10139
Szczegóły |
Tytuł |
10139 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10139 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10139 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10139 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRZEJ PEREPECZKO
PODWODNY �WIAT DZIKIEJ MR�WKI
Wydawnictwo Morskie
1983
WST�P
dzi�ki kt�remu Czytelnik mo�e pozna� dotychczasowe przygody Dzikiej Mr�wki, zreszt� opisane dok�adnie w ksi��kach pt: �Dzika Mr�wka i tam-tamy� oraz �Dzika Mr�wka pod �aglami�
Marek, zwany przez rodzin� i koleg�w Dzik� Mr�wk� z racji niewielkiego wzrostu i niezwyk�ych pomys��w, kt�re si� bez przerwy rodzi�y w jego nadzwyczaj wybuja�ej fantazji i wyobra�ni, mieszka� w dzielnicy Gda�ska zwanej Oliw�. Razem z bratem Jarkiem, bli�niakiem zreszt�, ale zupe�nie do Marka niepodobnym, chodzili do jednej klasy i razem te� grali w hokeja, tyle tylko �e w r�nych dru�ynach. W jednej Dzika Mr�wka by� napastnikiem, w drugiej Jego Brat (tak nazwano Jarka) - bramkarzem.
Tata obu ch�opc�w bli�niak�w by� ochmistrzem na statku, Mama - wielbicielk� j�zyka angielskiego. Stara�a si�, z nieca�kowitym jednak�e powodzeniem, wpoi� w swych syn�w zami�owanie do tego j�zyka.
Pewnego dnia, gdy Tata wr�ci� z rejsu, obaj ch�opcy tak dokuczyli Mamie swymi niezwyk�ymi pomys�ami i swoim zachowaniem (cho� - po prawdzie - wszystkie pomys�y by�y autorstwa Dzikiej Mr�wki, a Jego Brat by� tylko wiernym, cho� nieco powolnym ich wykonawc�), �e p�acz�c stwierdzi�a, i� ma wszystkiego dosy� i �e nie mo�e sobie absolutnie z niezno�nymi ch�opakami poradzi�.
Na takie dictum Tata zdecydowa� si� osobi�cie zaj�� si� synami bli�niakami, a �e p�ywa� na statku i akurat nie za bardzo m�g� zej�� na urlop, postanowi� zabra� ch�opc�w w rejs, �eby ich �mie� na oku�.
Pop�yn�li tedy statkiem we tr�jk�: Tata, Dzika Mr�wka i Jego Brat. Przed samym odjazdem Mama, kt�r� ch�opcy i Tata nazywali Mici�, wcale nie by�a taka pewna, czy tak naprawd� �mia�a wszystkiego dosy� i czy pomys� zabrania ch�opc�w na statek by� najlepszym z �yciowych pomys��w Taty.
Statek w swym rejsie odwiedzi� kolejno Londyn, Sewill� w Hiszpanii, Safi w Maroko i port Kaolack w Senegalu. Londyn zwiedzili ch�opcy do�� dok�adnie, ale najbardziej podoba�o im si� muzeum techniki, do kt�rego wielokrotnie wracali. W Sewilli byli na walce byk�w, kt�ra jednak nie za bardzo im do gustu przypad�a. W tej�e samej Sewilli zauwa�yli podejrzany, ich zdaniem, statek o nazwie �Torro� i Dzika Mr�wka postanowi� na w�asn� r�k� �ledzi� cz�onk�w jego za�ogi, kt�ra ani chybi trudni�a si� jakimi� ciemnymi sprawkami.
W morzu, w czasie przelotu z Sewilli do Safi, Dzika Mr�wka i Jego Brat wdrapali si� na maszt statku i dojrzeli stamt�d samotn� ��d�. Jak si� potem okaza�o, by�a to uszkodzona ��d� rybacka z wyczerpanym prawie do cna Arabem i jego rannym synem. Dzi�ki temu odkryciu, ratuj�cemu �ycie ludziom, obaj bracia stali si� s�awni na statku i uda�o im si� nawet unikn�� kary za samowolne wlezienie na maszt.
Po po�udniu tego samego dnia statek ich dogoni� tajemniczy stateczek �Torro�.
W Safi bracia mieli niezbyt przyjemn� przygod� w meczecie, do kt�rego - jak si� okaza�o - wst�p dla �niewiernych� by� surowo zabroniony.
Po kilku dalszych dniach podr�y dop�yn�li wreszcie do Kaolacku w Senegalu, sk�d w czasie wojny uciek�y po upadku Francji dwa polskie statki: �Cieszyn� i ��l�sk�. A �e w�a�nie na statku znajdowa� si� bosman, kt�ry jako m�ody ch�opak by� cz�onkiem za�ogi �Cieszyna� w 1940 roku, obaj bracia us�yszeli opowie�� naocznego �wiadka o tej pe�nej emocji s�awnej ucieczce.
W Kaolacku znajdowa� si� ju� tajemniczy �Torro�, Dzika Mr�wka zatem i Jego Brat przyst�pili do �ledzenia za�ogi. Niewiele brakowa�o, aby si� to bardzo smutnie sko�czy�o dla obu braci bli�niak�w. Na szcz�cie z gro�nych opa��w uratowa�a ich senegalska policja, kt�ra odstawi�a obu domoros�ych detektyw�w na statek i odda�a w r�ce na dobre ju� zaniepokojonego Taty.
Powrotn� drog� do kraju obaj ch�opcy sp�dzili pracuj�c - jeden w dziale maszynowym, drugi na pok�adzie statku - w Tacie bowiem obudzi� si� nagle niezwykle pedagogiczny talent i postanowi� swych syn�w wychowa� przez prac�. Wtedy obaj bracia poznali, �e praca na statku wcale nie nale�y do �atwych i �e marynarze nie tylko �p�ywaj�, opalaj� si� i zwiedzaj� ca�y �wiat�.
W Gda�sku czeka�a na swych ch�opc�w st�skniona Mama, kt�ra ju� dawno zapomnia�a, �e mia�a �zupe�nie dosy� i obaj bracia bli�niacy doszli, tym razem zgodnie o dziwo, do wniosku, �e
WSZ�DZIE DOBRZE, ALE W DOMU NAJLEPIEJ!
Po powrocie z rejsu obaj ch�opcy sp�nili si� o par� dni na rozpocz�cie roku szkolnego. Dzika Mr�wka postanowi� wykorzysta� t� okoliczno�� i u�o�y� b�yskawicznie plan, zgodnie z kt�rym profesorowie nie mieli mie� w tym dniu �adnych zaj�� w ich klasie. �Wszystkie lekcje bior� na siebie� - o�wiadczy� swym kole�ankom i kolegom Dzika Mr�wka.
Przemy�lnie u�o�ony program dzia�ania uda� si� tylko po cz�ci, bowiem Pan od Przyrody zdemaskowa� Marka, gdy go zbyt ponios�a bujna fantazja i gdy mocno przeholowa� w opowiadaniu niestworzonych przyg�d, kt�re mia�y rzekomo wydarzy� si� w ci�gu rejsu. Ca�a klasa �mia�a si� z Dzikiej Mr�wki, a w obron� wzi�a go tylko jedna z kole�anek o imieniu Ulka.
W okresie �wi�t Bo�ego Narodzenia, kt�re Tata sp�dzi� razem z ca�� rodzin� na l�dzie, ojciec zabra� Dzik� Mr�wk� na doroczne spotkanie Klubu Kaphornowc�w, do kt�rego mog� nale�e� tylko ci z �eglarzy, kt�rzy na �aglach op�yn�li przyl�dek Horn, jeden z najbardziej burzliwych przyl�dk�w �wiata. Pod wp�ywem tego spotkania Marek zainteresowa� si� �eglarstwem, zacz�� czyta� przer�ne ksi��ki na ten temat, poznawa� tajniki astronomii i w konsekwencji zarzuci� sw� dawn� pasj�, czyli hokej, i zapisa� si� do klubu �eglarskiego.
