Lśnij, morze Edenu okładka

Średnia Ocena:


Lśnij, morze Edenu

Wielowątkowa, zręcznie napisana powieść, nagrodzona Premio Nacional de la Critica, swoisty miks "Dzikich detektywów Bolaño", "Władcy much Goldinga", "Burzy Szekspira" i… serialu "Zagubieni". Lecący z Los Angeles do Singapuru samolot pasażerski rozbija się pośrodku Pacyfiku, a dziewięćdziesięcioro pozostałych przy życiu rozbitków trafia na z pozoru bezludną rajską wyspę, gdzie na pozbawionych kontaktu ze światem zewnętrznym nieszczęśników czyhają najprzeróżniejsze zagadkowe niebezpieczeństwa. Wśród ocalałych są przedstawiciele różnorakich narodów, zawodów i stanów. Narratorem opowieści jest hiszpański kompozytor Juan Barbarín, zamieszkały w Stanach Zjednoczonych fan muzyki romantycznej i kobiet. Twórca w mistrzowski sposób snuje opowiadanie o świecie pogrążonym w kryzysie i oferuje nową ścieżkę, która rodzi się z muzyki i milczenia.

Szczegóły
Tytuł Lśnij, morze Edenu
Autor: Ibanez Andres
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Rok wydania: 2017
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki Lśnij, morze Edenu w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

Lśnij, morze Edenu PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Podgląd niedostępny.

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

Recenzje

  • Łukasz Budzyński

    Twórca ewidentnie nie był zadowolony w którą stronę poszedł serial "Lost" w trakcie jego realizacji. Pożyczył sobie z czterech, bohaterów i postanowił się nimi zabawić. Jest co czytać, ponieważ mamy tam, aż z 800-stron, gdzieś tak o 100 za dużo..., lecz cała reszta to naprawdę fajna lektura.

  • maciej

    Kto lubił serial "Lost" ten się nie zawiedzie a może i znajdzie odniesienia i odpowiedzi. Bardzo niezła wielowątkowa opowieść z wyraźnymi bohaterami ( i ich historiami). Z zaskakującym finałem. Polecam.

  • ewcikTom

    Wielowątkowa to mało powiedziane....dzieje się dużo w tej książce pdf wytężając naszą wyobraźnię, lecz wszystko sprowadza się do jedego - MIŁOŚCI. Zalecam jako ciekawą odskocznię

  • konserva

    Duże rozczarowanie. Pisana fatalnym językiem. Obawiam się, że to nie kwestia słabego tłumaczenia. Rozwlekła. Dużo opisów nadmiernie szczegółowych, bez uzasadnienia w treści książki. Twórca niewiele pozostawia fantazji czytelnika. Wszystko nazywa łatwo z mostu. Zamiast pokazać jednego z bohaterów "w akcji" i pozwolić nam wyrobić sobie o nim zdanie ten przedstawia jego rys biograficzny i zbiorem przymiotników omawia jego charakter po czym wielokrotnie obiecuje, że "wróci do tego w dalszej części książki". Inspiracja serialem "Lost" na granicy plagiatu jeśli chodzi o postacie bohaterów. Nie byłem w stanie zmusić się do przeczytania więcej niż 100 stron. Męcząca, nudna, pisana prostackim językiem. Rozczarowanie.

  • Nerw Słowa

    Na nad ośmiuset stronach dość ciężko jest w taki sposób snuć historię, żeby własnego czytelnika nie zniechęcić ani nie znużyć. Ibanezowi ta niełatwa sztuka niezanudzenia udaje się znakomicie. Znaczna objętość książki pozwala na różnorakie interesujące zabiegi formalne, na zmienianie stylistyki narracji, na umieszczenie - szkatułkowo - paru pomniejszych (acz nie mniej emocjonujących) opowieści. Jest tu wiele powieści przygodowej, trochę suspensu, trochę przemyśleń. Zakończenie - choć nie wszystkim pewnie się spodoba - ze mnie wycisnęło łezkę. Mimo że czytałam tę książkę niemal dwa tygodnie (wiadomo - sesja, studia, życie), za każdym razem, gdy ją otwierałam, idealnie się przy niej bawiłam. Bardzo interesująca oferta na wakacje dla każdego, kto nie boi się czegoś nieco innego. I - dla mnie - maksymalna ocena; ponieważ wszystkie nagrody, które ta książka ebook zdobyła, są jak najbardziej zasłużone. Pełna recenzja tylko na Nerwie Słowa: http://nerwslowa.blogspot.com/2017/06/ksiazka-zagubieni-w-wakacje-czyli.html

