Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Labofnia. Wyspa ukryta przed resztą świata gdzieś pośrodku Atlantyku. Nie figuruje na żadnej mapie, nie istnieje w żadnych wspomnieniach. Służby wywiadowcze Ameryki i Europy robią wszystko, by nikt nie dowiedział się o tym miejscu.Mieszkańcy Labofni odznaczają się niecodziennymi cechami. Ich ciała znacznie różnią się od ciał ludzi: niższą temperaturą, słabszym pulsem, zesztywnieniem, spowolnioną przemianą materii, brakiem oddechu…Pewnego dnia na wyspę trafia rozbitek Johannes van der Linden. Nie jest do końca pewien, skąd wyruszył i dokąd trafił. Otrzymuje schronienie i zostaje otoczony opieką. Labofnia staje się jednocześnie jego przekleństwem i wybawieniem. Musi dostosować się do świeżych zasad i struktur dziwacznej wspólnoty. Wkrótce przekona się, że ponad światem nieumarłych ktoś albo coś sprawuje bezwzględną kontrolę.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Wyspa zombie |
Autor: | Stene Oystein |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Wydawnictwo Zysk i S-ka |
Rok wydania: |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Tematyka zombie nie jest mi obca. Ba! Uwielbiam to tak samo jak wampiry (nie te świecące w mroku). Dlatego gdy tylko zobaczyłam okładkę i blurb nie mogłam przejść koło „Wyspy zombie” obojętnie. Dostałam jednak coś zupełnie innego niż się spodziewałam i szczerze mówiąc sama nie wiem co mam o tym myśleć. Pewnie jak zawsze wszystko rozjaśni mi się w trakcie pisania recenzji gdy będę starała się myśli przelać na papier niespodziewanie ukształtują się one w pewną logiczną całość.Obudził się niespodziewanie całkowicie nagi w miejscu którego nie znał, ze świadomością otaczającego go świata lecz bez pojęcia o tym jak tutaj trafił ani jak się nazywa. Nie pamiętał nic z swojej przeszłości mimo, że teoretycznie jego umysł funkcjonował bez zarzutu. Nie było tak jednak z resztą ciała… Mieszkańcy wyspy dali mu ubranie i schronienie. Nauczyli życia od nowa. Nauczyli go by był tym kim jest. Dali mu nowe imię. Jednak jak to jest mieszkać na wyspie gdzie ciało każdego z mieszkańców ma temperaturę niższą od przeciętnej, nie musi oddychać a puls niemal nie istnieje. Jak to jest obudzić się na wyspie zamieszkałej przez zombie?Spodziewałam się rozbitka który budzi się otoczony przez hordę nieumarłych którzy w jakiś pokrętny sposób sformułowali społeczeństwo lecz stale miało mieć to znacznie więcej z The Walking Dead niż z Frankensteinem. Faktycznie główny bohater budzi się otoczony przez hordę zombie w samym centrum ich pokrętnego społeczeństwa ale… To wszystko jest zupełnie inne niż możecie się spodziewać.Zacznijmy od tego, że opowieść składa się z trzech części przeplatających się ze sobą- przeskakujemy z dokumentów historycznych łatwo z archiwum wyspy, przemyśleniami naszego bohatera i historią jako taką toczącą się od jego pojawieniu się na wyspie. Wszystko spina się w jedną całość jednak dokumenty historyczne czasami sprawiają wrażenie wciśniętych trochę na siłę.Największym plusem książki i jej niewątpliwym atutem jest to czego nie spodziewałam się w niej znaleźć. Wszyscy widzieliśmy zombie w ogromnych ilościach odsłon. Zawsze łączyło je jedno- kompletny, absurdalny i niezaprzeczalny instynkt i brak jakiegokolwiek myślenia. A co jeżeli jest inaczej? Jeżeli wyciągnięte ręce służą tylko do zachowania równowagi gdyż przez zesztywniałe mięśnie nie mogą zrobić tego