10173

Szczegóły
Tytuł 10173
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10173 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10173 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10173 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Aby rozpocz�� lektur�, kliknij na taki przycisk , kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki. Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poni�ej. 2 Bo�e, dlaczego skaza�e� mnie na podejrzenie, �e nie istniejesz... ANDRZEJ ZANIEWSKI Kr�l Tanga 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 Szanowny Czytelniku Trzymasz w d�oniach pierwszy tom z pi�ciu zamierzonych powie�ci. �w cykl na razie nazwa�em Pi�cioksi�giem. Kr�l Tanga, tom otwieraj�cy t� niezwyk�� kronik� pami�ci i wyobra�ni, powsta� jednak r�wnolegle z wcze�niej opublikowanymi przeze mnie ksi��kami, kt�re uzyska�y ju� szeroki rozg�os. I w�a�nie dlatego odczuwam potrzeb� spisania niniejszych wyja�nie�. Przed dwudziestu laty postanowi�em napisa� cykl opowie�ci-przypowie�ci o samotnych i bezimiennych istotach, kt�re chc� przetrwa� �ycie, pozostaj�c sob� i �cigaj�c nieuchwytn�, gorzk� nadziej�, �e jednak mog� by� szcz�liwe. Chcia�em przedstawi� w nich wizj� indywidualnego istnienia, bardziej chyba filozoficzno-etyczn� ni� literack�. Oczywi�cie, pisa�em nie tylko o zwierz�tach, ale i o nas � o sobie i o Tobie, m�j Czytelniku. I tak narodzi�a si� Bezimienna trylogia. Najpierw powsta�a opowie�� o wci�� w�druj�cym tytu�owym Szczurze, wyobcowanym samotniku zmagaj�cym si� z losem, potrzeb� ci�g�ej podr�y, niepokojem, ciekawo�ci� i zm�czeniem. Nast�pnie Szaro��, wydrukowana w Polsce pod tytu�em Cie� szczuro�apa. Ksi��ka ta jest wsp�czesn� legend� o bezwzgl�dnej, okrutnej walce szczura z wszechw�adnym szczurob�jc� i totalnej, absurdalnej wojnie prowadzonej a� po kres istnienia ludzko�ci... Na koniec, wywiedziona z obu poprzednich tom�w, trzycz�ciowa saga o Cywilizacji ptak�w, spowied� b��kitnookiej kawki, bia�o-czarnej sroki wo�aj�cej �sartoris� i r�owobia�ej go��bicy. W�a�ciwie jest to opowie�� o uczuciach niemal romantycznych, wielkich mi�o�ciach i nami�tno�ciach, jakim ulegaj� ptaki, unosz�ce si� nad bezludn� Ziemi�, w cieniu skrzyde� Przejrzystego Bia�ego W�drowca... O powik�anych losach tych trzech ksi��ek m�g�bym �mia�o napisa� czwart� wielow�tkow� powie�� sensacyjn�. C�! Tak si� niestety sta�o, �e opublikowano te ksi��ki dopiero, gdy przesta�em wierzy�, �e kiedykolwiek zostan� opublikowane, a we mnie pozosta�a chyba ju� na zawsze gorycz tamtych lat pe�nych zw�tpienia. Przeznaczenie, a mo�e przychylny zbieg okoliczno�ci? Pyta�em w�wczas samego siebie, jak �y�. Jak �y�, by przetrwa�? Jak nie podda� si� przemijaniu, wiedz�c, �e czas i tak upomni si� o swoje? Jak pracowa� ze �wiadomo�ci� osamotnienia, nieuchronnej pora�ki, nadchodz�cej staro�ci, t�sknoty nigdy nie wygasaj�cej? I po co �y�, je�eli ju� wiem, �e nie poznam ani celu, ani sensu, ani przyczyny swego istnienia? Jaka jest wobec tych niepewno�ci warto�� mojego �ycia? Ba�em si� niekt�rych pyta�, bo wyczuwa�em wyzieraj�c� spoza nich otch�a� i pora�aj�cy strach, kt�ry wytr�ca� mi pi�ro z r�ki. A przecie� nadal pyta�em, pyta�em, nie spodziewaj�c si� odpowiedzi, za to jak�e cz�sto zbli�aj�c si� do kraw�dzi w�asnego losu. Czy mog�em nie pyta�? Odczuwa�em wewn�trzny przymus bezustannego pytania i dzisiaj tak w�a�nie pojmuj� prac� pisarza. Pisanie to konieczno�� stawiania pyta� bez wyja�niania tych pyta� do ko�ca. Dlaczego poszukuj�c prawdy, dobra i pi�kna, sta�em si� tak ob�udny i zak�amany, okrutny i oboj�tny, wynios�y i zarozumia�y? Dlaczego, znaj�c cen� �ycia, tak �atwo zabijam? Czy �eby pozna� z�o, trzeba w nim uczestniczy�? 5 I kim w�a�ciwie jest cz�owiek? Kim ja jestem? Najwy�ej stoj�cym zwierz�ciem czy najni�szym z upad�ych anio��w? A mo�e tylko zwierz�ciem niezwykle zadufanym w sobie i zarozumia�ym, o rozwydrzonej wyobra�ni? Wiele w�tpliwo�ci i �adnej odpowiedzi na tyle pe�nej, by sama w sobie mog�a sprosta� moim oczekiwaniom i sta� si� recept� na �ycie. W powie�ci Kr�l Tanga pytania pozostaj� te same i tylko pr�by odpowiedzi mog� wyda� si� bli�sze, bardziej swojskie, bo wynikaj� r�wnie� z mojego �yciorysu, z tego Ta�ca �mierci, do kt�rego i Ty, Czytelniku tej ksi��ki, zosta�e� zaproszony w chwili swego pocz�cia. Pomys� napisania Pi�cioksi�gu � obejmuj�cego okres mniej wi�cej od roku 1914 do roku 1970, a wi�c ca�e �ycie kobiety o �yciorysie podobnym do mojej matki � wykrystalizowa� si� ostatecznie na pocz�tku lat siedemdziesi�tych, kiedy wielokrotnie podr�owa�em poci�gami mi�dzy Warszaw� a Gda�skiem, usi�uj�c zamkn�� tamten tragiczny etap los�w mojej rodziny. Wcze�niej, w marcu 1943 roku, zgin�� m�j ojciec, rozstrzelany pod �cian� �mierci w O�wi�cimiu, teraz w styczniu 1970 roku moja matka osun�a si� nagle w �nieg na ulicy Na Zasp�, niemal vis-�-vis tej piekarni, w kt�rej wkr�tce narodzi si� m�j powie�ciowy szczur, a z kt�rej mieszka�cami, zar�wno lud�mi, jak i zwierz�tami, ��czy�o mnie tak wiele zdarze� i uczu�. Dok�adnie pami�tam, jak w stanie kra�cowej rozpaczy i rozgoryczenia likwidowa�em nasze gda�skie mieszkanie, sprzedawa�em za grosze stare meble, pakowa�em i zabiera�em do Warszawy ksi��ki, fotografie, pami�tki. Czu�em jednocze�nie konieczno�� opisania �ycia matki, a raczej jej umierania, chorobliwego baletu �mierci, kr���cej wok� nas przez dziesi�ciolecia, by w ko�cu dopa�� posiwia��, wyn�dznia�� kobiet� i niemal w samo po�udnie przewr�ci� j� w przybrudzony �nieg na wys�onecznionej tego dnia ulicy Nowego Portu. Tomik kilkudziesi�ciu �a�obnych tren�w, jakie w�wczas napisa�em, odsy�a�y mi kolejne wydawnictwa, zarzucaj�c... brak nadziei, kra�cowy pesymizm i rozgoryczenie. Dzisiaj ju� nie budzi to we mnie poczucia krzywdy, przecie� takie by�y zawsze losy moich ksi��ek. Kiedy w 1979 roku Treny nareszcie zosta�y wydrukowane, przygotowywa�em si� w�a�nie do pisania Szczura. Rozumia�em ju�, �e Treny to zaledwie notatki z mojego b�lu, a ja powinienem napisa� proz� o losach tancerki, zbli�on� chocia�by w cz�ci do los�w kobiety, kt�ra mnie urodzi�a. Kr�l Tanga, pierwsza powie�� Pi�cioksi�gu, przypomina