10091

Szczegóły
Tytuł 10091
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10091 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10091 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10091 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

�Berenice i Mi�oszowi, Oraz wszystkim, dla kt�rych Gwiezdne Wojny to co� wi�cej, ni� tylko znakomita fantastyka.� * * * * * * * * * * �Wierzy�, �e kiedy wr�ci do ludzi (�)b�d� uwa�a� go za boga. Za z�ego i wszechmocnego boga, kt�remu musz� by� pos�uszni. On by� w Imperium pe�nomocnikiem do spraw sprawiedliwo�ci.� (Rillao, �Kryszta�owa Gwiazda�, strona 178) PROLOG Przestrze�. Bezmiar g��bi kosmosu, niepoj�ty dla wielu, nawet dla tych, kt�rym przysz�o podr�owa� mi�dzy gwiazdami. Setki tysi�cy gwiazdozbior�w, mg�awic, miliony planet, ksi�yc�w, asteroid i innych cia� niebieskich, a ka�de posiadaj�ce w�asny krajobraz, faun�, flor�, histori�... To zbyt wiele, aby m�g� to sobie przyswoi� pojedynczy przedstawiciel dowolnej rasy. Galaktyka pozna�a jednak cz�owieka, kt�remu niemal si� to uda�o. Imperator Palpatine. Przewrotny w�adca wszech�wiata. Si�a spajaj�ca ca�� machin� polityczno-militarn�, jak� jest Imperium, w jedn�, sp�jn� ca�o��. Tw�rca Nowego �adu, d���cy do zdobycia jak najwi�kszej w�adzy nad ka�d� istot� w galaktyce. Cz�owiek, kt�rego pot�ga by�a tak wielka, �e sta�a si� niemal to�sama z si��, z kt�rej korzysta�, aby stworzy� swoje Imperium Strachu. Z Moc�. A raczej z jej ciemn� stron�. T� cz�ci� Mocy, po kt�rej jest strach, z�o��, nienawi��, cierpienie. Imperator, zag��biaj�c si� coraz g��biej w tajniki ciemnej strony, zatracaj�c si� coraz bardziej w swojej ��dzy w�adzy i dominacji, straci� najcenniejsz� rzecz, jak� mia�: cz�owiecze�stwo. By� mo�e dlatego w�a�nie ca�a instytucja Imperialna nastawiona by�a na zebranie jak najwi�kszej ilo�ci bogactw, a tak�e szerzenie strachu i z�a. Im wi�cej by�o tych emocji w Mocy, tym jej Ciemna Strona by�a silniejsza, a, co za tym idzie, jej u�ytkownik. Przez tysi�clecia Zakon Lord�w Sith rozsiewa� wok� siebie ziarno strachu, i dzi�ki temu r�s� w si��. By� jednak po�erany przez ��dz� w�adzy; Lordowie Sith walczyli o ni� mi�dzy sob�, prowadzili nieko�cz�ce si� batalie i w ko�cu doprowadzili do upadku swojej pot�gi. Imperator wiedzia� o tym. Wiedzia�, �e je�li zezwoli swoim podw�adnym na osi�gni�cie poziomu por�wnywalnego z jego w�asnym, doprowadzi jednocze�nie do walki o w�adz�. Wiedzia�, �e nie mo�e pozwoli� swoim uczniom na swawol�, bo stan� przeciwko niemu. Wiedzia�, �e musi posi��� moc, jakiej nie mia� jeszcze �aden Lord Sith. Palpatine oszuka� �mier�. Odpowiednio pot�ny u�ytkownik Jasnej Strony Mocy m�g� przed�u�y� swoj� egzystencj� tak, jak to zrobi� Obi-Wan Kenobi, Yoda czy Qu Rahn. Nie m�g� jednak robi� tego wiecznie, zreszt� bardzo chcia� ju� odpocz��. Po Ciemnej Stronie nie by�o odpoczynku, jedynie wieczne pot�pienie. Tylko najpot�niejsi Mroczni Lordowie Sith mogli przenie�� swoj� Moc w obiekt materialny. Stawali si� wtedy uzale�nieni od takiego przedmiotu, przykuci do� jak do kotwicy ��cz�cej ich z rzeczywisto�ci�. Ca�y Korriban jest pe�en takich duch�w, kt�re skowycz� z bezsilnej z�o�ci, przywi�zane do swoich groteskowych grobowc�w. Exar Kun posun�� si� najdalej: jego obiektem by� ca�y ksi�yc. Imperator jednak osi�gn�� taki stopie� zestrojenia z Moc�, �e jego energia mog�a podr�owa� z cia�a do cia�a. W ten spos�b najmroczniejszy z mrocznych znalaz� spos�b na �ycie wieczne, czego nie potrafi� �aden z jego uczni�w. Mia�o to jednak pewn� wad�: Imperator fizycznie i psychicznie uzale�ni� si� od Ciemnej Strony. Nie by� ju� jej u�ytkownikiem, lecz niewolnikiem. Wielu pragn�o podobnej pot�gi. Niewielu jednak odwa�y�o si� podj�� pr�b� jej zdobycia. Imperator by� najpot�niejszym Ciemnym Jedi w galaktyce i pragn�� rz�dzi� ni� poprzez Moc. Jego marzeniem by�o przekazanie funkcji gubernator�w planet wyszkolonym przez siebie wojownikom mroku. Trenowa� ich osobi�cie. Niekt�rych, jak Dartha Maula, Dartha Tyranusa i Dartha Vadera jeszcze jako Mroczny Lord Sith, Darth Sidious. Po jego "�mierci" to Vader przej�� ten tytu�. Poza tym Palpatine mia� jeszcze korpus wyszkolonych przez siebie Ciemnych Jedi. I chocia� uczy� ich w oparciu o wiedz� Sith�w, zaszczepi� w nich bezgraniczne oddanie Ciemnej Stronie. By�o ich wielu: Tremayne, Jerec, Aldaric Brandl, Joruus C'Baoth, Boc, Torbir, Maw, nawr�cony p�niej Kam Solusar, Nefta, Sa-Di, Tedryn- sha, T'iaz, Zasm Kath, Xecr Nist, Baddon Fass, Sariss, Kvag Gthull, Gorc, Pic, Mordi, Vilgoir, Yun i paru innych, kt�rych imiona znikn�y w mrokach dziej�w. Do zada� specjalnych Imperator mia� grup� obdarzonych Moc� infiltrator�w i zamachowc�w: Mar� Jade, Rogand� Ismaren, Maareka Stele, Sarceva Questa, Arden Lyn, Jenga Drog� i Shir� Brie. Mia� zamiar wkr�tce wys�a� ich do walki mi�dzy sob�, a ten, kt�ry zwyci�y, zasili szeregi Ciemnych Jedi. By�a jednak osobna kasta w�adaj�cych Moc� wojownik�w, kt�rych nazywano Egzekutorami lub Namiestnikami Sprawiedliwo�ci. Kasta ludzi pot�nych i niemal niepokonanych, posiadaj�cych rozleg�e talenty przyw�dcze, umiej�tno�ci taktyczne i du�� wra�liwo�� na Moc. Mieli oni sta� na stra�y Nowego �adu i byli jedynymi, kt�rzy mogli w krytycznej sytuacji wdro�y� w �ycie plan "R�ka Cienia". Wiedzieli te� do�� du�o na temat historii i nauk Sith�w, niekt�rzy byli nawet szkoleni przez samego Dartha Vadera. Ci Pe�nomocnicy Sprawiedliwo�ci to ostatni bastion ciemnej strony Mocy i Nowego �adu. By�o ich trzech: Sedriss, dowodz�cy z planety Byss cz�onek wewn�trznego kr�gu Imperatora i lider Elity Ciemnych Jedi, firrerenianin Hethrir, bezduszny i mroczny zwolennik niewolnictwa lataj�cy po Galaktyce swoim �wiatostatkiem, i wreszcie ostatni, niemal�e legendarny, mimo i� niewielu wiedzia�o o jego istnieniu, osobnik nieznanej rasy, wieku, p�ci, zapatrywa�, osi�gni�� ani umiej�tno�ci. Wtajemniczeni znaj� tylko jego imi�. Witiyn Ter. ROZDZIA� I "Replacer", niszczyciel klasy Imperial, p�yn�� bezg�o�nie w pustce przestworzy. Cichy i z�owieszczy kszta�t klina, orbituj�cy nieopodal rozleg�ego pasa asteroid, z pewno�ci� wzbudzi�by strach w ka�dym, kto pojawi�by si� w