10073
Szczegóły |
Tytuł |
10073 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10073 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10073 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10073 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Isaac Asimov
Ma�y, zagubiony robot
Prze�o�y� Edward Szmigiel
Na Hiperbazie przedsi�wzi�to �rodki bezpiecze�stwa, kt�rych niezwyk�� gwa�towno�� mo�na by por�wna� z�histerycznym wrzaskiem.
Uszeregowane zar�wno wed�ug chronologii, jak i�stopnia rozpaczliwo�ci kolejne kroki by�y nast�puj�ce:.
1. Wstrzymano prace nad nap�dem hiperatomowym w�ca�ym obszarze przestrzeni kosmicznej zajmowanej przez Stacje Dwudziestego Si�dmego Zgrupowania Asteroid.
2. Ca�y ten obszar przestrzeni kosmicznej zosta�, praktycznie rzecz bior�c, odci�ty od Uk�adu. Niemo�liwy by� wjazd bez pozwolenia. Opuszczania obszaru zakazano ca�kowicie.
3. Do Hiperbazy specjalnym rz�dowym statkiem patrolowym sprowadzono z�Ameryka�skiej Korporacji Robot�w i�Ludzi Mechanicznych g��wnego psychologa doktor Susan Calvin i�dyrektora matematycznego doktora Petera Bogerta.
Susan Calvin nigdy dot�d nie opuszcza�a powierzchni Ziemi i�teraz tak�e nie przejawia�a takich ch�ci. W�wieku energii atomowej i�oczywistej blisko�ci opanowania Nap�du hiperatomowego pozosta�a spokojn� prowincjuszk�. Tak wi�c by�a niezadowolona z�podr�y i�niezbyt przekonana o�rzeczywistym zagro�eniu, a�jej nie�adna twarz pokazywa�a to wystarczaj�co wyra�nie podczas tej pierwszej kolacji w�Hiperbazie.
Wyraz zmieszania nie opuszcza� tak�e poblad�ej twarzy doktora Bogerta. R�wnie� genera�-major Kallner, kt�ry kierowa� projektem, mia� przez ca�y czas grobow� min�.
Kr�tko m�wi�c, posi�ek wywar� na wszystkich fatalne wra�enie wi�c ma�a narada ca�ej tr�jki, kt�ra po nim nast�pi�a, zacz�a si� w�pos�pnym nastroju.
�ysina genera�a Kallnera b�yszcza�a, kiedy ubrany w�galowy mundur dziwnie nie pasuj�cy do okazji, zacz�� z�ca�� otwarto�ci�, nie kryj�c zaniepokojenia:
- Prosz� pa�stwa, to dziwna historia. Chcia�bym podzi�kowa� za przyjazd, mimo �e nasze kr�tkie wezwanie nie zawiera�o �adnych wyja�nie�. Spr�bujemy to teraz naprawi�. Zgubili�my robota. Praca usta�a i�nie wznowimy jej, dop�ki nie odnajdziemy zguby. Jak dot�d nie uda�o si� to nam i�uwa�amy, �e potrzeba nam fachowej pomocy. - By� mo�e genera� poczu�, �e jego k�opot nie okaza� si� tak wielki, jak si� spodziewano. Podj�� z�nut� rozpaczy w�g�osie: - Nie musz� pa�stwu wyja�nia� wagi naszej pracy tutaj. Ponad osiemdziesi�t procent zesz�orocznych kredyt�w na badania naukowe trafi�o do nas...
- Wiemy o�tym - powiedzia� uspokajaj�co Bogert. U.S. Robots otrzymuje hojne op�aty za wykorzystywane przez was roboty.
Susan Calvin wtr�ci�a bezceremonialnie i�cierpko:
- Co powoduje, �e jeden robot jest tak wa�ny dla projektu i�dlaczego nie zosta� zlokalizowany?
Genera� zwr�ci� czerwon� twarz w�jej kierunku i�szybko zwil�y� usta:
- W�pewnym sensie zlokalizowali�my go - a�potem niemal z�b�lem doda�: - Pozw�lcie, �e wyja�ni�. Kiedy robot si� nie zameldowa�, og�oszono alarm i�zatrzymano wszelki ruch z�Hiperbazy. Poprzedniego dnia wyl�dowa� statek towarowy i�dostarczy� nam dwa roboty do laboratori�w. Pozosta�y na nim sze��dziesi�t dwa roboty... eee... tego samego typu przeznaczone do wysy�ki gdzie indziej. Tej liczby jeste�my pewni. Tu nie ma �adnych w�tpliwo�ci.
- Tak? Co to ma do rzeczy?
- Kiedy nie mogli�my nigdzie odnale�� naszego robota - a�zapewniam was, �e gdyby to by�o konieczne, wytropiliby�my brakuj�ce �d�b�o trawy - kto� wpad� na wspania�y pomys�, �eby jeszcze raz przeliczy� roboty na statku dostawczym. Okaza�o si�, �e teraz jest ich sze��dziesi�t trzy.
- Tak �e sze��dziesi�ty trzeci, jak z�tego rozumiem, jest tym, kt�rego szukacie - oczy doktor Calvin pociemnia�y.
- Tak, ale w��aden spos�b nie potrafimy odr�ni�, kt�ry z�nich jest tym sze��dziesi�tym trzecim.
Gdy elektryczny zegar wybija� godzin� jedenast�, panowa�o g�uche milczenie, po chwili pani robopsycholog powiedzia�a:
- Bardzo dziwne - i�opu�ci�a k�ciki ust. - Peter zwr�ci�a si� do�� gwa�townie do swojego kolegi - o�co tu chodzi? Jakich robot�w u�ywaj� w�Hiperbazie?
Doktor Bogert zawaha� si� i�rzek� niepewnie si� u�miechaj�c:
- Do tej chwili by�a to raczej delikatna sprawa, Susan.
- Tak, do tej chwili - powiedzia�a szybko. Je�li maj� sze��dziesi�t trzy roboty tego samego typu, to czemu nie wezm� pierwszego z�brzegu zamiast tego zagubionego?
O co w�tym wszystkim chodzi? Dlaczego po nas pos�ano?
Bogert powiedzia� z�rezygnacj�:
- Pozw�l, �e ci wyja�ni�. Susan. Tak si� sk�ada, �e Hiperbaza u�ywa kilku robot�w, kt�rych m�zgi nie maj� zakodowanego ca�ego Pierwszego Prawa Robotyki.
- Nie maj� zakodowanego? - Calvin opad�a ci�ko na krzes�o. - Rozumiem. Ile ich zrobiono?
- Kilka. Wykonano je na zam�wienie rz�dowe a�ich istnienie otoczono absolutn� tajemnic�. Mogli o�tym wiedzie� jedynie bezpo�rednio zainteresowani ludzie na samej g�rze. Ciebie w�to nie w��czono, Susan. Ja nie mia�em z�tym nic wsp�lnego.
Genera�, wykorzystuj�c sw�j autorytet, wpad� Bogertowi w�s�owo:
- Chcia�bym to wyja�ni�. Nie wiedzia�em, �e doktor Calvin nie by�a zaznajomiona z�sytuacj�. Nie musz� pani m�wi�, doktor Calvin, �e na Planecie zawsze zg�aszano silny sprzeciw wobec robot�w. Jedyn� obron� rz�du przed radyka�ami neguj�cymi celowo�� konstruowania robot�w by� fakt, �e roboty zawsze si� buduje z�nieusuwalnym Pierwszym Prawem, kt�re uniemo�liwia im wyrz�dzenie krzywdy ludziom w�jakichkolwiek okoliczno�ciach.
- Ale musieli�my mie� roboty o�innej naturze.
Tak wi�c przygotowano zaledwie kilka robot�w modelu NS-2, to znaczy Nestor�w, ze zmodyfikowanym Pierwszym Prawem. Aby zachowa� wszystko w�tajemnicy, wszystkie roboty NS-2 wyprodukowano bez numer�w seryjnych. Zmodyfikowane egzemplarze s� tu dostarczane wraz z�grup� normalnych robot�w. No i, oczywi�cie, wszystkie roboty naszego rodzaju maj� �ci�le zakodowane, �eby nigdy nie m�wi� o�swojej modyfikacji nieupowa�nionemu personelowi - u�miechn�� si� z�zak�opotaniem: - Teraz to wszystko obr�ci�o si� przeciwko nam.
- Czy jednak�e zapyta� pan ka�dego z�nich, kim jest? - zapyta�a ponuro Calvin. - Chyba jest pan upowa�niony?