inaczej? Może gardłowe pojękiwania i charczenia nie są oznaką zidiocenia tylko brakiem umiejętności panowania ponad językiem? Jak myślicie jak może wyglądać nasza pobudka w innym ciele, w ciele które jest nasze jednak zupełnie inne od tego co pamiętamy, a może inne od tego którego zapomnieliśmy? Jeżeli już od pierwszego ruchu wiemy, że coś jest z nami nie tak ponieważ jedyną sprawnie i prawidłowo funkcjonującą częścią naszego ciała jest o dziwo mózg? Przyjęlibyście taki stan rzeczy bez wahania i szukania odpowiedzi na jedno zasadnicze zapytanie które pcha ludzi do przodu od wieków: Dlaczego?Obserwowanie toku myślenia, nauki poruszania się i próby uformowania społeczeństwa z rozbitków było fascynującą przygodą. Językowo książka ebook jest również jak najbardziej poprawna. Niestety zabrakło mi pewnej iskry która sprawia, że absolutnie nie możemy się od czytania oderwać. A mimo wszystko nie uznaję tego czasu za stracony, ani książki za nieudaną. Nie można jej również zarzucić braku oryginalności.Myślałam, że pisząc uda mi się uformować moje myśli w taki ciąg by poznać w końcu moje ostateczne uczucia odnośnie Wyspy Zombie. Nie udało mi się. No cóż pewien zombiak którego ostatnio poznałam ma sprawniejszy umysł od mojego ;)
„Gdzieś jest, ale nie wiadomo gdzie, świat, w którym baśń ta losy się” – ten krótki element słynnej piosenki w sposób ekstremalnie minimalistyczny streszcza ten tytuł. Ukryta przed oczyma całego świata wyspa staje się niespodziewanie wspólnym tematem rozmów wybranej garstki osób. Czy znajduje się na niej coś, czego może bać się ludzkość? Czy słynne z filmów, literatury, a także pradawnych wierzeń żywe trupy istnieją naprawdę? Czy apokalipsa zombie może się ziścić? Jeżeli pragniecie znaleźć odpowiedzi na powyższe pytania, to serdecznie zapraszam do lektury książki Oysteina Stenea pt. „Wyspa Zombie”.Głównym bohaterem tej powieści jest rozbitek, którego imię pozostaje dla nas tajemnicą. Na samym początku nie wiemy o nim praktycznie niczego. Skąd wyruszył, jak się tu znalazł, kim był, czym się zajmował. Te podstawowe kwestie nie zostają wyjaśnione, co nadaje mu znacznej dawki tajemniczości. Wraz z biegiem zdarzeń nasz bohater zostaje uświadomiony i otoczony potrzebnym pakietem opiekuńczym. Jako świeży mieszkaniec Labofnii otrzymuje on schronienie, opiekę, a także imię. Po tych skrzętnie omówionych zdarzeniach bezimienny rozbitek przechodzi prawdziwą metamorfozę. Od tej pory naszym przewodnikiem będzie Johannes van der Linden. Zmiana następuje wręcz błyskawicznie. Zatracone zdolności motoryczne zostają zręcznie wyuczone, praca staje się obowiązkiem. Osobnik ten upodabnia się do człowieka. Osobiście Johannes przypadł mi do gustu. Nie jest to niezniszczalny bohater walczący z niesprawiedliwością świata, zły opryszek starający się skraść największe tajemnice państw. To pierwszy na świecie żyjący wśród umarłych.Kilka słów pragnę poświęcić pozostałym postaciom, które napotkamy na naszej drodze. Na tym polu nie jest tragicznie, chociaż twórca zaliczył kilka błędów. Większość pobocznych postaci to zwykłe kukły wypełniające własne zadania. Nie ma w tym nic złego, szczególnie, iż pasuje to do charakteru tej powieści. Wszystko jest zaprogramowane, a wykonywane przez bandę truposzy. Niestety minimalizm pewnych osób źle odbija się na całości. Nie oczekuje od nich nie wiadomo jakich cudów, jednak brak polotu, szczątkowego charakteru, czy również woli sprawia, że całość czyta się nijako. Trochę szkoda, gdyż poprawienie paru kwestii związanych z tymi osobnikami zwiększyło by komfort odbioru.