Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
W huku gromów i przy wtórze szkwału ważą się dzieje królestw po obydwu stronach Martwej Ziemi.Arthornowi udaje się uciec z zamku opanowanego przez zdrajców, ale najgorsze dopiero przed nim. Wkrótce znów wyruszy ku Martwicy, tym razem bez przygotowania, ekipy i wbrew swojej woli. Jednocześnie stary Garhard stara się opanować sytuację w Wondettel. To zadanie tym trudniejsze, że lord Auriss nie powiedział jeszcze ostatniego słowa – podobnie jak wysłannicy sił potężniejszych, niż przeczuwają najwięksi mędrcy. Impas, jak się wydaje, może przełamać tylko obecność księżniczki Azure, która jednak przepadła bez wieści. Co zrobi Arthorn, gdy ją odnajdzie? Czy zdoła nakłonić ją do powrotu? Ile zdecyduje się poświęcić dla królestwa?Mroczny cień Nife pochłania bezkresne stepy, czyha na sielskie Asnal Talath, sięga podziemnych Serc Dwargów i snuje się po pokładzie latającego okrętu. Wolno podąża ku granicy, za którą śpi niespokojne Wondettel.Klasyczne fantasy quasi-średniowieczne, gdzie miecze są ostre, nawet jeśli podrdzewiałe, księżniczki piękne, choć wredne, a smoki zabójcze, jak to mają w zwyczaju. Na szczęście Łukawski – uważny czytelnik konwencji – umiejętnie przekracza słynne ramy i schematy.- Michał Cetnarowski, Świeża FantastykaŁukawski to twórca chylący czoła klasykom, lecz równie sprawnie jak owi klasycy operujący słowem i barwnymi motywami. Mroczna,brutalna akcja porywa, bohaterowie kradną serce, a ograne szablony zyskują nowe życie.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Kraina martwej ziemi. Tom 2. Grom i szkwał |
Autor: | Łukawski Jacek |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Wydawnictwo SQN |
Rok wydania: | 2017 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
"Grom i Szkwał" Jacka Łukawskiego to druga element serii Kraina Martwej Ziemii, zaskakująca jeszcze bardziej i naszpikowana chaosem i brakiem wytchnienia. Chociaż główni bohaterowie już wrócili z tzw. Martwicy, obszaru o wysokiej umieralności to nie oznacza końca ich życiowych zawirowań. Już od pierwszych słów wczuwamy się w akcje, powrót Arthorna a wokół tak dużo się losy król nie żyje a zdrajcy zaatakowali królestwo. Bo królewna Azura znikneła a ona jest następczynią tronu Arthorn podejmuje decyzję, wraca do Martwicy. Sam bez kompanów a także żadnego przygotowania lecz z jednym ważnym celem. Czy znajdzie księżniczke? I czy wogule ona będzie chciała z nim wrócić? Na te zapytania Wam nie odpowiem, sami szukajcie odpowiedzi w książce. Głównym bohaterem książki jest Arthon wojownik oddany państwu lecz w tej części własne 5 minut miała także księżniczka Azura która jakbyśmy to teraz nazwali przechodzi bunt nastolatki. Bardzo spodobała mi się ta postać i z ciekawością czytałam o zmianie jej z rozkapryszonej dziewuchy w godną następczynie tronu. Lecz nie tylko księżniczka się zmieniła, Gerhard zaufany doradca króla także przeszedł ciekawą przemiane. Opowieść jest dość niełatwa i trzeba nieźle się skupić aby ją zrozumieć, fakt że są momenty które czyta się na jednym tchu lecz są również takie które czytałam na siłę i czasami miałam ochotę je pominąć. Za długo ciągną się nudne wątki i opisy a za mało jest akcji. Oczywiście książka ebook ma również własne dobre strony, magia która pojawia się w całej książce pdf i fantastyczne postacie takie jak powrotniki, smiki i wiły, zagadkowe rytuały te wszystkie wątki czyta się na prawdę z zainteresowaniem. Mi podobał się powrót mężczyzny w zielonym kapeluszu a także wspomnienia o latającym statku dowodzonym przez pirackiego kapitana. Książkę przeczytałam całą i moje odczucia są mieszane, ciężko jest mi ją polecić albo odradzić bo wielbicielką fantasy nie jestem lecz dobrą książkę lubię, to Wy podejmijcie decyzje czy warto czy nie poświęcić na nią własny czas.
„Grom i szkwał” to drugi tom historii o Martwej Ziemi. Dla przypomnienia dodam tylko, ze twórca – Jacek Łukawski – debiutował tomem pierwszym pt. Krew i stal i był to debiut bardzo udany. To drugi opowieści z Krainy Martwej Ziemi nie zawodzi. Historia toczy się dalej, równie szybko i bez wytchnienia. Można powiedzieć śmiało, że mamy tu historię o przygodzie i podróży. Jest to jak wiadomo sprawdzona koncepcja, zwłaszcza w przypadku powieści fantasy. Bohaterowie, tak jak w tomie pierwszym, nie mają łatwego życia. Przeciwności mnożą się przed nimi w niebotyczne stosy, a oni nie szczędząc sił brną do przodu. Ile będą w stanie znieść i poświęcić? Mowa książki nie męczy, jest bardzo lekki z małymi słowiańskimi akcentami, co się chwali – wszak twórca słowianin. Uważny czytelnik zdoła również odnaleźć kilka smaczków, będących odnośnikami do innych epickich powieści fantasy, legend czy bajek (nie zdradzam jakich, aby nie psuć przyjemności). Podsumowując, książka ebook zdecydowanie godna polecenia. Każdy kto po nią sięgnie, na pewno się nie zawiedzie!
jak dla mnie kiepska książka. niestety nie wciąga a ilość pomieszanych "światów" i wątków powoduje że robi się niezrozumiała
Z deszczu pod rynnę, od jednych perypetii do jeszcze większych. Arthorn wraz z Marcasem wracają cało z groźnej wyprawy za Martwicę przynosząc wieści dla króla. Wondetell grozi niebezpieczeństwo, wróg szykuje się do ataku. Arthorn jednak wypełni własną misję i marzy tylko o spokoju i miękkim łóżku. Niestey sytuacja w królestwie utrudnia się - król umiera a królewna znika. Jedyną szansą na przywrócenie porządku i stawienie czoła wrogowi jest powrót królewny. Oczywiście Arthorn jest jedyną osobą, która może podjąć się tego zadania. Królewnę trzeba odszukać i przekonać do powrotu. Lecz czy warto? Akcja drugiej części Martwej Ziemi rusza z kopyta już od pierwszych stron. Tym razem specyficzny język, jakim napisana jest powieść, nie był dla mnie problemem. Jak to mówią - do wszystkiego można się przyzwyczaić. Mam wrażenie, że jest tu mniej dowcipu a więcej wulgaryzmów. Wszystko za sprawą mojego ulubionego Gwydona złotoustego, którego poczucie humoru bawiło mnie w pierwszej części, a tutaj wątek z jego udziałem odsuwa się na plan dalszy. Fabuła w tej części zdecydowanie się rozciąga, mamy tu więcej wątków, więcej postaci i więcej wydarzeń. O ile w pierwszej części magiczne potwory zostawały w lesie, tak tutaj stają się bohaterami opowieści. Całość jest bardzo spójna i trzyma poziom. Nie znajdziemy tu sztucznego wypełniania, niepotrzebnych motywów, wszystko ma własny cel i znaczenie. Tak jak w ocenie pierwszej części tak i tutaj chcę podkreślić, że jest to debiut. Debiut idealny i warty przeczytania. Miejmy nadzieję, że na kontynuację nie będziemy musieli długo czekać.
