10481

Szczegóły
Tytuł 10481
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10481 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10481 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10481 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

The X Files NIESPODZIANKA CENTRALA FBI DZIE� PIERWSZY 23 LUTEGO 1999; 07.29 Scully po raz milionowy wesz�a do biura archiwum X, przygotowana na kolejn� milionow� spraw� wyszukan� przez Muldera i jego kolejne milionowe wyja�nienie owej ewentualnej milionowej sprawy. Przygotowana na najgorsze. "Przezorny zawsze ubezpieczony" - pomy�la�a, widz�c Muldera czytaj�cego porozrzucane papiery na biurku. Zamkn�a drzwi i opar�a si� o nie z ci�kim westchnieniem. Jej partner podni�s� g�ow� znad dokument�w. -Czemu masz tak� min�? Co� si� sta�o? -No, dalej. M�w. Mulder zmarszczy� brwi, nie za bardzo rozumiej�c rozkaz partnerki. -O co ci chodzi? -No, gadaj. Dok�d wyje�d�amy dzisiaj? Jej parter u�miechn�� si�, pojmuj�c to, o czym m�wi�a. Pozbiera� papiery i u�o�y� je w teczce. Potem popatrzy� na Scully, kt�ra, prawd� m�wi�c, nie za bardzo rozumia�a jego weso�y u�mieszek. -Co to za sprawa? - spyta�a mru��c oczy, a po chwili doda�a- Czemu nic nie m�wisz? -Bo nie musz�. Nigdzie nie wyje�d�amy. -Jak to? - Scully dozna�a szoku psychicznego. Czy�by Mulder nie wygrzeba� czego� starego i nierozwi�zanego z ich zbior�w ? Nie, to by�o niemo�liwe... -Scully? Dobrze si� czujesz? -Ta-ak...Po prostu bardzo si� zdziwi�am... Dlaczego? -Co dlaczego? Dlaczego nie mamy �adnej sprawy? Nie wiem. Tak jako� wysz�o. By�em bardzo zaj�ty przez ca�y weekend, a Samotni Strzelcy nie odezwali si� od jaki� dw�ch miesi�cy. Nikt niczego mi nie podrzuci�. Martwi ci� to? Zawsze dra�ni�a ci� moja charyzma i wierno�� swoim teoriom. A teraz, kiedy nie musimy przynajmniej przez jeden dzie� �ciga� mutant�w lub czego� innego mam wra�enie, �e jest ci przykro. Scully �achn�a si� i wolnym krokiem podesz�a do biurka. -Nic z tych rzeczy, Mulder- zaprzeczy�a, cho� w tym co m�wi� by�o troszk� racji. - Skoro tak, czy masz co� przeciwko, �e wyjd� wcze�niej do domu? -Ale� nie, do zobaczenia jutro - u�miechn�� si� na po�egnanie. -Tak, do jutra...- Scully odwzajemni�a lekko u�miech i wysz�a zamykaj�c drzwi. Kiedy tylko znalaz�a si� na korytarzu, jej oczy powi�kszy�y si� ze zdziwienia. Nie chcia�a da� Mulderowi satysfakcji, �e zwyci�y�, dlatego zatrzyma�a ten efekt do momentu opuszczenia biura. Pokr�ci�a przecz�co g�ow� i ruszy�a w stron� wyj�cia. Da�a mu do zrozumienia, �e by�o jej na r�k� mie� troch� wolnego czasu. Teraz musia�a si� tylko zastanowi�, co z tym czasem zrobi... Na twarzy Muldera zago�ci� szeroki u�miech. Cho� Scully wygl�da�a na zadowolon�, wiedzia�, �e jest niepocieszona. Mia� w�a�nie tak� nadziej�, �e we�mie wolne popo�udnie. Nie by� pewien, czy b�dzie w domu, ale ostatecznie zostawa�a jeszcze kom�rka. Cztery lata przyzwyczajenia...I jemu b�dzie g�upio oderwa� si� od tych starych, zszarza�ych papierzysk. Taki w�a�nie mia� plan, kt�ry od tego momentu wcieli� w �ycie. Swoje i jej. MIESZKANIE SCULLY DZIE� PIERWSZY; 22.11 -S�ucham? - sennym g�osem powiedzia�a Scully do s�uchawki. -Tu Mulder. Znalaz�em co� ciekawego. Przyjed� do biura. -H�? - chcia�a dowiedzie� si� czego� wi�cej, ale nie zdziwi�a si� s�ysz�c w s�uchawce sygna�. To by�o typowe dla Muldera : odk�adanie s�uchawki, przerywanie wp� zdania, a