W klubie zacz�o si� szkolenie teoretyczne i pierwsze prace przy jachtach na przystani. Pocz�tki by�y trudne i ma�o efektowne, trzeba by�o bowiem jachty czy�ci�, skroba� i malowa�, a p�ywanie pod bia�ymi �aglami stawa�o si� coraz bardziej odleg�e. Mimo trudno�ci Dzika Mr�wka zawsze pe�en by� najrozmaitszych pomys��w, kre�li� wci�� na mapach trasy swych przysz�ych rejs�w i snu� niezbyt realne marzenia, a tymczasem - na codzie� - skroba� jachtowe burty, szpachlowa�, splata� linki czy te� szy� �agle. Wreszcie nadszed� dzie�, kiedy Marek wyp�yn�� w pierwszy sw�j rejs, w czasie kt�rego sam sterowa� i sam prowadzi� sw� ��d�. Niedaleki to co prawda by� rejs, bo tylko po wodach basenu jachtowego, ale ch�opiec po raz pierwszy spostrzeg�, �e ��d� pos�uszna jest ka�demu ruchowi JEGO r�ki, �e to ON kieruje, po raz pierwszy naprawd� �EGLUJE!
Po pewnym czasie Dzika Mr�wka zosta� wyr�niony - wyznaczono go na zawodnika regat jednoosobowych �aglowych �odzi, zwanych bardzo �adnie �Optymistami�. Regaty mia�y wielce dramatyczny przebieg, bo w momencie, kiedy Marek ju�, ju� mia� wyj�� na czo�o wy�cigu, ��d� jego wywr�ci�a si� wskutek nieuwagi ch�opca i oczywi�cie tym samym straci� on wszelkie szanse w wy�cigu.
Mimo tego pierwszego niepowodzenia Marek bra� udzia� r�wnie� i w innych kolejnych wy�cigach, a po pewnym czasie zosta� w nagrod� wybrany do za�ogi pe�nomorskiego jachtu w rejsie ba�tyckim. W czasie podr�y Dzika Mr�wka spr�bowa� po raz pierwszy niezwykle trudnej - jak si� okaza�o - sztuki kucharzowania na jachcie.
W swym rejsie jacht o wdzi�cznej nazwie �Stella Polaris� odwiedzi� Ryg� i Leningrad. W drodze powrotnej �eglarzy z�apa� sztorm, kt�ry zagna� jacht a� pod brzegi szwedzkie. Tam, w nocy i w sztormie, Dzika Mr�wka zauwa�y� czerwony b�ysk rakiety. To m�g� by� kto� wzywaj�cy pomocy!
�Stella Polaris� ruszy�a na ratunek i nad ranem odnaleziono przewr�cony jacht, a przy nim trzymaj�cych si� resztkami si� m�odych rozbitk�w. W czasie akcji ratunkowej szczeg�lnie wyr�ni� si� Marek, kt�ry nie bacz�c na niebezpiecze�stwo wskoczy� do wody i uratowa� kilkunastoletni� dziewczyn�, Szwedk� o imieniu Ulla.
Polski jacht z uratowan� za�og� wp�yn�� do portu w Sztokholmie, gdzie rodzice rozbitk�w przyj�li polskich �eglarzy niezwykle go�cinnie i serdecznie. W czasie zwiedzania zabytk�w tego pi�knego portu, �Wenecji P�nocy�, Dzika Mr�wka zosta� tak zafascynowany widokiem �aglowca �Vasa� sprzed przesz�o 300 lat, wydobytego w ca�o�ci z dna morskiego, �e stwierdzi�: P�ywanie pod �aglami to jest na pewno bardzo fajna sprawa,
ale
PODWODNE POSZUKIWANIA
ARCHEOLOGICZNE
TO JEST W�A�NIE
TO
!
ROZDZIA� PIERWSZY,
w kt�rym Dzika Mr�wka u�wiadamia Mamie, �e pod powierzchni� wody dzieje si� bardzo du�o ciekawych rzeczy
Pogoda tego dnia by�a naprawd� wspania�a i �zupe�nie od�wi�tna�, jak - nie bez pewnej dozy s�uszno�ci - zauwa�y� Dzika Mr�wka, gdy zbudzono go na porann� wacht�.
Wracali do kraju. Jacht �Stella Polaris� zbli�a� si� do swego macierzystego portu, do prastarego polskiego Gda�ska, do swej zacisznej klubowej przystani, sk�d wyp�yn�� w kilkutygodniowy, niezbyt mo�e d�ugi, ale za to niezwykle ciekawy i pe�en przyg�d ba�tycki rejs. Oczywi�cie kulminacyjnym jego punktem by�a akcja ratunkowa i wizyta w stolicy Szwecji, nazwana przez za�og� jachtu �sztokholmsk� przygod��.
Jacht p�yn�� pod pe�nymi �aglami w rze�kich podmuchach porannej morskiej bryzy. Przed dziobem rysowa� si� ojczysty, polski brzeg. Na tle pogodnego nieba wida� by�o ju� nawet go�ym okiem poszarpan� koronk� wie� starego miasta, a bli�ej na pierwszym planie czernia�a paj�czyna kratownicy transporter�w w�glowych Portu P�nocnego.
Na redzie sta�y statki czekaj�ce swej roz�adunkowej kolejki, a w�r�d nich rozpiera� si� pot�ny kad�ub olbrzymiego zbiornikowca, kt�ry w�a�nie kilka pracowitych holownik�w wprowadza�o mi�dzy falochrony. Po prawej stronie rozleg�ej Zatoki Gda�skiej widnia�y zielone kraw�dzie wysoczyzny, dochodz�ce ko�o Or�owa do samej wody. Na tle las�w biela�y tu i �wdzie bia�e smuk�e wie�owce nowych mieszkalnych dzielnic Tr�jmiasta, wygl�daj�ce z oddali jak klocki powtykane w plastyczn� panoram� Wybrze�a.
�Stella Polaris� w�lizn�a si� zgrabnie mi�dzy g��wki wej�ciowe gda�skiego portu, przemkn�a wzd�u� przystani, gdzie pi�trzy� si� elegancki kad�ub pasa�erskiego promu, zbudowanego kilka miesi�cy temu przez jedn� z polskich stoczni. Pod wysoko uniesionymi na dziobie wrotami wtacza�y si� do p�katego brzucha statku za�adowane ci�ar�wki i samochody osobowe rozmaitych marek i rejestracji, z kt�rymi tury�ci w�drowali przez ba�tyckie morze do Szwecji czy Finlandii.
Jeszcze tylko majestatyczny kamienny obelisk pomnika na Westerplatte, jeszcze zat�oczone statkami portowe baseny, jeszcze pe�na pracy i ha�asu stocznia, jeszcze kilkaset metr�w i ju� przed dziobem powracaj�cego jachtu wy�oni�y si� nabrze�a rodzimego klubu.
Kapitan Filip wywo�a� ca�� za�og� do manewr�w. Ka�dy wiedzia� dok�adnie, co do niego nale�y. Jeden pilnowa� �agli, inni dzier�yli w r�kach odbijacze, by ochroni� burt� jachtu od zbyt brutalnego kontaktu z l�dem, jeszcze inni trzymali w pogotowiu bosaki.
Lecz co to? Ca�e klubowe nabrze�e udekorowane od�wi�tnie, ca�e w girlandach r�nokolorowych flag marynarskiego kodu.
- Czy to dzisiaj jakie� pa�stwowe �wi�to? - zdziwi� si� Dzika Mr�wka.
- Dzisiaj? Poj�cia nie mam, ale chyba nie - odrzek� stoj�cy tu� obok Baleron.
- No to dlaczego taka banderowa gala?
- A mo�e to, stary, na nasz� cze��?
- Eee, Baleron, ty jak co� powiesz... - Dzika Mr�wka wzruszy� ramionami. - Niby z jakiej racji?
- No to dlaczego tyle ludzi na nabrze�u?
Rzeczywi�cie. Pod girlandami banderek kodu sygna�owego k��bi� si� ca�kiem spory t�umek. Wymachiwano r�koma, a w niekt�rych r�kach zupe�nie wyra�nie ju� teraz wida� by�o kwiaty. I ca�y ten t�um co� pokrzykiwa�.
Niestety, na razie nie mo�na by�o tego dos�ysze�, za burt� bowiem szumia�a rozcinana dziobem jachtu woda, a na domiar �agle zacz�y g�o�no �opota� podczas kolejnego zwrotu. Gdy jednak p��tna wype�ni�y si� wiatrem i ponownie napi�y, do uszu za�ogi �Stella Polaris� dobieg�o najwyra�niej:
- Niech �yj�! NIECH �YJ�!! NIECH �YJ�!!!
- Niby kto? - zapyta� sam siebie Dzika Mr�wka, ale odpowied� w�a�ciwie by�a zdecydowanie jednoznaczna, bo w zasi�gu wzroku nie by�o wida� �adnego innego jachtu poza �Stell��.
- Do zwrotu przez sztag! - rozleg� si� na jachcie tubalny g�os Kapitana Filipa.