Świat po którym przyjdzie nam się poruszać jest strasznie ograniczony, co o dziwo w tym wypadku nie jest wadą. Głównym miejscem większości akcji jest wyspa Labofnia, która znajduje się pośrodku oceanu Atlantyckiego. Nie ma jej na żadnej mapie, nie figuruje w żadnym spisie, krótko mówiąc w ogóle nie istnieje. Kilka rozdziałów rozgrywa się poza nią, co umożliwia nam odetchnięcie od tego parnego klimatu wyspowego. Jej zagadkowy mieszkańcy odróżniają się od ludzi pod wieloma względami. Niższa temperatura ciała, słaby puls, powolna zmiana materii, brak oddechu, zamiłowanie do ludzkiego mięsa. To interesujące połączenie wydaje się być nam znajome z innych powieści, ale w tym wypadku jest zupełnie inaczej.Historia przedstawiona na łamach tej książki jest jedną z wielu, lecz wyróżnia się paroma cechami. Idealnie przemyślany motyw zombie ukazujący żywe trupy w inny, niecodzienny sposób sprawił, że po tytuł chce się sięgnąć. Na naszej drodze znajdziemy dużo zagadek, czekających by je rozwikłać, a zwarta fabuła nam w tym pomaga. Twórca dużo spraw dogłębnie przemyślał, dlatego również całość czyta się przyjemnie. Niestety dla wielu osób tytuł ten może być zbyt płytki, ale nie powinno was to do niego zrazić.Według mnie „Wyspa Zombie” to solidny średniak, który jest godną pozycją, wartą poświęcenia jej własnego prywatnego czasu. Niecodzienne podejście do oklepanego tematu jest jak poryw świeżego wiatru. Odświeża i oczyszcza umysł z zalegających historyjek, które nijak mają się do siebie. Zalecam każdemu czytelnikowi. Sam nie żałuję żadnej minuty poświęconej lekturze.Moja ocena: 6.5/10ArtiusW tym miejscu pragnę podziękować wydawnictwu Zysk i S-ka za przekazanie egzemplarza do recenzji.Po więcej recenzji zapraszamy na blog KZTK:http://koszztk.blogspot.com/
Zombie. Przerażające stwory, które żyją mimo tego, że części ich ciał zaczynają gnić, które wydają niepokojące odgłosy, chodzą niczym mumie ze starych horrorów i chcą nas ugryźć. Nasz główny bohater budzi się w obcym miejscu. Nie wie kim jest, nie wie jak się nazywa, skąd pochodzi, zapewne nawet gdyby powiedzieć mu, że pochodzi z takiego to a takiego państwa to i tak nie dużo by mu to powiedziało. Nie może płynnie poruszać swoim ciałem, ręce i nogi nie chcą słuchać jego poleceń a mowa zdaje się przyrósł mu do podniebienia. W sumie to bez różnicy, ponieważ krtań i tak zapomniała jak artykułuje się słowa i pozostało mu jedynie chrapliwe rzężenie. Po okresie dowiaduje się, że znajduje się na wyspie Labofnii, gdzie wyszkoleni pracownicy postarają się mu pomóc na nowo mówić, wymawiać litery i dadzą mu pracę, biorąc pod uwagę szczegółową wiedzę na dany temat jaką posiada. Bowiem podobnych do naszego bohatera, nazwanego potem Johannem, jest na wyspie wielu i każdy z nich otrzymał podobną pomoc. Nie wszystko jednak jest tak piękne, na jakie wygląda. Jednym z mieszkańców wyspy jest Pedro, który zna każde zdarzenie historyczne jakie miało kiedykolwiek miejsce. Nie wie skąd to wie, skąd te info zalęgły się w jego mózgu, lecz Labofnia nie takie cuda widziała. Władze wyspy umieściły Pedra na stanowisku kontrolera biletów, mimo że co roku składał on odwołanie od ich decyzji, podając coraz to i nowe argumenty na to, że jest stworzony do pracy na innym stanowisku. Niestety, jego umiejętności były może