10490

Szczegóły
Tytuł 10490
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10490 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10490 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10490 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Nevil Shute Szachownica (The chequer board) Prze�o�y�a: Anna Kominiak - Michalska To Dni i Nocy tablica szachowa, Gdzie lud�mi Los prowadzi gr� bez s�owa, Porusza i szachuje, i zabija, I do Szkatu�ki zn�w kolejno chowa. Z Rubajat�w Omara Chajjama Edward FitzGerald Rozdzia� pierwszy Pozna�em Johna Turnera dwudziestego pi�tego czerwca ubieg�ego roku. Przyszed� z polecenia lekarza z Watford, kt�ry napisa� do mnie list nast�puj�cej tre�ci: �Szanowny Panie, By�bym wdzi�czny, gdyby zechcia� Pan przyj�� mojego pacjenta, Johna Turnera. Pan Turner uskar�a si� na zawroty g�owy i omdlenia. Opiekowa�em si� nim po upadku w hotelu Strand Pa�ace, wskutek kt�rego na kilka minut straci� przytomno��. Stwierdzi�em apraksj�, poza tym w ostatnich miesi�cach pogorszy�a si� ostro�� widzenia jego lewego oka. W 1943 pacjent dozna� powa�nego urazu g�owy. S�dz�, �e przyczyn� obecnych dolegliwo�ci mo�e by� uszkodzenie wewn�trzczaszkowe, i chcia�bym, aby Pan potwierdzi� lub obali� t� diagno- z�. Pan Turner jest �onaty, ale nie ma dzieci. Pracuje w przemy�le spo�ywczym. Jego roczny doch�d oscyluje w granicach od 800 do 1000 funt�w. Z wyrazami szacunku V.C. Worth, internista i chirurg� Turner przyszed� na um�wione spotkanie po po�udniu. Pierwsz� rzecz�, jaka rzuci�a mi si� w oczy, kiedy wprowadzi�a go recepcjonistka, by�a blizna. Ci�gn�a si� na d�ugo�ci ja- kich� czterech cali, si�gaj�c g��bokim wci�ciem od punktu tu� nad lew� brwi� a� po w�osy na czubku g�owy. By�a to g��boka rysa na czole, czerwona, gro�nie zaogniona. Turner w og�le nie wygl�da� zbyt urodziwie. Mia� oko�o czterdziestu lat, cer� niebrzydk�, w�osy blond z rudawym odcieniem, z lekka przerzedzone. Emanowa� beztrosk� i rubaszno�ci�, kt�re niezbyt pasowa�y do mojego gabinetu. Raczej widzia�bym go w jakiej� pierwszorz�dnej knajpie, gdzie by�by zapewne dusz� towarzystwa, lub na wy�cigach kon- nych. Mia� na sobie jasnobr�zowy garnitur, jaskrawy krawat i kapelusz. Wsta�em zza biurka, kiedy wszed�. - Dzie� dobry, panie Turner - powiedzia�em. - Witam, doktorze. Jak leci? - W porz�dku - odpar�em u�miechaj�c si�. Wskaza�em mu krzes�o w pobli�u biurka. - Prosz� usi��� i powiedzie�, co panu dolega. Usiad�, po�o�y� kapelusz na kolanach i u�miechn�� si� szeroko, ale w jego pozornej swo- bodzie wyczuwa�o si� zdenerwowanie. - Czuj� si� dobrze - zacz��. - Nie stwierdzi pan u mnie �adnej powa�niejszej choroby, doktorze. No, mo�e przyda�oby si� co� na wzmocnienie... Wie pan � doda� - to ta blizna na �epetynie przera�a ludzi. Powiem panu szczerze, patrz� na ni� wystraszeni. Ka�dy lekarz, do jakiego tylko p�jd�, dostaje pietra i wysy�a mnie do specjalisty. �aden mnie nie dotknie. Na- wet jak chc�, �eby mi wyci�to odciski, wysy�aj� mnie do specjalisty - roze�mia� si� serdecz- nie. - Nie bujam. Takiego pietra dostaj� na m�j widok! U�miechn��em si� do niego. Musia�em stworzy� atmosfer� zaufania. - Czy ta rana pobolewa czasami? - zapyta�em. - Nie, wcale - potrz�sn�� g�ow�. - Tylko od czasu do czasu czuj� lekkie pulsowanie. K�o- poty mam jedynie z fryzjerami. Zawsze �ami� sobie g�ow�, jak si� zabra� do obcinania w�o- s�w. - Zn�w si� roze�mia�. - No, teraz to ju� nie bardzo jest co obcina�. Przysun��em notes. - Pozwoli pan, �e najpierw zapisz� pa�skie dane - powiedzia�em. Poda� mi sw�j wiek, adres i zaw�d. Prawdopodobnie handlowa� m�k�. - Przedsi�biorstwo handlu zbo�em, sp�ka z ograniczon� odpowiedzialno�ci� - wyja�ni�. - Zacz��em tam pracowa� w 1935 i wr�ci�em po wojnie. - Widz�, �e wspomina� pan doktorowi Worthowi o zawrotach g�owy - rzek�em, zerkaj�c na list. - Cz�sto je pan miewa? - Nie. W ubieg�ym miesi�cu mia�em dwa, mo�e trzy razy. Nie trwaj� d�ugo, kilka se- kund, no, mo�e p� minuty - za�mia� si� nerwowo. - Czuj� wtedy, �e musz� si� czego� przy- trzyma�. Chyba przyda�oby si� co� na wzmocnienie, doktorze. To samo m�wi�em doktorowi Worthowi. - Rozumiem - rzuci�em znad notesu. - Kiedy po raz pierwszy mia� pan te zawroty? - Nie pami�tam. Chyba kilka miesi�cy temu. Zerkn��em ponownie na list. - Doktor Worth wspomnia� o jakim� upadku w hotelu Strand Pa�ace. Jak to si� sta�o? - No... To by�o tak. Moja praca, rozumie pan, wymaga pewnych kontakt�w towarzy- skich. Wszystko na koszt firmy, oczywi�cie. Kr�tko m�wi�c, w czwartek w ubieg�ym tygo- dniu by�em z Izzym Guildasem i jeszcze jednym Portugalczykiem - tak naprawd� to �ydzi, ale r�wne ch�opaki - w barze ameryka�skim i nagle zemdla�em, s�owo daj�, zemdla�em i spad�em ze sto�ka, zupe�nie jak trup. Kiedy oprzytomnia�em, le�a�em na plecach w toalecie i kto� polewa� mi twarz wod�. Mia�em odpi�ty ko�nierz i w og�le wygl�da�o to paskudnie, mo�e pan sobie wyobrazi�. - Jak d�ugo by� pan nieprzytomny? - zapyta�em. - Nie wiem. Mo�e trzy, cztery minuty. Zanotowa�em to. - Czy kiedy pan oprzytomnia�, odczuwa� pan jaki� b�l? - Piekielnie bola�a mnie g�owa. I mia�em nudno�ci. - O kt�rej to si� sta�o? - Oko�o �smej wieczorem. W�a�nie zabierali�my si� do kolacji. Nie mog�em si� jej do- czeka� - roze�mia� si�. - Co pan p�niej zrobi�? Bada� pana w hotelu jaki� lekarz? - Nie. Odsiedzia�em w toalecie jakie� p� godziny, a kiedy poczu�em si� lepiej, pojecha- �em metrem do domu i poszed�em spa�. �ona zatrzyma�a mnie rano w ��ku i wezwa�a dokto- ra Wortha. - Rozumiem - powiedzia�em, robi�c kolejn� notatk�. - Czy du�o pan pije, panie Turner? Przepraszam za takie pytania, ale musz� zna� fakty. Zn�w si� roze�mia�. - By�em zalany na tyle cz�sto, doktorze, �e mog� m�wi� o tym bez specjalnych skrupu��w. Ach, gdyby pan zapyta� kogokolwiek, kto zna� Jackiego Turnera pod- czas wojny... Ale wtedy wcale nie wypi�em du�o. Mo�e kwart� piwa do obiadu, a potem ju� nic a� do wieczora, kiedy poszli�my do tego baru ameryka�skiego. By�em po szklaneczce wytrawnego martini i Izzy zamawia� w�a�nie drug�, kiedy zemdla�em. - To rzeczywi�cie w normie - zauwa�y�em. Najwyra�niej by� tego samego zdania. - Chcia�bym, �eby pan to powt�rzy� mojej �onie. Cholernie si� piekli, gdy pij� piwo. A moim zdaniem nie ma nic lepszego. Mocniejsze trunki odstawi�em chyba rok temu. Od- czuwa�em to pulsowanie, wi�c teraz pij� niemal wy��cznie piwo. Zanotowa�em to. - Odczuwa pan pulsowanie na przyk�ad po whisky, a po piwie nie? - Zgadza si�. - Gdzie to pulsowanie wyst�puje, pod blizn�? - Nie, raczej jakby w samym �rodku. Zrobi�em kolejn� notatk�, potem podsun��em mu srebrn� papiero�nic�. Wzi�� papierosa. Zapali�em, po czym zapatrzony w notatnik machinalnie wrzuci�em zapalniczk� do kieszeni. - Czy tamtego wieczoru by� pan bardzo zm�czony? - zapyta�em. Spojrza� na mnie szybko. - Zabawne, �e pan o to pyta. By�em skonany. Chyba nigdy w �yciu nie by�em tak zmor- dowany jak wtedy. - Mia� pan ci�ki dzie�? - W gruncie rzeczy specjalnie si� wtedy nie przepracowa�em - potrz�sn�� g�ow� - na pewno potrzeba mi czego� na wzmocnienie. Dobry, silny �rodek wzmacniaj�cy doktorze, to by mnie postawi�o na nogi. M�wi�em ju� doktorowi Worthowi. Nic wi�cej mi nie dolega. - Czy cz�sto czuje si� pan tak wyczerpany? Nie odpowiedzia�. Zmaga� si� w�a�nie ze swoj� zapalniczk�, papierosa trzymaj�c w z�bach. Wyj�� zapalniczk� z kieszeni marynarki praw� r�k� i przez chwil� trzyma� j�, chc�c zapewne zapali� prawym kciukiem, ale nie m�g� nim poruszy�. Za to ma�y palec chodzi� mu tam i z powrotem. Potem wzi�� zapalniczk� w lew� r�k� i z pewn� trudno�ci� naciska�, a� w ko�cu b�ysn�� ogie�, i zapali� papierosa. - Przepraszam - odezwa� si� - co� pan, zdaje si�, m�wi�? - Pyta�em, czy cz�sto odczuwa pan zm�czenie. - Czasami. Przedtem nigdy go nie czu�em. Jestem wyczerpany. - Czy jest pan lewor�czny? Szeroko otworzy� oczy. - Nie. - Zauwa�y�em, �e nie mo�e pan zapali� zapalniczki. Czy m�g�by pan jeszcze raz poka- za�, jak pan to robi? Wyj�� j� z kieszeni. - Chce pan, �ebym zapali� praw� r�k�, tak? - zarumieni� si� z lekka. - Tak. Mo�e pan? - Hm, zawsze robi�em to praw�, ale teraz nie mog� ni� rusza�. - Zacz�� usilnie manipu- lowa� przy zapalniczce. - Nie jestem w stanie nacisn�� tego kciukiem. - Od jak dawna? - Trudno powiedzie�. Chyba od kilku miesi�cy. - Dobrze, zostawmy to na razie - powiedzia�em, nie chc�c go straszy�. Patrzy� na mnie zmieszany. - To na pewno reumatyzm. Zna�em go�cia, co straci� w�adz� we wszystkich palcach, do- s�ownie we wszystkich, doktorze, w�a�nie przez reumatyzm. Ale wyleczy� si� solami Kru- schena. Co rano bra� te sole, tyle ziarenek, ile si� zmie�ci�o na sze�ciopens�wce. Od tamtej pory nie ma k�opot�w... - Przerwa�, ale po chwili doda�: - Dosta�em troch� soli w ubieg�ym tygodniu i za�ywam je. - Spojrza� na kciuk. - Jest ju� znacznie lepiej. Tylko z zapalniczk� jako� nie mog� sobie poradzi�. - Zaraz pana zbadam - powiedzia�em. - Ale najpierw prosz� mi opowiedzie� o tej ranie. To z czas�w wojny? - Owszem. - Mo�dzierz? - Nie - zaprzeczy�. - To si� sta�o w samolocie. Dwudziestka. Wybuch�a tu� przede mn�, w �rodku kabiny. Zanotowa�em to. - S�u�y� pan podczas wojny w RAF-ie? Potrz�sn�� g�ow�. - S�u�y�em w Kr�lewskim Korpusie Zaopatrzeniowym. Wraca�em do domu z Algieru, samolotem. To by�o w 1943 roku. Lecieli�my w czterech hudsonem przez Gibraltar, a potem do Anglii. Hudson mia� trzyosobow� za�og�. Jaki� Szwab zaskoczy� nas nad morzem, gdzie� w pobli�u Ouessant. To by� Ju 88. Podchodzi� czterokrotnie, ale nie zdo- �a� nas zestrzeli�. Za ka�dym razem jednak na skrzyd�ach i w kabinie wybucha�y pociski. Straci�em przytomno�� podczas drugiego ataku, wi�c nie widzia�em, jak to si� sko�czy�o. Opowiadali, �e nadlecia�o kilka spitfire��w, kt�re go przep�dzi�y. Siedz�c wygodnie w zaciszu gabinetu, zrobi�em kolejn� notatk�. - Wr�ci� pan do Anglii bez przeszk�d? - pyta�em dalej. - Poniek�d. Drugi pilot l�dowa� bez podwozia na polach Penzance. Kiedy odzyska�em przytomno��, le�eli�my we trzech w szpitalu: ja, ten pilot i jeszcze jeden facet. Z siedmiu tylko trzech nas ocala�o. Zapisa�em to w notesie. - Co to by� za szpital? - Szpital og�lny w Penzance. - To znaczy szpital cywilny? Nie wojskowy? - Tak. Zabrali nas do najbli�szego w okolicy. Zn�w zanotowa�em. - Kto pana operowa�? Milcza�. Spojrza�em na niego. By� zak�opotany, najwyra�niej przej�� si� tym, �e nie pa- mi�ta. - Czy chirurg cywilny? - Spr�bowa�em mu pom�c. Podni�s� g�ow�. - To by� lekarz wojskowy. Major. Zna�em nazwisko, mia�em je na ko�cu j�zyka na wy- padek, gdyby mia�o to dla pana jakie� znaczenie, ale teraz nie jestem w stanie sobie przypo- mnie�. - Mo�e pan spr�buje - zach�ca�em. - Dobrze by by�o odtworzy� ca�� histori� choroby. Nast�pi�o d�ugie milczenie. - Trudno - powiedzia�em wreszcie. - A pami�ta pan, jak on wygl�da�? - O, tak. By� m�ody, mia� w�osy blond, z lekka rudawe, jak ja. Raczej szczup�y. Zna� si� na swoim fachu. Siostra i prze�o�ona m�wi�y, �e wykona� na mnie kawa� dobrej roboty. Zreszt� chyba sam pan to widzi? - Chyba tak - u�miechn��em si�. - Pami�ta pan, kiedy to by�o? - W ko�cu wrze�nia 1943 roku. Nie pami�tam dnia. To tak�e zapisa�em. - Wystarczy. Reszty mog� si� dowiedzie� bezpo�rednio ze szpitala. - Rzuci�em okiem na notatki i wsta�em. - A teraz prosz� zdj�� koszul�. Zbadam pana. Wsta� i �ci�gn�� p�aszcz. Kiedy rozpina� kamizelk�, zauwa�y�em, �e zn�w nie mo�e poru- sza� praw� r�k�. Musia� si� pos�u�y� lew�. Przerwa�em mu, poda�em o��wek i poprosi�em, �eby si� podpisa� w moim notesie. Zrobi� to bez trudu. Wygl�da�o na to, �e r�ka odmawia mu pos�usze�stwa przy wykonywaniu niekt�rych prostych czynno�ci, takich jak odpinanie guzi- k�w lub zapalanie zapalniczki: nie m�g� wtedy w�ada� palcami. Poza tym jednak w badaniu fizykalnym nie stwierdzi�em �adnych schorze�. Odruchy by�y w normie, ci�nienie krwi - nieco podwy�szone, ale tu mo�na si� by�o dopatrywa� r�nych przyczyn, serce, p�uca i �o��dek - ca�kowicie zdrowe. Za to kiedy zbada�em wzrok oftalmo- skopem, okaza�o si�, �e tarcza lewego oka jest zamglona i r�owawa. By� to jedyny fizyczny objaw mog�cy wskazywa� na jak�� powa�niejsz� chorob�. Przeprowadzi�em testy ostro�ci widzenia, kt�re wykaza�y, �e jest ona pod ka�dym wzgl�dem poni�ej normy. Zaczeka�em, a� Turner si� ubierze, po czym usiedli�my znowu. - C�, moim zdaniem powinien pan sp�dzi� kilka dni