Za�oga rzuci�a si� do manewr�w. �Stella� bardzo zgrabnie wykr�ci�a na wiatr, przez chwil� �agle �opota�y, a w tym czasie jacht przeszed� lini� wiatru i po�o�y� si� na przeciwny ci�g, nabieraj�c zwolna szybko�ci.
- �agle precz! - rozkaza� kapitan, pilnie obserwuj�c wody portowego basenu i oceniaj�c odleg�o�� dziel�c� jacht od nabrze�a.
�agle �Stelli� ze�lizn�y si� na pok�ad jachtu. Ogo�ocona z ci�gn�cych j� p��cien sun�a coraz wolniej w stron� brzegu. Po chwili pos�uszny wychyleniu steru kad�ub jachtu skr�ci� i �agodnie z�o�y� si� do nabrze�a dok�adnie w tym miejscu, kt�re uprzednio wybra� Kapitan Filip.
Dzika Mr�wka, stoj�cy na dziobie jachtu z odbijaczem splecionym misternie z linek, dostrzeg� nagle w�r�d zgromadzonego na brzegu t�umu swoj� Mam�. Tu� obok niej sta� brat bli�niak, czyli Jego Brat lub inaczej Jarek, a z drugiej strony mign�a zarumieniona twarzyczka dziewcz�ca okolona g�stw� jasnych w�os�w.
- Ulka! - pozna� Marek i zdziwi� si� bardzo. Ale ju� w nast�pnej sekundzie uczucie zdziwienia i zaskoczenia ust�pi�o uczuciu rado�ci i Marek poczu� nagle i niespodziewanie, �e co� dziwnego �cisn�o go za gard�o. Chcia� zawo�a� i nie m�g� z siebie przez moment dos�ownie wydoby� g�osu.
- Co� nagle zrobi� si� taki czerwony? - zapyta� stoj�cy obok Baleron.
- Nie gadaj g�upstw! - obruszy� si� Dzika Mr�wka, kt�remu przesz�o ju� owo dziwne �ci�ni�cie gard�a.
- Mareczku! Mareczku!! - ch�opak us�ysza� dr��cy nieco g�os Mamy.
- Ahoj, Miciu! - zawo�a� Marek. Chcia�, by ten prawdziwie �eglarski okrzyk wypad� jak najbardziej po m�sku, ale g�os mu si� jako� dziwnie w tym momencie za�ama� i Marek poczu�, jak mu si� nagle - zupe�nie nie wiadomo dlaczego - dziwnie zapoci�y oczy.
Widocznie Mamie te� si� akurat w tym samym momencie to samo przytrafi�o, bo wyci�gn�a z torebki chusteczk� i wytar�a ni� �zapocone� oczy, rozmazuj�c przy okazji ciemny tusz do rz�s.
- Cze�� Ulka! - zawo�a� z kolei Dzika Mr�wka, ju� znacznie pewniejszym g�osem.
- A mnie to ju� nie zauwa�asz, Mr�wa? - zapyta� stoj�cy przy Mamie Jego Brat. - Tak�e� zhardzia� po tym rejsie?
- Nie zhardzia�em, sk�d�e! - broni� si� Marek. - Ale... kobietom nale�y si� chyba pierwsze�stwo, no nie?
- Fakt - przytwierdzi� Jarek, wydymaj�c jednak�e przy tym usta w ge�cie, kt�ry m�g� zar�wno oznacza� przytakni�cie dla wywod�w brata bli�niaka, jak i pow�tpiewanie, czy Ulk� mo�na zaliczy� do kobiet...
W�r�d tego wszystkiego zacumowano wreszcie jacht przy nabrze�u i w ten spos�b pozornie zako�czy�a si� pe�na przyg�d morska wyprawa Dzikiej Mr�wki na wody Ba�tyku. Za�oga �Stelli� chcia�a ju� gremialnie zeskoczy� na brzeg, by wreszcie uca�owa� najbli�szych witaj�cych, ale okaza�o si�, �e jeszcze wcale nie koniec rejsu. Oto bowiem - ku pe�nemu zaskoczeniu �eglarzy - rozleg�y si� zwielokrotnione przez rozstawione na terenie klubowej przystani g�o�niki uroczyste s�owa jeszcze bardziej uroczystej mowy.
Czego tam nie by�o w tej mowie, wyg�aszanej przez Kogo� Bardzo Wa�nego. I sztormy, i �ywio� wszelki i bohaterstwo kapitana i ca�ej za�ogi, i honor bandery, i dobre obyczaje �eglarskie, i oczywi�cie rozs�awianie naszej Ojczyzny na morzach i oceanach �wiata, a je�eli nie na wszystkich, to przynajmniej na tym dla nas najwa�niejszym, na naszym polskim Ba�tyku.
Potem przemawia� KTO� JESZCZE BARDZIEJ WA�NY i prawie dok�adnie powt�rzy� poprzednie przem�wienie, tyle tylko �e trwa�o ono nieco d�u�ej i zawiera�o znacznie wi�ksz� ilo�� kwiecistych okre�le�.
O rany! - pomy�la� w pewnym momencie Dzika Mr�wka - jak tak b�d� powtarzali w k�ko Macieju, to powitanie b�dzie d�u�ej trwa�o ni� ca�y ten rejs. I o co w ko�cu chodzi? - zdziwi� si� w duchu - przecie� nic nadzwyczajnego si� nie sta�o.
Wszystko jednak ma sw�j koniec, a wi�c wreszcie i na przem�wienia nadszed� kres. I wtedy wyst�pi�
KTO� NAJWA�NIEJSZY
i przeczyta� z karteczki, �e za zas�ugi oddane w czasie akcji jachtu �Stella Polaris� pod Sztokholmem zar�wno kapitan jachtu - tu wymieniono nazwisko i imi� Kapitana Filipa - jak i cz�onek za�ogi - tu Dzika Mr�wka ku swemu najwy�szemu zdumieniu i zaskoczeniu us�ysza� w�asne imi� i nazwisko
ZOSTAJ� ODZNACZENI
MEDALEM
ZA
RATOWANIE
�YCIA
KTO� NAJWA�NIEJSZY sko�czy�, a na ca�ym nabrze�u rozleg�y si� huragany oklask�w i okrzyk�w:
- Niech �yj�! NIECH �YJ�!! NIECH �YJ�!!!
A nagle nad wszystkie g�osy olbrzymiego t�umu wybi� si� pot�ny bas, przy kt�rym s�ynne biblijne tr�by jerycho�skie pochowa�yby si� ze wstydu:
NIECH �YJ� ROBASZKOWIE �WI�TOJA�SCY !!!
- zabrzmia�o nad ca�ym nabrze�em, przelecia�o nad zabudowaniami �eglarskiego klubu, wstrz�sn�o ga��ziami roz�o�ystych drzew rosn�cych w pobli�u, z kt�rych zerwa�o si� stado wrzaskliwych kawek, i potoczy�o gromkim echem ku odleg�ym murom Starego Miasta.
Wszyscy zamilkli jak jeden m��, patrz�c z wielkim podziwem na cz�owieka pot�nej postury, kt�ry z przepa�cistych swych p�uc potrafi� wyda� d�wi�k tak okaza�y, gdy w tej nag�ej ciszy zabrzmia� cienki, srebrzysty jak dzwoneczek dziewcz�cy g�osik, kt�ry zawo�a�:
- NIECH �YJE DZIKA MR�WKA!
Teraz wszyscy odwr�cili oczy od pot�nego klubowego bosmana i spojrzeli na niewysok� dziewczynk� z du�ymi, g�stymi warkoczami. Twarz dziewczynki pod wp�ywem spojrzenia setek oczu pocz�a zmienia� gwa�townie barw� z r�owej poprzez wszystkie odcienie czerwieni a� do ciemnopurpurowej, tak i� wydawa�o si�, �e jeszcze tylko chwila, a krew try�nie niechybnie z pa�aj�cych policzk�w Ulki, ona to bowiem - ku w�asnemu przera�eniu i zawstydzeniu - wyda�a ten piskliwy nieco i odrobin� sp�niony okrzyk.
- Fakt - powiedzia� Jarek i chcia� chyba co� jeszcze doda�, ale wszelkie s�owa zag�uszy�a zgodna salwa gromkiego �miechu zebranych, trudno bowiem by�o utrzyma� powag� wobec zestawienia zwalistej g�ry mi�sa, jak� by� Bosman, z filigranowo-porcelanow� urod� Ulki.
