Życzenie Liściastej Sadzawki. Wojownicy okładka

Średnia Ocena:


Życzenie Liściastej Sadzawki. Wojownicy

Liściasta Sadzawka od zawsze wiedziała, że zostając medyczką, nie będzie jej dane zaznać prawdziwej miłości. Jednak wojownik Klanu Wiatru, Wronie Pióro, sprawił, że kotka zbuntowała się przeciwko tej zasadzie. Teraz musi ponieść konsekwencje własnych zakazanych uczuć i oszukać cały Klan Pioruna dla niezła własnej rodziny, nawet kosztem swojego szczęścia. Jak daleko posunie się kotka, żeby ochronić najbliższych?  Powyższy opis pochodzi od wydawcy.

Szczegóły
Tytuł Życzenie Liściastej Sadzawki. Wojownicy
Autor: Hunter Erin
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: Wydawnictwo Nowa Baśń
Rok wydania:
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki Życzenie Liściastej Sadzawki. Wojownicy w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

Życzenie Liściastej Sadzawki. Wojownicy PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Pobierz PDF

Nazwa pliku: [pdf] HP i Deponent Zaêo¥ycieli - Marcin D®ga (v.1.0).pdf - Rozmiar: 2.6 MB
Głosy: 0
Pobierz

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

Recenzje

  • Marta

    Idealna nowelka (◍•ᴗ•◍)❤

 

Życzenie Liściastej Sadzawki. Wojownicy PDF transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Strona 1 Strona 2 i DEPONENT ZAŁOŻYCIELI ✫ 1 ✫ Strona 3 Dotychczas w formie darmowych e-booków przygotowaliśmy następujące opowieści osadzone w Dęgi Rozszerzeniu Uniwersum Pottera (DRUP): HARRY POTTER I PENTAKL WĘŻOUSTYCH * HARRY POTTER I DEPONENT ZAŁOŻYCIELI * MARTIN GANDE I CUCHNĄCY ŚMIERCIĄ MANIPULANT CZASOWY * HARRY POTTER I TEMPUS FATUM Wszystkie opowiadania autora wchodzące w skład DRUP-a znajdują się stronie internetowej: Accio.pl Niniejsza darmowa publikacja stanowi drugą część trylogii Bractwa Czarnej Gwiazdy ✫ 2 ✫ Strona 4 MARCIN DĘGA i DEPONENT ZAŁOŻYCIELI Ilustrował DOMINIK RÓG Powieść fanowska inspirowana cyklem książek autorstwa JOANNE K. ROWLING Dęgi Rozszerzenie Uniwersum Pottera Accio.pl ✫ 3 ✫ Strona 5 Wersja e-booka: 1.0 – październik 2020 Ilustracje i okładka Dominik Róg Poprawność stylistyczna, interpunkcyjna i gramatyczna tekstu Kamila Pisarek Magdalena Podlaszewska Poprawki fabularne, rzeczowe i merytoryczne Marcin Dęga Przygotowanie wersji mobi/epub e-booka Sławomir Tomaszkiewicz E-book zawiera przejrzaną przez autora wersję fanowskiej powieści. Ten e-book został przygotowany jako fanowska inicjatywa, z poszanowaniem praw autorskich J.K. Rowling, oraz podmiotów posiadających takie prawa do marki Harry Potter. Jedynym polskim wydawcą serii Harry Potter jest Media Rodzina. OBOWIĄZUJE ABSOLUTNY ZAKAZ SPRZEDAŻY TEGO E-BOOKA. Wydanie to może być udostępniane wyłącznie za darmo! Wszelkie prawa zastrzeżone. Autor powieści zezwala na udostępnianie tekstu w prezentowanej obecnie formie na dowolnych serwisach internetowych. Zabrania się jednak dokonywania jakichkolwiek zmian w formie tego e-booka bez pisemnej zgody autora. ✫ 4 ✫ Strona 6 Nataszy Dęga, której entuzjazm i czytelniczy zapał dodają mi skrzydeł przy pisaniu, a miłość do Pottera jest czymś, co połączyło nas na zawsze ✫ 5 ✫ Strona 7 K I L K A S (Ł) Ó W W S T Ę P U Chociaż cykl Harry Potter dobiegł końca wraz z wydaniem powieści Harry Pot- ter i Insygnia Śmierci, J.K. Rowling wciąż jeszcze powraca do