Opis fabuły Arthorn i Marcos powrócili z wyprawy wgłąb Martwicy. Chcą wypocząć, zregenerować siły, lecz niestety, w szeregach Wondettel szerzy się zdrada, przez co zostają zmuszeni do walki. W tym samym okresie okazuje się, że księżniczka Azure zniknęła. W związku z tym Arthorn znowu wyrusza w stronę złowieszczej Martwicy, bez kompanów i przygotowania. Czy uda mu się ocalić następczynię tronu? A co, jeśli ona wcale nie została porwana? Marcos natomiast musi wspierać G... w potyczce ze zdradą. Czy rycerz, wolny duch, będzie w stanie wspomóc obecnego najpotężniejszego człowieka w królestwie? A co knuje władca Morronu? Chłopczykowi Jeśli czytaliście poprzednią element tej serii, to pewnie już nie mogliście się doczekać drugiego tomu. Mnie wprost skręcało z ciekawości, co dalej stanie się z bohaterami stworzonymi przez Jacka Łukawskiego. Pierwsza element ich przygód tak bardzo mi się podobała, że zdecydowałam się przeczytać ją jeszcze raz. Pochłonęłam obie książki w przeciągu paru dni i zakończyłam z jeszcze większym niedosytem. Głównymi wątkami są tutaj historie Arthorna a także Marcosa. Przewija się nam jednak także kilka epizodów dotyczących Gwydona, Aurissa czy tajemniczego Fardora. Epizody są kończone i rozplanowane w taki sposób, by czytelnik się nie znudził i chciał czytać dalej. W związku z tą olbrzymią wielowątkowością, zrozumiałe jest zastosowanie narracji trzecioosobowej. Znowu pojawia się tu dużo stworzeń z mitologii słowiańskiej, a starzy bohaterowie odsłaniają przed nami kolejne cechy własnego charakteru, nierzadko zaskakując przy tym samych siebie. Gęsto występująca magia miesza się z fragmentami dość prawdopodobnymi, wprowadzając w umysły czytelników i postaci zamęt. Kiedy już myślimy, że coś jest jasne, niczym grom z jasnego nieba (tak, to dyskretna gra słów) uderza w nas świeża fala zaskakujących faktów. Powiem szczerze, że bardzo polubiłam Wiebrata, lecz to na dzieje Gwydona czekałam najbardziej. Były one owiane właściwie największą tajemnicą, skrywającą się pod pozornie jasną relacją wydarzeń. Arthorn natomiast w tej części nie popisał się zbytnim intelektem, chociaż miał jakieś przebłyski. Bardzo ciekawie była również poprowadzona gra, w którą grała Azure i Fardor. W pewnym momencie wszystkie postacie i rasy troszkę mi się myliły, jeśli chodzi o tytuły i zależności pomiędzy nimi, lecz dałam radę. Jak już wspomniałam, świat przedstawiony w tej powieści jest przepełniony magią, do której ciągle wprowadzane nowe fragmenty w postaci ras, przedmiotów czy stworzeń. Wszystko jednak bardzo ładnie się ze sobą wiąże, komponuje, tworząc spójną i logiczną całość. Gdybym nie wiedziała, że to fantasy, uwierzyłabym! Szczegółowe opisy i różnorodne nazwy pokazują, że twórca fascynuje się tym tematem i wie, o czym pisze. Opisy są troszkę przydługie, lecz ich dokładność sprawia, że niespodziewanie wokół nas pojawia się Wondettel lub znajdujemy się na pokładzie latającego statku (nie, nie UFO. Po prostu latający statek). Zdania są dość długie i czasami szyk jest dość skomplikowany, przez co trzeba bardzo uważnie skupić się na treści i rozmieszczeniu przecinków, żeby zrozumieć, co twórca miał na myśli. Wydanie, tak jak poprzednie, bardzo mi się podoba. Żałuję, że nie ma większej ilość obrazków, lecz generalnie narzekać na pewno nie można. Wartka akcja, równomierny poziom napięcia, który zwiększa się pod koniec, by pozostawić czytelnika z całkowitą dezorientacją i niedosytem - to właśnie twórczość Jacka Łukawskiego! Zalecam bardzo serdecznie osobom szukającym dobrego, mocnego fantasy a także tym, którzy lubią odświeżenie starych schematów w postaci wędrówki przez zagadkowe tereny. Tutaj bowiem nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, a twórca nie pozwala na nudę!
Następna kontynuacja sagi „Kraina Martwej Ziemi” cieszy się bardzo dużą popularnością w kręgach czytelników. Pierwszy tom „Krew i Stal” powstawał dość długo i nareszcie doczekaliśmy się premiery. Kiedy na zamek w stolicy napada horda czarowników i potworów z terenów Martwej Ziemi, rycerze nie dają rady. Miasto powoli ugina kark przed najeźdźcami i poddaje się. Ale stale w obrębie zamku trwa odpieranie wroga, co prawda ochotników jest coraz mniej, lecz nie zaprzestają w działaniach. Arthorn dziesiętnik, mężny rycerz i ten, który wędrował po Martwej Ziemi, ocalał i powrócił, dostaje ważną misję. Po pewnym okresie okazuje się, że jedyna spadkobierczyni tronu i jednocześnie ocalała z królewskiej rodziny została porwana przez czarty łatwo z piekła. Pomiędzy dworzanami panuje niepokój, wróg wdarł się do zamku i zajął większą jego część, tylko najsilniejsi wytrwali i zabarykadowali się w wieży. Pomimo tego, że najlepszy przyjaciel i druh podróży Arthorna dogorywa, to facet wraz z magicznym mieczem wyrusza na ratunek księżniczce. Po drodze niestety czekają go liczne niespodzianki, jednak sam odkrywa, że w ich państwie jest zdrajca, który przekazał wszystkie info wrogowi i perfidnie zaplanował dzień ataku. Pomijając obronę portu i zwycięską bitwę, mężny rycerz wyrusza dalej. Brnąc przez Martwicę niemal umiera od ran wynikłych z walki, a potem trafia nieprzytomny w ręce samej poszukiwanej. Ku zdziwieniu Arthorna księżniczka wcale nie zastała porwana i planuje coś co ponoć ma ocalić królestwo. Lecz, czy zadufana smarkula potrafi być prawdziwą królową? Pomimo zakończenia pierwszej części i krwawego rozpoczęcia drugiej, fabuła zagęszcza się wokoło jednego głównego bohatera i oczywiście jego magicznego miecza. W sumie, to książka ebook bardzo mi się podobała, poznałam tajemnicę Martwicy, jak i dowiedziałam się o historii i pochodzeniu magicznego miecza Arthorna. Nie powiem, bardzo mi się podobało i tak spoglądając na to z drugiej strony, to ten tom jest nawet lepszy od pierwszego. Polecamy, zespół dobrerecenzje.pl
Jacek Łukawski zabiera nas w dalszą podróż, jego pióro przelewa myśli na kartki książki sprawnie, świat żyje swóim życiem a i żartów i nawiązań do innych dzieł nie zabraknie, jeśli czytamy uważnie. "Grom i szkwał" czyta się świetnie, akcja płynie wartko doprowadzając nas do momentu w którym czekamy na trzeci tom.
