Średnia Ocena:
Cztery pory roku w afgańskiej wiosce. Reportaże o wyplataniu dywanów
Reportaż w najlepszym stylu – Anna Badkhen zaprasza do niepozornej wioski, gdzie sen o bogactwie to sen o życiu bez cierpienia.W samym środku afgańskiej pustyni, we wiosce tak odległej, że nie da jej się zlokalizować nawet w Internecie, przy krośnie siedzą dziewczyny i wraz z dzieciakami ręcznie wyplatają przepiękne kwiatowe wzory. W tym miejscu, w którym heroina kosztuje mniej niż ryż, mieszkańcy wioski wiedzą jedno – Ziemia jest płaska niczym dywan.Anna Badkhen po raz pierwszy wyjechała do Afganistanu w 2011 roku, jako korespondentka wojenna. Od tamtej pory wraca do tego państwie co jakiś czas, przyciągana krajobrazem, który geografia uczyniła nieustającym polem bitewnym, a także mieszkającymi tu ludźmi, dla których olbrzymią wartością staje się zachowywanie szacunku dla tradycji. Przywołując symbol czterech pór roku, w trakcie których dziewczyny i dzieci zamieszkujące wioskę Oka tkają, jak co roku, następny dywan, autorka ukazuje blaski i cienie codziennej egzystencji w afgańskiej wiosce.W czasach, kiedy pisarze zbyt nierzadko oglądają Afganistan zza płotu strzeżonego przez amerykańskich żołnierzy, Anna Badkhen robi zupełnie inaczej: postanawia samotnie spędzić cztery pory roku na zupełnym odludziu. Taka perspektywa – zintensyfikowana miłością autorki do państwie i jej gospodarzy – pozwoliła odmalować osobliwe urok surowej codzienności.Pięknie napisana książka ebook o sercach złamanych na wieki… To piękny skarb wydobyty na światło dzienne spod ruchomych piasków pustyni. „Oddaje fatalistyczną atmosferę miejsca, w którym szerzy się uzależnienie od opium, telefony komórkowe uchodzą za nieprawdopodobny luksus, a talibowie czają się tuż za rogiem”. The New York Times Book Review „Przenosi w inny świat […]. Nawet w tym jakże restrykcyjnym otoczeniu Badkhen odnajduje poczucie wspólnoty, śmiech i zabawę […]. Mimo ryzyka wygłaszania banałów (ale czy to nie kwestia ukrytych w nich uniwersalnych prawd?) Badkhen tka swą literacką magię”. The Christian Science Monitor „Nieustraszenie […] miesiąc po miesiącu, obrządek za obrządkiem, spotkanie po spotkaniu, wątek za wątkiem, Badkhen tworzy piękny dywan tkany słowem, który we wzruszający sposób ukazuje pozorne i prawdziwe życie w Oce i we wszystkich Okach na krośnie Afganistanu”. National Geographic „Ta książka ebook bawi, informuje i łamie serce. Nie tylko pozwala wyobrazić sobie inne miejsce, ale także daje świadectwo istnienia społeczeństwa wytwórców kultury i strażników zanikającego rzemiosła, w którym dziewczyny mimo niedostatku, codziennych trudów i rozlewu krwi potrafią wyczarować coś tak pięknego”. The Toronto Star
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Cztery pory roku w afgańskiej wiosce. Reportaże o wyplataniu dywanów |
Autor: | Badkhen Anna |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Wydawnictwo Kobiece |
Rok wydania: | 2017 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
Cztery pory roku w afgańskiej wiosce. Reportaże o wyplataniu dywanów PDF Ebook podgląd:
Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.
Wgraj PDF
To Twoja książka? Dodaj kilka pierwszych stronswojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu!