w szpitalu na obserwacji - powie- dzia�em. - Chcia�bym zrobi� prze�wietlenie g�owy, a przy okazji mogliby�my przeprowadzi� punkcj� l�d�wiow�, konieczn� do bada� patologicznych. To prosty zabieg. - Ale nie stwierdza pan nic powa�nego, doktorze? - zapyta�. - Pr�buj� si� co do tego upewni�. - Pochyli�em si� w jego stron�. - Widzi pan, sam pan czuje, �e obecnie nie jest pan w najlepszej formie. Na razie objawy nie s� powa�ne: lekka niedyspozycja prawej r�ki widoczna przy zapalaniu zapalniczki i zapinaniu guzik�w. Stwier- dzi�em te�, �e lewe oko praktycznie nie widzi. Oczywi�cie pan sam w�a�ciwie nie zwr�ci� na to uwagi. Do tego dochodz� zawroty g�owy, omdlenia i wyczerpanie. Domy�la si� pan, �e musi by� jaka� przyczyna takiego stanu rzeczy. Mo�e powinni�my si� zainteresowa� czym�, co tkwi pod t� ran� w g�owie? St�d konieczno��, powiedzmy, tygodniowego pobytu w szpitalu na obserwacji. D�ugo si� nie odzywa�. Wreszcie us�ysza�em: - W porz�dku, doktorze. Jak trzeba, to trzeba. Kiedy mam si� zg�osi�? - Musz� sprawdzi�, kiedy si� uda za�atwi� ��ko. Czy chce pan le�e� na oddziale pry- watnym? - Ile by to kosztowa�o? - Sze�� gwinei. - Chyba tak. Zawsze to przyjemniej, jak �ona b�dzie mog�a mnie odwiedzi�. Skin��em g�ow�. - Postaram si� to za�atwi� jak najszybciej. Nie powinno trwa� d�u�ej ni� dwa tygodnie. Napisz� do doktora Wortha i powiadomi� go, co mog� zrobi� w tej sprawie. - Przeka�� mu, co pan powiedzia�. - Na chwil� spu�ci� oczy i spojrza� na kapelusz, potem podni�s� g�ow�. - Czy na zdj�ciu rentgenowskim od�amki b�d� widoczne? - zapyta�. - A zosta�y jakie� od�amki w ranie? - Chyba tak. Nie wydaje mi si�, �eby wyj�li wszystkie. Siedzia�y za g��boko. - Rozumiem - rzek�em w zadumie. - Tak, na zdj�ciu b�dzie je wida�. Wtedy b�dzie te� wiadomo, czy to one powoduj� te dolegliwo�ci. - To chyba niemo�liwe; teraz, po tylu latach? - zapyta�. Wsta�em i nacisn��em dzwonek na biurku. - Te� mam tak� nadziej�, panie Turner. Ale musimy to sprawdzi�. Wieczorem napisa�em do Ministerstwa Wojny pytaj�c o chirurg�w z okolic Penzance, kt�rzy we wrze�niu 1943 roku mogli go operowa� po tamtym wypadku. Wkr�tce otrzyma�em odpowied�. Po tak d�ugim okresie nie da�o si� zidentyfikowa� chirurga, ale podano mi nazwi- ska pi�ciu oficer�w Korpusu Medycznego Kr�lewskich Si� Zbrojnych, stacjonuj�cego w owych czasach w tamtym rejonie, kt�rych wiek wskazywa� na to, �e mogli wykonywa� tak� operacj�. Moj� uwag� zwr�ci� zw�aszcza major P.C. Hodder. W 1934 Percy Hodder, wtedy jeszcze student medycyny, odbywa� pod moim kierunkiem praktyk� w Londynie. Zapami�ta�em go g��wnie dlatego, �e szczeg�lnie interesowa� si� m�zgiem. By� wtedy szczup�ym m�odzie�cem o rudoblond w�osach. Odszuka�em teraz nazwisko w medycznej ksi��ce adresowej. W 1938 roku zosta� cz�onkiem Kr�lewskiego Kolegium Chirurg�w. Najprawdopodobniej by� to cz�o- wiek, kt�rego szuka�em. Obecnie pracowa� w Leeds. Usiad�em i napisa�em do niego. Odpowied� nadesz�a po trzech dniach: �Szanowny Panie, Bardzo dobrze pami�tam przypadek pana Turnera. Mniej wi�cej w podanym przez pana czasie przeprowadza�em tak� operacj� w Penzance. Niestety, zdj�� rentgenowskich nie da si� ju� chyba odszuka�, a moje notatki dotycz�ce historii choroby uleg�y zniszczeniu podczas ataku pocisk�w V na Londyn. Je�li dobrze pami�tam, musia�em zostawi� w m�zgu kilka od�amk�w, poniewa� poopera- cyjne zagro�enie �ycia pacjenta w wyniku ich usuwania wydawa�o si� wi�ksze ni� ryzyko p�niejszych komplikacji w przypadku ich pozostawienia. Dlatego nie jestem zaskoczony, �e pojawi�y si� jakie� komplikacje. B�d� w Londynie w przysz�ym tygodniu we wtorek, m�g�bym wi�c wpa�� do Pana na Harley Street oko�o pi�tej, je�li nie ma Pan nic przeciwko temu. Z serdecznymi pozdrowie- niami, P.C. Hodder� Kiedy spotkali�my si� w moim gabinecie, powiedzia� z miejsca: - Je�li to rzeczywi�cie ten kapitan Turner, kt�rego pami�tam, to dawa�em mu kilka lat �ycia we wzgl�dnie dobrym samopoczuciu. Nigdy nie przypuszcza�em, �e m�g�by do�y� sta- ro�ci. Opisa�em Turnera i jego widoczny defekt. - To na pewno on - przyzna� Hodder. Pomy�la� przez chwil�. - Je�li dobrze pami�tam, mia� w m�zgu siedem czy osiem metalowych od�amk�w. Trzy zostawi�em, siedzia�y za g��- boko, �eby je rusza�. Pacjent i tak ledwie prze�y� szok. Nie�atwo go by�o uratowa� po opera- cji. Nie my�la�em, �e prze�yje. Przepuszcza�em, �e po tym wszystkim b�dzie niesprawny. Ale uda�o mu si�. Kiedy go spotka�em kilka miesi�cy p�niej, wygl�da� na ca�kiem zdrowego. Ci�gn�� dalej przypominaj�c sobie pewne szczeg�y co do lokalizacji od�amk�w. Im d�u- �ej s�ucha�em, tym mniej mi si� to podoba�o. Przecie� teraz Turner by� starszy, trudniej by mu by�o znie�� szok operacyjny. - Marne szans�... - rzek�em w ko�cu. - Nie pr�bowa�em wyjmowa� tych od�amk�w, je�li o mnie chodzi - o�wiadczy� potrz�- saj�c g�ow�. - A pan podj��by si� operacji w tym przypadku? - W�tpi�. Oczywi�cie zak�adaj�c, �e obecne zdj�cia potwierdz� podan� przez pana loka- lizacj� - powiedzia�em z wolna. - Jestem prawie pewien, �e potwierdz�. Pami�tam ten przypadek szczeg�lnie dobrze z uwagi na okoliczno�ci. - Ma pan na my�li ostrzelanie? - zapyta�em. Zawaha� si�. - Tak, to te�. Ale oni byli wi�zieni i czeka� ich s�d wojenny. Le�eli na oddziale pod stra- ��. Czy Turner nic panu o tym nie wspomnia�? - Nie - odpar�em sucho. - C�, tak to wygl�da�o. Pod drzwiami sali ustawiono uzbrojon� stra�... - M�wi�, �e wraca� do domu z Algieru - stwierdzi�em. - To ogromnie utrudnia spraw�, gdy pacjent opowiada stek k�amstw. Traci si� tylko wtedy czas. - Tak, to prawda - przyzna� Hodder. - Odes�ano ich z Algieru. By�o ich czterech czy pi�- ciu. Turnera i dw�ch innych oskar�ono o jakie� spekulacje czarnorynkowe w Londynie, przy- puszczam, �e sprzedawali zapasy armii. Przy�apali ich, kiedy zostali odkomenderowani w rejon �r�dziemnomorski. Z trzech tylko Turner prze�y� katastrof�. Potem doszed� jeszcze jaki� spadochroniarz pos�dzany o zab�jstwo w knajpie w Londynie. S�dzia cywilny sprawu- j�cy nadz�r nad s�dem wojskowym odes�a� ich wszystkich na rozpraw� do Anglii hudsonem, kt�rego zestrzelono. - Doborowa paczka - powiedzia�em. - Hu prze�y�o