10288
Szczegóły |
Tytuł |
10288 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10288 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10288 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10288 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
HENRY KUTTNERA
KSI�GA IODA
Dziesi�� opowiada� zwi�zanych z mitami Cthulhu autorstwa Henry�ego Kuttnera
ponadto Historie dotycz�ce przera�aj�cej ksi�gi loda
napisane przez Roberta Blocha, Henry�ego Kuttnera i Roberta M. Price�a
TYTU� ORYGINA�U: THE BOOK OF IOD
PRZEK�AD: WITOLD NOWAKOWSKI
Sekret Kralitz�w Henry Kuttner
�erca dusz Henry Kuttner
Potw�r z Salem Henry Kuttner
Czarny poca�unek Robert Bloch i Henry Kuttner
�art Dromm�Avisty Henry Kuttner
Naje�d�cy Henry Kuttner
�aba Henry Kuttner
Hydra Henry Kuttner
Dzwony grozy Henry Kuttner (jako Keith Hammond
�owcy Henry Kuttner
Pod nagrobkiem Robert M. Price
�mier� z zaciemnienia Lin Carter
Dedykowane pami�ci
Karla Edwarda Wagnera,
Rycerza Carcosy
MITY KHUT�N�HAHA
WST�P
Gdyby kto� par� lat temu pisa� podobny wst�p, zacz��by pewnie zdaniem, �e oto mamy
przed sob� zbi�r ma�o znanych, wczesnych utwor�w pisarza, kt�ry dzi� cieszy si� zas�u�on�
s�aw� uznanego autora fantasy i science fiction. Teraz jednak nie mo�na tak powiedzie�, gdy�
ja�niej�ca niegdy� gwiazda Henry�ego Kuttnera wyra�nie zblad�a. Nawet Ray Bradbury, w
antologii �The Best of Henry Kuttner�, zatytu�owa� swe wspomnienia o przyjacielu i
mentorze: �Mistrz zapomniany�. A przecie� pisa� je prawie przed dwudziestu laty. Ze
smutkiem trzeba przyzna�, �e niezwyk�a tw�rczo�� Kuttnera znana jest dzisiaj tylko
mi�o�nikom staroci oraz antykwariuszom. Spad�a do poziomu literackiego curiosum, chocia�
nadal ciekawi r�nic� mi�dzy stylem ucznia i do�wiadczonego wygi. Dla badacza Mitologii
Cthulhu najbardziej zajmuj�ce s� m�odzie�cze pr�by Kuttnera nawi�zania do dzie�
Lovecrafta.
Henry Kuttner (1914�1958) by� przyjacielem m�odego Roberta Blocha i � podobnie jak
on � pocz�tkuj�cym pisarzem. Obaj dzia�ali na tym samym polu, publikuj�c w �Weird
Tales� i �Strange Stories�. Nawet wsp�pracowali przy paru opowiadaniach. Inn�, ��cz�c� ich
cech� by�a literacka przyja�� z Wielkim Przedwiecznym� eeee� z Wielkim Klasykiem,
H.P. Lovecraftem. Chyba to w�a�nie Bloch zapewni� Kuttnera, �e samotnik z Providence jest
ca�kiem przyst�pnym cz�owiekiem i nak�oni� go do podj�cia korespondecji. Kutter wkr�tce
do��czy� do grona wielbicieli Lovecrafta. Prosi� go o ocen� swoich opowiada� i przez kr�tki
okres jednego roku (od lutego 1936 roku do lutego 1937) podtrzymywa� o�ywione kontakty,
przerwane dopiero �mierci� Mistrza.
Edmund Wilson do�� mocno skrytykowa� m�odzie�czy �kult Lo � vecrafta�, w tym
samym duchu, w jakim Ateny oskar�y�y Sokratesa o korupcj� m�odych umys��w. Lovecraft
zainspirowa� ca�� rzesz� pisarzy takich jak Bloch, Kuttner, August Derleth, Duane Rimel,
Richard F. Searight, Willis Conover, czy (po�miertnie) Ramsey Campbell, Brian Lumley.
Gary Myers i wielu, wielu innych. Niekt�rzy z nich zaczynali my�l�c, �e chc� pisa� jak
Lovecraft, ale z czasem podejmowali samodzieln� karier� literack�. �Nigdy nie chcia� by�
Lovecraftem drugiej ligi� m�wi� Bradbury o Kuttnerze. To stwierdzenie pasuje tak�e do
pozosta�ych. Mniej lub bardziej odnale�li w�a�ciwe miejsce, niezale�nie od tego czy w
pierwszej, czy w drugiej lidze. Kuttner, w swoim czasie, bez w�tpienia nale�a� do pierwszej.
Trafi� do niej tu� po tym, jak zarzuci� dziecinny zamys� pisania pastiszy Lovecrafta.
Jakby na przek�r, w�a�nie jego wcze�niejsze dokonania interesuj� mnie i Ciebie, drogi
czytelniku. Obaj chcemy si� bli�ej przyjrze� tym w�a�nie opowie�ciom Kuttnera, kt�re nale��
do Mitologii Cthulhu. I nie trzeba gna� naprz�d, gdy� wiele z nich dostarcza rzetelnej
rozrywki, a wszystkie zawieraj� szereg fascynuj�cych element�w, godnych baczniejszej
uwagi.
Prawd� jest, �e nie styl Lovecrafta najbardziej poci�ga� rzesz� na�ladowc�w, a niezwyk�a
pseudomitologia stworzona przez Starego Gentlemana. Ka�dy, kto wst�pi� w jego �lady, z
dzik� rado�ci� komplikowa� Mity, poszerza� panteon i dodawa� gar�� nowych tytu��w do
obszernego zbioru manuskrypt�w. Nasz Kuttner nie by� wyj�tkiem. Zerknijmy wi�c na chwil�
w �r�d�a i zobaczmy, co leg�o u podstaw Mitologii Kuttnera, czy (jak HPL przezywa� swego
ucznia) Khut�N�haha.
Bez w�tpienia najwi�kszy wp�yw na �wczesn� tw�rczo�� Kuttnera mia�y dzie�a samego
Lovecrafta. Po pierwszym do�wiadczeniu z gotyck� opowie�ci� grozy (�Sekret Kralitz�w�),
Kuttner stworzy� dwa pastisze opowie�ci lorda Dunsany. S� to ��art Droomavisty� i ��erca
Dusz�. Potem jeszcze u�ywa� nazw i imion wyst�puj�cych w obu opowiadaniach, lecz
zarzuci� generaln� koncepcj� i zacz�� pisa� �prostsze� horroiy, z akcj� osadzon� we
wsp�czesno�ci. Czasem tylko wspomina� o stworach Lovecrafta, takich jak Yog�Sothoth,
Cthulhu, Yuggoth i Yig. By� to jednak zabieg uboczny i m�g� by� z �atwo�ci� usuni�ty, tak
jak to zrobi� w odniesieniu do Mit�w Fritz Leiber w pierwszej wersji �Adept�s Gambit�.
R�wnie wa�ny na dokonania Kuttnera by� wp�yw Roberta Blocha. Liczne opowiadania
Kuttnera, publikowane w tym okresie w �Weird Tales� i �Strange Stories�, mog�yby r�wnie
dobrze wyj�� spod r�ki Blocha. Urywana, szybka narracja (na wz�r scenariuszy filmowych z
lat czterdziestych), nastr�j �redniowiecznej, diabelskiej grozy � i g�ruj�ce nad wszystkim
poczucie alienacji. Nawet w pryzmacie Mit�w wida� jasno, �e Kuttner na og� pomija�
milczeniem s�ynny �Necronomicon� Lovecrafta na rzecz �Tajemnic glisty/De Vermis
Mysteriis� Blocha. Imi�, kt�re nadal czarownicy z �Potwora z Salem�, Abigail Prinn, tak�e
jest oczywistym ho�dem dla flamandzkiego maga, Ludviga Prinna, z opowiada� Blocha.
Ezoteryczna wiedza Lovecrafta nawi�zywa�a bezpo�rednio do prastarych tradycji. St�d te�
bra� imiona i nazwy �Yuggoth�, �shoggoty�, �Yog�Sothoth�, �Azathoth� itp. z
lingwistycznym akcentem na hebrajski i arabski, czyli j�zyki, kt�re w staro�ytno�ci i
�redniowieczu �ci�le ��czono z magi�. �Nug i Yeb� mia�y tatarskie b�d� tybeta�skie
konotacje. Kuttner bezb��dnie wpisa� si� w t� manier� i umiej�tnie ubra� w�asn� tw�rczo�� w
s�owa pradawnych religii. Lubi� zw�aszcza (mo�e dlatego, �e Lovecraft nie wykorzysta� tego
�r�d�a) perski zoroastrianizm. Wida� to bez os�onek w nie zamieszczonym w niniejszym
zbiorze opowiadaniu �Towers of Death� (�Weird Tales�, listopad 1939), gdzie brak
znajomych stwor�w Mitologii, jest za to posta� wchodz�ca w pakt z perskim antybogiem,
Ahirmanem. Inne opowiadania z kr�gu Mit�w (wszystkie ju� uwzgl�dnione w tym tomie)
zawieraj� wyra�ne b�d� ukryte odniesienia do kultu Zaratustry, co zreszt� pr�bowa�em
wykaza� we wprowadzeniu do ka�dego z utwor�w.