systemie Jughota. O to te� chodzi�o jego dow�dcy. Kapitan Pilzbuck, m�czyzna w �rednim wieku o ciemnej karnacji i nie rzucaj�cych si� w oczy rysach by� ma�o zadowolony z zadania, jakie powierzy�o mu dow�dztwo Centrali. Co prawda rozumia� potrzeb� przekonania ewentualnych obserwator�w o tym, �e to Imperium jest odpowiedzialne za prace wydobywcze w pasie asteroid Jugotha, ale by� �wi�cie przekonany, �e m�g� si� tym zaj�� absolutnie ka�dy dow�dca liniowy. Dlaczego akurat on? Wiszenie nad pracuj�cymi w pobliskim pasie asteroid maszynami wydobywczymi uwa�a� za marnotrawstwo �rodk�w. Zna� oczywi�cie doktryn� post�powania przy nie cierpi�cych zw�oki pracach polowych, kt�r� przed laty wprowadzono we Flocie Imperialnej. Chodzi�o o to, �e robotnicy pono� pracowali szybciej i wydajniej, gdy czuli nad sob� bat. Wiedzia�, �e Centrala chce sprawia� pozory akcji sponsorowanej przez Imperium. Uwa�a� za rozs�dne trzymanie stra�y nad wa�nym projektem, zw�aszcza, �e ca�a akcja mia�a miejsce poza przestrzeni� kontrolowan� przez Central�. Z drugiej jednak strony, w systemie Jugotha nie by�o �adnej planety, tylko pas asteroid, umiejscowiony na orbicie wok� bia�ego olbrzyma zwanego Jugothem. Ponadto uk�ad umieszczony by� w najdalszym zak�tku Zewn�trznych Odleg�ych Rubie�y, wi�c szansa napotkania tutaj jakichkolwiek innych statk�w spada�a do zera. Nie by�o zatem przed kim sprawia� pozor�w. A tak w og�le Pilzbuck w�tpi� w s�uszno�� doktryny. Pracuj�cy poni�ej niewolnicy nie mieli szans na ucieczk�, z czego doskonale zdawali sobie spraw�. Wraz z brakiem nadziei pojawi� si� brak ch�ci do jakiejkolwiek aktywno�ci, a wi�c i do pracy. Wed�ug Pilzbucka roboty posun�yby si� naprz�d dopiero w�wczas, gdyby da� niewolnikom cho� cie� szansy na ucieczk� albo polepszy� warunki pracy... Tak, trzeba b�dzie to przemy�le�, zdecydowa�. A mia� wiele czasu na my�lenie. "Replacer" dryfowa� na swojej orbicie ju� dobry standardowy miesi�c i, jak dot�d, absolutnie nic si� nie zdarzy�o. Co wi�cej, �aden fakt nie wskazywa� na to, �e cokolwiek si� zdarzy. Ta sytuacja irytowa�a Pilzbucka; on tutaj kwitnie, a w Centrali na pewno dzieje si� teraz co� interesuj�cego. Uczucie nudy i irytacji udziela�o si� r�wnie� za�odze. Mimo i� jego ludzie to ukrywali, kapitan wiedzia�, �e organizuj� za jego plecami rajdy w polu asteroid. Wiedzia� te� o modyfikacjach, jakie w tym celu wprowadzili technicy do pok�adowych Howlrunner�w. Wreszcie doskonale zdawa� sobie spraw�, �e je�li zaka�e swoim ludziom bra� udzia� w zawodach, morale za�ogi spadn�. Pozostawa�o mu tylko biernie przygl�da� si� wyczynom swoich pilot�w, kt�re, musia� przyzna�, wielce go interesowa�y... Pi�kny, oko�or�wnikowy las planety Itren nigdy nie by� �wiadkiem �adnej prze�omowej chwili w historii galaktyki. Nigdy, a� do teraz. Wydawa� by si� mog�o, �e ten dzie� niczym nie b�dzie si� r�ni� od innych. Przyroda jednak zawsze wyczuje ka�d� anomali�. �yj�ce w�asnym �yciem, ma�e, w�ochate horki wpe�z�y do swoich norek, co by�o zupe�nie nienaturalne o tej porze dnia. Przypominaj�ce d�wi�k rozdzieranego materia�u godowe zawodzenie ptactwa ucich�o. Ma�e, ��te stawonogi nazwane przez tubylc�w githvenami przesta�y cyka�. Poszukuj�ce zwierzyny olikathersy zacz�y si� nerwowo przechadza� po swoich terenach �owieckich, pragn�c broni� ich przed niewidzialnym przeciwnikiem. Nawet wiatr przesta� porusza� li��mi wielkich tropikalnych drzew. Zapad�a cisza, przerywana jedynie niespokojnymi krokami olikathers�w. Nagle, nie wiadomo sk�d, w �rodku lasu pojawi�y si� istoty humanoidalne. Gdyby kto� obserwowa� ca�� sytuacj�, na pewno oniemia�by z wra�enia. Bo istotnie by�o ono piorunuj�ce: w jednej sekundzie nikogo nie ma, a w nast�pnej ju� s�, i to tak, jakby stali w tym miejscu ca�y czas. By�o ich sze�cioro. Dwoje ludzi i po jednym Phrolli, Chaggrianinie, Zabraku i Pacitthipie. Chwil� stali nieruchomo, jakby w transie, ale kiedy si� "przebudzili", ka�dy zareagowa� inaczej. Phrolli wygl�da�, jak po pot�nej dawce przyprawy, jeden z ludzi rozejrza� si� dooko�a z mieszank� zadowolenia i nostalgii, drugi za� by� zdziwiony, a nawet nieco rozczarowany. Zabrak od razu przyj�� pozycj� obronn� i, rozgl�daj�c si� uwa�nie dooko�a, stan�� tak, aby mie� obu ludzi blisko siebie. Chaggrianin by� niezwykle podniecony, co u przedstawicieli jego rasy jest rzadko spotykane, natomiast twarz Pacitthipa nie zdradza�a �adnych uczu�. - Uda�o si�. - szepn�� z niedowierzaniem Chaggrianin - Naprawd� mi si� uda�o! - Jeszcze tego nie wiemy. - powiedzia� jeden z ludzi, wysoki, d�ugow�osy blondyn o niezbyt urodziwej twarzy. Na d�wi�k jego s��w rogaty, sino-sk�ry obcy obr�ci� si� gwa�townie: - T�py ignorancie! Czy naprawd� tego nie widzisz? To jest Itren przed katastrof�. Jeste�my u celu! - Totenko ma racj�, Gouw - powiedzia� Pacitthip, a jego g�os by� zimny jak l�d - Moc jest wci�� silna w tym miejscu. Tu katastrofy nie by�o. Nagle us�yszeli za sob� ryk. Wszyscy, poza Phrolli, obr�cili si� raptownie i spojrzeli w oczy pot�nej, w�ochatej bestii z rodziny kotowatych, jak� by� olikathers. Reakcja drugiego cz�owieka by�a natychmiastowa. M�ody, rudy m�czyzna skupi� si�, poczu� Moc i... ca�a sz�stka znikn�a kotu z oczu. R�wnie szybko zareagowa� Zabrak: wypad� poza tworzon� przez cz�owieka iluzj� niewidzialno�ci i uaktywni� ostrze miecza �wietlnego. Na jego czerwono-czarnej twarzy malowa�a si� dzika rado�� i furia. Olikathers spojrza� na niego i rzuci� si� do ataku. - Dominess, wr��!!! - krzykn�� rudow�osy, ale by�o ju� za p�no. Czerwone ostrze bucz�c przeci�o powietrze i ustawi�o si� na drodze p�dz�cego kota, pod k�tem prostym do trajektorii jego skoku. Zwierz�, gnane si�� p�du, nie zd��y�o si� zatrzyma� i wpad�o na kling�. Powietrze wype�ni�o si� sw�dem spalonego mi�sa, a nienaturaln� cisze lasu rozdar� kr�tki co prawda, ale pe�en b�lu krzyk agonii przepo�owionego na p� olikathersa. Gdy dwa kawa�ki cia�a zwierz�cia spad�y na ziemi�, Zabrak wy��czy� ostrze. - Nie musia�e� tego robi�! - powiedzia� z wyrzutem rudow�osy - Mog�e� poczeka�, a� sobie p�jdzie. - To ty lubisz si� chowa�, Fallanassi. - warkn�� Dominess - Ja zabijam. Wycie syreny alarmowej wyrwa�o