rozbite lustro, a raczej szereg rozbitych luster, szklany z�om prze�wietlony promieniami padaj�cymi pod r�nym k�tem. Spogl�damy z g�ry na ruiny i chocia� wiemy, co zosta�o zniszczone najpierw, nie my�limy o chronologii zdarze�... Jak na skalistym wybrze�u w pobli�u San Malo w Bretanii, grupa kamiennych rze�b ukazuje histori� pirackiego rodu Roteneff zniszczonego przez monstrum, a ty wszystko widzisz r�wnocze�nie... Fabu�a istnieje, co prawda, wypadki rozgrywaj� si� kolejno, ale Czytelnik-obserwator ju� wcze�niej przewiduje, domy�la si�, niemal wie... i tylko sprawdza swoje domys�y z opisami autora. W moim Pi�cioksi�gu tajemnicze monstrum z wyobra�ni starego mnicha zostaje zast�pione przez Los, Wojn�, Kl�sk�, Z�owrogie Idee, Utopi�, w kt�r� tak bardzo chcesz wierzy�, Rozpacz, Okrucie�stwo Czasu, Schizofreni�, Narkomani�, Rezygnacj�... Powie�� opiera si� nie tyle na faktach, co na spojrzeniu na fakty. Nie jest to wi�c obiektywna relacja dzie� po dniu, szczeg� po szczeg�le... Takich powie�ci napisano ju� wiele i absurdem by�oby powielanie tamtych dziewi�tnasto- i dwudziestowiecznych wzorc�w. Kr�l Tanga jest ksi��k� ukazuj�c� �wiat ze skrajnie indywidualnych punkt�w widzenia, zdecydowanie subiektywn� i nie poszukuj�c� tzw. racji obiektywnych, kt�re, jak wiadomo, i tak r�ni� si� od siebie, a niekiedy s� przeciwstawne. Historia, polityka, zwalczaj�ce si� idee sta�y si� tu t�em, cz�sto symbolicznym, niekiedy karykaturalnym. �wiadomie natomiast opiera�em si� na opowie�ciach rodzinnych i plotkach, zmy�leniach, a nawet k�amstwach, bo zar�wno 6 moja matka, jak i babcia, a tak�e pozostali nie�yj�cy ju� krewni lubili dopasowywa� fakty do swych wyobra�e�, snu� r�norodne domys�y, a nadzieje i marzenia uznawa� za tak bliskie spe�nienia, �e m�wi�c o nich, pos�ugiwali si� czasownikami dokonanymi w trybie oznajmuj�cym. Czy pisarz ma prawo do takiego spojrzenia na prawd�? Czy pisarz ma prawo do k�amstwa? Do k�amstwa �wiadomego? Do k�amstwa nie�wiadomego? Czy powinien sprawdza� ka�dy krok, ka�dy fakt, ka�de s�owo? Nie mam zamiaru goni� prawdy, nie chc� �ciga� si� z histori�, nie usi�uj� przekonywa�, �e mam racj�. Ale sk�d wiesz, m�j Szanowny Czytelniku, czy ci pisarze, kt�rzy bij� si� w piersi i przysi�gaj�, �e m�wi� prawd�, m�wi� j� rzeczywi�cie? Nie b�d� weryfikowa� wspomnie�, przekaz�w, list�w, wyobra�e�, mo�e i k�amstw. Us�ysza�em je od tych, kt�rych kocha�em i kocham nadal w mojej pami�ci. Czy nie mam prawa szanowa� tych, kt�rzy k�ami�? Je�eli k�ami� po to, aby mi pom�c lub aby pom�c sobie? � Nie wspominaj, tw�rz wspomnienia! � nie wiem, kto mi podpowiada�, lecz zapami�ta�em ten szept z bezsennej nocy, kiedy w gor�czkowym po�piechu zapisywa�em tytu�y kolejnych tom�w: Kr�l Tanga, �mier� Arlekina, Ucieczka Colombiny, La cumparsita, Syn Tancerki. Zapami�taj te nazwy, m�j Czytelniku, bo w�tki, kt�re tu s� ledwie zaznaczone, pozornie wygasaj� lub nie zostaj� rozwini�te w tomie pierwszym, mog� nagle o�y� i sta� si� wa�ne w tomach nast�pnych. Polacy, Niemcy, �ydzi, Ukrai�cy, Rosjanie, W�grzy, Francuzi, Esto�czycy... Czy tylko oni? K��bi si� wok� mnie ta przesz�o��, a ja nie chc� i chyba nie umia�bym wyja�ni� jej do ko�ca. Prawd� m�wi�c, nie mam na to si�, bo musia�bym nie tyle pisa�, ile sprawdza� w przer�nych archiwach i bibliotekach, co dzia�o si� naprawd�, a co zosta�o dopowiedziane, wymy�lone, dodane p�niej... A przecie� nikt przesz�o�ci do ko�ca nie sprawdzi. Z g��bi, z otch�ani, zza mgie� wynurzaj� si� zarysy szlacheckich dwor�w, kamienic, pa�ac�w, posiad�o�ci... Dobiegaj� echa ziemia�skich uczt, bal�w, ptasich uroczysk, zamordowanych marze�, zagubionych mi�o�ci, wojennych marsz�w i �piewu je�c�w p�dzonych w zapomnienie, trwogi i nienawi�ci klasowych, kulturowych, narodowych, rasowych, a zawsze ob��ka�czych i nieprzewidzianych. Omijam te� wi�kszo�� nazwisk zwi�zanych z moj� przesz�o�ci�. Z., B., R., L., O., S., J., F. Sarnaki, �om�a, Mian�w, Sosnowiec, ��d�, Brwilno, Podkowa Le�na, Grodzisk Mazowiecki, Mi�sk, Wilno i oczywi�cie Warszawa. To na pewno nie wszystkie miejscowo�ci przewijaj�ce si� we wspomnieniach, listach, metrykach i dokumentach, �wiadectwach �lub�w i zgon�w... Nazwy-klucze do przesz�o�ci, do wielu jej epizod�w. Nie otwiera�em jednak wszystkich drzwi, nie chcia�em cofa� si� w przesz�o�� za daleko. Niech moja podr� w czasie, r�wnie� w czasie, kiedy jeszcze nie istnia�em i nikt nie przewidywa� mego zaistnienia, pozostanie, przynajmniej na razie, zamglona, niepe�na, nieodgadniona. Takie s� przecie� dzieje przesz�o�ci, w tym r�wnie� tej, kt�r� otwiera Kr�l Tanga. Warszawa... St�d wyje�d�a�em i tu powraca�em, tu znajduj� si� rozliczne klucze do mojego �ycia. Jestem dzieckiem tego miasta i prawdopodobnie odziedziczy�em wiele wad i zalet, kt�re przypisuje si� mieszka�com polskiej stolicy. Pisz� o tym z pewnym sentymentem, poniewa� tamta Warszawa, z czas�w kiedy w �Adrii�, �Kaukaskiej�, �Cafe Clubie�, �Colombinie� i �FF� ta�czy�a moja matka, a kariatydy z pa�acu Kronenberg�w patrzy�y wynio�le na gmach Zach�ty, ju� nie istnieje. S�, co prawda, nazwy i miejsca, i odbudowane gmachy, lecz z tamtym miastem maj� one niewiele wsp�lnego i gdyby ktokolwiek chcia� we wsp�czesnej Warszawie i�� tropami przesz�o�ci, by�by to albo piknik na ruinach w�r�d przenikaj�cych si� p�on�cych wspomnie� i psychodelicznych wizji, albo te� odczytywanie katalogu kronik, pami�tnik�w, kalendarzy, zupe�nie nie przystaj�cych do naszej rzeczywisto�ci. To zupe�nie tak, 7 jakbym po�miertn� mask� uzna� za prawdziwy wizerunek zmar�ego przyjaciela. W tamtej nie istniej�cej ju� Polsce, w tamtej spopielonej Warszawie moja matka spotka�a najpierw Kr�la Tanga, a p�niej mojego ojca. Kr�l Tanga jest postaci� autentyczn�... muzykiem, dyrygentem, kompozytorem wielu wspania�ych tang, takich jak Primavera, Destino, Evocation, Super tango Chansoin... Matka pozna�a go, b�d�c jeszcze w szkole baletowej... By�a to wielka mi�o��, niestety, bez przysz�o�ci. Pokocha�a go, ta�czy�a przy akompaniamencie jego argenty�skiej orkiestry. Kocha�a jednocze�nie Kr�la Tanga i mojego ojca, i wkr�tce obu ich straci�a. W jej �yciu pojawiali si� nast�pni