świata magii, tworząc scenariusze do kolejnych części filmowego cyklu spod szyldu Fantastycznych zwierząt. Niestety prezentowana w tych filmach historia, podobnie jak scenariusz sztuki Har- ry Potter i Przeklęte Dziecko, nie są zbyt wysokich lotów i często pozostają w sprzecz- ności z kanonem Harry’ego Pottera (rozumianym przeze mnie jako cykl siedmiu powieści, trzech podręczników hogwardzkich, oraz ciekawostki z wczesnej wersji Pottermore). Grono zagorzałych potterheadów, którzy nie są zadowoleni z tego, w jakim kierunku zmierza uniwersum Harry’ego Pottera stale więc rośnie. W świetle ostatnich transfobicznych wypowiedzi autorki, lawinowo rośnie też grono jej zago- rzałych przeciwników. Czy jesteśmy więc skazani na bierne przyglądanie się, jak na- sze kochane uniwersum powoli umiera na naszych oczach? Na szczęście nie. Wciąż jeszcze pozostaje nam przecież twórczość fanowska. Zagorzali potter- headzi, którzy znają świat Harry’ego Pottera na wylot, niejednokrotnie tworzą pro- jekty, które w piękny i pomysłowy sposób rozwijają to uniwersum. Powstaje wiele filmów amatorskich (Severus Snape and Marauders; The Greater Good), powieści (cykl James Potter G. Normana Lipperta), opowiadań, czy prac plastycznych. Fandom roś- nie w siłę i jest spora szansa, że dzięki niemu Harry Potter nigdy nie odejdzie w za- pomnienie. W rozwoju fandomu Harry’ego Pottera mam swój niewielki udział. Napisałem dwie powieści oraz kilka opowiadań osadzonych w świecie Harry'ego Pottera, z uwzględnieniem wszelkich informacji od J.K. Rowling, co do dalszych losów ka- nonicznych postaci. Moje fan fiction są możliwie jak najbardziej wierne kanonowi, a jednocześnie rozwijają tak dobrze nam znany świat o nowe postaci, miejsca, czy unikalne historie (wspólnie określane jako Dęgi Rozszerzenie Uniwersum Pottera – w skrócie DRUP). Niniejszy e-book stanowi integralną część DRUP-a. Powieść fanowska Harry Potter i Deponent Założycieli, którą masz właśnie przed sobą, stanowi bowiem drugi tom trylogii o przygodach dorosłego Harry’ego Pottera, który po latach wraca do Hogwartu w roli nauczyciela, aby zmierzyć się z nowym potężnym wrogiem. Jeśli ✫ 6 ✫ Strona 8 jeszcze nie masz za sobą lektury powieści Harry Potter i Pentakl Wężoustych, gorąco zachęcam Cię do sięgnięcia po tego e-booka, najlepiej zanim przeczytasz tę książkę. Pentakl Wężoustych stanowi bowiem pierwszy tom trylogii i jest dobrym wprowa- dzeniem w fabułę historii zaprezentowanej w tym e-booku. Ta z kolei będzie kon- tynuowana w finałowym tomie trylogii – Harry Potter i uciekinier z Nurmengardu, nad którym zacznę pracować pod koniec roku 2020. Tom Harry Potter i Deponent Założycieli powstawał bardzo długo. Pierwsze prace nad nim rozpocząłem już w 2012 roku (kiedy to napisałem m.in. pieśń Tiary Przy- działu), a później z przerwami kontynuowałem je do 2017 roku. Historia, którą sta- rałem się przelać na papier była bardzo złożona i wielowątkowa, więc dopięcie te- go wszystkiego w jedną spójną całość było nie lada wyzwaniem. Ostatecznie do prac na fan fickiem powróciłem dopiero w październiku 2019 roku i ukończyłem książkę w marcu 2020 roku. Historia ukazana w Deponencie Założycieli tak bardzo się przez ten czas rozrosła, że drugi tom trylogii Bractwa Czarnej Gwiazdy liczy nie- ponad 630 stron. Przygotowanie tej powieści w formie e-booka