Recenzje
Gorąco zalecam książkę "Cztery Pory roku w afgańskiej wiosce". Autorka reportażu jest jedyna w swoim rodzaju. Ciekawie omawia dzieje mieszkańców, a jej dziennikarskie zacięcie sprawia, że lektura staje się lekka i przyjemna. Całość uczy i pozwala zrozumieć, że wśród pościgu za nowoczesnością jest dużo miejsc, które stale zostały zapomniane. Za dużym murem nowoczesności zwyczajni ludzie są wykorzystywani przez handlarzy, a nagroda za włożony wysiłek stale jest nikła. Więcej na www.odslonkulture.pl
Nierzadko prześladują myśli o tym, jak niewielką element świata do tej pory poznałam. Odbyłam kilka podróży, jednych bardziej aktywnych, innych mniej. Coś nowego odkryłam, gdzieś coś zobaczyłam. Lecz świat jest tak duży i tak ciekawy, że człowiek chciałby więcej i więcej. Nie mam na myśli zwykłych wakacji ponad morzem. Marzy mi się poznawanie innych kultur, innych światów. Lekarstwem na moje (przynajmniej na ten moment) niespełnione pragnienia, są książki. I to nie byle jakie. Ta, o której dzisiaj piszę, zabiera nas w bardzo daleki świat, odległy geograficznie, lecz również i całkiem niepodobny do tego co nas otacza. Anna Badhen, poprzez własne reportaże, zabiera nas w podróż do Afganistanu. Autorka darząc tereny tego państwie olbrzymią fascynacją, wybiera małą miejscowość, Okę. Jest ona tak niewielka, że nie jest możliwe odnalezienie jej nawet poprzez GPS. Choć mało kto o niej słyszał, żyją w niej ludzie trudniący się wyjątkowym zajęciem, tkaniem i sprzedażą dywanów. Dywany te nie są zwykłymi nakryciami podłóg. Są one zapisem ciężkiej pracy, uczuć i doświadczeń dziewczyn je tkających. Są odzwierciedleniem tego, co działo się przez cztery pory roku w afgańskiej wiosce. A w tym punkcie świata losy się bardzo wiele. Trwa wojna. Ludzie nie mają co jeść. Nie maja pieniędzy na jedzenie i lekarstwa. Jedyne na co ich stać to opium, które zagłusza głód. "Żywią się" nim sami, "żywią " nim głodne dzieci, nawet te nie narodzone. Wpływa to na olbrzymią śmiertelność tych małych stworzeń. Ludzie Ci żyją w stanie wiecznej wojny. Autorka odwołując się do słów, którymi posłużył się Ryszard Kapuściński, traktują wojnę jako coś naturalnego, element zjawisk przyrody. Choć bieda jest tak wielka, ludzie Ci chętnie dzielą się z dziennikarką nie tylko własnymi przemyśleniami czy wiedzą, dzielą się także tym co mają, choć mają niewiele. Mimo tego dramatu, który rozgrywa się na naszych oczach, widzimy również zwyczajny rytm życia jaki mieszkańcy prowadzą w tych ekstremalnych warunkach. Biorą śluby, mają własne zwyczaje i przywiązanie do tradycji, mają własne marzenia. Trudno napisać o tej książce, że nieźle się ją czyta. Śledzenie tekstu, owszem, nie sprawia trudności. Lecz opisy wielkiej biedy, tego, że mieszkańców wioski bardziej stać na narkotyk, niż na jedzenie, ogromna umieralność dzieci, porusza i ściska serce. Jednocześnie autorka omawia to wszystko z tak olbrzymim spokojem. W niesamowity sposób oddaje dzikość tych terenów, ich nieprzewidywalność. Zagrożenie czai się wszędzie: w wodzie (bakterie czerwonki), w powietrzu (myśliwce), na lądzie (Talibowie...). Oczami fantazji widzi się krainę, która wydaje się zapomniana nie tylko przez innych ludzi, lecz prawdopodobnie też, a może przede wszystkim, przez Boga. Czytając nie mogłam oprzeć się uczuciu niedowierzania, że to nie jest fikcja literacka. Nie będę pisać, że warto sięgnąć po tę pozycję. Każde zwykłe słowa nie oddadzą tego, jaki klimat w niej panuje. Książka ebook ta, broni się sama. Zalecam ! ! Więcej recenzji na fifraku.blogspot.com
Anna Badkhen jest dziennikarką. Narodziła się w Leningradzie, lecz mieszka w Filadelfii. Książka ebook "Cztery pory..." to historia żyjących w Afganistanie Uzbeków. Jednak dla odróżnienia nie chodzi tu o tych z bogatych krajów z którymi miałam do czynienia w ebookach już niejednokrotnie. Tu przenosimy się do wioski Oka, wioski która przesycona jest skrajnym ubóstwem, a o której istnieniu nie wie nie tylko szary człowiek, lecz nierzadko i afgańscy urzędnicy... Jest to miejsce gdzie na porządku dziennym zażywa się opium. Daje się je nawet niemowlętom. Dlaczego? Ponieważ zabija głód, który jest zmorą tamtejszej ludności. Leczy ból tak fizyczny jak duchowy. Jedynym liczącym się zarobkiem jest sprzedaż ręcznie tkanych, misternych i prześlicznych dywanów. Dziewczyny spędzają ponad jednym około roku. Za gotowy dostają oszałamiającą kwotę w wysokości do 400$. Dla nich to majątek