m�czy�ni. Przychodzili i odchodzili. A p�niej kocha�a ju� tylko wspomnienia, chocia� z czasem zacz�a si� ich ba�. Kim by� Kr�l Tanga? Czy rzeczywi�cie wyemigrowa� z Argentyny? Czy naprawd� przyje�d�a� do Polski tak cz�sto, �eby spotyka� si� z ciemnow�os� tancerk� o g��bokim spojrzeniu? Matka m�wi�a o �wielkiej mi�o�ci� z obu stron. Nie doszukiwa�em si� wi�c innych wyja�nie�, poniewa� te wydawa�y si� najprostsze i szczere. Czy mia�bym prawo podwa�a� wspomnienia w�asnej matki, te daremne t�sknoty i nadzieje, �e w �yciu mo�na zawr�ci�, cokolwiek powt�rzy�, prze�y� raz jeszcze? Po prostu przyj��em do wiadomo�ci wszystko to, co matka opowiada�a o Kr�lu Tanga, co zdo�a�em odnale�� w nielicznych, ocala�ych z po�ogi listach, telegramach, programach z jego i jej wyst�p�w. Wiele podpowiedzia�y mi r�wnie� pe�ne nieudolnie ukrywanej, m�odzie�czej goryczy, zazdro�ci i zawoalowanej niepewno�ci listy mojego ojca, kt�ry w wytwornym cudzoziemcu dostrzega� swego g��wnego rywala w mi�o�ci do ma�ej tancerki z �Adrii�. �wiadomie nie wyja�niam te� sprzeczno�ci, zarysowuj�cych si� w�r�d wspomnie�, kt�re przecie� nigdy nie dadz� si� prze�wietli�, a wi�c nigdy nie s� pewne. Sprzeczno�ci bywaj� tropami wielu tajemnic, a w�a�nie nie wyja�nione tajemnice przyci�gaj� ci�, m�j Czytelniku, do tych ksi��ek. Moja babcia, Julia, matka mojej matki, spe�nia w tej opowie�ci rol� szczeg�ln�... Staje si� stron� w konflikcie ze �wiatem, w sporze, jaki bezustannie prowadzi jej c�rka z zaciek�o�ci� wskazuj�c� na u�pion�, a prawdopodobnie powoli rozwijaj�c� si� chorob�, w tym procesie Przeznaczenia i Przemijania, w kt�rym moja matka bywa�a oskar�on� albo ofiar�, albo i ofiar�, i oskar�on�, Julia raz stawa�a si� adwokatem, kiedy indziej prokuratorem. Kl�sk� mojej matki by�o g��bokie poczucie doznanej krzywdy, kt�rej nigdy nie mo�na cofn��, wyr�wna�, zapomnie�. Julia nie walczy z t� straszliw� �wiadomo�ci� przegranej swej c�rki, a jedynie poucza, nakazuje, rozkazuje. Jest nieprawdopodobnie silna, podczas gdy Iw ma zaledwie tyle si�, aby nadal chcie� �y�, �y� mimo wszystko. I ta�czy� w swej wyobra�ni. Babci� pami�tam z niezwyk�ych opowiada� i wspomnie�, z wr�enia z kart, z r�k, z wosku, z przep�ywaj�cej wody. A tak�e z k��tni, awantur, rzucania urok�w i przekle�stw, i z okrutnej szczero�ci. Wiele z tych przypomnie� znajdzie si� na kartach niniejszej powie�ci. Babcia szczyci�a si� pochodzeniem swej matki z herbowej, szlacheckiej rodziny oraz ojca (mojego pradziadka) z rodu niemieckich graf�w R. St�d jej przywi�zanie do niemieckiej kultury i podziw dla niemieckiej organizacji. Nawet Hitlera uwa�a�a za diabolicznego geniusza i wielokrotnie powtarza�a, �e na pewno wygra�by wojn�, gdyby nie jego ob��dny antysemityzm i pogarda dla innych narod�w. Ma��e�stwo, kt�re zawar�a wbrew w�asnej woli, z Hipolitem, synem �ydowskiego fabrykanta z �odzi, po latach zako�czy�o si� dla niego �miertelnym atakiem serca. Julia od dnia pogrzebu nigdy nie odwiedzi�a jego grobu. Nigdy te� nie t�umaczy�a si� ze swej oboj�tno�ci wobec zmar�ego w sile wieku m�a. Zniszczy�a wszystkie listy, a nawet kartki pocztowe, jakie kiedykolwiek do niej pisa�. Piel�gnowa�a natomiast w pami�ci niemal mityczn� posta� Stece�ki, tajemniczego Rusina z Mi�ska... Jak�e go ona kocha�a! Uwierzcie mi, �e kiedy w 1982 roku, tu� przed jej �mierci�, rozmawia�em z babci� o tym romansie z pocz�tk�w stulecia, rumieni�a si� i wzdycha�a jak siedemnastoletnia dziewczyna, a mia�a przecie� ponad dziewi��dziesi�t lat! Czy mi�o�� nie jest silniejsza od czasu? I czy nie jest najwa�niejsza w naszym cz�sto gorzkim, chorym i po 8 obijanym �yciu? I czy naprawd� mi�o�� musi przegrywa� z losem? Ponosi� kl�sk�? I czy wolno z niej rezygnowa�? Odtr�ca�? A mo�e w�a�nie przez kl�sk�, cierpienie i b�l mi�o�� dojrzewa, staje si� wielkim, szlachetnym uczuciem? Ile potrzeba cierpienia, �eby naprawd� kocha�? Czy wobec tego mog� nazwa� ten cykl powie�ci-opowie�ci rodzinn� sag�? A mo�e antysag�? Jakie kryteria powinny zosta� spe�nione, by pojawi� si� nowy gatunek literacki? A mo�e zbeletryzowan� autobiografi�, bo w�a�nie pocz�tek mojego zaistnienia wype�nia pierwsz� cz�� powie�ci? Lub histori� uczu� ma�ej tancerki? Albo pro�ciej, romansem? Ta�cem �ycia i �mierci? C�... tak naprawd� zawsze pisz� o sobie i o Tobie, m�j Czytelniku, poprzez innych. Przemycam w�asn� filozofi�, w�asny system warto�ci, w�asne oceny i rozliczenia z Przeznaczeniem, w kt�re daremnie usi�uj� nie wierzy�. Chc� zarazi� Ci� swoj� niepewno�ci�, sceptycyzmem i wra�liwo�ci�, je�eli rzeczywi�cie choruj� na nadwra�liwo��. Nie jestem jednak do ko�ca przekonany, czy mo�na komukolwiek przekaza� tak osobiste i trudne do okre�lenia cechy charakteru i umys�u? I tak oto z przesz�o�ci, z historii, z pami�ci, ze wspomnie� nie uporz�dkowanych i niepewnych, ze zwierze� i plotek wzajemnie sobie przecz�cych, a nawet wykluczaj�cych si�, ze sztambuch�w, list�w, telegram�w, z gazetowych notatek, reklam, artyku��w, z program�w artystycznych i album�w, ze zdj�� cz�sto wyblak�ych i niewyra�nych, z fakt�w prawdziwych i wyko�lawionych, z tajemnic, niedopowiedze� i przemilcze�, ze zmy�le� i wyobra�e�, z prawd i p�prawd, i k�amstw podawanych za prawdy, z marze� nie spe�nionych i z g��bokiego poczucia winy, z rozgoryczenia i rozczarowania, z chwil szcz�liwych jak�e szybko mijaj�cych, z l�k�w i bezsennych nocy, z wyrzut�w sumienia i z b�lu po tylu stratach i pora�kach, ze �wiadomo�ci kl�ski, kt�ra nigdy nie jest ani ostatnia, ani ostateczna, a, by� mo�e, jutro pomo�e Ci zwyci�y�, powsta�a olbrzymia mapa tych pi�ciu powie�ci, kt�re otwiera niniejszy tom, Kr�l Tanga. Andrzej Zaniewski 9 1 Tango! Co to za kr�lestwo ? W przedsionku, tu� przy drzwiach do zakrystii, wisia�o stare, zamglone lustro. Iw spojrza�a pytaj�co. � Tak � skin�� g�ow� Student. � Czy chcesz zosta� sama? Z trudem st�umi�a �miech. Nie wierzy�a w gus�a, czary, przepowiednie. Nie wierzy�a te� w Fausta i jego podarunek sprzed wiek�w. Tamten stary szlachcic, mistrz magii � Twardowski, by� dla niej tylko legend�, a prostok�tne zwierciad�o na szarej �cianie wydawa�o si� zmatowia�ym rekwizytem z jakiego� zapomnianego