i nietypowe, lecz także sprzeczne z ideą wyspy; przed laty zdecydowano, że Labofnia nie będzie istnieć równolegle z pozostałą częścią świata i że tam nie będą liczyć się żadne wydarzenia historyczne. A jakiekolwiek postulaty wychodzące od "umarłych" są przez władze ignorowane i w ogóle nie brane pod uwagę. Nie wiadomo skąd biorą się nowi mieszkańcy wyspy; po prostu o świcie znajduje się ich leżących w pozycji embrionalnej na środku plaży a oni sami również nie są w stanie powiedzieć, gdzie byli wcześniej. Te niewiadome, które krążą wokół ich istoty powoduje u zwykłych ludzi strach przed nieznanym i postawę obronną. Wolą z góry założyć, że to złe istoty i trzymać ich z daleka od "normalnych", niż znaleźć z nimi wspólny dialog. Książka ebook napisana jest dwutorowo; z jednej strony mamy historię asymilacji „naszego zombiego” a z drugie zaś możemy dzięki zapisom dokumentów, poznać losy wyspy, od pierwszych statków podróżniczych, które zawitały na brzeg, aż do decyzji amerykańskiego prezydenta i ministrów zagranicznych innych państw, którzy postanowili utrzymać istnienie Labofni w tajemnicy i którzy odcięli się od istot tam zamieszkujących, gdyż stwierdzili, że są oni prezydentami i rządami „żyjących” a nie żywych trupów. Szczerze żal mi było zombi, którzy ze własnej natury byli wyjątkowo potulni i nastawieni pokojowo a przez działania rządów i nagonkę, która objawiła się ukazywaniem w popkulturze wizerunku mięsożernych zombie, które nie mają żadnych skrupułów i nastawione są jedynie na mord, stali się agresywni tylko po to, by chronić samych siebie. Gdyby zombie istniało naprawdę to historia, którą stworzył twórca „Wyspy zombie” byłaby doskonałym wytłumaczeniem. Wszystko cudownie ze sobą współgra, tworząc naprawdę autentyczną historię. Nie mrożącą krew w żyłach, lecz taką, która wzbudza współczucie względem tych, którzy zostali skrzywdzeni przez silniejszych od siebie.
Bardzo nieźle napisana opowieść grozy. Temat zombie jest ostatnimi czasy bardzo popularny, w tej książce pdf jego ujęcie jest szczególnie ciekawe. Pomyślałam sobie nawet, że film nakręcony na podstawie tej książki byłby całkiem intrygujący. Ponieważ tak jest właśnie tutaj: nie brak wszechobecnego napięcia.
Zaskoczenia ostatnich tygodni obracają się w moim życiu kulturowym wokół tematyki zombie. Najpierw idealny serial „IZombie” – nie mogę się doczekać drugiego sezonu! –, a później „Maggie”, czyli psychologiczny tragedia o wirusie z Arnoldem Schwarzeneggerem. Tym razem padło na poruszającą podobną tematykę opowieść autorstwa Norwega Øysteina Stene, pod tytułem „Wyspa zombie”. To jeszcze jeden argument przemawiający za tym, że w każdy – nawet najdokładniej przepracowany – temat, można tchnąć nowe życie i ukazać go w atrakcyjnym świetle.Pierwsze spotkanie wzrokowe z okładką powieści nie przynosi żadnych wyjątkowych odczuć. „Wyspa zombie” realizuje typowość wizualną dla tytułów z podobnych kręgów gatunkowych. Połączenie niepokojącego mroku i kontrastowej czerwieni, odległe błyskawice i jaśniejąca w ciemności przerażająca twarz, to standardowy zbiór dla horroru. Obwoluta wypada więc przeciętnie, chociaż stale nastrojowo. Wielbiciele tematyki z pewnością zwrócą dzięki temu na „Wyspę zombie” uwagę.Gdzieś pośrodku niczego, oblewana oceanicznymi falami, istnieje wyspa zwana Labofnią. To na niej budzi się główny bohater powieści. Jest nagi, zimny, nic o sobie nie wie i nie potrafi wyartykułować