The X Files NIESPODZIANKA CENTRALA FBI DZIEŃ PIERWSZY 23 LUTEGO 1999; 07.29 Scully po raz milionowy weszła do biura archiwum X, przygotowana na kolejną milionową sprawę wyszukaną przez Muldera i jego kolejne milionowe wyjaśnienie owej ewentualnej milionowej sprawy. Przygotowana na najgorsze. "Przezorny zawsze ubezpieczony" - pomyślała, widząc Muldera czytającego porozrzucane papiery na biurku. Zamknęła drzwi i oparła się o nie z ciężkim westchnieniem. Jej partner podniósł głowę znad dokumentów. -Czemu masz taką minę? Coś się stało? -No, dalej. Mów. Mulder zmarszczył brwi, nie za bardzo rozumiejąc rozkaz partnerki. -O co ci chodzi? -No, gadaj. Dokąd wyjeżdżamy dzisiaj? Jej parter uśmiechnął się, pojmując to, o czym mówiła. Pozbierał papiery i ułożył je w teczce. Potem popatrzył na Scully, która, prawdę mówiąc, nie za bardzo rozumiała jego wesoły uśmieszek. -Co to za sprawa? - spytała mrużąc oczy, a po chwili dodała- Czemu nic nie mówisz? -Bo nie muszę. Nigdzie nie wyjeżdżamy. -Jak to? - Scully doznała szoku psychicznego. Czyżby Mulder nie wygrzebał czegoś starego i nierozwiązanego z ich zbiorów ? Nie, to było niemożliwe... -Scully? Dobrze się czujesz? -Ta-ak...Po prostu bardzo się zdziwiłam... Dlaczego? -Co dlaczego? Dlaczego nie mamy żadnej sprawy? Nie wiem. Tak jakoś wyszło. Byłem bardzo zajęty przez cały weekend, a Samotni Strzelcy nie odezwali się od jakiś dwóch miesięcy. Nikt niczego mi nie podrzucił. Martwi cię to? Zawsze drażniła cię moja charyzma i wierność swoim teoriom. A teraz, kiedy nie musimy przynajmniej przez jeden dzień ścigać mutantów lub czegoś innego mam wrażenie, że jest ci przykro. Scully żachnęła się i wolnym krokiem podeszła do biurka. -Nic z tych rzeczy, Mulder- zaprzeczyła, choć w tym co mówił było troszkę racji. - Skoro tak, czy masz coś przeciwko, że wyjdę wcześniej do domu? -Ależ nie, do zobaczenia jutro - uśmiechnął się na pożegnanie. -Tak, do jutra...- Scully odwzajemniła lekko uśmiech i wyszła zamykając drzwi. Kiedy tylko znalazła się na korytarzu, jej oczy powiększyły się ze zdziwienia. Nie chciała dać Mulderowi satysfakcji, że zwyciężył, dlatego zatrzymała ten efekt do momentu opuszczenia biura. Pokręciła przecząco głową i ruszyła w stronę wyjścia. Dała mu do zrozumienia, że było jej na rękę mieć trochę wolnego czasu. Teraz musiała się tylko zastanowić, co z tym czasem zrobi... Na twarzy Muldera zagościł szeroki uśmiech. Choć Scully wyglądała na zadowoloną, wiedział, że jest niepocieszona. Miał właśnie taką nadzieję, że weźmie wolne popołudnie. Nie był pewien, czy będzie w domu, ale ostatecznie zostawała jeszcze komórka. Cztery lata przyzwyczajenia...I jemu będzie głupio oderwać się od tych starych, zszarzałych papierzysk. Taki właśnie miał plan, który od tego momentu wcielił w życie. Swoje i jej. MIESZKANIE SCULLY DZIEŃ PIERWSZY; 22.11 -Słucham? - sennym głosem powiedziała Scully do słuchawki. -Tu Mulder. Znalazłem coś ciekawego. Przyjedź do biura. -Hę? - chciała dowiedzieć się czegoś więcej, ale nie zdziwiła się słysząc w słuchawce sygnał. To było typowe dla Muldera : odkładanie słuchawki, przerywanie wpół zdania, a także nieumiejętność używania wyrazów "Do zobaczenia." lub "Pa!". Ale Scully, choć drażniło to ją, nie miała mu tego za złe. Przyjaźń z nim rekompensowała wszelkie niedogodności. Mulder był mężczyzną jej życia, choć nigdy nie przyznała