katastrof�? Zmarszczy� czo�o my�l�c intensywnie. - Trzech lub czterech, ale nie wszyscy byli moimi pacjentami. I nie wszyscy byli wi�zie- ni, przynajmniej jeden na pewno nie by�: drugi pilot, kt�ry rozbi� samolot przy przymusowym l�dowaniu. Mia� z�amane udo. Leczy� go jaki� lekarz RAF-u. Przypuszczam, �e zabrali go razem z tamtymi i nie przenie�li, kiedy postawiono stra�. Razem by�o ich czterech: pilot, Tur- ner, spadochroniarz i Murzyn. Zgadza si�, czterech. - Murzyn? - zainteresowa�em si�. - Tak, by� na oddziale Murzyn, �o�nierz ameryka�ski, kt�ry podci�� sobie gard�o. Nie nale�a� do tych, co wracali z Algieru. Po�o�ono go na tym samym oddziale, bo te� musia� by� pod stra��, a w dodatku by� w tak kiepskim stanie, �e nie m�g� si� porusza�. - Dlaczego podci�� sobie gard�o? - Nie pami�tam, chyba pope�ni� jakie� przest�pstwo cywilne. �ciga�a go �andarmeria ameryka�ska. Ukry� si� w schronie przeciwlotniczym i poder�n�� sobie gard�o. Na szcz�cie nie zna� si� na anatomii. - Zabieram Turnera do szpitala na badania - wr�ci�em do tematu. Rozmawiali�my jeszcze przez chwil�, przedstawi�em mu sw�j plan dzia�ania i omawiali�my og�lnie przypadek Turne- ra. - Napisz� do pana i poinformuj�, jak to wszystko przebiega - zaproponowa�em. - Ale z tego, co pan m�wi, raczej nie wierz� w dobre efekty. - Nie przejmowa�bym si� tym zanadto - stwierdzi� Hodder. - Osobi�cie nie po�wi�cam zbyt du�o czasu takim ludziom, jak John Turner. - S�usznie - zgodzi�em si�. - Sprawiaj� du�o k�opot�w, a nie s� skorzy do zap�aty. Zobaczy�em si� z Turnerem dopiero tu� przed zrobieniem zdj�� rentgenowskich, i to na kr�tko. Tamtego popo�udnia wzi��em zdj�cia, diagnozy patologa i chirurga i po zako�czeniu pracy usiad�em przed stereoskopem. Tak jak powiedzia� Hodder, ujrza�em trzy metalowe od�amki: dwa spore kawa�ki niemal tu� pod opon� tward� m�zgu. W razie konieczno�ci mo�- na by je wyj��, chocia� operacja taka stanowi�aby powa�ne zagro�enie dla �ycia pacjenta: trzeci od�amek by� otoczony ciemnym naciekiem. O operowaniu go nie by�o mowy. Przez p� godziny siedzia�em i zastanawia�em si� nad mo�liwo�ciami leczenia. Nie za- mierza�em si� podda�, nawet w przypadku Turnera. Niebawem jednak w�o�y�em negatywy i opis choroby z powrotem do koperty i pomy�la�em: C�, pewnych rzeczy nie da si� prze- skoczy�. Zgasi�em papierosa, w�o�y�em p�aszcz i kapelusz i uda�em si� do domu. Spa�em fatalnie. Gdy ma si� pi��dziesi�t osiem lat na karku, to nie zarywa si� nocy przez pacjenta, a jednak przypadek Turnera odebra� mi sen. Chcia�em mu pom�c, ogromnie mi na tym zale�a�o. Mia�em dziwne, paradoksalne uczucie, �e dlatego, i� ten drobny oszust czarno- rynkowy jest kim� absolutnie niewa�nym, powinienem mu po�wi�ci� szczeg�lnie du�o uwa- gi. Nie�atwo jest mi o tym pisa�, bo na papierze wygl�da to absurdalnie, ale to w�a�nie nie pozwala�o mi zasn��. Nie mog�em spa�, bo rozwa�a�em wszelkie mo�liwe kombinacje tech- nik operacyjnych i znieczulenia, metod u�mierzania b�lu i leczenia neurologicznego. W pewnej chwili wsta�em i zszed�em do gabinetu, by przejrze� wyniki bada� nad zw��knie- niem wewn�trzczaszkowym, niedawno przeprowadzonych w Niemczech. Niezbyt dobrze znam niemiecki, czytanie zaj�o mi wi�c jak�� godzin�. Potem wr�ci�em do ��ka i zasn��em tu� przed �witem. Nast�pnego dnia zabra�em zdj�cia rentgenowskie i poszed�em na oddzia� szpitalny do Turnera. Piel�gniarka wprowadzi�a mnie do jego pokoju. Po pobie�nym zbadaniu chorego odes�a�em j� i usiad�em na krze�le obok ��ka. - Panie Turner, nadal ma pan w g�owie trzy metalowe od�amki - powiedzia�em. Wyj��em negatywy i pokaza�em mu je. By�y na tyle widoczne, �e nie potrzebowa�em stereoskopu. - Bo�e, to naprawd� ja? Chyba nie bardzo jestem do siebie podobny - za�artowa�. - Na takim zdj�ciu najpi�kniejsza dziewczyna wygl�da nie lepiej - zapewni�em. Wyj��em jedno zdj�cie: - Tutaj mam uj�cie z boku. Najdok�adniej pokazuje od�amki metalu. To te bia�e plamki. Dwa tu, wysoko, i jeden g��biej. Zainteresowa� si�. - A na mojej g�owie, doktorze, gdzie by to by�o? - zapyta� k�ad�c r�k� na czaszce. - Gdzie� tutaj? Po�o�y�em dwa palce na jego g�owie. - Pierwsze dwa tutaj. Tu i tu. A trzeci jakie� dwa cale ni�ej. Pokaza�em mu pozosta�e zdj�cia. Przygl�da� im si� uwa�nie, ze znawstwem. - Czy ten trzeci jest taki sam jak te dwa, doktorze? - spyta�. - Bo te wida� wyra�nie, a tamten jest ca�y zamazany. - No w�a�nie - przytakn��em - i ten sprawia panu tyle k�opotu. Przypuszczam, �e wok� kawa�ka stali wytworzy�y si� w��kienka. Spojrza� na mnie bystro. - A nie powinno ich by�? - W�a�nie. Przynajmniej taka jest moja interpretacja tych zdj��. W pewnej mierze po- krywa si� ona z opini� patologa. - No to �adny gips - szepn��. Przez chwil� milczeli�my. - Czy z tego powodu odczuwam takie zm�czenie, doktorze? - odezwa� si� wreszcie. - Chyba tak - odpar�em. - Zm�czenie, niesprawno�� prawej r�ki, zawroty g�owy, omdle- nia i k�opoty ze wzrokiem. Praktycznie niemal wszystkie objawy chorobowe s� tym spowo- dowane. - Chce pan powiedzie�, �e konieczna b�dzie kolejna operacja? - zapyta�. Milcza�em przez chwil�. - Jestem chirurgiem - rzek�em w ko�cu. - Od wielu lat przeprowadzam operacje, g��wnie g�owy. Moim obowi�zkiem jest uprzedzi� pana, �e techniki operacyjne bywaj� zawodne. Gdyby pan straci� nog� w wypadku, chirurg nie m�g�by panu da� nowej, zdrowej. Podobne ograniczenia odnosz� si� do czaszki. S� operacje, kt�rych trudno si� wr�cz podj��... - Przerwa�em, patrz�c mu prosto w oczy. - Musz� to panu powiedzie�, panie Turner: uwa�am, �e tak w�a�nie jest w pana przypadku. Jego rumiana zwykle twarz poszarza�a jakby, co oznacza�o, �e rozumia�, w czym rzecz. - To znaczy, �e gdyby pan spr�bowa� wyj�� ten od�amek, umar�bym, tak? - Du�o nad tym my�la�em, panie Turner. Musz� przyzna�, �e podejmuj�c si� takiej ope- racji, nie m�g�bym liczy� na to, i� si� powiedzie - przerwa�em. - Jednocze�nie jednak musi pan zrozumie�, �e to moja osobista opinia, opinia zaledwie jednego cz�owieka. Je�eli uzna pan za wskazane, aby inny chirurg zbada� pana i obejrza� zdj�cia, ch�tnie za�atwi� panu tak� wizyt� lub skonsultuj� si� z lekarzem, kt�rego pan sam wybierze. Wie pan, jak to jest: to, �e jeden