Lovecraft obficie czerpa� z teozofii, zw�aszcza po tym, jak Edgar Hoffman Price zdo�a� go
zapozna� z jej og�lnymi zasadami. Nacechowane erudycj�, cho� zwariowane dzie�a madame
B�awackiej: �Isis Unveiled� i �The Secret Doctrine� by�y prawdziw� �y�� z�ota dla autor�w
powie�ci zeszytowych spod znaku fantasy. W arcyciekawym artykule John Carter: Sword of
Theosophy� (wydanym przez Mirage Press w zbiorze tekst�w �Amry� zatytu�owanym �The
Conan Swordbook�), Fritz Leiber wyja�nia ze szczeg�ami, w jaki spos�b Edgar Rice
Burroughs czerpa� z madame B�awackiej przy tworzeniu podstawowych zr�b�w Barsoomu.
We wst�pie do jednej z kilku antologii opowiada� Clarka Ashtona Smitha, zatytu�owanej
�Poseidonis�, Lin Carter przeprowadza podobn� analiz�, tyle �e dotycz�c� Smitha. To
w�a�nie Carter ca�kiem s�usznie stwierdzi�, �e �madame B�awacki jest niezwykle wa�n�
osobisto�ci� w �wiecie fantasy. W (swych) dw�ch niedoko�czonych i ca�kiem nieczytelnych
dzie�ach z zakresu okultyzmu (�) zdo�a�a zawrze� zdawkow� i niesp�jn� dawk� legend,
teorii i nonsensu, daj�c zarazem wielce uporz�dkowan� prehistori� �wiata. (�) �w wykaz,
upowszechniony przez �popularne � opracowania i weekendow� pras�, zosta� wzi�ty,
po�kni�ty i przetrawiony przez autor�w powie�ci zeszytowych, kt�rzy tym samym zaci�gn�li
ogromny d�ug wdzi�czno�ci�.
Dla wspomnianych autor�w zapo�yczenia z madame B�awackiej by�y czym� ca�kiem
naturalnym, gdy� ona tak�e post�powa�a w ten sam spos�b: podpiera�a si� mitologi�, aby
stworzy� sztuczne ci��enie dla w�asnych pomys��w i innowacji.
�Zew Cthulhu� oraz inne opowiadania Lovecrafta zawieraj� wyra�ne por�wnania mi�dzy
kultem Cthulhu i Towarzystwem Teozoficznym. Fragmenty �Children of the Fire Mist�
pochodz� wprost od B�awackiej, podobnie jak cytaty z �Ksi�gi Dzyan�, spisanej pono� w
prasanskryckim narzeczu senzar na pergaminie z palmowych li�ci. (Prawd� m�wi�c, ca�a
�The Secret Doctrine� jest niczym innym, jak obszernym komentarzem do zmy�lonego
tekstu.) Najjaskrawszym przyk�adem wp�ywu teozofii na tw�rczo�� Lovecrafta jest �Cie�
spoza czasu� (wi�cej na ten temat m�wi m�j esej �Lovecraft�s Use of Theozopy� ze zbioru
�H.P. Lovecraft and the Cthulhu Mythos�, drugie wydanie, Borgo Press).
Wi�kszo�� zagadkowych, okultystycznych imion i nazewnictwa, stosowanego przez
Kuttnera te� pochodzi wprost z �The Secret Doctrine�. Dobrym przyk�adem na potwierdzenie
tej tezy jest wielokrotnie publikowany �Potw�r z Salem�. Kto z Was si� zastanawia� nad
�zakl�ciem Vach�Viraja�, �eliksirem Tikkouna�, b�d� wreszcie nad sam�, wielce blu�niercz�
�Ksi�g� Ioda�? Pos�uchajcie dalej.
S�owa �Vach� �Viraj� pochodz� z przypisu zamieszczonego na dziewi�tej stronie
pierwszego tomu �The Secret Docrine�: �Patrz opis Manu, kiedy Brahma podzieli� swe cia�o
na m�skie i �e�skie, te ostatnie jako �e�skie Vach, z kt�rego powsta� Viraj�. �Viraj� jest
zmodyfikowanym okre�leniem wad�ry, niepokonanego pioruna Indry, stosowanym tak�e na
okre�lenie penisa w tantryckim mistycyzmie.
A �eliksir Tikkouna�? Tikkoun lub tikkun wyst�puje w obrz�dzie oczyszczenia w
kabalistycznym judaizmie (patrz: Gershom Sholem, �Major Trends injewish Mysticism�,
strona 233: �Zatarcie plamy, odnowa harmonii � oto znaczenie hebrajskiego s�owa tikkun,
po okresie Zohar wzi�tego przez Kaba�� na oznaczenie ludzkich wysi�k�w w doczesnym
�wiecie�.) Podejrzewam jednak, �e Kuttner zaczerpn�� ten termin z drugiej r�ki, z �The Secret
Doctrine�, tom drugi, strona 25:
�Niebia�ski Cz�owiek (Tetragrammaton), czyli Protogonos (np. pierworodny w akcie
stworzenia, jak w Ad Colossenses 1,15), Tikkoun, pierworodny z pasywnego b�stwa i
pierwsza manifestacja cienia boskiej istoty, jest powszechn� form� i zamys�em, od kt�rego
pochodz� Logos, Adam Kadmon, czteroliterowy symbol Kaba�y i sam Wszech�wiat, zwany
drugim Logosem�. Jest te� przypis na stronie 706:
�Forma Tikkuna, czyli Protogonosa, pierworodnego, czyli powszechnej formy i zamys�u,
jak dot�d nie znalaz�a odbicia w Chaosie�.
St�d wynika, �e B�awacka nie sz�a na �ywio�. Jej prawdziwy geniusz kryje si� w ca�kiem
sp�jnej syntezie uderzaj�cych analogii mi�dzy Gnoz�, �wi�tymi tekstami Hindus�w, Kaba�� i
B�g wie, czym jeszcze. McGregor Mather dokona� identycznej sztuki z tradycjami oraz
ceremonialn� magi� Zachodu. Lovecraft i Kuttner dzia�ali w podobnym stylu, tyle �e na polu
literackiej fikcji. Wida� zreszt� wyra�nie, �e Kuttner nie zaprz�ta� sobie g�owy znaczeniem
poszczeg�lnych termin�w; podoba�y mu si� jedynie nazwy.
I cho� w pe�ni sam stworzy� posta� loda, m�g� zaczerpn�� imi� z przypisu w tomie
pierwszym, na stronie 90:
�Pewne liczby dla Kaba�y s� synonimem Jahwe, mianowicie 1065, gdzie warto�ci
kolejnych cyfr tworz� imi� � Jod, Vau i dwa razy He � czyli 10, 6 i 5�.
Moim zdaniem kuttnerowski �Iod� jest fonetycznym zapisem hebrajskiego znaku �Yodh�
(Jod�).
Inny fragment ezoterycznych Mit�w Kuttnera pojawia si� w �Hydrze� (oraz w ��owach�).
Chodzi o �Chhaya Ritual�. W tym przypadku zn�w trzeba si�gn�� do madame B�awackiej. W
drugim tomie �The Secret Doctrine�, na stronie 17 znajdujemy odno�ny fragment �Ksi�gi
Dzyan�:
�Siedmiu Gospodarz�w, tak zwanych �Znarodzonych Pan�w�, p�dzonych duchem dawcy
�ycia, dzieli lud od siebie, ka�demu daj�c w�asne sio�o. Siedemkro� siedem cieni dalszych
ludzi sp�odzonych b�dzie, a ka�dy w�asnej barwy i rodzaju. I ka�dy po�ledniejszy od swego
ojca. Ojce, bezkostne, nie skrzesaj� �ywota istotom kostnym. A potomstwem ich Bhuta, bez
kszta�tu, ni rozumu. St�d zw� ich Chhaya (�) cienie bez zmys��w�.
W �Hydrze� i ��owach� Kuttner wykorzystuje zas�yszane s�owo bez odniesie� do teozofii.