Genera� skin�� g�ow�.
- Wszystkie sze��dziesi�t trzy zaprzeczaj�, �e tu pracowa�y - a�wi�c jeden z�nich k�amie.
- Czy poszukiwany ma �lady zu�ycia? Rozumiem, �e pozosta�e s� prosto z�fabryki.
- Ten, kt�rego szukamy, by� tu dopiero od miesi�ca.
On i�te dwa, kt�re w�a�nie przys�ano, mia�y by� ostatnimi potrzebnymi nam robotami tego typu. Nie ma na nim dostrzegalnych �lad�w zu�ycia - pokr�ci� wolno g�ow� i�w jego oczach zn�w pojawi�o si� przygn�bienie. - Doktor Calvin, nie mo�emy pozwoli� temu statkowi odlecie�.
Je�li istnienie robot�w bez Pierwszego Prawa dotrze do wiadomo�ci publicznej... - nie spos�b by�o unikn�� niedom�wienia.
- Unicestwcie wszystkie sze��dziesi�t trzy roboty powiedzia�a ch�odno i�kategorycznie pani robopsycholog - i�zako�czcie spraw�.
Bogert zareagowa� natychmiast.
- To znaczy unicestwi� trzydzie�ci tysi�cy dolar�w za robota. Obawiam si�, �e korporacji U.S. Robots to by si� nie spodoba�o. Najpierw podejmijmy jaki� wysi�ek, Susan, zanim cokolwiek zniszczymy.
- W�takim razie - powiedzia�a ostro - potrzebuj� fakt�w. Jak� dok�adnie korzy�� czerpie Hiperbaza z�tych zmodyfikowanych robot�w? Co zadecydowa�o, �e sta�y si� potrzebne, generale?
Kallner zmarszczy� czo�o i�pog�adzi� je.
- Mieli�my k�opoty z�naszymi poprzednimi robotami.
Widzi pani, nasi ludzie maj� cz�sto do czynienia z�promieniowaniem przenikliwym. To niebezpieczne, oczywi�cie, ale podj�to niezb�dne �rodki ostro�no�ci. Od chwili rozpocz�cia prac zdarzy�y si� tylko dwa wypadki i��aden z�nich nie by� �miertelny. Ale tego nie dawa�o si� wyt�umaczy� zwyk�emu robotowi. Pierwsze Prawo m�wi przytocz� - ��aden robot nie mo�e wyrz�dzi� krzywdy istocie ludzkiej lub poprzez bezczynno�� pozwoli�, aby sta�a jej si� krzywda�. To sprawa podstawowa, doktor Calvin. Kiedy zachodzi�a konieczno��, aby jeden z�naszych ludzi wystawi� si� na jaki� czas na dzia�anie umiarkowanego pola promieni gamma, pola kt�re nie wywo�a�oby �adnych skutk�w fizjologicznych, najbli�szy robot rzuca� si� do niego i�wci�ga� go z�powrotem. Je�li pole by�o rzeczywi�cie bardzo s�abe, robotowi udawa�o si� to i�nie mo�na by�o kontynuowa� prac, dop�ki nie usuni�to wszystkich robot�w. Je�li pole by�o troch� silniejsze, robot nigdy nie dociera� do pracuj�cego w�jego obr�bie technika, gdy� jego m�zg pozytronowy doznawa� zapa�ci pod wp�ywem promieniowania gamma - i�wtedy mieli�my o�jednego kosztownego i�trudnego do zast�pienia robota mniej. Pr�bowali�my im to wyperswadowa�. One za� argumentowa�y, �e cz�owiek znajduj�cy si� w�polu promieni gamma nara�a swoje �ycie i�nie ma znaczenia, �e mo�e tam bezpiecznie przebywa� przez p� godziny.
Przypu��my, m�wi�y, �e zapomnia�by o�gro��cym mu niebezpiecze�stwie i�pozosta� tam przez godzin�. Nie mog�y ryzykowa�. Zwr�cili�my im uwag�, �e to one ryzykuj� swoim �yciem. Ale instynkt samozachowawczy jest dopiero Trzecim Prawem Robotyki i�wa�niejsze od niego by�o Pierwsze Prawo - dotycz�ce bezpiecze�stwa cz�owieka. Wydali�my im rozkazy. �ci�le i�surowo rozkazali�my im trzyma� si� z�dala od p�l promieni gamma. Ale pos�usze�stwo jest dopiero Drugim Prawem Robotyki - wi�c zn�w wa�niejsze od niego by�o Pierwsze Prawo. Tak wi�c, doktor Calvin, musieli�my albo oby� si� bez robot�w, albo co� zrobi� z�Pierwszym Prawem i�wybrali�my to drugie rozwi�zanie.
- Nie mog� uwierzy� - powiedzia�a doktor Calvin - �e odkryto mo�liwo�� usuni�cia Pierwszego Prawa.
- Nie usuni�to go, tylko zmodyfikowano - wyja�ni� Kallner.
- Skonstruowano takie m�zgi pozytronowe, kt�re zawiera�y tylko aspekt pozytywny prawa, brzmi�cy nast�puj�co: ��aden robot nie mo�e wyrz�dzi� krzywdy istocie ludzkiej�. To wszystko. Zmodyfikowane roboty nie czuj� si� w�obowi�zku zapobiega� krzywdzie dziej�cej si� cz�owiekowi wskutek czynnika zewn�trznego, takiego jak promienie gamma. Czy wyja�niam spraw� poprawnie, doktorze Bogert?
- Najzupe�niej - przytakn�� matematyk.- I�to jest jedyna r�nica mi�dzy waszymi robotami i�zwyk�ym modelem NS-2? Jedyna r�nica? Peter?
- Jedyna r�nica, Susan.
Wsta�a i�powiedzia�a zdecydowanie:
- Teraz zamierzam si� przespa�, a�mniej wi�cej za osiem godzin chc� rozmawia� z�osob�, kt�ra widzia�a robota jako ostatnia. I�od tej chwili, generale Kallner, je�li w�og�le mam wzi�� na siebie jak�� odpowiedzialno�� za wydarzenia, chc� pe�nej o�niekwestionowanej kontroli nad tym dochodzeniem.
Z wyj�tkiem dw�ch godzin m�cz�cego letargu Susan Calvin nie zazna�a tej nocy snu. Przy drzwiach pokoju Bogerta pojawi�a si� o�godzinie 7:00 czasu lokalnego; on tak�e by� ju� na nogach. Przyj�� j� ubrany w�szlafrok, kt�rego nie zapomnia� ze sob� zabra�. Kiedy wesz�a, od�o�y� no�yczki do paznokci.
- Spodziewa�em si� ciebie - powiedzia� �agodnie. Przypuszczam, �e od tego wszystkiego robi ci si� niedobrze.
- Tak.
- No c�, przykro mi. Nie da�o si� temu zapobiec.
Kiedy z�Hiperbazy nadesz�o do nas wezwanie, wiedzia�em, �e co� si� musia�o sta� ze zmodyfikowanymi Nestorami. Ale c� by�o robi�? Nie mog�em ci wyjawi� sprawy podczas podr�y, tak jak bym tego chcia�, poniewa� musia�em si� upewni�. Sprawa modyfikacji jest �ci�le tajna.
- Powinnam wiedzie� - wymamrota�a pani psycholog.
- Korporacja nie mia�a prawa modyfikowa� w�ten spos�b m�zg�w pozytronowych bez zgody psychologa.
Bogert uni�s� brwi i�westchn��.
- B�d� rozs�dna, Susan. Nie mog�a� na nich wp�yn��.
W tej sprawie rz�d musia� postawi� na swoim. Bardzo im zale�y na nap�dzie hiperatomowym, a�fizycy eterowi mog� nad nim pracowa�, pod warunkiem �e roboty nie b�d� im w�tym przeszkadza�. Konieczna by�a modyfikacja m�zg�w przeznaczonych do tych prac robot�w, nawet je�li to oznacza�o przekr�cenie Pierwszego Prawa. Musieli�my przyzna�, �e to mo�liwe z�punktu widzenia konstrukcji, a�oni z�o�yli uroczyst� przysi�g�, �e chc� tylko dwana�cie sztuk, �e b�d� one wykorzystane tylko w�Hiperbazie, �e zostan� unicestwione z�chwil� zako�czenia prac i��e zostan� podj�te wszelkie �rodki ostro�no�ci. No, i�nalegali na zachowanie tajemnicy - tak wygl�da sytuacja.