tego na głos. Niektórzy dopatrywali się w ich związku miłości, ale na próżno. Dla nich dwojga osoba druga była całym życiem. Wiedzieli o tym. Inaczej nie pracowali by ze sobą z takim poświęceniem, zaufaniem i troską. Dlatego także teraz Scully, choć z lekkim westchnieniem, ubrała płaszcz i wyszła. TYMCZASEM W BIURZE... Mulder kończył wiązanie wstążki z kartką "WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO" na prezencie urodzinowym dla Scully. Nikt bowiem (sic!) nie zauważył daty, daty jej urodzin. Nawet ona sama, pochłonięta do reszty życiem zawodowym. Postanowił uczcić ten dzień. Może nie robił tego dość często, ale zawsze coś. Wiedział bowiem, że dla nich nie liczą się prezenty, ale uczucia. Chciał jednak udowodnić jej, że wie, co się święci 23 lutego. Zadowolony oparł się na biurku, naprzeciwko drzwi. Pozostawało tylko poczekać aż przyjedzie. Zerknął badawczo na zegarek i stwierdził, że będzie w biurze za niecałe czterdzieści pięć minut. Tymczasem usłyszał na korytarzu kroki. Nie były to jednak kroki kobiety, tylko ciężkich butów. To nie mogła być Scully. Poczekał więc, nasłuchując co się stanie. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. Wyprostował się i zawołał : -Otwarte! Drzwi otworzyły się powoli i stanął w nich wysoki mężczyzna z karabinem maszynowym. Mulder zobaczył, jak uśmiecha się i naciska spust karabinu. Potem poczuł przeszywający ból i usłyszał odgłos zamykanych drzwi pomieszany z szyderczym śmiechem napastnika w masce. Scully nacisnęła klamkę i zamarła w przerażeniu. Po chwili jednak opanowała się i podbiegła do leżącego na ziemi Muldera. Fachowo oceniła jego stan i wyjęła z kieszeni komórkę. -Chciałam zgłosić wypadek. Jeden ranny, z trzema ranami postrzałowymi. Stan ciężki, duże wykrwawienie. Możliwość śpiączki. Proszę jak najszybciej przyjechać do ... - mówiła szybko do słuchawki, w dalszym ciągu patrząc na partnera. Kiedy była już pewna, że karetka jest w drodze, usiadła na podłodze i chwyciła Muldera za bezwładną dłoń. -Nie martw się, wyjdziesz z tego. Karetka przyjechała nadzwyczaj szybko. Wpakowali krwawiącego Muldera na nosze i wywieźli do szpitala. Scully została. Nie mogła puścić tego płazem. No bo kto może postrzelić człowieka w Głównej Kwaterze FBI? Coś tu było podejrzanego... Dopiero wtedy zauważyła małą paczuszkę na biurku partnera. Chwyciła ją w dłonie i obejrzała ze wszystkich stron. Z uśmiechem odwiązała kolorową wstążeczkę i jej oczom ukazała się jedna z wojskowych blaszek zwanych nieśmiertelnikiem. Przeczytała wytłoczony napis : "I LOVE YOU TO DEAD - MULDER". SZPITAL ŚWIĘTEJ TRÓJCY DZIEŃ DRUGI; 8.26 Scully szła korytarzem w kierunku pokoju 210. W nim miał właśnie leżeć Mulder. Kiedy go znalazła, jej dłoń zastygła na klamce. Bała się diagnozy, choć sama prawdopodobnie znała ją doskonale. Otworzyła drzwi i weszła do małego pokoiku. Łóżko z jej parterem stało w rogu. On sam podłączony do wielu urządzeń monitorujących leżał bez ruchu, przykryty białym prześcieradłem tak bardzo przypominającym kolor jego skóry. Scully podniosła jego kartę i przeczytała to, co już wiedziała. Mulder był w śpiączce z powodu szoku i utraty krwi. Wciągnęła powietrze i wolno wypuściła je przez usta, chcąc uspokoić samą siebie. Drżącymi rękami odłożyła kartę na swoje miejsce i usiadła przy łóżku partnera. Wzrok jednak utkwiła w podłodze. -Przepraszam - szepnęła tylko. Potem spojrzała na niego z miłością. W pewnym momencie Mulder poruszył się na szpitalnym łóżku. Przez jago ciało przeszedł dreszcz. Oczy miał wprawdzie zamknięte, ale mamrotał coś cicho. Scully pochyliła się nad nim. -Dlaczego...? Powstrzymaj...Pomogę...Razem... Musisz... - bredził. Wprawnym ruchem partnerka zmierzyła mu puls i reakcję źrenic, odsłaniając powieki. Wszystko było w porządku. Po chwili usłyszała rumor na korytarzu. Wyszła sprawdzić. Okazało się, że lekarze przybyli do leżącego obok Muldera chłopca. Scully stanęła w drzwiach pokoju 209 i przyglądała się fachowej akcji lekarzy. Malec miał może jedenaście lat i poważnie poobijaną głowę, z mnóstwem ran, siniaków i zadrapań. Chyba miał zły sen, bo rzucał się bardzo, a lekarze starali się go uspokoić. Do jej uszu doleciały tylko pojedyncze słowa z tego, co powtarzał chłopiec: -Nie mogę...nie umiem...nie wiem ja...to się nie uda...boję się... Zmarszczyła brwi i wróciła do Muldera. Nadal leżał, kręcą niespokojnie głową i marszcząc brwi nad zamkniętymi oczyma. Nadal coś szeptał. -Musisz...zginą ludzie...trzeba...dowiem się...zobaczysz... - po ostatnim słowie ciałem jej partnera wstrząsnął jeden dreszcz, po czym Mulder opadł bezwładnie na łóżko. W tej samej chwili ucichły zmagania i okrzyki lekarzy w sąsiednim pokoju. Zaciekawiona sytuacją Scully zajrzała do chłopca. Czyżby się obudził? Podeszła do jego łóżka i zerknęła na kartę chorobową. Roy Connway, lat dwanaście, pobyt od dnia 20 lutego, śpiączka pourazowa spowodowana strzałami z karabinu i ilością straconej krwi, podawane leki: kroplówka...Zaraz? Coś tu się nie zgadzało. Przewinęła tekst i zatrzymała się na jednym zdaniu: śpiączka pourazowa spowodowana strzałami z karabinu i ilością straconej krwi. Nie wierzyła własnym oczom ! Przecież w pokoju 210, obok, leżał Mulder!!! Też był w śpiączce pourazowej!! Też spowodowanej strzałami z karabinu!!! I też ilością straconej krwi!!! Odwróciła się szybko na pięcie i skierowała do wyjścia. Musi znaleźć tego faceta, który ośmielił się targnąć na życie jej partnera. Musi wyjaśnić tę dziwną sprawę, której miało nie być w dzisiejszym dniu. Dniu jej niepamiętanych urodzin. CENTRALA FBI DZIEŃ DRUGI; 19.17 Oczywiście, jak na rządową agencję broniącą prawa przystało, nikt nic nie widział, nie słyszał i ogółem nic nie wiedział o wczorajszym nocnym zdarzeniu. Udało jej się jedynie znaleźć kilka dokumentów i wiadomości o Royu Connwayu. Jego przyczyna pobytu w szpitalu układała się w przejrzystą całość. Małolat, oprócz tego że z sierocińca, gra w koszykówkę. Ostatni mecz jego drużyna wygrała, zadowolony wracał sobie do domu. Rzecz działa się cztery dni temu. Kiedy szedł ciemną uliczką, napadł go jakiś gość. Rysopis nieznany. Chłopiec oberwał trzy kule w klatkę piersiową i zemdlał. Znaleziono go rankiem, wykrwawionego. Trafił do szpitala, teraz jest w śpiączce. Jak Mulder... Zamknęła teczkę i chwyciła swój płaszcz. Zobaczy, co da się z tym zrobić. MIESZKANIE SCULLY DZIEŃ DRUGI; 21.20 Scully jednym ruchem włączyła telewizor. Akurat trafiła na wiadomości. Dość miała na dzisiaj mocnych wrażeń, ale postanowiła nie wyłączać magicznego pudła. Skierowała się natomiast do kuchni. Nic nie jadła od wczoraj. Zajęła się szykowaniem sobie kolacji, podczas gdy miła prezenterka oznajmiała: -... Godzinę temu znaleziono nieprzytomną