  • dobrerecenzje.pl

    Akcja powieści przypomina mi trochę Robinsona Crusoe, choć wcale nie jest to bezludna wyspa. Samolot Boeing 747 z niemal czterystoma pasażerami na pokładzie, na środku oceanu rozbija się z niewiadomych przyczyn. Maszyna, a raczej jej resztki była wbita w Ocean . Nie wiadomo ile osób zginęło, jednak znaczna większość uratowała się, dopłynąwszy tratwą do brzegu. Niezależnie jednak od tego, spośród osób które przetrwały katastrofę, mniej więcej jedna czwarta zmarła wkrótce po niej. Liczba bohaterów w tej powieści jest ogromna, każda postać ma tu własną historię. Jest to duży zestaw opowieści, gdzie mieszają się różnorakie narodowości. Jest tu bardzo bogaty Szwajcar, który chce za wszelką cenę naprawić świat, jest Japończyk, który chwali się swoim wynalazkiem a także wielka grupa ludzi, całkiem odmiennych charakterami i pochodzeniem. Głównym opowiadającym, czy również narratorem jest Juan Barbarin, który wspomina o swoim życiu, które jest pełne sukcesów i porażek. To kompozytor i fan romantycznej muzyki a także mężczyzna, uwielbiający kobiety. Rozbitkowie zaczynają budować własną osadę-zwaną Osiedlem Katastrofa. W pierwszych dniach i tygodniach rozbitkowie rozpaczliwie czekali na ratunek i narzekali na nudę tego przeciągającego się oczekiwania, jednak z biegiem dni sami musieli dbać o pożywienie. Powoli zaczęli przyzwyczajać się do myśli, że nikt ich nie uratuje i że utknęli na tej wyspie opuszczeni i samotni na zawsze. Narrator opowiada o własnej ukochanej miłości-Cristinie, myśli gdzie teraz jest i czy jeszcze kiedyś ją zobaczy. Jak zakończy się historia rozbitków? Jakie dzieje czekają ich na wyspie? Czy wszyscy przeżyją? Jakie niebezpieczeństwa na nich czyhają? W dużym zagrożeniu życia stopniowo otwieramy oczy na rozpacz i tajemnicę świata, całkowicie nieświadomi co nas czeka. Wszystko co przeżywamy i pojmujemy to jedynie fragmentaryczne strzępy czasu które składają się na nasze życie. A jakie było życie naszych bohaterów na wyspie? Idealna książka, wbrew ilości stron (807) jest możliwa do przeczytania w kilka dni. Pomimo wyzywającej okładki, bardzo zręcznie napisana i intrygująca w czytaniu. Zachęcam bardzo serdecznie. Polecamy, zespół dobrerecenzje.pl

