10524
Szczegóły |
Tytuł |
10524 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10524 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10524 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10524 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRZEJ TREPKA
ATOL TRYDAKNY
Wprawnym okiem przejrzawszy ostatnie depesze z dalekopis�w, nocny redaktor �Daily
Express� wy�owi� wiadomo�� pasuj�c� na czo��wk� pierwszej kolumny. Zaadiustowa� j�
zielonym o��wkiem i opatrzy� tytu�em: TAJEMNICZE ZAGINI�CIE PANAMSKIEGO
STATKU. Po kr�tkim wahaniu, dopisa� wy�ej na linii: �Czy�by znowu lataj�ce spodki?��
Jeszcze raz przebieg� wzrokiem sensacyjne doniesienie, kt�re nadesz�o z przeciwleg�ych
kra�c�w �wiata:
singapur, 27.7. (ot�p) � statek pasa�erski �rose marie� p�yn�cy pod bander�
panamsk� z nowego orleanu do hong�kongu i kantonu nie przyby� w terminie do portu
przeznaczenia, ostatni raz widziano go, gady po opuszczeniu adenu mija� afryka�sk�
wysp� sokotr� kieruj�c si� na ocean indyjski, wkr�tce potem radiostacje brzegowe
odebra�y z ,,rose marie� meldunek donosz�cy o pojawieniu si� nad statkiem wielkiego
lataj�cego spodka, by�a to ostatnia wiadomo�� z pok�adu panamczyka, kiedy p�
godziny p�niej radiostacje adenu i sokotry usi�owa�y ponownie nawi�za� ��czno�� z
�rose marie�, ich sygna�y wywo�awcze pozosta�y bez odpowiedzi.
chocia� w tym czasie nie zanotowano silniejszych sztorm�w na oceanie indyjskim, z.
Port�w w adenie, kolombo i Singapur wysz�y jednostki ratownicze na poszukiwanie
zaginionego statku: do iangunu nadesz�a ostatnio wiadomo��, �e hinduski kuter rybacki
po�awiaj�cy tu�czyki w pobli�u archipelagu andaman�w wyci�gn�� z wody szalup� i
ko�o ratunkowe z �rose marie�. w zwi�zku z tym rozpocz�to poszukiwania na
tamtejszych wodach.
Nocny redaktor opatrzy� t� depesz� dygresj� o coraz cz�stszych wypadkach zatoni�cia
r�nych jednostek morskich z niewyja�nionych przyczyn, lub podejrzanego znikni�cia ich bez
wie�ci. Zako�czy� apelem o modernizacj� floty handlowej oraz wzmocnienie �Home fleet�.
Zadzwoni� na go�ca i odes�a� do drukarni gotowy materia�. Nad jego biurkiem g�stnia�
niebieskawy opar dymu. Szeroko otworzywszy okno, d�u�sz� chwil� patrzy� na u�pion� Fleet
Street oraz m��ce w dali �wiat�a Soho i Picadilly. W �wietlistej paj�czynie ulic i plac�w na
przemian to zapala�y si�, to gas�y tysi�ce neon�w niby t�tno �ywego kolosa, kt�ry dyszy
rytmicznie przez sen.
Og�rkowy sezon, tego roku jeszcze nudniejszy ni� zazwyczaj, uderza� obuchem w pras�
tak dotkliwie, �e ma�o skutkowa�y najbardziej wymy�lne, cz�sto niewybredne chwyty
ratowania spadaj�cych z dnia na dzie� nak�ad�w, nawet pism o ugruntowanej renomie i
�elaznej gwardii czytelnik�w. Nie wystarczy�o �onglowa� popularnym od trzech pokole�
potworem z Loch Ness, albo m�odszym, ale wdzi�czniejszym przez zawrotn� r�norodno��
pseudoeposem Uranid�w, kt�rzy w spodkach, dyskach lub kilometrowej d�ugo�ci cygarach
przybywali z nieba na Ziemi� w coraz to innych misjach � zale�nie od aktualnej mody,
politycznych czy gospodarczych koniunktur, oraz zdolno�ci i fantazji reportera. Cho�
naczelny wycenia� takie materia�y podw�jnie, a ostatnio nawet potr�jnie � nak�ad �Daily
Express� zje�d�a� ju� ku granicy op�acalno�ci. W tej sytuacji dy�urny redaktor powita� z
entuzjazmem nowin�, kt�ra zapowiada�a dalszy rozw�j wypadk�w, mog�cy jaki� czas
trzyma� w napi�ciu opini� publiczn�. Co najwa�niejsze � informacja nie by�a sprokurowana
ad hoc przy szklance whisky, tylko nadesz�a z zewn�trz, firmowana przez agencj�, wprawdzie
bardzo m�od�, ale ju� g�o�n� i ciesz�c� si� w �wiecie mark� wyj�tkowo operatywnej.
Redaktor zapali� chesterfielda i z zadowoleniem u�miechn�� si� do siebie.
� Ta historia z zaginionym statkiem � pomy�la� � to prawdziwa manna z nieba.
Marazm stawa� si� nie do wytrzymania. Parlament celebruje wakacje, Scotland Yard
rozp�ywa si� w kanikule, nawet psie wy�cigi zawieszono do jesieni. �Rose Marie�, �Rose
Marie�� � usi�owa� sobie co� przypomnie�. � Chyba s�ysza�em o tym statku. To nie musi
by� jedno z tysi�cy starych pude� p�ywaj�cych tak bezimiennie jak rekin albo �led�. Jeszcze
lepiej!
W tym samym czasie redaktor porannego wydania ,,L��cho de Paris� uj�� korektorsk�
kredk� i zamaszy�cie obwi�d� nast�pn� depesz� Agencji Trans Press:
nowy orlean, 27. 7. (ot�p) � panuje tu powa�ne zaniepokojenie o losy panamskiego
statku, �rose marie�, kt�ry zagin�� w tajemniczych okoliczno�ciach na oceanie
indyjskim, jak si� obecnie dowiadujemy, na pok�adzie � p�yn�o do kantonu 50 dzieci
chi�skich emigrant�w, by tam uzupe�ni� sw� znajomo�� ojczystego j�zyka i tradycji
narodowych, milioner ameryka�ski chi�skiego pochodzenia, znany fabrykant obuwia mr
sulivan, wyznaczy� nagrod� 100.000 dolar�w za odnalezienie dzieci z ,,rose marie�,
w�r�d kt�rych znajduje si� jego 15�letni syn donald. mr sulivan odlecia� z san francisco
do Singapuru, by wszcz�� poszukiwania na w�asn� r�k�.
jednocze�nie dowiadujemy si�, �e na zaginionym statku znajdowa� si� r�wnie�
�adunek 20 ton z�ota przeznaczonego dla banku w hong�kongu. transport ten
eskortowa�o 3 uzbrojonych agent�w. o losie ich, jak r�wnie� pozosta�ych pasa�er�w i
za�ogi, brak jakichkolwiek wiadomo�ci.
� Ta historia z zaginionym statkiem powinna przysporzy� nam par� tysi�cy czytelnik�w
� powiedzia� dy�urny redaktor do kierownika dzia�u, k�ad�c przed nim kolejne depesze.
� Warto poradzi� naczelnemu, �eby zam�wi� w tej agencji specjalny reporta� z
ekspedycji ratunkowej na Oceanie Indyjskim.
� A mo�e ty by� wylaz� wreszcie zza biurka i przewietrzy� si� ca�� g�b�? Aden, Singapur,
Rangun � czort wie gdzie jeszcze� Kawa� �wiata, huczek wra�e�. No i stary by ci� hojnie
wynagrodzi�. Nawet gdyby� bezczelnie �ga� jak to na twoich oczach ptak Ruk unosi� w
szponach �Rose Marie� � brzmia�o by inaczej ni� p�askie wypociny, �e z balkoniku swojej
mansardy na Montmartre jaki� poeta w pijanym widzie dostrzeg� co� niewyra�nego, i to m�g�
by� lataj�cy spodek�
� O nie, m�j drogi! Daruj� to sobie. Czasy Stanley��w i Livingstone��w min�y
bezpowrotnie. Szkoda, ale nic na to nie poradzimy. Wielka odkrywcza przygoda � dawne
dzieje; dzi� s� za to wielkie agencje prasowe. Zreszt� pojutrze urywam si� na urlop. Je�li
uwa�asz, �e podr�ne kszta�c�, Biarritz zupe�nie mi wystarczy.
� To ma by� rasowy dziennikarz � westchn�� szef porannej edycji. � Szkoda gada�,
schodzimy na psy.
