Zimniak Andrzej - Konstrukcja
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Zimniak Andrzej - Konstrukcja |
Rozszerzenie: |
Zimniak Andrzej - Konstrukcja PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd Zimniak Andrzej - Konstrukcja pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Zimniak Andrzej - Konstrukcja Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
Zimniak Andrzej - Konstrukcja Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
ANDRZEJ ZIMNIAK
KONSTRUKCJA
Krys niecierpliwie przeszukiwał swój sektor, ale wszędzie napotykał tylko puste,
bezpłodne globy. Na jednym zauważył pierwiastki o wielkich ciężarach atomowych,
lecz i te można było już wytwarzać w dowolnych ilościach, minął więc planetę w
pełnym pędzie. Czyżby w całym sektorze, a może i w tej części Galaktyki, nie
występowały żadne bogactwa naturalne?
Nie było jednak aż tak źle. Pod koniec swojej misji Krys natrafił wreszcie na
średniej wielkości gwiazdę z kilkunastoma planetami, spośród których druga,
trzecia i czwarta okazały się ciekawe. Było na nich coś, co mogło przydać się
Krystalitom.
Zaraz po wstępnej analizie okazało się, że tylko trzecia planeta posiada
bogactwa naturalne, nadające się do eksploatacji. Krys nie mógł powstrzymać się
i po przelaniu swojej świadomości w kilka monokrystalicznych meteorów platynowo
- tytanowych opuścił się w nich na powierzchnię globu. Na widok bogactw wokoło
aż zaparło mu grawitacyjne pulsacje. Przemykając poprzez rzadkie granity i
bazalty oglądał dorodne korzenie roślin i stąpające po głazach zwierzęta.
Wreszcie wygodną żyłą miki wydostał się na wzniesienie, po którym w śmiesznych
nieregularnych podrygach posuwała się gromada pokracznych stworzeń,
poruszających się za pomocą dwóch spośród czterech posiadanych odnóży. Chociaż
był znawcą różnych formacji zasobów naturalnych, okazów o takiej symetrii i
prawidłowościach budowy jeszcze nie widział. Dokonał więc wstępnych pomiarów ich
parametrów i stwierdził z rosnącym zadowoleniem średni poziom inteligencji,
krótki cykl rozwojowy, trwałość w dosyć wąskich granicach, lecz niezłą
przystosowalność, a także dużą podatność. Trochę zaniepokoił go stosunkowo
wysoki współczynnik histerezy anarchicznej, ale i tak jakość złoża przeszła
najśmielsze oczekiwania! Taki surowiec należy odpowiednio wykorzystać.
Stado rozproszyło się w panicznym strachu, gdy kamienny wierzchołek wzgórza,
wokół którego żerowało, rozjarzył się czerwonym blaskiem. Tylko jeden osobnik
nie zdążył przylgnął do świecącej skały i, wyjąc zachryple, próbował wyrwać się
z kleszczy nieznanej i groźnej siły, która przygważdżała go do kamieni.
Jednak po chwili ucisk zelżał, czerwień skał stopniowo przygasła, a małpolud
pognał na swoich krótkich nogach za znikającym już w buszu stadem. Niebawem
trwożne pochrapywania zwierząt ucichły i tylko wiatr hulał nad pustym
wzniesieniem.
Krys pomknął żyłą miki z powrotem do swoich meteorów i już po chwili mógł z
rozkoszą rozpłynąć się po wszystkich regularnościach macierzystej sondy.
Odpoczywając, nie zaprzestał intensywnej analizy dokładnych już danych.
Z odkrytego właśnie złoża dało się zrobić prawie wszystko. Kierując się
interesem Krystalitów i własnym doświadczeniem, podjął decyzję. On, Krys,
skonstruuje z zasobów złota tej planety ogromną Maszynę, która będzie
rozwiązywała problemy techniczne jego cywilizacji, problemy nastręczające zawsze
najwięcej kłopotów. Umieścić funkcje analityczne i wykonawcze w jednym
urządzeniu! Korzyści z obecnej misji mogłyby wówczas okazać się wprost
niewymierne.