- Z�o�y�abym rezygnacj� - powiedzia�a doktor Calvin przez z�by.
- To by nic nie da�o. Rz�d zaoferowa� przedsi�biorstwu fortun� i�zagrozi� wprowadzeniem ustawodawstwa antyrobotowego w�wypadku odmowy. Wtedy mieli�my n� na gardle i�teraz te� go mamy. Je�li b�d� jakie� przecieki, mog�oby to zaszkodzi� Kallnerowi i�rz�dowi, ale o�wiele bardziej zaszkodzi�oby to naszej korporacji.
Pani psycholog zapatrzy�a si� na niego.
- Peter, czy nie zdajesz sobie sprawy z�tego, co to wszystko oznacza? Czy nie rozumiesz, co oznacza usuni�cie Pierwszego Prawa? To nie tylko sprawa zachowania tajemnicy.
- Wiem, co oznacza�oby usuni�cie. Nie jestem dzieckiem. Oznacza�oby ca�kowit� niestabilno��, bez nieurojonych rozwi�za� pozytronowych r�wna� p�l.
- Tak, w�kategoriach matematycznych. Ale mo�na to przet�umaczy� na zwyk�e poj�cie psychologiczne. Wszystkie normalne istoty �yj�ce, Peter, �wiadomie lub nie czuj� niech�� do zwierzchnictwa. Je�li zwierzchnictwo jest narzucone przez istot� ni�sz� lub rzekomo ni�sz�, niech�� wzrasta. W�kategoriach fizycznych, a�do pewnego stopnia i�psychicznych, robot - ka�dy robot - przewy�sza ludzi. Co zatem czyni z�niego niewolnika? Tylko Pierwsze Prawo! Ba, bez niego pierwszy rozkaz, kt�ry spr�bowa�by� wyda� robotowi, zako�czy�by si� twoj� �mierci�. Niestabilno��? Jak ty to sobie wyobra�asz?
- Susan - powiedzia� Bogert udaj�c rozbawienie. Przyznaj�, �e kompleks Frankensteina, kt�ry w�ten spos�b manifestujesz, ma pewne usprawiedliwienie, st�d przede wszystkim Pierwsze Prawo. Ale to prawo, powtarzam w�k�ko, nie zosta�o usuni�te, tylko zmodyfikowane. - A�co ze stabilno�ci� m�zgu?
Matematyk wyd�� usta.
- Naturalnie zmniejszona. Ale w�granicach bezpiecze�stwa. Pierwsze Nestory dostarczono do Hiperbazy dziewi�� miesi�cy temu i�absolutnie nic nie nawali�o a� do teraz, nawet w�tym wypadku chodzi tylko o�obaw� przed zdemaskowaniem, a�nie o�zagro�enie dla cz�owieka.
- A�wi�c dobrze. Zobaczymy, co przyniesie poranna narada.
Bogert odprowadzi� j� uprzejmie do drzwi i�wymownie skrzywi� si� po jej wyj�ciu. Nie widzia� powodu, �eby zmienia� swoj� utrwalon� opini� o�niej jako okazie zgorzknia�ej i�znerwicowanej frustratki. Za to my�li Susan Calvin nawet w�najmniejszym stopniu nie dotyczy�y Bogerta. Ju� wiele lat wcze�niej ostatecznie go podsumowa�a uznaj�c go za uosobienie ugrzecznionego i�pretensjonalnego przylizania.
Gerald Black uzyska� stopie� naukowy z�fizyki eterowej rok wcze�niej i�wsp�lnie ze wszystkimi fizykami swojego pokolenia zaanga�owa� si� w�problem nap�du.
Teraz nie�le uzupe�nia� og�ln� atmosfer� nerwowych narad w�Hiperbazie. Poplamiony bia�y kitel pasowa� do jego postawy - na wp� zbuntowanej i�ca�kowicie niepewnej. Z�kr�pego cia�a Blacka emanowa�a szukaj�ca uj�cia si�a; wydawa�o si�, �e jego palce, wykr�caj�ce si� wzajemnie nerwowymi szarpni�ciami, mog�yby powygina� metalow� szabl�.
Genera�-major Kallner usiad� obok niego, a�dw�jka przedstawicieli U.S. Robots zaj�a miejsca naprzeciwko.
- Powiedziano mi, �e by�em ostatni� osob�, kt�ra widzia�a Nestora 10, zanim znikn�� - powiedzia� Black.
- Rozumiem wi�c, �e chcecie ze mn� o�tym porozmawia�.
Doktor Calvin przyjrza�a mu si� z�zainteresowaniem.
- M�wi pan, jakby pan nie by� tego pewien, m�ody cz�owieku - powiedzia�a. - Nie wie pan, czy by� pan ostatni� osob�, kt�ra go widzia�a?
- Pracowa� ze mn�, prosz� pani, przy generatorach pola i�by� ze mn� tego rana, kiedy znikn��. Nie wiem, czy kto� go widzia� p�niej - mniej wi�cej po dwunastej w�po�udnie. Nikt si� do tego nie przyznaje.
- Czy s�dzi pan, �e kto� k�amie?
- Tego nie m�wi�. Ale nie m�wi� te�, �e chc�, aby wina za to spad�a na mnie - co� b�ysn�o w�jego ciemnych oczach.
- Kwestia winy nie wchodzi w�rachub�. Robot post�pi� tak, jak post�pi�, bo jest robotem. Po prostu pr�bujemy go odnale��, panie Black, i�od��my wszystko inne na bok. A�skoro pan pracowa� z�tym robotem, prawdopodobnie zna go pan lepiej ni� ktokolwiek inny. Czy zauwa�y� pan w�nim co� niezwyk�ego? Czy pracowa� pan wcze�niej z�robotami?
- Pracowa�em z�innymi robotami, kt�re tu mamy prostymi robotami. Nestory niczym si� nie r�ni�, z�wyj�tkiem tego �e s� o�wiele m�drzejsze - i�bardziej denerwuj�ce.
- Denerwuj�ce? W�jakim sensie?
- No c�, mo�e to nie ich wina. Praca tutaj jest ci�ka i�wi�kszo�� z�nas staje si� troch� szorstka. Zabawa z�hiperprzestrzeni� to nie �arty - u�miechn�� si� s�abo, znajduj�c przyjemno�� w�tym wyznaniu. - Ustawicznie ryzykujemy wywaleniem dziury w�normalnej strukturze czasoprzestrzeni i�wypadni�ciem z�wszech�wiata, wraz z�asteroid� i�wszystkim innym. Brzmi to jak niedorzeczno��, prawda? Naturalnie cz�owiek jest czasami podenerwowany. Ale te Nestory nie s�. S� dociekliwe, spokojne i�niczym si� nie przejmuj�. To wystarczy, �eby czasem doprowadzi� cz�owieka do szale�stwa. Kiedy si� chce, �eby co� zosta�o w�mig zrobione, one zachowuj� si� tak, jakby mia�y du�o czasu. Czasami wola�bym si� obywa� bez nich.
- M�wi pan, �e si� nie spiesz�? Czy kiedykolwiek odm�wi�y wykonania rozkazu?
- O�nie - zaprzeczy� pospiesznie. - Wykonuj� je bez zarzutu. Zwracaj� jednak cz�owiekowi uwag�, kiedy im si� zdaje, �e on si� myli. Wiedz� na ten temat tylko to, czego ich sami nauczyli�my, ale to ich nie powstrzymuje.
Mo�e mam urojenia, ale inni maj� te same problemy ze swoimi Nestorami.
Genera� Kallner odchrz�kn�� ostrzegawczo.
- Dlaczego nie dotar�y do mnie �adne skargi w�tej sprawie, Black? - zapyta�.
M�ody fizyk zaczerwieni� si�.
- Tak naprawd� nie chcieli�my si� obywa� bez robot�w, panie generale, a�poza tym nie byli�my zbyt pewni, jak takie... eee... drobne skargi mog�yby zosta� przyj�te.
Bogert wtr�ci� si� �agodnie:
- Czy co� szczeg�lnego zdarzy�o si� tego rana, kiedy go pan widzia� po raz ostatni?
Zaleg�a cisza. Spokojnym gestem Calvin powstrzyma�a Kallnera przed komentarzem i�czeka�a cierpliwie.