W opowie�ci �Terror in the House� (�Thrilling Mystery�, stycze� 1937) pokusi� si� o
wyja�nienia. Tu narrator patrzy na obraz malowany w stylu Pickmana i zatytu�owany ��owy�
(brzmi znajomo?), na kt�rym widnieje �Chhaya � �bezkostny� z Tajemniczej Ksi�gi
Dzyan�. Tytu� ksi�gi jest kompilacj� �Ksi�gi Dzyan� i �The Secret Doctrine�. Zreszt�
�Tajemnicza Ksi�ga Dzyan� te� wspomina o �Siedmiu Gospodarzach, bezkostnych, jacy nie
skrzesaj� �ywota istotom kostnym. A potomstwem ich Chhaya�� P�niej kto� u�y� �gest�w
Tikkuna�, �eby dope�ni� wezwania i wyrecytowa� zakl�cie, zaczynaj�ce si� od s��w: �Throg
Chhaya thruggakad�sh Chhaya� Yin Chhaya� itd. To na pewno �Chhaya Ritual�, o kt�rym
czytamy w ��owach� i �Hydrze�. Warto w tym miejscu zauwa�y�, �e s�owo �kad�sh�
powtarza si� w zakl�ciu z �Potwora z Salem�: �Ya na kadishtu nilgh�ri��. To nawi�zanie do
hebrajskiego �kadesz�, co znaczy ��wi�ty�. Jeszcze jedna paralela z Kaba��.
Henry Kuttner stworzy� w�asn�, prywatn� wersj� Mit�w Cthulhu, w r�wnej mierze
czerpi�c� z Lovecrafta, Blocha, kultu Zaratustry i teozofii. Tworzy� jednak dzie�a oryginalne,
kt�re leg�y u podstaw jego Mitologii. J�drem jest niew�tpliwie �Ksi�ga loda�. Lovecraft by�
mocno (przynajmniej na poz�r) zaintrygowany tym tytu�em: �W szerszym znaczeniu �
Ksi�ga Ioda� brzmi naprawd� interesuj�co� (list z dwunastego marca 1936 roku).
�Czasem w ciemno cytuj� Twoj� �Ksi�g� Ioda� � kt�r� warto traktowa� na r�wni z
innymi reliktami przedludzkiej Ziemi, cho�by takimi jak Skorupy z Eltdown, r�kopisy
pnakotyckie, czy diabelskie sekrety zaczerpni�te przez pierwszych ludzi z Ksi�gi Ebona, De
Vermis Mysteriis, Cultes des Goules ksi�cia d�Erlette, Unaussprechlichen Kulten von Junzta,
czy strasznej i pogardzanej Al Azif albo Necronomiconu szalonego Araba, Abdula
Alhazreda�. (16 luty 1936 roku).
�To musi by� (niemo�liwy do odczytania pseudohieroglif) wspominany na si�dmej
Skorupie z Eltdown� oraz �akazana� si�ga, kt�r� wymienia Necronomicon [IX,21 � str.598
w wydrukowanym gotykiem (ale po �acinie) egzemplarzu z biblioteki uniwersytetu
Miskatonic]. Przyjdzie dzie�, �e po�ycz� i przeczytam przek�ad Negusa (chyba te� po �acinie)
z Biblioteki Huntingtona.� (16 kwietnia 1936 roku).
W druku, �Ksi�ga loda� pojawi�a si� trzy lata p�niej, w �Dzwonach grozy� (�Strange
Stories�, kwiecie� 1939), kt�re Kuttner opublikowa� pod pseudonimem Keith Hammond.
Przedtem korzysta� z odniesie� do �Tajemnic glisty� Blocha (�Naje�d�cy�) lub
�Necronomiconu� Lovecrafta (�Potw�r z Salem�). W tym samym miesi�cu, ale w �Weird
Tales� (�Hydra�) wspomnia� o dw�ch innych dzie�ach okultystycznych: o �Starszym
Kluczu�, o kt�rym nic wi�cej nie wiadomo, i o �Ksi�dze Karnaku�, by� mo�e powi�zanej ze
staro�ytnym Egiptem, cho� to te� nic pewnego. Ewolucj� ostatniej nazwy mo�na prze�ledzi�,
pocz�wszy od ��ercy Dusz� i ��artu Droom�avisty�, z grodem Yarnak, poprzez �Potwora z
Salem�, gdzie s�ycha� �k�yarnak� w magicznej inwokacji, a� do �Hydry�, w kt�rej czytamy o
�Ksi�dze Karnaku�. Zmiana �y� w �k� sugeruje, �e Kuttner w por� sobie przypomnia�
egipskie mity (chocia� nigdy nie u�y� imienia Nyarlathotepa).
Ju� zwraca�em uwag�, �e Kuttner w swej tw�rczo�ci rzadko wykorzystywa� b�stwa
stworzone przez Lovecrafta. Do wyj�tk�w nale�y Azathoth, wyst�puj�cy w �Hydrze� i Dagon
ze swym stadem, obecny w �Pomiocie Dagona�. �Sekret Kralitz�w� zawiera kr�tk�
wzmiank� o �wyznawcach o�liz�ego Yog�Sothotha�. Kuttner zaraz porzuci� ten w�tek, cho�
powstaje pytanie, czy tu w�a�nie nie nale�y szuka� prapocz�tk�w p�niejszej charakterystyki
Yog�Sothotha jako b�stwa ziemi, dokonanej przez Augusta Derletha. W prozie Lovecrafta
nie ma najmniejszej wzmianki na ten temat.
Kuttner, rzecz jasna, najwi�cej uwagi po�wi�ca� w�asnym bogom. Jednym z pierwszych
by� Vorvadoss, czczony tylko przez kr�l�w (sindara) Bel Yarnak. Zjawi� si� jako demon
piasku w ��ercy Dusz� i podsun�� w�adcy spos�b, jak pokona� potwora, miejscowego trolla,
osiad�ego w Szarej Przepa�ci Yarnak. W �Naje�d�cach� �miertelnicy wzywaj� go zakl�ciem:
�Vorvadossie z Bel�Yarnak! Burzycielu Piasku! Ty, kt�ren czekasz w Odleg�ej Ciemni,
Rozpalaczu Ognia�� Mog�oby si� nawet wydawa�, i� zapo�yczy� nieco od �ercy Dusz, gdy�
jest zwany �Vorvadossem z Szarej Przepa�ci Yarnak�. Sk�d Kuttner wzi�� imi� Vorvadoss?
Licho wie. Podejrzewam, �e troch� przekr�ci� �Barbados�.
Nyogtha (Rzecz, Kt�ra Nie Powinna Istnie�, Czarny B�g Ob��du) z �Potwora z Salem�
jest najs�ynniejszym z Przedwiecznych Kuttnera. Wprawdzie ust�p �Necronomicon� m�wi o
nim jako o �bracie Przedwiecznych�, ale niemal to samo mo�na wyczyta� o Cthulhu, kt�ry
jest tylko �ich kuzynem� w odno�nym fragmencie ksi�gi, cytowanym przez Lovecrafta w
�Koszmarze w Dunwich�. Nyoghta �yje pod ziemi�, chocia� mo�na go wezwa� tajemnym
zakl�ciem i, jak s�dz�, to w�a�nie na nim wzorowa� si� Brian Lumley, tworz�c Shude�M�elle,
Dr���cego Pod Ziemi�. Z drugiej strony sam Nyogtha jest odbiciem Nyarlathotepa z �Ducha
ciemno�ci�. Oba b�stwa s� smolistymi chmurami z�a, bezwiednie wezwanymi przez pisarza
wynajmuj�cego nawiedzon� posiad�o��.
Iod jako b�stwo pojawia si� w dw�ch utworach: �Naje�d�cy� i ��owy�, gdzie jest
okre�lany jako �B�yszcz�cy Prze�ladowca� i ��owca Dusz�. To b�g w prawdziwym stylu
Lovecrafta: �By� to gorej�cy, kosmiczny potw�r, zrodzony z wyj�tego spod prawa
wszech�wiata, przedludzka bestia, star� magi� wydarta z bezdennej otch�ani dziej�w. Wielkie
b�yszcz�ce oko spogl�da�o (�) beznami�tnym wzrokiem�, a wok� �p�prze�roczystego�
cielska �na o�lep wirowa�y paskudne czu�ki, kszta�tu ro�lin, lecz cicho cmokaj�ce z g�odu��
Wreszcie, w �Dzwonach grozy� Kuttner opisa� demona ciemno�ci, Zuche�uona, Wielkiego
i Cichego. Jest go�cem i zwiastunem mroku, kt�ry mia� si� zjawi� dopiero pod koniec wieku,
lecz garstka oszala�ych �miertelnik�w obudzi�a go znacznie wcze�niej, bij�c w przekl�te
dzwony. Zn�w wracamy do Nyarlathotepa, jako awatara mroku w �Duchu ciemno�ci�. Co
ciekawe, Kuttner, kt�ry ��czy� loda i Vorvadossa, a tak�e Cthulhu i Yiga z panteonem bog�w
czczonych w prastarym Mu, bez wahania wykre�li� Zuchequona z listy Przedwiecznych. Nie
jest to gwiezdny pomiot, ale szerzej poj�te �prawo kosmosu�. W tym znaczeniu Zuchequon
przypomina Ubbo�Sathlaa Clarka Ashtona Smitha, tak�e usuni�tego z grona Przedwiecznych,
rodzimego mieszka�ca dymi�cej Ziemi i �yj�cego na niej d�ugo przedtem, zanim Cthulhu i
Yog�Sothoth przybyli z g��bin wszech�wiata. Oczywi�cie, powy�szy wyw�d nie
przeszkadza� Linowi Carterowi, by zaliczy� Zuchequona i Ubbo�Sathl� do Przedwiecznych.