i żyją za to następny rok. Dorabiając od czasu do czasu na sprzedaży chrustu i wspomagając się upolowanymi zwierzętami. Ich dywany są niezwykłe i niepowtarzalne. Warte o dużo więcej co dowodzi cena za jaką sprzedają się choćby w Stanach Zjednoczonych. Niejednokrotnie przekracza ona 20 000$. Dlaczego, więc tkaczka dostaje tak marne, a jednak uznawane za nią i jej rodzinę niebagatelne pieniądze? Nie wiadomo. Mieszkańcy niemal wszędzie poruszają się pieszo albo na osłach / wielbłądach. Nie stać ich nawet na wydatek na paliwo do jedynego w wiosce generatora. A to zaledwie 60 centów na rodzinę na dzień. Nie mogą sobie na to pozwolić. Walczą o przetrwanie dnia dzisiejszego. Tam nikt nie myśli co będzie jutro. Trzeba się cieszyć, że przeżyło się dziś... To co szokuje i zaskakuje to umiejętność ubrania przez autorkę w cudowne słowa takich rzeczy jak brud, nędza, głód czy przemoc. Wręcz poetycki mowa sprawia, że książkę czyta się mimo tematyki przyjemnie. Już po paru stronach wręcz czujemy gorąco jakie muszą znosić mieszkańcy wioski Oka, ich głód zaczyna doskwierać także nam, ich pragnienie i wysuszone gardła a także usta odczuwamy osobiście. Próbujemy walczyć o przetrwanie tak jak oni. A wszystko to dzięki Annie Badkhen. Anna podobnie jak dziewczyny w Oce tkały dywany tak tka opowieść o życiu. Gdy dywany pełne są głębokich barw i niesamowitych wzorów, lecz również bólu tak jej historia choć niejednokrotnie dramatyczna potrafi mienić się kolorami cudowna i radości... Więcej na: www.swiatmiedzystronami.blogspot.com
www.wielopokoleniowo.pl To miejsce, w którym opium jest tańsze od ryżu i rozpuszczane jest w porannej herbacie. Pomaga zapomnieć o głodzie, o cierpieniu, o trudach codziennej egzystencji. To miejsce, w którym więcej małych dzieci umiera niż przeżywa do starszego wieku. Umiera na przeziębienie, na cholerę, na ubóstwo, na życie. To miejsce, w którym ryzyko śmierci pojawia się każdego dnia, bowiem któż to wie, kiedy pojawić się mogą talibowie czy również inni rozbójnicy. Każdy jednak dzień nawet i tam wydaje się mieć własny porządek i ściśle ustalony rytm. Mężczyźni mają własne obowiązki, choćby to było tylko leniwe wylegiwanie się w towarzystwie innych facetów i termosu z herbatą; dziewczyny zadbają o domostwo i plotkują pomiędzy sobą, opowiadając przy okazji sprośne dowcipy czy również plotąc dywany, które sprzedane zostaną następnie za grube pieniądze. Lecz czy one choć jeden grosz z tych pieniędzy zobaczą? Autorka powieści decyduje się spędzić kilka miesięcy w wiosce położonej w południowo- wschodnim Afganistanie. Zamieszkuje w chacie jednej rodziny i przez bliski czas towarzyszy im w ich codziennym życiu. A życie to pełne jest smutku i radości; spędza z nimi restrykcyjny post i bawi się wraz z całą wioską na weselu; poznaje tradycje i zwyczaje, a także marzenia czy również mrzonki niektórych mieszkańców. Książka ebook dostarcza bardzo wiele informacji o życiu zwykłych mieszkańców afgańskiej wioski. Napisana jest ciekawie, czasami nawet poetycko i na pewno nie jest pozycją do szybkiego przekartkowania. Potwierdza ona, że na świecie jest ogromna ilość różnorakich kultur i obyczajów, które całkowicie różnią się od siebie nawzajem. Każda codzienność jest inna, nie zawsze może dla nas jasna i zrozumiała. Nieźle jednak znać jest nie tylko swoje podwórko. Zalecam dla interesujących świata i innych kultur :-)
Żyją na pustyni. Ich historię opowiadają niesione wiatrem ziarenka piasku i kolejne supełki plecionych bez końca dywanów. Skromnie, biednie, nielekko. W dalekiej Oce, o której nikt nie pamięta. A jednak napisano o nich przepiękną historię. Anna Badkhen stworzyła wyjątkowy portret ludzi, którzy mają niewiele, lecz skłoni są dzielić się tą odrobiną z obcymi. Opowiedziała o tych, którzy każdego dnia od świeża mocują się z życiem, biorąc na swe barki okrutne ciężary. Pokazała nam istoty ubogie, nierzadko nie posiadające o dużo więcej niż stare ubrania i kilka motków wełny, a jednak pogodzone z losem i na własny sposób szczęśliwe. Ukazana przez nią społeczność zasadniczo różni się od nas. To ludzie prości, biedni, nie mający szans na lepsze jutro, lecz potrafiący czerpać radość z prostych czynności i niewielu drobiazgów. Marzący o lepszym jutrze, lecz zadowalający się tym, co mają, ponieważ czego innego mogliby oczekiwać? W portrecie tym doszukałam się smutku i melancholii. Niesprawiedliwość losu, poniewierającego Okańczykami, uwierała