  • Bookendorfina Izabela Pycio

    "Muzyka ma wymiar ludzki i wymiar pozaludzki... Odzwierciedla w całej jego złożoności i człowieka, i kosmos, i związek pomiędzy nimi. Odzwierciedla, to, co rozumiemy w istocie ludzkiej, i to, czego nie rozumiemy. Całość rzeczywistości. Całość duszy i całość świata. A także połączenie istniejące pomiędzy duszą człowieka a duszą świata." Idealnie relaksowałam się przez kilka dni przy tej książce, nie dość, że mega dawka wciągającego zaczytania, to jeszcze fascynująca zabawa w odkrywanie analogii do słynnych powieści i produkcji telewizyjnych. Niby wszystko już było, w zasadzie nic nowego nie pojawia się na łamach stron, a jednak z olbrzymią przyjemnością zagłębiamy się w powieść. Sprawia to wyjątkowy styl autora, potrafiący wkręcić czytelnika w akcję, podłożyć dużo suspensu pod przebieg zdarzeń, nadać atmosferze pożądanej niepewności, lecz również w luźnej formie nakłonić do snucia przypuszczeń zakończenia tej mocno rozbudowanej i plastycznie uszczegółowionej historii. Lekkość pióra, gładkość opisywania rzeczywistości, wkraczanie w aspekty poruszane już przez innych twórców czy odnajdywane w scenariuszach filmowych, ale według swojego zamysłu, indywidualnej formy, w niepowtarzalnym klimacie. Mamy wrażenie, że cokolwiek zafascynowało pisarza podczas obserwacji, znalazło miejsce na łamach powieści, mnogość pytań dotyczących różnorakich tematów z dziedzin humanistycznych i stanu rozwoju społecznego, zostają uwzględnione w fantastycznych przygodach spotykających licznych bohaterów. Można do tego wszystkiego odnosić się zarówno w poważny, jak i zabarwiony dobrym humorem sposób, trzymać się przyjętych reguł i jednocześnie wyjść poza bezpieczną strefę przyporządkowanych nieustannych wzorców. Wyborne pomysły i ich przedstawienie. A i sama wyspa, która może być potraktowana jako zwykły ląd albo również osobny byt, wpływający w świadomy sposób na każdego jej mieszkańca. Niezwykle udana mieszanka gatunków literackich, nieskrępowana bogatą wyobraźnią autora, zaproszenie do świata drzemiącego gdzieś na pograniczu jawy i snu, gdzie wszystko może się zdarzyć, wymknąć jedynie słusznym interpretacjom, a jednak idealnie do siebie pasować. Katastrofa lotnicza, ocaleni próbują ułożyć sobie życie na zagubionej pośród oceanu wyspie. Poprzez fabułę prowadzi nas John Barbarin, Hiszpan, kawaler, intelektualista, artysta, muzyk, kompozytor, wykładowca. Urozmaicony zestaw pasażerów samolotu pod wobec narodowości, zawodów, religii, przekonań i osobowości. Strach i lęk przenikają małą społeczność. Ludzie poznają i oswajają nieznany ląd, jednoczą się i organizują w przetrwaniu, dzielnie stawiają czoła przeciwnościom losu i wrogom. Powstają stronnictwa moralizatorów, wizjonerów, pragmatyków i stojących na uboczu. Panuje potrzeba fizycznego zmierzenia się ze światem i z samym sobą. Intrygujące historie kryją się za dziejami ciekawie i wyraziście wykreowanych powieściowych postaci, fantastycznie jest odkrywać sekrety z ich życia, każdy z nich ma ich wiele, nie do końca jest osobą, za jaką pierwotnie ją braliśmy. Jakże nierzadko pierwsze wrażenia okazują się błędne czy niewystarczające do dokonywania słusznych ocen i przyporządkowań. Zadziwiające sploty okoliczności, trudne do wyjaśnienia zdarzenia, niezwykle małe prawdopodobieństwo zaistnienia, a jednak wynikające jako konsekwencja barwnych retrospekcji, skrywanych głęboko marzeń, osobliwości znajdujących uzasadnienie i wyjaśnienie. Wszystko to zrobiło na mnie zaskakująco dobre wrażenie, sugestywnie angażowało w czytelniczą podróż, dostarczało idealnej rozrywki, nierzadko przywoływało uśmiech, wciągało w wędrówkę śladami natury człowieka, towarzyszących mu emocji, postaw w obliczu niebezpieczeństwa. bookendorfina.pl