lekarz postawi pesymistyczn� diagnoz�, nie ozna- cza jeszcze, �e inni j� potwierdz�. - Pan jest przecie� najlepszym chirurgiem w Anglii, je�li chodzi o takie przypadki. Dok- tor Worth tak powiedzia�. - Ale� nie, nieprawda - zapewni�em. - W Londynie s� inni, nie mniej do�wiadczeni. M�g�by pan si� uda� na przyk�ad do Mostina Collisa. - A co si� stanie, je�li pozostawimy to bez operacji? Pogorszy si�? - zaniepokoi� si�. - Nie musi si� pogorszy�, ale istnieje taka mo�liwo��. Mog� panu zaaplikowa� leczenie �agodz�ce objawy, mo�e ono nawet powstrzyma� dalszy rozw�j uszkodzenia, doprowadzi� do samowyleczenia, a wtedy przestanie pan cierpie�. - Czy cz�sto tak si� dzieje? - Niezbyt cz�sto - potrz�sn��em g�ow�. - Tak przynajmniej wynika z mojej praktyki. Ale wiem, �e czasami si� zdarza. - Jak cz�sto? Zastanawia�em si� przez chwil�, po czym powiedzia�em: - Mo�e w jednym przypadku na dziesi�� nast�puje poprawa w wyniku takiego leczenia. Obawiam si�, �e tylko tyle. - W pozosta�ych dziewi�ciu przypadkach stan si� pogarsza? Kiwn��em g�ow�. - �adny gips - szepn�� ponownie. Milczeli�my. Na szybie bzycza�a mucha, o okno stuka�a kulka zwisaj�ca na ko�cu sznur- ka od zas�ony. Pok�j zalany by� jasnym �wiat�em s�onecznym, a z do�u dochodzi�y odg�osy londy�skiej ulicy. Siedzia�em przy ��ku wyczekuj�co. W takich wypadkach nale�y da� pa- cjentowi jak najwi�cej czasu. To przecie� jedyne, co mo�na mu da�. W ko�cu Turner przem�wi�: - A je�li mi si� pogorszy, doktorze, co wtedy? Czego mam oczekiwa�? Oczywi�cie spodziewa�em si� takiego pytania. Lecz w ko�cu ja te� mia�em do�� czasu na przemy�lenia. - M�wi� pan, �e pierwsze objawy wyst�pi�y jakie� p� roku temu. Dotychczas nie by�o to a� tak uci��liwe, ale nie jestem w stanie oceni�, w jakim tempie choroba mo�e si� nasila�. - Rozumiem, ale tak w przybli�eniu? - zniecierpliwi� si�. - Bo przecie� nie mam �adnych szans? - Przypuszczam, �e stopniowo b�dzie pan coraz mniej sprawny, panie Turner. By� mo�e b�dzie pan prowadzi� zupe�nie normalny tryb �ycia przez kolejne sze�� czy osiem miesi�cy, tyle �e omdlenia na pewno b�d� cz�stsze. Nie powinien pan prowadzi� samochodu. Musi pan by� �wiadom, �e w miar� up�ywu czasu wszystkie objawy b�d� si� nasila�y. - A potem umr� - powiedzia� cicho. - Wszyscy kiedy� umrzemy, panie Turner. Rozdzia� drugi Po wizycie u Turnera w szpitalu napisa�em do doktora Wortha. �Szanowny Doktorze, Zbada�em Johna Turnera i konsultowa�em si� w jego sprawie z Percym Hodderem, kt�ry jako major w Korpusie Medycznym Kr�lewskich Si� Zbrojnych operowa� go w 1943 roku. Przeanalizowa�em opis zmian patologicznych sporz�dzony po punkcji l�d�wiowej oraz zdj�- cia rentgenowskie czaszki, kt�re za��czam razem z opisem radiologicznym do Pa�skiej in- formacji. Zobaczy Pan w m�zgu trzy metalowe od�amki. Oznaczy�em strza�k� ten, kt�ry moim zdaniem powoduje wszystkie dolegliwo�ci. Uwa�am, �e zabieg polegaj�cy na usuni�ciu tego od�amka jest nierealny. Uszkodzenie w tym miejscu odpowiedzialne jest za apraksj� i zawroty g�owy, a tak�e wyra�n� tarcz� zastoinow� lewego oka, widoczn� w badaniu za pomoc� oftal- moskopu. Zna�em podobne przypadki, kt�re pozostawa�y bez zmian przez wiele lat, a nawet nast�- powa�a poprawa, ale tym razem przebieg jest inny. S�dz�, �e wszystkie objawy nasil� si� i chory nie po�yje d�u�ej ni� rok. Chcia�bym ponownie zobaczy� Turnera za jakie� cztery miesi�ce. Poniewa� choroba po- wsta�a na skutek wojny, a tak�e ze wzgl�du na sytuacj� finansow� chorego, rezygnuj� z dalszych honorari�w. Z wyrazami szacunku, Henry T. Hughes� Kiedy to napisa�em, Turner wyszed� ju� ze szpitala. Pojecha� metrem na Piccadilly Circus i odda� torb� do przechowalni. Potem poszed� na Shaftesbury Avenue i skr�ci� w Dolphin Street do �Weso�ego My�liwego�. Zbli�a�o si� dopiero po�udnie, wi�c w barze by�o niewielu klient�w. - Witaj, Nellie - odezwa� si�. - Daj no p� kwarty piwa. Barmanka, pogodna kobieta oko�o pi��dziesi�tki, wytar�a sp�d kufla �ciereczk� i przesun�a go po bufecie w stron� Turnera. Uj�� kufel, poci�gn�� spory �yk i siad� na sto�ku. Mlasn�� wargami z zadowoleniem. - Nie pi�em ca�y tydzie�. - Co te� pan m�wi - powiedzia�a barmanka machinalnie. - Jedena�cie pens�w. Dawno pan nie zagl�da�. - Tak, to prawda. Co wi�cej, nied�ugo w og�le przestan� si� tu pokazywa�. - Wyje�d�a pan? - zapyta�a bez specjalnego zainteresowania. - Tak jakby. I to w kurewsko dalek� podr� - odpar� mocuj�c si� z zapalniczk� przy za- palaniu papierosa lew� r�k�. - Nie musi pan zaraz kl�� z tego powodu - skomentowa�a. Tylko m�czy�ni wiedz�, jak wspaniale barmanki potrafi� pocieszy� w strapieniu. - Przepraszam, ale i pani by kl�a na moim miejscu. W�a�nie wyszed�em ze szpitala. Daj� mi jeszcze rok �ycia. Potem... odwal� kit�. Popatrzy�a na niego badawczo. - Ale�... - Tak, tak. W�a�nie mi to powiedzieli. - Ale dlaczego? Wcale nie wygl�da pan na chorego. - To ta cholerna �epetyna mi szwankuje - powiedzia� ponuro. - Odezwa�o si� po tylu latach. - O Bo�e! To chyba pana zoperuj�? Potrz�sn�� g�ow� przecz�co. - Mam kawa�ki pocisku w �rodku. Marnie si� przez nie czuj�. M�wi�, �e nie da si� tego operowa�. - O Bo�e - powt�rzy�a, po czym ci�gn�a niepewnie: - Tak naprawd� to oni mog� si� myli�, kapitanie Turner. Wie pan, lekarze m�wi� tyle r�no�ci... Moja kole�anka my�la�a, �e jest w ci��y, lekarz potwierdzi� i nic z tego nie wysz�o. Oboje byli w b��dzie. Z panem mo�e by� tak samo. Wcale bym si� tym nie przejmowa�a, dop�ki ma si� pan dobrze. Poci�gn�� troch� piwa. - Czasami kiepsko si� czuj� - powiedzia� cicho. - W szpitalu przebadali mnie gruntownie. Chyba dobrze wiedz�, co mnie czeka. Zapanowa�o milczenie. - To co pan zrobi? - zapyta�a wreszcie �agodnie. - Poj�cia nie mam. Musz� to przemy�le� - m�wi� zaci�gaj�c si� dymem. - Przede wszystkim musz� jecha� do domu i powiedzie� �onie. Ona nic jeszcze nie wie. - To nie powiedzieli jej w szpitalu? - Nie odwiedza�a mnie. Le�a�em tylko tydzie�... - przerwa�, a po chwili doda�: - Nie je- ste�my ze sob� blisko, nie tak, jak my�la�em kiedy�... nie s�dz�, �eby to mia�o dla niej jakie� wi�ksze znaczenie, tyle �e b�dzie musia�a poszuka� sobie pracy. - Na pewno ogromnie si� zmartwi - pocieszy�a go barmanka ciep�o. - Zobaczy pan. - Mo�e, kto to wie - mrukn�� Turner w zadumie, ko�cz�c piwo. - No i trzeba b�dzie po- wiedzie� w pracy... - Nie gada�abym za wiele, dop�ki mo�e pan pracowa� - doradzi�a barmanka rozwa�nie. - Wie pan, jak to jest. Szefowie robi� problemy. I s� sk�pi, przynajmniej niekt�rzy. - U nas p�ac� chyba przez trzy miesi�ce - powiedzia� Turner. - Chorobowe, znaczy si�. Oczywi�cie bez prowizji... Ale w�a�ciwie to chyba nie b�dzie mi si� ju� chcia�o pracowa�. - Naprawd�? - A co, pani by pracowa�a? Przecie� to nie ma sensu. - Noo, nie wiem - odpar�a bez przekonania. - W ko�cu i tak trzeba co� robi�. - Nie bardzo w�a�nie wiem, co robi� - przyzna� Turner ponuro. - Chyba nie ma sensu, �ebym sprzedawa� m�k� do samego ko�ca. Dobrze by�oby zacz�� co� lepszego, nawet gdyby mieli gorzej p�aci�. W ko�cu to i tak nie potrwa d�ugo. - A co b�dzie, jak zwinie pan manatki, a potem wydobrzeje? - zauwa�y�a praktycznie. - Lekarze tak cz�sto si� myl�! - R�wnie bez sensu by�oby stwierdzi� na koniec, �e przez ca�e �ycie sprzedawa�o si� je- dynie m�k� - powiedzia� Turner. Przesun�� kufel w jej stron�. - No, trzeba si� zbiera�. - Nie napije si� pan jeszcze? - Musz� wraca� - potrz�sn�� g�ow� - i powiedzie� �onie. Z�o�ci si�, jak wyczuje piwo. - Zsun�� si� ze sto�ka i u�miechn��. - Za sto lat wszytko si� powt�rzy - doda� cicho. - Zobaczy pani. Wyszed� na ruchliw� ulic� zalan� s�o�cem. Chcia� zadzwoni� z najbli�szej budki do pra- cy, do firmy �Handel Zbo�em�, a mo�e nawet pojecha� do biura po po�udniu. Zatrzyma� si� jednak na chodniku niezdecydowany. Nie, nie p�jdzie do biura. Musi to wszystko przemy- �le�. Kupi� wieczorn� gazet� i ruszy� w kierunku Piccadilly Circus, potem skr�ci� do restaura- cji �Na Rogu�. Zjad� stek z frytkami i popi� piwem. Przed trzeci� by� ju� w drodze do domu w Watford. Mieszka� pod numerem 15 w niewielkiej willi wolnostoj�cej przy Hyacinth Avenue. By� to do�� �adny dom z ma�ym ogr�dkiem od ulicy, w kt�rym ros�a kruszyna, i wi�kszym ogrodem z ty�u, poros�ym trawni- kiem z krzewami szczodrze�ca i r�. Wszed� z kluczem w r�ku i zawo�a� niezbyt delikatnie: - Mollie?! - Echo ponios�o g�os po domu, w kt�rym nikogo nie by�o. Nie pr�bowa� wi�cej krzycze�. Wyszed� do ogrodu w ponurym nastroju. Trawa by�a za wysoka, ale nie mia� si�y, by j� przyci��. By�o ciep�e, s�oneczne popo�udnie, przyjemne w tym ogrodzie na przedmie�ciu. Nie zna� si� specjalnie na uprawach, zreszt� praca zawodowa poch�ania�a go ca�kowicie, nie po- zostawiaj�c wolnego czasu. Przez tyle wieczor�w musia� do p�nych godzin zajmowa� si� klientami przyje�d�aj�cymi z prowincji, �e praktycznie nie m�g� porz�dnie zadba� o ogr�d. Zawsze by�o co� wa�niejszego do zrobienia. Bie��ce zaj�cia nie pozostawia�y mu czasu na to, co lubi�. Wynaj�� wi�c ogrodnika na jedno popo�udnie w tygodniu. Sta� teraz i przygl�da� si� r�om. Zaczyna�y kwitn��. Pochyli� si� nad jedn�, �eby j� po- w�cha�. Pachnia�a nieziemsko. Wyprostowa� si�, ale zaraz znowu si� nad ni� pochyli�. - �Przyda�oby si� ich wi�cej� - wymamrota� do siebie i marzenia ponios�y go w zaciszne miej- sce z chodnikiem z niesymetrycznych p�yt i fontann� - tak sobie wyobra�a� ogr�d dyrektorski. Potem jednak pomy�la�, �e powinien w ca�ej pe�ni korzysta� z �ycia, zamiast wybiega� w przysz�o�� i zajmowa� si� r�ami nast�pnego roku. �Trzeba jako� przywykn�� do sytuacji� - szepn��. Wr�ci� do domu po rozchwiany le�ak, kt�ry wyj�� z szafki pod schodami. Ustawi� go obok szczodrze�ca. Pomy�la�, jak to przyjemnie siedzie� tak w ogr�dku i przygl�da� si� kwiatom. W ko�cu nigdy nie by�o na to czasu. Mia� przy sobie Evening Standard. Dziesi�� minut p�niej zasn�� z twarz� zas�oni�t� gazet�. Obudzi� si� oko�o pi�tej, wyczuwaj�c instynktownie, �e podchodzi do niego �ona. Odsu- n�� gazet� i usiad�. - Cze�� - powiedzia� bez zbytniej serdeczno�ci. - Cze��. Wi�c wr�ci�e�? - Taa... - Nie wstawa�, tylko r�k� przetar� twarz. Uwa�a�, �e to ona powinna zrobi� pierwszy krok. Przecie� nie odwiedzi�a go w szpitalu. - Nie stwierdzili nic powa�nego? - zainteresowa�a si�. - Trudno powiedzie�. W ka�dym razie nie umr� w ci�gu tygodnia. Zareagowa�a z lekk� pogard�: - To znaczy, �e nie ma ju� powod�w do zmartwie�? - Niby tak. By�a� w kinie? - Aha, z pani� Kennedy. Film by� kapitalny. Skin�� g�ow�. Lubi� chodzi� do kina, chocia� nie szala� za nim tak jak ona. Mia�a zaled- wie dwadzie�cia dziewi�� lat, o dziesi�� mniej ni� on. �y�a wci�� w �wiecie romans�w, ucie- ka�a od rzeczywisto�ci przy ka�dej sposobno�ci. Mia� inne zapatrywania; dla niego �wiat rze- czywisty by� ciekawszy. To spowodowa�o kryzys w ich ma��e�stwie, spot�gowany jego licz- nymi obowi�zkami s�u�bowymi i jej pr�no�ci�. Kiedy� by�a sekretark� w jego biurze. �adne z nich nie u�wiadamia�o sobie do ko�ca, jak bardzo brakowa�o jej tej pracy. - Bardzo by�a� zaj�ta w tym tygodniu? - zapyta�. W g��bi duszy by� ogromnie ura�ony, �e pomimo takiej ilo�ci wolnego czasu nie raczy�a go odwiedzi� w szpitalu. W ko�cu tylko po to zap�aci� za pobyt na oddziale prywatnym, a ona nie zechcia�a pocieszy� go w samotno�ci. W gruncie rzeczy uwielbia� przebywa� w towarzystwie i na pewno lepiej zni�s�by pobyt na zwyk�ym oddziale, w�r�d wielu innych pacjent�w. - Rano zwykle je�dzi�am do Laury. Sama nie da�aby sobie rady - wyra�nie pr�bowa�a si� broni�. Laura, jej siostra, spodziewa�a si� dziecka. Mieszka�a w Bushey, niedaleko od nich, i by�a dla Turnera sol� w oku, stanowi�c ci�g�� wym�wk� dla wszelkich uchybie� pope�nianych przez Mollie. Je�li obiad nie zosta� ugotowany, ��ka nie za�cielone, dom nie posprz�tany, to dlatego, �e Laura potrzebowa�a pomocy. Taki stan rzeczy trwa� od dawna, bo Laura rodzi�a regularnie raz w roku, Turner by� wi�c nader zm�czony t� sytuacj�. - Mo�e by� nastawi�a wod� na herbat�, napijemy si� - zaproponowa�. - Oczywi�cie, je�li raczysz znale�� chwil� czasu. - Nie musisz m�wi� do mnie takim tonem - zdenerwowa�a si�. - Zw�aszcza po tygodniowej nieobecno�ci. - Gdyby� znalaz�a nieco czasu na odwiedzenie mnie w szpitalu w ci�gu tego tygodnia - powiedzia� sil�c si� na oboj�tny ton - zapewne by�bym nieco milszy. Id� i nastaw wod�, chy- ba �e wolisz, �ebym