staruszkę siedzącą na ławce. Okazało się, że starsza pani była ofiarą napadu nieznanego bandyty, który od kilku dni rozpoczął swą działalność na ulicach naszego miasta... - Scully upuściła trzymany w ręku kubek i wbiegła do pokoju - ...Pani Holly Sieger została zaatakowana z karabinu. Otrzymała trzy kule w klatkę piersiową. Została odwieziona do szpitala Świętej Trójcy w stanie krytycznym, prawdopodobnie zapadła w śpiączkę, ale wiadomości te nie są potwierdzone. We Francji trwają odchody... Scully zamarła przed telewizorem. "Chwileczkę" - powiedziała sobie. " Przystopuj trochę, to nie jest możliwe..." Po chwili jednak zmieniła zdanie. "Nawet najbardziej niemożliwe jest możliwe, Dana..." - przypomniała sobie słowa partnera. SZPITAL ŚWIĘTEJ TRÓJCY DZIEŃ TRZECI; 8.22 -Chwileczkę! - zawołała jakaś pielęgniarka w białym kitlu. - Godziny odwiedzin jeszcze się nie zaczęły! -Gówno mnie to obchodzi - mruknęła do siebie Scully, ale odwróciła się i z grzecznym uśmiechem pokazała pielęgniarce odznakę. Ta odwzajemniła uśmiech i wskazała korytarz. Scully ruszyła ponownie. Mulder leżał spokojnie na łóżku, z błogim uśmiechem niewiedzy na bladej twarzy. Kroplówka pracowała cicho, ale ciszę w pokoju rozweselało cicho grające radio. Uśmiechnęła się na jego widok. -Hej - szepnęła i chwyciła jego kartę. Nie zanotowano niczego dziwnego, wszystko było w normie. Po prostu spał i śnił. Usiadła obok na fotelu. -Nie martw się. Dorwę tego, kto ci to zrobił. Nawet jeśli miałabym poświęcić swoje życie. Ty zawsze tak robiłeś. Zawsze się mną opiekowałeś - mówiła. Cały czas wierzyła w to, że się obudzi, ale wiedziała także, że może to nigdy nie nastąpić. Nagle ciszę rozdarł głośny głos spikera radiowego. -Uwaga, wiadomość z ostatniej chwili! Kolejna ofiara maniakalnego mordercy-komandosa! Odnaleziono trzydziestoletnią Shanię Blair, która leżała na trawniku w parku. Jej strój wskazywał, że zaskoczona karabinem została podczas biegania. Kobieta przewożona jest właśnie do szpitala Świętej Trójcy... Jak na komendę drzwi windy otworzyły się i z niewiarygodną szybkością wyjechało z niej łóżko z pacjentką i skierowało się na salę operacyjną. Scully stanęła w drzwiach i patrzyła, jak przygotowywany jest pokój 212. Diagnoza lekarzy z karetki była identyczna : śpiączka pourazowa. -Następna - oznajmiła siadając ponownie na łóżku. Posłuchaj...Nie wiem o co tu chodzi. Może to jakiś psychiczny wielbiciel karabinu? Nie wiem, czy to wyjaśnię, przecież ty...Nie ma mi kto pomóc... - usłyszała, jak łóżko z Shanią Blair wwożone jest do pokoju. - To już czwarta ofiara, Mulder! Ten jakby usłyszał jej lament. Poruszył się na łóżku i jęknął. -Nie bój...Przejdzie...Musimy bronić...Pomogę... -Mulder! Mulder, słyszysz mnie? Nic, żadnego odzewu. Za to wielki rumor na korytarzu. Wyjrzała przez drzwi i zobaczyła kilkoro lekarzy naradzających się nad jakąś sprawą. Po chwili weszli do pokoju, do którego przywieziono nową ofiarę. Scully podeszła do nich i oparła się o ścianę tak, aby słyszeć ich rozmowę. Jednak lekarze w pokoju nie odzywali się. Zamiast nich mówiła Shania Blair. -Czekam...Racja, musimy... Ja też...Roy...Trzeba... Po ostatnim słowie dziewczyna opadłą bezwładnie na łóżko. Scully wróciła do pokoju Muldera, ten jeszcze coś szeptał. -Roy... - to było jego ostanie słowo. Na czoło wstąpiły mu kropelki potu. -Mudler! To ja, Scully! Mulder! - próbowała