tak�e nieumiej�tno�� u�ywania wyraz�w "Do zobaczenia." lub "Pa!". Ale Scully, cho� dra�ni�o to j�, nie mia�a mu tego za z�e. Przyja�� z nim rekompensowa�a wszelkie niedogodno�ci. Mulder by� m�czyzn� jej �ycia, cho� nigdy nie przyzna�a tego na g�os. Niekt�rzy dopatrywali si� w ich zwi�zku mi�o�ci, ale na pr�no. Dla nich dwojga osoba druga by�a ca�ym �yciem. Wiedzieli o tym. Inaczej nie pracowali by ze sob� z takim po�wi�ceniem, zaufaniem i trosk�. Dlatego tak�e teraz Scully, cho� z lekkim westchnieniem, ubra�a p�aszcz i wysz�a. TYMCZASEM W BIURZE... Mulder ko�czy� wi�zanie wst��ki z kartk� "WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO" na prezencie urodzinowym dla Scully. Nikt bowiem (sic!) nie zauwa�y� daty, daty jej urodzin. Nawet ona sama, poch�oni�ta do reszty �yciem zawodowym. Postanowi� uczci� ten dzie�. Mo�e nie robi� tego do�� cz�sto, ale zawsze co�. Wiedzia� bowiem, �e dla nich nie licz� si� prezenty, ale uczucia. Chcia� jednak udowodni� jej, �e wie, co si� �wi�ci 23 lutego. Zadowolony opar� si� na biurku, naprzeciwko drzwi. Pozostawa�o tylko poczeka� a� przyjedzie. Zerkn�� badawczo na zegarek i stwierdzi�, �e b�dzie w biurze za nieca�e czterdzie�ci pi�� minut. Tymczasem us�ysza� na korytarzu kroki. Nie by�y to jednak kroki kobiety, tylko ci�kich but�w. To nie mog�a by� Scully. Poczeka� wi�c, nas�uchuj�c co si� stanie. Po chwili kto� zapuka� do drzwi. Wyprostowa� si� i zawo�a� : -Otwarte! Drzwi otworzy�y si� powoli i stan�� w nich wysoki m�czyzna z karabinem maszynowym. Mulder zobaczy�, jak u�miecha si� i naciska spust karabinu. Potem poczu� przeszywaj�cy b�l i us�ysza� odg�os zamykanych drzwi pomieszany z szyderczym �miechem napastnika w masce. Scully nacisn�a klamk� i zamar�a w przera�eniu. Po chwili jednak opanowa�a si� i podbieg�a do le��cego na ziemi Muldera. Fachowo oceni�a jego stan i wyj�a z kieszeni kom�rk�. -Chcia�am zg�osi� wypadek. Jeden ranny, z trzema ranami postrza�owymi. Stan ci�ki, du�e wykrwawienie. Mo�liwo�� �pi�czki. Prosz� jak najszybciej przyjecha� do ... - m�wi�a szybko do s�uchawki, w dalszym ci�gu patrz�c na partnera. Kiedy by�a ju� pewna, �e karetka jest w drodze, usiad�a na pod�odze i chwyci�a Muldera za bezw�adn� d�o�. -Nie martw si�, wyjdziesz z tego. Karetka przyjecha�a nadzwyczaj szybko. Wpakowali krwawi�cego Muldera na nosze i wywie�li do szpitala. Scully zosta�a. Nie mog�a pu�ci� tego p�azem. No bo kto mo�e postrzeli� cz�owieka w G��wnej Kwaterze FBI? Co� tu by�o podejrzanego... Dopiero wtedy zauwa�y�a ma�� paczuszk� na biurku partnera. Chwyci�a j� w d�onie i obejrza�a ze wszystkich stron. Z u�miechem odwi�za�a kolorow� wst��eczk� i jej oczom ukaza�a si� jedna z wojskowych blaszek zwanych nie�miertelnikiem. Przeczyta�a wyt�oczony napis : "I LOVE YOU TO DEAD - MULDER". SZPITAL �WI�TEJ TR�JCY DZIE� DRUGI; 8.26 Scully sz�a korytarzem w kierunku pokoju 210. W nim mia� w�a�nie le�e� Mulder. Kiedy go znalaz�a, jej d�o� zastyg�a na klamce. Ba�a si� diagnozy, cho� sama prawdopodobnie zna�a j� doskonale. Otworzy�a drzwi i wesz�a do ma�ego pokoiku. ��ko z jej parterem sta�o w rogu. On sam pod��czony do wielu urz�dze� monitoruj�cych le�a� bez ruchu, przykryty bia�ym prze�cierad�em tak bardzo przypominaj�cym kolor jego sk�ry. Scully podnios�a jego kart� i przeczyta�a to, co ju� wiedzia�a. Mulder by� w �pi�czce z powodu szoku i utraty krwi. Wci�gn�a powietrze