Black wybuchn�� gniewnie:
- Mia�em z�nim troch� k�opot�w. Tego rano zbi�em prob�wk� Kimballa i�mia�em pi�ciodniowe zaleg�o�ci; m�j ca�y program by� op�niony; od kilku tygodni nie otrzyma�em poczty z�domu. A�on przyszed� i�chcia�, �ebym powt�rzy� eksperyment, kt�ry zarzuci�em miesi�c temu. Bez przerwy denerwowa� mnie t� spraw� i�mia�em ju� tego do��. Powiedzia�em mu, �eby odszed�... i�wi�cej go ju� nie widzia�em.
- Powiedzia� mu pan, �eby odszed�? - zapyta�a doktor Calvin z�nag�ym zainteresowaniem. - Tylko tymi s�owami? Czy pan powiedzia� �Odejd��? Niech pan spr�buje sobie przypomnie� dok�adne s�owa.
W Blacku najwyra�niej rozgorza�a walka wewn�trzna.
Na chwil� ukry� czo�o w�szerokiej d�oni, a�potem oderwa� j� i�powiedzia� buntowniczo:
- Powiedzia�em: �Znikaj st�d�.
Bogert roze�mia� si�:
- I�znikn��, co?
Ale Calvin jeszcze nie sko�czy�a. M�wi�a �agodnym g�osem:
- Teraz do czego� doszli�my, panie Black. Ale wa�ne s� szczeg�y. Dok�adny opis s�owa, gestu, barwy g�osu mo�e bardzo pom�c w�zrozumieniu poczyna� robota. Na przyk�ad, nie m�g� pan powiedzie� tylko tych dw�ch s��w, prawda? Wed�ug pa�skiego opisu musia�o si� w�panu gotowa�. By� mo�e wzmocni� pan troch� swoj� przemow�.
M�ody cz�owiek poczerwienia�.
- C�... mo�e okre�li�em go... kilkoma epitetami.
- Jakimi epitetami?
- Och, nie pami�tam dok�adnie. A�poza tym nie m�g�bym tego powt�rzy�. Wiadomo, co cz�owiek m�wi, kiedy jest wzburzony - za�mia� si� zak�opotany niemal chichocz�c: - Mam poniek�d sk�onno�� do mocnych s��w.
- Nic nie szkodzi - odpar�a z�pruderyjn� surowo�ci�.
- W�tej chwili jestem psychologiem. Chcia�abym, �eby pan dok�adnie powt�rzy� to, co pan powiedzia� - tak dok�adnie, jak pan pami�ta, a�nawet, co wa�niejsze, odtworzy� dok�adnie ton, jakim pan si� do niego odezwa�.
Black spojrza� na swojego dow�dc�, ale nie znalaz� u�niego wsparcia. Jego oczy zaokr�gli�y si� i�pojawi�o si� w�nich przera�enie.
- Ale� nie mog�.
- Musi pan.
- Przypu��my - powiedzia� Bogert ze �le skrywanym rozbawieniem - �e zwr�ci si� pan do mnie. Mo�e b�dzie �atwiej.
Szkar�atna twarz m�odego cz�owieka zwr�ci�a si� do Bogerta. Prze�kn�� �lin�:
- Powiedzia�em... - zamilk�. Spr�bowa� jeszcze raz: Powiedzia�em...
Wzi�� g��boki oddech i�wyrzuci� to pospiesznie z�siebie jednym, d�ugim ci�giem sylab. A�potem, w�na�adowanej atmosferze, kt�ra zapanowa�a, zako�czy� prawie ze �zami:
- ...mniej wi�cej tak. Nie pami�tam dok�adnej kolejno�ci wyzwisk, kt�rymi go obrzuci�em, i�mo�e co� opu�ci�em albo co� doda�em, ale tak to mniej wi�cej brzmia�o.
Jedynie nieznaczny rumieniec zdradzi� uczucia pani psycholog. - Znam znaczenie wi�kszo�ci u�ytych okre�le� - powiedzia�a. - Przypuszczam, �e pozosta�e by�y r�wnie uw�aczaj�ce.
- Niestety tak - przyzna� udr�czony Black.
- A�gdzie� �pomi�dzy� powiedzia� mu pan, �eby znikn��.
- M�wi�em to tylko w�przeno�ni.
- Tak my�l�. Jestem pewna, �e nie zostan� zastosowane �adne sankcje dyscyplinarne - odpowiadaj�c na jej spojrzenie genera�, kt�ry pi�� sekund wcze�niej mia� inne zdanie na ten temat, skin�� ze z�o�ci� g�ow�.
- Mo�e pan odej��, panie Black. Dzi�kuj� za wsp�prac�.
Pi�� godzin zabra�o Susan Calvin przeprowadzenie rozm�w z�sze��dziesi�cioma trzema robotami, by�o to pi�� godzin wielokrotnych powt�rze�: jeden robot zast�puje drugiego identycznego robota: pytania A, B, C�i D�poprzedzaj� odpowiedzi A, B, C�i D; starannie zachowany oboj�tny wyraz twarzy; starannie zachowany naturalny ton; starannie zachowana przyjacielska atmosfera; a�wszystko w�towarzystwie ukrytego dyktafonu.
Kiedy wreszcie sko�czy�a, czu�a si� ca�kowicie wypompowana.
Bogert czeka� na ni� i�spojrza� pytaj�co, kiedy z�brz�kiem upu�ci�a nagran� szpulk� na plastikowy blat biurka.
Pokr�ci�a g�ow�.
- Wszystkie sze��dziesi�t trzy wydawa�y mi si� takie same. Nie potrafi�am odr�ni�...
- Nie mog�a� si� spodziewa�, �e odr�nisz go na s�uch, Susan - powiedzia�. - Zanalizujemy nagrania.
Matematyczna interpretacja werbalnych reakcji robot�w jest jedn� z�bardziej zawi�ych ga��zi analizy robotycznej. Wymaga wyszkolonych technik�w i�pomocy skomplikowanych maszyn licz�cych. Bogert o�tym wiedzia�. Wys�uchawszy wszystkich odpowiedzi i�sporz�dziwszy wykazy odmian u�ytych przez roboty s��w oraz wykresy r�nic w�czasach reakcji m�g� jedynie, z�wysi�kiem t�umi�c irytacj�, powiedzie�:
- Nie ma anomalii, Susan. R�nice w�sformu�owaniach i�reakcje czasowe s� w�granicach zwyk�ych grupowa� cz�stotliwo�ciowych. Potrzebujemy subtelniejszych metod. Musz� tu mie� komputery. Nie - zmarszczy� brwi i�skubn�� delikatnie paznokie� kciuka. - Nie mo�emy korzysta� z�komputer�w. Zbyt du�e niebezpiecze�stwo przecieku. A�mo�e gdyby�my...
Doktor Calvin przerwa�a mu zniecierpliwionym gestem.
- Prosz�, Peter. To nie jest jeden z�twoich ma�o wa�nych problem�w laboratoryjnych. Je�li nie potrafimy wykry� zmodyfikowanego Nestora na podstawie jakiej� jaskrawej r�nicy, kt�r� mo�na dostrzec go�ym okiem, takiej, co do kt�rej nie mo�e by� pomy�ki, to mamy pecha. W�przeciwnym razie niebezpiecze�stwo pomy�ki i�umo�liwienia mu ucieczki jest zbyt du�e. Nie wystarczy drobna nieregularno�� na wykresie. M�wi� ci, je�li to by by�o wszystko, na czym mo�na si� oprze�, zniszczy�abym je wszystkie po to tylko, �eby zyska� pewno��. Czy rozmawia�e� z�innymi zmodyfikowanymi Nestorami?
- Tak - odburkn�� Bogert - i�z nimi wszystko w�porz�dku. Je�li ju�, to w�swoim przyjaznym nastawieniu przekraczaj� norm�. Odpowiada�y na moje pytania, nie tai�y dumy ze swojej wiedzy - z�wyj�tkiem tych dw�ch nowych, kt�re nie mia�y czasu nauczy� si� fizyki eterowej. Raczej dobrodusznie �mia�y si� z�mojej ignorancji w�niekt�rych tutejszych wyspecjalizowanych dziedzinach - wzruszy� ramionami. - Przypuszczam, �e to jeden z�powod�w niech�ci tutejszych technik�w wobec nich.
By� mo�e te roboty za bardzo chc� imponowa� cz�owiekowi swoj� wi�ksz� wiedz�.
- Czy mo�esz spr�bowa� kilku reakcji planarnych, �eby si� przekona�, czy nast�pi�a jaka� zmiana, jakie� pogorszenie w�ich strukturze psychicznej od chwili wyprodukowania?