mnie bardziej z każdą pokonaną stroną. Trudno uwierzyć, że na świecie są takie miejsca, w których ludzie dzielą niewielką przestrzeń ze zwierzętami, załatwiają się za domem, mieszkają całymi rodzinami w jednej izbie, mogą zostać okaleczeni od rozsianych na pustyni min, karmią dzięki opium by stłumić apetyt, a na lunch jedzą suchy chleb. Ten obraz dogłębnie mną wstrząsnął, zwłaszcza, kiedy czytałam, że mimo biedy w ludziach tych tkwi dobroć i chęć dzielenia się tym, co mają. Autorka opowiada szczerze, szczegółowo. Chętnie wspomina duże troski i małe radości, które dzieliła z mieszkańcami wioski. Nie usiłuje niczego ukrywać, nie chowa niełatwych tematów za pojęciem tabu. Lecz również nie koloryzuje i nie usiłuje robić z całej tej sytuacji dramatu. Prostymi słowami opowiada o prostych wydarzeniach- suchych porankach, pocałunkach słońca na skórze, muśnięciach wiatru, ciepłym piasku, skromnych rodzinnych daniach i pleceniu dywanów. Badhken nieustanna się częścią życia tych ludzi i razem z nimi celebrowała codzienność. A później skrawek tej rzeczywistości przekazała nam za pomocą tej powieści. Co więcej, sprawiła, że poczułam się, jakbym towarzyszyła jej w tej podróży. „Ale dywan Saury, jak każdy dywan tkany ręcznie, będzie się subtelnie różnił od innych. Będzie tylko jej. Będzie stanowił jej autobiografię, jej pamiętnik z tego roku, jej kronikę zimy, z zasmuconymi zygzakami, marzycielskimi zawijasami, melancholijnymi pętelkami i pełnymi radości węzłami”. Ta książka ebook to skarbnica wiedzy o biednej ludności Afganistanu. O ich podejściu do życia, szacunku do drugiego człowieka, stosunku do religii lecz także o rytuałach i obyczajach. Pojęcie życia w odległych kulturach interesuje mnie od dłuższego czasu, a dzięki reportażowi autorki mogłam posłuchać o rzeczach, o których wcześniej nie słyszałam, jak choćby zjawisko wymieniania się siostrami w procesie planowania zaślubin. Nie masz wystarczająco wiele pieniędzy, aby zapłacić rodzinie panny młodej? Nie szkodzi, możesz zaoferować bratu narzeczonej rękę własnej siostry. Cieszę się, że miałam okazję poznać historię mieszkańców Oki. Historię smutną, lecz piękną, wyrazistą i wyjątkowo życiową, przybliżającą nas do kultury i tradycji, których może nie będziemy mieli okazji poznać w inny sposób. Szkoda, że życie Okańczyków nie jest tak urzekające jak tworzone przez nich dywany i mieniące się tysiącami kolorów.
Cieszymy oko idealnymi przedmiotami, niektóre z nich są tworzone ręcznie. Przez kogo? Nie zawsze zdajemy sobie sprawę z faktu, że za urodą tych rzeczy stoją prawdziwi ludzie. Ludzie, którzy spędzają długie godziny ponad pracą, a nierzadko w zamian otrzymują głodową pensję… Gdzieś daleko, w Afganistanie, istnieje wioska o nazwie Oka. Miejsce zapomniane, potwornie biedne, gdzie dziewczyny i dzieci tkają dywany. Przepiękne, barwne, a ich sprzedaż osiąga zawrotne sumy. Niestety, twórcy tych dzieł muszą nacieszyć się ledwo ułamkiem tej fortuny. To tam opium jest tańsza od ryżu i pomaga oszukać żołądek. Anna Badkhen pochyla się ponad historiami kryjącymi za dywanami. Ponieważ ten fragment wystroju zawiera w sobie cały ogrom doświadczeń, cudzych łez i bólu… Bardzo lubię czytać reportaże. Przybliżają dalekie i obce kultury, otwierają oczy na dużo spraw. Mocniej się zachwycam, gdy są spisane pięknym, plastycznym językiem. Na to liczyłam sięgając po książkę Anny Badkhen, z początku zachwycając się samą okładką. Cóż kryje w sobie taka historia? Odpowiedź przychodziła powoli, gdyż czytałam stopniowo, skupiając na pojedynczych słowach. Nierzadko zatrważając, nierzadko wzruszając. Autorka pierwszy raz pojawiła się w Afganistanie w roli korespondentki wojennej. Zafascynowana krajobrazem, a przede wszystkim ludźmi, wraca tam i coraz lepiej poznaje panujące zwyczaje. Własną dotychczasową wiedzę przekazała w formie niniejszej publikacji i cieszę się, że Badkhen postanowiła spisać wrażenia. Momentami ciężko uwierzyć w to, co spotyka mieszkańców afgańskich wiosek. Jednocześnie jest coś baśniowego w snutej opowieści. Senna atmosfera, troszkę oniryczna, spokojna. Może to kwestia pięknego języka i barwnych opisów? Autorka przedstawia szeroki obraz, jednocześnie skupiając uwagę na konkretnej rodzinie. Razem z nimi wstajemy, pracujemy, przeżywamy kłopoty i radości. Na te ostatnie również znajdzie się miejsce, mimo wszechogarniającej biedy, nierzadko marazmu. W ciekawy sposób gorycz miesza się ze słodyczą. Urok