teatru. Wierzy� w czarnoksi�nik�w w dwudziestym wieku?! A Faust? Faust i Mefisto to tylko sylwetki �piewak�w z pierwszego w �yciu przedstawienia, jakie obejrza�a� w Operze Warszawskiej we wrze�niu 1932 roku... Czy rzeczywi�cie s�yszysz echa arii Ma�gorzaty, czy g�osy wiatru za �cian�? A jednak... Tak. Chc� by� sama, odczuwam nag�� potrzeb� samotno�ci, niemal konieczno�� samotno�ci. Student zaciska usta, bo tak naprawd� bardzo chcia�by tu pozosta� z tob�. Wyszed�. Wyci�gniesz r�k� i dotkniesz za�niedzia�ej, ch�odnej ramy. Zadr�a�a. Nie znasz �aciny, wi�c powoli, kalecz�c s�owa, przesylabizujesz obiegaj�cy zwierciad�o napis: Luserat hoc speculo magicas Tvardovius artes Lusus ab iste, Dei versus in obsequium est. Iw cofn�a d�o�, jednak po kr�tkim wahaniu ponownie wyci�gn�a palce w kierunku legendarnego nazwiska. Naczyta�am si� o czarnoksi�nikach, dlatego jestem onie�mielona. A mo�e przestraszona? Staniesz pod przeciwleg�� �cian� i z tej odleg�o�ci �mia�o spojrzysz w lustro. Szary, smutny dzie�, niebo zasnute chmurami, a wi�c i tam, wewn�trz, panuje szaruga. Spojrzysz w bok, na ram�. Zatarty napis jest st�d prawie niewidoczny. Potrz�sn�a g�ow� z rozczarowaniem... Czy warto by�o tu przyje�d�a�? Zmatowia�e szk�o, z�uszczony od spodu amalgamat srebra, przebijaj�ca gdzieniegdzie p�yta z o�owianego stopu. � Z tego zwierciad�a wr�ono przysz�o�� kr�lom � przypomnia�a sobie s�owa Studenta, kiedy namawia� j� na t� wycieczk�. Jeszcze raz, jeszcze uwa�niej sp�jrz w zamglon�, jakby zamazan� przestrze�. Nagle... Przestraszysz si�. Spomi�dzy brudnawoszarych plam patrzy na ciebie nieznajoma twarz... Z�udzenie! Spu�cisz oczy, przetrzesz powieki palcami, spojrzysz ponownie. Twarz pozosta�a, wci�� trwa za szaro�ciami, plamami, rysami. M�ska twarz troch� zaniedbana i zszarza�a, chyba nie ogolona. Usta zastyg�e w grymasie b�lu? Upokorzenia? Rozczarowania? Oczy jasnoniebieskie, zaczerwienione po bezsennej nocy, a mo�e pija�stwie? Patrzy� na ni� z uwag� i nagle wyda�o si� jej, �e u�miecha si� �yczliwie, niemal przyja�nie. 10 � Kim jeste�? � pytasz zdziwiona. � Jestem twoim synem � odpowiedzia� bezg�o�nie w jej my�lach. � Co za absurd! � omal nie krzykn�a. � Przecie� pozby�am si� ciebie... Nie jestem ju� w ci��y! Twarz za szk�em skrzywi�a si� ironicznie, przecz�co... Ale� to tylko uk�ad plam i promieni, sp�ka� i z�udze�, zale�ny od pogody, od panuj�cego tu �wiat�ocienia. � Je�eli nie wierzysz, to dlaczego wpatrujesz si� we mnie tak uparcie? � pytanie dobiega�o z g��bi, a s�owa pe�ne by�y jej w�asnego l�ku. � W�a�nie! Dlaczego musz� tam patrze�? � Nie musisz, chcesz � odpowiedzia� spokojnie. � Chc� by� jak najd�u�ej tancerk� i nie powinnam mie� dzieci. Czy t�umaczysz si� przed nim, czy bronisz przed nieprzewidywaln� przysz�o�ci�? Twarz staje si� niewyra�na, pomniejszona, jakby poch�aniana przez mg��. Oddala si�, odchodzi... Teraz by�a to ju� wyra�na posta� starego m�czyzny, srebrzysta sylwetka, umykaj�cy cie� o siwych w�osach. Odchodzi�, ucieka�. M�j syn oddala si�! Pozostawia mnie! Ale� ja nie mam syna i nie chc� go mie�... Nie powinnam mie� dziecka. Przypomnij sobie lekarza, kiedy pochyla� si� nad tob� tu� przed skrobank�. Mia� podobnie niebieskie oczy jak ta twarz w lustrze. Kiedy usypia� ci� chloroformem, pomy�la�a�, �e patrzy na ciebie z pogard�. W metalowych naczyniach o kszta�cie fasoli po�yskiwa�y wygotowane niklowane �y�eczki, bagnety, szczypce... Wieczorem Kr�l Tanga przys�a� ci bukiet z�ocistych chryzantem z podzi�kowaniem za odwag�. Min�o! Min�o? Dreszcz przebieg� po plecach. Mo�e to twarz tego w�a�nie nie narodzonego? Mo�e ju� go zabi�am? Mo�e tak by wygl�da� za czterdzie�ci lub wi�cej lat. Sp�jrz raz jeszcze, g��biej... Lustro b�dzie puste. Spo�r�d szarosrebrzystych z�og�w patrzy na ni� jedynie jej w�asne odbicie. Niskie czo�o z figlarnym, haczykowatym loczkiem... Spadaj�ce a� na ramiona fale kasztanowych w�os�w... Lekko garbaty nos nad drobnymi, wydatnymi ustami... Tak! Tamten m�czyzna przed chwil� patrz�cy na ciebie z lustra mia� r�wnie zmys�owe, ma�e i wydatne wargi. � M�j syn? � Tw�j syn. Zwierciad�o poszarza�o, wype�ni�y go chmury nisko przesuwaj�ce si� po niebie. � A wi�c wszystko, co widzia�am, by�o z�udzeniem? � Wszystko, co widzia�a�, stanie si� prawd�, przysz�o�ci� � znowu ten g�os wewn�trz ciebie, dra�ni�cy jak kpina. Zbli�ysz si�, jakby� chcia�a sprawdzi� zwierciad�o, obejrze� je dok�adniej. Przyk�adasz d�o� do zimnej tafli. Tu� pod ram� dr�y wysuszona mucha owini�ta kokonem paj�czyny. Z obrzydzeniem cofniesz r�k�. Szare nitki zwisaj� z sufitu, uk�adaj� si� w esy-floresy, rze�bi� przestrze�. Czy�by to one wywo�a�y z�udzenie? � Widzia�a� sw� przysz�o��? � Student stan�� w drzwiach. � Nic nie widzia�am � odpar�a, nie b�d�c pewna, czy m�wi prawd�, czy k�amie. � Wygl�dasz na przestraszon�? � Ja, przestraszona? Przecie� to tylko kawa�ek szyby posrebrzonej od spodu � lekcewa��co wzruszy�a ramionami. � Idziemy, szkoda czasu. Jednak przed wyj�ciem obejrzysz si� niespokojnie. W lustrze odbija si� tylko zaokienne �wiat�o. I ten wiatr graj�cy w rynnach. Ju� w samochodzie Student delikatnie chwyta ci� za r�k�, a ty od razu przewidujesz dalszy rozw�j wydarze�. � Kiedy� napisz� wielkie dzie�o i zatytu�uj� Dzieje zwierciad�a. B�dzie tam r�wnie� histo 11 ria tego lustra... Gdyby� chcia�a, mog�aby� towarzyszy� mi w tej pracy. Pr�buje si� u�miecha�, lecz przecie� wiesz, �e boi si� twojej odpowiedzi. � Jak mam to rozumie�? � udajesz naiwn�. � Mam dwadzie�cia jeden lat, a ty siedemna�cie... Gdyby� chcia�a zosta� moj� �on�... W przysz�o�ci... Przecie� wiesz... � Oczy zachodz� mgie�k�, zaj�kn�� si�, brakuje mu s��w. � To niemo�liwe � Iw �mieje si�, chocia� wie, �e sprawia mu b�l. � Owszem, bardzo ci� lubi�... Lubi� te� patrze� w lustra, ale ich historia nigdy nie wype�ni�aby mi �ycia. Chc� by� tancerk�, a tobie jest potrzebna praktyczna pani domu: troch� kucharka, troch� kochanka, a na pewno dobra mamusia twoich dzieci. Musisz znale�� inn� dziewczyn�, cierpliwsz� i potulniejsz� ni� ja. Prosz�... Nie b�d� taki zrozpaczony. Jeste� mi�y, ale ja nigdy nie zostan� �on� �adnego naukowca, a wi�c i