John Talbot, czo�owy reporter Agencji Trans Press, mieszcz�cej si� w Nowym Jorku, na
blacie swego biurka wygodnie po�o�y� stopy obute w zamszowe p�buciki firmy Sulivan and
Co i zag��bi� si� w notatki z wczorajszej konferencji prasowej. Fertyczna maszynistka
po�o�y�a na klawiszach Temingtona wypiel�gnowane palce o krwistych paznokciach i czeka�a
a� dziennikarz zacznie dyktowa� kolejn� notatk�.
� Prosz� da� nag��wek � rzuci� wreszcie zza biurka. � CZY LATAJ�CE SPODKI
PORWA�Y �ROSE MARIE�?
� �porwa�y �Rose Marie� � bezmy�lnie powt�rzy�a maszynistka, wystukawszy tutu�.
� Prosz� pisa� dalej:
filadeliia, 27.7. (ot�p) � rzecznik sztabu generalnego do spraw ufologii (nauki o
niezidentyfikowanych obiektach lataj�cych) kpt. in�. e. ruppelt o�wiadczy�
przedstawicielom prasy, kt�rzy zasi�gn�li jego opinii w sprawie zagini�cia �rose
marie�, �e daje si� zauwa�y� wzmo�on� dzia�alno�� i wyra�ny rozw�j techniczny
lataj�cych spodk�w, m. in. zaobserwowano gigantyczne obiekty kszta�tu cygara �
prawdopodobnie bazy przestrzenne s�u��ce lataj�cym spodkom jako awiomatki.
in�. ruppelt stwierdza autorytatywnie, �e niekt�re z tych ,,cygar� s� w stanie porwa�
i wch�on�� do swego wn�trza statek wielko�ci �rose marie�. kpt. ruppelt przypomnia�
r�wnie�, �e zanotowano kilka wypadk�w zagini�cia samolot�w wojskowych �cigaj�cych
niezidentyfikowane obiekty lataj�ce (ufo). nie wyja�niono te� sprawy zagini�cia na
atlantyku statku �jolita�, przy spokojnej pogodzie.
jeden z naj�wie�szych fenomen�w tego rodzaju wydarzy� si� mi�dzy rangunem a
mandalay. pilot odrzutowca lec�cy na du�ej wysoko�ci zosta� znienacka zaatakowany
przez eskadr� spodk�w, uchwyci�y one samolot w silne pole magnetyczne i holowa�y go
w kierunku unosz�cej si� nad nimi monstrualnej awiomatki. w ostatniej chwili pilotowi
uda�o si� akrobatycznym manewrem wyrwa� maszyn� z niewidzialnych wi�z�w i ostr�
pik� run�� w d�. ufo �ciga�y go jeszcze pewien czas � a� do momentu gdy znalaz� si�
nad samymi wierzcho�kami drzew w d�ungli.
John Talbot zdj�� nogi z biurka, schowa� notes do kieszeni i oznajmi�:
� Koniec. Prosz� odda� to zaraz na dalekopisy. Czy by�y jakie� telefony?
� Dzwoni� mister Sulivan, �e samolot do Kolombo odlatuje o 14.30. Bilety, paszport i
pieni�dze s� do odebrania w sekretariacie naczelnego. Szef prosi�, �eby si� pan pokaza� u
niego przed wyjazdem. Szcz�liwej podr�y, panie Talbot. Niech pan uwa�a na siebie: te
wschodnie pi�kno�ci s� podobno bardzo niebezpieczne.
� O key, honey � rzuci� wychodz�c. � Na Cejlonie kobiety s� ju� oswojone i nie
zjadaj� bia�ych sahib�w. Je�li chcesz, przywioz� ci kilka niewolnic, ka�d� innego koloru,
�eby ci pasowa�y do r�nych sukienek.
DETEKTYW INTERPOLU
Ralf Collins bezszelestnie zamkn�� za sob� drzwi gabinetu wy�o�one korkiem i stan��
przed niem�odym m�czyzn�, kt�rego l�ni�ca �ysina oraz jowialny u�miech stanowi�y dziwne
zestawienie z przenikliwym spojrzeniem stalowoniebieskich oczu. W swej ruchliwej karierze
detektywa, Ralf rzadko widywa� generalnego inspektora Duvala. Instrukcje i zlecenia
otrzymywa� zazwyczaj specjaln� poczt� lub zaszyfrowanymi kablogramami. Tym razem
zosta� pilnie �ci�gni�ty do centrali Interpolu w Brukseli � a� z drugiej p�kuli, gdzie odbywa�
sta� w walce z przemytem narkotyk�w drogami morskimi. Wiedzia� z do�wiadczenia, �e takie
nag�e wezwania wr� rzucenie go w wir nowej, zawi�ej i niebezpiecznej przygody. Tote�
zaj�wszy miejsce w klubowym fotelu, kt�ry szef wskaza� mu zapraszaj�cym gestem, bacznie
nastawi� ucha.
� Doszed�em do przekonania, i� si� marnujesz siedz�c tak d�ugo w San Francisco �
zacz�� Duval, cz�stuj�cego cygarem. � W zwi�zku z twoj� marynarsk� przesz�o�ci�, traktuj�
ci� jako naszego eksperta od spraw zwi�zanych z morzem i �eglug�. W�a�nie dysponuj�
niezwykle ciekaw� spraw� w tej materii.
� �Rose Marie� � domy�lnie zauwa�y� Ralf.
Inspektor skin�� g�ow�.
� Co wiesz o tej aferze?
� Ostatni raz widziano statek 21 lipca, gdy po dwudniowym postoju opuszcza� port w
Adenie. Na pok�adzie znajdowa�o si� pi��dziesi�t chi�skich dzieci p�yn�cych do Kantonu i
zaledwie kilku doros�ych pasa�er�w. Wieziono te� �adunek dwudziestu ton z�ota. Dalsze losy
�Rose Marie� s� nieznane. Wszelkie �lady gin��
� W morzu? � podchwyci� inspektor.
� Podobno� w niebie � odpar� detektyw, u�miechaj�c si� nieznacznie. � Tak
przynajmniej sugeruje Agencja Trans Press oraz niekt�re gazety. Te informacje ��cz�
zagini�cie statku z pojawieniem si� w pobli�u lataj�cego spodka.
� Ty, osobi�cie, co o tym s�dzisz?
� To nie jest proste � odpar� Ralf, poprawiaj�c kosmyk spadaj�cy na czo�o. �
Wiadomo�� o znalezieniu ko�a ratunkowego i szcz�tk�w �odzi z �Rose Marie� wskazywa�a
by, �e katastrofa wydarzy�a si� w Zatoce Bengalskiej. Ale w�a�nie to budzi we mnie powa�ne
w�tpliwo�ci.
� Mianowicie?
� Ma�o prawdopodobne, by du�a jednostka przep�yn�a ca�y Ocean Indyjski nie
zauwa�ona przez �aden inny statek ani przez stacje brzegowe na Cejlonie � powiedzia� Ralf
pochylaj�c si� nad map�, kt�r� Duval rozwin�� przed nim. � Ponadto, miejsce znalezienia
tych przedmiot�w nie pokrywa si� z kierunkami sta�ych pr�d�w na tych akwenach.
� I mnie si� to niezbyt podoba�o � rzuci� generalny inspektor. � Dlatego kaza�em
naszym ludziom w Singapurze, aby przes�ali pr�bki wy�owionych szcz�tk�w.
� Co wykaza�a ekspertyza? � spyta� Ralf z o�ywieniem.
� Ekspertyzy nie by�o. Szalupa i ko�o znikn�y w tajemniczy spos�b.
Zapominaj�c o obecno�ci szefa, Ralf gwizdn�� z cicha.
� Je�li statek porwali Marsjanie, to musieli by� szata�sko przebiegli. Czy�by studiowali
kryminalistyk� wed�ug dobrych ziemskich wzor�w?
� A jednak pojawienie si� lataj�cego spodka nad �Rose Marie� nie budzi w�tpliwo�ci �
wyja�ni� inspektor. � Relacj� potwierdzi� pewien rybak, kt�ry spotka� �Rose Marie� tu�
przed jej zagini�ciem. To samo zezna� latarnik z wyspy Sokolry, kt�ry obserwowa� statek
przez lornetk�. Ludzie ci nie znaj� si�. Przy tym latarnik to nasz cz�owiek.
Ralf zamy�li� si�.
� Wa�ny szczeg� � mrukn�� w ko�cu, mierzwi�c czupryn� z roztargnieniem.
� S�dzisz wi�c, �e to wszystko jako� si� wi��e z pojazdami obcej cywilizacji?
� Nie jestem ufologiem. Wszak�e problemu lataj�cych spodk�w nie wymy�li�a prasa;
czasami tylko rozdmuchuje go, nawet zgo�a nieodpowiedzialnie.