wyplatanych dywanów, swoisty monument dla twórcy. Praca bardzo ciężka, równocześnie sprawiająca satysfakcję. I uzależnienie od opium, które dotyka nawet niemowlęta. Ot, stosowane jako „lekki” środek uspokajający. Czas płynie zupełnie inaczej, liczony w miesiącach tkania. Dziewczyny nierzadko łkają ponad ciałami swych dzieci, mężczyźni snują marzenia, rozważania o tym, co się stało, co się dzieje, co się może stać. Afganistan znamy najczęściej z telewizyjnych obrazów pełnych wojny i przemocy. Anna Badkhen natomiast prezentuje inną stronę rzeczywistości, bardziej ludzką. Unika generalizowania, oceniania po samych pozorach. Widzimy, że jej bohaterowie też krwawią na czerwono, śmią śnić, płakać, śmiać się. W nich wszystkich istnieje jakiś rodzaj pierwotnej siły, która pomaga istnieć, mimo takiego ogromu problemów. Domy nawet nie mają drzwi. Wszyscy są tacy jak my i równocześnie zupełnie inni. Stąd wynika urok tej książki — poznanie obcego otoczenia, w sposób zajmujący. Badkhen pisze w sposób poetycki, tak najłatwiej go określić. Mnóstwo porównań, rzadko używanych na co dzień słów. Wiem, że nie każdemu taka formuła przypadnie do gustu, lecz wydaje mi się, iż to też kwestia przyzwyczajenia. Nie warto zniechęcać się na samym początku, potem wchodzimy w rytm regularnego czytania, wtedy łatwiej docenić stylistykę. To świetne połączenie warsztatu i fabuły. Wiele kontrastów. Każde zdanie dosłownie przenosi nas do Afganistanu. Świadomość obecności odrobinek szczęścia w tak trudnym świecie napawa zdziwieniem, lecz też nadzieją. Jakoś intensywniej docenia się swoje życie. Poczułam sympatię do bohaterów, drzemie w nich dużo sprzeczności. a przede wszystkim talenty. „Cztery pory roku w afgańskiej wiosce” to reportaż specyficzny, podany w nietypowej formie. Skłania ku wielu przemyśleniom, na długo zostaje w głowie. Serdecznie zalecam fanom takiej literatury — na pewno nie będą zawiedzeni.
Anna Badkhen, urodzona w Leningradzie, a mieszkająca obecnie w Filadelfii reporterka w własnej książce pdf omawia życie Uzbeków mieszkających w Afganistanie. Jednak nie są to „młodzi, wykształceni, z dużych miast” takich jak Kabul, Herat, Kandahar czy stolicy wilajatu Balch Mazar-i Szarif. Owszem, czasami udają się do stolicy prowincji po niezbędne zakupy, lecz jest to duże zdarzenie dla lokalnej społeczności, a wspomnienia z podróży urozmaicają ich życie przez dużo kolejnych dni. To mieszkańcy wioski Oka w wilajacie Balch o istnieniu której niewiele albo zgoła nic nie wiedzą afgańscy urzędnicy. Tak biednej, że nawet talibowie nie są zainteresowani pobieraniem „zakatu” na własną działalność a i mułła się pojawia tylko z okazji ślubów (ostatni miał miejsce 10 lat temu) ponieważ mieszkańcy nie są w stanie niczym go ugościć. Jedynym źródłem dochodu są prześlicznie tkane ręcznie dywany, których wartość rynkowa w państwach Zatoki Perskiej czy USA sięgają od 5.000 do 25.000 $. Wykonane w tej samej technologii, w jakiej wykonany był dywan, który wysłał własnej matce w prezencie Aleksander Wielki. Jednak to nie ci niepiśmienni wieśniacy (a nie przepraszam - jedna osoba umie czytać i pisać) czerpią krociowe dochody z tej produkcji. Za rok ciężkiej, żmudnej, codziennej pracy tkaczki otrzymają zawrotną kwotę sięgającą.... 400$ za gotowy dywan. To miejsce, w którym opium jest tańsze od ryżu, a ma tą zaletę, że nie tylko oszukuje głód, lecz też usuwa bóle stawów i mięśni, jakie są wynikiem tkania. Gdzie cywilizacja w postaci generatora prądu razem z liniami przesyłowymi do każdego domu jest darem równie szlachetnym, co bezsensownym, ponieważ nikogo we wsi nie stać na wydatek rzędu.... 60 centów na ropę do generatora na rodzinę dziennie. Mężczyźni głównie marzą o tym, cóż również zrobią ze swoim życiem, lecz na marzeniach, postanowieniach i określaniu kolejnych terminów wstąpienia do wojska, policji albo podjęcia innej pracy w mieście się kończy. Postępujące pustynnienie zamieszkiwanego przez nich obszaru corocznie zmniejsza ilość zwierząt, które można upolować, a najbliższe drzewa, które rosły w Oce jeszcze całkiem niedawno (oczywiście stosując afgańską miarę czasu) są już tylko wspomnieniem. Jednak nawet ta sytuacja nie jest w stanie zmobilizować mieszkańców do podjęcia jakichkolwiek działań, które mogłyby wpłynąć na poprawę ich losu. Są ludźmi gościnnymi i dzielą się z Anną wszystkim co mają, a mają naprawdę niewiele. Marazm, życie toczące się ustalonym od wieków rytmem, gdzie zamiast