Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Podróże w okresie mogą być całkiem dobrą zabawą. Przeżyjcie ją razem z dwoma naukowcami, Corbinem Quinnem i Danny Reillym. Niestraszne im wszelkie konsekwencje i paradoksy, ponieważ przecież zawsze można znowu wrócić do tego samego momentu i naprawić wyrządzone szkody. Czas jest co prawda nieubłagany, lecz przyjaźń i tak jest wiele ważniejsza - zwłaszcza przyjaźń dwóch podróżników w czasie. O czym w idealnym stylu starają się nas przekonać Mark Millar (Kick-Ass) i Sean Murphy (Przebudzenie).
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Chrononauci |
Autor: | Millar Mark |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Non Stop Comics |
Rok wydania: | 2017 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI Fanem komiksów Millara stałem się od chwili przeczytania praktycznie pierwszego jego komiksu, jaki wpadł mi w ręce i z każdym kolejnym tytułem, mój zachwyt jego twórczością tylko rósł. Nic więc dziwnego, że od kiedy tylko usłyszałem o planach wydania w Polsce „Chrononautów” nie mogłem się doczekać tej chwili. I teraz, dostawszy wreszcie w własne ręce egzemplarz, mogę śmiało powiedzieć, że warto było czekać, ponieważ seria nie zawodzi, a jednocześnie prezentuje nam inne, lżejsze oblicze twórczości autora. Myśliwiec F-14 Tomcat. odnaleziony w tureckiej świątyni starszej od Stonehenge o sześć tysięcy lat. Tysiącletnie motocykle. Pięćsetletnie ślizgacze. Flota sportowych wozów pod świątynią Majów… Wszystkie te przypadki badają dwaj młodzi lekarze o lekkim podejściu do życia, Quinn i Reilly, którzy jednocześnie pracują ponad projektem wehikułu czasu. Wkrótce udaje się im stworzyć sondę do podróży w czasie. Wysyłają ją w przeszłość, transmitują na żywo przekaz z wojny secesyjnej, w końcu nadchodzi również czas by wysłać w podróż człowieka. A kto lepiej nadawałby się do tego zadania, jak nie oni? Pierwszego skoku w okresie podejmuje się Quinn, niestety z miejsca wszystko idzie nie tak. W roku 1986 dochodzi do pewnego zdarzenia, które rzuca go do szesnastowiecznej Samarkandy. Eksperyment zostaje przerwany, a drużyna obawia się szkód, jakie wydarzenie to może wyrządzić w teraźniejszości. Reilly rusza jednak przyjacielowi na pomoc, lecz z miejsca trafia przed setki pędzących na niego, uzbrojonych po zęby jeźdźców, trafiony w nogę strzałą. A to dopiero początek tego, co czeka obydwu chrononautów… Za co najbardziej cenię Millara? Za to jak odświeżył superbohaterskie schematy, robiąc dla współczesnych komiksów to, co w własnych czasach zrobili Frank Miller i Alan Moore. Oczywiście nie na taką skalę, jak oni – on wpasował się w ten trend, idealnie go wykorzystując, oni zrobili rewolucję, wprowadzając zmiany, jakich komiks nie widział nigdy wcześniej. Liczy się jednak, że w świcie opowieści obrazkowych nazwisko Millar stanowi gwarant niezwykłej jakości. Czym w takim razie zachwycają „Chrononauci”, skoro scenarzysta najlepiej czuje się w łamaniu konwencji superhero i dodawaniu jej silnego posmaku realizmu? A czymże właściwie jest superhero, jak nie jednym z podgatunków szeroko pojmowanej fantastyki? Dlatego również nawet w komiksie traktującym o podróżach w okresie – tematyce wyeksploatowanej do cna – czuje się naprawdę doskonale. Millar pozbierał motywy z ulubionych dzieł gatunku (smaczków z tym związanych jest całe mnóstwo), przepuścił ją przez filtr swojej artystycznej wrażliwości i zmiksował w coś, co w skrócie można podsumować jako komiksową jazdę bez trzymanki. Komedię, lecz podaną na poważnie, z szacunkiem dla tematu i ciekawym jego poprowadzeniem. Mamy tu momenty poważne i smutne, mamy również erotyczne gadki i pojazdy wojskowe pędzące obok dinozaurów. Do czego bym to wszystko porównał? Choć najbardziej w oczy rzucają się podobieństwa do „Powrotu do przyszłości”, mi „Chrononauci” przede wszystkim przypominają szalone zbiory klocków Lego z połowy lat 90., z linii „Time Cruisers”. Kto pamięta, wie o czym mówię. Serię czyta się znakomicie, zabawa jest przednia, lecz jak przedstawiają się ilustracje? Tak samo dobrze. Brudna kreska Murphy’ego ma w sobie dość realizmu, by udźwignąć historyczne aspekty całości (a zatem oddać wiernie zamierzchłe budynki czy plenery), a jednocześnie pozostaje na tyle cartoonowa, szczególnie w wyrazie twarzy postaci, aby dodać całości lekkości i humoru. Prosty, bardzo przyjemny kolor, idealnie to wszystko uzupełnia. Na dodatek całość została doskonale wydana. Edytorsko rzecz przypomina publikacje wydawnictwa Mandragora, z tym, że stoi na lepszym poziomie – kredowy papier, błyszcząca oprawa i dodatki, w tym galeria alternatywnych okładek wzorowanych na plakaty słynnych filmów. Po prostu super! Dlatego zalecam bardzo, bardzo gorąco i z niecierpliwością czekam na kolejną część.