� Bez w�tpienia. Jednak taka wersja zagini�cia ,,Rose Marie� mo�e by� komu� diabelnie
na r�k�. Wola�bym mie� do czynienia z bardziej ziemskimi poszlakami.
Ozwa� si� brz�czek telefonu. Sekretariat zawiadamia�, �e z Hong�Kongu nadszed� nowy
meldunek.
� Rozszyfrowa� i przes�a�!
Po chwili przed inspektorem le�a� telegram:
Hong�kong 30. 7. � agent r�37 uzyska� informacj�, �e na ,,rose marie� przewo�ono
prototyp najnowszej tajnej broni ameryka�skiej, konwojowa� j� ekspert lotnictwa usa,
major mac carthy, kt�ry mia� j� dostarczy� na taiwan. mac carthy zeszed� na l�d w
adenie i nie powr�ci� wi�cej na ,,rose marie�.
� A wi�c gra toczy si� o jeszcze wy�sz� stawk� � powiedzia� inspektor wr�czaj�c
Ralfowi depesz�.
Obaj m�czy�ni pogr��yli si� w g��bokiej medytacji.
� Poszlaki s� ci�gle jeszcze bardzo kruche i zagmatwane � przerwa� milczenie detektyw.
� Spr�bujmy jednak rozpatrzy� je kolejno. A wi�c zar�wno ��d� jak i ko�o ratunkowe
zosta�y po prostu sfabrykowane i podrzucone dla wprowadzenia nas w b��d. Zrobiono to
widocznie do�� niezr�cznie, skoro zasz�a potrzeba usuni�cia tych dowod�w rzeczowych.
Wyp�ywaj� z tego dwa wnioski: primo � mamy do czynienia z lud�mi, a nie z mieszka�cami
innych planet; secundo � ci ludzie chc� w nas wm�wi�, �e statek zagin�� gdzie� w Zatoce
Bengalskiej. Jego �lad�w nale�y zatem szuka� na Oceanie Indyjskim.
� Ma�o pocieszaj�ce � zauwa�y� inspektor. � Taka lokalizacja stwarza znany dylemat
ig�y w stogu siana.
� Dobre i to na pocz�tek � odpar� Ralf. � Nale�a�o by te� wiedzie� jak najwi�cej o
ostatnim sk�adzie za�ogi �Rose Marie� i pasa�erach.
� Wyda�em odpowiednie zarz�dzenie. Jeden ze zdolniejszych naszych agent�w ju�
kieruje �ledztwem i gromadzi materia�y. A teraz powiedz mi, kolego � podj�� Duval z innej
beczki � co s�dzisz o Mr Sulivanie, kt�ry organizuje ekspedycj� poszukuj�c� zaginionych
dzieci. W San Francisco chyba musia�e� o nim s�ysze�.
� Owszem, znam go nawet z widzenia � relacjonowa� detektyw. To bogaty fabrykant
obuwia, chi�ski patriota ciesz�cy si� w mie�cie nieposzlakowan� opini�. Donald, kt�ry
znajdowa� si� w�r�d dzieci p�yn�cych na �Rose Marie�, jest jego jedynym m�skim
potomkiem i spadkobierc�. Zdaje pan sobie spraw�, szefie, jak� to ma wymow� dla ludzi
Wschodu.
� Ot� ten zamo�ny Chi�czyk zwr�ci� si� do nas z pro�b�, aby�my mu pomogli wiedz� i
do�wiadczeniem. Razem z nim jedzie jaki� uczony, spec od lataj�cych spodk�w, oraz reporter
Agencji Trans Press, tak gorliwie interesuj�cej si� t� spraw� od samego pocz�tku. Je�li chcesz
� dam mu zna�, �e deleguj� tam ciebie. My�l�, �e jako absolwentowi Szko�y Morskiej i
oficerowi marynarki zaofiaruje ci dowodzenie swoim jachtem.
� �wietnie, � odpar� Ralf, nie ukrywaj�c zadowolenia. � Po drodze wszak�e chc�
zatrzyma� si� w Adenie. Spr�buj� odszuka� tam majora Mac Carthy�ego.
Chcia�bym wiedzie�, co go sk�oni�o do pozostania w tym porcie. Mo�e by� uprzedzony, �e
statkowi co� zagra�a?
� Zgoda. Jed� do Adenu. Tylko pami�taj: ani s��wka o tajnej broni ameryka�skiej.
Interpol w �adnym wypadku nie mo�e si� miesza� w sprawy wywiad�w.
� Zrozumia�e. Je�li uda mi si� odszuka� tego majora � b�d� z nim rozmawia� wy��cznie
jako z pasa�erem zaginionego statku, kt�rego uwadze co� mog�o podpa�� w czasie podr�y.
� To wszystko jest wyj�tkowo skomplikowane � rozwa�a� dalej inspektor Duval. A�
trzy zupe�nie r�ne aspekty: z�oto, dzieci i tajna bro�. Twoim zdaniem, kt�ry z nich gra tutaj
decyduj�c� rol�? A mo�e mamy do czynienia z trzema r�nym; sprawami, kt�re zbieg�y si�
razem?
Ralf analizowa� zagadnienie.
� Z rachunku prawdopodobie�stwa � zacz�� wolno � taki przypadek jest nader
w�tpliwy. Wiemy natomiast dobrze, i� nie ci sami ludzie dybi� na z�oto i na tajemnice
wojskowe. Logiczne zreszt�, �e gangsterzy nie mieliby poj�cia o misji ameryka�skiego
majora. Co innego agenci wywiadu: wiedzieliby wszystko o statku, za�odze, pasa�erach i
�adunku � ale z�oto zaj�oby ich tylko ubocznie, g��wnie przez niepo��dan� obecno��
uzbrojonych stra�nik�w.
� A co my�lisz o trzecim elemencie tej sprawy? � zagadn�� inspektor.
� Dzieci� Podejrzewam, �e tajn� bro� wieziono umy�lnie w ich towarzystwie, by
zabezpieczy� statek przed atakiem z morza lub z powietrza. Ale to nie wyja�nia p�niejszych
los�w ,,Rose Marie�. Mo�e tu chodzi� o zbiorowy kidnaping dla wymuszenia bajo�skiej
sumy okupu? ci wszyscy mali Chi�czycy pochodzili przecie� z bogatych rodzin. Natomiast
cz�� prasy wprost si� upiera, �e przybysze z Kosmosu ju� nie raz porywali ludzi � tak samo
jak dawniej niekt�rzy odkrywcy nowych l�d�w czy wysp zabierali z sob� krajowc�w i
egzotyczne zwierz�ta na pokaz. Skoro wok� �Rose Marie� rzeczywi�cie kr�ci� si� jaki�
lataj�cy spodek, r�wnie� i tej hipotezy nie mo�na z g�ry odrzuci�.
� Im dalej w las, tym wi�cej drzew � zauwa�y� inspektor. � W ka�dym razie sprawa
nabra�a takiego rozg�osu, �e bez w�tpienia ju� si� ni� zajmuj� najt�sze m�zgi organ�w
bezpiecze�stwa na ca�ym �wiecie.
� Nie byle kto musia� pu�ci� si� na to. Uprowadzenie do�� du�ego statku razem z za�og�,
transportem dzieci, skarbem i tajn� broni� � nie ma precedensu. Zdumiewa tu ogromny
rozmach i �mia�o��. Je�li to jest dzie�em mieszka�c�w naszej planety � mamy niew�tpliwie
do czynienia z jak�� pot�n� i �wietnie zorganizowan� mafi�. To si� zgadza z pewnymi
moimi spostrze�eniami, kt�rym ostatnio dawa�em wyraz w raportach. Teraz tym bardziej
podtrzymuj� prze�wiadczenie, i� gangsterski �wiat obu Ameryk, a wraz z nim r�wnie� inne
przest�pcze ugrupowania, dog��bnie przeobra�aj� swoje struktury. Bezpowrotnie min�y
czasy lokalnych gang�w oraz ich okrzyczanych przyw�dc�w. Obecnie, w �lad za innymi
dziedzinami �ycia mi�dzynarodowego, przest�pcy ��cz� si� w pot�ne trusty i koncerny
powi�zane wieloma ni�mi z finansjer�, polityk�, s�downictwem, policj�� Tylko patrze�, Jak
powstanie �wiatowa organizacja skupiaj�ca w kleszczach �elaznej w�adzy i rygoru wszystkie
bran�e kryminalnego podziemia.
