Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Lampedusa. Włoska wyspa, choć bliżej stąd do Afryki niż do Włoch. Dwadzieścia kilometrów kwadratowych lądu na Morzu Śródziemnym. Najwyższe wzniesienie: sto trzydzieści trzy metry. Drzew niemal nie ma. Ptaki tylko przelatują ponad wyspą: jesienią z Europy do Afryki, wiosną - z powrotem. Żyją tu żółwie, króliki i ogromne psy. A także sześć tysięcy czterystu Lampedusańczyków, przez których życie przewinęło się około ośmiuset tysięcy uchodźców uciekających przed wojną i ubóstwem. Ich łódki rozbijają się u wybrzeży Lampedusy. Morze wyrzuca na plaże buty, puszki z jedzeniem, dziecięce zabawki... Książka ebook Jarosława Mikołajewskiego to opowiadanie o wyspie i jej mieszkańcach - lekarzu, księdzu, miejscowym artyście, opiekunce żółwi, profesorze, który kopiuje obrazy Caravaggia - którzy na co dzień obcują z tragedią ludzi przychodzących z morza. Mikołajewski - poeta i znawca kultury włoskiej - z czułością i delikatnością kreśli reporterski portret wyspy - przedsionka Ziemi Obiecanej uchodźców. Lampedusa jest kroplą: skupiona jest w niej jak w soczewce współczesna Europa i problemy, z kórymi musi się zmierzyć. Wszyscy dzisiaj jesteśmy Lampedusańczykami.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Wielki przypływ |
Autor: | Mikołajewski Jarosław |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Fundacja Instytut Reportażu (Dowody na Istnienie) |
Rok wydania: | 2015 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Słysząc słowo wyspa, zwykle przywołujemy obraz sielankowego wypoczynku, gdzieś gdzie jest ciepło, niebo przejrzyście błękitne, woda krystalicznie bezbarwna, dookoła palmy, wygodne leżaki, kolorowe drinki z parasolkami i wesoła muzyka. Niestety ten obraz nie zawsze jest zgodny z prawdą. Dzisiaj opowiem Wam o Lampedusie, wyspie opodal Włoch, gdzie prócz sielankowego wypoczynku, codziennie rozgrywają się ludzkie dramaty i potyczka na śmierć i życie." Lampedusa jest znakiem wodnym. Jak Wenecja lub Sycylia. (...)Mogłyby nie istnieć. Byłyby wówczas abstrakcyjnym obrazem oderwanym od artysty i jego zamiaru. Archaiczną grafiką, która zagęszcza cały świat - widziany i domyślny, historyczny i symboliczny. Pojedyncze życia - nasze i cudze - bratersko powiązane ze sobą i z nami, którzy patrzymy" (s. 7)Lampedusa, to wyspa należąca terytorialnie do Włoch, tutaj obok plaż wypoczynkowych dla turystów rozgrywają się codziennie ludzkie dramaty. Wszystko za sprawą położenia wyspy. Jest ona najbliżej wysuniętym punktem Europy od wybrzeża Afryki. Lampedusa jest miejscem, gdzie każdej nocy przypływają łodzie emigrantów uciekających przed wojną, dramatem życia, w pościgu za lepszym życiem. Uciekają przez morze na łodziach zupełnie nie przystosowanych do takich transportów, niejednokrotnie godzą się na zaryzykowanie życia, by tylko uciec.Jarosław Mikołajewski w reportażu o emigrantach prezentuje to co jest pomijane we wszystkich debatach, rozmowach, negocjacjach dotyczących przyjmowania bądź nie przyjmowania uchodźców w Europie, mianowicie człowieczeństwo. Wszędzie mówi się o liczbach, numerach, jednostkach osobowych, lecz nie widzi się głównego problemu jakim jest tragedia człowieka ratującego własne życie. Opowiadanie o tej małej wyspie, którą da się obejść na piechotę w ciągu jednego dnia jest opowieścią o ludziach ogromnego serca. Tutaj istnieje niepisana umowa milczenia. Oficjalnie nikt nic nie wie, natomiast rzeczywiście grono ludzi zaangażowanych jest w ratowanie transportów jakim udaje się dotrzeć tutaj. "Wielki przypływ" to olbrzymi reportaż zamknięty w maleńkiej książce. Sposób przekazania tego wszystkiego jest niesamowicie wylewny, dyskretny i przejmujący. Tragedia ludzi uciekających i ogromne serca ludzi, którzy ryzykują wszystko by ocalić choć jedną osobę. Dla nich nie liczy się kto jest z jakiego kraju, kto ile ma lat, oni ratują wszystkich. Po tragedii w październiku 2013 roku, kiedy zginęła cała załoga łodzi, trzysta sześćdziesięcioro sześcioro ludzi, świat zwrócił