- Jeszcze tego nie zrobi�em, ale zrobi� - pogrozi� jej chudym palcem: - Tracisz opanowanie, Susan. Nie rozumiem, dlaczego dramatyzujesz. One s� w�zasadzie nieszkodliwe.
- Tak? - Calvin zapali�a si�. - Tak? Czy zdajesz sobie spraw�, �e jeden z�nich k�amie? Jeden z�sze��dziesi�ciu trzech robot�w, z�kt�rymi dopiero co rozmawia�am, celowo mi sk�ama� po otrzymaniu wyra�nego nakazu, �eby m�wi� prawd�. Taka anormalno�� musi by� strasznie g��boko zakorzeniona i�musi przera�a�.
Peter Bogert poczu�, jak mu si� zaciskaj� z�by.
- Wcale nie - powiedzia�. - Pos�uchaj! Nestor 10 dosta� rozkaz, �eby znikn��. Najbardziej upowa�niona do tego osoba wyda�a mu rozkaz tonem znamionuj�cym konieczno�� natychmiastowego wykonania polecenia. Nie mo�esz przeciwdzia�a� temu ani tytu�em wy�szej konieczno�ci, ani tytu�em wy�szego prawa do rozkazywania.
Robot naturalnie b�dzie pr�bowa� broni� wykonania rozkazu. W�a�ciwie, obiektywnie patrz�c, podziwiam jego pomys�owo��. Czy robot mo�e lepiej znikn��, ni� ukrywaj�c si� w�r�d grupy podobnych robot�w?
- Tak, po tobie mo�na si� spodziewa� podziwu. Odkry�am u�ciebie rozbawienie, Peter - rozbawienie i�przera�aj�cy brak zrozumienia. Czy ty jeste� robotykiem, Peter? Te roboty przywi�zuj� wag� do tego, co uwa�aj� za wy�szo��. Sam to przed chwil� powiedzia�e�. Pod�wiadomie czuj�, �e ludzie s� ni�si i�Pierwsze Prawo chroni�ce nas przed nimi jest niedoskona�e. S� niestabilne. I�oto mamy m�odego cz�owieka, kt�ry rozkazuje robotowi zostawi� go, znikn��, u�ywaj�c s��w wyra�aj�cych wstr�t, pogard� i�obrzydzenie. Przyznaj�, �e robot musi wykona� rozkazy, ale pod�wiadomie czuje niech��. Spraw� absolutnie najwa�niejsz� dla niego stanie si� udowadnianie w�asnej wy�szo�ci, chocia� zosta� obrzucony strasznymi wyzwiskami. Mo�e si� to sta� a� tak wa�ne, �e to, co pozostaje z�Pierwszego Prawa, przestanie wystarcza�.
- Susan, sk�d�e - na Ziemi czy gdziekolwiek w�Uk�adzie S�onecznym - robot ma zna� sens wymy�lnych wulgaryzm�w, kt�rymi go potraktowano? Spro�no�� nie nale�y do kodowanych w�jego m�zgu rzeczy.
- Pierwotne zakodowanie to nie wszystko - warkn�a na niego Calvin. - Roboty maj� zdolno�� do uczenia si�, ty... ty g�upcze - Bogert zrozumia�, �e naprawd� straci�a panowanie nad sob�. Ci�gn�a pospiesznie: - Czy nie s�dzisz, �e domy�li� si� z�tonu g�osu, �e s�owa nie s� pochlebne? Czy nie s�dzisz, �e ju� wcze�niej s�ysza� podobne s�owa i�zapami�ta� je sobie przy jakich� okazjach?
- A�zatem - krzykn�� Bogert - czy mo�esz mi uprzejmie poda� jeden spos�b, w�jaki zmodyfikowany robot mo�e wyrz�dzi� krzywd� istocie ludzkiej, bez wzgl�du na to, jak jest obra�ony czy te� chory z�potrzeby udowodnienia wy�szo�ci?
- Czy zamkniesz si�, kiedy podam ci jeden spos�b?
- Tak.
Pochylali si� przez st� do siebie, wpijaj�c w�siebie gniewny wzrok. Pani psycholog powiedzia�a:
- Gdyby zmodyfikowany robot mia� upu�ci� du�y ci�ar na cz�owieka, nie �ama�by Pierwszego Prawa, je�li zrobi�by to wiedz�c, �e jego w�asna si�a i�szybko�� reakcji wystarcz�, a�eby odepchn�� ci�ar, zanim uderzy on w�cz�owieka. Z�chwil� jednak puszczenia ci�aru robot przesta�by by� aktywnym czynnikiem. Dzia�a�aby jedynie �lepa si�a grawitacji. Robot m�g�by si� wtedy rozmy�li� i�poprzez zwyk�e zaniechanie pozwoli�, aby ci�ar uderzy�. Pozwala na to zmodyfikowane Pierwsze Prawo.
- Okropne rzeczy chodz� ci po g�owie.
- Tego wymaga czasami m�j zaw�d. Peter, nie k���my si�. We�my si� do pracy. Znasz dok�adny charakter bod�ca, kt�ry spowodowa�, �e robot si� zgubi�. Masz zapis jego pierwotnej struktury psychicznej. Chc�, �eby� mi powiedzia�, jaka jest szansa, �e nasz robot zrobi co�, o�czym przed chwil� m�wi�am. Pami�taj, �e nie chodzi o�konkretny przyk�ad, ale ca�� kategori� reakcji. Musz� to mie� szybko.
- A�tymczasem...
- A�tymczasem b�dziemy musieli wypr�bowa� typowe testy bezpo�rednio sprawdzaj�ce reakcj� na Pierwsze Prawo.
Na w�asn� pro�b� Gerald Black nadzorowa� prace przy rosn�cych jak grzyby po deszczu drewnianych przegrodach, kt�re powstawa�y na wybrzuszaj�cym si� okr�gu trzeciego pi�tra Budynku Promieniowania 2. Robotnicy na og� pracowali w�milczeniu, ale kilku nie kry�o zdumienia sze��dziesi�cioma trzema fotokom�rkami, kt�re trzeba by�o zainstalowa�.
Jeden z�nich usiad� obok Blacka, zdj�� kapelusz i�otar� w�zamy�leniu czo�o piegowatym przedramieniem. Black skin�� do niego g�ow�.
- Jak leci, Walensky? - spyta�.
Walensky wzruszy� ramionami i�zapali� cygaro.
- Jak z�p�atka. Co si� dzieje, doktorku? Najpierw nie ma pracy przez trzy dni, a�potem mamy ten ca�y bajzel wspar� si� na �okciach i�wypu�ci� dym.
Black poruszy� gwa�townie brwiami.
- Przylecia�o z�Ziemi kilku ludzi od robot�w. Pami�tasz, ile si� nam�czyli�my z�robotami wbiegaj�cymi w�pola promieni gamma, zanim wbili�my im w�czaszki, �e maj� tego nie robi�?
- Tak. Ale przecie� sprowadzili�my nowe?
- Kilka wymienili�my, ale g��wnie chodzi�o o�ich przeszkolenie. Tak czy owak, ludzie, kt�rzy je robi�, chc� wykry� roboty, na kt�re nie dzia�aj� tak bardzo promienie gamma.
- Zabawne jednak, �e przerywa si� wszystkie prace nad nap�dem z�powodu tego kramu z�robotami. My�la�em, �e nic nie mo�e zatrzyma� nap�du.
- C�, ostatnie s�owo w�tej sprawie maj� faceci na g�rze. Je�li chodzi o�mnie, robi� tylko to, co mi ka��.
Pewnie idzie tu o�czyje� wp�ywy...
- Tak - elektryk krzywo si� u�miechn�� i�pu�ci� oko.
- Kto� zna� kogo� w�Waszyngtonie. Ale dop�ki moja zaplata przychodzi na czas, ja si� nie martwi�. Nap�d to nie m�j interes. Co tu b�d� robi�?
- Mnie pytasz? Przywie�li ze sob� kup� robot�w, ponad sze��dziesi�t, i�maj� zamiar sprawdzi� reakcje.
Tyle wiem.
- Jak d�ugo to potrwa?
- Chcia�bym wiedzie�.
- C� - powiedzia� Walensky z�du�� doz� sarkazmu dop�ki podsuwaj� mi pieni�dze pod nos, mog� si� bawi�, ile chc�.