� Mia�em s�uszno�� trzymaj�c ci� tak uporczywie w San Francisco � powiedzia� Duval z
�yczliwym u�miechem. � Chodzi�o mi nie tylko o przemyt narkotyk�w. Liczy�em, �e sam
si� zapoznasz z najnowsz� struktur� ameryka�skiego gangsterstwa; w�a�nie tam spoczywa
globalny punkt newralgiczny tych problem�w. Twoje raporty dowiod�y, �e przenikn��e� moje
intencje. Dlatego powierzam ci spraw� �Rose Marie�; zyskujesz najlepsz� sposobno��
skonfrontowania swoich teorii z rzeczywisto�ci�. S�dz�, �e jeste� zadowolony z tej
wyr�niaj�cej misji.
� B�d� dumny je�eli uda mi si� stan�� na wysoko�ci zadania � odpar� detektyw, przy
po�egnaniu �ciskaj�c d�o� szefa.
STRACONY �LAD
Kafejk� Alego Ben Mustafy Omara odwiedzali arabscy przemytnicy i poganiacze
wielb��d�w, chi�scy przekupnie galanterii z fa�szywej ko�ci s�oniowej, murzy�scy dokerzy
oraz marynarze z ca�ego �wiata. Lokalik nie mia� nazwy ani szyldu. Prowadzi�y do niego
kr�te i cuchn�ce uliczki portowej dzielnicy Adenu; wygl�dem nie r�ni� si� od wielu
spelunek, jakich nie brak w ka�dym mie�cie Bliskiego Wschodu. Obywa� si� bez reklamy;
�yczliwie tam widziano tylko sta�ych bywalc�w � za jakich uwa�ano nawet tych, kt�rych raz
na par� lat losy wiod�y przejazdem przez portowe miasto na skrzy�owaniu oceanicznych tras
wi���cych wszystkie kontynenty.
Prosto z lotniska Ralf Collins uda� si� do kawiarenki Alego. Zapuka� w um�wiony spos�b
w boczne drzwi, zaryglowane na g�ucho. Uchyliwszy judasza, stara od�wierna o wygl�dzie
czarownicy obrzuci�a go nieufnym spojrzeniem.
� Pan do kogo?
� Bez obaw. Jestem marynarzem. Zagl�dam tu za ka�dym razem, gdy m�j statek
zachodzi do Adenu. Powiedz Fatimie, �e przyszed� Ralf z Frisco.
Powabna Arabka z obna�onymi ramionami, na kt�rych urokliwie d�wi�cza�y niezliczone
bransolety r�nej wielko�ci, kszta�tu i koloru � wybieg�a z s�siednich drzwi i weso�o
uj�wszy Ralfa za r�k�, wprowadzi�a go do wn�trza. Po chwili oboje siedzieli w jednej z
ma�ych, p�mrocznych klitek, jakich pe�no by�o w lokalu Alego; zale�nie od klienteli, s�u�y�y
do�� urozmaiconym celom.
� Chyba nie zaczniemy od spraw s�u�bowych? � znacz�co powiedzia�a Fatima,
przysuwaj�c si� blisko do m�odego detektywa.
Ralf nadzwyczaj si� spieszy�. By� to jedyny pow�d, dla kt�rego tym razem zlekcewa�y�
ofert� pi�knej Arabki. Nie mia� zamiaru jej tego t�umaczy�. Oznajmi� rzeczowo:
� Tw�j meldunek o kontaktach niekt�rych oficer�w i kurier�w dyplomatycznych z
przemytnikami Alego � zainteresowa� szefa. Dostaniesz za to specjaln� premi�. W tej chwili
obchodzi mnie tylko jeden z twoich klient�w: major Mac Carthy z USA Air Forces. Kiedy go
widzia�a� ostatni raz?
� Ach, ten? � odpar�a Fatima, zmys�owo wydymaj�c usta. � By� w dniu postoju �Rose
Marie�. Ale�
� �nie odp�yn�� tym statkiem � doko�czy� Ralf.
� Sk�d wiesz? � zdziwi�a si�.
� Mieli�my w tej sprawie raport od innego agenta. Opowiadaj, co tu robi� i co mu si�
przytrafi�o.
� Najprz�d zg�osi� si� do Alego, bo mu by�o pilno zainkasowa� swoj� dol� za
przewiezienie partii opium s�u�bowym samolotem. Nie chcia� mi powiedzie� ile na tym
zarobi�; pewnie si� obawia�, �e wyci�gn� od niego zbyt wiele.
� Wi�c by� p�niej u ciebie? � spyta� Ralf.
� Oczywi�cie. Ali �ci�gn�� mnie tu specjalnie dla niego.
� No wi�c, jak to by�o?
� Normalnie. Jak zwykle, chcia� najpierw�
� G�upia! Nie o to pytam. Gadaj czemu si� sp�ni� na statek.
� To by�o nazajutrz. Przyszed� om�wi� szczeg�y nast�pnego przemytu. W czterech czy
pi�ciu siedzieli w kantorku, potem przeszli do palarni. Pili kaw� i, whisky, ale major
okazywa� dziwn� wstrzemi�liwo�� � cho� poprzedniego wieczoru niczego sobie nie
odmawia�. Musia�o mu bardzo zale�e� aby tym razem by� zupe�nie trze�wym. Kiedy Ali i
jego ludzie odeszli � major pos�a� po taks�wk�. Kierowca zg�osi� si� niebawem, lecz
tymczasem major twardo spa� nad fili�ank� kawy. W palarni opium nikogo to nie dziwi.
Kelner z od�wiern� zanie�li go do mego pokoju.
� Czemu go nie zbudzi�a�?
� Nie wiedzia�am kiedy odp�ywa statek. Zreszt� pr�bowa�am go ocuci�, ale to by�o
niepodobie�stwem. Spa� jako� dziwnie � niby bardzo twardo, a zarazem mamrota� co�
niezrozumia�ego. Nie mia� si�y unie�� r�ki, wi�c tylko palcami si� ode mnie odp�dza�, jakby
strzepywa� os� � doko�czy�a ze �miechem.
� A gdy si� obudzi�?� � indagowa� detektyw.
W oczach Fatimy pojawi� si� strach na samo wspomnienie.
� Och, wtedy rozpocz�o si� piek�o. Biega� od �ciany do �ciany, miota� si� jak ranny lew.
Wywijaj�c rewolwerem, wrzeszcza� na ca�e gard�o, �e wszystkich powystrzela.
� Za co?
� �e si� sp�ni� na statek � opowiada�a dalej Fatima, wzruszaj�c ramionami. � Rycza�,
�e kto� mu wsypa� narkotyk do kawy. Naprz�d pos�dza� Alego, potem mnie. Na Allacha,
mieli�my z nim okropny ambaras. Wreszcie motor�wk� Alego pogna� na morze aby dop�dzi�
�Rose Marie�. W�tpi� czy mu si� to uda�o.
� Dlaczego?
� Wkr�tce po tym zerwa�a si� burza piaskowa i na morzu nie by�o nic wida�. A przecie�
on nie marynarz. Nawet oficer z niego taki, jak ze mnie dziewica. Co innego ty � i w piekle
by� ten statek odszuka�.
Ralf pu�ci� komplement mimo uszu i ch�odno spyta�:
� Czy podejrzewasz kto m�g� go u�pi�?
� Troszeczk�. Obok, za przepierzeniem, le�a� jaki� stary Chi�czyk sprawiaj�cy wra�enie
kompletnie odurzonego przez opium. Kiedy jednak tam wst�pi�am po za�ni�ciu majora, go��
znikn��. Jako� nienaturalnie pr�dko przyszed� do siebie; wtedy odnios�am wra�enie, i� tylko
udawa� zamroczonego.
� Co wiesz o tym Chi�czyku? � spyta� Ralf.
� By� tu pierwszy raz. Troch� utyka na lew� nog�.
W chwil� p�niej detektyw mkn�� taks�wk� do portu rybackiego. �ywi� nadziej�, �e o
�Rose Marie� i motor�wce majora dowie si� czego� wi�cej od rybak�w, kt�rzy po�awiali
tamtego dnia na wodach otaczaj�cych Sokotr�. Ch�tnie si� rozgadali, lecz nie wnie�li �adnych
rewelacji. W dniu odej�cia �Rose Marie� wia� od l�du gor�cy wiatr pustynny � chamsin,
nios�c tumany py�u. Rybacy uciekali w po�piechu z �owisk, bo wszechobecny w powietrzu
piasek, bij�cy w oczy, uniemo�liwia� prac�. Morze jeszcze nie zd��y�o si� rozko�ysa�, ale
widzialno�� nie przekracza�a kilkunastu metr�w. W tych warunkach po�cig po ucz�szczanych
szlakach �eglugowych by� bardzo ryzykowny. Tote� kiedy ameryka�ski major, kt�ry sp�ni�
si� na statek, szuka� za�ogi do wynaj�tej motor�wki � nikt nie kwapi� si� wyruszy� z nim.