Pierwszą element Krainy Martwej Ziemi recenzowałam TUTAJ. Byłam wówczas bardzo niezdecydowana, ponieważ większości książki w ogóle nie zrozumiałam. Obawiałam się z tego powodu kolejnej części, a przecież wszyscy wiemy, że serie raczej pogarszają się z kolejnymi tomami niż polepszają. Niespodzianka. Jacek Łukawski nie stosuje się do tej sposoby i w własnej następnej książce pdf wreszcie daje się polubić. Po roku przerwy od średniowiecznych realiów trochę się gubiłam, przyznaję. Może twórca powinien pomyśleć ponad drobnymi wtrąceniami, które odświeżą element informacji. Na szczęście po jakimś okresie przypomniałam sobie większość imion (większość to nie wszystkie i do końca książki czasem zastanawiałam się ponad tym kto jest kim i co osiągnął w "Mieczu i stali"). "Grom i szkwał" obfituje w dużo nowości. Poznajemy ludy, które poprzednio były tylko wspominane. Należą się za to duże brawa, bo Jacek Łukawski skonstruował dużo interesujących teorii. Do tego rozwinął charakterystykę bohaterów. Teraz wiemy już kto jest gotów poświęcić życie dla misji, a kto upada po pierwszym kamieniem zarzuconym na barki. To z pewnością idealna kontynuacja i idealna książka, która podnosi poziom całej twórczości Jacka Łukawskiego. Oby go utrzymał.
Byłam bardzo interesująca kontynuacji serii „Kraina Martwej Ziemi”, jednak zawsze był ten niepokój o drugą część, która mówi się, że zawsze wypada najgorzej w całej serii. Prócz tego w tym okresie kiedy otrzymałam tę pozycję nie miałam na nią ochoty, więc odwlekałam z przeczytaniem jej. Później kiedy już się za nią zabrałam, akurat mój tata skończył pierwszą część, którą kilka dni wcześniej mu pożyczyłam. Powiedział mi, że koniecznie musi przeczytać następny tom i mi go po prostu zabrał. Wczoraj skończyłam czytać tę opowieść i muszę powiedzieć, że jestem pozytywnie zaskoczona, a tymczasem zapraszam do zapoznania się z moją opinią. Z zamku opanowanego przez zdrajców ucieka Arthorn i na rozkaz Garharda wyrusza ku Martwicy z zamiarem znalezienia Azure, następczyni tronu i sprowadzenia jej z powrotem. Okazuje się, że nie będzie to najłatwiejsze zadanie. Garhard tymczasem zostaje w Wondettel, żeby opanować sytuację w królestwie. Musi rozprawić się ze zdrajcami i utrzymać chociaż częściowy porządek. Staje się to trudniejsze, kiedy lord Auriss znów zaczyna dawać o sobie znać. Asnal Talath powoli przestaje być bezpiecznym miejscem, a kiedy Martwica opadnie Ariath wyciągnie ręce, żeby przytulić własne dzieci. Pan Łukawski ponownie mnie pozytywnie zaskoczył. W pierwszej części byłam zdziwiona brakiem wątku romantycznego, zaś w tej jestem zdumiona całą powieścią. Wcale nie okazała się gorsza od pierwszego tomu, tak jak zwykle się dzieje, kiedy drugą element dotyka „klątwa”. Twórca bardzo nieźle prezentuje świat średniowieczny podszyty płachtą fantastyki. Czarty, latające okręty i Dwargowie to codzienność podczas tej lektury. Wszystko jest idealnie utrzymane w sadystycznych i brutalnych czasach średniowiecznych. Historia opowiedziana przez autora posiada kilka perspektyw, z których najciekawsza jest według mnie ze strony Arthorna a także Marcasa. Opowieść łamie dotychczasowe schematy przez co jest na pewno lekturą wartą uwagi. Wciąga od pierwszej strony i ledwo wypuszcza nas po ostatniej, a kiedy kończymy stale pragniemy więcej. Mam szczerą nadzieję, że twórca napiszę ostatnią element (jeśli to jest trylogia), bo razem z moim tatą nie możemy się doczekać zakończenia serii i poznania dalszych losów bohaterów. Zdecydowanie zalecam Wam sięgnąć po ten tom, tak samo jak po poprzedni jeśli jest jeszcze przed Wami.
W drugim tomie cyklu Kraina Martwej Ziemi lądujemy tam, gdzie zastopowaliśmy w części pierwszej. Opanowane przez zdrajców Wondettel stawia zaciekły opór najeźdźcy. Nie na długo jednak się zdaje, bo pobudki lorda Aurissa popychają go do bardzo krwawych rozwiązań. Arthorn, choć z olbrzymimi oporami, opuszcza towarzyszy i rzuca się w pościg za porwaną królową. Jej znalezienie jest jedyną nadzieją na przywrócenie ładu. Wkrótce przychodzi mu się zmierzyć z wyzwaniami, postaciami i miejscami, o jakich słyszał jedynie w opowieściach. Fantastyczna kraina otwiera przed nim własne tajemnice. Największą przeszkodą na drodze jest ciągle nieokreślony zasięg Martwicy. „Grom i szkwał” jest jeszcze bardziej intensywny niż element pierwsza. Poza tym, że fabuła rozdziela się na trzy części, co chwilę pojawia się jakaś świeża przeszkoda, kolejne stworzenie do poznania, kraina do odkrycia. Głównym i prawdopodobnie najciekawszym wątkiem jest szalona, zgoła niemożliwa wyprawa Arthorna. Nie bacząc na ranę zdobytą w okresie walki pędzi w kierunku, w którym chyba zmierza uprowadzona Azure. W zasadzie po omacku omija Martwicę przemierzając coraz to bardziej niesamowite miejsca i napotykając na własnej drodze zupełnie niespodziewanych wrogów i sprzymierzeńców. Właściwie ten wątek nie daje chwili wytchnienia, szalona przygoda goni przygodę i nie przestaje zaskakiwać. Facet na przemian podejmuje mordercze wyzwanie i łapie najmniejszą możliwość, aby zregenerować siły. Drugim z wątków jest Garhard, starający się trzymać w ryzach sypiące się Wondettel. Zadanie wymaga wiele koncentracji i wysiłku, a więc w tym przypadku możemy z napięciem śledzić jego taktykę i tok myśli. Zdaje się przenikać przez umysły poddanych idealnie odgadując kto jest mu wrogo nastawiony. A jak się okazuje w zrabowanym królestwie jest coraz mniej sojuszników. Trzeci wątek to lord Auriss, czyli wróg. Zdradzony i rozwścieczony nie potrafi okiełzać gniewu – bardzo złego doradcy. Czuje się upokorzony przez Azure, a tego jego duma znieść nie może. Niezaprzeczalnie wielką zaletą książki jest wartkość i różnorodność akcji. Przenikające się wątki jeszcze bardziej ją urozmaicają i nie pozwalają przewidzieć gdzie zaprowadzi i jak się potoczy następny rozdział. Idealnie odzwierciedlone realia średniowiecznego świata ozdobionego