  • Erna Eltzner

    Zazwyczaj lubimy otaczać się ludźmi podobnymi do nas samych. Wymieniamy doświadczenia, na identycznych polach, dzielimy opiniami, razem spędzamy dużo chwil. Jednak do czego by doszło, gdybyśmy musieli znosić towarzystwo ludzi zupełnie odmiennych? Czy można się w ten sposób nawet zaprzyjaźnić? To miał być normalny lot, jakich odbyły się już tysiące. Z Los Angeles do Singapuru. Niestety, dochodzi do rozbicia. Na dosłownym środku Pacyfiku. Dziewięćdziesiąt pasażerów przeżywa katastrofę, wszyscy trafiają na bezludną wyspę. W rajskim otoczeniu czyha mnóstwo niebezpieczeństw, nie do końca zrozumiałych. Ta sytuacja sprawia, że grupa musi przewartościować dotychczasowe egzystencje, Zwyczajnie ciężko byłoby zebrać w jednym miejscu tak bardzo różnorakich istnień. Pomiędzy innymi chirurga, aktorkę, oszusta, milionera. A całość oglądamy oczami faceta o nazwisku Juan Barbarín — kompozytora, miłośnika romantycznej muzyki i kobiet. Jak dojść do porozumienia? I czy na wyspie rzeczywiście nikt nie mieszka? Pewien czas temu wspominałam o fragmentach charakterystycznych dla literatury szwedzkiej. Równie niezwykła jest hiszpańska, która podbiła me serce ledwo przed rokiem. Od tamtej pory staram się odkrywać ciekawych pisarzy pochodzących z tego kraju, porównywać ich warsztaty, poznawać nowe historie. Tym metodą trafiłam na Andrésa Ibáñeza. Przyznam, że sam opis książki średnio mnie zaciekawił. Miałam dość stereotypowe spojrzenie — ot, następna opowieść bazująca i czerpiąca z utartych schematów. Lecz lubię dawać szansę, przekonywać się na swojej skórze. Więc postanowiłam sięgnąć po „Lśnij, morze Edenu”. O dziwo, wcześniej umknęła mi informacja o liczbie stron. Niemal tysiąc. Fakt, dawno nie zgłębiałam się w tak rozwinięte fabuły, więc zaryzykowałam. I teraz, z perspektywy, trudno uznać chwile spędzone ponad twórczością Ibáñeza za stracone. Pozytywnie mnie zaskoczono, a uwielbiam niespodzianki. Gorąco zachęcam, abyście nie unikali pozycji pozornie będącymi przeciwieństwem Waszej stylistyki. Nierzadko wspominam o okładkach, choć zaniechałam tego procederu. Tym razem zrobię wyjątek. Muszę nadmienić, że została stworzona przez samego autora publikacji. Dużo osób wie, iż jestem fanką przyciągających oko grafik i umiem kupić daną pozycję tylko ze względu na ładną szatę graficzną. A ta? Nie należy do „ładnych”. To raczej złe słowo, kiepsko obrazujące wrażenie estetyczne. „Przyciągająca” — owszem. Interesująco obrazuje fabułę, można skusić się o różnorakie interpretacje. Ja już ponad nimi posiedziałam, resztę podobnych przemyśleń pozostawiam Wam. Ten swoisty misz-masz postaci autentycznie oddaje ogrom bohaterów występujących w „Lśnij, morze Edenu”. Nie żartuję! Ibáñez prawdopodobnie postawił sobie za punkt honoru wymieszane różnorakich wątków, intensywnie od siebie odbiegających. Trudną sztuką jest połączyć przeciwstawne elementy w zgrabną całość, bez uszczerbku dla akcji i inteligencji czytelnika. Pisarz wyszedł obronną ręką, Ta historia to ogromna przygoda — nie nudzi, mimo gabarytów. Napotkałam olbrzymią dozę mistycyzmu, szczególnie pod koniec książki. Wiem, że nie wszyscy przepadają za klimatem ezoteryki, osobiście uważam, iż nadały finałowi interesujący rys. Ciekawie spiął klamrą fragmenty układanki, pokazując prawdziwą spójność, mało artystów byłoby w stanie ją osiągnąć. Narracja bardzo przypadła mi do gustu. Zgrabna, nie spada poniżej konkretnego poziomu. Bohaterowie to wielkie indywidualności, wraz z rozwinięciem odkrywają swą tożsamość na nowo. Okazuje się, iż można rozwijać osobowość nawet w tak niełatwych warunkach, które im się przytrafiły. Psychologiczna głębia łączy siły z wartką akcją. Juan Barbarín, jako postać centralna, wypada bardzo dobrze, a bez względu na skupienie, twórca nie ignoruje pozostałych. Osobiście ominął mnie jakikolwiek niedosyt, gdybym ja stworzyła tę książkę, raczej pozostawiłabym ją w identycznym momencie. „Rozcieńczenie” wydarzeń pozwala na delektowanie powieścią. Idealna oferta jako doświadczanie letnich dni, wręcz wakacyjnych, gdy marzymy o urlopie, a musimy na niego troszkę poczekać. „Lśnij, morze Edenu” to publikacja specjalna. Czy będzie jeszcze czytana za pięćdziesiąt lat? Nie wiem, lecz właśnie tego życzę pisarzowi. Chciałabym, żeby egzemplarze dotarły do większego grona osób, żeby każdy miał możliwość wyrobienia odpowiedniej opinii. Myślę, że relacje mogą być okrutnie skrajne, jednak zaliczę się do grupy wielbicieli prozy Ibáñeza.