kalendarza a nawet zmian pór roku stosowana jest inna metoda odmierzania czasu- wykonanie dywanu. To jest podstawą ich egzystencji i sensu życia. Jest to próba odpowiedzi na odwieczne zapytanie „być czy mieć” lecz w formie absolutnie radykalnej. Śmiertelność dzieci do lat 5 jest zastraszająca, a idealna większość z nich jest uzależniona od opium od fazy prenatalnej. Mleczko makowe jest stosowane już u dzieci kilkudniowych jako środek uspakajający. Skuteczność czasami przechodzi oczekiwania, po podawaniu go dzidziusiowi mającemu kilka dni jest ono bardzo spokojne, spokojne do tego stopnia, że nie zakłóca spokoju nawet oddychaniem. Dostępność darmowej pomocy medycznej jest praktycznie żadna, lecz kiedy już podjęta zostanie decyzja o wyjeździe do państwowej kliniki, wyglądającej jak z horrorów, to pierwszą czynnością, jaką podejmuje pediatra przez podjęciem leczenia jest ..detoks dzidziusia a czasami, jak wystarcza lekarstw też marki. Szczerze podziwiam fascynacje Anny Badkhen tą społecznością. http://niestatystycznypolak.blogspot.com/
"Tutaj czas, rozdrobniony smutek, niepoliczalny i niemiarodajny niczym piasek, stoi w miejscu i zarazem biegnie tak szybko, że nikt nie potrafi go zmierzyć. Nikt poza tkaczkami dywanów."Właśnie takie reportaże podróżnicze lubię czytać najbardziej, niezwykle plastyczne i sugestywne opisy miejsc, ludzi, kultur i tradycji. Urokliwe obrazy afgańskiej przyrody, górskie masywy, pustynne strefy, burze pyłowe, rytm kopyt wielbłądów stąpających po spieczonej ziemi, widok pól ryżowych i ziemi obsadzonej zbożem, obecność hodowanych kóz i owiec, aromat kardamonu i unoszącego się wszędzie kurzu, smak dojrzałych melonów, granatów i migdałów.Doskonale uchwycona kwintesencja zróżnicowanego etnicznie i językowo społeczeństwa, a także przybliżenie codziennego rytmu życia jednej z wielu rodzin. Niesamowita opowiadanie o Afganistanie, która mocno przyciąga i uwodzi swą atrakcyjnością. Anna Badkhen snuje ją w przepięknym stylu, porywająco funkcjonuje na czytelnicze zmysły i wyobraźnię. Nie opuszcza nas silne wrażenie, jakbyśmy faktycznie przenieśli się z mocą słów autorki do odwiedzanych przez nią miejsc, zaprzyjaźnili z ciekawymi bohaterami reportaży, z olbrzymim zaciekawieniem uczestniczyli w mniej albo bardziej znaczących zdarzeniach z ich życia, kolekcjonowali ich trudy i radości.A w tle kuszący opis ponadczasowego rzemiosła związanego z wyplataniem dywanów, kobiecej sztuki przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Nierzadko jedyne źródło zarobku, lecz również wyznacznik statusu, środek dyplomacji, forma wyrażania artystycznych umiejętności, utrwalania samego siebie i otaczającego świata. Mnóstwo gorzkich i słodkich opowieści, tysiące węzłów na metr kwadratowy zaplecione delikatnymi kobiecymi rękami i szeptami hymnów o przemijaniu, zawarte w pięknych wzorach dywanów, które potem w jutowych workach podróżują po całym świecie, docierają do odległych miejsc i zachwycają unikalnym blaskiem.Jednak to także bolesna historia Afganistanu, dalekiej przeszłości kształtującej ten kraj, leżący w strefie wiecznych wojen, doświadczający kolejne inwazje i fanatyczne podporządkowania. Ohydne i nieprzemijające konflikty, pochłaniające przypadkowe ofiary, przyczyniające się do bezwzględnej przemocy, wyniszczającej nędzy, głodu, chorób, uzależnienia od opium, jedynego niedrogiego środka pomagającego zapomnieć o cierpieniu. Boleśnie czyta się o bratobójczej przemocy, która nieodwracalnie oszpeciła te ziemie, warunkując ludzkie wspomnienia i pragnienia. I gdzieś tam, nieznajdująca miejsca na mapie, maleńka wioska Oka wraz z garstką twardych i nieustępliwych względem przeciwności losu mieszkańców.Książkę chłonie się niespiesznie, z dużym zaangażowaniem, prześlicznie utkane ludzkie losy, gęste sploty fantastycznie zagranej muzyki tradycji, kuszący kontrast pomiędzy starożytnością a współczesnością, oddanie należnego uznania temu, co wiecznie zachwyca niewyobrażalnym pięknem. Idealnie przeżywa się tę czytelniczą podróż, zapewniająca podwójną dawkę przyjemności, podziwiania Afganistanu i rozkoszowania się stylem, w jakim jest on przybliżany. Co cztery pory roku rozpoczyna się wyplatanie dywanów, w których zawarte są smutki i radości, fantazje i marzenia, zwątpienie i wiara, ulotność i kapryśność, a także stare i nowe.bookendorfina.pl