Zrozpaczony i w�ciek�y, zap�aci� Alemu ca�� warto�� �odzi, wskoczy� do niej, zapu�ci� silnik i
samotnie pogna� w morze.
Ralf pocz�� g�o�no rozwa�a�, czy majorowi uda�o si� dotrze� na �Rose Marie�. Wtedy
stary rybak powiedzia� wolno, nabo�nie zwracaj�c oczy w stron� Mekki:
� Jeden tylko Allach wie, co si� z nim sta�o. �atwo m�g� wpa�� na kt�r�� ze
zdradzieckich raf koralowych, co tak wielu przyprawi�y o �mier� na tych niebezpiecznych
wodach; m�g� w tumanach piasku zderzy� si� z jakim� innym statkiem i zaton��; m�g�
pob��dzi�, a wyczerpawszy zapas paliwa zgin�� z g�odu i pragnienia. Tak�e wiele, wiele
innych rzeczy, dobrych albo z�ych, mog�o mu si� przydarzy� z wyroku Allacha. Kt� ze
�miertelnych o�mieli�by si� dowiadywa�, jaki los Allach raczy� zgotowa� szalonemu
Amerykaninowi, kt�ry w czasie chamsinu pop�dzi� na morze�
Detektyw nie s�ucha� filozofowa� Araba. Pomy�la�, �e je�li Mac Carthy�emu jednak uda�o
si� dop�dzi� statek � czego nie spos�b by�o wykluczy� � to prawdopodobnie sam Allach
nie potrafi�by odgadn��, co potem z nim si� sta�o i gdzie teraz przebywa. Da� wi�c spok�j
szukaniu majora, kt�ry w zawi�ej sprawie �Rose Marie� obchodzi� go tylko jako ewentualny
�wiadek zdarze�.
S�dz�c, �e tutaj ju� nic nie wsk�ra, postanowi� nie traci� czasu i uda� si� do Colombo,
kt�re stanowi�o w�a�ciwy cel jego misji. Wsiad� w taks�wk�, ka��c si� wie�� na lotnisko, aby
sprawdzi� rozk�ad lot�w. Kiedy po drodze mija� prom portowy, kt�ry w�a�nie odbija� od
przystani, w ostatniej chwili wskoczy� na pok�ad jaki� Chi�czyk. Ralfa co� tkn�o. Gdy
baczniej przyjrza� si� jego ruchom, nie m�g� mie� w�tpliwo�ci: Chi�czyk lekko utyka� na
lew� nog�.
Dobrze pami�taj�c informacje uzyskane od Fatimy, detektyw nagl�co zatrzyma� taks�wk�
i pop�dzi� w kierunku odp�ywaj�cego promu. Prom oddala� si� jednak szybko, a w pobli�u nie
by�o �adnej �odzi aby za nim pod��y�.
Ralf si� opanowa�. � Do diab�a � pomy�la� � czy ma�o jest na �wiecie kulawych
Chi�czyk�w?
Pojecha� na lotnisko.
W OGRODZIE BALSAMU TYGRYSIEGO
Jaskrawe s�o�ce nad Singapurem dosy� si� zni�y�o, ale trwa� nadal tropikalny upa�. Ludzie
ju� powychodzili z biur, mija�a pora obiadu. Kto mia� chwil� wolnego czasu � wyrusza� na
przeja�d�k�, malownicz� nadmorsk� promenad�, b�d� szos� prowadz�c� w d�ungl�. Komu to
si� znudzi�o, albo nie mia� pod r�k� wozu, udawa� si� do parku. Jeden z nich, po�o�ony w
dzielnicy wytwornych will, a g�o�ny przez sw� oryginalno�� � o ka�dej porze t�tni�
r�noj�zycznym gwarem, zarazem stanowi�c jakby parad� wszystkich mo�liwych stroj�w.
Tury�ci z ca�ego �wiata radzi odwiedzali ten przybytek dziw�w.
Historia parku wi��e si� po prostu z reklam� popularnego wsz�dzie na Wschodzie �rodka
u�mierzaj�cego b�le � kt�ry wynalazca ochrzci� Balsamem Tygrysim. Przed wielu laty
dorobiwszy si� na nim ogromnego maj�tku, �w przedsi�biorczy Chi�czyk ufundowa� dwa
identyczne parki rozrywkowe w najbardziej ruchliwych portach dalekowschodnich � w
Hong�Kongu i Singapurze. Nazwa� je Tiger Balm Gardens.
Jest to co� po�redniego mi�dzy s�ynnym gabinetem figur woskowych Madame Tussaud a
ameryka�skim Disneylandem, tylko utrzymane w specyficznym chi�skim gu�cie.
Zamieniwszy na park zgrabne kamieniste wzg�rze Mount Faber, zat�oczono je gigantycznymi
rze�bami fantastycznych, przer�nie ustylizowanych bog�w, ludzi, zwierz�t i
najwymy�lniejszych potwork�w k��bi�cych si� w�r�d sztucznych grot, �wi�ty�, altan i makiet
miniaturowych pa�acyk�w.
Wykonane z drewna, gipsu i porcelany, wyjaskrawione krzycz�cymi barwami � swoi�cie
urokliw�, lecz barbarzy�sko mocn� tonacj� wyzieraj� z t�a osza�amiaj�co bujnej tropikalnej
przyrody. Jest to jakby wyzwanie, przez bogatego parweniusza rzucone fascynuj�cemu
pi�knu natury. Rzecz oczywista � wyzwanie przegrane. Mimo to jednak, a mo�e w�a�nie
dzi�ki temu � reklama chi�skiego farmaceuty gromadzi nieustannie t�umy zwiedzaj�cych,
oprowadzanych za drobn� op�at� przez licznych przewodnik�w.
Przed pos�giem opas�ego b�stwa dobrobytu zatrzyma�o si� trzech turyst�w, kt�rych
nietrudno by�o rozpozna� jako przyby�ych prosto ze Stan�w Zjednoczonych. Wyr�nia� si�
w�r�d nich za�ywny Chi�czyk ubrany w kraciasty garnitur i pstry krawat z du�� per�� szpilki.
Dwaj asystuj�cy mu m�odzi ludzie byli przedstawicielami bia�ej rasy. Sko�nookiego
towarzysza traktowali z szacunkiem, jaki w Ameryce okazuje si� ludziom bardzo bogatym.
Wszyscy trzej usiedli na ocienionej �aweczce i kapeluszami ch�odzili spocone twarze.
Oprowadzaj�cy ich przewodnik przystan�� w pobli�u, czekaj�c zap�aty.
� Nie brakuje tu i pa�skiego wizerunku, Mister Sulivan � powiedzia� jeden z turyst�w,
wskazuj�c posta� monarchy pochylaj�cego g�ow� w gipsowej koronie przed bo�kiem
mamony.
� Przecie� nie jestem kr�lem, panie Talbot � zaprotestowa� bogaty Chi�czyk.
M�ody cz�owiek �achn�� si� troch� pozersko.
� Jak�e to? Przecie� ca�e Frisco nazywa pana �kr�lem obuwia�, Mister Sulivan.
� W takim razie niech si� pan obejrzy za siebie � odpar� milioner ze �miechem. � Ani
chybi, pan jest tak�e s�awn� osobisto�ci�.
Odwr�ciwszy si�, m�ody cz�owiek oniemia�. Najwyra�niej kpi�co skomponowana figura,
kt�r� teraz mia� przed sob� � z powodzeniem mog�a uj�� za jego portret, tak samo ubrana, w
r�wnie fantazyjnie powyginanym s�omkowym kapeluszu.
� Kto to jest? Kto to ma by� � wyj�ka� oszo�omiony.
� W�cibski, natr�tny dziennikarz ameryka�ski � skwapliwie wyja�ni� przewodnik. I
wskaza� napis umieszczony u st�p drewnianej rze�by.
Pozostali wybuchn�li gromkim �miechem.
� Jak pan widzi, panie Talbot � rzek� milioner, klepi�c go po ramieniu � rozg�os
czo�owego reportera Agencji Trans Press dotar� a� do Singapuru.
� Tylko ja jestem wci�� niepocieszony � wy�ali� si� trzeci Amerykanin. � W�r�d setek
postaci symbolizuj�cych cechy i przywary ludzkie � nie znalaz�em bodaj �ladu
zainteresowa� spo�eczno�ciami z innych planet.
� Widocznie nawet umys�y ludzi Wschodu, kt�rych mitotw�rcza fantazja tak przemo�nie
g�ruje nad nami, nie mog� sprosta� temu, co wymy�l� ufolodzy � odci�� z�o�liwie Talbot.