Należało teraz postępować ostrożnie, aby nie uszkodzić lub nie zniszczyć cennego
złoża. Krys długo opracowywał wszelkie możliwe warianty planu działania, aż
wreszcie przystąpił do realizacji Wielkiej Konstrukcji. Najpierw, jak zwykle,
dokonał wstępnej modyfikacji złoża. Surowiec był podatny i należało ingerować
niezwykle delikatnie, ponieważ w przypadku przesterowania równowaga układu
mogłaby zostać zakłócona, a wtedy poprawkom nie byłoby końca. Krys uznał, że
najłatwiej operować ośrodkiem kodującym cechy osobnicze z pokolenia na
pokolenie, i poprzez ten układ poprawił nieco materiał: wzmógł symetrię,
zmniejszył emocjonalność, zwiększył logiczność działania oraz przestroił mózg
tak, aby możliwe było ostateczne scalenie Konstrukcji. Po wykonaniu tej trudnej
pracy, mającej kluczowe znaczenie dla całego przedsięwzięcia, pozostawało tylko
umiejętne stymulowanie inkubacji złoża, czuwanie nad jego dojrzewaniem. Cóż za
wspaniałe uczucie tak płynąć nad globem pulsującym wzrastającą Konstrukcją!
Gobina zawsze zastanawiał problem, skąd biorą się geniusze. Przebywał od dawna w
środowisku naukowym, pracował w uczelni o świetnej renomie, ale nawet wśród
laureatów Nagrody Nobla nie dostrzegł tych umysłów, które wnoszą wartości
przełomowe i decydujące. Owszem, mrówczą pracą tworzyli oni nowe obrazki z już
istniejących fragmentów, a później szeregi następców wybierały znów dogodne dla
siebie cząstki z ich własnych prac. Znawcy techniki, opierając się na symptomach
awarii, umieli bezbłędnie wymienić uszkodzony panel w maszynie, lecz kto
wymyślił i zbudował całe urządzenie? Kto podawał ogólne teorie? Gobin nie
widział wokół siebie takich ludzi.
Kiedyś Ben, jego bliski współpracownik, z którym od dawna próbował rozwiązać
pewien złożony problem, wpadł radosny do pracowni. Mam! - krzyczał już od drzwi.
Gdy przedstawił swoje rozwiązanie, Gobin był zaszokowany. Projekt okazał się
wprost genialny, tak pięknie, dogłębnie i elegancko ujmował zagadnienie. Ben
rozważał problem od dawna, lecz rozwiązanie przyszło mu do głowy właśnie
dzisiaj, podczas wypoczynku w parku, kiedy wpatrywał się dość bezmyślnie w
brudną powierzchnię stawu.
Wyznał później, że było to jak... olśnienie.
Co to jest olśnienie?
Od momentu rozpoczęcia budowy Krys wysyłał na powierzchnię planety wiele sond
kontrolujących, najczęściej w postaci meteorów jednorazowego użytku. Dostarczały
one informacji, ale spełniały również daleko ważniejsze zadanie: niosły zaczyn
postępu. Był to głównie postęp techniczny, albowiem w tym kierunku, zgodnie ze
swoim wstępnym założeniem, Krys zaprogramował ewolucję złoża. Każdy meteor
inicjujący pobudzał tylko jednego osobnika w ściśle określony i specyficzny
sposób, i tak rodzili się geniusze, powstawały odkrywcze idee i pomysły.
Pozostała masa złoża uczyła się i rozwijała za sprawą tych punktów
zarodnikowych.
Krys zachował bezpieczną szybkość w dawkowaniu informacji technicznej i w
prowadzeniu procesu dojrzewania złoża, choć często osiągał górny jej pułap,
śrubując tempo rozwoju technologicznego do ostatecznych granic. Spieszył się,
lecz musiał balansować pomiędzy naglącymi potrzebami cywilizacji Krystalitów a
wymogami bezpieczeństwa budowy. Wiedział dobrze, że pochopne, oszczędnościowe
skrócenie cyklu o sto lub dwieście tutejszych obiegów wokółsłonecznych mogło
pociągnąć za sobą nieodwracalną destrukcję złoża. Początkowo, przy wstępnej
modyfikacji surowca, Krys pominął stosunkowo niewielką agresywność osobniczą;
teraz żałował, że nie zlikwidował tej cechy, tak rzadko występującej wśród
bogactw naturalnych. Po uzyskaniu supremacji wobec otoczenia złoże rozpoczęło
wyniszczanie wewnętrzne. Zbyt późno już było na poprawki w kodzie rozwojowym,
Krys skierował więc ów destrukcyjny popęd do rozładowania w rywalizacji. Jednak
to nie wystarczyło, i konstruktor zdecydował się na ryzykowne posunięcie :
dostarczył złożu środków do samounicestwienia i wytworzył względny spokój,
oparty na strachu przed zagładą.