tętniącą magią i fantastycznymi stworzeniami nie pozwalają odwrócić wzroku, lecz jednak coś mi zazgrzytało. W każdej, nawet krótkiej i jednoczęściowej książce, lubię czuć się w jakikolwiek sposób przywiązana do bohatera. Lubię też, kiedy, jak na bohatera przystało, utrze nosa wszystkim dookoła (lub komukolwiek). Co prawda mamy w powieści cały wachlarz bohaterów, lecz główne skrzypce gra Arthorn. Ta rozgrywka zdecydowanie nie należała do niego. Od samego początku do końca był ranny, odurzony, uciekający, zniewolony, pobity, cudem uratowany, złożony chorobą, poniżany i przerażony. Zmęczyło mnie to. Wszystko wskazywało na sytuację beznadziejną, nie do odratowania i w zasadzie na tym się skończyło. Brakowało mi przewodnika, jakiegoś lidera, autorytetu, który mógłby mieć w zanadrzu plan awaryjny. Uczucie gruntu sypiącego się pod nogami było za bardzo dominujące. Podobnie jak w części poprzedniej twórca nawiązuje do klasyków fantasy.Wplata poszczególne motywy i buduje na nich fabułę, lecz nie będę się zagłębiała w ten temat, bo uważam, że za mało fantasy jeszcze poznałam. Poza tym sama radość odkrywania tych smaczków jest jednym z ciekawszych doświadczeń. Jasnym stało się, że tom drugi jest tylko jednym z epizodów dzielących nas od finału tej historii. Jest nieprzewidywalny i bardzo nieźle przemyślany. Fabuła jest szaloną gonitwą z czasem, a bohaterowie pionkami zdanymi na łaskę i niełaskę autora. Mamy bardziej doszlifowane dialogi, więcej humoru, który jest tak bardzo potrzebny, aby chociaż na chwilę rozładować napięcie. Niestety mam niedosyt spowodowany brakiem puenty. Zaczęliśmy w pewnym punkcie, zatoczyliśmy duże koło i zakończyliśmy dokładnie w punkcie początkowym. Tyle, że prawdopodobnie w jeszcze gorszej sytuacji. Ponadto tak jak pisałam główny bohater nieszczególnie przypada do gustu. Nie wzbudza zbyt wielu emocji samą własną postacią. Z niecierpliwością czekam na element trzecią, która powinna dla odmiany być nieco bardziej pozytywna i rozwiać dużo niewiadomych. Tymczasem chętnie poznam Wasze opinie o tej powieści.
W "Gromie i szkwale" więcej jest fragmentów fantastycznych, niż miało to miejsce w "Krwi i stali". Pierwszy tom serii był mroczniejszy i brutalniejszy, w drugim, owszem, są sceny walki, gdzie krew leje się gęstymi strumieniami, lecz ogólnie oddźwięk historii jest bardziej awanturniczy. Pojawiają się w niej latające statki (sic!), został również położony większy nacisk na pokazanie historii stworzonego przez Jacka Łukawskiego uniwersum a także tamtejszego folkloru. Twórca szczegółowo omówił kulturę i historię Dwargów, co muszę przyznać, że bardzo przypadło mi do gustu. Szkoda tylko, że brakło momentów niełatwej przeprawy przez Martwicę, czym twórca zdobył moje serce w "Krwi i stali". Całość na: http://wiedzma-czyta.blogspot.com/2017/03/jacek-ukawski-grom-i-szkwa.html
„Grom i szkwał” jest drugim tomem z cyklu „Kraina martwej ziemi” autorstwa Jacka Łukawskiego. Podczas lektury przeniesiemy się do niebezpiecznego świata wzorowanego na średniowieczu, gdzie realność miesza się z bytami magicznymi. Twórca czerpie bardzo mocno z klasyków gatunku, jednak dodaje też coś od siebie, sprawiając, że jego książki są jedyne w swoim rodzaju. Potężne smoki, prastara magia i złowrogie demony to dopiero przedsmak lektury, który ma nam do zaoferowania niniejsza książka. Królestwa Martwej Ziemi znów zostają wstrząśnięte kolejnymi niepokojami i niebezpieczeństwami. Księżniczka Azure zaginęła, a Arthorn stara się ją odnaleźć za wszelką cenę i wszelkimi środkami. Wyrusza w stronę Martwicy, miejsca, z którego może już nigdy nie powrócić. Sprawy mające miejsce w Wondettel przybierają nieciekawy obrót, stary Garhard robi co może, żeby zażegnać najgorsze, a prastare siły powracają, żeby znów wywrzeć własne wpływy na dzieje świata... Świat zaprezentowany przez autora jest bardzo interesujący i różnorodny, sprawiający, że podczas czytania nie sposób się nudzić. Średniowieczne realia zostały ukazane wiernie, a słowiańskie nawiązania też sprawiają, że książkę czyta się z ciekawością. Magiczne moce i dziwaczne byty budzą grozę, zakrojone na szeroką skalę wyprawy ekscytują, sprawiając, że poczujemy się jak wędrowiec podczas awanturniczej eskapady. Bohaterowie zostali stworzeni z krwi i kości, ich dzieje najeżone są licznymi niebezpieczeństwami, dzięki czemu czytamy o nich z jeszcze większym zaciekawieniem. Wątki fabularne zaskakują, magia jest potężna, złe byty okrutne, a świat przedstawiony barwny i bezlitosny. Czego pragnąć więcej? „Grom i szkwał” zaskakuje pozytywnie i sprawia, że już nie mogę się doczekać lektury tomu trzeciego. Chwała i honor mieszają się z licznymi zdradami i intrygami, wątki przenikają się wzajemnie, stając się kolejnymi atutami tej książki. Całość czyta się dynamicznie i miło za sprawą lekkiego i barwnego języka, fabuła i bohaterowie łamią schematy i nadają dawno już słyszanym opowieściom zupełnie nową jakość. Dwargowie kują swe kolejne skarby w przepastnych jaskiniach Asnal Talath, mieszkańcy Wondettel starają się przetrwać następny dzień, a bezlitosny cień Nife karmi się kolejnymi połaciami Martwej Ziemi... http://fantasy-bestiarium.blogspot.com/2017/03/grom-i-szkwa-jacek-ukawski.html