� Mog�, ale nie chc� � z b�yskiem w oczach odparowa� napadni�ty. � Tym gorzej dla
nich. Tym gorzej dla wszystkich niedowiark�w. Jako ufolog musz� zn�w podkre�li� z ca�ym
naciskiem, �e chyba tylko jakim� op�taniem i z�� wol� naszej epoki da si� t�umaczy�
lekcewa�enie tak donios�ego historycznego faktu, kt�rym s� inteligentni przybysze z
Kosmosu odwiedzaj�cy nas w lataj�cych spodkach.
� Profesor Bickling dosiad� swego konika � mrukn�� pod nosem Talbot, machn�wszy
r�k�.
� Teraz chc� si� z wami naradzi� co do metod i kierunku naszych poszukiwa� �
powiedzia� Sulivan. � Wydaje mi si� s�uszne skorzysta� z oferty zakupienia jachtu
�Nefretete�, kt�ry w�a�nie powr�ci� z Colombo z wyprawy archeologicznej. Co pan o tym
s�dzi? � zwr�ci� si� do Talbota.
� Doskona�y projekt � zawo�a� dziennikarz.
� A jakie jest pa�skie zdanie, profesorze Bickling? � w dalszym ci�gu indagowa�
milioner.
� S�dz�, �e dla naszych cel�w korzystniejsze by�oby zaopatrzenie si� w samolot �
odpar� ufolog. � To by nam u�atwi�o nawi�zanie bli�szego kontaktu z za�ogami kosmicznych
pojazd�w. Wszystko wskazuje, �e pod ich opiek� znajduj� si� w tej chwili dzieci z �Rose
Marie�.
� Jacht, samolot� A mo�e zamiast tego kupiliby panowie bardziej nowoczesny wehiku�:
�ataj�cy spodek? � wtr�ci� milcz�cy dotychczas przewodnik. � Ot, cho�by taki jak ten �
doda� wyci�gaj�c fajansow� miseczk� na datki.
Trzej tury�ci si�gn�li do kieszeni po bilon. Otrzymawszy zap�at� Chi�czyk oddali� si� w
po�piechu, lekko utykaj�c na lew� nog�.
Dr Bickling zamy�li� si�. By�o mu przykro, �e w�a�nie �ataj�ce spodki, najwi�ksz� pasj�
jego �ycia, dla kt�rych propagowania porzuci� spokojn� posad� profesora antropologii na
uniwersytecie w Illinois � wydrwiwano w niezliczonych �arcikach. Na dodatek, musia�y one
karmi� sob� niewybredne spekulacje ca�ej falangi spryciarzy wykorzystuj�cych modny temat
dla zdobywania osobistej s�awy i robienia fortun. Ufolog pi�tnowa� takie post�powanie jako
niegodziwe szalbierstwo. Nie solidaryzowa� si� te� z tymi, kt�rzy podchodzili do sprawy
mistycznie � tworz�c bractwa, b�d� wywo�uj�ce cia�a astralne nieziemskich przybysz�w na
seansach spirytystycznych, b�d� w rozmodlonej ekstazie wzywaj�ce opieki �hufc�w
kosmicznych ufon�w�. Sam zajmowa� stanowisko po�rednie i, jak mu si� wydawa�o,
racjonalne.
Uczony niech�tnie powo�ywa� si� na �wiadectwa najbardziej sensacyjne i przez to
brzmi�ce niezbyt prawdopodobnie. Tylko czasami uderza� nimi znienacka, jak asem
atutowym. W�wczas czyni� to w prze�wiadczeniu, �e t�pych niedowiark�w, z g�ry
odrzucaj�cych realno�� ca�ego problemu � wolno, a nawet trzeba zwalcza� ich w�asn�
broni�, czyli przesadn� skrajno�ci�. W sytuacjach, kiedy m�g� i chcia� dawa� upust ca�kowitej
szczero�ci, wyznawa�, �e nie przysi�g�by o autentyczno�ci zdj�� Adamskiego albo rysunk�w
Betherooma � przedstawiaj�cych pojazdy kosmiczne, w kt�rych oni mieli podr�owa�.
Jednak silnie podkre�la�, �e tym autorom nikt nie udowodni� fa�szerstwa. I wtedy od strony
przeciwnej oczekiwa� zaj�cia tak samo elastycznego stanowiska. Dopuszcza�, �e w�r�d wielu
tysi�cy relacji o zauwa�eniu niesamowitych zjawisk mog�y te� zosta� przemycone � jego
zdaniem w mniejszo�ci � zar�wno obserwacje mylnie zinterpretowane, jak i halucynacje,
mistyfikacje, zwyk�e plotki b�d� sztubackie kawa�y. W zamian jednak ��da� aby adwersarze
przyznali, i� cho�by niekt�re z tych zjawisk dowodz� penetrowania globu ziemskiego przez jj
go�ci z dalekiego nieba. Z�o�liwi pomawiali ufologa, �e jedynie dlatego niech�tnie
przyznawa� George�owi Adamskiemu godno�� ambasadora istot mi�dzyplanetarnych � bo
zazdro�ci� mu tej misji.
Mister Sulivan ocenia� te sprawy zgo�a inn� miark�. Wprawdzie nie zasklepia� si�
wy��cznie w kr�gu interes�w zwi�zanych ze swoim przedsi�biorstwem obuwniczym; w
polityk� si� nie bawi�, bo uwa�a� to za zbyt ryzykowne � ale go interesowa�a; �ledzi� te�
wszystkie nowo�ci, nie�le zna� literatur� rodzonej i przybranej ojczyzny, a tak�e innych
kraj�w � tote� na tle do�� ma�ostkowych businessmen�w ameryka�skich, nie widz�cych
niczego poza robieniem pieni�dzy, s�usznie uchodzi� za cz�owieka inteligentnego. Wi�cej
zainteresowania okazywa� pojawiaj�cym si� opiniom niekt�rych uczonych, �e ju� w naszych
czasach astronauci z Ziemi pomkn� w kosmiczne niebo � ni� niesprawdzonym wie�ciom o
flotyllach obcych statk�w nadci�gaj�cych z przeciwnego kierunku. Kiedy teraz bez �adnej
z�ej intencji zwierzy� si� z takiej postawy Bicklingowi � ufolog, jakby ugodzony w samo
serce, zapa�a� �wi�tym oburzeniem. G�osem umy�lnie �ciszonym, aby zuchwa�� tre�ci� nie
obrazi� patrona, jakim przez czas wsp�lnej wyprawy by� dla niego Sulivan, odparowa�: �
Nie rozumiem w takim razie czemu pan mnie zaprosi� do udzia�u w poszukiwaniach. Czy�by
po to aby mnie przekonywa�, �e lataj�cych spodk�w w og�le nie ma? Mnie, kt�ry z lubo�ci�
zaofiarowa�em ca�� swoj� ekspresj� �yciow� i zdolno�ci tej pasjonuj�cej idei! Kt�ry
zrezygnowa�em z pewnego chleba i spokojnej pracy w Illinois jako profesor antropologii na
tamtejszym uniwersytecie � by si� tu�a� po Stanach i nie po Stanach, gdziekolwiek los
zdarzy, szpera�, docieka�, zbiera� informacje, stara� si� zjedna� dla sprawy polityk�w,
intelektualist�w i w og�le ludzi, kt�rych zdanie liczy si� w �wiecie!
Milionerowi zrobi�o si� przykro. Przyjacielskim gestem po�o�y� d�o� na ramieniu ufologa i
powiedzia� ze szczer� serdeczno�ci�:
� Drogi profesorze, nie mia�em nawet za grosz intencji ura�enia pana. Po prostu nie znam
si� na tych sprawach. Czy pan potrafi�by szybko skalkulowa�, ile par wytwornych m�skich
p�bucik�w mo�na zrobi� ze sk�r stada wo��w zakupionych jako �jedna minuta�?
Bickling zbarania�. W pierwszej chwili przypu�ci�, �e bogaty przemys�owiec kpi sobie z
niego w �ywe oczy. Zwleka� z odpowiedzi�.
Dochodzili do kawiarni na skraju parku. Zaj�wszy stolik w cieniu olbrzymiego figowca,
Sulivan wyja�ni�:
� To znowu nie by�a moja z�o�liwo��. Chcia�em panu tylko przypomnie�, �e nikt nie
mo�e zna� si� na wszystkim. Zaszokowa�o pana, co minuta ma wsp�lnego ze stadem wo��w?
� Tak � przyzna� ufolog.