  • Diana

    „Jakby to miejsce nie było miejscem z naszego świata, tylko czymś pośrednim, rodzajem nawiasu”. Temat dość słynny - bezludna wyspa i garstka ludzi, którzy pragną przetrwać. „Przypadki Robinsona Crusoe”, „Tajemnicza wyspa”, „Zagubieni”, „Burza”, „Władcy much”. Można wymienić tu jeszcze kilka innych tytułów, zarówno literackich, jak i filmowych, gdzie taki motyw się pojawia. Andrés Ibáñez, pisarz hiszpański, sam mówi w wywiadzie, że jego wyspa jest podobna i inna od serialowej. A czytelnik dostaje nad osiemset stron wypełnionych emocjami i masą odniesień do świetnej, światowej literatury. I istotnie. Już po pierwszych stronach powieści ma się wrażenie, że to nietuzinkowe dzieło. Zachwyca tu przede wszystkim mowa i styl pisania. Lecz po kolei. Wszystko zaczyna się od katastrofy samolotu, który rozbija się na pozornie bezludnej wyspie. Tylko czy to na pewno jest to wyspa? Może to sen, jakaś iluzja lub inny wymiar, równoległy do naszego świta. Z biegiem akcji czytelnik sam nie wie za bardzo gdzie jest i staje się bohaterem książki, wędruje przez labirynt zagadek i niedopowiedzeń, rozkoszuje się intensywnością przeżyć i smaków, jest przerażony, lecz i zaciekawiony. Sam narrator zauważa, że panowała tu od początku dziwaczna atmosfera „mieszanina otępienia, strachu i wakacyjnego rozluźnienia”. A narratorem jest hiszpański kompozytor Juan Barbarín, zamieszkały w Stanach Zjednoczonych fan muzyki romantycznej i kobiet. Ocalały z katastrofy oczywiście. Pisze on wszystko z dystansem czasowym, zna zakończenie całej historii, zna dzieje innych bohaterów, lecz tego nie zdradza. „Jak już wiecie, wasz Juan Barbarín, stary kocur o czułym sercu, niemalże każdą kobietę uważa za nieodparcie pociągającą”. Wspomina własne życie, własne sukcesy i porażki, a postacie z życia „przed katastrofą” pojawiają się w jego iluzjach, po części również w snach i halucynacjach. Liczba bohaterów jest tu ogromna. Każda postać ma własną historię. Nie sposób zapamiętać i streścić każdej, lecz nie to ma tu znaczenie. To zestaw opowieści, w którym zawierają się wszystkie kłopoty społeczne, religijne, gospodarcze, obyczajowe. Mamy tu istny miks narodowości - okrutnie bogaty Szwajcar, który chce naprawiać świat przez moralizatorstwo, Japończyk, który opatentował niesamowity wynalazek, młoda Meksykanka, po brutalnych przejściach, ponętna Rosana, która na wyspie codziennie maluje usta na czerwono, Wade - mechanik samochodowy, który poprawiał teksty sławnym pisarzom. Postać Wade'a jest podwójnie interesująca - po pierwsze odgrywa on znaczącą rolę w powieści, a po drugie - ma on własne odzwierciedlenie w rzeczywistości. Andrés Ibáñez przeczytał kiedyś artykuł o amerykańskim mechaniku, który znał się bardzo nieźle na literaturze, do tego stopnia, że odwiedzali go słynni pisarze, a on poprawiał im wątki lub wymyślał nowe. Zatem każdy znajdzie tu coś dla siebie. Zakłócenia elektromagnetyczne, niebieskie olbrzymy, ludzie powracający zza grobów, uzbrojeni po zęby partyzanci, kapłanki, okrutne tortury, porwania, podziemne tunele a także Łąka, która pojawia się i znika. Cała wyspa jest metaforą ludzkiego życia. Wszyscy są na niej zagubieniu, lecz każdy na inny sposób. Twórca stawia zapytania o źródło wartości i cywilizacji. To wizja społeczeństwa w kryzysie, właśnie w kryzysie wartości. Pojawia się też motyw narodzin od nowa. Rozbitkowie przybyli na wyspę, żeby się urodzić ponowie. Tak jak w symbolicznym śnie o żółwicy. „Moim zdaniem książki nie są po to, aby kogokolwiek czegokolwiek uczyć. Służą do tego, by czegoś doświadczyć, coś przeżyć. W życiu chodzi o to, by czuć, że żyjemy. Ja to czuję, gdy piszę”. Tak mówi twórca w wywiadzie. Nic dodać, nic ująć. Zalecam gorąco. Ja czytałam ją dość długo, lecz po prostu nie chciałam, żeby się skończyła. Wielowątkowa i zręcznie napisana. I na koniec parę słów o okładce. Jest na niej wszystko, co w książce pdf istotne. Twórca ilustracji bardzo nieźle zrozumiał treść i przesłanie w powieści. Zatem następny plus do całości.