Witajcie! Wiosna wychyliła się zza zakrętu, a wraz z nią moja uśmiechnięta mordka. Nie ma nic lepszego niż pierwszy raz w roku zrzucić z siebie zimowy płaszcz i w końcu przywdziać coś lżejszego. A skoro czas na wiosenne porządki i na blogu przyda się trochę ogarnąć. Na pierwszy ogień pójdzie wygląd, więc bądźcie czujni ;) Lecz nie mogę was przecież zostawić tak bez recenzji! A okazja jest nie byle jaka, albowiem doczekałam się wydania kontynuacji „Krwi i stali” Jacka Łukawskiego. Zapraszam! :) Jacek Łukawski narodził się w Kielcach, z zawodu jest grafikiem komputerowym. Gdy nie miał jeszcze obowiązków, a miał czas, machał mieczem i strzelał z dział czarnoprochowych. Hartował ciało i ducha w organizacji strzeleckiej, brał udział w zawodach sprawnościowych i ćwiczył karate. Usiłował również jeździć konno. Zwiedzał Polskę autostopem i na motocyklu. Zaczytywał się w ebookach historycznych i fantasy. Jest laureatem wojewódzkiego konkursu Talenty 2000. Po kilkunastu latach przerwy spisał cykl opowiadań, które pojawiły się drukiem w antologii Gawędy motocyklowe. Współtworzył kwartalnik motocyklowy „Swoimi Drogami”. Wraz z żoną mieszka w pobliżu chęcińskiego zamku. W huku gromów i przy wtórze szkwału ważą się dzieje królestw po obydwu stronach Martwej Ziemi. Arthornowi udaje się uciec z zamku opanowanego przez zdrajców, ale najgorsze dopiero przed nim. Wkrótce znów wyruszy ku Martwicy, tym razem bez przygotowania, ekipy i wbrew swojej woli. Jednocześnie stary Garhard stara się opanować sytuację w Wondettel. To zadanie tym trudniejsze, że lord Auriss nie powiedział jeszcze ostatniego słowa – podobnie jak wysłannicy sił potężniejszych, niż przeczuwają najwięksi mędrcy. Impas, jak się wydaje, może przełamać tylko obecność księżniczki Azure, która jednak przepadła bez wieści. Co zrobi Arthorn, gdy ją odnajdzie? Czy zdoła nakłonić ją do powrotu? Ile zdecyduje się poświęcić dla królestwa? Mroczny cień Nife pochłania bezkresne stepy, czyha na sielskie Asnal Talath, sięga podziemnych Serc Dwargów i snuje się po pokładzie latającego okrętu. Wolno podąża ku granicy, za którą śpi niespokojne Wondettel. Miesiące wyczekiwania i sprawdzania profili autora i wydawnictwa… W końcu jest! Pachnąca drukiem i piękna. Dużo obiecywałam sobie po „Gromie i szkwale”. Czy jednak oczekiwania nie okazały się za duże? Nie rozczarowałam się ani trochę. Dostajemy mięsiste, porywające fantasy z najlepszym stylu. Warto było tyle czekać. Postacie trzymają poziom, pozostają niezależna i oryginalne. W całej powieści widać inspirację klasykami gatunku, jednak są one na tyle zręczne, że Łukawski niewątpliwie dołożył własną cegiełkę do mojego osobistego kanonu. Czy zrobił to też do kanonu gatunku – to pokaże czas. Warto również zwrócić uwagę na niezły balans pomiędzy epickością świata i rozładowywaniem atmosfery m.in. humorem w dialogach – brawo! Epicki jest „Władca pierścieni” i fajnie, tylko czy ktoś jest w stanie tak dźwignąć temat jak Tolkien, idąc tylko w to? Lepiej nie ryzykować ;) Akcja od razu rusza z kopyta, więc warto przeczytać pierwszą część, by nie zgubić ani okruszka fabuły i spójności. Kontynuacja jest jak najbardziej godna mocnego debiutu. Teraz mogę to powiedzieć z pełną odpowiedzialnością – drodzy państwo, mamy nowego bardzo mocnego zawodnika na polskiej scenie fantasy! Już nie mogę się doczekać kolejnej części zamykającej trylogię. Chciałabym ją przeczytać już teraz, zaraz, jednak jeśli przyjdzie mi czekać następny rok na taką dobrą rzez, jaką jest „Grom i szkwał” – poczekam. Słowiański folklor, klasyka i akcja ledwo wyrabiająca na zakrętach – czego pragnąć więcej od dobrego fantasy. Zalecam z całego serca!
Każdy głośny debiut pociąga za sobą wysokie oczekiwania co do kolejnych ebooków danego autora. Jacek Łukawski zebrał dużo pozytywnych opinii na temat pierwszego tomu serii - Krwi i stali, przez co grono czytelników liczyło na porządną kontynuację. I na szczęście, właśnie to dostaliśmy. Już pierwsze epizody utrwalą nas w przekonaniu, że Łukawski się rozwinął i jego Grom i szkwał zaserwuje nam jeszcze lepszą przygodę niż tom pierwszy. Przede wszystkim nie spodziewajmy się jakichkolwiek wstępów - twórca wrzuca nas w środek wydarzeń, Wondettel jest oblegane przez wrogie wojsko, a słynni bohaterowie poszukują wyjścia z sytuacji. To zdecydowany plus książki, ponieważ Krew i stal jednak trochę nudziła przydługim początkiem. Jednak mało tego, że akcja rusza z kopyta od pierwszych stron - ona ani na chwilę nie zwalnia! Zazwyczaj nie jestem wielbicielką tego typu ciągłego zaskakiwania czytelnika, jednak w Gromie i szkwale to akurat funkcjonuje na plus. Zasługa w tym na pewno fantazji autora, jak i pomysłów na zaczerpnięcie wielu sytuacji ze słynnych nam dzieł popkultury. Przykładowo - gdy Arthorn będzie chciał przebyć rzekę natrafi na bandę złodziejaszków, w której to Maluch żąda myta za przejście przez rzekę. To oczywiście odwołanie do Robin Hooda. Pewnie wielu innych nie potrafiłam zlokalizować, lecz na pewno znajdziemy również element przypominający scenę z Nic śmiesznego (o tym pisał twórca na swoim fanpage'u) czy znaną nam historię Czerwonego Kapturka. Zastanawiam się też, czy latające okręty to odwołanie do Gaimana i jego Gwiezdnego Pyłu czy sięga to gdzieś głębiej w fantastykę. Można zacząć się obawiać, że tak liczne inspiracje popsują nam frajdę z czytania, przez co zamiast skupić się na historii będziemy zastanawiać się z którego źródła tym razem twórca zaczerpnął. Nie obawiajcie się jednak - każde z tych wplątań fabularnych zrobione jest tak sprytnie, aby czytelnika rozbawić, lecz zarazem ma wytłumaczenie i sens w ramach całej opowieści. To tylko smaczki, które dodają jeszcze kolorytu. W opisie fabuły przeczytamy, że Arthorn znów ruszy ku Martwicy. Wydawało mi się to słabym pomysłem, takim powieleniem tego, co było interesujące w pierwszym tomie, lecz powtórzone po raz następny może zrazić. Na szczęście Łukawski nieźle wiedział co robi i nie wysłał bohatera po własnych śladach, a zaserwował mu całkiem inny środek lokomocji. I co ważniejsze, dorzucił do tego świeżych i interesujących kompanów. Ja najbardziej się cieszę z eksploatacji postaci kobiecych! Nareszcie dostaliśmy kilka wspaniałych damskich sylwetek - i tych dobrych, i tych, które mogły nas irytować. Jednak na tym nie koniec, ponieważ Łukawski kreuje też dużo bohaterów z gatunków nieludzkich. I tutaj należą się brawa za konsekwencję w klimacie, bo stale przeważają słowiańskie korzenie autora. Bardzo podobały mi się nowe gatunki, szczególnie historia Dwargów. Pod koniec pojawili się też Płanetnicy, także