wymagało olbrzymiego nakładu pracy. Sam pewnie nie podołałbym temu wyzwaniu. Na szczęście znalazły się oso- by, które były bardzo skore do bezinteresownej pomocy. Pierwszą z tych osób jest DOMINIK RÓG, absolwent Wydziału Sztuki Uni- wersytetu Pedagogicznego w Krakowie. To właśnie on wykonał ilustracje znajdują- ce się w tej książce, oraz przepiękną i unikalną okładkę tego e-booka. Ze względu na brak czasu, Dominik nie zdołał jeszcze zilustrować wszystkich rozdziałów. Li- czymy jednak, że uda mu się dokończyć prace i z czasem będziemy mogli uzupeł- nić braki w tym wydaniu e-booka. Prace nad tą książką wymagały także ponownych korekt tekstu, zarówno pod względem stylistycznym, ortograficznym jak i rzeczowym. W tym zakresie niezastą- pione okazały się (podobnie jak przy Pentaklu Wężoustych) dwie wspaniałe dziewczy- ny: KAMILA PISAREK oraz MAGDALENA PODLASZEWSKA. Obie panie poświęciły olbrzymie ilości swojego wolnego czasu (często zarywając noce), aby pracować nad tekstem i rozdział po rozdziale dokonywać w nim skrupulatnych poprawek. Ostatnią osobą, która dołożyła swoją cegiełkę do powstania tej książki jest ✫ 7 ✫ Strona 9 SŁAWOMIR TOMASZKIEWICZ, który wziął na swoje barki trudy przygotowa- nia wersji epub i mobi, dedykowanych na urządzenia mobilne. To właśnie dzięki niemu możecie dziś bez problemu czytać tę powieść na swoich tabletach, czytni- kach e-booków, czy smartfonach. Za wielkie zaangażowanie, poświęcony czas, olbrzymie pokłady pozytywnej energii, oraz zupełnie bezinteresowną pracę całej czwórce wymienionych bardzo serdecznie dziękuję. A Was wszystkich, którzy zechcieliście sięgnąć po tę książkę, bardzo serdecznie zachęcam do przeczytania jej w całości. Mam nadzieję, że zaska- kująca historia, którą dla Was przygotowałem, wciągnie Was bez reszty i odsłoni przed Wami szokujące sekrety założycieli Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Otwórz- cie więc umysły, wyzbądźcie się wszelkich uprzedzeń i raz jeszcze powróćcie do Hogwartu, aby przeżyć wspaniałą, mroczną i zupełnie nową przygodę, po której świat magii nigdy już nie będzie taki sam. Na końcu tego e-booka znajdziecie moje komentarze do wybranych rozdzia- łów, oraz słownik wykorzystanych w fan fiction pojęć. Zachęcam Was do zapozna- nia się z tym materiałem, gdyż stanowi cenne źródło dodatkowych informacji na temat Deponentu Założycieli. W komentarzach odnoszę się też do wielu kwestii fabu- larnych, które budziły wątpliwości Czytelników, lub zdawały się stać w sprzeczno- ści z kanonem Harry’ego Pottera. Na koniec pragnę podkreślić, że niniejszy darmowy e-book powstał jako ini- cjatywa fanowska (od fanów dla fanów), z poszanowaniem praw autorskich J.K. Rowling, oraz wszelkich podmiotów posiadających takie prawa do marki Harry Potter. Naszą intencją nigdy nie było i nie będzie czerpanie jakichkolwiek korzyści finansowych z tego projektu. Jako prawdziwi potterheads działamy wyłącznie z mi- łości do Harry’ego Pottera, oraz dla własnej satysfakcji. Marcin Dęga październik 2020 ✫ 8 ✫ Strona 10 ROZDZIAŁ PIERWSZY Dotrzymana obietnica D ochodziła godzina jedenasta. W komnacie panował pół- mrok. Niewielkie, owalne pomieszczenie rozświetlały je- dynie pochodnie, osadzone gdzieniegdzie wysoko w ścianach, wykonanych z grubo ociosanych kamieni. Ich płomienie wesoło trzepotały na wietrze, smagane