Krys obawiał się niepowodzenia. Nie wiedział, na jak długo śmiertelna broń
powstrzyma samoniszczące tendencje w fermencie białkowym. Zgodnie z pierwotnym
założeniem konstrukcyjnym złoże uległo stopniowej integracji, dążąc powoli ku
ostatecznemu scaleniu; rola jednostek malała i coraz bardziej ograniczała się do
funkcji służebnych wobec całkowitej masy surowca. Ten wyraźny trend rozwojowy
zakłócały jednakże zjawiska konglomeracji lokalnej powstawały skupiska jednostek
podstawowych, prowadzące działalność bez stymulacji Krysa i wymykające się spod
kontroli. Zbliżał się więc typowy na tego rodzaju budowach moment przesilenia i
substancji groził rozwój w niewiadomym kierunku, proces dojrzewania
niesterowanego, co mogło obniżyć jej przydatność. Z tych powodów, choć inkubacja
wciąż przynosiła dobre efekty i zwiększała przyszłe możliwości Maszyny, Krys
zdecydował się już teraz na zespolenie Konstrukcji.
Do operacji przygotował się starannie, wszak miała ona wieńczyć jego długą i
niełatwą pracę. I nadeszła chwila, kiedy spokojne niebo nad ludnymi mrowiskami
miast, cichymi obejściami wiejskimi, zielonymi górami i bezkresnymi równinami
przeciął oślepiający grad tysięcy, milionów meteorów, i odbił się przerażającym
ogniem w wodach oceanów, w lustrzanych taflach jezior i w oczach strwożonych
ludzi. A każdy z tych błysków ponaglał.
Sharon pisała. Mała lampka oświetlała tylko część powierzchni stolika i kilka
kartek, reszta pokoju tonęła w mroku. Skończyła wiersz, który był jakby nie jej
w strofach pulsował ledwie wyczuwalny, lecz głuchy niepokój.
Może zbliża się nie zapowiedziana burza? - pomyślała. Lecz niebo za oknem
przeszklonego apartamentu było pełne gwiazd i nic nie wróżyło gwałtownych zmian
pogody. Daleko w dole, pół kilometra poniżej jej poziomu mieszkalnego, jaśniała
jak okiem sięgnąć feeria barwnych świateł miejskich. Lecz zamiast doznać
ukojenia odczuła ponowny, gwałtowny przypływ przenikliwego niepokoju. Pragnęła
natychmiast uciekać lub schować się, choćby w kąt pokoju. Jednakże i tam
dosięgły ją oślepiające błyski, których dzikie kaskady rozszalały się na
spokojnym przed chwilą niebie. Mózg zalała fala chłodu, wciekającego niby
lodowaty płyn w najdrobniejsze przewody i kanaliki, napełniającego głowę
przejmującym, zimnym parciem. Ciśnienie wzrastało, ból potężniał, rozsadzał
czaszkę. Sharon w konwulsjach wiła się po podłodze. Lecz wtem jakieś niedrożne
dotychczas kanały puściły, lodowaty płyn uszedł gdzieś natychmiast, mózg stał
się czysty, a myśl jasna i spokojna.
Kobieta wstała powoli i wyprostowała się. Szeroko rozwarte oczy patrzyły, lecz
nie widziały ani pokoju, ani niepotrzebnych już książek, ani nawet płaskiego
nieba z rozsypanym piaskiem gwiazd. Lecz widziały całą Ziemię, obce gwiazdy i
planety. Ta drobna istota czuła jasną, potężną jedność. Nie było już Sharon.
Kobieta stojąca z wyciągniętymi w górę rękoma była wszystkim, bo ludzkością, i
niczym, bo jej zniknięcie nie miałoby żadnego znaczenia. Stanowiła obdarzony co
prawda wspaniałą świadomością istnienia, ale tylko pojedynczy neuron potężnego
nadmózgu, nowego wcielenia człowieka.
Krys poczuł liźnięcie gorąca - postawił ekran zaporowy. Wciąż nie kontrolował
Maszyny, nie rozumiał, co się stało. Wysłał zwiadowców.
Próba nie powiodła się. Elementy złoża zespoliły się w nadrzędny mózg, Maszyna
powstała, ale nie słuchała jego, Krysa! Żyła własnym życiem swojego nowego,
potężnego intelektu, znajdowała się na początku drogi w innym wymiarze
istnienia.
Krys rozpłynął się wygodnie po swojej sondzie i naprędce dokonał analizy.
Należało niezwłocznie usunąć usterki i zakończyć budowę, oczekiwano bowiem
niecierpliwie na włączenie Maszyny do eksploatacji. Krys podwyższył nieco swój
poziom świadomości, lecz nie bardziej, niż to było konieczne; znów górował nad
złożem w takim samym stopniu jak przy rozpoczynaniu budowy, czyli różnica była
optymalna. Sprawnie wziął się do reperacji, a krystaliczny szept niósł w
przestrzeń wesołą nowinę.