i wolno wypu�ci�a je przez usta, chc�c uspokoi� sam� siebie. Dr��cymi r�kami od�o�y�a kart� na swoje miejsce i usiad�a przy ��ku partnera. Wzrok jednak utkwi�a w pod�odze. -Przepraszam - szepn�a tylko. Potem spojrza�a na niego z mi�o�ci�. W pewnym momencie Mulder poruszy� si� na szpitalnym ��ku. Przez jago cia�o przeszed� dreszcz. Oczy mia� wprawdzie zamkni�te, ale mamrota� co� cicho. Scully pochyli�a si� nad nim. -Dlaczego...? Powstrzymaj...Pomog�...Razem... Musisz... - bredzi�. Wprawnym ruchem partnerka zmierzy�a mu puls i reakcj� �renic, ods�aniaj�c powieki. Wszystko by�o w porz�dku. Po chwili us�ysza�a rumor na korytarzu. Wysz�a sprawdzi�. Okaza�o si�, �e lekarze przybyli do le��cego obok Muldera ch�opca. Scully stan�a w drzwiach pokoju 209 i przygl�da�a si� fachowej akcji lekarzy. Malec mia� mo�e jedena�cie lat i powa�nie poobijan� g�ow�, z mn�stwem ran, siniak�w i zadrapa�. Chyba mia� z�y sen, bo rzuca� si� bardzo, a lekarze starali si� go uspokoi�. Do jej uszu dolecia�y tylko pojedyncze s�owa z tego, co powtarza� ch�opiec: -Nie mog�...nie umiem...nie wiem ja...to si� nie uda...boj� si�... Zmarszczy�a brwi i wr�ci�a do Muldera. Nadal le�a�, kr�c� niespokojnie g�ow� i marszcz�c brwi nad zamkni�tymi oczyma. Nadal co� szepta�. -Musisz...zgin� ludzie...trzeba...dowiem si�...zobaczysz... - po ostatnim s�owie cia�em jej partnera wstrz�sn�� jeden dreszcz, po czym Mulder opad� bezw�adnie na ��ko. W tej samej chwili ucich�y zmagania i okrzyki lekarzy w s�siednim pokoju. Zaciekawiona sytuacj� Scully zajrza�a do ch�opca. Czy�by si� obudzi�? Podesz�a do jego ��ka i zerkn�a na kart� chorobow�. Roy Connway, lat dwana�cie, pobyt od dnia 20 lutego, �pi�czka pourazowa spowodowana strza�ami z karabinu i ilo�ci� straconej krwi, podawane leki: kropl�wka...Zaraz? Co� tu si� nie zgadza�o. Przewin�a tekst i zatrzyma�a si� na jednym zdaniu: �pi�czka pourazowa spowodowana strza�ami z karabinu i ilo�ci� straconej krwi. Nie wierzy�a w�asnym oczom ! Przecie� w pokoju 210, obok, le�a� Mulder!!! Te� by� w �pi�czce pourazowej!! Te� spowodowanej strza�ami z karabinu!!! I te� ilo�ci� straconej krwi!!! Odwr�ci�a si� szybko na pi�cie i skierowa�a do wyj�cia. Musi znale�� tego faceta, kt�ry o�mieli� si� targn�� na �ycie jej partnera. Musi wyja�ni� t� dziwn� spraw�, kt�rej mia�o nie by� w dzisiejszym dniu. Dniu jej niepami�tanych urodzin. CENTRALA FBI DZIE� DRUGI; 19.17 Oczywi�cie, jak na rz�dow� agencj� broni�c� prawa przysta�o, nikt nic nie widzia�, nie s�ysza� i og�em nic nie wiedzia� o wczorajszym nocnym zdarzeniu. Uda�o jej si� jedynie znale�� kilka dokument�w i wiadomo�ci o Royu Connwayu. Jego przyczyna pobytu w szpitalu uk�ada�a si� w przejrzyst� ca�o��. Ma�olat, opr�cz tego �e z sieroci�ca, gra w koszyk�wk�. Ostatni mecz jego dru�yna wygra�a, zadowolony wraca� sobie do domu. Rzecz dzia�a si� cztery dni temu. Kiedy szed� ciemn� uliczk�, napad� go jaki� go��. Rysopis nieznany. Ch�opiec oberwa� trzy kule w klatk� piersiow� i zemdla�. Znaleziono go rankiem, wykrwawionego. Trafi� do szpitala, teraz jest w �pi�czce. Jak Mulder... Zamkn�a teczk� i chwyci�a sw�j p�aszcz. Zobaczy, co da si� z tym zrobi�. MIESZKANIE SCULLY DZIE� DRUGI; 21.20 Scully jednym ruchem w��czy�a telewizor. Akurat trafi�a na wiadomo�ci. Do�� mia�a na dzisiaj mocnych wra�e�, ale postanowi�a nie wy��cza� magicznego pud�a. Skierowa�a si� natomiast do kuchni. Nic