Black poczu� ciche zadowolenie. Niech si� historia rozniesie. By�a nieszkodliwa i�wystarczaj�co bliska prawdy, aby zaspokoi� ciekawo��.
Na krze�le nieruchomo w�milczeniu siedzia� cz�owiek.
Upuszczony na niego ci�ar polecia� z�hukiem w�d�, by w�ostatniej chwili, uderzony odpowiednio zsynchronizowanym promieniem si�owym, run�� obok krzes�a.
W sze��dziesi�ciu trzech drewnianych komorach obserwuj�ce to roboty NS-2 rzuci�y si� naprz�d, zanim ci�ar skr�ci� w�bok, i�sze��dziesi�t trzy fotokom�rki zamontowane p�tora metra nad nimi spowodowa�y drgni�cie ko�c�wki pisz�cej i�wyrysowanie ma�ej iglicy na papierze. Ci�ar poszed� w�g�r� i�spad�, poszed� w�g�r� i�spad�, poszed� w�g�r�...
Dziesi�� razy!
Dziesi�� razy roboty skaka�y naprz�d i�zatrzymywa�y si�, kiedy cz�owiek nadal bezpiecznie sobie siedzia�.
Od czasu pierwszej kolacji z�przedstawicielami korporacji U.S. Robots genera�-major Kallner nie wk�ada� ca�ego munduru. Teraz by� tylko w�niebiesko-szarej koszuli, mia� rozpi�ty ko�nierzyk i�rozlu�niony czarny krawat.
Spojrza� z�nadziej� na Bogerta, nadal elegancko schludnego, kt�rego wewn�trzne napi�cie zdradza� by� mo�e jedynie �lad po�yskuj�cego potu na skroniach.
- Jak to wygl�da? - zapyta� genera�. - Co pr�bujecie zaobserwowa�?
- R�nic�, kt�ra niestety mo�e si� okaza� troch� zbyt subtelna dla naszych cel�w - odpar� Bogert. - Dla sze��dziesi�ciu dw�ch robot�w konieczno�� doskoczenia do pozornie zagro�onego cz�owieka jest tym, co w�robotyce nazywamy reakcj� wymuszon�. Widzi pan, nawet kiedy roboty wiedzia�y, �e temu cz�owiekowi nie stanie si� krzywda - a�po trzecim lub czwartym razie musia�y to wiedzie� - nie mog�y nie zareagowa� w�ten spos�b. Tego wymaga Pierwsze Prawo.
A zatem?
- Ale sze��dziesi�ty trzeci robot, zmodyfikowany Nestor, nie by� do tego zmuszony. Mia� swobod� dzia�ania.
Gdyby chcia�, m�g�by pozosta� na swoim miejscu. Niestety - i�w jego g�osie zabrzmia�a pewna nuta ubolewania - nie chcia� tego.
- Jak pan s�dzi, dlaczego?
Bogert wzruszy� ramionami.
- Przypuszczam, �e doktor Calvin nam to powie, kiedy tu przyjdzie. Jej interpretacja te� b�dzie strasznie pesymistyczna. Ona czasami jest troch� irytuj�ca.
- Ale jest wykwalifikowana, prawda? - zapyta� genera� zaniepokojony marszcz�c nagle czo�o.
- Tak - Bogert wydawa� si� rozbawiony. Jest wykwalifikowana, a�jak�e. Rozumie roboty jak siostra - to musi wynika� z�jej nienawi�ci do ludzi. Chocia� jest psychologiem, jest po prostu niezwykle znerwicowana. Ma sk�onno�ci paranoidalne. Niech pan jej nie bierze zbyt serio. Roz�o�y� przed sob� d�ugi rz�d wykres�w z�po�amanymi liniami.
- Widzi pan, generale u�ka�dego robota odst�p czasowy od chwili upuszczenia do momentu zako�czenia p�torametrowego spadania ma tendencj� do zmniejszania si� w�miar� kolejnych pr�b. Takimi rzeczami rz�dzi okre�lony zwi�zek matematyczny i�niezgodno�� wskazywa�aby na wyra�n� anormalno�� w�m�zgu pozytronowym. Niestety, wszystko tutaj wydaje si� normalne.
- Ale je�eli nasz Nestor 10 nie reagowa� dzia�aniem wymuszonym, dlaczego jego krzywa si� nie r�ni? Nie rozumiem tego.
- To proste. Reakcje robotyczne nie s� idealnie analogiczne do reakcji ludzkich, szkoda. U�cz�owieka dzia�anie dobrowolne jest znacznie wolniejsze od odruchowego.
Ale w�wypadku robot�w tak nie jest. U�nich jest to tylko kwestia wolno�ci wyboru, poza tym pr�dko�ci dzia�ania dobrowolnego i�wymuszonego s� prawie takie same.
Spodziewa�em si� jednak, �e Nestor 10 zostanie zaskoczony za pierwszym razem i�pozwoli, aby zbyt wiele czasu up�yn�o, zanim zareaguje.
- Ale nie pozwoli�?
- Niestety nie.
- Zatem nie doszli�my do niczego - genera� odchyli� si� w�krze�le ze zbola�ym wyrazem twarzy. - Od waszego przyjazdu min�o ju� pi�� dni.
W tym momencie wesz�a Susan Calvin i�zatrzasn�a za sob� drzwi.
- Od�� swoje wykresy, Peter - wykrzykn�a - przecie� wiesz, �e nic z�nich nie wynika. - Wymamrota�a co� ze zniecierpliwieniem, gdy Kallner podnosi� si�, �eby j� przywita�, i�ci�gn�a: - Musimy szybko spr�bowa� czego� innego. Nie podoba mi si� to, co si� dzieje.
Bogert z�genera�em wymienili pe�ne rezygnacji spojrzenia.
- Czy co� si� sta�o?
- Konkretnie? Nic. Ale nie podoba mi si�, �e Nestor 10 nadal nas zwodzi. To nic dobrego. On musi dogadza� swojemu wyolbrzymionemu poczuciu wy�szo�ci. Obawiam si�, �e jego motywacj� nie jest ju� tylko wykonywanie rozkaz�w. My�l�, �e to si� staje bardziej spraw� czysto neurotycznej konieczno�ci przechytrzenia ludzi.
To bardzo niezdrowa sytuacja. Peter. czy zrobi�e� to, o�co ci� prosi�am? Czy opracowa�e� czynniki niestabilno�ci zmodyfikowanych robot�w NS-2 wed�ug moich wskaz�wek?
- Jestem w�trakcie - powiedzia� matematyk bez zainteresowania.
Na chwil� wpi�a w�niego gniewne spojrzenie, po czym zwr�ci�a si� do Kallnera:
- Nestor 10 zdecydowanie ma �wiadomo�� tego, co robimy, generale. Nie mia� powodu, �eby po�yka� haczyk w�tym eksperymencie, zw�aszcza po pierwszym razie, kiedy musia� ju� wiedzie�, �e nie ma prawdziwego niebezpiecze�stwa dla naszego podmiotu. Pozostali nie mogli nic na to poradzi�, ale on celowo fa�szowa� reakcj�.
- Co wed�ug pani powinni�my teraz zrobi�, doktor Calvin?
- Uniemo�liwi� mu pozorowanie dzia�ania. Powt�rzmy eksperyment, ale z�pewnym dodatkiem. Mi�dzy robotem i�podmiotem umie�cimy kable wysokiego napi�cia zdolne do �miertelnego pora�enia Nestor�w - wystarczaj�co du�o, aby uniemo�liwi� ich przeskoczenie - ponadto ka�demu robotowi z�g�ry jasno u�wiadomimy, �e dotkni�cie kabli zabije go.
- Chwileczk� - wykrztusi� Bogert z�nag�� zjadliwo�ci�.
- Zabraniam. Nie b�dziemy �miertelnie razi� pr�dem robot�w warto�ci dw�ch milion�w dolar�w po to, �eby znale�� Nestora 10. S� inne sposoby.
- Jeste� pewien? Jak dot�d nie znalaz�e� �adnego.
W ka�dym razie nie jest to kwestia pora�enia pr�dem.
Mo�emy zainstalowa� przeka�nik, kt�ry przerwie dop�yw pr�du w�momencie spuszczania ci�aru. Je�li robot wpadnie na kable, nie umrze. Ale o�tym mu nie powiemy.
W oczach genera�a pojawi� si� b�ysk nadziei.
- Czy to wyjdzie?
