Średnia Ocena:
Wieloryby i ćmy. Dzienniki
"Wieloryby i ćmy" to opowiadanie o współczesności i autoportret wielokrotny. W dziennikach Szczepan Twardoch omawia bliskie spotkania i dalekie podróże. Komentuje, obserwuje, roztrząsa, przeplatając oswojone z obcym i historyczne ze współczesnym. Osada na Spitsbergenie. Niemal nie ma tu śladów dawnego życia. Wiatr przewiewa śmieci, niszczeją hangary, straszą puste okna szklarni. Drogi do tego odległego miejsca dawno ukryła tajga. Jest jeszcze cmentarz z betonowymi nagrobkami. Pod jednym z nich spoczywa ciało rocznej dziewczynki. W państwie został jego roczny syn. Śląsk. Stary młyn rozebrano, ponieważ groził zawaleniem. Nie ma śladu po domu, w którym narodził się jego pradziadek. W miejscu kopalni, w której został śmiertelnie ranny dziadek, stoi teraz szkoła wyższa. Wszędzie są porozrzucane kości, także tych, którzy patrzą z rodzinnych fotografii.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Wieloryby i ćmy. Dzienniki |
Autor: | Twardoch Szczepan |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Wydawnictwo Literackie |
Rok wydania: | 2015 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
Wieloryby i ćmy. Dzienniki PDF Ebook podgląd:
Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.
Wgraj PDF
To Twoja książka? Dodaj kilka pierwszych stronswojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu!
Recenzje
Decyzja Szczepana Twardocha o publikacji dzienników pt. „Wieloryby i ćmy”, to niewątpliwie skok na głęboką wodę. Prawdopodobieństwo, ze wykąpie się przy tej okazji w morzu krytyki jest duże. Zwłaszcza, że wynik końcowy diametralnie odbiega od poziomu literackiego, do którego przyzwyczaił nas dotychczas. Więcej na http://kulturalnadzielnica.blogspot.com/
Niełatwa. Nie dla każdego. Nieźle najpierw poczytać fragenty
Przeczytałam, zachęcona pozytywnymi opiniami. Szczepan Twardoch to rzeczywiście mistrz, mistrz słowa, nazywania i przekazywania myśli, refleksji, odczuć, skojarzeń, emocji.. Te zapiski traktują o różnorakich sprawach, sytuacjach, a jednak wszystkie czyta się z jednakowym zainteresowaniem.
Cała recenzja dostępna tutaj: http://zycie-miedzy-wierszami.blogspot.com/2015/11/szczepan-twardoch-wieloryby-i-cmy.htmlNa pewno znajdzie się tu dużo ciekawych refleksji, całość jednak sprawia wrażenie odrobinę nadętego zbioru niepowiązanych ze sobą myśli. Ciężko właściwie odnaleźć sens w tym chaosie, lecz muszę przyznać, że jakaś element tego intelektualnego wywodu do mnie trafiła. Ja prawdopodobnie również mam duszę, która starzeje się szybciej niż ciało, ponieważ z wieloma spostrzeżeniami Szczepana Twardocha ciężko mi się nie zgodzić, kilka nawet szczerze mnie zachwyciło. Jest coś w jego sposobie pisania, co wywiera na mnie ogromne wrażenie, nawet jeśli nie do końca rozumiem co twórca miał na myśli. Ciężko zresztą zaprzeczyć, że słowem Twardoch operować potrafi. Niejednokrotnie zaskakuje trafnością spostrzeżeń i umiejętnością sprawnego przelania myśli na papier. Tylko, że w tym wszystkim często, aby nie powiedzieć za często, uderza w mocno filozoficzny ton, który nie pasuje do twarzy widniejącej na okładce. Rodzi się z tego dysonans i to mi zgrzyta w uszach, takie przestylizowanie i nadmierny intelektualizm. Choć nie zawsze, ponieważ są w jego dziennikach fragmenty, którym taka stylistyka nieźle robi. Zastanawia mnie jedno – na ile Wieloryby i ćmy są autentycznymi zapiskami prowadzonymi w latach 2007-2015, a ile Twardoch przeredagował, zmienił, aby brzmiały lepiej, mądrzej, donioślej. Mogę sobie na ten temat co najwyżej pogdybać, więc rzucę tę niewiadomą w eter – a nuż któryś z czytelników zadaje sobie to samo pytanie. Osobiście jednak mam pewne wątpliwości czy prowadząc dziennik tak rozważnie dobiera się słowa, tak mało wkłada się siebie. Ponieważ prywatności autora to raczej tutaj nie ma – może kilka krótkich zdań o ojcostwie (skądinąd bardzo wzruszających), wspomnień z podróży – bardzo ogólnych, bez żadnych konkretów. Żadnego obnażania duszy.Dzienniki Twardocha odmalowują przed czytelnikiem portret doskonałego obserwatora, który za pomocą słów potrafi nadać barw szarej codzienności. Nieważne czy omawia akurat daleką podróż czy zwykły wieczór przy piwie - ta literackość zawsze jest obecna. I chociaż znaleźć można momenty nużące, zupełnie zbędne i niewiele wnoszące do treści, to dla całej reszty lotnych myśli warto tę książkę przeczytać.
Szczepan Twardoch dał nam coś wyjątkowego: nie dość że osobiste to dojrzałe i szczere. Zawsze czytając tego rodzaju zapiski mam poczucie jakbym odkrywałam jakąś element czyjegoś świata. W tym prrzypadku też tak jest, przy czym Twardocha cechuje niezwykła bystrość obserwacji a także umiejętność zaciekawienia czytelnika.
Długo wyczekiwane Dzienniki.Twórczości Twardocha prawdopodobnie nie trzeba komentować.