Chewbacc� z drzemki. Wci�� nieprzytomny Wookie rozejrza� si� dooko�a. Siedzia� przy kokpicie "Soko�a Milenium" w fotelu pierwszego pilota, a wycie oznacza�o, �e za chwil� frachtowiec wyjdzie z nadprzestrzeni. Chewbacca sprawdzi� wszystkie systemy i wyda� z siebie pomruk nostalgii. Odk�d "Soko�a" poddano gruntownemu remontowi, praktycznie nic si� w nim nie psu�o. Wszystko dzia�a�o bez zarzutu, nawet komputer pok�adowy, mimo i� by� jedn� z niewielu cz�ci statku, kt�rych nie naprawiono. Chewie odnosi� jednak wra�enie, �e wys�u�ony transportowiec straci� cz�� swego charakteru i nie jest ju� dla niego tym, czym by� kiedy�. Mia� tylko nadziej�, �e Han nie uwa�a podobnie. My�l o Hanie przypomnia�a mu, �e kapitan "Soko�a" zapewne teraz spa� w tylnej cz�ci pojazdu. Chewie przez chwil� mia� ochot� p�j�� po niego, ale zdecydowa�, �e tak trywialny manewr jak wyj�cie z hiperprzestrzeni nie jest wystarczaj�cym powodem, aby zak��ca� jego odpoczynek. Obudz� go, jak dolecimy - zdecydowa�, po czym przygotowa� silniki pod�wietlne, sprawdzi� przep�yw mocy i skierowa� jej cz�� z generator�w dzia�ek do system�w zasilaj�cych pole deflektora. Nast�pnie uruchomi� sensory dalekiego zasi�gu i podni�s� tarcze. Han nigdy nie wychodzi� z hiperprzestrzeni z wy��czonym deflektorem. W ko�cu Wookie prze��czy� sterowanie "Soko�em" na tryb manualny i rozpocz�� odliczanie. 10... 9... Chewie podregulowa� jasno�� iluminator�w 8... 7... 6... wy��czy� komputer celowniczy dzia�ka pod kabin� pilota 5... 4... 3... 2... Nagle Wookie zacz�� mie� w�tpliwo�ci. Lecieli z Hanem do systemu Chazwy na spotkanie dw�jki przyjaci� z czas�w, kiedy jeszcze przemycali przypraw� dla Jabby. Ta dw�jka, Lo Khan i Luwingo, zwr�ci�a si� do nich o pomoc i, mimo i� Leia mia�a pewne obiekcje, jej m�� si� upar� i postanowi� lecie�. 1... Chewie zna� Hana dobrze i wiedzia�, �e za skorup� aroganckiego awanturnika kryje si� idealista. Idealista, dla kt�rego przyja�� by�a bardzo wa�na. Je�li ju� kogo� polubi�, to by� gotowy wiele dla niego po�wi�ci�. Zawsze jednak stara� si� utrzymywa� swoj� gburowat� fasad�, kt�ra bynajmniej nie czyni�a z niego bo�yszcza t�um�w. Chewbacca wiedzia� te�, �e Han z ulg� pozbywa� si� jej, gdy by� w�r�d przyjaci�. 0... Taki ju� by�. Chewie poci�gn�� d�wigni� hipernap�du i "Sok� Millennium" wyskoczy� z nadprzestrzeni. W iluminatorach Wookie dostrzeg� majacz�c� w oddali planet� Chazwa i kilka szlak�w, kt�rymi najr�niejsze transportowce pod��a�y w kierunku globu i odlatywa�y z niego, aby ustawi� si� na z g�ry ustalonych koordynatach skok�w. Ca�ym ruchem kierowa� sztab ludzi pracuj�cych na pobliskiej stacji kosmicznej w Kontroli Lot�w Systemu Chazwa. Tej samej, kt�ra w�a�nie wywo�ywa�a ich przez komlink. By�o dla Chewiego oczywiste, �e nie powinien korzysta� z uprawnie� kapitana statku, kiedy jego prawdziwy dow�dca jest na pok�adzie. Rykn�� wi�c g�o�no i przeci�gle, daj�c Hanowi do zrozumienia, by si� obudzi�. Wiedzia�, �e to wystarczy; jego przyjaciel ma bardzo czujny sen. I rzeczywi�cie: po chwili w korytarzu da� si� us�ysze� odg�os krok�w i do kabiny wszed� zaspany Han Solo. Chewbacca za� natychmiast przesiad� si� na fotel drugiego pilota. - Co jest, Chewie?- zapyta� Corellianin, ziewaj�c. W mig jednak dostrzeg� lampk�, mrugaj�c� ko�o komlinka, nie czeka� wi�c na odpowied�. - Tu Han Solo, kapitan "Soko�a Millennium". Prosz� o pozwolenie na l�dowanie.- powiedzia� do urz�dzenia. - Dzie� dobry panu, kapitanie Solo.- z g�o�nik�w pop�yn�� uprzejmy g�os - To zaszczyt go�ci� tak znamienit� person� w naszym skromnym uk�adzie. Je�li pan sobie tego za�yczy, mo�emy... - Dzi�kuj�, ale jestem tu incognito - przerwa� mu Han, sil�c si� na uprzejmo��, na kt�r� nie mia� ochoty - prosz� tylko o pozwolenie na l�dowanie. - O. Chcieliby�my zatem pozna� cel pa�skiej wizyty i dowiedzie� si�, jaki �adunek ma pan ze sob� na pok�adzie. - g�os nadal brzmia� uprzejmie, ale Hanowi zdawa�o si�, �e jakby ch�odniej - Za pozwoleniem, oczywi�cie. - Oczywi�cie. - odpar� Han - Tylko ja i m�j drugi pilot. Przyjechali�my na zakupy. - Dzi�kujemy. L�dowisko 30 na �rodkowym pok�adzie stacji. Mi�ego dnia.- i g�os przerwa� po��czenie. Han usiad� za sterami i skierowa� maszyn� w kierunku stacji kosmicznej, kt�ra wy�ania�a si� w�a�nie zza horyzontu Chazwy. By�a to kulista konstrukcja klasy Esseles, kt�ra obu pilotom nieprzyjemnie kojarzy�a si� z Gwiazd� �mierci. Z t� r�nic�, �e do Gwiazdy nie przycumowano kilkunastu wi�kszych frachtowc�w. Han nie dostrzeg� jednak mi�dzy nimi "Hyperspace Maraudera", statku Lo Khana. Chewie mrukn�� ostrzegawczo i spojrza� na wisz�cy po jego prawej stronie he�m �owcy nagr�d Boby Fetta. - Nie martw si�, stary - zapewni� go Han - Khan nie nale�y do tych, kt�rzy zdradzaj� starych kumpli. Zw�aszcza, je�li im si� to nie op�aca - doda�. Chewbacca wyda� seri� szczekni�� i warkni��, zako�czon� niskim pomrukiem. - Przecie� wiesz, �e Huttowie cofn�li nagrod� za nasze g�owy. - odpowiedzia� Han - Nic nam nie grozi. Solo nigdy by si� do tego nie przyzna�, ale ostatnie zdanie powiedzia� bardziej �eby uspokoi� samego siebie, ni� Wookiego. Wiedzia�, �e Chewbacca nie troszczy si� o siebie; z rado�ci� odda�by za Hana �ycie, gdyby zasz�a taka potrzeba. Tymczasem Lo Khan od dawna nie dawa� o sobie zna� i Corellianin nie bardzo wiedzia�, czego si� po nim spodziewa�. Kiedy uzgadniali miejsce i godzin� spotkania, Lo nie poda� przyczyny, dla kt�rej chce si� z nimi widzie�. By� wtedy bardzo spi�ty, co nie wr�y�o niczego dobrego. Han mia� z�e przeczucia. L�dowisko numer 30 okaza�o si� czyst� i zadban� platform� z kompletn� obs�ug� techniczn�, z�o�on� z trzech droid�w i doskonale wyposa�onych sani grawitacyjnych, takich samych, jakie by�y stosowane na Bothawui czy Averam. U�ywano ich tam do przeprowadzania gruntownych przegl�d�w pojazd�w nale��cych do wa�nych osobisto�ci. Przeczucia Hana stawa�y si� z ka�d� chwil� coraz gorsze. Ma�o kt�ry port kosmiczny z miejsca oferowa� przegl�d nowo przyby�ym, zw�aszcza wliczony w cen� parkowania. Mo�liwe by�o, �e w�adze planety chcia�y po prostu okaza� swoj� go�cinno��, ale Han jako� w to nie wierzy�. Ledwo "Sok�" wyl�dowa�, droidy naprawcze