Roze�mia� si� nawet KTO� NAJWA�NIEJSZY, czym zreszt� wzbudzi� og�ln� sympati� zebranych, i dopiero gdy umilk�y �miechy, powiedzia�:
- Pozw�lcie mi, kochani, doko�czy� t� mi�� uroczysto��.
To jeszcze nie koniec? - zdziwi� si� niech�tnie Dzika Mr�wka, ale w chwil� potem zdecydowanie zmieni� zdanie, gdy okaza�o si�, �e ko�cowym akcentem by�a dekoracja obu odznaczonych, to jest Kapitana Filipa i jego Dzikiej Mr�wki - medalami, kt�re �adnie odbija�y swymi kolorowymi wst��eczkami od �eglarskiego dresu.
- No, teraz to ju� naprawd� koniec rejsu - pomy�la�a z ulg� ca�a za�oga �Stella Polaris� i na nabrze�u zrobi� si� wi�kszy ba�agan, cho� przed chwil� wydawa�o si� to absolutnie niemo�liwe.
- Tak bardzo si� o ciebie martwi�am, synku, tak si� niepokoi�am przez ca�y czas rejsu - to by�y pierwsze s�owa Mici, gdy Dzika Mr�wka znalaz� si� ju� w matczynych ramionach.
- Uhmmm - mrukn�� co� niezbyt wyra�nie ch�opak, kt�ry troch� wstydzi� si� tych, maminych czu�o�ci i maminej troski, tym bardziej �e w pewnym momencie poczu� dziwn� wilgo� pod powiekami.
- Cze��! - powiedzia� kr�tko i po m�sku do Ulki, kt�ra podesz�a ca�a jeszcze zar�owiona i zmieszana i cichutko pisn�a:
- Ja te� si� martwi�am.. A najbardziej, gdy przysz�a wiadomo�� ze Sztokholmu o waszej przygodzie.
- Wtedy to ju� by�o po strachu - powiedzia� lekcewa��cym tonem Dzika Mr�wka i ugryz� si� natychmiast w j�zyk, dojrzawszy l�k w oczach Mamy.
- Musisz koniecznie o wszystkim opowiedzie�. Dok�adnie i po kolei - stwierdzi�a Mama w drodze do samochodu. - Chod� z nami - zwr�ci�a si� do Ulki - podwioz� ci� i zjesz u nas s�odkie drugie �niadanie, kt�re przygotowa�am na powitanie naszego dzielnego �eglarza - tu spojrza�a na Dzik� Mr�wk� wzrokiem b�d�cym mieszanin� dumy i niepokoju.
- No, no, niech Mama nie przesadza - mrukn�� Marek, w g��bi duszy jednak czu� si� zadowolony i mile po�echtany w swej ch�opi�cej ambicji.
- A sernik upiek�a�, Micdu? - zapyta�, �eby zmieni� temat rozmowy.
- Oczywi�cie. Przecie� to sernik dla powracaj�cego z morza. I uda� si� nadzwyczajnie - Micia by�a najwyra�niej mocno zadowolona.
- Taki sernik jak na POWR�T TATY? - upewnia� si� dodatkowo Marek.
- Zupe�nie taki sam. Tyle tylko, �e teraz na POWR�T DZIKIEJ MR�WKI - roze�mia�a si� Mama, Jarek powiedzia� swoje nie�miertelne �Fakt�, a Ulka, nie wiadomo dlaczego, znowu zaczerwieni�a si� okrutnie.
W domu, gdy ju� z olbrzymiego sernika, kr�luj�cego niedawno na stole jak niewielkie ko�o m�y�skie, pozosta�y tylko sm�tne resztki okruszynek, do czego walnie przyczyni� si� Dzika Mr�wka, Mama, delektuj�c si� aromatyczn� czarn� kaw� z ekspresu, powiedzia�a:
- No to s�uchamy, synku.
- A wi�c jak wyszli�my z portu, to si� zaraz znalaz� blinda, czyli Punt, a potem ja gotowa�em i potem by�o zwiedzanie Rygi i Leningradu te�, a jeszcze potem w drodze powrotnej by�a burza i uratowali�my tamten jacht, a Ulla ma�o co nie uton�a, no to ja skoczy�em do wody i j� wyci�gn��em, i zwiedzali�my Sztokholm i taki fajny okr�t-muzeum �Vasa�, kt�ry wyci�gn�li nurkowie z morskiego dna, i potem wr�cili�my do Gda�ska - to wszystko Marek wyrecytowa� jednym tchem i starannie zebra� pozosta�e jeszcze nieliczne sernikowe okruszyny.
- Ulla? - spyta�y prawie jednocze�nie Mama i Ulka. - Jaka Ulla?
- To taka... jedna... no... Szwedka - zacz�� b�ka� Marek i zaczerwieni� si� ni z tego ni z owego.
- A �adna? - wyrwa�o si� nagle Ulce, kt�ra w tym samym momencie da�aby bardzo du�o za to, �eby mog�a cofn�� te s�owa, ale ju� by�o za p�no i jedyne, co Ulce pozosta�o, to zaczerwieni� si� ponownie - jak piwonia.
- A bo ja wiem... - wyb�ka� te� czerwony Marek - nie znam si� wcale na tym. Taka... ruda - spojrza� na kasztanowe w�osy Mici.
Mama si� roze�mia�a i pogrozi�a Markowi palcem. Jarek te� si� roze�mia�, ale Ulce wcale a wcale nie by�o do �miechu.
- Zostawmy lepiej Ull� - odezwa�a si� w ko�cu Mama - i opowiadaj.
- Kiedy nie ma o czym. Chyba, �e o tym wydobytym okr�cie - tu Marek wyci�gn�� z �eglarskiego worka pogniecione nieco prospekty i kolorowe fotografie okr�tu-muzeum �Vasy� ze Sztokholmu i zacz�� z wielkim zapa�em obja�nia� wszelkie szczeg�y zwi�zane z samym okr�tem, a w szczeg�lno�ci z d�ug� i wielce skomplikowan� histori� jego wydobywania z morskiego dna i konserwacji. W Markowej opowie�ci ogromnie du�o miejsca zajmowa�y wszelkie dzia�ania nurk�w i p�etwonurk�w.
- Bo, Miciu - zapali� si� do tematu - to dopiero jest naprawd� ciekawe. Tak sobie swobodnie p�ywa� pod wod� i szuka� r�nych wrak�w czy innych zatopionych skarb�w. A na przyk�ad w Ameryce i jeszcze gdzie indziej to s� ca�e kluby podwodnych poszukiwaczy. I czasami znajduj� rozmaite rzeczy. Raz to na przyk�ad znale�li statek hiszpa�ski, kt�ry wi�z� pe�no z�ota i srebra z Ameryki do Hiszpanii ze trzysta lat temu i zaton��, i kiedy oni go znale�li, to by�o tam samych z�otych monet, nie licz�c srebra, par� ton. PAR� TON! Miciu, masz poj�cie?
- Fakt - odezwa� si� Jarek. - Sam czyta�em. A par� ton z�ota to ca�a kupa szmalu, ale nie ka�demu si� trafia od razu jaki� skarb.
- Jasne, �e nie ka�demu. Ale tamci, co znale�li, te� nie wiedzieli czy znajd�. Szukali przecie� w ciemno, ale jednak im si� uda�o. Bo pr�bowali. A gdyby nie pr�bowali, to by na pewno nikt im do domu tego ca�ego z�ota nie przyni�s�. Grunt to pr�bowa�... - Marek zapala� si� coraz bardziej.
- Oho, ho - gwizdn�� Jarek. - To widz�, �e mojego szanownego Brata Bli�niaka znowu co� zacz�o op�tywa� Najpierw hokej, potem �eglarstwo, a czy�by teraz kolej na p�etwonurkowanie?
- Fakt! - przytakn�� Dzika Mr�wka z takim zapa�em, �e wszyscy si� roze�miali, a Ulka przy okazji zrobi�a bardzo chytr� mink� i przez chwil� wygl�da�o jakby chcia�a co� powiedzie�, ale chyba tym razem w por� ugryz�a si� w j�zyk.
- No, no, no - pokiwa� sceptycznie g�ow� Jarek - jak tak b�dziesz co chwila zmienia� swoje zainteresowania, to do niczego nigdy nie dojdziesz.
- A w�a�nie, �e dojd� - zaperzy� si� ch�opak. - A ty my�lisz, �e ju� poza histori� nie ma innych ciekawych rzeczy na �wiecie? A zreszt�, jake� taki wielki historyk, to chyba wiesz, �e �y�a ca�a masa ludzi, kt�rzy si� interesowali wieloma rzeczami i we wszystkim byli dobrzy. Taki Leonardo da Vinci na przyk�ad...