Ma�o tego, uzna� nawet, �e pierwszy jest synem drugiego! (patrz: ��mier� z zaciemnienia�,
zamieszczona w niniejszym zbiorze, oraz �Zoth�Ommog� w antologii �Disciples of
Cthulhu�, zredagowanej przez Paula Berglunda w 1976 roku. To drugie opowiadanie pojawi
si� tak�e pod wcze�niejszym tytu�em �The Horror in the Gallery� w planowanym przeze mnie
zbiorze tw�rczo�ci Cartera pt. �The Xothic Legend Cycle�.)
Lin Carter z upodobaniem traktuje Mity w ten sam spos�b co Helena Pietrowna B�awacka:
wt�acza oderwane i niesp�jne fragmenty legend, teorii i nonsensu w jeden wspania�y system.
(Pe�niejsz� analiz� Mit�w Cartera zawiera rozdzia� �The Statement of Lin Carter�, w mojej
ksi��ce �Lin Carter: A Look behind His Imaginary Worlds�, wydanej przez Borgo Press.)
Zaskakuje natomiast fakt, �e pomin�� w swym zbo�nym dziele wi�kszo�� istot i artefakt�w
stworzonych przez Kuttnera, umieszczaj�c w licznych s�ownikach i traktatach teogonicznych
tylko Nyogtha, Zulchequona i �Ksi�g� loda�.
Niniejszy tom jest w pewnym sensie wyzwaniem, rzuconym przez Cartera spu�ci�nie
pozostawionej przez Kuttnera. �Ksi�ga Ioda� (to Lin wpad� na pomys�, aby tak w�a�nie
zatytu�owa� zbi�r opowiada� Kuttnera) b�dzie wznowiona w serii �Lin Carter Fantasy
Selections�, zapowiadanej przez Zebra Books. Pierwsz� pozycj� cyklu by�y �Tajemnice
glisty� Roberta Blocha (uwzgl�dnione tak�e w edycji Chaosium). Lin najwyra�niej chce
stworzy� kanon ksi�g pisanych przez ka�dego z Wielkich kr�gu Lovecrafta. Niez�y pomys�.
Robert M. Price
* * * * *
Ta niesamowita opowie�� o �yciu pozagrobowym w zasadniczym uk�adzie zaskakuj�co
przypomina wiersze Lovecrafta z tomu �Fungi from Yuggoth�, zw�aszcza sonety XVI, XVII i
XVIII, �Okno�, �Pami�� i �Ogrody Yin�, w kt�rych narrator tak�e penetruje sekrety rodowej
posiad�o�ci i odkrywa dziwaczne zgromadzenie swych zmar�ych przodk�w. Jednak to
podobie�stwo mo�e by� zwodnicze. Lovecraft wci�� pracowa� nad cyklem sonet�w, kiedy
Kuttner pokaza� mu r�kopis �Sekretu Kralitz�w�. (Czy�by HPL tym razem zosta�
zainspirowany przez m�odszego sta�em pisarza?). Opowiadanie uzna� za w pe�ni udane.
�Cho� na pierwszy rzut oka nacechowane jest m�odzie�cz� przesad�, od razu je
polubi�em. Tchnie i�cie gotyck� atmosfer�, do kt�rej tak jestem przywi�zany � to
jedyny element, jaki w moich oczach czyni opowie�� grozy prawdziwie fascynuj�c� i
siln�. A� �al bierze, jak wiele �horror�w� rezygnuje z tej podstawowej zasady i usilnie
chce by� nowoczesna i dziarska.� (15 pa�dziernika 1936 r.)
Mo�na spyta�, co my�la� Lovecraft o coraz nowocze�niejszym tonie opowiada�
publikowanych przez Kuttnera w �Strange Stories� i �Weird Ta�es� po �mierci Mistrza. Kto�
si� musia� g�sto t�umaczy� owego dnia 1958 roku, kiedy Kuttner przyby� do pos�pnej
Walhalli pisarzy grozy na spotkanie z HPL.
Publikowane po raz pierwszy w �Weird Tales�, w pa�dzierniku 1936 r.
* * * * *
Henry Kuttner
SEKRET KRALTTZ�W
The Secret of Kralitz
Obudzi�em si� z g��bokiego snu i zauwa�y�em dwie, stoj�ce tu� obok postacie spowite w
czer�. Ich twarze ja�nia�y w mroku rozmazan� biel�. Zamruga�em gwa�townie, �eby sp�dzi�
sen z oczu, a wtedy jedna z nich skin�a niecierpliwie. W tej samej chwili zrozumia�em, co
by�o powodem nocnej wizyty. Oczekiwa�em jej ca�e lata, od czasu, gdy m�j ojciec, baron
Kralitz, zdradzi� mi sekret i kl�tw� ci���c� nad naszym starym rodem. Wsta�em bez s�owa i
poszed�em za milcz�cymi pos�a�cami, w g��b sm�tnych korytarzy zamku, kt�ry od urodzenia
by� mi domem.
W czasie w�dr�wki wspomnia�em surow� twarz ojca, w uszach zabrzmia�y mi uroczyste
s�owa, kt�rymi opisywa� legendarn� kl�tw� rodu Kralitz�w, tajemnic�, jak� we w�a�ciwym
czasie z pokolenia na pokolenie powierzano najstarszemu z syn�w.
� Kiedy? � spyta�em ojca, gdy le�a� na �o�u �mierci, walcz�c z narastaj�c� s�abo�ci�.
� Gdy zdo�asz poj�� � odpar�. Patrzy� na mnie uwa�nie spod zmierzwionych bia�ych
brwi. � Byli tacy, co do�wiadczyli tego wcze�niej ni� inni. Od pierwszego barona Kralitza
przekazywano sekret�
Przycisn�� d�o� do piersi i przerwa�. Up�yn�o pe�ne pi�� minut, zanim na tyle zebra� si�y,
by na nowo przem�wi� d�wi�cznym, w�adczym g�osem. �adnych j�k�w, ni wyzna�
czynionych urywanym szeptem. By� Kralitzem.
� Franz� � odezwa� si� w ko�cu. � Znasz ruiny starego klasztoru w pobli�u wioski.
Pierwszy baron kaza� go spali�, a mnich�w pos�a� pod top�r. Opat zbyt cz�sto sprzeciwia� si�
kaprysom wielmo�y. Jakie� dziewcz� szuka�o schronienia w klasztorze i opat nie zgodzi� si�
jej wyda�. Baron straci� cierpliwo�� � s�ysza�e� opowie�ci, jakie wci�� o nim prawi� � zabi�
opata, spali� klasztor i wzi�� dziewczyn�. Opat przed �mierci� przekl�� swego zab�jc� i
wszystkich m�skich potomk�w nast�pnych generacji. I tak narodzi�a si� tajemnica, dotycz�ca
naszego rodu.
Nie mog� zdradzi�, czym jest kl�twa. Nie pr�buj szuka� wyja�nienia na w�asn� r�k�.
Czekaj cierpliwie, a we w�a�ciwym czasie stra�nicy mroku poprowadz� ci� schodami do
podziemnej jaskini. Tam poznasz sekret Kralitz�w.
Z ostatnim s�owem ojciec wyzion�� ducha i surowe rysy jego pos�pnej twarzy zastyg�y na
wieki.
Zatopiony we wspomnieniach nie zwraca�em uwagi gdzie id�, ockn��em si� dopiero, gdy
ciemne sylwetki pos�a�c�w zamar�y tu� przed szczelin� w kamiennej posadzce, ods�aniaj�c�
zej�cie, kt�rego nie widzia�em w czasie wcze�niejszych w�dr�wek po zamku. Stopnie wiod�y
w g��b podziemi. Gdy zacz�li�my schodzi�, zauwa�y�em, i� tunel by� o�wietlony � w�t�a,
fosforyzuj�ca po�wiata p�yn�a z nieznanego �r�d�a i sk�onny by�em uwierzy�, �e to moje
oczy przywyk�y do p�mroku, ni� �e mam do czynienia z prawdziwym blaskiem.
Szli�my ju� bardzo d�ugo. Sztolnia skr�ca�a i wi�a si� w litej skale, i tylko dwie ruchome
postacie przede mn� rozprasza�y monotoni� tej smutnej w�dr�wki. Wreszcie, g��boko pod
ziemi�, dotarli�my do ko�ca schod�w i zerkn�wszy nad ramionami moich towarzyszy,
dostrzeg�em ogromne drzwi, zagradzaj�ce dalsz� drog�. By�y topornie wykute z jednego
g�azu i pokryte dziwnie niepokoj�cym wzorem, u�o�onym z nieznanych mi znak�w. Po chwili
stan�y otworem. Wszed�em i zatrzyma�em si� tu� za progiem, wbijaj�c wzrok w siwy ocean
mg�y.