nie jad�a od wczoraj. Zaj�a si� szykowaniem sobie kolacji, podczas gdy mi�a prezenterka oznajmia�a: -... Godzin� temu znaleziono nieprzytomn� staruszk� siedz�c� na �awce. Okaza�o si�, �e starsza pani by�a ofiar� napadu nieznanego bandyty, kt�ry od kilku dni rozpocz�� sw� dzia�alno�� na ulicach naszego miasta... - Scully upu�ci�a trzymany w r�ku kubek i wbieg�a do pokoju - ...Pani Holly Sieger zosta�a zaatakowana z karabinu. Otrzyma�a trzy kule w klatk� piersiow�. Zosta�a odwieziona do szpitala �wi�tej Tr�jcy w stanie krytycznym, prawdopodobnie zapad�a w �pi�czk�, ale wiadomo�ci te nie s� potwierdzone. We Francji trwaj� odchody... Scully zamar�a przed telewizorem. "Chwileczk�" - powiedzia�a sobie. " Przystopuj troch�, to nie jest mo�liwe..." Po chwili jednak zmieni�a zdanie. "Nawet najbardziej niemo�liwe jest mo�liwe, Dana..." - przypomnia�a sobie s�owa partnera. SZPITAL �WI�TEJ TR�JCY DZIE� TRZECI; 8.22 -Chwileczk�! - zawo�a�a jaka� piel�gniarka w bia�ym kitlu. - Godziny odwiedzin jeszcze si� nie zacz�y! -G�wno mnie to obchodzi - mrukn�a do siebie Scully, ale odwr�ci�a si� i z grzecznym u�miechem pokaza�a piel�gniarce odznak�. Ta odwzajemni�a u�miech i wskaza�a korytarz. Scully ruszy�a ponownie. Mulder le�a� spokojnie na ��ku, z b�ogim u�miechem niewiedzy na bladej twarzy. Kropl�wka pracowa�a cicho, ale cisz� w pokoju rozwesela�o cicho graj�ce radio. U�miechn�a si� na jego widok. -Hej - szepn�a i chwyci�a jego kart�. Nie zanotowano niczego dziwnego, wszystko by�o w normie. Po prostu spa� i �ni�. Usiad�a obok na fotelu. -Nie martw si�. Dorw� tego, kto ci to zrobi�. Nawet je�li mia�abym po�wi�ci� swoje �ycie. Ty zawsze tak robi�e�. Zawsze si� mn� opiekowa�e� - m�wi�a. Ca�y czas wierzy�a w to, �e si� obudzi, ale wiedzia�a tak�e, �e mo�e to nigdy nie nast�pi�. Nagle cisz� rozdar� g�o�ny g�os spikera radiowego. -Uwaga, wiadomo�� z ostatniej chwili! Kolejna ofiara maniakalnego mordercy-komandosa! Odnaleziono trzydziestoletni� Shani� Blair, kt�ra le�a�a na trawniku w parku. Jej str�j wskazywa�, �e zaskoczona karabinem zosta�a podczas biegania. Kobieta przewo�ona jest w�a�nie do szpitala �wi�tej Tr�jcy... Jak na komend� drzwi windy otworzy�y si� i z niewiarygodn� szybko�ci� wyjecha�o z niej ��ko z pacjentk� i skierowa�o si� na sal� operacyjn�. Scully stan�a w drzwiach i patrzy�a, jak przygotowywany jest pok�j 212. Diagnoza lekarzy z karetki by�a identyczna : �pi�czka pourazowa. -Nast�pna - oznajmi�a siadaj�c ponownie na ��ku. Pos�uchaj...Nie wiem o co tu chodzi. Mo�e to jaki� psychiczny wielbiciel karabinu? Nie wiem, czy to wyja�ni�, przecie� ty...Nie ma mi kto pom�c... - us�ysza�a, jak ��ko z Shani� Blair wwo�one jest do pokoju. - To ju� czwarta ofiara, Mulder! Ten jakby us�ysza� jej lament. Poruszy� si� na ��ku i j�kn��. -Nie b�j...Przejdzie...Musimy broni�...Pomog�... -Mulder! Mulder, s�yszysz mnie? Nic, �adnego odzewu. Za to wielki rumor na korytarzu. Wyjrza�a przez drzwi i zobaczy�a kilkoro lekarzy naradzaj�cych si� nad jak�� spraw�. Po chwili weszli do pokoju, do kt�rego przywieziono now� ofiar�. Scully podesz�a do nich i opar�a si� o �cian� tak, aby s�ysze� ich rozmow�. Jednak lekarze w pokoju nie odzywali si�. Zamiast nich m�wi�a Shania Blair. -Czekam...Racja, musimy... Ja te�...Roy...Trzeba... Po ostatnim s�owie dziewczyna opad�� bezw�adnie na ��ko. Scully wr�ci�a do pokoju Muldera, ten jeszcze