bardzo oryginalny lud, z ciekawą historią. Nawet jeden z jego przedstawicieli zostanie pewnie z nami na potrzeby trzeciego tomu. Książka ebook przepełniona jest staroświeckim, polskim słownictwem, które do wyszukanych i kulturalnych, cóż, nie należy. Mnie to bardzo pasowało - twórca się nie hamuje i wciska w usta bohaterów pełno wulgaryzmów, które dodają im realistyczności, a także sprawiają, że kilka razy zaśmiejemy się z wymiany zdań w książce. Przyznać muszę, że mimo ciągłej akcji kilka spraw stale mnie trochę raziło. Stale nie potrafię tak naprawdę zżyć się z bohaterami i przeżywać ich troski, kibicować w drodze do szczęścia. Na dodatek dużo historii, mimo że ciekawych, wydawało się niewiele związanych z główną osią fabuły. Wydaje mi się jednak, że możemy na to przymknąć oko i spodziewać się, iż w kolejnym tomie i to zostanie poprawione. Podsumowując, Jacek Łukawski po udanym debiucie wydał bardzo niezły tom drugi. Historia nabrała rumieńców, poznaliśmy nowe rasy, a zarazem przedstawiono nam kolejnych bohaterów. Natomiast odniesienia do słynnych dzieł kultury i staropolski, wulgarny mowa sprawiły, że uśmiech towarzyszył mi podczas lektury. Fantastyka warta poznania! :) http://magiel-kulturalny.blogspot.com/2017/03/przygoda-nabiera-rozpedu-grom-i-szkwa.html
Rok temu miałam możliwość zapoznać się z pierwszym tomem Krainy Martwej Ziemi, który był debiutancką powieścią Jacka Łukawskiego. Książka ebook bardzo mi się podobała, dlatego ucieszyłam się, gdy pojawiły się zapowiedzi tomu drugiego. Historia rozpoczyna się w tym momencie, co zakończył się tom pierwszy. Przez to, że minęło trochę czasu od wydania Krwi i stali, nie mogłam od początku wbić się w powieść. Przez około 100 stron próbowałam sobie przypomnieć bohaterów a także niektóre sytuacje z poprzedniej części. Na szczęście później było już lepiej i wciągnęłam się w lekturę. Akcja toczy się już od pierwszych zdań i na nowo przenosimy się do świata wykreowanego przez autora. Poznajemy świeżych bohaterów. Jednym z nich jest księżniczka, która od początku mnie denerwowała. Stosunek Arthorna do niej bardzo mi się spodobał, co zbliżyło mnie do niego. Bohater stale pozostał dla mnie tajemniczy, bo nie wiemy za wiele o jego przeszłości, lecz mam nadzieję, że w kolejnych tomach się to zmieni, ponieważ jest to mój ulubiony bohater z tej serii, jak na tę chwilę. Oprócz księżniczki pojawiają się też inne postacie, które zostały nieźle wykreowane, a element z nich ma znaczy wpływa na przebieg fabuły. Klimat, jaki panuje w tej powieści, a także opisy krajobrazów to rzeczy, za które pokochałam tę serię. Jestem pełna podziwu dla autora za utrzymanie języka średniowiecznego, lecz też za stworzenie nowych. Niestety żałuję, że twórca nie dodał od siebie tłumaczenia pewnych kwestii, bo niektórych nie mogłam zrozumieć z kontekstu. Podsumowując drugi tom serii Kraina Martwej Ziemi jest utrzymany na takim samym poziomie co poprzedni. Brakowało mi krótkiego wstępu, który pomógłby mi przypomnieć wydarzenia z Krwi i stali, a także tłumaczeń niektórych kwestii z języka stworzonego przez autora. Poza tym akcja stale się toczy i historia pozostawia po sobie nutkę tajemnicy. Książka ebook ma dużo niezłych momentów, a wszystkie opisy podbiły moje serce. Cieszę się, że pojawił się tom drugi i teraz przyszło mi tylko wyczekiwać kontynuacji.
Arthorn ucieka z zamku, opanowanego przez zdrajców, ale to dopiero początek jego przygody. Gdy wyrusza ku Martwicy bez przygotowania, ekipy i wbrew swojej woli, zdaje sobie sprawę, że nie do końca przemyślał tę decyzję. Tymczasem stary Garhard usiłuje opanować sytuację w Wondettel. Zdaje się, że jest to misja nie do wykonania, zwłaszcza, że lord Auriss nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Tak samo jak wysłannicy sił potężniejszych, niż przeczuwają najwięksi mędrcy. Czy Arthornowi uda się odnaleźć księżniczkę Azure i przekonać by wróciła do domu? Jakie wynikną konsekwencje z ich spotkania? Tego dowiecie się z lektury ekscytującego drugiego tomu serii "Kraina Martwej Ziemi". Jakby tego było mało, mroczny cień Nife pochłania bezkresne stepy i czyha na sielskie Asnal Talath, sięga podziemnych Serc Dwargów i snuje się po pokładzie latającego okrętu... Dawno nie czytałam tak nieźle skonstruowanej powieści z gatunku fantasy. Gdy rok temu przeczytałam "Krew i Stal", byłam pod wrażeniem plastyczności świata, o którym czytałam. Przeniosłam się na chwilę do Krainy Martwej Ziemi i wraz z bohaterami, odkrywałam jej tajemnice. W drugim tomie natomiast już od pierwszych stron jesteśmy światkami intensywnej walki, ciętych dialogów i niekiedy zabawnych sytuacji, które sprawiają, że dosłownie pędzimy przez tekst, by dowiedzieć się, co się stało dalej. Niesamowite opisy krajobrazów, miejsc i ludzi, widziane oczyma naszych bohaterów, nadają tej historii bardzo dużo realizmu. Jakbyśmy czytali kroniki, zapisane przez świadków zdarzeń. A wplecenie w całość opowieści wątku piratów a także paru słynnych bądź mniej słynnych opowieści było uwieńczeniem tego wszystkiego, czego mogłabym się spodziewać po epickiej opowieści. Lektura "Gromu i szkwału" była dla mnie niesamowitą podróżą przez krainę, która nie jest już dla mnie tak bardzo obca i na pewno będę do niej wracała równie często, jak zdarza mi się wracać do Śródziemia. Jeśli zaś chodzi o samych bohaterów, to muszę przyznać, że wielokrotnie bałam się o ich los. Twórca nie oszczędza ich ani trochę. Dzięki temu, tak samo jak świat w którym żyją, są bardziej prawdziwi. "Grom i szkwał" jest jedną z tych powieści, które zapadły mi głęboko w pamięć, dlatego jeśli ktoś z Was szuka książki o szalonych wyprawach, z interesującymi bohaterami i wyjątkowo plastycznym światem osadzonym w słowiańskim folklorze, to właśnie ta historia będzie dla Was doskonałym wyborem. A dodając do tego piękną oprawę graficzną, otrzymujemy cudowny finał, który będzie zdobił naszą półkę. Polecam!