- Powinno. W�takich warunkach Nestor 10 musia�by zosta� na swoim miejscu. Mo�na by mu rozkaza�, �eby dotkn�� kabli i�zgin��, gdy� Drugie Prawo pos�usze�stwa jest wy�sze od Trzeciego Prawa instynktu samozachowawczego. Ale nie dostanie takiego rozkazu; b�dzie po prostu zdany na siebie, tak jak wszystkie pozosta�e roboty. W�wypadku normalnych robot�w Pierwsze Prawo bezpiecze�stwa cz�owieka popchnie je do �mierci nawet bez rozkazu. Ale nie naszego Nestora 10. Bez Pierwszego Prawa w�ca�o�ci i�bez otrzymania odpowiednich rozkaz�w Trzecie Prawo, instynkt samozachowawczy, b�dzie dzia�a�o najsilniej, wi�c b�dzie musia� pozosta� na miejscu. To b�dzie dzia�anie wymuszone.
- Zrobimy to jeszcze dzi� wieczorem?
- Dzi� wieczorem - odpar�a pani psycholog - je�li uda si� zainstalowa� kable na czas. Powiem teraz robotom, co je czeka.
Na krze�le nieruchomo w�milczeniu siedzia� cz�owiek.
Upuszczony na niego ci�ar polecia� z�hukiem w�d�, by w�ostatniej chwili, uderzony odpowiednio zsynchronizowanym promieniem si�owym, run�� obok krzes�a.
Tylko raz...
W swej kabinie obserwacyjnej na balkonie doktor Susan Calvin zerwa�a si� z�ma�ego krzes�a polowego krzykn�wszy ze zgroz�.
Sze��dziesi�t trzy roboty siedzia�y spokojnie na swoich miejscach, gapi�c si� osowiale na zagro�onego cz�owieka przed nimi. �aden z�nich nawet nie drgn��.
dr Doktor Calvin by�a rozz�oszczona, rozz�oszczona niemal �e ponad granice wytrzyma�o�ci. Rozz�oszczona tym bardziej, �e nie �mia�a tego okaza� robotom, kt�re jeden za drugim wchodzi�y do pokoju, a�potem wychodzi�y.
Sprawdzi�a na li�cie. Nadesz�a kolej na Numer Dwadzie�cia Osiem - przed ni� pozosta�o jeszcze trzydziestu pi�ciu.
Numer Dwadzie�cia Osiem wszed� niepewnie.
Zmusi�a si� do niezb�dnego spokoju.
- Kim jeste�? - spyta�a. Robot odpar� niskim, niepewnym g�osem:
- Jeszcze nie otrzyma�em w�asnego numeru, prosz� pani. Jestem robotem NS-2, a�w kolejce na zewn�trz by�em Numerem Dwadzie�cia Osiem. Mam ze sob� kawa�ek papieru, kt�ry mi polecono pani da�.
- Nie by�e� tu ju� dzisiaj?
- Nie, prosz� pani.
- Usi�d�. O, tam. Chc� ci zada� kilka pyta�, Numerze Dwadzie�cia Osiem. Czy by�e� w�Pomieszczeniu Promieniowania w�Budynku 2 mniej wi�cej cztery godziny temu?
Robot mia� k�opoty z�odpowiedzi�. A�potem odpowiedzia� ochryple, jak maszyna, kt�ra wymaga naoliwienia:
- Tak, prosz� pani.
- By� tam cz�owiek, kt�remu prawie sta�a si� krzywda, prawda?
- Tak, prosz� pani.
- Nic nie zrobi�e�, prawda?
- Tak, prosz� pani.
- Ten cz�owiek m�g� dozna� krzywdy z�powodu twojej bierno�ci. Czy wiesz o�tym?
- Tak, prosz� pani. Nie mog�em na to nic poradzi�, prosz� pani - trudno sobie wyobrazi�, jak du�a, metalowa posta� bez wyrazu mo�e si� skuli�, ale robotowi to si� uda�o.
- Chc�, �eby� mi dok�adnie powiedzia�, dlaczego nic nie zrobi�e�, �eby go uratowa�.
- Chc� to wyja�ni�, prosz� pani. Oczywi�cie nie chcia�bym, aby pani... aby ktokolwiek... pomy�la�, �e mog�em zrobi� co�, co mog�o sta� si� przyczyn� krzywdy pana. O�nie, to by by�o straszne... niepoj�te...
- Prosz�, nie denerwuj si�, ch�opcze. Nie winie ci� za nic. Chc� tylko wiedzie�, co sobie my�la�e� w�tamtej chwili.
- Prosz� pani, zanim to wszystko si� wydarzy�o, powiedzia�a nam pani, �e jednemu z�pan�w b�dzie grozi� krzywda od tamtego ci�aru, kt�ry ci�gle spada, i��e je�li mieliby�my pr�bowa� go uratowa�, musieliby�my przej�� przez kable elektryczne. No c�, prosz� pani, to by mnie nie powstrzyma�o. Czym�e jest moje unicestwienie w�por�wnaniu z�bezpiecze�stwem pana? Ale... ale pomy�la�em sobie, �e gdybym w�drodze do niego zgin��, to i�tak nie zdo�a�bym go uratowa�. Ci�ar przygni�t�by go, a�ja zgin��bym zupe�nie bezcelowo i�by� mo�e pewnego dnia jakiego� innego pana mog�aby spotka� krzywda, kt�rej by nie dozna�, gdybym tylko �y�. Czy pani mnie rozumie, prosz� pani?
- Chcesz przez to powiedzie�, �e by� to jedynie wyb�r mi�dzy �mierci� cz�owieka a��mierci� zar�wno cz�owieka, jak i�twoj�. Zgadza si�?
- Tak, prosz� pani. Nie by�o mo�liwe uratowanie pana.
Mo�na go by�o uwa�a� za martwego. W�takim wypadku nie do pomy�lenia jest, abym bezcelowo, bez rozkazu zniszczy� samego siebie.
Pani psycholog obraca�a w�palcach o��wek. T� sam� opowie�� z�nieznacznymi r�nicami w�doborze s��w s�ysza�a ju� dwadzie�cia siedem razy. Teraz kluczowe pytanie.
- Ch�opcze - powiedzia�a - twoje my�lenie ma sens, ale nie wydaje mi si�, �eby� potrafi� tak my�le�. Czy sam do tego doszed�e�?
Robot zawaha� si�.
- Nie.
- Kto zatem to wymy�li�?
- Kiedy zesz�ej nocy rozmawiali�my, jednemu z�nas przyszed� ten pomys� do g�owy i�wyda� si� nam rozs�dny.
- Kt�remu?
Robot zamy�li� si� g��boko.
- Nie wiem. Po prostu jednemu z�nas.
Westchn�a.
- To wszystko.
Potem by� Numer Dwadzie�cia Dziewi��. A�po nim jeszcze trzydziestu czterech.
Genera�-major Kallner r�wnie� by� rozz�oszczony. Od tygodnia zamar�y wszelkie prace w�ca�ej Hiperbazie z�wyj�tkiem jakiej� papierkowej roboty dotycz�cej podrz�dnych asteroid gromady. Prawie od tygodnia dwoje czo�owych ekspert�w w�dziedzinie robotyki pogarsza�o sytuacj� bezu�ytecznymi testami. A�teraz przynajmniej ta kobieta - wysuwali niemo�liwe propozycje.
Na szcz�cie Kallner uwa�a�, �e otwarte okazywanie gniewu by�oby nie na miejscu.
Susan Calvin nalega�a:
- Dlaczego nie, panie generale? To oczywiste, �e znale�li�my si� w�niepomy�lnej sytuacji. Je�li chcemy co� osi�gn�� w�najbli�szym czasie - a�nie pozosta�o nam go wiele - musimy rozdzieli� roboty. Nie mo�emy ju� d�u�ej trzyma� ich razem.
- Moja droga doktor Calvin - zadudni� genera� nietypowo zni�aj�c g�os. - Nie widz� sposobu rozmieszczenia sze��dziesi�ciu trzech robot�w w�ca�ej Bazie...
Doktor Calvin unios�a bezradnie ramiona.
- Zatem nie potrafi� nic tu poradzi�. Nestor 10 b�dzie albo na�ladowa� to, co robi�yby inne roboty, albo b�dzie je przekonywa�, �eby nie robi�y tego, czego sam nie mo�e zrobi�. Tak czy inaczej - przegrywamy. Prowadzimy prawdziw� walk� z�tym naszym ma�ym, zagubionym robotem i�on wygrywa. Ka�de jego zwyci�stwo pog��bia jego anormalno��. - Stan�a na nogi z�determinacj�. - Generale Kallner, je�li nie rozdzieli pan robot�w, tak jak prosz�, mog� tylko za��da�, aby wszystkie sze��dziesi�t trzy zosta�y natychmiast zniszczone.
