Złotonóżka u Krasnoludków baśń fantastyczna
Szczegóły |
Tytuł |
Złotonóżka u Krasnoludków baśń fantastyczna |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Złotonóżka u Krasnoludków baśń fantastyczna PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Złotonóżka u Krasnoludków baśń fantastyczna PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Złotonóżka u Krasnoludków baśń fantastyczna - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
[ALINA JUWUIt-CE1
| uotonóżka 5
U KRASNOLUDKÓW
B aśń f a n ta s ty c z n a
gejgSB gsk •"r
NAKŁADEM
.N o w e g o W y da w n 'c tw a"
f| W a r s z a w a , M a rsz a łk o w sk a 141
>> _ _____
Strona 2
n.Hum
Strona 3
ALINA J U R G I E L E W IC Z U W N A
KSl^GUZBIOREK d z ie c ię c y .
u Krasnoludków.
B aśń fantastyczna
napisał Pfomyezek.
a* z ilustracjami, wk-
L
N A K Ł A D E M „ N O W E G O W Y DA W NI C T W A "
W a r s z a w a , ul. M a r s z a ł k o w s k a 141.
Strona 4
1^1
' I r oO°
D R U K A R N IA „K O R O N A
W arszaw a, Ż elazna 54
Te!. 426-54.
H .H H m
©
/SSS K M io jg g
Strona 5
uż przy lesie, w biednej lecz schlu
dnej chatce mieszkała wdowa z córką.
Za życia męża, ubogiego drwala,
nie było wielkich dostatków, ale też
i głodu nie zaznała — teraz zaś, gdy
strudzony pracownik do snu wieczyste
go w zimnej ułożył się ziemi — często
i na chleb czarny nie miała.
Nie martwiła się tak o siebie, jak
o swą ukochaną Zosieńkę. Dziewczyn
ka, jak aniołek śliczna, z dużemi habro-
wemi oczami i długiemi złocistemi war-
Strona 6
koczami, mizerniała jej i szczuplała co
raz bardziej.
Nie skarżyła się Zosia na głód i nie
dolę, tw arzyczkę miała zawsze wesołą,
g dy zawołała ją matka, ale, gdy została
sama, g d y ani okruszyny chleba w y n a
leźć w chacie nie mogła — łkała poci-
chutku i składała rączy n y przed świę-
temi obrazami, błagając Boga o kaw a
łeczek chleba.
Niedaleko od nich mieszkał bogaty
gospodarz. Chata jego była podmurowa
na, w obórce ryczały krówki, a całe
stada owieczek pasły się po spadzistych
i górkach lasu.
i
Nie miał nikogo na świecie, a i z lu-
f dzi obcych, przyjaznej duszy nie miał,
i stronili od niego wszyscy, ale z jakiego
powodu, tego pojąć matka Zosieńki nie
| mogła. Bo dla niej, biednej wdowy, zaw
sze miał przyjazne słowo i zawsze z po-
Strona 7
mocą, o ile czego potrzebowała; przy
chodził.
W idział sąsiad, jaka bieda w chatce
u wdowy, jak byle czem się żywi i có
reczkę m ałą biednie, lecz czysto przyo-
dziewa, i pomyślał sobie, że tak mało
wydającej na swe potrzeby, drugiej nie
znajdzie, a że przytem młoda była jesz
cze i hoża, a i płótno prząść ładnie umia
ła — postanowił się z nią ożenić.
Zadziwiła się mocno matka Zosień-
ki, posłyszawszy od niego, iż los swój
wiązać z jej losem postanowił i pomi
mo, iż wiedziała, że głodu przy nim
i zimna nie zazna, namyślała się długo
nad odpowiedzią. Bała się o Zosieńkę,
wiedziała, że ojczym nigdy tak serde
cznie kochającym, jak rodzony ojciec,
nie będzie. Kochała swą jedynaczkę
i drżała o nią, godząc się w końcu na
wyjście za bogatego gospodarza. Uspo
koił ją, że dziecku jej krzyw dy nie zro-
Strona 8
— 6 —
bi i że dla jej dobra winna się z nim
połączyć. W szak i Zosia jej wtedy gło
dem przym ierać nie będzie.
Odbyło się ciche wesele, przeniosły
się do bogatej chaty i zdaw ało się, że
niczego już im brakować nie będzie.