zacz�y biega� dooko�a, mierzy� przepustowo�� linii przesy�owej silnik�w jonowych, bada� hermetyczno�� kad�uba i oliwi� t�oki. Innymi s�owy zabra�y si� za przegl�d statku, a Chewie nie by� z tego powodu szcz�liwy. Od razu, jak tylko rampa dotkn�a pod�o�a, wybieg� na zewn�trz i zacz�� warcze�. W r�kach trzyma� swoj� kusz�. - Spokojnie, stary - uspokoi� go id�cy za nim Han, po czym krzykn�� do droida, kt�ry najwyra�niej nadzorowa� przebieg wszystkich prac - Ej! Ty tam! Zabieraj te swoje blaszaki od mojego statku! - Ale� sir - zacz�� ura�onym tonem droid, a Hanowi natychmiast stan�� przed oczami 3PO - prosz� tylko spojrze� na ten statek. Przecie� on wymaga gruntownej przebudowy, remontu... - "Sok�" nie wymaga �adnego remontu! - warkn�� Han - Wyno�cie si�, ale ju�! Chewie zarycza� z aprobat�. - J-jak pan sobie �yczy, sir. - wyj�ka� droid, wyra�nie zbity z tropu w�ciek�o�ci� w�a�ciciela statku i gro�nym wygl�dem jego towarzysza. Wyda� kilka d�wi�k�w w kodzie binarnym do innych robot�w, po czym wszystkie oddali�y si� od l�dowiska. - Nie�adnie, Solo, nie�adnie - da� si� za ich plecami us�ysze� jaki� g�os. Han i Chewie obr�cili si� gwa�townie i dostrzegli przed sob� dwie istoty. Jedna, o wygl�dzie t�pawego osi�ka, by�a w rzeczywisto�ci przedstawicielem rasy Yaka, druga za� to kr�py i niepozorny cz�owiek o poczciwej twarzy i starej, znoszonej pilotce na g�owie. - Tak potraktowa� droidy, kt�re przecie� nie chcia�y zrobi� nic z�ego. - doko�czy� m�czyzna. - Witaj, Lo.- powiedzia� Han, zdejmuj�c r�k� z kabury blastera, kt�r� odruchowo tam po�o�y� - Czy mam rozumie�, �e te droidy to twoja sprawka? - Ano moja - odpar� z lekkim za�enowaniem Lo Khan - Pomy�la�em sobie, �e gdyby co� si� przypadkiem w "Sokole" popsu�o, to one pomog�yby ci naprawi� usterk�. - Dzi�ki za trosk�, ale jak widzisz, nie by�a konieczna.- odpar� Solo z u�miechem, po czym podszed� i przywita� si� z Luwingo. Teraz, kiedy ponownie spojrza� w twarze swoich dawnych towarzyszy, poczu� ulg�. Nie zmienili si� ani na jot�. Po powitaniach atmosfera by�a ju� na tyle roz�adowana, �e Luwingo pozwoli� sobie na kilka burkni��, na d�wi�k kt�rych pozostali wybuchn�li �miechem. - Widz�, �e humor ci dopisuje, Wingo - powiedzia� Han weso�o - Co teraz? B�dziemy tak sta� ca�y dzie�? - Taa, do usranej �mierci.- stwierdzi� Khan ironicznie - A tak powa�nie, to jest tu niedaleko przyjemna knajpka. Mo�emy si� tam przej��. - Brzmi obiecuj�co.- stwierdzi� Han - Chod�my. ROZDZIA� II Bar "Trench Run" na Commenorze nigdy nie nale�a� do najprzyjemniejszych i Kyle Katarn doskonale o tym wiedzia�. W lokalu panowa� p�mrok i dra�ni�cy powonienie zapach gerato�skiego tytoniu. Geraton by�a zapomnian� planet� rolnicz� w sektorze corellia�skim, na kt�rej rozpocz�to niedawno produkcj� �rodk�w narkotyzuj�cych. Sam tyto� by� w praktyce sproszkowanymi skrzyd�ami gerato�skich motyli, a jego zapach przyt�pia� zmys�y i prowadzi� do uczucia odpr�enia. Kyle sta� w k�cie baru i przygl�da� si� wchodz�cym i wychodz�cym. "Trench Run" by� do�� zat�oczonym miejscem, mimo i� nie by�o tu ani dobrych drink�w, ani porz�dnego zespo�u muzycznego. A jednak istoty najr�niejszych ras odwiedza�y ten lokal, powszechnie by�o bowiem wiadomo, �e mo�na tu dosta� gerato�ski tyto� za po�ow� jego ceny rynkowej. Katarn nie mia� poj�cia, jak Senat m�g� zalegalizowa� takie paskudztwo, ale obieca� przewodnicz�cemu Borskowi Fey'lyi zlikwidowa� nielegalny handel tytoniem. Wszyscy natomiast wiedzieli, �e to tutaj, w "Trench Run", przebywa osobnik, kt�ry zajmuje si� rozprowadzaniem r�nych u�ywek na czarnym rynku. Kyle mia� na oku wszystkich go�ci i wiedzia�, kt�ry z nich jest dealerem. By� to niepozorny Chadra-fan siedz�cy w �rodkowym stoliku pod p�nocn� �cian�, pomi�dzy dwoma za�arcie dyskutuj�cymi Twi'lekami i popijaj�cym swojego drinka Trandoshaninem. Katarn wiedzia� r�wnie�, gdzie s� ochroniarze czarnorynkowego sprzedawcy: jeden, ubrany w szar� tunik� Niktu, trzyma� si� wystarczaj�co blisko swojego szefa, �eby skutecznie go os�ania�, a zarazem wystarczaj�co daleko, aby nie odstrasza� potencjalnych klient�w. Drugi, smuk�y Wookie, sta� blisko drzwi, trzeci za�, b�d�cy t�gim Talzem, pilnowa� tylnego wyj�cia. Ca�a tr�jka mog�a w razie potrzeby ostrzela� lokal bez ryzyka trafienia siebie nawzajem. Kyle mia� zamiar przes�ucha� dealera, znale�� �r�d�o, z kt�rego bierze tyto�, a nast�pnie je zlikwidowa�. Wiedzia� jednak, �e to nie b�dzie �atwe, ze wzgl�du na siln� i skuteczn� obstaw�. Chcia� te� zrobi� to wzgl�dnie g�adko i bez ofiar. Wyciszy� wi�c umys� i przywo�a� Moc. Wyczu�, �e Wookie strasznie si� nudzi i t�skni do porz�dnej rozr�by. Z kolei Talz ma najs�abszy umys�. Postanowi� to wykorzysta� i powoli, tak, �eby nikt nie zwr�ci� uwagi, zbli�y� si� do Talza. - Musisz i�� na zaplecze.- szepn��, wykonuj�c nieznaczny ruch d�oni�. - Musz� i�� na zaplecze.- powt�rzy� bez przekonania Talz, po czym ruszy� w kierunku tylnego wyj�cia. Jeden z g�owy, pomy�la� Kyle. Z Wookiem i Niktu mo�e mu nie p�j�� tak �atwo. Musi wyczeka� na odpowiedni moment i skupi� w sobie Moc. Nie b�dzie mia� drugiej szansy. Powoli zbli�y� si� do Chadra- fana, jednocze�nie obserwuj�c Wookiego. Dla niepoznaki przysiad� si� do grupy Anomid�w, kt�rzy z zaci�ciem o czym� dyskutowali i nawet nie zwr�cili na niego uwagi. W ko�cu nadesz�a odpowiednia chwila. Jaki� Rodianin wchodzi� do baru akurat wtedy, gdy Wookie patrzy� w drug� stron�. Idealnie. Katarn zebra� Moc i pchn�� ni� Wookiego od strony Rodianina. W�ochaty obcy obr�ci� si� z rykiem i grzmotn�� zdumion�, zielon� istot� w twarz. Wybuch�o og�lne zamieszanie, w kt�re w��czyli si� w�a�ciwie wszyscy b�d�cy przy drzwiach klienci. Kyle poczu�, jak dealer i Niktu oddalaj� si� w kierunku tylnego wyj�cia. Zapami�ta� tylko, aby pokry� potem koszta rekonwalescencji Rodianina i ruszy� za nimi. Gdy z "Trench Run" wybiegali dwaj kryminali�ci i goni�cy ich rycerz Jedi, w innej cz�ci miasta, na dachu jednego z budynk�w w dzielnicy przemys�owej usadowi�a si�, zawini�ta w brudn�, szar� tunik�, niska i kr�pa, zakapturzona posta�. W�a�nie zapada� zmierzch, wi�c istota by�a praktycznie niewidoczna z ulicy. Dodatkowo osobnik