� Ot� na wielkich farmach byd�a, g��wnie w Argentynie, licz�cych setki tysi�cy sztuk
hodowanych swobodnie w plenerze rozleg�ych step�w � transakcje sprzedamy odbywaj� si�
�na czas�. Wygl�da to w ten spos�b, �e peoni kupuj�cego gnaj� tabun byd�a przez zrazu
szeroki, lecz zw�aj�cy si� trakt sp�dowy, kt�ry ko�czy otwarta brama na ok�lnik. Przy
pierwszej wbiegaj�cej sztuce naciska si� stoper. Z up�ywem minuty zatrzaskuje si� bram�. Co
w tym czasie wnikn�o do wn�trza zagrody � jest w�asno�ci� nabywcy. Pan tego oczywi�cie
nie musi wiedzie�. Ja musz�, bo inaczej bym zbankrutowa�. Natomiast o lataj�cych spodkach
s�ysz� i czytam rozmaite relacje oraz sprzeczne opinie � ale na tym si� nie znam. Dlatego
w�a�nie pana, jako cenionego rzeczoznawc�, zaprosi�em do wzi�cia udzia�u w wyprawie
poszukiwawczej � przez wzgl�d na okoliczno�ci jakie towarzyszy�y uprowadzeniu �Rose
Marie�. Da�em tym samym nieodparty dow�d, �e nie bagatelizuj� zezna� �wiadk�w, kt�rzy
widzieli lataj�cy spodek unosz�cy si� nad statkiem tamtego krytycznego dnia.
Po chwili dorzuci�:
� Rozwa�am pa�skie hipotezy pod r�nymi k�tami widzenia. Chc� jeszcze o co� zapyta�.
Czy mo�e mi pan przytoczy� wiarygodny fakt wsp�dzia�ania, oboj�tne � u nas czy za
granic�, b�d� administracji, b�d� armii, dyplomacji, policji, w og�le jakiejkolwiek w�adzy
albo powa�nej organizacji�
� �z pilotami lataj�cych spodk�w? � podchwyci� dr Bickling.
� W�a�nie.
Ufolog si�gn�� do wielkiej torby, z kt�r� nigdy si� nie rozstawa�. Wydoby� z niej grub�
ksi��k�.
� To naj�wie�szy rocznik UFO � wyja�ni�. � Kopalnia danych o Niezidentyfikowanych
Obiektach Lataj�cych. Bardzo wiele zawartych tu relacji rozprasza wyra�one przez pana
w�tpliwo�ci. O, ju� mam doskonale pasuj�c�. Znany astronom M. K. Jessup zamieszcza
nast�puj�cy opis dostarczony mu przez uczestnika cytowanego zdarzenia, Dawida Grinella.
Zacz�� czyta�:
�By�o lato. Wi�kszo�� kongresmen�w rozjecha�a si� na wakacje. Grinell, przybywszy z
prowincji do Waszyngtonu, zamierzy� przy sposobno�ci zwiedzi� Departament Stanu. Nie
wiedzia�, �e tacy ciekawscy jak on musz� si� zadowoli� tylko ogromn� sieni�, kt�ra imponuje
ponuro�ci�.
Siedz�cy w pobli�u windy stra�nik nieufnie lustrowa� intruza snuj�cego si� po wielkim
gmachu. Nagle otworzy�a si� jedna z wind i wysz�o z niej pi�ciu ludzi. Dwaj sprawiali
wra�enie funkcjonariuszy tego urz�du. Wygl�d pozosta�ych by� zastanawiaj�cy. Okrywa�y ich
d�ugie czarne peleryny, a twarze ocienia�y szerokie ronda czarnych kapeluszy. W r�kach
trzymali oryginalne, jajowate akt�wki.
Spiesznym krokiem doszli do schod�w, obok kt�rych sta� przypadkowy �wiadek opisuj�cy
to zaj�cie. Nagle jeden z nich po�lizn�� si� i upad� na plecy. Teczka wysun�a mu si� z r�k.
Dawid Grinell podbieg�, by pom�c wsta� nieznajomemu. Zauwa�y� przy tym, �e indywiduum
ma jako� chorobliwie s�abe dolne ko�czyny. Odni�s� wra�enie, i� ta osoba z najwi�kszym
trudem utrzymuje si� w pozycji pionowej. To samo dotyczy�o dw�ch bli�niaczo podobnych
kompan�w.
Ujmuj�c rami� zagadkowego osobnika, Grinell wyczu� pod peleryn� g�ste we�niste futro; a
dzia�o si� to w upalny lipcowy dzie�. Ponadto zorientowa� si�, �e przybysz mia� mask� na
twarzy; gumka od niej by�a wyra�nie widoczna w�r�d rudych, kr�tkich w�os�w z ty�u g�owy.
Tymczasem towarzysz�cy go�ciom funkcjonariusze Departamentu Stanu brutalnie
odepchn�li niewygodnego �wiadka, po czym ca�e towarzystwo szybko odjecha�o
samochodem.
W miejscu gdzie przed chwil� upad�a teczka, Grinell dostrzeg� drobn� owaln� monet�.
Nigdy nie widzia� takiego pieni�dza. By� sporz�dzony z jakiego� srebrzystego stopu,
leciutkiego a zarazem niezwykle twardego. Jedna strona prezentowa�a monstrum o
przera�aj�co drapie�nym wyrazie twarzy. Ostre k�y b�yska�y z warg rozchylonych w skurczu,
kt�ry trudno by�o nazwa� u�miechem. Ma�e bystre oczy, szeroko rozstawione, tchn�y dum�
oraz inteligencj�. Natomiast glob, wyryty po drugiej stronie monety, pokrywa�a siatka
po�udnik�w i r�wnole�nik�w; nad nim sierpy dw�ch ksi�yc�w.
Konfrontacja z katalogami numizmatycznymi nie da�a rezultatu. Spe�z�y te� na niczym
pr�by rozszyfrowania napisu: tworzy�y go znaki niepodobne do �adnego ze znanych rodzaj�w
pisma�.
Profesor Bickling z satysfakcj� obserwowa� mieszane wra�enia maluj�ce si� na twarzach
jego s�uchaczy.
Redaktor Talbot chcia� zabra� g�os, ale go ubieg� fabrykant obuwia. Patrz�c w czyste niebo
� przem�wi� w zamy�leniu, prawie do siebie:
� Tak� Tego si� �licznie s�ucha. Jak m�wi� W�osi: Si non e vero, e bene trovato.
� Nie znam w�oskiego, wi�c nie mog� si� broni� � odpar� dr Bickling, kt�ry maj�c dobre
poj�cie o �acinie zrozumia� tyle, �e Sulivan podwa�a wiarygodno�� us�yszanej historii.
� Ja te� nie znam, ale to porzekad�o panom przet�umacz�. Ono mniej wi�cej tak brzmi:
�Je�li to nie jest prawdziwe, w ka�dym razie zosta�o �adnie wymy�lone�.
Ufolog zrobi� sm�tn� min�. Sulivan, daleki od prowokowania zadra�nie�, stara� si� go
pocieszy�.
� Niech pan mnie �le nie zrozumie. Po prostu nie uwa�am, aby wszystkie takie
opowiastki musia�y rzeczywi�cie si� wydarzy�. A czyta�em ich wiele. Wychodzi tyle
podobnych publikacji, na �amach prasy i w ksi��kach, �e wprost w�a�� w r�ce. Chyba nikt nie
czytuje wy��cznie klasyk�w i bestseller�w, cho�by efemerycznych; �do poduszki� albo dla
odpr�enia cz�owiek nieraz chwyta co popadnie, rzeczy lekkie i zupe�nie przypadkowe.
Wtedy �atwo si� dowiedzie� o l�dowaniu Marsjan, o glejtach wr�czanych przez
dobroczy�c�w z Wenus albo panu Adamskiemu, albo innemu prorokowi, o ma�ych
kolorowych ludzikach rodem z Ganimeda � i tak dalej, w niesko�czono��. Niech pan si� nie
dziwi, drogi profesorze, i� nadmiar takiej strawy przywo�uje sceptyczne refleksje. Gdy
czytam jak�� szczeg�lnie bujn�, niczym nie poskromion� sensacj� z tej w�a�nie rodziny �
utwierdzam si� w przekonaniu, �e my, Amerykanie, jeste�my w tych sprawach naiwni jak
dzieci�
Ufolog, wcale nie zachwycony takim obrotem dyskusji, nerwowo poprawia� okulary.
Coraz mniej s�ucha�, a bardziej szykowa� ripost�, czekaj�c kiedy Sulivan sko�czy wywody.
Jeszcze nie zdecydowa� czy przem�wi od siebie, czy te� oprze g�oszone racje na
wypowiedziach �wiatowej s�awy uczonych, np. Hermanna Obertha, wielkiego teoretyka
lot�w kosmicznych a jednocze�nie tw�rcy hipotezy o Uranidach odwiedzaj�cych Ziemi�,
b�d� Clyde�a Tombaugh, odkrywcy Plutona w roku 1930 � kt�ry pewnego razu, lec�c
samolotem, widzia� i opisa� niezwyk�e zjawisko sprawiaj�ce wra�enie monstrualnie wielkiego
statku przestrzeni, z rz�dadami o�wietlonych okien.