co� szepta�. -Roy... - to by�o jego ostanie s�owo. Na czo�o wst�pi�y mu kropelki potu. -Mudler! To ja, Scully! Mulder! - pr�bowa�a dobudzi� go Scully, ale wo�anie nic nie da�o. Zdenerwowana sytuacj� usiad�a na fotelu. -Zaraz! Powiedzia�e� Roy? Roy! Roy Connway, tak ?!?! - zamilk�a na chwil�. Jednak d�ugo nie mog�a siedzie� w ciszy, dlatego zaraz wybuchn�a ponownie. - Do jasnej cholery, nie mo�ecie si� obudzi�?!?!?! CENTRALA FBI DZIE� TRZECI; 17.12 Pozbiera�a wszystko, co tylko mog�a zdoby�. Wszystko. Teraz siedzia�a przy biurku Muldera i uk�ada�a wszystko w jak�� ca�o��. Przede wszystkim musia�a dowiedzie� si� wszystkiego o ataku Roya Connwaya i Shani Blair. To zawiera jak�� tajemnic�. Tajemnic� kt�r� za wszelk� cen� musi wyja�ni�. SZPITAL �WI�TEJ TR�JCY DZIE� CZWARTY; 10.41 -Dzie� dobry. Nazywam si� Scully, doktor Scully. Jestem tu w imieniu Gabinetu Medycznego Si�str Parafianek. Chcia�abym dowiedzie� si� o zdrowie ch�opca z pokoju 209. Podobno Roy Connway mia� wczoraj jaki� atak i chcia�abym zna� jego przyczyn�. Siostra dy�urna popatrzy�a na ni� dziwnie i momentalnie jej g�os przybra� mi�y odd�wi�k. -Prosz� chwileczk� poczeka�. Zaraz zawo�am doktora Fronday'a. On w�a�nie zajmuje si� naszym ma�ym pacjentem - u�miechn�a si� na koniec i znikne�a w nieznanym zau�ku szpitala. Po chwili przed Scully stan�� wysoki, m�ody m�czyzna z blond czupryn�. U�miechn�� si� szarmancko i wskaza� jej kierunek, kt�ry tak dobrze zna�a. -Roy Connaway jest pierwszym przypadkiem... -Czego? - przerwa�a mu gwa�townie. -Pierwszym przypadkiem serii wypadk�w, kt�rych ofiary trafiaj� do naszego szpitala. Wczoraj przywieziono czwart�, Shani� Blair. Roy jest m�ody, mo�liwe, �e wyli�e si� z tego. Dosta� trzy razy, straci� du�o krwi. Jest w �pi�czce. Nie wiem, kto doni�s� pani o wczorajszym ataku, ale to nie by�o nic powa�nego. Bredzi� co� podczas stanu �pi�czki, ale t�tno i temperatura cia�a pozosta�y w normie. -M�g�by pan powt�rzy�, co m�wi�? -Wspomina� co� o meczu i facecie w czarnej masce. Potem jakby z kim� rozmawia�, odpowiada� na pytania. M�wi�, �e nie umie, �e si� boi. -Czego mia�by si� ba�? - pomy�la�a na g�os Scully, ale doktor Fronday odpowiedzia� za ni�. -Mo�e tego, kto chcia� go skrzywdzi�? -Tak...A jak to by�o z pozosta�ymi ofiarami? M�czyzna filuternie zmru�y� oczy. -Nie wiedzia�em, �e interesuj� pani� pozosta�e przypadki. -Jestem lekark�. Wszystko mnie interesuje - odci�a si� za z�o�liw� uwag� i posz�a za Fronday'em. Zobaczy�a Muldera. By� spokojny i lekko u�miechni�ty. -Tego m�czyzn� przywieziono trzy dni temu. Takie same rany, taka sama diagnoza. �pi�czka. W czasie ataku Connway'a kto� by� przy nim. - par� krok�w i nast�pny pok�j. -Pani Holly Sieger. Staruszka samotna. Dok�adnie to samo. - nast�pnych par� krok�w i pok�j 212. -Shania Blair. Zn�w to samo. Trzy kulki w klatk� piersiow�, �pi�czka. Co ciekawe, przywiezion� j� wczoraj i zaraz po operacyjnym wyj�ciu jednej z kul, kt�ra utkwi�a w ciele dziewczyny dosta�a takiego samego ataku co Connway. Jeszcze tego nie rozgry�li�my. -Czy zbadano t� kul�? Kto� j� wys�a� do laboratorium ? -Widze, �e zna si� pani na rzeczy - Fronday u�miechn�� si� i wskaza� jaj koniec korytarza. -Pracowa�am w r�nych miejsca, z policj� tak�e. Wiem, �e takie rzeczy poddaje si� badaniom balistycznym. By� mo�e taka kula powie co� o mordercy. Poniewa� siostry chc� odnale�� tego, kto skrzywdzi� Roya, musze si� dowiedzie� wszystkiego. -Ale� oczywi�cie. Jednak kula zosta�a zbadana przez laboratorium FBI. Podobno oni znaj� si� na rzeczy, chocia� nie s�dz�. Te ciemniaki z FBI nic nie potrafi� za�atwi�. -C�z... -Gdyby pani by�a z FBI, to pewnie nie uda�oby si� pani wyci�gn�� ode mnie niczego. -Dzi�kuj� za wsp�prac�, doktorze Fronday. - przerwa�a mu Scully, podaj�c r�k� .