- ��dasz tego, tak? - Bogert spojrza� nagle na ni� z�prawdziw� z�o�ci�. - Jakim prawem? Te roboty pozostan� nienaruszone. To ja odpowiadam przed zarz�dem, nie ty.
- A�ja - doda� genera�-major Kallner - odpowiadam przed Koordynatorem �wiata - i�sprawa musi by� rozwi�zana.
- W�takim razie - odpar�a Calvin - nie pozostaje mi nic innego, jak tylko poda� si� do dymisji. Je�li to b�dzie konieczne, poinformuj� o�wszystkim opini� publiczn�, �eby was zmusi� do zniszczenia robot�w. To nie ja zgodzi�am si� na produkcj� zmodyfikowanych robot�w.
- Jedno pani naruszaj�ce �rodki bezpiecze�stwa s�owo, doktor Calvin - powiedzia� genera� z�namys�em i�z pewno�ci� zostanie pani natychmiast aresztowana.
Bogert wyczu�, �e sprawa wymyka si� spod kontroli.
Jego g�os sta� si� s�odki jak mi�d:
- Chwileczk�, zaczynamy si� zachowywa� jak dzieci, wszyscy. Potrzeba nam jedynie troch� wi�cej czasu.
Chyba potrafimy przechytrzy� robota bez podawania si� do dymisji, aresztowania ludzi czy niszczenia dw�ch milion�w dolar�w?
Pani psycholog ruszy�a na niego z�t�umion� w�ciek�o�ci�:
- Nie chc�, �eby istnia�y jakie� niezr�wnowa�one roboty. Mamy jednego Nestora, kt�ry jest wyra�nie niezr�wnowa�ony i�jedena�cie dalszych, kt�re s� potencjalnie zagro�one; niemniej sze��dziesi�t dwa s� to normalne roboty, kt�re pozostaj� pod wp�ywem niezr�wnowa�onego otoczenia. Jedyn� ca�kowicie bezpieczn� metod� jest totalne unicestwienie.
Dzwonek do drzwi pomieszczenia zatrzyma� rozkr�caj�c� si� spiral� nieposkromionych emocji. Wszyscy troje zastygli.
- Wej�� - warkn�� Kallner.
Gerald Black by� zmieszany. S�ysza� gniewne g�osy, zanim wszed�. Powiedzia�:
- Pomy�la�em sobie, �e sam przyjd�... nie chcia�em prosi� nikogo innego...
- O�co chodzi? Tylko bez krasom�wstwa...
- Kto� si� bawi� przy zamkach do Pomieszczenia C�na statku handlowym. S� na nich �wie�e zadrapania.
- Pomieszczenia C? - wykrzykn�a szybko Calvin. Tam s� roboty, prawda? Kto to zrobi�?
- Od wewn�trz - powiedzia� lakonicznie Black.
- Ale zamek dzia�a, tak?
- Tak. Jest w�porz�dku. Przebywam na statku od czterech dni i�jak dot�d �aden z�robot�w nie pr�bowa� si� wydosta�. Pomy�la�em, �e powinni�cie o�tym wiedzie�, a�nie chcia�em sprawy rozg�asza�. Sam to zauwa�y�em.
- Czy kto� tam teraz jest? - zapyta� genera�.
- Zostawi�em Robbinsa i�McAdamsa.
Zapad�o milczenie, a�potem doktor Calvin zapyta�a ironicznie:
- No i�co?
Kallner potar� niepewnie nos:
- O�co w�tym wszystkim chodzi?
- Czy� to nie oczywiste? Nestor 10 planuje ucieczk�.
Ten rozkaz, �eby znikn�� dominuje nad nim bardziej ni� cokolwiek, co jeste�my w�stanie zrobi�. Nie zdziwi�abym si�, gdyby to co zosta�o z�Pierwszego Prawa, z�ledwo�ci� wystarczy�o, �eby go opanowa�. Jest ca�kowicie zdolny do porwania statku i�ucieczki wraz z�nim. Wtedy mieliby�my ob��kanego robota na statku mi�dzyplanetarnym. Co by zrobi� w�nast�pnej kolejno�ci? Kto� ma jaki� pomys�? Czy nadal chce pan je pozostawi� wszystkie razem, generale?
- Nonsens - przerwa� Bogert. Odzyska� ju� zwyk�� pewno�� siebie.
- Wszystko z�powodu kilku zadrapa� na zamku.
- Czy pan, doktorze Bogert, sko�czy� analiz�, o�kt�r� prosi�am, skoro przeszed� pan do wyg�aszania lu�nych opinii?
- Tak.
- Czy mog� j� zobaczy�?
- Nie.
- Dlaczego nie? A�mo�e o�to te� nie wolno mi pyta�?
- Poniewa� to nie ma sensu, Susan. M�wi�em ci z�g�ry, �e te zmodyfikowane roboty s� mniej stabilne od normalnych i�moja analiza to wykazuje. Istnieje pewna bardzo ma�a szansa awarii w�okoliczno�ciach ekstremalnych, kt�rych wyst�pienie jest ma�o prawdopodobne.
Poprzesta�my na tym. Nie dostarcz� ci argument�w do poparcia twojego absurdalnego ��dania, aby zniszczy� sze��dziesi�t dwa zupe�nie dobre roboty tylko dlatego, �e nie umiesz wykry� mi�dzy nimi Nestora 10.
Susan Calvin zmusi�a go wzrokiem do spuszczenia oczu.
- Nie pozwolisz, aby cokolwiek stan�o ci na drodze kariery, nieprawda�? - jej oczy przepe�nia�o obrzydzenie.
- Prosz� - b�aga� Kallner na wp� rozdra�niony. - Czy pani si� upiera, �e nie mo�na ju� nic wi�cej zrobi�, doktor Calvin?
- Nic mi nie przychodzi do g�owy, panie generale odpar�a ze znu�eniem. - Gdyby tylko istnia�y jakie� inne r�nice pomi�dzy Nestorem 10 a�normalnymi robotami, r�nice, kt�re nie dotyczy�yby Pierwszego Prawa. Nawet tylko jedna taka r�nica. Co� w�zakodowaniu, otoczeniu, specyfikacji... - i�nagle przerwa�a.
- O�co chodzi?
- Co� mi przysz�o do g�owy... My�l�... - jej spojrzenie stwardnia�o. - Peter, te zmodyfikowane Nestory s� zakodowane tak samo jak zwyk�e, prawda?
- Tak. Dok�adnie tak samo.
- A�co pan m�wi�, panie Black? - zwr�ci�a si� do m�odego cz�owieka, kt�ry w�czasie burzy rozp�tanej przez przyniesion� przez niego wiadomo�� zachowa� dyskretne milczenie. - Narzekaj�c kiedy� na pe�n� wy�szo�ci postaw� Nestor�w powiedzia� pan, �e technicy przekazali im ca�� swoj� wiedz�.
- Tak, z�fizyki eterowej. Kiedy tu przyje�d�aj�, nic na ten temat nie wiedz�.
- Racja - powiedzia� Bogert z�zaskoczeniem. - M�wi�em ci, Susan, po rozmowie z�innymi tutejszymi Nestorami, �e dw�ch nowych nie nauczy�o si� jeszcze fizyki eterowej.
- A�dlaczego tak jest? - doktor Calvin m�wi�a ze wzrastaj�cym podnieceniem. - Dlaczego modele NS-2 nie maj� zakodowanej fizyki eterowej?
- Mog� to pani wyja�ni� - odpar� Kallner. - To cz�� tajemnicy. Doszli�my do wniosku, �e gdyby�my zrobili specjalny model posiadaj�cy wiedz� z�fizyki eterowej i�wykorzystali tylko dwana�cie z�nich, przydzielaj�c pozosta�e do pracy w�dziedzinie nie zwi�zanej z�fizyk� eterow�, mog�yby powsta� podejrzenia. Ludzie pracuj�cy z�Nestorami mogliby si� zastanowi�, dlaczego niekt�re orientuj� si� w�fizyce eterowej. Tak wi�c zakodowano im jedynie zdolno�� do przeszkolenia w�tej dziedzinie. Naturalnie tylko te, kt�re tu przyje�d�aj�, otrzymuj� takie przeszkolen