Sta�em na �agodnym zboczu, kt�re ton�o w oparach, a z dali dobiega�y st�umione
pohukiwania i wysokie, piskliwe wrzaski, przywodz�ce na my�l obsceniczny �miech.
Mroczne, niewyra�ne kszta�ty ta�czy�y i znika�y za szar� zas�on�, a ogromne cienie
szybowa�y na gigantycznych skrzyd�ach nad moj� g�ow�. Tu� obok mnie sta� d�ugi,
prostok�tny st� z kamienia, przy kt�rym siedzia�o dwudziestu m�czyzn, wlepiaj�cych we
mnie martwo po�yskuj�ce spojrzenia g��boko osadzonych oczu. Dwaj przewodnicy w
milczeniu zaj�li miejsca w�r�d pobratymc�w.
Nagle, gruba zas�ona mg�y zacz�a rzedn��. Ch�odny powiew zmi�t� resztki opar�w.
Zobaczy�em ton�cy w mroku odleg�y koniec jaskini i znieruchomia�em, w pot�nym u�cisku
strachu, pomieszanego z r�wnie silnym, niesko�czenie podniecaj�cym uczuciem rozkoszy.
Cz�� umys�u pyta�a: �Co to za koszmar?�, druga za� podpowiada�a szeptem: �Znasz to
miejsce!�
Nie. Nie widzia�em go nigdy. Gdybym wiedzia�, co kryj� podziemia zamku, nie m�g�bym
zasn��, ow�adni�ty obsesyjn� boja�ni�. Podczas gdy tak sta�em, targany sprzecznymi falami
zgrozy i ekstazy, wok� mnie k��bi� si� t�um upiornych mieszka�c�w owego �wiata.
Diab�y, demony, nienazwane monstra! Koszmarny kolos przemkn�� przez mrok z g�uchym
rykiem, a szare, bezpostaciowe stwory, niczym olbrzymie �limaki w�drowa�y na s�upowatych
nogach. Strz�py mi�kkiej, bezkszta�tnej masy, upstrzone, niczym mityczny Argus, tysi�cami
gorej�cych oczu, wierci�y si� i kr�ci�y w z�owrogiej po�wiacie. Uskrzydlone bestie � nie
by�y to nietoperze � z �opotem i szumem lata�y w ci�kim powietrzu i sycza�y co� szeptem
� ca�kiem ludzkimi glosami.
W dali, u st�p zbocza, na kt�rym sta�em, zobaczy�em ch�odny b�ysk wody skrytego przed
promieniami s�o�ca jeziora. Stwory, na szcz�cie niewidoczne w mrocznej oddali, z
wrzaskiem, burzy�y tafl� zatoki, kt�rej wielko�ci i kszta�tu mog�em si� ledwie domy�la�.
Lataj�ce monstrum zwiesi�o b�oniaste skrzyd�a niczym namiot nad moj� g�ow�, zerkn�o na
mnie pal�cym spojrzeniem, po czym pomkn�o dalej, nikn�c w cieniu.
Przez ca�y czas, cho� dr�a�em z przera�enia i wstr�tu, towarzyszy�o mi owo uporczywe
poczucie rado�ci � g�os, kt�ry szepta�: �Znasz to miejsce! St�d przecie� pochodzisz! Czy to
�le wr�ci� do domu?�
Obejrza�em si�. Wielkie drzwi zatrzasn�y si� cicho, odcinaj�c mi drog� ucieczki.
Pomocne okaza�o si� poczucie dumy. By�em Kralitzem. A �aden Kralitz nie oka�e strachu
nawet przed obliczem diabla!
Post�pi�em krok naprz�d i popatrzy�em na postacie, kt�re nadal siedzia�y za sto�em, z
napi�ciem wpatruj�c si� we mnie p�on�cymi oczyma. Odepchn��em straszliw� my�l, �e oto
stoj� przed zgromadzeniem bezcielesnych szkielet�w, podszed�em do szczytu sto�u, gdzie
wznosi� si� prymitywny tron, i przyjrza�em si� z bliska milcz�cej sylwetce po prawej stronie.
Zamiast nagiej czaszki, moim oczom ukaza�o si� upiornie blade, brodate oblicze. Pe�ne,
zmys�owe usta b�yszcza�y szkar�atem, niczym uszminkowane, a martwe �renice nieruchomo
patrzy�y w moj� stron�. �lad nieludzkiego cierpienia wyry� g��bokie pi�tno na bia�ej twarzy, a
w zapad�ych oczach czai�a si� m�ka. �aden opis nie odda�by wra�enia nieziemskiej obco�ci,
jak� odczuwa�em r�wnie mocno, jak mdl�cy smr�d grobu, bij�cy z ciemnej szaty. Stra�nik
skin�� spowit� w czer� r�k� w stron� pustego miejsca na szczycie sto�u. Usiad�em.
Upiorne odczucie nierzeczywisto�ci! Wydawa�o mi si�, �e �ni�, �e ukryta cz�� mojej ja�ni
z wolna wkracza z krainy marze� do realnego �wiata, aby przej�� w�adz� nad moim
zachowaniem. St� by� zastawiony staro�ytnymi pucharami i p�miskami, jakich nie u�ywano
ju� od stuleci. Na p�miskach le�a�o mi�so, zdobne klejnotami kielichy by�y pe�ne
czerwonego wina. W nosie wierci� ci�ki, przyt�aczaj�cy zapach, pomieszany z trupim
odorem mych towarzyszy i sple�nia�� woni� mokrej, pozbawionej �wiat�a piwnicy. Wszystkie
wyblak�e twarze zwr�ci�y si� w moj� stron�, twarze, kt�re nie wiedzie� czemu wygl�da�y
dziwnie znajomo. Niemal identyczne, o krwistych, pe�nych ustach, naznaczone niebywa�ym
cierpieniem. Czarne, gorej�ce oczy wpatrywa�y si� we mnie niczym niezg��biona otch�a�
Tartaru, a� poczu�em, �e w�os zje�y� mi si� na karku. Mimo wszystko � by�em Kralitzem!
Wsta�em i dumnym g�osem przem�wi�em archaiczn� niemczyzn�, kt�ra jako� bez trudu
pop�yn�a przez moje usta:
� Jestem Franz, dwudziesty pierwszy baron Kralitz. Czego ode mnie oczekujecie?
Pomruk aprobaty przetoczy� si� nad sto�em. Zapanowa�o poruszenie. Z drugiego ko�ca
uni�s� si� brodaty olbrzym z okrutn� blizn�, kt�ra zmienia�a mu lew� stron� twarzy w
przera�aj�co bia�y strz�p z trudem zagojonego mi�sa. Zn�w odnios�em znajome wra�enie �
gdzie� ju� widzia�em tego cz�owieka � cho� panuj�cy p�mrok uniemo�liwia� mi dok�adn�
identyfikacj�.
� Witaj, Franz � odezwa� si� olbrzym starym, gard�owym, germa�skim narzeczem. �
Witaj, baronie Kralitz. Pozdrawiam ci� � i wszystkich cz�onk�w twego rodu!
Podj�� kielich ze sto�u i uni�s� go wysoko. Spowite w czer� postacie wsta�y z krzese� i
posz�y za jego przyk�adem, wznosz�c bogato zdobione puchary i powtarzaj�c s�owa toastu.
Ka�dy poci�gn�� g��boki �yk zacnego trunku. Z�o�y�em stosowny uk�on.
� Pozdrawiam was, stra�nik�w tajemnicy Kralitz�w � powiedzia�em niemal bezwiednie.
� Pozdrawiam i przepijam do was.
Wok�, nawet w najdalszych k�tach mrocznej jaskini, zapanowa�a cisza. Umilk�y szepty,
pohukiwania i natr�tny szelest lataj�cych stwor�w. Postacie, zgromadzone wok� sto�u,
wyczekuj�co patrzy�y w moj� stron�. Unios�em kielich i wypi�em. Trunek by� mocny,
orze�wiaj�cy, o lekko s�onawym smaku.
Nagle poj��em, czemu cierpi�tnicza, szpetna twarz mego gospodarza wydawa�a mi si�
dziwnie znajoma. Po wielokro� mia�em okazj� ogl�da� j� w�r�d portret�w przodk�w.