dobudzić go Scully, ale wołanie nic nie dało. Zdenerwowana sytuacją usiadła na fotelu. -Zaraz! Powiedziałeś Roy? Roy! Roy Connway, tak ?!?! - zamilkła na chwilę. Jednak długo nie mogła siedzieć w ciszy, dlatego zaraz wybuchnęła ponownie. - Do jasnej cholery, nie możecie się obudzić?!?!?! CENTRALA FBI DZIEŃ TRZECI; 17.12 Pozbierała wszystko, co tylko mogła zdobyć. Wszystko. Teraz siedziała przy biurku Muldera i układała wszystko w jakąś całość. Przede wszystkim musiała dowiedzieć się wszystkiego o ataku Roya Connwaya i Shani Blair. To zawiera jakąś tajemnicę. Tajemnicę którą za wszelką cenę musi wyjaśnić. SZPITAL ŚWIĘTEJ TRÓJCY DZIEŃ CZWARTY; 10.41 -Dzień dobry. Nazywam się Scully, doktor Scully. Jestem tu w imieniu Gabinetu Medycznego Sióstr Parafianek. Chciałabym dowiedzieć się o zdrowie chłopca z pokoju 209. Podobno Roy Connway miał wczoraj jakiś atak i chciałabym znać jego przyczynę. Siostra dyżurna popatrzyła na nią dziwnie i momentalnie jej głos przybrał miły oddźwięk. -Proszę chwileczkę poczekać. Zaraz zawołam doktora Fronday'a. On właśnie zajmuje się naszym małym pacjentem - uśmiechnęła się na koniec i znikneła w nieznanym zaułku szpitala. Po chwili przed Scully stanął wysoki, młody mężczyzna z blond czupryną. Uśmiechnął się szarmancko i wskazał jej kierunek, który tak dobrze znała. -Roy Connaway jest pierwszym przypadkiem... -Czego? - przerwała mu gwałtownie. -Pierwszym przypadkiem serii wypadków, których ofiary trafiają do naszego szpitala. Wczoraj przywieziono czwartą, Shanię Blair. Roy jest młody, możliwe, że wyliże się z tego. Dostał trzy razy, stracił dużo krwi. Jest w śpiączce. Nie wiem, kto doniósł pani o wczorajszym ataku, ale to nie było nic poważnego. Bredził coś podczas stanu śpiączki, ale tętno i temperatura ciała pozostały w normie. -Mógłby pan powtórzyć, co mówił? -Wspominał coś o meczu i facecie w czarnej masce. Potem jakby z kimś rozmawiał, odpowiadał na pytania. Mówił, że nie umie, że się boi. -Czego miałby się bać? - pomyślała na głos Scully, ale doktor Fronday odpowiedział za nią. -Może tego, kto chciał go skrzywdzić? -Tak...A jak to było z pozostałymi ofiarami? Mężczyzna filuternie zmrużył oczy. -Nie wiedziałem, że interesują panią pozostałe przypadki. -Jestem lekarką. Wszystko mnie interesuje - odcięła się za złośliwą uwagę i poszła za Fronday'em. Zobaczyła Muldera. Był spokojny i lekko uśmiechnięty. -Tego mężczyznę przywieziono trzy dni temu. Takie same rany, taka sama diagnoza. Śpiączka. W czasie ataku Connway'a ktoś był przy nim. - parę kroków i następny pokój. -Pani Holly Sieger. Staruszka samotna. Dokładnie to samo. - następnych parę kroków i pokój 212. -Shania Blair. Znów to samo. Trzy kulki w klatkę piersiową, śpiączka. Co ciekawe, przywiezioną ją wczoraj i zaraz po operacyjnym wyjęciu jednej z kul, która utkwiła w ciele dziewczyny dostała takiego samego ataku co Connway. Jeszcze tego nie rozgryźliśmy. -Czy zbadano tę kulę? Ktoś ją wysłał do laboratorium ? -Widze, że zna się pani na rzeczy - Fronday uśmiechnął się i wskazał jaj koniec korytarza. -Pracowałam w różnych miejsca, z policją także. Wiem, że takie rzeczy poddaje się badaniom balistycznym. Być może taka kula powie coś o mordercy. Ponieważ siostry chcą odnaleźć tego, kto skrzywdził Roya, musze się dowiedzieć wszystkiego. -Ależ oczywiście. Jednak kula została zbadana przez laboratorium FBI. Podobno oni znają się na rzeczy, chociaż nie sądzę. Te ciemniaki z FBI nic nie potrafią załatwić. -Cóz... -Gdyby pani była z FBI, to pewnie nie udałoby się pani wyciągnąć ode mnie niczego. -Dziękuję za współpracę, doktorze Fronday. - przerwała mu Scully, podając rękę .