przeciągami, które, jak zawsze o tej porze roku, hulały po całym zamczysku. Pośrodku komnaty, przy wielkim dębowym biurku, wyścielo- nym licznymi pożółkłymi pergaminami, siedziała samotnie ko- bieta. Odziana była w zwiewną, niebieską szatę, którą zdobiły ręczne, misternie wykonane hafty. W wielkim skupieniu kreśliła piórem po pergaminie. Piękna, śnieżnobiała twarz owej damy sprawiała wrażenie dziwnie napiętej i niespokojnej. Choć jej brą- zowe, pełne głębi oczy wędrowały za piórem po pergaminie, od czasu do czasu niespokojnie zwracały się również ku drzwiom. Gęste, kruczoczarne włosy co chwilę opadały jej na twarz, więc z lekkim poirytowaniem odgarniała je dłonią. Robiła to z wro- dzoną gracją i nabytą przez lata elegancją. Niespodziewanie zza drzwi dało się słyszeć jakiś trzask, który przypominał odgłos łamanej gałązki. Zaraz po nim rozległ się odgłos czyichś kroków. Kobieta przerwała kreślenie szkicu i w napięciu oczekiwała. Ponieważ kroki stawały się coraz wyraźniej- ✫ 9 ✫ Strona 11 sze, było jasne, że ktoś zmierza do jej komnaty. Pukanie do drzwi rozwiało wszelkie wątpliwości. — Wejść! — poleciła surowym tonem, odkładając pióro do kałamarza. Drzwi otworzyły się nieznacznie. Do środka, kaczym chodem, wkroczyła pulchna dama o nieco pyzatej, dobrodusznej twarzy. W ręku niosła tacę ze stosem kolorowych kanapek. — Mogłam się tego spodziewać! — zawołała wesoło na wi- dok damy w niebieskiej szacie. — Czy ty choć raz udasz się na spoczynek o godziwej porze? — Nie czuję się nazbyt senna, moja droga — odpowiedziała nieco zawiedzionym głosem dama w niebieskiej szacie, pow- stając od biurka. — Spodziewam się jeszcze wizyty Godryka. Pulchna kobieta podeszła do biurka i pochyliła się nad perga- minami, z uwagą przyglądając się ostatniemu szkicowi. — Cóż to za klepsydra, Roweno? — spytała, kładąc złotą tacę z kanapkami na biurku. Dama w niebieskiej szacie westchnęła. Z gracją zbliżyła się do okna i z lekkim niepokojem spojrzała na ukryte w ciemności błonia, rozciągające się wokół zamku. — Jakże możesz nie wiedzieć, Helgo? — odparła po chwili, nieco poirytowanym głosem. — Ubiegłego wieczora do późna żeśmy o tym prawili. Godryk zaproponował, ażeby domy rywali- zowały ze sobą. Pulchna kobieta zachichotała. — Och, wybacz. Chyba jak zwykle nie baczyłam na wasze roz- mowy. Za bardzo pochłonęły mnie rozmyślania o moim nowym przepisie — odpowiedziała, rumieniąc się na twarzy. Zobaczyw- szy pytające spojrzenie przyjaciółki pospiesznie wyjaśniła, że tym razem chodzi o recepturę na lewitujące puddingi. Rowena nic nie odpowiedziała. Wciąż nerwowo zerkała przez okno. Kulinarne popisy przyjaciółki były teraz ostatnią rzeczą, o ✫ 10 ✫ Strona 12 której by pomyślała. Jej sercem zawładnął olbrzymi niepokój o los ukochanego. — Czyżbym lęk dostrzegła w twoich oczach, kochaniutka? — spytała z troską Helga, podchodząc do towarzyszki i kładąc dłoń na jej ramieniu. — Wciąż trapisz się tym, co spotkało Helenę? — W końcu to ja posłałam za nią Barona — odrzekła ze smutkiem Rowena, odwracając się od okna i robiąc krok w kie- runku przyjaciółki. — Jej tragiczny los obarcza moje sumienie... Pulchna kobieta westchnęła. Jej twarz wyrażała szczere, głębokie współczucie. — Szczęściem, Barona sroga kara spotkała — stwierdziła z nieznacznym uśmiechem. — Helena nadała mu pokutę, którą