słowa. Wkrótce trafia pod opiekę mieszkańców niewielkiej wyspy. Wszyscy, jak on, mają jasne, zamglone oczy; sztywne ruchy i nieludzko bladą skórę. Powoli bohater odkrywa prawdę o sobie i otaczających go postaciach. Dzięki pracy w archiwum Labofnii zyskuje również dostęp do tajnych informacji. Tajemnica o naturze mieszkańców wyspy jest bardziej, niż przerażający. Tymczasem świat ma swoje plany, co do Labofnii.Powieść prowadzona jest w sposób szkatułkowy. Z jednej strony czytelnik śledzi sporządzanie przez głównego bohatera historii; z drugiej strony sporządzaną historię; a z trzeciej – dokumenty dotyczące wyspy. Całość składa się na oryginalną, choć dość przewidywalną opowieść. Akcję śledzi się z zainteresowaniem, lecz niestety niewywindowanym na taki poziom, by nie móc się od książki oderwać.Największym plusem „Wyspy zombie” jest z pewnością próba logicznego uargumentowania zachowania „żywych trupów”. Wyciągnięte przed siebie ręce stanowią próbę utrzymania równowagi zesztywniałego ciała; dziwaczne dźwięki, na które składają się pomruki i jęki, są wynikiem niewspółpracującego języka; blada skóra i zamglone oczy to znamiona zahamowanego rozkładu. Nawet powód pożywiania się ludzkim mięsem został w powieści uargumentowany w sposób dość nietypowy, a na pewno intrygujący.Jednak to nie aspekt zombie jest najciekawszym fragmentem tekstu. Izolacja, znaczenie bólu i próba odnalezienia sensu istnienia; pragnienie zrozumienia przeszłości i teraźniejszości, by poznać powody dla oczekiwania przyszłości – to podstawowe magnesy na czytelnika. Nie mniej ważna okazuje się tajemniczość powieści i selektywne podawanie informacji, z powodu którego niewiele można o książce pdf napisać, by nie zdradzić jakiegoś elementu zaskoczenia.W drugiej części powieści twórca zdaje się nawiązywać do „Frankensteina” Mary Shelley. Zbieżność rozwiązań fabularnych pociąga za sobą też konieczność zadawania podobnych pytań. Gdzie zaczyna się i kończy człowieczeństwo? Co czyni człowieka człowiekiem? Jak ważna jest kwestia ludzkiej emocjonalności? Jaką rolę odgrywa w naszym życiu pamięć o przeszłości – naszych korzeniach, dzieciństwie, rodzinie?Język powieści jest przyjemny – o ile można powiedzieć tak przy okazji fabuły dla horroru –, chociaż nie zawsze wciągający. Zreferowane badania i rządowe dokumenty nieco nużą przez nadmiar zbędnych informacji, które ani nie uplastyczniają wizji, ani nie stanowią swoistej formy ciekawostek. Podobnie jak bohaterowie „Wyspy zombie”, wykorzystana w niej forma opisowa jest chłodna i niemal przezroczysta. Zwykle podobną nijakość należałoby uznać za wadę, lecz w tym przypadku podkreśla jedynie oddźwięk założeń fabularnych a także przesłania.„Wyspa zombie” to opowiadanie nie tyle o krwiożerczych potworach, co o samotności, odmienności i niełatwej do zniesienia izolacji. To także historia o poszukiwaniu sensu a także rozczarowaniu i stracie. Øysteinowi Stene udało się wykreować nietypową fabułę o sugestywnej, choć pozornie pozbawionej charakteru, nastrojowości. Twórca ma szansę przekonać do siebie nie tylko wielbicieli tematyki żywych trupów, lecz także każdego, kto lubi nieoczywiste rozwiązania i nowe spojrzenie na „stare” tematy. Szczególnie, że Norweg – zwłaszcza w finalnej części opowieści – pogrywa sobie nieco z czytelnikiem, dając popkulturowym tworom jak „Noc żywych trupów” nowe zadania i przyczyny powstania. Jakie? Dowiecie się jedynie sięgając po książkę.