Trudno mi zacząć tę recenzję. Chciałabym porównać ten tom do poprzedniego, lecz poza moją recenzją, nie pamiętam z niego zbyt wiele, ponieważ minął niemal rok, zanim twórca spisał dalszy ciąg historii. Na początku książki byłam więc lekko zdezorientowana i musiałam z kontekstu przypominać sobie, kto pełnił jaką rolę w książce pdf oraz, co dokładnie działo się w Krwi i stali. Moją poradą dla autora w tej chwili pozostaje, że jeśli ma zamiar równie długo pisać następny tom, należałoby umieścić na wstępie krótkie streszczenie dwóch poprzednich, bo w serii losy się naprawdę sporo. Styl autora pozostaje mocny, zdecydowany i typowo męski. Sypią się kurwy czy chuje, lecz taki piękno knajp czy rycerzy, którym specjalne zadanie daje w kość. Zresztą, kiedy atakuje was smok, trudno, żeby coś innego cisnęło się na usta. Podoba mi się tłumaczenie wykreowanego świata, który rozumiemy na tyle, na ile rozumieją go sami główni bohaterowie. Klimat ala średniowiecze to mój ukochany w high fantasy. Z tego powodu bardzo cieszy mnie, gdy autor, zwłaszcza polski mądrze potrafi się wzorować na tej epoce. Smoki, picie, burdele i żołnierskie życie - czegóż pragnąć więcej? Otóż tajnej misji, która znów wyśle głównego bohatera na nieprzyjazne ziemie za Martwicą. Nie będę mówić po co, żeby nie tworzyć spoilerów do części pierwszej. Mogę za to powiedzieć, że w książce pdf losy się aż nadto, a najlepsze okazało się to, co lekko nużyło mnie w tomie pierwszym - brak przesycenia tajemniczością. Oczywiście, twórca bawi się nami, skrywa pewne rzeczy, lecz równocześnie możemy cieszyć się akcją, którą rozumiemy. Dlaczego więc książka ebook dostała żeby 8/10? Za pewną postać, lecz o niej powiem na koniec. Arthorn pozostaje stale lekką zagadką. Niewiele wiemy o przeszłości, lecz możemy dokładnie poznać jego obecną osobowość. Podobało mi się to, jak podchodził do księżniczki, nie dawał się poniżać. Marcas za to okazał się głównym prowodyrem mojego śmiechu podczas lektury. Uwielbiam go! Twórca daje nam szansę poznać wielu innych bohaterów dogłębniej, budując ich charaktery na wiele solidniejszych podstawach niż do tej pory. Mimo to jedna postać irytowała mnie tak nachalnie, tak bardzo, że miałam ochotę rzucić tą książką o ścianę. Jak ja NIENAWIDZĘ takich bohaterek! Język o księżniczce Azure, rozwydrzonym bachorze, który ma zasiąść na tronie - czego za cholerę sobie nie wyobrażam. Dlatego, kiedy Arthorn traktował ją właśnie, jak takiego rozwydrzonego bachora, uwielbiałam go jeszcze bardziej! Podsumowując, powtórzę to, co w recenzji tomu pierwszego - jeżeli lubicie klimaty sagi wiedźmińskiej, ta książka ebook zdecydowanie jest dla was. Twórca nie stara się naśladować Sapkowskiego, lecz na podobnych podstawach stworzył coś swojego. Książkę od połowy, kiedy już przypomniałam sobie mniej więcej element pierwszą, czytało się bardzo szybko. Zdecydowanie zalecam Krainę Martwej Ziemi i z niecierpliwością czekam na następny tom!
Niemal rok temu przeczytałam bardzo obiecującą pierwszą element serii Kraina Martwej Ziemi. "Krew i stal" była debiutem polskiego autora, Jacka Łukawskiego. Czekałam na kontynuację, chociaż miałam pewne obawy. Na szczęście były one niepotrzebne! Akcja rozpoczyna się od razu po zakończeniu poprzedniej części, jednak obie książki różnią się od siebie. Mapka "Gromu i szkwału" obejmuje większy teren, niż ta dołączona do "Krwi i stali". O tak, wydarzenia rozciągają się na większy obszar! Tym samym z książki o przygodach grupy zbrojnych, "Grom i szkwał" zamienia się w pełnoprawną opowieść fantasy, w której nie brakuje rywalizujących ze sobą władców albo pretendentów do tego miana. Najbardziej zdziwiło mnie to, że nie potrzebowałam ani chwili na aklimatyzację do języka, którym jest napisana. W przypadku poprzedniej części, przebycie pierwszych stu stron było dosyć mozolne, a tu chciałam tylko więcej i więcej. Cieszę się, że nie zabrakło też paru śmiesznych sytuacji, które rozładowywały ciężką sytuację niektórych bohaterów. Z pewnością jest to opowieść dla facetów, lecz nie tylko... Dziewczyno, szukasz ideału mężczyzny? Poznaj Arthorna albo Marcasa, a wnet przestaniesz się rozglądać za miejskimi pseudodrwalami! Kiedy większość twórców prześciga się w wymyślaniu co raz to świeżych magicznych sztuczek, Łukawski sięga do korzeni i serwuje nam moc jako tajemniczą, działającą w służbie negatywnych bohaterów siłę, przy okazji zaskakując faktem, że nie wszystkie czarty są do szpiku kości złe. Kontynuacja "Krwi i stali" podobała mi się bardziej niż debiut autora. W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejną część, która jest w przygotowaniu. Zapraszam Was w podróż do świata, w którym lepiej nie wchodzić do pełnego wił, borutników i biesów lasu, a na niebie można od czasu do czasu zobaczyć smoka czy latający statek.
Gdzieś w okolicach połowy zeszłego roku ogłosiłam Jacka Łukawskiego polskim debiutantem roku. Jego pierwsze książka ebook urzekła mnie oryginalną kreacją świata przedstawionego, tajemniczością a przede wszystkim mową stylizowanym na średniowieczny, dzięki czemu jeszcze bardziej czuło się klimat historii. Wraz z początkiem marca nadszedł nareszcie moment na konfrontacje z drugim tomem Krainy Martwej Ziemi - sprawdzenie, czy twórca utrzymał poziom. Odpowiem wam na to zapytanie już teraz, utrzymał. Grom i Szkwał jako kontynuacja jest nawet lepszy niż Krew i Stal, lecz niestety, albo stety, fabuła utraciła nieco na tajemniczości. Stolica Wondettel została zaatakowana przez rządnych krwi Morrończyków. Tymczasem król od paru dni nie żyje, a księżniczka przepadła bez wieści. Po uratowaniu zamku, stary Garhard tymczasowo przejmuje władze. Arthornowi udaje się uciec z obleganej twierdzy i niebawem wbrew swojej woli będzie musiał wrócić za Martwicę, tym razem w pojedynkę, bez wyszkolonej drużyny. Połać martwej ziemi znika w zastraszającym tempie, kiedy warzą się dzieje królestwa. Momentami brakowało mi słów na wydarzenia, które miały miejsce w tym tomie, bo akcja pędziła na łeb na szyję, co chwilę zarzucając nas bardzo mocnymi cliffhangerami. Dzięki nim twórca objaśnił dużo zawiłości, które pojawiły się już w pierwszym tomie, jednak tym razem miałam wrażenie, że rzucił nas na sam środek bardzo głębokiego jeziora. Krew i Stal wymięka przy ilości wprowadzonych tutaj wątków i postaci. Pojawiło się wiele więcej charakterów ściśle związanych z mitologią słowiańską na przykład czarty czy płanetnicy. W trakcie ponownej podróży Arthorna za Martwicę zostałam wprowadzona w ich świat a także obyczaje i mogłam pozachwycać się ilością magii, którą Jacek Łukawski tutaj wprowadził - jak w pierwszym tomie wszystko osnute było mgiełką tajemniczości tak tutaj dominowała magia. Wszędzie, gdzie nie pojawił się główny bohater tam miał do czynienia z magicznymi mocami różnorakich istot. Na wszystkich głównych bohaterów spadła bardzo wielka odpowiedzialność za dzieje królestwa Wondettel, przez co wielokrotnie targały nimi sprzeczne emocje. Arthorn nie raz i nie dwa miał ochotę rzucić wszystko w cholerę i wracać do Valeski, która czekała na niego w Asnal Talath, a Garhard wyrażał tęsknotę za własną podziemną pracownią i korytarzami, które pozostały mu do odkrycia. Jednak zdarzało się to tylko w najgorszych momentach, a los zawsze sprowadzał ich na właściwe tory. Nawet armia antagonistów, których w tej książce pdf jest całkiem sporo, popełniała błędy, choć byli oni bardzo zdeterminowani i skrupulatnie przygotowali się do walki. Jedynie postać księżniczki okropnie mnie irytowała - cały czas zachowywała, jakby pozjadała wszystkie rozumy i jej tok postępowania był jedynym słusznym. Jej zachowanie doprowadziło do tak przykrego incydentu i zakończenie książki, że boje się tego, co zastanę w kolejnym tomie. Po raz następny autorowi należą się ogromne brawa za stylizacje języka na średniowieczny staropolski, a także tym razem za stworzenie języka dwargów a także czartów. Jego zabiegi bardzo pozytywnie wpływają na odbiór a także nastrojenie się do klimatu lektury. Szkoda jedynie, że nie otrzymaliśmy tłumaczenia zwrotów, których używali bohaterowie, bo nie zawsze dało się je wyczytać z kontekstu. Jacek Łukawski tworząc drugi tom Krainy Martwej Ziemi idealnie poradził sobie z dotrzymaniem poziomowi Krwi i Stali. Powiem nawet, że było zdecydowanie lepiej, bo działo się więcej, było więcej zwrotów akcji a także poznaliśmy większy obszar stworzonego przez niego uniwersum. Znowu jestem kompletnie zachwycona i zakochana w jego prozie. Niecierpliwie i z przestrachem oczekuję na następny wersji przygód moich ulubionych bohaterów.