będzie czynić przez wieki. Rowena ciężko westchnęła. Nic na to nie odpowiedziała. Po- myślała jednak, że marna to pociecha. Żadna bowiem, nawet najokrutniejsza pokuta, nie wróci życia jej ukochanej córce. Mi- mo to, wdzięczna była Heldze, za jej dobre intencje. Helga nato- miast nagle bardzo spoważniała. Jej nastrój diametralnie się zmienił, zupełnie jakby przypomniała sobie o czymś wyjątkowo nieprzyjemnym. Bez słowa opadła na pobliskie krzesło, sięgając po jedną z kanapek i przegryzając ją od niechcenia. — Mam nadzieję, że Salazar podzieli los Barona — wyznała po chwili chłodnym tonem, a Rowena podeszła do niej ze smut- kiem wymalowanym na twarzy. Pokrzepiająco ścisnęła jej dłonie, które Helga po zjedzeniu kanapki złożyła na podołku. Nie mu- siała nic przy tym mówić. Obie znały się od lat i doskonale rozu- miały się bez słów. — Godryk obietnicę Ci złożył, Helgo — oznajmiła twardo po dłuższej chwili. — Jest zacnym i prawym człowiekiem. Jestem pewna, że danego słowa dotrzyma. Na to Helga ciężko westchnęła. Już miała coś odpowiedzieć, kiedy w komnacie niespodziewanie rozległ się trzask. Ten sam, ✫ 11 ✫ Strona 13 który Rowena słyszała chwilę wcześniej na korytarzu. Był na tyle głośny, że obie damy aż podskoczyły, nerwowo rozglądając się po komnacie. Tuż przy biurku zmaterializował się wysoki i bar- czysty jegomość o bujnej, rudej czuprynie i pięknych, zielonych oczach. Odziany był w szkarłatną szatę z wyhaftowanym zło- tymi nićmi lwem na piersi. U pasa zwisała mu pochwa, w której ukryty był długi miecz. Jego szlachetna twarz naznaczona była licznymi ranami. Na jedynym z palców jego prawej dłoni spo- czywał złoty sygnet z wielkim rubinem, który w tej chwili cały był we krwi. — Godryku! — zawołała zdumiona Helga. — Cóż ci się przy- darzyło?! Rowena, widząc rany na twarzy rycerza, pobladła i z trudem przełknęła ślinę. Jegomość, nazwany Godrykiem, rzucił jej krót- kie, niespokojne spojrzenie, po czym zwrócił się do Helgi. — Nie zadręczaj się dłużej, moja droga. Salazar życiem opłacił swoją zbrodnię. Na te słowa Rowena zasłoniła usta dłońmi, a Helga zamarła. — Zabiłeś go, Godryku?! — upewniła się Rowena, a rycerz potwierdził kiwnięciem głowy. — Wiecie oboje, że pragnęłam jego śmierci całym sercem — wyznała w końcu ze smutkiem Helga — ale teraz wstyd mi z te- go powodu okrutnie. Zrobiła krótką pauzę, z trudem powstrzymując płacz. Wyglą- dała na głęboko poruszoną. — W końcu to nie wróci życia Benedyktowi — dodała, ukry- wając twarz w dłoniach. Widząc to, Rowena zbliżyła się do niej, kładąc dłonie na jej ra- mionach. Chciała dodać otuchy przyjaciółce, choć nie bardzo wiedziała jak. Jej oczy utkwione były jednak w Godryku. Spoglą- dała na niego z mieszaniną strachu i podziwu. — Nie żałuj Salazara, Helgo — powiedział sucho Godryk. — ✫ 12 ✫ Strona 14 Nienawidził nas szczerze. Jasno to wyraził, kiedyśmy stanęli na- przeciwko siebie. — Cóż ci rzekł, nim śmierć się o niego upomniała? — spytała ze smutkiem Helga, a Rowena zastygła na twarzy i z przeraże- niem spojrzała na ukochanego. Na szczęście stała jednak za swoją przyjaciółką, więc ta niczego nie zauważyła. — Wyznał, iż zazdrość nim powodowała — zaczął Godryk, odpinając pas z pochwą i odkładając go na pobliskie łoże. — Nie mógł pogodzić się z uczuciem, jakie połączyło mnie i Rowe- nę... — Miłował mnie skrycie? — zawołała