si� gdzie� wyni�s�... Przez chwil� przygl�da�a mu si� poirytowana, potem ruszy�a wolno do domu. Turner po- zosta� w ogrodzie na le�aku. Czu� lekkie pulsowanie rany na czole. Ta sprzeczka sprawi�a mu du�� przykro��. Chcia� sko�czy� z tym raz na zawsze. Wkr�tce mia� przecie� pozby� si� wszelkich do�wiadcze�, dobrych i z�ych. Skoro wszystko ma min��, pragn�� najpierw uwol- ni� si� od z�a, aby na ko�cu cieszy� si� tym, co prawdziwe i dobre. Musi uwolni� si� od Lau- ry, k��tni z �on� i biurowej rutyny. Nie zamierza� ugania� si� za drobnymi zleceniami. Posta- nowi� nie da� si� ju� wi�cej wpl�ta� w skomplikowane, wymagaj�ce przebieg�o�ci i sprytu nielegalne transakcje z cukiernikami East Endu, kt�re w pierwszych latach po wojnie dawa�y mu zyski. Mia� troch� oszcz�dno�ci. Teraz nale�a�o zaprzesta� �mudnego ciu�ania i zaj�� si� czym� zupe�nie innym. Zaoszcz�dzi� oko�o trzech tysi�cy funt�w. �ona nie wiedzia�a o nich, bo zaledwie niewielka cz�� tej sumy pochodzi�a z legalnych zarobk�w, reszt� zgromadzi� r�nymi podejrzanymi sposobami. Pe�na idea��w zaczerpni�tych z film�w, z tak� pogard� odnosi�a si� do jego trybu �ycia, �e nie m�g� si� zdoby� na to, aby powiedzie� jej, w jaki spos�b uzyska� te pieni�dze; zw�aszcza teraz, gdy tak bardzo oddalili si� od siebie, nie chcia� jej wtajemnicza� w to, co robi�, by zabezpieczy� im byt na staro�� lub na wypadek choroby. Zdawa� sobie spraw�, �e trzy tysi�ce funt�w to suma, kt�ra nie wystarczy�aby jej na d�ugo po jego �mierci. Przy dobrej lokacie mia�aby po op�aceniu podatku dochodowego do dyspozycji niewiele ponad funta tygodniowo. Pb �lubie zarabia�a w biurze pi�� funt�w na tydzie�, a przed zako�czeniem wojny, kiedy rezygnowa�a z pracy - pi�� funt�w i dziesi�� szyling�w. Gdyby teraz wr�ci�a do biura, dostawa�aby tyle samo. Zreszt� uwa�a�, �e nie jest zbyt dobr� �on�, nie widzia� wi�c powod�w, aby dodawa� jeszcze funta tygodniowo do tych pi�ciu czy sze�ciu, kt�re mog�a zarobi�. Us�ysza� gong dochodz�cy z domu, podni�s� si� wi�c z le�aka i poszed� na podwieczorek. Nakry�a w jadalni. Przygotowa�a herbat�, w�dlin�, sa�atk� warzywn�, chleb, d�em i placek z wi�niami. Latem zwykle jadali podwieczorki na zimno, za to zim� woleli bardziej syc�ce potrawy: sma�on� ryb� lub jajka na bekonie. Kolacja natomiast by�a lekkim posi�kiem, jedli j� wtedy, gdy mieli na to ochot�. Mollie siedzia�a ju�, kiedy wszed� do pokoju. Usiad� oci�ale i widelcem na�o�y� na talerz kie�bas�. Podsun�a mu herbat�. Posmarowa� kromk� chleba mas�em. - Mo�e wybierzemy si� na przeja�d�k�? - zaproponowa�a. Rozwa�a� propozycj�. Mia� ma�ego siedmioletniego forda i lubi� nim je�dzi�. By�a to jedna z ich g��wnych rozrywek. Przyjemno�� samej podr�y psu�a jednak my�l o tym, co dalej! Ona chcia�a jecha� gdzie� na wie�, usi��� w s�o�cu i czyta� ksi��k�, zupe�nie jak bohaterki jej ulubionych film�w. On lubi� jecha� przez godzin�, �eby dotrze� do jakiej� przydro�nej knajpy i popija� piwo w zadymionej sali rozbrzmiewaj�cej �miechem, w mi�ym towarzystwie. - Czemu nie - zgodzi� si�. - Potem mo�emy zajrze� na piwo do �M�ynarza�. - Bo�e - j�kn�a - naprawd� nie mo�esz si� oby� bez tego piwska? - Do�� tego! - sprzeciwi� si�. - Nie mam nic przeciwko temu, �eby�my najpierw pojechali tam, gdzie chcesz, ale potem zrobimy to, na co ja mam ochot�. W przeciwnym razie musimy si� uda� ka�de w swoj� stron�... - Przerwa� na chwil�. - To gdzie chcia�a� jecha�? - My�la�am, �eby wyskoczy� gdzie� za miasto nazrywa� troch� kwiatk�w. Wyjrza� przez okno i popatrzy� na r�e. - Po co wi�cej kwiat�w? Przecie� o tej porze wsz�dzie ich pe�no. - Chodzi mi o dzikie... g��g, fio�ki, niezapominajki i takie tam... - W porz�dku - zgodzi� si�. - Pojedziemy przez Hatfield, a wracaj�c zahaczymy o �M�ynarza�. - Dobrze, je�li musimy... Starannie przepo�owi� kie�bas� i posmarowa� j� musztard�. - Aha, tylko ty prowadzisz - powiedzia� zdawkowo. Popatrzy�a na niego zaskoczona. - A ty nie chcesz? - Raczej nie. Nie chce mi si�. - Nie mam zamiaru tkwi� ca�y czas za kierownic�. Nie mog� wtedy ogl�da� krajobrazu. Ja poprowadz� w drodze powrotnej. Ty i tak nie m�g�by� wtedy jecha�. - B�dziesz prowadzi� ca�� drog� albo nigdzie nie jedziemy - rzek� ze z�o�ci�. - Na mi�o�� bosk�! Niby dlaczego ty mia�by� w og�le nie prowadzi�? - Bo tak zadecydowa� lekarz. Je�li s�dzisz, �e lubi�, jak ty prowadzisz, to si� grubo mylisz - odpar� coraz bardziej poirytowany. By�a zaskoczona. - Zabronili ci je�dzi�? - W�a�nie. Przynajmniej do czasu, kiedy przestan� mnie n�ka� te zawroty g�owy. - To znaczy jak d�ugo? - Kto to wie? W ka�dym razie na pewno dop�ki nie min�. Nie odezwa�a si� ju� wi�cej. Wsiedli do samochodu. Siedzia� obok niej pal�c, jednego papierosa za drugim i patrzy� na przesuwaj�c� si� szos�. By� zm�czony i przygn�biony z powodu sprzeczki. Pozosta�o tak niewiele czasu, tym bardziej wi�c by�o mu przykro, �e nie potrafili unikn�� k��tni. Siedzia� obok niej w ponurym nastroju, powstrzymuj�c si� od krytycznych uwag za ka�dym razem, gdy nieprawid�owo wyprzedza�a. W ko�cu, pomy�la�, i tak b�dzie si� musia� przyzwyczai� do jej sposobu jazdy. Skr�ci�a w�a�nie z g��wnej drogi na pobocze. Znali bardzo dobrze okolic� w promieniu trzydziestu mil od Watford, bo cz�sto po po�udniu wybierali si� na przeja�d�k�. Zatrzyma�a samoch�d obok sadzawki na polance. Niedaleko strumyka rozkwita� czerwieni� g��g. - Przyda si� troch� do salonu - stwierdzi�a. Wysiedli wi�c i poszli przez pole, aby dotrze� do krzaka. Turner mia� przy sobie zupe�nie st�piony scyzoryk. Wiedzia�, �e du�o nim nie zdzia�a, ale nie by�o w domu odpowiednich narz�dzi, �eby go naostrzy�. Nawet gdyby by�y, i tak nie mia� kiedy tego zrobi�. Niegdy� marzy� o odrobinie wolnego czasu i niewielkim warsztacie ze szlifierk� i r�nymi narz�dziami, mo�e na przyk�ad w szopie, w ogr�dku, z ty�u domu. Ale na to trzeba czasu, a gdy jest si� poza domem przez wi�kszo�� wieczor�w, to takie rzeczy w og�le nie wchodz� w gr�. T�pym scyzorykiem odci�li kilka ga��zek g�ogu. Niewiele by�o na nich kwiat�w, ale Mollie i tak by�a zachwycona. Poprosi�a, �eby je ni�s�, i szli tak wzd�u� �ywop�otu, a ona jednocze�nie szuka�a pierwiosnk�w i fio�k�w. Turner by� �miertelnie