Jakżeż się biedaczki zawiodły! O j
czym Zosieńki z n atu ry chciwy i s k ry
ty, zapędził żonę do roboty, Zosi zaś
kazał gotować obiad, prać i kartofle ko
pać.
Kilkoletnia dziewczynka nie mogła
zadosyć uczynić rozkazom surowego czło
wieka, to też bił j ą niemiłosiernie, nie
zważając na siły drobnego szczupłego
dziewczątka, które nawet koszyka z k a r
toflami udźwignąć nie było w stanie.
Matka Zosi, o ile była w domu,
robiła za swą córeczkę, ąle niegodziwy
skąpiec wyganiał ją na cały dzień do
Strona 9
roboty, znęcając się w jej nieobecności
nad wątłą, cichą dzieweczką.
Zosia wyglądała bardzo nizernie,
sił zupełnie nie miała i w niczem, pomi
mo bicia, pomódz nie by ła w stame.
Skąpiec postanowił się jej pozbyć.
Zwierzył się z tern przed żoną, tłoma-
cząc jej, że córka jest tylko ciężarem,
robić nic nie może, lada dzień gotowa
umrzeć, niema więc racji trzymać dar
mozjada w domu, gdy tak ciężkie obe
cne czasy.
Kłamał skąpiec, bo dla niego były
to najlepsze od lat wielu czasy. Żona
zastępowała mu robotnika, urodzaj b ł
wielki, kartofle ja k nigdy w tak wielk ei
ilości. Zacierał ręce z radości niegodziw /
człowiek, gdy go nikt nie widział, a pr.c.y
żonie i pasierbicy wyrzekał i jęczał.
Nie pomogły płacze i prośby, nie-
; " **—
Strona 10
d o b ry człow iek kazał iść Zosieńce z do
m u i szukać u ludzi ro b o ty .
Z a ła m a ła rę c e rozpacznie nieszczę
śliwa m atka, z ap ła k a ła w głos dziew ecz
ka i odeszła z do m u w lichej p o łatanej
sukience i z k ro m k ą c h leb a w dłoni...
O d e sz ła w św iat do ludzi.
Idzie, idzie, ju ż godzin kilka, a ni
kogo nie w idać na d rodze. A ni człow ie
ka, ani chatki... P o d n io s ła k u n ieb u z a
p ła k a n e oczęta i pyta; — Co będzie ze
m ną? M ała je ste m i słaba, p racow ać nie
potrafię... ludzi nie widać... D okąd pój
dę? O, w olałabym być kw iatkiem m a
łym, lilijką albo bratkiem ... w olałabym
paść pod sierpem lub kosą, niż ta k nie
winnie cierpieć!... I poch y liła Zosieńka
złotowdosą swą g łó w k ę i zadu m ała się
boleśnie.
Naraz, g d y ta k stoi, uk azała się jej
cud-w różka. P ostać cala pięk nej dziewi-
Strona 11
" O :
•• :--px ■■■ v ~ '
Strona 12
— 10 —
cy b y ła tak gw iaździsta i prom ieniejąca,
że z a c h w y c o n a d ziew eczk a, w yciągnęła
ku niej rączy ny i uśm iechem pow itała
zjawisko.
— C hcesz być kw iatkiem ? — w y
s ze p ta ła sre b rz y s ty m głosem w różka —
zostań więc nim, lube dziecię... I d o tk n ę
ła rączek i n óżek dziewczęcia, a g d y
padła Z osieńka na ziemię bez czucia,
znikła w raz z idącą wślad za nią sarenką.
G d y zb ud ziła się dziew czynka, uj
rzała siebie na gruncie p rz y tw ie rd z o n ą
korzonkam i do m chów leśnych, na k tó
rych w pierw przed cu dn ą w różką stanęła.
Zam iast w łosów złocistych, m iała
białe, w oniejące płatki, zam iast nóżek,
w y so ką ło dy żk ę, rączki znikły, zastąpi
ły je długie zielone listeczki.
— Jeste m lilją — zaszem rała Z osień
k a — lilją leśną, w oniejącą i cudną, ale
ru szy ć się z teg o m ie jsca nie mogę...