Nagle reporter Agencji Trans Press wyskoczy� jak oparzony spod markizy tarasu,
z��czonej z g�szczem korony figowca.
� Lataj�cy spodek! � zawo�a� w najwy�szym podekscytowaniu.
Sulivan i Bickling nerwowo wybiegli na otwart� przestrze�. Ma�y srebrzysty kr��ek znika�
ju� w wysokim niebie nad jaskrawozielonymi czubami palm.
ZA PRZYL�DKIEM DOBREJ NADZIEI
W ko�cu lipca nawigatorzy wielkich parowc�w op�ywaj�cych Czarny L�d od po�udnia
zdumiewali si� obserwuj�c przez lornetki male�ki jachcik, kt�ry pod zrefowanymi �aglami
pru� wielk� fal� oceaniczn�. Podziw marynarzy by�by jeszcze wi�kszy, gdyby si� domy�lili,
�e ca�� za�og� tej �upinki stanowi dziewczyna � Betty Grey.
Te wody maj� z�� s�aw� � jako gr�b wielu za��g id�cych na dno nawet z du�ymi statkami.
Powoduj� to specyficzne warunki geologiczno�klimatyczne, zachodz�ce w tym stopniu tylko
w dw�ch rejonach globu ziemskiego: na po�udniowych kra�cach kontynent�w Ameryki i
Afryki. Zar�wno Przyl�dek Horn jak Przyl�dek Dobrej Nadziei le�� na styku przeogromnych
mas wodnych. Wyobra�my sobie sycylijsk� Scyll� i Charybd�, o kt�rych sam Homer nie pisa�
inaczej ni� z nabo�nym l�kiem � ale wyd�wigni�te do pot�gi, bo wszak ��cz� si� tutaj i
dziel� ni mniej, ni wi�cej tylko wszystkie oceany planety. Na domiar z�ego � te z�owrogie
przyl�dki usytuowa�y si� w bezpo�rednim s�siedztwie �rycz�cych czterdziestek� czyli pasa
w�d oceanicznych ci�gn�cego si� wzd�u� czterdziestego r�wnole�nika, gdzie prawie
nieustannie kot�uj� si� gro�ne fale, gnane sztormami.
Dwudziestosiedmioletnia Betty Grey Wyruszy�a przed dwoma miesi�cami z rodzinnego
Southampton w po�udniowej Anglii, zamierzaj�c okr��y� �wiat na zgrabnym
o�miometrowym jachcie, kt�rzy ochrzci�a romantyczn� nazw� ,,Wind�s Song� � �Pie��
Wiatru�. Po udanej atlantyckiej �egludze wzd�u� zachodnich wybrze�y Afryki, mija�a teraz
Przyl�dek Dobrej Nadziei. Natrafi�a na wyj�tkowo sprzyjaj�c� pogod�. Daj�c sobie dobrze
rad� z �eglug� na tych zdradzieckich wodach � ufa�a, �e poradzi sobie i z Hornem, tym
najbardziej ponurym przyl�dkiem na �wiecie. Mia�a tam dotrze� najwcze�niej za rok. Teraz
kierowa�a si� w stron� Madagaskaru, planuj�c przeci�� sko�nie Ocean Indyjski i odpocz��
dopiero w Colombo. Dalej czeka�a j� niebezpieczna Cie�nina Torresa, Wielka Rafa Koralowa
i trudne archipelagi Polinezji.
Betty by�a zwi�zana z morzem przez ojca, kapitana Douglasa Greya, kt�ry d�ugie lata
dowodzi� statkiem szkolnym � pi�kn� fregat� �lady Hamilton�. Nie maj�c syna, stary
marynarz przela� sw� wiedz� i ukochanie morskiego rzemios�a na c�rk� jedynaczk�, kt�r�
czasami zabiera� w dalekie rejsy na swym wielkim �aglowcu.
Od najm�odszych lat dziewczyna uczy�a si� biega� po wantach i rejach jak inni
wychowankowie jej ojca, krz�ta� si� przy linach i �aglach, albo z sekstansem w dzieci�cej
r�czce okre�la� pozycj� na morzu. Niestety, kariera zawodowego marynarza by�a dla niej
zamkni�ta. Niebawem zab�ys�a wyj�tkow� wirtuozeri� w regatach �aglowych, ale i to nie
wystarczy�o dla jej ambitnych marze�. Zapatrzona w takie wzory najwi�kszych �eglarzy jak
Slocum, Voss, Vito Dumas � przyrzek�a sobie, �e p�jdzie ich �ladem. Kiedy po �mierci ojca
odziedziczy�a niewielki maj�tek � kupi�a ma�y, solidnie zbudowany jacht i po kilku pr�bach
jego dzielno�ci morskiej zdecydowa�a si� wyp�yn�� w samotn� podr� dooko�a �wiata.
Opr�cz pasji czynu i umi�owania �agli � istnia� jeszcze� pow�d, dla kt�rego ta przystojna
dziewczyna porzuci�a sw�j zaciszny dom angielski i licznych wielbicieli, na pr�no
ubiegaj�cych si� o jej wzgl�dy. T� tajemnic� ukrywa�a na dnie serca. Tylko czasami w tej
podr�y, sama po�r�d bezmiaru w�d, pozwala�a my�lom powraca� do szcz�liwych dni
sp�dzonych na �Lady Hamilton�. W�a�nie wtedy w jej �yciu pojawi� si� pewien smuk�y
ch�opiec o k�dzierzawej czuprynie wichrz�cej si� niesfornie nad opalonym czo�em.
Tego dnia, gdy za ruf� statku ju� si� rozwia� mg�awy zarys G�ry Sto�owej, a wieczorne
�wiat�a Kapsztadu zaton�y w horyzoncie � Betty nie czu�a ochoty nawet na wspominanie
czegokolwiek, �miertelnie znu�ona po ca�odziennym lawirowaniu w�r�d przeciwnych
wiatr�w i pr�d�w spychaj�cych ma�y jol na skaliste brzegi. Kiedy wi�c wraz z zapadaj�cym
mrokiem powia�a t�ga bryza l�dowa � �eglarka umocowa�a ster i zesz�a odpocz�� do kajuty,
podczas gdy �Wind�s Song� po wyznaczonym kursie wspina� si� lekko na pieniste
grzywacze, to zn�w �lizga� w przepastne bruzdy wodne.
Betty nie zd��y�a jeszcze dobrze zasn��, kiedy zerwa�a si� z koi tkni�ta nag�ym
przeczuciem. T� dziwn�, szokuj�c� emocj� zagro�enia, kt�ra b�yskawicznie wyzwala
czujno�� i ogromn� ekspresj� dzia�a� � dobrze znaj� ludzie postawieni w sytuacje stresowe:
partyzanci, �owcy tropi�cy niebezpieczne zwierz�ta, alpini�ci, speleolodzy, g�rnicy, samotni
traperzy i marynarze. Nieomylny instynkt zupe�nie nagle i gwa�townie ka�e im mie� si� na
baczno�ci � cho� brak widomych powod�w do alarmu.
Betty jednym susem znalaz�a si� na pok�adzie. Przeczucie nie zmyli�o jej: wielki statek
pe�n� par� szed� prosto na ni�. Bez namys�u pchn�a si� do steru, mocnym szarpni�ciem
uwolni�a go z linek, wyluzowa�a szoty i odpad�a od wiatru, dos�ownie w ostatniej chwili
schodz�c z drogi p�dz�cemu kolosowi. Wzbudzona przez niego fala zako�ysa�a jachtem.
� Ki diabe�? � mrukn�a �eglarka pod nosem, troch� och�on�wszy z wra�enia.
Ciemna sylwetka z wygaszonymi �wiat�ami oddala�a si� szybko. Betty ledwie zd��y�a
odczyta� napis na rufie: �Rose Marie�.
� Jakby ich zaraza wymiot�a � my�la�a dalej. � Nikogo ani na pok�adzie ani na mostku.
Zdoby�a si� na szelmowski u�miech uprzytomniwszy sobie, �e przecie� p�ynie po wodach,
gdzie zgodnie z szacown� legend� �eglarsk� straszy �Lataj�cy Holender�. �w piracki statek,
kt�rego za�oga, wyzbyta surowych kodeks�w zb�jeckiego honoru, przebra�a miar� wszelkich
niegodziwo�ci � sprawiedliwie zaton�� niegdy� ko�o Przyl�dka Dobrej Nadziei. Zaatakowani
przez rekiny, gin�cy piraci rzucali najokropniejsze kl�twy, a demoniczna si�a ich z�a
zauroczy�a to� morsk�.
U