z niedowierzaniem da- ma w niebieskiej szacie. Twarz Godryka wykrzywił niezrozumiały grymas. W jego o- czach dało się dostrzec głęboki smutek. Zupełnie jakby coś po- twornie ciężkiego dręczyło jego serce. Być może były to słowa, które usłyszał podczas pojedynku....? Tak właśnie uznały obie damy. Mając na uwadze fakt, że Slytherin był niegdyś bliski Go- drykowi niemal jak rodzony brat, postanowiły nie drążyć dłużej tego tematu. — Nim przeszyłem jego serce mieczem — kontynuował z ciężkim sercem Godryk, opadając na krzesło — wyznał, iż prawdziwe są pogłoski o Komnacie Tajemnic. — Helga i Rowe- na jęknęły z przerażenia, ale rycerz ciągnął dalej: — Szkaradny stwór skryty w komnacie, jak raczył mi zdradzić Salazar, oczy- ścić ma szkołę z mugolaków, gdy nasz czas przeminie. — Och, toż to fatalne wieści! — zawołała roztrzęsionym głosem Helga. — Cóż teraz uczynimy? Godryk westchnął ciężko. Wiedział doskonale, że nigdy nie uda im się odnaleźć sekretnej komnaty. Wszak próbowali już wielokrotnie. Po raz pierwszy czuł się tak bardzo bezsilny. Ro- wena doskonale go rozumiała. Dostrzegł to w jej pełnych troski oczach. ✫ 13 ✫ Strona 15 — To niejedyne nasze zmartwienie — stwierdził po chwili za- dumy, a Helga i Rowena obdarzyły go zdumionymi spojrzenia- mi. — Salazar uprzejmy był wyjawić, iż na zawsze śmierć go nie zabierze. Podjął kroki, aby temu zapobiec. — Jakież to kroki? — spytała bez przekonania Helga. — Czy aby nie były to słowa rzucane na wiatr? — Nie, moja droga — zaprzeczył z całą mocą Godryk. — Sa- lazar stworzył horkruksa. Rowena i Helga ponownie głośno jęknęły. Na ich twarzy zago- ściła mieszanina strachu, złości i obrzydzenia. Wszak obie do- skonale wiedziały, iż nie ma nic równie odrażającego, niż pozba- wianie życia drugiego człowieka. Zwłaszcza po to, aby zapewnić sobie nieśmiertelność. — Jeśli Wężowy Język kiedyś powróci — zaczęła ze zgrozą Rowena — z pewnością upomni się o władzę nad szkołą. Godryk przytaknął. — Cóż więc poczniemy? — spytała z desperacją w głosie Hel- ga. — Wszak to może nastąpić po naszej śmierci. Któż wówczas uczniów ochraniać będzie? Godryk odchrząknął, oczyszczając sobie gardło. Spodziewał się tego pytania na długo przed tym, nim powrócił do zamku. Miał już więc na nie gotową odpowiedź. — To my szkołę stworzyliśmy — powiedział — i my ochronę zapewnić jej musimy. Szczęściem znam na to sprawdzony spo- sób. Nasza potęga przetrwa wieki... — Czyżbyś myślał o...? — wtrąciła z przejęciem Rowena, ale Godryk szybko jej przerwał. — Tak, moja droga. To wielkie poświęcenie ochroni nasze dziedzictwo. Rowena i Helga wymieniły krótkie, niespokojne spojrzenia. Obie wiedziały, co ma na myśli Godryk i obie zdawały sobie sprawę, co to dla nich oznacza. Jednak nie było innej drogi. ✫ 14 ✫ Strona 16 Hogwart musiał mieć zapewnioną ochronę. Niezręczną ciszę jaka nastała, przerwało nagłe pukanie do drzwi. Kiedy Godryk polecił wejść, do komnaty wkroczył wyso- ki i szczupły chłopiec o śniadej, pociągłej twarzy i bystrych o- czach. Na jego widok Helga uśmiechnęła się nieznacznie. Na- tychmiast rozpoznała Abradiasza, ulubionego prefekta swojego domu. — Cóż cię przywiodło o tak późnej porze, synku? — spytał Godryk z ojcowską troską, jaką miał w zwyczaju objawiać wo- bec wszystkich uczniów Hogwartu. — Jaśnie panie — zaczął z wielkim szacunkiem