twoj� �on�. Studentowi zbiera si� na p�acz. Otwiera szeroko oczy, w nadziei, �e Iw tego nie zauwa�y. Ona jednak widzi wszystko. Student o�wiadcza� si� ju� kilkakrotnie. Nagle zrobi�o ci si� �al tego m�drego, delikatnego ch�opca, kt�ry dr��c przy tobie z podniecenia, nigdy nie zdoby� si� na �mielsze, m�skie gesty... Delikatnie uca�owa�a go w usta, pog�aska�a po w�osach. Usi�owa� j� obj��, przyci�gn��, wtedy stanowczo odsun�a jego d�onie. A je�eli si� rozp�acze? Teraz by�o jej to zupe�nie oboj�tne. Po chwili samoch�d mkn�� szos� w kierunku Warszawy. �yj�cy i cienie. Polacy, �ydzi, Niemcy i tajemniczy cie� ukochanego Rusina, czy Rosjanina, o kt�rym Julia nigdy nie zapomnia�a, bo te� nigdy nie przesta�a o nim marzy�. Julia, w po�owie Polka, w po�owie Niemka, mia�a te� w �y�ach trudn� do okre�lenia, niewielk� domieszk� krwi w�gierskiej. Wysz�a za m�� za Hipolita, syna �ydowskiego fabrykanta z �odzi. Ty jeste� ich jedynym �yj�cym dzieckiem i chc�c nie chc�c, codziennie s�uchasz gderliwych wywod�w Julii o tej niespokojnej mieszance, jaka p�ynie w twoich �y�ach. Prawdopodobnie, gdyby nie ta gadanina, a tak�e k��tnie mi�dzy matk� a ojcem, nigdy nie przywi�zywa�aby� do tych zwi�zk�w wielkiej wagi. Niestety, nie pozostawiono ci wyboru i skazano na bezustann� pami�� o tych ilo�ciowych proporcjach w twej krwi. Przez wasz dom przewijali si� krewni bli�si i dalsi. Ze strony matki byli to: starszy brat Julii, Tadeusz, wyj�tkowo antypatyczny grubas, oraz jej siostra Helena, �ona pos�a o bardzo znanym nazwisku, a obok nich drobni ziemianie, zmieszczanieni szlachcice, a tak�e dwaj Niemcy M. i F. Dziwni, starzej�cy si�, jakby sk��ceni ze sob� i wci�� rywalizuj�cy, nie wiadomo w�a�ciwie o co. Przyjaciele domu, rodzinni doradcy i powiernicy, na kt�rych widok tw�j ojciec zgrzyta� z�bami ze z�o�ci. Julia jednak lubi�a ich i szanowa�a, traktuj�c niemal jak cz�onk�w rodziny. Do dzi� nie wiesz, czy rzeczywi�cie ��czy�o ich dalekie pokrewie�stwo z Juli�. Czy byli jej prawdziwymi kuzynami? I jakiego stopnia? Mo�e to dawni kochankowie, Julia za� stara�a si� po prostu wyja�ni� i usprawiedliwi� ich cz�st� obecno�� w waszym domu? Uczyni� to mog�a jedynie w�a�ciwymi sobie ma�ymi k�amstwami lub przewrotnie pogmatwanymi opowie�ciami. Pojawiali si� niespodziewanie, a z ka�d� wizyt� kt�regokolwiek z nich dzia�y si� przedziwne zdarzenia, kt�re zapami�tywa�a� na zawsze. Nie�atwo by�o okre�li� wiek M. Wydawa� si� stary, to prawda. Twarz mia� m�dr�, cz�sto zamy�lon�, chocia� potrafi� �mia� si� szyderczo i przera�liwie. Bruzdy i zmarszczki na wypuk�ym i nieco za wysokim czole �wiadczy�y bardziej o gwa�townych prze�yciach i nami�tno�ciach ni� o wieku. L�ni�ca, g�sta, ciemna czupryna i podkr��one chyba z bezsenno�ci oczy o trudnej do okre�lenia barwie czyni�y ze� wspania�ego m�czyzn�, zawsze mog�cego liczy� na zachwyt otaczaj�cych go kobiet. Ty, Iw, te� go podziwia�a�. Podobno pisywa� artyku�y do kilku norymberskich gazet, jednak nigdy nie pokazywa� ci tych publikacji i Julia �artowa�a z�o�liwie, �e tak naprawd� trudni si� najczarniejsz� szata�sk� 12 magi� lub szpiegostwem. Kiedy pewnego razu, chyba podczas imienin czy innej uroczysto�ci rodzinnej, wprost zapyta�a M., kim jest i czym si� tak naprawd� zajmuje, odpar� niespeszony: � Jestem diab�em, wi�c nic, co ludzkie, nie jest mi obce. Wszyscy potraktowali t� odpowied� jak �art i tylko ty, kiedy spojrza�a� z boku na ostro zarysowany profil i k�ciki ust skierowane w d�, co nadawa�o mu w tamtej chwili wyraz okrucie�stwa, odnios�a� wra�enie, �e m�wi to ca�kiem serio... Spojrza� na ciebie szybko, jakby odczyta� te my�li, i zmru�y� oczy. Czy�by w strachu, a mo�e ku przestrodze, aby� nigdy nikomu nie powiedzia�a o swych podejrzeniach? P�niej przez kilka dni �ni�o ci si� jego spojrzenie i budzi�a� si� w �rodku nocy z rozpaczliwym krzykiem. F. siwiute�ki, a przecie� trzymaj�cy si� krzepko, cieszy� si� powszechn� �yczliwo�ci�. W naszym domu nazywano go m�drcem, naukowcem, filozofem. I podobno rzeczywi�cie by� profesorem, chocia� nigdy nie okre�li� �ci�le dziedziny, kt�r� si� zajmowa�. By� mo�e, trudno by�oby mu sformu�owa� oczywist� i jednoznaczn� definicj� w�asnego zawodu, bo jak nazwa� wprost tak niezwyk�� wiedz�? Prawdopodobnie obejmowa�a ona szereg do�wiadcze� i eksperyment�w, rozleg�� przestrze� zamkni�t� mi�dzy alchemi�, numerologi�, kabalistyk�, kosmologi�, magi�, hipnoz�, astrologi�, chiromancj�, poszukiwaniem kamienia filozoficznego i licznymi naukami pokrewnymi. Nie dowiedzia�a� si�, na jakim uniwersytecie F. prowadzi swe fascynuj�ce studia, do�wiadczenia i wyk�ady. Nie pozna�a� r�wnie� jego docent�w, doktorant�w i student�w, o kt�rych niekiedy opowiada�. Wyczuwa�a�, �e otacza go g��boka tajemnica, jednak nie potrafi�a� jej rozwi�za�, z czego stary Niemiec cieszy� si� wyra�nie. � A wszystko to mie�ci si� w psychiatrii � z�o�liwie mrucza�a Julia, s�uchaj�c skomplikowanych rozwa�a� F. Po okresach aktywnego gadulstwa starego profesora ogarnia�o rozmarzenie i senno��. Potrzeba snu dopada�a go przewa�nie w sk�rzanym fotelu, w kt�rym zag��bia� si�, wtulaj�c g�ow� w haftowan� poduszk�. Po lekko zar�owionej, pogodnej twarzy wida� by�o, �e wraca� wtedy do czas�w m�odo�ci. Wzdycha�, przeci�ga� si�, wspomina� pierwsze zwyci�stwa i pierwsz� pora�k� z tamtych szalonych lat, kiedy bardziej kierowa� si� nami�tno�ciami ni� logik�. Julia siada�a naprzeciw, zagryza�a wargi i przypatrywa�a si� ze wsp�czuciem rumie�com staruszka. Szybko zrozumia�a�, �e od dawna skrycie podkochiwa�a si� w F., kt�ry srebrzyst� siwizn� i bladoniebieskim, przenikliwym spojrzeniem przypomina� jej ukochanego Stece�k�. Temu wspania�emu Rosjaninowi odda�a niegdy� dziewictwo, serce i marzenia ca�ego �ycia. F. przypomina� jej tamtego pierwszego kochanka do tego stopnia, �e niekiedy ociera�a �zy. I tak M. i F. od pocz�tku istnienia twej �wiadomo�ci byli w niej zadomowieni... Us�ysza�a� �agodn�, zabawn� muzyk�, jakby st�panie mi�kkich �ap po dywanie. M. i F. stali obok Julii i bili brawo twym kocim podskokom i piruetom. � Kim b�dzie? � niespokojnie spyta�a Julia. � B�dzie tancerk� � g�os M. brzmia� chropowato i nieprzyjemnie � a