uwagę na skalę zjawiska, lecz teraz mało kto już o tym pamięta. Ja po tej książce pdf nie mogę się otrząsnąć. Ogrom uczuć jakie tam targają czytelnikiem jest potężny. Dawka emocji jest niewyobrażalna. Już na zawsze pozostanie we mnie obraz lekarza, który ratuje ludzi w dzień w szpitalu, a nocą chodzi na pomost, ponieważ znów widać transport... jak sam powiedział, jest również lekarzem, który widział najwięcej umarłych ludzi w życiu... oby nikt z nas nie musiał nigdy takiego widoku doświadczyć...Skala zjawiska intryguje mnie od początku, nie rozumiem i nie zrozumiem nigdy przesłanek mówiących o braku szacunku do ludzi uciekających przed wojną. Pomoc ze strony świata jest zerowa, kłopot wojny w Syrii jest zamiatany pod dywan, nie usiłuje się zażegnać konflikt, tylko gdzieś upchnąć ludzi, którzy chcą po prostu zwyczajnie żyć tak jak my. Nie rozumiem jak to się stało, że nie potrafimy pomyśleć co muszą czuć ci ludzie, którzy zostawili wszystko co do tej pory było dla nich ostoją bezpieczeństwa i decydują się na morderczą podróż przez wodę. Jak dynamicznie świat zapomniał jaki tragedia rozgrywał się zaledwie 70 lat temu...Polecam wszystkim, absolutnie wszystkim reportaż Jarosława Mikołajewskiego. "Wielki przypływ" to tytuł tak nieźle odzwierciedlający problematykę, że nie sposób przejść obok obojętnie. Lektura obowiązkowa!pełna odsłona recenzji znajduje się na blogu subiektywnikliteracki.blogspot.com
Niezły reportaż jest jak espresso - w niepozorności i niewielkim rozmiarze tkwi jego moc. Najlepiej trafia do czytelnika, kiedy jest oszczędny w słowach, wówczas naprawdę daje do myślenia. Do niełatwych tematów najlepiej podchodzić na chłodno, lecz mało kto potrafi utrzymać emocje na wodzy, kiedy cały świat ignoruje tysiące bezsensownych śmierci.Lampedusa to maleńka wyspa na południe od włoskiej Sycylii. Zasiedlona dopiero w połowie dziewiętnastego wieku, dynamicznie nieustanna się celem morderczych wypraw setek tysięcy obywateli afrykańskich krajów. Wielu z nich dopływa tam w dramatycznym stanie, znaczna element umiera po drodze. Mimo to, rozmawiający z autorem lekarz przyznaje, że Libijczycy czy Nigeryjczycy są na ogół dużo zdrowsi od Europejczyków.Ci, którzy docierają na Lampedusę żywi, nie czują się szczęściarzami. Na miejscu czeka ich niemiłe zderzenie z ponurą rzeczywistością - nie są nawet w połowie podróży do wolności, której tak bardzo pragną. Mieszkańcy nie są im zbyt przychylni; uchodźcy psują tylko idylliczny krajobraz, obniżając własną obecnością dochody z turystyki. Są jednak nieliczni lampedusańczycy, których misją jest pomaganie przybyszom. Choć nierzadko mają do czynienia ze śmiercią, nie są w stanie do niej przywyknąć.Jarosław Mikołajewski dużo razy odwiedził wyspę, za każdym razem starając się dotrzeć do sedna sprawy. Chodź migracja z terenów ogarniętych wojną nie jest świeżym zjawiskiem, lokalne władze zdają się nie dostrzegać problemu. Na wyławianie ciał, pomoc ocalonym i monitorowanie kolejnych transportów wydaje się miliony euro. Te same pieniądze można wydać tak, by zapobiec falom imigracji, polepszyć warunki życia w biedniejszych regionach całego świata, ponieważ dzisiaj europejska Ellis Island przyjmuje nawet Bengalczyków. Niestety, mimo upływu lat, zmian nie widać. Na horyzoncie majaczą natomiast kolejne łodzie przepełnione wyczerpanymi ludźmi, którzy za wyrwanie się z koszmaru gotowi są zapłacić każdą cenę.Dla ludzi, którzy mogą coś przemienić temat praktycznie nie istnieje. Palą się do zmiany pojedyncze osoby bez wystarczających środków. Najbardziej irytuje niemoc; dużo można naprawić, ocalić dużo istnień, gdyby tylko ktoś wyraził gotowość do podjęcia odpowiednich kroków. Kiedy władze zainteresują się losem uchodźców, którzy z piekła trafiają zaledwie do czyśćca w stylu zachodnim? Obojętność i ignorancja, kolorowe piórka dobrobytu, zabiły w nas zdolność do odczuwania empatii. Jak mocno trzeba wstrząsnąć ludzkością, by zaczęła spoglądać dalej niż czubek swojego nosa? Recenzja z: www.book-loaf.blogspot.com