ten skry� si� w cieniu kilkumetrowej iglicy wystaj�cej z dachu magazynu, na kt�rym si� znajdowa�. Budynek ten, podobnie jak wszystkie w okolicy, by� toporny i pozbawiony wszelkich charakterystycznych ozdobnik�w. Wszystkie postawiono stosunkowo niedawno z prefabrykowanych komponent�w, a mia�y s�u�y� jako zaplecze gigantycznego zak�adu produkuj�cego brandy. Zak�ad jednak nigdy nie zosta� zbudowany, gdy� w�adze planety uzna�y, �e projekt postawienia jeszcze jednej wytw�rni by� zbyt kosztowny. Budynki natomiast zaaprobowano jako magazyny dla mieszcz�cego si� w mie�cie portu kosmicznego. Ten jednak mia� inne zadanie. Nie przechowywano w nim towar�w na eksport: s�ynnej commenorskiej brandy czy kryszta��w z kopal� rozlokowanych na po�udniowej p�kuli. Zosta� wynaj�ty przez prywatne przedsi�biorstwo, ale w rzeczywisto�ci by� nielegalnym hangarem i magazynem gerato�skiego tytoniu. Siedz�ca na dachu zakapturzona posta� wiedzia�a o tym. Kubaz, z kt�rym ostatnio gada�a, by� bardzo dobrze poinformowany, a w dodatku rozmowny. Niestety, ju� nigdy nic nie powie. Osobnik zajrza� do przyniesionej przez siebie torby. Trzyma� w niej kilka ci�kich �adunk�w wybuchowych, kt�rymi mia� zamiar zr�wna� to miejsce z ziemi�. Jego panu nie spodoba�o si�, �e kto� bezprawnie wykorzystuje ich prac� do w�asnych cel�w. Bardzo si� nie spodoba�o. Eksplozja magazynu b�dzie nauczk� dla innych. A gdyby komu� uda�o si� st�d uciec... no c�, na tak� okazj� zamachowiec trzyma� w torbie wyrzutni� rakiet. �ciemni�o si�, a centrum miasta za�wieci�o setkami pojedynczych �wiate�ek. Na Commenorze zapad�a noc. Osobnik na dachu stwierdzi�, �e czas zacz�� rozk�ada� �adunki. Chcia� je co prawda zdetonowa�, kiedy miejscowa szycha, Chadra-fan o imieniu Hreedeck, b�dzie w �rodku, ale to mu nie przeszkadza�o przygotowa� wszystkiego teraz. Niespiesznie ruszy� w kierunku miejsca, gdzie pod sufitem mie�ci�a si� najbli�sza �ciana dzia�owa. Po�piech by� zb�dny; zamachowiec od jakiego� czasu obserwowa� Hreedecka i wiedzia�, �e ten przed p�noc� nie opuszcza lokalu "Trench Run", gdzie za�atwia interesy. Lepiej by�o jednak zrobi� wszystko dok�adnie, ni� szybko. Istota wysz�a z cienia, a nieco silniejszy powiew wiatru ods�oni� jej twarz. To by� Noghri. Obcy w�a�nie bezg�o�nie si� przemieszcza�, ci�gn�c za sob� torb�, gdy us�ysza� z do�u czyje� kroki. W dzielnicy przemys�owej na og� by�o o tej porze cicho, a wiatr doskonale ni�s� wszystkie d�wi�ki. Zaintrygowany zamachowiec podkrad� si� na skraj dachu i zerkn�� na d�. Ku swojemu zdumieniu spostrzeg� Hreedecka i jakiego� Niktu id�cych szybko w stron� budynku, a tak�e, i to by�o najdziwniejsze, pod��aj�cego za nimi cz�owieka. Noghri wzi�� do r�ki makrolornetk� i spojrza� na tajemnicz� osob�. Rozpozna� j� od razu, mimo ciemno�ci, wiele bowiem razy s�ysza� o nim od swojego pana. By� to Kyle Katarn, rycerz Jedi. Noghri u�miechn�� si�, a jego ostre jak ig�y z�by zal�ni�y przy blasku ksi�yc�w. Bardzo dobrze, pomy�la�, Niech Jedi zajmie si� tym miejscem. A gdyby mu si� nie uda�o... spojrza� na zawarto�� swojej torby. Pogo� za dealerem wygl�da�a wed�ug Kyle'a banalnie. Ani Chadra-fan, ani Niktu, nie zorientowali si�, �e kto� ich �ledzi. Z drugiej jednak strony Katarn utrzymywa� bezpieczn� odleg�o��, w razie potrzeby wyczuwaj�c �ledzonych Moc�. Ci za� przeszli przez zat�oczony plac, min�li kilka stragan�w, dwa puby, centrum handlowe i skierowali si� w stron� parkingu. S�o�ce chyli�o si� ku zachodowi, a ludzie zacz�li rozchodzi� si� do dom�w. Katarn zrezygnowa� z pierwotnego zamiaru aresztowania Chadra-fana; wola� p�j�� za nim i zobaczy�, dok�d go zaprowadzi. Gdy obaj �ledzeni wsiedli do jednego z landspeeder�w, Kyle z�apa� szybko taks�wk� i pojecha� za nimi prosto do dzielnicy przemys�owej. Tak wi�c rycerz Jedi �ledzi� dealera a� do jego kryj�wki w jednym z magazyn�w. Podejrzewa�, �e Chadra-fan trzyma tam przy okazji zapasy gerato�skiego tytoniu. Budynek nie r�ni� si� od innych tego typu i Kyle wiedzia�, jak si� zabra� do jego infiltracji. Rozejrza� si� wi�c wok� i sprawdzi�, czy nie ma �adnego zagro�enia. Jednocze�nie si�gn�� w Moc i stwierdzi� obecno�� dwunastu istot w magazynie i jednej na dachu. Ta ostatnia mia�a nieco ciemniejsz� aur� od innych, wi�c postanowi� sprawdzi� potem, kto to. Najpierw jednak chcia� schwyta� Chadra-fana. Rycerz Jedi podkrad� si� do jednej z bocznych �cian. Czujniki alarmowe w prefabrykowanych barakach s� wbudowane co p� metra, co metr przy z��czeniach. Kyle ponownie si�gn�� po Moc i, wykorzystuj�c zmys� niebezpiecze�stwa, wysondowa� miejsce, w kt�rym wyci�cie dziury nie wywo�a alarmu. Cicha infiltracja zawsze dawa�a mu powody do satysfakcji. Katarn sprawdzi� Moc�, czy nie ma nikogo po drugiej stronie �ciany, po czym wyj�� miecz �wietlny i wyci�� przy pod�o�u luk�, przez kt�r� m�g� si� przeczo�ga� do �rodka. Tak jak si� spodziewa�, by�a jeszcze druga �ciana, kt�r� te� musia� przeci��. Nie sprawi�o mu to wi�kszego problemu i po minucie by� ju� w �rodku. U�ycie miecza �wietlnego przypomnia�o mu o jego niedawnej modyfikacji. Po przebudowie broni, dokonanej przez Dorska 81 na Yavinie, klinga zyska�a niebieski kolor. Dorsk wyj�� ��ty kryszta�, bo potrzebowa� go do w�asnego miecza, a Kyle si� na to zgodzi�. Jego bro� mia�a trzy klejnoty, wi�c jeden by� zb�dny, w�o�ony do� przez poprzedniego w�a�ciciela w niewiadomym celu. Jednak po �mierci Dorska Katarn dokona� kolejnej przebudowy i uzupe�ni� bro� o ��ty kryszta� i akcelerator klingi, taki, jaki mia� Khommita. Po wstaniu na nogi Kyle rozejrza� si� wok� i nie m�g� ukry� zdziwienia. Znalaz� si� w cz�ci magazynu, kt�r� przeznaczono do przechowywania zapas�w tytoniu. By�o tego wystarczaj�co du�o, aby zaopatrzy� ca�e miasto na dobre osiem miesi�cy! Najwyra�niej trafi� do najwa�niejszej nielegalnej dyspozytorni gerato�skiego tytoniu w tym systemie, a mo�e nawet w sektorze. Nie zastanawiaj�c si� d�ugo nad znaczeniem owego znaleziska, Katarn podszed� do drzwi. Ocenia�, �e pomieszczenie, w kt�rym si� znalaz�, stanowi�o zaledwie jedn� trzeci� ca�ego budynku. Kyle s�dzi�, �e pomieszczenia mieszkalne znajduj� si� nad nim, tu� pod dachem magazynu. Wiedzia� o