Jest kilka rzeczy na tym pełnym absurdów świecie, które sprawiają, że uśmiecham się bez wysiłku i z prawdziwą radością. Jedną z nich są książki. Długie, krótkie, te dobre i te gorsze - gatunek nie gra roli. "Krew i stal" to pierwsza książka ebook Jacka Łukawskiego. Debiut, który miałam przyjemność recenzować. Pamiętam adrenalinę, która krążyła w moich żyłach, gdy przewracałam kolejne strony. I zdziwienie. Przemożne, wszechogarniające zdziwienie, że mnie - kobiecie lubującej się w romansach i nie przepadającej za militariami - ta książka ebook faktycznie może się podobać. ŻYŁKA Jednak odezwała się we mnie ojcowska żyłka, która sprawiła, że nie mogłam oderwać się od lektury. Połączenie wojennej taktyki, ciężkich, siermiężnych urządzeń, żołdackich rozmów i fantastyki okazało się nie do odparcia. Właśnie tego - oderwania, brutalności i typowo męskiej tematyki - poszukiwałam. Z niecierpliwością czekałam na następny tom, bo okazało się, że Łukawski nie lubi kończyć w oczywisty i przewidywalny sposób, lecz z przytupem i szalonym, sadystycznym uśmieszkiem. "Grom i szkwał" to kontynuacja, po której dużo się spodziewałam i powiedzieć, że spełniła moje oczekiwania - to zbyt delikatne słowa. Jeżeli w pierwszej części dużo się działo - tutaj losy się jeszcze więcej. MARTWA ZIEMIA Niewielu pisarzy decyduje się na tworzenie całkowicie nowego świata. Większość modernizuje albo dostosowuje znaną nam wszystkim rzeczywistość do swoich potrzeb. Tworzy hybrydę, która łączy w sobie legendy i ludzkie wynalazki, by nam, czytelnikom, ułatwić odbiór. Tymczasem okazuje się, że nie zawsze trzeba iść tą wydeptaną ścieżką. Łukawski swoim własnym, pisarskim, lekko wyszczerbionymi mieczem przedarł się przez gęstwinę uprzedzeń i niepewności. "- To tradycyjna ofiara - wykrztusił wieszczy - taka jak w każdy dzień.Zbyt późno zrozumiał sens swoich słów.- Lecz dzisiaj - powiedział głucho Salabesh, przyciskając wieszczego do drewnianego łba i wyciągając topór - nie jest zwykły dzień.Mdlący trzask pękającej czaszki wystraszył wodne ptactwo. Lord wytarł żeleźce o szatę wieszczego i wypchnął jego drgające ciało za burtę.- Wznieśmy okrzyk, by bogowie przyjęli godny dar!" Najpierw powstał zarys, potem Kraina Martwej Ziemi zaczęła oddychać, przeprowadzać fotosyntezę i rozkładać według własnego, biologicznego, naznaczonego magią rytmu. To pozwoliło Łukawskiemu rozwinąć skrzydła. Sprawiło, że stworzone przez niego postacie - tak różne, barwne i charakterne - złączyły się każdą cząsteczką z krwawą i brutalną rzeczywistością. Ciężko orzec, czy to fantazja Łukawskiego kształtowała świat przedstawiony, czy może to on kreował autora. KRZYKI Czy to przerażenia, czy wściekłości, można usłyszeć na każdym kroku. To w końcu książka ebook o wojnie, wrogich sobie rasach i magii, którą czułam na czubkach palców. Opływała słowa i skały. "Postać oddychała ciężko, pachniała słodko i zachęcająco, ale leżące obok tabu emanowało złem i obietnicą bolesnej śmierci. Borutnik wahał się, bezwiednie kołysząc się na boki. Jego gon drgał, jak gdyby był struną, na której każda myśl i obawa wygrywają własną melodię." W jakiś niezrozumiały dla mnie sposób Łukawski urzeczywistnił strachy, zwidy i baśniowe wrzaski. Powołał do życia najbardziej okrutne z sennych mar i opowiadań. W książce pdf roi się od nadnaturalnych stworzeń, które odbiegają od kanonu, do którego przyzwyczaił nas ostatnio rynek. Są krwiożercze. Okrutne. Żądne zemsty. Świadome własnych działań. To godni przeciwnicy - najgroźniejsi, ponieważ żyjący na wyciągnięcie ręki. Obserwujący i szacujący ludzkie czyny. Zmienna narracja sprawia, że czujemy się jak w ogromnej sali kinowej. Poruszające się kadry tworzą spójną i nierozerwalną całość, która nie pozwala na chwilę znudzenia. W jednej chwili galopujemy konno, w drugiej czujemy jak na twarz spadają nam krople ciepłej krwi. Bohaterowie są na tyle wyraziści, że, choć jest ich wielu i stale pojawiają się nowi, z łatwością zapadają w pamięć. Co więcej pozwalają czytelnikowi doświadczać. Nie jesteśmy biernymi obserwatorami, lecz bez ustanku stajemy naprzeciw świeżych wyzwań. W pewien sposób uczestniczymy w rozgrywce. SIŁA ICH! "Grom i szkwał" to książka, która pozwala nam na w pełni odczuwać. Pełna egzotycznych stworzeń, które dorównują w okrucieństwie ludziom i zwrotów akcji, które nie pozwalają nocą zmrużyć oka. Łukawski utrzymał zabójcze tempo, które wyciska z czytelnika ostatni oddech, lecz jest to wysiłek, którego pragniemy. Stąd nietrudno mi orzec, że "Grom i szkwał" jest jeszcze lepsza niż "Krew i stal". O ile to w ogóle możliwe.