  • Maria Hapke

    Nad 800 stron idealnej prozy! "Lśnij, morze Edenu" to świat, w który pochłania na dużo wieczorów, mimo że bywa przerażający, uwodzi barwnymi postaciami, zaraża niezwyłkym typem wyobraźni, aby zostawić czytelnika osamotniongo z myślami na temat kondycji współczesnogo świata i człowieka. Andres Ibanez umiejętnie i barwnie rysuje katasrofę lotniczą, przenosi bohaterów książki na bezludną wyspę i zostawia ich samym sobie wraz z ich różnorodnością. To, co losy się dalej, jest niesamowite. Choć pomysł jest słynny z serialu "Lost", to, co czyni z nim Ibanez jest oryginalne i świeże. Zazdroszczę tym, którzy lekturę mają jeszcze przed sobą!

  • Dojczka

    Piękna książka. Owa bezludna wyspa jest jak metafora życia. Kompozycyjnie książka ebook przypomina nieco opowieść szkatułkową. Można z niej wyodrębnić przynajmniej trzy oddzielne historie. Na tej zagadkowej wyspie każdy widzi co innego, każdy widzi co chce? Jak leitmotive powraca wspomnienie szczęśliwego dzieciństwa i pewna łąka. A my jak postrzegamy otaczający nas świat?

  • Róża Pindór

    Znaczna dawka sprawnie napisanej literatury pięknej. Choć zaczyna się sensacyjnie od katastrofy samolotu na bezludnej wyspie, to dalej już twórca skupia się na pokazaniu kondycji współczesnego świata. Poprzez ocalałych pasażerów Ibanez kreuje miniświat, który w tej małej skali oddaje stan i kondycję ludzkości. Pouczająca, z fragmentami humoru historia, wokół której nie można przejść obojętnie. No i dla miłosników objętości w ebookach coś niebywałego. Nad 800 stron, lecz ja zarwałam tylko 3 wieczory.