tym, bo wysondowa� Moc� trzy osoby w tamtym miejscu, je�li nie liczy� stra�nika z dachu. Od tej tr�jki bi� spok�j i b�ogo��. Zapewne spali. Pozostali kryminali�ci przebywali w pomieszczeniu obok, i nie by�o innej drogi ni� przez drzwi. To tyle, je�li chodzi o ciche wej�cie, pomy�la� Kyle. Reszt� trzeba b�dzie zrobi� g�o�no. Katarn po�o�y� d�o� na przycisku otwieraj�cym drzwi, nast�pnie u�y� Mocy, aby przyspieszy� swoje ruchy i reakcje. Nauczy� si� tej sztuczki dawno temu, ale udoskonali� pod kierunkiem mistrza Luke'a. Wreszcie otworzy� drzwi i wpad� do �rodka. Ludzie w �rodku poruszali si� jak w g�stej smole, ale Kyle wiedzia�, �e to subiektywne z�udzenie. Widzia�, jak si�gaj� po bro� i znajduj� kryj�wki za filarami i skrzyniami. Zrobili to w zwolnionym tempie, ale i tak zbyt szybko, jak na gust Katarna. Musieli si� go spodziewa� po incydencie w "Trench Run" i nie mieli najmniejszego zamiaru si� podda�. Rycerz Jedi uruchomi� sw�j miecz �wietlny i ci�� na odlew najbli�szego przeciwnika, zanim ten zd��y� wyci�gn�� bro�. ��te ostrze przeci�o bark i klatk� wroga, pozbawiaj�c go �ycia. Kyle nie czeka�, a� jego cia�o opadnie na ziemi�; ruszy� w kierunku nast�pnego oponenta. Tamten, wysoki Gran, pr�bowa� zrobi� unik, ale nie m�g� si� r�wna� z wyszkolonym Jedi. Ostrze miecza zabucza�o i g�owa obcego upad�a na ziemi�, a Kyle ruszy� w kierunku kolejnego Grana. Ten by� szybszy od koleg�w; zd��y� schowa� si� za skrzyni� i wyci�gn�� bro�. Niemniej jednak zaraz po tym oberwa� z buta lec�cego na niego Jedi. Cios by� tak silny, �e Gran pad� bez czucia na ziemi�, a Katarn wyl�dowa� tu� obok niego, za skrzyni�. I w sam� por�, bo z drugiej strony trafi�y w skrzyni� blasterowe b�yskawice z miotaczy wroga. Kyle by� przygwo�d�ony, ale nie by�by sob�, gdyby nie znalaz� wyj�cia z tej sytuacji. I rzeczywi�cie, oczami Mocy dostrzeg� zwisaj�cy u sufitu podno�nik, umieszczony dok�adnie nad g�owami trzech napastnik�w. Na hakach wisia�a durastalowa rura, kt�rej przeznaczenia Jedi nie zna�. Po lewej za�, na �cianie, by� umieszczony panel kontrolny urz�dzenia. Kyle wyj�� wi�c blaster i strzeli� w tamtym kierunku. Trafi� bezb��dnie. Podno�nik zazgrzyta�, z panelu polecia�y iskry, a rura spad�a napastnikom na g�owy. Jedi zawsze by� zwolennikiem noszenia przez cz�onk�w swojego zakonu broni dystansowej. Jedni z niej korzystali, inni nie, ale w tym wypadku jej u�ycie okaza�o si� skuteczne. Strza�y umilk�y. Katarn odczeka� chwil� i wyjrza� zza skrzyni, ale nagle intuicja kaza�a mu odskoczy� w bok. W tej samej sekundzie w skrzyni� trafi� promie�, kt�ry rozerwa� j� na strz�py. Rozrywacze, pomy�la� Kyle. Promie� z tej broni potrafi� rozpru� cia�o pojedynczej istoty na poziomie cz�steczkowym, a jego strza��w nie mo�na by�o odbi� mieczem �wietlnym. Kyle'owi zosta� wi�c tylko jego refleks. Z �atwo�ci� uskoczy� przed kolejnym strza�em i odnalaz� jego �r�d�o. Klatooinianin z rozrywaczem DXR-8 siedzia� za skrzyd�em... my�liwca typu Hornet! A wi�c magazyn by� przede wszystkim hangarem. W �rodku znajdowa�y si� jeszcze dwie takie maszyny. Kyle nie mia� jednak czasu na rozwa�ania; musia� natychmiast przekozio�kowa� za jeden z filar�w, aby unikn�� trafienia. W�tpi�, �eby Klatooinianin by� tak g�upi, �eby strzela� w jedn� z podp�r dzia�owych. Mia� racj�. Nie by�o wi�cej strza��w, natomiast napastnik najwyra�niej postanowi� go okr��y�. Kyle mia� wi�c dziesi�� sekund na wymy�lenie planu. Przypomnia� sobie wnet o trzech �pi�cych przeciwnikach w pomieszczeniach mieszkalnych, do kt�rych z hangaru prowadzi�y schody. Katarn po raz kolejny u�y� blastera i strzeli� w kontrolk� drzwi, upewniaj�c si� w ten spos�b, �e uniknie niepotrzebnej walki, a zarazem utwierdzaj�c Klatooinianina w przekonaniu, �e siedzi za filarem. Nagle us�ysza� d�wi�k silnik�w repulsorowych i zrozumia�, �e dzia�a� za wolno. Chadra-fan w�a�nie ucieka�! Zaraz po pierwszym d�wi�ku przyszed� drugi; prawdopodobnie Niktu te� odlatywa�. Kyle musia� dzia�a� szybko. Oczy�ci� umys� i si�gn�� po Moc. W odpowiednim momencie wyskoczy� w kierunku Klatooinianina, unikaj�c trafienia z rozrywacza. Jednocze�nie wyj�� dwa detonatory termiczne, ustawione na niewielki wybuch przy zetkni�ciu z celem. Jeden rzuci� w kierunku obcego, drugi w Horneta, kt�ry w�a�nie unosi� si� w powietrze. Klatooinianin pr�bowa� uskoczy�, ale zrobi� to zbyt wolno i eksplozja podzia�a�a na niego nie gorzej, ni� rozrywacz na skrzyni�. Natomiast Niktu w Hornecie straci� w wyniku kolejnego wybuchu prawy stabilizator i run�� na trzeci� maszyn�, kt�rej skrzyd�o przebi�o kabin� pilota z obcym za sterami. Kyle wyl�dowa� na ziemi na chwil� po tym, jak Hornet Chadra-fana wylecia� przez otwarty uprzednio w�az w suficie. Jedi nie mia� ju� szans go z�apa�. M�g� tylko patrze�, jak odlatuje. Nagle Katarn zauwa�y� rakiet� lec�c� w kierunku Horneta, a nast�pnie efektowna eksplozja roz�wietli�a nocne niebo Commenoru. Pierwsz� rzecz�, o jakiej pomy�la� Kyle, by�o zidentyfikowanie strzelca. Logiczne by�o bowiem, �e skoro rakieta dosi�g�a celu, to kto� musia� j� wystrzeli�. Jedi zanurzy� si� wi�c w Moc i poczu� nag�� zmian� emocji u wartownika na dachu. Cierpliwa determinacja ust�pi�a miejsca zadowoleniu i ponurej satysfakcji. Katarn ju� wiedzia�, kto stoi za zamachem na Chadra-fana. Zdecydowa� jednak, �e wpierw unieszkodliwi �pi�cych przeciwnik�w. Na tajemniczego strzelca przyjdzie pora p�niej. Najpierw trzeba wykona� zadanie. Noghri wiedzia�, �e dobrze wype�ni� swoje zadanie. By� pewien, �e jak tylko Jedi wpadnie do magazynu, Hreedeck we�mie nogi za pas. Poniewa� z tego, co widzia�, wywnioskowa�, �e Kyle Katarn rozprawi� si� ze wszystkimi w budynku, jedyny uciekaj�cy my�liwiec musia� nale�e� do Chadra-fana. Szarosk�ry obcy zdecydowa�, �e nie wysadzi tego miejsca w powietrze; �lady, kt�re przest�pcy mogli pozostawi�, mog� pogr��y� ich mocodawc�w, a zatem nie op�aca si� ich niszczy�. Syndykat Tenloss zap�aci za to, �e o�mieli� si� wej�� w drog� jego panu. Trzeba jednak zadba� o to, aby m�j mistrz nie mia� k�opot�w, pomy�la� Noghri. Ju� wcze�niej za�adowa� do torby wszystkie �adunki wybuchowe, jakie przyni�s�, a tak�e pa�k� stokhli i