DYWANDywany, które widzimy na co dzień, w przeważającej większości to zaledwie fragmenty wystroju wnętrz. Nie mają historii. Nie niosą krzyków, cichych słów miłości, niewysłowionej akceptacji. Są nagie. Obdarte z tego, co uczyniłoby je niezwykłymi już w chwili wyplatania.Dywany, wychodzącego spod delikatnych, niemalże przezroczystych dłoni Saury, są inne. "(...) dywan Saury, jak każdy dywan tkany ręcznie, będzie się subtelnie różnił od innych. Będzie tylko jej. Będzie stanowił jej autobiografię, jej pamiętnik z tego roku, jej kronikę zimy, z zasmuconymi zygzakami, marzycielskimi zawijasami, melancholijnymi pętelkami i pełnymi radości węzłami. (...) Dolna szósta element dywanu będzie niemalże nieuchwytnie mdląca, będzie sześćdziesięciocentymetrową kroniką porannych nudności. (...) Tk, tk, tk. Sierp Saury odmierzał czas biciem nie jednego serca, lecz dwóch."Badkhen opowiada historię dywanu Saury i wszystkich dywanów przed nim i po nim. Jednak dywan nie jest tylko przedmiotem. W jej przekonaniu, w niewielkiej, poetyckiej cząstce duszy każdego Afgańczyka dywan to także ludzie. Ich życie, ich pot, łzy, śmiech i ciężka, czasami żmudna codzienności. To Oka - garść domków rzucona ręką Boga w środek pustyni - której nie ma na żadnej mapie. Której istnienia nie uznaje nawet deszcz."Jeśli świat jest dywanem, to Oka jest błędem. (...) Gdyby któregoś dnia Oka została zdmuchnięta lub pogrzebana pod barchanem przez burzę piaskową, mało kto by to dostrzegł.""Cztery pory roku w afgańskiej wiosce. Reportaże z wyplatania dywanów" to książka ebook pełna wyrozumiałości. Książka ebook matka, która nigdy nie osądza i snuje baśniowe historie. O ściskającym brzuch głodzie i lepkim, słodkim soku z melonów, o uzależnieniu od opium, bezimiennych cmentarzach i wielkiej uczcie - hucznej zabawie, która wypełnia życie wychudzonych mieszkańców ilekroć odbywa się ślub. To wielobarwny pamiętnik drogi wypełniony wspólnymi posiłkami, głośnymi wybuchami śmiechu i bomb a także historią tego kraju. CZASW Afganistanie czas płynie inaczej. To ilość węzłów i ruchów dłoni. Gęstość przędzy. Świadomość zapomnienia."Tk, tk, tk - zaśpiewa sierp, odmierzając czas pomiędzy świtem i zmierzchem, narodzinami i śmiercią, pokojem i wojną; bez ustanku odmierzając czas."Nie każdy potrafi się tam odnaleźć. Pod piekącym słońcem, z żołądkiem pełnym zanieczyszczonej wody i chlebka nan bezpiecznie czują się tylko mieszkańcy Oki. O nich wojna nie pamięta. Nie znają ich mapy, nie słyszał o nich Bóg. Od tysiącleci żyją pośród złota pustynnych piasków, pod skrzydłami żurawi. "Łatwo idealizować tę ziemię, ten chwilowy Duży Kanion, gdzie tysiąclecia skupiały się w dolinach pomiędzy półksiężycami wydm i ponownie rozpościerały w węzłach dywanów, ten, wydawałoby się, organiczny świat, w którym każdy ruch trwa i ma znaczenie, a każdy krok to idealna podróż mająca na celu przetrwanie."My, obcy, dostrzegamy tylko powłokę. Urodzaj możliwości i nieskończone dobro zamknięte w szponach wojny, lecz nie żyjemy tam. Nie wiemy jak wygląda rzeczywistość. Badkhen tą książką uświadamia nam ogrom problemu i okrutność pułapki, w jaka złapani są Afgańczycy."Łatwo egzotyzować tę ziemię. a później noworodek przedawkuje opium. Dziewczyna zawodzi ponad drobnym ciałkiem sześcioletniego chłopca okaleczonym przez trzydziestoletnią minę lądową. Mężczyźni siedzą przy ręcznie lepionych z błota ścianach, palą niedrogie koreańskie papierosy z takim namaszczeniem, jakby czynność ta stanowiła akt ważki, znaczący, i snują rozważania ponad życiem i śmiercią w kraju, w którym wojna nie pojawia się tylko na afiszu filmowym, lecz ohydnie i nieprzemijająco trwa w tle, wybierając własne ofiary na chybił trafił."MARZENIAOni są ludźmi pustyni. Trwają niczym opancerzone trzciny - stale myślące, lecz już nie pozwalające sobie na marzenia. Sny na jawie, które bardziej ranią ich duszę, niż leczą zszargany umysł. Tylko czasem, gdy najdzie ich chwila słabości. Gdy w pustynnego ducha wstąpi ludzka bezradność i delikatność poddają się odwiecznej potrzebie piękna. Oczy, które dynamicznie poruszają się pod przymkniętymi powiekami, widzą wszystkie, zamglone, ponieważ dawno nie przywoływane, marzenia.Badkhen używa języka lirycznego. Czasami wręcz poetyckiego. Wewnątrz książki sierpem odcina nitki i wiąże węzły. Wyplata, wyplata, wyplata. Dywan o czterech porach roku w afgańskiej wiosce powstaje z każdą przewróconą stroną. I on wystarczy. Ten jeden dywan. By opowiedzieć czytelnikowi historię pustyni i świata."Świat ma cztery rogi. Świat jest dywanem."