- Bardzo pomog�y mi pa�skie opinie. LAORATORIUM FBI, SEKCJA BALISTYCZNA DZIE� CZWARTY; 13.39 -Witam, agentko Scully. Domy�la�em si�, �e pani do nas zawita. Prawdopodobnie chodzi pani o analiz� kuli z cia�a Shani Blair? - powita� j� wysoki m�czyzna w bia�ym fartuchu. -Cze��, Bob. Mia�e� ca�kowita racj�. Co wiesz? -Niedu�o. Ale zawsze co�. Bro� nie zarejestrowana , w og�le bez jakichkolwiek oznacze�. Wiadomo tylko, �e to jaki� wczesny karabin snajperski. �adnych �lad�w, �adnego py�u, �adnych okruch�w i charakterystycznych zarysowa�. Jedyna kula z czterech zamach�w - widz�c pytanie w oczach Scully doda� - c�, s�ucham radia, a w domu nawet mam telewizor! U�miechn�a si� nieznacznie, pierwszy raz w ci�gu ostatnich czterech dni. -Przepraszam. Jestem troch� nerwowa. Nic wi�cej? -Niestety. Nic. -Dzi�ki- po�egna�a koleg� i skierowa�a si� do wyj�cia. -Dorwij go, Scully. Mulder nie chcia�by umrze� przez zwyk�y karabinek snajperski. CENTRALA FBI DZIE� CZWARTY; 20.51 Scully stara�a si� po raz kolejny pozbiera� wszystko w logiczn� ca�o��. Wzi�a do r�ki notatnik, w kt�rym zawsze notowa�a swe uwagi i koncepty przed wprowadzeniem do komputera. Chwyci�a o��wek i zapisa�a: 1.pi�� wypadk�w takich samych 2.ofiary w �pi�czce 3. napastnik nieznany, brak �wiadk�w 4. stan transu jednocze�nie u Roya i Muldera i u Muldera i Shani 5. ?? -Zupe�nie nie wiem o co chodzi...- powiedzia�a na g�os i spojrza�a na swoje notatki. - Zaraz, zaraz...Po��czmy mo�e bredzenie Muldera i Roya...Co z tego wyjdzie? Wpisa�a do komputera : -Opis napastnika. Wysoki, w czarnej masce, z karabinem. -Dlaczego? -Nie wiem. -Musisz go powstrzyma�. Inaczej zgin� ludzie. Ja ci pomog�. -Nie umiem. Nie potrafi�. To si� nie uda. -Razem z ... pomog� ci i zniszczymy go. -Boj� si�... -Nie ma czego. -Razem z kim, do cholery?? Przecie� nie ze mn�... -zawaha�a si�. Razem z moj� partnerk�!! To jasne!! - ucieszona upi�a �yk kawy stoj�cej w kubku na biurku i zadowolona jeszcze raz przyjrza�a si� notatkom. - Napastnik nieznany, brak �wiadk�w...Na dodatek takie same wypadki... - niestety nie mia�a tak du�ej wyobra�ni jak Mulder. - Mo�e im si� co� �ni�o...??? Sen...Sen! Mulder wspomina� kiedy� o po��czeniu dusz! Mo�e on i Roy po��czyli si� duszami i Mulder chce mu pom�c? Shania to ju� by�a kolejna ofiara, ale pierwsz� by� ch�opiec! Zamilk�a na chwil� i spojrza�a na szafk� z papierami. Tu prawdopodobnie rozpocz��by poszukiwania Mulder. U�miechn�a si� na wspomnienie jego powa�nej twarzy, jak wyg�asza� swoje wariackie teorie. A teraz ona siedzi tu sama i nie mo�e rozwik�a� zwyk�ej zagadki! Nie by�by z niej zadowolony. Szczeg�lnie, �e Kersh my�li, �e ona bada jakie� przest�pstwo podatkowe. By�a jednak gotowa zaryzykowa� soj� karier�, aby tylko uratowa� �ycie kogo�, bez kogo sama umar�aby. To by�� prawda, ale ba�a si� przyzna� Mulderowi. Owszem, mia�a czasmi do niego �al, ale to ona zawali�a swoje �ycie. A teraz mo�e zawali� jego... GABINET HIPNOTYCZNY DOKTORA WEISSA DZIE� PI�TY; 12.01 Sekretarka pokaza�a jej drzwi