- Niby fakt - mrukn�� Jarek - ale te� ty strzeli�e� od razu z bardzo grubej rury. Bagatela! Leonardo da Vinci! Ale widzisz, to by� LEONARDO DA VINCI, a nie jaka� tam byle jaka DZIKA MR�WKA.
Tylko obecno�� Ulki i gwa�towna interwencja Mamy zapobieg�a wybuchowi zaci�tej walki w stylu dowolnym mi�dzy Bra�mi Bli�niakami. A po za�egnaniu niebezpiecze�stwa Mama powiedzia�a do Marka:
- A mo�e, Mareczku, jak ju� tak chcesz koniecznie zarzuci� �eglarstwo, zainteresowa�by� si� jakim� bardziej spokojnym i bardziej bezpiecznym sportem?
- A jaki� to mi mama proponuje?
- No... jest du�o rozmaitych - zastanowi�a si� Micia. - We�my cho�by taki tenis... albo ping-pong czy wreszcie szachy...
Obaj ch�opcy skwitowali r�wnoczesnym �miechem mamine propozycje, a nawet Ulka si� roze�mia�a i odwa�y�a si� powiedzie�:
- Szachy te� mog� by� niebezpieczne, prosz� pani.
- Szachy? A to niby dlaczego? - szczerze zdziwi�a si� Mama.
- Bo jak szachista zacznie �ama� sobie g�ow�, jaki by tu nast�pny ruch wykombinowa�, to w ko�cu mo�e sobie t� g�ow� z�ama�.
- Oj, Ula, Ula! To i ty przeciwko mnie? A ja my�la�am, �e my kobiety musimy si� zawsze popiera� - roze�mia�a si� Micia i wsta�a od sto�u, co by�o sygna�em, �e powitalne drugie �niadanie jest ju� zako�czone.
Micia, s�uchaj�c entuzjastycznych s��w swego syna na temat p�etwonurkowania, mia�a jednak cich� nadziej�, �e mo�e jest to typowo s�omiany ogie�, zna�a bowiem co nieco swego syna i jego niespodziewane i mocno zwariowane pomys�y, kt�re jak b�yskawicznie si� rodzi�y, tak samo szybko gin�y i przepada�y w zapomnieniu. Kiedy jednak ch�opak zacz�� znosi� do domu rozmaite ksi��ki o tematyce p�etwonurkowej, zaniepokoi�a si� nie na �arty.
Z �eglarstwem te� tak si� zaczyna�o - przypomnia�a sobie nieodleg�e czasy, pe�ne ksi��ek o rozmaitych �eglarzach i ich �mia�ych i dramatycznych nieraz wyprawach.
Tak jak poprzednio zacz�a przegl�da� przynoszone przez syna ksi��ki i sama nie wiedz�c kiedy - zacz�a je czyta�, poci�gni�ta tajemnicami olbrzymiego i jeszcze niezbyt dok�adnie zbadanego podwodnego �wiata, �si�dmego kontynentu�, jak niekiedy go okre�lano.
A Marek od czasu powrotu z ba�tyckiego rejsu dos�ownie oszala� na punkcie najrozmaitszych podwodnych przyg�d.
- Miciu, TO JEST TO! - stwierdzi� pewnego dnia, ob�o�ony zreszt�, jak ostatnio co dzie�, rozmaitymi ksi��kami na tematy z g��bin w�d. - Ani hokej, ani nawet �eglarstwo nie daje tyle mo�liwo�ci co p�etwonurkowanie. Zreszt� niech mama sama pos�ucha.
I przeczyta� fragment ksi��ki, w kt�rej autor, znany na ca�ym �wiecie p�etwonurek i badacz podwodnego, milcz�cego �wiata, zachwyca� si� olbrzymi� swobod� poruszania si� pod wod�.
- Bo widzi mama - Dzika Mr�wka zapala� si� coraz bardziej do tematu - po ziemi to mo�na chodzi� jedynie albo w lewo albo w prawo, albo do przodu albo do ty�u, ale zawsze tylko po p�aszczy�nie. Inaczej nie da rady. A w wodzie zupe�nie, ale to zupe�nie co� innego. Tam mo�na we wszystkich kierunkach. Dowolnie i oboj�tnie. W bok, w ty�, w prz�d, do g�ry, do do�u. Nie to co na ziemi.
- Przecie� na ziemi te� mo�na �do g�ry i do do�u� - zauwa�y�a w pewnym momencie Mama. - Ju� zapomnia�e�, ile�my si� to na�azili po Tatrach? Ja na przyk�ad dok�adnie pami�tam, �e w czasie tamtej wycieczki chodzi�am wci�� i wy��cznie DO G�RY.
- Ale� Miciu, to ca�kiem co innego. W wodzie to cz�owiek mo�e szybowa� tak jak ptak w powietrzu.
- Chyba raczej, jak ryba w wodzie - zauwa�y�a nie bez racji Micia.
- Nawet lepiej ni� ryba - entuzjazmowa� si� Marek - bo ryby to chyba nie p�ywaj� pionowo w g�r�, Miciu?
- Tak dok�adnie to nie wiem - zastanowi�a si� Mama. - Nigdy si� nad tym nie zastanawia�am. Ale chyba w jakiej� ksi��ce by mo�na tak� wiadomo�� znale��. Zadzwoni� do Bo�enki, ona nami�tnie rozwi�zuje krzy��wki i zna ca�� mas� najdziwniejszych rzeczy, to mo�e b�dzie co� wiedzia�a i na temat rybich obyczaj�w.
- Niewa�ne, mamo, ryby. Tu chodzi o inne sprawy. Bo widzi mama, p�etwonurkowie mog� polowa� na ryby...
- To chyba jest zabronione...
- Jak si� ma specjalne zezwolenie, to wolno. A poza tym p�etwonurkowie mog� na przyk�ad szuka� zatopionych skarb�w.
- Skarb�w? - zdziwi�a si� Mama - jakich skarb�w?
- No, na przyk�ad r�nych pirat�w, kt�rzy gdzie� pod wod� schowali swoje �upy i potem ju� nie zd��yli ich nigdy wydoby�.
- Ale gdzie ty tu w pobli�u chcesz znale�� pirat�w? - wtr�ci�a Mama z wyra�nym pow�tpiewaniem.
- Jak nie tu, to gdzie indziej. Mo�na przecie� pojecha� na egzotyczne wody, no nie?
- Niby tak, mo�na pojecha� - zgodzi�a si� Mama, ale w jej g�osie trudno by�oby si� doszuka� cho�by cienia przekonania, �e to co m�wi jest w og�le mo�liwe do zrealizowania.
- I jeszcze p�etwonurkowie badaj� rozmaite podwodne budowle. R�ne mosty i tamy, wie�e wiertnicze...
- Wie�e?
- W�a�nie. Takie, co stoj� na morzu i wydobywaj� rop� naftow� z morskiego dna. Gdy p�yn�li�my z tat� do Afryki, widzieli�my takie wie�e na Morzu P�nocnym.
- Na P�nocnym? - wtr�ci�a Mama.
- Na w�asne oczy widzia�em. I w dzie� i w nocy o�wietlone ca�e jak choinki na Bo�e Narodzenie. Ale p�etwonurkowie dzia�ali te� w czasie wojny.
- W czasie wojny? A c� oni mogli robi� akurat w czasie wojny?
- Bardzo du�o, mamo. O, na przyk�ad by�a raz taka sprawa. W Gibraltarze w czasie wojny sta�o zawsze w porcie i na redzie du�o rozmaitych angielskich okr�t�w wojennych i statk�w handlowych. W�osi, kt�rzy prowadzili z Anglikami wojn�, mieli du�� chrapk� na te statki i okr�ty, wykombinowali wi�c taki numer. Do hiszpa�skiego portu naprzeciw Gibraltaru wszed� w�oski statek handlowy i stan�� sobie jakby nigdy nic. A w �rodku, w kad�ubie mieli oni tajn� skrytk� dla p�etwonurk�w i podwodn� klap� do wychodzenia ze statku od razu do wody, �eby z g�ry, z powierzchni nie by�o nic wida�. I taki p�etwonurek wychodzi� sobie w nocy i p�yn�� pod wod� na specjalnym poje�dzie, co� jakby na podwodnym skuterze. I wi�z� ze sob� materia�y wybuchowe, kt�re przyczepia� do dna angielskiego okr�tu wojennego na przyk�ad, a potem w��cza� mechanizm zegarowy na odpowiedni� godzin� i... BUUUMMMM!!! - w okr�cie robi�a si� bardzo du�a dziura i okr�t ton�� zupe�nie nie wiadomo dlaczego.