Byłam w Oce, wiosce zapomnianej już prawdopodobnie nawet przez Pana Boga. Jedynymi towarzyszami jej mieszkańców są bieda z nędzą. No i opium, lekarstwo na każdy ból dorosłego czy niemowlęcia, tańsze od jedzenia. Gdzieś na afgańskiej pustyni, w miejscu, gdzie pewnie nikt z nas nie chciałby się znaleźć z swojej woli, Anna Badkhen obserwuje powstawanie cudowna na krośnie. Piękny dywan tkany przez niepiśmienną kobietę wśród pyłu, brudu i zwierzęcych odchodów. Kilka miesięcy pracy zapewniające rodzinie byt. Krosno, przędza i pustynia - tak daleko, że nawet talibowie zostawiają Okę we względnym spokoju.Czy można cudownie pisać o biedzie, brudzie, przemocy i beznadziei? Można, zwłaszcza, kiedy posiada się talent jak autorka tego reportażu. Nie bez przyczyny napisałam, że byłam w tej wiosce - opisy były tak plastyczne, że wyobrażenie sobie miejsc, bohaterów, zdarzeń czy nawet aromatów było nieuniknione. Afganistan to biedny kraj, i nie mam tu na myśli braku pieniędzy. To ziemia, w którą wsiąkło już zbyt dużo krwi. To ludzie, którym nie uda się odmienić własnego losu. To stracone pokolenia dzieci, które nigdy dzieciństwa nie poznały. To wreszcie miejsce, w którym wciąż, mimo śmierci, zamachowców samobójców i niepewności jutra ludzie żyją, śmieją się, cieszą się małymi rzeczami, gdzie dziewczyna tka cudowny dywan a facet spogląda z troską na jej wychudzone ramiona. Gdzie jedni poszczą w Ramadanie, a inni całe życie. Dziwny, nieugięty kraj, zadziwiający ludzie, którzy kurczowo trzymają się coraz bardziej niemożliwego do wytrzymania życia.Ta książka ebook zaskoczyła mnie przede wszystkim swoim poetyckim językiem, którego nie spodziewałam się po reportażu z państwie ogarniętego wojną. Annie Badkhen udało się zabrać mnie do tego zakątka świata i przekonać, że nawet tam życie może być na własny sposób momentami piękne. Zaskoczyło mnie też to, że o samej autorce z tej publikacji niewiele się dowiemy. Badkhen pochodzi z byłego ZSRR, mieszka w Stanach i to nie jest jej pierwsza tego typu podróż. W tej publikacji użycza nam ona w zasadzie jedynie własnych oczu, byśmy mogli zobaczyć i przeżyć to samo, co ona. Nie wychodzi na pierwszy plan, nie ocenia nikogo i niczego - słucha, patrzy, chłonie atmosferę miejsca, a my wraz z nią. Z tego powodu ta książka ebook to praktycznie tylko Afganistan, bez porównań do innych równie biednych miejsc. Jest Oka i jej prości mieszkańcy, lecz i Mazar-e Szarif i afgańska klasa średnia. Wszyscy jednakowo naznaczeni piętnem wojny, każdy na własny sposób cierpiący z jej powodu. Nie zmieściły się tu już pewnie inne nieszczęścia świata, a i tych omówionych jest aż nadto.Nie dziwię się, że ta książka ebook zebrała na świecie tak entuzjastyczne recenzje. To, co przyniosła nam autorka z afgańskiej wioski jest jedyne w swoim rodzaju. Książka ebook zdecydowanie warta poznania.co-przeczytalam.blogspot.com