gdy przestanie ta�czy�, nigdy nie pogodzi si� z losem. B�dzie bardzo odwa�na, do ko�ca... � B�dzie mia�a dusz� tancerki, a to nie�atwe � doda� F. S�ysza�a� dok�adnie? Chyba tak, ale nie rozumia�am s��w, kt�re wtedy nie mia�y dla mnie jeszcze znaczenia. A mo�e to nie by�y s�owa, tylko my�li mojej matki, M. lub F.? A mnie wyda�o si� jedynie, �e je us�ysza�am? Wkr�tce taniec przesta� by� dla ciebie wy��cznie rytmem, ruchem, d�wi�kiem, a sta� si� ide�, nadziej�, wyznaniem wiary, oczekiwaniem Boga. A mo�e raczej wiedz�, wiedz� ta�ca? To ju� nie chwilowe prze�ycie czy spe�nienie zamierzonego uk�adu rytm�w z w�asnego 13 cia�a, ani odpowied� i pr�ba pokonania swej s�abo�ci czy niepewno�ci. To g��biej, dalej, wi�cej... Ju� nie tylko rozumiesz siebie i godzisz si� na siebie, nie tylko pojmujesz, �e istniejesz. Ju� dowiedzia�a� si�, �e mo�na wiedzie� wi�cej, �e z ka�dym porankiem uczysz si� nowego, chocia� nadal wydaje ci si� niemo�liwe, by mo�na by�o odkry� tak wiele w tak kr�tkim czasie. Pocz�tek tego zrozumienia? Odgrzebujesz w pami�ci moment, w kt�rym zacz�a� wiedzie�... Czy t�skni�? Ale� to by�o podpatrywanie! Przed zachodem powraca�a� przez w�ski pas lasu rozgradzaj�cy mokrad�a, rozleg�e bagna, upiorne trz�sawiska. Kto mnie w�wczas prowadzi�? Ojciec? Matka? Hipolit i Julia przypominaliby ci o tej niebezpiecznej wycieczce. Ciotka Helena? Niemo�liwe, przecie� zawsze chodzi na wysokich obcasach i ba�aby si� wej�� do lasu. Student? Nie zna�a� go jeszcze. Le�niczy? Te� nie... Kto�, kto wtedy by� dla mnie dobry, a kogo dzi� nie pami�tam. A wi�c F. lub M.? Chyba M... Pr�bujesz przypomnie� sobie, kt�ry to by� rok twego �ycia. Czy mia�am lat dziesi��, jedena�cie, dwana�cie, trzyna�cie...? Przypomnij sobie pierwsz� miesi�czk�. Iw szamocze si� z my�lami, liczy na palcach. Czy by�o to przed pierwsz� miesi�czk�? Czy podczas pierwszej miesi�czki? Wcze�niej czy p�niej? Zapadasz w pami�� i nagle wydaje ci si�, �e by�o to jeszcze wcze�niej, tu� przed pojawieniem si� twej pami�ci. Nonsens! To niemo�liwe! Je�eli niemo�liwe, oznacza�oby to, �e wszystko, co uwa�am w moim �yciu za najwa�niejsze, nie wydarzy�o si� nigdy, �e wymy�li�am tamten wiecz�r, czerwone zachodz�ce s�o�ce, olbrzymi pomara�czowy ksi�yc, ptaki przest�puj�ce z nogi na nog�, czarne �my, komarnice i ka�u�nice przelatuj�ce mi�dzy rachitycznymi olchami. Nie! Nie wymy�li�am tamtej �cie�ki w�r�d torfowisk, nie zmy�li�am, pami�tam. Zdarzy�o si� na pewno, trwa�o kr�tko. Dzisiaj nie umiem okre�li� dnia, miesi�ca, roku ani te� przypomnie� sobie twarzy cz�owieka, a mo�e innej istoty, kt�ra sta�a si� wtedy moim przewodnikiem i prawdopodobnie uratowa�a mnie przed utoni�ciem. Zab�ocone buciki nagle sta�y si� ci�kie i ba�a� si�, �e na kolejnej z k�p, kt�re przeskakiwa�a�, poci�gn� ci� w topiel. Wtedy on, ten dziwny cz�owiek, je�eli by� to cz�owiek, bo przecie� nie zd��y�a� zapami�ta� go dok�adnie, chwyci� ci�, podni�s�, przytuli� do piersi i przeni�s� tanecznym krokiem przez gro�ne bagnisko. Odruchowo przytuli�am si� do niego, szukaj�c bij�cego serca. Przestraszysz si�... Odsuniesz twarz, bo tam nie bi�o nic. Us�yszysz tylko pustk�, cisz�, bezg�os i bezruch. Ani oddechu, ani t�tna, �adnych odg�os�w �ycia, jakby pr�nia. Odsun�am si� od jego piersi, tylko odsun�am, bo przecie� ni�s� mnie, wi�c nie mog�am odepchn�� go od siebie. Chcia�am krzycze�, wo�a�, wzywa� pomocy. Wtedy przycisn�� mnie mocniej, jakby ba� si�, �e mog� wy�lizgn�� si� z jego r�k i zapa�� w trz�sawisko. Jeszcze wyczuwam twarde, ko�ciste palce na ramionach i nogach. By� silny, bardzo silny, silniejszy od wszystkich ludzi, kt�rych w�wczas zna�am, a d�onie mia� jakby bochny wiejskiego chleba. Kim by�? Czy istnia� naprawd�? Kiedy spotykam M. lub F. i chc� ich zapyta�, odwracaj� g�owy, milcz� i odchodz�. Chyba przewiduj� moje pytanie i unikaj� odpowiedzi. Co si� w�a�ciwie wtedy sta�o? Dlaczego tamte wydarzenia s� dla ciebie tak wa�ne? Sk�d te powroty w niepewne wspomnienia? Ju� wcze�niej dostrzega�a� taneczne ruchy go��bi na gzymsach, obroty i podskoki, przyspieszanie i zwalnianie. Obserwowa�a� szare balety wr�bli, rozk�adaj�cych szeroko skrzyde�ka, pusz�cych si�, mizdrz�cych. Faluj�cy przelot sroki, nag�e opadanie... Ko�a zataczane przez jastrz�bia w zawrotnej przestrzeni, powtarzane, przemieszczane, ze�lizguj�ce si� z wy 14 soko�ci. A szybko�� jask�ek? A mi�o��, wsz�dzie, wsz�dzie mi�o��? Czy ju� rozumiesz, �e wszystko to by�o ta�cem, �e ta�cem jest ca�e istnienie, ka�dy o�ywiony byt, w kt�rym p�ynie krew lub sok, ponaglany ciep�em s�o�ca, si�� ksi�yca, uderzeniami serca? Przez kar�owate krzewy przeziera�y szare, srebrzyste i bia�e pi�ra, faluj�ce skrzyd�a, czarne i czerwone nogi odrywaj�ce si� i uderzaj�ce o brzeg. Lini�, szeregiem, korowodem, wyprzedzaj�c si�, okr��aj�c, w pochyleniu, w rozkolebaniu, w uniesieniu. Op�tane ta�cem �urawie, czaple, bociany, g�si... Z nastroszonymi pi�rami, z g�owami wzwy� jak do ataku, z dziobami rozwartymi, z oczami rozszerzonymi jak gwiazdy, jakby zatrzyma�o si� w nich ca�e �wiat�o dnia. Przypatruj� si� sobie, dotykaj� i muskaj� skrzyd�ami, jakby nie dowierzaj�c swemu szcz�ciu, �e �yj�, ta�cz� i s� razem, tak blisko siebie, a jednak tak samotnie, w korowodzie prowadz�cym nie wiadomo dok�d. Ich taniec jest celem, sam w sobie, i to jest najcudowniejsze. Najwi�kszy �uraw z purpurow� koron� przep�ywa leciutko, niedotykalnie. Wiruj� ju� nie tylko ptaki. Ta�cz� promienie, cienie, smugi: szelesty, blaski, duchy, ogniki bagienne... Dusze umar�ych ptak�w unosz� si� bez ci�aru, bez oporu, bez wysi�ku. Gdzie ukry�y si� d�wi�ki? Bliskie muzyki, czy ju� b�d�ce muzyk�? Trzepoty, klekoty, szumy, zgrzyty, po�wisty uk�ada�y si� w zagmatwany rytm, kt�ry chwilami wydawa� si� tak prosty, �e a� oczywisty. Stawa� si� wyra�n� melodi� przywo�uj�c� ci� i te� zmuszaj�c� do ruchu, jak poderwa� do ta�ca nieprzytomn� ptasi� rzesz�. Czy raczej op�ta� ta�cem, z�udzeniem, nami�tno�ci�? Chwilami wydawa�o si�, �e wszystko to nie rozgrywa si� tu, na bagniskach, lecz gdzie� w przestrzeni, nad ob�okami, na progach nieba. Kr�gi ta�cz�cych zbli�aj� si� do siebie, doskakuj� ku sobie, odbijaj� si�, odlatuj� i