- Bardzo pomogły mi pańskie opinie. LAORATORIUM FBI, SEKCJA BALISTYCZNA DZIEŃ CZWARTY; 13.39 -Witam, agentko Scully. Domyślałem się, że pani do nas zawita. Prawdopodobnie chodzi pani o analizę kuli z ciała Shani Blair? - powitał ją wysoki mężczyzna w białym fartuchu. -Cześć, Bob. Miałeś całkowita rację. Co wiesz? -Niedużo. Ale zawsze coś. Broń nie zarejestrowana , w ogóle bez jakichkolwiek oznaczeń. Wiadomo tylko, że to jakiś wczesny karabin snajperski. Żadnych śladów, żadnego pyłu, żadnych okruchów i charakterystycznych zarysowań. Jedyna kula z czterech zamachów - widząc pytanie w oczach Scully dodał - cóż, słucham radia, a w domu nawet mam telewizor! Uśmiechnęła się nieznacznie, pierwszy raz w ciągu ostatnich czterech dni. -Przepraszam. Jestem trochę nerwowa. Nic więcej? -Niestety. Nic. -Dzięki- pożegnała kolegę i skierowała się do wyjścia. -Dorwij go, Scully. Mulder nie chciałby umrzeć przez zwykły karabinek snajperski. CENTRALA FBI DZIEŃ CZWARTY; 20.51 Scully starała się po raz kolejny pozbierać wszystko w logiczną całość. Wzięła do ręki notatnik, w którym zawsze notowała swe uwagi i koncepty przed wprowadzeniem do komputera. Chwyciła ołówek i zapisała: 1.pięć wypadków takich samych 2.ofiary w śpiączce 3. napastnik nieznany, brak świadków 4. stan transu jednocześnie u Roya i Muldera i u Muldera i Shani 5. ?? -Zupełnie nie wiem o co chodzi...- powiedziała na głos i spojrzała na swoje notatki. - Zaraz, zaraz...Połączmy może bredzenie Muldera i Roya...Co z tego wyjdzie? Wpisała do komputera : -Opis napastnika. Wysoki, w czarnej masce, z karabinem. -Dlaczego? -Nie wiem. -Musisz go powstrzymać. Inaczej zginą ludzie. Ja ci pomogę. -Nie umiem. Nie potrafię. To się nie uda. -Razem z ... pomogę ci i zniszczymy go. -Boję się... -Nie ma czego. -Razem z kim, do cholery?? Przecież nie ze mną... -zawahała się. Razem z moją partnerką!! To jasne!! - ucieszona upiła łyk kawy stojącej w kubku na biurku i zadowolona jeszcze raz przyjrzała się notatkom. - Napastnik nieznany, brak świadków...Na dodatek takie same wypadki... - niestety nie miała tak dużej wyobraźni jak Mulder. - Może im się coś śniło...??? Sen...Sen! Mulder wspominał kiedyś o połączeniu dusz! Może on i Roy połączyli się duszami i Mulder chce mu pomóc? Shania to już była kolejna ofiara, ale pierwszą był chłopiec! Zamilkła na chwilę i spojrzała na szafkę z papierami. Tu prawdopodobnie rozpocząłby poszukiwania Mulder. Uśmiechnęła się na wspomnienie jego poważnej twarzy, jak wygłaszał swoje wariackie teorie. A teraz ona siedzi tu sama i nie może rozwikłać zwykłej zagadki! Nie byłby z niej zadowolony. Szczególnie, że Kersh myśli, że ona bada jakieś przestępstwo podatkowe. Była jednak gotowa zaryzykować soją karierę, aby tylko uratować życie kogoś, bez kogo sama umarłaby. To byłą prawda, ale bała się przyznać Mulderowi. Owszem, miała czasmi do niego żal, ale to ona zawaliła swoje życie. A teraz może zawalić jego... GABINET HIPNOTYCZNY DOKTORA WEISSA DZIEŃ PIĄTY; 12.01 Sekretarka pokazała jej drzwi gabinetu. Scully nacisnęła klamkę i weszła, zamykając