rakietnic�. Postanowi� jak najszybciej si� st�d wynie��, zanim Jedi zainteresuje si� jego osob�. Obcy za�o�y� wi�c na siebie plecak odrzutowy i odpali� zasilanie. Maszyna zafurcza�a i wyrzuci�a z siebie strumie� ognia, kt�ry uni�s� szarosk�r� istot� wysoko, a potem stopniowo obni�a� jego lot, a� obcy wyl�dowa� trzydzie�ci metr�w dalej. Ca�a procedura powt�rzy�a si� kilka razy, i tak Noghri oddali� si� w noc, zanim Kyle Katarn zd��y� zareagowa� na jego obecno��. ROZDZIA� III - Wi�c m�w, Lo, o co ci chodzi. - zapyta� Han, kiedy wszyscy siedzieli ju� przy ustronnym stoliku w miejscowej kantynie. W przeciwie�stwie do wi�kszo�ci lokali, jakie Han mia� w�tpliw� przyjemno�� odwiedzi�, ten by� schludny i jasno o�wietlony. Stolik, przy kt�rym si� spotkali, by� umieszczony w niewielkiej alkowie w rogu sali. Przyjaciele mieli tu spok�j i mogli bez po�piechu om�wi� swoje sprawy. - Han, przyjacielu - rzek� Khan, popijaj�c swojego drinka - mamy z Wingiem delikatn� spraw�. Ton Lo by� jak na niego zbyt powa�ny. Hanowi wcale si� to nie podoba�o. Chewiemu chyba te� nie, bo mrukn�� niespokojnie. - Ju� wyja�niam, Chewie. - odpar� Lo - S�uchajcie uwa�nie. Jestem pewien, �e pami�tacie afer� na Almanii. Han istotnie pami�ta� t� histori�, cho� nie by�y to przyjemne wspomnienia. Przez intryg� Kuellera oskar�ono go o pod�o�enie bomby w gmachu Senatu i zamach na w�asn� �on�. Ponadto wielu przyjaci� Hana i Chewbaccy przemyca�o sprz�t dla samozwa�czego dyktatora Almanii, i chocia� Solo nie mia� do nich o to pretensji, ten fakt nie napawa� go rado�ci�. A skoro Lo jest przemytnikiem i ma k�opoty w zwi�zku z t� spraw�... - Masz problem z w�adzami Nowej Republiki za to, �e przewozi�e� z�om dla Kuellera? - zgad� Corellianin. - Blisko, Han, ale nie do ko�ca. - rzek� Khan - Nowa Republika istotnie wystosowa�a represje w stosunku do uczestnik�w tego precedensu, ale czas ich trwania ju� dawno min��. - Wi�c o co chodzi? - Han zmarszczy� czo�o. Lo Khan spochmurnia�. - O w�adze planety, z kt�rej pochodzi� transportowany przez nas sprz�t. - rzek� - Odbierali�my go od pewnego Yarkora nie wiedz�c, sk�d go ma. By�y to setki zbroi szturmowc�w, chocia� nigdy wcze�niej takich nie widzia�em. Wygl�da�y na bardzo stare. Milcz�cy dotychczas Luwingo wymamrota� co� w swoim j�zyku. - Nie �artuj, Wingo! - powiedzia� Han, a w jego g�osie zna� by�o niedowierzanie - Zbroje klon�w!? Wiesz, jak ma�o jest tego w Galaktyce? Sk�d ten Yarkor m�g� mie� ich tyle? Chewie j�kn�� przeci�gle, potem mrukn�� gard�owo, a zako�czy� cichym warkni�ciem. - Wookie ma racj�. - ci�gn�� Lo - S�uchajcie dalej. Jak ju� m�wi�em, nie wiedzieli�my z Wingiem, sk�d to si� bierze. Dopiero niedawno wszystko sta�o si� jasne. Kiedy trzy miesi�ce temu przebywali�my w Ostoi, zaatakowa� nas Puggles Trodd. Pami�tasz go? - Taa - mrukn�� Han, przypominaj�c sobie gryzoniopodobnego �owc� nagr�d - M�w dalej. - Ledwo uszli�my z �yciem. - na wspomnienie tego spotkania oddech Lo sta� si� ci�szy, a glos zacz�� mu dr�e� - Trodd zosta� przez kogo� wynaj�ty; sam nie mia� powod�w, by atakowa�. Nie wiedzieli�my jednak, przez kogo. Zapytali�my wi�c Assemblera. - Kud'ara Mub'ata? - zdziwi� si� Han - My�la�em, �e nie �yje. - Teraz jest nowy. W ka�dym razie wyci�gn�� od nas prawie wszystkie oszcz�dno�ci. Powiedzia� za to, co si� kroi. Ot� ca�e wyposa�enie szturmowc�w, jakie sprzedali�my Kuellerowi, zosta�o przez niego zniszczone. Podobno nie spodoba�o mu si�, �e pancerze wygl�daj� inaczej, ale poniewa� p�aci� z g�ry, nie chcia� odmawia� przyj�cia towaru. W ka�dym razie, sprz�t ten zosta� przez Yarkora skradziony. Nie pytaj, jak jeden kole� m�g� zwin�� kilkaset pancerzy szturmowc�w, bo nie wiem. Ukrad� je natomiast z planety o nazwie Kamino. - Kamino? - zdziwi� si� Han - Nigdy o niej nie s�ysza�em. Luwingo wyda� z siebie seri� be�kotliwych odg�os�w. Oni te� nie znali tej planety, dop�ki nie powiedzia� im o niej paj�czy informator. - Tak, Wingo - podsumowa� Lo - Wed�ug Assemblera Yarkor podczas rabunku zabi� kilku Kaminoan, a ci wyznaczyli nagrod� za jego g�ow�. - A on po schwytaniu wyjawi� im twoje nazwisko? - zgad� Han. Wookie wyda� z siebie gard�owy pomruk, na co Wingo odpar� seri� mrukni��. - Podobno nagroda jest tak wielka, �e mam na karku najlepszych w swoim fachu. - kontynuowa� Khan - Jestem pewien, �e Chenlambeca, Trodda i Zardr�, by� mo�e nawet Menndo, Xavisa, Exozone'a i Novala Garainta. Sama �mietanka.- doda�. - Faktycznie - podsumowa� Han, przypominaj�c sobie czasy, kiedy sam by� �cigany przez Hutt�w. Pewnie to z powodu nagrody Khan ukry� gdzie� "Hyperspace Maraudera", nie zostawiaj�c go na widoku. Byli jednak �owcy nagr�d, kt�rzy nie daliby si� oszuka� w ten spos�b. To mu o czym� przypomnia�o. - A Boba Fett? - zapyta�. Wingo be�kotn�� przecz�co. - Fett podobno jeszcze si� nami nie interesuje. - przet�umaczy� Lo. - Masz nieaktualne informacje, Khan. - odezwa� si� kto� zza ich plec�w - Fett postawi� sobie za punkt honoru schwytanie ci�. Ca�a czw�rka obr�ci�a si� jak na komend� i spostrzeg�a m�czyzn� w wieku Hana, ubranego w pancerz chroni�cy przed nag�ymi zmianami temperatur. Jego prawa r�ka zdawa�a si� by� syntetyczna, a w obu mia� wycelowan� w nich bro�, pistolety BlasTech DH-17. - Winszuj�, Exozone - odezwa� si� Han, si�gaj�c powoli do kabury z blasterem - Jeste� pierwszym, kt�ry ich wytropi�. - Z tego, co s�ysza�em, Gryzo� mnie ubieg� - odpar� �owca nagr�d - A a a, Solo, r�ce na widoku. Na t� sztuczk� ju� nikogo nie nabierzesz. Chewbacca rykn�� przeci�gle, na co Wingo odbe�kota� niewyra�nie. - �adnych spisk�w za moimi plecami! - sykn�� Exozone, po czym odwr�ci� twarz do Hana - Ty, Solo, wyno� si�. Nie p�ac� mi za zabijanie dostojnik�w Nowej Republiki, a nie chc�, �eby� wchodzi� mi w parad�. Han zauwa�y� k�tem oka, �e Chewie mrugn�� porozumiewawczo do Luwinga, ale nie da� po sobie pozna�, �e o tym wie. Zwr�ci� si� zatem z szelmowskim u�miechem do Exozone'a - A co, je�li nie zechc� wyj��? - Wtedy - Exozone najwyra�niej nie spodziewa� si� takiej postawy. Milcza� przez chwil�, jakby rozwa�aj�c sytuacj� - Wtedy ty i Wookie zginiecie. Chewie szczekn�� cicho. Han nie wiedzia�, co oni z Luwingiem planuj�, ale