wracaj�, zanosz� si� krzykiem niewyobra�alnej mi�o�ci, t�sknoty, przed kt�r� nigdzie si� nie schronisz. Sk�d, Iw, znasz te g�osy? Sk�d wiesz, co zwiastuj�? Przecie� nie rozumiesz j�zyka ptak�w. Trzymana mocno za r�k� przez zdecydowanego przewodnika, wpatrujesz si� w ruchy ptak�w w�r�d strz�p�w bagiennej mg�y. Gdyby rozlu�ni� u�cisk, wyrwa�abym si�, pobieg�abym tam, do nich... Nawet wiedz�c, �e poch�onie ci� trz�sawisko? Co za niezwykle cudownie lekki taniec. Inny, prawdziwy... Odmienny ni� podczas szkolnych i rodzinnych spotka�, zabaw, pota�c�wek, urodzin, imienin, gdzie go�cie bardziej ta�czyli na pokaz ni� dla siebie. Ptaki ta�czy�y, bo taniec wynika� z ich istnienia, by� ich istnieniem. Ta�czy�y, bo chcia�y �y� wiecznie. � Dlaczego? � szepn�a� do twardor�kiego przewodnika. Milcza�. Uni�s� tylko d�o�, wskazuj�c ponad ta�cz�cymi, nad mg�ami, tam gdzie s�czy�a si� niebieskawa po�wiata. Zmru�y�a� oczy, lecz nie zobaczy�a� niczego wi�cej, poza tym �agodnym �wiat�em. Ukryta w olszynie, niewidoczna, obca � jeste� tu nadal, chcesz tu by� i jak pozosta�e ptaki, ulegasz tym samym prawom, rytmom, pl�som. Przekrzykuj� si�, �piewaj�, wzbijaj� i opadaj� mi�dzy trzciny. Ju� dopad� ci� szum ich skrzyde�. Chcesz ta�czy�, sta� si� cz�stk� skrzydlatego t�umu, okruchem zagubionym w tanecznym porz�dku. Ju� unosisz d�onie, wyrzucasz nogi przed siebie, rozwierasz ramiona, falujesz ca�ym cia�em, wyginasz si�, poddajesz. Wir ptak�w zbli�a si� i za chwil� pierwszy szereg �urawi dotknie twych r�k uniesionymi skrzyd�ami. A ty? Ty pofruniesz za nimi, odlecisz. Odrzucasz g�ow� do tylu. Nad sob� widzisz blade, lecz ju� gwia�dziste niebo ze z�ocisto krwawi�cym miesi�cem. Ale� przywo�ywanie nie stamt�d pochodzi. Nie z gwiazd! Nie z ksi�yca. Nie z lasu! Nie z 15 bia�ych kwiat�w maskuj�cych topiel! To nie wicher! Nie rytm ptasich n�g! To z ciebie p�yn� wezwania! To w tobie trwa przywo�ywanie! To ty chcesz ta�czy�, chcesz wydoby� si� ze swej samotno�ci, z samotno�ci cia�a, z samotno�ci niespe�nienia. Twoja krew, twoje marzenia... Wydostajesz si� z siebie, wykluwasz jak piskl� i b�yskawicznie dorastasz, dojrzewasz do tego ta�ca. W�r�d zbli�aj�cych si� ptak�w dostrzegasz zarysy, sylwetki, nie wyja�nione, mgliste, ptasie dusze, cienie ptasich bog�w. Ka�dy ptak ta�czy ze swym bogiem, ka�dy ptak staje si� bogiem. � A ja? Ja! � pytasz tego, kt�ry ci� przyprowadzi�. � Gdzie m�j B�g? B�g, nauczyciel ta�ca? Wieczny choreograf �ycia? Chc� go zobaczy�. Chc� sta� si� nim, sta� si� Bogiem, czystym ta�cem, zawirowaniem �wiat�a. � Gdzie m�j B�g? Przewodnik odwraca twarz. W migoc�cym �wietle przypominasz sobie posta� jak�e podobn�, twarz r�wnie wyrazist�. Na �cianie prezbiterium w nie zapami�tanym ko�ciele prowadzi� korow�d cesarzy, papie�y, kr�l�w, rycerzy, m��w i niewiast, mnich�w i b�azn�w, giermk�w i �o�nierzy... Ko�ciej! Gwa�townie cofasz d�o� i przenikliwie wzywasz pomocy. To nie wo�anie, lecz skowyt. Skamlenie psa, lisa, wilka. Ptaki podrywaj� si�, uciekaj�. Przera�liwy �opot skrzyde� i strachliwe nawo�ywania dr�� w ch�odnym, wilgotnym powietrzu. � Dlaczego je sp�oszy�a�? � w g�osie przewodnika wyczuwasz z�o��. Znowu spojrzysz mu w twarz, lecz jest to ju� twarz inna, nie ra��ca ostro�ci� i twardo�ci�. Twarz F. lub M.? Niewa�ne, przecie� nie jestem pewna, czy to si� rzeczywi�cie zdarzy�o. Pami�tam jednak dok�adnie sp�niony powr�t, niespokojn� twarz Julii, oczekuj�cej na kamiennym ganku w�r�d pobielonych kolumn starego dworu. Raz po raz spogl�da�a na zegar w g��bi jasno o�wietlonej jadalni. � Co tam nosisz w woreczku? � spyta�a Iw. � Baletki � z dum� odpowiedzia�a Nieznajoma Dziewczynka. � Poka�! Dziewczynka rozlu�ni�a tasiemk� i wyci�gn�a z woreczka r�owe batystowe pantofelki o �ci�tych czubkach. � Och! Prze�liczne! � krzykn�a Iw. � Strasznie bol� mnie w nich palce po �wiczeniach... � Mog� w�o�y�? Dziewczynka skin�a g�ow�, a Iw zrzuci�a swoje lakierki, b�yskawicznie wci�gn�a baletki, okr�ci�a nogi tasiemkami, stan�a w lekkim rozkroku i nagle odruchowo, bez najmniejszego wysi�ku, unios�a si� na czubkach palc�w. Zdziwiona, �e przysz�o jej to tak �atwo, podskoczy�a, okr�ci�a si� w ko�o, zawirowa�a na jednej nodze, zatrzyma�a si�, ugi�a nog� w kolanie i zn�w wyprostowa�a. � Och! Ty ju� tyle potrafisz! � krzykn�a z zawi�ci� Nieznajoma Dziewczynka, a jej �renice a� zw�zi�y si� z zazdro�ci. � Gdzie si� tego nauczy�a�? � Nigdzie i nigdy si� nie uczy�am � z lekk� nonszalancj� odpar�a Iw. � Po prostu umiem! I ju�. Podskoczy�a jeszcze kilka razy, lecz kiedy znowu chcia�a si� obr�ci�, potkn�a si� i upad�a. � A widzisz! � Nieznajoma Dziewczynka u�miechn�a si� tryumfalnie. � Nie takie to proste. Podbieg�a do le��cej, �ci�gn�a z jej st�p baletki i uciek�a. � Powiem mamie, �eby kupi�a mi takie same! � krzykn�a za ni� Iw, a po chwili, podnosz�c si� z pod�ogi, szepn�a, jakby nie chc�c, �eby ktokolwiek j� us�ysza�: � Ju� wiem, kim b�d�! Zostan� tancerk�! 16 Wiejskie letnisko u krewnych. Wyje�d�a�y tu co roku odetchn�� �wie�ym powietrzem. Iw zachwyca si� cielaczkami, barankami, �winkami... Rozkoszne zwierz�tka budzi�y w niej matczyne uczucia. Kole�ankom do sztambucha wpisywa�a liryczne wiersze o k�zce, kr�liczku i koniku, uk�ada�a piosenki o kaczuszkach na polnych dr�kach i cieszy�a si�, kiedy doro�li bili brawo, przesy�aj�c poca�unki drobnej, s�odkiej tancerce-poetce. Prze�ywa�a chwil� szcz�cia, obserwuj�c u�miechni�tych, pogodnych ludzi g�adz�cych s�odkie istotki, ca�uj�cych r�owe pyszczki i dzi�bki. Tamtego lata pojecha�a z Juli� do S., a mo�e do innego jeszcze maj�tku, r�wnie pi�knego i bogatego. Podczas spaceru w pobli�u dworu w fornalskim obej�ciu Iw dojrza�a cielaka, bia�oczarnego, z r�owymi, dr��cymi chrapkami, o pow��czystym spojrzeniu wielkich jasnobr�zowych oczu. Zupe�nie jak moje � pomy�la�a. Razem z Juli� g�aska�y, czesa�y, drapa�y stworzonko, a kiedy chcia�y odej��, ciel�tko zaryczalo i pobieg�o za nimi, prosz�c o dalsze pieszczoty. Po obiedzie, a� do wieczora, Iw zbiera�a dla niego traw�, wtykaj�c w zach�ann� mordk� rozro�ni�te mlecze, wybuja�� ciemnozielon� koniczyn� i str�ki pachn�cej wyki. Cielaczek z