znudzony, pozwoli�a mu wi�c usi��� i zaczeka� na ni� pod p�otem. Siedzia� z g�ogiem w r�ku i pali� papierosa. Teraz, kiedy nie musia� ju� chodzi� w k�ko jak g�upi w poszukiwaniu kwiatk�w, przyjemnie odczu� spok�j i ciep�o s�o�ca. Przygl�da� si� p�omiennym kwiatom g�ogu wzd�u� �ywop�otu, kontrastuj�cym z b��kitem nieba. Potem zatrzyma� wzrok na ma�ych ga��zkach, kt�re trzyma� w r�ku. By�y delikatne i �liczne, wprost doskona�e. Dotar�o do niego jak przez mg��, �e w upodobaniach �ony jest jaki� sens. Je�li si� nie ma absolutnie nic do roboty, mo�na si� rozkoszowa� pi�knem kwiat�w, chocia� sam nigdy si� tym nie zajmowa�. Wr�ci�a w�a�nie z ogromnym bukietem naparstnic, stokrotek, fio�k�w i niezapominajek. - Masz zamiar za�o�y� sklep? - zauwa�y�. Pomin�a to milczeniem. - S� prze�liczne i cudownie pachn�, pow�chaj! - powiedzia�a podsuwaj�c mu pod nos wi�zk� fio�k�w. Przytkn�� do nich nos. - Zupe�nie jak w tym sklepie na Piccadilly - skomentowa�. - �Coty� czy jak tam si� to nazywa. - Aha. Oni robi� perfumy z fio�k�w. I z innych kwiat�w. Ale takich cud�w nie potrafi�... - zn�w zanurzy�a g�ow� w kwiatkach. - Te to co innego. - Przesta� ju�, bo si� nabawisz kataru siennego - uci��. - To co, teraz do �M�ynarza�? - Jak musimy... ale nie mam zamiaru siedzie� nad kuflem ca�y wiecz�r. - Zamykaj� o dziesi�tej. Dojedziemy nie wcze�niej ni� kwadrans po dziewi�tej. Trzy kwadranse chyba wytrzymasz? Jechali z p� godziny. Piwiarnia by�a du�a i nowoczesna. Zbudowano j� na rozdro�u na obszarze dwu akr�w, z czego p� akra zajmowa� parking. Wn�trze du�ej sali z barem dyskretnie ��czy�o imitacj� d�bu z epoki Tudor�w i prawdziwego chromu. Panowa�o tu ciep�o zim� i ch��d latem, a sala podzielona by�a na k�ciki i alkowy, gdzie m�czy�ni mogli opowiada� spro�ne kawa�y bez obawy, �e ura�� jak�� dam�. Turner lubi� t� piwiarni� bardziej ni� inne, do kt�rych te� cz�sto zagl�da�. Przede wszystkim zawsze spotyka� tu jakich� znajomych. Tego wieczoru zasta� Georgiego Harriesa z �on�, Gilliego Simmondsa z now� przyjaci�k� i starego grubasa Dickiego Watsona, bukmachera, ze swoim towarzystwem. Wszyscy ucieszyli si� na widok Turnera: - Jackie, ty stary skurczybyku! - wo�ali. - Jak si� masz, Jackie? Wi�c jako� dobi�e� do domu w tamten pi�tek! - dodaj�c ciszej: - W �yciu nie widzia�em tak ululanego faceta! Witamy, pani Turner. Ho, ho, wodzi go pani dzi� na sznurku! Czego si� pani napije? Turner uwielbia� tak� atmosfer�. Pi� kufel za kuflem, podczas gdy Mollie z trudem sili�a si� na weso�o��, stoj�c z d�inem w r�ku i co chwila spogl�daj�c na zegar. Zanim wskaz�wka dobi�a do dziesi�tej, ton�li w dymie w�r�d pomieszanych g�os�w. By�o coraz gor�cej, powietrze g�stnia�o. Turner sta� na �rodku z poczerwienia��, rozpromienion� twarz�, dzier��c w r�ku kufel. Nie zwa�aj�c na pulsowanie blizny, opowiada� dowcip za dowcipem ze swojego bogatego repertuaru. - Wi�c ten baga�owy wszed� na miejsce dla �wiadka i powiada s�dziemu �ledczemu, �e to by� pierwszy dzie� jego pracy w firmie. S�dzia pyta go, czy widzia� wypadek. A ten na to: - Aha. Widzia�em, jak ekspres wpada na te wagony. S�dzia pyta dalej, co wtedy zrobi�. - No, wie pan, id� do zawiadowcy i m�wi�: - �Jak mo�na, kurwa, tak kierowa� poci�giem!� Rozleg� si� gromki �miech, a w chwil� p�niej szef piwiarni zawo�a�: - Prosz� pa�stwa, zamykamy! - i zgasi� po�ow� �wiate�. Klienci wychodzili jeden po drugim na ch�odne nocne powietrze. Na parkingu rozleg� si� odg�os zapalanych silnik�w, snopy �wiat�a roz�wietla�y drog� i samochody rusza�y w kierunku Londynu. Sadowi�c si� w ma�ym fordzie Mollie sykn�a: - Masz szcz�cie, �e ci� wioz�, po trzech kwartach piwa! - Po dw�ch - poprawi� j� Turner. - Wypi�em tylko dwie. Mia� pogodn� min�. Nad g�ow�, wysoko na granatowym niebie ja�nia� ksi�yc. Noc by�a wspania�a. Czu� si� zrelaksowany, ca�e zm�czenie i przygn�bienie jakby si� gdzie� ulotni�o. Pomy�la�, �e tydzie� bez picia to jednak szmat czasu. - Wypi�e� trzy kwarty - nie ust�powa�a Mollie. - Liczy�am dok�adnie. By� odpr�ony i szcz�liwy, a ona zn�w zaczyna�a zrz�dzi�. Odwr�ci� si� do niej ze z�o�ci�: - Co za r�nica, do cholery, dwie czy trzy. Wypij� i dwadzie�cia, jak b�d� mia� ochot�, moja pani. Za rok o tej porze nie spr�buj� ani kropli, je�li wierzy� temu, co mi powiedzieli w szpitalu. Spojrza�a na niego zaskoczona. - A co powiedzieli w szpitalu? - �e d�ugo nie poci�gn�. - W cich�, pogodn� noc wydawa�o si� to niemal bez znaczenia. Zale�a�o mu tylko na tym, �eby Mollie zamilk�a i nie psu�a mu wieczoru. - A teraz przesta� marudzi� i ruszaj wreszcie! Otworzy�a usta i ju� mia�a odp�aci� pi�knym za nadobne, ale si� powstrzyma�a. To, co us�ysza�a, wydawa�o si� niewiarygodne, a jednak od pewnego czasu obawia�a si� tego. To prawda, �e z�o�ci� j�, lecz wyczuwa�a, �e przez ostatnie p� roku nie jest w formie. Pod wzgl�dem fizycznym nie by� to cz�owiek, kt�rego zna�a kiedy�. Poza tym nie by�o sensu k��ci� si� z nim teraz, kiedy wypi� trzy kwarty piwa. Tyle zd��y�a si� ju� nauczy�. Milcz�c poprawi�a si� w fotelu i uruchomi�a silnik. Turner te� wi�cej si� nie odezwa�. Usiad� obok niej i zatrzasn�� drzwi, po czym ruszyli do domu d�ug� drog� z bia�ego betonu. Nie rozmawiali przez czterdzie�ci minut, do chwili kiedy skr�cili do gara�u przy domku w Watford. Zamykaj�c drzwiczki, Mollie zapyta�a: - To co ci powiedzieli w szpitalu? - M�wi�a teraz �agodniej, w ko�cu przez ca�� drog� mia�a czas do namys�u. Turner te� zd��y� ju� och�on��. Ogr�d ton�� w �wietle ksi�yca, by�o cicho, spokojnie i ciep�o. - Mo�e wystawimy le�aki i posiedzimy chwil�? - zaproponowa�. - I tak kiedy� musia�bym ci to powiedzie�. Po prostu musisz pozna� prawd�. Wyj�li le�aki z szafki pod schodami i roz�o�yli je na trawie. Kiedy usiedli, Turner zapali� papierosa. - Odezwa�y mi si� od�amki pocisk�w w g�owie - zacz��. - Tyle mi powiedzieli. Daj� mi jeszcze jaki� rok �ycia, je�li w og�le da si� to przewidzie�. - Ale�, Jackie, nie mog� ich wyj�� operacyjnie? - M�wi�, �e nie. - Od dawna nie nazwa�a go �Jackie�. Tylko przyjaciele tak si� do niego zwracali. Poczu� fal� ciep�a w sercu. - Twierdz�, �e s� za g��boko. - Tak mi przykro - szepn�a. Roze�mia� si�. - No, mnie jes