Poprzez mrok gigantycznej sali spogl�da�a ku mnie gro�na i zniekszta�cona posta�
pierwszego z rodu Kralitz�w. Ten sam jasny b�ysk zrozumienia pom�g� mi rozpozna� reszt�
biesiadnik�w, kt�rych wizerunki r�wnie� widywa�em na p��tnie. Ale jak�e wielka zasz�a w
nich zmiana! Pi�tno wiecznego z�a, niczym niewidzialna zas�ona, przylgn�o do ich
um�czonych twarzy, do tego stopnja deformuj�c rysy, �e nie by�em do ko�ca pewien, czy
dobrze odgaduj� to�samo�� danej osoby. Wydawa�o mi si�, i� jedno z bladych, sardonicznych
oblicz nale�a�o kiedy� do mego ojca, cho� uleg�o tak monstrualnej przemianie, �e mog�em
polega� wy��cznie na domys�ach.
Ucztowa�em z w�asnymi przodkami � z domem Kralitz�w!
Nadal trzyma�em puchar. Opr�ni�em go a� do dna, spodziewaj�c si� r�wnie sm�tnego
rozwi�zania. Dziwny �ar wype�ni� mi �y�y i wybuchn��em g�o�nym �miechem, wywo�anym
okrutn� rado�ci�. Zawt�rowali mi inni � gard�owym rechotem, przypominaj�cym warczenie
wilk�w. Bolesny �miech ludzi rozpi�tych na kole tortur, op�ta�czy chichot mieszka�c�w
piekie�. Z mrocznej groty dolecia� jazgot diabelskiego pomiotu. Olbrzymie cienie, wysokie na
par� pi�dzi, chwia�y si� w�r�d grzmi�cych ryk�w, w g�rze, z chytrym piskiem, zawirowa�y
skrzydlate stwory. Gigantyczna jaskinia hucza�a straszliw� uciech�, a� wp� ukryte monstra z
czarnego jeziora odpowiedzia�y rozdzieraj�cym uszy wrzaskiem, a echo zadudni�o pod
niewidocznym sklepieniem.
�mia�em si� razem z nimi, �mia�em do rozpuku, w ko�cu bezsilnie opad�em na fotel i
popatrzy�em na oszpecon� posta� po drugiej stronie sto�u.
� Godzien jeste� naszej kompanii i biesiady przy naszym stole � przem�wi� baron. �
Wsp�lny toast uczyni� ci� jednym z naszych. Jedzmy razem.
I tak si� sta�o. Jak stado wyg�odnia�ych bestii rwali�my soczyste bia�e mi�so, le��ce na
zdobnych p�miskach. Us�ugiwa�y nam dziwne stwory, w pewnej chwili, poczu�em zimny
dotyk na ramieniu, odwr�ci�em si� i ujrza�em jak dolewa mi wina okropna, purpurowa posta�,
wygl�daj�ca jak dziecko odarte ze sk�ry. Straszna, straszna i niesko�czenie blu�niercza by�a
to uczta. Wrzaski, �miech i mlaskanie wype�nia�y ciemn� jaskini�, a wok� nas harcowa�y
piekielne hordy. Zaiste, by�o piek�o pod zamkiem Kralitz�w, a tej nocy diabe� urz�dzi�
karnawa�.
Potem od�piewali�my dzik�, pijack� pie��, wymachuj�c do taktu kielichami. Stara to by�a
pie��, ale obce s�owa nie sprawia�y mi �adnej trudno�ci; wymawia�em je r�wnie g�adko,
jakbym s�ucha� ich ju� w dzieci�stwie, usadowiony na kolanach matki. My�l o matce
sprawi�a, �e zadr�a�em i ow�adn�a mnie nag�a s�abo��, lecz szybko j� przep�dzi�em nowym
�ykiem ci�kiego wina.
D�ugo, d�ugo okrzyki, pie�ni i �arty kr��y�y po ogromnej grocie, a� wreszcie odeszli�my
od sto�u i w�skim, �ukowato wygi�tym mostem pod��yli�my na drugi brzeg jeziora. Nie
opowiem, co tam zasta�em ani nie podam imion wszystkich istot, jakie mi przysz�o ogl�da�.
Wspomn� tylko, �e us�ysza�em o nieziemskich grzybach, zamieszkuj�cych odleg�y, zimny
glob Yuggoth i o cyklopowych stworach, czuwaj�cych nad rozbudzonym Cthulhu w
podmorskim mie�cie. Dowiedzia�em si� o dziwnych rozkoszach, dost�pnych wyznawcom
o�liz�ego Yog�Sothotha i pozna�em niewiarygodny kult, jakim w innych galaktykach
otoczony jest Iod, �r�d�o. Zanurzy�em si� w najczarniejszej otch�ani piek�a i wr�ci�em
stamt�d ze �miechem. By�em jednym z czarnych stra�nik�w i wesp� z nimi szala�em w
upiornych saturnaliach, a� ponownie przem�wi� baron o przeci�tej blizn� twarzy.
� Nasz czas mija � o�wiadczy�. Oszpecone, brodate lico po�yskiwa�o w p�mroku
niczym pysk chimery. � Wkr�tce si� rozstaniemy. Ale ty, Franz, jeste� prawdziwym
Kralitzem i czeka nas jeszcze niejedna wsp�lna uczta. B�dziem pi� i weseli� si� d�u�ej ni�li
my�lisz. Ostatni toast!
Chwyci�em kielich.
� Za r�d Kralitz�w! Oby trwa� wiecznie!
W�wczas opad�a mnie dziwna niemoc. Wraz z innymi odwr�ci�em si� ty�em do groty
pe�nej roztrz�sionych, j�kliwych i pe�zaj�cych cieni i wyszed�em przez kamienny portal.
Szli�my po schodach, w g�r�, wci�� w g�r�, a� dotarli�my do dziury ziej�cej w posadzce, a
potem dalej, milcz�c�, sm�tn� kompani�, w g��b r�wnie sm�tnych korytarzy. Z wolna
zacz��em rozpoznawa� otaczaj�ce mnie mury. Ju� wiedzia�em, gdzie jestem.
Znale�li�my si� w wielkim lochu pod zamkiem, gdzie z uroczystym ceremonia�em
sk�adano zw�oki kolejnych baron�w. Ka�dy z rodu spoczywa� w kamiennym sarkofagu, w
oddzielnej krypcie, a ka�da z krypt przylega�a do nast�pnej, niczym paciorki naszyjnika.
Szli�my od ty�u, od najstarszych grob�w, w stron� nie zaj�tych jeszcze pomieszcze�, gdy� od
zarania wiek�w cz�� krypt sta�a pusta, w oczekiwaniu na chwil�, w kt�rej kamienna trumna,
opatrzona odpowiedni� inskrypcj�, trafia�a na swoje miejsce. Nic dziwnego, �e tu w�a�nie
ukryto tajemnic� Kralitz�w.
Nagle spostrzeg�em, �e z moich towarzyszy pozosta� tylko najstarszy, ten o przeci�tej
blizn�, brodatej twarzy. Poch�oni�ty my�lami, nie widzia�em dok�d odeszli pozostali. M�j
przewodnik uni�s� czarno odzian� r�k� i nakaza� mi stan��. Popatrzy�em na� pytaj�cym
wzrokiem. � Musz� ci� ju� opu�ci� � wyja�ni� d�wi�cznym g�osem. � Wracam do siebie.
Wskaza� w stron�, z� kt�rej nadeszli�my.
Skin��em g�ow�, gdy� wiedzia�em, kim byli moi wsp�biesiadnicy. Domy�li�em si�, i�
ka�dy baron Kralitz, spoczywaj�cy w kamiennym grobie, wstaje jako nieziemski stw�r, ni to
martwy, ni to �ywy, aby zej�� do podziemnej jaskini na demoniczne saturnalia. Poj��em
tak�e, �e wraz z nadej�ciem �witu musieli wraca� na swe zimne le�e i czeka� w
przypominaj�cym �mier� transie, a� zmierzch przyniesie im kr�tkie wyzwolenie. Studia nad
okultyzmem, jakie uprzednio prowadzi�em, sprawi�y, �e umia�em rozpozna� oznaki upiornej
przemiany.
Pok�oni�em si� czarno ubranej postaci i ju� chcia�em ruszy� dalej, w g�rne rejony zamku,
gdy m�j towarzysz zagrodzi� mi drog�. Z wolna potrz�sn�� g�ow�, a jego blizna b�ysn�a biel�
w sk�pej po�wiacie. � Za wcze�nie, bym odszed�? � spyta�em.
Spojrza� na mnie zbola�ym, gorej�cym wzrokiem, oczami, kt�re nieraz patrzy�y w g��b
piek�a i wskaza� w d�, a w�wczas w nag�ym przeb�ysku przera�enia odkry�em sekret kl�twy
Kralitz�w. My�l ta zmieni�a mi umys� w rozpaczliw� pustk�, w kt�rej ju� po wsze czasy
mia�y wirowa� krzycz�ce strz�py ciemno�ci. Poj��em, kiedy ka�dy baron Kralitz zawiera�
braterstwo krwi. Wiedzia�em � wiedzia�em � �e �adna trumna nie trafia pusta do
podziemnej krypty, a na le��cym u mych st�p kamiennym sarkofagu mog�em odczyta� wyrok
losu. Moje w�asne imi�: �Franz, dwudziesty pierwszy baron Kralitz�.