gabinetu. Scully nacisn�a klamk� i wesz�a, zamykaj�c je. -Dzie� dobry, agentka specjalna Scully - odznaka pow�drowa�a do kieszeni p�aszcza. Staruszek siedz�cy na fotelu wskaza� jej drugi mebel. Usiad�a. -Tak, zapraszam. Podobno potrzebuje pani informacji. -Nurtuje mnie pewne zjawisko. ��czenie dusz podczas, na przyk�ad, snu. -Bardzo ciekawy problem, droga pani, bardzo ciekawy. Zjawisko wyst�puje niezwykle rzadko. Spowodowane niezwyk�ym strachem lub zachwytem, opiera si� na r�nicy charakter�w. Pewnie chcia�aby si� pani dowiedzie� na czym ono polega? - u�miechn�� si� i pog�adzi� siwe w�osy. - Tak...Opowiem to pani na przyk�adzie strachu, bo takie przypadki s� cz�stsze. Przyjrzyjmy si� dw�m osobom: pan A jest boja�liwy, strachowaty i zawsze ostro�ny. Pewnego razu co� strasznego mu si� przydarza. Przypu��my, �e kto� chcia� go zastraszy�, przy�apuje go w korytarzu i grozi podci�ciem gard�a. Pan A dostaje ataku szoku, kt�ry mija. Potem w nocy pan A �ni o ca�ym zaj�ciu. Pan B natomiast jest inny: odwa�ny, ch�tny do pomocy ludziom. Dlatego dusza pana A odnajduje dusz� pana B i podczas snu opowiada mu o swoim l�ku. Pan B mo�e nawet widzie� tego, kto grozi� panu A. I tak sprawa zostaje wyja�niona. Przepraszam, �e tak obrazkowo, ale sama istota problemu jest bardzo zawi�a nawet dla naukowc�w. Scully u�miecha si� serdecznie. -Mam jeszcze jedno pytanie: jak to pozna�? -Nijak. Tego nie mo�na pozna�. MIESZKANIE SCULLY DZIE� PI�TY; 15.56 "Logiczna ca�o�� nie wypali�a" - pomy�la�a Scully. -Przecie� Mulder nie jest przeciwstawnym charakterem do Roya Connwaya. Co� tu nie pasuje... Dlaczego on...? Chwileczk� - wyci�gn�a z szuflady notatnik i spojrza�a na swoje notatki.- Przecie� ten zab�jca musi mie� jakie� powody...A ja chyba musz� odpocz�� i przemy�le� t� spraw�. Odstawi�a kubek z kaw� na stolik i w��czy�a telewizor z nadziej�, �e nie trafi na wiadomo�ci. Nie trafi�a. W�a�nie lecia� enty odcinek serialu "Star Trek", ale jej to nie przeszkadza�o. Na ekranie doktor Spock m�wi� co� do jakiego� dziwnego facet. Po chwili tamten nacisn�� jaki� czerwony guzik i przed nimi pojawi� si� gadaj�cy hologram. Macha� r�kami, krzycza� i pyta�. Cz�onkowie za�ogi Enterprise'a wpatrywali si� w niego ze zdziwieniem. Scully natomiast wpatrywa�a si� w ekran telewizora jak zahipnotyzowana. -Hologram... - szepn�a przej�ta. Zerwa�a si� z sofy i si�gn�a po telefon. -Dzie� dobry, nazywam si� Scully. Tak, to ja. Czy mog� jeszcze dzisiaj pana odwiedzi�? Mam kilka pyta�. Bardzo wa�nych, pyta� na �mier� i �ycie! GABINET HIPNOTYCZNY DOKTORA WEISSA DZIE� PI�TY; 16.16 -Prosz� bardzo, s�u�� pomoc�. -Panie doktorze, czy cz�owiek w �pi�czce mo�e po��czy� si� dusz� z innym? -Tak, to bardzo mo�liwe. Jednak... -Czy mo�e on zmaterializowa� jakie� cia�o? -Hmmm...Bior�� pod uwag� stopie� techniki, udzia� zjawisk nadprzyrodzonych, to...tak. Jestem pewny, �e pot�ga strachu by�a tak wielka, �e zmaterializowa�a si� i ... -Czy takie cos mo�e zrani�? -Chyba tak. Mo�e zrani� przypadkowe osoby. -Dzi�kuj�, doktorze - Scully poca�owa�a Weissa w policzek usiany zmarszczkami. - Mo�liwe, �e uratowali�my Muldera! SZPITAJ �WI�TEJ TR�JCY DZIE� PI�TY; 18.58 Niemal�e bieg�a korytarzem do pokoju 210. Usiad�a przy ��ku Muldera i chwyci�a go za r�k�. -Ju� wiem, o co tu chodzi. To przez Roya. On jeden zosta� zaatakowany naprawd�. Zapad� w �pi�czk�, ale ba� si� tamtej nocy. Dlatego