uczeń — Iry- tek znowu nęka Erazmusa. Godryk westchnął z poirytowaniem. Helga energicznie pow- stała z krzesła. — Przemówię mu do rozumu — oznajmiła z przekonaniem, a Godryk odczuł nieskrywaną ulgę, że tym razem nie musi oso- biście interweniować. Irytek był bowiem Poltergeistem. Sprowadził się do zamku za- raz po jego wybudowaniu. Wygłupy i psoty były jego specjal- nością. Nikt nie potrafił nakłonić go do odpowiedniego zacho- wania, nawet tak dzielny, groźny i cieszący się wielkim szacun- kiem rycerz, jakim był Gryffindor. — Wezwij Krwawego Barona, moja droga — zaproponowała chłodno Rowena, zanim Helga zniknęła z prefektem za drzwia- mi. — Doszły mnie słuchy, iż Irytek lęka się go okrutnie. Helga obdarzyła przyjaciółkę krótkim, nieco zaskoczonym spojrzeniem, po czym bez słowa opuściła komnatę wraz ze swo- im uczniem. Gdy tylko drzwi się zamknęły, Rowena spojrzała z utęsknie- niem na Godryka. Ten gwałtownie powstał i rzucił się w jej stro- nę. Czule ją obejmując, podniósł nieznacznie do góry, tak że trzewiki damy oderwały się od kamiennej posadzki. ✫ 15 ✫ Strona 17 — Tęskniłem wielce, moja miła — oznajmił, wpatrując się jej głęboko w oczy. — Ja także — odpowiedziała niemal świergocząc, po czym Godryk gwałtownie zbliżył swe usta do jej warg i połączyli się we wzajemnym pocałunku, trwającym dłuższą chwilę. Kiedy ry- cerz zdołał wziąć w ryzy swoje żądzę i namiętność, dostrzegł niepokój w oczach ukochanej. — Cóż powiedział ci Salazar, nim wydał ostatnie tchnienie? — spytała napiętym głosem. Godryk postawił ją ponownie na ziemię. Wziął jej drobne dło- nie w swoje wielkie, wciąż brudne od krwi łapska i uśmiechnął się nieznacznie, z miłością spoglądając w jej piękne, niespokojne oczy. — Nie przejmuj się tym, ukochana — rzekł niemal szeptem. — Nasze tajemnice są bezpieczne. Salazar nikomu nic nie po- wiedział. Rowena spuściła wzrok. Jej wyraz twarzy był dowodem na głę- bokie poczucie winy. — Nasze zbrodnie pozostaną ukryte — zapewnił ją Godryk. — Nikt się nie dowie, cośmy uczynili. ✫ 16 ✫ Strona 18 ROZDZIAŁ DRUGI Ceremonia zaprzysiężenia S łońce skąpane w czerwieni z wolna znikało za czubkami wy- sokich drzew, kiedy na skraju leśnej polany znikąd pojawiły się dwie postaci. Ich niespodziewane przybycie zwiastował dźwięk przypominający trzask łamanej gałęzi. Przybysze, odziani w długie czarne szaty, rozejrzeli się uważnie po wrzosowisku. Kiedy upewnili się, że w pobliżu nie ma żywej duszy, zarzucili kaptury na głowy i z wolna ruszyli w kierunku lasu. — Panie, czy dzisiejsze spotkanie ma związek z powrotem Hoble'a? — rozległ się gruby męski głos, należący do krępej, niższej postaci. — Czy jego misja się powiodła? Wyższa i szczuplejsza postać obróciła się w stronę swojego rozmówcy. Choć nie było widać twarzy owego czarodzieja, dało się odczuć, że jest nieco poirytowany. — Robisz się coraz bardziej ciekawski, Nott — odrzekł chłodnym tonem, wyciągając z kieszeni szaty kilkucalowy patyk i unosząc go przed siebie, dzięki czemu gałęzie mijanych drzew uskakiwały na bok, jakby odgarniane przez niewidzialną rękę. — Dobądź swoją różdżkę! Aurorzy wszędzie węszą. Lepiej być przygotowanym na ewentualne spotkanie. Nott posłusznie wyciągnął podobny do broni swojego roz- mówcy patyk, unosząc go przed siebie. ✫ 1 7 ✫ Strona 19 — Wilhelm Hook twierdzi, że Hoble nie znalazł