je. -Dzień dobry, agentka specjalna Scully - odznaka powędrowała do kieszeni płaszcza. Staruszek siedzący na fotelu wskazał jej drugi mebel. Usiadła. -Tak, zapraszam. Podobno potrzebuje pani informacji. -Nurtuje mnie pewne zjawisko. Łączenie dusz podczas, na przykład, snu. -Bardzo ciekawy problem, droga pani, bardzo ciekawy. Zjawisko występuje niezwykle rzadko. Spowodowane niezwykłym strachem lub zachwytem, opiera się na różnicy charakterów. Pewnie chciałaby się pani dowiedzieć na czym ono polega? - uśmiechnął się i pogładził siwe włosy. - Tak...Opowiem to pani na przykładzie strachu, bo takie przypadki są częstsze. Przyjrzyjmy się dwóm osobom: pan A jest bojaźliwy, strachowaty i zawsze ostrożny. Pewnego razu coś strasznego mu się przydarza. Przypuśćmy, że ktoś chciał go zastraszyć, przyłapuje go w korytarzu i grozi podcięciem gardła. Pan A dostaje ataku szoku, który mija. Potem w nocy pan A śni o całym zajściu. Pan B natomiast jest inny: odważny, chętny do pomocy ludziom. Dlatego dusza pana A odnajduje duszę pana B i podczas snu opowiada mu o swoim lęku. Pan B może nawet widzieć tego, kto groził panu A. I tak sprawa zostaje wyjaśniona. Przepraszam, że tak obrazkowo, ale sama istota problemu jest bardzo zawiła nawet dla naukowców. Scully uśmiecha się serdecznie. -Mam jeszcze jedno pytanie: jak to poznać? -Nijak. Tego nie można poznać. MIESZKANIE SCULLY DZIEŃ PIĄTY; 15.56 "Logiczna całość nie wypaliła" - pomyślała Scully. -Przecież Mulder nie jest przeciwstawnym charakterem do Roya Connwaya. Coś tu nie pasuje... Dlaczego on...? Chwileczkę - wyciągnęła z szuflady notatnik i spojrzała na swoje notatki.- Przecież ten zabójca musi mieć jakieś powody...A ja chyba muszę odpocząć i przemyśleć tę sprawę. Odstawiła kubek z kawą na stolik i włączyła telewizor z nadzieją, że nie trafi na wiadomości. Nie trafiła. Właśnie leciał enty odcinek serialu "Star Trek", ale jej to nie przeszkadzało. Na ekranie doktor Spock mówił coś do jakiegoś dziwnego facet. Po chwili tamten nacisnął jakiś czerwony guzik i przed nimi pojawił się gadający hologram. Machał rękami, krzyczał i pytał. Członkowie załogi Enterprise'a wpatrywali się w niego ze zdziwieniem. Scully natomiast wpatrywała się w ekran telewizora jak zahipnotyzowana. -Hologram... - szepnęła przejęta. Zerwała się z sofy i sięgnęła po telefon. -Dzień dobry, nazywam się Scully. Tak, to ja. Czy mogę jeszcze dzisiaj pana odwiedzić? Mam kilka pytań. Bardzo ważnych, pytań na śmierć i życie! GABINET HIPNOTYCZNY DOKTORA WEISSA DZIEŃ PIĄTY; 16.16 -Proszę bardzo, służę pomocą. -Panie doktorze, czy człowiek w śpiączce może połączyć się duszą z innym? -Tak, to bardzo możliwe. Jednak... -Czy może on zmaterializować jakieś ciało? -Hmmm...Biorąć pod uwagę stopień techniki, udział zjawisk nadprzyrodzonych, to...tak. Jestem pewny, że potęga strachu była tak wielka, że zmaterializowała się i ... -Czy takie cos może zranić? -Chyba tak. Może zranić przypadkowe osoby. -Dziękuję, doktorze - Scully pocałowała Weissa w policzek usiany zmarszczkami. - Możliwe, że uratowaliśmy Muldera! SZPITAJ ŚWIĘTEJ TRÓJCY DZIEŃ PIĄTY; 18.58 Niemalże biegła korytarzem do pokoju 210. Usiadła przy łóżku Muldera i chwyciła go za rękę. -Już wiem, o co tu chodzi. To przez Roya. On jeden został zaatakowany naprawdę. Zapadł w śpiączkę, ale bał się tamtej nocy. Dlatego ten sam facet pojawiał się