- No, no, no - Mama pokiwa�a g�ow� - co te� to jeden cz�owiek przeciwko drugiemu nie wymy�li! A wi�c m�wisz, �e p�etwonurkowie takie rzeczy robili w czasie wojny?
- I takie i jeszcze inne. Na przyk�ad kiedy Amerykanie chcieli wysadzi� desant na jakiej� wyspie zaj�tej przez Japo�czyk�w, to najpierw wysy�ali p�etwonurk�w, �eby zbadali dok�adnie dno przed pla��. Jaka jest g��boko�� i gdzie, czy nie ma na dnie ska� lub du�ych g�az�w, czy nie ma podwodnych zap�r przeciwdesantowych, no i czy na przyk�ad nie ma min albo jeszcze jakich� innych pu�apek. I to byli tacy podwodni szperacze jak w piechocie albo tacy podwodni saperzy.
- No, no, Marek, czy ty troch� nie przesadzasz. Zaraz powiesz, �e w czasie wojny byli podwodni lotnicy - Micia spojrza�a podejrzliwie na Dzik� Mr�wk�.
- Ojej, mama taka niewierz�ca... Lotnik�w podwodnych to na razie nie by�o, ale �eby mama wiedzia�a, �e na przyk�ad s� podwodni komandosi.
- PODWODNI KOMANDOSI? - powt�rzy�a Mama - pierwszy raz s�ysz�.
- A w�a�nie, mamo. Nawet ma wyj�� nied�ugo taka ksi��ka pod tytu�em �Podwodni komandosi�, gdzie mama mo�e wszystko przeczyta�, o czym m�wi�em.
- Ale je�eli ksi��ka jeszcze nie wysz�a, to sk�d to wszystko wiesz?
- Czyta�em w takich ma�ych broszurkach, kt�re wydawa�o Wydawnictwo Morskie, w Miniaturach Morskich. Ale trudno je znale��. S� w naszej bibliotece, ale pani nie wypo�ycza, trzeba czyta� na miejscu, bo te broszurki bardzo �atwo si� dr� i niszcz�. Ale jak teraz wyjdzie ksi��ka, to musz� koniecznie j� mie�. Mamo - Marek uderzy� si� d�oni� w czo�o - mama ma jakie� znajomo�ci w ksi�garni we Wrzeszczu, to mo�e ta pani od�o�y dla mamy �Podwodnych komandos�w�, jak tylko wyjdzie ta ksi��ka.
- A sam nie mo�esz kupi�?
- Niby i mog�, ale mama to na pewno znacznie lepiej za�atwi. Prawda Miciu?
- Dobrze ju� dobrze - odrzek�a Micia i zupe�nie w tym momencie nie wiedzia�a, czy ma si� cieszy� czy te� martwi� z tych nowych zainteresowa� swego syna.
Panie w ksi�garni przy g��wnej ulicy Wrzeszcza by�y nieco zdziwione, gdy Mama Jarka i Marka przysz�a z pro�b� o od�o�enie ksi��ki. Oczywi�cie zdziwienie nie dotyczy�o samej pro�by, bo Micia by�a sta�� klientk� w tej ksi�garni, ale dotychczas kupowa�a albo rozmaite s�owniki polsko-angielskie i odwrotnie, albo podr�czniki do nauki tego� j�zyka, albo te� biografie czy pami�tniki r�nych s�awnych ludzi, a ju� najlepiej s�awnych kobiet.
- Wszystkie ksi��ki o p�etwonurkach? - pani w ksi�garni powt�rzy�a po Mamie.
- Tak, w�a�nie - przytakn�a Mama. - O p�etwonurkach, o badaniach podwodnych, o poszukiwaniach zatopionych statk�w i skarb�w rozmaitych, o podwodnych komandosach...
- O podwodnych komandosach? - pani w ksi�garni wydawa�a si� by� coraz bardziej zdziwiona.
- Ale� oczywi�cie, o podwodnych komandosach. Nic pani o tym nie s�ysza�a? To bardzo interesuj�ce sprawy. Bo widzi pani, w czasie ostatniej wojny, gdy Anglicy mieli sw� baz� morsk� w Gibraltarze... - zacz�a opowiadanie Mama.
ROZDZIA� DRUGI,
w kt�rym poznajemy Pana Wojtka i nowe kole�anki i koleg�w Dzikiej Mr�wki, a Ulka ukazuje si� Czytelnikom z zupe�nie innej strony
Gdzie� tak mniej wi�cej w miesi�c po s�awetnym powrocie z rejsu i po dekoracji Dzikiej Mr�wki medalem, Marek zapisa� si� do klubu, kt�ry posiada� r�wnie� sekcj� p�etwonurkow�. I co by�o wa�niejsze, klub ten prowadzi� szkoleniowe kursy p�etwonurkowe.
- To co� dla mnie - zdecydowa� b�yskawicznie Dzika Mr�wka, gdy tylko dotar�a do niego wiadomo�� o rozpocz�ciu si� kolejnego kursu przygotowawczego, kt�rego uko�czenie dawa�o przepustk� w fascynuj�cy �wiat podwodnych przyg�d, swego rodzaju paszport do tajemniczej KRAINY SI�DMEGO KONTYNENTU.
Formalno�ci wpisowe by�y nieskomplikowane. Potrzebne by�y jedynie dwa papierki. Pierwszy z nich to �wiadectwo lekarskie, z kt�rym nie by�o najmniejszych problem�w, jako �e ch�opak cieszy� si� dotychczas doskona�ym zdrowiem i poza kr�tkotrwa�ym pobytem w szpitalu na ma�ym zabiegu chirurgicznym nie mia� dotychczas �adnych kontakt�w ze s�u�b� medyczn�.
Z drugim papierkiem natomiast by�o nieco k�opot�w, klub bowiem wymaga� pisemnej zgody-o�wiadczenia obojga rodzic�w m�odego delikwenta, kandydata na przysz�ego zdobywc� podwodnego �wiata. I ot� - na nieszcz�cie Dzikiej Mr�wki - pocz�tkowo Mama w �aden spos�b nie chcia�a wyrazi� samodzielnie, zgody na synowskie p�etwonurkowanie, jako �e Tata znajdowa� si� w kolejnym rejsie gdzie� hen na morzach i oceanach �wiata.
Znowu zatem trzeba by�o czeka� na telefoniczne po��czenie ze statkiem poprzez Gdyni�-Radio, trzeba by�o na olbrzymi� odleg�o�� przekazywa� wszystkie argumenty �za� Dzikiej Mr�wki i wszystkie argumenty �przeciw�, wysuwane przez Micie.
Na szcz�cie czy to argumenty Dzikiej Mr�wki by�y znacznie bardziej przekonywaj�ce od maminych, czy te� Tata mia� od dawna wyrobione w�asne a pozytywne zdanie na temat p�etwonurkowania i podwodnego sportu, do�� �e wyrazi� sw� zgod� bardzo szybko, a jako konieczny dokument na pi�mie przys�a� natychmiast telegram ze statku przez t�e sam� Gdyni�-Radio o nast�puj�cej tre�ci:
WYRA�AM ZGOD� NA UCZESTNICTWO MEGO SYNA MARKA W KURSIE P�ETWONURKOWYM STOP
a dalej by�o imi� i nazwisko Taty, jego stanowisko s�u�bowe i nazwa statku.
Wobec takiej sytuacji Micia ostatecznie zmi�k�a, cho� - po prawdzie - nie bez pewnych wewn�trznych opor�w, stwierdzi�a bowiem odbieraj�c telegram z r�k zaprzyja�nionego z rodzin� od lat listonosza:
- M�j m��, prosz� pana, to mi ca�kiem porozpuszcza syn�w, a ju� najgorzej Marka. Na wszystko mu pozwala.
- �wi�te s�owa - przytakn�� zgodnie listonosz - zupe�nie tak samiute�ko robi�a moja �ONA z moimi synami. Te� na nic mi ich rozpu�ci�a. Jak dziadowskie bicze, prosz� �askawej pani. Za dobra by�a zawsze dla nich. A ja zawsze m�wi�em, �e na ch�opak�w tylko silna r�ka, prosz� szanownej pani. Tylko silna r�ka! Wspomni jeszcze szanowna pani moje s�owa.