* * * * * *
Lovecraft mniej szczodrze chwali� to kr�tkie opowiadanie. �Ma par� dobrych moment�w�.
Hmmm� M�g�by doda� co� wi�cej, skoro sam pisa� pastisze prozy lorda Dunsany. M�g�by
chocia� powiedzie�, czy mu si� spodoba�o.
Lin Carter wst�pi� w �lady Kuttnera i Lovecrafta, tworz�c w�asn� seri� pastiszy: opowie�ci
z Simrany. Jedna z nich, zatytu�owana �The Gods of Niom Panna�, jest chyba jego
najlepszym utworem. Nie od rzeczy b�dzie tu zauwa�y�, �e pocz�tek ka�dej historii cyklu,
zaczynaj�cy si� od s��w: �Powiadaj� w Simranie�� wzi�� si� raczej nie z Lovecrafta, czy
Dunsany�ego, ale z dw�ch opowiada� Kuttnera o Bel Yarnak.
Publikowane po raz pierwszy w �Weird Tales�, w styczniu 1937 r.
* * * * *
Henry Kuttner
�ERCA DUSZ
The Eater of Souls
Powiadali w mie�cie Bel Yarnak, w nieziemskim j�zyku, �e okrutn� g��bi� Szarej
Przepa�ci Yarnak zamieszkiwa�a zrazu z�o�liwa i potworna bestia. Nie znajdziesz Bel Yarnak
na Ziemi ani na �adnej z planet, jakie wiruj� wok� gwiazd naszego nieba, za to za
Betlegezem, za Olbrzymami, na zielonym i weso�ym globie, wci�� jeszcze promieniej�cym
m�odo�ci�, b�yszcza�y wie�e i srebrne minarety owego miasta. Mieszka�cy Bel Yarnak w
niczym nie przypominali ludzi, a jednak w d�ugie ciep�e noce rozpalali ogie� w dziwacznych
kominkach. A tam gdzie ogie�, jak kosmos d�ugi i szeroki, nie brak te� opowie�ci i wiernych
s�uchaczy, przynosz�cych rado�� sercu bajarza.
Sindara rz�dzi� dobrotliwie, lecz dawnymi laty strach i zag�ada niczym ca�un spowi�y
ziemi�, a w Szarej Przepa�ci Yarnak rozsiad� si� upiorny potw�r. Dziwny czar zmrozi�
niebosk�on i pociemnia�� mg�� przes�oni� trzy ksi�yce. Stw�r zaspokaja� sw�j z�y g��d na
ziemi, a mieszka�cy Bel Yarnak nazwali go �erc� Dusz. Nie poznali jego wygl�du, gdy�
�aden go nie widzia� na tyle dobrze, by o tym opowiada�. Stw�r tkwi� w otch�ani, a gdy g��d
mu ju� dobrze dopiek�, s�a� bezg�o�ne wezwanie, po kt�rym z tawern i �wi�ty�, od ognisk i z
mroku nocy wolno wychodzi�y postacie naznaczone martwym pi�tnem �mierci i sz�y do Bel
Yarnak w stron� Szarej Przepa�ci. Nikt nie wraca�. M�wiono, �e �w potw�r by� p�
demonem, p�bogiem i �e dusze pomordowanych pe�ni�y przy nim wieczn� s�u�b�,
wype�niaj�c z�owieszcz� misj� w mrocznej przestrzeni za gwiazdami. Zdaniem hydromant�w,
stw�r przyby� z ciemnego s�o�ca, gdzie zosta� pocz�ty przez Starszych, kr���cych mi�dzy
wszech�wiatami i szukaj�cych wsparcia u B�yszcz�cego Mrokiem o nieznanej przesz�o�ci.
Nekromanci twierdzili co innego, lecz ze wzgl�du na powszechnie znan� niech��, jak� �ywili
do pot�niejszych hydromant�w, na og� nie zwracano uwagi na ich wr�by. Jeden Sindara
wys�ucha� obu szk� mag�w i z wysoko�ci chalcedonowego tronu zdecydowa�, �e sam
p�jdzie do Zatoki Yarnak, kt�r� wielu uwa�a�o za bezdenn�.
Nekromanci wyposa�yli Sindar� w dziwne akcesoria zrobione z ko�ci zmar�ych, a od
hydromant�w dosta� wielce skr�con�, przezroczyst� tub� z kryszta�u, pomocn� pono� w
walce z �erc� Dusz. Potem nekromanci i hydromanci siedli pospo�u u wr�t miasta i
rozpocz�li swe pos�pne pienia, a Sindara na swym gorlaku, chy�ym, lecz ohydnym gadzie,
pogalopowa� na zach�d. Po pewnym czasie odrzuci� bro�, gdy�, jak ka�dy w�adca w owych
czasach, by� wyznawc� kultu Vorvadossa. Z bo�ego nakazu nikt nie m�g� czci� Vorvadossa
pr�cz Sindary Bel Yarnak. Sindara zsiad� z gorlaka i �arliwie zacz�� si� modli�. Przez d�u�szy
czas nie by�o odpowiedzi.
Potem piasek zawirowa�, zata�czy� i buchn�� py�em w g�r�, o�lepiaj�c Sindar�. Z wiru
dobieg� g�os boga, cienki niczym pobrz�kiwanie niezliczonych, male�kich, kryszta�owych
kieliszk�w.
� Kroczysz ku zag�adzie � z�owrogo oznajmi� Vorvadoss. � Ale syn tw�j �pi w Bel
Yarnak, zatem kiedy znikniesz, nie zbraknie mi czciciela. Id� bez trwogi, gdy� b�g nie mo�e
zniszczy� boga, a tylko cz�owiek, co go stworzy�.
Po tych zagadkowych s�owach Vorvadoss odszed�, a Sindara zamy�li� si� g��boko, nim
ruszy� w dalsz� drog�. Kiedy przyby� nad otch�a�, z kt�rej, jak powiadali, bra� pocz�tek
najbli�szy ksi�yc, pad� zm�czony i os�abiony nad sam� jej kraw�dzi� i popatrzy� w zamglon�
pustk�. Od przepa�ci ci�gn�� zimny wiatr, a g��bia zdawa�a si� nie mie� ko�ca. Gdzie� w
oddali majaczy� zarys drugiego brzegu.
Po grubo ciosanych schodach wchodzi� ten, kt�rego szuka� Sindara. Pi�� si� szybko,
wspieraj�c tu��w na licznych mackach. By� bia�y, w�ochaty i zadziwiaj�co wstr�tny, a cho�
niekszta�tn� g�ow� si�ga� w�adcy zaledwie do pasa, paj�cze cz�onki czyni�y go pozornie
wi�kszym. Za nim pod��a�y nieszcz�sne dusze, szept niezliczonych g�os�w uporczywie
wibrowa� w powietrzu, przeplatany j�kami i westchnieniami za utracon� nirwan�. Sindara
doby� miecza i ci�� wroga.
Po dzi� dzie� kr��� sagi o bitwie, jaka trwa�a, zda si�, bez ko�ca na w�skim skrawku
wieczno�ci. W ko�cu Sindara pad�, brocz�c z ran, a nietkni�ty przeciwnik zamamrota�
z�o�liwie. Demon gotowa� si� do uczty. Gdzie� w umy�le Sindary zabrzmia� cichy g�os
Vorvadossa.
� S� r�ne cia�a we wszech�wiecie, jak te� inne tworzywa, nie b�d�ce cia�em. Nakarm
�erc� Dusz.
Tu Vorvadoss opisa� �w szczeg�lny posi�ek, po��czenie dw�ch istot, wch�oni�cie
po�ledniego i przemian�, po kt�rej z sytego p�boga ulatywa�a j�kliwa dusza, by do��czy� do
s�u�ebnego kr�gu. �aska wiedzy sp�yn�a na Sindar�, a wraz z ni� ponura ulga. Z
rozpostartymi ramionami powita� widmowy u�cisk, gdy� Vorvadoss poda� mu spos�b jak
za�egna� gro�b� zag�ady.
Stw�r rzuci� si� na niego, cia�o i ko�ci w�adcy przeszy� rozdzieraj�cy b�l agonii. Twierdza
jego jestestwa zako�ysa�a si� w posadach, a dusza uciek�a z krzykiem w najdalszy k�t
schronienia. Tam, na kraw�dzi Szarej Przepa�ci Yarnak, dope�ni�a si� monstrualna fuzja,
metamorfoza i por�d, tak obrzydliwy i gro�ny, �e ur�ga� wszelkiemu poj�ciu. Jak bagno
wch�ania swe ofiary, tak cia�a �ercy i Sindary stopi�y si� w jedno.