Strona 13
Nie zobaczę ju ż nigdy mojej uko chan ej
mateczki, nie w rócę do swojej chatki...
I łam ałab y rączki z rozpaczy , ale nie
b y ła w stanie i w o ła ła b y na głos cały,
ż e b y ludzie d o b rz y poszli do jej m a te
czki i w skazali je j Z osieńkę — ale, n ie
stety , c u d n a lilijka nie m o g ła w y d ać
głosu... T y lk o z p łatk ów , ja k śnieg bia
łych, łz y s re b rz y s te p a d a ły , tylko rosą
zalśniły się m c h y leśne... U sn ę ła lilijka,
a gd y rankiem z b u d ziły j ą śpiew y p ta c
twa, p o sły sz a ła sze p t ro snącego obok
siebie fjołka. Z e szm eru w ycho dząceg o
z krzaczk a, zrozum iała, iż grozi je j n ie
b ezpieczeństw o.
— U rw ą cię, zetną ci g łó w k ę —
szep tał ktoś p rz e ra ż o n y — żegnaj, ż e
gnaj luba roślinko...
Z dziw iona i zalękniona podniosła
białą swą g łó w k ę i u jrz a ła n a d sobą
stojącego z nożykiem w ręk u karzełka.
Strona 14
Stuliła w onne płatki i oczekiw ała
śmierci. Ale do bry człow ieczek nie p rz y
szedł jej ścinać. D elikatnie w y k o p a ł ro
ślinkę, zaniósł do dom u, zasadził w do
niczce i codziennie św ieżą w o d ą j ą skra-
piał.
Lilijka rosła cudnie i wonią swą
n apełniała izdebkę k arzełk ó w . Było ich
kilku, a w sz y scy pracow ici i dobrzy.
Ale z lilijką cuda się działy. Co
noc, po w ybiciu n a zegarze północy,
w y c h o d ziła z doniczki, zamieniała się
w złotowłosą Z o sień kę i sp róbow aw szy
w szystkiego z je d z e n ia , z a b ie ra ła się do
sprzątania.
Dziwili się k a rzełk ow ie, kto im do
pom aga w jedzeniu, dlaczego pasztecik
zaw sze po nocy napoczęty, a i ja g ó d e k
dużo b ra k u je . Dziwiła ich jeszcze b a r
dziej ta okoliczność, że k urz b y ł po-
ścieran y ze w szystkich k ą tó w i że na-
Strona 15
— 13 —
w et od czasu do czasu p o p ra n e ich
s k a rp e tk i i kolo ro w e czapeczki.
— K to to robi? — myśleli karzełko-
wie — a je d e n z nich, najciekaw sz}r, p o
stanow ił dopilnow ać psotnika.
Nie w y ch od ził przez dzień cały,
a w nocy p o stan o w ił czuw ać. U snął j e
dnak, a g d y sz m e r jak iś go zbudził,
spostrzegł śliczną zło to w ło są dziew eczkę,
która, zanim ją złapał, w sunęła się do
doniczki i zam ieniła się w lilijkę.
— Aha! m am cię! — ucieszył się
k a r z e ł e k — na d ru g ą noc nie ujdziesz
mi dzieweczko, złapię cię niezawodnie...
U ło ż y ł się więc w ieczorem i choć
jedno oko miał zam knięte, drugie sk ie
row ał k u oknu, na którem b y ła doni
czka z lilijką.
W yb iła północ, zaszem ralo coś na
o kienku i sfrunęła cichutko na podło gę
śliczna młoda dzieweczka.
am
Strona 16
— 14
K arzełek złapał ją za nóżkę, Zo-
sieńka padła ja k nieżywa na podłogę
izdebki.
K rzyk i lament zbudzonych właści
cieli chatki, napełnił izbę. Rwali włosy
i wydawali jęki z rozpaczy, widząc śli
czną dziewczynkę bez życia. Jeden
z nich, włożywszy pięciomilowe buty,
pobiegł do źródła życia i przyniósłszy
cudownej wody, skropił liczko m artw e
go dziewczęcia.
Poruszyła się, przelękła, a zoba
czywszy, że ma urw aną nóżkę, w głos
zapłakała.