Na takie dictum Micia nie bardzo wiedzia�a, jak zareagowa� i co powiedzie� i spojrza�a jedynie z pewnym roztargnieniem po��czonym ze zdziwieniem na swoj� drobn� r�k�. Widocznie nie mog�a sobie za bardzo wyobrazi� dos�ownego znaczenia listonoszowego okre�lenia �silna r�ka�. Z tego roztargnienia da�a listonoszowi ca�e pi��dziesi�t z�otych za przyniesiony telegram, cho� zazwyczaj nie przekracza�a kwoty dwudziestu z�otych.
B�d� musia�a JA si� za nich zabra� solidnie - postanowi�a w duchu, gdy zamkn�y si� drzwi za uradowanym niespodziewan� hojno�ci� listonoszem i z tym postanowieniem wesz�a do pokoju.
Nie mo�na we wszystkim ulega� tym moim TRZEM ch�opakom - pomy�la�a i po raz nie wiadomo kt�ry stwierdzi�a, �e szkoda i� nie ma jednak c�rki.
Cho� JEDN�, �ebym nie by�a zawsze taka SAMA - westchn�a i raz jeszcze postanowi�a od dzisiaj post�powa� z synami stanowczo i zdecydowanie, ostro, ale i sprawiedliwie.
W efekcie tych maminych postanowie� Dzika Mr�wka zani�s� nast�pnego dnia do w�adz klubowych statkow� depesz� od Ojca, na kt�rej �silna r�ka� Mamy dopisa�a W�ASNOR�CZNIE: Zgoda a pod spodem pe�ne imi� i nazwisko oraz jeszcze ni�ej dat�.
- No, no, no - mrukn�� instruktor zapisuj�cy nowych kandydat�w do podwodnych specjalno�ci, ogl�daj�c na wszystkie strony tatowy telegram wraz z maminym dopiskiem.
- To z morza? - zapyta� po chwili Dzik� Mr�wk�.
- Z morza! - potwierdzi� ch�opak z wyra�nym akcentem dumy w g�osie - bo m�j tata p�ywa - doda� po chwili.
- Wyobra� sobie, ch�opcze, �e uda�o mi si� samemu dokona� tego b�yskotliwego odkrycia - powiedzia� z ca�kiem wyra�n� odrobin� z�o�liwo�ci instruktor.
- Przepraszam - b�kn�� Marek.
- Nic si� nie sta�o i nic nie szkodzi. Zdarza si� - us�ysza� w odpowiedzi.
Przez chwil� panowa�o milczenie.
- Powiedz no, ch�opcze... czekaj, jak ci na imi�? - zacz�� instruktor.
- Dzi... - ch�opak ugryz� si� w ostatniej chwili w j�zyk i przerwa� - Marek, prosz� pana - powiedzia� po ma�ej chwilce.
- Marek? - instruktor zdziwi� si� jakby - a dlaczeg� to si� zaj�kn��e�? Czy�by� nie by� pewien swego imienia?
- Nie, ale... kiedy w�a�nie... - zacz�� b�ka� Dzika Mr�wka.
- W�a�nie co? No, wykrztu��e wreszcie z siebie, ch�opie, co masz do wykrztuszenia - roze�mia� si� instruktor.
- No to ju� powiem, prosz� pana. Bo na imi� to ja mam Marek, ale wszyscy wo�aj� na mnie Dzika Mr�wka. Nawet tata i m�j brat bli�niak zreszt� - wypali� jednym tchem.
- Ach tak? To ty jeste� ten Dzika Mr�wka czy mo�e �ten Dziki Mr�wek�, o kt�rym mi m�wi� Filip?
- To ja z nim p�ywa�em, a w�a�ciwie... to on ze mn�.
- No i bardzo dobrze. Co� tam nieco� od niego s�ysza�em o tobie. A dla mnie mo�esz by� Mr�wka. Bez r�nicy, dzika czy oswojona, cho� po prawdzie nigdy o �adnej oswojonej mr�wce nie s�ysza�em. I wiesz, co ci powiem? To twoje przezwisko nawet zupe�nie dobrze si� s�yszy. I �atwe do zapami�tania. Bo widzisz - roze�mia� si� - ja te� mam problem z w�asnym imieniem.
- Problem? - zdziwi� si� uprzejmie Dzika Mr�wka.
- A tak. Wyobra� sobie. Bo na imi� mam Wojciech, a na nazwisko Adam. A wi�c wychodzi na to, �e mam dwa imiona. I ca�a masa moich znajomych myli je oczywi�cie. Jeden na przyk�ad pisze uparcie do mnie na listach A. Wojciech.
- A te listy dochodz�?
- Wyobra� sobie, Mr�wka, �e - o dziwo - dochodz�. Pewno listonosze ju� si� przyzwyczaili. Ale to jeszcze nic. Kiedy chodzi�em do szko�y, to u jednego nauczyciela by�em na samym pocz�tku listy jako Adam Wojciech, a u drugiego znowu prawie na samym ko�cu jako Wojciech Adam. A i teraz, cho� ju� do�� dawno sko�czy�em szko��, te� zdarzaj� si� pomy�ki. Nawet kole�anki i koledzy, z kt�rymi jestem �na ty�, m�wi� do mnie raz �Wojtek�, a raz znowu �Ada��, tak �e w ko�cu i mnie samemu ju� zaczyna si� myli�.
- To zupe�nie tak samo jak mnie - roze�mia� si� Marek - raz podpisa�em si� na kartce do cioci zamiast Marek, Dzika Mr�wka. I ciocia zupe�nie nie wiedzia�a, od kogo dosta�a pozdrowienia z g�r, bo nie wiedzia�a, �e ja mam takie przezwisko.
- No to fajno. Jednym s�owem poznali�my si�, Mr�wka. A wi�c od poniedzia�ku ostry trening. Czasu mamy niewiele, a zosta� p�etwonurkiem to wcale nie takie proste, jak by si� niekt�rym wydawa�o. B�dziemy mieli na pocz�tek jednego dnia zaj�cia teoretyczne, a drugiego praktyczne na basenie. P�ywa� umiesz? - rzuci� niespodziewanie pytanie Pan Wojtek.
- Oczywi�cie - powiedzia� z dum� Marek i przypomnia�o mu si�, jak skoczy� do morza, �eby uratowa� m�od� Szwedk�.
- Zobaczymy - mrukn�� pod nosem Pan Wojtek Adam.
Plan zaj�� na kursie p�etwonurkowym zosta� u�o�ony w ten spos�b, �e pierwsze spotkanie wypad�o na basenie.
Basen p�ywacki mie�ci� si� w specjalnej przybud�wce kompleksu szarych gmach�w Szko�y Morskiej w Gdyni. Takie usytuowanie zaj�� szczeg�lnie pasowa�o Panu Wojtkowi, kt�ry �w cywilu� by� in�ynierem elektronikiem i pracowa� jako starszy asystent w�a�nie w tej�e szkole. Poza swymi zaj�ciami w bardzo m�drym i niezwykle skomplikowanym laboratorium Pan Wojtek prowadzi� w zimie obozy narciarskie, latem za� �eglarskie i p�etwonurkowe. Sam doskonale je�dzi� na nartach, w wodzie czu� si� jak ryba, a i �agle te� nie stanowi�y dla niego �adnych tajemnic, a nade wszystko - jak zreszt� oznajmi� od razu na pierwszej godzinie zaj��, gdy przedstawia� si� grupie m�odych adept�w podwodnych przyg�d - uwielbia� dalekie podr�e i podwodne p�etwonurkowe przygody.
Dzika Mr�wka z wielkim przej�ciem stawi� si� na pierwsz� godzin� zaj��. Wyobra�a� sobie, �e oto za chwil� przytroczy na plecy malowane na ��to metalowe butle tlenowe, na twarz w�o�y mask� z elastycznym karbowanym w�em prowadz�cym do butli, na nogi wci�gnie p�etwy i... zanurzy si� w wodzie. Na razie co prawda tylko w basenie, ale zawsze to ju� co�!
Szybko przebra� si� w szatni, op�uka� pod ciep�ym prysznicem i razem z Baleronem, kt�ry te� zg�osi� si� na kurs p�etwonurkowy, wybieg� do hali, w kt�rej po�yskiwa�a niebieskawozielonkawa tafla basenu. Za nimi wybieg�a grupka ch�opc�w - koleg�w z kursu mniej wi�cej w tym samym co Dzika Mr�wka i Baleron wieku.
W drugich drzwiach, wiod�cych z szatni i umywalni damskiej pojawi�o si� po chwili kilka drobnych dziewcz�cych sylwetek.