tego, czego szukał — zaczął po chwili, nieco niepewnym i pokornym gło- sem. Wyższy czarodziej westchnął ciężko. — Jak można się było spodziewać, Hoble okazał się bezużyte- czny — odrzekł nieco poirytowany. — Dzisiejsze zebranie rady nie ma jednak związku z tą sprawą. Te słowa jeszcze bardziej pobudziły ciekawość Notta. — Chodzi o wyjaśnienie okoliczności śmierci Mistrza Foks- tera? — dopytał zaintrygowany. — W tej sprawie wszystko jest jasne! — odparował ze złością wyższy czarodziej, rozglądając się uważnie po lesie. — Śmierć Walburga to kwestia tymczasowa. Nott na te słowa wybałuszył oczy ze zdumienia. Jak śmierć może być tymczasowa?, pomyślał. Zawahał się jednak przez chwilę, zanim zadał kolejne pytanie. Zdawał sobie doskonale sprawę, że lepiej nie drażnić rozmówcy. Ciekawość wzięła jednak górę nad strachem. — Podobno Szary Pielgrzym ma już kogoś na jego miejsce? — bardziej oznajmił niż spytał, jednak jego głos był ledwo sły- szalny. Jego towarzysz prychnął ze złości, przystając w miejscu i spo- glądając na niego. — Sam nie wiem, dlaczego toleruję twoje zuchwalstwo, Nott — stwierdził ostro, choć w jego głosie dało się wyczuć nutę pobłażliwości. — Znałem twojego dziadka Cantankerusa. Był wybitnym czarodziejem i o mało nie został piątym seneszalem. Do dziś korzystamy z jego opracowania. Pochodząc z tak zacne- go, czystokrwistego rodu, powinieneś wykazać się czymś więcej, niż tylko brakiem ogłady i niepohamowaną ciekawością! Nott zamilkł. Krytyka ze strony mistrza mocno go uraziła. Bał się jednak to okazać. Przybrał pokorną postawę. Obaj w milcze- ✫ 18 ✫ Strona 20 niu ruszyli dalej. Przez dłuższą chwilę przedzierali się przez leśne gęstwiny w absolutnej ciszy. Uważnie rozglądali się na boki, wypatrując ewentualnych nieproszonych gości. Słońce dawno już schowało się za horyzontem, więc puszczę zaczynały ogarniać ciemności. — Lumos! — mruknął Nott, a koniec jego różdżki rozjarzył się jasnym światłem. Jego mistrz rozświetlił drogę w taki sam sposób. Po pewnym czasie minęli olbrzymi obalony konar, porośnięty mchem i paprocią, a ich oczom ukazał się brzeg ciemnego, roz- ległego jeziora. Poczuli na twarzach silny, chłodny wiatr wiejący znad wody i ze świstem kołyszący czubkami drzew. Niespodziewanie szum wiatru zagłuszył przeciągły krzyk, tak straszny i pełen bólu, jakby obdzierano kogoś żywcem ze skóry. Nott instynktownie skierował różdżkę w stronę, z której dobie- gał hałas. W oddali dostrzegł sylwetki jakichś postaci. — Idziemy! — ponaglił go jego mistrz, ruszając w kierunku intruzów. Szli brzegiem jeziora, pozostawiając za sobą ślady butów na mokrym piasku. Nott wciąż trzymał różdżkę w gotowości, choć jego towarzysz wyglądał na dziwnie spokojnego. Gdy zbliżyli się do nieznajomych, spostrzegli trzech czarodziejów w czarnych szatach, z różdżkami w dłoniach. Pochylali się nad ciałem męż- czyzny, który leżał na ziemi w nienaturalnie wygiętej pozycji. — Mistrz Geber! — zawołał najniższy z czarodziejów, zdej- mując kaptur i kłaniając się nisko. Jego blada twarz, naznaczona licznymi bliznami, ukrytymi pod gęstym zarostem wyglądała na nieco przerażoną. — Travers, Egg, Mortensen! — zawołał Nott, opuszczając różdżkę. — Co wy tu robicie?! Pozostali dwaj czarodzieje również zdjęli kaptury i ukłonili się swojemu mistrzowi. Wyższy z nich miał twarz typowego awan- ✫ 19 ✫