Karzełek bowiem, złapał ją tak nieo
strożnie, że nóżka dziewczątka w ręku
mu pozostała. Martwili się dobrzy ka-
rzełkowie i płakali, wreszcie postanow i
li ukuć Zosieńce złotą nóżkę i w drogę
po ów kruszec wyruszyli.
A Zosieńka uspokoiła się już zu-
Strona 17
pełnie. Skacząc na jednej nóżce biega
ła wciąż po izdebce, to gotując, to sprzą
tając i piorąc.
Gdy powrócili karzełkowie, zastali
dzieweczkę wesołą i śpiewającą i poko
chali ją serdecznie, od niej również do
znając przywiązania. Po ukuciu ze zło
ta nóżki, ozdobili ją brylantam i i szafi
rami i przytwierdzili dziewczątku. Co
to była za radość, co za wesele, gdy
Zosieńka na dwóch nóżkach stanęła
i rzuciła się na szyję poczciwym k a
rzełkom.
Tego dnia upieczono na obiad oka
załego bażanta i zrobiono na deser
kompot z malin leśnych i miodu. A ta ń
czono, a śpiewano przez dzień cały.
Bo też Zosia zasłużyła na kochanie
i na złotą nożynę. B yła dla nich i go
spodynią i siostrą, dogadzała we wszy-
stkiem, usługiwała z radością.
Strona 18
— 16 —
Pew nego pięknego dnia wyszła Zo
sia, Złotonóżka teraz zwana, do lasu,
żeby jagód na wieczór uzbierać. A słoń
ce świeciło tak jasno, a ptaki śpiewały
tak cudnie, że Zosieńce przypomniał
się ów dzień smutny, gdy ją ojczym
z domu w ypędzał i gdy tak ja k i teraz
promienisto było i wonnie.
U stóp jej rosła biała, smukła li-
lijka, tak jak ona niegdyś rosą łez ob
lana i tak samo może przez wróżkę
w kwiat zamieniona.
Nachjdiła się ku niej i zaszeptała:—
Czyli tęsknisz za kim, kwiateczku? czy
nie chciałbyś, żeby cię do rodziny twej
wykopać i zanieść?
A łilijka pochyliła smutnie wonie
jące swe płatki i zaszem rała łzami: —
Nie mam ju ż nikogo na świecie... Idź
Zosieńko do matki, bo płacze za tobą
gorzko, lecz do dobrych ludzi tych
Strona 19
- 17 -
wracaj... Ucałowała dzieweczka roz
szlochane wspomnieniem sieroctwa kwie
cie i o matce swej myśleć poczęła.
A tak wielka ją porwała tęsknota, źe
rączkami zakryła swe liczko i nadobre
się rozpłakała.
— Pójdę, pójdę do ukochanej ma
teczki, zobaczę ją, powiem, że mi tu d o
brze, ucałuję ją i powrócę do karzełków...
Co pomyślała, to zrobiła. Biegła,
biegła przez las, rozglądając się wkoło,
czy gdzie chatka rodziców nie bieleje
w oddali.
W reszcie wyszła na drogę, kędy
trzy rozchodziły się ścieżki i stanęła
niepewna co robić, w którą z nich skie
rować swe kroki.
— Idź na prawo! — szepnął głos
jakiś do uszka Zosieriki — dojdziesz pro
sto do rodzicielskiej chatki, matka przę
dzie u okna i myśli o tobie. Śpiesz się!...
Strona 20
— 1 8 —1
Popędziła Zosieńka, zdziwiona tą ta
jem ną opieką i zdaleka ju ż ujrzała biały
domek na wzgórku i dym biały z komina
idący. Zapukała do okienka, wołając:
— Matuleńko, mateczko, to ja, tw o
ja Zosieńka. stęskniłam się za tobą
i przyszłam...
K rzyk się rozległ radosny, drzwi
otwarły się na oścież i oto Zosieńka
znalazła się w objęciach swej ukocha
nej mateczki.
Śmiały się i płakały z radości. Dzie
weczka opowiedziała matce o swych
przygodach, o wróżce i karzełkach, po
chwaliła się szczerozłotą nóżką i tern,
ja k jej dobrze u małych ludzi, którzy
niczego jej nie odmawiają i u których
te kilka lat spędzonych, wydają się dniem
jednym . A ojczym stał w sąsiednim al
kierzu i słuchał.
Dowiedziawszy się z opowiadania