wdzi�czno�ci� kilkakrotnie obliza� jej policzek szorstkim j�zykiem. Nast�pnego dnia rano Iw wybieg�a na spacer z pudlem. � Przywitamy si� z cielaczkiem � szepn�a, drapi�c psa za uszami. Psiak zaszczeka�, zakr�ci� si� rado�nie, zamacha� ogonkiem. Drzwi obory by�y uchylone, ale cielaczek znikn��. Nie zobaczy�a go r�wnie� za drewnianym ogrodzeniem, gdzie czesa�y go wczoraj z Juli�. � Cielaczek jest pewnie na �niadanku, znajdziemy go � szepn�a Iw. Zboczy�a z g��wnego traktu na drog� prowadz�c� mi�dzy gospodarskie zabudowania. Pies zaskomla�, podkuli� ogon, wyszczerzy� z�by, jakby ba� si� i�� dalej. Przed obszern�, zbit� z desek szop� sta�a osowia�a krowa i pochrz�kuj�ce �winie z �elaznymi k�kami w nozdrzach. Z szopy dobieg�y dziwne �wisty, porykiwania, j�ki... Pies dysza� ci�ko, w ko�cu przystan��, zawy�, schowa� si� za w�g�em. Iw, zaniepokojna, wpad�a do szopy. Pod �cian� le�a� cielaczek z poder�ni�tym gard�em. Jasnobr�zowe, bursztynowe oczy wype�nia�y �zy. Czy patrzy�y wprost na ni�? A mo�e na kwadratow� posta� ch�opa w sk�rzanym fartuchu, biegaj�cego z b�yszcz�cym no�em po ka�u�ach krwi? Drugi ch�op z r�kami ubrudzonymi po �okcie w posoce patroszy� wisz�ce na hakach �wi�skie tusze. � Co ci zrobili?! � krzykn�a Iw, rzucaj�c si� na szyj� cielaczka. � Sk�d tu ten bachor?! � wrzasn�� ch�op. � To miastowi, przyjechali do pa�stwa � burkn�� drugi. Czy oczy cielaczka zab�ys�y? Zadr�a�, jakby poznaj�c dziewczynk�, kt�ra jeszcze niedawno wk�ada�a mu na g�ow� wianuszek z rumiank�w. Ch�op odepchn�� Iw i b�yskawicznie przejecha� no�em po oczach zwierz�cia, zamieniaj�c je w krwawi�ce rany... Cielaczek ucich�. Iw rzuci�a si� z pi�ciami na oprawc�. Chwyci�a ci�k� d�o� i ugryz�a. � Och, ty! � krzykn��, �api�c j� zakrwawion� r�k� za w�osy i przyci�gaj�c do siebie. � Ty, ty! � dar� si�, wywijaj�c nad ni� no�em. Jego oddech cuchn�� w�dk� i zgnilizn�. Usta wype�nia�y czarne od nikotyny pie�ki. Za chwil� zwymiotuj� � pomy�la�a. Usi�owa�a drapa�, gry��, bi�. Drugi ch�op zarechota� dono�nie. Nagle ten, kt�ry o�lepi� cielaczka, a teraz usi�owa� ci� przytrzyma�, podni�s� ci� b�yskawicznie za marynarski ko�nierz nowej sukienki i zawiesi� na ko�ku obok wykrwawiaj�cych si� �wi�. Iw zdr�twia�a z przera�enia. 17 � Uspok�j si�, g�wniaro! � m�wi� ch�op. � Lubisz je�� ciel�cink�, no, to ju� wiesz, jak si� t� ciel�cink� obrabia. � Pu�� j�! � rozkaza� drugi. � To jacy� krewniacy pana, b�dzie awantura. Nie s�ysza�a� ju� tej rozmowy. Zwisa�a� omdla�a na �cianie w�r�d �wi�, nad ka�u�ami krzepn�cej w rynnach krwi, przeznaczonej na kaszank�. Ockn�a� si� we dworze, dok�d odnie�li ci� przera�eni ch�opi, skar��c si� na ludzi, kt�rzy takie s�abowite dzieci przywo�� tu z miasta ca�kiem niepotrzebnie. Do ko�ca pobytu na letnisku zar�wno Iw, jak i pudel prawie nie opuszczali dworu, boj�c si� zapewne, �e podziel� los wszystkich zabijanych tu stworze�. Dopiero w mieszkaniu warszawskiej kamienicy Iw dok�adnie opowiedzia�a Julii, co si� wtedy zdarzy�o. Matka zas�pi�a si�, westchn�a, zamy�li�a. � Oboj�tne, czy ludzie s� dobrzy, czy �li, sprawiedliwi czy podli, szlachetnie urodzeni czy n�dzarze, bo i tak zawsze s� potworami. M�wi�a to bardziej do lustra ni� do Iw, kt�ra z jej s��w rozumia�a coraz wi�cej. Czy mo�na mie� czyste sumienie, codziennie jedz�c mi�so? Przecie� lubisz ciel�cy m�d�ek, wprost zajadasz si� mi�kk�, delikatn� mas�, pachn�c� czosnkiem, mas�em, cz�brem, majerankiem. Teraz ju� wiesz, jak wydobywa si� ten m�d�ek z g��w zwierz�t, jak si� zabija i gdzie si� zabija. Przez chwil� nawet ba�a� si�, �e ciebie te� zaszlachtuj�. Dreszcze ci� przenikaj�. Gdyby� nie skr�ci�a wtedy w boczn� drog� i nie przesz�a kilkudziesi�ciu metr�w, nie pozna�aby� nigdy prawdy o cz�owieku, kt�ry wci�� zabija, zabija, zabija... Zaciska�a pi�ci i z�by z rozpaczy, z nienawi�ci, z rozgoryczenia. Jestem z�a, drapie�na, zak�amana. Nienawidzi�a samej siebie. Wcisn�a twarz w poduszk� i wyp�akiwa�a sw� gorycz i �wiadomo��. Przypomina�a sobie pulchne, u�miechni�te twarze kucharzy w bia�ych fartuchach. �Tw�j smak �wiadczy o twej kulturze...� Kto to napisa�? Czyta�am to chyba w jakiej� ksi�dze potraw, podr�czniku kucharzenia dla dobrze urodzonych panienek z mojej sfery. Wsz�dzie pisz�, jak przyrz�dza� i je��, ale nigdzie nie pisz�, jak si� zabija, aby je��. Ohyda! Cywilizacj� no�a i widelca poprzedza top�r, m�ot i gilotyna. Mistrzowie kuchni stali si� dla Iw kuglarzami morderstwa, magami, kt�rzy z zabitych stworze� potrafi� wydoby� cudowny smak. Niestety! �eby codziennie je��, trzeba codziennie zabija�. Zaw�adn�o ni� przera�enie tym wi�ksze, �e Julia piek�a w�a�nie schab i z kuchni dochodzi�y zapachy pobudzaj�ce apetyt. Iw zadr�a�a. Chcia�a je��, �linka ciek�a z ust, potrzebowa�a mi�sa, chocia� wiedzia�a ju�, jaka jest historia tego kawa�ka schabu, jak� drog� przeby�a ta �winia czy to ciel�tko, kt�rego m�zg po�era� b�dzie niebawem w �Adrii�, ocieraj�c serwetk� uszminkowane usta. J�kn�a bliska za�amania. Droga na st� zawsze prowadzi przez rze�ni�. A wi�c wszystkie kuchnie �wiata, kt�rymi tak szczyci si� ludzko��, to po prostu wyrafinowane, perwersyjne sycenie si� �mierci�, przyrz�dzanie zamordowanych wcze�niej stworze�, perfumowanie pokawa�kowanych zw�ok przyprawami, sosami, wypiekanie, sma�enie, skruszanie, duszenie, marynowanie. Im wi�cej my�la�a, tym wi�ksza ogarnia�a j� groza. W�osy stawa�y d�ba z przera�enia, gdy przypomnia�a sobie �w fragment z Biblii, m�wi�cy, �e B�g stworzy� cz�owieka na swe podobie�stwo... � Bo�e! Kim jeste�? � skuli�a si� w obawie przed wyszeptanym pytaniem. Przypomina�a sobie tych wszystkich ludzi, kt�rzy podawali jej mi�so, zach�cali, cz�stowali, cieszyli si�, gdy jad�a. Poodrywane g�owy dzikich g�si, kt�re wzbija�y si�, ko�owa�y, kr��y�y, ta�czy�y... Widzia�a je wtedy na bagnach obok ta�cz�cych �urawi, czapli, kormoran�w. Ch�opi zawsze k�usowali, zabijali, zjadali... Ty te� jad�a�! Nie jeste� lepsza! Nagle ogarn�� j� gniew. Znienawidzi�a tamtych bogobojnych, serdecznych wie�niak�w, gospodarzy, 18 kt�rzy aby podtrzyma� w�asne �ycie, wci�� polowali, obdzierali ze sk�r, wrzucali do garnk�w. To oni uczynili ze mnie potwora! Krzykn�a z w�ciek�o�c