jeszcze trzy razy i ranił przypadkowych ludzi. Nie wiem jakim cudem udało ci się nawiązać kontakt z duszą Roya, ale próbowałeś przekonać go, żeby powstrzymał figurę swojej wyobraźni. Mam nadzieję, że jeśli go obudzę nie będzie więcej ofiar. Trzymaj się, partnerze - pocałowała go w policzek i przeszła do pokoju Roya. Zauważył ją doktor Fronday. -Co pani tu robi? Nie zezwoliłem na kontakt z pacjentem. Dlaczego... Scully sięgnęła po odznakę FBI noszoną zawsze w wewnętrznej kieszeni płaszcza i pomachała nią przed oczami lekarza. -Może pan zezwalać na opróżnianie basenów! Nie ma pan wpływu na zdrowie Roya, więc proszę mnie przepuścić. To sprawa życia lub śmierci czterech osób. Mam pokazać jeszcze mojego przyjaciela, Wessona, czy wystarczy odznaka? Jeśli nie pozwoli mi pan na kontakt z tym chłopakiem, będzie miał pan na sumieniu cztery osoby, w tym agenta FBI i mojego partnera. Tak, tego przystojniaka z pokoju obok. Więc proszę łaskawie ruszyć dupę i zwołać personel. Po takiej przemowie lekarz najwyraźniej zdębiał. Wpatrywał się bowiem w Scully dużymi, przekrwionymi oczyma i ani myślał wołać pielęgniarki. Dopiero kiedy odchyliła kawałek płaszcza pokazując pistolet, oprzytomniał. -Zaraz będą. Scully odetchnęła z ulgą i weszła do pokoju. Chłopak leżał na łóżku, blady jak ściana. Zerknęła w stronę urządzeń monitorujących. -Ciśnienie 160/75 w normie. Tętno... w normie. Temperatura w normie. Wszystko okay. Można spróbować... Kiedy to pokoju weszła pierwsza pielęgniarka, Scully rzuciła jej kilka haseł. -Defibrylator, środki pobudzające i sole trzeźwiące. Natychmiast. Pielęgniarka zawróciła momentalnie i po chwili wróciła z tacką i żądanymi lekami. W drzwiach stanął też doktor Fronday. -Może trzeba będzie pomóc. Ja ratuję życia ludzkie, a nie marnuję - wytłumaczył się, wzruszając ramionami. -Będziemy go budzić. Koniecznie trzeba go wprowadzić w stan otrzeźwienia. Może być bardzo osłabiony, ale to jest konieczne. Jego wypadek, jak już pan wspomniał, jest powiązany z wypadkiem Muldera i pani Sieger. Jeśli obudzi się Connway, oni także się obudzą. -Miejmy nadzieję... SZPITAL ŚWIĘTEJ TRÓJCY DZIEŃ SZÓSTY; 09.37 -Cze-eść... - spróbował uśmiechnąć się Mulder, ale skończyło się na grymasie bólu. -Hej, partnerze. Jak tam? -Jakoś. Nie chcą mi dać nic na sen. A głowa pęka mi od wiecznych krzyków pacjentów. Chciałbym, żebyś mnie jak najszybciej stąd zabrała, bo mi się tu nie podoba. -Zobaczę, co da się zrobić. Nie sądzę jednak, żeby cię tak szybko wypuścili. Stracili przez ciebie dużo zdrowia, indywidualisto. -A co z Roy'em? -Wrócił do sierocińca z grubym bandażem na klatce piersiowej. Wszystko bez powikłań. Wesoły chłopaczek. Mam jednak wrażenie, że zejdzie na złą drogę. Kiedy się z nim żegnałam, mamrotał coś, że jestem podobna do wenusjańskiej dziewczyny, czy coś takiego - drażniła się z nim. -Dobra, zmieńmy temat, co? Jak tam w biurze? Wszystko O.K? -Kersh o mało co mnie nie zabił, że zawaliłam naszą podatkową sprawę. Nie uwierzysz jednak, że odetchnął z ulgą kiedy powiedziałam mu, że z tobą wszystko dobrze. W gruncie rzeczy to nie jest zły facet. Dopóki nie wrócisz do pracy, mamy wolne. Acha, zapomniałabym. Scully uśmiechnęła się i podała mu coś małego i błyszczącego, na cienkim łańcuszku. Mulder przeczytał napis wytłoczony na drugiej blaszce nieśmiertelnika: "I LOVE YOU TO DREAM - SCULLY" . KONIEC