B�l agonii by� jednak niczym w por�wnaniu z cierpieniem, jakie odczu� Sindara, gdy
ujrza� pi�kno ziemi, kt�r� rz�dzi�. Pomy�la� w�wczas, �e niczego nie da si� por�wna� z urod�
zielonego i weso�ego globu, a my�l ta uk�u�a go w serce i wype�ni�a je dziwnym,
niezaspokojonym poczuciem straty. Zerkn�� w z�e, czarne oczy potwora, b�yszcz�ce kilka cali
od jego twarzy, i popatrzy� w d�, na straszliw�, szar� i zimn� pustk�. Ze �zami i ci�kim
sercem wspomnia� srebrzyste minarety i wie�e Bel Yarnak, b�yszcz�ce nagim pi�knem w
�wietle trzech ksi�yc�w. Wiedzia�, �e nigdy wi�cej ich nie zobaczy.
Raz jeszcze odwr�ci� g�ow� i o�lep�y od p�aczu ruszy� ku przeznaczeniu. W chwili skoku
us�ysza� rozdzieraj�cy wrzask, a potem jakby przepa�� wysz�a im na spotkanie. P�b�g i
w�adca stoczyli si� w g��b otch�ani. Jak powiedzia� Vorvadoss, przez to, i tylko przez to,
mo�na by�o zniweczy� kl�tw�.
Skalna �ciana zacz�a chudn��, znikn�a w ciemnoszarej mgle, a Sindara pad� w pusty opar
i w ostatni�, nieruchom� ciemno��.
* * * * *
To chyba najlepiej znany pastisz Mit�w Cthulhu jaki wyszed� spod pi�ra Kuttnera. Ale za
cen� s�awy trzeba p�aci�. Tu zap�at� okaza� si� �mieszny b��d zecerski. W wydanych przez
Arkham House �Tales of the Cthulhu Mythos� oraz wszystkich nast�pnych publikacjach
opartych na tej edycji czytamy, �e drewniany pos�g czarownicy ��ar� robactwo� (worm�
eating image). Niez�y numer. Kuttner, rzecz jasna, pisa� o �z�artym przez robactwo� (worm�
eaten image).
Lovecraft mia� du�o do powiedzenia o tym opowiadaniu.
�Potw�r z Salem sprawi� mi du�� przyjemno�� i naprawd� s�dz�, �e jest o ca�e niebo
lepszy ni� wi�kszo�� historyjek drukowanych przez Wrighta. (Czy�by Wright odrzuci�
pierwsz� wersj� utworu? Ze s��w HPL przebija wsp�czucie.) G��wny zarzut, jaki mog�
postawi�, to s�abe umotywowanie akcji. C� bowiem zasadniczo leg�o u podstawy wydarze�?
Przecie� Carson na pewno nie by� pierwszym lokatorem domu starej wied�my, a jako� trudno
sobie wyobrazi�, by za ka�dym razem, gdy kto� rozpala� ogie� w kominku, dzia�y si� r�wnie
dziwne i nies�ychane rzeczy. W opowie�ciach, w kt�rych nienazwany potw�r przybywa z
za�wiat�w, dobrze jest powi�za� jego inkarnacj� z tajemnicz� sztuk� lub ci�giem
zagadkowych wydarze�, jakie nigdy przedtem nie mia�y miejsca (lub te� wywo�ywa�y zgo�a
inny rezultat), cho� na pierwszy rzut oka wygl�daj� na ca�kiem prozaiczne i naturalne. Ju� nie
pami�tam sporych fragment�w �Domu Wied�my�, ale wydaje mi si�, �e m�j student �
ofiara wybe�kota� jak�� rzadk� matematyczno�magiczn� formu��, kt�ra przypadkiem
pasowa�a do zakl�� zmar�ej czarownicy � i wywo�a�a wiadom� reakcj� (�) Mo�na te�
utyskiwa� nad przyci�k� barw� � dziwne rzeczy zbyt szybko nast�puj� po sobie i dziej� si�
zbyt nagle (�) I jeszcze jedno � warto by� lepiej zwiedzi� Salem, by opis miasta zyska� na
realno�ci�. (12 marca 1936 r.)
Lovecraft najwyra�niej uzna� utw�r Kuttnera za przer�bk� swoich �The Dreams of the
Witch House�, cho� nigdy nie wspomina� zwi�zk�w ��cz�cych �The House of the Worm�
Mearle Prouta i �Zew Cthulhu�.
Lovecraft wskaza� tak�e na pewne anachronizmy w kuttnerowskim opisie Salem (usuni�te
potem pieczo�owicie przez Kuttnera), lecz przepu�ci� bez komentarza inny passus: we
fragmencie �Necronomicon�, Kuttner ka�e Abdul Alhazredowi m�wi� o wielkim Chanie
Mongolii � a wi�c o kim�, kto �y� stulecia po Alhazredzie! (W eseju �Critical Commentary
on the Necronomicon� wyja�niam, �e ca�y wspomniany ust�p jest p�niejsz� interpolacj� do
tekstu Alhazreda.)
Publikowane po raz pierwszy w �Weird Tales�, w maju 1937 r.
* * * *
Henry Kuttner
POTW�R Z SALEM
The Salem Horror
Kiedy Carson pierwszy raz us�ysza� szmery dochodz�ce z piwnicy, uzna�, �e to szczury.
Potem pozna� histori� szeptan� przez przes�dnych Polak�w z fabryki na Derby Street.
Dotyczy�a ona pierwszej w�a�cicielki domu, Abigail Prinn. Nikt z �ywych nie pami�ta� tej
starej wied�my, lecz w ponurych legendach o �dzielnicy czarownic� z Salem, popl�tanych jak
chwasty na zapomnianym grobie, wspominano jakoby sk�ada�a ohydne ofiary pos�gowi
nieznanego pochodzenia, zdobionemu p�ksi�ycem i prze�artemu przez robactwo. Starzy
wci�� powiadali, �e Abbie Prinn by�a kap�ank� przera�liwie pot�nego bo�ka, �yj�cego w
g�rskich ustroniach. Jest faktem, i� niecodzienne praktyki doprowadzi�y do nag�ej i
tajemniczej �mierci wied�my. Zdarzy�o si� to roku pa�skiego tysi�c sze��set
dziewi��dziesi�tego drugiego, w tym samym, w kt�rym dokonano s�ynnej egzekucji na
Gallows Hill. Nikt nie lubi� rozprawia� g�o�no o tamtych czasach, ale z rzadka jaka� bezz�bna
starucha zamamrota�a ze strachem, �e p�omie� nawet nie dotkn�� da�a czarownicy i �e Abbie
zosta�a u�piona za spraw� tajemnej si�y.
Tak czy owak, chocia� Abigail Prinn i jej pos�g ju� dawno znikn�li ze �wiata, nie�atwo
by�o znale�� ch�tnych do zamieszkania w jej zgrzybia�ym domu, z podpartym na s�upach
pi�trem i dziwacznymi, wyci�tymi na kszta�t diamentu oknami. Ca�e Salem uwa�a�o go za
siedlisko z�a. Co prawda, przez zesz�e lata nie zdarzy�o si� nic takiego, co potwierdza�oby
kr���ce opowie�ci, jednak�e ka�dy z kolejnych lokator�w pospiesznie przeprowadza� si� w
inne miejsce, niemrawo i od niechcenia wymawiaj�c si� plag� szczur�w.
A to w�a�nie szczur przywi�d� Carsona do Izby Wied�my. Nocne piski i przyt�umione
chrobotanie pazur�w o przegni�� �cian� da�y mu si� we znaki ju� w pierwszym tygodniu
pobytu. Carson wynaj�� t� ruder�, by w samotno�ci i ciszy sko�czy� ksi��k� � jeszcze jedn�
powie�� z popularnej serii romans�w. Pocz�tkowo nie zwraca� uwagi na szczura, a� kt�rego�
wieczora, kiedy zwierzak wyskoczy� mu spod n�g w mrocznej sieni, zacz�� snu� fantastyczne
rozwa�ania o jego inteligencji.
Dom by� od dawna pod��czony do sieci elektrycznej, ale ma�a �ar�wka w korytarzu nie
dawa�a zbyt wiele �wiat�a. Szczur wygl�da� jak zniekszta�cony fragment cienia. Odbieg� par�
krok�w, stan�� i zerkn�� na cz�owieka.
Innym razem Carson zby�by go gro�nym ruchem r�ki i wr�ci� do pisania, lecz tego dnia
g�o�ny ha�as z Derby Street wci�� odrywa� go od pracy. Poza tym, bez wyra�nych powod�w
dokucza�a mu chandra i wyobrazi� sobie, �e szczur, przycupni�ty w bezpiecznej odleg�o�ci,
przygl�da mu si� z drwi�cym rozbawieniem.
Bardzo �mieszne. Podszed� do zwierz�cia. Szczur uciek� w stron� otwartych drzwi
piwnicy. Otwartych? Carson zmarszczy� brwi ze zdumieniem, gdy� nie znosz�c przeci�g�w
pilnowa�, aby wszystkie okna i drzwi by�y zawsze zamkni�te. Pewnie ostatnim