ten sam facet pojawia� si� jeszcze trzy razy i rani� przypadkowych ludzi. Nie wiem jakim cudem uda�o ci si� nawi�za� kontakt z dusz� Roya, ale pr�bowa�e� przekona� go, �eby powstrzyma� figur� swojej wyobra�ni. Mam nadziej�, �e je�li go obudz� nie b�dzie wi�cej ofiar. Trzymaj si�, partnerze - poca�owa�a go w policzek i przesz�a do pokoju Roya. Zauwa�y� j� doktor Fronday. -Co pani tu robi? Nie zezwoli�em na kontakt z pacjentem. Dlaczego... Scully si�gn�a po odznak� FBI noszon� zawsze w wewn�trznej kieszeni p�aszcza i pomacha�a ni� przed oczami lekarza. -Mo�e pan zezwala� na opr�nianie basen�w! Nie ma pan wp�ywu na zdrowie Roya, wi�c prosz� mnie przepu�ci�. To sprawa �ycia lub �mierci czterech os�b. Mam pokaza� jeszcze mojego przyjaciela, Wessona, czy wystarczy odznaka? Je�li nie pozwoli mi pan na kontakt z tym ch�opakiem, b�dzie mia� pan na sumieniu cztery osoby, w tym agenta FBI i mojego partnera. Tak, tego przystojniaka z pokoju obok. Wi�c prosz� �askawie ruszy� dup� i zwo�a� personel. Po takiej przemowie lekarz najwyra�niej zd�bia�. Wpatrywa� si� bowiem w Scully du�ymi, przekrwionymi oczyma i ani my�la� wo�a� piel�gniarki. Dopiero kiedy odchyli�a kawa�ek p�aszcza pokazuj�c pistolet, oprzytomnia�. -Zaraz b�d�. Scully odetchn�a z ulg� i wesz�a do pokoju. Ch�opak le�a� na ��ku, blady jak �ciana. Zerkn�a w stron� urz�dze� monitoruj�cych. -Ci�nienie 160/75 w normie. T�tno... w normie. Temperatura w normie. Wszystko okay. Mo�na spr�bowa�... Kiedy to pokoju wesz�a pierwsza piel�gniarka, Scully rzuci�a jej kilka hase�. -Defibrylator, �rodki pobudzaj�ce i sole trze�wi�ce. Natychmiast. Piel�gniarka zawr�ci�a momentalnie i po chwili wr�ci�a z tack� i ��danymi lekami. W drzwiach stan�� te� doktor Fronday. -Mo�e trzeba b�dzie pom�c. Ja ratuj� �ycia ludzkie, a nie marnuj� - wyt�umaczy� si�, wzruszaj�c ramionami. -B�dziemy go budzi�. Koniecznie trzeba go wprowadzi� w stan otrze�wienia. Mo�e by� bardzo os�abiony, ale to jest konieczne. Jego wypadek, jak ju� pan wspomnia�, jest powi�zany z wypadkiem Muldera i pani Sieger. Je�li obudzi si� Connway, oni tak�e si� obudz�. -Miejmy nadziej�... SZPITAL �WI�TEJ TR�JCY DZIE� SZ�STY; 09.37 -Cze-e��... - spr�bowa� u�miechn�� si� Mulder, ale sko�czy�o si� na grymasie b�lu. -Hej, partnerze. Jak tam? -Jako�. Nie chc� mi da� nic na sen. A g�owa p�ka mi od wiecznych krzyk�w pacjent�w. Chcia�bym, �eby� mnie jak najszybciej st�d zabra�a, bo mi si� tu nie podoba. -Zobacz�, co da si� zrobi�. Nie s�dz� jednak, �eby ci� tak szybko wypu�cili. Stracili przez ciebie du�o zdrowia, indywidualisto. -A co z Roy'em? -Wr�ci� do sieroci�ca z grubym banda�em na klatce piersiowej. Wszystko bez powik�a�. Weso�y ch�opaczek. Mam jednak wra�enie, �e zejdzie na z�� drog�. Kiedy si� z nim �egna�am, mamrota� co�, �e jestem podobna do wenusja�skiej dziewczyny, czy co� takiego - dra�ni�a si� z nim. -Dobra, zmie�my temat, co? Jak tam w biurze? Wszystko O.K? -Kersh o ma�o co mnie nie zabi�, �e zawali�am nasz� podatkow� spraw�. Nie uwierzysz jednak, �e odetchn�� z ulg� kiedy powiedzia�am mu, �e z tob� wszystko dobrze. W gruncie rzeczy to nie jest z�y facet. Dop�ki nie wr�cisz do pracy, mamy wolne. Acha, zapomnia�abym. Scully u�miechn�a si� i poda�a mu co� ma�ego i b�yszcz�cego, na cienkim �a�cuszku. Mulder przeczyta� napis wyt�oczony na drugiej blaszce nie�miertelnika: "I LOVE YOU TO DREAM - SCULLY" . KONIEC