicie sobie pora-
dzi�, je�li tylko by�y wyra�nie o�mielone, by
zwr�ci� uwag� pandzie, ilekro� jej wypowied�
by�a niewystarczaj�ca. W sumie niewiele prze-
mawia za tym, �e egocentryzm jest powa�n�
barier� w procesie komunikowania si�.
Nieunikniona wydaje si� nast�puj�ca og�lna
konkluzja: ^dolno�� do decentracji czy te� zdol-
no�� do wczucia si� w punkt widzenia innej
osoby nie s� u dzieci w wieku przedszkolnym
tak ograniczone, jak to przez wiele lat utrzy-
mywa� Piagetr
Obalenie prze�wiadczenia o zdecydowanym
egocentryzmie wieku dzieci�cego ma daleko
si�gaj�ce implikacje. Ale znaczenie tego faktu
b�dzie bardziej zrozumia�e, gdy go przeanali-
zujemy w �wietle ostatnich bada� i nowych tez
dotycz�cych sposob�w uczenia si� przez dzieci
u�ywania i rozumienia j�zyka. Przejd�my wi�c
teraz do rozwa�a� na ten w�a�nie temat.
36
3. UCZENIE SI� J�ZYKA
Ostatnio modne sta�o si� okre�lenie �przy-
swajanie sobie j�zyka" zamiast �uczenie si�
mowy". Jest to rezultat pewnego rodzaju re-
wolucji, do kt�rej dosz�o w latach sze��dzie-
si�tych i kt�r� zawdzi�czamy pracom amery-
ka�skiego j�zykoznawcy Noama Chomsky'ego.
Co si� tyczy rozwoju wiedzy dziecka o j�-
zyku, centraln� tez� Chomsky'ego jest prze-
�wiadczenie, �e od urodzenia wiemy, czym jest
j�zyk, jakiego rodzaju system stanowi. Chom-
sky zak�ada, �e od urodzenia dysponujemy spe-
cjaln� wra�liwo�ci� na te cechy gramatyki,
kt�re s� uniwersalne, nie ograniczone do �ad-
nego konkretnego, etnicznego j�zyka. Jeste�my
wi�c w stanie szybko rozpoznawa� czy te�
�wy�awia�" sposoby ujawniania si� tych cech
w konkretnym j�zyku ludzkim, w obr�bie kt�-
rego przypad�o nam �y�, czy by�by to chi�ski,
fi�ski, hebrajski czy jakikolwiek inny j�zyk.
Zauwa�my przede wszystkim, �e w takim
' uj�ciu g��wny ci�ar spoczywa na gramatyce.
Najwa�niejsze jest to, w jaki spos�b dziecko
dochodzi �� poprzez swoj� znajomo�� struk-
tury j�zyka i regu� kontroluj�cych ��czenie
jednych s��w z drugimi � do formu�owania
poprawnych wypowiedzi.
Uprzednio badacze j�zyka dzieci�cego po-
37
�wi�cali temu tematowi niewiele uwagi i do-
piero praca Chomsky'ego wywo�a�a nag�y
wzrost zainteresowania tym problemem, a by�o
ono tak wielkie, �e przez jaki� czas ignorowano
z kolei niemal wszystkie inne aspekty uczenia
si� j�zyka. Pocz�tkowo badania stymulowane
przez to zainteresowanie wydawa�y si� potwier-
dza� pogl�d, �e dzieci opanowuj� gramatyk�
swego j�zyka ju� w bardzo wczesnym wieku.
Bieg�o�� ta mia�a ujawnia� si� w formu�owa-
niu przez dziecko regu� gramatycznych na
�w�asny u�ytek. Szczeg�lnie wiele uwagi po-
�wi�cano faktowi ods�aniania si� takich regu�
w niekt�rych b��dach pope�nianych przez dzie-
ci. Udowadniano, �e dziecko, kt�re m�wi
I bringed it, musia�o (oczywi�cie w pewnym
sensie i prawdopodobnie nie�wiadomie) sformu-
�owa� zasad�, �e czas przesz�y czasownik�w
tworzy si� przez dodanie ko�c�wki ed do for-
my czasu tera�niejszego.1 B��d wynika�by tu
po prostu ze zbyt szerokiego zastosowania re-
gu�y, nim jeszcze dziecko zda�o sobie spraw�
z istnienia wyj�tk�w. W ka�dym razie oczy-
wiste by�o, �e formy I bringed it nie mog�o
ono nauczy� si� przez bezpo�rednie na�ladowa-
nie doros�ych, poniewa� nie jest prawdopo-
dobne, by mogli oni pope�nia� b��dy tego aku-
rat typu.
W kontek�cie tym szczeg�lnie ekscytuj�cy
by� fakt, i� czasem dzieci zaczynaj� od popra-
wnej formy I brought, a potem � na jaki�
cza