- Ulka! - Dzika Mr�wka rozpozna� w jednej z nich z najwi�kszym zdziwieniem swoj� najlepsz� kole�ank�. - Co ty tu robisz?
- To samo mniej wi�cej co ty - roze�mia�a si� Ulka.
- To ty TE�?
- A dlaczego by nie?
- No bo... - zacz�� Marek, ale zamilk�, bo - prawd� m�wi�c - nie bardzo wiedzia�, jak ma doko�czy�. No bo niby o co mu chodzi�o? Po prostu nie bardzo jako� pasowa�a mu Ulka do klubu, a ju� zupe�nie nie wyobra�a� sobie swojej kole�anki, tak bardzo dotychczas cichej i nie�mia�ej, jako P�ETWONURKA.
- A widzisz - roze�mia�a si� Ulka - co� chcia�e� powiedzie�, ale wygl�dasz tak, jakby ci nagle powietrze odci�o.
- Ale przecie� tu trzeba umie� p�ywa� - Dzika Mr�wka przypomnia� sobie jeden z warunk�w przyj�cia na p�etwonurkowy kurs. - A ty...
- A ja w�a�nie umiem - Ulka znowu si� roze�mia�a.
- Umiesz??? - zdziwi� si� Marek.
- A niby dlaczego nie? Kiedy ty zapisa�e� si� do �eglarskiego klubu, ja te� chcia�am, ale nie umia�am p�ywa� i na pewno by mnie nie przyj�li, wi�c zg�osi�am si� do tego klubu i zacz�am si� uczy�. I nauczy�am si�. Chyba nawet nie najgorzej...
- No, no, no, nie b�d� Ulka taka skromna - odezwa�a si� stoj�ca obok niej kole�anka - p�ywasz najlepiej z naszej grupy.
- Ale numer, Ulka - Marek w dalszym ci�gu z podziwem patrzy� na swoj� kole�ank�. Takie toto by�o zawsze ciche i nie�mia�e, �e wydawa�o si�, i� do trzech nie umie zliczy�, a tu tymczasem... ho, ho, ho.
- Czo�em KIJANKI! - rozleg� si� w tym momencie g�o�ny i weso�y okrzyk Pana Wojtka.
- Czo�em, panie instruktorze! - zawo�a�a cz�� zgromadzonej na basenie m�odzie�y, bo na przyk�ad ani Dzika Mr�wka, ani Baleron nie wiedzieli ani co to s� owe dziwne �kijanki�, ani jak odpowiedzie� Panu Wojtkowi na jego gromkie powitanie.
- Ulka, co to s� te �kijanki�? - zapyta� Marek.
- To tak nazywaj� w klubie najm�odszych kandydat�w do p�etwonurkowania - wyja�ni�a szeptem Ula. - Co� niby m�odziki.
- No to zaczynamy! - Pan Wojtek stan�� po g��bszej stronie basenu. - Na pocz�tek naszych zaj�� przewiduj� �wiczenia oswajaj�ce z wod�. Bo od tego ka�dy p�etwonurek musi zacz��. W wodzie musicie wszyscy si� czu� tak samo jak na l�dzie, a mo�e nawet i jeszcze swobodniej, bo inaczej nie da rady. A wi�c bra� deski i hop do wody! Ka�dy stanie na jednym torze i p�yn�� ma tylko przy pomocy n�g. Bo dla p�etwonurka najwa�niejsza jest praca n�g!
- Z desk�? Co to za p�ywanie z desk�? Przecie� ja umiem p�ywa�! - oburzy� si� Dzika Mr�wka, na szcz�cie tak cicho, �e s�ysza� go tylko Baleron, kt�ry nic nie odpowiedzia�, ale my�la� zupe�nie tak samo jak Marek.
Gdzie� w nieokre�lonej dali pocz�y si� rozwiewa� Markowe marzenia o butlach na plecach, o masce i p�etwach. Zamiast tego zosta�a tylko lekka piankowa p�ytka, zwana popularnie �desk��, a s�u��ca przecie� jako pomoc dla bardzo pocz�tkuj�ch p�ywak�w.
Co by�o jednak robi�? Chc�c nie chc�c Marek wzi�� jedn� z �desek� i wskoczy� do wody.
- Brrr! - wstrz�sn�� si� ca�y, gdy� woda wcale nie by�a taka ciep�a, na jak� wygl�da�a i jak wskazywa� kredowy zapis na czarnej tablicy na �cianie.
Obok Marka sta�a Ulka. Te� z niewielk� desk� przed sob�.
Spr�bujemy si�! - Dzika Mr�wka postanowi� w my�lach po�ciga� si� z Ulk� - zobaczymy, jak ona p�ywa.
Marek z miejsca ruszy� ostro. Oparty r�koma na desce pocz�� m��ci� nogami wod� w basenie, jednak�e p�yn�ca tu� obok niego Ulka mimo �e wykonywa�a znacznie wolniejsze od Marka ruchy nogami, zdecydowanie wysun�a si� do przodu. Widz�c to Dzika Mr�wka jeszcze bardziej przyspieszy�.
- Mr�wka! Co ty wyprawiasz z nogami? - us�ysza� zwielokrotniony przez tub� trzyman� przy ustach g�os Pana Wojtka. - To basen p�ywacki, a nie m�ocarnie w pegeerze. To ma by� praca n�g, a nie m��cenie cepami na o�lep.
Dzika Mr�wka zwolni� i jednocze�nie zdecydowanie pozosta� w tyle p�yn�cych.
- Sp�jrz, jak Ulka pracuje nogami! - dobieg� go zn�w g�os Pana Wojtka. - Stopy powinny wchodzi� do wody pod zupe�nie innym k�tem ni� u ciebie. I powoli, powoli. Licz sobie w my�lach: �raz, dwa, trzy, cztery; raz, dwa, trzy, cztery�. R�wnomiernie. Teraz lepiej, ale jeszcze bardziej trzeba wyprostowa� stopy. I raaz, i dwaaa i raaz i dwaa! - dyrygowa� Pan Wojtek, id�c z tub� wzd�u� basenu.
Zanim Dzika Mr�wka dop�yn�� do ko�ca basenu, poczu� w nogach zm�czenie. A tymczasem Ulka wraca�a ju� w drug� stron�. I - o dziwo - wcale nie wygl�da�a na zm�czon�.
- Teraz troch� lepiej - dalej dyrygowa� Pan Wojtek. - I nawr�t, i jeszcze raz przez basen, i same nogi pracuj�, i r�wno, i raaz i dwaaa, i potem znowu nawr�t, i znowu. Pi�� basen�w, w t� i z powrotem, i odpoczynek. A potem znowu pi�� podw�jnych.
O rany! - pomy�la� Dzika Mr�wka. - Jakie to m�cz�ce. I jakie nudne! Tam i z powrotem z t� idiotyczn� desk�...
Gdy po niespe�na godzinie wyszli z wody, Marek o ma�o co a by�by si� zatoczy� - tak bardzo bola�y go wszystkie mi�nie, a szczeg�lnie mi�nie n�g.
- To nic - roze�mia� si� Pan Wojtek - zawsze na pocz�tku najtrudniej. Potem b�dziesz �miga� przez basen bez �adnych problem�w.
- Potem? - powt�rzy� Dzika Mr�wka i chcia� jeszcze zapyta�, jak d�ugo b�dzie trwa�o to oswajanie z wod� na desce i kiedy zaczn� si� �prawdziwe� zaj�cia p�etwonurkowe, ale nic wi�cej nie powiedzia� i powl�k� si� wielce zm�czony do �a�ni, a potem do szatni i do suszarni w�os�w, gdzie usiedli wszyscy z g�owami schowanymi w b�yszcz�cych niklem metalowych kapsu�ach. Wygl�dali teraz troch� jak kosmonauci, a tak naprawd� to jak paniusie robi�ce sobie u fryzjera wymy�lne karnawa�owe fryzury. Obok Dzikiej Mr�wki suszy�a w�osy pod du�ym metalowym kloszem Ulka, na kt�r� Marek patrzy� teraz zupe�nie innymi oczyma ni� jeszcze przed godzin� zaledwie.
Zaj�cia teoretyczne na p�etwonurkowym kursie zupe�nie przypomina�y Dzikiej Mr�wce teoretyczny kurs �eglarski. I tu te� wszystkie �kijanki� siedzia�y w normalnych szkolnych �awkach, i tu te� by�a czarna tablica i kreda, i tu te� trzeba by�o prowadzi� notatki z rozmaitych przedmiot�w