mia� nadziej�, �e to co� skutecznego. Przeni�s� wzrok na to, co si� dzia�o za lokalem, i spostrzeg�, �e reszta klient�w lokalu nie robi�a sobie wiele z tego, co dzia�o si� przy ich stoliku. Zauwa�y� jednak co� jeszcze, co�, czego nie by�o tu wcze�niej. I zrozumia�, na czym polega� plan Winga i Chewiego. - Wybacz, Exozone - u�miechn�� si� szelmowsko Solo - ale mnie i Chewiemu spodoba� si� ten lokal i nie opu�cimy go zbyt szybko. - Trudno, zatem umrzecie. - powiedzia� �owca nagr�d, ale nie wygl�da� na specjalnie zmartwionego. Wtedy Wingo uderzy�. A raczej nie Wingo, a zdalniak, kt�rego sprowadzi� za pomoc� dyskretnego, nar�cznego aktywatora. Lo i jego przyjaciel przewidzieli, �e mog� by� k�opoty, i sprowadzili w okolice baru kilka zdalnie sterowanych automat�w treningowych. Nie by�o to mo�e zbyt wiele, ale powinno skutecznie odwr�ci� uwag� potencjalnego przeciwnika. W tym przypadku Exozone'a. Zdalniak pos�a� w kierunku �owcy nagr�d blasterow� b�yskawic� niewielkiej mocy, kt�ra trafi�a w kark przeciwnika. Exozone podskoczy� jak oparzony i upu�ci� blastery. Han by� szczerze m�wi�c pod wra�eniem jego wytrzyma�o�ci; niewielu ludzi potrafi�o znie�� pora�enie rdzenia kr�gowego wi�zk� energetyczn�. Na szcz�cie Chewbacca silnym ciosem kling� kuszy w g�ow� �owcy zmieni� ten stan rzeczy. Shor Gin, Devaronianin, szybkim krokiem przemierza� korytarze dobrze sobie znanej Akademii Jedi na Yavinie IV. Szkoli� si� w niej jaki� czas, zanim jego obecny mistrz, Kam Solusar, zechcia� przyj�� go na swojego padawana. Shor by� wysoki jak na istot� swojej rasy; mia� nieca�e dwa metry wzrostu, sino-blad� sk�r� i inteligentne spojrzenie. Teraz jednak jego oczy wyra�a�y przede wszystkim podekscytowanie. On, jego mistrz, oraz kilku innych rycerzy Jedi, w tym Eelysa, Zekk i Streen, od d�u�szego czasu poszukiwali tajemniczej, pos�uguj�cej si� Moc� istoty, kt�r� nazywano Pe�nomocnikiem Sprawiedliwo�ci. Na ich nieszcz�cie nikt nie wiedzia� na jego temat absolutnie nic. Zgodnie z tym, co uda�o si� ustali� mistrzowi Solusarowi, Pe�nomocnik Sprawiedliwo�ci to funkcja, kt�r� pe�nili najlepsi adepci Ciemnej Strony szkoleni przez Imperatora i Vadera. Nie by�o ich wielu, bo jedynie trzech, a przez d�u�szy czas Nowa Republika s�dzi�a, �e unieszkodliwi�a wszystkich. Dopiero odnalezione w G�rze Tantiss datakarty i ich odszyfrowanie pozwoli�o na weryfikacj� tych pogl�d�w. Jedna z datakart zawiera�a bowiem spis wszystkich Ciemnych Jedi szkolonych przez Imperatora, w tym i Pe�nomocnik�w Sprawiedliwo�ci: Sedriss - cz�owiek, zabity na Ossus przez Ooda Bnara, Hethrir - firrerenianin, unicestwiony przez Waru, Witiyn Ter - i tu zaczyna�y si� schody. Jedi nie wiedzieli nawet, do jakiej rasy nale�y i jak� dysponuje pot�g�. Musia� by� silny, je�li Imperator wybra� go na Egzekutora, a ponadto przebieg�y, skoro wywiad Talona Karrde nie mia� �adnych danych na jego temat. A� do teraz. Shora bardzo zaskoczy�a informacja, jakoby kto� pos�uguj�cy si� mieczem �wietlnym ujawni� si� na planecie Itren. Ten kto� w nikomu nie znany spos�b wdar� si� na teren kosmoportu, a potem zabi� z zimn� krwi� sze�ciu mechanik�w i w�a�ciciela frachtowca typu Barloz, kt�rym nast�pnie odlecia�. Informacje potwierdzi�y przynale�no�� tego osobnika do rasy Pacitthip. Co ciekawe, mia� on ze sob� pi�tk� towarzyszy: dwoje ludzi, Charggianina, Phrolii i Zabraka. Gin nie wiedzia�, co to za jedni, ale by� pewien, �e maj� oni jaki� zwi�zek z Witiynem Terem, a mo�e nawet by� on jednym z nich. Mistrz Solusar z pewno�ci� b�dzie zaintrygowany nie mniej, ni� jego ucze�. "Sok� Milenium" i "Hyperspace Marauder" oddalali si� od siebie, zbli�aj�c natomiast do wsp�rz�dnych swoich skok�w. Zgodnie z tym, co Han, Chewie, Lo i Wingo ustalili po przekazaniu Exozone'a s�u�bom bezpiecze�stwa, przemytnicy udadz� si� teraz w kierunku Ord Pardon. Mie�ci si� tam baza zgrupowania floty Nowej Republiki zwanej Zespo�em Uderzeniowym Starfall. Co prawda sk�ada� si� on w znacznej mierze z wys�u�onych okr�t�w wojennych, powinien jednak bez wi�kszych k�opot�w udzieli� ochrony "Hyperspace Marauderowi", je�li tylko zajdzie taka potrzeba. Han wr�czy� Lo odpowiedni� datakart� autoryzacyjn�, w razie gdyby obecny dow�dca "Starfall", kapitan Virgilio, mia� jakie� w�tpliwo�ci. A jednak Hana niepokoi�y s�owa Exozone'a. Je�li m�wi� prawd�, �e w po�cig zamieszany jest Boba Fett, to nawet Zesp� Uderzeniowy Starfall m�g� nie wystarczy�. Solo zna� umiej�tno�ci �owcy nagr�d i wiedzia�, �e niewielu uda�o si� przed nim uciec. A to, �e on sam nale�a� do tych nielicznych, wcale nie bagatelizowa�o sytuacji. Ale zgodzi� si� pom�c Lo Khanowi i Luwingo bez wzgl�du na okoliczno�ci. Chocia� chcia�, aby wygl�da�o to na spraw� honoru, w g��bi serca zna� prawdziw� przyczyn� swojej decyzji. By�a ni� przyja��. "Sok� Millennium" wszed� na wektor skoku w kierunku systemu Morishim. Jego kapitan postanowi� poprosi� tam o przys�ug�. Je�li Lo i Wingo mieli jako� obroni� si� przed Fettem, potrzebowali pomocy Eskadry �otr�w. ROZDZIA� IV Gdyby kto� zapyta� mieszka�c�w Geratonu, na czym polega sens �ycia, wi�kszo�� z nich odpowiedzia�oby bez wahania, �e na zarabianiu na g�upocie innych. Bo niby jak inaczej okre�li� cech� ludzi, kt�rzy na w�asne �yczenie doprowadzaj� si� nieraz na skraj bankructwa i uzale�nienia, pal�c miejscowy tyto�? Owa u�ywka by�a jedynym towarem produkowanym przez tutejsze przedsi�biorstwa i przeznaczonym wy��cznie na eksport. Nikt z miejscowej ludno�ci nie pali� gerato�skiego tytoniu, a je�li komu� nagle spodoba� si� zapach sproszkowanych skrzyde� miejscowych motyli, sankcje wobec takiej osoby by�y spore. Kiedy� na czarnym rynku mo�na by�o naby� troch� tej u�ywki, ale, od kiedy w�adz� nad planet� przej�a firma Geraton Smoke Industries, na codzie� zajmuj�ca si� produkcj� tytoniu, wszystkie nielegalne plantacje zlikwidowano. Je�li chodzi o tych, co ju� zd��yli si� uzale�ni�, to albo poddawano ich d�ugiej i ostrej kuracji odwykowej, albo przeganiano z planety. Firmie pozosta�o zatem tylko kontrolowanie planetarnego przemys�u. A nadz�r nad zbieraniem tytoniu nie nale�a� do ulubionych zaj�� genera�a Barrona. Wielu m�g�by zapewne zdziw